Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Westmorland
Miasto Appleby
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Miasto Appleby
Założone przez Normanów miasto usytuowane nad brzegiem rzeki Eden. Dopiero w osiemnastym wieku przeżyło prawdziwy rozkwit, gdy organizowane tu czterodniowe targi konne wsławiły się na mapie Wielkiej Brytanii, obecnie wsławione pośród zainteresowanych jeździectwem i hodowlą mieszkańców Wysp. Perłą w tutejszej koronie jest Appleby Castle, imponujący zamek doglądający skądinąd niewielkiej miejscowości o zadbanych uliczkach i okrągłym placu głównym, na którym nie brakuje rzemieślników i handlarzy codziennie wystawiających swoje towary.
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 4
'k6' : 4
Xavier przy drugim rzuceniu zaklęcia bez większych problemów dostał się do wejścia prowadzącego do ściśle otulonego zaklęciami obronnymi domu.
Elvira przekraczając próg poczuła na skórze mrowienie, które zwiastowało aktywację zaklęcia. Po kręgosłupie przeszedł jej mimowolny dreszcz i... Nic się nie wydarzyło. Magia załaskotała ją jedynie po zimnej dłoni ściskającej różdżkę i odpłynęła. W półmroku panującym w domu uzdrowicielka bez większego problemu dostrzegła kształty mebli i ścian. Przed sobą mogła zauważyć prowadzące na górę schody. Po lewej znajdowały się zamknięte drzwi, wyglądające na bardzo solidne (i niedające się otworzyć szarpnięciem za klamkę), po prawej zaś rozciągała się dzienna część domu - z pokojem dziennym, jadalnią i gabinetem. Tym, co jednak zwracało szczególną uwagę, był wiatr na twarzy Panny Multon, którego z pewnością nie powinna czuć wewnątrz budynku.
Odpowiedź na dziwne zjawisko kryła się po drugiej stronie domu (od strony kuchni, jadalni, gabinetu), gdzie większość szyb w oknach została wybita do wewnątrz. W środku, pomiędzy rozpryśniętym szkłem można było dostrzec jarzące się w ciemności kamienie - dom alchemika padł ofiarą resztek spadającej komety. Najbardziej zniszczona ze wszystkich dostępnych pokoi wydaje się być kuchnia, w której oprócz okiennego szkła, cała podłoga usłana jest resztkami porcelany i rozrzuconymi sztućcami. Większość mebli została przewrócona. Na piętrze zniszczenia wydają się być nieco mniejsze.
Ze wszystkich pokoi w domu zamknięte są tylko dwa pomieszczenia. Jeden pokój na parterze oraz sypialnia na piętrze. Poza nimi dom wydaje się otwarty do zwiedzania.
Jest to jedynie post uzupełniający, mający pomóc Wam odnaleźć się w przestrzeni. Celem ułatwienia wyobrażenia sobie, jak wygląda dom, możecie posłużyć się mapką poglądową. Możecie śmiało założyć, że w domu znajduje się więcej rzeczy - ozdoby, obrazy, małe stoliki, kwiaty, rozrzucone książki. W przypadku udanej próby otworzenia zamkniętych drzwi (Zamknięty pokój i Sypialnia), proszę o poczekanie na uzupełniający post Mistrza Gry. Za udaną próbę rozumiem każdą próbę, która ma szansę zakończyć się sukcesem - jeżeli mechanika przewiduje pokonanie konkretnego ST na rzucie kością (np. zaklęcie) musi ono się udać, jeśli nie przewiduje, wystarczy informacja w poście, co robicie. Pozostałe miejsca możecie eksplorować do woli, informację o ewentualnych, dalszych znaleziskach otrzymacie, gdy postanowicie, że zakończyliście badania domu. Proszę o zaznaczenie, które miejsca dokładnie odwiedzacie (możecie wskazać je pod postem, nazwami pokojów).
Xavier, Melisande, Efrem w przypadku wejścia do domu, proszę o rzucenie kością k6. W przypadku wyrzucenia na kości wartości 5 lub 6, proszę o poinformowanie Mistrza Gry (Caradoga). Poruszanie się później po domu nie wymaka dalszych rzutów.
Mistrz Gry będzie kontynuował monitorowanie wątku i podejmował dodatkowe interwencje gdy okoliczności będą tego wymagały. W razie jakichkolwiek pytań, proszę o kontakt.
Elvira przekraczając próg poczuła na skórze mrowienie, które zwiastowało aktywację zaklęcia. Po kręgosłupie przeszedł jej mimowolny dreszcz i... Nic się nie wydarzyło. Magia załaskotała ją jedynie po zimnej dłoni ściskającej różdżkę i odpłynęła. W półmroku panującym w domu uzdrowicielka bez większego problemu dostrzegła kształty mebli i ścian. Przed sobą mogła zauważyć prowadzące na górę schody. Po lewej znajdowały się zamknięte drzwi, wyglądające na bardzo solidne (i niedające się otworzyć szarpnięciem za klamkę), po prawej zaś rozciągała się dzienna część domu - z pokojem dziennym, jadalnią i gabinetem. Tym, co jednak zwracało szczególną uwagę, był wiatr na twarzy Panny Multon, którego z pewnością nie powinna czuć wewnątrz budynku.
Odpowiedź na dziwne zjawisko kryła się po drugiej stronie domu (od strony kuchni, jadalni, gabinetu), gdzie większość szyb w oknach została wybita do wewnątrz. W środku, pomiędzy rozpryśniętym szkłem można było dostrzec jarzące się w ciemności kamienie - dom alchemika padł ofiarą resztek spadającej komety. Najbardziej zniszczona ze wszystkich dostępnych pokoi wydaje się być kuchnia, w której oprócz okiennego szkła, cała podłoga usłana jest resztkami porcelany i rozrzuconymi sztućcami. Większość mebli została przewrócona. Na piętrze zniszczenia wydają się być nieco mniejsze.
Ze wszystkich pokoi w domu zamknięte są tylko dwa pomieszczenia. Jeden pokój na parterze oraz sypialnia na piętrze. Poza nimi dom wydaje się otwarty do zwiedzania.
Xavier, Melisande, Efrem w przypadku wejścia do domu, proszę o rzucenie kością k6. W przypadku wyrzucenia na kości wartości 5 lub 6, proszę o poinformowanie Mistrza Gry (Caradoga). Poruszanie się później po domu nie wymaka dalszych rzutów.
Mistrz Gry będzie kontynuował monitorowanie wątku i podejmował dodatkowe interwencje gdy okoliczności będą tego wymagały. W razie jakichkolwiek pytań, proszę o kontakt.
Mimo wcześniejszego „pochwalenia” osoby, która jak myśleli, nałożyła owe zabezpieczenia, wcale nie dopisywał mu humor. Zwłaszcza po tym co usłyszał z ust Melisande. Poprzerywane sploty zaklęć? Nie spotkał się z tym nigdy wcześniej, co spowodowało u niego zarówno niepokój jak i swojego rodzaju zainteresowanie. Jaka magie mogła być na tyle silna i zmyśłna by przerwać zaklęcia zabezpieczające, ale nie rozbrajając ich zarazem. Uniósł zaintrygowany brew ku górze, po czym powiódł wzrokiem po wnętrzu domu, które dał radę zobaczyć z miejsca, w którym stał, jednocześnie starając się ignorować badawcze spojrzenie panny Multon. Zdawał sobie sprawę, że z racji swojego zawodu z całą pewnością zaciekawiło ją to co stało się przed bramą domostwa, miał jednak nadzieję, że z ewentualnymi pytaniami poczeka. Sam do końca zresztą nie wiedział czy potrafiłby odpowiedzieć jej na jakiekolwiek pytanie to raz, a dwa, szczerze mówiąc w ogóle nie miał na to ochoty. Niewiedza co do własnego stanu była wystarczająco irytująca, żeby jeszcze ktoś go o to wypytywał.
- Co prawda nie możemy przewidzieć w jaki sposób zachowa się niestabilna magia, ale nie po to ty przyszliśmy by się teraz wycofywać. - pokręcił głową w końcu przenosząc spojrzenie na blondynkę – Pan Thorne, o ile to właśnie on pozakładał te wszystkie zabezpieczenia, nie zrobił tego bez powodu. Wejdźmy i sprawdźmy do ukrywa. Cokolwiek znajdziemy w środku podejrzewam, że będzie warte naszego czasu i uwagi. - dodał spokojnie zaciskając mocniej palce na różdżce.
Nie chciało mu się wierzyć, że ktokolwiek poświęciłby czas i środki na nałożenie tak dużej ilości zabezpieczeń, gdyby nie miał nic do ukrycia. Sama ilość i specyfika nałożonych zaklęć dawała jasno znać, że ich właściciel ma coś czym nie chce się dzielić lub ukrywa się przed kimś i nie chce zostać znalezionym. Ich zadaniem jednak było zniweczenie tych wszystkich planów, nie ważne jakie by one nie były. Xavier nie miał najmniejszego zamiaru się w tym momencie wycofywać.
Na samo wspomnienie o Cieniach, jakoś mimowolnie napiął mięśnie pleców. Miał z nimi do czynienia już kilkakrotnie i nigdy nie było to ciekawe spotkanie. Zwłaszcza to ostatnie, kiedy wielki cienisty wąż...nawet nie chciał o tym myśleć, chociaż mimowolnie ręka sama powędrowała do ramienia ręki wiodącej jakby znów poczuł ukłucie wielkich kłów. Otrząsnął się jednak po chwili, kiedy dotarły do niego słowa Elviry. Cienie jej nie atakowały? Jak to możliwe? Utkwił w niej spojrzenie brązowych oczu i przez moment przyglądał się jej uważnie, mając nadzieję, że może rozwinie temat. Nie nastąpiło to jednak, a on w tym czasie postanowił, że z cała pewnością, kiedy to wszystko się skończy utnie sobie z nią pogawędkę na ten temat. Może podczas kolejnych zajęć z łaciny?
- Nie ma co zwlekać, ale wszyscy trzymajmy się na baczności i nie traćmy uwagi. - odparł po chwili, po czym pewnym krokiem wszedł za panną Multon do, wydawałoby się, opuszczonego domu.
W pierwszej kolejności spodziewał się tak naprawdę czegokolwiek, ale kiedy nic się nie wydarzyło, nie było żadnego wybuchu magii, a pułapki się nie uaktywniły, jakoś mimowolnie odetchnął wewnętrznie w ulgą. Nie tracił jednak koncentracji nawet na moment i od razu powiódł wzrokiem po przedpokoju, gotowy na wszystko.
- Widać weszliśmy w odpowiednim momencie. - odezwał się w końcu, po czym przeniósł spojrzenie na kuzynkę i skinął jej głową z uznaniem, jej wcześniejsze spostrzeżenia były jak najbardziej trafne – Myślę, że na tym etapie możemy się rozdzielić i przeszukać dom. Nadal jednak polecam uwagę. - spojrzał po kobietach lekko kiwając głową.
- Co prawda nie możemy przewidzieć w jaki sposób zachowa się niestabilna magia, ale nie po to ty przyszliśmy by się teraz wycofywać. - pokręcił głową w końcu przenosząc spojrzenie na blondynkę – Pan Thorne, o ile to właśnie on pozakładał te wszystkie zabezpieczenia, nie zrobił tego bez powodu. Wejdźmy i sprawdźmy do ukrywa. Cokolwiek znajdziemy w środku podejrzewam, że będzie warte naszego czasu i uwagi. - dodał spokojnie zaciskając mocniej palce na różdżce.
Nie chciało mu się wierzyć, że ktokolwiek poświęciłby czas i środki na nałożenie tak dużej ilości zabezpieczeń, gdyby nie miał nic do ukrycia. Sama ilość i specyfika nałożonych zaklęć dawała jasno znać, że ich właściciel ma coś czym nie chce się dzielić lub ukrywa się przed kimś i nie chce zostać znalezionym. Ich zadaniem jednak było zniweczenie tych wszystkich planów, nie ważne jakie by one nie były. Xavier nie miał najmniejszego zamiaru się w tym momencie wycofywać.
Na samo wspomnienie o Cieniach, jakoś mimowolnie napiął mięśnie pleców. Miał z nimi do czynienia już kilkakrotnie i nigdy nie było to ciekawe spotkanie. Zwłaszcza to ostatnie, kiedy wielki cienisty wąż...nawet nie chciał o tym myśleć, chociaż mimowolnie ręka sama powędrowała do ramienia ręki wiodącej jakby znów poczuł ukłucie wielkich kłów. Otrząsnął się jednak po chwili, kiedy dotarły do niego słowa Elviry. Cienie jej nie atakowały? Jak to możliwe? Utkwił w niej spojrzenie brązowych oczu i przez moment przyglądał się jej uważnie, mając nadzieję, że może rozwinie temat. Nie nastąpiło to jednak, a on w tym czasie postanowił, że z cała pewnością, kiedy to wszystko się skończy utnie sobie z nią pogawędkę na ten temat. Może podczas kolejnych zajęć z łaciny?
- Nie ma co zwlekać, ale wszyscy trzymajmy się na baczności i nie traćmy uwagi. - odparł po chwili, po czym pewnym krokiem wszedł za panną Multon do, wydawałoby się, opuszczonego domu.
W pierwszej kolejności spodziewał się tak naprawdę czegokolwiek, ale kiedy nic się nie wydarzyło, nie było żadnego wybuchu magii, a pułapki się nie uaktywniły, jakoś mimowolnie odetchnął wewnętrznie w ulgą. Nie tracił jednak koncentracji nawet na moment i od razu powiódł wzrokiem po przedpokoju, gotowy na wszystko.
- Widać weszliśmy w odpowiednim momencie. - odezwał się w końcu, po czym przeniósł spojrzenie na kuzynkę i skinął jej głową z uznaniem, jej wcześniejsze spostrzeżenia były jak najbardziej trafne – Myślę, że na tym etapie możemy się rozdzielić i przeszukać dom. Nadal jednak polecam uwagę. - spojrzał po kobietach lekko kiwając głową.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
The member 'Xavier Burke' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Zaraz po wejściu do domu Xavier poczuł bardzo silną woń starych ksiąg, która w przedziwny sposób przeplatała się z zapachem rosy o poranku. Kiedy wziął głębszy oddech, mimowolnie przymykając oczy zachwycony kompozycją aromatów panujących wewnątrz, pomiędzy nimi wyczuł też coś, czego zupełnie się w tym miejscu nie spodziewał - perfumy swojej żony. Woń oszołomiła go na chwilę, a kiedy doszedł do siebie, poczuł bardzo silną potrzebę przytulenia albo chociaż dotknięcia pierwszej osoby, którą ujrzał.
Xavier, czujesz bardzo silną potrzebę zainicjowania kontaktu fizycznego - możesz wybrać czy przytulenia, czy dotknięcia - pierwszej osoby, którą zobaczyłeś po otwarciu oczu. Kto to jest (Elvira czy Melisande), Mistrz Gry pozostawia Tobie do interpretacji i sugeruje rzut kością w szafce, nie musisz jednak z sugestii korzystać.
Możesz też spróbować przezwyciężyć tę potrzebę udanym rzutem na odporność magiczną, ST 60. W przypadku rezygnacji z obrony albo nieudanego rzutu, w kolejnym poście musisz uwzględnić przytulenie bądź dotknięcie innej postaci znajdującej się w wątku. Jest to odruch silniejszy niż Ty i nie posiadasz nad nim kontroli. Rzuty możesz wykonywać w szafce, linkując je w fabularnym poście.
Jest to jedynie post uzupełniający, kontynuujcie rozgrywkę.
Możesz też spróbować przezwyciężyć tę potrzebę udanym rzutem na odporność magiczną, ST 60. W przypadku rezygnacji z obrony albo nieudanego rzutu, w kolejnym poście musisz uwzględnić przytulenie bądź dotknięcie innej postaci znajdującej się w wątku. Jest to odruch silniejszy niż Ty i nie posiadasz nad nim kontroli. Rzuty możesz wykonywać w szafce, linkując je w fabularnym poście.
Jest to jedynie post uzupełniający, kontynuujcie rozgrywkę.
Skrzyżowała tęczówki z panną Multon unosząc trochę brwi do góry bez większego zrozumienia rzucanego jej spojrzenia. Milczała słuchając padających przez nią słów spoglądając nad jej plecami raz jeszcze na wejście.
- Wątpię by magia wykorzystywana przez czarodzieja mogła doprowadzić do takich wyników. Przeważnie, na zabezpiecznie można zadziałać tylko w dwojaki sposób - uruchomić je, albo rozbroić. To drugie nie pozostawiło by po sobie takiego chaosu splotu, który miałam okazję zobaczyć przed chwilą. - kompletnie nie zgadzała się ze zdaniem, że ktoś mógł ingerować świadomie magią w taki sposób, by pozostawić zabezpieczenia właśnie takimi. Na klątwach się nie znała. Ale tego, co mogła ze sobą przynieść - ona, albo kometa która spadła nie dało się przewidzieć. Wybuch eliksiru istotnie pewnie mógł wpłynąć na zabezpieczenia, choć nadal zdawało jej się to dość naciągniętą teorią - w tym wypadku, większość alchemików musiałaby nie zakładać na domy zabezpieczeń, a przynajmniej na miejsca w których warzyli eliksiry. Wróciła tęczówkami do panny Multon nie opuszczając brwi. Wiedziała, że cienie nie atakowały Tristana, nie robiły to też względem Manannana, ale jej teoria o tym, że nie skrzywdzą żadnego z nich znów wydała jej się odrobinę… naciągana. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób - podważanie słów kogoś, kto pozornie prowadził ich grupę nie należało do odpowiednich. Skinęła więc krótko głową. Jeśli pojawią cię owe cienie i zdecydują się ją zaatakować - cóż, wtedy, jeśli przeżyje sprawę przekaże dalej, samej nie planując się nią zajmować.
- Nie ma też gwarancji, że sploty nie zapadną się na zewnątrz. - zgodziła się niejako z Xavierem, wsuwając się przed niego, tak by wchodząc do domu znajdować się przed nim i za Elvirą w pozornie bezpiecznym środku. Zerknęła w stronę Xaviera, kiedy stwierdził, że weszli w odpowiednim momencie. Ta sprawa, chyba nie została jeszcze całkiem przesądzona, ale potaknęła lekko głową. - Sprawdzisz górę? My z panną Multon dół. Wolałabym posiadać kogoś u swojego boku. - przyznała bez ogródek swoje bezpieczeństwo niezmiennie stawiając najwyżej. Sięgnęła lewą dłonią do torebki wyciągając eliksir ochrony, kciuk układając na zawleczce, tak, by móc go wylać w każdym momencie i ochronić siebie w razie potrzeby. Rozejrzała się po zdemolowanym domu marszcząc brwi. Rozejrzała się w końcu dostrzegając drzwi które zdawały się pozornie w całości do nich kierując swoje kroki. Próbując nacisnąć klamkę bez większych sukcesów. - Zamknięte. - oznajmiła, cofając się. Kierując na nie różdżkę. - Sezam materio. - wybrała bez skrupułów.
| k6 na wejscie i k100 na zaklęcie
- Wątpię by magia wykorzystywana przez czarodzieja mogła doprowadzić do takich wyników. Przeważnie, na zabezpiecznie można zadziałać tylko w dwojaki sposób - uruchomić je, albo rozbroić. To drugie nie pozostawiło by po sobie takiego chaosu splotu, który miałam okazję zobaczyć przed chwilą. - kompletnie nie zgadzała się ze zdaniem, że ktoś mógł ingerować świadomie magią w taki sposób, by pozostawić zabezpieczenia właśnie takimi. Na klątwach się nie znała. Ale tego, co mogła ze sobą przynieść - ona, albo kometa która spadła nie dało się przewidzieć. Wybuch eliksiru istotnie pewnie mógł wpłynąć na zabezpieczenia, choć nadal zdawało jej się to dość naciągniętą teorią - w tym wypadku, większość alchemików musiałaby nie zakładać na domy zabezpieczeń, a przynajmniej na miejsca w których warzyli eliksiry. Wróciła tęczówkami do panny Multon nie opuszczając brwi. Wiedziała, że cienie nie atakowały Tristana, nie robiły to też względem Manannana, ale jej teoria o tym, że nie skrzywdzą żadnego z nich znów wydała jej się odrobinę… naciągana. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób - podważanie słów kogoś, kto pozornie prowadził ich grupę nie należało do odpowiednich. Skinęła więc krótko głową. Jeśli pojawią cię owe cienie i zdecydują się ją zaatakować - cóż, wtedy, jeśli przeżyje sprawę przekaże dalej, samej nie planując się nią zajmować.
- Nie ma też gwarancji, że sploty nie zapadną się na zewnątrz. - zgodziła się niejako z Xavierem, wsuwając się przed niego, tak by wchodząc do domu znajdować się przed nim i za Elvirą w pozornie bezpiecznym środku. Zerknęła w stronę Xaviera, kiedy stwierdził, że weszli w odpowiednim momencie. Ta sprawa, chyba nie została jeszcze całkiem przesądzona, ale potaknęła lekko głową. - Sprawdzisz górę? My z panną Multon dół. Wolałabym posiadać kogoś u swojego boku. - przyznała bez ogródek swoje bezpieczeństwo niezmiennie stawiając najwyżej. Sięgnęła lewą dłonią do torebki wyciągając eliksir ochrony, kciuk układając na zawleczce, tak, by móc go wylać w każdym momencie i ochronić siebie w razie potrzeby. Rozejrzała się po zdemolowanym domu marszcząc brwi. Rozejrzała się w końcu dostrzegając drzwi które zdawały się pozornie w całości do nich kierując swoje kroki. Próbując nacisnąć klamkę bez większych sukcesów. - Zamknięte. - oznajmiła, cofając się. Kierując na nie różdżkę. - Sezam materio. - wybrała bez skrupułów.
| k6 na wejscie i k100 na zaklęcie
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Melisande Travers' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 95
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 95
Zaklęcie Melisande rozsadziło nie tylko zamek, ale i magiczny rygiel znajdujący się po drugiej stronie drzwi, który upadł na ziemię z głuchym łoskotem. Pokój, który odsłoniły był dziwnie jasny. Całe światło pochodziło jednak z ustawionych na półkach flakoników z eliksirami, najwyraźniej magicznie zabezpieczonych, nie wszystkie fiolki bowiem były w pełni potłuczone. Niestety spotkało to sporą ich część. Opisane niegdyś elegancjo flakoniki rozsypały się w drobny mak. W pracowni unosił się specyficzny zapach, od którego czarownicy szybko zaczęło się kręcić w głowie. Cokolwiek unosiło się w powietrzu, miało trudne do przewidzenia skutki dla każdego, kto je wdychał.
Oprócz plam po rozlanych eliksirach i pokruszonym po całej podłodze szkłem, w pracowni rozrzucone były sterty notatek, kiedyś zapewne ładnie ułożone. Opasłe tomiszcza ksiąg także spadły ze swoich półek. Papier w niektórych był tak stary, że zamiast podrzeć się przy upadku, pokruszył się zostawiając po sobie tylko pył. Z przewróconego na dużym, dębowym stole kociołka sączyła się parująca ciecz, tworząc sporych rozmiarów kałużę na jednym z końców pokoju. Przed upadkiem komety i tajemniczą chorobą, alchemik z pewnością nad czymś pracował. I cokolwiek to nie było, unosiło się właśnie w powietrzu, które wypełniło całe pomieszczenie.
W pracowni możecie bezpiecznie wykonać jedną krótką akcję (np. rzucenie zaklęcia, wypicie eliksiru), a także zbadać jedną z opisanych w poście rzeczy. Każda, dodatkowa czynność wiąże się z ryzykiem poniesienia konsekwencji wdychania oparów nieznanego eliksiru. W takiej sytuacji proszę Was o rzut kością k100 i poczekanie na określenie tych konsekwencji przez Mistrza Gry. Nie możecie podąć więcej niż jednej, dodatkowej czynności w poście.
Powyższe zasady obowiązują jedynie wewnątrz pracowni, po pozostałych częściach domu możecie poruszać się swobodnie, podejmując akcje zgodnie z mechaniką.
Oprócz plam po rozlanych eliksirach i pokruszonym po całej podłodze szkłem, w pracowni rozrzucone były sterty notatek, kiedyś zapewne ładnie ułożone. Opasłe tomiszcza ksiąg także spadły ze swoich półek. Papier w niektórych był tak stary, że zamiast podrzeć się przy upadku, pokruszył się zostawiając po sobie tylko pył. Z przewróconego na dużym, dębowym stole kociołka sączyła się parująca ciecz, tworząc sporych rozmiarów kałużę na jednym z końców pokoju. Przed upadkiem komety i tajemniczą chorobą, alchemik z pewnością nad czymś pracował. I cokolwiek to nie było, unosiło się właśnie w powietrzu, które wypełniło całe pomieszczenie.
Powyższe zasady obowiązują jedynie wewnątrz pracowni, po pozostałych częściach domu możecie poruszać się swobodnie, podejmując akcje zgodnie z mechaniką.
Zmrużyła powieki w mimowolnym odruchu, gdy po przekroczeniu progu - odważnie, choć może impulsywnie, niecierpliwie (czy mieli inne wyjście?) - przeszyły ją mrowiące dreszcze zwiastujące niebezpieczeństwo. Obcą i nieprzewidywalną magię. Wstrzymała oddech, spięta i gotowa do stawienia czoła wyzwaniu, ale zanim zdołałaby choćby ostrzec pozostałych przed wkroczeniem głębiej do domu... powietrze jakby się przerzedziło. Odsłonięte partie jej skóry wciąż muskał chłodny powiew, ale nie wiązał się on już z igiełkami mocy, które nawet mimo niewielkiego doświadczenia potrafiła odróżnić od wiatru. Cokolwiek uczyniła magia, nie dało natychmiastowego efektu. Nie uspokoiło jej to. Przeciwnie.
Zerwane sploty zaklęć, czymkolwiek były, nie wróżyły dobrze.
Stąpała powoli, ignorując chrzęszczenie szkła i rozbitej ceramiki pod twardymi podeszwami butów. Nie próbowała jeszcze otwierać drzwi, które pozostawały zamknięte, ale zajrzała do salonu, uważnie obserwując każdy cień i kąt, w poszukiwaniu ruchu, śladów obecności żywego człowieka. Zamiast tego zetknęła się z wonią popiołu i nocnego powietrza, tak charakterystyczną dla odłamków komety. Okna były wybite, dom zdewastowany.
- To by tłumaczyło anomalie w zabezpieczeniach... - mruknęła właściwie do siebie. Efekty bliskości meteorytów umykały standardowym regułom magii. Podobnie jak ta cholerna choroba. - W porządku - zgodziła się cicho z Xavierem.
Nie miała nic przeciw rozdzieleniu się w celu przeszukania domu, lecz wzrok instynktownie pokierowała w kierunku Melisande; chciała mieć ją na oku, ciągle blisko. By móc zareagować, jeżeli coś poszłoby zupełnie nie po ich myśli. Xavier poradzi sobie sam, ku temu nie miała żadnych wątpliwości.
Ucieszyła się, gdy lady sama wysunęła taką sugestię. Nie musiała dzięki temu sprawiać wrażenia nazbyt protekcjonalnej; po prostu przychyliła się do jej woli. Pozwoliła, by kobieta sprawnie uporała się z zamkiem - a potem syknęła przez zęby, widząc pustą i zdemolowaną pracownię alchemiczną. Nie rozpoznawała oparów, które unosiły się w środku, ale ich duszący, gryzący zapach momentalnie wzbudził jej czujność.
- Cholera, trzeba będzie pozbyć się tego eliksiru, czymkolwiek jest. Inaczej nie damy radę bezpiecznie się tu rozejrzeć. Wezmę próbkę, na wszelki wypadek - Korciło ją, by przytknąć rękaw do nosa, ale aby nie marnować czasu wstrzymała na krótko oddech i zagarnęła pierwszą lepszą pustą fiolkę, która nie była pęknięta; przytknęła ją do krawędzi stołu, z którego spływała mikstura i gdy tylko znalazło się w niej wystarczająco wiele kropel zatknęła korek na fiolce i machnięciem różdżki pozbyła się resztek z kociołka i schnącej plamy: - Evanesco!
1. Akcja/Badanie - nabranie próbki eliksiru do fiolki (pozwoliłam sobie założyć, że w pracowni alchemicznej znajdzie się chociaż jedna niezbita, jeżeli to złe założenie, poddaję się pod jurysdykcję)
2. Zaklęcie - Evanesco
Zerwane sploty zaklęć, czymkolwiek były, nie wróżyły dobrze.
Stąpała powoli, ignorując chrzęszczenie szkła i rozbitej ceramiki pod twardymi podeszwami butów. Nie próbowała jeszcze otwierać drzwi, które pozostawały zamknięte, ale zajrzała do salonu, uważnie obserwując każdy cień i kąt, w poszukiwaniu ruchu, śladów obecności żywego człowieka. Zamiast tego zetknęła się z wonią popiołu i nocnego powietrza, tak charakterystyczną dla odłamków komety. Okna były wybite, dom zdewastowany.
- To by tłumaczyło anomalie w zabezpieczeniach... - mruknęła właściwie do siebie. Efekty bliskości meteorytów umykały standardowym regułom magii. Podobnie jak ta cholerna choroba. - W porządku - zgodziła się cicho z Xavierem.
Nie miała nic przeciw rozdzieleniu się w celu przeszukania domu, lecz wzrok instynktownie pokierowała w kierunku Melisande; chciała mieć ją na oku, ciągle blisko. By móc zareagować, jeżeli coś poszłoby zupełnie nie po ich myśli. Xavier poradzi sobie sam, ku temu nie miała żadnych wątpliwości.
Ucieszyła się, gdy lady sama wysunęła taką sugestię. Nie musiała dzięki temu sprawiać wrażenia nazbyt protekcjonalnej; po prostu przychyliła się do jej woli. Pozwoliła, by kobieta sprawnie uporała się z zamkiem - a potem syknęła przez zęby, widząc pustą i zdemolowaną pracownię alchemiczną. Nie rozpoznawała oparów, które unosiły się w środku, ale ich duszący, gryzący zapach momentalnie wzbudził jej czujność.
- Cholera, trzeba będzie pozbyć się tego eliksiru, czymkolwiek jest. Inaczej nie damy radę bezpiecznie się tu rozejrzeć. Wezmę próbkę, na wszelki wypadek - Korciło ją, by przytknąć rękaw do nosa, ale aby nie marnować czasu wstrzymała na krótko oddech i zagarnęła pierwszą lepszą pustą fiolkę, która nie była pęknięta; przytknęła ją do krawędzi stołu, z którego spływała mikstura i gdy tylko znalazło się w niej wystarczająco wiele kropel zatknęła korek na fiolce i machnięciem różdżki pozbyła się resztek z kociołka i schnącej plamy: - Evanesco!
1. Akcja/Badanie - nabranie próbki eliksiru do fiolki (pozwoliłam sobie założyć, że w pracowni alchemicznej znajdzie się chociaż jedna niezbita, jeżeli to złe założenie, poddaję się pod jurysdykcję)
2. Zaklęcie - Evanesco
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Zapach ksiąg dotarł do jego nosa chwilę po tym jak przekroczył próg domostwa. Dopiero po chwili dotarło do niego, że czuje jeszcze coś i chociaż z początku ciężko mu było dokładnie zdefiniować co, w końcu doszedł do wniosku, że to poranna rosa. Dziwne, że tak późno zdał sobie z tego sprawę, zwłaszcza, że ostatnio dolegająca mu bezsenność sprawiała, że często o poranku wychodził do ogrodu i popijał kawę siedząc w altance. Mimo wszystko te dwa zapachy jakoś specjalnie go nie zaskoczyły, czego nie mógł powiedzieć o trzecim zapachu. Kiedy go poczuł, miał wrażenie, że go na moment zamroczyła, a żal i smutek ścisnął jego serce. Perfumy Charlotty nadal stały na komodzie w ich wspólnej sypialni, więc doskonale znał ich zapach. Nie spodziewał się jego poczuć ich w tym miejscu. Nie widząc skąd nagle poczuł silną potrzebę zbliżenia się do kogoś, przed sobą miał Melisande. Już wyciągał do niej dłoń by jej dotknąć, kto wie, może i nawet przytulić, kiedy dużym wysiłkiem zwalczył ten impuls. Wymagało to od niego sporego skupienia, ale na szczęście wszystkie zapachy zniknęły i na nowo mógł się skupić na tym co tu i teraz.
- Naturalnie. W razie czego mnie zawołajcie. - odparł patrząc uważnie na kobiety zanim ruszył w kierunku schodów.
Nie chodziło o to, że sobie nie poradzą. Znał umiejętności panny Multon i wiedział, że jest w stanie sobie poradzić w razie niebezpieczeństwa. Nie miał jednak zbyt dużej wiedzy na temat zdolności swojej kuzynki. Chociaż zaklęcie sprzed domu na wykrycie zabezpieczeń wykonała po mistrzowsku, wolał aby uzdrowicielka miała ją na oku w razie czego. Dlatego ucieszył się wewnętrznie, że lady Travers sama to zaproponowała.
Z różdżką w pogotowiu wszedł schodami na górę rozglądając się w około. Drzwi przy schodach były zamknięte, co wzbudziło jego podejrzenia, jednak zanim do nich wrócił najpierw dokładnie przejrzał wszystkie pomieszczenia. Na dłużej zatrzymał się w bibliotece. Pomimo dziury w suficie i kilku kawałkach komety leżących na ziemi, książki o dziwo jakoś nie specjalnie ucierpiały. Owszem, kilkanaście tomów walało się po podłodze, a ich kartki latały pod wpływem podmuchu wiatru wlatującego przez podziurawiony dach, ale reszta wydawała się nietknięta. Przeleciał wzrokiem na szybko po niektórych grzbietach na półkach, tak jak się spodziewał większość była na temat eliksirów, na których się kompletnie nie znał. W końcu upewniwszy się, że nic na pietrze nie stanowi zagrożenia wrócił do drzwi w korytarzu. Dla pewności szarpnął za klamkę, ale kiedy ta nie ustąpiła nakierował na nią końcówkę różdżki. Nie miał zamiaru się bawić.
- Sezam materio!
udany rzut na odporność magiczną
1. Rzut na Sezam materio
- Naturalnie. W razie czego mnie zawołajcie. - odparł patrząc uważnie na kobiety zanim ruszył w kierunku schodów.
Nie chodziło o to, że sobie nie poradzą. Znał umiejętności panny Multon i wiedział, że jest w stanie sobie poradzić w razie niebezpieczeństwa. Nie miał jednak zbyt dużej wiedzy na temat zdolności swojej kuzynki. Chociaż zaklęcie sprzed domu na wykrycie zabezpieczeń wykonała po mistrzowsku, wolał aby uzdrowicielka miała ją na oku w razie czego. Dlatego ucieszył się wewnętrznie, że lady Travers sama to zaproponowała.
Z różdżką w pogotowiu wszedł schodami na górę rozglądając się w około. Drzwi przy schodach były zamknięte, co wzbudziło jego podejrzenia, jednak zanim do nich wrócił najpierw dokładnie przejrzał wszystkie pomieszczenia. Na dłużej zatrzymał się w bibliotece. Pomimo dziury w suficie i kilku kawałkach komety leżących na ziemi, książki o dziwo jakoś nie specjalnie ucierpiały. Owszem, kilkanaście tomów walało się po podłodze, a ich kartki latały pod wpływem podmuchu wiatru wlatującego przez podziurawiony dach, ale reszta wydawała się nietknięta. Przeleciał wzrokiem na szybko po niektórych grzbietach na półkach, tak jak się spodziewał większość była na temat eliksirów, na których się kompletnie nie znał. W końcu upewniwszy się, że nic na pietrze nie stanowi zagrożenia wrócił do drzwi w korytarzu. Dla pewności szarpnął za klamkę, ale kiedy ta nie ustąpiła nakierował na nią końcówkę różdżki. Nie miał zamiaru się bawić.
- Sezam materio!
udany rzut na odporność magiczną
1. Rzut na Sezam materio
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
The member 'Xavier Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Ściągnęła z ramion ich obojga próby zasugerowania, że powinna znajdować się obok kogoś. Powinna, wiedziała o tym najlepiej. Nie tylko powinna, ale i chciała - ważnym było dla niej ukazanie własnej przydatności, własnym wspomożenie czynnie walki, której się podejmowali - ale najważniejsze ze wszystkiego było ona sama, dlatego, że to na jej ramionach znajdował się obowiązek sprowadzenia na świat kolejnego pokolenia. Pokolenia czarodziejów, dla których tworzyli właśnie ten świat. Nie była wojowniczką - i nie zamierzała się nią stać. Była badaczem, była damą - lady Norfolku, żoną, jej umiejętności i zalety znajdowały się w innych miejscach niż pośród walk. Skinęła krótko głową Xavierowi, który zgodził się na zaproponowany przez nią podział.
- W sprawie tego, co znajduje się wśródku wspomóc nas będzie mógł jedynie alchemik. Do eliksirów nigdy nie było mi po drodze. - przyznała zgodnie z prawdą. Eliskiry nigdy nie pociągnęły jej za sobą mocniej, mimo że jej protoplastka właśnie nimi zajmowała się sama. Może nie chciała, wiedząc, że zajęła się też nimi jej matka walcząc o to, by nie być taką samą jak ona. Rozejrzała się zdemolowanym miejscu zastanawiając się, czy istniał sposób, by cokolwiek zrobić nie narażając siebie najmocniej. - Notatki mogą powiedzieć więcej. - orzekła, wejdzie i złapie ich tyle ile da radę w krótkim czasie - choć jak sądziła i do ich rozszyfrowania będą potrzebowali kogoś, kto znał się w stopniu ponadprzeciętnym na przygotowywaniu magicznych naparów. - Jeśli Xavier nie odnajdzie do góry alchemika, panno Multon, to zdaje się że postawiony przed nami problem urośnie jedynie bardziej. - rzuciła spoglądając w stronę schodów, którymi zniknął ledwie chwile wcześniej jej kuzyn. Co powinni zrobić w przypadku, kiedy nie znajdą go w domu? Czy istniało rozwiązanie na tą sytuację? Potrzebowali go, żeby wiedzieć co stało się mieszkańcom. Wcześniej nie brali pod uwagę tego, że on sam mógł być za wszystko odpowiedzialny - a kiedy doprowadził do tragedii postanowił najzwyczajniej w świecie uciec.
| zbieram notatki z pokoju - tyle ile mogę i wycofują się na zewnątrz
- W sprawie tego, co znajduje się wśródku wspomóc nas będzie mógł jedynie alchemik. Do eliksirów nigdy nie było mi po drodze. - przyznała zgodnie z prawdą. Eliskiry nigdy nie pociągnęły jej za sobą mocniej, mimo że jej protoplastka właśnie nimi zajmowała się sama. Może nie chciała, wiedząc, że zajęła się też nimi jej matka walcząc o to, by nie być taką samą jak ona. Rozejrzała się zdemolowanym miejscu zastanawiając się, czy istniał sposób, by cokolwiek zrobić nie narażając siebie najmocniej. - Notatki mogą powiedzieć więcej. - orzekła, wejdzie i złapie ich tyle ile da radę w krótkim czasie - choć jak sądziła i do ich rozszyfrowania będą potrzebowali kogoś, kto znał się w stopniu ponadprzeciętnym na przygotowywaniu magicznych naparów. - Jeśli Xavier nie odnajdzie do góry alchemika, panno Multon, to zdaje się że postawiony przed nami problem urośnie jedynie bardziej. - rzuciła spoglądając w stronę schodów, którymi zniknął ledwie chwile wcześniej jej kuzyn. Co powinni zrobić w przypadku, kiedy nie znajdą go w domu? Czy istniało rozwiązanie na tą sytuację? Potrzebowali go, żeby wiedzieć co stało się mieszkańcom. Wcześniej nie brali pod uwagę tego, że on sam mógł być za wszystko odpowiedzialny - a kiedy doprowadził do tragedii postanowił najzwyczajniej w świecie uciec.
| zbieram notatki z pokoju - tyle ile mogę i wycofują się na zewnątrz
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Elvirze udało się znaleźć nietkniętą fiolkę, choć z uwagi na istotne zniszczenia w pracowni, wymagało to nieco dokładniejszego przyjrzenia się szklanym pojemniczkom. Szczególnie, jeśli chciała uniknąć rozcięcia sobie dłoni o potłuczone resztki alchemicznych narzędzi. Gdy zebrała resztkę eliksiru, przytomnie oczyszczając przy tym kociołek i stół, poczuła, że panujące w pracowni opary zaczęły na nią oddziaływać. Kształty przed jej oczami stały się nieco niewyraźne, jakby zachodziły mgłą, dźwięki były coraz bardziej przytłumione. I bardzo chciało jej się ziewać.
Podobne objawy zaobserwowała u siebie Melisande, kiedy zbierała rozrzucone po podłodze notatki. Kiedy jednak wyszła z pomieszczenia, zawroty głowy i przemożna chęć ziewania, zaczęły ustępować. Lady Travers trzymała w dłoni chaotyczne zapiski alchemika, które w dodatku pozostawały ułożone bez żadnej, konkretnej kolejności. Bez wiedzy z dziedziny alchemii trudno było ocenić, w jaki sposób powinny być uszeregowane kartki. Melisande na niektórych z nich zauważyła jednak symbole, które nie przypominały liter, a prawdopodobnie były runicznymi znakami. Ich znaczenie pozostawało jednak dla kobiety niejasne.
Ramiona Xaviera aż swędziały z potrzeby przytulenia się do kogoś. Chęć ta była tak wielka, że musiał zacisnąć dłoń w pięść, by powstrzymać pchający go naprzód odruch, ale ostatecznie wygrał tę batalię ze swoim ciałem. I wraz z marzeniem o przytulaniu, odpłynęły zapachy jego amortencji.
Pod wpływem zaklęcia, zamek zrobił ciche klik, a potem wypadł z drzwi, które uchyliły się otworem przed Xavierem. Pomieszczenie, które mógł zobaczyć było niewątpliwie sypialnią. I to najwyraźniej nieszczególnie dotkniętą upadkiem komety. Na znajdującym się w pokoju łóżku leżała spokojnie oddychająca, pochrapująca cichutko postać, której we śnie nie przeszkadzał ani Armagedon dziejący się za oknem, ani obcy ludzie buszujący po całym domu.
Mistrz Gry bardzo przeprasza za późny odpis spowodowany przede wszystkim nieobecnością!
Elvira, skończył Ci się czas na badanie laboratorium, przed podjęciem jakiejkolwiek czynności, musisz opuścić pomieszczenie. Możesz także pozostać w laboratorium, jednak wymaga to od Ciebie zdania testu na wytrzymałość psychiczną (ST 60). W przypadku porażki, nie będziesz mogła powstrzymać ziewnięcia, które doprowadzi do wciągnięcia dużej ilości powietrza przesiąkniętego oparami eliksiru. A to z kolei spowoduje utratę przytomności. Możesz rzucić kostką w odpowiednim temacie, przed dodaniem posta i w poście opisać konsekwencje rzutu. Chyba że zdecydujesz się na opuszczenie laboratorium, wtedy rzut nie jest konieczny.
Melisande, możesz spróbować dopatrzeć się logiki w zdobytych zapiskach. W przypadku udanego testu Astronomii (ST 50) dostrzeżesz znajome konstelacje i ciała niebieskie, które pozwolą Ci uszeregować notatki w odpowiedniej kolejności i przeczytać nieco o ostatnich pracach alchemika. Runy pozostaną jednak nieczytelne. Próbę rozszyfrowania notatek możesz podjąć dwukrotnie, pod warunkiem opisania zmiany podejścia do ich badania w stosunku do poprzedniej, nieudanej.
Xavier, w sypialni nic Ci nie grozi. Możesz bezpiecznie do niej wejść i zbadać ją dokładnie, jest prawie nietknięta wydarzeniami z nocy. Jedynymi śladami, że coś jet nie tak są obraz, który spadł ze ściany i stłuczony wazon, który się przewrócił na skutek drgań ziemi wywołanych uderzeniem komety. Śpiącego na łóżku mężczyzny nie uda Ci się obudzić w żaden tradycyjny sposób. Wygląda jak ofiara tajemniczej choroby, która dopadła miasteczko. Z wyglądu pasuje do opisu zamieszkującego w domu alchemika.
W razie pytań, proszę o kontakt!
(Na discordzie obecnie jako Ignotus Mulciber)
Podobne objawy zaobserwowała u siebie Melisande, kiedy zbierała rozrzucone po podłodze notatki. Kiedy jednak wyszła z pomieszczenia, zawroty głowy i przemożna chęć ziewania, zaczęły ustępować. Lady Travers trzymała w dłoni chaotyczne zapiski alchemika, które w dodatku pozostawały ułożone bez żadnej, konkretnej kolejności. Bez wiedzy z dziedziny alchemii trudno było ocenić, w jaki sposób powinny być uszeregowane kartki. Melisande na niektórych z nich zauważyła jednak symbole, które nie przypominały liter, a prawdopodobnie były runicznymi znakami. Ich znaczenie pozostawało jednak dla kobiety niejasne.
Ramiona Xaviera aż swędziały z potrzeby przytulenia się do kogoś. Chęć ta była tak wielka, że musiał zacisnąć dłoń w pięść, by powstrzymać pchający go naprzód odruch, ale ostatecznie wygrał tę batalię ze swoim ciałem. I wraz z marzeniem o przytulaniu, odpłynęły zapachy jego amortencji.
Pod wpływem zaklęcia, zamek zrobił ciche klik, a potem wypadł z drzwi, które uchyliły się otworem przed Xavierem. Pomieszczenie, które mógł zobaczyć było niewątpliwie sypialnią. I to najwyraźniej nieszczególnie dotkniętą upadkiem komety. Na znajdującym się w pokoju łóżku leżała spokojnie oddychająca, pochrapująca cichutko postać, której we śnie nie przeszkadzał ani Armagedon dziejący się za oknem, ani obcy ludzie buszujący po całym domu.
Elvira, skończył Ci się czas na badanie laboratorium, przed podjęciem jakiejkolwiek czynności, musisz opuścić pomieszczenie. Możesz także pozostać w laboratorium, jednak wymaga to od Ciebie zdania testu na wytrzymałość psychiczną (ST 60). W przypadku porażki, nie będziesz mogła powstrzymać ziewnięcia, które doprowadzi do wciągnięcia dużej ilości powietrza przesiąkniętego oparami eliksiru. A to z kolei spowoduje utratę przytomności. Możesz rzucić kostką w odpowiednim temacie, przed dodaniem posta i w poście opisać konsekwencje rzutu. Chyba że zdecydujesz się na opuszczenie laboratorium, wtedy rzut nie jest konieczny.
Melisande, możesz spróbować dopatrzeć się logiki w zdobytych zapiskach. W przypadku udanego testu Astronomii (ST 50) dostrzeżesz znajome konstelacje i ciała niebieskie, które pozwolą Ci uszeregować notatki w odpowiedniej kolejności i przeczytać nieco o ostatnich pracach alchemika. Runy pozostaną jednak nieczytelne. Próbę rozszyfrowania notatek możesz podjąć dwukrotnie, pod warunkiem opisania zmiany podejścia do ich badania w stosunku do poprzedniej, nieudanej.
Xavier, w sypialni nic Ci nie grozi. Możesz bezpiecznie do niej wejść i zbadać ją dokładnie, jest prawie nietknięta wydarzeniami z nocy. Jedynymi śladami, że coś jet nie tak są obraz, który spadł ze ściany i stłuczony wazon, który się przewrócił na skutek drgań ziemi wywołanych uderzeniem komety. Śpiącego na łóżku mężczyzny nie uda Ci się obudzić w żaden tradycyjny sposób. Wygląda jak ofiara tajemniczej choroby, która dopadła miasteczko. Z wyglądu pasuje do opisu zamieszkującego w domu alchemika.
W razie pytań, proszę o kontakt!
(Na discordzie obecnie jako Ignotus Mulciber)
Cieszył się, że silna potrzeba zbliżenia się do kogoś minęła. Jednocześnie co prawda przestał czuć zapach perfum żony, ale na tym poziomie mu to nie przeszkadzało. Byłoby co najmniej niezręcznie gdyby w takim momencie przytulił kuzynkę, bo to ona była najbliżej. Zwłaszcza, że nigdy nie należał do osób wylewnych uczuciowo, a już w ogóle jeśli chodziło o dalszych członków rodziny.
Kiedy zamek wypadł z drzwi przez moment mężczyzna nie ruszył się z miejsca i jedynie nasłuchiwał. Nie docierały do niego jednak żadne odgłosy z drugiej strony drzwi. Jedyne co słyszał to rozmowy pań z dołu, więc po chwili pchnął drzwi. Te otworzyły się z cichym skrzypnięciem i moment później Xavier wkroczył do pokoju. Znalazł się w przestronnej sypialni, prawie nie ruszonej tym co stało się na zewnątrz. Zauważył pobity wazon i obrazu, które pospadały ze ścian, ale poza tym wydawało się, że pomieszczenie, które zdecydowanie było sypialnią, w ogóle nie ucierpiało. Czy była to zasługa zabezpieczeń, które zostały nałożone na dom czy czegoś innego, nie miał zamiaru w tym momencie tego roztrząsać.
Uwagę czarodzieja przykuł leżący na łóżku mężczyzna, który zdecydowanie cicho pochrapywał. Brwi lorda uniosły się w geście niedowierzanie pomieszanego z zaskoczeniem, po czym podszedł do łóżka. Potrzebował chwili aby upewnić się w przekonaniu, że leży przed nim poszukiwany przez nich alchemik.
- Niech to… - mruknął pod nosem kręcąc głową, a po chwili nachylił się nad śpiącym i poklepał go trochę mocniej po policzku – Panie Thorn, proszę się obudzić. - powiedział głośniej.
Tak jak się jednak spodziewał, nie przyniosło to pożądanego skutku. Mężczyzna ani drgnął, dalej spał w najlepsze. Xavier nie miał zamiaru używać czarów na tym człowieku, zwłaszcza, że fakt, że ten spał, utwierdził go w przekonaniu, że padł on ofiarą tego samego zjawiska co reszta miasteczka. W żadnym wypadku nie wróżyło to dobrze, ale przecież po to tu byli, czyż nie?
Wiedząc, że w pojedynkę nic nie zdziała, wyszedł więc na korytarz.
- Znalazłem naszego alchemika! - zawołał wystarczająco głośno by usłyszały go kobiety na dole.
Była z nimi panna Multon, wierzył, że posiada ona odpowiednie umiejętności by wyrwać śpiącego Thorne’a spod działania „Klątwy Snu”, jak roboczo nazwał to siebie w głowie. Naturalnie był również gotów wspomóc ją swoją wiedzą jeśli będzie oczywiście potrzebna.
Kiedy zamek wypadł z drzwi przez moment mężczyzna nie ruszył się z miejsca i jedynie nasłuchiwał. Nie docierały do niego jednak żadne odgłosy z drugiej strony drzwi. Jedyne co słyszał to rozmowy pań z dołu, więc po chwili pchnął drzwi. Te otworzyły się z cichym skrzypnięciem i moment później Xavier wkroczył do pokoju. Znalazł się w przestronnej sypialni, prawie nie ruszonej tym co stało się na zewnątrz. Zauważył pobity wazon i obrazu, które pospadały ze ścian, ale poza tym wydawało się, że pomieszczenie, które zdecydowanie było sypialnią, w ogóle nie ucierpiało. Czy była to zasługa zabezpieczeń, które zostały nałożone na dom czy czegoś innego, nie miał zamiaru w tym momencie tego roztrząsać.
Uwagę czarodzieja przykuł leżący na łóżku mężczyzna, który zdecydowanie cicho pochrapywał. Brwi lorda uniosły się w geście niedowierzanie pomieszanego z zaskoczeniem, po czym podszedł do łóżka. Potrzebował chwili aby upewnić się w przekonaniu, że leży przed nim poszukiwany przez nich alchemik.
- Niech to… - mruknął pod nosem kręcąc głową, a po chwili nachylił się nad śpiącym i poklepał go trochę mocniej po policzku – Panie Thorn, proszę się obudzić. - powiedział głośniej.
Tak jak się jednak spodziewał, nie przyniosło to pożądanego skutku. Mężczyzna ani drgnął, dalej spał w najlepsze. Xavier nie miał zamiaru używać czarów na tym człowieku, zwłaszcza, że fakt, że ten spał, utwierdził go w przekonaniu, że padł on ofiarą tego samego zjawiska co reszta miasteczka. W żadnym wypadku nie wróżyło to dobrze, ale przecież po to tu byli, czyż nie?
Wiedząc, że w pojedynkę nic nie zdziała, wyszedł więc na korytarz.
- Znalazłem naszego alchemika! - zawołał wystarczająco głośno by usłyszały go kobiety na dole.
Była z nimi panna Multon, wierzył, że posiada ona odpowiednie umiejętności by wyrwać śpiącego Thorne’a spod działania „Klątwy Snu”, jak roboczo nazwał to siebie w głowie. Naturalnie był również gotów wspomóc ją swoją wiedzą jeśli będzie oczywiście potrzebna.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Miasto Appleby
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Westmorland