Bar
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Bar
Kontuar z trunkami, przy którym od wielu dekad rządzi pomarszczony już barman, o wybrakowanym uśmiechu. Niezależnie czy jesteś strudzonym pracownikiem Ministerstwa, czy może masz wygląd rzezimieszka, który wyrwał się poza Nokturn, a może dopiero co dowiedziałeś się o zdradzającej żonie, Tom znajdzie odpowiedni alkohol dla ciebie, a także czasami zaproponuje jeden z pokoi na piętrze. Skrupulatnie dba o to, by nieletni dostali co najwyżej kremowe piwo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:18, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiecham się słodko, firmowym uśmiechem Mavis Travers, który dziwnie musi wyglądać na ustach Katyi. Dziękuję za podany mi trunek skinieniem głowy, po czym wręczam Tomowi jego zapłatę - ten człowiek zna się na rzeczy. Obracam kieliszek w dłoni, po czym przechylam go, pozwalając by krwistoczerwona ciecz wlała się do moich ust. Nigdy nie stroniłam od alkoholu, nie raz i nie dwa, wraz z Nicolasem Nottem otwierałam butelkę szkockiej ognistej, ale ostatnimi czasy przejęłam zwyczaj Laidan. Dobre wino to dobre wino, klasyczne, wytworne. W powieściach ludzie popijają zawarte umowy winem, sławni detektywi rozwiązują zagadki przy kieliszkach Porto.
- Powiedz mi, Kat - mówię, ostrożnym szeptem, tak by nikt poza nami nie usłuszał - Czy nie męczy Cię chodzenie na tak krótkich nogach?
Wyszczerzam zęby raz jeszcze, a mój wzrok spogląda na Ciebie z nutą zaciekawienia. Po chwili wstaję z miejsca, by podejść i uścisnąć Cię serdecznie.
- Doprawdy, to już rok minął, lady Travers. Czas biegnie nieubłaganie! - w moim głosie słychać delikatne rozbawienie.
Chwytam Cię za dłoń, drugą ręką wciąż trzymając kieliszek wypełniony winem i odchodzimy kilka kroków od baru, aby uniknąć największego tłumu.
- Co u mnie? Niedawno musiałam wyjechać na kilka tygodni, żeby odwiedzić rodzinę we Francji. Niedługi rejs, ale morze zawsze dobrze mi robi. Poza tym? Nic ciekawego, gonienie za wilkołakami, łapanie ucieknierów, niebezpieczna robota, narzekanie na innych... - wymieniam, przewracając oczyma, zwracając tym samym Twoją uwagę na trywialność tych czynności.
Kiedy postanawiam kontynuować mój głos zmienia się, czuć w nim odrazę i pewną dozę wściekłości.
- Niestety byłam również świadkiem kilku ślubów, w tym mojej przyjaciółki, Megary. Biedne dziecko, kolejne aranżowane małżeństwo. Cyrk na kółkach.
Opuszczam wzrok, przez chwilę sztyletując podłogę tak ostrym spojrzeniem, że mogłaby pozwać mnie do sądu za nękanie.
- A co u Ciebie?
- Powiedz mi, Kat - mówię, ostrożnym szeptem, tak by nikt poza nami nie usłuszał - Czy nie męczy Cię chodzenie na tak krótkich nogach?
Wyszczerzam zęby raz jeszcze, a mój wzrok spogląda na Ciebie z nutą zaciekawienia. Po chwili wstaję z miejsca, by podejść i uścisnąć Cię serdecznie.
- Doprawdy, to już rok minął, lady Travers. Czas biegnie nieubłaganie! - w moim głosie słychać delikatne rozbawienie.
Chwytam Cię za dłoń, drugą ręką wciąż trzymając kieliszek wypełniony winem i odchodzimy kilka kroków od baru, aby uniknąć największego tłumu.
- Co u mnie? Niedawno musiałam wyjechać na kilka tygodni, żeby odwiedzić rodzinę we Francji. Niedługi rejs, ale morze zawsze dobrze mi robi. Poza tym? Nic ciekawego, gonienie za wilkołakami, łapanie ucieknierów, niebezpieczna robota, narzekanie na innych... - wymieniam, przewracając oczyma, zwracając tym samym Twoją uwagę na trywialność tych czynności.
Kiedy postanawiam kontynuować mój głos zmienia się, czuć w nim odrazę i pewną dozę wściekłości.
- Niestety byłam również świadkiem kilku ślubów, w tym mojej przyjaciółki, Megary. Biedne dziecko, kolejne aranżowane małżeństwo. Cyrk na kółkach.
Opuszczam wzrok, przez chwilę sztyletując podłogę tak ostrym spojrzeniem, że mogłaby pozwać mnie do sądu za nękanie.
- A co u Ciebie?
i might be on the side of angels
But don't think for a second I'm one of them endlesslove
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czy Katya się uśmiechała? Zapewne tak, ale za każdym razem na jej twarzyczce pojawiały się rumieńce, które jasno sugerowały, że jest zawstydzona, bo przecież to było łatwo osiągnąć. Mulciberowi udawało się to nagminnie, tak samo jak Skamanderowi i oboje wiedzieli, gdzie nacisnąć, by wstyd był widoczny już nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Mavis miała zatem dużo szczęścia, że zapewne w ciele Ollivander nie doświadczy tego, ale sama aurorka? Była w stanie doprowadzić buzię Travers do nieodwracalnych skutków, gdzie zakłopotanie byłoby widocznie dla każdego i niepotrzebna byłaby do tego magiczna lupa.
-Wiesz jaki jest minus wysokich ludzi? - zagaiła luźno i przygryzła dolną wargę, by potem ze stoickim spokojem i śmiertelną powagą, dodać: -Zawsze pierwsi mokniecie na deszczu - nie chciała brzmieć arogancko, toteż od razu obdarzyła znajomą uśmiechem, który od paru dni z trudem gościł na jej ustach. Zwilżyła koniuszkiem języka dolną wargę i objęła dziewczynę, by faktycznie poczuć różnicę ich wzrostu, która była już nie tylko widoczna gołym okiem.
-Och, tak, Lady Ollivander. Na całe szczęście nie widać po tobie upływu kolejnego roku - skomplementowała samą siebie, bo musiała to przyznać - nawet wtedy, gdy ktoś inny posiadał jej twarz, wyglądała całkiem dobrze. Nie czekała jednak długo i znów parsknęła śmiechem, by Mavis zrozumiała, że to tylko żart, a przecież odkąd Katya została zaręczona z obcym sobie mężczyzną, zdobywała się na wysublimowane dowcipy, których zapewne nie praktykowała w Norwegii, chociaż może? W końcu musiała się ich gdzieś nauczyć.
-Nadal gonisz za wilkołakami? Niezwykłe, a u rodziny wszystko w porządku? - zapytała z ciekawością i upiła łyk kremowego piwa, który pozostawił tuż nad górną wargę ślady zbrodni. Nie wiedziała o tym. -Zazdroszczę ci tych rejsów, ale zapewne nie miałabym na taką rozrywkę czasu; czarnoksiężnicy w Azkabanie sami się nie zamkną... - rzuciła pod nosem, dość konspiracyjnym szeptem - jasno dając do zrozumienia, czym się zajmuje. -Dlaczego narzekasz, moja droga? Coś się wydarzyło, że jesteś wzburzona? - zmrużyła lekko oczy, a na wspomnienie o Megarze, zamyśliła się. Nie była pewna, czy myśli o dobrej kobiecie, ale jeśli chodziło o Lady Carrow, to akurat miała wątpliwą przyjemność poznać się z jej mężem. -Moje małżeństwo także jest aranżowane wbrew mej woli, ale pogodziłam się już z tym, że ojciec zawsze za mnie decydował i swoją drogą... Również niedawno wróciłam, więc możemy się za to napić - dodała pogodnie i uniosła kufel z kremowym piwem ku górze. -Za podróże! - i nie czekając na nic, upiła spory haust.
-Wiesz jaki jest minus wysokich ludzi? - zagaiła luźno i przygryzła dolną wargę, by potem ze stoickim spokojem i śmiertelną powagą, dodać: -Zawsze pierwsi mokniecie na deszczu - nie chciała brzmieć arogancko, toteż od razu obdarzyła znajomą uśmiechem, który od paru dni z trudem gościł na jej ustach. Zwilżyła koniuszkiem języka dolną wargę i objęła dziewczynę, by faktycznie poczuć różnicę ich wzrostu, która była już nie tylko widoczna gołym okiem.
-Och, tak, Lady Ollivander. Na całe szczęście nie widać po tobie upływu kolejnego roku - skomplementowała samą siebie, bo musiała to przyznać - nawet wtedy, gdy ktoś inny posiadał jej twarz, wyglądała całkiem dobrze. Nie czekała jednak długo i znów parsknęła śmiechem, by Mavis zrozumiała, że to tylko żart, a przecież odkąd Katya została zaręczona z obcym sobie mężczyzną, zdobywała się na wysublimowane dowcipy, których zapewne nie praktykowała w Norwegii, chociaż może? W końcu musiała się ich gdzieś nauczyć.
-Nadal gonisz za wilkołakami? Niezwykłe, a u rodziny wszystko w porządku? - zapytała z ciekawością i upiła łyk kremowego piwa, który pozostawił tuż nad górną wargę ślady zbrodni. Nie wiedziała o tym. -Zazdroszczę ci tych rejsów, ale zapewne nie miałabym na taką rozrywkę czasu; czarnoksiężnicy w Azkabanie sami się nie zamkną... - rzuciła pod nosem, dość konspiracyjnym szeptem - jasno dając do zrozumienia, czym się zajmuje. -Dlaczego narzekasz, moja droga? Coś się wydarzyło, że jesteś wzburzona? - zmrużyła lekko oczy, a na wspomnienie o Megarze, zamyśliła się. Nie była pewna, czy myśli o dobrej kobiecie, ale jeśli chodziło o Lady Carrow, to akurat miała wątpliwą przyjemność poznać się z jej mężem. -Moje małżeństwo także jest aranżowane wbrew mej woli, ale pogodziłam się już z tym, że ojciec zawsze za mnie decydował i swoją drogą... Również niedawno wróciłam, więc możemy się za to napić - dodała pogodnie i uniosła kufel z kremowym piwem ku górze. -Za podróże! - i nie czekając na nic, upiła spory haust.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Patrzę na Ciebie, a raczej na samą siebie, przyglądając się badawczo. Ciemne oczy nie pasują do mojej bladej karnacji. Pociągam kolejny łyk wina, obracając kieliszek między palcami. Jasne włosy sprawiają, że zaczynam się zastanawiać czy w ogóle jest to możliwe, że jestem tak blisko spokrewniona z Rosierami? Z drugiej strony Liliana i Rosalie Yaxley obie były posiadaczkami srebrzystych pukli, jednakże one swoje odziedziczyły poprzez geny wili. Uśmiecham się na wzmiankę o wysokich ludziach. Ile razy Garrett mi to wypominał?
- Po Tobie również, lady Travers, wydaje mi się, że z roku na rok jedynie piękniejesz! - mówię z przekąsem, bo przecież nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
Gdyby wygląd się liczył, nie planowałabym kariery łowcy wilkołaków. Tym samym muszę wytrzymać jakoś z tym, że prawdziwą miłością mojego życia jest jedynie adrenalina. I może czekoladowe ciasteczka.
- Wiesz, to taki rekreacyjny sport. Niestety, wilkołaki same się nie pozabijają, a szkoda. To plaga, choroba. - nie wspominam o tym, że są wilkołaki które przecież znam, nawet zbyt dobrze.
Odganiam od siebie myśli o Sylvainie, myśli o tym, że moja praca może nie jest do końca właściwa. Chcę coś powiedzieć, ale moje usta zamykają się słysząc słowa, których prawdziwa Mavis Travers nigdy by niewypowiedziała.
- Pogodziłaś się? Poddałaś? - wykrzywiam się, jakby te słowa były trujące, jakbym chciała wypluć je z własnych ust - Są rzeczy z którymi można się pogodzić, ale aranżowane małżeństwa nie są jedną z takowych.
Jak bardzo różnimy się my dwie, choć w tym momencie tak podobne? Nie tylko kolorem oczu. Ja poddaję się w walce tylko wtedy, kiedy pozwala mi to wygrać całą wojnę. Nigdy w innym wypadku. Nie potrafię zrozumieć jak można poddać się, a już szczególnie w momencie w którym od tego zależy całe Twoje przyszłe życie. Ja też miałam kiedyś narzeczonego i cóż - jak widać nie zawsze trzeba zgadzać się z wolą rodziny.
- Po Tobie również, lady Travers, wydaje mi się, że z roku na rok jedynie piękniejesz! - mówię z przekąsem, bo przecież nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
Gdyby wygląd się liczył, nie planowałabym kariery łowcy wilkołaków. Tym samym muszę wytrzymać jakoś z tym, że prawdziwą miłością mojego życia jest jedynie adrenalina. I może czekoladowe ciasteczka.
- Wiesz, to taki rekreacyjny sport. Niestety, wilkołaki same się nie pozabijają, a szkoda. To plaga, choroba. - nie wspominam o tym, że są wilkołaki które przecież znam, nawet zbyt dobrze.
Odganiam od siebie myśli o Sylvainie, myśli o tym, że moja praca może nie jest do końca właściwa. Chcę coś powiedzieć, ale moje usta zamykają się słysząc słowa, których prawdziwa Mavis Travers nigdy by niewypowiedziała.
- Pogodziłaś się? Poddałaś? - wykrzywiam się, jakby te słowa były trujące, jakbym chciała wypluć je z własnych ust - Są rzeczy z którymi można się pogodzić, ale aranżowane małżeństwa nie są jedną z takowych.
Jak bardzo różnimy się my dwie, choć w tym momencie tak podobne? Nie tylko kolorem oczu. Ja poddaję się w walce tylko wtedy, kiedy pozwala mi to wygrać całą wojnę. Nigdy w innym wypadku. Nie potrafię zrozumieć jak można poddać się, a już szczególnie w momencie w którym od tego zależy całe Twoje przyszłe życie. Ja też miałam kiedyś narzeczonego i cóż - jak widać nie zawsze trzeba zgadzać się z wolą rodziny.
i might be on the side of angels
But don't think for a second I'm one of them endlesslove
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ollivander miała bardzo prosty stosunek do życia. A raczej - do samej siebie. Nie była rasową szlachcianką, która z perfekcją femme fatale kokietuje mężczyzn, a potem ich rzuca. Patrzenie na Mavis, która przyjęła jej formę stawało się zatem ciekawym doświadczeniem, bo mogła dostrzec częściowo - jak jest postrzegana przez innych. Słodka, urocza gąska, która nie ma pojęcia o niczym, bo przecież jej słodka uroda była niezwykle myląca i niewiele osób traktowało ją poważnie, by dostrzec w niej swoistego rodzaju zagrożenie.
Była niebezpieczna. Cholernie; w końcu - cicha woda brzegi rwie, czyż nie?
-Właściwie... To prawda, moja droga; wypiękniałaś - przyznała otwarcie, gdyż Katya od samego początku miała szansę patrzeć na rozwój młodszej koleżanki. Już w Ravenclaw, gdy razem próbowały zdobywać wiedzę i nowe książki, które je interesowały, Traver zdawała się być perfekcyjnym odzwierciedleniem jej samej. Rozwijała się przez lata i budziła podziw dla urody, którą posiadała.
-Nigdy nie spotkałam żadnego wilkołaka; są tak niebezpieczne jak mówią? - zapytała ciekawa odpowiedzi, bo nie miała pojęcia jak to wszystko wygląda od wewnątrz. Skoro Mavis miała z nim kontakt i to nie byle jaki, to przecież musiała się liczyć z potencjalnym zagrożeniem, prawda?
-Chcę się uwolnić od ojca i dlatego przystałam na to narzeczeństwo, bo między nami zdradzę ci w sekrecie, że... - zawiesiła głos i nachyliła się nieznacznie do rudowłosej dziewczyny, by szepnąć jej coś w konspiracyjnym tonie. -Całkiem mi się podoba i odpowiada mi jego inteligencja - puściła jeszcze byłej krukonce oczko, bo przecież ta nie mogła znać prawdziwych powodów decyzji Katyi, czyż nie? -W mojej sytuacji, aranżowane małżeństwo było dla mnie błogosławieństwem, ale dostrzegłam zalety tej sytuacji, gdy już poznałam wybranka, a potem? Cóż, chyba doszliśmy do porozumienia i to było dla mnie kluczowe - wytłumaczyła pospiesznie i upiła kolejny łyk piwa. -A ty? Masz narzeczonego? Uczę się dopiero po powrocie tych wszystkich zmian i koligacji, które miały miejsce i większość z nich jest dla mnie... Niezrozumiała.
Była niebezpieczna. Cholernie; w końcu - cicha woda brzegi rwie, czyż nie?
-Właściwie... To prawda, moja droga; wypiękniałaś - przyznała otwarcie, gdyż Katya od samego początku miała szansę patrzeć na rozwój młodszej koleżanki. Już w Ravenclaw, gdy razem próbowały zdobywać wiedzę i nowe książki, które je interesowały, Traver zdawała się być perfekcyjnym odzwierciedleniem jej samej. Rozwijała się przez lata i budziła podziw dla urody, którą posiadała.
-Nigdy nie spotkałam żadnego wilkołaka; są tak niebezpieczne jak mówią? - zapytała ciekawa odpowiedzi, bo nie miała pojęcia jak to wszystko wygląda od wewnątrz. Skoro Mavis miała z nim kontakt i to nie byle jaki, to przecież musiała się liczyć z potencjalnym zagrożeniem, prawda?
-Chcę się uwolnić od ojca i dlatego przystałam na to narzeczeństwo, bo między nami zdradzę ci w sekrecie, że... - zawiesiła głos i nachyliła się nieznacznie do rudowłosej dziewczyny, by szepnąć jej coś w konspiracyjnym tonie. -Całkiem mi się podoba i odpowiada mi jego inteligencja - puściła jeszcze byłej krukonce oczko, bo przecież ta nie mogła znać prawdziwych powodów decyzji Katyi, czyż nie? -W mojej sytuacji, aranżowane małżeństwo było dla mnie błogosławieństwem, ale dostrzegłam zalety tej sytuacji, gdy już poznałam wybranka, a potem? Cóż, chyba doszliśmy do porozumienia i to było dla mnie kluczowe - wytłumaczyła pospiesznie i upiła kolejny łyk piwa. -A ty? Masz narzeczonego? Uczę się dopiero po powrocie tych wszystkich zmian i koligacji, które miały miejsce i większość z nich jest dla mnie... Niezrozumiała.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Czy wilkołaki są niebezpieczne? Czy nie było to pytanie retoryczne?
- Nie wiesz, to tylko takie plotki, wilkołaki są niegroźne jak małe szczeniaki - odpowiadam sarkastycznie.
Przewracam oczyma, po czym kieruję swój wzrok do wnętrza kieliszka, w tym momencie wypełnionego już tylko do połowy.
- Wilkołaki to potwory, monstra, przerażające kreatury - mówię, tym razem z przekonaniem.
Stworzenia te budzą we mnie jedynie odrazę, skręcam się na samą myśl o nich.
- Świat, w którym by ich nie było... Byłby o wiele lepszym światem. Mam nadzieję, że uda nam się ich pozbyć. Wiem, że to też ludzie, a likantropia jest jak choroba... Podejmowano starania ku wymyśleniu leku na tą przypadłość, ale póki co spełzły one na niczym - myślę o Allison, o Sylvainie, o Dianie, Cezarze o wszystkich tragediach wywołanych tym jednym, pokręconym genem.
Cieszę się, że temat futrzaków mija, bowiem nie mam ochoty być dłużej sztyletowana przez potok myśli i poczucia winy.
- Są inne sposoby uniezależnienia się od ojca, wiesz. Ale jeżeli Ci to pasuje, to wypada mi jedynie życzyć szczęścia - kontynuuję, już nieco spokojniejszym głosem.
Na wspomnienie mojego narzeczonego czuję jak coś przewraca mi się w żołądku. Perseus. Nie daję tego po sobie poznać, ale myśl o tym, co kiedyś zrobiłam przyprawia mnie o dreszcze.
- Nie mam narzeczonego i jestem zadowolona tym stanem rzeczy. W obecnej chwili moim życiowym partnerem jest adrenalina, nic więcej - dodaję z przekonaniem, jednocześnie prosząc w duchu by chwila, w której nie muszę bawić się w idealną damę trwała wiecznie.
- Nie wiesz, to tylko takie plotki, wilkołaki są niegroźne jak małe szczeniaki - odpowiadam sarkastycznie.
Przewracam oczyma, po czym kieruję swój wzrok do wnętrza kieliszka, w tym momencie wypełnionego już tylko do połowy.
- Wilkołaki to potwory, monstra, przerażające kreatury - mówię, tym razem z przekonaniem.
Stworzenia te budzą we mnie jedynie odrazę, skręcam się na samą myśl o nich.
- Świat, w którym by ich nie było... Byłby o wiele lepszym światem. Mam nadzieję, że uda nam się ich pozbyć. Wiem, że to też ludzie, a likantropia jest jak choroba... Podejmowano starania ku wymyśleniu leku na tą przypadłość, ale póki co spełzły one na niczym - myślę o Allison, o Sylvainie, o Dianie, Cezarze o wszystkich tragediach wywołanych tym jednym, pokręconym genem.
Cieszę się, że temat futrzaków mija, bowiem nie mam ochoty być dłużej sztyletowana przez potok myśli i poczucia winy.
- Są inne sposoby uniezależnienia się od ojca, wiesz. Ale jeżeli Ci to pasuje, to wypada mi jedynie życzyć szczęścia - kontynuuję, już nieco spokojniejszym głosem.
Na wspomnienie mojego narzeczonego czuję jak coś przewraca mi się w żołądku. Perseus. Nie daję tego po sobie poznać, ale myśl o tym, co kiedyś zrobiłam przyprawia mnie o dreszcze.
- Nie mam narzeczonego i jestem zadowolona tym stanem rzeczy. W obecnej chwili moim życiowym partnerem jest adrenalina, nic więcej - dodaję z przekonaniem, jednocześnie prosząc w duchu by chwila, w której nie muszę bawić się w idealną damę trwała wiecznie.
i might be on the side of angels
But don't think for a second I'm one of them endlesslove
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-To tak jak czarnoksiężnicy, wiesz? - zawiesiła na moment głos i przygryzła policzek od środka, gdy wyczuła kpinę Mavis. Uniosła wymownie brew ku górze, bo przecież nie była głupia, a pytanie wilkołaki? Cóż, raczej miało na celu potwierdzenie informacji, które posiadała na ten moment, bo sama nigdy nie mierzyła się z tymi stworzeniami.
-Umówmy się. Ani ja - ani tym bardziej ty, nie jesteśmy rasowymi szlachciankami i czekam aż nestorzy podejmą decyzję o wydziedziczeniu nas - mruknęła drwiąco i wywróciła teatralnie oczami. Obie uganiały się za niebezpieczeństwem i pragnęły czuć adrenalinę, a co za tym szło... Nie wpisywały się w kanon arystokracji.
-Wszystko jest chorobą, Trave... Ollivander, bo żyjemy w takich czasach, że akurat nie jesteśmy w stanie znaleźć złotego środka, by było dobrze - skwitowała krótko i dopiła piwo do samego dna, po czym łapiąc na słówko kelnera, który przechodził obok - zamówiła jeszcze jedno. No co? Ponoć bezalkoholowe.
-Nie... Od mojego ojca nie ma innego sposobu jak ucieczka w małżeństwo; to zbyt długa historia i ponura jak na dzisiejszy wieczór - uśmiechnęła się jeszcze mimowolnie, bo myśl o tym, że mogłaby wydusić z siebie choć cień prawdy sprawiał, że wątpiła we wszystko.
-Powinnyśmy się kiedyś razem wybrać na poszukiwanie adrenaliny. Co sądzisz? - zagaiła luźno i posłała jeszcze Mav wymowne spojrzenie, jakby mówiła całkiem serio, bo przecież - nie żartowała. Lubiła przygody i czuć niebezpieczeństwo, bo tylko wtedy było sobą, a kto mógł być lepszą kompanką jak nie koleżanka metamorfomag?
-Umówmy się. Ani ja - ani tym bardziej ty, nie jesteśmy rasowymi szlachciankami i czekam aż nestorzy podejmą decyzję o wydziedziczeniu nas - mruknęła drwiąco i wywróciła teatralnie oczami. Obie uganiały się za niebezpieczeństwem i pragnęły czuć adrenalinę, a co za tym szło... Nie wpisywały się w kanon arystokracji.
-Wszystko jest chorobą, Trave... Ollivander, bo żyjemy w takich czasach, że akurat nie jesteśmy w stanie znaleźć złotego środka, by było dobrze - skwitowała krótko i dopiła piwo do samego dna, po czym łapiąc na słówko kelnera, który przechodził obok - zamówiła jeszcze jedno. No co? Ponoć bezalkoholowe.
-Nie... Od mojego ojca nie ma innego sposobu jak ucieczka w małżeństwo; to zbyt długa historia i ponura jak na dzisiejszy wieczór - uśmiechnęła się jeszcze mimowolnie, bo myśl o tym, że mogłaby wydusić z siebie choć cień prawdy sprawiał, że wątpiła we wszystko.
-Powinnyśmy się kiedyś razem wybrać na poszukiwanie adrenaliny. Co sądzisz? - zagaiła luźno i posłała jeszcze Mav wymowne spojrzenie, jakby mówiła całkiem serio, bo przecież - nie żartowała. Lubiła przygody i czuć niebezpieczeństwo, bo tylko wtedy było sobą, a kto mógł być lepszą kompanką jak nie koleżanka metamorfomag?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
- Och nie, a ja biedna myślałam, że czarnoksiężnicy zapraszają Was na herbatkę! - rzucam, uśmiechając się szelmowsko.
Wydziedziczyć? Mnie? O nie, nie sądzę. Bycia damą, a raczej udawania damy nauczyła mnie sama Laidan Avery, ikona klasy i stylu. Przynajmniej w salonach.
- To dość oczywiste, że nie jesteśmy typowe, lady Travers, ale umiejętność udawania kogoś, kim się nie jest... Bywa bardzo przydatna, szczególnie, jeżeli chodzi jedynie o dobre maniery i udawanie głupiej. Chociaż, szczerze mówiąc, nie spotkałam zbyt wielu szlachcianek, które idealnie wpisywałyby się w kanon arystokracji... - mówię, z przekonaniem w głosie.
Nawet Rosie, szlachcianka z pozoru doskonała, miała swoje drobne skazy - ja, jako jej kuzynka ceniłam ją także za nie. Dzięki temu wiedziałam, że jestem przynajmniej spokrewniona z normalną osobą, a nie bezmyślnym inferiusem.
Idąc w ślady Katyi zamawiam kolejny kieliszek wina, puszczając przy tym oko do Toma - musi być nieźle zdziwiony Mavis Travers zamawiającą piwo kremowe.
- Szkoda zatem, że nie ma leku na wszystko - dodaję, przyciszonym głosem, wiem jednak, że to niemożliwe.
Postanawiam nie drążyć dalej tematu Twojego ojca, bo ja o swoim także nie lubię mówić - kochałam go i kocham nadal, mimo tego, że słuch o nim zaginął. To on nauczył mnie używać inteligencji jako swojej broni, on nauczył mnie sztuki czytania ludzkich umysłów.
- Bardzo chętnie. Pozwolisz jednak, że już będąc sobą, bo nie jestem przyzwyczajona do dziesięciu centymetrów mniej! - uśmiecham się, dając po sobie poznać, że to żart, choć zawierający w sobie ziarno prawdy.
O tak, łowczyni wilkołaków to przydatny kompan w poszukiwaniu przygód.
Wydziedziczyć? Mnie? O nie, nie sądzę. Bycia damą, a raczej udawania damy nauczyła mnie sama Laidan Avery, ikona klasy i stylu. Przynajmniej w salonach.
- To dość oczywiste, że nie jesteśmy typowe, lady Travers, ale umiejętność udawania kogoś, kim się nie jest... Bywa bardzo przydatna, szczególnie, jeżeli chodzi jedynie o dobre maniery i udawanie głupiej. Chociaż, szczerze mówiąc, nie spotkałam zbyt wielu szlachcianek, które idealnie wpisywałyby się w kanon arystokracji... - mówię, z przekonaniem w głosie.
Nawet Rosie, szlachcianka z pozoru doskonała, miała swoje drobne skazy - ja, jako jej kuzynka ceniłam ją także za nie. Dzięki temu wiedziałam, że jestem przynajmniej spokrewniona z normalną osobą, a nie bezmyślnym inferiusem.
Idąc w ślady Katyi zamawiam kolejny kieliszek wina, puszczając przy tym oko do Toma - musi być nieźle zdziwiony Mavis Travers zamawiającą piwo kremowe.
- Szkoda zatem, że nie ma leku na wszystko - dodaję, przyciszonym głosem, wiem jednak, że to niemożliwe.
Postanawiam nie drążyć dalej tematu Twojego ojca, bo ja o swoim także nie lubię mówić - kochałam go i kocham nadal, mimo tego, że słuch o nim zaginął. To on nauczył mnie używać inteligencji jako swojej broni, on nauczył mnie sztuki czytania ludzkich umysłów.
- Bardzo chętnie. Pozwolisz jednak, że już będąc sobą, bo nie jestem przyzwyczajona do dziesięciu centymetrów mniej! - uśmiecham się, dając po sobie poznać, że to żart, choć zawierający w sobie ziarno prawdy.
O tak, łowczyni wilkołaków to przydatny kompan w poszukiwaniu przygód.
i might be on the side of angels
But don't think for a second I'm one of them endlesslove
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-W Norwegii byłam z jednym na herbatce, nadużywał zaklęć czarnomagicznych, bezczelny - szepnęła z rozbawieniem, choć głos ociekał kpiną. Dla podkreślania absurdu, którym uraczyła Mavis wywróciła jeszcze teatralnie oczami, bo przecież temat był na tyle poważny, że nie powinny tak żartować, czyż nie?
-Typowe szlachcianki to te, które siedzą w domu i są prawdziwą ozdobą męża; przygotowują przyjęcia, spotkania towarzyskie, bale i stronią od zawodów, w których mu się trudnimy; znam kilka takich, ale i ich zachowania pozostawia wiele do życzenia, lady - powiedziała spokojnie, jakby myśląc o konkretnych osobach, a przecież wcale nie obchodziło jej to, kto przed kim i z jaką częstotliwością rozkładał nogi. Ona sama stroniła od przepychu i zbyt częstych styp, które miały na celu zapędzenie jej do klatki, w której byłaby doskonałym dzikim zwierzęciem. Była niczym wiatr, który niewiadomo skąd przychodzi i dokąd podąża, ale wichura, która była w stanie rozpętać stawała się istną niewiadomą.
-Owszem, to wielka szkoda - zgodziła się z Travers, a następnie przygryzła policzek od środka, bo nie do końca była pewna, czy to było aż takie problematyczne. Oddychała spokojnie, lekko, a z każdą kolejną kroplą piwa kremowego stawała się bardziej uśmiechnięta. Liczyła się z tym, że mogło to nie pasować do blondynki, ale z drugiej strony... Nie była prawdziwą Mavis.
-Aż tak ci źle? To rani me uczucia, Ollivander! - zakrzyknęła oburzona i wybuchła śmiechem, bo cóż im dzisiaj pozostało? -To może wybierzmy się do rezerwatu smoków! Albo nie! Nie! Dopuśćmy się czegoś szalonego!
-Typowe szlachcianki to te, które siedzą w domu i są prawdziwą ozdobą męża; przygotowują przyjęcia, spotkania towarzyskie, bale i stronią od zawodów, w których mu się trudnimy; znam kilka takich, ale i ich zachowania pozostawia wiele do życzenia, lady - powiedziała spokojnie, jakby myśląc o konkretnych osobach, a przecież wcale nie obchodziło jej to, kto przed kim i z jaką częstotliwością rozkładał nogi. Ona sama stroniła od przepychu i zbyt częstych styp, które miały na celu zapędzenie jej do klatki, w której byłaby doskonałym dzikim zwierzęciem. Była niczym wiatr, który niewiadomo skąd przychodzi i dokąd podąża, ale wichura, która była w stanie rozpętać stawała się istną niewiadomą.
-Owszem, to wielka szkoda - zgodziła się z Travers, a następnie przygryzła policzek od środka, bo nie do końca była pewna, czy to było aż takie problematyczne. Oddychała spokojnie, lekko, a z każdą kolejną kroplą piwa kremowego stawała się bardziej uśmiechnięta. Liczyła się z tym, że mogło to nie pasować do blondynki, ale z drugiej strony... Nie była prawdziwą Mavis.
-Aż tak ci źle? To rani me uczucia, Ollivander! - zakrzyknęła oburzona i wybuchła śmiechem, bo cóż im dzisiaj pozostało? -To może wybierzmy się do rezerwatu smoków! Albo nie! Nie! Dopuśćmy się czegoś szalonego!
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Norwegia? Ach, tak, zawsze interesował mnie ten kraj. Szkoda, że obecnie nie miałam czasu na podróże. Uśmiecham się, słysząc żart Katyi i sama wywracam oczyma - jakoś weszło to w mój zwyczaj.
- Wygląda na to, że obecnie nie możemy się cieszyć żadną idealną szlachcianką bez skaz - mówię, pociągając kolejny łyk wina.
Spoglądam w dół, mierząc swoim wzrokiem krótkie nogi, na jakich świat przemierzała Ollivander. Wzdycham teatralnie i rozkładam ramiona.
- Ach, źle mi bardzo, Travers. Gdybym miała tropić wilkołaki na takich nogach... - kręcę tylko przecząco głową, ale z mojej twarzy nie znika uśmiech.
Na myśl o rezerwacie smoków moje serce skacze do góry, ale po chwili przypominam sobie, że jestem osobą bardzo zapracowaną.
- Z ogromną chęcią, lecz nie dzisiaj - mówię, szczerze i boli mnie to, że ledwo dałam radę znaleźć czas na tą krótką pogawędkę.
Nie było mnie zaledwie kilka tygodni, a już pojawiło się mnóstwo spraw do załatwienia. Koszmar, koszmar, istny koszmar.
- Obawiam się, że mam do załatwienia wiele spraw niecierpiących zwłoki, w tym, niestety, tonę papierkowej roboty - dodaję smętnie, zniechęcona widokiem pliku kartek na moim biurku.
Opróżniam kieliszek i stawiam go na ladzie, po czym podnoszę się i ściskam serdecznie moją przyjaciółkę, szeptając słowa pożegnania.
- Niestety, chyba to tyle na dzisiaj, ale pamiętaj, widzimy się za kilka dni. W rezerwacie smoków albo kto jeszcze wie gdzie?
Obracam się na pięcie i wychodzę, zamykając za sobą drzwi. Kiedy opatula mnie chłód i ciemność, która panuje już na zewnątrz, ponownie zakładam kaptur na głowę, a moje rude pukle zaczynają skręcać się i lśnić niemal białym złotem.
z.t
- Wygląda na to, że obecnie nie możemy się cieszyć żadną idealną szlachcianką bez skaz - mówię, pociągając kolejny łyk wina.
Spoglądam w dół, mierząc swoim wzrokiem krótkie nogi, na jakich świat przemierzała Ollivander. Wzdycham teatralnie i rozkładam ramiona.
- Ach, źle mi bardzo, Travers. Gdybym miała tropić wilkołaki na takich nogach... - kręcę tylko przecząco głową, ale z mojej twarzy nie znika uśmiech.
Na myśl o rezerwacie smoków moje serce skacze do góry, ale po chwili przypominam sobie, że jestem osobą bardzo zapracowaną.
- Z ogromną chęcią, lecz nie dzisiaj - mówię, szczerze i boli mnie to, że ledwo dałam radę znaleźć czas na tą krótką pogawędkę.
Nie było mnie zaledwie kilka tygodni, a już pojawiło się mnóstwo spraw do załatwienia. Koszmar, koszmar, istny koszmar.
- Obawiam się, że mam do załatwienia wiele spraw niecierpiących zwłoki, w tym, niestety, tonę papierkowej roboty - dodaję smętnie, zniechęcona widokiem pliku kartek na moim biurku.
Opróżniam kieliszek i stawiam go na ladzie, po czym podnoszę się i ściskam serdecznie moją przyjaciółkę, szeptając słowa pożegnania.
- Niestety, chyba to tyle na dzisiaj, ale pamiętaj, widzimy się za kilka dni. W rezerwacie smoków albo kto jeszcze wie gdzie?
Obracam się na pięcie i wychodzę, zamykając za sobą drzwi. Kiedy opatula mnie chłód i ciemność, która panuje już na zewnątrz, ponownie zakładam kaptur na głowę, a moje rude pukle zaczynają skręcać się i lśnić niemal białym złotem.
z.t
i might be on the side of angels
But don't think for a second I'm one of them endlesslove
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni