Zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaułek
Ulica Pokątna składa się nie tylko z głównej ulicy, choć to na niej tętni życie. Pomiędzy wejściami do niektórych sklepów, znajdują się odnogi mniejszych uliczek, bardziej zaniedbanych, ponurych, często wyboistych - nikt nie widzi celu w ich odnowie. Czasami przebiegnie tu bezpański kot, by za chwilę zniknąć w cieniu. Dróżki najczęściej krzyżują się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć, w której można łatwo się zgubić, niektóre są ślepe, a wszystkie wydają się tak samo podobne.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
- Brakuje, ale byłam tu - odparła cicho Maxine, podążając o pół kroku za aurorem; miała na sobie ciemną, lekką szatę z kapturem, tak na wypadek, przyciągała wszak uwagę, jej twarz wystarczająco często pojawiała się w Czarownicy; dłonie wcisnęła w kieszenie, palce prawej zaciskała na ukrytej tam różdżce. - Po szkole pracowałam w Dziurawym Kotle i mieszkałam na Pokątnej. Zdążyłam poznać te kąty - zwierzyła mu się, choć to i tak nie była wielka tajemnica. Nie lubiła wracać do tamtego etapu swego życia, który ledwo zresztą pamiętała. Bardzo niewiele wtedy spała i chodziła niemal nieprzytomna. Harowała w barze jak wół, aby zarobić na własne utrzymanie, bo ukończywszy szkołę, została bez knuta przy duszy i prędzej rzuciłaby się w szatańską pożogę, niż zjawiła się u ich progu, a każdą wolną chwilę poświęcała na mordercze treningi i biegi na rekrutacje. Ciężka praca w końcu się opłaciła; została przyjęta do trzecioligowej drużyny, a później jej kariera nabrała tempa - i teraz rozpędzała się coraz bardziej. O Pokątnej jednak pamiętała i darzyła ją ogromnym sentymentem. To było pierwsze magiczne miejsce jakie odwiedziła. Doskonale pamiętała tamten dzień i zachwyt jaki mu towarzyszył, gdy ujrzała wszystkie te sklepy, magiczne przedmioty, sowy i nietypowe stworzenia... Uwagę małej Maxine od razu przykuł sklep miotrlarski. Nie mogła uwierzyć w to, że naprawdę można latać!
Kilku wieczorów tu wolałaby jednak nie pamiętać; a jednym z nich był ten czerwcowy, gdy odniosła tu z Justine sromotną porażkę w starciu z obecną anomalią.
- Próbowałyśmy tu już z Tonks - przyznała nieco niechętnie; nie lubiła przyznawać się do powodzeń, ciężko znosiła porażki, lecz sądziła, że auror powinien wiedzieć. - Może być naprawdę gorąco... - ostrzegła go lojalnie, gdy skręcili w ten konkretny zaułek. Nie myliła się - w kilka chwil później buchnęły jęzory ognia, Maxine głośno wciągnęła powietrze, lecz Anthony był szybszy; zareagował od razu sięgając po odpowiedni urok. Z ziemi trysnęło potężne źródło wody, które ugasiło płomienie, by nie stwarzały dla nich zagrożenia. Lubiła ciepło, ale może nie aż tak z bliska.
- Udało ci się już poskromić gdzieś tę magię? - spytała cicho, z ciekawością, gdy ruszyli dale, by zbliżyć się do źródła anomalii.
Kilku wieczorów tu wolałaby jednak nie pamiętać; a jednym z nich był ten czerwcowy, gdy odniosła tu z Justine sromotną porażkę w starciu z obecną anomalią.
- Próbowałyśmy tu już z Tonks - przyznała nieco niechętnie; nie lubiła przyznawać się do powodzeń, ciężko znosiła porażki, lecz sądziła, że auror powinien wiedzieć. - Może być naprawdę gorąco... - ostrzegła go lojalnie, gdy skręcili w ten konkretny zaułek. Nie myliła się - w kilka chwil później buchnęły jęzory ognia, Maxine głośno wciągnęła powietrze, lecz Anthony był szybszy; zareagował od razu sięgając po odpowiedni urok. Z ziemi trysnęło potężne źródło wody, które ugasiło płomienie, by nie stwarzały dla nich zagrożenia. Lubiła ciepło, ale może nie aż tak z bliska.
- Udało ci się już poskromić gdzieś tę magię? - spytała cicho, z ciekawością, gdy ruszyli dale, by zbliżyć się do źródła anomalii.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
|sposób Zakonu
- Godne uznania biorąc pod uwagę to, że udało ci się wybić - nie do końca umiał sobie wyobrazić sytuację młodszej zakonniczki. On dorastał w dostatku, a ścieżka aurora bądź innego pracownika Departamentu Przestrzegania Prawem niemalże była wpisana w jego krew. Nie było w tym nic nadzwyczajnego - Duża część zawodników z tego co wiem, jest wyłapywana do kadr chwilę po ukończeniu Hogwardu - niewielu starało się po uznając często, że to już koniec - Po jakim czasie ci się udało? Aspirowałaś na konkretną pozycję? - zagadywał bo w sumie interesował się Harpiami, a skoro miał jedną obok... Nie był jakimś zagorzałym fanem śledzącym wywiady czy ich poczynania poprzez gazety. Bardziej sezonowym sympatykiem i to głównie przez wzgląd na to, że jednak skład Harpii był pełen zgrabnych, wysportowanych kobiet. Płytka motywacja, lecz nie można było wymagać od krukona miłości do sportu jako idei samej w sobie.
- Tak się składa, że miałem okazję niedawno się już trochę rozgrzać - wspomniał swoją obecność w alei od której również bil żar. Przez cały dzień po czuł, jak oparzenie na pozbawionej buta stopie go szczypało.
Gdy doszli do źródła anomalii Anthony poruszył różdżką wywołując wodne zaklęcie, które jakżeby inaczej, nieznacznie zruszyło strukturę bruku. Bryzgająca wod ugasiła języki ognia.
- Raz. Z Samem w pobliżu starych Ruin w okolicy Waltham Forest. Próbowałem już kilkukrotnie w różnych miejscach, lecz cóż... - skrzywił się nieznacznie. On również nie lubił, gdy szło inaczej niż miło, a w przypadku napraw zaczynała to być pewna zasada. On sam naturalnie starał się zrozumieć gdzie popełnia ewentualny błąd jednak to też nie było takie oczywiste. Źle prowadził strumień białej magii lub też nie do końca zrozumiał tak jak miał zrozumieć sposób działania naprawy? A może zwyczajnie nie miał szczęścia? Miał nadzieję, ze tego ostatniego będzie miał za chwilę przypływ. Gdy tylko znalazł się blisko anomalii skierował na nią różdżkę. Spojrzał na Max i na znak zaczął oddziaływać na twór wijącej się przed nim niespokojnej magii
- Godne uznania biorąc pod uwagę to, że udało ci się wybić - nie do końca umiał sobie wyobrazić sytuację młodszej zakonniczki. On dorastał w dostatku, a ścieżka aurora bądź innego pracownika Departamentu Przestrzegania Prawem niemalże była wpisana w jego krew. Nie było w tym nic nadzwyczajnego - Duża część zawodników z tego co wiem, jest wyłapywana do kadr chwilę po ukończeniu Hogwardu - niewielu starało się po uznając często, że to już koniec - Po jakim czasie ci się udało? Aspirowałaś na konkretną pozycję? - zagadywał bo w sumie interesował się Harpiami, a skoro miał jedną obok... Nie był jakimś zagorzałym fanem śledzącym wywiady czy ich poczynania poprzez gazety. Bardziej sezonowym sympatykiem i to głównie przez wzgląd na to, że jednak skład Harpii był pełen zgrabnych, wysportowanych kobiet. Płytka motywacja, lecz nie można było wymagać od krukona miłości do sportu jako idei samej w sobie.
- Tak się składa, że miałem okazję niedawno się już trochę rozgrzać - wspomniał swoją obecność w alei od której również bil żar. Przez cały dzień po czuł, jak oparzenie na pozbawionej buta stopie go szczypało.
Gdy doszli do źródła anomalii Anthony poruszył różdżką wywołując wodne zaklęcie, które jakżeby inaczej, nieznacznie zruszyło strukturę bruku. Bryzgająca wod ugasiła języki ognia.
- Raz. Z Samem w pobliżu starych Ruin w okolicy Waltham Forest. Próbowałem już kilkukrotnie w różnych miejscach, lecz cóż... - skrzywił się nieznacznie. On również nie lubił, gdy szło inaczej niż miło, a w przypadku napraw zaczynała to być pewna zasada. On sam naturalnie starał się zrozumieć gdzie popełnia ewentualny błąd jednak to też nie było takie oczywiste. Źle prowadził strumień białej magii lub też nie do końca zrozumiał tak jak miał zrozumieć sposób działania naprawy? A może zwyczajnie nie miał szczęścia? Miał nadzieję, ze tego ostatniego będzie miał za chwilę przypływ. Gdy tylko znalazł się blisko anomalii skierował na nią różdżkę. Spojrzał na Max i na znak zaczął oddziaływać na twór wijącej się przed nim niespokojnej magii
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, aby dorastać w domu pełnym dostatku i szczęścia, gdzie dzieci są wspierane przez rodziców i mają możliwość zaplanowania swej przyszłości na spokojnie, bez troszczenia się o każdy grosz. To nie tak, że w domu rodziców Maxine brakowało na chleb i głodowali, jednakże państwo Desmond byli niezwykle skromnymi ludźmi - a przede wszystkim bardzo religijnymi. Prostotę i skromność cenili ponad wszystko. Córek nie rozpieszczali, nie obdarowywali ich prezentami, a jeśli już - była to miniaturowa biblia, bądź kolejny obrazek matki Świętej. Nigdy nie pogodzili się z tym, że ich starsza córka to czarownica, co więcej - załamało ich to do głębi, niezmiennie byli zdania, że to kara boska, a Maxine to czarci pomiot. Wyrazili zgodę, aby wyruszyła do Hogwartu, może tylko po to, aby się jej pozbyć, lecz stanowczo odmawiali finansowania szkolnych zakupów - książek, czy szat. Gdyby nie specjalny fundusz Hogwartu przeznaczony dla takich jak ona, nie miałaby wtedy nawet różdżki. Knut jej jednak nie przysługiwał, gdy szkołę ukończyła - została sama i bez grosza przy duszy. Nie mogła poświęcić dosłownie całego czasu, aby starać się zostać zauważoną przez łowców talentów.
- Rok po szkole grałam już zawodowo - odparła z dumą w głosie Maxine. - Ale przez jakiś czas jeszcze pracowałam w Kotle. Na początku sport to mało opłacalne zajęcie - zaśmiała się; aby liczyć na wyższe stawki należało zdobyć miłość publiczności - i zachwycić ich nie tylko talentem, ale i wynikami. - Od razu wiedziałam że łapanie znicza to moja broszka - odparła hardo, może zbyt hardo; Skamander nie mógł wiedzieć o tym jak bardzo przeżywała, że Billy Moore tak długo zajmował jej wymarzoną pozycję w drużynie Gryffindoru - i nie chciała się tym teraz dzielić. - Mam jednak nadzieję, że nie sprzedasz tych ploteczek Czarownicy, co? - zażartowała kąśliwie Maxine, puszczając do Skamandera oczko; szczerze wątpiła, aby auror w ogóle wiedział co to za pisemko.
- I jak wam posżło? - dopytała z ciekawością. Na wieśc o próbach poklepała go pokrzepiająco po ramieniu. - Nie martw się, ja także próbowałam kilka razy... Udało mi się raz. W rezerwacie znikaczy, dzięki Brendanowi - dodała z nutką dumy w głosie; cieszyla się, że mogła towarzyszyć Gwardziście i się od niego uczyć.
Ruszyli do przodu; Maxine wyczuła znajome pulsowanie powietrza, uniosła więc różdżkę - i upewniwszy się, że mogą zaczynać, skinęła głową. Skupiła się na skierowaniu strumienia swojej mocy na źródło anomalii, tak aby połączyła się z magią Skamandera - razem mogli więcej. Razem mogli tego dokonać. Musiała się mocno skoncentrować i wytężyć swą moc, podążając na za instrukcjami pani profesor.
140 - 82 -10 - 19 = 29, tylle muszę rzucić
- Rok po szkole grałam już zawodowo - odparła z dumą w głosie Maxine. - Ale przez jakiś czas jeszcze pracowałam w Kotle. Na początku sport to mało opłacalne zajęcie - zaśmiała się; aby liczyć na wyższe stawki należało zdobyć miłość publiczności - i zachwycić ich nie tylko talentem, ale i wynikami. - Od razu wiedziałam że łapanie znicza to moja broszka - odparła hardo, może zbyt hardo; Skamander nie mógł wiedzieć o tym jak bardzo przeżywała, że Billy Moore tak długo zajmował jej wymarzoną pozycję w drużynie Gryffindoru - i nie chciała się tym teraz dzielić. - Mam jednak nadzieję, że nie sprzedasz tych ploteczek Czarownicy, co? - zażartowała kąśliwie Maxine, puszczając do Skamandera oczko; szczerze wątpiła, aby auror w ogóle wiedział co to za pisemko.
- I jak wam posżło? - dopytała z ciekawością. Na wieśc o próbach poklepała go pokrzepiająco po ramieniu. - Nie martw się, ja także próbowałam kilka razy... Udało mi się raz. W rezerwacie znikaczy, dzięki Brendanowi - dodała z nutką dumy w głosie; cieszyla się, że mogła towarzyszyć Gwardziście i się od niego uczyć.
Ruszyli do przodu; Maxine wyczuła znajome pulsowanie powietrza, uniosła więc różdżkę - i upewniwszy się, że mogą zaczynać, skinęła głową. Skupiła się na skierowaniu strumienia swojej mocy na źródło anomalii, tak aby połączyła się z magią Skamandera - razem mogli więcej. Razem mogli tego dokonać. Musiała się mocno skoncentrować i wytężyć swą moc, podążając na za instrukcjami pani profesor.
140 - 82 -10 - 19 = 29, tylle muszę rzucić
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
|Metoda Zakonu: 82+10+98+19= 209/140 - pykło
- Ooo... - Uniósł brwi wyżej. Zaskoczyło go to. Nie przypuszczał, że świat sportu działa w ten sposób. Człowiek najwyraźniej jednak uczy się całe życie, co? Podzielił się tym uczuciem na głos - Zawsze myślałem, że z chwilą wejścia do reprezentacji to dostaje się grube honorarium, pełna lodówkę i wygodne łóżko - może to było trochę naiwne, lecz nie można było chyba specjalnie się dziwić że zwyczajni ludzie patrzący z boku wyobrażali sobie sceny w których to nawet siedzenie na ławce rezerwowych powoduje samoistne namnażanie się galeonów. W końcu czemu by nie skoro w drużynie bywały gwiazdy spoglądające na nich z opakowania płatków śniadaniowych, prawda? Czemu tym nowym miałoby coś nie skapywać?
Uśmiechnął się widząc jak swobodę delikatnej zadziorności, która biła od Harpii. Pełna była również energii, która emanowała w powietrzu z niezgorszą mocą co anomalia do której źródła zmierzali.
- Przez chwilę obawiałem się, że Ruiny zwalą się nam na głowy bo anomalia trzęsła całym pozostałym zlepkiem starych cegieł, jednak przy odrobinie szczęścia udało nam się niczego nie zniszczyć ani nie złamać. Bardzo pomogły w tym miotły, które zapodziały się gdzieś w gruzach - to na nich udało nam się wydostać w porę gdy czarna magia rozproszyła się zsypując nieco gruzu z sufitu. Bez nich nie byłoby tak łatwo, a na pewno w tym momencie paradowałbym z jakimś sensownym nakryciem głowy - pustak wbity w podstawę czaszki nie brzmiał dobrze.
Gdy zabrali się z Max co do czego to Skamander poczuł, jak kłąb anomalii zdawał się ustępować ich magii. Jaśniał, rozwarstwiał się dając miejsce prześwitom. Niespójna magia nagle zawyła niczym niespokojne zwierze, a jej lament boleśnie przedzierał się w głąb czaszki dotykając najwrażliwszych ba bodźce miejsc. Anthony zmrużył ślepia skupiając się, próbując odciąć się od przeraźliwej kakofonii. Nie mógł się rozproszyć, nie teraz kiedy byli już tak blisko osiągnięcia celu.
|Odporność psychiczna IV: +60
- Ooo... - Uniósł brwi wyżej. Zaskoczyło go to. Nie przypuszczał, że świat sportu działa w ten sposób. Człowiek najwyraźniej jednak uczy się całe życie, co? Podzielił się tym uczuciem na głos - Zawsze myślałem, że z chwilą wejścia do reprezentacji to dostaje się grube honorarium, pełna lodówkę i wygodne łóżko - może to było trochę naiwne, lecz nie można było chyba specjalnie się dziwić że zwyczajni ludzie patrzący z boku wyobrażali sobie sceny w których to nawet siedzenie na ławce rezerwowych powoduje samoistne namnażanie się galeonów. W końcu czemu by nie skoro w drużynie bywały gwiazdy spoglądające na nich z opakowania płatków śniadaniowych, prawda? Czemu tym nowym miałoby coś nie skapywać?
Uśmiechnął się widząc jak swobodę delikatnej zadziorności, która biła od Harpii. Pełna była również energii, która emanowała w powietrzu z niezgorszą mocą co anomalia do której źródła zmierzali.
- Przez chwilę obawiałem się, że Ruiny zwalą się nam na głowy bo anomalia trzęsła całym pozostałym zlepkiem starych cegieł, jednak przy odrobinie szczęścia udało nam się niczego nie zniszczyć ani nie złamać. Bardzo pomogły w tym miotły, które zapodziały się gdzieś w gruzach - to na nich udało nam się wydostać w porę gdy czarna magia rozproszyła się zsypując nieco gruzu z sufitu. Bez nich nie byłoby tak łatwo, a na pewno w tym momencie paradowałbym z jakimś sensownym nakryciem głowy - pustak wbity w podstawę czaszki nie brzmiał dobrze.
Gdy zabrali się z Max co do czego to Skamander poczuł, jak kłąb anomalii zdawał się ustępować ich magii. Jaśniał, rozwarstwiał się dając miejsce prześwitom. Niespójna magia nagle zawyła niczym niespokojne zwierze, a jej lament boleśnie przedzierał się w głąb czaszki dotykając najwrażliwszych ba bodźce miejsc. Anthony zmrużył ślepia skupiając się, próbując odciąć się od przeraźliwej kakofonii. Nie mógł się rozproszyć, nie teraz kiedy byli już tak blisko osiągnięcia celu.
|Odporność psychiczna IV: +60
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Od tej pory to ustabilizowane miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich członków Zakonu Feniksa. Sukces zagwarantował im bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów podczas kolejnych gier w tej lokacji. Chwała wam za to, pewnego dnia świat za to podziękuje.
- Do reprezentacji może - odparła od razu Maxine. - Ale bardzo trudno dostać się do reprezentacji krajowej. Selekcjoner Walii wybiera zawodników bardzo starannie - sprostowała od razu. Marzyła o tym, aby pewnego dnia poprowadzić Walię ku zwycięstwu w Mistrzostwach Europy, a później - Mistrzostwach Świata. Wierzyła w swój talent, wierzyła, że podoła. Wiedziała jednak, że jeszcze naprawdę wiele ciężkiej pracy przed nią - i morderczych treningów. - W rozgrywkach klubowych sprawa ma się nieco inaczej - zaśmiała się cicho; często honorarium zawodnika było zależne od tego jak bardzo jest znany - i uwielbiany przez kibiców. Popularność dało sie przeliczyć na galeony. - Ale to wiesz, to nasze sportowe sekrety. Teraz ty mi musisz zdradzić kilka pikantnych szczegółów z Biura Aurorów - odparła lekko; nie mówiła poważnie, oczywiście, rozumiała powagę tego zajęcia - i że podobne informacje nie mogły dostać się w niepowołane ręce.
Wysłuchała jego opowieści ze zmarszczonym czołem. Uśmiechnęła się jednak na wieść, że magię udało się Skamanderom poskromić. - W Wieży Astrologów jest takie miejsce, gdzie nie działa grawitacja. Anomalia uniosła mnie z Tonks w powietrze, udało nam się uciec... I prawie wyciszyć czarną magię, ale coś... Coś zawiodło i znowu znalazłyśmy się w powietrzu. A potem tak nami grzmotnęło o ziemię, że trochę nas połamało... - westchnęła ciężko Maxine; Sala Planet nieźle je pogruchotała. Były jednak silne, były twarde - przywykły do bólu. On nieodłącznie wiązał się ze sportem. Maxine nie jeden faul już przetrwała.
Teraz jednak miało im pójść lepiej. Tera nie miała zamiaru pozwolić, aby anomalia ich przechytrzyła. Wytężyła swą moc, aby skierować jej strumień na ognisko anomalii, a choć nie była najbardziej utalentowana w tej dziedzinie magii - to czuł, że tym razem jej moc jest naprawdę silna. Dobrze zgrała się ze Skamanderem i wspólnymi siłami wypełnili polecenie profesor Bagshot, podążając za jej instrukcjami. A gdy myślała już, że to koniec - rozległ się niewiarygodny pisk. Wwiercał się Maxine w mózg. Skamander zachował przytomność i dokończył naprawę sam - a ona walczyła z tym dźwiękiem, który sprawiał tyle bólu. Czuła, że słabnie, chciała się temu oprzeć - i opuścić Pokątną o własnych siłach.
| jasny umysł I
Wysłuchała jego opowieści ze zmarszczonym czołem. Uśmiechnęła się jednak na wieść, że magię udało się Skamanderom poskromić. - W Wieży Astrologów jest takie miejsce, gdzie nie działa grawitacja. Anomalia uniosła mnie z Tonks w powietrze, udało nam się uciec... I prawie wyciszyć czarną magię, ale coś... Coś zawiodło i znowu znalazłyśmy się w powietrzu. A potem tak nami grzmotnęło o ziemię, że trochę nas połamało... - westchnęła ciężko Maxine; Sala Planet nieźle je pogruchotała. Były jednak silne, były twarde - przywykły do bólu. On nieodłącznie wiązał się ze sportem. Maxine nie jeden faul już przetrwała.
Teraz jednak miało im pójść lepiej. Tera nie miała zamiaru pozwolić, aby anomalia ich przechytrzyła. Wytężyła swą moc, aby skierować jej strumień na ognisko anomalii, a choć nie była najbardziej utalentowana w tej dziedzinie magii - to czuł, że tym razem jej moc jest naprawdę silna. Dobrze zgrała się ze Skamanderem i wspólnymi siłami wypełnili polecenie profesor Bagshot, podążając za jej instrukcjami. A gdy myślała już, że to koniec - rozległ się niewiarygodny pisk. Wwiercał się Maxine w mózg. Skamander zachował przytomność i dokończył naprawę sam - a ona walczyła z tym dźwiękiem, który sprawiał tyle bólu. Czuła, że słabnie, chciała się temu oprzeć - i opuścić Pokątną o własnych siłach.
| jasny umysł I
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Słuchał Harpii z zainteresowaniem bo choć nie specjalnie pasjonował się sportem to jeżeli miał okazję dowiedzieć się czegoś z pierwszej ręki, jak i jakoś sobie umilić czas w drodze do anomalii to czemu by się mimo wszystko nie zaangażować w rozmowę? Tym bardziej, że nie spostrzegł by ktokolwiek miał ich w tym momencie śledzić lub też sprawić im dzisiejszego wieczoru kłopot. Uliczki kierujące ich wgłąb magicznej ulicy bardzo odbiegały od głównej odnogi Pokątnej. Gdyby ktoś ich śledził to by to zauważyli jeszcze nim w ogóle znaleźli się w najbliższym obrębie szalejącej magii. Ta sprawiała jednak kłopot nie tylko w tym miejscu. Garść innych zdołał już odwiedzić z Sophie, Samem, Justine i jedynie jedną udało mu się zaleczyć. To nie było jednak w praktyce takie proste, jakie się wydawało na pierwszy rzut oka. Szczególnie dla niego. W końcu nie był zbyt biegły w operowaniu tą najjaśniejszą, obronną magią na której bazowała metoda kuracji. Dziś jednak dziś miało być inaczej. Być może to właśnie dobre zgranie z magią Max, jak i nią samą? Jej pozytywne towarzystwo relaksowało. Może to właśnie to. Może jednak po prostu też ta anomalia była odpowiednia do jego natury? Choć trzęsła ziemią i podsycała płomienie to gdy zabrał się za jej rozplątywanie to przypominało mu to swą strukturą coś na wzór umysłu, który po chwili w rozpaczy przed zniknięciem wierzgną podnosząc lament. Skamander nie pozwolił jednak sobie na rozproszenie nawet, kiedy widział, że Max słabnie w oczach. Nie przerwał naprawy – z większą determinacją pośpieszył działania na skutek których raniący skowyt ucichł. Zaraz potem sięgnął ramionami w stronę Harpii widzą, że ta ledwie trzyma się na nogach.
- Max – ujął ją pewniej, tak by jej ciało znajdowało w nim faktyczne oparcie. Czuł, że ta z chwili na chwili wiotczała coraz bardziej – Hej, Max, jesteś jeszcze ze mną, prawda? Udało się nam – uśmiechnął się, a w geście tym gościła triumfalna satysfakcja po której na czole pojawiła się zmarszczka zastanowienia – Musisz mi powiedzieć, jak bardzo ci źle. Nie wiem czy mam cie zabrać do uzdrowiciela ani gdzie mieszkasz - pobieżnie ocenił jej stan. Nie był mistrzem anatomii, lecz na jego oko wyglądała na osłabioną. Przestrzegł ją krótkim uwaga w chwili gdy postanowił oderwać jej i tak ledwie utrzymujące ją stopy od ziemi. Mimo wszystko musieli się stąd zabierać - Mam nadzieję, że nie masz wścibskich sąsiadów
- Max – ujął ją pewniej, tak by jej ciało znajdowało w nim faktyczne oparcie. Czuł, że ta z chwili na chwili wiotczała coraz bardziej – Hej, Max, jesteś jeszcze ze mną, prawda? Udało się nam – uśmiechnął się, a w geście tym gościła triumfalna satysfakcja po której na czole pojawiła się zmarszczka zastanowienia – Musisz mi powiedzieć, jak bardzo ci źle. Nie wiem czy mam cie zabrać do uzdrowiciela ani gdzie mieszkasz - pobieżnie ocenił jej stan. Nie był mistrzem anatomii, lecz na jego oko wyglądała na osłabioną. Przestrzegł ją krótkim uwaga w chwili gdy postanowił oderwać jej i tak ledwie utrzymujące ją stopy od ziemi. Mimo wszystko musieli się stąd zabierać - Mam nadzieję, że nie masz wścibskich sąsiadów
Find your wings
Przez lata zdążyła przywyknąć do bólu, naprawdę. Zarówno tego psychicznego, jak i fizycznego. W latach dzieciństwa, ten pierwszy był mimo wszystko najdotkliwszy. Czasami dostawała od matki razy za nieposłuszność, czasami musiała klęczeć na grochu, odmawiając pacierz w ramach pokuty za bunt przeciwko rodzicom, lecz to ich niemiłość i niechęć bolała najmocniej. Oddalali się od siebie z każdym rokiem. patrzyli na nią jak na kosmitkę, nie potrafiąc pogodzić się z tym, że jest inna. Nie przyjmowali do wiadomości dziwnych wypadków, które działy się wokół, interpretowali je jako karę za grzechy - Maxine musiała więc za nie pokutować. Ból był coraz bardziej doskwierający. Tak desperacko pragnęła ich miłości i akceptacji, lecz nigdy ich nie otrzymała - i w końcu przestała o nią zabiegać, czując, że jest na to zbyt dumna. Nauczyła się zaciskać zęby i znosić ból, funkcjonować z nim, żyć dalej pomimo niego. Może dzięki temu później było jej łatwiej - na treningach. Przeszła przez kąpiel z ognia i wyniosła z niego ogniotrwały uśmiech. Mordercze treningi znosiła do końca. Nawet wówczas, gdy bolał ją każdy mięsień, gdy na palcach pojawiały się od trzonka miotły pęcherze, a kontuzje nie dawały o sobie zapomnieć nocą. Uparła parła przed siebie, nie zważając na ból, pot i łzy.
Zdawała sobie sprawę, że okiełznanie anomalii nie jest prostą sprawą. Nie sądziła nawet, że tak krótko po dołączeniu do Zakonu Feniksa będzie mogła pochwalić się, że tego dokonała. Pierwsze próby zakończyły się porażką, lecz dzięki towarzystwu bardziej doświadczonych i utalentowanych w magii obronnej - sama także się rozwijała, co zaprocentowało dziś. Udało się wyciszyć anomalię, lecz nie odpuściła - i musiała zadać swój ostatni cios.
Potworny pisk wdzierał się Maxine w mózg. To był ból jakiego dotąd nigdy, przenigdy jeszcze nie czuła. Fizycznie, niby, nic jej nie dolegało, nie odniosła ran, nie krwawiła, nie była potłuczona... Czuła jednak, że słabnie z każdą chwilą. Przed oczyma pojawiły się mroczki, nogi zrobiły się miękkie jak wata. Z dłoni Maxine wypadła różdżka, potoczyła się kawałek dalej; Harpia zachwiała się znacznie, zamykając oczy; czuła w skroniach nieznośny, potwory ból. Upadłaby, gdyby nie ręce Skamandera, które chwyciły ją za ramiona. Nie bardzo nawet rozumiała co do niej mówi, była ledwie przytomna; gdy rozchyliła powieki, jej oczy były zamglone, jakby niewidzące.
- N-nie wiem... co się dzieje... - wydukała słabym, niezwykle słabym głosem; nogi się pod nią ugięły, jakby miała zaraz osunąć się na ziemię. - Szpital - wyszeptała; nie mogli się udać do niej. Dom sióstr Desmond leżał daleko stąd, na wybrzeżu Walii - i był obłożony zaklęciami ochronnymi, których nie życzyła sobie łamać. Nie protestowała, gdy wziął ją w ramiona, nie była w stanie - sama nie uszłaby daleko. - Jestem - odpowiedziała na pytanie po chwili, zamykając oczy. Potrzebowała uzdrowiciela - natychmiast.
Zdawała sobie sprawę, że okiełznanie anomalii nie jest prostą sprawą. Nie sądziła nawet, że tak krótko po dołączeniu do Zakonu Feniksa będzie mogła pochwalić się, że tego dokonała. Pierwsze próby zakończyły się porażką, lecz dzięki towarzystwu bardziej doświadczonych i utalentowanych w magii obronnej - sama także się rozwijała, co zaprocentowało dziś. Udało się wyciszyć anomalię, lecz nie odpuściła - i musiała zadać swój ostatni cios.
Potworny pisk wdzierał się Maxine w mózg. To był ból jakiego dotąd nigdy, przenigdy jeszcze nie czuła. Fizycznie, niby, nic jej nie dolegało, nie odniosła ran, nie krwawiła, nie była potłuczona... Czuła jednak, że słabnie z każdą chwilą. Przed oczyma pojawiły się mroczki, nogi zrobiły się miękkie jak wata. Z dłoni Maxine wypadła różdżka, potoczyła się kawałek dalej; Harpia zachwiała się znacznie, zamykając oczy; czuła w skroniach nieznośny, potwory ból. Upadłaby, gdyby nie ręce Skamandera, które chwyciły ją za ramiona. Nie bardzo nawet rozumiała co do niej mówi, była ledwie przytomna; gdy rozchyliła powieki, jej oczy były zamglone, jakby niewidzące.
- N-nie wiem... co się dzieje... - wydukała słabym, niezwykle słabym głosem; nogi się pod nią ugięły, jakby miała zaraz osunąć się na ziemię. - Szpital - wyszeptała; nie mogli się udać do niej. Dom sióstr Desmond leżał daleko stąd, na wybrzeżu Walii - i był obłożony zaklęciami ochronnymi, których nie życzyła sobie łamać. Nie protestowała, gdy wziął ją w ramiona, nie była w stanie - sama nie uszłaby daleko. - Jestem - odpowiedziała na pytanie po chwili, zamykając oczy. Potrzebowała uzdrowiciela - natychmiast.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
To co Anthony uznał początkowo za osłabienie, które uderzyło w czarownicę po prostu nie tyle co silnie, a nagle było poważniejsze niż przypuszczał. Osąd zaburzał fakt, że on sam nie był podatny na podobnie otumaniającą magię. Ciągle dzwoniło mu w uszach, niepokojąco piszczało, lecz powoli stawało się to dla niego odległym, nieprzyjemnym echem. W przypadku Max było inaczej. Rozpraszająca się czarnomagiczna breja niewidzialnie ją skrzywdziła. Nie tylko traciła na równowadze, lecz również na wszystkich siłach i to w sposób bardzo gwałtowny. O ile nogi stały się już dawno wątpliwą podporą dla czarownicy, tak w tym momencie nawet dłoń nie była wstanie utrzymać delikatnego, magicznego drewna. Anthony musiał się nieco nagimnastykować by sięgnąć po upuszczoną przez wiedźmę różdżkę, a istotnym było, że do gibkości Max brakowało mu wiele. Nie było to takie łatwe zwłaszcza gdy ciągle był jedyną podporą dla harpii. Gdy mu się udało schować magiczny patyk w głębokiej kieszeni swojej szaty dźwignął się na równe nogi, a ona oderwana od ziemi znajdowała się w jego ramionach. Poprawił jej wiotczejące ciało i przyśpieszył kroku, zmieniając go później w trucht. Co do tego, że potrzebowała znaleźć się w Mungu nie było żadnych wątpliwości. Nie zajęło to długo bo i daleko od magicznego szpitala się nie znajdowali. W końcu Pokątna nie była szczególnym odludziem nawet jeżeli kominki nie funkcjonowały odpowiednio.
Gdy znaleźli się pod szpitalem Skamander zauważył, że plusem późnej pory była wyludniona sala. Harpia nie musiała więc długo czekać na zainteresowanie - te odpowiednie, bo należące do uzdrowicieli, którzy mieli się już nią zająć. Anthony został w szpitalu upewniając się, że dostanie odpowiednią pomoc. Gdy po kilku prostszych urokach wzmacniających wróciła do świata Anthony był by nie czuła się zbytnio zdezorientowana. Gdy wszystko było już w porządku, a on sam nie mógł zrobić więcej niż już to uczynił - skierował swoje kroki w stronę własnego mieszkania. Jutro, a właściwie dziś miał poranną zmianę.
|zt
Gdy znaleźli się pod szpitalem Skamander zauważył, że plusem późnej pory była wyludniona sala. Harpia nie musiała więc długo czekać na zainteresowanie - te odpowiednie, bo należące do uzdrowicieli, którzy mieli się już nią zająć. Anthony został w szpitalu upewniając się, że dostanie odpowiednią pomoc. Gdy po kilku prostszych urokach wzmacniających wróciła do świata Anthony był by nie czuła się zbytnio zdezorientowana. Gdy wszystko było już w porządku, a on sam nie mógł zrobić więcej niż już to uczynił - skierował swoje kroki w stronę własnego mieszkania. Jutro, a właściwie dziś miał poranną zmianę.
|zt
Find your wings
Przez całe lata skupiała się na tym, aby trenować ciało. Już podczas pierwszej lekcji latania w Hogwarcie wiedziała, że lot na miotle jest jej przeznaczony - dosłownie i w przenośni. Robiła to niemal instynktownie, zupełnie tak, jakby robiła to od zawsze. Od razu poczuła, że to jest właśnie to. W żadnej dziedzinie nie wystarczał jednak jedynie talent; talent to jedynie nieoszlifowany kryształ, aby zalśnił swym prawdziwym blaskiem należało go oszlifować. Szlifowanie talentu sportowego równało się częstym, morderczym treningom, po których czasami wymiotowała ze zmęczenia; wyrzeczeniom i podporządkowania życia ćwiczeniom. Maxine tak gorąco pragnęła zostać słynną, odnoszącą sukcesy szukającą, że podporządkowała temu całe swe życie. Nie mogła zaprzeczyć temu, że zaniedbała się w czarach - i to porządnie! W latach szkolnych, kiedy to była dumną wychowanką domu Godryka Gryffindora, obrona przed czarną magią należała do jej ulubionych przedmiotów - i szło jej wcale nieźle. W sporcie, owszem, odnosiła sukcesy dzięki ciężkiej pracy, lecz co teraz? Czy było miejsce i czas na mecze quidditcha, gdy ogłoszono stan wojenny? Czuła, że musi się teraz skupić na czym innym. Na innej walce. Nie o złoty znicz, lecz o świat, w którym będzie mogła ten znicz łapać. Anomalie wciąż go zadręczały, to nie był jedyny ich problem - ale w tej chwili to on dosłownie zwalił ją z nóg. Nie kontaktowała już za bardzo, gdy Skamander wziął ją na ręce. Nie zdążyła wyszeptać, by zabrał różdżkę. Odpłynęła w ciemność - tam było cicho, ciepło i bezpiecznie. Wydawało jej się, że jest w domu. Na walijskiej łące, z Jean i Kudłaczem, plotły wianki, latały na miotle i urządzały bitwę na pestki od czereśni. Z tego snu wyrwali ją brutalnie uzdrowiciele. Oślepiło ją światło Lumos, spotęgowało upiorny ból głowy. Gdzieś obok majaczyła sylwetka Skamandera. Co im powiedział na temat przyczyny jej stanu? Najwyraźniej bajka była wiarygodna, bo Maxine nie zadawano już pytań. Wylądowała na oddziale w szpitalu św. Munga, gdzie została otoczona troskliwą i profesjonalną opieką. Pulchna uzdrowicielka pytała, czy zawiadomić rodzinę, lecz Maxine potrząsnęła przecząco głoą. Nie powiedziała jeszcze Jean o Zakonie Feniksa, a nie potrafiłaby skłamać, gdyby ją zapytała co wyrabiała tej nocy - i dlaczego. Czuła się źle, że trzyma to przed siostrą w sekrecie, lecz powtarzała sobie, że to dla jej dobra. W kilka godzin później opuściła szpital. Obolała, lecz zdrowa.
| zt
| zt
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
06.09.56?
Magiczna ulica pomimo rosnących niepokojów, podtrzymywanego stanu wojennego oraz kryjących się pokątnie anomaliach zdawała się dzisiejszego dnia na moment zapomnieć o ponurych cieniach. Pogoda ciągle dopisywała pomimo późnego już popołudnia. Letnia szata wystarczyła by czuć się komfortowo, a jednak jeszcze korzystać z iskającego ciepłem wiatru. Nic nie zwiastowało tego, że za niecałe dwa tygodnie przyjdzie mu przeklinać na nowo wypaczająca się pogodę.
Anthony nie widział nic złego by to właśnie tutaj się umówić, wśród wielu innych czarodziei. Zleją się z nimi w bezbarwną, bezosobową masę. Potem się od tego powoli, niezauważenie oderwą i tak podążą uliczkami krętymi, odległymi, nieuczęszczanymi. Czas również upłynie nim znajdą się w docelowym miejscu. Zapewne będzie już zmierzchać, lecz bladej ciemności nie będzie można jeszcze nazwać nocą. Takie warunki wydawały się najlepsze do pracy Poppy. Tak przynajmniej mu się wydawało. Na zweryfikowanie tego to jeszcze jednak przyjdzie czas. Jak na razie po tym, jak spostrzegł ją kątem oka podniósł nieznacznie dłoń by zwrócić na siebie uwagę.
- Masz wszystko czego będziesz potrzebowała, czy chcesz się jeszcze gdzieś zatrzymać. Zaułek którym wspominałem pomimo iż jest odnogą Pokątnej jest wyjątkowo odległy - nie wiedział co będzie wymagane do przeprowadzenia całego procesu, lecz jeżeli Poppy czegoś zapomniała to był to najlepszy moment by sobie o tym przypomnieć. Anthony spojrzał również uważniej na obuwie kobiety. Brukowane, ciasne uliczki nie były litościwe dla obcasów. Jeżeli zauważy trudność w poruszaniu się uzdrowicielki miał zamiar zaproponować jej podporę - dla ułatwienia dojścia do odpowiedniej uliczki.
- Ruszamy...? - upewnił się i zaczął prowadzić zakonniczkę początkowo głównym nurtem Pokątnej, a po chwili ku jej odnogom i krętym zakamarkom. Wszystkie zdawały się niewiele różnić się od siebie, a jednak jeszcze nie przyszło im przeciąć tej samej ścieżki - To będzie bardzo skomplikowane...? - zagaił mimochodem, gdy świat wszystkich zostawili już za plecami. Byli już tylko w zasadzie tylko we dwoje w skomplikowanym labiryncie.
Magiczna ulica pomimo rosnących niepokojów, podtrzymywanego stanu wojennego oraz kryjących się pokątnie anomaliach zdawała się dzisiejszego dnia na moment zapomnieć o ponurych cieniach. Pogoda ciągle dopisywała pomimo późnego już popołudnia. Letnia szata wystarczyła by czuć się komfortowo, a jednak jeszcze korzystać z iskającego ciepłem wiatru. Nic nie zwiastowało tego, że za niecałe dwa tygodnie przyjdzie mu przeklinać na nowo wypaczająca się pogodę.
Anthony nie widział nic złego by to właśnie tutaj się umówić, wśród wielu innych czarodziei. Zleją się z nimi w bezbarwną, bezosobową masę. Potem się od tego powoli, niezauważenie oderwą i tak podążą uliczkami krętymi, odległymi, nieuczęszczanymi. Czas również upłynie nim znajdą się w docelowym miejscu. Zapewne będzie już zmierzchać, lecz bladej ciemności nie będzie można jeszcze nazwać nocą. Takie warunki wydawały się najlepsze do pracy Poppy. Tak przynajmniej mu się wydawało. Na zweryfikowanie tego to jeszcze jednak przyjdzie czas. Jak na razie po tym, jak spostrzegł ją kątem oka podniósł nieznacznie dłoń by zwrócić na siebie uwagę.
- Masz wszystko czego będziesz potrzebowała, czy chcesz się jeszcze gdzieś zatrzymać. Zaułek którym wspominałem pomimo iż jest odnogą Pokątnej jest wyjątkowo odległy - nie wiedział co będzie wymagane do przeprowadzenia całego procesu, lecz jeżeli Poppy czegoś zapomniała to był to najlepszy moment by sobie o tym przypomnieć. Anthony spojrzał również uważniej na obuwie kobiety. Brukowane, ciasne uliczki nie były litościwe dla obcasów. Jeżeli zauważy trudność w poruszaniu się uzdrowicielki miał zamiar zaproponować jej podporę - dla ułatwienia dojścia do odpowiedniej uliczki.
- Ruszamy...? - upewnił się i zaczął prowadzić zakonniczkę początkowo głównym nurtem Pokątnej, a po chwili ku jej odnogom i krętym zakamarkom. Wszystkie zdawały się niewiele różnić się od siebie, a jednak jeszcze nie przyszło im przeciąć tej samej ścieżki - To będzie bardzo skomplikowane...? - zagaił mimochodem, gdy świat wszystkich zostawili już za plecami. Byli już tylko w zasadzie tylko we dwoje w skomplikowanym labiryncie.
Find your wings
Zaułek
Szybka odpowiedź