Piwniczna pracownia
AutorWiadomość
Piwniczna pracownia
Zajmująca znaczną część piwnic pracownia umiejscowiona została dokładnie pod zapleczem sklepu. Jedyne okno w pomieszczeniu znajduje się na wysokości brukowanej ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Kroki przechodniów niejednokrotnie rzucają cień na niską, zakurzoną podłogę. W pomieszczeniu znajduje się stół, zazwyczaj wypełniony składnikami przeznaczonymi do eliksirów, które powinny być uprzątnięte w kredensach ustawionych pod ścianą. Pod sufitem zawieszone zostały warkocze czosnku i inne wiązanki suchych ziół, które nadają pomieszczeniu ciężkiego zapachu, potęgowanego paleniskiem pod kociołki. Do pomieszczenia mają wstęp jedynie upoważnione osoby.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Delikatne światło wieczoru sączyło się przez niewielkie okno. O tej porze ulica była prawie pusta, więc zaledwie garstka cieni tańczyła na zakurzonej podłodze. Obecnie to pomieszczenie było prawie nieużywane. Miała być to pracownia, dla kogoś kto zajmował się wytwarzaniem eliksirów. Amodeus nie do końca był pewien, po co ktoś taki w tym... biznesie. Znał inne zajęcia swojego szefa, wiedział na czym dorabiał po godzinach, ba! Przecież nawet się tym nie krył, a przynajmniej nie przed nim. Do tej pory nie widział nikogo, kto korzystałby z tego pomieszczenia. Właściwie to, niezupełnie było to prawdą. W końcu jemu zdarzało się wykorzysta piwniczkę do własnych celów. Och, ciekawe co by na to powiedział właściciel? Oczywiście, wiedział, że Prince coś robi w tym miejscu, ale czym to było, nie miał pojęcia. Jakoś większego zainteresowania nie przejawiał, co do nadprogramowych zajęć swojego pracownika, a przynajmniej Mosiek tego nie zauważył. Kto wie, może podgląda go jakimś wyrafinowanym zaklęciem lub mniej przebiegle, przez jakąś dziurę w ścianie.
Amodeus zszedł do piwnicy, kiedy upewnił się, że wszystkie dzisiejsze obowiązki miał już za sobą. Nie chciał, aby ktoś odnalazł go i odkrył jego mały sekret, przez to że będzie poszukiwał pomocy w pracy czy innych, mniej ważnych duperelach. Nie żeby miał się czego wstydzić, przecie nie robił nic złego. Lecz nie chciał, aby pojawiły się niewygodne pytania typu: "A kiedy skończysz?", "Jak ci idzie?". Nie, lepiej nie. Tylko by go rozpraszały, a po kolejnym niepowodzeniu dodatkowo potęgowały i tak już dużą złość. Oświetlał sobie drogę wyczarowanym światłem. Nie widział celu w zabieraniu ze sobą świec, w końcu te mogłyby przeszkadzać w treningu, a nawet spowodować pożar. Tak, powiedzmy, że nie bez powodu robi to w takim miejscu. Nie przepadał za demolowaniem własnego domu.
Skrzypienie starych, drewnianych drzwi, jak zwykle było irytujące. Nie rozumiał tego. Po co ta cała otoczka starości, kurzu czy wszędobylskich pajęczyn? Ludzie chętniej kupią czarno magicznych przedmiot, jeśli lada w sklepie będzie ozdobiona pół metrową warstwą kurzu i trzema martwymi szczurami? Zgrabnym machnięciem różdżki wyczarował niewielki płomień w kolorze dzwonków, który zawisł w powietrzu oraz delikatnie drżał, wytwarzając przy tym niedrażniące ozu, zimne światło. Kolejne machnięcie, a płomyk podzielił się na dwa, i znów, i znów, aż stworzyła się niewielka armia, która rozproszyła się po pomieszczeniu, dobrze je oświetlając. Teraz pozostało już tylko załatwienie sprawy ingrediencji, pozostawionych na stole. Proste zaklęcie załatwiło sprawę, zgrabnie i szubko przenosząc je do kredensów ustawionych pod ścianą. Przesunął jeszcze stół, nie chcąc go uszkodzić podczas ćwiczeń.
Och, i mógł już zaczynać. Prawie. Rzucił jeszcze w kąt torbę, w której znajdowały się zapasowe ciuchy. Tym razem nie miał ochoty, opuszczać piwniczki w stroju Adama. Wiecie, trochę ciężko jest się wytłumaczyć szefowi, co robiło się w pracy nago i czemu w pracowni jest pełno strzępów ubrań. Mniejsza. Odłożył też różdżkę, w końcu nie była mu już potrzebna.
Stanął mniej więcej na środku sali. Zamknął oczy, starał się wyrównać oddech, zdenerwowanie w ogóle nie pomaga przy przemianie. Równomiernie, wdech i wydech, wdech i wydech, i tak w kółko. Kiedy poczuł, że troski życia codziennego opuściły go, udając się za drzwi, postanowił się przemienić. Ot, jak z teleportacją, wystarczy pomyśleć o celu i zakręcić się w miejscu. Tylko tu się nie kręcisz... ani nie znikasz. Twoje ciało próbuje przybrać całkowicie inną formę, najlepsze jest to, że nawet jej nie znasz. Więc co sobie wyobrazić? Amodeus ustalił, a raczej zgadywał, że zmieni się w srokę. W końcu taki był kształt jego Patronusa, a według wielu źródeł, to forma animaga i jego Patronus były bardzo często identyczne. Wyobrażając sobie niewielkiego ptaka, powoli zaczął się zmieniać. Nie było to widok, jak przy przemianie wyszkolonego czarodzieja czy wiedźmy. Nie zmienił się w ułamku sekundy w zwierzaka, o nie! Trwało to dla niego w nieskończoność, a uczucie temu towarzyszące było po prostu nie do zniesienia! Nie bolało, było... irytujące! Jego ciało zaczęło się jakby rozmazywać, bardziej przypominając mgłę lub dym, niż istotę żywą. Unosił się lekko nad brudną podłogą, a jego tymczasowa postać zaczęła się skręcać. Niespodziewanie, dosłownie wystrzelił w górę, uderzając z głośnych hukiem w sufit. Z równie wielkim trzaskiem, ale zdecydowanie mniejszym impetem, spadł na ziemie. Leżał na plecach, obolały. W głowie mu dzwoniło, nie mógł złapać ostrości wzroku, wszystko mu się rozmazywało oraz dwoiło w oczach. Obolały, nie mógł się podnieść, jedynie cicho stękał z bólu. Kolejna porażka, nie ma co. Przynajmniej tym razem niczego nie połamał.
Amodeus zszedł do piwnicy, kiedy upewnił się, że wszystkie dzisiejsze obowiązki miał już za sobą. Nie chciał, aby ktoś odnalazł go i odkrył jego mały sekret, przez to że będzie poszukiwał pomocy w pracy czy innych, mniej ważnych duperelach. Nie żeby miał się czego wstydzić, przecie nie robił nic złego. Lecz nie chciał, aby pojawiły się niewygodne pytania typu: "A kiedy skończysz?", "Jak ci idzie?". Nie, lepiej nie. Tylko by go rozpraszały, a po kolejnym niepowodzeniu dodatkowo potęgowały i tak już dużą złość. Oświetlał sobie drogę wyczarowanym światłem. Nie widział celu w zabieraniu ze sobą świec, w końcu te mogłyby przeszkadzać w treningu, a nawet spowodować pożar. Tak, powiedzmy, że nie bez powodu robi to w takim miejscu. Nie przepadał za demolowaniem własnego domu.
Skrzypienie starych, drewnianych drzwi, jak zwykle było irytujące. Nie rozumiał tego. Po co ta cała otoczka starości, kurzu czy wszędobylskich pajęczyn? Ludzie chętniej kupią czarno magicznych przedmiot, jeśli lada w sklepie będzie ozdobiona pół metrową warstwą kurzu i trzema martwymi szczurami? Zgrabnym machnięciem różdżki wyczarował niewielki płomień w kolorze dzwonków, który zawisł w powietrzu oraz delikatnie drżał, wytwarzając przy tym niedrażniące ozu, zimne światło. Kolejne machnięcie, a płomyk podzielił się na dwa, i znów, i znów, aż stworzyła się niewielka armia, która rozproszyła się po pomieszczeniu, dobrze je oświetlając. Teraz pozostało już tylko załatwienie sprawy ingrediencji, pozostawionych na stole. Proste zaklęcie załatwiło sprawę, zgrabnie i szubko przenosząc je do kredensów ustawionych pod ścianą. Przesunął jeszcze stół, nie chcąc go uszkodzić podczas ćwiczeń.
Och, i mógł już zaczynać. Prawie. Rzucił jeszcze w kąt torbę, w której znajdowały się zapasowe ciuchy. Tym razem nie miał ochoty, opuszczać piwniczki w stroju Adama. Wiecie, trochę ciężko jest się wytłumaczyć szefowi, co robiło się w pracy nago i czemu w pracowni jest pełno strzępów ubrań. Mniejsza. Odłożył też różdżkę, w końcu nie była mu już potrzebna.
Stanął mniej więcej na środku sali. Zamknął oczy, starał się wyrównać oddech, zdenerwowanie w ogóle nie pomaga przy przemianie. Równomiernie, wdech i wydech, wdech i wydech, i tak w kółko. Kiedy poczuł, że troski życia codziennego opuściły go, udając się za drzwi, postanowił się przemienić. Ot, jak z teleportacją, wystarczy pomyśleć o celu i zakręcić się w miejscu. Tylko tu się nie kręcisz... ani nie znikasz. Twoje ciało próbuje przybrać całkowicie inną formę, najlepsze jest to, że nawet jej nie znasz. Więc co sobie wyobrazić? Amodeus ustalił, a raczej zgadywał, że zmieni się w srokę. W końcu taki był kształt jego Patronusa, a według wielu źródeł, to forma animaga i jego Patronus były bardzo często identyczne. Wyobrażając sobie niewielkiego ptaka, powoli zaczął się zmieniać. Nie było to widok, jak przy przemianie wyszkolonego czarodzieja czy wiedźmy. Nie zmienił się w ułamku sekundy w zwierzaka, o nie! Trwało to dla niego w nieskończoność, a uczucie temu towarzyszące było po prostu nie do zniesienia! Nie bolało, było... irytujące! Jego ciało zaczęło się jakby rozmazywać, bardziej przypominając mgłę lub dym, niż istotę żywą. Unosił się lekko nad brudną podłogą, a jego tymczasowa postać zaczęła się skręcać. Niespodziewanie, dosłownie wystrzelił w górę, uderzając z głośnych hukiem w sufit. Z równie wielkim trzaskiem, ale zdecydowanie mniejszym impetem, spadł na ziemie. Leżał na plecach, obolały. W głowie mu dzwoniło, nie mógł złapać ostrości wzroku, wszystko mu się rozmazywało oraz dwoiło w oczach. Obolały, nie mógł się podnieść, jedynie cicho stękał z bólu. Kolejna porażka, nie ma co. Przynajmniej tym razem niczego nie połamał.
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
/po spotkaniu z rodzeństwem
Wiedział, że nie powinien nic mówić o swoim dotychczasowym życiu swojemu rodzeństwu. Także wiedział, że od tej pory będzie musiał wszystko kontrolować i chować do swego worka, aby nic nie zostało wydane. Nawet przypadkiem. Ale nie miał innego wyjścia, skoro jego dotychczasowe lokum zostało częściowo pokryte opium, popiołami i odrobiny jego krwi. Nie mógł tam zostać przez jednego frajera, który nie zapłacił za to, co wziął, jak i mógł w każdej chwili wydać jego jakiemuś strażnikowi publicznemu. Nawet mugole za opium lubią zamykać ludzi. Dlatego tym razem musi zmienić sposób realizacji transakcji.
Udało mu się mimo wszystko przyjść punktualnie do pracy wieczorem. Na swój nos nic zbytnio nie poradził, więc jak został złamany, taki pozostał. Od czasu musiał tylko przytykać chusteczkę, jak następowało krwawienie. Z kapturem na głowie zjawił się na Nokturnie i cicho wszedł do sklepu. Kiwnął głową Borginowi na przywitanie i od razu zapoznał się ze swoimi dzisiejszymi obowiązkami. Miał zrobić porządek w piwniczce. Nie był z tego zbytnio zadowolony, no ale przyjął to bez marudzenia. Będzie musiał tylko potem pozbyć się jakoś brudu, który z pewnością osadzi się na jego stroju. Schodząc na dół, zdjął swoją bluzę z kapturem i powiesił ją na wieszaku. Zszedł na dół powoli zastanawiając się, co ciekawego dzisiaj znajdzie w piwnicy. Przejechał ręką po rudych włosach trochę je rozprostowując. Przez ten kaptur trochę oklapły, a on woli jednak nie używać wszelkich żeli, które sprawiałyby taki widok. Im bardziej schodził w dół, tym bardziej ciemno się robiło, więc Barry wyjął różdżkę i wyczarował płomyk, który oświetlił mu całą drogę. Spostrzegł, że drzwi były lekko uchylone, a w oddali dochodzi jakieś światło. Barry zgasił swoje światełko i wyciągnął do przodu różdżkę. Lekko pociągnął drzwi i wepchnął tam głowę. Zdziwiony otworzył je szerzej i wszedł do środka. Co on ujrzał? Jak Amodeus staje się dymem i unosi się do sufitu. Nagle jego ciało rzuciło się wpierw w górę, a potem z hukiem spadło na podłogę. Mrugnął powiekami nie dowierzając przez chwilę. Nie, to nie mogło być spowodowane Złotą Rybką. Na pewno! Więc co tu do jasnej cholery się wyprawia? Podszedł do Amodeusa i pomachał mu dłonią przed oczyma.
-Heeeeej. Żyyyjesz?- sprawdzał, czy jest w stanie mówić. Co prawda widział i słyszał, jak stęka i próbuje złapać ostrość.
-Ile widzisz kranów?- postanowił się zabawić i pokazał mu dwa palce. Jeśli załapie, ze to dowcip, to znaczy że żyje. A jeśli nie, to będzie znaczyć że zwariował. A co wtedy w takim razie się robi? Wysyła się do Munga!
Wiedział, że nie powinien nic mówić o swoim dotychczasowym życiu swojemu rodzeństwu. Także wiedział, że od tej pory będzie musiał wszystko kontrolować i chować do swego worka, aby nic nie zostało wydane. Nawet przypadkiem. Ale nie miał innego wyjścia, skoro jego dotychczasowe lokum zostało częściowo pokryte opium, popiołami i odrobiny jego krwi. Nie mógł tam zostać przez jednego frajera, który nie zapłacił za to, co wziął, jak i mógł w każdej chwili wydać jego jakiemuś strażnikowi publicznemu. Nawet mugole za opium lubią zamykać ludzi. Dlatego tym razem musi zmienić sposób realizacji transakcji.
Udało mu się mimo wszystko przyjść punktualnie do pracy wieczorem. Na swój nos nic zbytnio nie poradził, więc jak został złamany, taki pozostał. Od czasu musiał tylko przytykać chusteczkę, jak następowało krwawienie. Z kapturem na głowie zjawił się na Nokturnie i cicho wszedł do sklepu. Kiwnął głową Borginowi na przywitanie i od razu zapoznał się ze swoimi dzisiejszymi obowiązkami. Miał zrobić porządek w piwniczce. Nie był z tego zbytnio zadowolony, no ale przyjął to bez marudzenia. Będzie musiał tylko potem pozbyć się jakoś brudu, który z pewnością osadzi się na jego stroju. Schodząc na dół, zdjął swoją bluzę z kapturem i powiesił ją na wieszaku. Zszedł na dół powoli zastanawiając się, co ciekawego dzisiaj znajdzie w piwnicy. Przejechał ręką po rudych włosach trochę je rozprostowując. Przez ten kaptur trochę oklapły, a on woli jednak nie używać wszelkich żeli, które sprawiałyby taki widok. Im bardziej schodził w dół, tym bardziej ciemno się robiło, więc Barry wyjął różdżkę i wyczarował płomyk, który oświetlił mu całą drogę. Spostrzegł, że drzwi były lekko uchylone, a w oddali dochodzi jakieś światło. Barry zgasił swoje światełko i wyciągnął do przodu różdżkę. Lekko pociągnął drzwi i wepchnął tam głowę. Zdziwiony otworzył je szerzej i wszedł do środka. Co on ujrzał? Jak Amodeus staje się dymem i unosi się do sufitu. Nagle jego ciało rzuciło się wpierw w górę, a potem z hukiem spadło na podłogę. Mrugnął powiekami nie dowierzając przez chwilę. Nie, to nie mogło być spowodowane Złotą Rybką. Na pewno! Więc co tu do jasnej cholery się wyprawia? Podszedł do Amodeusa i pomachał mu dłonią przed oczyma.
-Heeeeej. Żyyyjesz?- sprawdzał, czy jest w stanie mówić. Co prawda widział i słyszał, jak stęka i próbuje złapać ostrość.
-Ile widzisz kranów?- postanowił się zabawić i pokazał mu dwa palce. Jeśli załapie, ze to dowcip, to znaczy że żyje. A jeśli nie, to będzie znaczyć że zwariował. A co wtedy w takim razie się robi? Wysyła się do Munga!
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tępy ból obezwładnił go, a pulsowanie w skroniach nie dawało mu spokoju. Och, smak krwi, jak dawno go nie czuł. Chyba uszkodził sobie którąś z warg. Oby nie było to nic poważnego, nie lubił się tłumaczyć przed innymi. Przechylił lekko głowę, po czym wypluł lepką ślinę zmieszaną z życiodajną cieczą. Przynajmniej zębów sobie nie uszkodził.
- Ishkhaqwi ai durugnul! - wycharczał lekko chropowatym głosem w perfekcyjnym goblińskim, który nie zdążył zardzewieć przez te wszystkie lata.
Dopiero teraz zauważył, że nie był w pokoju sam. Ciekawe, jak długo rudzielec przyglądał mu się? Słyszał tę niesłychanie... nieodpowiednią obelgę, która padła z jego ust? Nawet jeśli, to pewnie i tak by jej nie zrozumiał. Nie był pewien, czy ten coś do niego powiedział, więc wolał milczeć, najwyżej dojdzie do wniosku, że Amodeus jest nie w sosie i nie ma ochoty na pogaduchy. Co w sumie było prawdą. Zobaczył dwa palce przed swoją twarzą, usłyszał też coś o jakichś kranach. Na gacie Merlina, jak mu w uszach dzwoniło!
- Co, palec cie boli? - powiedział z lekkim poddenerwowaniem.
Nie, nie było to spowodowane osobą Weasleya, a tym, że bliżej zapoznał się z teksturą sufitu. Nikomu nie poleca takiego spotkania. Spojrzał na chłopak i uniósł lekko brwi, wyrażając swoją niepewność.
- Mam cie pocałować w paluszka, bo cie boli? - zaśmiał się ochryple, czego szybko pożałował, ponieważ od tego głowa jeszcze bardziej go rozbolała.
Podniósł się nieco z podłogi. Teraz już przynajmniej nie leżał na niej plackiem, a siedział. Zapewne był cały w kurzu. Świetnie, idealne zakończenie dnia.
- Ishkhaqwi ai durugnul! - wycharczał lekko chropowatym głosem w perfekcyjnym goblińskim, który nie zdążył zardzewieć przez te wszystkie lata.
Dopiero teraz zauważył, że nie był w pokoju sam. Ciekawe, jak długo rudzielec przyglądał mu się? Słyszał tę niesłychanie... nieodpowiednią obelgę, która padła z jego ust? Nawet jeśli, to pewnie i tak by jej nie zrozumiał. Nie był pewien, czy ten coś do niego powiedział, więc wolał milczeć, najwyżej dojdzie do wniosku, że Amodeus jest nie w sosie i nie ma ochoty na pogaduchy. Co w sumie było prawdą. Zobaczył dwa palce przed swoją twarzą, usłyszał też coś o jakichś kranach. Na gacie Merlina, jak mu w uszach dzwoniło!
- Co, palec cie boli? - powiedział z lekkim poddenerwowaniem.
Nie, nie było to spowodowane osobą Weasleya, a tym, że bliżej zapoznał się z teksturą sufitu. Nikomu nie poleca takiego spotkania. Spojrzał na chłopak i uniósł lekko brwi, wyrażając swoją niepewność.
- Mam cie pocałować w paluszka, bo cie boli? - zaśmiał się ochryple, czego szybko pożałował, ponieważ od tego głowa jeszcze bardziej go rozbolała.
Podniósł się nieco z podłogi. Teraz już przynajmniej nie leżał na niej plackiem, a siedział. Zapewne był cały w kurzu. Świetnie, idealne zakończenie dnia.
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dobrze, że tylko kucnął przy Amodeusie, bo w chwili gdy ten postanowił wyrzucić z gardła swoją ślinę, lekko przechylił się. Nie chciał, by ślad Amodeusa, który pewnie byłby cenny dla jakiejś panny, znalazł się na jego czystej koszuli. Lecz nie to go mocno zdziwiło. Bardziej to, co usłyszał. Nie miał pojęcia, co powiedział. Na pewno to nie było po kociemu, a innych języków obcych nie zna.
- Wiem, że nie umiesz latać, Prince.- powiedział przeinaczając jego słowa na własny tok rozumowania. No bo po co będzie się głowić, skoro i tak nie zna tłumaczenia żadnego ze słów, jakie usłyszał. Następnym razem niech użyje skrzydeł, jeśli takowe ma. Ale chwila, człowiek nie ma skrzydeł. Chyba że zmieni się w jakieś ptaszysko, ale w przypadku Amodeusa, było to raczej niemożliwe. Szybciej trafiłby w ścianę, niżeliby wyleciał z tego pokoju.
Słysząc komentarze Deusa, Barry parsknął śmiechem. Jak chce, to niech całuje. Wtedy okaże, że to Barry jest księciem, a on zwykłym lennikiem. Jeszcze niech kłania się na kolana i błaga, by mógł wyczyścić Barrowe buty. To byłby fascynujący widok, ale Weasley nie chciał już i tak mocno upokarzać swego znajomego.
-Wystarczy, że zacząłeś romansować z sufitem. Wszelkie inne marzenia wobec mnie porzuć. Nie jestem taki śliczny jak sufit.- rzucił i wziął od niego palce. Dobra, nie oszalał, tylko trochę oberwało mu się. Czyli Mung może szukać innego pacjenta. A skoro to zostało szybko wyjaśnione, czas dojść do kolejnego zestawu pytań.
- Tak w ogóle co tu się stało przed chwilą?- zadał pytanie zerkając uważnie na chłopaka. Niech trochę posiedzi, co mu trochę w głowie się poukłada. Weasley nadal klękał, ale teraz rozejrzał się po całym pomieszczeniu odnotowując, że na pewno tu nie były robione żadne porządki, tylko coś innego. To nie było normalne, że wszelkie meble były podsunięte aż po ściany. Wrócił wzrokiem na Amadeusa oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Wiem, że nie umiesz latać, Prince.- powiedział przeinaczając jego słowa na własny tok rozumowania. No bo po co będzie się głowić, skoro i tak nie zna tłumaczenia żadnego ze słów, jakie usłyszał. Następnym razem niech użyje skrzydeł, jeśli takowe ma. Ale chwila, człowiek nie ma skrzydeł. Chyba że zmieni się w jakieś ptaszysko, ale w przypadku Amodeusa, było to raczej niemożliwe. Szybciej trafiłby w ścianę, niżeliby wyleciał z tego pokoju.
Słysząc komentarze Deusa, Barry parsknął śmiechem. Jak chce, to niech całuje. Wtedy okaże, że to Barry jest księciem, a on zwykłym lennikiem. Jeszcze niech kłania się na kolana i błaga, by mógł wyczyścić Barrowe buty. To byłby fascynujący widok, ale Weasley nie chciał już i tak mocno upokarzać swego znajomego.
-Wystarczy, że zacząłeś romansować z sufitem. Wszelkie inne marzenia wobec mnie porzuć. Nie jestem taki śliczny jak sufit.- rzucił i wziął od niego palce. Dobra, nie oszalał, tylko trochę oberwało mu się. Czyli Mung może szukać innego pacjenta. A skoro to zostało szybko wyjaśnione, czas dojść do kolejnego zestawu pytań.
- Tak w ogóle co tu się stało przed chwilą?- zadał pytanie zerkając uważnie na chłopaka. Niech trochę posiedzi, co mu trochę w głowie się poukłada. Weasley nadal klękał, ale teraz rozejrzał się po całym pomieszczeniu odnotowując, że na pewno tu nie były robione żadne porządki, tylko coś innego. To nie było normalne, że wszelkie meble były podsunięte aż po ściany. Wrócił wzrokiem na Amadeusa oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czyli jednak go nie zrozumiał, to dobrze. Nie każdy lubi słyszeć, jak ktoś mówi, że pluje na grób jego matki. Wiecie, gobliny nie przebierają w wulgaryzmach, jeśli już mają kogoś obrazić, to na poważnie. A co tam, zero półśrodków! Najwidoczniej jego rudy kolega nie wiedział też, co Amodeus próbował zrobić, dobrze. Mniejsze upokorzenie. Chociaż umiejętność latania bez wspomagania był wielkim marzeniem ogromnej liczby czarodziejów. Niestety, nie udało im się, a Prince nie miał jakoś udowadniać im, jak mały był ich geniusz. Na razie głowę mu zaprzątały myśli o zmianie postaci, a nie wzbiciu się w przestworza. Kto wie, może innym razem.
- Ech, szkoda. A liczyłem na małe co nieco po pracy. - puścił mu oczko i uśmiechnął się krzywo.
Dolna warga go bolała, czyli to z niej wypłynęła ta krew. Może w drodze powrotnej do domu zahaczy o przybytek Cassandry, chociaż pewnie tak go by wyśmiała za przychodzenie z tak poważnymi obrażeniami.
Książę z niewielkim trudem pozbierał się z podłogi. Chwiał się lekko, ale to nic nie szkodzi. Przynajmniej miał wszystko na swoim miejscu. Zero dodatkowych kończyn, żadnego niepotrzebnego ogona. No, resztę rejonów swego ciała sprawdzi trochę później, nie chciał zaglądać do swoich spodni będąc obserwowanym przez współpracownika. Ciekawe, co by sobie pomyślał?
Spojrzał na chłopaka niepewnie, kiedy usłyszał pytanie, które mu zadał. Zwrócił tez uwagę, na to całe rozglądanie się. Chyba nie bywał w tej części sklepu za często, co nie było wcale dziwne, w końcu nikt z niej nie korzystał. Prawie nikt... Przez krótką chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, aż w końcu wypalił.
- Romansowałem z sufitem. - ton jego głosu był śmiertelnie poważny, ale mina zdradzała rozbawienie. - A ty co tu robisz? Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. - uśmiechnął się przebiegle, a gdyby zbytnie poruszanie się, nie skończyłoby się dla niego upadkiem, to zacierałby ręce niczym jakiś cwaniaczek, co to przyłapał złodzieja na gorącym uczynku.
- Ech, szkoda. A liczyłem na małe co nieco po pracy. - puścił mu oczko i uśmiechnął się krzywo.
Dolna warga go bolała, czyli to z niej wypłynęła ta krew. Może w drodze powrotnej do domu zahaczy o przybytek Cassandry, chociaż pewnie tak go by wyśmiała za przychodzenie z tak poważnymi obrażeniami.
Książę z niewielkim trudem pozbierał się z podłogi. Chwiał się lekko, ale to nic nie szkodzi. Przynajmniej miał wszystko na swoim miejscu. Zero dodatkowych kończyn, żadnego niepotrzebnego ogona. No, resztę rejonów swego ciała sprawdzi trochę później, nie chciał zaglądać do swoich spodni będąc obserwowanym przez współpracownika. Ciekawe, co by sobie pomyślał?
Spojrzał na chłopaka niepewnie, kiedy usłyszał pytanie, które mu zadał. Zwrócił tez uwagę, na to całe rozglądanie się. Chyba nie bywał w tej części sklepu za często, co nie było wcale dziwne, w końcu nikt z niej nie korzystał. Prawie nikt... Przez krótką chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, aż w końcu wypalił.
- Romansowałem z sufitem. - ton jego głosu był śmiertelnie poważny, ale mina zdradzała rozbawienie. - A ty co tu robisz? Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. - uśmiechnął się przebiegle, a gdyby zbytnie poruszanie się, nie skończyłoby się dla niego upadkiem, to zacierałby ręce niczym jakiś cwaniaczek, co to przyłapał złodzieja na gorącym uczynku.
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby w szkołach uczono dodatkowo kilka języków obcych, to z pewnością Barry chodziłby na trolli i goblinowy. Dla niego nie wystarczy więź porozumienia z kotami. Magiczne stworzenia czasem są fascynujące, aczkolwiek po jakimś czasie nużące. A taki goblin to jest fajnym kompanem do gry w karty. Z asem w rękawie można zarobić sporo galeonów. A trolle są głupie, lecz by pomogłyby obrabować Gringotta. Nie żeby młody Weasley o tym myślał, lecz fajnie było sobie tak wyobrazić, że się wchodzi z trollem do banku, który wszystko rozwala, a wszelkie bogactwo należy teraz dla niego i jego rodziny. Wtedy nie musiałby ciągnąc podwójnej pracy, która powoli go wykańcza. Lecz jedno musi przyznać - niekiedy spotyka intrygujących ludzi. No i ma podejrzenia, jakie osoby należą do funclubu Riddle'a. Lecz ze względu na obowiązującą jego milczenie, nic o tym nie mógł wspomnieć swemu bratu.
-Chciałbyś.- rzucił uśmiechając się i jednocześnie pokręcił głową. Nie w tych czasach panie Prince. Z resztą, jego nos powinien odrzucać wszelkie kandydatki, które chciałyby związać się z nim w tym momencie. I tak na razie nie było źle, bo nie krwawił. Ale przy wszelkich gwałtowniejszych reakcjach nigdy nie wiadomo, czy złamany nos znów się nie odezwie. Jutro z tym chyba pójdzie do Munga. Dziś już nie da rady. No chyba że wcześniej wyszedłby ze sklepu, ale nie wie, w jakim czasie wyrobi się z piwnicą. Szczególnie teraz, gdy będzie musiał dodatkowo postawić meble w tych miejscach, gdzie wcześniej były. A tu może mieć problem, bo nie ma bladego pojęcia, gdzie wcześniej były rozstawione.
Wstał obserwując, czy przypadkiem Amodeus nagle nie klepnie ponownie w podłogę. Ten jednak utrzymał się w pionie. Cwany lis.
Słysząc jego pierwsze słowa, parsknął ze śmiechu, lecz zasłonił usta dłonią, aby się nie roześmiać. Mimo wszystko nadal trzymał go humor, jak i tajemniczość. Bo w końcu także nie zdradził, co on takiego wtedy powiedział! Zaraz jego uśmiech się poszerzył i założył ręce na piersiach. I tu go ma, ha! Bo tu Barry akurat dziś miał tu pozwolenie.
- O to chyba ja powinienem się spytać. Bo na Twoje nieszczęście, dziś mam urzędować w piwnicy.- powiedział obserwując jego reakcję. I kto tu teraz jest złodziejaszkiem? W tej chwili Barry ma prawo zawołać Borgina, który mógłby ukarać Amodeusa.
- To powiesz, czy mam zawołać Borgina?
-Chciałbyś.- rzucił uśmiechając się i jednocześnie pokręcił głową. Nie w tych czasach panie Prince. Z resztą, jego nos powinien odrzucać wszelkie kandydatki, które chciałyby związać się z nim w tym momencie. I tak na razie nie było źle, bo nie krwawił. Ale przy wszelkich gwałtowniejszych reakcjach nigdy nie wiadomo, czy złamany nos znów się nie odezwie. Jutro z tym chyba pójdzie do Munga. Dziś już nie da rady. No chyba że wcześniej wyszedłby ze sklepu, ale nie wie, w jakim czasie wyrobi się z piwnicą. Szczególnie teraz, gdy będzie musiał dodatkowo postawić meble w tych miejscach, gdzie wcześniej były. A tu może mieć problem, bo nie ma bladego pojęcia, gdzie wcześniej były rozstawione.
Wstał obserwując, czy przypadkiem Amodeus nagle nie klepnie ponownie w podłogę. Ten jednak utrzymał się w pionie. Cwany lis.
Słysząc jego pierwsze słowa, parsknął ze śmiechu, lecz zasłonił usta dłonią, aby się nie roześmiać. Mimo wszystko nadal trzymał go humor, jak i tajemniczość. Bo w końcu także nie zdradził, co on takiego wtedy powiedział! Zaraz jego uśmiech się poszerzył i założył ręce na piersiach. I tu go ma, ha! Bo tu Barry akurat dziś miał tu pozwolenie.
- O to chyba ja powinienem się spytać. Bo na Twoje nieszczęście, dziś mam urzędować w piwnicy.- powiedział obserwując jego reakcję. I kto tu teraz jest złodziejaszkiem? W tej chwili Barry ma prawo zawołać Borgina, który mógłby ukarać Amodeusa.
- To powiesz, czy mam zawołać Borgina?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Tak, właśnie to powiedziałem. - odpowiedział na zdawkowe zbycie. - Chociaż patrząc na twoją twarz, to mam pewne wahania, co do wspólnych zabaw. - zaśmiał się niewinnie, po czym od razu skrzywił, jeszcze nie doszedł do siebie po intymnych kontaktach z sufitem. - Wolisz na ostro? - spojrzał wymownie na jego nos.
Dopiero teraz zauważył, że coś było nie tak z twarzą rudego Weasleya. Czyżby jakaś panienka wkurzyła się na niego i zdzieliła po pysku? Albo pan, nie jemu oceniać, co młody diler robi po godzinach. Może i tym razem, ktoś nie potrafił celować tłuczkiem? Kto wie.
Przyglądał się nierównej walce ze śmiechem z niewielkim rozbawienie. Czego szybko pożałował, musi sobie zapamiętać, aby dzisiaj już się nie uśmiechać. Amodeus to delikatny mol książkowy, a nie zawodnik Qudditcha. Obrywanie po głowie nie należało do jego ulubionych zabaw. Jego mina stała się niepewna. Skąd ta nagła pewność siebie, co to wstąpił w jego rudego towarzysza rozmowy? Szybko się opanował i przywołał poważny wyraz twarzy, tak dobrze opanowani, dzięki pracowaniu za ladą. Z lekkim rozleniwienie położył prawą dłoń na tali, a lewą zbliżył ku oczom, jakby od niechcenia sprawdzał, czy pod jego paznokciami nie ma brudu, którego mógłby się pozbyć zamiast błędnego mniemania o swojej wartości, które teraz pokazał mu Barry. Nie, nic. Więc musi zabrać się za stroszącego sierść kociaka, trudno.
- Niech przyprowadzi ze sobą pana Burke'a. - uśmiechnął się, może nieco zbyt złośliwie. - Od razu mu wytłumaczysz, dlaczego marnujesz mój cenny czas.
Nie lubił, kiedy nieupoważnione osoby pyskowały do niego. Nie żeby coś, ale to był jego teren, o! Nie po to tyrał jak wół na swoją pozycję i zaufanie szefów, żeby jakiś Weasley mówił mu, gdzie ma być, a gdzie nie. Pff! Tym bardziej, kiedy zastaje go w tak... nieodpowiedniej dla jego oczu sytuacji.
Dopiero teraz zauważył, że coś było nie tak z twarzą rudego Weasleya. Czyżby jakaś panienka wkurzyła się na niego i zdzieliła po pysku? Albo pan, nie jemu oceniać, co młody diler robi po godzinach. Może i tym razem, ktoś nie potrafił celować tłuczkiem? Kto wie.
Przyglądał się nierównej walce ze śmiechem z niewielkim rozbawienie. Czego szybko pożałował, musi sobie zapamiętać, aby dzisiaj już się nie uśmiechać. Amodeus to delikatny mol książkowy, a nie zawodnik Qudditcha. Obrywanie po głowie nie należało do jego ulubionych zabaw. Jego mina stała się niepewna. Skąd ta nagła pewność siebie, co to wstąpił w jego rudego towarzysza rozmowy? Szybko się opanował i przywołał poważny wyraz twarzy, tak dobrze opanowani, dzięki pracowaniu za ladą. Z lekkim rozleniwienie położył prawą dłoń na tali, a lewą zbliżył ku oczom, jakby od niechcenia sprawdzał, czy pod jego paznokciami nie ma brudu, którego mógłby się pozbyć zamiast błędnego mniemania o swojej wartości, które teraz pokazał mu Barry. Nie, nic. Więc musi zabrać się za stroszącego sierść kociaka, trudno.
- Niech przyprowadzi ze sobą pana Burke'a. - uśmiechnął się, może nieco zbyt złośliwie. - Od razu mu wytłumaczysz, dlaczego marnujesz mój cenny czas.
Nie lubił, kiedy nieupoważnione osoby pyskowały do niego. Nie żeby coś, ale to był jego teren, o! Nie po to tyrał jak wół na swoją pozycję i zaufanie szefów, żeby jakiś Weasley mówił mu, gdzie ma być, a gdzie nie. Pff! Tym bardziej, kiedy zastaje go w tak... nieodpowiedniej dla jego oczu sytuacji.
Ostatnio zmieniony przez Amodeus Prince dnia 28.08.15 0:01, w całości zmieniany 1 raz
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-To ty nie wiesz, że rudzi robią to tylko na ostro z dodatkiem pikanterii? Nie jesteśmy słabeuszami i nie odbijamy się za pierwszym zamachnięciem. - powiedział uśmiechając się wesoło. Nie jego interes, dlaczego ma ubity nosek. I tak nie wyglądał najgorzej. Przynajmniej nie krwawił, ale gdyby teraz dostał czymś w twarz, albo konkretnie w nos, to już by ciągle krwawił. I wtedy by musiał iść do Munga, którego w tej chwili woli omijać szerokim łukiem. Nos się złamał, to sam się zrośnie. Trochę to potrwa, ale co tam, pocierpi. Przynajmniej nie straci codziennego zysku, który był ważny dla niego i jego rodzeństwa.
Widząc, jak nagle z Księciunia staje się typowy Książe, Barry nic nie skomentował. Skoro też miał tu pozwolenie, to raczej powinien mu Borgin o tym powiedzieć, prawda? Jeśli od niego ma dziś pozwolenie na wchodzenie tutaj, to powinien uprzedzić, że może spotkać jakiegoś żuczka, który bada wytrzymałość sufitu, podłogi i swojej głowy. Ale skoro milczy i przywołuje pozy, jakby był tutaj już królem, to coś musiało mówić Barry'emu.
Słysząc, że chce jeszcze widzieć pana Burke, Weasley uśmiechnął się szerzej. W jego mniemaniu Burke musiał być poinformowany przez Borgina, że dziś zajmuje piwnicę w celach renowacyjnych. A jak nie, to przy Borginie wszystko się wyjaśni.
- Dla mnie to nie problem, mogę i jego zawołać, ale to nie mi się dostanie za rozmieszczenie mebli przy ścianach. Chyba że masz w tym jakiś cel, ale z czego ja wiem, to ja miałem się dziś zająć sprzątaniem tej starej piwnicy. A ty co takiego tu robiłeś prócz skakania od sufitu do podłogi?
powiedział swobodnie. On też sam ciężko pracował, by dostawał pieniądze na utrzymanie. I tak to była praca na czarno, więc nie zawsze otrzymywał pieniądze. Nie ma zamiaru dziś wyjść stąd bez posprzątania chociaż w części tego syfu. Jeszcze by mu zarzucono, że nic nie zrobił, tylko wręcz przeciwnie, nabałaganił. Trzymał swoją różdżkę w lewej dłoni, która była opuszczona, a patyk był skierowany ku podłodze. Od chwili, gdy tu przyszedł, ciągle ją trzymał w dłoni. Jakby nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś się jeszcze dziś stanie.
Widząc, jak nagle z Księciunia staje się typowy Książe, Barry nic nie skomentował. Skoro też miał tu pozwolenie, to raczej powinien mu Borgin o tym powiedzieć, prawda? Jeśli od niego ma dziś pozwolenie na wchodzenie tutaj, to powinien uprzedzić, że może spotkać jakiegoś żuczka, który bada wytrzymałość sufitu, podłogi i swojej głowy. Ale skoro milczy i przywołuje pozy, jakby był tutaj już królem, to coś musiało mówić Barry'emu.
Słysząc, że chce jeszcze widzieć pana Burke, Weasley uśmiechnął się szerzej. W jego mniemaniu Burke musiał być poinformowany przez Borgina, że dziś zajmuje piwnicę w celach renowacyjnych. A jak nie, to przy Borginie wszystko się wyjaśni.
- Dla mnie to nie problem, mogę i jego zawołać, ale to nie mi się dostanie za rozmieszczenie mebli przy ścianach. Chyba że masz w tym jakiś cel, ale z czego ja wiem, to ja miałem się dziś zająć sprzątaniem tej starej piwnicy. A ty co takiego tu robiłeś prócz skakania od sufitu do podłogi?
powiedział swobodnie. On też sam ciężko pracował, by dostawał pieniądze na utrzymanie. I tak to była praca na czarno, więc nie zawsze otrzymywał pieniądze. Nie ma zamiaru dziś wyjść stąd bez posprzątania chociaż w części tego syfu. Jeszcze by mu zarzucono, że nic nie zrobił, tylko wręcz przeciwnie, nabałaganił. Trzymał swoją różdżkę w lewej dłoni, która była opuszczona, a patyk był skierowany ku podłodze. Od chwili, gdy tu przyszedł, ciągle ją trzymał w dłoni. Jakby nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś się jeszcze dziś stanie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mała przemowa rudego kotka nie zrobiła na nim jakoś większego wrażenia. Amodeus mógł robić wiele rzeczy na terenie sklepu i nikt nawet by się tym nie przejął, bo i po co? Nigdy nie działał na niekorzyść firmy, a jego małe wybryki niczego nie niszczyły, a jak już coś zrobił, to zazwyczaj naprawiał szkody, zanim ktokolwiek się o nich dowiedział. Czy Borgin by się przejął tym co robi mosiek, pewnie nie. Machnąłby tylko ręką i zganiał pracownika za zawracanie mu głowy bzdurami. Anthony? Och, to by było ciekawe... co ten by zrobił?
- Dostanie się? - nie był pewien, czy powinien się śmiać, ale to zrobił i jakoś nie mógł przestać, zajęło mu dłuższą chwilę, zanim uspokoił się. - Skąd pewność, że ja je tam ustawiłem? - uniósł niewinnie brew ku górze. - I nie widzę jakoś, żebyś sprzątał, ktoś tu się obija... - ton jego głosu był niemal przyjacielski. Tak, miła odmiana od codziennej nudy. Czasami dobrze jest z kimś się poprzekomarzać. - Ale z ciebie uparciuch. - żachnął się.
Powolnym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc, ruszył ku torbie z ubraniami. Nie chciał w końcu się przewrócić, niezbyt dobrze odbiłoby się to na jego wizerunku. Kiedy dotarł, wziął z torby różdżkę, która znajdowała się tam od początku ćwiczeń. Właściwie to nie był pewien po co mu ona, ale nie lubił przeprowadzać rozmowy z czarodziejami będąc... bezbronnym.
- Skoro tak cie to ciekawi, to może ci powiem. - skierował skierował swą twarz ku niemu. - Nie bój się, nic nielegalnego. - powiedział to dość dziwnym tonem, puszczając przy tym oczko do rudzielca. - Ale nic za darmo. Nie lubię dzielić się informacjami z byle kim. - na jego twarz wpełzł tajemniczy uśmieszek.
Droczenie się z Weasleyem sprawiało mu dziwną satysfakcję. Niby nic wielkiego tu nie robił, ale skoro tak to go interesowało, to nie miał zamiaru podać mu informacji na złotej tacy, podsuniętej tuż pod nos. O nie, niech się chwile pomęczy. Przy okazji sprawdzi też, jak silne jest jego poczucie obowiązku. Przecież miał sprzątać, a nie prowadzić towarzyskie pogaduchy. Amoś z drugie strony był po godzinach, miał dużo wolnego czasu do stracenia. Fakt, miał go przeznaczyć na trening, ale z tego chyba nic już nie będzie, przynajmniej nie dzisiaj.
- Dostanie się? - nie był pewien, czy powinien się śmiać, ale to zrobił i jakoś nie mógł przestać, zajęło mu dłuższą chwilę, zanim uspokoił się. - Skąd pewność, że ja je tam ustawiłem? - uniósł niewinnie brew ku górze. - I nie widzę jakoś, żebyś sprzątał, ktoś tu się obija... - ton jego głosu był niemal przyjacielski. Tak, miła odmiana od codziennej nudy. Czasami dobrze jest z kimś się poprzekomarzać. - Ale z ciebie uparciuch. - żachnął się.
Powolnym krokiem, nigdzie się nie śpiesząc, ruszył ku torbie z ubraniami. Nie chciał w końcu się przewrócić, niezbyt dobrze odbiłoby się to na jego wizerunku. Kiedy dotarł, wziął z torby różdżkę, która znajdowała się tam od początku ćwiczeń. Właściwie to nie był pewien po co mu ona, ale nie lubił przeprowadzać rozmowy z czarodziejami będąc... bezbronnym.
- Skoro tak cie to ciekawi, to może ci powiem. - skierował skierował swą twarz ku niemu. - Nie bój się, nic nielegalnego. - powiedział to dość dziwnym tonem, puszczając przy tym oczko do rudzielca. - Ale nic za darmo. Nie lubię dzielić się informacjami z byle kim. - na jego twarz wpełzł tajemniczy uśmieszek.
Droczenie się z Weasleyem sprawiało mu dziwną satysfakcję. Niby nic wielkiego tu nie robił, ale skoro tak to go interesowało, to nie miał zamiaru podać mu informacji na złotej tacy, podsuniętej tuż pod nos. O nie, niech się chwile pomęczy. Przy okazji sprawdzi też, jak silne jest jego poczucie obowiązku. Przecież miał sprzątać, a nie prowadzić towarzyskie pogaduchy. Amoś z drugie strony był po godzinach, miał dużo wolnego czasu do stracenia. Fakt, miał go przeznaczyć na trening, ale z tego chyba nic już nie będzie, przynajmniej nie dzisiaj.
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby Burke tu się zjawił, to nie wiadomo, kto by ocalał z tego spotkania. Każdy by z nich oberwał, lecz kto mocniej - tego nikt tu obecnych nie wie. Ale mogliby robić zakłady, kto miałby zmniejszoną pensję przez miesiąc. Barry wolałby tego uniknąć. W sumie to wszystko była wina Księcia. I na niego zwali, jeśli zjawią się właściciele.
- Zacząłbym sprzątać, gdyby pewna osoba nie romansowała z pokojem - rzucił usprawiedliwiająco, lecz zaraz uśmiechnął się. Trochę miło jest, gdy czasem pewne rzeczy bierze się nie na serio. Tak czy siak, Weasley mimo wszystko zamierzał zaraz wziąć się do pracy. Ba, gdy Mosik poszedł po różdżkę, Barry wycelował w meble, aby odgonić z nich kurz. Zaraz miotełka od kurzu powstała i zaczęła ścierać kurz. Tam gdzie mogła, bo niekiedy była zablokowana, ale przynajmniej coś robiła. I już nie było, że nic nie jest tu robione.
Barry zerknął na Amodeusa, gdy oznajmił że powie mu tę tajemnicę. Barry był uparty, bo przecież chciał wiedzieć, co on przed chwilą widział. Sam stwierdził, że to nie były halucynacje, a w tym fakcie został teraz utwierdzony przez współpracownika. Lecz jego wiedza ... kosztuje? Barry zerknął na meble i na kurz, który unosił się nad nimi. Miał dylemat, co zrobić w tej chwili. Nie wiedział, co będzie chciał w zamian Prince, ale był ciekawy jego tajemnicy.
- Co chcesz w zamian? - spytał się po krótkiej chwili namysłu odwracając się w jego stronę. Ma kilka minut na wyjaśnienia, a potem będzie musiał na serio ułożyć te meble w ich pierwotnych miejscach. Nie lubił być od kogoś zależny, lecz czuł, że inaczej się nie dowie. A był tym naprawdę szczerze zaciekawiony. A póki meble są odkurzane, to może pozwolić na chwilę rozmowy.
- Zacząłbym sprzątać, gdyby pewna osoba nie romansowała z pokojem - rzucił usprawiedliwiająco, lecz zaraz uśmiechnął się. Trochę miło jest, gdy czasem pewne rzeczy bierze się nie na serio. Tak czy siak, Weasley mimo wszystko zamierzał zaraz wziąć się do pracy. Ba, gdy Mosik poszedł po różdżkę, Barry wycelował w meble, aby odgonić z nich kurz. Zaraz miotełka od kurzu powstała i zaczęła ścierać kurz. Tam gdzie mogła, bo niekiedy była zablokowana, ale przynajmniej coś robiła. I już nie było, że nic nie jest tu robione.
Barry zerknął na Amodeusa, gdy oznajmił że powie mu tę tajemnicę. Barry był uparty, bo przecież chciał wiedzieć, co on przed chwilą widział. Sam stwierdził, że to nie były halucynacje, a w tym fakcie został teraz utwierdzony przez współpracownika. Lecz jego wiedza ... kosztuje? Barry zerknął na meble i na kurz, który unosił się nad nimi. Miał dylemat, co zrobić w tej chwili. Nie wiedział, co będzie chciał w zamian Prince, ale był ciekawy jego tajemnicy.
- Co chcesz w zamian? - spytał się po krótkiej chwili namysłu odwracając się w jego stronę. Ma kilka minut na wyjaśnienia, a potem będzie musiał na serio ułożyć te meble w ich pierwotnych miejscach. Nie lubił być od kogoś zależny, lecz czuł, że inaczej się nie dowie. A był tym naprawdę szczerze zaciekawiony. A póki meble są odkurzane, to może pozwolić na chwilę rozmowy.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Amodeus zerknął kątem oka na bok, w stronę mebli, kiedy usłyszał ciche szuranie. Czyżby ktoś się przejął jego słowami i wziął się w końcu do roboty? Dobrze, jeden kłopot z głowy. Może jak się czymś zajmie, to będzie mniej upierdliwy. Nie mógł do końca zrozumieć tego chłopaka. Co on się tak czepił, jak bahanka starych, wyliniałych zasłon, co to mieszkały niegdyś w jego domu. Zakochał się, czy jaki czort? Lepiej nie, Prince ze wszystkich swoich zasad, jednej przestrzegał najbardziej, a mianowicie: "Zero stosunków i relacji intymnych w pracy." Już wystarczająco nacierpiał się przez przygodne romanse, które zmieszane były z wykonywanym zajęciem. Fakt, często to on był tym złym, lecz jemu też kilka razy wbito nóż w plecy. Dosłownie. Kobieta, z którą sypiał i pracował, jednocześnie, wbiła mu nóż, w plecy, te tam z tyłu. To wspomnienie nie należy do jego ulubionych, rzecz jasna. Ale jak to się mówi, dobry czarodziej uczy się na swoich wybuchających kociołkach, a nie na przykładzie tego tłumoka, co to siedział obok niego na zajęciach z eliksirów.
Ponownie skupił uwagę na rudym młodziku, co to postanowił odpowiedzieć mu wymijająco. Co chciał w zamian za tę jakże cenną informację? Właściwie, to nie wiedział. Powiedział to tylko po to, żeby Weasley spanikował i dał sobie spokój z tym głupim przesłuchaniem. Co teraz? Nie mógł przecież powiedzieć, że jednak się rozmyślił, a ja mu nie poda tej jakże cennej, dla rudego, informacji, to pewno nie da mu spokoju. Ech, dzieci.
- Coś cennego, czego nikomu do tej pory nie mówiłeś. - poruszył wymownie brwiami, spodziewając się pikantnych szczegółów. No co? Sam mówił, że lubi na ostro! Niech teraz ma!
Ponownie skupił uwagę na rudym młodziku, co to postanowił odpowiedzieć mu wymijająco. Co chciał w zamian za tę jakże cenną informację? Właściwie, to nie wiedział. Powiedział to tylko po to, żeby Weasley spanikował i dał sobie spokój z tym głupim przesłuchaniem. Co teraz? Nie mógł przecież powiedzieć, że jednak się rozmyślił, a ja mu nie poda tej jakże cennej, dla rudego, informacji, to pewno nie da mu spokoju. Ech, dzieci.
- Coś cennego, czego nikomu do tej pory nie mówiłeś. - poruszył wymownie brwiami, spodziewając się pikantnych szczegółów. No co? Sam mówił, że lubi na ostro! Niech teraz ma!
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jeśli przypuszcza, że zajęty pracą będzie mniej gadatliwy, to może się trochę pomylić. On część pracy przełoży na magię, więc najwięcej to namacha się różdżką i wymówi kilka inkantacji. A potem w pełni byłby gotów do rozmowy z towarzyszem, który coś ukrywa przed rudzielcem. Weasley'a byle czym się nie zadowoli, aby umilkł. I nie, nie zakochał się w Księciu. Definitywnie woli kobiety i nawet nie spróbowałby zaryzykować jakiegokolwiek romansu z mężczyznami. Nawet z Mosikiem nie zważając, ile by próbował nalegać.
-Żartujesz, prawda?
Słysząc jego propozycję, początkowo rozbawiła jego. Zaśmiał się z niej, lecz po chwili zrozumiał, że na serio to powiedział. Nie mógł innego wymyślić? Po nim akurat spodziewał się czegoś więcej, niż prośba o jakiś jego sekret. To było wręcz ... dziecinne! Czyżby znów znaleźli się w Hogwarcie, gdzie próbują ukraść Filcha, a dyskutują, kto bierze wartę przy jego gabinecie? Jakby od ich zdolności zależało, kto szybciej by opędzlował jego zakątek.
Lecz musiał chwilę się zastanowić, czy się opłaca. Jeśli powie, to kto wie, czy nie wygada się. Nie mógł mieć pewności, czy Mosik utrzyma to w tajemnicy. Kolejnym problemem było to, co mógłby jemu powiedzieć. Bo gdyby miał kłamać, to by powiedział, że ma dziecko z mugolką i tyle. Lecz to byłoby za proste, aby było prawdziwe.
-Rozmowa z kotami wystarczy?- rzucił po chwili namysłu. Wiedział, że konkretnie tego nie powiedział, ale niech trochę się namyśli. Niby dlaczego Barry miałby jemu wszystko ułatwiać?
-Żartujesz, prawda?
Słysząc jego propozycję, początkowo rozbawiła jego. Zaśmiał się z niej, lecz po chwili zrozumiał, że na serio to powiedział. Nie mógł innego wymyślić? Po nim akurat spodziewał się czegoś więcej, niż prośba o jakiś jego sekret. To było wręcz ... dziecinne! Czyżby znów znaleźli się w Hogwarcie, gdzie próbują ukraść Filcha, a dyskutują, kto bierze wartę przy jego gabinecie? Jakby od ich zdolności zależało, kto szybciej by opędzlował jego zakątek.
Lecz musiał chwilę się zastanowić, czy się opłaca. Jeśli powie, to kto wie, czy nie wygada się. Nie mógł mieć pewności, czy Mosik utrzyma to w tajemnicy. Kolejnym problemem było to, co mógłby jemu powiedzieć. Bo gdyby miał kłamać, to by powiedział, że ma dziecko z mugolką i tyle. Lecz to byłoby za proste, aby było prawdziwe.
-Rozmowa z kotami wystarczy?- rzucił po chwili namysłu. Wiedział, że konkretnie tego nie powiedział, ale niech trochę się namyśli. Niby dlaczego Barry miałby jemu wszystko ułatwiać?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czy żartował? Nie, po prostu miał pustkę w głowie. Najwidoczniej zderzenie się z sufitem, nawet pod postacią mgło podobną, miało jakieś skutki uboczne. Ale co mógł chcieć od takiego Weasleya? Raczej nie posiadał żadnej zakazanej wiedzy, prawda? Geniusze w teorii magii też nie był? Więc... tak, trochę głupi ruch. Naprawdę miał nadzieję, że chłopak spanikuje i da sobie spokój, zajmując się swoimi sprawami czy tam zadaniami. Cholibka.
Zerknął na śmiejącego się rudzielca. Atak głupawki? Może jednak da sobie spokój i odechce mu się wtykać nos w nieswoje sprawy? Byłoby miło. Trochę zwątpił, kiedy nie otrzymał żadnej głupiej odpowiedzi. Nad czym on się zastanawiał? Jakby Amos miał możliwość sprawdzenia, czy to co powie, na serio jest prawdą. Gdyby Prince był w jego butach, a nie chciałby, to rzuciłby pierwszy lepszy tekst, np. że kibicuje Osą, co nawet było prawdą. Widzisz, Avery, do czego ty zmuszasz swojego przyjaciela? Pięknie! Taki wstyd. Co za drużyna nazywa się Osami? Sokół, o! To jest zwierz, z którego można być dumnym, a nie, osy... dobrze że nie pszczółki czy tam trzmiele.
- Słucham? - nie był pewien, czy dobrze dosłyszał.
Że co robił? Z czym gadał? Czyżby młody marchewkowo-włosy chłopaczek był chory psychicznie. Może Weasleyą z tej biedy na głowę coś padło? Rozmawiać z kotami, a to dobre. Już prędzej w węże by uwierzył.
- Kiedy ostatni raz byłeś w Mungu? - spytał niezbyt poważnym głosem, starając się ukryć rozbawienie.
Teraz pytanie, czy powinien dopełnić swojej części umowy. Przecież to co powiedział mu rudzielec nie mogło być prawdą. Naprawdę, nie mógł rzucić czegoś bardziej wiarygodnego, a Amodeus udawałby, iż to bardzo interesująca informacja. Mieliby ten etap za sobą, tak, byłoby miło. Ale nie! Koty! Genialny plan panie Weasley, genialny! Świetnie...
Zerknął na śmiejącego się rudzielca. Atak głupawki? Może jednak da sobie spokój i odechce mu się wtykać nos w nieswoje sprawy? Byłoby miło. Trochę zwątpił, kiedy nie otrzymał żadnej głupiej odpowiedzi. Nad czym on się zastanawiał? Jakby Amos miał możliwość sprawdzenia, czy to co powie, na serio jest prawdą. Gdyby Prince był w jego butach, a nie chciałby, to rzuciłby pierwszy lepszy tekst, np. że kibicuje Osą, co nawet było prawdą. Widzisz, Avery, do czego ty zmuszasz swojego przyjaciela? Pięknie! Taki wstyd. Co za drużyna nazywa się Osami? Sokół, o! To jest zwierz, z którego można być dumnym, a nie, osy... dobrze że nie pszczółki czy tam trzmiele.
- Słucham? - nie był pewien, czy dobrze dosłyszał.
Że co robił? Z czym gadał? Czyżby młody marchewkowo-włosy chłopaczek był chory psychicznie. Może Weasleyą z tej biedy na głowę coś padło? Rozmawiać z kotami, a to dobre. Już prędzej w węże by uwierzył.
- Kiedy ostatni raz byłeś w Mungu? - spytał niezbyt poważnym głosem, starając się ukryć rozbawienie.
Teraz pytanie, czy powinien dopełnić swojej części umowy. Przecież to co powiedział mu rudzielec nie mogło być prawdą. Naprawdę, nie mógł rzucić czegoś bardziej wiarygodnego, a Amodeus udawałby, iż to bardzo interesująca informacja. Mieliby ten etap za sobą, tak, byłoby miło. Ale nie! Koty! Genialny plan panie Weasley, genialny! Świetnie...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
No w sumie gdy człowiek zderzy się z sufitem, to jest duże prawdopodobieństwo, że przez pierwsze pół godziny będzie gadać bzdury. Może to było bzdurą, ze zadał takie idiotyczne pytanie. Bo w sumie Mosiek zazwyczaj nie wygadywał takich idiotycznych tekstów. No może nie aż takich o, bo jednak ma nieraz okazję usłyszeć, jakim jest pacanem.
Gdy jego atak śmiechu minął, z ulgą w myślach odetchnął, że nos nie zaczął krwawić. Miał nadzieję obyć się bez lania krwi w pracy, by potem iść do Munga. W końcu powiedział siostrze, że tam idzie, więc nie mógłby z niego dzisiaj zrezygnować.
Skoro Mosik rzuciłby bez zastanowienia, to znaczy, że nie umie myśleć. No dobra, Weasley też wyjątkowo dał się popisać swoją inteligencją, ale nie był takim kretynem, aby mu powiedzieć na przykład, że diluje opium. Kto wie, czy by nie złożył skargi na niego jakimś aurorom? Albo co lepsze, jego bratu? Wystarczy że ten fakt Burke wykorzystuje na wszelkie możliwe sposoby. Więcej takich osób nie potrzebował. A co do kibicowania... Weasley nikomu nie kibicuje. Obojętnie podchodzi do wszelkich meczów i rzadko kiedy bywa na stadionach.
No ale wracając do obecnej sytuacji, Weasley uśmiechnął się wesoło i podszedł do biurka, by sprawdzić, czy miotełka wszystko tam wyczyściła. Słysząc pytanie o Mungu, odwrócił się w stronę Prince.
-A co, może i ty chcesz mnie tam doprowadzić?- rzucił obojętnym tonem. I w tym momencie Weasley stracił humor na dowcipkowanie. Nie miał ochoty rozmawiać o tym, że powinien tam teraz iść. Nie ważne, że Mosik myślał o całkiem innej rzeczy niż rodzeństwo - po prostu miał dosyć tego tematu na dzień dzisiejszy.
-Skoro to wszystko, to doprowadź meble do ich wcześniejszego ułożenia. W końcu ty tu byłeś przede mną.- powiedział bez żadnych emocji i odsunął się od biurka. Widział, jak w niektórych miejscach drobinki kurzu unoszą się, lecz na szczęście nie dostały się do jego nosa. A skoro Mosiek nie chce gadać i rzucił drażliwy dla niego temat, to wolał to jak najszybciej zakończyć. Normalnie jak dziecko.
Gdy jego atak śmiechu minął, z ulgą w myślach odetchnął, że nos nie zaczął krwawić. Miał nadzieję obyć się bez lania krwi w pracy, by potem iść do Munga. W końcu powiedział siostrze, że tam idzie, więc nie mógłby z niego dzisiaj zrezygnować.
Skoro Mosik rzuciłby bez zastanowienia, to znaczy, że nie umie myśleć. No dobra, Weasley też wyjątkowo dał się popisać swoją inteligencją, ale nie był takim kretynem, aby mu powiedzieć na przykład, że diluje opium. Kto wie, czy by nie złożył skargi na niego jakimś aurorom? Albo co lepsze, jego bratu? Wystarczy że ten fakt Burke wykorzystuje na wszelkie możliwe sposoby. Więcej takich osób nie potrzebował. A co do kibicowania... Weasley nikomu nie kibicuje. Obojętnie podchodzi do wszelkich meczów i rzadko kiedy bywa na stadionach.
No ale wracając do obecnej sytuacji, Weasley uśmiechnął się wesoło i podszedł do biurka, by sprawdzić, czy miotełka wszystko tam wyczyściła. Słysząc pytanie o Mungu, odwrócił się w stronę Prince.
-A co, może i ty chcesz mnie tam doprowadzić?- rzucił obojętnym tonem. I w tym momencie Weasley stracił humor na dowcipkowanie. Nie miał ochoty rozmawiać o tym, że powinien tam teraz iść. Nie ważne, że Mosik myślał o całkiem innej rzeczy niż rodzeństwo - po prostu miał dosyć tego tematu na dzień dzisiejszy.
-Skoro to wszystko, to doprowadź meble do ich wcześniejszego ułożenia. W końcu ty tu byłeś przede mną.- powiedział bez żadnych emocji i odsunął się od biurka. Widział, jak w niektórych miejscach drobinki kurzu unoszą się, lecz na szczęście nie dostały się do jego nosa. A skoro Mosiek nie chce gadać i rzucił drażliwy dla niego temat, to wolał to jak najszybciej zakończyć. Normalnie jak dziecko.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Piwniczna pracownia
Szybka odpowiedź