Piwniczna pracownia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Piwniczna pracownia
Zajmująca znaczną część piwnic pracownia umiejscowiona została dokładnie pod zapleczem sklepu. Jedyne okno w pomieszczeniu znajduje się na wysokości brukowanej ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Kroki przechodniów niejednokrotnie rzucają cień na niską, zakurzoną podłogę. W pomieszczeniu znajduje się stół, zazwyczaj wypełniony składnikami przeznaczonymi do eliksirów, które powinny być uprzątnięte w kredensach ustawionych pod ścianą. Pod sufitem zawieszone zostały warkocze czosnku i inne wiązanki suchych ziół, które nadają pomieszczeniu ciężkiego zapachu, potęgowanego paleniskiem pod kociołki. Do pomieszczenia mają wstęp jedynie upoważnione osoby.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
|12.08.1958
List od Imogen zawierał dokładne instrukcje czego oczekuje, a nie była to łatwa prośba. Odtworzenie pierścienia w jakim została pochowana babka czarownicy nastręczało sporo trudności. Lady Burke wiedziała, że nie stworzy idealnej kopii, bo nie miała takiej możliwości nie widząc pierwowzoru. Na dodatek chodziło o wsparcie genów willi, a te kapryśne istoty wcale nie ułatwiały w tworzeniu dla ich krwi talizmanów. Nie miała jednak zamiaru się poddawać, ponieważ każde takie zlecenie było dla niej wyzwaniem. Stanowiło możliwość podniesienia swoich umiejętności i doświadczenia, a na tym jej zależało.
Nie miała zamiaru porzucać tego co było jej pasją, choć niektórzy zdawali się tego nie rozumieć, upatrując w tym zajęcia niegodnego damy. Nie rozumiała jak można było być tak zatwardziałym i nie dostrzegać korzyści płynących z jej umiejętności.
Imogen przesłała jej srebro goblinów, ciekawa była, czy jest świadoma jak te istoty podchodzą do kwestii prawa własności.
Sięgnęła po szkice oraz gotowy odlew w jakim miała zamiar wykonać pierścień. Parę dni zajęło jej stworzenie odpowiedniego wzoru, żaden z pomysłów jej się nie podobał, aż w końcu osiągnęła to co chciała. Teraz pozostało przygotowanie wszystkich składników i odpowiednie ich wymieszanie.
Jak zwykle miała w zwyczaju odpowiednio wcześniej przygotowała składniki jakimi była róża piaskowa, złoto, obsydian i podkowa oraz srebro goblinów. Kociołek był dokładnie wyczyszczony i powoli nabierał temperatury. Złoto musiało się powoli rozpuszczać aby nie przywierać i nie tworzyć zbyt dużej ilości pęcherzy na swojej wierzchniej warstwie. Wyciągnęła ze swojej szafki odczynnik z jadu i postawiła obok reszty składników. Kiedy upewniła się, że temperatura jest właściwa ostrożnie włożyła do kociołka złoto oraz dodała cztery krople jadu i patrzyła jak się rozpuszcza, złotą łyżeczką zamieszała cztery razy w prawo aby sprawdzić konsystencję i minimalnie zwiększyła ogień. Następnie dodała podkowę centaura i czekała aż złoto połączy się z nią, by ponownie zamieszać łyżką cztery razy. Substancja w kociołku nabrała pięknej barwy mieszaniny złota i srebrzystości. Wtedy też oczyszczone wcześniej srebro goblinów, za pomocą szczypczyków, powoli dodawała. Tym razem nie mieszała, pozwalając aby srebro wtopiło się samo w mieszaninę jaka była w kociołku.
Sięgnęła po moździerz by rozkruszyć w nim kwiat pustyni, który dodawała powoli do złota. Za każdym razem jak dodała jakąś część zamieszała. Kiedy upewniła się, że składniki dobrze się połączyły dodała skruszony wcześniej obsydian. Uważnie obserwowała zachowanie substancji w kociołku i kiedy była pewna, że mieszanka jest gotowa zdjęła go ostrożnie z ognia, pozwalając by przez chwilę ostygł.
Kiedy była pewna, że dobrze się połączyły tworząc spójną masę dodała czynnik magiczny wykonując odpowiedni gest różdżką i szepcząc słowa: “Coniungere ne eis in perpetuum”. Następnie przelała substancję do formy i odstawiła ją na bok do ostygnięcia. Po ostygnięciu czekało ją polerowanie oraz grawerowanie wszystkich elementów, aby pierścień pasował do dłoni Imogen oraz był bardzo podobny do tego, który nosiła jej babka.
Kiedy zaczął stygnąć nakreśliła z ogromną precyzją odpowiednią runę i zostawiła talizman do całkowitego zastygnięcia i nabrania mocy. Dopiero po całej nocy dowie się czy talizman się udał.
|Wykonuję talizman Runa szczególnej krwi
k100, ST 75 (alchemia 29 + 2)
Srebro goblinów +1 do kości
2k6 - 2 na rzuty do k100
1k3 na rzuty do k10 na wybraną genetykę
List od Imogen zawierał dokładne instrukcje czego oczekuje, a nie była to łatwa prośba. Odtworzenie pierścienia w jakim została pochowana babka czarownicy nastręczało sporo trudności. Lady Burke wiedziała, że nie stworzy idealnej kopii, bo nie miała takiej możliwości nie widząc pierwowzoru. Na dodatek chodziło o wsparcie genów willi, a te kapryśne istoty wcale nie ułatwiały w tworzeniu dla ich krwi talizmanów. Nie miała jednak zamiaru się poddawać, ponieważ każde takie zlecenie było dla niej wyzwaniem. Stanowiło możliwość podniesienia swoich umiejętności i doświadczenia, a na tym jej zależało.
Nie miała zamiaru porzucać tego co było jej pasją, choć niektórzy zdawali się tego nie rozumieć, upatrując w tym zajęcia niegodnego damy. Nie rozumiała jak można było być tak zatwardziałym i nie dostrzegać korzyści płynących z jej umiejętności.
Imogen przesłała jej srebro goblinów, ciekawa była, czy jest świadoma jak te istoty podchodzą do kwestii prawa własności.
Sięgnęła po szkice oraz gotowy odlew w jakim miała zamiar wykonać pierścień. Parę dni zajęło jej stworzenie odpowiedniego wzoru, żaden z pomysłów jej się nie podobał, aż w końcu osiągnęła to co chciała. Teraz pozostało przygotowanie wszystkich składników i odpowiednie ich wymieszanie.
Jak zwykle miała w zwyczaju odpowiednio wcześniej przygotowała składniki jakimi była róża piaskowa, złoto, obsydian i podkowa oraz srebro goblinów. Kociołek był dokładnie wyczyszczony i powoli nabierał temperatury. Złoto musiało się powoli rozpuszczać aby nie przywierać i nie tworzyć zbyt dużej ilości pęcherzy na swojej wierzchniej warstwie. Wyciągnęła ze swojej szafki odczynnik z jadu i postawiła obok reszty składników. Kiedy upewniła się, że temperatura jest właściwa ostrożnie włożyła do kociołka złoto oraz dodała cztery krople jadu i patrzyła jak się rozpuszcza, złotą łyżeczką zamieszała cztery razy w prawo aby sprawdzić konsystencję i minimalnie zwiększyła ogień. Następnie dodała podkowę centaura i czekała aż złoto połączy się z nią, by ponownie zamieszać łyżką cztery razy. Substancja w kociołku nabrała pięknej barwy mieszaniny złota i srebrzystości. Wtedy też oczyszczone wcześniej srebro goblinów, za pomocą szczypczyków, powoli dodawała. Tym razem nie mieszała, pozwalając aby srebro wtopiło się samo w mieszaninę jaka była w kociołku.
Sięgnęła po moździerz by rozkruszyć w nim kwiat pustyni, który dodawała powoli do złota. Za każdym razem jak dodała jakąś część zamieszała. Kiedy upewniła się, że składniki dobrze się połączyły dodała skruszony wcześniej obsydian. Uważnie obserwowała zachowanie substancji w kociołku i kiedy była pewna, że mieszanka jest gotowa zdjęła go ostrożnie z ognia, pozwalając by przez chwilę ostygł.
Kiedy była pewna, że dobrze się połączyły tworząc spójną masę dodała czynnik magiczny wykonując odpowiedni gest różdżką i szepcząc słowa: “Coniungere ne eis in perpetuum”. Następnie przelała substancję do formy i odstawiła ją na bok do ostygnięcia. Po ostygnięciu czekało ją polerowanie oraz grawerowanie wszystkich elementów, aby pierścień pasował do dłoni Imogen oraz był bardzo podobny do tego, który nosiła jej babka.
Kiedy zaczął stygnąć nakreśliła z ogromną precyzją odpowiednią runę i zostawiła talizman do całkowitego zastygnięcia i nabrania mocy. Dopiero po całej nocy dowie się czy talizman się udał.
|Wykonuję talizman Runa szczególnej krwi
k100, ST 75 (alchemia 29 + 2)
Srebro goblinów +1 do kości
2k6 - 2 na rzuty do k100
1k3 na rzuty do k10 na wybraną genetykę
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'k6' : 1, 4
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'k6' : 1, 4
--------------------------------
#3 'k3' : 1
|30.07.1958
List od pani Macnair jasno wskazywał czego oczekuje od lady Burke. Runa kości nienawiści była talizmanem złożonym oraz ciężkim do stworzenia. Wymagał niezwykłej precyzji oraz odpowiedniego doboru składników na serce i odczynnik, które sprostają kości zwierzęcej oraz siarce.
Kość rema miała te właściwości, że mogła zastąpić praktycznie wszystko. Teraz leżała spokojnie na stole obok woreczka z siarką.
Ujęła w dłonie broszę, która miała stanowić trzon talizmanu. Primrose usunęła kamienie, które stanowiły owoce, nimi stanie się to co wytworzy w swoim kociołku i pracowni.
Zanim jednak do tego przystąpiła zasiadła z kartką i piórem, aby stworzyć wzór numerologiczny pod talizman.
Wahała się między trawertytem a apatytem. Ostatecznie postawiła na ten drugi. Dobór odczynnika stawał się znacznie prostszy. Jad skorpeny w swojej szklanej buteleczce został postawiony przy innych składnikach. Zapis wykonania talizmanu zaś odnalazła w swoich zapiskach. Pozostało teraz nie popełnić ani jednego błędu.
Chwila dłuższego przetrzymania nad ogniem kociołka, zbyt dużo kropel jadu i szanse na powodzenie talizmanu znacznie malały. Zwłaszcza takiego, który miał być na krew mugolską.
Pod kociołkiem rozpaliła płomień, kiedy upewniła się, że temperatura w środku jest odpowiednia odmierzyła za pomocą pipety osiem kropel jadu, zaraz potem dodała siarkę. Dym buchnął nad kociołkiem, a czarownica nie czekając zbyt długo za pomocą szczypczyków dodała wcześniej sproszkowaną kość i na sam koniec dodała trzy małe apatyty. Zmniejszyła ogień oraz przekręciła klepsydrę. Nie pozwoliła sobie na przerwę, wypicie herbaty z cytrynowym ciastkiem. Nie przy tym talizmanie. Co jakiś czas sprawdzała temperaturę i mieszała w kociołku, pilnując, aby siarka wraz z kością rema dzięki jadowi stała się integralna częścią kamieni. Kiedy ostatnie ziarnko piasku w klepsydrze przesypało się, pochwyciła od razu z pomocą rękawic kociołek i wysypała jego zawartość na metalową tackę. Kamienie uderzyły o chłodną powierzchnię. Nie pękły, nie rozsypały się w drobny mak. Odetchnęła z ulgą.
Odczekała aż ostygną, a potem umocowała je w miejscu owoców cyprysu. Pozostało jedynie wyrysować runę. Odwróciła brosze, aby na jej tyle różdżką dokonać tego precyzyjnego zadania. Następnie musiała odczekać, aby dowiedzieć się, czy cała procedura przebiegła bezproblemowo.
|Tworzę runę kości nienawiści, st.75, + 31 do alchemii
Rzut k100 na ST
Rzut 2k6 na +X do rzutu k100 na zaklęcia rzucone przeciwko czarodziejom mugolskiej krwi
List od pani Macnair jasno wskazywał czego oczekuje od lady Burke. Runa kości nienawiści była talizmanem złożonym oraz ciężkim do stworzenia. Wymagał niezwykłej precyzji oraz odpowiedniego doboru składników na serce i odczynnik, które sprostają kości zwierzęcej oraz siarce.
Kość rema miała te właściwości, że mogła zastąpić praktycznie wszystko. Teraz leżała spokojnie na stole obok woreczka z siarką.
Ujęła w dłonie broszę, która miała stanowić trzon talizmanu. Primrose usunęła kamienie, które stanowiły owoce, nimi stanie się to co wytworzy w swoim kociołku i pracowni.
Zanim jednak do tego przystąpiła zasiadła z kartką i piórem, aby stworzyć wzór numerologiczny pod talizman.
Wahała się między trawertytem a apatytem. Ostatecznie postawiła na ten drugi. Dobór odczynnika stawał się znacznie prostszy. Jad skorpeny w swojej szklanej buteleczce został postawiony przy innych składnikach. Zapis wykonania talizmanu zaś odnalazła w swoich zapiskach. Pozostało teraz nie popełnić ani jednego błędu.
Chwila dłuższego przetrzymania nad ogniem kociołka, zbyt dużo kropel jadu i szanse na powodzenie talizmanu znacznie malały. Zwłaszcza takiego, który miał być na krew mugolską.
Pod kociołkiem rozpaliła płomień, kiedy upewniła się, że temperatura w środku jest odpowiednia odmierzyła za pomocą pipety osiem kropel jadu, zaraz potem dodała siarkę. Dym buchnął nad kociołkiem, a czarownica nie czekając zbyt długo za pomocą szczypczyków dodała wcześniej sproszkowaną kość i na sam koniec dodała trzy małe apatyty. Zmniejszyła ogień oraz przekręciła klepsydrę. Nie pozwoliła sobie na przerwę, wypicie herbaty z cytrynowym ciastkiem. Nie przy tym talizmanie. Co jakiś czas sprawdzała temperaturę i mieszała w kociołku, pilnując, aby siarka wraz z kością rema dzięki jadowi stała się integralna częścią kamieni. Kiedy ostatnie ziarnko piasku w klepsydrze przesypało się, pochwyciła od razu z pomocą rękawic kociołek i wysypała jego zawartość na metalową tackę. Kamienie uderzyły o chłodną powierzchnię. Nie pękły, nie rozsypały się w drobny mak. Odetchnęła z ulgą.
Odczekała aż ostygną, a potem umocowała je w miejscu owoców cyprysu. Pozostało jedynie wyrysować runę. Odwróciła brosze, aby na jej tyle różdżką dokonać tego precyzyjnego zadania. Następnie musiała odczekać, aby dowiedzieć się, czy cała procedura przebiegła bezproblemowo.
|Tworzę runę kości nienawiści, st.75, + 31 do alchemii
Rzut k100 na ST
Rzut 2k6 na +X do rzutu k100 na zaklęcia rzucone przeciwko czarodziejom mugolskiej krwi
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 5, 2
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 5, 2
|17.08.1958
Ostatnie podejście do zlecenia dla pani Macnair nie powiodło się, przez co kolejne dni poświęciła na dokładnej analizie tego co mogło pójść nie tak. Zanotowała odpowiednie adnotacje i wraz z kolejną porcją składników podjęła się kolejnej próby.
Runa kości nienawiści była talizmanem złożonym oraz ciężkim do stworzenia. Wymagał niezwykłej precyzji oraz odpowiedniego doboru składników na serce i odczynnik, które sprostają kości zwierzęcej oraz siarce.
Ostatnio użyła kości rema, która zstąpiła kość słoniową, podejrzewała, że mimo wszystko skład kości musiał się minimalnie różnić ale możliwe też, że nadal nie posiadała odpowiednich umiejętności. Nie miała w zwyczaju obwiniać innych za swoje niepowodzenia. Wina leżała wyłącznie po jej stronie.
Brosza leżała już przygotowana, wcześniej usunęła ostrożnie poprzednie elementy, które sama stworzyła.
Jak wcześniej postawiła na apatyt, tak tym razem wybrała trawertyn.
Dobór odczynnika stawał się znacznie prostszy. Jad skorpeny w swojej szklanej buteleczce został postawiony przy innych składnikach. Zapis wykonania talizmanu zaś znalazła w swoich notatkach wzbogaconych o nowe informacje na podstawie wcześniejszego wykonania. Pozostało teraz nie popełnić ani jednego błędu.
Pod kociołkiem rozpaliła płomień, kiedy upewniła się, że temperatura w środku jest odpowiednia odmierzyła za pomocą pipety osiem kropel jadu, zaraz potem dodała siarkę. Dym buchnął nad kociołkiem, a czarownica nie czekając zbyt długo za pomocą szczypczyków dodała wcześniej sproszkowaną kość, granat i na sam koniec dodała trzy małe trawertyny. Zmniejszyła ogień oraz przekręciła klepsydrę. Pilnowała bardzo dokładnie przesypujących się ziarenek. Co jakiś czas sprawdzała temperaturę i mieszała w kociołku, pilnując, aby siarka wraz z kością słoniową dzięki jadowi stała się integralna częścią kamieni. Kiedy ostatnie ziarnko piasku w klepsydrze przesypało się, pochwyciła od razu z pomocą rękawic kociołek i wysypała jego zawartość na metalową tackę. Kamienie uderzyły o chłodną powierzchnię. Nie pękły, nie rozsypały się w drobny mak. To był dobry znak, ale na ile dobry miała się przekonać później.
Odczekała aż ostygną, a potem umocowała je w miejscu owoców cyprysu. Pozostało jedynie wyrysować runę. Odwróciła brosze, aby na jej tyle różdżką dokonać tego precyzyjnego zadania. Następnie musiała odczekać, aby dowiedzieć się, czy cała procedura przebiegła bezproblemowo.
|Tworzę runę kości nienawiści, st.75, + 31 do alchemii
Rzut k100 na ST
Rzut 2k6 na +X do rzutu k100 na zaklęcia rzucone przeciwko czarodziejom mugolskiej krwi
Ostatnie podejście do zlecenia dla pani Macnair nie powiodło się, przez co kolejne dni poświęciła na dokładnej analizie tego co mogło pójść nie tak. Zanotowała odpowiednie adnotacje i wraz z kolejną porcją składników podjęła się kolejnej próby.
Runa kości nienawiści była talizmanem złożonym oraz ciężkim do stworzenia. Wymagał niezwykłej precyzji oraz odpowiedniego doboru składników na serce i odczynnik, które sprostają kości zwierzęcej oraz siarce.
Ostatnio użyła kości rema, która zstąpiła kość słoniową, podejrzewała, że mimo wszystko skład kości musiał się minimalnie różnić ale możliwe też, że nadal nie posiadała odpowiednich umiejętności. Nie miała w zwyczaju obwiniać innych za swoje niepowodzenia. Wina leżała wyłącznie po jej stronie.
Brosza leżała już przygotowana, wcześniej usunęła ostrożnie poprzednie elementy, które sama stworzyła.
Jak wcześniej postawiła na apatyt, tak tym razem wybrała trawertyn.
Dobór odczynnika stawał się znacznie prostszy. Jad skorpeny w swojej szklanej buteleczce został postawiony przy innych składnikach. Zapis wykonania talizmanu zaś znalazła w swoich notatkach wzbogaconych o nowe informacje na podstawie wcześniejszego wykonania. Pozostało teraz nie popełnić ani jednego błędu.
Pod kociołkiem rozpaliła płomień, kiedy upewniła się, że temperatura w środku jest odpowiednia odmierzyła za pomocą pipety osiem kropel jadu, zaraz potem dodała siarkę. Dym buchnął nad kociołkiem, a czarownica nie czekając zbyt długo za pomocą szczypczyków dodała wcześniej sproszkowaną kość, granat i na sam koniec dodała trzy małe trawertyny. Zmniejszyła ogień oraz przekręciła klepsydrę. Pilnowała bardzo dokładnie przesypujących się ziarenek. Co jakiś czas sprawdzała temperaturę i mieszała w kociołku, pilnując, aby siarka wraz z kością słoniową dzięki jadowi stała się integralna częścią kamieni. Kiedy ostatnie ziarnko piasku w klepsydrze przesypało się, pochwyciła od razu z pomocą rękawic kociołek i wysypała jego zawartość na metalową tackę. Kamienie uderzyły o chłodną powierzchnię. Nie pękły, nie rozsypały się w drobny mak. To był dobry znak, ale na ile dobry miała się przekonać później.
Odczekała aż ostygną, a potem umocowała je w miejscu owoców cyprysu. Pozostało jedynie wyrysować runę. Odwróciła brosze, aby na jej tyle różdżką dokonać tego precyzyjnego zadania. Następnie musiała odczekać, aby dowiedzieć się, czy cała procedura przebiegła bezproblemowo.
|Tworzę runę kości nienawiści, st.75, + 31 do alchemii
Rzut k100 na ST
Rzut 2k6 na +X do rzutu k100 na zaklęcia rzucone przeciwko czarodziejom mugolskiej krwi
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k6' : 4, 1
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k6' : 4, 1
|18.08.1958
Primrose Burke stała w swojej pracowni, otoczona stertami tajemniczych ziół, kryształów pulsujących niezwykłą energią i starych, zakurzonych ksiąg. Patrzyła na lśniącą broszę, od której czuło się skupioną energię magiczną.
Wczorajszego popołudnia skończyła właśnie pracę nad kolejnym dziełem - talizmanem dla Iriny Macnair. Niezwykle trudnym i bardzo wymagającym, gdzie przy pierwszej próbie poniosła porażkę.
Talizman był wyjątkowy, wykonany z rzadkiego minerału, który Primrose znalazła na dnie skrzyni od dostawcy. Ostatnie wydarzenia w kraju sprawiły, że o surowce było jeszcze ciężej niż ostatnio. Kamień ten, o hipnotyzującym odcieniu błękitu, został starannie oszlifowany, a następnie oprawiony w broszę. Wokół kamienia, Primrose wygrawerowała starożytne runy, dodając tym samym do przedmiotu dodatkową warstwę mocy.
Teraz, gdy talizman był gotowy, Primrose wzięła do ręki eleganckie pudełko, którego wierzch ozdobiony był subtelnym, wytłaczanym wzorem. Wnętrze pudełka wyściełał miękki, aksamitny materiał, który doskonale komponował się z błyskiem talizmanu. Umieściła w nim uważnie talizman, a następnie dodała do pudełka małą, ozdobną kartę. Na karcie tej, oprócz jej nazwiska - Primrose E. Burke - wydrukowana była jej wizytówka wraz z eleganckim, kaligraficznym pismem. Na odwrocie karty, ręcznie napisała kilka słów: "Niech ten talizman będzie twoją tarczą i przewodnikiem. Z wyrazami szacunku, Primrose E. Burke".
Po zamknięciu pudełka, Primrose przewiązała je ciemnozieloną wstążką. Każdy szczegół pakowania był przemyślany, aby nie tylko chronić cenny ładunek, ale i dodać do całości poczucie tajemniczości i magii.
W chwili, gdy wszystko było gotowe, Primrose sięgnęła po dzwoneczek. Jego dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu. Po chwili do pracowni wszedł chłopiec na posyłki, młody i zwinny, zawsze gotowy do wykonania zleceń. Primrose podała mu pudełko z talizmanem, a w jej oczach malowało się zadowolenie z dobrze wykonanej pracy.
-Proszę, dostarcz to naszemu klientowi z najwyższą ostrożnością. - Powiedziała, wręczając chłopcu pudełko. Chłopiec kiwnął głową z powagą, jakby rozumiał wagę swojego zadania, i z szybkością, która była charakterystyczna dla młodości, ruszył w drogę. Primrose obserwowała go przez chwilę, jak zanikał w labiryncie uliczek miasta, a potem wróciła do swojej pracy. Ta bowiem piętrzyła się przed nią w stosie dokumentów nie tylko związanych z wytwarzaniem talizmanów.
|Przekazuję talizman " runę kości nienawiści" do Iriny Macnair
Primrose Burke stała w swojej pracowni, otoczona stertami tajemniczych ziół, kryształów pulsujących niezwykłą energią i starych, zakurzonych ksiąg. Patrzyła na lśniącą broszę, od której czuło się skupioną energię magiczną.
Wczorajszego popołudnia skończyła właśnie pracę nad kolejnym dziełem - talizmanem dla Iriny Macnair. Niezwykle trudnym i bardzo wymagającym, gdzie przy pierwszej próbie poniosła porażkę.
Talizman był wyjątkowy, wykonany z rzadkiego minerału, który Primrose znalazła na dnie skrzyni od dostawcy. Ostatnie wydarzenia w kraju sprawiły, że o surowce było jeszcze ciężej niż ostatnio. Kamień ten, o hipnotyzującym odcieniu błękitu, został starannie oszlifowany, a następnie oprawiony w broszę. Wokół kamienia, Primrose wygrawerowała starożytne runy, dodając tym samym do przedmiotu dodatkową warstwę mocy.
Teraz, gdy talizman był gotowy, Primrose wzięła do ręki eleganckie pudełko, którego wierzch ozdobiony był subtelnym, wytłaczanym wzorem. Wnętrze pudełka wyściełał miękki, aksamitny materiał, który doskonale komponował się z błyskiem talizmanu. Umieściła w nim uważnie talizman, a następnie dodała do pudełka małą, ozdobną kartę. Na karcie tej, oprócz jej nazwiska - Primrose E. Burke - wydrukowana była jej wizytówka wraz z eleganckim, kaligraficznym pismem. Na odwrocie karty, ręcznie napisała kilka słów: "Niech ten talizman będzie twoją tarczą i przewodnikiem. Z wyrazami szacunku, Primrose E. Burke".
Po zamknięciu pudełka, Primrose przewiązała je ciemnozieloną wstążką. Każdy szczegół pakowania był przemyślany, aby nie tylko chronić cenny ładunek, ale i dodać do całości poczucie tajemniczości i magii.
W chwili, gdy wszystko było gotowe, Primrose sięgnęła po dzwoneczek. Jego dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu. Po chwili do pracowni wszedł chłopiec na posyłki, młody i zwinny, zawsze gotowy do wykonania zleceń. Primrose podała mu pudełko z talizmanem, a w jej oczach malowało się zadowolenie z dobrze wykonanej pracy.
-Proszę, dostarcz to naszemu klientowi z najwyższą ostrożnością. - Powiedziała, wręczając chłopcu pudełko. Chłopiec kiwnął głową z powagą, jakby rozumiał wagę swojego zadania, i z szybkością, która była charakterystyczna dla młodości, ruszył w drogę. Primrose obserwowała go przez chwilę, jak zanikał w labiryncie uliczek miasta, a potem wróciła do swojej pracy. Ta bowiem piętrzyła się przed nią w stosie dokumentów nie tylko związanych z wytwarzaniem talizmanów.
|Przekazuję talizman " runę kości nienawiści" do Iriny Macnair
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
/ 10 września '58
W życiu widziała wiele tragedii, cierpienia, chaosu. Wychowała się na dramacie i właściwie wciąż nie doczekała ostatecznego aktu. Typ obserwatora – widziała więcej, bo kiedy ludzie poświęcali czas na dysputy ona wyciągała wnioski. Nigdy nie oddawała się zbytnio podróżom. Po powrocie z Norwegii bardzo szybko zakorzeniła się na Wyspach i nie czuła wewnętrznej potrzeby zmiany swojego miejsca. Wciąż była też nazbyt młoda by stwierdzić, że w swoim istnieniu doświadczyła już wszystkiego. Ani obieżyświat, ani wielce uczony, ale potrafiła docenić własne doświadczenie. Była zarówno własnym krytykiem jak i narcyzem – nie czuła z tego powodu żalu. Pomimo tego, że widziała wiele nigdy nie była świadkiem tak wielkiego kataklizmu i sądziła, że podobne zdanie mieli wszyscy żyjący na Wyspach. W noc spadających gwiazd przebywała w Durham. Porzuciła Nokturn, który już i tak na zbyt długo stał się jej domem. Kupiła to mieszkanie tylko po to by móc się wyrwać z Sideł, gdy poczuje, że ściany rodzinnego domu zaczynają ją przygniatać. Nic zupełnie nie wskazywało na to co miało się wydarzyć. Przez cały wieczór karciła się za to, że nie wybrała się na czuwanie, a gdy niebo zaczęło spadać im na głowę w postaci ognistych kamieni zaczęła to robić jeszcze intensywniej. Ponownie poczuła się jak tchórz skrywający się w bezpiecznej przestrzeni. Nie umiała znosić podobnych myśli. Uciekła po raz pierwszy, gdy nałóg odebrał jej zdrowy rozsądek, po raz drugi zboczyła ze ścieżki zamknięta za więziennymi kratami mugolskiego zakładu, trzeci raz nie powinien się zdarzyć, a jednak jej myśli raz za razem pędziły ku tym, których życie tak otwarcie stało się zagrożone. Oddać życie w hołdzie życia? Żaden zaszczyt. Komety spadały na ziemię siejąc spustoszenie, zostawiając kłęby trującego dymu, krzyk nie milknący wcale. Ciągle ktoś krzyczał. W końcu kurz opadł, a dla nich nastała nowa rzeczywistość. W pierwszych dniach ogrom strat zdawał się nie mieć końca, wątpiła, że są w stanie znów naprawić to co zostało tak doszczętnie zniszczone. Mijał dzień za dniem, a ludzie jak to ludzie zaczęli się adaptować – lepiej, gorzej, nie istniała opcja „wcale”. W Ministerstwie, w Durham, w sklepie, wszędzie było tak dużo pracy. Krok za krokiem, cios za ciosem. Wszak ona odnajdywała w tym przyjemność. Organizowaniu, planowaniu, poznawaniu. Chłonęła wiedzę, bo jak zwykle liczyła, że ta przyniesie jej przewagę. Na jakim polu? Tego nie wiedziała, ale słowa dziadka raz za razem pobrzmiewały jej w głowie niczym kolejna lekcja, której już nie chciała słuchać.
Upadek ludzkości zmienił ich krajobraz bezpowrotnie. Wiele miejsc dawniej ukrytych i zapomnianych teraz wydostało się na powierzchnie. Nic więc dziwnego, że drzwi do sklepu otwierały się znacznie częściej, a ludzie bez oporów oddawali to co udało im się znaleźć. Usadowiła się wygodnie na krześle w pracowni by przyjrzeć się tym, których historia nie została wciąż odkryta. Wszystko robiła ostrożnie, z uzdrowicielską precyzją. Obok niej leżały rozłożone manuskrypty, a w dłoni trzymała potraktowaną przez czas lupę. Tu nie musiała nikogo udawać, kokietować, odrzucać spojrzeniem. Popadała we własną fascynacje z każdą chwilą mocniej i mocniej – nic dziwnego, że dopiero dźwięk otwieranych drzwi zwrócił jej uwagę. Podniosła spojrzenie znad artefaktu i uniosła kącik ust w tak bardzo personalnym uśmiechu. – Lady – przywitała się odkładając lupę na bok. Zwracały się do siebie po imieniu, ale dziadek przekręciłby się w grobie, gdyby tak bezpośrednio zwróciła się do kobiety, w której żyłach płynęła błękitna krew. Była w tym też pewnego rodzaju iskierka zabawy. Przygryzła wargę w konsternacji. – Coraz to większe dziwactwa nam przynoszą. Znalazłaś może ten manuskrypt, o którym rozmawiałyśmy? – zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć nutę irytacji, ale każdy kto znał Antonię wiedział, że ta rzadko ją opuszczała. Była po prostu nieoczywista.
W życiu widziała wiele tragedii, cierpienia, chaosu. Wychowała się na dramacie i właściwie wciąż nie doczekała ostatecznego aktu. Typ obserwatora – widziała więcej, bo kiedy ludzie poświęcali czas na dysputy ona wyciągała wnioski. Nigdy nie oddawała się zbytnio podróżom. Po powrocie z Norwegii bardzo szybko zakorzeniła się na Wyspach i nie czuła wewnętrznej potrzeby zmiany swojego miejsca. Wciąż była też nazbyt młoda by stwierdzić, że w swoim istnieniu doświadczyła już wszystkiego. Ani obieżyświat, ani wielce uczony, ale potrafiła docenić własne doświadczenie. Była zarówno własnym krytykiem jak i narcyzem – nie czuła z tego powodu żalu. Pomimo tego, że widziała wiele nigdy nie była świadkiem tak wielkiego kataklizmu i sądziła, że podobne zdanie mieli wszyscy żyjący na Wyspach. W noc spadających gwiazd przebywała w Durham. Porzuciła Nokturn, który już i tak na zbyt długo stał się jej domem. Kupiła to mieszkanie tylko po to by móc się wyrwać z Sideł, gdy poczuje, że ściany rodzinnego domu zaczynają ją przygniatać. Nic zupełnie nie wskazywało na to co miało się wydarzyć. Przez cały wieczór karciła się za to, że nie wybrała się na czuwanie, a gdy niebo zaczęło spadać im na głowę w postaci ognistych kamieni zaczęła to robić jeszcze intensywniej. Ponownie poczuła się jak tchórz skrywający się w bezpiecznej przestrzeni. Nie umiała znosić podobnych myśli. Uciekła po raz pierwszy, gdy nałóg odebrał jej zdrowy rozsądek, po raz drugi zboczyła ze ścieżki zamknięta za więziennymi kratami mugolskiego zakładu, trzeci raz nie powinien się zdarzyć, a jednak jej myśli raz za razem pędziły ku tym, których życie tak otwarcie stało się zagrożone. Oddać życie w hołdzie życia? Żaden zaszczyt. Komety spadały na ziemię siejąc spustoszenie, zostawiając kłęby trującego dymu, krzyk nie milknący wcale. Ciągle ktoś krzyczał. W końcu kurz opadł, a dla nich nastała nowa rzeczywistość. W pierwszych dniach ogrom strat zdawał się nie mieć końca, wątpiła, że są w stanie znów naprawić to co zostało tak doszczętnie zniszczone. Mijał dzień za dniem, a ludzie jak to ludzie zaczęli się adaptować – lepiej, gorzej, nie istniała opcja „wcale”. W Ministerstwie, w Durham, w sklepie, wszędzie było tak dużo pracy. Krok za krokiem, cios za ciosem. Wszak ona odnajdywała w tym przyjemność. Organizowaniu, planowaniu, poznawaniu. Chłonęła wiedzę, bo jak zwykle liczyła, że ta przyniesie jej przewagę. Na jakim polu? Tego nie wiedziała, ale słowa dziadka raz za razem pobrzmiewały jej w głowie niczym kolejna lekcja, której już nie chciała słuchać.
Upadek ludzkości zmienił ich krajobraz bezpowrotnie. Wiele miejsc dawniej ukrytych i zapomnianych teraz wydostało się na powierzchnie. Nic więc dziwnego, że drzwi do sklepu otwierały się znacznie częściej, a ludzie bez oporów oddawali to co udało im się znaleźć. Usadowiła się wygodnie na krześle w pracowni by przyjrzeć się tym, których historia nie została wciąż odkryta. Wszystko robiła ostrożnie, z uzdrowicielską precyzją. Obok niej leżały rozłożone manuskrypty, a w dłoni trzymała potraktowaną przez czas lupę. Tu nie musiała nikogo udawać, kokietować, odrzucać spojrzeniem. Popadała we własną fascynacje z każdą chwilą mocniej i mocniej – nic dziwnego, że dopiero dźwięk otwieranych drzwi zwrócił jej uwagę. Podniosła spojrzenie znad artefaktu i uniosła kącik ust w tak bardzo personalnym uśmiechu. – Lady – przywitała się odkładając lupę na bok. Zwracały się do siebie po imieniu, ale dziadek przekręciłby się w grobie, gdyby tak bezpośrednio zwróciła się do kobiety, w której żyłach płynęła błękitna krew. Była w tym też pewnego rodzaju iskierka zabawy. Przygryzła wargę w konsternacji. – Coraz to większe dziwactwa nam przynoszą. Znalazłaś może ten manuskrypt, o którym rozmawiałyśmy? – zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć nutę irytacji, ale każdy kto znał Antonię wiedział, że ta rzadko ją opuszczała. Była po prostu nieoczywista.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Noce były coraz bardziej znośne, koszmary nie nawiedzały jej codziennie. Tak i tego dnia wstała, choć jeszcze ciężko było mówić o wypoczynku. Jedna czy dwie noce nie sprawią, że zmęczenie z całego miesiąca zniknie. Na pewno miała więcej siły oraz łatwej było skupić się na pracy. Wykonywanie codziennych czynności i obowiązków nie nastręczało tylu trudności. Wcześniej planowanie działań zajmowało jej pół dnia.
Pomimo czasu kryzysu na ziemiach Durham nie mogli też zapominać o rodzinnym biznesie. Opanowali już tak plan działania, że dwa w tygodniu pojawiała się w pracowni celem zrealizowania zamówień na talizmany oraz zbadania kolejnych artefaktów. Spadające meteoryty odkryły wiele tajemnic jakie skrywała ziemia. Stare budowle sięgające czasów średniowiecza zaczęły wyłaniać się spod gruzów, a wraz z nimi zapomniane na wieki przedmioty. Jedne miały wartość historyczna, a inne dodatkowo magiczną. Skrzynie oraz kosze najróżniejszych przedmiotów trafiały do nich oraz do innych rynków zbytu jak półświatka i przemytników. Pracownicy sklepu na początku robili przegląd przyniesionych rzeczy i na tyły budynku przynosili te, które wiedzieli, że muszą zostać dokładnie zbadane.
Borginowie i Burke od dawna ze sobą współpracowali, w dobie kryzysu jej dziadek nie skrył się z murami Durham, tylko zakasał rękawy w powziętej decyzji, że jeszcze korona z głowy nikomu od pracy nie spadła. Wychowywana w tym etosie i przeświadczeniu, że czysta krew jest stworzona do czegoś więcej niż tylko brylowania wkroczyła w świat nauki i pracy. Nie było niczym dziwnym, że młoda lady Burke przesiadywała w pracowni tworząc kolejne talizmany, zgłębiała tajemnice historii i dawnych artefaktów, podobnie jak jej bracia i kuzyni. Nikogo nie szokowało takie zachowanie, a stali bywalcy Nokturna przyzwyczaili się do obecności młodej czarownicy pachnącej jaśminem.
Tym razem nie była sama, wspierała ją w pracy Antonia, choć starsza od Primrose o parę lat to nie odczuwała tej różnicy wieku, nie teraz kiedy łączyła je wspólna pasja. -Panno Borgin - powitała czarownicę od progu. To już był rytuał, z jakiego żadna z nich nie zrezygnowała. W dłoni trzymała kolejną skrzynkę z artefaktami. -Zostały już wstępnie opisane i skatalogowane. Wydaje się, że jeden naszyjnik może być czymś intrygującym. - Odstawiła skrzynkę na blat stołu i zdjęła z jej wierzchu zeszyt o czarnej oprawie, gdzie widniały opisy rzeczonych przedmiotów. -Manuskrypt jest.. tutaj. - Podeszła do jednej z licznych półek i wciągnęła przedmiot owinięty w lniany materiał, aby delikatny papier nie ulegał zbytniemu uszkodzeniu. Podała go czarownicy. -Będzie tego spływać coraz więcej, a ludzie z natury ciekawi wchodzą do tuneli i jaskiń nie mając żadnego rozeznania. - Nasłuchała się opowieści o tym jak klątwy i zabezpieczenia odbierały oddech, wzrok, a nawet życie. Korytarze w Mungu były zapełnione, brakowało miejsc. Nie byli przygotowani na taką katastrofę, ale czy ktokolwiek był?
Pomimo czasu kryzysu na ziemiach Durham nie mogli też zapominać o rodzinnym biznesie. Opanowali już tak plan działania, że dwa w tygodniu pojawiała się w pracowni celem zrealizowania zamówień na talizmany oraz zbadania kolejnych artefaktów. Spadające meteoryty odkryły wiele tajemnic jakie skrywała ziemia. Stare budowle sięgające czasów średniowiecza zaczęły wyłaniać się spod gruzów, a wraz z nimi zapomniane na wieki przedmioty. Jedne miały wartość historyczna, a inne dodatkowo magiczną. Skrzynie oraz kosze najróżniejszych przedmiotów trafiały do nich oraz do innych rynków zbytu jak półświatka i przemytników. Pracownicy sklepu na początku robili przegląd przyniesionych rzeczy i na tyły budynku przynosili te, które wiedzieli, że muszą zostać dokładnie zbadane.
Borginowie i Burke od dawna ze sobą współpracowali, w dobie kryzysu jej dziadek nie skrył się z murami Durham, tylko zakasał rękawy w powziętej decyzji, że jeszcze korona z głowy nikomu od pracy nie spadła. Wychowywana w tym etosie i przeświadczeniu, że czysta krew jest stworzona do czegoś więcej niż tylko brylowania wkroczyła w świat nauki i pracy. Nie było niczym dziwnym, że młoda lady Burke przesiadywała w pracowni tworząc kolejne talizmany, zgłębiała tajemnice historii i dawnych artefaktów, podobnie jak jej bracia i kuzyni. Nikogo nie szokowało takie zachowanie, a stali bywalcy Nokturna przyzwyczaili się do obecności młodej czarownicy pachnącej jaśminem.
Tym razem nie była sama, wspierała ją w pracy Antonia, choć starsza od Primrose o parę lat to nie odczuwała tej różnicy wieku, nie teraz kiedy łączyła je wspólna pasja. -Panno Borgin - powitała czarownicę od progu. To już był rytuał, z jakiego żadna z nich nie zrezygnowała. W dłoni trzymała kolejną skrzynkę z artefaktami. -Zostały już wstępnie opisane i skatalogowane. Wydaje się, że jeden naszyjnik może być czymś intrygującym. - Odstawiła skrzynkę na blat stołu i zdjęła z jej wierzchu zeszyt o czarnej oprawie, gdzie widniały opisy rzeczonych przedmiotów. -Manuskrypt jest.. tutaj. - Podeszła do jednej z licznych półek i wciągnęła przedmiot owinięty w lniany materiał, aby delikatny papier nie ulegał zbytniemu uszkodzeniu. Podała go czarownicy. -Będzie tego spływać coraz więcej, a ludzie z natury ciekawi wchodzą do tuneli i jaskiń nie mając żadnego rozeznania. - Nasłuchała się opowieści o tym jak klątwy i zabezpieczenia odbierały oddech, wzrok, a nawet życie. Korytarze w Mungu były zapełnione, brakowało miejsc. Nie byli przygotowani na taką katastrofę, ale czy ktokolwiek był?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Lubiła czuć się zajęta, co chwile wynajdywała sobie nowe obowiązki, bo nie widziała sensu w pozostawaniu bierną. Wszystko co robiła musiało zakrawać o pożyteczne, mające odgórny cel. Nie bała się ciszy, spędzanie czasu z samą sobą było dla niej wytchnieniem, a nie katorgą, ale zwyczajnie nie odnajdowała uciechy w odpoczynku. Dla innych była to dewiacja, coś co należałoby zbadać, z czego powinna się leczyć, ale nie dla Antoni. Zdążyła zaprzyjaźnić się z perfekcjonizmem wpojonym jej przez dziadka i despotycznego ojca, którego opisać można było słowem hipokryta. Problemy ze snem trochę jej w tym pomagały. Już jako dziecko poznała istotę bezsenności i z czasem nauczyła się przekuwać własne wady w zalety. Pokrętnie wciąż dążyła do pozbycia się problemu, ale jak na razie nic nie skutkowało, bowiem jedna przespana noc o niczym nie świadczyła. Obecnie narzekanie na nudne było czymś absolutnie nierealnym. Ministerstwo wrzało od nadmiaru spraw, a każda z nich przyjmowała status niecierpiącej zwłoki, ziemie w hrabstwach wymagały interwencji i choć nie w smak jej było zajmować się czyjąś schedą, to jednak to też wynikało z obranej przez nią drogi, w sklepie pracy również było niemało, ale ta zdawała się być pozbawiona chaosu, bardziej ustrukturalizowana, czyli taka ją Borgin lubiła najbardziej. Sensowna.
Szatynka skupiła spojrzenie na trzymanej przez kobietę skrzynce. – Co w nim jest intrygującego? – zapytała z nutą zaciekawienia w głosie. Artefakty niosły ze sobą tajemnice, często posiadały magiczne właściwości, których działanie zaskakiwało niejedną obytą w temacie osobę. Antonia jako zaklinaczka doceniała również inną część ich natury. Osoby skrywające tego typu przedmioty przed ciekawskim spojrzeniem często posiłkowały się dodatkowymi zabezpieczeniami, a poznawanie ich natury było szalenie interesujące dla kogoś kto lubił doświadczać nowego. Delikatnym ruchem odłożyła podane jej manuskrypty na bok tak aby uchronić je przed ewentualnymi zniszczeniami. Zaplecze sklepu skrywało w sobie prawdziwe skarby. Była tu historia, o której innym przyszło już zapomnieć. Merlin jeden wie jakie szczęście spotkało ich spuściznę, skoro sklep pozostał w niemal nietkniętym stanie. – Dokończę to później. Jeśli chcesz możemy zająć się naszyjnikiem, właśnie mnie zaciekawiłaś. – dodała unosząc kącik ust w leniwym uśmiechu.
Nie miała współczucia dla ludzi, którzy sami zapuszczali się w odkryte rejony. Uczonym pozostawili poznanie odpowiedzi na istotę nawiedzającego ich kataklizmu. Wciąż zbierali tego żniwo, poznawali skutki. Iskierka zadowolenia zapalała się w niej, gdy kolejne tajemnicze przedmioty spływały wprost do ich rąk, ale wciąż nie oddawała pochwał głupocie. – Ciekawi – prychnęła pod nosem bez zrozumienia dla lekkomyślności. – Muszą znać istotę konsekwencji, skoro się na to porywają – dodała bez nadziei w głosie. Wątpiła by faktycznie ową istotę pojmowali. – Jak sytuacja w Durham? – zapytała niemal od razu, gdy kobieta znalazła się tuż obok. Była ciekawa i gotowa do pomocy. O własny dom dbała bez żalu i krytyki. Słyszała, że sytuacja w wielu hrabstwach nie jest zbyt ciekawa, ale dla niej przede wszystkim liczyło się to jedno.
Szatynka skupiła spojrzenie na trzymanej przez kobietę skrzynce. – Co w nim jest intrygującego? – zapytała z nutą zaciekawienia w głosie. Artefakty niosły ze sobą tajemnice, często posiadały magiczne właściwości, których działanie zaskakiwało niejedną obytą w temacie osobę. Antonia jako zaklinaczka doceniała również inną część ich natury. Osoby skrywające tego typu przedmioty przed ciekawskim spojrzeniem często posiłkowały się dodatkowymi zabezpieczeniami, a poznawanie ich natury było szalenie interesujące dla kogoś kto lubił doświadczać nowego. Delikatnym ruchem odłożyła podane jej manuskrypty na bok tak aby uchronić je przed ewentualnymi zniszczeniami. Zaplecze sklepu skrywało w sobie prawdziwe skarby. Była tu historia, o której innym przyszło już zapomnieć. Merlin jeden wie jakie szczęście spotkało ich spuściznę, skoro sklep pozostał w niemal nietkniętym stanie. – Dokończę to później. Jeśli chcesz możemy zająć się naszyjnikiem, właśnie mnie zaciekawiłaś. – dodała unosząc kącik ust w leniwym uśmiechu.
Nie miała współczucia dla ludzi, którzy sami zapuszczali się w odkryte rejony. Uczonym pozostawili poznanie odpowiedzi na istotę nawiedzającego ich kataklizmu. Wciąż zbierali tego żniwo, poznawali skutki. Iskierka zadowolenia zapalała się w niej, gdy kolejne tajemnicze przedmioty spływały wprost do ich rąk, ale wciąż nie oddawała pochwał głupocie. – Ciekawi – prychnęła pod nosem bez zrozumienia dla lekkomyślności. – Muszą znać istotę konsekwencji, skoro się na to porywają – dodała bez nadziei w głosie. Wątpiła by faktycznie ową istotę pojmowali. – Jak sytuacja w Durham? – zapytała niemal od razu, gdy kobieta znalazła się tuż obok. Była ciekawa i gotowa do pomocy. O własny dom dbała bez żalu i krytyki. Słyszała, że sytuacja w wielu hrabstwach nie jest zbyt ciekawa, ale dla niej przede wszystkim liczyło się to jedno.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie wiedziała co to nuda. Rodzina skutecznie oduczyła ją popadania w nudę. Babka zawsze powtarzała, że człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi. Nawet wypoczywając działa i coś robi. Nuda nie znajdowała swoje miejsca w słowniku lady Burke, która momentami nie wiedziała czy zdąży zjeść pełnoprawny posiłek. Dni zlewały się ze sobą, nieprzespane noce sprawiły, że traciła poczucie czasu, ale nigdy poczucia obowiązku. Musiał ja zatrzymać ojciec, który nakazał córce, aby zajęła się problemem swojej bezsenności i dopiero potem wróciła do obowiązków. Miał rację. Słusznie się obawiał, że zmęczony umysł Primrose nie będzie sprawnie analizował informacji, a co za tym idzie, kobieta rozpocznie serię niefortunnych decyzji. Uzdrowiciele w Mungu stworzyli dla niej skomplikowane eliksiry, które sprawiały, że przesypiała całą noc. Niestety jednocześnie powodowały apatię. Jednak zaczęła się wysypiać, a teraz kiedy koszmary przestawały być problemem, mogła być bardziej skuteczna w działaniu. Pracy nie brakowało. Ta piętrzyła się w sklepie, w hrabstwie, w kopalni. Cała rodzina w pełni zaangażowana nie raz nie widywała się całymi tygodniami; każdy zajęty swoją pracą. Wojna i zawieszenie broni wydawały się pieśnią przeszłości. Rzeczywistość zaś zmieniała się jak w kalejdoskopie. Czego mogła być pewna, to ludzi wokół siebie, takich jak Antonia Borgin. Stały element w życiu, który pozwalał złapać równowagę. Spotkania takie jak te, dawały lady Burke wytchnienia, a przebywanie w otoczeniu czarownicy pozwalało na złapanie dystansu do tego, co się działo.
-Durham nie poniosło aż taki szkód jak inne hrabstwa. - Ulga w jej głosie była wyraźna. -Co nie zmienia faktu, że pracy jest w brud. Jedna miejscowość została przez falę zmieciona z powierzchni ziemi. Ludzie stracili wszystko, cały dobytek. Staramy się znaleźć im lokale zastępcze w miastach, w kamienicach. Inni mieszkańcy sami oferują kat u siebie. Stare budynki chcemy rozebrać celem pozyskania materiału, który można wykorzystać do renowacji zniszczonych domów. - Martwiła się. Jej umysł zaprzątało wiele spraw. Nie mogła pomóc wszystkim, ale chciała dać od siebie najwięcej. Musieli przetrwać katastrofę, znajdować siłę każdego dnia i starać się wspierać innych. Otworzyła skrzynię z naszyjnikiem. -Wygląda na to, że ma na sobie trzy warstwy run i zabezpieczeń. Naszyjnik noszony przez pokolenia i modernizowany przez każde z nich. - Naszyjnik należał do tych cięższych, gdzie sporej wielkości ozdobny kamień osadzony był w tłoczonym srebrze. Można było dostrzec elementy, które zostały odczepione, zastąpiona innymi zdobieniami, tak aby biżuteria pasowała do czasów w jakich była noszona. -Wyczuwam coś jeszcze, ale nie widzę ukrytych run. Podejrzewam, że coś zostało nadpisane, ale nie potrafię określić co to takiego.
Być może panna Borgin posiadając większe doświadczenia mogła doradzić.
-Durham nie poniosło aż taki szkód jak inne hrabstwa. - Ulga w jej głosie była wyraźna. -Co nie zmienia faktu, że pracy jest w brud. Jedna miejscowość została przez falę zmieciona z powierzchni ziemi. Ludzie stracili wszystko, cały dobytek. Staramy się znaleźć im lokale zastępcze w miastach, w kamienicach. Inni mieszkańcy sami oferują kat u siebie. Stare budynki chcemy rozebrać celem pozyskania materiału, który można wykorzystać do renowacji zniszczonych domów. - Martwiła się. Jej umysł zaprzątało wiele spraw. Nie mogła pomóc wszystkim, ale chciała dać od siebie najwięcej. Musieli przetrwać katastrofę, znajdować siłę każdego dnia i starać się wspierać innych. Otworzyła skrzynię z naszyjnikiem. -Wygląda na to, że ma na sobie trzy warstwy run i zabezpieczeń. Naszyjnik noszony przez pokolenia i modernizowany przez każde z nich. - Naszyjnik należał do tych cięższych, gdzie sporej wielkości ozdobny kamień osadzony był w tłoczonym srebrze. Można było dostrzec elementy, które zostały odczepione, zastąpiona innymi zdobieniami, tak aby biżuteria pasowała do czasów w jakich była noszona. -Wyczuwam coś jeszcze, ale nie widzę ukrytych run. Podejrzewam, że coś zostało nadpisane, ale nie potrafię określić co to takiego.
Być może panna Borgin posiadając większe doświadczenia mogła doradzić.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zdecydowanie trudniej było skupić się na przeszłości, gdy los zgotował im taką teraźniejszość. Zawieszenie broni, toczące się wcześniej walki, wypełniane z ideą na ustach misje – to wszystko zdawało się istnieć w innym życiu. Z jednej strony lubowała się w chaosie, a z drugiej skrycie marzyła o porządku. Chaos niósł pożytek tylko wtedy, gdy był kontrolowany, a w porządku dostrzec można było perfekcje, od której w końcu w głowie zapanowywał spokój. Dużo czasu musi minąć by na Wyspach zapanował wyczekiwany i upragniony spokój. Szczególnie teraz, gdy przyjdzie im sprzątać pozostawiony przez kataklizm bałagan. – W Beamish Town jest sporo właśnie takich budynków. Porzuconych, rozpadających się cegła po cegle. Nie znam się na rozbiórce, konstrukcjach i budowaniu, ale jeśli chcesz mogę sporządzić spis takich lokacji. – odparła. Pragnęła czuć się potrzebna. Wyniosła to z domu, gdzie tylko za ciężką pracę i okazywanie przydatności można było usłyszeć pochwałę. Nigdy nie wykazywała sobą potrzeby bycia chwaloną, ale przecież nie istnieli ludzie, którzy w obliczu komplementu pozostaną prawdziwie niewzruszeni. Każdy pragnął zostać bohaterem, zapisać się na kartach historii, być znanym z własnych poczynań – nie dlatego, że była to łatwa droga, a dlatego, by ludzie mogli w głos wspominać wielkie dzieje. – Czy wiadomo jak wielu poległo? – nie chodziło jej o ogólną cyfrę zaginionych lub odnalezionych pod gruzami, a o to jak wiele straciło hrabstwo. Durham zajmowało szczególne miejsce jej w myślach i zimnym sercu.
Antonia szanowała kobiety szczycące się swoimi umiejętnościami. Szanowała takie, które potrafiły wyjść poza sztywne ramy ich wychowania i powinności. Lady Burke nie bała się pracy, ale też możliwe, że nigdy nie była od niej odciągana. Wiedziała, ile może zyskać i to nie siedzeniem w wygodnym fotelu a ciężką pracą. Może właśnie dlatego z taką łatwością przychodziło kobietom dzielić ze sobą czas.
Szatynka spoglądała ze skupieniem na poczynania czarownicy. Patrzyła, jak ta prezentuje jej wymieniony w głos naszyjnik – ten był okazały, pięknie zachowany pomimo śladów użytkowania. Na pewno nie służył za ozdobę i wątpiła by miał być podarunkiem z niespodzianką. Klątwy zwykle znajdowały się na przedmiotach kuszących swym wyglądem. To co piękne zwykle bywało też bardzo niebezpieczne. Nie mogła być jednak tego w stu procentach pewna, dlatego nie wyciągnęła dłoni by dotknąć zmatowiałego kamienia. – Dawniej mógł pełnić funkcję chroniącą, czyż nie? – zapytała unosząc brew w pytającym geście i ponownie sięgnęła po lupę. – Talizman? – ona nie miała takiej wiedzy, ale wiedziała, że jej towarzyszka będzie w stanie stwierdzić, czy mógł on pełnić funkcję amuletu – teraz lub dawniej. – Wiadomo, gdzie go znaleziono? – przyjrzała się bliżej kamieniom, które przez lata musiały być wymieniane lub dopasowywane do osoby noszącej błyskotkę. Dziwił Antonię jednak fakt, że ktoś postanowił przynieść to właśnie do ich sklepu zamiast sprzedać za o wiele większe pieniądze. Nie mogło to być przecież, aż tak proste, prawda? – Czy to Ehwaz? – spytała wskazując czubkiem palca powiększony w lupie zarys runy. Może jej się tylko wydawało?
Antonia szanowała kobiety szczycące się swoimi umiejętnościami. Szanowała takie, które potrafiły wyjść poza sztywne ramy ich wychowania i powinności. Lady Burke nie bała się pracy, ale też możliwe, że nigdy nie była od niej odciągana. Wiedziała, ile może zyskać i to nie siedzeniem w wygodnym fotelu a ciężką pracą. Może właśnie dlatego z taką łatwością przychodziło kobietom dzielić ze sobą czas.
Szatynka spoglądała ze skupieniem na poczynania czarownicy. Patrzyła, jak ta prezentuje jej wymieniony w głos naszyjnik – ten był okazały, pięknie zachowany pomimo śladów użytkowania. Na pewno nie służył za ozdobę i wątpiła by miał być podarunkiem z niespodzianką. Klątwy zwykle znajdowały się na przedmiotach kuszących swym wyglądem. To co piękne zwykle bywało też bardzo niebezpieczne. Nie mogła być jednak tego w stu procentach pewna, dlatego nie wyciągnęła dłoni by dotknąć zmatowiałego kamienia. – Dawniej mógł pełnić funkcję chroniącą, czyż nie? – zapytała unosząc brew w pytającym geście i ponownie sięgnęła po lupę. – Talizman? – ona nie miała takiej wiedzy, ale wiedziała, że jej towarzyszka będzie w stanie stwierdzić, czy mógł on pełnić funkcję amuletu – teraz lub dawniej. – Wiadomo, gdzie go znaleziono? – przyjrzała się bliżej kamieniom, które przez lata musiały być wymieniane lub dopasowywane do osoby noszącej błyskotkę. Dziwił Antonię jednak fakt, że ktoś postanowił przynieść to właśnie do ich sklepu zamiast sprzedać za o wiele większe pieniądze. Nie mogło to być przecież, aż tak proste, prawda? – Czy to Ehwaz? – spytała wskazując czubkiem palca powiększony w lupie zarys runy. Może jej się tylko wydawało?
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Działanie sprawiało, że czuła iż zmienia świat, że nie jest bezużyteczna, nawet jeżeli ta pomoc miała być ledwie kropla w morzu potrzeb. Nadal coś robiła, mogła sprawić, że ktoś otrzyma wsparcie, którego tak bardzo teraz było trzeba. Nie mogła również zapomnieć o codziennym życiu, o tym, że musieli dalej iść do przodu celem zachowania jako takiej normalności. Jeżeli będą skupiać się wyłącznie na tragedii, na tym co było, bez parcia w przód, nigdy niczego nie osiągną. Takie działanie było postrzegane jako przejaw bezduszności i chłodnej kalkulacji, ale tylko dzięki temu nie popadali w czarną rozpacz.
-Taki spis bardzo pomoże. - Na jasnej twarzy lady Burke pojawił się nieznaczny uśmiech. -Dziękuję.
Każdy taki drobny gest, przejaw dobrej woli przyjmowała z wdzięcznością. Nie marginalizowała niczyjego wkładu, bo nigdy nie było wiadome jak wielkim się stanie w przyszłości, jak wiele będzie mógł zmienić. -Zbyt wielu. - Odpowiedziała głucho. -Nadal liczymy straty. - Dodała jeszcze, a raporty napływały każdego dnia. Coraz mniej licznie, ale nadal na tyle dużo, aby mówić o zmiecionych z powierzchni ziemi całych wioskach, gdzie nikt żywy się nie ostał. Praca, taka jak dzisiaj, pozwalała jej na chwilę zapomnienia.
Dlatego też trzymając naszyjnik, prezentowała to co o nim wiedziała. To co udało się jej pozyskać w trakcie wywiadu z dostawca. Szczątkowe, a jednak już naprowadzające na jakieś pomysły i teorie. Rodzina Burke angażowała w swoje działania wszystkich członków niezależnie od płci. Uważali, że każda osoba nosząca ich nazwisko musiała przyczynić się do budowania potęgi rodziny. Nic nie zdziałają, kiedy połowa z rodu spędzi większość swojego życia na siedzeniu i wyglądaniu. Jakież marnotrawstwo potencjału.
Nie było jednak idealnie. Na wiele rzeczy nie miała przyzwolenia, wciąż musiała przestrzegać zasad i konwenansów oraz tradycji. Tych zreszta nigdy nie miała zamiaru grzebać i niszczyć. Chciała jedynie złamać ramy, które ograniczały magiczne społeczeństwo - osiągnęli tak wiele, mogli jeszcze więcej, jeżeli wyjdą poza utarte schematy. Z tymi ostatnimi jednak najtrudniej się walczyło.
-Tak sądzę. - Układając naszyjnik przed panną Borgin wskazała na łączenia oraz zdobienia. -W ornamentach roślinnych czy też geometrycznych często mocuje się kamienie, które w odpowiedniej konfiguracji wzmacniają działanie talizmanu. - Pozwoliła, aby czarownica dokładniej zapoznała się z przedmiotem nim odpowiedziała na kolejne pytanie. -Należał do starszej czarownicy, po jej śmierci, rodzina znalazła na strychu szkatułkę, a w niej to. - Rodzinne pamiątki często do nich trafiały. Ludzie chcieli wiedzieć co skrywali zmarli, jakie sekrety trzymali w zakurzonych i starych kartkach pamiętników oraz w przedmiotach. Te same mówiły już bardzo dużo. Naszyjnik nie należał do tych najdroższych, ale nie był też tanią błyskotką. Musiał swego czasu być wiele wart. Słysząc nazwę runy pochyliła się nieznacznie nad ramieniem Antonii by spojrzeć przez lupę na wskazany znak. -Tak… wygląda to jak Ehwaz… a tam? - Dostrzegła nagle coś więcej i wskazała zapis na jednym z łączeń. -Othala?
Zmarszczyła nieznacznie brwi. Runy stosowano do ochrony, ale również do klątw. Należało mieć jedynie odpowiednie składniki i intencję. -Ehwaz bardzo często wskazuje na małżeństwo. Zaś Othala na ognisko domowe. Runy, które dotykają sfery rodziny… Naszyjniki bywały nieraz stosowane jako nośnik klątwy podarunku, ale do niej stosuje się Gebo. Nie zaś Ehwaz albo Othalę. - Zamyśliła się nad tym zagadnieniem. -Może znajdziemy Gebo? - Zapytała wskazując ponownie na naszyjnik oraz lupę.
-Taki spis bardzo pomoże. - Na jasnej twarzy lady Burke pojawił się nieznaczny uśmiech. -Dziękuję.
Każdy taki drobny gest, przejaw dobrej woli przyjmowała z wdzięcznością. Nie marginalizowała niczyjego wkładu, bo nigdy nie było wiadome jak wielkim się stanie w przyszłości, jak wiele będzie mógł zmienić. -Zbyt wielu. - Odpowiedziała głucho. -Nadal liczymy straty. - Dodała jeszcze, a raporty napływały każdego dnia. Coraz mniej licznie, ale nadal na tyle dużo, aby mówić o zmiecionych z powierzchni ziemi całych wioskach, gdzie nikt żywy się nie ostał. Praca, taka jak dzisiaj, pozwalała jej na chwilę zapomnienia.
Dlatego też trzymając naszyjnik, prezentowała to co o nim wiedziała. To co udało się jej pozyskać w trakcie wywiadu z dostawca. Szczątkowe, a jednak już naprowadzające na jakieś pomysły i teorie. Rodzina Burke angażowała w swoje działania wszystkich członków niezależnie od płci. Uważali, że każda osoba nosząca ich nazwisko musiała przyczynić się do budowania potęgi rodziny. Nic nie zdziałają, kiedy połowa z rodu spędzi większość swojego życia na siedzeniu i wyglądaniu. Jakież marnotrawstwo potencjału.
Nie było jednak idealnie. Na wiele rzeczy nie miała przyzwolenia, wciąż musiała przestrzegać zasad i konwenansów oraz tradycji. Tych zreszta nigdy nie miała zamiaru grzebać i niszczyć. Chciała jedynie złamać ramy, które ograniczały magiczne społeczeństwo - osiągnęli tak wiele, mogli jeszcze więcej, jeżeli wyjdą poza utarte schematy. Z tymi ostatnimi jednak najtrudniej się walczyło.
-Tak sądzę. - Układając naszyjnik przed panną Borgin wskazała na łączenia oraz zdobienia. -W ornamentach roślinnych czy też geometrycznych często mocuje się kamienie, które w odpowiedniej konfiguracji wzmacniają działanie talizmanu. - Pozwoliła, aby czarownica dokładniej zapoznała się z przedmiotem nim odpowiedziała na kolejne pytanie. -Należał do starszej czarownicy, po jej śmierci, rodzina znalazła na strychu szkatułkę, a w niej to. - Rodzinne pamiątki często do nich trafiały. Ludzie chcieli wiedzieć co skrywali zmarli, jakie sekrety trzymali w zakurzonych i starych kartkach pamiętników oraz w przedmiotach. Te same mówiły już bardzo dużo. Naszyjnik nie należał do tych najdroższych, ale nie był też tanią błyskotką. Musiał swego czasu być wiele wart. Słysząc nazwę runy pochyliła się nieznacznie nad ramieniem Antonii by spojrzeć przez lupę na wskazany znak. -Tak… wygląda to jak Ehwaz… a tam? - Dostrzegła nagle coś więcej i wskazała zapis na jednym z łączeń. -Othala?
Zmarszczyła nieznacznie brwi. Runy stosowano do ochrony, ale również do klątw. Należało mieć jedynie odpowiednie składniki i intencję. -Ehwaz bardzo często wskazuje na małżeństwo. Zaś Othala na ognisko domowe. Runy, które dotykają sfery rodziny… Naszyjniki bywały nieraz stosowane jako nośnik klątwy podarunku, ale do niej stosuje się Gebo. Nie zaś Ehwaz albo Othalę. - Zamyśliła się nad tym zagadnieniem. -Może znajdziemy Gebo? - Zapytała wskazując ponownie na naszyjnik oraz lupę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Niechętnie wchodziła w dywagacje na temat rzeczy nierealnych. Jeżeli czegoś nie można było zbadać, zracjonalizować, nie posiadało się żadnych konkretnych dowodów mogących rozmowie dodać merytorycznych przesłanek, to po co właściwie o tym gdybać? W ostatnim czasie jednak coraz częściej porywały ją takowe rozważania. Co musieli uczynić tu na ziemi by spotkał ich tak okrutny los? Nie myślała o swojej krzywdzie, strzepnęła zalegający kurz z włosów i ruszyła dalej nie zajmując się dłużej własną egzystencją. Wierzyła jednak w świat pełen sprawiedliwości. Za każdy występek czekała konsekwencja, kara wymierzona z należytą skrupulatnością. Czasem nazywano ją karmą, w różnego rodzaju wierzeniach była gniewem stworzyciela, ale w jej własnym rozumieniu była rachunkiem wystawionym za własne czyny. Każdy miał inną moralność, inne poglądy na dobro i zło, a Antonia tylko we własnych odnajdowała prawdziwy sens. Więc co uczynili źle? Zdawać by się mogło, że w końcu kierują się ku jednej i słusznej przyszłości. Zachłannie czerpali z tego co ofiarowała im magia, ale dlaczego mieliby tego nie zrobić? W końcu granice tworzą ludzie. Odnalezienie odpowiedzi na zadawane w eter pytania było niemożliwe. Nikt nie mógł podać przyczyny dla tego co się stało. Gdyby nie była tak pragmatyczna prawdopodobnie uznałaby to za kolejną próbę rzuconą im w obawie, że sobie nie poradzą z potęgą do jakiej zmierzają.
Skinęła jedynie głową na wypowiedzianą wdzięczność. Nie potrzebowała takowej, bo nie robiła tego w geście dobrej woli. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każdy powinien przyłożyć dłoń do odbudowy tego co znalazło się pod gruzami. Durham było jej domem nawet jeśli wspomnienie rodziny napawało ją gamą negatywnych emocji. Jeżeli nie zrobiłaby nic w geście pomocy to jakby to świadczyło o jej korzeniach? O nazwisku, które finalnie dumnie nosiła?
Czy ilość śmierci właściwie była policzalna? Czy dało się podać dokładną liczbę dusz? Wątpiła w to. Nie w tym chaosie, który przecież niosła za sobą również wojna. Nie w tej nieokrzesanej pracy wielu departamentów Ministerstwa. Nie powiedziała tego jednak głośno. Nauczyła się, że cisza o wiele bardziej się jej opłaca.
Skupiła swoje spojrzenie na naszyjniku próbując odgadnąć jego historię. Nie było to konieczne, finalnie ten i tak trafi w ręce kogoś innego. Lubiła jednak utożsamiać się z historią, odnajdywać w nich motywacje, sens, jakąś logikę, której możliwe, że nikt inny by nie dostrzegł. Daleko jej było do prawdziwego specjalisty od artefaktów, nie poświęcała temu swego istnienia, ale dawało jej to jakąś dziwnie kojącą beztroskę. Miała tak od zawsze. Właściwie od dziecka.
- Szkatułka starszej czarownicy brzmi jak wstęp do całkiem ciekawej historii. Dotykali tego przedmiotu? – zapytała zapewne kierując swe myśli w tym samym kierunku co jej towarzyszka. Wpatrywała się delikatnie w ledwo widoczną runę, a gdy czarownica wspomniała o kolejnej niemal od razu zaczęła wypatrywać Gebo. – Słyszałaś o Klątwie Ciężkiego Wieńca? – uniosła brew w pytającym geście spoglądając na kobietę przez ramię. Nie dostrzegła jeszcze runy, o której rozmawiały, ale wiedziała, że Gebo jest wiodąca nie tylko w jednym przekleństwie. – Można ją rzucić na człowieka i na przedmiot. Przede wszystkim ukróca ona libido, zmusza osobę do celibatu, odbiera chęć… - nie skończyła ze wzruszeniem ramion. – Rzucona na kobietę w ciąży może doprowadzić do poronienia. Myślę sobie po prostu, że naszyjnik przywdziewający maskę talizmanu może być łatwą pułapką. – dodała znów skupiając się na poszukiwaniu runy. Była niemal pewna, że finalnie ją odnajdą.
Skinęła jedynie głową na wypowiedzianą wdzięczność. Nie potrzebowała takowej, bo nie robiła tego w geście dobrej woli. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każdy powinien przyłożyć dłoń do odbudowy tego co znalazło się pod gruzami. Durham było jej domem nawet jeśli wspomnienie rodziny napawało ją gamą negatywnych emocji. Jeżeli nie zrobiłaby nic w geście pomocy to jakby to świadczyło o jej korzeniach? O nazwisku, które finalnie dumnie nosiła?
Czy ilość śmierci właściwie była policzalna? Czy dało się podać dokładną liczbę dusz? Wątpiła w to. Nie w tym chaosie, który przecież niosła za sobą również wojna. Nie w tej nieokrzesanej pracy wielu departamentów Ministerstwa. Nie powiedziała tego jednak głośno. Nauczyła się, że cisza o wiele bardziej się jej opłaca.
Skupiła swoje spojrzenie na naszyjniku próbując odgadnąć jego historię. Nie było to konieczne, finalnie ten i tak trafi w ręce kogoś innego. Lubiła jednak utożsamiać się z historią, odnajdywać w nich motywacje, sens, jakąś logikę, której możliwe, że nikt inny by nie dostrzegł. Daleko jej było do prawdziwego specjalisty od artefaktów, nie poświęcała temu swego istnienia, ale dawało jej to jakąś dziwnie kojącą beztroskę. Miała tak od zawsze. Właściwie od dziecka.
- Szkatułka starszej czarownicy brzmi jak wstęp do całkiem ciekawej historii. Dotykali tego przedmiotu? – zapytała zapewne kierując swe myśli w tym samym kierunku co jej towarzyszka. Wpatrywała się delikatnie w ledwo widoczną runę, a gdy czarownica wspomniała o kolejnej niemal od razu zaczęła wypatrywać Gebo. – Słyszałaś o Klątwie Ciężkiego Wieńca? – uniosła brew w pytającym geście spoglądając na kobietę przez ramię. Nie dostrzegła jeszcze runy, o której rozmawiały, ale wiedziała, że Gebo jest wiodąca nie tylko w jednym przekleństwie. – Można ją rzucić na człowieka i na przedmiot. Przede wszystkim ukróca ona libido, zmusza osobę do celibatu, odbiera chęć… - nie skończyła ze wzruszeniem ramion. – Rzucona na kobietę w ciąży może doprowadzić do poronienia. Myślę sobie po prostu, że naszyjnik przywdziewający maskę talizmanu może być łatwą pułapką. – dodała znów skupiając się na poszukiwaniu runy. Była niemal pewna, że finalnie ją odnajdą.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wdzięczność była potrzebna, zwłaszcza teraz, zwłaszcza w czasie, w którym ich morale były wystawiane na ciągłą próbę, kiedy człowieczeństwo było jedną z ważniejszych wartości sprawiającą, że wciąż stali na nogach i walczyli o przyszłość, a nie rzucili się sobie do gardeł byle tylko przetrwać.
Nawet jeżeli ktoś nie oczekiwał wdzięczności, to i tak ją okazywała. Tak należało zrobić, zwykła przyzwoitość tego wymagała. Codzienna praca zaś pomagała na chwilę złapać oddech. Zastanowić się co dalej, jakie kroki należy podjąć. Co jeszcze mogą zrobić i sprawić, że ten najgorszy i dramatyczny czas będzie bardziej znośny.
W wyniku katastrofy ludzie szukali wszystkiego co można spieniężyć za twardą gotówkę albo wymienić na towar, który pomoże im przetrwać. Przychodzili do sklepu, nie w celu poznania historii i przeszłości jaka skrywała się za artefaktami, ale aby poznać ich wartość. Badanie przedmiotów celem poznania odmętów dawnych czasów było zadaniem w trakcie pokoju i spokojnego życia. Teraz, nie miało to znaczenia, o wiele cenniejsze było życie. Dlatego wiedziała, że ostatecznie naszyjnik ten zostanie spieniężony, u nich albo u kogoś innego, kto zaoferuje lepszą cenę.
-Nie jest obca mi ta klątwa, choć osobiście nie poznałam nikogo kto byłby nią spętany. - Czytała i słuchała wiele na temat klątw. Wywodząc się z takiej, a nie innej rodziny, nie miała wyjścia, a też jako osoba, która łaknęła wiedzy chętnie wdawała się w dyskusje na ich temat z braćmi oraz ojcem. Nikt z rodu Burke nie udawał, że nie miał styczności z klątwami. Sami je nakładali lub też wielokrotnie zdejmowali.-To jeden z lepszych ruchów, aby zmylić drugą stronę. - Przesunęła wzrokiem po naszyjniku szukając Gebo, tak jak to czyniła panna Borgin.-Powierzyć jej piękny przedmiot, który nie kojarzy się z przekleństwem. - Elegancja i spryt w jednym. Starała się wypatrzeć runy ukryte w teksturze materiału wykorzystanego do stworzenia naszyjnika. Był stary, runy zdawały się wyblakłe. Pod światło wydawało się jej, że widzi znacznie więcej niż tylko runy, o których wspomniała wcześniej. -Nikt nie dotykał, przynajmniej się nie przyznali do tego otwarcie. - Dodała jeszcze pochylając się niżej. -Czy bierzemy pod uwagę to, że na naszyjniku może być klątwa nadpisana na inną? Starszą? - Zapytała cicho i spojrzała uważnie na czarownicę. -Wydaje mi się, że właśnie z czymś takim mamy do czynienia.
Spotkała się już z takimi praktykami, jak pewnie sama Antonia również. Przedmiot przechodził z pokolenia na pokolenia i każde z nich musiało zostawić po sobie jakiś ślad. Zwykle były to pamiętniki, pocztówki oraz listy, ale było wiele rodzin, które przekazywało sobie talizmany lub… przeklęte przedmioty, które można było komuś podrzucić.
Nawet jeżeli ktoś nie oczekiwał wdzięczności, to i tak ją okazywała. Tak należało zrobić, zwykła przyzwoitość tego wymagała. Codzienna praca zaś pomagała na chwilę złapać oddech. Zastanowić się co dalej, jakie kroki należy podjąć. Co jeszcze mogą zrobić i sprawić, że ten najgorszy i dramatyczny czas będzie bardziej znośny.
W wyniku katastrofy ludzie szukali wszystkiego co można spieniężyć za twardą gotówkę albo wymienić na towar, który pomoże im przetrwać. Przychodzili do sklepu, nie w celu poznania historii i przeszłości jaka skrywała się za artefaktami, ale aby poznać ich wartość. Badanie przedmiotów celem poznania odmętów dawnych czasów było zadaniem w trakcie pokoju i spokojnego życia. Teraz, nie miało to znaczenia, o wiele cenniejsze było życie. Dlatego wiedziała, że ostatecznie naszyjnik ten zostanie spieniężony, u nich albo u kogoś innego, kto zaoferuje lepszą cenę.
-Nie jest obca mi ta klątwa, choć osobiście nie poznałam nikogo kto byłby nią spętany. - Czytała i słuchała wiele na temat klątw. Wywodząc się z takiej, a nie innej rodziny, nie miała wyjścia, a też jako osoba, która łaknęła wiedzy chętnie wdawała się w dyskusje na ich temat z braćmi oraz ojcem. Nikt z rodu Burke nie udawał, że nie miał styczności z klątwami. Sami je nakładali lub też wielokrotnie zdejmowali.-To jeden z lepszych ruchów, aby zmylić drugą stronę. - Przesunęła wzrokiem po naszyjniku szukając Gebo, tak jak to czyniła panna Borgin.-Powierzyć jej piękny przedmiot, który nie kojarzy się z przekleństwem. - Elegancja i spryt w jednym. Starała się wypatrzeć runy ukryte w teksturze materiału wykorzystanego do stworzenia naszyjnika. Był stary, runy zdawały się wyblakłe. Pod światło wydawało się jej, że widzi znacznie więcej niż tylko runy, o których wspomniała wcześniej. -Nikt nie dotykał, przynajmniej się nie przyznali do tego otwarcie. - Dodała jeszcze pochylając się niżej. -Czy bierzemy pod uwagę to, że na naszyjniku może być klątwa nadpisana na inną? Starszą? - Zapytała cicho i spojrzała uważnie na czarownicę. -Wydaje mi się, że właśnie z czymś takim mamy do czynienia.
Spotkała się już z takimi praktykami, jak pewnie sama Antonia również. Przedmiot przechodził z pokolenia na pokolenia i każde z nich musiało zostawić po sobie jakiś ślad. Zwykle były to pamiętniki, pocztówki oraz listy, ale było wiele rodzin, które przekazywało sobie talizmany lub… przeklęte przedmioty, które można było komuś podrzucić.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Piwniczna pracownia
Szybka odpowiedź