Wydarzenia


Ekipa forum
Padok
AutorWiadomość
Padok [odnośnik]23.09.22 23:04

Padok

Trawiasty ogrodzony teren znajdujący się bardziej po lewo za domem, przyłączony do stajni z której prowadzi na niego wyjście. Ważne dla konia miejsce relaksu i odpoczynku. Drewniany płot wokół nie jest najnowszy, jednak nie ma pomiędzy widocznych wyrw - te są naprawiane na bieżąco. Dalej, trochę za nim widać rozciągający się płaski trawiasty teren i rozciągającą się połać lasu. Za płotem na przeciw jednej ze ścian stajni znajduje się dróżka prowadząca w kierunku lasu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Padok Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Padok [odnośnik]27.09.22 0:09
12 maj, wczesny ranek po ognisku
kontynuacja wątku i szafki

To była tragedia. MASAKRA w najprawdziwszym tego słowa wydaniu. I nie, nie przesadzałam ani trochę. Ani, ani, odrobinkę. Po pierwsze: sama nie byłam do końca pewna jak wieczór mojego wyzwolenia z okowów tragicznego różna na głowie z jedną butelką wina zmienił się w pełnoprawną imprezę z mocarzem w roli głównej. Jak to szło, Doe? Bez awantur, bez dramatów, chwilę posiedzimy i pójdziemy. Co ty na to?? DOBRE SOBIE. Znaczy, o której właściwie skończyło się wszystko… czy może wszyscy? Nie byłam pewna. Ale oczywiście, że musiałam zachowywać się fatalnie. Jakbym się nie podarła trochę to nie byłabym sobą. Do tego wszystkiego, to nie był koniec fatalności fatalnych wiadomości. Głowa pulsowała mi nieznośnym bólem. A gardło mimo wypicia chyba wiadra wody nadal pozostawało suche. Nie za dobrze mi było ogólnie a do tego nadal nie byłam pewna jak to się stało, że skończyliśmy w jeziorze? Winić mogłam za swoje sprawowanie kogokolwiek poza sobą? Wątpliwe bardzo. Zawiodłam się na sobie strasznie. Ale i to nie było najbardziej fatalne. Kiedy rano uchyliłam oczy mając nad sobą Eve proszącą o miotłę faktem stały się dwie rzeczy. Po pierwsze, Sheila wcale nie poszła wczoraj do domu. Nie do mojego przynajmniej. Strach ścisnął mi serce. Jak ja w oczy spojrzę komukolwiek, kiedy pozwoliłam przyjaciółce po nocy samej latać w czasie wojny? Jakoś musiałam, bo o Sheili ciocia dowiedziała się razem z zejściem. I mimo że każdy dźwięk przynosił mi wręcz fizyczny ból dostałam kazanie. Nie było krótkie. Wręcz przeciwnie zdawało się trwać całą wieczność. Próbowałam słuchać, ale trudno było mi się skupić na tym co mówiła, kiedy coś kręciło mnie w żołądku a głowę zaprzątała myśl jeszcze jedna. O ile Annie i Leonie znajdowały się na górze o tyle po Celine śladu nie było w ogóle. A jeśli ciocia O TYM się dowie, to coś na pewno mi utnie. Byłam o tym całkowicie i bezsprzecznie przekonana. Więc pod pretekstem odprowadzenia kawałek Eve wciągnęłam buty obiecując że niedługo wrócę postanawiając że sprawdzę przy ognisku. W jeziorze pamiętałam ją ostatni raz. Gdyby mnie James nie wziął i nie zajął to bym jej nie straciła z oczu. Westchnęłam do siebie cierpiętniczo. Byłam najgorszą z możliwych gospodyń na świecie i przyjaciółek - to było już całkowicie i stuprocentowo pewne. Biedna Celine, której życie wywrócone nagami wcześniej, teraz znów je miała wywracane przez niby nieszkodliwe spotkanie. Zatrzymałam się nagle pełna trwogi. Nie pozwolą nam się więcej widzieć. Zabronią z pewnością. Wygięłam usta mocniej, czując jak opadają mi ramiona.
Przy jeziorze - co nie było takie zaskakujące - poza ogólną tragedią nie znalazłam nikogo. Pozbierałam butelki, po zwijałam koce i ułożyłam na jedną kupkę. Zebrałam to co rozwalone, żeby - jeśli tu jeszcze nie byli - nie widzieli że alkoholu było więcej niż mniej. Chociaż mój oddech z rana musiał mówić sam za siebie. Przeszłam się - a graniczyło to z niemałym wysiłkiem bo nie tylko dźwięk każdy i krok tragedią był okrutną - po okolicy zaglądając za krzaki z ostatkami nadziei nie odnajdując jej jednak nigdzie. Co właściwie miałam zrobić dalej? Weszłam do domu żeby pomóc cioci przygotować śniadanie. Sama zjadłam pół kromki chleba z twarogiem i popiłam herbatą, podniosłam się jak co rano przygotowując też to dla Jamesa. Tym razem jednak wzięłam więcej wody, on chyba też wczoraj pił trochę. Postanowiłam. Zaniosę mu to, zapytam co pamięta o Celine ostatnie a jak to nie pomoże nie pozostanie nic innego, jak przyznać się wujkowi do zbrodni strasznej. Nie wiem co wymyślą, ale to co dostanę będzie straszne. Dziś kazali mi pracować nie sięgając po magię. Właściwie James miał tylko nadzorować to co robię, nie pomagając nawet jak coś ciężkie czy wielgaśne. Umrę do obiadu - to jedno było pewne, bo nawet uczyć się nie miałam dziś za karę. Kanapki z twarogiem i pomidorem a drugie z pasztetem i ogórkiem zawinięte w papier i w sadzone w torbę razem z butelką wody. Ciepłą herbatę niosłam w dłoniach. Poooowoli, żeby nie wylać. W końcu dotarłam, choć droga też trwała… sporo. A kiedy weszłam i go zawołałam odpowiedziała mi cisza. Zmarszczyłam brwi. Wchodząc głębiej a kiedy go zobaczyłam brwi uniosły mi się do góry. Bibi, on w trudnym do łagodnego określenia stanie i gitara. Odchrząknęłam otwierając boks Bibi przygryzając dolną wargę w rozbawieniu.
- Jak to szło… - zapytałam przekrzywiając trochę głowę. - …na pierwszym miejscu panna, a przed nią tylko koń. - chyba prawda, skoro mgliście pamiętałam, że podniósł się szukać Eve a skończył u Bibi. - Wygodnie? - przywitałam się pytaniem, pochylając, żeby podać mu herbatę. Uśmiech zaraz jednak zszedł mi z ust kiedy uświadomiłam sobie, kiedy przypomniałam sobie o tych tragediach wszystkich. - Nie masz pomysłu gdzie mogła pójść Celine? - zapytałam go splatając dłonie przed sobą. Palce nerwowo mięły musztardową spódnicę. - Nie przyszła na noc. - powiedziałam ze strapieniem. - Byłam już chyba wszędzie wokół. Jeśli jej nie znajdę wygnają mnie na zawsze. W końcu się zorientują. Już dostałam karę. - jęknęłam cicho, był moją ostatnią nadzieją w tym konkretnym przypadku. - Oh. - przypomniałam sobie podając mu torbę. - Musiałam tak, bo nie mogę magii a na raz nie dałabym rady. Ucierpiała prezentacja, ale i tak nie mam na nią dziś siły. - westchnęłam bo przeważnie sprawa wyglądała ładniej, staranniej, nie jakiś papier w torbie. Śniadanie było przecież ważne, jak dobrze wyglądało to było lepiej, nie? - Moja dusza cierpi w katuszach ciała własnego i trwogi o duszę bliską. - powiedziałam mu widocznie przejęta całą sytuacją. Nic znów dziwnego - to była taka moja pierwsza. Jeszcze nie zgubiłam wcześniej nikogo.

| nie przejmujcie się długością - musiałam opisać moje katusze i poszukiwania
BEZ KOLEJKI ( tura od mojego posta do mojego?) 72h, czyli do 30.09 godz: 00:10


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.


Ostatnio zmieniony przez Neala Weasley dnia 29.09.22 17:56, w całości zmieniany 1 raz
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Padok [odnośnik]28.09.22 11:20
kontynuacja wątku i szafki


Obrazy przelatywały mu przed oczami, raz po raz przyprawiając o szybsze bicie serca, by zaraz pozwolić na błogi spokój w pełnym abstrakcji świecie. Coś szarpnęło mu się pod głową; nie był pewien, czy to ten ruch czy docierający jak przez mgłę głos sprawił, że zdecydował się na drastyczny krok rozchylenia sklejonych powiek. Koń poderwał się do góry, by powitać właścicielkę radosnym rżeniem i energicznym poruszaniem grzywą, ale ujrzał tylko kopyta, które przemknęły mu tuż przed twarzą, ostatecznie zmuszając do odsunięcia się na wpół wilgotnej słomie. Przewrócił się na plecy odruchowo, ze zmarszczonymi brwiami i ledwie rozchylonymi powiekami obejrzeć dookoła, ale nie do końca zdawał sobie sprawę, gdzie jest i co tu robi. Zsunął koc, który sprawił, że było mu okrutnie gorąco; włosy miał wilgotne od potu, nie od nocnych kąpieli. Ciemne loki lepiły się do czoła i skroni, policzki o ciemniejszej karnacji były nieco zaróżowione od gorąca — od konia, słomy, koca i przede wszystkim alkoholu, który wciąż z niego nie odparował. Był dalej trochę pijany.
— Czy to jeszcze sen?— spytał, kiedy wzrok powoli się wyostrzał i przed sobą dostrzegł dziewczęcą sylwetkę o płomiennych włosach. Pochylała się ku niemu, uśmiechnął się więc z błogością na ustach, rozmarzeniem we wciąż błyszczących od alkoholu oczach. Herbatę, proponowała mu herbatę. To był naprawdę piękny sen. Zignorował pierwsze słowa o Celinie, po co tu psuć. Próbował włożyć sobie ręce pod głowę, twarda słoma skubała go w kark. Jedną się udało, druga uderzyła w ścianę boksu z łoskotem.
—Au!— jęknął, krzywiąc się. Grymas na twarzy zmieniał się powoli, a do niego napływała świadomość, że w takim śnie nie czułby bólu tak naprawdę. — Co do... — cholery, chciał powiedzieć, podnosząc się na łokciach. Coś mówiła, cały czas, ale docierały do niego pojedyncze słowa. Coś zgubiła, Celina, kara, prezencja, dusza, cierpienie. Nie pojmował tego wszystkiego. Spojrzał po sobie. Spodnie częściowo rozpięte i spuszczone, koszula rozchełstana. Kilka długich —m może kilkanaście — sekund zajęło mu wracanie na ziemię. Uniósł na nią wzrok, coraz szerzej otwierającymi się oczami, ustami, jakby zobaczył ducha. I ten koc? Co tu u licha robił koc? — Kurwa — zaklął siarczyście, nie dbając o język przy niej, z prawdziwym przerażeniem podnosząc się z ziemi na równe nogi, by naciągnąć na biodra spodnie, wpuścić w nie niedbale brudną koszulę. W pośpiechu analizował to wszystko co powiedziała, jakby mówiła to drugi raz, ale tym razem naprawdę rozumiał, co mówiła. — Eee... ehm... — zaczął, próbując doprowadzić się do porządku. — Nie powinno mnie tu być — powiedział do samego siebie pod nosem; nie powinno, nie tylko dlatego, że powinien być z Eve, nie powinien tu spędzać nocy. Gdyby wuj Neali go tu przyłapał miałby przechlapane. — Nie mam pojęcia, gdzie jest — odpowiedział jej w końcu, naciągając na ramiona szelki, ale zdał sobie sprawę, że nawet jeśli szykował się do pracy musiał się jakoś ogarnąć, odświeżyć. Rozejrzał się dookoła, chwycił leżący na ziemi koc, którym był, by zwinąć go w kulkę. Prawie ją potrącił z tą herbatą. — Nie przyszła na noc... — powtórzył po niech głucho. Dusza cierpi w katuszach ciała, co? Spojrzał na nią nieprzytomnie, zasłaniając się kocem. — Neala...— zaczął, błądząc wzrokiem wokół niej, z trudem zatrzymując na niej spojrzenie.— Czy my... Czy... — dukał, przełknął ślinę i w końcu zawiesił na niej wzrok. — Ty byłaś... tu całą noc?— Bo on niewiele pamiętał z tego, co się działo. — Muszę... do pracy... — wymamrotał, mijając ją, wychodząc na środek stajni. Musiał nalać wody do wiadra i umyć się, błoto już zaschło, nie cuchnęło tak bardzo, ale wszystko go swędziało. Słysząc chrapnięcie zatrzymał się jednak w pól kroku. Obejrzał na dziewczynę, a potem na boks obok. Powoli, ostrożnie zrobił krok w jego stronę, dostrzegając Marcela i Celinę. — O w mordę — szepnął, unosząc brwi z uśmiechem, wychylając się do środka przez otwór na końskie głowy.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Padok [odnośnik]28.09.22 20:43
Ze snu wybudziły go dźwięki rozmowy dwójki zbliżających się czarodziejów; leniwie otwierał oczy, z niechętnym grymasem, był niewyspany, bo spał zdecydowanie za krótko, niewygodnie i zimno, włosy wciąż miał mokre od wody z jeziora, a do tego wszystkiego bolała go głowa - i chyba wciąż trochę mu się w niej kręciło, kiedy patrzył przed siebie, na drewniany sufit stodoły. W pierwszej chwili wydało mu się, że był w domu, na Arenie, lecz o ile głos Jamesa temu nie przeczył, tak ten należący do Neali niósł wspomnienia minionej nocy. Mętne i dziurawe, czy tym razem przesadzili z Mocarzem? Próbował wziąć głębszy łyk powietrza, lecz przez znajomy zapach stajni do jego nozdrzy docierało coś jeszcze, coś więcej, coś...
Oczy otworzyły się szerzej, a ciało wydało się sparaliżowane, nie był w stanie ani drgnąć. Lękał się, dobrze wiedział, że otulający go koc nie został przyniesiony tu przez niego. Powoli, drżąc i wciąż patrząc tylko przed siebie, podniósł się, by, kapitulując wreszcie, spojrzeć na leżącą u jego boku Celine. Celine, to naprawdę ty? Czy ja... czy my... Chyba jeszcze spała. Uniósł dłonie do skroni, masując je zawzięcie, jakby ten gest mógł mu pozwolić przypomnieć sobie cokolwiek więcej, zeszła noc była mętna, zakryta mgłą, majacząca gdzieś z tyłu pamięci. Ale czy mógłby... Czy mógłby ją... jej... Odwrócił się gwałtownie, kątem oka wychwytując ruch; to był tylko James. Machnął na niego ręką zamaszyście, chcąc dać mu znak, żeby sobie poszedł. Ale zaraz rozchylił usta, przypominając sobie, że James nie był tutaj sam. Był z Nealą. Dłoń zatrzymała się w pół gestu, zacisnęła w pięść, skinął głową gdzieś w ciemności, gdzieś, skąd dobiegał wzrok Weasleyówny, dając przyjacielowi znak, żeby ją stąd zabrał. No już, James, zamknij gębę i wyprowadź ją stąd, wołało błagalnie jego spojrzenie. Musiał, nie mogła ich tutaj tak zobaczyć. Co on najlepszego zrobił? Jaka była szansa, że znajdzie ją tutaj ktoś jeszcze? Musiał ją stąd zabrać - nim ktokolwiek to zobaczy. Nim przylgnie do niej łatka, na którą nie zasługiwała. Ile osób zostało po wczoraj u Neali? Miał ochotę krzyczeć, ale musiał milczeć, zmęczone spojrzenie wędrowało od Jamesa do Celine i z powrotem ; w końcu - ostrożnie - zsunął z siebie koc, zostawiając go na dziewczynie. Czy on naprawdę nie mógł zacząć myśleć? Albo pomyśleć - tylko raz, nie więcej - zanim coś zrobi. A co jeśli ona... Nie, nie, nie. Nie.
Skóra drapała go nieprzyjemnie, kiedy powoli odszedł w kierunku rogu boksu, ze swoich rzeczy wyciągnął różdżkę, rzucając na ubrania niewerbalne chłoszczyść. Szybko usiadł z powrotem na sianie, żeby wciągnąć je na tyłek, nie wychylając się ponad ściany boksu. Suszyło go gardło, bolała głowa, paliła skóra, a do tego ziąb przeszywał go na wskroś; coś zaczynało tańczyć mu w nosie, lał mu się lekki katar i chyba, chyba zbierało go na...

1 - kicham
2, 3 - nie kicham


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Padok [odnośnik]28.09.22 20:43
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 11

--------------------------------

#2 'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Padok Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Padok [odnośnik]29.09.22 6:04
Tej nocy sny były pełne abstrakcji. Obrazy zwijały się w kłębki, zapraszając w podróż po oksymoronach pozbawionych sensu, wędrowała suchym morzem, znajdując wyblakłe perły, spoglądając na bliskie oczom niebo i ciemne słońce, w głupiutkiej próbie znalezienia drogi do domu. Rozrzucone na ziemi okruszki miały przecież prowadzić właśnie tam - do domu z zakurzonych wspomnień i utraconej niewinności, więc dlaczego wysokie grzyby, krzaczaste drzewa i śmiejące się zwierzęta utrudniały każdy krok?
Celine zbudziła się dłuższą chwilę po Marcelu, niepewnie unosząc powieki, które ukazały scenę jakby dalszą ze snu: płynne, mętne drewno bocznej ściany oddzielającej boks od boksu, świat wypełniający nozdrza ciężkim zapachem siana. To rzeczywistość czy kolejna porcja ułudy? Nie była pewna, gdy poruszyła się na ziemi, ale ukłucie bólu - lub może po prostu dyskomfortu - uświadomiło jej, że tym razem naprawdę wróciła do domu, tylko innego, tego, który jako jedyny jej pozostał. Do innego dnia, w innej dekadzie, w innym miejscu na innej ziemi. Drgnęła na momentalnie oblewające ją poczucie zimna i ucisku w skroniach, a dłoń sięgnęła twarzy, przysłoniwszy uchylone oczy przed promieniami słońca dostającymi się do stodoły przez okienka; wspomnienia poprzedniej nocy wracały do niej stopniowo, pamiętała więcej, niż mogłaby się spodziewać po zmieszaniu tak dużej ilości alkoholu... I jęknęła cicho na uderzające w siebie zażenowanie. Co najlepszego wczoraj wyprawiała? Jak się zachowywała? Dokładnie tak, jak widzieli ją strażnicy w Tower. Cieszyła się wolnością, szukała dotyku, spełnienia skrytych marzeń noszonych w bezpieczeństwie klatki serca, a przez to...
Ciężki oddech przyspieszył, kiedy obracała się na drugi bok, na stronę, po której powinien był leżeć Marcel, ale miejsce po nim było puste, odcisnąwszy ślad sylwetki na sianie; wystraszył się, obrzydził, uciekł, bo zrozumiał, że tak być nie powinno. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że mogliby... Że on mógłby ją... Och, ty głupia dziewucho. Wichrujące myśli pogłębiły ból w jej skroniach, drażniąc wysuszone gardło. A potem - głos. Jeden i drugi, oba jeszcze przez kilka sekund obce, a dopiero później znajome, lubiane, niemożliwe. Skąd się tu wzięli? Jak przez mgłę pamiętała otulanie Jimmiego kocem w środku nocy, ale co robiła tu Neala?
Celine momentalnie poderwała się ku górze do pozycji siedzącej i równie szybko tego pożałowała. Głowa, w której zakręcił się świat, ukorzyła się pod wpływem paskudnego ciśnienia; zastygła w chwiejnej pozycji zmęczonego ciała, po czym, gdy tylko odzyskała nad sobą namiastkę kontroli, spróbowała przekręcić się na bok na kolanach, żeby wstać - i wtedy dostrzegła ubierającego się w kącie Marcela. Jednak tu był. Nie uciekł. Dopiero uciekał?
W pierwszej chwili jej usta ułożyły się w pełnym ulgi, szczęśliwym uśmiechu, lecz na widok jego zakłopotanej twarzy jej własna stała się podobna, skonsternowana, onieśmielona - i pełna poczucia winy, że postawiła go w tak głupiej sytuacji. Powinna była przecież odmówić, grzecznie wrócić do pokoju Neali i... Jedna z rąk, ta, którą nie była podparta na drażniącym skórę sianie, chwyciła za poły brudnawej, wciąż wilgotnej sukienki pozbawionej guzików i przytrzymała je razem, przysłaniając dekolt, podczas gdy spojrzenie, przepraszające i pełne skruchy, uciekło w bok. Zaraz ich tu znajdą. Rozpęta się piekło. Coś ty narobiła, Celine?
Spanikowany wzrok błądził po sianie, obróciła się w kierunku okna, zastanawiając się, czy dałaby radę wymknąć się przez nie niezauważona, ale promienie słońca zabolały jej oczy, wyrywając z ust ciche syknięcie; nie, jedyną drogą ucieczki było co innego. Półwila zachwiała się lekko, gubiąc środek równowagi, po czym złapała za koc, rzuciła Marcelowi ostatnie spojrzenie i opadła w dół, naciągając materiał na całą leżącą siebie, jakby ten miał okazać się peleryną niewidką. Może nikt jej nie zauważy, jakimś cudem - a on bezpiecznie wymknie się ze stajni razem z przyjacielem i wszystko skończy się dobrze. Nikt się nie dowie. Spłyciła nawet oddech, mimo zawrotów głowy, żeby nie zdradzić swojej oczywistej obecności pod kocem; wszystko będzie dobrze, zaraz sobie pójdą, nikt się nie dowie, zaraz pójdą.

k1 - przykryłam wszystko oprócz bosych stóp
k2 - zza koca widać srebrne włosy przetykane nitkami siana
k3 - przykryłam się solidnie


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Padok [odnośnik]29.09.22 6:42
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Padok Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Padok [odnośnik]29.09.22 20:13
- Dzień Dobry Beatrice. - przywitałam się z koniem, unosząc rękę, puszczając jedną dłonią kubek. Zaśmiałam się kiedy Bibi zarżała, przesuwając dłonią po jej szyi. Zerkając w stronę Jamesa który z trudem łapał świadomość. Podeszłam nachylając się z herbatą. Woda z rana mnie otrzeźwiła, choć pulsowanie w głowie pozostawało wyraźne. Uśmiechnęłam się rozbawiona.
- Wątpliwe.- odpowiedziałam mu marszcząc łagodnie brwi. - Czasem na jawie bywam miła. - zażartowałam patrząc jak rozciąga usta w uśmiechu. Cóż, no nie był to najlepszy widok - nie było co kłamać. Znaczy nie uśmiech z uśmiechem każdemu było do twarzy (mnie jeszcze z błotem, czego dowiedziałam się wczoraj ku jego uprzejmości) o resztę mi chodziło, którą z każdą chwilą rejestrowałam dokładniej. Odchrząknęłam, pąsowiejąc odrobinę, odwracając spojrzenie kiedy dostrzegłam te spodnie po tym jak koc z siebie zrzucił. Podskoczyłam na nagły okrzyk bólu, kilka kropel zsunęło się po kubku. Ale mówiłam dalej, pytałam licząc, że jest moją ostatnią nadzieja. Zwyczajnie, nie miałam już pomysłów. Ze ściany spojrzałam znów na niego, kiedy poczułam że na mnie patrzy pilnując żeby patrzeć prosto w jego oczy. Widziałam rodzącą się w spojrzeniu świadomość. Uniosłam brwi na przekleństwo które wypadło z jego ust. Wracając do niego wzrokiem, akurat kiedy podciągał spodnie. Odwróciłam znów tęczówki.
- Oh… - wypadło kompletnie zrozpaczone po tym gdy przyznał, że nie miał pojęcia gdzie była Celine. Odwróciłam głowę czując tragedię, przygryzając dolną wargę. Chaotycznie się cofając kiedy prawie mnie potrącił próbując się ogarnąć. Milczałam, zastanawiając się nad tym, co zrobić dalej. Niewiele wyjść miałam. Musiałam powiedzieć wujkowi. Kiedy wypowiedział moje imię, odwróciłam się na pięcie - musztardowa spódnica zafalowała wokół łdyki - uniosłam wzrok na niego lekko roztargniona.
- Czy my…? - powtórzyłam po nim w pierwszej chwili bez zrozumienia unosząc jedną z brwi do góry z początku nie rozumiejąc tego uciekającego wzroku i dukania. Tego zasłaniania się kocem. Czekałam nadal zaciskając dłonie na kubku którego nie wziął aż wypowie co chce powiedzieć gdy skrzyżował ze mną tęczówki. A kiedy wyartykułował w końcu swoje pytanie do jednej brwi dołączyła druga. - Nie byłam? - odpowiedziałam z krótką pytająca nutą niezrozumienia jeszcze powoli łapiąc, marszcząc brwi w zastanowieniu. - Po co... - miałabym być. Ale nie skończyłam. Bo mnie trafiło. To zrozumienie całe. To my. Przez chwilę tak stałam kompletnie zszokowana rozwierając oczy. Otworzyłam usta, zamknęłam je i otworzyłam. Zatrzęsłam się z rosnącej złości. Nie pytał chyba o... Dlatego uciekał wzrokiem. Zaraz brwi mi się uniosły w niedowierzaniu kiedy brałam potężny haust powietrza. - Niewiarygodne! - wydusiłam z siebie. Wyrzuciłam właściwie nie wierząc, że zapytał mnie o coś takiego. Kac zdecydowanie nie pomagał w zahamowaniu rozdrażnienia i irytacji która zadźwięczała w zgłoskach. Pokręciłam głową wywracając przeciągle oczami, przesuwając spojrzeniem po suficie. Spojrzałam na niego widocznie zła. - Poszedłeś… - odchrząknęłam - siku, to chyba średnio nawet jak na cytowanie - odwróciłam wzrok czerwona - za potrzebą i chyba szukać Eve. Zaraz po tym kawale. Potem... już nie wróciłeś. - powiedziałam zgodnie z tym co pamiętałam, uniosłam brodę do góry. Zamrugałam kilka razy. - Ja spałam w domu. - zaznaczyłam, wyraźnie artykułując słowa. Żadnego my nie było. Proszę, możesz odetchnąć. Co za upokorzenie. A nawet dwa bo drugie wymyśliłam do tego jeszcze. Pokręciłam znów głowa wypuszczając z płuc powietrze. To by było dopiero, spędzić noc z mężczyzną który wyglądał innej, nic nie pamięta, a na samą myśl ma taką minę. Przynajmniej ego miał na swoim miejscu. Kolejny Don Juan. Ale znów, nic dziwnego, raczej nie było takiego co cieszyłby się z tego. James samą miną dokładnie pokazywał co myślał. Dlatego nie szukałam żadnego. Już to gorzko smakowało. Westchnęłam. Wywróciłam raz jeszcze oczami, prychnęłam pod nosem. Mogłam skłamać. Nawet jeśli kłamstwo nie leżało w mojej naturze teraz kusiło. Tak wziąć i powiedzieć poważnie, że tak że byłam. Caaaalusieńką. Utuliłam go do snu na własnych kolanach, a rano pobiegłam po śniadanie. I patrzeć jak wykrzywia się bardziej. Ale nie, to też nie byłoby miłe wcale. Wyszłam z boksu Bibi z gniewną manierą. Poza tym... Wzięłam wdech. Nieważne. Nie, ważne. Za chwilę to nie będzie mieć znaczenia. Co innego było teraz ważniejsze niż te upokorzenia. Wdech, kolejny, kontynuuj. - Uh… nieważne. Może… zjedz najpierw, ogarnij, wypij, mi pomogła... - wymieniałam podchodząc i wyciągając znów rękę z kubkiem. - ...i …zastanów się, skup, może masz myśl jakąś. Ostatnio… ostatniego pamiętam… potwora? Chyba…? - zastanowiłam się marszcząc brwi. - Przecież ich nie ma w jeziorze. Będę musiała zaraz powiedzieć wujowi, że nie wróciła. Że JA ją zgubiłam. Pozwoliłam na to. Co jeśli coś jej się stało? Jestem najgorsza na świecie... - mówiłam, zaczynając krążyć wśród pulsowania własnej głowy i słowotoku pełnego przerażenia i zawodu samą sobą nie skupiając się na chrapaniu, unosząc dłoń żeby zacisnąć wargi na palcu wskazującym. Co jakiś czas zerkając na Jamesa. Ale kiedy on sam zatrzymał się wpół kroku, zatrzymałam się i ja przenosząc wzrok na niego. Uniosłam brwi podążając za jego wzrokiem. - Słucham? - zapytałam go unosząc brwi. Zmieniając tor na ten prosto w jego stronę. Patrząc jak zagląda do boksu. - Co się stało? - chciałam wiedzieć, zamierzając stanąć obok, wesprzeć się na nim i samej zerknąć do środka uprzednio stając na palcach.

| 72h, 02.10 godz: 20:15


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Padok [odnośnik]02.10.22 23:46
Nie trudno było dostrzec, że ulżyło mu po jej wyznaniu. Nie miałby nic przeciwko, ale na myśl, że nic nie pamiętał — a może, że do tego naprawdę doszło, oblały go zimne poty. Nie mógł taki być, nie chciał. Lekkomyślny, ganiający za pragnieniami nie patrząc na nic po drodze. Był wciąż zbyt nietrzeźwy, by uświadomić sobie, że nie chciał być dupkiem, niewiernym facetem, przyjacielem. Kimś kto łamie dane przysięgi. Te emocje zalały go mimochodem, nie pozwalając na jakiekolwiek przemyślenia z powodu ciągłego upojenia. Uniósł brwi, dostrzegając jej wzburzenie, nie do końca pewny, co do końca ją zirytowało — czy pytanie samo w sobie, czy fakt, że mógłby nie pamiętać. A może że w ogóle wpadło mu to do głowy, w końcu była dobrze wychowaną panną. Palnął się otwartą dłonią w czoło.
— Nie, nie, przepraszam... to było idiotyczne, nie chciałem... Po prostu... Nie wiesz, czy ją znalazłem? — spytał jeszcze niepewnie, ostatecznie zakładając, że te spodnie to musiało być rzeczywiście sikanie. Pokiwał głową, może powinni porzucić ten temat. Będzie miał dziś problem ze skupieniem się, ale zaraz zabierze do pracy, alkohol wyparuje, a przy odrobinie szczęścia nie dotknie go kac. Chciał już wpaść w codzienny rytm, ale niecodzienny widok go zaskoczył. Patrzył przez chwilę do boksu, do którego wpadały już nie takie pierwsze promienie słońca. Dostrzegł ruch dłoni przyjaciela, zakrywającą się kocem blondynkę, po czym odwrócił się do Weasley. Rezon miał wciąż słaby, alkohol dalej krążył w jego żyłach. — Potwora? — zdziwił się. O czym ona na Merlina gadała? — Jesteś pewna... że pomogła? — Zerknął na herbatę, którą niosła, unosząc brew. — Na pewno się nie zgubiła. Ottery nie jest takie wielkie. Jestem pewien, że usnęła... gdzieś...może w jadalni? Albo spiżarni? Szukałaś jej tam? — spytał, drapiąc się po czubku głowy. — Nie jesteś... Zrobiłaś jej herbatę, napewno by się ucieszyła! — powiedział głośno, nieco zawstydzony faktem, że zrobiła ją jemu, ale teraz, gdy miał pewność, że jak Marcel tak Celina byli tuż obok wiedział, że nie powinni o tym wiedzieć. Ruchem dłoni zaprosił ją w drugą stronę. — Nic, nic... Wiesz, bo tak pomyślałem, że chętnie ją wypiję zanim ją znajdziesz. Bo stygnie. Ale może na świeżym powietrzu, co? Strasznie tu... gorąco... i duszno... Czujesz? — spytał ją, szukając jej spojrzenia. Spróbował poprowadzić ją ku drzwiom do stajni. Odebrał od niej napar, próbując go nie rozlać. Powąchał jeszcze, prawie na wejściu, upił łyk — przyjemne ciepło rozlało się od środka. Wtedy też uniósł wzrok w stronę domu; a na horyzoncie wyłoniła się postać. Był pewien, że to wuj Neali. — Szlag, muszę iść — jęknął zestresowany, oddając jej szklankę z herbatą i ruszył za stajnię. Wrócił zaraz, by popatrzeć na rudowłosą. Złożył ręce, jak do modlitwy. — Dzięki — szepnął, po czym ruszył do stodoły.

| zt James



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Padok [odnośnik]03.10.22 12:22
Miał już na sobie spodnie, w pośpiechu założona koszula prześlizgnęła się przez szyję; nie próbował nawet dopinać guzików, w dalszym ciągu słysząc głos Neali. Dostrzegł też Celine, która gwałtownie podniosła głowę i choć ich spojrzenia zetknęły się na krótką chwile, jej łagodny uśmiech szybko zniknął, ustępując zawstydzeniu. Dopadło go poczucie winy, czy to przez niego? Przysłoniła dekolt, a on przełknął ślinę, choć żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Była zła? Zła na niego? Znalazł się zbyt blisko? Czy w ogóle potrafił nad sobą panować po alkoholu? Skinął głową, gdy spojrzała na okno, odbierając to jak niewerbalne polecenie; nie przeszło mu przez myśl, że rozmyślała samej uciec z tego boksu w taki sposób. Celine szczelnie okryła się kocem, a on w myslach teraz dopiero skarcił się, że nie odwrócił wzroku już wcześniej. Kiedy usłyszał głos Jamesa zajmującego Naelę, wyskoczył do okna, lekko, wyślizgując się przez otwór na zewnątrz stajni; na rozmkniętym błocie odnalazł równowagę na dłoniach, z nich łatwo przechodząc do pozycji stojącej - i, dopinając guziki, odszedł, by odnaleźć swoja miotłę i zniknąć z tego miejsca czym prędzej. Większości już nie było.
Porozmawia z nią później.


/zt wszyscy


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Padok [odnośnik]28.12.22 10:22
23 maj, sporo po południu, jeszcze przed zajściem słońca (po Eve i po Celine)

- Jim? - zapytałam wchodząc do stajni, rozglądając się wokół. Musiał być tu gdzieś na pewno. Uniosłam rękę, obleczoną w czerwoną wstążkę zakładając za ucho rude kosmyki włosów. Nie dogadałyśmy się dzisiaj z Eve - dogadałyśmy, to było lekkie niedopowiedzenie. Wzięłam wdech opuszczając rękę. Zacisnęłam lekko usta. Nie przyszłam, żeby obarczyć go złością własną. Jak… wtedy z Thomasem. Uniosłam rękę znów żeby podrapać się po policzku. Mówiłam o złości, ale już mi przeszło. Znaczy nadal byłam zła o to, co usłyszałam. Ale nie wściekła. Celine zabrała całą wściekłość. Spojrzałam na chwilę w bok, marszcząc jasne brwi. Wiedziałam po co przyszłam a jednak na chwilę zabrakło mi słów - a może odwagi. Wzięłam wdech w płuca. Pokonałam jakąś drogę do tego miejsca w którym byliśmy. Nie zamierzałam zrobić awantury jak po spotkaniu z Thomasem. Ale też postanowiłam się nie odsuwać, jak po rozmowie z Sheilą. Teraz miałam już pewność, teraz kiedy wyjaśnił mi wszystko. Nie zamierzałam też donosić na Eve - jeśli miała o mnie jakiś problem powinna to wyjaśnić z nim, czy stawiać go w miejscu w którym musiałby przyznać komuś słuszność. Okropnie okrutnym byłoby kazać mu wybierać. Tym bardziej, że wiadome było jak by wybrał Zresztą, nie było czego. To były bzdury wierutne. Choć upokarzające, nie mające z prawdą nic wspólnego. Może jednak, rozwinęłam się w jakiś sposób? W stajni go nie było więc przeszłam na padok. A kiedy znalazłam się bliżej uniosłam wargi w krótkim uśmiechu. - Chciałam… - zaczęłam, kiedy zwróciłam jego uwagę pokręciłam głową. - Potrzebuje Ci to powiedzieć. - uniosłam wzrok spoglądając mu w oczy. Splotłam dłonie przed sobą. Pomiędzy kciuk i palec wskazujący łapiąc materiał czerwonej spódnicy. Uniosłam trochę brodę, bardziej, żeby przekonać siebie samą o słuszności własnego wyboru. I nagle się zdenerwowałam, na to własne miałkie zachowanie. Z irytacją wypuściłam tą trzymaną w palcach spódnicę. - Zamierzam się z tobą przyjaźnić. - oświadczyłam w końcu. Właściwie oczywistą oczywistość. W kilku krokach pokonałam dzielącą nas odległość żeby znaleźć się przed nim. - Tak długo, jak ty… - uniosłam rękę i wbiłam mu palec w pierś łapiąc spojrzenie we własne. - ...będziesz też tego chciał. Ty. - uderzyłam palcem w jego pierś drugi raz, przytrzymując go na chwilę dłużej. - Rozumiesz? - zapytałam zawieszając na chwilę głos. Naciskając ręką mocniej, zabierając ją z odrobinę zirytowaną energią. - Znaczy… jeśli wyjdzie nam coś z tej przyjaźni. - dodałam zaraz szybko marszcząc na chwilę brwi. Odsunęłam wzrok na bok, by wrócić jasnym spojrzeniem do niego chwilę później. Cofając się o krok. - Ja… Będę... - potaknęłam głową dla potwierdzenia padających słów. - Cały świat może sobie myśleć o mnie co chce. Ale ja słuchać zamierzam tylko tego, co dyktuje mi serce. Z paroma wyjątkami. No i ciebie. Znaczy… w tej kwestii konkretnej. Nie każdej. - miałam własny rozum i potrafiłam podejmować samodzielne decyzje przecież. - Żeby była jasność. - wskazałam na niego palcem ostrzegająco. - Morze nie musi się światu tłumaczyć ze sztormów, czy z tego, czemu uderza w brzeg falą, nie? - uniosłam kącik ust ku górze. Mimowolnie w głowie nadal dudniło mi to chodzenie na boki. To bycie sobie jaką chce ale nie z nim. Właśnie dokładnie z nim. - Upewniłam się w postanowieniu swoim. Poza tym, nadal muszę ci coś udowodnić. - uniosłam rękę na której widniała wstążka. Że moc przysięg, była ważna. Że ceniłam je i dopełniałam. - Będę tak jak obiecałam. I chcę żebyś ty też był, bo nie boisz się mnie znieść. Wiem, że czasem daję się ponieść emocjom. Staram się nad tym pracować. Żeby tak… nie zalewać wszystkiego sobą. Ogólnie chodzi mi o to, że… to nasza decyzja. Nikogo innego po prostu. - wzięłam kolejny wdech w pierś. - Więc no… będę po prostu. - przechyliłam na bok głowę marszcząc brwi nawet nie zauważając, że się powtórzyłam Może mogłam całość przemyśleć wcześniej. Wydęłam lekko usta. - No chyba że skręcisz w stronę Czarnej Magii, to nie uzyskasz mojego poparcia. Przysięga, którą złożyłam Brendanowi, jest najważniejsza. Ale o to cię nie podejrzewam. - oświadczyłam poważnie o tym Brenadnie, bo to było dla mnie ważne. Nawet jeśli nie było go obok - nawet jeśli nie było go już wcale - nadal był ze mną w postaci słów, splecionych w obietnicę. Zamilkłam na chwilę zakładając dłonie na piersi i łapiąc się pod brodę, marszcząc krótko brwi. - To chyba wszystko, co potrzebowałam żebyś usłyszał. - zmarszczyłam lekko brwi zastanawiając się. - Tak, chyba tak. Muszę iść, ciocia kazała mi wrócić szybko, ma dla mnie coś do zrobienia. Przyjdę jutro. - ruszyłam w kierunku wyjścia i właściwie to wzięłam i wyszłam żeby się cofnąć, a raczej wychylić do tyłu podtrzymując się za framugę. - Ah Doe, nadal się cieszę, że tu jesteś jak coś. Przepraszam za kłopot! - ostatnie słowo krzyknęłam już zza drzwi, znikając ponownie w stajni a wcześniejsze zdanie oblekłam uśmiechem. I tyle mnie było.
Jemu, o tych absurdach nie zamierzałam powiedzieć. Nie byłam pewna, czy w ogóle przejdzie mi to przez usta. Starał się zrobić co mógł. Dla niej, dla Sheili, nie musiał się denerwować o kolejne wymysły. Zamierzałam stanąć u jego boku i przekonać go, że ma prawo mieć przyjaciół i robić z nimi rzeczy. Nawet jeśli każda cyganka którą poznam nazwie mnie wywłoką.
Trudno, niech tak więc będzie.
Czy wywłoki nie powinny być piękne?

| zt


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Padok [odnośnik]24.10.23 19:19
27 lipca?

Przychodzący do mnie od Celine list właściwie nie był zaskoczeniem. Bo listów sporo całkiem wymieniałyśmy. Razem ze stażem który zaczęłam mniej czasu było na to, żeby gdzieś chodzić - nawet jeśli to pójście do niej było. Musiałam nadal się skupić na nauce i atlasach anatomicznych i zaklęciach i zjawianiu się u pana Teda. Ale - choć czasem dużo tego było - to ogólnie mi to nie przeszkadzało. Bo miałam wrażenie, że w końcu robiłam coś, co powinnam. Coś czym rzeczywiście mogłam przysłużyć się komuś. Mogłam pomóc, kiedy był w potrzebie. A teraz, bardziej niż wcześniej dużo ludzi w niej było. Na razie, przynajmniej na chwilę trwało zawieszenie, więc o tyle dobrze. Ale wiedziałam, że ono trwać wiecznie nie będzie - nie mogło. Wojna nadal trwała. I była tuż obok nas w zawieszeniu. Ale cieszyłam się że kuzyn Archie postanowił wziąć i ten Festiwal zorganizować jednak, bo uważałam, że ludzie naprawdę potrzebują odpoczynku.
W końcu przyszła niedziela której wyczekiwałam już od rana samego. Śniadanie jakieś tam zjadałam, ale doczekać się nie mogłam bo długo się nie widziałyśmy. Znaczy długo to dla mnie zawsze było, jeśli trwało więcej niż dzień. Więc długo, co nie? Bo jakoś tak było, że tematy z Celine nigdy się nie kończyły. A czas sam płynął. Znałyśmy się i jednocześnie wcale jeszcze nie. W końcu wybiła godzina a pukanie do drzwi rozległo się w domu.
- To do mnie. To do mnie! To Celine! - zakrzyknęłam do wszystkich domowników zbiegając z góry po dwa stopnie na raz. Otwierając z rumieńcami na policzkach drzwi. I co? Nie myliłam się ani trochę. Ona jak zwykle piękniejsza niż wszystko widziałam wcześniej. - Celine! - ucieszyłam się wyciągając do niej ręce, łapiąc ją w objęcia, rozciągając wargi w uśmiechu. Wsunęłam buty na nogi. - Twój list trochę chaotyczny był, wiesz? Jak nigdy. - podzieliłam się z nią. - Będziemy przy stajni! - krzyknęłam do cioci, Celine ciągnąc za rękę. - Koni się boisz? - zapytałam jej, przekrzywiając głowę kiedy stawiałam kolejne kroki w stronę budynku. Bo jakieś to trudne do zrozumienia mi się wydawało. Koni sie bać? To były super zwierzęta.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Padok [odnośnik]24.10.23 20:36
Nigdy nie była ciekawa końskiego grzbietu, przez strach przed powykręcanymi kośćmi i skręconymi karkami z trudem oswajała nawet miotły, więc gdyby nie ostatnia z przeczytanych powieści, zapewne nie napisałaby do Neali tego listu - ale teraz? Och, teraz jej serce wiło się w natchnieniu, spragnione, zaintrygowane, przyćmiewające rozsądek i przysłaniające lęki szerokim wachlarzem obrazów połyskujących w myślach. Tkaniny sukienek powiewające w galopie, wiatr tańczący we włosach, wolność przypominająca wyrzut w powietrze przez baletowego partnera, tuż po tym, jak nogi odrywały się od ziemi, i tuż przed tym, jak na nią powracały. Rozmyślania nad miejscem, w którym mogłaby się tego nauczyć, przerwało raptowne olśnienie: Neala, oczywiście, że Neala. Jej dwa wierzchowce, biała i mleczna czekolada. Z daleka wyglądały niesamowicie, ale z bliska? A jeśli ugryzą albo kopną? Albo zrzucą ją z grzbietu, a ona upadnie i złamie nogę? Nie, nie mogła się nad tym zastanawiać, nie mogła dopuszczać do siebie głuchych gróźb połamanych kończyn z Tower of London, więc przestała rozważać, zaciskając ręce na różdżce i z cichym trzaskiem teleportując się sprzed domu do Ottery St. Catchpole.
- Jutrzenko moja - zaszczebiotała i zaśmiała się promiennie, porwana w objęcia przyjaciółki. Jak zawsze dobrze było ją widzieć, w ostatnich tygodniach miały dla siebie mniej czasu, ale za chwilę spędzą razem wiele cudownych dni na festiwalu lata, szczęśliwych, beztroskich i pełnych dobrej zabawy. Nic tylko ich wyczekiwać. - Ach, to przez emocje, ich całą garść. Dzisiaj skończyłam książkę, w której główna bohaterka w ostatnich scenach odjeżdża na koniu, który towarzyszył jej przez całą ciężką wędrówkę, a przed nią widać błyszczące złotem słońce i gdzieś za horyzontem odnajdzie miłość, z którą została rozdzielona... Najpierw zapłakałam ze wzruszenia, a potem od razu napisałam do ciebie, z nieostygłym sercem i nowym marzeniem. Receptura na chaotyczność - uśmiechnęła się przepraszająco i odrzuciła warkocz z ramienia na plecy. Ubiór pozostawiał sporo do życzenia, ale nie miała spodni, nigdy dotąd nie były jej potrzebne. Długa spódnica w kolorze błękitu i wpuszczona przez pas koszula musiały wystarczyć, poza tym gdyby pojawiła się w spodniach, koń na pewno by ją wyśmiał. - Strasznie. Są wysokie - podzieliła się trafnym spostrzeżeniem, patrząc na Nealę z napięciem odzwierciedlonym w ściągniętych brwiach. Budziło się w niej do życia, im bliżej nich znajdowały się stajnie. - A jeśli Bibi i Megatron mnie nie polubią? - zapytała poważnie, uchwyciwszy dłonie przyjaciółki. Nie okłamałaby jej, nie pozwoliłaby dosiąść żadnego ze swoich wiernych kopytnych przyjaciół, jeśli zauważyłaby, że te są Celine nieprzychylne - świadoma nie tylko ich charakterów, ale też spostrzegawcza, wrażliwa na niuanse, które umykały wielu innym. Tak jak półwili umykały imiona.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Padok [odnośnik]30.10.23 17:39
Z Celine zawsze było jakoś łatwo. Sama nie wiedziałam dlaczego, bo byłyśmy tak różne w moim własnym mniemaniu, że trochę dziwne, że czas przy niej sam płynął nienachalnie całkiem. Ale po prostu było - dusze nasze rozpoznały się od razu. Tak mi się zdawało przynajmniej. Choć trudno było jej nie zazdrościć i urody i tego z jaką poruszała się gracją - w tym też stałyśmy po dwóch różnych stronach barykady. Przeważnie mi to nie przeszkadzało jednak. Bo przecież nie robiła mi specjalnie na złość. I dziś nie zmieniło się to bardzo - zgarnęłam ją w ramiona przyciskając do siebie mocniej. Pojawiający się list był zaskakujący, ale też nie sprawił, że zawahałam się na jakoś dłużej czy coś.
- Przez emocje? - zapytałam, zerkając ku niej, kiedy już szłyśmy w stronę stajni wsłuchując się w opowiadaną historię nie mogąc nic poradzić na to, że usta same rozciągały mi się w uśmiechu. Cóż, motyw dobry, jak każdy inny przecież. - Cóż, musimy więc ci włosy rozwiać i pojechać na to słońce. - orzekłam, rozciągając usta w uśmiechu. - Kuzyn Danny nam pomoże jak coś. A ja lubię że są takie wysokie w końcu z góry na świat mogę spojrzeć.- powiedziałam, bo to jego poprosiłam o to, żeby przygotował nam konie - wuja gdzieś wybył, a sama mogłam nie dać rady. - Montygon. - poprawiłam ją machinalnie przekrzywiając głowę. - Polubią cię, zwierzęta serca czują dobre - tak ciocia zawsze mówi. A twoje takie jest. - orzekłam z pewnością i zdecydowaniem. - Nie martw się, Cellie, nie wrzucimy cię na grzbiet i nie puścimy samej w świat. Najpierw się poznacie, potem Danny pomoże ci wsiąść i poprowadzę ci na padoku, a kiedy będziesz pewniejsza, wsiądę do ciebie i przejedziemy się kawałek, będę ciągle obok, żeby asystować. A jak się poczujesz pewniej, to wewnątrz ogrodzenia sama go poprowadzisz.- zapewniłam ją wchodząc na stajnie. - Masz, to łasuchy tym je przekupisz trochę. Cześć Danny! Celine jest ze mną! - powiedziałam wręczając jej dwa kawałki marchewki kierując się najpierw do boksu Montygona. Krzyknęłam jeszcze przywitanie, krótka odpowiedź padła z jednego z boksów w których nas witał dodając że podejdzie zaraz, chciał pewnie skończyć to, co zaczął. A my go na razie nie potrzebowałyśmy przecież. - Montygonie - zaczęłam wyciągając ręce, żeby się przywitać. - chciałabym ci przedstawić Celine. To dusza droga mi bardzo, więc się zachowuj, dobrze? - zapytałam go, wyciągając rękę, żeby przywołać ją bliżej. - Wystarczy że tak zrobisz. - powiedziałam otwierając dłoń na której miałam kawałek marchewki, Montygon sięgnął po nią. - Co czujesz? - zapytałam jej, spoglądając ze swojego miejsca, nie pośpieszając, ale spojrzeniem zdecydowanie zapraszając.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Padok [odnośnik]06.11.23 23:11
Czy emocje nie były największym winowajcą w jej życiu? Zawsze, niezmiennie, obezwładniając resztki rozsądku i domagając się podporządkowania impulsom, których słodycz była jak narkotyczna przyjemność. Nie zastanawiała się nad niczym, gdy jej ciało rozpalało się natchnieniem - konsekwencje wydawały się miałkim konceptem z odległej przyszłości, a kiedy przychodził ich czas, zazwyczaj powodowały zdziwienie, niby wzięte z powietrza. Neala, choć młodsza, była od niej znacznie mądrzejsza. Uczucia objawiały się w niej z podobną siłą, lecz przyjaciółka potrafiła wpleść pomiędzy ich moc odrobinę wartościowej logiki, dokonując świadomych wyborów, zgodnych z jej duszą, rozumem i sercem, przynajmniej nieco wyważonych.
- Już dziś pojedziemy? - podekscytowała się, nie wiedząc, jak lekcje konne powinny wyglądać. Nauki jeździectwa ominęły ją w Beauxbatons; wtedy sądziła, że konie to nieco większe psy, a na psach nie powinno się jeździć, toteż teraz spoglądała na Nealę jak na małą skarbnicę wiedzy, przewodniczkę. - To miłe z jego strony. Właściwie masz samych miłych krewnych - zauważyła pogodnie. Ciocia oferowała surową, matczyną miłość, a chociaż przerażała przy tym Celine do cna w chwilach złości, to nie można było jej odmówić życzliwego i ciepłego charakteru. - Montygon - powtórzyła po przyjaciółce, przechyliwszy głowę do ramienia. - A skąd pomysł na takie imię? Nie znam żadnego Montygona - zastanowiła się, sięgając pamięcią przez mgliste meandry wspomnień o literaturze, lub jeszcze skromniejsze zasoby wiedzy z dziedziny historii magii. Nic. Wierzchowiec Neali stanie się pierwszym Montygonem w jej życiu. - Zaczynałaś tak samo? Od małych kroczków i spokojnych prób na padoku? Och, Nel, mam nadzieję, że nie wystraszę twoich kopytnych przyjaciół. Jak na jednych zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami pokazano nam kudłonia, wskoczył w snop siana zanim zdążyłabym się uśmiechnąć - westchnęła z obawą. Ciekawiły ją narodziny tej pasji w Neali, czy miłość do koni zaszczepiła w niej ciocia? Niewielu ludzi mogło chyba pochwalić się posiadaniem jednego wierzchowca, a co dopiero dwóch, ona tymczasem miała je chyba na własność. Jak do tego doszło? - Macie tu kudłonie? - spytała nagle, olśniona. Pasowałyby do tego miejsca, nieśmiałe, nieufne, lecz wiecznie obecne i doglądające bezpieczeństwa rumaków.
Półwila odebrała od przyjaciółki kawałki marchewki, przywitała się z rudowłosym kuzynem dziewczyny, po czym ruszyła za nią do boksu, gdzie przesiadywał dumny Montygon. Miał barwę głębokiej czekolady, a biały romb na jego czole przypominał gwiazdę na ciemnym niebie. Niesamowite stworzenie, pełne siły, widziała to już od pierwszego spojrzenia przesuwającego się po końskiej sylwetce; zabiłby ją jednym kopnięciem, to w niej nie ulegało wątpliwości, ale zmusiła umysł, by choć częściowo uciszył te obawy, gdy zbliżała się do niego z pomarańczowym darem oferowanym na wyciągniętej dłoni.
- Nie ugryzie mnie? - dopytała niepewnie, jego zęby wyglądały na długie i raczej nieprzyjemne. Wyczuwając warzywo, odnalazł je na jej ręce po tym, jak spałaszował porcję od Weasleyówny, a ona zastygła w bezruchu, sparaliżowana perspektywą odgryzionej ręki - co wcale jednak nie nadeszło. Wydawał się delikatny i ostrożny, pomyślała, że był rozsądny jak Neala. - Zobacz, zjadł - podkreśliła, niepoprawnie rozemocjonowana, mimo że przyjaciółka stała tuż obok, widząc całą scenę własnymi oczyma. - Lęk - zaczęła, leciutko mrużąc powieki w zastanowieniu. Ostrożnie wyciągnęła dłoń w kierunku szyi wierzchowca. - Podziw - palce z wahaniem dotknęły szorstkiej brązowej sierści. - Przejęcie. Dzień dobry, Montygonie - zwróciła się do zwierzęcia, patrząc w jego duże, ciemne oczy, od czasu do czasu spoglądając także na Nealę - pytająco, nie wiedziała przecież, czy postępowała dobrze. - Pojedziemy na nim razem? - wróciła do jej wcześniejszych słów, oczarowana.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Padok
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach