Zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaułek
Ulica Pokątna składa się nie tylko z głównej ulicy, choć to na niej tętni życie. Pomiędzy wejściami do niektórych sklepów, znajdują się odnogi mniejszych uliczek, bardziej zaniedbanych, ponurych, często wyboistych - nikt nie widzi celu w ich odnowie. Czasami przebiegnie tu bezpański kot, by za chwilę zniknąć w cieniu. Dróżki najczęściej krzyżują się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć, w której można łatwo się zgubić, niektóre są ślepe, a wszystkie wydają się tak samo podobne.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
Wszystkie usłyszane historie i raporty nie zdążyły dobrze przebrzmieć w głowie panny Pomfrey. spotkanie Zakonu Feniksa miało miejsce zaledwie wczoraj, nikt jednak nie zwlekał z działaniem. Musieli się wziąć do pracy jak najszybciej - liczyła się każda chwila. Zakonnicy powinni byli udać się bezzwłocznie we wskazane przez jednostkę badawczą miejsca, odnaleźć stare kręgi magii i zdobyć możliwość dotarcia do Azabanu. Zadanie czekało ich niełatwe, dlatego każde wsparcie było na wagę złota. Nie zdążyła jeszcze procedury wzmocnienia różdżki Sophii przeprowadzić do końca, ale wierzyła, że przyniesie oczekiwany efekt - dlatego nie zwlekała z poszukiwaniem kolejnych próbek.
Pojawiła się na ulicy Pokiątnej, ubrana w brązową lekką sukienkę, z cienkim, skórzanym paskiem na talii. Ciemne włosy spięła w koczek tuż nad karkiem. Dłonie zaciskała na ramieniu niewielkiej, skórzanej torby.
- Niewiele nam będzie potrzebne. Różdżki i puste fiolki. Wzięłam ich kilka na zapas - odpowiedziała Anthonemu.
Spojrzała z niepokojem na tłumy wokół nich. Ostatnie spotkanie z Sophią miało miejsce pod osłoną nocy, aby nikt ich nie przyłapał. Ogniska anomalii, choć wyciszone, wciąż pozostawały w większości niedostępne dla reszty społeczeństwa; Ministerstwo Maqii zdawało się nimi nie interesować.
- [bTak[/b] - potwierdziła, skinąwszy głową.
Ruszyła za Skamanderem ulicą Pokątną, którą spacerowało teraz mnóstwo czarodziejów i czarownic, ale i tak wydawała się mniej zatłoczona niż kiedyś. Od chwili ogłoszenia stanu wojennego wszyscy niechętnie wyściubiali nosa poza domy, gdzie - jak sądzili - byli bezpieczni. To bzdura. Nikt nigdzie nie był już bezpieczny. Gdyby tylko nie zaistniałe okoliczności, gdyby nie Zakon Feniksa, panna Pomfrey sama najpewniej spędzałaby czas głównie we własnych czterech ścianach i w Hogwarcie, albo szpitalu św. Munga.
- Nie - odparła cicho, rozglądając się nerwowo, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje. Odłączyli się jednak od tłumu, po chwili zostali już sami; zrobiło się cicho, ale mimo to wciąż martwiła się, że oni mogą interesować się tym miejscem. Dlatego niemal szeptała, gdy wyjaśniała Skamanderowi co muszą zrobić. - Wystarczy, że odpowiednio pobudzimy pozostałości anomalii białą magią - wyjaśniła, wsuwając dłoń do kieszeni spódnicy, gdzie miała różdżkę. - Opowiedz mi co tu się stało - poprosiła Poppy.
Pojawiła się na ulicy Pokiątnej, ubrana w brązową lekką sukienkę, z cienkim, skórzanym paskiem na talii. Ciemne włosy spięła w koczek tuż nad karkiem. Dłonie zaciskała na ramieniu niewielkiej, skórzanej torby.
- Niewiele nam będzie potrzebne. Różdżki i puste fiolki. Wzięłam ich kilka na zapas - odpowiedziała Anthonemu.
Spojrzała z niepokojem na tłumy wokół nich. Ostatnie spotkanie z Sophią miało miejsce pod osłoną nocy, aby nikt ich nie przyłapał. Ogniska anomalii, choć wyciszone, wciąż pozostawały w większości niedostępne dla reszty społeczeństwa; Ministerstwo Maqii zdawało się nimi nie interesować.
- [bTak[/b] - potwierdziła, skinąwszy głową.
Ruszyła za Skamanderem ulicą Pokątną, którą spacerowało teraz mnóstwo czarodziejów i czarownic, ale i tak wydawała się mniej zatłoczona niż kiedyś. Od chwili ogłoszenia stanu wojennego wszyscy niechętnie wyściubiali nosa poza domy, gdzie - jak sądzili - byli bezpieczni. To bzdura. Nikt nigdzie nie był już bezpieczny. Gdyby tylko nie zaistniałe okoliczności, gdyby nie Zakon Feniksa, panna Pomfrey sama najpewniej spędzałaby czas głównie we własnych czterech ścianach i w Hogwarcie, albo szpitalu św. Munga.
- Nie - odparła cicho, rozglądając się nerwowo, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje. Odłączyli się jednak od tłumu, po chwili zostali już sami; zrobiło się cicho, ale mimo to wciąż martwiła się, że oni mogą interesować się tym miejscem. Dlatego niemal szeptała, gdy wyjaśniała Skamanderowi co muszą zrobić. - Wystarczy, że odpowiednio pobudzimy pozostałości anomalii białą magią - wyjaśniła, wsuwając dłoń do kieszeni spódnicy, gdzie miała różdżkę. - Opowiedz mi co tu się stało - poprosiła Poppy.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Spokojnie. Tymi uliczkami rzadko kto się przemieszcza. Zwłaszcza o tej porze - a jeśli już to wąskie korytarze niosą pogłos kroków o bruk. Będziemy wiedzieli jeżeli ktoś będzie blisko - dostrzegł nerwowy gest Pomny uspokoił ją więc dając do zrozumienia, że nie jest tu wyłącznie dla towarzystwa - czuwa, pilnuje. Mimo iż chwilę wcześniej poruszali się wartkim potokiem czarodziei tu czekało ich swoje własne towarzystwo. Jeżeli nie byliby pozostawieni w tym momencie sami sobie zorientowałby się już w połowie drogi. Prawdopodobnie świadomość istnienia w tym miejscu anomalii zniechęcała innych do zaglądania w te rejony. Co prawda niedawno wraz z Max ją uśpili, jednak wieść o tym niekoniecznie musiała się ponieść. Wszyscy bardzo sceptycznie podchodzili do działań Ministerstwa wobec wypaczonej magii.
- Jeszcze nim w ogóle można było zbliżyć się do anomalii, z oddali można było wyczuć wstrząsy przybierające na sile wraz ze zmniejszaniem odległości. Budynki się trzęsły jakby miały runąć - zaczął zaraz wskazując dłonią miejsce w którym stali - Tu, w tym miejscu, zaraz po wyjściu zza kamienic podłoże i ściany stawały w płomieniach. Przypominało to działaniem zaklęcie Circo Igni, lecz wypaczone bo niosło się po obszarze w sposób nieregularny znikając i pojawiając się. Kiedy znalazłem się tutaj wraz z Max płomienie wzniosły się. Fontesio wystarczyło na ich zduszenie. Po tym zabraliśmy się do naprawy, a właściwie wyciszenia - wyjaśnił względnie szczegółowo. Gdzieniegdzie osmolone kawałki zabudowy bądź bruku mogły śmiało potwierdzać jego wersję o tym, jak gorąco być tu potrafiło. Dziś jednak było to na chwilę obecną spokojne miejsce. Ciekawe tylko jak długo? - Te próbki - wyglądają w jakiś szczególny sposób? Mam zacząć się za nimi rozglądać? Bo mógłbym - Nie bardzo wiedział jak miała wyglądać ta próbka. Coś miało znajdować się na ziemi? Mieli skrobać bruk? Ściany? Próbka miała mieć więcej z różdżki, czy z rdzenia? Jakby wiedział to mógłby się pochylić i wytężać wzrok, być użytecznym.
- Jeszcze nim w ogóle można było zbliżyć się do anomalii, z oddali można było wyczuć wstrząsy przybierające na sile wraz ze zmniejszaniem odległości. Budynki się trzęsły jakby miały runąć - zaczął zaraz wskazując dłonią miejsce w którym stali - Tu, w tym miejscu, zaraz po wyjściu zza kamienic podłoże i ściany stawały w płomieniach. Przypominało to działaniem zaklęcie Circo Igni, lecz wypaczone bo niosło się po obszarze w sposób nieregularny znikając i pojawiając się. Kiedy znalazłem się tutaj wraz z Max płomienie wzniosły się. Fontesio wystarczyło na ich zduszenie. Po tym zabraliśmy się do naprawy, a właściwie wyciszenia - wyjaśnił względnie szczegółowo. Gdzieniegdzie osmolone kawałki zabudowy bądź bruku mogły śmiało potwierdzać jego wersję o tym, jak gorąco być tu potrafiło. Dziś jednak było to na chwilę obecną spokojne miejsce. Ciekawe tylko jak długo? - Te próbki - wyglądają w jakiś szczególny sposób? Mam zacząć się za nimi rozglądać? Bo mógłbym - Nie bardzo wiedział jak miała wyglądać ta próbka. Coś miało znajdować się na ziemi? Mieli skrobać bruk? Ściany? Próbka miała mieć więcej z różdżki, czy z rdzenia? Jakby wiedział to mógłby się pochylić i wytężać wzrok, być użytecznym.
Find your wings
- Mhmmm.
Mruknęła przeciągle, gdy Skamander zapewnił ją, że powinna być spokojna, bo o tej porze w tej okolicy nie spotyka się zbyt wielu przechodniów. Pokiwała ze zrozumieniem głową, ale mimo wszystko nie czuła się spokojna. Miejsce może i zostało wyciszone, Ministerstwo Magii nie interesowało się nimi, z tego co zdążyła się zorientować, wieść o naprawieniu magii tu może jeszcze nie zdążyła się roznieść, a zarazem - mogło wciąż znajdować się na liście tych drugich. Rycerzy Walpurgii. Dlatego odizolowanie ich od reszty tłumu nie wzbudzało w niej poczucia komfortu... Gdyby ich zaatakowano byłaby dla Skamandera ciężarem. Walcząca Poppy Pomfrey - to wyrażenie mogłoby znaleźć się w słowniku jako oksymoron.
Wysłuchała jego opowieści w milczeniu, rozglądając się po uliczce, rzeczywiście dostrzegając tam osmolone cegły, popiół na bruku. Oczyma wyobraźni próbowała zwizualizować sobie tę scenę - i obraz ten sprawił, że poczuła ścisk w żołądku. Pożar zawsze przywoływał wspomnienie tego, w którym zginęli jej rodzice. Cóż za smutna ironia, że podczas Festiwalu Lata w Weymouth, niby przypadkiem odnalazła białą perłę podczas zbierania kwiatów, z których uplotła wianek... Biała perła sprzyjała czarom związanym z wodą. Nosiła ją przy sobie, tak na wszelki wypadek, miała ją zawieszoną na srebrnym łańcuszku, ukrytą pod materiałem sukienki.
- Mam nadzieję, że nie nabawiliście się żadnych obrażeń? - spytała zaniepokojona; ani, że nie patrzyliście w ogień zbyt długo, pomyślała. Zwłaszcza ta dziewczyna. Wiadomo wszak co mówiło stare ludowe porzekadło o gapieniu się w ognisko.
- Gdzie konkretnie znajdowało się ognisko anomalii? - zastanowiła się Poppy, wyciągając z kieszeni różdżkę i przechadzając się po uliczce, pogrążonej w półmroku przez zadaszenie. - Och, z pewnością je dostrzeżesz. Ale za chwilę. Musimy pobudzić uśpioną tu magię. Lekko, delikatne. Swoją białą mocą musisz rozbudzić tę dobrą. Nie anomalię. Zalśni jak pył - wytłumaczyła spokojnie. Robiła to już dwa razy. Raz z Sophią w redakcji Proroka Codziennego i dwa dni wcześniej z Justine w Domu Mody Parkinson. Nie wyjaśniła im wtedy całej procedury, nie wyjaśniła wszystkiego - to uczyniła dopiero ubiegłego dnia, przed wszystkimi członkami Zakonu Feniksa. Anthony Skamander jako jeden z nielicznych nie spojrzał na nią wówczas jak na wariatkę chcącą mordować niewinne dzieci.
- Spróbujmy - zaproponowała cicho, starając się własną magią pobudzić tę białą, pozostawioną przez Skamandera i Desmond podczas naprawy.
Mruknęła przeciągle, gdy Skamander zapewnił ją, że powinna być spokojna, bo o tej porze w tej okolicy nie spotyka się zbyt wielu przechodniów. Pokiwała ze zrozumieniem głową, ale mimo wszystko nie czuła się spokojna. Miejsce może i zostało wyciszone, Ministerstwo Magii nie interesowało się nimi, z tego co zdążyła się zorientować, wieść o naprawieniu magii tu może jeszcze nie zdążyła się roznieść, a zarazem - mogło wciąż znajdować się na liście tych drugich. Rycerzy Walpurgii. Dlatego odizolowanie ich od reszty tłumu nie wzbudzało w niej poczucia komfortu... Gdyby ich zaatakowano byłaby dla Skamandera ciężarem. Walcząca Poppy Pomfrey - to wyrażenie mogłoby znaleźć się w słowniku jako oksymoron.
Wysłuchała jego opowieści w milczeniu, rozglądając się po uliczce, rzeczywiście dostrzegając tam osmolone cegły, popiół na bruku. Oczyma wyobraźni próbowała zwizualizować sobie tę scenę - i obraz ten sprawił, że poczuła ścisk w żołądku. Pożar zawsze przywoływał wspomnienie tego, w którym zginęli jej rodzice. Cóż za smutna ironia, że podczas Festiwalu Lata w Weymouth, niby przypadkiem odnalazła białą perłę podczas zbierania kwiatów, z których uplotła wianek... Biała perła sprzyjała czarom związanym z wodą. Nosiła ją przy sobie, tak na wszelki wypadek, miała ją zawieszoną na srebrnym łańcuszku, ukrytą pod materiałem sukienki.
- Mam nadzieję, że nie nabawiliście się żadnych obrażeń? - spytała zaniepokojona; ani, że nie patrzyliście w ogień zbyt długo, pomyślała. Zwłaszcza ta dziewczyna. Wiadomo wszak co mówiło stare ludowe porzekadło o gapieniu się w ognisko.
- Gdzie konkretnie znajdowało się ognisko anomalii? - zastanowiła się Poppy, wyciągając z kieszeni różdżkę i przechadzając się po uliczce, pogrążonej w półmroku przez zadaszenie. - Och, z pewnością je dostrzeżesz. Ale za chwilę. Musimy pobudzić uśpioną tu magię. Lekko, delikatne. Swoją białą mocą musisz rozbudzić tę dobrą. Nie anomalię. Zalśni jak pył - wytłumaczyła spokojnie. Robiła to już dwa razy. Raz z Sophią w redakcji Proroka Codziennego i dwa dni wcześniej z Justine w Domu Mody Parkinson. Nie wyjaśniła im wtedy całej procedury, nie wyjaśniła wszystkiego - to uczyniła dopiero ubiegłego dnia, przed wszystkimi członkami Zakonu Feniksa. Anthony Skamander jako jeden z nielicznych nie spojrzał na nią wówczas jak na wariatkę chcącą mordować niewinne dzieci.
- Spróbujmy - zaproponowała cicho, starając się własną magią pobudzić tę białą, pozostawioną przez Skamandera i Desmond podczas naprawy.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
- Nie. Poszło gładko. Max w poprzednim miesiącu odwiedzała już to miejsce więc wiedziała czego się spodziewać. Byliśmy przygotowani - wchodząc w uliczkę wiedzieli, że może zrobić się gorąco. Harpia ostrzegła go w porę sprawiając, że mógł zareagować momentalnie. Płomienie ledwie buchnęły, a już zdusiło je wyprowadzone zaklęcie umożliwiając przejście do kolejnego etapu naprawy, a raczej jak się okazało później - wyciszenia.
Odbiegł myślami jeszcze dalej by dokładniej przywołać wspomnienie tamtego dnia, kiedy to wraz z Maxine po przejściu krętych uliczek dotarli do tego miejsca, kiedy to pokonali początkowe przeszkody zbliżając się do ich źródła. Postąpił kilka kroków w przód odtwarzając zdarzenia tamtej nocy. Po wygaszeniu płomienia źródło było blisko. Jeszcze krok, trochę na lewo...Dotknął dłonią kant kamienicy
- Tu. Nie pochodziło ze ściany, lecz emanowało blisko niej w oderwaniu od ziemi, jakby w zawieszeniu - wyjaśnił rozrysowując dłonią obszar w którym wyczuwał skupisko czarnej magii. Teraz jednak nie było to do końca takie oczywiste. Wszystko wyglądało wyjątkowo normalnie - nudny zwyczajny bruk pod stopami, nie odbiegające od normy rzędy cegieł składające się na ściany pnących się ku niebu kamienic...Gdyby nie fakt, że własnoróżdzkowo stłumił anomalię nie potrafiłby wskazać tego miejsca jako przykład minionego zagrożenia.
Wyciągnął swoją różdżkę i zamierzał zgodnie z nakazem Poppy wpłynąć białą magią na otoczenie poprzez magiczny kawałek drewna.
- Czy to co teraz robimy...może przyśpieszyć odżycie w tym miejscu anomalii? Zastanawiam się, czy istnieje szansa, że buchnął przy tym na nowo płomienie - skoro pobudzali uśpioną w tym miejscu magię? Czy istniała konieczność by w pogotowiu miał na uwadze inkantację fonsio? Na czole pojawiła się zmarszczka konsternacji w chwili w której powierzono mu zadanie wyobrażenia sobie lśniącego pyłu. Skoro jednak miał od razu go zauważyć to postanowił zawierzyć na słowo i nie czepiać się szczegółów. Poruszył różdżką przelewając na nią wymierzona porcję białej magii czekając na jej odpowiedź.
Odbiegł myślami jeszcze dalej by dokładniej przywołać wspomnienie tamtego dnia, kiedy to wraz z Maxine po przejściu krętych uliczek dotarli do tego miejsca, kiedy to pokonali początkowe przeszkody zbliżając się do ich źródła. Postąpił kilka kroków w przód odtwarzając zdarzenia tamtej nocy. Po wygaszeniu płomienia źródło było blisko. Jeszcze krok, trochę na lewo...Dotknął dłonią kant kamienicy
- Tu. Nie pochodziło ze ściany, lecz emanowało blisko niej w oderwaniu od ziemi, jakby w zawieszeniu - wyjaśnił rozrysowując dłonią obszar w którym wyczuwał skupisko czarnej magii. Teraz jednak nie było to do końca takie oczywiste. Wszystko wyglądało wyjątkowo normalnie - nudny zwyczajny bruk pod stopami, nie odbiegające od normy rzędy cegieł składające się na ściany pnących się ku niebu kamienic...Gdyby nie fakt, że własnoróżdzkowo stłumił anomalię nie potrafiłby wskazać tego miejsca jako przykład minionego zagrożenia.
Wyciągnął swoją różdżkę i zamierzał zgodnie z nakazem Poppy wpłynąć białą magią na otoczenie poprzez magiczny kawałek drewna.
- Czy to co teraz robimy...może przyśpieszyć odżycie w tym miejscu anomalii? Zastanawiam się, czy istnieje szansa, że buchnął przy tym na nowo płomienie - skoro pobudzali uśpioną w tym miejscu magię? Czy istniała konieczność by w pogotowiu miał na uwadze inkantację fonsio? Na czole pojawiła się zmarszczka konsternacji w chwili w której powierzono mu zadanie wyobrażenia sobie lśniącego pyłu. Skoro jednak miał od razu go zauważyć to postanowił zawierzyć na słowo i nie czepiać się szczegółów. Poruszył różdżką przelewając na nią wymierzona porcję białej magii czekając na jej odpowiedź.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
W milczeniu wysłuchała opowieści Anthonego o poskromieniu anomalii w tym miejscu. Dobrze, że koniec końców im się powiodło. Słyszała o wielu nieudanych próbach, te zaczarowane płomienie i ich źródło, ognisko anomalii, zdawały się być naprawdę potężne. Ale to już tylko wspomnienie.
Miała przynajmniej taką nadzieję.
Anomalii nie dało się do końca usunąć, naprawić, a jedynie uśpić. Wyciszyć je. Nie mieli pewności, czy krajem nie wstrząśnie kolejny wybuch, podobny temu do pierwszomajowego, a może jeszcze bardziej potężny. Przypuszczała, że wówczas wszystkie te miejsca, które Zakon Feniksa zdołał wziąć pod kontrolę - wymkną się spod niej. Jedynie to, jak sądziła, byłoby w stanie przebudzić znów ognisko anomalii.
- Nie, nie sądzę, abyśmy odwrócili teraz ten proces. Nasze czary są zbyt słabe - odpowiedziała Poppy, zgodnie ze snutymi przez siebie przypuszczeniami w myślach; gdyby miała podejrzenia, że zaraz płomienie wybuchną im w twarz, najpewniej poprosiłaby, aby wybrali się tu w liczniejszym gronie. Albo nie robiliby tego wcale. Bezpieczeństwo czarodziejskiej społeczności było najważniejsze.
- Potrzeba by było czegoś dużo bardziej potężnego - mruknęła, rozglądając się wokół i szukając śladów anomalii.
Machnęła różdżką z wierzbowego drewna starając się pobudzić delikatnie białą magię własną mocą. Wyczuła subtelną zmianę, przypuszczała, że efekt się pogłębi, gdy Skamander do niej dołączy - ale tak się nie stało.
- Och, Anthony, to trzeba delikatnie, ale nie aż tak delikatnie... To za słabo... - wymamrotała panna Pomfrey, unosząc różdżkę po raz wtóry i powtarzając ten sam gest.
Miała nadzieję, że serce nie zdąży zabić jej kilka razy, a wyczuje zmiany w powietrzu, atmosferze, energii, która ich otaczała. Zmiany będą subtelne, ale biała magia powinna się była ujawnić. Zalśnić, pokazać - jak w katedrze św. Pawła. - Nie obawiaj się, ocalę cię w razie potrzeby - wysiliła się na żart, a na usta wpłynął blady uśmiech, wzruszyła przy tym lekko ramionami. Prawda była taka, że w walce byłaby mu ciężarem, tak jak w sytuacji, gdyby przypadkiem przebudzili uśpioną anomalię. Nigdy jak dotąd żadnej nie naprawiła, nie mierzyła się z nimi. Nie wierzyła aż tak we własne moce, a nie chciała bardziej przeszkadzać, niż pomagać.
Miała przynajmniej taką nadzieję.
Anomalii nie dało się do końca usunąć, naprawić, a jedynie uśpić. Wyciszyć je. Nie mieli pewności, czy krajem nie wstrząśnie kolejny wybuch, podobny temu do pierwszomajowego, a może jeszcze bardziej potężny. Przypuszczała, że wówczas wszystkie te miejsca, które Zakon Feniksa zdołał wziąć pod kontrolę - wymkną się spod niej. Jedynie to, jak sądziła, byłoby w stanie przebudzić znów ognisko anomalii.
- Nie, nie sądzę, abyśmy odwrócili teraz ten proces. Nasze czary są zbyt słabe - odpowiedziała Poppy, zgodnie ze snutymi przez siebie przypuszczeniami w myślach; gdyby miała podejrzenia, że zaraz płomienie wybuchną im w twarz, najpewniej poprosiłaby, aby wybrali się tu w liczniejszym gronie. Albo nie robiliby tego wcale. Bezpieczeństwo czarodziejskiej społeczności było najważniejsze.
- Potrzeba by było czegoś dużo bardziej potężnego - mruknęła, rozglądając się wokół i szukając śladów anomalii.
Machnęła różdżką z wierzbowego drewna starając się pobudzić delikatnie białą magię własną mocą. Wyczuła subtelną zmianę, przypuszczała, że efekt się pogłębi, gdy Skamander do niej dołączy - ale tak się nie stało.
- Och, Anthony, to trzeba delikatnie, ale nie aż tak delikatnie... To za słabo... - wymamrotała panna Pomfrey, unosząc różdżkę po raz wtóry i powtarzając ten sam gest.
Miała nadzieję, że serce nie zdąży zabić jej kilka razy, a wyczuje zmiany w powietrzu, atmosferze, energii, która ich otaczała. Zmiany będą subtelne, ale biała magia powinna się była ujawnić. Zalśnić, pokazać - jak w katedrze św. Pawła. - Nie obawiaj się, ocalę cię w razie potrzeby - wysiliła się na żart, a na usta wpłynął blady uśmiech, wzruszyła przy tym lekko ramionami. Prawda była taka, że w walce byłaby mu ciężarem, tak jak w sytuacji, gdyby przypadkiem przebudzili uśpioną anomalię. Nigdy jak dotąd żadnej nie naprawiła, nie mierzyła się z nimi. Nie wierzyła aż tak we własne moce, a nie chciała bardziej przeszkadzać, niż pomagać.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Skinął głową w geście zrozumienia, kiedy to Poppy zapewniła go, że w tym momencie bez wątpienia zagrożenie było uśpione, a kreacja magii, której się dopuszczali nie mogła tego zmienić. Ciekawiło go jak głęboki sen miała skuta przez niego i Maxine anomalia.
- Jak silną magią byłoby trzeba zadziałać by ją rozdrażnić na nowo? Tak hipotetycznie. Da się to jakoś zmierzyć? - Oczywiście, przez myśl mu nie przeszło by się zabierać za odwracanie procesu. Snuła się za nim jedynie zwyczajna ciekawość. Lubił wiedzieć więcej, to jak coś działa nawet, jeżeli ta wiedza nigdy do niczego konkretnego miała mu się nie przydać. Dociekliwość - była jednym z niewielu jego silnych kart przetargowych które umożliwiły mu dostanie się do aurorskiego składu.
Zgodnie z nakazem poruszył różdżką z zamiarem wpłynięcia białą magią na okolicę. Manipulowanie nią nigdy jednak nie przychodziło mu łatwo. Ruchy nadgarstka były przyzwyczajone do bardziej szarpliwych oraz rwanych gestów typowych dla dziedziny uroków. Zdecydowanie brakowało mu również wyczucia chociaż to może była kwestia różnego rozumienia delikatnego użycia białej magii.
- Ah, w porządku - Mruknął na uwagę Poppy zapowiadając chęć poprawienia się. Uśmiechnął się słysząc żart. Nie mógł tego nie zrobić biorąc pod uwagę, że nie pierwszy raz słyszał tą uwagę, a tym bardziej nie skomentować - Drugi raz w przeciągu ledwie miesiąca słyszę podobną deklarację. Czuję się trochę zmieszany. Nie jestem pewien czy bardziej powinno mnie to niepokoić czy schlebiać - to że wzbudzam w kobietach poczucie rycerskości - wyjawił żartobliwym tonem zawieszając swoje spojrzenie dłużej na uzdrowicielce by odczuła na sobie pełne aprobaty spojrzenie, tak by zdała sobie sprawę, iż sir Pomfrey niewątpliwie wzbudziłaby w nim uznanie. Uśmiech pogłębił na kilka sekund, będąc ciekawym jej reakcji, a potem zmieniając chwyt na różdżce wezbrał w sobie skupienie. Poruszył dłonią starając się raz jeszcze przelać przez wiodącą dłoń do różdżki białą magię, którą zamierzał uwolnić w przestrzeni wokół. Tym razem sięgnął po jej większe pokłady.
- Jak silną magią byłoby trzeba zadziałać by ją rozdrażnić na nowo? Tak hipotetycznie. Da się to jakoś zmierzyć? - Oczywiście, przez myśl mu nie przeszło by się zabierać za odwracanie procesu. Snuła się za nim jedynie zwyczajna ciekawość. Lubił wiedzieć więcej, to jak coś działa nawet, jeżeli ta wiedza nigdy do niczego konkretnego miała mu się nie przydać. Dociekliwość - była jednym z niewielu jego silnych kart przetargowych które umożliwiły mu dostanie się do aurorskiego składu.
Zgodnie z nakazem poruszył różdżką z zamiarem wpłynięcia białą magią na okolicę. Manipulowanie nią nigdy jednak nie przychodziło mu łatwo. Ruchy nadgarstka były przyzwyczajone do bardziej szarpliwych oraz rwanych gestów typowych dla dziedziny uroków. Zdecydowanie brakowało mu również wyczucia chociaż to może była kwestia różnego rozumienia delikatnego użycia białej magii.
- Ah, w porządku - Mruknął na uwagę Poppy zapowiadając chęć poprawienia się. Uśmiechnął się słysząc żart. Nie mógł tego nie zrobić biorąc pod uwagę, że nie pierwszy raz słyszał tą uwagę, a tym bardziej nie skomentować - Drugi raz w przeciągu ledwie miesiąca słyszę podobną deklarację. Czuję się trochę zmieszany. Nie jestem pewien czy bardziej powinno mnie to niepokoić czy schlebiać - to że wzbudzam w kobietach poczucie rycerskości - wyjawił żartobliwym tonem zawieszając swoje spojrzenie dłużej na uzdrowicielce by odczuła na sobie pełne aprobaty spojrzenie, tak by zdała sobie sprawę, iż sir Pomfrey niewątpliwie wzbudziłaby w nim uznanie. Uśmiech pogłębił na kilka sekund, będąc ciekawym jej reakcji, a potem zmieniając chwyt na różdżce wezbrał w sobie skupienie. Poruszył dłonią starając się raz jeszcze przelać przez wiodącą dłoń do różdżki białą magię, którą zamierzał uwolnić w przestrzeni wokół. Tym razem sięgnął po jej większe pokłady.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Poppy wierzyła, że ów sen był głęboki i spokojny. Na tyle twardy, by miejsca, które naprawili zgodnie z procedurą opracowaną przez profesor Bagshot, były już bezpieczne dla czarodziejskiej społeczności. Gdyby nie ich ingerencja, nikt nie wyczułby, że cokolwiek tu może być nie tak.
- Z pewnością naprawdę potężna, ale nie jestem pewna. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem numerologiem, wciąż się uczę - burknęła Poppy, rumieniąc się lekko przez ten brak we własnej wiedzy. Czuła, że powinna być znacznie szersza, większa, zwłaszcza z zakresu numerologii, na swoje usprawiedliwienie miała jedynie bardzo młody wiek - poświęcała się studiowaniu ludzkiej anatomii i coraz częściej astronomii. Nie była teoretykiem magii, choć w ostatnich tygodniach zadziwiająco często sięgała do podręczników traktujących o magicznych liczbach i schematach zaklęć. Miała jednocześnie nadzieję, że znajdzie chwilę, by do tego przysiąść - była ciekawa świata i lubiła się uczyć. Czuła, że jedynie w ten sposób jest w stanie przysłużyć się Zakonowi Feniksa.
Nauka ponadto zawsze była w stanie odciągnąć myśli panny Pomfrey od ponurych wspomnień z lat dzieciństwa i szkolnych. Bardzo skutecznie zajmowała jej uwagę, nie pozwalając, by poddawała się sentymentom zbyt często.
- Czyżby to kobieta naprawdę pomogła ci w potrzebie? - spytała z ciekawością; zaintrygowało ją to wyznanie. Panna Pomfrey została wychowana przez ciotkę na konserwatywną modłę jeśli chodziło o podział ról kobiet i mężczyzny. Poglądy na nie miała dość... tradycyjne. W Zakonie Feniksa, gdzie kobiet stających do walki, aurorek, nie brakowało, zachowywała je dla siebie - wolała wierzyć, że to wojna je do tego zmusiła, a nie liberalne poglądy.
Uśmiechnęła się pod wpływem jego pełnego aprobaty spojrzenia; z jej strony były to jednak jedynie żarty. Nie byłaby w stanie go ocalić, wiedziała o tym... Choć kilka tygodni wcześniej samą siebie zadziwiła, gdy zdołała zatrzymać ogromny kamień zaklęciem Arresto Momentum i wyniosła z walącego się budynku ranne dziecko - cóż, życie potrafiło zaskakiwac.
- O! Dokładnie o to chodziło! - zawołała ucieszona, gdy magia Skamandera splotła się z jej czarami i zdołała lekko wybudzić uśpioną anomalię.
Na ścianach zalśnił magiczny pył, spływał po nich nieśpiesznie, miał dziwną konsystencję - jakby gdzieś w połowie drogi pomiędzy gazem, a cieszą. Poppy wsunęła różdżkę do rękawa, za to z torby wyciągnęła puste fiolki, by zacząć zbierać do nich próbki - musiała zebrać ich więcej, niż sądziła, że będzie potrzebować. Tak na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
- Z pewnością naprawdę potężna, ale nie jestem pewna. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem numerologiem, wciąż się uczę - burknęła Poppy, rumieniąc się lekko przez ten brak we własnej wiedzy. Czuła, że powinna być znacznie szersza, większa, zwłaszcza z zakresu numerologii, na swoje usprawiedliwienie miała jedynie bardzo młody wiek - poświęcała się studiowaniu ludzkiej anatomii i coraz częściej astronomii. Nie była teoretykiem magii, choć w ostatnich tygodniach zadziwiająco często sięgała do podręczników traktujących o magicznych liczbach i schematach zaklęć. Miała jednocześnie nadzieję, że znajdzie chwilę, by do tego przysiąść - była ciekawa świata i lubiła się uczyć. Czuła, że jedynie w ten sposób jest w stanie przysłużyć się Zakonowi Feniksa.
Nauka ponadto zawsze była w stanie odciągnąć myśli panny Pomfrey od ponurych wspomnień z lat dzieciństwa i szkolnych. Bardzo skutecznie zajmowała jej uwagę, nie pozwalając, by poddawała się sentymentom zbyt często.
- Czyżby to kobieta naprawdę pomogła ci w potrzebie? - spytała z ciekawością; zaintrygowało ją to wyznanie. Panna Pomfrey została wychowana przez ciotkę na konserwatywną modłę jeśli chodziło o podział ról kobiet i mężczyzny. Poglądy na nie miała dość... tradycyjne. W Zakonie Feniksa, gdzie kobiet stających do walki, aurorek, nie brakowało, zachowywała je dla siebie - wolała wierzyć, że to wojna je do tego zmusiła, a nie liberalne poglądy.
Uśmiechnęła się pod wpływem jego pełnego aprobaty spojrzenia; z jej strony były to jednak jedynie żarty. Nie byłaby w stanie go ocalić, wiedziała o tym... Choć kilka tygodni wcześniej samą siebie zadziwiła, gdy zdołała zatrzymać ogromny kamień zaklęciem Arresto Momentum i wyniosła z walącego się budynku ranne dziecko - cóż, życie potrafiło zaskakiwac.
- O! Dokładnie o to chodziło! - zawołała ucieszona, gdy magia Skamandera splotła się z jej czarami i zdołała lekko wybudzić uśpioną anomalię.
Na ścianach zalśnił magiczny pył, spływał po nich nieśpiesznie, miał dziwną konsystencję - jakby gdzieś w połowie drogi pomiędzy gazem, a cieszą. Poppy wsunęła różdżkę do rękawa, za to z torby wyciągnęła puste fiolki, by zacząć zbierać do nich próbki - musiała zebrać ich więcej, niż sądziła, że będzie potrzebować. Tak na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie zadawał więcej pytań i nie dociekał po tym, jak uzdrowicielka wyjaśniła mu, że nie jest wstanie odpowiadać na podobne pytania. Anthony wcale od niej nie wymagał i przez myśl mu nawet nie przeszło by z tego powodu podważać jej kompetencje. Nikt nie był wszechstronny, a on sam poruszył temat traktując go bardziej jako ciekawostka. Skoro już wcześniej panna Pomfrey zapowiedziała mu, że nie ma możliwości by wybudzili na nowo anomalię to ufał jej ocenie oraz temu co udało się ustalić grupie badawczej. Jako auror umiał docenić ich pracę - w końcu podczas śledztwa nieraz współpracował i zawierzał ekspertyzie biegłym naukowcom z różnych dziedzin życia. Bez nich jego praca byłaby często nie tylko trudna, lecz znając życie wiele spraw nie znalazłoby w ogóle finału. Jednostka badawcza w Zakonie odgrywała tą samą rolę co pracujący dla Ministerstwa naukowcy. W pewnym sensie dziś, tutaj - czuł się jakby była to kontynuacja jego pracy, a nie przedsięwzięcie z którym musiał się kryć.
- Nie jestem zbyt biegły w białej magii - co zresztą było widać. Nie wiedział czy było to związane z jego magiczną umiejętnością, która być może w pewien sposób upośledzała przepływ tejże, czy też to był wpływ czegoś zgoła innego. Faktem było, że zbierał baty na równi co je rozdawał - Na szczęście mamy biegłe w tej dziedzinie aurorki oraz zakonniczki - dodał wymownie pomijając to, że osobą która mu pomogła była defakto ofiarą której chciał pomóc - A także uzdrowicielki. Też mi pomogłaś w potrzebie, w sierpniu - nie mógł o tym przecież zapomnieć.
Poruszył różdżką i tym razem magia zdała się go usłuchać. Poruszona zadrgała i poruszyła się w stronę ścian nieśpiesznym, lotnym ruchem skrzętnie je oblepiając pyłem. Wyglądało na to, że się udało. Skamander nie chował jednak jeszcze różdżki. Obserwował pracę uzdrowicielki i rozglądał się upewniając się, że nikt jej w tym przeszkadzać nie będzie.
- Będziesz potrzebowała go jeszcze więcej? - cierpliwie oczekiwał jej osądu będąc gotowym się podporządkować pod jej werdykt.
- Nie jestem zbyt biegły w białej magii - co zresztą było widać. Nie wiedział czy było to związane z jego magiczną umiejętnością, która być może w pewien sposób upośledzała przepływ tejże, czy też to był wpływ czegoś zgoła innego. Faktem było, że zbierał baty na równi co je rozdawał - Na szczęście mamy biegłe w tej dziedzinie aurorki oraz zakonniczki - dodał wymownie pomijając to, że osobą która mu pomogła była defakto ofiarą której chciał pomóc - A także uzdrowicielki. Też mi pomogłaś w potrzebie, w sierpniu - nie mógł o tym przecież zapomnieć.
Poruszył różdżką i tym razem magia zdała się go usłuchać. Poruszona zadrgała i poruszyła się w stronę ścian nieśpiesznym, lotnym ruchem skrzętnie je oblepiając pyłem. Wyglądało na to, że się udało. Skamander nie chował jednak jeszcze różdżki. Obserwował pracę uzdrowicielki i rozglądał się upewniając się, że nikt jej w tym przeszkadzać nie będzie.
- Będziesz potrzebowała go jeszcze więcej? - cierpliwie oczekiwał jej osądu będąc gotowym się podporządkować pod jej werdykt.
Find your wings
- Och, nie bądź taki skromny! Jesteś aurorem - powiedziała Poppy, uśmiechając się do Skamandera. Musiał przecież uzyskać wysokie oceny na SUMAch i OWUTEMach z obrony przed czarną magią, inaczej nigdy nie przyjęto by go na kurs aurorski. Dotąd miała wrażenie, że niewiele w Anthonym było skromności - ale dobrze, że miał w sobie nieco pokory. Zmarkotniała na wspomnienie o zdolnych aurorkach i Zakonniczkach. - Tak, mamy - odparła krótko. Myśl ta nie cieszyła jej tak jak powinna. Dlaczego musiało dojść do tego, że do kobiety musiały iść w bój? Były zbyt delikatne na walkę, wojna nie była dla nich - ale musiały to uczynić dla dobra siebie i swoich dzieci. Poppy żałowała, że do tego doszło.
Machnęła ręką, gdy wspomniał o udzielonej mu nie dalej niż dwa tygodnie temu, w sierpniu, pomocy. - Och, to nic takiego. Kiedy nie masz nad głową czarnoksiężników, nietrudno jest się skupić - wysiliła się na żart, by nie przyszło mu do głowy wylewnie jej teraz dziękować. Wykonywała jedynie swoją pracę. Cieszyło ją jednak, że inni to doceniają, jakże mogłaby nie? Jedynie uzdrowiciele wiedzieli, że nie tylko aurorzy, czy czarodziejska policja pracowali pod stresem. Na barkach magomedyków ciążyła ogromna odpowiedzialność. Odpowiedzialność za ludzkie życie. W chwili, gdy trafiał do nich pacjent w ciężkim stanie, kiedy liczyła się każda sekunda... Stres był ogromny. Przez jeden jej błąd mógł stracić życie, albo zdrowie. Czasami było to niezwykle przytłaczające. Wymagało jednocześnie umiejętności zapanowania nad własnymi emocjami, zachowania zimnej krwi i rozsądku; nie wiedziała jak to się działo, ale w chwili, gdy wchodziła w rolę uzdrowiciela - potrafiła to uczynić. Potrafiła zachować zimną krew i spokój, tak silne było w niej pragnienie niesienia pomocy.
Panna Pomfrey spędziła dłuższą chwilę na zbieraniu czarnego pyłu do probówek. Nie była pewna jak wiele będzie jej potrzebne, wolała zabrać więcej, niż było to konieczne.
- Będziemy musieli odwiedzić inne miejsce, gdzie udało ci się poskromić magię. To za mało - odpowiedziała Skamanderowi, starannie zamykając jedną fiolkę i sięgając po kolejną.
To dopiero początek pracy nad wzmocnieniem jego różdżki. Teraz będzie musiała w skomplikowanym procesie alchemicznym oddzielić białą magię od czarnej.
- Na dziś to już wszystko. Lepiej chodźmy już stąd - szepnęła Poppy, wsuwając ostatnią fiolkę do torby.
Chwilę później wróciła ze Skamanderem tą samą uliczką do głównej części Pokątnej, gdzie niedługo potem rozstali się - każde udało się w swoim kierunku, powróciło do swoich zajęć.
| zt x2
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 22.09
Ulica Pokątna przypominała żywy organizm, pełen niesamowitych organów i zawiłości. Miejsce ukryte w sercu Londynu, tajna enklawa czarodziejów. Jak organizm miała tętnice, czyli główne ulice, nawet w tych ponurych czasach ruchliwe i dobrze oświetlone. Miała też jednak mniejsze naczynia, boczne uliczki wcinające się między sklepami, znikające w różnych kierunkach. Jedną z takich ciemnych dróg wracał Artur, nie przypominając wcale szlachcica. Był bowiem w mugolskim sklepie, chcąc urozmaicić garderobę o niemagiczne stroje, dzięki którym mógłby swobodnie poruszać się po normalnych częściach miasta. Podekscytowany kolejnym krokiem w poznawaniu nadal tajemniczego świata od razu ubrał swoje nabytki, czym trochę zaskoczył sprzedawczynię... właściwie była już zaskoczona, gdy wszedł w czarodziejskich szatach. Wypad był spontaniczny, skończył wcześniej pracę i postanowił jakoś ten czas spożytkować.
Miał na sobie szary sweter, całkiem wygodny oraz ciepły, mimo obaw ani trochę nie drapał. Do tego dżinsy, dziwne w dotyku spodnie, ale w gruncie rzeczy wytrzymałe, nie tacy głupi ci mugole. Ponoć były szczególnie popularne wśród młodzieży i robotników, ale Artur nie wiedział na ile wierzyć tym plotkom. Miał tylko nadzieję, że wygląda naturalnie. Właściwie widywał podobnie ubranych przechodniów, co napawało go optymizmem.
Musiał się jeszcze wrócić na Pokątną, zapomniał o kupieniu Czekoladowej Żaby. W końcu postanowił od nowa rozpocząć kolekcjonowanie kart, od czegoś trzeba zacząć. Nadal trzymał starą kolekcję w albumie, nie miał zamiaru się jej pozbywać, choć nie uważał się za człowieka specjalnie sentymentalnego. Karty miał tam ułożone metodycznie według numerów, właściwie poza dwoma wyjątkami - Agryppą oraz Ptolemeuszem. Te zajmowały honorowe miejsce, będąc najlepiej zabezpieczone. Nikomu nigdy nie powiedział co czyni je, dwa z pozoru zwyczajne okazy, tak ważnymi.
Wybrał drogę na skróty przez ciemną uliczkę. Był ostrożnym człowiekiem, ale z drugiej strony nie chciał popadać w paranoję. Poza tym, potrafił o siebie zadbać, był skutecznym aurorem, pewnym swoich umiejętności.
Wtem jego uwagę przykuło jakieś zamieszanie, coś działo się tuż za zakrętem, ale jeszcze nie widział dokładnie co. Przyspieszył kroku, w końcu ktoś mógł potrzebować pomocy. Aurorem jest się chyba dwadzieścia cztery godziny na dobę, prawda?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ulica Pokątna przypominała żywy organizm, pełen niesamowitych organów i zawiłości. Miejsce ukryte w sercu Londynu, tajna enklawa czarodziejów. Jak organizm miała tętnice, czyli główne ulice, nawet w tych ponurych czasach ruchliwe i dobrze oświetlone. Miała też jednak mniejsze naczynia, boczne uliczki wcinające się między sklepami, znikające w różnych kierunkach. Jedną z takich ciemnych dróg wracał Artur, nie przypominając wcale szlachcica. Był bowiem w mugolskim sklepie, chcąc urozmaicić garderobę o niemagiczne stroje, dzięki którym mógłby swobodnie poruszać się po normalnych częściach miasta. Podekscytowany kolejnym krokiem w poznawaniu nadal tajemniczego świata od razu ubrał swoje nabytki, czym trochę zaskoczył sprzedawczynię... właściwie była już zaskoczona, gdy wszedł w czarodziejskich szatach. Wypad był spontaniczny, skończył wcześniej pracę i postanowił jakoś ten czas spożytkować.
Miał na sobie szary sweter, całkiem wygodny oraz ciepły, mimo obaw ani trochę nie drapał. Do tego dżinsy, dziwne w dotyku spodnie, ale w gruncie rzeczy wytrzymałe, nie tacy głupi ci mugole. Ponoć były szczególnie popularne wśród młodzieży i robotników, ale Artur nie wiedział na ile wierzyć tym plotkom. Miał tylko nadzieję, że wygląda naturalnie. Właściwie widywał podobnie ubranych przechodniów, co napawało go optymizmem.
Musiał się jeszcze wrócić na Pokątną, zapomniał o kupieniu Czekoladowej Żaby. W końcu postanowił od nowa rozpocząć kolekcjonowanie kart, od czegoś trzeba zacząć. Nadal trzymał starą kolekcję w albumie, nie miał zamiaru się jej pozbywać, choć nie uważał się za człowieka specjalnie sentymentalnego. Karty miał tam ułożone metodycznie według numerów, właściwie poza dwoma wyjątkami - Agryppą oraz Ptolemeuszem. Te zajmowały honorowe miejsce, będąc najlepiej zabezpieczone. Nikomu nigdy nie powiedział co czyni je, dwa z pozoru zwyczajne okazy, tak ważnymi.
Wybrał drogę na skróty przez ciemną uliczkę. Był ostrożnym człowiekiem, ale z drugiej strony nie chciał popadać w paranoję. Poza tym, potrafił o siebie zadbać, był skutecznym aurorem, pewnym swoich umiejętności.
Wtem jego uwagę przykuło jakieś zamieszanie, coś działo się tuż za zakrętem, ale jeszcze nie widział dokładnie co. Przyspieszył kroku, w końcu ktoś mógł potrzebować pomocy. Aurorem jest się chyba dwadzieścia cztery godziny na dobę, prawda?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Artur Longbottom dnia 19.02.19 11:14, w całości zmieniany 2 razy
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Była...zmęczona? Trudno to określić. Chyba zmęczona. Raczej psychicznie niż fizycznie. Może po ludzku miała dość. Chciała po prostu się obudzić, zapomnieć, otrząsnąć, tylko nie bardzo jej to wychodziło. Nie chciała już więcej wracać na niemagiczną stronę po tym jak jeden raz zobaczyła, co się tam dzieje. To nie było dla niej. Chwilami zastanawiała się nad tym żeby po prostu wrócić do Caileen. Tak zwyczajnie.
Z jednej strony nadużyła już jej uprzejmości, z drugiej czy to wszystko nie dzieje się przez cholernych czarodziejów? Tam było tak spokojnie. Marzyła o powrocie do tej bezpiecznej, złotej klatki. Coraz poważniej o tym myślała.
W sumie to po prostu siedziała w oknie jakiegoś sklepu i myślała. Zmęczona dniem i dziwnymi wydarzeniami. Zmęczona zmęczeniem, zmęczona melancholią. I znów się stało. Kula ognia pomknęła w stronę najbliższej osoby. Patrzyła na to trochę jak na obraz w kinie, jakby nie do końca dotyczyło to jej, choć przecież do cholery wszystko jej tu dotyczy.
A jednak dotyczyły i nie zamierzała czekać, aż pojawią się oskarżenia, zwyczajnie wstała i rzuciła się biegiem przed siebie, w ostatniej chwili skręcając w zaułek, gdzie oparła się plecami o ścianę i chwilkę tylko nasłuchiwała, czy ktoś się nie zbliża, czy ktoś jej nie goni. Najwidoczniej jednak przechodnie bardziej skupili się na ofierze.
- Nienawidzę tego popieprzonego świata. - mruknęła pod nosem, powoli osuwając się o ścianę, oddychając spokojniej. - Uwaga. Kulami ognia tam rzucają. - dodała, kiedy zauważyła że i tu przyciągnęła czyjąś uwagę i choć mogła wyglądać jakby miała ochotę się popłakać, uśmiechnęła się lekko, doceniając swój bardzo kiepski, czarny humor który w tej chwili tylko ona mogła zrozumieć. - Nie ma to jak rozwalać własny świat od środka.
Durni czarodzieje. W sumie to sama nie wiedziała po co gadała. Chyba brakowało jej gadania z ludźmi, albo do ludzi, a może taki miała humor i uznała, że nieznajomy i tak się spłoszy jej dziwnym zachowaniem i sobie pójdzie. A może to te jego zwyczajne ciuchy trochę wzbudziły w niej ciekawość i jakiś zalążek zaufania. Choć wiedziała, że i tu niektórzy tak się noszą.
Z jednej strony nadużyła już jej uprzejmości, z drugiej czy to wszystko nie dzieje się przez cholernych czarodziejów? Tam było tak spokojnie. Marzyła o powrocie do tej bezpiecznej, złotej klatki. Coraz poważniej o tym myślała.
W sumie to po prostu siedziała w oknie jakiegoś sklepu i myślała. Zmęczona dniem i dziwnymi wydarzeniami. Zmęczona zmęczeniem, zmęczona melancholią. I znów się stało. Kula ognia pomknęła w stronę najbliższej osoby. Patrzyła na to trochę jak na obraz w kinie, jakby nie do końca dotyczyło to jej, choć przecież do cholery wszystko jej tu dotyczy.
A jednak dotyczyły i nie zamierzała czekać, aż pojawią się oskarżenia, zwyczajnie wstała i rzuciła się biegiem przed siebie, w ostatniej chwili skręcając w zaułek, gdzie oparła się plecami o ścianę i chwilkę tylko nasłuchiwała, czy ktoś się nie zbliża, czy ktoś jej nie goni. Najwidoczniej jednak przechodnie bardziej skupili się na ofierze.
- Nienawidzę tego popieprzonego świata. - mruknęła pod nosem, powoli osuwając się o ścianę, oddychając spokojniej. - Uwaga. Kulami ognia tam rzucają. - dodała, kiedy zauważyła że i tu przyciągnęła czyjąś uwagę i choć mogła wyglądać jakby miała ochotę się popłakać, uśmiechnęła się lekko, doceniając swój bardzo kiepski, czarny humor który w tej chwili tylko ona mogła zrozumieć. - Nie ma to jak rozwalać własny świat od środka.
Durni czarodzieje. W sumie to sama nie wiedziała po co gadała. Chyba brakowało jej gadania z ludźmi, albo do ludzi, a może taki miała humor i uznała, że nieznajomy i tak się spłoszy jej dziwnym zachowaniem i sobie pójdzie. A może to te jego zwyczajne ciuchy trochę wzbudziły w niej ciekawość i jakiś zalążek zaufania. Choć wiedziała, że i tu niektórzy tak się noszą.
Zaułek
Szybka odpowiedź