Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Westmorland
Miasto Appleby
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Miasto Appleby
Założone przez Normanów miasto usytuowane nad brzegiem rzeki Eden. Dopiero w osiemnastym wieku przeżyło prawdziwy rozkwit, gdy organizowane tu czterodniowe targi konne wsławiły się na mapie Wielkiej Brytanii, obecnie wsławione pośród zainteresowanych jeździectwem i hodowlą mieszkańców Wysp. Perłą w tutejszej koronie jest Appleby Castle, imponujący zamek doglądający skądinąd niewielkiej miejscowości o zadbanych uliczkach i okrągłym placu głównym, na którym nie brakuje rzemieślników i handlarzy codziennie wystawiających swoje towary.
To były tylko strzępy informacji które udało im się wyłuskać? Czy miały przynieść cokolwiek wartościowego? Tego nie była w stanie całkowicie przewidzieć co w pewien sposób ją frustrowało. Słowa Xaviera dawały trochę więcej przesunęła ciemne spojrzenie na panne Multon oczekując od niej decyzji. Cóż, nie byłoby jej szkoda mężczyzny gdyby zmarł - tylko czy gdyby doprowadzili do jego śmierci mieliby jak rozwiązać sytuację w której się znaleźli? Potaknęła głową z niewielkim - bo jak mogłoby być większe? - zadowoleniem na potwierdzenie słów kuzyna. Zmarszczyła brwi słuchając padających słów od uzdrowicielki pozwalając zejść się brwią, spojrzenie przenosząc na śpiącego mężczyznę.
- Chyba bez znaczenia, panno Multon. Obecnie nie mamy pewności radziłabym pójść za przeczuciem. - ona miała z nich najlepsze bo oni mogli tylko powiedzieć co udało im się wysnuć z notatek. Czy raczej co domyślić. Bo jak powiedziała, pewności nie mieli żadnej. I za ty poszła Elvira, która wybrała zaklęcie - kiedyś o nim słyszała chyba. W milczeniu obserwowała jej działanie. A potem mimowolnie - ku własnej zgrozie - drgnęła zaskoczona nagłym zlepkiem głosek. Przestraszyła się, na Mahaut. Jak śmiał budzić się w taki sposób? Niemal wywróciła oczami. Wzięła wdech wypuszczając powietrze.
- Oh, Xavierze, nie potęguj w naszym gospodarzu zdezorientowania. - zwróciła się do kuzyna z rozbawioną manierą. - Najprościej nazwać nas można pańskimi wybawcami, wszak stał się pan ofiarą swojej własnej pracy. Lord Burke ma jednak słuszność we własnych słowach, potrzebujemy odpowiedzi - i potrzebujemy ich szybko, byłby pan uprzejmy nas w tym wspomóc? Proszę się nie martwić o nasz zasób wiedzy - panna Multon z pewnością pojmie zagadnienia z dziedziny anatomii, a jeśli posiada pan w związku z nią jakieś wątpliwości z rozkoszą rozwiejemy je wspólnie pochylając się nad sprawą, czyż nie? - zapytała chociaż jedynie retorycznie otulając go urokliwym uśmiechem. - Wszak, nie planował pan pogrążyć nie tylko siebie ale i sąsiadów w tak głębokim śnie. - zaplotła dłonie przed sobą. - Z uwagi na czas który panu już poświęciliśmy wierzę, że nie będzie pan krył się za czymś tak absurdalnie nielogicznym jak tajemnice naukowe. - nie dodała, że albo im odpowie, albo ową odpowiedź wyciągnąć z niego siłą - nie ona, ale skoro odzyskał świadomość wybór miał tylko jeden.
- Chyba bez znaczenia, panno Multon. Obecnie nie mamy pewności radziłabym pójść za przeczuciem. - ona miała z nich najlepsze bo oni mogli tylko powiedzieć co udało im się wysnuć z notatek. Czy raczej co domyślić. Bo jak powiedziała, pewności nie mieli żadnej. I za ty poszła Elvira, która wybrała zaklęcie - kiedyś o nim słyszała chyba. W milczeniu obserwowała jej działanie. A potem mimowolnie - ku własnej zgrozie - drgnęła zaskoczona nagłym zlepkiem głosek. Przestraszyła się, na Mahaut. Jak śmiał budzić się w taki sposób? Niemal wywróciła oczami. Wzięła wdech wypuszczając powietrze.
- Oh, Xavierze, nie potęguj w naszym gospodarzu zdezorientowania. - zwróciła się do kuzyna z rozbawioną manierą. - Najprościej nazwać nas można pańskimi wybawcami, wszak stał się pan ofiarą swojej własnej pracy. Lord Burke ma jednak słuszność we własnych słowach, potrzebujemy odpowiedzi - i potrzebujemy ich szybko, byłby pan uprzejmy nas w tym wspomóc? Proszę się nie martwić o nasz zasób wiedzy - panna Multon z pewnością pojmie zagadnienia z dziedziny anatomii, a jeśli posiada pan w związku z nią jakieś wątpliwości z rozkoszą rozwiejemy je wspólnie pochylając się nad sprawą, czyż nie? - zapytała chociaż jedynie retorycznie otulając go urokliwym uśmiechem. - Wszak, nie planował pan pogrążyć nie tylko siebie ale i sąsiadów w tak głębokim śnie. - zaplotła dłonie przed sobą. - Z uwagi na czas który panu już poświęciliśmy wierzę, że nie będzie pan krył się za czymś tak absurdalnie nielogicznym jak tajemnice naukowe. - nie dodała, że albo im odpowie, albo ową odpowiedź wyciągnąć z niego siłą - nie ona, ale skoro odzyskał świadomość wybór miał tylko jeden.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Pokręciła głową, marszcząc nieznacznie nos na woń dymu tytoniowego; nie znając jej aż tak dobrze Xavier mógł uznać, że jest to wyraz niesmaku wywołanego paleniem na miejscu misji, ale po prawdzie tylko i wyłącznie żałowała, że nie może zrobić tego samego. Frustrował ją czymś, czego sama nie mogła mieć. I może wypominała sobie teraz, że własną papierośnicę zostawiła w domu.
- Nie do końca. Chociaż kto wie. Jeżeli ja miałabym zgadywać, powiedziałabym, że eliksir miał go uratować przed tą zmorą, która w taki właśnie sposób działa na ludzi - usypia ciało bardziej niż umysł. Ale chyba go nie dokończył. Eksperymentował. Nikt nie był gotowy ani na deszcz meteorów ani na to co nastąpiło później - Wbrew temu co twierdzili teraz wszyscy wieszczowie ostatecznej zguby i chałupniczy astronomowie.
Nie mając lepszego pomysłu, zdecydowała się pójść za przeczuciem - i wzdrygnęła się okrutnie, gdy czarodziej po jednym wdechu zerwał się jak oparzony z okrzykiem, który ranił uszy w tym cichym, martwym dotąd domu. Zacisnęła zęby i wyprostowała się znów, nieco zawstydzona swoją reakcją, jakkolwiek byłaby odruchowa. Xavier wystąpił przed Melisande, jak na dżentelmena przystało, ale ona nie czuła potrzeby odsuwania się daleko od Thorne'a; miała w ręku różdżkę, jeżeli w amoku by ich zaatakował poradziłaby sobie z nim krótko. Ostatecznie, niewiele mógł poczynić bez własnej magii i w tak osłabionym stanie. Na oko i uzdrowicielskie wyczucie nie wyglądał jakby bardzo cierpiał. Był przerażony, roztrzęsiony, wpadał w drgawki i dukał sylaby, jakby na nowo uczył się mówić.
To była gwałtowna pobudka, ale po takiej śpiączce nie wyobrażała sobie innej. Nie mieli czasu na bycie delikatnymi.
Zawahała się przed rzuceniem Paxo; równowaga wciąż była chwiejna, nie chciała przypadkiem uspokoić go zbyt mocno, bo jeszcze znów by usnął. Żeby jednak Melisande i Xavier mogli wyciągnąć z niego przydatne informacje, wykorzystała najsłabszą formę zaklęcia - delikatne popchnięcie w kierunku złapania głębszego oddechu, ale w żadnym stopniu nie otumaniające.
- Paxo - pomruk, dotknięcie skroni czubkiem różdżki, zanim zdążyłby się zorientować, że w ogóle mu ją tam przyłożyła. - No już, oddychaj. Wdech, wydech. Jesteś już bezpieczny, nie damy ci znowu usnąć - Coś pomiędzy zapewnieniem a groźbą. - Lord i lady zamierzają uratować twoje miasto. Ja jestem uzdrowicielką. Musisz nam opowiedzieć co tu się wydarzyło; z twojej perspektywy. - Zatrzymała się najbliżej łóżka, z bladym uśmiechem na ustach.
Melisande była czarująca, Xavier rzeczowy.
A ona nie zamierzała pozwolić mu uciec.
- Nie do końca. Chociaż kto wie. Jeżeli ja miałabym zgadywać, powiedziałabym, że eliksir miał go uratować przed tą zmorą, która w taki właśnie sposób działa na ludzi - usypia ciało bardziej niż umysł. Ale chyba go nie dokończył. Eksperymentował. Nikt nie był gotowy ani na deszcz meteorów ani na to co nastąpiło później - Wbrew temu co twierdzili teraz wszyscy wieszczowie ostatecznej zguby i chałupniczy astronomowie.
Nie mając lepszego pomysłu, zdecydowała się pójść za przeczuciem - i wzdrygnęła się okrutnie, gdy czarodziej po jednym wdechu zerwał się jak oparzony z okrzykiem, który ranił uszy w tym cichym, martwym dotąd domu. Zacisnęła zęby i wyprostowała się znów, nieco zawstydzona swoją reakcją, jakkolwiek byłaby odruchowa. Xavier wystąpił przed Melisande, jak na dżentelmena przystało, ale ona nie czuła potrzeby odsuwania się daleko od Thorne'a; miała w ręku różdżkę, jeżeli w amoku by ich zaatakował poradziłaby sobie z nim krótko. Ostatecznie, niewiele mógł poczynić bez własnej magii i w tak osłabionym stanie. Na oko i uzdrowicielskie wyczucie nie wyglądał jakby bardzo cierpiał. Był przerażony, roztrzęsiony, wpadał w drgawki i dukał sylaby, jakby na nowo uczył się mówić.
To była gwałtowna pobudka, ale po takiej śpiączce nie wyobrażała sobie innej. Nie mieli czasu na bycie delikatnymi.
Zawahała się przed rzuceniem Paxo; równowaga wciąż była chwiejna, nie chciała przypadkiem uspokoić go zbyt mocno, bo jeszcze znów by usnął. Żeby jednak Melisande i Xavier mogli wyciągnąć z niego przydatne informacje, wykorzystała najsłabszą formę zaklęcia - delikatne popchnięcie w kierunku złapania głębszego oddechu, ale w żadnym stopniu nie otumaniające.
- Paxo - pomruk, dotknięcie skroni czubkiem różdżki, zanim zdążyłby się zorientować, że w ogóle mu ją tam przyłożyła. - No już, oddychaj. Wdech, wydech. Jesteś już bezpieczny, nie damy ci znowu usnąć - Coś pomiędzy zapewnieniem a groźbą. - Lord i lady zamierzają uratować twoje miasto. Ja jestem uzdrowicielką. Musisz nam opowiedzieć co tu się wydarzyło; z twojej perspektywy. - Zatrzymała się najbliżej łóżka, z bladym uśmiechem na ustach.
Melisande była czarująca, Xavier rzeczowy.
A ona nie zamierzała pozwolić mu uciec.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 7, 8, 8, 7, 1
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 7, 8, 8, 7, 1
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Miasto Appleby
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Westmorland