Palarnia opium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Palarnia opium
Największe pomieszczenie w piwnicach pod sklepem Borgina & Burke'a. Do palarni można dostać się trzema drogami. przechodząc przez zaplecze sklepu, przez tunele w piwnicach Śmiertelnego Nokturnu oraz przy pomocy sieci fiuu. Drewniany, zdobiony sufit, dźwiga ciężar brylantowych żyrandoli sprowadzonych z najdalszych zakątków świata. Każdy rozpalany jest tylko na okazyjne spotkania. Palarnia liczy sobie kilkanaście stolików otoczonych fotelami obitymi czerwonym materiałem. Pomimo tego, że palarnia znajduje się w piwnicy, sufit jest na tyle wysoki, co umożliwiło stworzenie drewnianego półpiętra. Wystrój zawiera również bar z alkoholem wszelkiej maści. Od czasu do czasu w palarni organizowane są koncerty na żywo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Cordelia z trudem wstrzymywała głośne, dramatyczne westchnięcia, prowokowane przez…właściwie wszystko, co ją otaczało. Westchnienia nudy, bo nie było ani tańców ani możliwości swobodnego plotkowania (chciała być lepsza niż udzielające jej nagany Aquila i Odetta, udowadniając swą wybitną dojrzałość). Westchnienia niezadowolenia, spowodowanego zachowaniem Craiga i przebywaniem na tym koszmarnym Nokturnie. Westchnienia zawodu spowodowanego zachowaniem najdroższej przyjaciółki. W końcu, westchnienia zachwytu nad prezencją zasłuchanego w koncercie, a potem w prowadzonych licytacjach, lorda Edwarda. Lady Malfoy lubiła sztukę, ceniła ładne obrazy, ale nie znała się na niej na tyle, by móc ekscytować się wyniesieniem na stołek aukcyjny dzieł konkretnych twórców. – Mam nadzieję, że to obraz jakiejś lady Fawley – odparła cicho i dość ogólnie na pytanie Aquili, co mogło świadczyć o tym, że dalej jest odrobinę urażona, gdyż nie pociągnęła tematu, by skrytykować ostatnie bohomazy dalekiej kuzynki z tego rodu, jedynej, której loteria genetyczna pozbawiła szans na niezwykły talent. Upiła kolejny łyczek napoju, zaklaskała, gdy informowano o zwycięzcach licytacji (i pozwoliła sobie w końcu westchnąć, słysząc o galeonowym triumfie sir Rosiera) i nawet posłała kolejny ujmujący uśmiech Primrose. – Oczywiście, musimy spotkać się na popołudniową herbatkę. Nie mogę się doczekać! – zaświergotała w odpowiedzi na zaproszenie towarzyskie lady Burke. Oby okazała się wtedy równie rozmowna, co na aktualnym bankiecie, bo perspektywa milczenia przez trzy kwadranse w posępnym zamczysku Durham nie wydawała się specjalnie kusząca. Robiła to jednak dla swojego rodu – no i oczywiście dla Aquili, by udowodnić, że potrafi zachować się wręcz perfekcyjnie. Jeśli tego chciała.
Dziś była już zmęczona. Dalej oklaskiwała zwycięskie rzucanie galeonów, posyłając Edwardowi lekki uśmiech. – Zwróciłam, lecz cóż, nie jest to mój dzień na zdobywanie tego, czego pragnę – odparła melodramatycznie i tajemniczo, przekonana, że Parkinson spędzi co najmniej pięć nadchodzących wieczorów na analizie tego, co właśnie mu tak wieloznacznie i poetycko przekazała. Werbalnie i bez słów, gdy uśmiechała się do niego ze specjalnym błyskiem w oku podczas pożegnania, tuż po zakończeniu wieczoru przed organizatorów licytacji oraz właścicieli tego nietypowo eleganckiego jak na Nokturn przybytku. – Dziękuję wam za wspaniałe towarzystwo. Koncert był niesamowity, a doświadczenia artystyczne na długo zapadną w mej pamięci, na równi z wspomnieniami z każdej przyjemnej rozmowy, którą mogłam przeprowadzić z tak szanowanymi czarodziejami i czarownicami – zadeklamowała w ramach oficjalnego pożegnania, kiwając głową z szacunkiem wszystkim zgromadzonym przy stoliku. Później, razem z ojcem, podeszła jeszcze do lordów Burke, składając na ich ręce gratulacje z okazji dobrze przygotowanego wydarzenia, po czym, w otoczeniu rodziny, opuściła zarówno palarnię opium, jak i Śmiertelny Nokturn, bezpiecznie powracając do Wiltshire.
| Cordelia zt, dziękuję wszystkim za grę!
Dziś była już zmęczona. Dalej oklaskiwała zwycięskie rzucanie galeonów, posyłając Edwardowi lekki uśmiech. – Zwróciłam, lecz cóż, nie jest to mój dzień na zdobywanie tego, czego pragnę – odparła melodramatycznie i tajemniczo, przekonana, że Parkinson spędzi co najmniej pięć nadchodzących wieczorów na analizie tego, co właśnie mu tak wieloznacznie i poetycko przekazała. Werbalnie i bez słów, gdy uśmiechała się do niego ze specjalnym błyskiem w oku podczas pożegnania, tuż po zakończeniu wieczoru przed organizatorów licytacji oraz właścicieli tego nietypowo eleganckiego jak na Nokturn przybytku. – Dziękuję wam za wspaniałe towarzystwo. Koncert był niesamowity, a doświadczenia artystyczne na długo zapadną w mej pamięci, na równi z wspomnieniami z każdej przyjemnej rozmowy, którą mogłam przeprowadzić z tak szanowanymi czarodziejami i czarownicami – zadeklamowała w ramach oficjalnego pożegnania, kiwając głową z szacunkiem wszystkim zgromadzonym przy stoliku. Później, razem z ojcem, podeszła jeszcze do lordów Burke, składając na ich ręce gratulacje z okazji dobrze przygotowanego wydarzenia, po czym, w otoczeniu rodziny, opuściła zarówno palarnię opium, jak i Śmiertelny Nokturn, bezpiecznie powracając do Wiltshire.
| Cordelia zt, dziękuję wszystkim za grę!
Koncert powoli dobiegał końca, choć w zasadzie Mathieu miał wrażenie, że ten czas spędzony w Palarni Opium minął niezwykle szybko. Doborowe towarzystwo, wspaniały koncert i udana licytacja. Ród Burke postarał się o to, aby w odpowiedni sposób zadbać o lud zamieszkujący ich ziemię. Biedni i potrzebujący, którymi w zasadzie nie przejmować się nazbyt, ale tu nie o to chodziło, z pewnością będą zadowoleni z faktu, iż ich Lordowie i Lady tak pieczołowicie dbają o swoich ludzi. Nie wiedział czy to gra pozorów czy dobroć ich serc, ale wolał nie zadawać pytań.. Najważniejsze, że ich cel został osiągnięty, fundusze zebrane i każdy mógł być zadowolony.
Podniósł wzrok, kiedy Primrose zjawiła się przy ich stoliku. Prezentowała się fenomenalnie. Była piękna, miała uroczy uśmiech, ale kwintesencją jej osoby nie był wygląd, a wojowniczy charakter, interesujący i intrygujący jednocześnie. Przepadał za spędzaniem z nią czasu, dzisiaj jednak to ona winna pozostawać w centrum uwagi, a on był jedynie cieniem gdzieś na tej sali. Nadal nie mógł uwierzyć, że Ares w tak bardzo nieodpowiedni sposób zachował się wobec niej, ale zauważył, że wszyscy wokół mają zamiar udawać, że nic się nie stało. No, może nie wszyscy, bo Xavier języka nie powściągał.
- Z uwagi na wieloletnią przyjaźń z Xavierem, Lady Burke i na możliwość oglądania Twych talentów, postanowiłem zapomnieć na chwilę o swojej naturze. – odparł na jej słowa i skinął głową z uśmiechem. Cóż za oficjalne podejście. Mathieu powiedział to, co miał na myśli. Nie to, że z uwagi na swoją przemianę zaczął komfortowo czuć się w towarzystwie i na wielkich spędach, co to, to nie. Był tutaj, bo z Xavierem łączyła go przyjaźń, treningi z Primrose sprawiły, że również bardzo ją polubił, byłoby karygodnym, aby nie zjawił się w tym miejscu tylko dlatego, że nie lubił imprez towarzyskich. Przyjrzał jej się uważnie, jak zwracała się do Calypso. Nie było w jej głosie słychać cienia urazy, z uwagi na zachowanie Aresa. Primrose była dojrzała i wiedziała jak zachować się w odpowiedni sposób, w co nigdy nie wątpił, ale z całą pewnością jeszcze pewnego razu ją o to spyta, dzisiaj nie było sensu psuć sobie humorów.
- Interesująca historia. – odpowiedział na słowa Craiga. Faktycznie, obraz miał w sobie coś niezwykłego, ale Mathieu nie czuł przymusu stanięcia do boju. Wystarczyło, że wspomógł szczytny cel wrzucając galeony do skrzynki. Nie musiał „bić” się o obrazy czy inne małe dzieła sztuki. Nie traktował tych przedmiotów lakonicznie, po prostu nie były w jego guście – może poza obrazem, który go przekonał, ale nie zdążył podnieść tabliczki – ale zwyczajnie nie uważał za koniecznym posiadanie ich. Słowo bezużyteczne to solidne nadużycie, po prostu mógł się bez nich obejść. Rigel wylicytował piękny obraz, a licytacja dobiegła końca.
Zapewne przy stoliku spędzili jeszcze trochę czasu, a kiedy uznano, że odpowiednia pora, aby opuścić towarzystwo zaczął się do tego przygotowywać. Pożegnał się z Zacharym, uścisnąwszy mu dłoń pozdrowił przyjaciela, jak i również podszedł do Xaviera, któremu pogratulował wspaniałego przedsięwzięcia i całej otoczki z nim związanej, pozdrowił i oddalił się. Podszedł do każdego, do kogo winien był podejść i pożegnał się z nim w odpowiedni sposób, na koniec wrócił do Calypso, odszukując jej wzrokiem wśród reszty gości.
- Dziękuję za towarzystwo, Lady Carrow. – powiedział, ujmując jej dłoń i składając na jej wierzchu subtelny pocałunek. – Odprowadzę Lady. – dodał i wraz z Calypso skierował się do szatni, gdzie pomógł nałożyć jej odebrane odzienie wierzchnie i odprowadził do służby, czekającej na nią. Posłał jej uśmiech, kiedy ostatni raz obejrzała się za nim, a później sam wrócił do Chateau Rose, a ten wieczór zapamięta z pewnością na bardzo długo.
ZT dla Mata i Calypso
Podniósł wzrok, kiedy Primrose zjawiła się przy ich stoliku. Prezentowała się fenomenalnie. Była piękna, miała uroczy uśmiech, ale kwintesencją jej osoby nie był wygląd, a wojowniczy charakter, interesujący i intrygujący jednocześnie. Przepadał za spędzaniem z nią czasu, dzisiaj jednak to ona winna pozostawać w centrum uwagi, a on był jedynie cieniem gdzieś na tej sali. Nadal nie mógł uwierzyć, że Ares w tak bardzo nieodpowiedni sposób zachował się wobec niej, ale zauważył, że wszyscy wokół mają zamiar udawać, że nic się nie stało. No, może nie wszyscy, bo Xavier języka nie powściągał.
- Z uwagi na wieloletnią przyjaźń z Xavierem, Lady Burke i na możliwość oglądania Twych talentów, postanowiłem zapomnieć na chwilę o swojej naturze. – odparł na jej słowa i skinął głową z uśmiechem. Cóż za oficjalne podejście. Mathieu powiedział to, co miał na myśli. Nie to, że z uwagi na swoją przemianę zaczął komfortowo czuć się w towarzystwie i na wielkich spędach, co to, to nie. Był tutaj, bo z Xavierem łączyła go przyjaźń, treningi z Primrose sprawiły, że również bardzo ją polubił, byłoby karygodnym, aby nie zjawił się w tym miejscu tylko dlatego, że nie lubił imprez towarzyskich. Przyjrzał jej się uważnie, jak zwracała się do Calypso. Nie było w jej głosie słychać cienia urazy, z uwagi na zachowanie Aresa. Primrose była dojrzała i wiedziała jak zachować się w odpowiedni sposób, w co nigdy nie wątpił, ale z całą pewnością jeszcze pewnego razu ją o to spyta, dzisiaj nie było sensu psuć sobie humorów.
- Interesująca historia. – odpowiedział na słowa Craiga. Faktycznie, obraz miał w sobie coś niezwykłego, ale Mathieu nie czuł przymusu stanięcia do boju. Wystarczyło, że wspomógł szczytny cel wrzucając galeony do skrzynki. Nie musiał „bić” się o obrazy czy inne małe dzieła sztuki. Nie traktował tych przedmiotów lakonicznie, po prostu nie były w jego guście – może poza obrazem, który go przekonał, ale nie zdążył podnieść tabliczki – ale zwyczajnie nie uważał za koniecznym posiadanie ich. Słowo bezużyteczne to solidne nadużycie, po prostu mógł się bez nich obejść. Rigel wylicytował piękny obraz, a licytacja dobiegła końca.
Zapewne przy stoliku spędzili jeszcze trochę czasu, a kiedy uznano, że odpowiednia pora, aby opuścić towarzystwo zaczął się do tego przygotowywać. Pożegnał się z Zacharym, uścisnąwszy mu dłoń pozdrowił przyjaciela, jak i również podszedł do Xaviera, któremu pogratulował wspaniałego przedsięwzięcia i całej otoczki z nim związanej, pozdrowił i oddalił się. Podszedł do każdego, do kogo winien był podejść i pożegnał się z nim w odpowiedni sposób, na koniec wrócił do Calypso, odszukując jej wzrokiem wśród reszty gości.
- Dziękuję za towarzystwo, Lady Carrow. – powiedział, ujmując jej dłoń i składając na jej wierzchu subtelny pocałunek. – Odprowadzę Lady. – dodał i wraz z Calypso skierował się do szatni, gdzie pomógł nałożyć jej odebrane odzienie wierzchnie i odprowadził do służby, czekającej na nią. Posłał jej uśmiech, kiedy ostatni raz obejrzała się za nim, a później sam wrócił do Chateau Rose, a ten wieczór zapamięta z pewnością na bardzo długo.
ZT dla Mata i Calypso
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Wieczór mijał, licytacje działały, a Odetta na chwilę wyłączyła się z konwersacji, wzrokiem wodząc po okolicy i spoglądając na stroje. Oczywiście widziała już wcześniej część z tych projektów, bardzo dobrze orientując się w jaki sposób były wykonane, tak niektóre suknie czy garnitury były jej dotąd nieznane, dlatego z chęcią poświęcała czas na zapoznanie się z tym, co każda z osób na siebie dziś założyła. W końcu musiała orientować się w najnowszych trendach i nie unikać dowiadywania się, co obecnie preferowali szlachcice i szlachcianki. Na pewno po tym wieczorze jej brat i cały dom mody zyskają dość sporo zamówień, zwłaszcza kiedy myślało się o noworocznym sabacie. Żałowała że czasem nie miała jak pomóc Edwardowi, ale zrównywać się z krawcowymi z niższych sfer było dla niej trochę wstydem.
Zastanawiało ją, czy jej samej przyjdzie się spotkać z paroma szlachciankami po dzisiejszym wieczorze, teraz za to zwróciła jeszcze swoją uwagę w stronę własnego stolika. Uśmiechnęła się ponownie w stronę Edwarda który wydawał się próbować ją pocieszyć po licytacji. Była mu za to wdzięczna, bardzo dobrze wiedząc, że nawet jeżeli spróbowała właśnie przegrywać z godnością, tak ciężko było porzucić całkowicie to poczucie smutku w wypadku porażki. Sama zresztą wsparła go w identyczny sposób, gdy nie udało się mu zdobyć obrazu, który licytował. Przy okazji sama z zainteresowaniem rzuciła spojrzenie w stronę Tristana, zastanawiając się, czym ten obraz tak go urzekł, że postanowił go licytować, ale nie kwestionując tego nawet w najmniejszy sposób.
Zwróciła uwagę na rozmowę toczącą się obok niej, nie odzywając się ani słowem, przynajmniej dopóki nie przyszedł czas pożegnań.
- To my dziękujemy za dzisiejszy wieczór, zawsze przyjemnością jest spędzenie wieczoru w wybitnym towarzystwie – powiedziała to bez żadnych ukrytych zainteresowań albo niechęci, zwłaszcza jeżeli kierowała to w stronę w Ministra Magii i jego aktualnej rodziny. Dopiero kiedy Cordelia wraz z rodziną postanowiła odejść od stołu aby pożegnać gospodarzy, wtedy Odetta pochyliła się lekko w stronę brata, wpatrując się w przestrzeń, nie pozwalając nikomu na śledzenie jej spojrzenia, aby też nie wyszła na zbytnio zainteresowaną, a głos ściszyła na tyle, aby jedynie Edward mógł ja usłyszeć. Odsunęła się zaraz i spojrzała na pozostałe osoby – wydawało się, że niektórzy już kończyli dzień i sama chyba chciałaby pójść i odpocząć w domu. Te spore ilości opium na pewno nie mogły być dobre na zdrowie.
- Nie wiem, jakie masz plany na resztę wieczoru, drogi Edwardzie, ale wiesz, iż sama się dopasuję do tego. Być może nasza droga Aquila dotrzyma mi towarzystwa jeżeli chcesz jeszcze porozmawiać z innymi. Chyba, że Aquilo nie widziałabyś problemu, abyśmy razem opuściły to miejsce. – Naprawdę, dzisiejszy wieczór był miłą zabawą, ale czuła się zmęczona i najchętniej spędziłaby resztę wieczoru na śnie, tak aby nie nabawić się czasem cieni pod oczyma albo problemów z cerą. Podniosła się i razem z lady Black skierowała się do gospodarzy, dziękując za dobry wieczór i razem z nią udając się do szatni, gdzie czekały jeszcze na Edwarda mającego zapewnić im towarzystwo w drogę powrotną.
|zt Aquila i Odetta
Zastanawiało ją, czy jej samej przyjdzie się spotkać z paroma szlachciankami po dzisiejszym wieczorze, teraz za to zwróciła jeszcze swoją uwagę w stronę własnego stolika. Uśmiechnęła się ponownie w stronę Edwarda który wydawał się próbować ją pocieszyć po licytacji. Była mu za to wdzięczna, bardzo dobrze wiedząc, że nawet jeżeli spróbowała właśnie przegrywać z godnością, tak ciężko było porzucić całkowicie to poczucie smutku w wypadku porażki. Sama zresztą wsparła go w identyczny sposób, gdy nie udało się mu zdobyć obrazu, który licytował. Przy okazji sama z zainteresowaniem rzuciła spojrzenie w stronę Tristana, zastanawiając się, czym ten obraz tak go urzekł, że postanowił go licytować, ale nie kwestionując tego nawet w najmniejszy sposób.
Zwróciła uwagę na rozmowę toczącą się obok niej, nie odzywając się ani słowem, przynajmniej dopóki nie przyszedł czas pożegnań.
- To my dziękujemy za dzisiejszy wieczór, zawsze przyjemnością jest spędzenie wieczoru w wybitnym towarzystwie – powiedziała to bez żadnych ukrytych zainteresowań albo niechęci, zwłaszcza jeżeli kierowała to w stronę w Ministra Magii i jego aktualnej rodziny. Dopiero kiedy Cordelia wraz z rodziną postanowiła odejść od stołu aby pożegnać gospodarzy, wtedy Odetta pochyliła się lekko w stronę brata, wpatrując się w przestrzeń, nie pozwalając nikomu na śledzenie jej spojrzenia, aby też nie wyszła na zbytnio zainteresowaną, a głos ściszyła na tyle, aby jedynie Edward mógł ja usłyszeć. Odsunęła się zaraz i spojrzała na pozostałe osoby – wydawało się, że niektórzy już kończyli dzień i sama chyba chciałaby pójść i odpocząć w domu. Te spore ilości opium na pewno nie mogły być dobre na zdrowie.
- Nie wiem, jakie masz plany na resztę wieczoru, drogi Edwardzie, ale wiesz, iż sama się dopasuję do tego. Być może nasza droga Aquila dotrzyma mi towarzystwa jeżeli chcesz jeszcze porozmawiać z innymi. Chyba, że Aquilo nie widziałabyś problemu, abyśmy razem opuściły to miejsce. – Naprawdę, dzisiejszy wieczór był miłą zabawą, ale czuła się zmęczona i najchętniej spędziłaby resztę wieczoru na śnie, tak aby nie nabawić się czasem cieni pod oczyma albo problemów z cerą. Podniosła się i razem z lady Black skierowała się do gospodarzy, dziękując za dobry wieczór i razem z nią udając się do szatni, gdzie czekały jeszcze na Edwarda mającego zapewnić im towarzystwo w drogę powrotną.
|zt Aquila i Odetta
Ostatnio zmieniony przez Odetta Parkinson dnia 26.06.21 17:22, w całości zmieniany 1 raz
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdy w pewnym momencie podeszła do nich Primrose, Cressie uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Tak, niczego mi nie brakuje, wieczór jest naprawdę miły – odpowiedziała na jej pytanie. Momentami nawet zapominała, że byli na tym strasznym, owianym złą sławą Nokturnie, bo Burke’owie zadbali o odpowiednią oprawę koncertu i należyte przygotowanie swojego lokalu. – To był naprawdę piękny występ – pochwaliła ją, chcąc by młoda artystka wiedziała, że zaprezentowane przez nią umiejętności znalazły uznanie. Sama wiedziała, jak ważne są pochwały, i jak bardzo potrafi zachwiać pewnością siebie choć jedno krytyczne słowo. Przynajmniej tak było w jej przypadku, dlatego sama starała się z reguły chwalić innych i unikała krzywdzących opinii.
Brakowało jej śmiałości i siły przebicia, by aktywnie uczestniczyć w licytacjach, zwłaszcza bez męża u boku, który mógłby ją ośmielać i zachęcać do przełamywania swoich barier. Bez niego była znowu zahukaną szarą myszką, która nie wstydziła się odezwać do siedzących obok dam, ale nie potrafiła zdobyć się na to, by zawalczyć o wylicytowanie jakiegoś przedmiotu. Syrenia pozytywka podobała jej się, mogłaby ją sprezentować swojej córce gdy trochę podrośnie, ale widziała, że zainteresowanie było bardzo duże i finalnie spoczęła ona w rękach Octavii, która jako krewna Evandry zapewne chciała mieć pamiątkę po niej.
Uwagę dziewczątka przykuły później obrazy. Pierwszy nie był do końca w jej stylu; Cressida preferowała malarstwo wiernie naśladujące rzeczywistość, wygląd tego obrazu był nieco zbyt nowoczesny i awangardowy jak na jej gust, aczkolwiek kiedy uczyła się we Francji, to uczono ją i o istnieniu tego typu nurtów. Sama najczęściej malowała pejzaże, w tym odnajdywała się najlepiej, choć zdarzało jej się malować i portrety, zwykle na zamówienie krewnych lub koleżanek.
Gdy odezwała się do niej Evandra, Cressie spojrzała na nią i podzieliła się z nią opinią na temat obrazów.
- Ten pierwszy przywodzi mi na myśl Francję, czy raczej opowieści o niej. Jest dosyć… awangardowy, sama nigdy nie malowałam w takim stylu, aczkolwiek wydaje mi się, że we Francji są one coraz popularniejsze – odezwała się; sama nie znała Francji z tej nocnej, kabaretowej strony, bo choć spędziła w tym kraju osiem lat, to była uczennicą przebywającą w szkole, w dodatku była lady, więc obowiązywało ją mnóstwo ograniczeń. Kiedy już jako dorosła czarownica odwiedzała Francję z mężem, to też trzymała się raczej eleganckich, renomowanych miejsc, unikając tych, w których nie wypadało się pojawiać kobiecie o jej pozycji w trosce o reputację. Zawsze trzymała się z daleka od tak zwanej bohemy artystycznej, czy od osób i miejsc o wątpliwej opinii. Patrzyła z uwagą, jak obraz był licytowany, ale sama ostatecznie nie dołączyła. Zapytana o autora obrazu opowiedziała tyle, ile wiedziała o nim ze szkoły; na zajęciach malarstwa w Beauxbatons wspominano o różnych malarzach, stąd posiadała jakąś wiedzę i mogła co nieco zdradzić swoim towarzyszkom.
Potem zaprezentowano drugi obraz, ten był bardziej w stylu Cressidy jako dzieło mniej abstrakcyjne, a bardziej realistyczne. Poza tym przedstawiona na nim scenka mogła być jej w pewnym sensie bliska, bo sama była matką i wieczorami często siedziała w ten sposób przy łóżeczkach dzieci, nucąc im do snu.
- Ten obraz podoba mi się o wiele bardziej – odezwała się. Lubiła stonowane, naturalne kolory, barwność poprzedniego dzieła wydawała się zbyt pstrokata i nienaturalna, choć z pewnością byli zwolennicy sztuki, która podkolorowywała rzeczywistość i nie była jej wiernym odzwierciedleniem. – Naprawdę ma swój urok. Te kolory dobrze podkreślają nastrojowość namalowanej sceny, a światło wydobywa z obrazu to, co jest na nim najważniejsze, nie rozpraszając nadmiarem ozdobników w tle.
Zamyśliła się nad pytaniem Evandry, ciekawa jak to było z tą Penelopą. Czytała niegdyś tę historię i zawsze ogromnie zachwycała ją wierność i oddanie czekającej żony. A jak byłoby z nią samą, gdyby to jej mąż zniknął na tyle lat? Była przekonana o tym, że czekałaby na Williama wiernie, nie chcąc innego ani nawet nie mogąc go mieć. Jako lady była przypisana do jednego mężczyzny, już nigdy w jej życiu nie będzie innego, nawet gdyby, nie daj Merlinie, owdowiała. W ich świecie wdowy nie wychodziły za mąż po raz drugi, były nieczyste, a więc nie stanowiły tak dobrej partii jak młode panny, poza tym dzieci wiązały je do rodu, w który zostały wżenione, a nigdy nie porzuciłaby swoich latorośli, nie mogłaby ich zostawić dla nikogo. W ich patriarchalnym świecie obowiązywały podwójne standardy i mężczyźni mieli o wiele większe możliwości, mogli poślubiać nowe żony, kobietom było dużo trudniej, surowiej też oceniano te spośród nich, które były samotne, zwłaszcza stare panny. Myśląc o tym spojrzała kątem oka na Octavię, która osiągnęła już wiek staropanieński i na pewno słyszała coraz więcej plotek na ten temat, więc jej życie na salonach nie miało być lekkie.
- Podoba mi się myśl, że czekała z miłości i przez lata pozostawała wierna ukochanemu – przemówiła w końcu. Choć może swoją drogą, jakaś niechęć do zmiany też się w tym kryła? Ona sama bardzo nie lubiła zmian. – Bo ja bym czekała na mojego Williama i troszczyłabym się o nasze dzieci, wierząc że znajdzie sposób, by do mnie wrócić – dodała, jednocześnie ciekawa, czy kobiety podzielą się swoimi odczuciami, choć nie miała śmiałości poprosić je o to wprost. Jakie zdanie na ten temat miała Evandra? Czy czekałaby na własnego małżonka z utęsknieniem, czy może odczułaby ulgę, gdyby została sama? Wiedziała jednak, że bez względu na to, jaka jest prawdziwa odpowiedź, nie usłyszy tej, która mogłaby zostać uznana za niepoprawną i gorszącą. Każda z nich przecież powinna była mówić, że wiernie czekałaby na męża, nawet jeśli prawda była zupełnie inna. Choć akurat Cressida powiedziała prawdę, ale była tym rzadkim przypadkiem żony, która pokochała swojego aranżowanego męża. A nawet gdyby tak nie było, to została wychowana przez swego pana ojca w sposób mocno patriarchalny, stawiający ją w pozycji podległej mężczyźnie. Niemniej jednak je wszystkie wiązały konwenanse i wiele opinii musiały zachowywać dla siebie, zwłaszcza na salonach, gdzie niewłaściwe słowo mogłoby łatwo dotrzeć do niepowołanych uszu. Dlatego nie oczekiwała, że Evandra odpowie coś innego niż ona i traktowała to wyłącznie jako luźną rozmowę na temat podsunięty przez lady Rosier. Zresztą w swej życiowej naiwności wolała sobie wyobrażać, że Evandra i jej mąż tworzą dobrą i udaną parę, taką na jaką wyglądali.
Licytacja się skończyła, ale był to nie koniec wieczoru; Cressie rozejrzała się jednak za mężem, William stał niedaleko rozmawiając z jej bratem, ale widząc, że była pogrążona w babskich pogaduszkach, nie przeszkadzał jej, pozwalając nacieszyć się kontaktem z koleżankami.
- Tak, niczego mi nie brakuje, wieczór jest naprawdę miły – odpowiedziała na jej pytanie. Momentami nawet zapominała, że byli na tym strasznym, owianym złą sławą Nokturnie, bo Burke’owie zadbali o odpowiednią oprawę koncertu i należyte przygotowanie swojego lokalu. – To był naprawdę piękny występ – pochwaliła ją, chcąc by młoda artystka wiedziała, że zaprezentowane przez nią umiejętności znalazły uznanie. Sama wiedziała, jak ważne są pochwały, i jak bardzo potrafi zachwiać pewnością siebie choć jedno krytyczne słowo. Przynajmniej tak było w jej przypadku, dlatego sama starała się z reguły chwalić innych i unikała krzywdzących opinii.
Brakowało jej śmiałości i siły przebicia, by aktywnie uczestniczyć w licytacjach, zwłaszcza bez męża u boku, który mógłby ją ośmielać i zachęcać do przełamywania swoich barier. Bez niego była znowu zahukaną szarą myszką, która nie wstydziła się odezwać do siedzących obok dam, ale nie potrafiła zdobyć się na to, by zawalczyć o wylicytowanie jakiegoś przedmiotu. Syrenia pozytywka podobała jej się, mogłaby ją sprezentować swojej córce gdy trochę podrośnie, ale widziała, że zainteresowanie było bardzo duże i finalnie spoczęła ona w rękach Octavii, która jako krewna Evandry zapewne chciała mieć pamiątkę po niej.
Uwagę dziewczątka przykuły później obrazy. Pierwszy nie był do końca w jej stylu; Cressida preferowała malarstwo wiernie naśladujące rzeczywistość, wygląd tego obrazu był nieco zbyt nowoczesny i awangardowy jak na jej gust, aczkolwiek kiedy uczyła się we Francji, to uczono ją i o istnieniu tego typu nurtów. Sama najczęściej malowała pejzaże, w tym odnajdywała się najlepiej, choć zdarzało jej się malować i portrety, zwykle na zamówienie krewnych lub koleżanek.
Gdy odezwała się do niej Evandra, Cressie spojrzała na nią i podzieliła się z nią opinią na temat obrazów.
- Ten pierwszy przywodzi mi na myśl Francję, czy raczej opowieści o niej. Jest dosyć… awangardowy, sama nigdy nie malowałam w takim stylu, aczkolwiek wydaje mi się, że we Francji są one coraz popularniejsze – odezwała się; sama nie znała Francji z tej nocnej, kabaretowej strony, bo choć spędziła w tym kraju osiem lat, to była uczennicą przebywającą w szkole, w dodatku była lady, więc obowiązywało ją mnóstwo ograniczeń. Kiedy już jako dorosła czarownica odwiedzała Francję z mężem, to też trzymała się raczej eleganckich, renomowanych miejsc, unikając tych, w których nie wypadało się pojawiać kobiecie o jej pozycji w trosce o reputację. Zawsze trzymała się z daleka od tak zwanej bohemy artystycznej, czy od osób i miejsc o wątpliwej opinii. Patrzyła z uwagą, jak obraz był licytowany, ale sama ostatecznie nie dołączyła. Zapytana o autora obrazu opowiedziała tyle, ile wiedziała o nim ze szkoły; na zajęciach malarstwa w Beauxbatons wspominano o różnych malarzach, stąd posiadała jakąś wiedzę i mogła co nieco zdradzić swoim towarzyszkom.
Potem zaprezentowano drugi obraz, ten był bardziej w stylu Cressidy jako dzieło mniej abstrakcyjne, a bardziej realistyczne. Poza tym przedstawiona na nim scenka mogła być jej w pewnym sensie bliska, bo sama była matką i wieczorami często siedziała w ten sposób przy łóżeczkach dzieci, nucąc im do snu.
- Ten obraz podoba mi się o wiele bardziej – odezwała się. Lubiła stonowane, naturalne kolory, barwność poprzedniego dzieła wydawała się zbyt pstrokata i nienaturalna, choć z pewnością byli zwolennicy sztuki, która podkolorowywała rzeczywistość i nie była jej wiernym odzwierciedleniem. – Naprawdę ma swój urok. Te kolory dobrze podkreślają nastrojowość namalowanej sceny, a światło wydobywa z obrazu to, co jest na nim najważniejsze, nie rozpraszając nadmiarem ozdobników w tle.
Zamyśliła się nad pytaniem Evandry, ciekawa jak to było z tą Penelopą. Czytała niegdyś tę historię i zawsze ogromnie zachwycała ją wierność i oddanie czekającej żony. A jak byłoby z nią samą, gdyby to jej mąż zniknął na tyle lat? Była przekonana o tym, że czekałaby na Williama wiernie, nie chcąc innego ani nawet nie mogąc go mieć. Jako lady była przypisana do jednego mężczyzny, już nigdy w jej życiu nie będzie innego, nawet gdyby, nie daj Merlinie, owdowiała. W ich świecie wdowy nie wychodziły za mąż po raz drugi, były nieczyste, a więc nie stanowiły tak dobrej partii jak młode panny, poza tym dzieci wiązały je do rodu, w który zostały wżenione, a nigdy nie porzuciłaby swoich latorośli, nie mogłaby ich zostawić dla nikogo. W ich patriarchalnym świecie obowiązywały podwójne standardy i mężczyźni mieli o wiele większe możliwości, mogli poślubiać nowe żony, kobietom było dużo trudniej, surowiej też oceniano te spośród nich, które były samotne, zwłaszcza stare panny. Myśląc o tym spojrzała kątem oka na Octavię, która osiągnęła już wiek staropanieński i na pewno słyszała coraz więcej plotek na ten temat, więc jej życie na salonach nie miało być lekkie.
- Podoba mi się myśl, że czekała z miłości i przez lata pozostawała wierna ukochanemu – przemówiła w końcu. Choć może swoją drogą, jakaś niechęć do zmiany też się w tym kryła? Ona sama bardzo nie lubiła zmian. – Bo ja bym czekała na mojego Williama i troszczyłabym się o nasze dzieci, wierząc że znajdzie sposób, by do mnie wrócić – dodała, jednocześnie ciekawa, czy kobiety podzielą się swoimi odczuciami, choć nie miała śmiałości poprosić je o to wprost. Jakie zdanie na ten temat miała Evandra? Czy czekałaby na własnego małżonka z utęsknieniem, czy może odczułaby ulgę, gdyby została sama? Wiedziała jednak, że bez względu na to, jaka jest prawdziwa odpowiedź, nie usłyszy tej, która mogłaby zostać uznana za niepoprawną i gorszącą. Każda z nich przecież powinna była mówić, że wiernie czekałaby na męża, nawet jeśli prawda była zupełnie inna. Choć akurat Cressida powiedziała prawdę, ale była tym rzadkim przypadkiem żony, która pokochała swojego aranżowanego męża. A nawet gdyby tak nie było, to została wychowana przez swego pana ojca w sposób mocno patriarchalny, stawiający ją w pozycji podległej mężczyźnie. Niemniej jednak je wszystkie wiązały konwenanse i wiele opinii musiały zachowywać dla siebie, zwłaszcza na salonach, gdzie niewłaściwe słowo mogłoby łatwo dotrzeć do niepowołanych uszu. Dlatego nie oczekiwała, że Evandra odpowie coś innego niż ona i traktowała to wyłącznie jako luźną rozmowę na temat podsunięty przez lady Rosier. Zresztą w swej życiowej naiwności wolała sobie wyobrażać, że Evandra i jej mąż tworzą dobrą i udaną parę, taką na jaką wyglądali.
Licytacja się skończyła, ale był to nie koniec wieczoru; Cressie rozejrzała się jednak za mężem, William stał niedaleko rozmawiając z jej bratem, ale widząc, że była pogrążona w babskich pogaduszkach, nie przeszkadzał jej, pozwalając nacieszyć się kontaktem z koleżankami.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Leander spojrzał na scenę, gdy zaprezentowany został kolejny artefakt. Czy taka pozytywka nie przydałaby się Eurydice? Wszak to w jej żyłach płynęła krew syren. Ostatecznie jednak odpuścił licytację przedmiotu i skupił się na nabierającej tempa i mnogości znaczeń rozmowie prowadzonej przy stoliku. Skinął głową z lekkim uśmiechem na słowa Rigela o zmianach, a może o kłamstwach – on sam pławił się w nich co dnia, zakładając inną maskę na każdą okoliczność i kryjąc prawdziwą naturę pod stertą gładkich słów.
— Niestety, każdy wybór zawiera ziarno ryzyka — odparł swobodnie na filozoficzne pytanie lorda Rosieria o rozpoznanie odpowiednich osób, które mogłyby nadzorować zmiany, rząd i cały kraj. — Owszem. Moja młodsza siostra, Eurydice Nott — wtrącił jeszcze po słowach Tristana dotyczących debiutantki; w całym zamieszaniu być może nie dopełniono wszelkich formalności, jednak gospodarze nie dawali chwili na oddech.
Jakby na potwierdzenie tej myśli, na scenie już odsłonięto kolejny eksponat – i wtedy przyszedł czas na obrazy, którym Leander planował poświęcić najwięcej uwagi tego wieczora. Wysłuchał przedstawienia przedmiotu aukcji przez gospodarza, ale jeszcze chwilę przyglądał się dziełu sztuki z oddali, z pionową zmarszczką rysującą się na czole pomiędzy zmarszczonymi brwiami.
— Właściwie „Marcelle Lender tańcząca Bolero w Chilperic” — żachnął się odruchowo z racji zawodu i dopiero po tych słowach znów spojrzał na Tristana. — Co ciekawe, artysta urodzony w arystokratycznej rodzinie porzucił luksusy i tytuły, aby przenieść się do dzielnicy biedoty, gdzie później zmarł jako alkoholik na kiłę. Jeśli chodzi o obraz, dynamika współczesnej tancerki Marcelle Lender jest wyraźnie podkreślona przez nieruchome tło, a brak perspektywy sprawia, że cała scena wydaje się bliska i żywa. Zauważcie, że pomiędzy tymi wszystkimi żywymi kolorami zaskakująco najmocniej uwagę oglądającego przyciąga barwa biała na klatce piersiowej i twarzy oraz na ręce tańczącej. Toulouse-Lautrec specjalizował się w przedstawianiu bliskich jego sercu kobiet, choć wiele dzieł zostało ujawnione światu już po jego śmierci; nie pragnął rozgłosu ani skandalu — odpowiedział krótko, zauważywszy zainteresowanie Rosiera oraz Blacka tym obrazem i ich szczególnie dynamiczną walkę na aukcji. — Gratuluję wygranej. Postimpresjonizm wymaga odpowiedniego gustu aby mógł zostać należycie doceniony — skinął głową Tristanowi i ponownie zwrócił się w stronę sceny.
Leander nie wtrącił się już do dyskusji o smokach; najwyraźniej lord Black i lord Rosier mieli sobie coś do wytłumaczenia, w co chwilowo sam wolał się nie mieszać. Ale kiedy Rigel opowiedział o swoim przedsięwzięciu, Leander natychmiast przeniósł na niego spojrzenie i uniósł lekko brwi w wyrazie zaskoczenia.
— To inicjatywa godna pochwały, przecież mamy obowiązki względem tych, których dotyka niesprawiedliwość. Zwłaszcza dzieci — odparł z nieskrywanym uznaniem. — Jeśli tylko zauważę taki problem w okolicach Nottingham, z pewnością będę się z tobą kontaktował. — Uśmiech stał się odrobinę szerszy, kiedy spojrzał na trzymaną przez niego tabliczkę, dzięki której zapewnił sobie wygraną przy kolejnej aukcji; cóż, to nie był szczęśliwy wieczór dla Leandra jeśli chodzi o licytacje i przekazywanie pieniędzy na szczytny cel. Prawdopodobnie powinien wypisać jeszcze jeden czek i umieścić go w skrzynce. — Tobie również gratuluję wygranej, lordzie Black, zaiste wspaniałe dzieło i szczytny cel. Światłocień na płótnie Wrighta to jego specjalizacja; nadaje jego dziełom niesamowitą głębię i tajemniczość. A symbolika to coś, co potrafi nas odróżnić od świata zwierząt. — Miał oczywiście na myśli przesłanie kryjące się za tym dziełem.
Tego obrazu jednak naprawdę zazdrościł posiadaczowi. Mitologia ściśle wiązała się przecież ze sztuką, a tak się składało, że przeplatała się również przez ród Nott. Chwilę później Leander wstał wreszcie od stołu ze słowami:
— Dziękuję za tak interesującą rozmowę. Żałuję, ale powinienem już wracać do siostry, nad którą obiecałem sprawować pieczę tego wieczoru. Lordzie Rosier, lordzie Black — skinął głową obojgu mężczyznom, po czym odszedł do swojego stolika.
Mimo subtelnego uśmiechu sugerującego zrelaksowanie i wskazującego na dobrą zabawę, Leander miał bardzo mieszane uczucia. Pewnym było, że coś działo się na linii tych zwaśnionych przecież rodów i ta myśl zaprzątnęła jego umysł. Właśnie wtedy, kiedy mijał sąsiedni stolik, jego spojrzenie prześlizgnęło się po Melisandre Rosier. Nawet jeśli się zawahał na jedno krótkie i okropnie zdradliwe uderzenie serca, Leander nie dał tego po sobie poznać w żaden sposób. A może to była odpowiedź na dręczące go pytania.
Bez dalszego ociągania wrócił do Eurydice i swojego pierwotnego stolika, gdzie spędził resztę wieczoru na kulturalnej, aczkolwiek nieznaczącej rozmowie i gdy goście zaczęli się rozchodzić, zasugerował siostrze, że na nich również już czas.
— Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. Widziałem, że walczyłaś o amulet jak prawdziwa lwica — mruknął, zakładając jej płaszcz z uśmiechem czającym się gdzieś w kącikach ust. Następnie siostra złapała go pod ramię i wraz z całą świtą służących wyszli wprost na ciemną ulicę, żeby udać się w drogę powrotną do Ashfield Manor.
Mimo wszystko, wciąż nie potrafił pozbyć się ironicznej myśli, którą miał zabrać ze sobą aż do grobu – bo równie dobrze mógłby sam wykopać swoją mogiłę. A mianowicie tej, jak nieprzyzwoicie bawiły go te wszystkie wzniosłe słowa wypowiadane nad kieliszkami z kolorowymi drinkami i eleganckimi przekąskami; te ciężkie westchnienia nad losami poszkodowanych w wojnie wyrywające się z piersi przywdzianych w zdobne kreacje skrojone według najnowszej mody z najlepszej jakości tkanin; kilka galeonów rzuconych w zamian na artefakt, który dla nich był jedynie ozdobą, a który mógłby wykarmić niejedną rodzinę przez wiele tygodni. Nie był jednak hipokrytą. Mając do wyboru swoją wygodę i dobro rodzin o niższym statusie – cóż, nigdy nie zrezygnowałby z tego pierwszego.
zt
— Niestety, każdy wybór zawiera ziarno ryzyka — odparł swobodnie na filozoficzne pytanie lorda Rosieria o rozpoznanie odpowiednich osób, które mogłyby nadzorować zmiany, rząd i cały kraj. — Owszem. Moja młodsza siostra, Eurydice Nott — wtrącił jeszcze po słowach Tristana dotyczących debiutantki; w całym zamieszaniu być może nie dopełniono wszelkich formalności, jednak gospodarze nie dawali chwili na oddech.
Jakby na potwierdzenie tej myśli, na scenie już odsłonięto kolejny eksponat – i wtedy przyszedł czas na obrazy, którym Leander planował poświęcić najwięcej uwagi tego wieczora. Wysłuchał przedstawienia przedmiotu aukcji przez gospodarza, ale jeszcze chwilę przyglądał się dziełu sztuki z oddali, z pionową zmarszczką rysującą się na czole pomiędzy zmarszczonymi brwiami.
— Właściwie „Marcelle Lender tańcząca Bolero w Chilperic” — żachnął się odruchowo z racji zawodu i dopiero po tych słowach znów spojrzał na Tristana. — Co ciekawe, artysta urodzony w arystokratycznej rodzinie porzucił luksusy i tytuły, aby przenieść się do dzielnicy biedoty, gdzie później zmarł jako alkoholik na kiłę. Jeśli chodzi o obraz, dynamika współczesnej tancerki Marcelle Lender jest wyraźnie podkreślona przez nieruchome tło, a brak perspektywy sprawia, że cała scena wydaje się bliska i żywa. Zauważcie, że pomiędzy tymi wszystkimi żywymi kolorami zaskakująco najmocniej uwagę oglądającego przyciąga barwa biała na klatce piersiowej i twarzy oraz na ręce tańczącej. Toulouse-Lautrec specjalizował się w przedstawianiu bliskich jego sercu kobiet, choć wiele dzieł zostało ujawnione światu już po jego śmierci; nie pragnął rozgłosu ani skandalu — odpowiedział krótko, zauważywszy zainteresowanie Rosiera oraz Blacka tym obrazem i ich szczególnie dynamiczną walkę na aukcji. — Gratuluję wygranej. Postimpresjonizm wymaga odpowiedniego gustu aby mógł zostać należycie doceniony — skinął głową Tristanowi i ponownie zwrócił się w stronę sceny.
Leander nie wtrącił się już do dyskusji o smokach; najwyraźniej lord Black i lord Rosier mieli sobie coś do wytłumaczenia, w co chwilowo sam wolał się nie mieszać. Ale kiedy Rigel opowiedział o swoim przedsięwzięciu, Leander natychmiast przeniósł na niego spojrzenie i uniósł lekko brwi w wyrazie zaskoczenia.
— To inicjatywa godna pochwały, przecież mamy obowiązki względem tych, których dotyka niesprawiedliwość. Zwłaszcza dzieci — odparł z nieskrywanym uznaniem. — Jeśli tylko zauważę taki problem w okolicach Nottingham, z pewnością będę się z tobą kontaktował. — Uśmiech stał się odrobinę szerszy, kiedy spojrzał na trzymaną przez niego tabliczkę, dzięki której zapewnił sobie wygraną przy kolejnej aukcji; cóż, to nie był szczęśliwy wieczór dla Leandra jeśli chodzi o licytacje i przekazywanie pieniędzy na szczytny cel. Prawdopodobnie powinien wypisać jeszcze jeden czek i umieścić go w skrzynce. — Tobie również gratuluję wygranej, lordzie Black, zaiste wspaniałe dzieło i szczytny cel. Światłocień na płótnie Wrighta to jego specjalizacja; nadaje jego dziełom niesamowitą głębię i tajemniczość. A symbolika to coś, co potrafi nas odróżnić od świata zwierząt. — Miał oczywiście na myśli przesłanie kryjące się za tym dziełem.
Tego obrazu jednak naprawdę zazdrościł posiadaczowi. Mitologia ściśle wiązała się przecież ze sztuką, a tak się składało, że przeplatała się również przez ród Nott. Chwilę później Leander wstał wreszcie od stołu ze słowami:
— Dziękuję za tak interesującą rozmowę. Żałuję, ale powinienem już wracać do siostry, nad którą obiecałem sprawować pieczę tego wieczoru. Lordzie Rosier, lordzie Black — skinął głową obojgu mężczyznom, po czym odszedł do swojego stolika.
Mimo subtelnego uśmiechu sugerującego zrelaksowanie i wskazującego na dobrą zabawę, Leander miał bardzo mieszane uczucia. Pewnym było, że coś działo się na linii tych zwaśnionych przecież rodów i ta myśl zaprzątnęła jego umysł. Właśnie wtedy, kiedy mijał sąsiedni stolik, jego spojrzenie prześlizgnęło się po Melisandre Rosier. Nawet jeśli się zawahał na jedno krótkie i okropnie zdradliwe uderzenie serca, Leander nie dał tego po sobie poznać w żaden sposób. A może to była odpowiedź na dręczące go pytania.
Bez dalszego ociągania wrócił do Eurydice i swojego pierwotnego stolika, gdzie spędził resztę wieczoru na kulturalnej, aczkolwiek nieznaczącej rozmowie i gdy goście zaczęli się rozchodzić, zasugerował siostrze, że na nich również już czas.
— Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. Widziałem, że walczyłaś o amulet jak prawdziwa lwica — mruknął, zakładając jej płaszcz z uśmiechem czającym się gdzieś w kącikach ust. Następnie siostra złapała go pod ramię i wraz z całą świtą służących wyszli wprost na ciemną ulicę, żeby udać się w drogę powrotną do Ashfield Manor.
Mimo wszystko, wciąż nie potrafił pozbyć się ironicznej myśli, którą miał zabrać ze sobą aż do grobu – bo równie dobrze mógłby sam wykopać swoją mogiłę. A mianowicie tej, jak nieprzyzwoicie bawiły go te wszystkie wzniosłe słowa wypowiadane nad kieliszkami z kolorowymi drinkami i eleganckimi przekąskami; te ciężkie westchnienia nad losami poszkodowanych w wojnie wyrywające się z piersi przywdzianych w zdobne kreacje skrojone według najnowszej mody z najlepszej jakości tkanin; kilka galeonów rzuconych w zamian na artefakt, który dla nich był jedynie ozdobą, a który mógłby wykarmić niejedną rodzinę przez wiele tygodni. Nie był jednak hipokrytą. Mając do wyboru swoją wygodę i dobro rodzin o niższym statusie – cóż, nigdy nie zrezygnowałby z tego pierwszego.
zt
the fire can't touch me,
for i have burned one too many times & the sea can't harm me, for i've been drowning all my life. Oh but you could rip my heart open, darling,for i have never known love before.
Leander Nott
Zawód : mecenas sztuki, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
You might think that you can hurt me but the damage has been done.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie odpuścił licytacji, ostatecznie przebijając wywindowaną cenę; kiedy służba Burke'ów pojawiła się obok z obrazem, polecił im przetransportować obraz do Fantasmagorii, gdzie miał uświetnić jedną z bocznych sal; dość na uboczu, by nie gorszyć każdego i wystarczająco na widoku, by móc zadowolić awangardę. Edward z pewnością doceni jego kunszt - już docenił, dołączając do aukcji. Zostawił tu sporą sumę pieniędzy, ale ostatecznie o to przecież chodziło: o przekazanie pieniędzy na poczet tych, którzy potrzebowali ich teraz najbardziej, nawet jeśli nie do końca pojmował, dlaczego mówiono, że sieroty potrzebowały złota bardziej niż on - potrzeby miały wszakże stosownie mniejsze. W trakcie wsłuchiwał się w słowa Leandra, który przybliżył historię tak samego artysty, jak płótna. Podobne informacje zawsze pomagały na trafniejszą interpretację dzieła - towarzystwo lorda Notta okazało się nieocenione.
- Chilperic - powtórzył, zastanawiając się, czy słyszał wcześniej tę nazwę - w tym przybytku chyba jednak nie zawitał, czy mieścił się w Paryżu? Nie miał jednak czas o to dopytać, z zainteresowaniem przyglądał się malunkowi, poświęcając szczególną uwagę tym fragmentom, o których w danej chwili mówił. - Zdaje się, że jego odejście od tytułów uwidacznia grono postaci - zawrócił uwagę, damy robotnice, tancerka, postaci pozornie nie mające ze sobą wiele wspólnego znajdowały się na jednym płótnie. Dość ekstrawaganckie, choć ciekawe. Kolejną licytację otworzyła Evandra, lecz obraz ostatecznie wpadł w ręce Rigela, któremu skinął głową, gratulując, i w milczeniu wsłuchując się w jego dalsze słowa. Nie wiedział wiele o dalekowschodnich kulturach, choć został koneserem dalekowschodniej urody, toteż wysłuchał jego historii ze szczerym zainteresowaniem.
- Dość przeciwstawne temu, czemu kultywujemy tutaj. Exegi monumentum, na tym powstają fundamenty naszego dobytku, czyż nie? Całe życie dbamy o dziedzictwo pozostawione przez ojców i dziadków po to, by przekazać je naszym synom. Zniszczenie tego jest równie proste, co zniszczenie piaskowej mandali - Francis pokazał to dość dobitnie. - Lecz nie to jest naszym celem, bo krew nie jest ulotna. Życie, nawet jeśli krótkie, pozostawia po sobie kolejne. - A kolejne pokolenia dbają o to, co pozostawiły po sobie przeszłe. Sam chyba nie lubił poświęcać czasu na czyny, które donikąd nie prowadziły, czas był cenny. Przeciągnął palcem po brodzie, kiedy Rigel skupił uwagę na przyszłości, by w milczeniu wsłuchać się w jego myśl. Skinął głową, gdy inicjatywę jako pierwszy pochwalił Leander.
- Godne podziwu - przytaknął. - Młode umysły łatwo zatruć. Opieka nad nimi, zwłaszcza teraz, wydaje się szczególnie ważna. Problem sierot będzie się rozrastał tak długo, jak długo będą trwały działania wojenne. - Nie można było mieć co do tego najmniejszych wątpliwości, ginęli ludzie, również czarodzieje - nawet jeśli Tristan wypowiadał w tym momencie wyłącznie frazesy. Akt szlachetny, niewątpliwie, zwracający nieco uwagę na jego sylwetkę, w sposób inny niż dotąd, istotniejszy. Wychodzący z bierności. - Moja żona będzie miała na ten temat rozleglejszą wiedzę - podpowiedział, wraz z jego siostrami zajmowała się niekiedy opieką nad tymi, które pozbawione zostały rodziców. Pozostawił te kwestie kobietom, samem wykazując się umiarkowanym zainteresowaniem. - Spodobał jej się ostatni obraz - Wskazał dłonią na płótno, które przyniesiono już Rigelowi. Evandra usiłowała włączyć się w licytację. - Jestem skłonny ofiarować na sierociniec hojny datek w zamian za to dzieło. Trzysta galeonów?* - zaproponował, obraz zyskałby podwójny zarobek, jak szlachetnie. Zaproponowana przez niego kwota zwracała cenę zapłaconą przez Blacka i obejmowała nadto datek na działania.
- Nie? - zapytał na pytanie o to, czy musieli okłamywać samych siebie, nie powiedział jednak wiele więcej. - Lordzie Nott - pożegnał czarodzieja, kiedy wstał od stolika. Towarzystwa z wolna zaczynało się rozchodzić, on też nie zamierzał się tutaj zasiedzieć. Wciąż mieli jednak pewne niedokończone sprawy.
- Zastanawiałem się nad pana listem, lordzie Black - podjął, jeszcze na niego nie odpowiedział, ale skoro rozmawiali - mógł to uczynić osobiście. - Moja siostra jest cennym kwiatem. - Kątem oka wychwycił skierowane ku niej spojrzenie Leandra. - A pana brat wyjątkowym czarodziejem. Byłem pod wrażeniem tego, jak szybko mknął na szczyt, zwracając ku sobie spojrzenia najważniejszych. - W tym samego Czarnego Pana. Czy Rigel potrafił uczynić to samo? Nie wiedział, ale zdawało mu się, że prościej wyrazić swoich oczekiwań już nie mógł. Prosił o jej rękę, na to było zbyt wcześnie. - Proszę stanąć w szranki, więcej na ten moment nie obiecam - oznajmił, dopuszczając go jako konkurenta, ale jeszcze nie narzeczonego.
* mam na myśli 300 pm
- Chilperic - powtórzył, zastanawiając się, czy słyszał wcześniej tę nazwę - w tym przybytku chyba jednak nie zawitał, czy mieścił się w Paryżu? Nie miał jednak czas o to dopytać, z zainteresowaniem przyglądał się malunkowi, poświęcając szczególną uwagę tym fragmentom, o których w danej chwili mówił. - Zdaje się, że jego odejście od tytułów uwidacznia grono postaci - zawrócił uwagę, damy robotnice, tancerka, postaci pozornie nie mające ze sobą wiele wspólnego znajdowały się na jednym płótnie. Dość ekstrawaganckie, choć ciekawe. Kolejną licytację otworzyła Evandra, lecz obraz ostatecznie wpadł w ręce Rigela, któremu skinął głową, gratulując, i w milczeniu wsłuchując się w jego dalsze słowa. Nie wiedział wiele o dalekowschodnich kulturach, choć został koneserem dalekowschodniej urody, toteż wysłuchał jego historii ze szczerym zainteresowaniem.
- Dość przeciwstawne temu, czemu kultywujemy tutaj. Exegi monumentum, na tym powstają fundamenty naszego dobytku, czyż nie? Całe życie dbamy o dziedzictwo pozostawione przez ojców i dziadków po to, by przekazać je naszym synom. Zniszczenie tego jest równie proste, co zniszczenie piaskowej mandali - Francis pokazał to dość dobitnie. - Lecz nie to jest naszym celem, bo krew nie jest ulotna. Życie, nawet jeśli krótkie, pozostawia po sobie kolejne. - A kolejne pokolenia dbają o to, co pozostawiły po sobie przeszłe. Sam chyba nie lubił poświęcać czasu na czyny, które donikąd nie prowadziły, czas był cenny. Przeciągnął palcem po brodzie, kiedy Rigel skupił uwagę na przyszłości, by w milczeniu wsłuchać się w jego myśl. Skinął głową, gdy inicjatywę jako pierwszy pochwalił Leander.
- Godne podziwu - przytaknął. - Młode umysły łatwo zatruć. Opieka nad nimi, zwłaszcza teraz, wydaje się szczególnie ważna. Problem sierot będzie się rozrastał tak długo, jak długo będą trwały działania wojenne. - Nie można było mieć co do tego najmniejszych wątpliwości, ginęli ludzie, również czarodzieje - nawet jeśli Tristan wypowiadał w tym momencie wyłącznie frazesy. Akt szlachetny, niewątpliwie, zwracający nieco uwagę na jego sylwetkę, w sposób inny niż dotąd, istotniejszy. Wychodzący z bierności. - Moja żona będzie miała na ten temat rozleglejszą wiedzę - podpowiedział, wraz z jego siostrami zajmowała się niekiedy opieką nad tymi, które pozbawione zostały rodziców. Pozostawił te kwestie kobietom, samem wykazując się umiarkowanym zainteresowaniem. - Spodobał jej się ostatni obraz - Wskazał dłonią na płótno, które przyniesiono już Rigelowi. Evandra usiłowała włączyć się w licytację. - Jestem skłonny ofiarować na sierociniec hojny datek w zamian za to dzieło. Trzysta galeonów?* - zaproponował, obraz zyskałby podwójny zarobek, jak szlachetnie. Zaproponowana przez niego kwota zwracała cenę zapłaconą przez Blacka i obejmowała nadto datek na działania.
- Nie? - zapytał na pytanie o to, czy musieli okłamywać samych siebie, nie powiedział jednak wiele więcej. - Lordzie Nott - pożegnał czarodzieja, kiedy wstał od stolika. Towarzystwa z wolna zaczynało się rozchodzić, on też nie zamierzał się tutaj zasiedzieć. Wciąż mieli jednak pewne niedokończone sprawy.
- Zastanawiałem się nad pana listem, lordzie Black - podjął, jeszcze na niego nie odpowiedział, ale skoro rozmawiali - mógł to uczynić osobiście. - Moja siostra jest cennym kwiatem. - Kątem oka wychwycił skierowane ku niej spojrzenie Leandra. - A pana brat wyjątkowym czarodziejem. Byłem pod wrażeniem tego, jak szybko mknął na szczyt, zwracając ku sobie spojrzenia najważniejszych. - W tym samego Czarnego Pana. Czy Rigel potrafił uczynić to samo? Nie wiedział, ale zdawało mu się, że prościej wyrazić swoich oczekiwań już nie mógł. Prosił o jej rękę, na to było zbyt wcześnie. - Proszę stanąć w szranki, więcej na ten moment nie obiecam - oznajmił, dopuszczając go jako konkurenta, ale jeszcze nie narzeczonego.
* mam na myśli 300 pm
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Wbrew słowom, wypowiedzianym przez lady Primrose Burke, oba obrazy nie miały zawisnąć na ścianach dworu Chateau Rose w Dover, by dołączyć do drogocennej kolekcji Rosierów. Dzieło Josepha Wrighta, jakie wpadło w oko Fantine (nieświadomej, że takie samo miano nosił także gracz Zjednoczonych z Puddlemere, a zarazem brat dwójki poszukiwanych członków Zakonu Feniksa, bo może wówczas podejście miałaby nieco inne), miało stać się własnością lorda Rigela Blacka. Róża spojrzała na swoją starszą siostrę, Melisande, szeptem spytała co o tym myśli; w piwnych oczach młodszej córki Corentina i Cedriny widać było, że zależy jej na obrazie - zanim jednak siostry zdążyły się naradzić, licytacja dobiegła końca. Fantine chciała poderwać już rękę i przebić ofertę lorda Blacka, lecz nie zdążyła. Jej tabliczka pozostała więc na podołku, na twarzy zaś pojawił się wyraz głębokiego rozczarowania. Tylko jeden obraz miał stać się ich własnością, to jednak wcale Fantine nie pocieszało. Miała kaprys, aby mieć i drugi - a nie znosiła chwil, kiedy nie mogła dostać czegoś, czego pragnęła. Pozostało jej jedynie zrobić dobrą minę do złej gry, gorycz porażki stłumić słodyczą pitego przez siebie trunku. Wzruszyła lekko ramionami, uchwyciwszy spojrzenie Melisande, po czym rozejrzała się wokół, dostrzegając jak Tristan dyskutuje z Rigelem - i zastanawiała się o czym. Obrazie? Wątpliwe. Po śmierci lorda Alpharda sojusz pomiędzy ich rodzinami stanął pod znakiem zapytania. Fantine nie znała planów nestora, nie była pewna, czy chodziło wyłącznie o Alpharda, czy może widział potencjał w innych jego krewniakach.
Nie mniej zastanawiało ją zainteresowanie jakim obdarzał Mathieu lady Carrow, która od samego początku trwała tuż obok niego. Zdecydował się nawet ją po dżentelmeńsku odprowadzić. Fantine zaś odprowadziła ich spojrzeniem, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy będzie mogła złapać kuzyna w Chateau Rose i wypytać go o ten wieczór. Lady Carrow była nawet nieco podobna do kobiety, którą darzył uczuciem, a znów zniknęła z jego życia.
- Dziękuję za uroczy wieczór, lordzie Shafiq - wyrzekła miękko, gdy koncert dobiegał już końca i nadeszła chwila, aby opuścić sklep Borgin&Burke's.
Pożegnała się uprzejmie z każdym gościem, gospodarzom podziękowała za zaproszenie i wspaniałą inicjatywę, która ich tu sprowadziła - a później, pod osłoną nocy i opieką starszego brata opuściła ulicę Śmierttelnego Nokturnu, by bezpiecznie powrócić do Chateau Rose.
| Fantine zt
Nie mniej zastanawiało ją zainteresowanie jakim obdarzał Mathieu lady Carrow, która od samego początku trwała tuż obok niego. Zdecydował się nawet ją po dżentelmeńsku odprowadzić. Fantine zaś odprowadziła ich spojrzeniem, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy będzie mogła złapać kuzyna w Chateau Rose i wypytać go o ten wieczór. Lady Carrow była nawet nieco podobna do kobiety, którą darzył uczuciem, a znów zniknęła z jego życia.
- Dziękuję za uroczy wieczór, lordzie Shafiq - wyrzekła miękko, gdy koncert dobiegał już końca i nadeszła chwila, aby opuścić sklep Borgin&Burke's.
Pożegnała się uprzejmie z każdym gościem, gospodarzom podziękowała za zaproszenie i wspaniałą inicjatywę, która ich tu sprowadziła - a później, pod osłoną nocy i opieką starszego brata opuściła ulicę Śmierttelnego Nokturnu, by bezpiecznie powrócić do Chateau Rose.
| Fantine zt
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W ciszy obserwował napięcie narastające w trakcie aukcji charytatywnej. Wpierw artefakty, które w jego wyobraźni brzmiały na pochodzące z rodzinnych stron. Nigdy jednak nie miał w sobie wystarczająco wiele zainteresowania, aby zgłębiać kolejną z gałęzi szerokiego dziedzictwa Shafiqów. Swoje zainteresowanie w całości poświęcał ludzkiemu ciału i nawet przez chwilę liczył, że na aukcji pojawi się egzemplarz czaszki, którą mógłby uczynić istotnym eksponatem w swoim nowym gabinecie na Wyspie. Brak takiej okazji nie traktował jako zawodu. Niezmiennie pozostawał pod wrażeniem wysiłku włożonego przez Burke'ów w przygotowanie koncertu oraz sprawne wybrnięcie z incydentu w postaci nieproszonego gościa.
Licytacji obrazów przyglądał się za to z nieukrywanym zainteresowaniem, choć i ta dziedzina sztuki pozostawała Zachary'emu całkowicie obca. Jako miłośnik literatury oraz muzyki, znacznie łatwiej było mu odnaleźć się w pierwszej części wieczoru, tym niemniej nie potrafił ukryć, z resztą podobnie jak pozostali, że rywalizacja o malarski kunszt nabrała znacznie ciekawszego tempa. Nie spodziewał się, że aż tak wielkie grono lubowało się otaczać sztuką, choć po chwili zastanowienia nie było to niczym dziwnym. Wychowanie w tak wysokim standardzie, z równie wielkimi oczekiwaniami nałożonymi od dnia narodzin musiało mieć swoje ujście także i w tym kierunku. Mimo to Zachary cenił sobie surowość ścian posiadłości na Wyspie; skąpe dekoracji w niektórych pomieszczeniach ułatwiały skupienie się na właściwym celu, lecz z drugiej strony nie przypominały tego, co widywał w typowo angielskich rezydencjach. A może wszystko to tkwiło jedynie w jego wyobrażeniu, kiedy, zapewne jak pozostali, czynił przymiarki licytowanych obrazów, szukając dla nich odpowiedniego miejsca, nie mogąc odnaleźć choćby kilku dogodnych pozycji w salonie czy którymś z labiryntu korytarzy. W pewnej chwili dłoń dzierżąca tabliczkę drgnęła, jednak nie zdecydował się na podbicie stawki i ostatecznie oddał ciszy, wzrokiem wodząc do tych, którym się to udało.
Kiedy ostatni z obrazów znalazł swoje właściciela, jasnym stało się, że wieczór dobiegał końca. Słowa organizatorów wydarzenia mówiły z resztą same za siebie. Koncert oraz aukcja, udane, w oczach Zachary'ego (pomimo przypadkowego gościa), zamierzał wspominać jeszcze w kolejnych dniach. Nie wątpił ani przez moment, iż okazja ta pozostanie na ustach salonów, a zaproszeni goście będą wywoływani, aby zdradzić jak najwięcej szczegółów. Tym samym lepiej dla niego było unikać większego towarzystwa, co nie było takie trudne. Wystarczyło zaszyć się w gabinecie w Świętym Mungu i oddać pracy, do której myślami uciekł w chwili, w której pozostali przy stoliku zaczęli wstawać. Milczącym, uprzejmym skinieniem głowy odpowiedział na ostatnie ze słów ze strony lady Rosier, po czym odczekał jeszcze kilka minut, chłonąc milknący rozgardiasz, po którym sam wstał z zajmowanego miejsca, odebrał okrycie i wkroczył w bezpieczne dla niego ciemności Nokturnu.
z/t
Licytacji obrazów przyglądał się za to z nieukrywanym zainteresowaniem, choć i ta dziedzina sztuki pozostawała Zachary'emu całkowicie obca. Jako miłośnik literatury oraz muzyki, znacznie łatwiej było mu odnaleźć się w pierwszej części wieczoru, tym niemniej nie potrafił ukryć, z resztą podobnie jak pozostali, że rywalizacja o malarski kunszt nabrała znacznie ciekawszego tempa. Nie spodziewał się, że aż tak wielkie grono lubowało się otaczać sztuką, choć po chwili zastanowienia nie było to niczym dziwnym. Wychowanie w tak wysokim standardzie, z równie wielkimi oczekiwaniami nałożonymi od dnia narodzin musiało mieć swoje ujście także i w tym kierunku. Mimo to Zachary cenił sobie surowość ścian posiadłości na Wyspie; skąpe dekoracji w niektórych pomieszczeniach ułatwiały skupienie się na właściwym celu, lecz z drugiej strony nie przypominały tego, co widywał w typowo angielskich rezydencjach. A może wszystko to tkwiło jedynie w jego wyobrażeniu, kiedy, zapewne jak pozostali, czynił przymiarki licytowanych obrazów, szukając dla nich odpowiedniego miejsca, nie mogąc odnaleźć choćby kilku dogodnych pozycji w salonie czy którymś z labiryntu korytarzy. W pewnej chwili dłoń dzierżąca tabliczkę drgnęła, jednak nie zdecydował się na podbicie stawki i ostatecznie oddał ciszy, wzrokiem wodząc do tych, którym się to udało.
Kiedy ostatni z obrazów znalazł swoje właściciela, jasnym stało się, że wieczór dobiegał końca. Słowa organizatorów wydarzenia mówiły z resztą same za siebie. Koncert oraz aukcja, udane, w oczach Zachary'ego (pomimo przypadkowego gościa), zamierzał wspominać jeszcze w kolejnych dniach. Nie wątpił ani przez moment, iż okazja ta pozostanie na ustach salonów, a zaproszeni goście będą wywoływani, aby zdradzić jak najwięcej szczegółów. Tym samym lepiej dla niego było unikać większego towarzystwa, co nie było takie trudne. Wystarczyło zaszyć się w gabinecie w Świętym Mungu i oddać pracy, do której myślami uciekł w chwili, w której pozostali przy stoliku zaczęli wstawać. Milczącym, uprzejmym skinieniem głowy odpowiedział na ostatnie ze słów ze strony lady Rosier, po czym odczekał jeszcze kilka minut, chłonąc milknący rozgardiasz, po którym sam wstał z zajmowanego miejsca, odebrał okrycie i wkroczył w bezpieczne dla niego ciemności Nokturnu.
z/t
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zamyśliła się na słowa Octavii, nie spodziewając się z jej strony tak gładkiej odpowiedzi. Kuzynka do tej pory nie wykazywała wielkich skłonności względem romantyzmu, będąc w ich przyjaźni tą rozsądniejszą, czy jej słowa były podyktowane chęcią przypodobania się gustom rozmówczyń?
Spojrzała na wtórującą jej Cressidę, sama zastanawiając się nad tym wrażeniem. Czy czekałaby na Tristana, gdyby wyjechał na tak długi czas? Nie było to miejsce ani odpowiednie towarzystwo na podobnie teoretyczne rozważania, w które mogłaby się zapuścić bez obawy o czyjeś zgorszenie bądź zbędne plotki. Prawda była taka, że Evandra stając w podobnej sytuacji nie miałaby żadnego wyboru. Przyjęte obowiązki, nazwisko oraz syn wskazywały jej konkretny kierunek, z którego nie mogła nigdy zboczyć. Poza tym, czy był ktoś, kto mógłby go zastąpić? Półwila zerknęła w kierunku pleców męża. Choć ich początki wyglądały dość specyficznie, a dziś mogłaby mu wiele zarzucić, to jednak był jej zbyt bliski, by ot tak przekreślać wspólne lata. Wprowadziła łagodny uśmiech na twarz, zgadzając się z rudowłosą czarownicą.
- To prawda, Cressido. Dobry mąż to prawdziwy skarb i nigdy nie wolno tracić nadziei. - Podtrzymała obrazek, jaki lady Fawley stworzyła w swoich oczach, tak jak miał postrzegać ich cały świat - silnych, zjednoczonych, idealnych. Evandra też pragnęła w to wierzyć, lecz ostatnie otrzymane od lady Burke informacje podburzały jej pewność siebie. Z niepokojem obserwowała jak usypujący się spod nóg grunt niknie w przepaści, jaka nie miała się już więcej pogłębiać. Musiała coś z tym zrobić, poszukać wyjaśnień, umocnić swoją wciąż wątłą pozycję.
Pożegnała Primrose uśmiechem, na krótką tylko chwilę łapiąc jeszcze jej spojrzenie, chciała poinformować ją o swoich planach, lecz to mogło zaczekać.
- Eurydice, wspominałam ci, że ponownie będę wspierać twoją ciotkę w przygotowaniach do sabatu? - zagadnęła młodszą kuzynkę, kiedy ostatni licytowany dziś przedmiot znalazł się w posiadaniu Rigela. Choć naprawdę chciała, by ten obraz zajął zaszczytne miejsce w Château Rose, to nie pozwoliła sobie na dąsy po przegranej. - Jak dziś pamiętam swój pierwszy bal, tą ekscytację, radość, dbanie o najdrobniejszy szczegół, dumę z przyczynienia się do wyprawienia tak wspaniałego wydarzenia. Do ostatniego dnia grudnia nie zostało zbyt wiele czasu, przydałaby mi się pomoc. Myślisz, że znalazłabyś dla mnie czas w poniedziałek, by udać się do Hampton Court? - Dla młodziutkiej lady Nott miał to być pierwszy sabat, Evandra już dawno temu zadeklarowała chęć przygotowania kuzynki do tego wielkiego dnia. Jeśli Eurydice chciała wypaść jak najlepiej, powinna zadbać nie tylko o ładną suknię i kolorowe wstążki, ale i o przychylność tej, której niesione szeptem opinie szczególnie się wtedy liczyły.
- Cressido, może i nam uda się spotkać przed samym sabatem? Dzisiejszy wieczór rozpalił we mnie chęć lepszego poznania malarskiego świata - zwróciła się do lady Fawley, mając w pamięci, że ich ostatnie spotkanie w perfumiarni było relaksujące, nawet jeśli okazało się, że nie w każdym z tematów się ze sobą zgadzają.
Po zakończeniu aukcji i wymianie uprzejmości oraz plotek z dawno niewidzianymi przyjaciółkami, Evandra wróciła do stolika, przy którym siedzieli wciąż Tristan wraz z Rigelem, ciesząc się w głębi duszy, że Leander już wyszedł.
- Wspaniały wieczór, prawda? - odezwała się z uśmiechem do lordów, kładąc dłoń na ramieniu męża. - Organizacja na bardzo dobrym poziomie. Przyznaję, że panujący tu zaduch ma swój niepowtarzalny urok. - Zacisnęła lekko palce, tym samym dając Tristanowi znak, że to idealny moment na opuszczenie towarzystwa.
Spojrzała na wtórującą jej Cressidę, sama zastanawiając się nad tym wrażeniem. Czy czekałaby na Tristana, gdyby wyjechał na tak długi czas? Nie było to miejsce ani odpowiednie towarzystwo na podobnie teoretyczne rozważania, w które mogłaby się zapuścić bez obawy o czyjeś zgorszenie bądź zbędne plotki. Prawda była taka, że Evandra stając w podobnej sytuacji nie miałaby żadnego wyboru. Przyjęte obowiązki, nazwisko oraz syn wskazywały jej konkretny kierunek, z którego nie mogła nigdy zboczyć. Poza tym, czy był ktoś, kto mógłby go zastąpić? Półwila zerknęła w kierunku pleców męża. Choć ich początki wyglądały dość specyficznie, a dziś mogłaby mu wiele zarzucić, to jednak był jej zbyt bliski, by ot tak przekreślać wspólne lata. Wprowadziła łagodny uśmiech na twarz, zgadzając się z rudowłosą czarownicą.
- To prawda, Cressido. Dobry mąż to prawdziwy skarb i nigdy nie wolno tracić nadziei. - Podtrzymała obrazek, jaki lady Fawley stworzyła w swoich oczach, tak jak miał postrzegać ich cały świat - silnych, zjednoczonych, idealnych. Evandra też pragnęła w to wierzyć, lecz ostatnie otrzymane od lady Burke informacje podburzały jej pewność siebie. Z niepokojem obserwowała jak usypujący się spod nóg grunt niknie w przepaści, jaka nie miała się już więcej pogłębiać. Musiała coś z tym zrobić, poszukać wyjaśnień, umocnić swoją wciąż wątłą pozycję.
Pożegnała Primrose uśmiechem, na krótką tylko chwilę łapiąc jeszcze jej spojrzenie, chciała poinformować ją o swoich planach, lecz to mogło zaczekać.
- Eurydice, wspominałam ci, że ponownie będę wspierać twoją ciotkę w przygotowaniach do sabatu? - zagadnęła młodszą kuzynkę, kiedy ostatni licytowany dziś przedmiot znalazł się w posiadaniu Rigela. Choć naprawdę chciała, by ten obraz zajął zaszczytne miejsce w Château Rose, to nie pozwoliła sobie na dąsy po przegranej. - Jak dziś pamiętam swój pierwszy bal, tą ekscytację, radość, dbanie o najdrobniejszy szczegół, dumę z przyczynienia się do wyprawienia tak wspaniałego wydarzenia. Do ostatniego dnia grudnia nie zostało zbyt wiele czasu, przydałaby mi się pomoc. Myślisz, że znalazłabyś dla mnie czas w poniedziałek, by udać się do Hampton Court? - Dla młodziutkiej lady Nott miał to być pierwszy sabat, Evandra już dawno temu zadeklarowała chęć przygotowania kuzynki do tego wielkiego dnia. Jeśli Eurydice chciała wypaść jak najlepiej, powinna zadbać nie tylko o ładną suknię i kolorowe wstążki, ale i o przychylność tej, której niesione szeptem opinie szczególnie się wtedy liczyły.
- Cressido, może i nam uda się spotkać przed samym sabatem? Dzisiejszy wieczór rozpalił we mnie chęć lepszego poznania malarskiego świata - zwróciła się do lady Fawley, mając w pamięci, że ich ostatnie spotkanie w perfumiarni było relaksujące, nawet jeśli okazało się, że nie w każdym z tematów się ze sobą zgadzają.
Po zakończeniu aukcji i wymianie uprzejmości oraz plotek z dawno niewidzianymi przyjaciółkami, Evandra wróciła do stolika, przy którym siedzieli wciąż Tristan wraz z Rigelem, ciesząc się w głębi duszy, że Leander już wyszedł.
- Wspaniały wieczór, prawda? - odezwała się z uśmiechem do lordów, kładąc dłoń na ramieniu męża. - Organizacja na bardzo dobrym poziomie. Przyznaję, że panujący tu zaduch ma swój niepowtarzalny urok. - Zacisnęła lekko palce, tym samym dając Tristanowi znak, że to idealny moment na opuszczenie towarzystwa.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wzrok młodego lorda Blacka skupił się na kolorowych ludziach tańczących na płótnie. Co takiego musiało się wydarzyć w życiu szlachetnie urodzonego malarza, że zrezygnował z życia w dostatku, wygody, tytułów, porzucił swoje przeznaczenie, rolę, jaką miał pełnić w historii i zamieszkał wśród społecznych nizin, a nawet skończył podobnie jak oni - chory i zapity.
Słowa Tristana o tradycji i przekazywaniu jej dalej - główny cel i misja zgromadzonych tu członków wielkich rodzin, zmusiły Rigela do spojrzenia na historię artysty, który opuścił swoją rodzinę na rzecz biedoty, w inny sposób. Owszem, nie przekazał dalej historii swojej rodziny, za to przekazał co innego - własną historię, momenty z życia uwiecznione na płótnie, za które możni byli gotowi zapłacić niebotyczne pieniądze. Było w tym coś niesamowicie paradoksalnego.
-Lordzie Nott, dziękuje za chęć pomocy, będę czekać na wieści. - po czym dodał. - Ale oby ludzie na Państwa ziemiach ucierpieli jak najmniej. Sierociniec na pewno będzie lepszy niż ulica, ale nic nie zastąpi porządnej i kochającej rodziny.
Z zadowoleniem przyjął wylicytowany obraz. Rzeczywiście w jego kolorach i grze świateł było coś hipnotyzującego.
-Dziękuję. Z wielką chęcią posłuchałbym też kiedyś o życiu tego malarza. - uśmiechnął się lekko do Leandra. - Zgadzam się. Ciekawe jest też to, jak różnie odbierane są symbole w zależności od kultur. Zauważyłem również, że nawet jeśli osoby zostały wychowane w podobnym środowisku, będą również na swój sposób odbierać taki sam symbol. To niesamowicie interesujące. - znów spojrzał na wylicytowany obraz, planując już, gdzie go powiesi. W tej samej chwili padła propozycja ze strony Tristana. To było… problematyczne. Black nie wiedział, czy rzeczywiście mąż Evandry podaruje jej obraz, czy zostawi go gdzieś w kącie, aby się kurzył. Prawdopodobnie po prostu chciał mieć kolejną zdobycz. Z drugiej strony… może poprawę stosunków obu rodzin należy zacząć od innej strony. Ożenek ożenkiem, ale dołożenie się do wspólnego dzieła, które ma służyć wielu cierpiącym ludziom - dzieciom, będącym przyszłością ich kraju, wydawało się trwalsze niż przysięgi małżeńskie. Zresztą i jedno i drugie było swego rodzaju umową polityczno-handlową.
-To bardzo szlachetne z pana strony, lordzie Rosier. - pokiwał głową z uznaniem. - Myślę, że to bardzo uczciwy układ.
Przyzwyczaił się już do tego, że życie każdej osoby z ich środowiska było przepełnione kłamstwami. Całe ich życie to tylko gra pozorów, ubieranie kolejnych masek… aż maski te stawały się ich prawdziwymi twarzami. Taka już ich powinność - udawać. Bez końca udawać.
-Dobrego wieczoru, lordzie Nott. - pożegnał się z czarodziejem, odprowadzając go wzrokiem. Teraz zostali sami. Tylko on i Tristan. Nie miał jednak zamiaru pokazać, że teraz poczucie dyskomfortu sięgnęło zenitu.
-Oczywiście, lordzie Rosier. - zgodził się.
Alphard postawił poprzeczkę wysoko - z tego Rigel zdawał sobie doskonale sprawę i był pewien, że raczej nie byłby w stanie osiągnąć tego, co jego brat. Tym bardziej że w obecnej sytuacji dochodziłoby do wymiany jego życia - a właśnie z tym wiązałoby się zaangażowanie w wojnę w pełnym wymiarze - w zamian za narzeczoną. Czy byłby gotów pomóc sprawie, kosztem własnego zdrowia?
-Dziękuję za tą możliwość.
Na szczęście chwile później podeszła Evandra i sytuacja stał się mniej niezręczna.
-Tak, wydarzenie było cudowne. Obyśmy częściej mieli okazję spędzić czas w podobny sposób. I w tak nietypowym miejscu. - przesunął obraz w jej stronę. - Obraz jest teraz twój, Evandro. Niech ci służy jak najlepiej. I napisz mi, proszę, później, jaką pieśń zaśpiewała ci Penelopa.
Uśmiechnął się do niej ciepło. Tak, jego przyjaciółce magiczne płótno przyda się o wiele bardziej niż jemu. W końcu Black mógł poradzić sobie z bezsennością na różne sposoby - czy to przy pomocy eliksirów, kadzideł… czy też, klasycznie - alkoholu.
-To był bardzo wyjątkowy czas. - podniósł się ze swojego miejsca. - Bardzo dziękuję za rozmowę. Dobrego wieczoru.
Po czym udał się do swojej rodziny.
/zt
Słowa Tristana o tradycji i przekazywaniu jej dalej - główny cel i misja zgromadzonych tu członków wielkich rodzin, zmusiły Rigela do spojrzenia na historię artysty, który opuścił swoją rodzinę na rzecz biedoty, w inny sposób. Owszem, nie przekazał dalej historii swojej rodziny, za to przekazał co innego - własną historię, momenty z życia uwiecznione na płótnie, za które możni byli gotowi zapłacić niebotyczne pieniądze. Było w tym coś niesamowicie paradoksalnego.
-Lordzie Nott, dziękuje za chęć pomocy, będę czekać na wieści. - po czym dodał. - Ale oby ludzie na Państwa ziemiach ucierpieli jak najmniej. Sierociniec na pewno będzie lepszy niż ulica, ale nic nie zastąpi porządnej i kochającej rodziny.
Z zadowoleniem przyjął wylicytowany obraz. Rzeczywiście w jego kolorach i grze świateł było coś hipnotyzującego.
-Dziękuję. Z wielką chęcią posłuchałbym też kiedyś o życiu tego malarza. - uśmiechnął się lekko do Leandra. - Zgadzam się. Ciekawe jest też to, jak różnie odbierane są symbole w zależności od kultur. Zauważyłem również, że nawet jeśli osoby zostały wychowane w podobnym środowisku, będą również na swój sposób odbierać taki sam symbol. To niesamowicie interesujące. - znów spojrzał na wylicytowany obraz, planując już, gdzie go powiesi. W tej samej chwili padła propozycja ze strony Tristana. To było… problematyczne. Black nie wiedział, czy rzeczywiście mąż Evandry podaruje jej obraz, czy zostawi go gdzieś w kącie, aby się kurzył. Prawdopodobnie po prostu chciał mieć kolejną zdobycz. Z drugiej strony… może poprawę stosunków obu rodzin należy zacząć od innej strony. Ożenek ożenkiem, ale dołożenie się do wspólnego dzieła, które ma służyć wielu cierpiącym ludziom - dzieciom, będącym przyszłością ich kraju, wydawało się trwalsze niż przysięgi małżeńskie. Zresztą i jedno i drugie było swego rodzaju umową polityczno-handlową.
-To bardzo szlachetne z pana strony, lordzie Rosier. - pokiwał głową z uznaniem. - Myślę, że to bardzo uczciwy układ.
Przyzwyczaił się już do tego, że życie każdej osoby z ich środowiska było przepełnione kłamstwami. Całe ich życie to tylko gra pozorów, ubieranie kolejnych masek… aż maski te stawały się ich prawdziwymi twarzami. Taka już ich powinność - udawać. Bez końca udawać.
-Dobrego wieczoru, lordzie Nott. - pożegnał się z czarodziejem, odprowadzając go wzrokiem. Teraz zostali sami. Tylko on i Tristan. Nie miał jednak zamiaru pokazać, że teraz poczucie dyskomfortu sięgnęło zenitu.
-Oczywiście, lordzie Rosier. - zgodził się.
Alphard postawił poprzeczkę wysoko - z tego Rigel zdawał sobie doskonale sprawę i był pewien, że raczej nie byłby w stanie osiągnąć tego, co jego brat. Tym bardziej że w obecnej sytuacji dochodziłoby do wymiany jego życia - a właśnie z tym wiązałoby się zaangażowanie w wojnę w pełnym wymiarze - w zamian za narzeczoną. Czy byłby gotów pomóc sprawie, kosztem własnego zdrowia?
-Dziękuję za tą możliwość.
Na szczęście chwile później podeszła Evandra i sytuacja stał się mniej niezręczna.
-Tak, wydarzenie było cudowne. Obyśmy częściej mieli okazję spędzić czas w podobny sposób. I w tak nietypowym miejscu. - przesunął obraz w jej stronę. - Obraz jest teraz twój, Evandro. Niech ci służy jak najlepiej. I napisz mi, proszę, później, jaką pieśń zaśpiewała ci Penelopa.
Uśmiechnął się do niej ciepło. Tak, jego przyjaciółce magiczne płótno przyda się o wiele bardziej niż jemu. W końcu Black mógł poradzić sobie z bezsennością na różne sposoby - czy to przy pomocy eliksirów, kadzideł… czy też, klasycznie - alkoholu.
-To był bardzo wyjątkowy czas. - podniósł się ze swojego miejsca. - Bardzo dziękuję za rozmowę. Dobrego wieczoru.
Po czym udał się do swojej rodziny.
/zt
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Skinął głową, kiedy Rigel przyjął jego propozycję; kątem oka wychwycił przyniesioną ramę obrazu, błądząc źrenicą po samym malunku. Niewątpliwie płótno wyrażało pewien kunszt i było cenne, ale nie przejął obrazu dla siebie a tym bardziej nie dla dzieci, które miały znaleźć schronienie w sierocińcu Blacków. Zdawał sobie sprawę z tego, że bezdomność i osierocenie będzie teraz większym problemem, ale nie postrzegał tego w kategoriach problemów, które były jego problemami. Wydawało się to dość wdzięcznym tematem filantropijnej działalności. Przyglądał się jego twarzy jeszcze chwilę, po prawdzie ciekaw odpowiedzi na jego słowa, ale Black go nie zaskoczył. Nie zdążył odpowiedzieć na podziękowanie, gdy usłyszał głos Evandry i poczuł na ramieniu dotyk jej dłoni. Ucichł, z roztargnieniem przenosząc wzrok ku jej twarzy, nie wstając z krzesła, kącik ust uniósł się nieznacznie w górę.
- Zaiste - przytaknął i on. - Oryginalnie i zaskakująco, a dzięki temu niezwykle przyjemnie - dodał, wyciągając sakiewkę, którą wręczył Rigelowi, jeszcze nim ten odszedł, w umówionej kwocie. - Proszę nie zapomnieć pieniędzy - zatrzymał go, w odpowiedzi na jego słowa. - Również dziękuję za tę inspirującą rozmowę, lordzie Black - O obowiązkach i ich braku, o podejściu do tradycji, o zaręczynach jego siostry, pośród wymienianych myśli niewiele padło konkretów, choć sporo informacji. Rigel wydawał się mieć przed sobą jeszcze długą drogę, a Alpharda zaczynało brakować na więcej niż jednym polu. Zamyślił się ułamek sekundy zbyt długo, nim w końcu powstał, w reakcji na niewerbalny sygnał poczyniony przez żonę. - Gdzie mają go zabrać? - zwrócił się Evandry, skinąwszy niedbale na ludzi, którzy go przynieśli, w przekazaniu prezentu, bardziej niż niegrzecznie, wyręczył go Rigel - czy celowo? Przemknął wzrokiem po jej profilu, niemo potwierdzając jego słowa. Zostali przy stoliku sami, mógł przyjrzeć się jej bardziej badawczo, śmierć Francisa wciąż rzucała na nią zbyt długi cień - ale siła, z jaką poradziła sobie dziś pośród towarzystwa, imponowała.
- W porządku? - zapytał półgłosem, wiedząc, że teraz jego słowa nie mogły dobiec obcych uszu. - Chodźmy - przytaknął na jej sygnał, otaczając ją subtelnie ramieniem, by złożyć dłoń na jej plecach, lecz, zamiast do wyjścia, wraz z nią skierował się do Edgara. - Dziękujemy za wspaniały wieczór - zwrócił się do niego, gdy znaleźli się obok, z gospodarzem należało pożegnać się przed wyjściem, a przez wzgląd na relacje rodowe, jak i rycerską pozycję samego Edgara, zamierzał oddać należny mu szacunek. - Debiut sceniczny lady Primrose niezwykle udany, winszuję talentu. Interesująca aukcja z pewnością pozwoliła osiągnąć zaplanowany cel. - Nic nie wskazywało na to, by goście mieli szczędzić galeonów. Skinął na pożegnanie głową, nim się oddalili, kątem oka wyłapał spojrzenia sióstr, nagląc je do wyjścia, by wkrótce wspólnie opuścili palarnię, a potem i Londyn. Wyglądało na to, że Mathieu miał inne plany na resztę wieczoru.
przekazuję Rigelowi 300 pm, zt dla Evandry, Tristana i Melisande
- Zaiste - przytaknął i on. - Oryginalnie i zaskakująco, a dzięki temu niezwykle przyjemnie - dodał, wyciągając sakiewkę, którą wręczył Rigelowi, jeszcze nim ten odszedł, w umówionej kwocie. - Proszę nie zapomnieć pieniędzy - zatrzymał go, w odpowiedzi na jego słowa. - Również dziękuję za tę inspirującą rozmowę, lordzie Black - O obowiązkach i ich braku, o podejściu do tradycji, o zaręczynach jego siostry, pośród wymienianych myśli niewiele padło konkretów, choć sporo informacji. Rigel wydawał się mieć przed sobą jeszcze długą drogę, a Alpharda zaczynało brakować na więcej niż jednym polu. Zamyślił się ułamek sekundy zbyt długo, nim w końcu powstał, w reakcji na niewerbalny sygnał poczyniony przez żonę. - Gdzie mają go zabrać? - zwrócił się Evandry, skinąwszy niedbale na ludzi, którzy go przynieśli, w przekazaniu prezentu, bardziej niż niegrzecznie, wyręczył go Rigel - czy celowo? Przemknął wzrokiem po jej profilu, niemo potwierdzając jego słowa. Zostali przy stoliku sami, mógł przyjrzeć się jej bardziej badawczo, śmierć Francisa wciąż rzucała na nią zbyt długi cień - ale siła, z jaką poradziła sobie dziś pośród towarzystwa, imponowała.
- W porządku? - zapytał półgłosem, wiedząc, że teraz jego słowa nie mogły dobiec obcych uszu. - Chodźmy - przytaknął na jej sygnał, otaczając ją subtelnie ramieniem, by złożyć dłoń na jej plecach, lecz, zamiast do wyjścia, wraz z nią skierował się do Edgara. - Dziękujemy za wspaniały wieczór - zwrócił się do niego, gdy znaleźli się obok, z gospodarzem należało pożegnać się przed wyjściem, a przez wzgląd na relacje rodowe, jak i rycerską pozycję samego Edgara, zamierzał oddać należny mu szacunek. - Debiut sceniczny lady Primrose niezwykle udany, winszuję talentu. Interesująca aukcja z pewnością pozwoliła osiągnąć zaplanowany cel. - Nic nie wskazywało na to, by goście mieli szczędzić galeonów. Skinął na pożegnanie głową, nim się oddalili, kątem oka wyłapał spojrzenia sióstr, nagląc je do wyjścia, by wkrótce wspólnie opuścili palarnię, a potem i Londyn. Wyglądało na to, że Mathieu miał inne plany na resztę wieczoru.
przekazuję Rigelowi 300 pm, zt dla Evandry, Tristana i Melisande
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Coraz bardziej żałował, że jednak przyszedł na koncert. Dzisiaj wyjątkowo nie nadawał się do wystąpień publicznych. Zdawał sobie sprawę, że siedząc bez przerwy przy swoim stoliku i nie odzywając się do żadnego z gości – nawet do innych lordów nestorów i Ministra Magii, mógł przyciągać podejrzliwe spojrzenia. Wydawało mu się jednak, że gdyby w ogóle nie przyszedł na występ charytatywny swojej własnej żony i rodzonej siostry w rodowym lokalu, tych spojrzeń i plotek byłoby jeszcze więcej. Dlatego zmusił się do przyjścia, choćby miał być tutaj jedynie ciałem, a nie duchem. Siedział przy stoliku, popijając z wolna otrzymany drink, błądząc myślami gdzieś daleko poza Nokturn. Ciężko mu było skoncentrować myśli na występach, choć docierały do niego rytmiczne dźwięki wygrywanej muzyki, a potem subtelne okrzyki osób biorących udział w licytacji. Sam kilkukrotnie podniósł swoją tabliczkę, choć w jego licytacji brak było polotu i większego zaangażowania, robił to raczej mechanicznie.
Kiedy wydarzenie dobiegło końca, Edgar wstał od swojego stolika, wygładzając poły ciemnej marynarki. Chciał czym prędzej skierować się ku wyjścia, już nie przejmując się tym, że to zachowanie godne dzikusa, w ogóle nie przyzwyczajonego do obecności innych ludzi. Niestety okazało się, że część gości pragnie się z nim pożegnać – spoglądał na nich z lekkim zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy, bo nie wspomógł Primrose i Xaviera w organizacji tego wydarzenia. Mimo wszystko niemrawo dziękował za wszelkie komplementy, niecierpliwie oczekując ich końca.
– Dziękuję, przekażę jej twoje słowa – odpowiedział Tristanowi trochę na odczepnego, a kiedy tylko ruszył wraz z resztą rodziny w kierunku wyjścia, szybko poszedł w jego ślady. Odebrał od służby swój jesienny płaszcz i kapelusz, odział się ciepło i wyszedł na zewnątrz. Musiał się przewietrzyć, nie zwracał uwagi na wątpliwą przyjemność tego procesu na środku nokturnowej uliczki. Wziął kilka głębokich wdechów, ignorując wszelkie nieprzyjemne zapachy, które tym samym dostały się w jego nozdrza, po czym wrócił do sklepu i razem z resztą rodziny udał się do Durham.
zt
Kiedy wydarzenie dobiegło końca, Edgar wstał od swojego stolika, wygładzając poły ciemnej marynarki. Chciał czym prędzej skierować się ku wyjścia, już nie przejmując się tym, że to zachowanie godne dzikusa, w ogóle nie przyzwyczajonego do obecności innych ludzi. Niestety okazało się, że część gości pragnie się z nim pożegnać – spoglądał na nich z lekkim zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy, bo nie wspomógł Primrose i Xaviera w organizacji tego wydarzenia. Mimo wszystko niemrawo dziękował za wszelkie komplementy, niecierpliwie oczekując ich końca.
– Dziękuję, przekażę jej twoje słowa – odpowiedział Tristanowi trochę na odczepnego, a kiedy tylko ruszył wraz z resztą rodziny w kierunku wyjścia, szybko poszedł w jego ślady. Odebrał od służby swój jesienny płaszcz i kapelusz, odział się ciepło i wyszedł na zewnątrz. Musiał się przewietrzyć, nie zwracał uwagi na wątpliwą przyjemność tego procesu na środku nokturnowej uliczki. Wziął kilka głębokich wdechów, ignorując wszelkie nieprzyjemne zapachy, które tym samym dostały się w jego nozdrza, po czym wrócił do sklepu i razem z resztą rodziny udał się do Durham.
zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiadomym i spodziewanym było, że niezależnie od prawdziwych poglądów wszem i wobec musiały głosić jedyne słuszne wartości. Ale Cressida również nie miałaby wyboru, nawet gdyby była żoną kogoś, kogo by nienawidziła. W ich patriarchalnym świecie kobieta z chwilą ślubu stawała się własnością męża i miała mniejsze prawa niż on, więc niezależnie od łączących małżeństwo relacji, żona musiała pozostawać wierna mężowi oraz wychowywać jego dzieci. Była tylko jedna droga, którą mogły podążać, ale Cressida wcale nie czuła się tym pokrzywdzona, bo doskonale odnajdywała się w przypisanych jej rolach. Była szczęśliwą żoną swego męża, dodatkiem do mężczyzny (którego jednak pokochała), nie zaś autonomiczną jednostką, ale jako osobowości zależnej było jej w takim układzie dobrze i nie potrafiłaby sobie poradzić samodzielnie w życiu bez opieki innych. Nawet gdyby w małżeństwie było jej źle, i tak trzymałaby się go kurczowo właśnie przez swoje patriarchalne wychowanie, tradycjonalizm, niesamodzielność i strach przed złem świata poza bezpiecznymi ścianami ochronnego klosza. Dlatego też na słowa Evandry odpowiedziała z niezachwianą pewnością, całkowicie przekonana o tym, że na miejscu Penelopy wiernie czekałaby na męża choćby i długie lata, i poświęcałaby się opiece nad dziećmi. Bo tylko taka istniała droga dla kobiet w konserwatywnym świecie.
- Tak, dobry mąż to prawdziwy skarb, podobnie jak i dzieci – odezwała się, bo dla niej rzeczywiście mąż i dzieci byli wielkim szczęściem, a wręcz sensem jej życia. W pierwszej kolejności była przecież żoną i matką, a to, że posiadała przy okazji talent malarski, było tylko dodatkiem. Ciekawe czy Evandra również była szczęśliwą matką? Może kiedyś nadarzy się okazja, by mogły dłużej porozmawiać o swoich dzieciach i wymienić się doświadczeniami. – Bardzo chętnie spotkam się z tobą jeszcze przed sabatem – ucieszyła się na wystosowaną przez półwilę propozycję. Wciąż pamiętała ich poprzednie spotkanie w perfumerii, krótko przed urodzinami Cressie. Może nie zgadzały się wówczas we wszystkich kwestiach, ale mimo to dziewczątko liczyło, że z czasem uda jej się nawiązać z lady Rosier lepszą relację. Musiały tylko obie wykazać wolę i chęci, żeby ich kontakt pozostawał dobry. Obie były młodymi żonami i matkami, powinny zatem się wspierać, choć pozostawało faktem, że Evandra, jako żona nestora, zajmowała wyższą pozycję i Cressida o tym nie zapominała, choć sama w głębi duszy cieszyła się, że nie znajduje się w tak eksponowanym miejscu. Jako żona jednego z lordów Fawley nie budziła takiego zainteresowania, jakie budziły małżonki nestorów, nie ciążyła na niej aż tak wielka odpowiedzialność i presja. – Kiedy tylko będziesz mieć czas i chęć, zawsze możesz wysłać mi list, jeśli zechcesz wybierzemy się razem do galerii sztuki, bądź w inne miłe i urokliwe miejsce.
Była dobrej myśli, i zarazem podekscytowana myślą o takim spotkaniu, lecz wiedziała, że z powodu obowiązków żony nestora czas Evandry był bardziej ograniczony, i dlatego to Cressie musiała dostosować się do niej.
W końcu do stolika wrócił jej mąż. Cressida grzecznie pożegnała się z towarzystwem, a potem, gdy już wszyscy zaczęli się rozchodzić, opuściła lokal wraz z osobami, z którymi do niego przybyła, wciąż rozmyślając o koncercie, a także o jego otoczce. Była ciekawa, co przyniosą kolejne dni, a na ten moment cieszyła się artystycznymi doznaniami oraz okazją do spotkania znajomych twarzy.
| Cressida i jej npc zt.
- Tak, dobry mąż to prawdziwy skarb, podobnie jak i dzieci – odezwała się, bo dla niej rzeczywiście mąż i dzieci byli wielkim szczęściem, a wręcz sensem jej życia. W pierwszej kolejności była przecież żoną i matką, a to, że posiadała przy okazji talent malarski, było tylko dodatkiem. Ciekawe czy Evandra również była szczęśliwą matką? Może kiedyś nadarzy się okazja, by mogły dłużej porozmawiać o swoich dzieciach i wymienić się doświadczeniami. – Bardzo chętnie spotkam się z tobą jeszcze przed sabatem – ucieszyła się na wystosowaną przez półwilę propozycję. Wciąż pamiętała ich poprzednie spotkanie w perfumerii, krótko przed urodzinami Cressie. Może nie zgadzały się wówczas we wszystkich kwestiach, ale mimo to dziewczątko liczyło, że z czasem uda jej się nawiązać z lady Rosier lepszą relację. Musiały tylko obie wykazać wolę i chęci, żeby ich kontakt pozostawał dobry. Obie były młodymi żonami i matkami, powinny zatem się wspierać, choć pozostawało faktem, że Evandra, jako żona nestora, zajmowała wyższą pozycję i Cressida o tym nie zapominała, choć sama w głębi duszy cieszyła się, że nie znajduje się w tak eksponowanym miejscu. Jako żona jednego z lordów Fawley nie budziła takiego zainteresowania, jakie budziły małżonki nestorów, nie ciążyła na niej aż tak wielka odpowiedzialność i presja. – Kiedy tylko będziesz mieć czas i chęć, zawsze możesz wysłać mi list, jeśli zechcesz wybierzemy się razem do galerii sztuki, bądź w inne miłe i urokliwe miejsce.
Była dobrej myśli, i zarazem podekscytowana myślą o takim spotkaniu, lecz wiedziała, że z powodu obowiązków żony nestora czas Evandry był bardziej ograniczony, i dlatego to Cressie musiała dostosować się do niej.
W końcu do stolika wrócił jej mąż. Cressida grzecznie pożegnała się z towarzystwem, a potem, gdy już wszyscy zaczęli się rozchodzić, opuściła lokal wraz z osobami, z którymi do niego przybyła, wciąż rozmyślając o koncercie, a także o jego otoczce. Była ciekawa, co przyniosą kolejne dni, a na ten moment cieszyła się artystycznymi doznaniami oraz okazją do spotkania znajomych twarzy.
| Cressida i jej npc zt.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Jak zauważyła powoli, osoba po osobie, towarzystwo zaczynało się kurczyć. Nadchodził ten nieprzyjemny moment, kiedy przyjęcie dobiegało końca i należało ulotnić się nie za wcześniej, by nie wyszło, że chce się uciec, a więc impreza była postrzegana za nieciekawą, ale i nie za późno, bo zostawanie jako jedna z ostatnich osób było nietaktowne, a przy okazji nieco nudne. Kiedy więc nawet jej kuzynka odeszła do stolika by po chwili ulotnić się z Tristanem Octavia wiedziała, że i na nią przyszedł czas. Musiała przyznać, że mimo kilku niecodziennych atrakcji i paru krzywych spojrzeń udało jej się całkiem nieźle bawić, o co nawet nie podejrzewała się przed przyjściem tutaj. Widać jednak sztuka wzięła górę i ukoiła zszargane nerwy, natomiast opium dodało jeszcze odrobinę rozluźnienia od siebie. Chcąc nie chcąc zaczęła zadawać sobie pytanie jakie efekty musi mieć prawdziwe palenie tego specyfiku, a nie jedynie wdychanie jego oparów. Chociaż panna z dobrego domu zapewne nie powinna nawet wpaść na podobne pomysły to Octavia miała teraz przed sobą doprawdy niezłą zagwozdkę.
Kiedy Evandra zniknęła z pola widzenia od stolika wstała również Octavia. Pożegnała się uprzejmie ze wszystkimi i skierowała do wyjścia. W końcu też miała okazję wrzucić datek, bo czy to przez drinki, czy przez opium, podczas koncertu co chwilę coś odbierało jej tę możliwość. Zabrany z szatni płaszcz zasłonił będącą tematem plotek sukienkę i obecnie nikt by nie pomyślał, że mająca na sobie całkowicie poprawny, a wręcz skromny płaszcz dziewczyna mogłaby przyprawić o omdlenia co bardziej konserwatywne matrony, których na szczęście dzisiejszego wieczora na sali nie było, takowe bowiem nigdy nie pojawiłyby się na Nokturnie. A właśnie, Nokturn, kiedy ponownie wyszła na jego ulice nie wydawał się już tak straszny i mroczny. Może to kwestia przyzwyczajenia, może jeszcze nie była tak trzeźwa jak sądziła, jednak ciemne i wąskie uliczki nabrały nawet pewnego uroku. Całe szczęście jednak resztki zdrowego rozsądku wygrały i bez dodatkowych spacerów udała się prosto do domu.
zt
Kiedy Evandra zniknęła z pola widzenia od stolika wstała również Octavia. Pożegnała się uprzejmie ze wszystkimi i skierowała do wyjścia. W końcu też miała okazję wrzucić datek, bo czy to przez drinki, czy przez opium, podczas koncertu co chwilę coś odbierało jej tę możliwość. Zabrany z szatni płaszcz zasłonił będącą tematem plotek sukienkę i obecnie nikt by nie pomyślał, że mająca na sobie całkowicie poprawny, a wręcz skromny płaszcz dziewczyna mogłaby przyprawić o omdlenia co bardziej konserwatywne matrony, których na szczęście dzisiejszego wieczora na sali nie było, takowe bowiem nigdy nie pojawiłyby się na Nokturnie. A właśnie, Nokturn, kiedy ponownie wyszła na jego ulice nie wydawał się już tak straszny i mroczny. Może to kwestia przyzwyczajenia, może jeszcze nie była tak trzeźwa jak sądziła, jednak ciemne i wąskie uliczki nabrały nawet pewnego uroku. Całe szczęście jednak resztki zdrowego rozsądku wygrały i bez dodatkowych spacerów udała się prosto do domu.
zt
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie obyło się bez wpadek, wielka szkoda. Burke nadal nie mógł sobie wybaczyć tego niedopatrzenia, którego dopuściła się obsługa. Żeby pozwolić na taki przeciąg i powiew zimna na koncercie pełnym znamienitych gości. Ktoś dziś wieczór straci robotę. Co najmniej. Konsekwencje musiały zostać wyciągnięte, inaczej takie sytuacje będą się ciągle powtarzać. Nie, żeby prędko planowali po raz kolejny organizować taki spęd szlachty, ich raczej introwertyczna natura nie pozwoliłaby na to zbyt wcześnie... ale to jest w tym momencie nieistotne.
- Mam nadzieję, że miło będziecie wspominać dzisiejszy wieczór - odezwał się jeszcze do gości zasiadających przy stole, który odwiedził. Obserwował jak palarania opustoszeje. Miał szczerą nadzieję, że tego wieczora wszyscy chociaż przez chwilę dobrze się bawili. Zależało mu na tym, nawet jeśli nie był organizatorem tego wydarzenia. O dzisiejszej licytacji oraz koncercie z pewnością będzie się rozmawiać jeszcze długo. Burke pożegnał się serdecznie z Zacharym, podziękował siostrom Rosier za przybycie. Skłonił się nisko także przed Calypso, trochę chyba urażoną tym, że poświęcił więcej uwagi osobom zasiadającym przy jej stoliku. Uścisnął dłoń także Mathieu na pożegnanie. Nie podchodził już bezpośrednio do Aquili. Dość czasu spędził w jej towarzystwie, jeszcze odrobina byłaby zwyczajnie zbyt obsceniczna i mogłoby to zostać odebrane przez pozostałych w palarni gości jako zbyt nachalne. Nie omieszkał jednak pożegnać się z jej ojcem oraz matką. To o ich względy także musiał walczyć, jeśli faktycznie zamierzał pokazać się z jak najlepszej strony.
Primrose oraz Adela spisały się naprawdę wyśmienicie. Miał zamiar pogratulować im obu jeszcze raz po powrocie do domu - dobrze wiedział jednak, że obie zapewne będą pragnęły odpocząć. Szczególnie dla Primrose był to naprawdę wielki wieczór. I prawdziwy sukces! Aukcja przebiegła naprawdę wyśmienicie, zbiórka również. Pomimo kilku wpadek, ten wieczór należało uznać za prawdziwie udany. Dlatego też Craig wraz z rodziną opuścił lokal palarni, swoje kroki prowadząc ku głównemu sklepowi - a stamtąd prosto do domu. Do spokojnego, cichego, ponurego Durham.
zt
- Mam nadzieję, że miło będziecie wspominać dzisiejszy wieczór - odezwał się jeszcze do gości zasiadających przy stole, który odwiedził. Obserwował jak palarania opustoszeje. Miał szczerą nadzieję, że tego wieczora wszyscy chociaż przez chwilę dobrze się bawili. Zależało mu na tym, nawet jeśli nie był organizatorem tego wydarzenia. O dzisiejszej licytacji oraz koncercie z pewnością będzie się rozmawiać jeszcze długo. Burke pożegnał się serdecznie z Zacharym, podziękował siostrom Rosier za przybycie. Skłonił się nisko także przed Calypso, trochę chyba urażoną tym, że poświęcił więcej uwagi osobom zasiadającym przy jej stoliku. Uścisnął dłoń także Mathieu na pożegnanie. Nie podchodził już bezpośrednio do Aquili. Dość czasu spędził w jej towarzystwie, jeszcze odrobina byłaby zwyczajnie zbyt obsceniczna i mogłoby to zostać odebrane przez pozostałych w palarni gości jako zbyt nachalne. Nie omieszkał jednak pożegnać się z jej ojcem oraz matką. To o ich względy także musiał walczyć, jeśli faktycznie zamierzał pokazać się z jak najlepszej strony.
Primrose oraz Adela spisały się naprawdę wyśmienicie. Miał zamiar pogratulować im obu jeszcze raz po powrocie do domu - dobrze wiedział jednak, że obie zapewne będą pragnęły odpocząć. Szczególnie dla Primrose był to naprawdę wielki wieczór. I prawdziwy sukces! Aukcja przebiegła naprawdę wyśmienicie, zbiórka również. Pomimo kilku wpadek, ten wieczór należało uznać za prawdziwie udany. Dlatego też Craig wraz z rodziną opuścił lokal palarni, swoje kroki prowadząc ku głównemu sklepowi - a stamtąd prosto do domu. Do spokojnego, cichego, ponurego Durham.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Palarnia opium
Szybka odpowiedź