Zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaułek
Ulica Pokątna składa się nie tylko z głównej ulicy, choć to na niej tętni życie. Pomiędzy wejściami do niektórych sklepów, znajdują się odnogi mniejszych uliczek, bardziej zaniedbanych, ponurych, często wyboistych - nikt nie widzi celu w ich odnowie. Czasami przebiegnie tu bezpański kot, by za chwilę zniknąć w cieniu. Dróżki najczęściej krzyżują się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć, w której można łatwo się zgubić, niektóre są ślepe, a wszystkie wydają się tak samo podobne.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Meg Attenberry' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Artura nie spłoszyło zachowanie nieznajomej, co najwyżej zdziwił go nieco jej ton. Nie usłyszał dobrze pierwszej wypowiedzi, ale chyba było tam coś o pieprzu. To może była jego wyobraźnia, ale mogła też mówić o "tym świecie". Co to wszystko znaczy?
- Naprawdę? - zdziwił się nieco, coś takiego rzeczywiście wyprawiało się na ulicy Pokątnej? Kula ognia to dość nieprecyzyjne określenie, to właściwie mogło oznaczać wszystko - zaklęcie, anomalię, rozdrażnioną półwilę? - Co tam się dzieje? - dopytał. - Czasem niektórzy wymachują różdżkami jak kompletni idioci i są później wielce zdziwieni, że wokół zapanował straszny bałagan - przyznał, rozkładając przy tym bezradnie ręce.
Westchnął zrezygnowany, był w końcu aurorem, powinien sprawdzić co się tam właściwie dzieje.
- Lepiej zobaczę, czy nikt nie potrzebuje pomocy - stwierdził z rezygnacją, wyciągając przy tym różdżkę.
Wtedy zdarzały się coś niespodziewanego. Poczuł szarpnięcie, a jego różdżka sama wyskoczyła z dłoni, zupełnie jakby ktoś go rozbroił expelliarmusem. Rozejrzał się szybko, ale poza nimi nikogo nie było widać, a jego rozmówczyni sama nie była uzbrojona.
Bez różdżki poczuł nieprzyjemne ukłucie strachu, ale dobrze to zamaskował. Była przedłużeniem jego ręki i woli, pozwalała mu zapanować nad magicznym darem. Rozbrojony poczuł się trochę bezradny. Zachowywał czujność, może to była jakaś pułapka?
- Chyba powinienem ją sobie przywiązać - zażartował, szukając wzrokiem zguby. Nie było to takie proste, zaułek nie został dobrze oświetlony, rozmywając się nieco w cieniach budynków. Odruchowo chciał rzucić lumos, ale przecież nie miał przy sobie różdżki. - Nie sądzisz, że za bardzo na nich polegamy? Przecież tyle rzeczy można zrobić bez pomocy magii, powinniśmy uczyć się od mugoli - wyznał szczerze. Nie był świadomy pochodzenia nieznajomej, ale jej ubiór wydawał się, podobnie jak jego, dość mugolski, więc raczej nie była jakąś fanatyczką czystej krwi. - Muszę sobie kupić latarkę - mruknął pod nosem. Dość ciekawy wynalazek, jeszcze nie wiedział na jakiej zasadzie świecił, jaka technologia się za tym kryła, ale na pewno to robiła bez pomocy magii i po kliknięciu w przycisk. Nie miał pojęcia czy dziewczyna go słyszała oraz czy wiedziała czym właściwie było to urządzenie.
- Naprawdę? - zdziwił się nieco, coś takiego rzeczywiście wyprawiało się na ulicy Pokątnej? Kula ognia to dość nieprecyzyjne określenie, to właściwie mogło oznaczać wszystko - zaklęcie, anomalię, rozdrażnioną półwilę? - Co tam się dzieje? - dopytał. - Czasem niektórzy wymachują różdżkami jak kompletni idioci i są później wielce zdziwieni, że wokół zapanował straszny bałagan - przyznał, rozkładając przy tym bezradnie ręce.
Westchnął zrezygnowany, był w końcu aurorem, powinien sprawdzić co się tam właściwie dzieje.
- Lepiej zobaczę, czy nikt nie potrzebuje pomocy - stwierdził z rezygnacją, wyciągając przy tym różdżkę.
Wtedy zdarzały się coś niespodziewanego. Poczuł szarpnięcie, a jego różdżka sama wyskoczyła z dłoni, zupełnie jakby ktoś go rozbroił expelliarmusem. Rozejrzał się szybko, ale poza nimi nikogo nie było widać, a jego rozmówczyni sama nie była uzbrojona.
Bez różdżki poczuł nieprzyjemne ukłucie strachu, ale dobrze to zamaskował. Była przedłużeniem jego ręki i woli, pozwalała mu zapanować nad magicznym darem. Rozbrojony poczuł się trochę bezradny. Zachowywał czujność, może to była jakaś pułapka?
- Chyba powinienem ją sobie przywiązać - zażartował, szukając wzrokiem zguby. Nie było to takie proste, zaułek nie został dobrze oświetlony, rozmywając się nieco w cieniach budynków. Odruchowo chciał rzucić lumos, ale przecież nie miał przy sobie różdżki. - Nie sądzisz, że za bardzo na nich polegamy? Przecież tyle rzeczy można zrobić bez pomocy magii, powinniśmy uczyć się od mugoli - wyznał szczerze. Nie był świadomy pochodzenia nieznajomej, ale jej ubiór wydawał się, podobnie jak jego, dość mugolski, więc raczej nie była jakąś fanatyczką czystej krwi. - Muszę sobie kupić latarkę - mruknął pod nosem. Dość ciekawy wynalazek, jeszcze nie wiedział na jakiej zasadzie świecił, jaka technologia się za tym kryła, ale na pewno to robiła bez pomocy magii i po kliknięciu w przycisk. Nie miał pojęcia czy dziewczyna go słyszała oraz czy wiedziała czym właściwie było to urządzenie.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Dziwne rzeczy. Jak wszędzie. - mruknęła w odpowiedzi na drugie pytanie, wzruszając lekko przy tym ramionami. Trochę może zdziwiona była, że otrzymała tę garść faktycznej uwagi, ale trochę w sumie było jej to obojętne. - Też się dziwię że ten świat jeszcze stoi. W sumie nie dziwne, że rozwala się przez to też mugolski. - dodała jakoś tak bezpośrednio, bo chyba za zmęczona była na gierki i za sfrustrowana i chyba wpadła w taki nastrój, że miała wszystko gdzieś w tej chwili.
- Głupi jesteś czy z policji? - uniosła lekko brwi. Musiała chyba na prawdę być zirytowana na cały ten świat i może wyżywała tę irytację na tym biednym człowieku, ale kto normalny biegnie gdzieś gdzie rzucają kulami ognia? Nieistotne, że zagrożeniem w sumie to była ona sama. - Jak odchodziłam to już tam coś ogarniali i chyba rannych też.
Dodała tak po chwili spokojniej, jakoś nieszczególnie zainteresowana już tematem. Odcięta troszeczkę.
Spojrzała jak magiczny przedmiot upada na ziemię i chwilę patrzyła na niego z obojętnością, zanim został podniesiony. Miała przeczucie, że miała coś wspólnego z tym upadkiem, choć nie umiałaby tego przeczucia uzasadnić. Ludziom przecież zdarza się po prostu upuszczać rzeczy nawet bez chodzących anomalii w okolicy.
Uśmiechnęła się pod nosem na kolejne słowa, w sumie to dobrze że chociaż poznała poglądy tego człowieka, który najwidoczniej był całkiem niegroźny. Oparła się o ścianę za sobą.
- Ta, moglibyście się sporo nauczyć. - przyznała wprost, może trochę w tej chwili bawiąc się tą rozmową i patrząc wyzywająco na rozmówcę. - Ale wiesz, mogą być w tej chwili lekko zajęci.
Tak, zamierzała ich o to obwiniać, bo wszystko jest ich winą i nikt jej nie wmówi że jest inaczej. Założyła ręce na piersi trochę w sumie ciekawa, co powie na to jej rozmówca, jak zareaguje na fakt, że rozmawia z najprawdziwszym mugolem.
- I scyzoryk. - wzruszyła ramionami na jego słowa. Taka prosta rada. - Ponoć wam się dziwne rzeczy dzieją jak tego używacie. - wskazała na różdżkę. - Scyzoryk to mala pierdołka, a ma w sobie śrubokręt, pilniczek, nożyk, nożyczki, korkociąg, pensetę i wiele innych bzdurek które lubią się w sumie przydawać.
Może mało kto by się zgodził, ale ona ze swoim scyzorykiem się nie rozstawała. Zawsze mogła otworzyć wino. Zawsze ładnie piłowała paznokcie. Czy jak trzeba coś podciąć, bez problemu. Wygodne toto. W sumie mogłaby polecić sporo gadżetów, jak tak zaczęła myśleć.
- Latarki są fajne na czoło. - dodała. - Nie trzeba ich nosić. Ale głupio się wygląda.
Nawet się lekko na tę myśl uśmiechnęła.
- Głupi jesteś czy z policji? - uniosła lekko brwi. Musiała chyba na prawdę być zirytowana na cały ten świat i może wyżywała tę irytację na tym biednym człowieku, ale kto normalny biegnie gdzieś gdzie rzucają kulami ognia? Nieistotne, że zagrożeniem w sumie to była ona sama. - Jak odchodziłam to już tam coś ogarniali i chyba rannych też.
Dodała tak po chwili spokojniej, jakoś nieszczególnie zainteresowana już tematem. Odcięta troszeczkę.
Spojrzała jak magiczny przedmiot upada na ziemię i chwilę patrzyła na niego z obojętnością, zanim został podniesiony. Miała przeczucie, że miała coś wspólnego z tym upadkiem, choć nie umiałaby tego przeczucia uzasadnić. Ludziom przecież zdarza się po prostu upuszczać rzeczy nawet bez chodzących anomalii w okolicy.
Uśmiechnęła się pod nosem na kolejne słowa, w sumie to dobrze że chociaż poznała poglądy tego człowieka, który najwidoczniej był całkiem niegroźny. Oparła się o ścianę za sobą.
- Ta, moglibyście się sporo nauczyć. - przyznała wprost, może trochę w tej chwili bawiąc się tą rozmową i patrząc wyzywająco na rozmówcę. - Ale wiesz, mogą być w tej chwili lekko zajęci.
Tak, zamierzała ich o to obwiniać, bo wszystko jest ich winą i nikt jej nie wmówi że jest inaczej. Założyła ręce na piersi trochę w sumie ciekawa, co powie na to jej rozmówca, jak zareaguje na fakt, że rozmawia z najprawdziwszym mugolem.
- I scyzoryk. - wzruszyła ramionami na jego słowa. Taka prosta rada. - Ponoć wam się dziwne rzeczy dzieją jak tego używacie. - wskazała na różdżkę. - Scyzoryk to mala pierdołka, a ma w sobie śrubokręt, pilniczek, nożyk, nożyczki, korkociąg, pensetę i wiele innych bzdurek które lubią się w sumie przydawać.
Może mało kto by się zgodził, ale ona ze swoim scyzorykiem się nie rozstawała. Zawsze mogła otworzyć wino. Zawsze ładnie piłowała paznokcie. Czy jak trzeba coś podciąć, bez problemu. Wygodne toto. W sumie mogłaby polecić sporo gadżetów, jak tak zaczęła myśleć.
- Latarki są fajne na czoło. - dodała. - Nie trzeba ich nosić. Ale głupio się wygląda.
Nawet się lekko na tę myśl uśmiechnęła.
The member 'Meg Attenberry' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Meg otrzymała niespodziewaną porcję uwagi, w końcu należało się dowiedzieć co się tam dzieje. Poza tym Arturowi spodobały się jej trzeźwe i przy okazji doprawione ironią słowa.
- Trafna uwaga - przyznał z rozbawieniem. Czarodzieje i mugole byli ze sobą połączeni mocniej, niż wielu zwolenników czystej krwi chciałoby przyznać.
Na moment zdziwiły go jej słowa. Nie poczuł się urażony, po prostu już nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś się tak do niego zwracał.
- Tak właściwie to w pewnym sensie oba, bo żeby zdecydować się na pracę aurora trzeba być trochę niespełna rozumu - wyjaśnił, uśmiechając się przy tym zaczepnie. - Czyli już tam jest spokojnie? Co się tam w końcu wyrabiało? - dopytywał, w końcu taka praca.
Po chwili udało mu się znaleźć różdżkę, z ulgą zacisnął mocno palce na drewnie. Zerknął na ręce rozmówczyni, ale nie skrywały one magicznego przedmiotu. Za to wydawały się całkiem zwinne...
Zamarł na moment. "Moglibyście...", czyżby ona nie była czarownicą? Mogła być Charłakiem, ale oni woleli czuć się w jakimś stopniu, choć maleńkim, częścią czarodziejskiego społeczeństwa. Jeśli nieznajoma była niemagiczna, to wyjaśniałoby rozbrojenie Artura, mógł mieć do czynienia z anomalią.
- Nie jesteś czarownicą? - jednocześnie zapytał i stwierdził fakt. Wolał nie pytać bezpośrednio o bycie mugolem, w końcu mogła źle odbierać to słowo... właściwie nie wiedział jak oni odbierają takie określenie. - Jak dostałaś się na Pokątną? - zainteresował się, w końcu to miejsce było normalnie dla niemagicznych niedostępne.
Spojrzał na nią z politowaniem, chyba nie myślała, że uwierzy w istnienie przedmiotu łączącego tyle innych bez pomocy zaklęć? Coś takiego nie mogło być małą pierdółką.
- Może potrafi też wskazywać północ i rozpalać ogień? - zapytał nieco złośliwie, przecież taki przedmiot byłby idealną pomocą dla wszystkich, którzy stają przed dziwnymi wyzwaniami.
Spodobał mu się ten pomysł, może nieznajoma nie robiła sobie z niego żartów, w końcu mugole znali się na technologi, ich pomysłowość zaskakiwała.
- Rzeczywiście musiałoby się z tym wyglądać głupio - przyznał, bezwiednie uśmiechając się jak ona. - Przy okazji, jestem Artur.
- Trafna uwaga - przyznał z rozbawieniem. Czarodzieje i mugole byli ze sobą połączeni mocniej, niż wielu zwolenników czystej krwi chciałoby przyznać.
Na moment zdziwiły go jej słowa. Nie poczuł się urażony, po prostu już nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś się tak do niego zwracał.
- Tak właściwie to w pewnym sensie oba, bo żeby zdecydować się na pracę aurora trzeba być trochę niespełna rozumu - wyjaśnił, uśmiechając się przy tym zaczepnie. - Czyli już tam jest spokojnie? Co się tam w końcu wyrabiało? - dopytywał, w końcu taka praca.
Po chwili udało mu się znaleźć różdżkę, z ulgą zacisnął mocno palce na drewnie. Zerknął na ręce rozmówczyni, ale nie skrywały one magicznego przedmiotu. Za to wydawały się całkiem zwinne...
Zamarł na moment. "Moglibyście...", czyżby ona nie była czarownicą? Mogła być Charłakiem, ale oni woleli czuć się w jakimś stopniu, choć maleńkim, częścią czarodziejskiego społeczeństwa. Jeśli nieznajoma była niemagiczna, to wyjaśniałoby rozbrojenie Artura, mógł mieć do czynienia z anomalią.
- Nie jesteś czarownicą? - jednocześnie zapytał i stwierdził fakt. Wolał nie pytać bezpośrednio o bycie mugolem, w końcu mogła źle odbierać to słowo... właściwie nie wiedział jak oni odbierają takie określenie. - Jak dostałaś się na Pokątną? - zainteresował się, w końcu to miejsce było normalnie dla niemagicznych niedostępne.
Spojrzał na nią z politowaniem, chyba nie myślała, że uwierzy w istnienie przedmiotu łączącego tyle innych bez pomocy zaklęć? Coś takiego nie mogło być małą pierdółką.
- Może potrafi też wskazywać północ i rozpalać ogień? - zapytał nieco złośliwie, przecież taki przedmiot byłby idealną pomocą dla wszystkich, którzy stają przed dziwnymi wyzwaniami.
Spodobał mu się ten pomysł, może nieznajoma nie robiła sobie z niego żartów, w końcu mugole znali się na technologi, ich pomysłowość zaskakiwała.
- Rzeczywiście musiałoby się z tym wyglądać głupio - przyznał, bezwiednie uśmiechając się jak ona. - Przy okazji, jestem Artur.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Zawsze dziwiło mnie, że ludzie chcą to robić.
Przyznała. Nie była z tych dobrych. Nie była też z tych złych. Była z tych co chcą przeciętnie żyć, cieszyć się spokojem wewnętrznym i satysfakcją z wykonywania swojej bardziej lub mniej potrzebnej społeczeństwu pracy. Nigdy nie rozumiała, co pcha człowieka do zawodu związanego albo z ryzykowaniem życiem, albo z wystawianiem się na kłopotliwych obywateli. Sama doskonale wiedziała, jak kłopotliwi potrafią być z resztą, a w końcu nie należała do ciemnej strony mocy.
- Mówiłam. Kula ognia. - powtórzyła, nadal nie zamierzając widocznie wdawać się w detale, szczególnie skoro rozmawiała z magicznym policjantem czy kimśtam. Poznała już kilka magicznych słów ale takie detale jak ich hierarchia nie bardzo jej obchodziły. Stróż prawa to stróż prawa, atakowanie ludzi ogniem to przestępstwo. - Zgaduję, że grupa ludzi jeszcze trochę przeżywa na czym świat stoi, ale skoro nie słychać wrzasków czy uciekających ludzi, pewnie jest okej. - zerknęła w kierunku ulicy i wzruszyła ramionami. W sumie to nawet nie bardzo czuła się winna. Może trochę się uodporniła.
- Anomalia. Podobno jedna z pierwszych. To było nawet zabawne. - uśmiechnęła się, choć wcale nie jakoś wesoło, bardziej ironicznie może, bo chyba trudno cały ten koszmar nazwać zabawnym. Nawet z perspektywy czasu. - Nie, od tego jest kompas i zapalniczka. Ale jeśli nie chodzisz po lasach z mapami to nie wiem po co ci wskazywanie północy. - stwierdziła przez chwilę udając, że nie widzi faktu że ten człowiek jej nie dowierza. Czarodzieje bywają zabawni, nawet bardzo zabawni. Zaraz lekko przechyliła głowę.
- Trochę jak cyklop któremu świeci oko. - uśmiechnęła się lekko na to skojarzenie, choć w sumie nie wiedziała czy w magicznym świecie znają cyklopy. Choć nie zdziwiłaby się, gdyby te na prawdę gdzieś tu istniały jak smoki czy jednorożce. - Meg. - przedstawiła się też. Spojrzała na swojego rozmówcę trochę uważniej. - Czemu niektórzy z was ubierają się zwyczajnie, a inni stroją jak osiemnastowieczne patafiany? Kiedyś myślałam, że to na jakieś przedstawienie, ale co chwila kogoś takiego widzę. - spytała jeszcze, skoro wchodzili w lekką rozmowę. Może tego potrzebowała.
bez anomalii o.o
Przyznała. Nie była z tych dobrych. Nie była też z tych złych. Była z tych co chcą przeciętnie żyć, cieszyć się spokojem wewnętrznym i satysfakcją z wykonywania swojej bardziej lub mniej potrzebnej społeczeństwu pracy. Nigdy nie rozumiała, co pcha człowieka do zawodu związanego albo z ryzykowaniem życiem, albo z wystawianiem się na kłopotliwych obywateli. Sama doskonale wiedziała, jak kłopotliwi potrafią być z resztą, a w końcu nie należała do ciemnej strony mocy.
- Mówiłam. Kula ognia. - powtórzyła, nadal nie zamierzając widocznie wdawać się w detale, szczególnie skoro rozmawiała z magicznym policjantem czy kimśtam. Poznała już kilka magicznych słów ale takie detale jak ich hierarchia nie bardzo jej obchodziły. Stróż prawa to stróż prawa, atakowanie ludzi ogniem to przestępstwo. - Zgaduję, że grupa ludzi jeszcze trochę przeżywa na czym świat stoi, ale skoro nie słychać wrzasków czy uciekających ludzi, pewnie jest okej. - zerknęła w kierunku ulicy i wzruszyła ramionami. W sumie to nawet nie bardzo czuła się winna. Może trochę się uodporniła.
- Anomalia. Podobno jedna z pierwszych. To było nawet zabawne. - uśmiechnęła się, choć wcale nie jakoś wesoło, bardziej ironicznie może, bo chyba trudno cały ten koszmar nazwać zabawnym. Nawet z perspektywy czasu. - Nie, od tego jest kompas i zapalniczka. Ale jeśli nie chodzisz po lasach z mapami to nie wiem po co ci wskazywanie północy. - stwierdziła przez chwilę udając, że nie widzi faktu że ten człowiek jej nie dowierza. Czarodzieje bywają zabawni, nawet bardzo zabawni. Zaraz lekko przechyliła głowę.
- Trochę jak cyklop któremu świeci oko. - uśmiechnęła się lekko na to skojarzenie, choć w sumie nie wiedziała czy w magicznym świecie znają cyklopy. Choć nie zdziwiłaby się, gdyby te na prawdę gdzieś tu istniały jak smoki czy jednorożce. - Meg. - przedstawiła się też. Spojrzała na swojego rozmówcę trochę uważniej. - Czemu niektórzy z was ubierają się zwyczajnie, a inni stroją jak osiemnastowieczne patafiany? Kiedyś myślałam, że to na jakieś przedstawienie, ale co chwila kogoś takiego widzę. - spytała jeszcze, skoro wchodzili w lekką rozmowę. Może tego potrzebowała.
bez anomalii o.o
Rzeczywiście było w tym coś dziwnego, tyle osób chciało dołączyć do aurorów (lub ewentualnie policji), a przecież istniały znacznie bezpieczniejsze ścieżki kariery ku dostatniemu życiu lub prestiżowi. Właściwie od dziecka czarodzieje są czarowani opowieściami o walce ze złem, może to był główny winowajca? Niektórzy z fantazjowania o pokonywaniu czarnoksiężników nie wyrastali.
- Kula ognia - powtórzył, nie kryjąc rozczarowania. Nie chciała lub nie potrafiła wdać się w szczegóły, ale zapanował już chyba spokój, więc raczej nie musiał się spieszyć. W pierwszej kolejności musiał odzyskać różdżkę, a po jej znalezieniu rzeczywiście nic się nie działo.
- Współczuję - powiedział niepewnie, właściwie nie wiedział jak odbierała całą tę sytuację. Magia musiała być dla niej szokiem, ciekawe jakie miała z nią doświadczenia. - Czyli trochę już tu jesteś. Co się właściwie stało? - zapytał, zaintrygowany takim zetknięciem dwóch światów. - Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc wrócić do domu - zasugerował. Pewnie musiałby przy tym zmodyfikować jej pamięć, ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Jeśli przystałaby na propozycję, to pewnie to zaproponuje, mogła chcieć o tym wszystkim zapomnieć, ale wolał Meg zostawić wybór, lekceważąc tym samym sztywne zasady.
Znał wymienione urządzenia, więc może nie kłamała ze scyzorykiem.
- Jak się tam to wszystko mieści? - Artur nie wytrzymał, musiał o to zapytać.
Uśmiechnął się na myśl o cyklopie. Tak, chyba w ten sposób by się wyglądało.
- Wysoka cena za wolne ręce - zauważył. - Odpowiednie szaty pozwalają skupiać energię magiczną, polepszając jej przepływ. Są w nich wszyte srebrne nitki, którymi przechodzi moc w kierunku ręki z różdżką. Im dłuższa szata, tym potężniejszy patafian - pozwolił sobie zażartować. - Tak serio, odpowiedź jest raczej rozczarowująca. Moda. Czarodzieje są mocno przywiązani do tradycji, zwłaszcza arystokracja, więc w modzie są stroje, które dla was wydają się jak wyciągnięte z muzeum lub przedstawienia teatralnego - wyjaśnił już poważniej, choć nie mógł pozbyć się uśmiechu. - Dlatego tyle osób wygląda tu jak jakiś Gandalf - pochwalił się znajomością mugolskiej popkultury.
Dziwnym odkryciem było, że rozmowa z mugolką wydawała się taka lekka i normalna. Cóż, wszyscy w końcu jesteśmy ludźmi.
- Kula ognia - powtórzył, nie kryjąc rozczarowania. Nie chciała lub nie potrafiła wdać się w szczegóły, ale zapanował już chyba spokój, więc raczej nie musiał się spieszyć. W pierwszej kolejności musiał odzyskać różdżkę, a po jej znalezieniu rzeczywiście nic się nie działo.
- Współczuję - powiedział niepewnie, właściwie nie wiedział jak odbierała całą tę sytuację. Magia musiała być dla niej szokiem, ciekawe jakie miała z nią doświadczenia. - Czyli trochę już tu jesteś. Co się właściwie stało? - zapytał, zaintrygowany takim zetknięciem dwóch światów. - Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc wrócić do domu - zasugerował. Pewnie musiałby przy tym zmodyfikować jej pamięć, ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Jeśli przystałaby na propozycję, to pewnie to zaproponuje, mogła chcieć o tym wszystkim zapomnieć, ale wolał Meg zostawić wybór, lekceważąc tym samym sztywne zasady.
Znał wymienione urządzenia, więc może nie kłamała ze scyzorykiem.
- Jak się tam to wszystko mieści? - Artur nie wytrzymał, musiał o to zapytać.
Uśmiechnął się na myśl o cyklopie. Tak, chyba w ten sposób by się wyglądało.
- Wysoka cena za wolne ręce - zauważył. - Odpowiednie szaty pozwalają skupiać energię magiczną, polepszając jej przepływ. Są w nich wszyte srebrne nitki, którymi przechodzi moc w kierunku ręki z różdżką. Im dłuższa szata, tym potężniejszy patafian - pozwolił sobie zażartować. - Tak serio, odpowiedź jest raczej rozczarowująca. Moda. Czarodzieje są mocno przywiązani do tradycji, zwłaszcza arystokracja, więc w modzie są stroje, które dla was wydają się jak wyciągnięte z muzeum lub przedstawienia teatralnego - wyjaśnił już poważniej, choć nie mógł pozbyć się uśmiechu. - Dlatego tyle osób wygląda tu jak jakiś Gandalf - pochwalił się znajomością mugolskiej popkultury.
Dziwnym odkryciem było, że rozmowa z mugolką wydawała się taka lekka i normalna. Cóż, wszyscy w końcu jesteśmy ludźmi.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uśmiechnęła się może trochę cierpko, patrząc na swojego rozmówcę. Był miły. Może nie zasługiwał na to, by być obwinianym o zło całego świata. A może był tego wszystkiego częścią i na to zasługiwał. Meg była tylko pospolitym mugolskim szarakiem, nikim zdolnym sięgnąć kiedykolwiek magicznych rządzących, by wykrzyczeć im w twarz co o nich myśli. Musiały więc jej wystarczyć zwykłe magiczne szaraki.
- Nie współczuj. Zrób coś.
Powiedziała mu więc. Bez chłodu czy złości, a jednak były to słowa w jakimś stopniu agresywne w swej prostocie. Nie zamierzała nikogo wyzywać, czy krzyczeć. Nie miała już czternastu lat. A jednak nie lubiła pustej uprzejmości nawet, jeśli ten człowiek na prawdę chciał dobrze, co jej po tym?
Nie zamierzała się jednak zastanawiać, co ten jeden człowiek mógłby zrobić. Nie wiedziała jak to wszystko się spieprzyło więc nie musiała wiedzieć jak to naprawić.
- Mój dom też oberwał paroma ognistymi kulkami. - wywróciła lekko oczami, jakby jednak miała te czternaście lat, w oczywisty sposób upraszczając przy tym sprawę. Kule ognia były tym, co przerażało ją najmocniej, jednak zdarzały się i inne rzeczy. Omdlenia, napady ptactwa, czy dziwne zachowania, czasem częściej czasem rzadziej, ludzie sobie z tym nie radzili, jej rodzice na pewno. Wiele osób uciekało gdzieś na wsie, gdzie było mniej ludzi przy których działoby się to wszystko. Ona, skoro mogła trzymała się Pokątnej, w której nic nie wybuchało.
- To drobne przedmioty. Wszystkie płaskie. Pozbawione zgrubień. Sam z resztą zobaczysz jak znajdziesz otwarty sklep w którym je sprzedają. - wzruszyła ramionami zaraz, zerkając znów w stronę ulicy. Podejmowała właśnie decyzję, kolejną z tych kompletnie bez znaczenia, a w jej głowie wciąż krążyła jedna irytująca myśl - jak bardzo może nie mieć wpływu na własne życie.
Zmarszczyła lekko brwi, kiedy jej ten czarodziej zaczął opowiadać o strojach i w sumie to już chciała pytać, czemu w takim razie wszyscy nie noszą tych gandalfich szat, kiedy się okazało, że patafian sobie z niej kpi.
Nawet uśmiechnęła się lekko, bo w sumie to nawet mu się udało.
- A ja myślałam, że czerwone kurtki u facetów to najdziwniejsza moda świata. - stwierdziła, kręcąc głową. - Noszą czasem też te białe peruki jak z obrazów? - znów lekki uśmiech - Ciuchy z magiczną mocą faktycznie byłyby lepszym wyjaśnieniem.
Odbiła się lekko od ściany o którą się opierała.
- Chyba za długo zajmuję ci czas. Powinieneś szerzyć pokój wśród swoich małych hobbitów jak ci zawód nakazuje. - dodała jeszcze, zamierzając się zmieniać. Czarodziej znający Władcę pierścieni? Trochę zdziwiło ją, że sam użył tego porównania wcześniej, choć dopiero teraz do niej dotarło. Pewnie pochodził od niemagicznych. Na to przynajmniej Meg to wyglądało.
- Nie współczuj. Zrób coś.
Powiedziała mu więc. Bez chłodu czy złości, a jednak były to słowa w jakimś stopniu agresywne w swej prostocie. Nie zamierzała nikogo wyzywać, czy krzyczeć. Nie miała już czternastu lat. A jednak nie lubiła pustej uprzejmości nawet, jeśli ten człowiek na prawdę chciał dobrze, co jej po tym?
Nie zamierzała się jednak zastanawiać, co ten jeden człowiek mógłby zrobić. Nie wiedziała jak to wszystko się spieprzyło więc nie musiała wiedzieć jak to naprawić.
- Mój dom też oberwał paroma ognistymi kulkami. - wywróciła lekko oczami, jakby jednak miała te czternaście lat, w oczywisty sposób upraszczając przy tym sprawę. Kule ognia były tym, co przerażało ją najmocniej, jednak zdarzały się i inne rzeczy. Omdlenia, napady ptactwa, czy dziwne zachowania, czasem częściej czasem rzadziej, ludzie sobie z tym nie radzili, jej rodzice na pewno. Wiele osób uciekało gdzieś na wsie, gdzie było mniej ludzi przy których działoby się to wszystko. Ona, skoro mogła trzymała się Pokątnej, w której nic nie wybuchało.
- To drobne przedmioty. Wszystkie płaskie. Pozbawione zgrubień. Sam z resztą zobaczysz jak znajdziesz otwarty sklep w którym je sprzedają. - wzruszyła ramionami zaraz, zerkając znów w stronę ulicy. Podejmowała właśnie decyzję, kolejną z tych kompletnie bez znaczenia, a w jej głowie wciąż krążyła jedna irytująca myśl - jak bardzo może nie mieć wpływu na własne życie.
Zmarszczyła lekko brwi, kiedy jej ten czarodziej zaczął opowiadać o strojach i w sumie to już chciała pytać, czemu w takim razie wszyscy nie noszą tych gandalfich szat, kiedy się okazało, że patafian sobie z niej kpi.
Nawet uśmiechnęła się lekko, bo w sumie to nawet mu się udało.
- A ja myślałam, że czerwone kurtki u facetów to najdziwniejsza moda świata. - stwierdziła, kręcąc głową. - Noszą czasem też te białe peruki jak z obrazów? - znów lekki uśmiech - Ciuchy z magiczną mocą faktycznie byłyby lepszym wyjaśnieniem.
Odbiła się lekko od ściany o którą się opierała.
- Chyba za długo zajmuję ci czas. Powinieneś szerzyć pokój wśród swoich małych hobbitów jak ci zawód nakazuje. - dodała jeszcze, zamierzając się zmieniać. Czarodziej znający Władcę pierścieni? Trochę zdziwiło ją, że sam użył tego porównania wcześniej, choć dopiero teraz do niej dotarło. Pewnie pochodził od niemagicznych. Na to przynajmniej Meg to wyglądało.
The member 'Meg Attenberry' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Nie czuł się zły, w końcu została wplątana w cały ten magiczny bałagan nie ze swojej woli, wciągnięta do świata, którego nie rozumiała.
- Robię - zapewnił krótko, bez wdawania się szczegóły. Przecież nie będzie jej opowiadał o pracy aurora lub tym bardziej o Zakonie Feniksa. Dążyli do zaprowadzenia porządku, ale ich starania wydawały się tak bez znaczenia w tym morzu chaosu.
Spojrzał na nią nieco podejrzliwie. Jej dom mógł rzeczywiście zostać zniszczony, ale czy tylko to powinno ją powstrzymywać od powrotu na niemagiczną stronę. Pomyślał o zwykłej potrzebie bezpieczeństwa, w końcu tutaj anomalie zdarzały się głównie przy czarowaniu, więc można było je przewidzieć, a służby zaczynały mieć wprawę z reagowaniem na ich skutki. Czy to jednak było wszystko?
- Jak wolisz, ale przemyśl to jeszcze - oznajmił spokojnie. - Meg, pozwól, że coś ci doradzę. Jeśli chcesz tu zostać, to nie powinnaś mówić obcym ludziom, że jesteś mugolem. Są czarodzieje, którzy są do was wrogo nastawieni. Jeśli wyjdzie na jaw, że nie potrafisz czarować, to lepiej mów o sobie jako charłaku - poradził szczerze, nie mając zamiaru kłamać na temat ciemnej strony magicznego społeczeństwa. - Charłak to osoba pozbawiona magicznych zdolności, urodzona w rodzinie czarodziejów. Nie mają oni łatwego życia, często pogardzani przez fanatyków czystej krwi, ale nie są tak narażeni na ataki jak mugole - wyjaśnił, w końcu zapewne nie miała co znaczy to nieprzyjemnie brzmiące słowo. - Poza tym policja może uznać, że należałby ciebie stąd zgarnąć - dodał nonszalancko, nie wspominając o modyfikowaniu pamięci. Może nie powinien o tym mówić, ale jakoś nie miał ochoty, żeby ktoś pozbywał się stąd mugolskiego akcentu o imieniu Meg.
Pokiwał z uznaniem głową, taka konstrukcja była chyba możliwa, jednak najprostsze rozwiązania bywają najlepsze. Zauważył jej spojrzenie w kierunku ulicy, czyżby coś kombinowała? Przez myśl przeszło mu podejrzliwe pytanie, jak właściwie Meg utrzymywała się na Pokątnej?
- Chyba nie tylko my chcemy mieć wszystko pod ręką - rzucił luźno, mając na myśli wszystkie czarodziejskie próby poszerzania kieszeni i woreczków, żeby zmieścić jak najwięcej rzeczy.
Wydawało mu się, że rozbawił ją swoim żarem.
- Aż tak dziwni nie jesteśmy - odpowiedział, wyobrażając sobie jak na nadchodzącym Szczycie przedstawiciele rodów przybywają w przesadnie wielkich perukach. - Takie nakrycia głowy można dziś zobaczyć tylko wśród duchów - stwierdził. - Spotkałaś może jakiegoś? - Artur pomyślał, że to dopiero mógłby być dla niej szok - dowód życia pozagrobowego.
Longbottom poczułby teraz dziwną dumę, gdyby tylko wiedział, że Meg posądziła go o niemagiczne pochodzenie. Jego trud w poznawaniu mugolskiego świata potrafił wydawać owoce.
- Myślę, że Shire trochę wytrzyma bez szeryfa - stwierdził, odrobinę się przy tym uśmiechając. - Chyba, że masz do zniszczenia jakiś pierścień, wtedy nie zatrzymuję.
- Robię - zapewnił krótko, bez wdawania się szczegóły. Przecież nie będzie jej opowiadał o pracy aurora lub tym bardziej o Zakonie Feniksa. Dążyli do zaprowadzenia porządku, ale ich starania wydawały się tak bez znaczenia w tym morzu chaosu.
Spojrzał na nią nieco podejrzliwie. Jej dom mógł rzeczywiście zostać zniszczony, ale czy tylko to powinno ją powstrzymywać od powrotu na niemagiczną stronę. Pomyślał o zwykłej potrzebie bezpieczeństwa, w końcu tutaj anomalie zdarzały się głównie przy czarowaniu, więc można było je przewidzieć, a służby zaczynały mieć wprawę z reagowaniem na ich skutki. Czy to jednak było wszystko?
- Jak wolisz, ale przemyśl to jeszcze - oznajmił spokojnie. - Meg, pozwól, że coś ci doradzę. Jeśli chcesz tu zostać, to nie powinnaś mówić obcym ludziom, że jesteś mugolem. Są czarodzieje, którzy są do was wrogo nastawieni. Jeśli wyjdzie na jaw, że nie potrafisz czarować, to lepiej mów o sobie jako charłaku - poradził szczerze, nie mając zamiaru kłamać na temat ciemnej strony magicznego społeczeństwa. - Charłak to osoba pozbawiona magicznych zdolności, urodzona w rodzinie czarodziejów. Nie mają oni łatwego życia, często pogardzani przez fanatyków czystej krwi, ale nie są tak narażeni na ataki jak mugole - wyjaśnił, w końcu zapewne nie miała co znaczy to nieprzyjemnie brzmiące słowo. - Poza tym policja może uznać, że należałby ciebie stąd zgarnąć - dodał nonszalancko, nie wspominając o modyfikowaniu pamięci. Może nie powinien o tym mówić, ale jakoś nie miał ochoty, żeby ktoś pozbywał się stąd mugolskiego akcentu o imieniu Meg.
Pokiwał z uznaniem głową, taka konstrukcja była chyba możliwa, jednak najprostsze rozwiązania bywają najlepsze. Zauważył jej spojrzenie w kierunku ulicy, czyżby coś kombinowała? Przez myśl przeszło mu podejrzliwe pytanie, jak właściwie Meg utrzymywała się na Pokątnej?
- Chyba nie tylko my chcemy mieć wszystko pod ręką - rzucił luźno, mając na myśli wszystkie czarodziejskie próby poszerzania kieszeni i woreczków, żeby zmieścić jak najwięcej rzeczy.
Wydawało mu się, że rozbawił ją swoim żarem.
- Aż tak dziwni nie jesteśmy - odpowiedział, wyobrażając sobie jak na nadchodzącym Szczycie przedstawiciele rodów przybywają w przesadnie wielkich perukach. - Takie nakrycia głowy można dziś zobaczyć tylko wśród duchów - stwierdził. - Spotkałaś może jakiegoś? - Artur pomyślał, że to dopiero mógłby być dla niej szok - dowód życia pozagrobowego.
Longbottom poczułby teraz dziwną dumę, gdyby tylko wiedział, że Meg posądziła go o niemagiczne pochodzenie. Jego trud w poznawaniu mugolskiego świata potrafił wydawać owoce.
- Myślę, że Shire trochę wytrzyma bez szeryfa - stwierdził, odrobinę się przy tym uśmiechając. - Chyba, że masz do zniszczenia jakiś pierścień, wtedy nie zatrzymuję.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Spokojnie wiem, ze dla niektórych dupków magiczny badyl jest wyznacznikiem wartości. - nie była tu od wczoraj, choć jej rozmówca mógł o tym nie wiedzieć. Nie mógł wiedzieć o Caileen, o tym jak potem funkcjonowała, o tym że w sumie już nie aż tak mało o tym świecie wiedziała. Choć wydawał się miły i jego rady zdawały się płynąć z chęci pomocy, tylko wzruszyła na to wszystko ramionami. - Jesteś normalnie ubrany. Uznałam, że możesz być niegroźny. A może lubię adrenalinę. A może głupia jestem. Ale wiem.
Dodała jeszcze, żeby się nie martwił, jeśli miał w planach się nią martwić. Nie miała w sumie pojęcia.
- Myślę, że nie jestem największym problemem policji. - uśmiechnęła się jeszcze pod nosem. Mieli niezły syf w tym magicznym Londynie do ogarnięcia, kto by się nią przejmował? Czuła się całkiem spokojnie przy tym wszystkim. W tej chwili w każdym razie, bo nie wcale tego miejsca z bezpieczeństwem nie kojarzyła.
- To wygodne. - wzruszyła lekko ramionami na jego słowa, choć o magicznych udogodnieniach za wiele nie wiedziała w sumie. Choć mogła się domyślać. Z drugiej strony w końcu za pomocą magicznego badyla mogą sobie wyczarować wszystko co tylko chcą.
- Ducha? - zmarszczyła brwi. - Chyba cała ta karuzela uposledziła mi możliwość dziwienia się. - znów nieznacznie się uśmiechnęła. Trochę za dużo tego wszystkiego było. Wampiry, wilkołaki, smoki, duchy, co jeszcze? Jak dobrze, ze tego wszystkiego nie spotyka się tak, o między ludźmi bo chyba by oszalała i by ją w kaftaniku zamknęli w pokoju bez klamek. Choć cholera wie, może jest szalona, może właśnie w takim pokoiku siedzi, może tylko jej się wydaje, że to wszystko się dzieje. Choć czy byłaby aż tak kreatywna żeby to wszystko wymyślić? - Nie, nie spotkałam. I nie liczę na to spotkanie jakoś szybko.
Dodała szczerze.
- Niestety, nic z tych rzeczy. - wzruszyła ramionami. - Ej, ale hobbici chyba nie są prawdziwi?
Spytała zaraz, bo w sumie to chyba te małe bose stworzonka w śmiesznych wioskach zdziwiłyby ją chyba bardziej niż duchy.
Dodała jeszcze, żeby się nie martwił, jeśli miał w planach się nią martwić. Nie miała w sumie pojęcia.
- Myślę, że nie jestem największym problemem policji. - uśmiechnęła się jeszcze pod nosem. Mieli niezły syf w tym magicznym Londynie do ogarnięcia, kto by się nią przejmował? Czuła się całkiem spokojnie przy tym wszystkim. W tej chwili w każdym razie, bo nie wcale tego miejsca z bezpieczeństwem nie kojarzyła.
- To wygodne. - wzruszyła lekko ramionami na jego słowa, choć o magicznych udogodnieniach za wiele nie wiedziała w sumie. Choć mogła się domyślać. Z drugiej strony w końcu za pomocą magicznego badyla mogą sobie wyczarować wszystko co tylko chcą.
- Ducha? - zmarszczyła brwi. - Chyba cała ta karuzela uposledziła mi możliwość dziwienia się. - znów nieznacznie się uśmiechnęła. Trochę za dużo tego wszystkiego było. Wampiry, wilkołaki, smoki, duchy, co jeszcze? Jak dobrze, ze tego wszystkiego nie spotyka się tak, o między ludźmi bo chyba by oszalała i by ją w kaftaniku zamknęli w pokoju bez klamek. Choć cholera wie, może jest szalona, może właśnie w takim pokoiku siedzi, może tylko jej się wydaje, że to wszystko się dzieje. Choć czy byłaby aż tak kreatywna żeby to wszystko wymyślić? - Nie, nie spotkałam. I nie liczę na to spotkanie jakoś szybko.
Dodała szczerze.
- Niestety, nic z tych rzeczy. - wzruszyła ramionami. - Ej, ale hobbici chyba nie są prawdziwi?
Spytała zaraz, bo w sumie to chyba te małe bose stworzonka w śmiesznych wioskach zdziwiłyby ją chyba bardziej niż duchy.
The member 'Meg Attenberry' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Dziwnie było słuchać takiego określenia różdżek. Dla czarodziejów były zbyt ważne, właściwie najważniejsze przedmioty w ich świecie. Stanowiły często dowód tożsamości, pozwalały okiełznać magiczną moc, ratować życie oraz je odbierać, a ona tak po prostu nazywała je badylami. Zachował jednak te przemyślenia dla siebie, pewnie i tak by ich nie zrozumiała.
- A może wszystko po trochu - zasugerował z odrobiną złośliwości. - Więc mówisz, że jestem ubrany normalnie? - zapytał z nadzieją, w końcu potwierdzenie od kogoś niemagicznego byłoby chyba najlepszym sposobem weryfikacji.
Odrobinę się o nią martwił. Wyglądała na taką, co potrafi o siebie zadbać, ale jeszcze o wielu rzeczach nie wiedziała, ten świat nadal pozostawał dla niej obcy i niebezpieczny.
- Pewnie masz rację - przyznał, uśmiechając się przy tym. Policja miała pełne ręce roboty, a błąkająca się po Pokątnej mugolka wydawała się bardzo nieistotnym problemem. - Z drugiej strony, mogą chcieć łatwego sukcesu, więc uważaj na siebie - zasugerował, nawet nie wiedząc kiedy zaczął jej doradzać unikania policji. Czy nie lepiej by było, gdyby ją zgarnęli i odstawili bezpiecznie na drugą stronę?
Przytaknął, sam lubił mieć najprzydatniejsze rzeczy przy sobie, w końcu w tak niebezpiecznych czasach eliksir wiggenowy ukryty przy pasku mógł uratować życie.
Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu. Artur tylko wyobrażał sobie jak bardzo jej świat musiał stanąć na głowie. Chyba rzeczywiście mogła już osiągnąć ten punkt krytyczny, gdy nawet dowód na życie pozagrobowe nie robił wrażenia.
- W pobliżu pokątnej kręci się jakiś duch, ale jest niegroźny - poinformował. - Ja tam nadal nie mogę się nadziwić, ile potraficie zrobić bez użycia czarów - stwierdził pół żartem, pół serio.
Mimowolnie uśmiechnął się na myśl, że coś z "Władcy Pierścieni" mogłoby być prawdą. Właściwie z perspektywy mugoli fantazja i prawda o magii były nie do odróżnienia, obie równie nieprawdopodobne.
- Niestety nie istnieją, najbliższe im są chyba leprechauny. Lepiej na nie uważać, to wielcy psotnicy, ich złoto po jakimś czasie znika - wyjaśnił. - Uprzedzając pytanie, elfy to tak naprawdę u nas małe, latające badziewia - przyznał z rozczarowaniem.
Wtem kichnęła, nim Artur zdążył powiedzieć "na zdrowie", to powietrze zadrżało, ale nic więcej się nie stało.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- A może wszystko po trochu - zasugerował z odrobiną złośliwości. - Więc mówisz, że jestem ubrany normalnie? - zapytał z nadzieją, w końcu potwierdzenie od kogoś niemagicznego byłoby chyba najlepszym sposobem weryfikacji.
Odrobinę się o nią martwił. Wyglądała na taką, co potrafi o siebie zadbać, ale jeszcze o wielu rzeczach nie wiedziała, ten świat nadal pozostawał dla niej obcy i niebezpieczny.
- Pewnie masz rację - przyznał, uśmiechając się przy tym. Policja miała pełne ręce roboty, a błąkająca się po Pokątnej mugolka wydawała się bardzo nieistotnym problemem. - Z drugiej strony, mogą chcieć łatwego sukcesu, więc uważaj na siebie - zasugerował, nawet nie wiedząc kiedy zaczął jej doradzać unikania policji. Czy nie lepiej by było, gdyby ją zgarnęli i odstawili bezpiecznie na drugą stronę?
Przytaknął, sam lubił mieć najprzydatniejsze rzeczy przy sobie, w końcu w tak niebezpiecznych czasach eliksir wiggenowy ukryty przy pasku mógł uratować życie.
Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu. Artur tylko wyobrażał sobie jak bardzo jej świat musiał stanąć na głowie. Chyba rzeczywiście mogła już osiągnąć ten punkt krytyczny, gdy nawet dowód na życie pozagrobowe nie robił wrażenia.
- W pobliżu pokątnej kręci się jakiś duch, ale jest niegroźny - poinformował. - Ja tam nadal nie mogę się nadziwić, ile potraficie zrobić bez użycia czarów - stwierdził pół żartem, pół serio.
Mimowolnie uśmiechnął się na myśl, że coś z "Władcy Pierścieni" mogłoby być prawdą. Właściwie z perspektywy mugoli fantazja i prawda o magii były nie do odróżnienia, obie równie nieprawdopodobne.
- Niestety nie istnieją, najbliższe im są chyba leprechauny. Lepiej na nie uważać, to wielcy psotnicy, ich złoto po jakimś czasie znika - wyjaśnił. - Uprzedzając pytanie, elfy to tak naprawdę u nas małe, latające badziewia - przyznał z rozczarowaniem.
Wtem kichnęła, nim Artur zdążył powiedzieć "na zdrowie", to powietrze zadrżało, ale nic więcej się nie stało.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Pewnie tak. - wzruszyła lekko ramionami. Rozchwiana, znudzona, głupia. Wszystko się w niej mieszało ostatnio więc nie dziw, że sięgała do głupiego ryzyka, które zawsze jakoś trochę ją pociągało. Ten czarodziej z resztą wzbudzał zaufanie właśnie przez swój wygląd. - Tak. Całkiem normalnie. - stwierdziła, przesuwając spojrzeniem po czarodzieju trochę jakby oceniająco, trochę może szukając niedociągnień, jednak miał na sobie najzwyklejsze w świecie ciuchy z jakiegokolwiek mugolskiego sklepu.
- Też prawda. - Meg sama nie wiedziała co w tej chwili będzie dobre. Błądziła jak dziecko we mgle, dzieciak, nieporadna, szukająca dobrego wyjścia w sytuacji w której żadnego wyjścia właściwie nie pojmowała. Próbowała różnych rzeczy, testowała i czekała sprawdzając czy tak będzie lepiej. Mugolski świat w tej chwili zdecydowanie jej się nie spodobał. Magiczny był spokojniejszy. Tylko średnio potrafiła się po nim jakkolwiek poruszać. I była w nim cholernie nieporadna.
- Duchy mogą być groźne? - wolała się upewnić, bo w sumie nic o tym nie wiedziała. - Każdy człowiek staje się duchem?
Dodała jeszcze pytanie, bo to całkowicie zmieniałoby obraz śmierci. Nikt z jej najbliższych co prawda nie umarł, nie doznała tego dramatu, nie miała powodu by szukać na nie rozwiązania, jednak ot największa bolączka ludzkości po prostu znikała?
- Powiadasz? - uśmiechnęła się pod nosem. Ją zadziwiało, jak wiele czarodzieje robili za pomocą różdżki. Nawet mimo tego, że wiązało się to z zagrożeniem. A przecież nie obserwowała ich z aż tak znowu bliska.
- Szkoda. Fajnie by było gdyby niemagiczni mieli książkę o magicznym świecie i gdyby ta książka mówiła prawdę, jednak brana by była za fikcję. Wiesz co mam na myśli, prawda? - uśmiechnęła sie lekko. Eh, jaka szkoda że nie trafiła w to miejsce zanim magiczny świat nie postanowił rozwalić jej świata. Wielka szkoda. Nic jednak nie poradzi, teraz raczej piękna opowieść jaka pełzła jej po wyobraźni raczej na nikim nie zrobiłaby wrażenia.
A zaraz jakakolwiek opowieść zniknęła z jej myśli. Zakręciło jej się w nosie, zaswędziało, kichnęła, a kichając już czuła że będzie źle. Powietrze drgnęło w jednej chwili, silna fala energii ruszyła dookoła, wywracając kilka osób u wylotu zaułka, wywracając też jakiś kosz w samym zaułku. Sama Meg niemal odruchowo kucnęła chcąc się osłonić na wypadek, gdyby miało na nią coś polecieć, nic się jednak nie działo. Z mocno bijącym sercem rozglądała się kilka chwil, po czym bardzo powoli zdjęła ręce z głowy wstając znów na nogi.
- Tak...chyba tak. Okej. - zamknęła na moment oczy. - Tylko się trochę wystraszyłam.
- Też prawda. - Meg sama nie wiedziała co w tej chwili będzie dobre. Błądziła jak dziecko we mgle, dzieciak, nieporadna, szukająca dobrego wyjścia w sytuacji w której żadnego wyjścia właściwie nie pojmowała. Próbowała różnych rzeczy, testowała i czekała sprawdzając czy tak będzie lepiej. Mugolski świat w tej chwili zdecydowanie jej się nie spodobał. Magiczny był spokojniejszy. Tylko średnio potrafiła się po nim jakkolwiek poruszać. I była w nim cholernie nieporadna.
- Duchy mogą być groźne? - wolała się upewnić, bo w sumie nic o tym nie wiedziała. - Każdy człowiek staje się duchem?
Dodała jeszcze pytanie, bo to całkowicie zmieniałoby obraz śmierci. Nikt z jej najbliższych co prawda nie umarł, nie doznała tego dramatu, nie miała powodu by szukać na nie rozwiązania, jednak ot największa bolączka ludzkości po prostu znikała?
- Powiadasz? - uśmiechnęła się pod nosem. Ją zadziwiało, jak wiele czarodzieje robili za pomocą różdżki. Nawet mimo tego, że wiązało się to z zagrożeniem. A przecież nie obserwowała ich z aż tak znowu bliska.
- Szkoda. Fajnie by było gdyby niemagiczni mieli książkę o magicznym świecie i gdyby ta książka mówiła prawdę, jednak brana by była za fikcję. Wiesz co mam na myśli, prawda? - uśmiechnęła sie lekko. Eh, jaka szkoda że nie trafiła w to miejsce zanim magiczny świat nie postanowił rozwalić jej świata. Wielka szkoda. Nic jednak nie poradzi, teraz raczej piękna opowieść jaka pełzła jej po wyobraźni raczej na nikim nie zrobiłaby wrażenia.
A zaraz jakakolwiek opowieść zniknęła z jej myśli. Zakręciło jej się w nosie, zaswędziało, kichnęła, a kichając już czuła że będzie źle. Powietrze drgnęło w jednej chwili, silna fala energii ruszyła dookoła, wywracając kilka osób u wylotu zaułka, wywracając też jakiś kosz w samym zaułku. Sama Meg niemal odruchowo kucnęła chcąc się osłonić na wypadek, gdyby miało na nią coś polecieć, nic się jednak nie działo. Z mocno bijącym sercem rozglądała się kilka chwil, po czym bardzo powoli zdjęła ręce z głowy wstając znów na nogi.
- Tak...chyba tak. Okej. - zamknęła na moment oczy. - Tylko się trochę wystraszyłam.
The member 'Meg Attenberry' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Zaułek
Szybka odpowiedź