Salon
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Salon
Niewielki pokój, który zdecydowanie przoduje jeśli chodzi o stopień zagracenia. Oprócz kanapy i kominka znajdują się tutaj regały z książkami, stolik z krzesłami oraz rozliczne pamiątki przywiezione z wojaży. Z okna widać drugą stronę budynków na Pokątnej, gdzie jest mniejszy gwar.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
po festiwalu?
Było nieznośnie ciepło, zupełnie, jak nie w Anglii. Co poranek kolejne promienie słońca wlewały się do sypialni zwiastując rychły koniec pięknych snów lub przerażających koszmarów. Mali przypominacze o tym, że należy wstać z łóżka i rozpocząć kolejny, nowy, być może lepszy dzień. Nie byłem nigdy leniwy, ale czasem uwielbiałem przeciągać ten słodki moment pobudki; nie chciałem oddawać się wprost w chłodne ramiona szarej rzeczywistości. Łóżko dostatecznie przypominało mu o krainach, których na próżno szukać na mapie. Lubiłem ten słodki świat nieświadomości i możliwości, o jakich nigdy nie dowiedziałbym się przebywając w betonowym Londynie. Czas płynął równo, acz równie leniwie co ja przeciągałem się na materacu pośród wymiętej pościeli. Z każdym pojedynczym tknięciem budzika uzmysławiałem sobie, że i świat za oknem na wiele do zaoferowania. Nie możnna chronicznie zwlekać z przebudzeniem, trzeba również działać. Ruch to był mój żywioł, i nawet, jeśli ojciec wciąż odmawiał kupna statku i odprawienia mnie na szerokie wody, to powinienem znaleźć sobie inne zajęcie, które wyczerpie moje pokłady energii.
Wreszcie wyrwałem się z przyjemnych objęć półsnu, stawiając bose stopy na chłodnym parkiecie. Wziąłem ożywczy prysznic, wyszorowałem zęby i ubrałem się w czyste ubrania, by po jakimś czasie poczuć głód. Zrobiłem sobie płatki z mlekiem, których jednak nie zamierzałem konsumować ani w kuchni, ani w ogóle przy stole; złożyło się tak, że poszedłem do salonu, by z pełną miską rozsiąść się wygodnie na kanapie i wyglądać nieco przez balkonowe drzwi. Zupełnie nie miałem pojęcia, że za moment w mych progach stawi się gość; bardzo miły gość, nawet, jeśli miał mi do obwieszczenia niezbyt radosne nowiny.
Było nieznośnie ciepło, zupełnie, jak nie w Anglii. Co poranek kolejne promienie słońca wlewały się do sypialni zwiastując rychły koniec pięknych snów lub przerażających koszmarów. Mali przypominacze o tym, że należy wstać z łóżka i rozpocząć kolejny, nowy, być może lepszy dzień. Nie byłem nigdy leniwy, ale czasem uwielbiałem przeciągać ten słodki moment pobudki; nie chciałem oddawać się wprost w chłodne ramiona szarej rzeczywistości. Łóżko dostatecznie przypominało mu o krainach, których na próżno szukać na mapie. Lubiłem ten słodki świat nieświadomości i możliwości, o jakich nigdy nie dowiedziałbym się przebywając w betonowym Londynie. Czas płynął równo, acz równie leniwie co ja przeciągałem się na materacu pośród wymiętej pościeli. Z każdym pojedynczym tknięciem budzika uzmysławiałem sobie, że i świat za oknem na wiele do zaoferowania. Nie możnna chronicznie zwlekać z przebudzeniem, trzeba również działać. Ruch to był mój żywioł, i nawet, jeśli ojciec wciąż odmawiał kupna statku i odprawienia mnie na szerokie wody, to powinienem znaleźć sobie inne zajęcie, które wyczerpie moje pokłady energii.
Wreszcie wyrwałem się z przyjemnych objęć półsnu, stawiając bose stopy na chłodnym parkiecie. Wziąłem ożywczy prysznic, wyszorowałem zęby i ubrałem się w czyste ubrania, by po jakimś czasie poczuć głód. Zrobiłem sobie płatki z mlekiem, których jednak nie zamierzałem konsumować ani w kuchni, ani w ogóle przy stole; złożyło się tak, że poszedłem do salonu, by z pełną miską rozsiąść się wygodnie na kanapie i wyglądać nieco przez balkonowe drzwi. Zupełnie nie miałem pojęcia, że za moment w mych progach stawi się gość; bardzo miły gość, nawet, jeśli miał mi do obwieszczenia niezbyt radosne nowiny.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jednym z ojcowskich obowiązków, niezbyt zresztą przyjemnym, były wszelkiego rodzaju matrymonialne podchody. Wyszukiwanie odpowiedniej kandydatki na przyszłą synową dla siebie i przyszłą żonę dla syna (niekoniecznie w tej kolejności, co potwierdzały liczne rodowe przypadki, gdy dobro dziecka było mniej warte, niż dobro całej rodziny) nastręczało niekiedy sporo trudności. Na szczęście tym razem obyło się bez większych komplikacji - kandydatka została znaleziona niezwykle szybko i tak samo szybko Nauplius zaakceptował pierwszy wstępny kontrakt podpisany z jej ojcem. Co prawda pojawiły się pewne wątpliwości, ot chociażby związane z majątkiem szacownej prawie-już-narzeczonej, bo na wielki posag nie mogli liczyć, ale za to małżeństwo przynosiło nieco inne korzyści i ściślejszą współpracę między rodami.
Nie mógł jednak zbyt długo trzymać syna w niewiedzy; im szybciej przekażę mu tę radosną (oby) wiadomość, tym prędzej będzie mógł wrócić do spokojnego planowania przyszłości rodu. Którą - miał szczerą nadzieję - znaczyć będą liczne ślady wnucząt. Dlatego właśnie dzisiaj postanowił postawić kropkę nad i, stawiając Glaucusa w sytuacji co najmniej podbramkowej; zaskakując go - dosłownie - z samego rana, liczył na odrobinę przewagi, którą miałby nad jeszcze nie do końca rozbudzonym synem. Zmaterializowanie się na progu jego domu było bajecznie proste; wejście do środka również i chociaż zostało poprzedzone krótkim pukaniem, Nauplius nie zadał sobie trudu, by poczekać na odzew i wparadował do salonu pewnym krokiem. Załatwić sprawę szybko, nie patrzeć mu w oczy, by nie zobaczyć zawodu i szoku, pożegnać się i wyjść. Prosty plan. Tylko czy wyjdzie w pełni?
- Synu - zaczął poważnym tonem, niemalże grobowym, chociaż przecież wieści, które przynosił, były całkiem radosne. Przynajmniej dla niego. - Musimy porozma... - urwał nagle, dopiero teraz dostrzegając, w jakiej sytuacji zastał Glaucusa. - Hm... to znaczy najpierw zjedz, tak będzie bezpieczniej - uśmiechnął się lekko na wspomnienie swojej reakcji, gdy to jego ojciec postawił go w takiej samej sytuacji.
Nie mógł jednak zbyt długo trzymać syna w niewiedzy; im szybciej przekażę mu tę radosną (oby) wiadomość, tym prędzej będzie mógł wrócić do spokojnego planowania przyszłości rodu. Którą - miał szczerą nadzieję - znaczyć będą liczne ślady wnucząt. Dlatego właśnie dzisiaj postanowił postawić kropkę nad i, stawiając Glaucusa w sytuacji co najmniej podbramkowej; zaskakując go - dosłownie - z samego rana, liczył na odrobinę przewagi, którą miałby nad jeszcze nie do końca rozbudzonym synem. Zmaterializowanie się na progu jego domu było bajecznie proste; wejście do środka również i chociaż zostało poprzedzone krótkim pukaniem, Nauplius nie zadał sobie trudu, by poczekać na odzew i wparadował do salonu pewnym krokiem. Załatwić sprawę szybko, nie patrzeć mu w oczy, by nie zobaczyć zawodu i szoku, pożegnać się i wyjść. Prosty plan. Tylko czy wyjdzie w pełni?
- Synu - zaczął poważnym tonem, niemalże grobowym, chociaż przecież wieści, które przynosił, były całkiem radosne. Przynajmniej dla niego. - Musimy porozma... - urwał nagle, dopiero teraz dostrzegając, w jakiej sytuacji zastał Glaucusa. - Hm... to znaczy najpierw zjedz, tak będzie bezpieczniej - uśmiechnął się lekko na wspomnienie swojej reakcji, gdy to jego ojciec postawił go w takiej samej sytuacji.
I show not your face but your heart's desire
Pomimo tego, że mam już przeszło trzydzieści lat, wciąż ostatnim, o czym myślałem, to ustatkowanie się. To znaczy, spotykałem na swojej drodze kobiety, które chciałem pojąć za żony w stosownym ku temu czasie, ale prawda jest taka, że niemal każda była tym okropnym zakazanym owocem, z którym nigdy nie mógłbym się związać, a to, że bardzo chciałem, nie miało nic do rzeczy. Jedyną, która mogła za mnie wyjść, była Helena. Słodka Helena, wila jak moja matka. Problem polegał na tym, że tak diametralnie się od niej różniła. I to wciąż nie było tym, czego szukałem. Pomimo, że była w niej gwałtowność fal, spokój tafli wody (chociaż to chyba w najmniejszym stopniu) czy zrozumienie natury, to nieustannie mnie przytłaczała. Pragnąłem jej i nie mogłem znieść jednocześnie, wywoływała we mnie skrajne emocje, które często doprowadzały mnie do ostateczności. Ujawniały tę mroczną część wewnętrznego ja, którego nigdy nie chciałem uzewnętrzniać. Aż potem wypłynąłem w morze, w inny świat, później z kolei wszystko działo się zbyt prędko; niemożność oddychania, by w chwilę potem oddychać pełnią szczęścia i wolnością; z dala od tego, czego nienawidziłem w Anglii i arystokracji. Tego sztywnego trzymania się reguł i zamykania w ścisłym kręgu niemożności zrobienia najmniejszego kroku bez surowego osądu reszty. Nigdzie indziej na świecie nie czułem się jak więzień. Zatem, dosłownie wszystko się zmieniło, a ja, powróciwszy w rodzinne strony i zasmakowawszy odmiennego życia, nie chciałem wracać do tego, co było. Nawet za cenę utraty potencjalnej miłości.
To całe moje rozgoryczenie doprowadziło do tego, że nie byłem w stanie myśleć o aranżowanych zaręczynach nawet, jeśli mój wiek wskazywał na to, że już dawno powinienem mieć żonę i dzieci. Wciąż żyłem w słodkiej nieświadomości sądząc, że ojciec nie kupuje statku tylko dlatego, że boi się znów mnie stracić, a nie dlatego, że chciałby, abym skupił się na zakładaniu rodziny. Lecz teraz siedziałem w swoim mieszkaniu, a zobaczywszy w nim Naupliusa zastygłem z łyżką pełną płatków śniadaniowych w połowie drogi. Zamugałem gwałtownie, mając nadzieję, że cała ta wyprawa tyczyć się będzie właśnie nowej łajby. Zbyt długo siedziałem już na brzegu, aby nie pragnąc rzucić się w morze ponownie.
- Witaj ojcze - powiedziałem najpierw, odkładając łyżkę do miski, a tę zaś na stół. Mój rodziciel wyglądał na dosyć zmartwionego, może niepewnego... popatrzyłem na niego podejrzliwie. - Odechciało mi się chyba. Usiądź i opowiadaj - odpowiedziałem na jego słowa, robiąc gest ręką, aby się przysiadł do mnie na jednej z kanap. Zacząłem odczuwać niepokój, dlatego nie byłbym w stanie niczego zjeść.
To całe moje rozgoryczenie doprowadziło do tego, że nie byłem w stanie myśleć o aranżowanych zaręczynach nawet, jeśli mój wiek wskazywał na to, że już dawno powinienem mieć żonę i dzieci. Wciąż żyłem w słodkiej nieświadomości sądząc, że ojciec nie kupuje statku tylko dlatego, że boi się znów mnie stracić, a nie dlatego, że chciałby, abym skupił się na zakładaniu rodziny. Lecz teraz siedziałem w swoim mieszkaniu, a zobaczywszy w nim Naupliusa zastygłem z łyżką pełną płatków śniadaniowych w połowie drogi. Zamugałem gwałtownie, mając nadzieję, że cała ta wyprawa tyczyć się będzie właśnie nowej łajby. Zbyt długo siedziałem już na brzegu, aby nie pragnąc rzucić się w morze ponownie.
- Witaj ojcze - powiedziałem najpierw, odkładając łyżkę do miski, a tę zaś na stół. Mój rodziciel wyglądał na dosyć zmartwionego, może niepewnego... popatrzyłem na niego podejrzliwie. - Odechciało mi się chyba. Usiądź i opowiadaj - odpowiedziałem na jego słowa, robiąc gest ręką, aby się przysiadł do mnie na jednej z kanap. Zacząłem odczuwać niepokój, dlatego nie byłbym w stanie niczego zjeść.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
No cóż, wdzieranie się do mieszkania syna nie było może zbyt kulturalnym zachowaniem jak na arystokratę - a już przed wejściem do salonu zdecydowanie powinien ponowić pukanie, zawsze bowiem istniało ryzyko, że szanowany ojciec i głowa rodu zastałby swojego syna w sytuacji dość jednoznacznej z jakąś niewiastą. Nauplius był jednak zbyt zaaferowany misją, jakiej się podjął, by zważać na takie szczegóły. Szczególnie że ich ostatnia rozmowa na ten temat przebiegała w końcowym etapie bardzo emocjonalnie i nie był do końca pewien, czy ponawiając wątek przyszłego ślubu i zaręczyn, nie śpieszy się z tym zbytnio. Z drugiej strony odwlekanie tej drobnej nieprzyjemności mijało się z celem.
- Hm... no tak... - zaczął, zajmując jedno z wolnych miejsc i wpatrując się w syna z niepewnym uśmiechem goszczącym na twarzy. Rozmowa, którą miał przeprowadzić, z pewnością nie należała do przyjemnych, a w dodatku bojowy nastrój, który ostatnio ogarnął Glaucusa, raczej nie zapowiadał, że tym razem będzie inaczej. Odetchnął głęboko, czując jakąś irracjonalną niepewność wobec syna. Merlinie, był przecież głową rodziny, takie zadania powinny być dla niego banalnym procesem! Czy to miłość względem syna, którego na tak długo stracił, by nagle go odzyskać, sprawiał, że stał się wyjątkowo miękki i wrażliwy? - Cóż... znalazłem ci narzeczoną - powiedział w końcu, postanawiając nie stosować żadnych dziwnych forteli i nie owijać niczego w bawełnę. Sprawa była zbyt delikatna, by poddawać się chwilowym wątpliwościom, a Glaucus prędzej czy później musiał zrozumieć, że takie są po prostu ojcowskie obowiązki. Sam zapewne za kilkanaście lat stanie przed takim samym dylematem.
- To dziewczyna o nieskazitelnej reputacji, z rodu Weasley'ów - kontynuował, idąc za ciosem i korzystając z chwilowego szoku, jakim jego wyznanie wzbudziło w synu. - A mnie i jej ojca łączą wspólne interesy. Jest młoda, ładna, ma wszystkie cechy niezbędne młodej szlachciance, z tego co wiem, interesuje się również sztuką, więc zapewne ma artystyczną, wrażliwą duszę - wyliczał kolejne cechy, jakby każda z nich miała jeszcze bardziej przekonać Glaucusa, że stawianie oporu nie ma większego sensu. Przyszpilić syna słowotokiem - to wcale nie było złe wyjście. Kochał go i chciał dla niego szczęścia, ale Glaucus nie mógł się opierać odwiecznej tradycji. Byli szlachtą, co dawało im nie tylko wiele możliwości, otwierało wiele drzwi i stawiało ich na piedestale, ale również obarczało wieloma obowiązkami... w tym odpowiednim wyborem życiowego partnera.
- Hm... no tak... - zaczął, zajmując jedno z wolnych miejsc i wpatrując się w syna z niepewnym uśmiechem goszczącym na twarzy. Rozmowa, którą miał przeprowadzić, z pewnością nie należała do przyjemnych, a w dodatku bojowy nastrój, który ostatnio ogarnął Glaucusa, raczej nie zapowiadał, że tym razem będzie inaczej. Odetchnął głęboko, czując jakąś irracjonalną niepewność wobec syna. Merlinie, był przecież głową rodziny, takie zadania powinny być dla niego banalnym procesem! Czy to miłość względem syna, którego na tak długo stracił, by nagle go odzyskać, sprawiał, że stał się wyjątkowo miękki i wrażliwy? - Cóż... znalazłem ci narzeczoną - powiedział w końcu, postanawiając nie stosować żadnych dziwnych forteli i nie owijać niczego w bawełnę. Sprawa była zbyt delikatna, by poddawać się chwilowym wątpliwościom, a Glaucus prędzej czy później musiał zrozumieć, że takie są po prostu ojcowskie obowiązki. Sam zapewne za kilkanaście lat stanie przed takim samym dylematem.
- To dziewczyna o nieskazitelnej reputacji, z rodu Weasley'ów - kontynuował, idąc za ciosem i korzystając z chwilowego szoku, jakim jego wyznanie wzbudziło w synu. - A mnie i jej ojca łączą wspólne interesy. Jest młoda, ładna, ma wszystkie cechy niezbędne młodej szlachciance, z tego co wiem, interesuje się również sztuką, więc zapewne ma artystyczną, wrażliwą duszę - wyliczał kolejne cechy, jakby każda z nich miała jeszcze bardziej przekonać Glaucusa, że stawianie oporu nie ma większego sensu. Przyszpilić syna słowotokiem - to wcale nie było złe wyjście. Kochał go i chciał dla niego szczęścia, ale Glaucus nie mógł się opierać odwiecznej tradycji. Byli szlachtą, co dawało im nie tylko wiele możliwości, otwierało wiele drzwi i stawiało ich na piedestale, ale również obarczało wieloma obowiązkami... w tym odpowiednim wyborem życiowego partnera.
I show not your face but your heart's desire
Nie myślałem zupełnie o tym, że ojciec rzeczywiście mógłby przyjść w skrajnie nieodpowiednim momencie. Zdziwiło mnie jedynie, że w ogóle tu przyszedł. Nauplius sporadycznie opuszczał rodzinne włości, jak gdyby w obawie, że pod jego nieobecność rozpęta się tam wojna o ziemie. Jego przybycie sugerowało mi zatem, że ma jakiś poważny problem, który nie daje mu spokoju. Ten został ostatecznie zmącony i u mnie, kiedy to sobie uświadomiłem. Nie podejrzewałem nawet, że mój rodziciel ma jakąś misję, w dodatku tak przykrą. Gdybym cokolwiek podejrzewał, mógłbym próbować go odwieść od wykoncypowanych planów, aby to czym prędzej ożenić mnie z którąkolwiek panną. Zdawałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie mam żadnych rzeczowych argumentów, aby się bronić, a co dopiero wszcząć atak; ta bitwa była z góry przegrana, a los z kolei zbliżał się nieubłaganie do tego, aby jego woli stało się zadość.
To była najzwyklesza w świecie pułapka.
Zegar zawieszony pod ścianą przy oknie tykał złowrogo, aż musiałem zmienić uprzednio zajmowaną pozycję. Poduchy kanapy odkształciły się ponownie, a ja wbijałem swój niepewny wzrok w pomarszczoną twarz ojca. Zdecydowanie wolałbym, aby od razu przeszedł do sedna sprawy, zamiast tak wymownie milczeć i uśmiechać się zdawkowo. Zupełnie, jakby chciał tym samym zatuszować wszystkie swoje winy. No i masz, stało się.
Wybałuszyłem oczy już po pierwszym zdaniu odnośnie narzeczonej. I znów gwałtownie zamrugałem, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie jeden z tych realnych snów, które po przebudzeniu wydają się takie przesadnie realne! Brakło mi słów, zaschło mi w gardle, ale jednocześnie przełyk zawiązał mi się w supeł, skutecznie uniemożliwiając jego zwilżenie czymkolwiek, włącznie ze śliną. Siedziałem wmurowany wsłuchując się w dalszy monolog Naupliusa, który trzeba przyznać: zadziwił mnie mocno. Bezładnie przejechałem dłonią po brodzie, na której widniał ledwo zaczynający się zarost i rzeczywiście czułem się przyszpilony wyrzuconymi słowami. Myśli ganiały się w mojej głowie niczym oszalałe pegazy, a ja nie potrafiłem żadnego złapać.
- Ojcze, co ty mówisz... - Wydobył się ze mnie zachrypły szept zdradzający moje nieskończone zdziwienie. - A co z miłością, co ze statkiem? - spytałem, uderzając chyba w dość rozpaczliwy ton, ale to wszystko dlatego, że póki co byłem w zbyt wielkim szoku, aby udawać, że nic mnie to nie rusza, ta cała pokrętna sytuacja.
- Jak się nazywa? - zadałem kolejne pytanie, tym razem pewniejsze i ścisnąłem podparcie kanapy w oczekiwaniu na odpowiedź. Ileż znałem młodych panienek Weasley o artystycznej duszy?
To była najzwyklesza w świecie pułapka.
Zegar zawieszony pod ścianą przy oknie tykał złowrogo, aż musiałem zmienić uprzednio zajmowaną pozycję. Poduchy kanapy odkształciły się ponownie, a ja wbijałem swój niepewny wzrok w pomarszczoną twarz ojca. Zdecydowanie wolałbym, aby od razu przeszedł do sedna sprawy, zamiast tak wymownie milczeć i uśmiechać się zdawkowo. Zupełnie, jakby chciał tym samym zatuszować wszystkie swoje winy. No i masz, stało się.
Wybałuszyłem oczy już po pierwszym zdaniu odnośnie narzeczonej. I znów gwałtownie zamrugałem, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie jeden z tych realnych snów, które po przebudzeniu wydają się takie przesadnie realne! Brakło mi słów, zaschło mi w gardle, ale jednocześnie przełyk zawiązał mi się w supeł, skutecznie uniemożliwiając jego zwilżenie czymkolwiek, włącznie ze śliną. Siedziałem wmurowany wsłuchując się w dalszy monolog Naupliusa, który trzeba przyznać: zadziwił mnie mocno. Bezładnie przejechałem dłonią po brodzie, na której widniał ledwo zaczynający się zarost i rzeczywiście czułem się przyszpilony wyrzuconymi słowami. Myśli ganiały się w mojej głowie niczym oszalałe pegazy, a ja nie potrafiłem żadnego złapać.
- Ojcze, co ty mówisz... - Wydobył się ze mnie zachrypły szept zdradzający moje nieskończone zdziwienie. - A co z miłością, co ze statkiem? - spytałem, uderzając chyba w dość rozpaczliwy ton, ale to wszystko dlatego, że póki co byłem w zbyt wielkim szoku, aby udawać, że nic mnie to nie rusza, ta cała pokrętna sytuacja.
- Jak się nazywa? - zadałem kolejne pytanie, tym razem pewniejsze i ścisnąłem podparcie kanapy w oczekiwaniu na odpowiedź. Ileż znałem młodych panienek Weasley o artystycznej duszy?
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mogło być gorzej. Zdecydowanie gorzej. Glaucus mógł zareagować o wiele gwałtowniej, unieść się gniewem, podnieść głos - chociaż z drugiej strony był pewien, że syn nie okaże względem niego aż takiego braku szacunku - zamiast tego jednak przyjął nowinę ze względnym spokojem. Oczywiście nie licząc pytań cisnących się na usta, które po chwili przerwały panującą między nimi ciszę. Był do nich przygotowany, już wcześniej układając sobie w głowie kilka wariantów odpowiedzi - przygotowanych w taki sposób, by przedstawić synowi narzeczoną w jak najlepszym świetle, nie dając mu właściwie możliwości, by w jakikolwiek sposób zaprotestować. Nie chciał już wspominać samego siebie, gdy wybrano mu małżonkę; przeszłość była wyłącznie przeszłością, na którą nie miał wpływu. Tak jak wtedy nie potrafił zaprotestować, a może nawet nie chciał, doskonale wiedząc, że jedynym, co może zrobić, to pogodzić się z losem i sprawić, by przyszłe życie było szczęśliwe i spokojne.
- Jedno nie wyklucza przecież drugiego - powiedział spokojnie, ostrożnie dobierając słowa, w które faktycznie wierzył. Być może Glaucus był jeszcze zbyt młody, by zrozumieć delikatne niuanse życia, które potrafiło przecież zaskakiwać. Skąd pewność, że nie zakocha się w przyszłej narzeczonej, jeśli tylko trochę zmieni swoje podejście do małżeństwa i dotychczasowej wolności wyboru? - A jestem pewien, że Lyra z pewnością będzie wspierała cię w twoich... pasjach - zakończył nieco kulawo. Cenił sobie niezależność syna i jego zamiłowanie do podróży, które przecież nie było obce Traversom. Ale równie mocno cenił sobie więzy rodzinne, a te nakazywały prędzej czy później - oby prędzej - zapewnienie ciągłości rodu. Spojrzał na syna, a w jego wzroku pojawiło się nagle lekkie rozbawienie. Jeśli prawdą było to, co mówili o temperamencie rudzielców od Weasley'ów, to Glaucus będzie miał bardzo ciekawe życie z żoną, która raczej nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. - Po prostu nie myśl o tym, jak o karze. Małżeństwo to fantastyczny dar, ale i obowiązek nadany nam z urodzenia - dodał jeszcze, świdrując syna wzrokiem. Chyba właśnie nadchodził moment, gdy powinien zagrać stanowczego ojca, który w żadnym wypadku nie przyjąłby odmowy.
- Jedno nie wyklucza przecież drugiego - powiedział spokojnie, ostrożnie dobierając słowa, w które faktycznie wierzył. Być może Glaucus był jeszcze zbyt młody, by zrozumieć delikatne niuanse życia, które potrafiło przecież zaskakiwać. Skąd pewność, że nie zakocha się w przyszłej narzeczonej, jeśli tylko trochę zmieni swoje podejście do małżeństwa i dotychczasowej wolności wyboru? - A jestem pewien, że Lyra z pewnością będzie wspierała cię w twoich... pasjach - zakończył nieco kulawo. Cenił sobie niezależność syna i jego zamiłowanie do podróży, które przecież nie było obce Traversom. Ale równie mocno cenił sobie więzy rodzinne, a te nakazywały prędzej czy później - oby prędzej - zapewnienie ciągłości rodu. Spojrzał na syna, a w jego wzroku pojawiło się nagle lekkie rozbawienie. Jeśli prawdą było to, co mówili o temperamencie rudzielców od Weasley'ów, to Glaucus będzie miał bardzo ciekawe życie z żoną, która raczej nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. - Po prostu nie myśl o tym, jak o karze. Małżeństwo to fantastyczny dar, ale i obowiązek nadany nam z urodzenia - dodał jeszcze, świdrując syna wzrokiem. Chyba właśnie nadchodził moment, gdy powinien zagrać stanowczego ojca, który w żadnym wypadku nie przyjąłby odmowy.
I show not your face but your heart's desire
Próbowałem... próbowałem zachować spokój. Nawet, jeżeli krew we mnie buzowała. Miałem ochotę wstać i wyjść trzaskając drzwiami, ale to na nic by się zdało. Podobno byłem już dorosły, takie zachowania nie przystoiły dojrzałemu mężczyźnie. Problem polegał na tym, że nie czułem się ani krzty dorosły. Wciąż w głowie była mi zabawa, zapach wolności i rozkołysane morze oraz oceany. Ożenek? To wydawało się czarną dziurą rozpaczy, czymś, co na zawsze ukróci resztki mojej domniemanej niezależności. To będzie przysłowiowy gwóźdź do trumny, który ukróci moją marzycielską duszę. Ukróci jakiekolwiek złudzenia odnoszące się do nędznych ochłapów poczucia, że jestem wolny, mogę robić prawie co chcę i nie być odpowiedzialnym za innych. Wyłącznie za siebie. Teraz zostałem przykuty żelaznymi kajdanami, ciasno owinięty grubą liną, przytwierdzony na zawsze do strachu o kogoś innego niż siebie.
Odczuwałem w związku z tym przeogromną złość, rozczarowanie, rozgoryczenie i rozpacz w jednym. Patrzyłem na ojca hardo, nawet, jeśli moje usta drżały z bezsilności. Co mogłem zrobić? Uciec w odległe krainy albo skończyć ze sobą. W jednym i drugim przypadku ucierpiałaby na tym moja rodzina, którą stawiałem wyżej w hierarchii niż kogokolwiek i cokolwiek innego. Nawet rozległy horyzont i woda pod nim nie mogła się z tym równać. To było moim przekleństwem.
- Lyra? Przecież to jeszcze dziecko - zaoponowałem; wstałem z kanapy, by przemierzać bardzo krótki dystans pod oknem. - Dlaczego chcecie ją tak mocno skrzywdzić? - W moim głosie brzmiała bezbrzeżna pretensja do tej decyzji. W kilka sekund zapomniałem o sobie, a znów przejąłem rolę tego, który martwi się o wszystkich wokół. Oczywiście, że Nauplius mógł wybrać kogoś, kogo nie darzyłem nawet sympatią, ale Weasley? Bałem się, że jej życie zbyt szybko się skończy.
Odczuwałem w związku z tym przeogromną złość, rozczarowanie, rozgoryczenie i rozpacz w jednym. Patrzyłem na ojca hardo, nawet, jeśli moje usta drżały z bezsilności. Co mogłem zrobić? Uciec w odległe krainy albo skończyć ze sobą. W jednym i drugim przypadku ucierpiałaby na tym moja rodzina, którą stawiałem wyżej w hierarchii niż kogokolwiek i cokolwiek innego. Nawet rozległy horyzont i woda pod nim nie mogła się z tym równać. To było moim przekleństwem.
- Lyra? Przecież to jeszcze dziecko - zaoponowałem; wstałem z kanapy, by przemierzać bardzo krótki dystans pod oknem. - Dlaczego chcecie ją tak mocno skrzywdzić? - W moim głosie brzmiała bezbrzeżna pretensja do tej decyzji. W kilka sekund zapomniałem o sobie, a znów przejąłem rolę tego, który martwi się o wszystkich wokół. Oczywiście, że Nauplius mógł wybrać kogoś, kogo nie darzyłem nawet sympatią, ale Weasley? Bałem się, że jej życie zbyt szybko się skończy.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zapadł się ostrożnie w miękkie poduszki (musiał zapytać syna, gdzie je nabył, koniecznie), przez cudowną chwilę zapominając o trudnej rozmowie, którą właśnie toczyli. Rozmowie, która była domeną każdej głowy rodziny, chociaż nie ukrywał, że wolałby widzieć reakcję syna bardziej entuzjastyczną. Co prawda Glaucus nie rzucił się na niego z krzykiem i protestem, nie trzaskał drzwiami widowiskowo opuszczając mieszkanie (własne) i nie kazał tegoż mieszkania opuścić ojcu... ale i tak było wyraźnie widać, że nowina w żaden sposób go nie ucieszyła. I wcale na to nie liczył, choć z drugiej strony nie miałby nic przeciwko, gdyby chociaż wyraził odrobinę radości - w końcu ma już swoje lata i wkrótce i tak będzie musiał się ożenić. Czyż nie było lepszym rozwiązaniem to obecne, gdy ojciec wyręczył go w żmudnym poszukiwaniu odpowiedniej narzeczonej? Nauplius uśmiechnął się szeroko słysząc kolejne słowa syna i nie mógł powstrzymać wesołego parsknięcia, mimo że cała sytuacja powinna wręcz ociekać niezmąconą powagą.
- Skrzywdzić? Glaucusie, kiedy ostatni raz patrzyłeś w lustro? Śmiem twierdzić i nie ma w tym ojcowskiej przesady, że całkiem przystojny z Ciebie mężczyzna, posiadający stosowny majątek, wychowanie i bagaż przeróżnych doświadczeń - dalej się uśmiechał, wyliczając kolejne cechy mężczyzny i nagle doskonale się przy tym bawiąc. Spodziewał się protestów płynących w zupełnie innym kierunku: to Glaucus miał się bronić przed ożenkiem, a nie odgrywać rolę nieskalanego rycerza, ale takie obrót spraw tylko przypadł mu do gustu. - Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że w obecnej sytuacji... majątkowej jej rodziny, jesteś najlepszą i wymarzoną partią dla córki Weasley'ów. Szczególnie, że najwyraźniej już się doskonale znacie - zakończył pytającym tonem, wyraźnie oczekując od swojego syna dokładnych wyjaśnień. Miał szczerą nadzieję, że dotychczasowa znajomość tej dwójki pozostawała raczej pozytywna i że sama dziewczyna nie zacznie strzelać nagłych fochów, kiedy dowie się, jakie jej ojciec ma wobec niej plany. I że osoba Glaucusa nie będzie jej niemiła, nie mówiąc już o tym, że będzie go darzyć nienawiścią. Na wszelki wypadek wolał się upewnić, czy syn po powrocie do Londynu nie strzelił jakiejś głupoty, którą przed nim zataił.
- Skrzywdzić? Glaucusie, kiedy ostatni raz patrzyłeś w lustro? Śmiem twierdzić i nie ma w tym ojcowskiej przesady, że całkiem przystojny z Ciebie mężczyzna, posiadający stosowny majątek, wychowanie i bagaż przeróżnych doświadczeń - dalej się uśmiechał, wyliczając kolejne cechy mężczyzny i nagle doskonale się przy tym bawiąc. Spodziewał się protestów płynących w zupełnie innym kierunku: to Glaucus miał się bronić przed ożenkiem, a nie odgrywać rolę nieskalanego rycerza, ale takie obrót spraw tylko przypadł mu do gustu. - Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że w obecnej sytuacji... majątkowej jej rodziny, jesteś najlepszą i wymarzoną partią dla córki Weasley'ów. Szczególnie, że najwyraźniej już się doskonale znacie - zakończył pytającym tonem, wyraźnie oczekując od swojego syna dokładnych wyjaśnień. Miał szczerą nadzieję, że dotychczasowa znajomość tej dwójki pozostawała raczej pozytywna i że sama dziewczyna nie zacznie strzelać nagłych fochów, kiedy dowie się, jakie jej ojciec ma wobec niej plany. I że osoba Glaucusa nie będzie jej niemiła, nie mówiąc już o tym, że będzie go darzyć nienawiścią. Na wszelki wypadek wolał się upewnić, czy syn po powrocie do Londynu nie strzelił jakiejś głupoty, którą przed nim zataił.
I show not your face but your heart's desire
Nie chciałem uwierzyć w to, że czas nieubłaganie mija, wcale nie czyniąc mnie coraz młodszym. Nie chciałem kolejnych więzów zobowiązań, marginesów, granic, których przekraczanie było niedozwolone; wielu rzeczy tak naprawdę nie chciałem, i, słowo daję, miałem ochotę tupnąć nogą, obrazić się i bez słowa wyjść z własnego mieszkania. Zaszyłbym się później gdzieś w porcie, słuchając szumu wód i śpiewu mew. Pracowałbym fizycznie, ale i tak miałbym więcej swobody niż teraz. Narzeczeństwo, które chcąc nie chcąc prowadziło w prostej linii do małżeństwa, było niczym wielka belka w oku. Przeszkadzała, sprawiała, że czułem się kompletnie wyobcowany ze świata, który sam sobie stworzyłem. To ja, niespokojny duch wszystkich wód, miałem teraz zostać zakuty w rodzinnych pieleszach, przyjęciach wystawnych, garniturach dobrze wykrochmalonych i uśmiechach cudacznych, pełnych kłamstwa i poirytowania? To brzmiało tak abstrakcyjnie, że aż mnie zemdliło. Czułem, jak mój żołądek raz po razie zaciska się w supeł, a za sekund parę wywija koziołki. Dobrze, że nie zjadłem tej owsianki, mogłoby się to bardzo nieprzyjemnie skończyć. Tymczasem zakończy się na mojej kwaśnej, pełnej niezadowolenia minie i nerwach, które starałem się trzymać na wodzy. Jakkolwiek byłem zły na ojca, nie chciałem ani go ranić, ani okazywać jawnego szacunku. Tak jak wtedy, kiedy wróciłem i kiedy przeprowadziliśmy rozmowę o Alice. Za którą tak mocno tęskniłem, a o której nie mogłem nawet wspomnieć.
- Co innego mógłbyś powiedzieć o własnym dziecku? - zadałem retoryczne pytanie. Nie o to mi zaś chodziło. - Problem polega na tym, że to... dziecko. Chciałaby się bawić, poznawać świat, a nie przyjąć rolę pani domu, rodzić dzieci i poświęcać się mężowi - wygłosiłem zatem przemowę i mam nadzieję, że zostanie ona dobrze odebrana. Ja, jako facet, będę mieć w tym niewielki udział, dlatego starałem nie przejmować się swoim losem, jakkolwiek mocno by on na mnie nie ciążył. Niestety, Lyrę za bardzo lubiłem, aby skazywać ją dobrowolnie na takie życie.
- Pieniądze to nie wszystko - uciąłem stanowczo, przyglądając się ojcu z nietęgą miną. Czy dyskusja z nim kiedykolwiek przyniesie zamierzony efekt? Czy już na zawsze będziemy się spierać, a ja w tej gonitwie słów nigdy nie zajmę pierwszego miejsca? - Pomagam jej jak mogę - dodałem, już nieco ciszej. Uchylając tym samym rąbka tajemnicy naszej znajomości.
- Co innego mógłbyś powiedzieć o własnym dziecku? - zadałem retoryczne pytanie. Nie o to mi zaś chodziło. - Problem polega na tym, że to... dziecko. Chciałaby się bawić, poznawać świat, a nie przyjąć rolę pani domu, rodzić dzieci i poświęcać się mężowi - wygłosiłem zatem przemowę i mam nadzieję, że zostanie ona dobrze odebrana. Ja, jako facet, będę mieć w tym niewielki udział, dlatego starałem nie przejmować się swoim losem, jakkolwiek mocno by on na mnie nie ciążył. Niestety, Lyrę za bardzo lubiłem, aby skazywać ją dobrowolnie na takie życie.
- Pieniądze to nie wszystko - uciąłem stanowczo, przyglądając się ojcu z nietęgą miną. Czy dyskusja z nim kiedykolwiek przyniesie zamierzony efekt? Czy już na zawsze będziemy się spierać, a ja w tej gonitwie słów nigdy nie zajmę pierwszego miejsca? - Pomagam jej jak mogę - dodałem, już nieco ciszej. Uchylając tym samym rąbka tajemnicy naszej znajomości.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nauplius pokręcił z niedowierzaniem głową raz, potem drugi, a przy trzecim dodatkowo przewrócił oczami, zastanawiając się, czy to Merlin drwi z niego, obdarzając go takim upartym jak osioł synem, czy to sam los postanowił zagrać mu na nosie i pokazać, że krnąbrność dzieci idzie w patrze z ich dąsaniem się. Co prawda nie mógł odmówić synowi racji w pewnej kwestii - Lyra wciąż była dzieckiem w porównaniu z Glaucusem, ale on sam zapominał, że wiek nie powinien być wyznacznikiem absolutnie niczego, poza prawną granicą zawierania małżeństw. Skoro znał tę dziewczynę w miarę dobrze, to z pewnością musiał wiedzieć, że nie zachowuje się jak dziecko, ale cechuje całkiem sporą dojrzałością jak - co przyznawał z pewną zazdrością - wszystkie dzieci Weasley'ów. Najwyraźniej brak majątku oszczędził im nabywania typowo arystokratycznej arogancji, zamiast tego wykształcając w nich szczerze i obiektywne spojrzenie na świat.
- Glaucusie - powiedział w końcu nieco zmęczonym tonem, jakby tłumaczenie synowi rzeczy dość oczywistych zaczynało go powoli męczyć. Może powinien podnieść go za fraki i przemówić do rozumu jak mężczyzna mężczyźnie, zamiast obchodzić się z nim delikatnie jak z jajkiem? - Czemu tak uparcie nie chcesz dostrzec, że wszystko co mówisz, jest właśnie doskonałym powodem, dla którego powinniście się pobrać? Lyra jest młoda, chce poznawać świat, a Ty jesteś doświadczonym człowiekiem pragnącym przygód i dalszych podróży... Czyż nie widzisz, w jaką cudowną całość się to układa? Dlaczego nie możesz jej zabrać ze sobą, pokazać ten świat, którego ona tak pragnie, a gdy dorośnie - przewrócił oczami wypowiadając ostatnie słowo - możecie wszak wrócić tutaj i zająć się przyjemniejszą częścią małżeństwa - prawie zachichotał, zanim uświadomił sobie, że taki nastoletni śmiech nijak nie pasuje do poważnego szlachcica. Oparł się wygodniej, jakby ta krótka przemowa nieco go zmęczyła i wykorzystał sekundy wytchnienia, aby rozejrzeć się dookoła. Owszem, bywał tu już wielokrotnie, ale nigdy nie oceniał wnętrza przez pryzmat więcej niż jednej osoby. Urządzone było wygodnie, ale nawet byle laik mógł zauważyć, że brakowało tu stanowczej, kobiecej ręki. Zresztą - zapewne po ślubie i tak przenieśliby się do innego, większego mieszkania, przecież dzieci potrzebują więcej swobody i miejsca do biegania... Wnuki, wnuki, kiedy będzie mógł znów wziąć jakieś na ręce i szeptać ciche słowa o swojej miłości do upragnionych potomków?
- Glaucusie - powiedział w końcu nieco zmęczonym tonem, jakby tłumaczenie synowi rzeczy dość oczywistych zaczynało go powoli męczyć. Może powinien podnieść go za fraki i przemówić do rozumu jak mężczyzna mężczyźnie, zamiast obchodzić się z nim delikatnie jak z jajkiem? - Czemu tak uparcie nie chcesz dostrzec, że wszystko co mówisz, jest właśnie doskonałym powodem, dla którego powinniście się pobrać? Lyra jest młoda, chce poznawać świat, a Ty jesteś doświadczonym człowiekiem pragnącym przygód i dalszych podróży... Czyż nie widzisz, w jaką cudowną całość się to układa? Dlaczego nie możesz jej zabrać ze sobą, pokazać ten świat, którego ona tak pragnie, a gdy dorośnie - przewrócił oczami wypowiadając ostatnie słowo - możecie wszak wrócić tutaj i zająć się przyjemniejszą częścią małżeństwa - prawie zachichotał, zanim uświadomił sobie, że taki nastoletni śmiech nijak nie pasuje do poważnego szlachcica. Oparł się wygodniej, jakby ta krótka przemowa nieco go zmęczyła i wykorzystał sekundy wytchnienia, aby rozejrzeć się dookoła. Owszem, bywał tu już wielokrotnie, ale nigdy nie oceniał wnętrza przez pryzmat więcej niż jednej osoby. Urządzone było wygodnie, ale nawet byle laik mógł zauważyć, że brakowało tu stanowczej, kobiecej ręki. Zresztą - zapewne po ślubie i tak przenieśliby się do innego, większego mieszkania, przecież dzieci potrzebują więcej swobody i miejsca do biegania... Wnuki, wnuki, kiedy będzie mógł znów wziąć jakieś na ręce i szeptać ciche słowa o swojej miłości do upragnionych potomków?
I show not your face but your heart's desire
Byłem uparty, nigdy nie zaprzeczałem. Czasem odnosiłem wrażenie, że to dziedzictwo Traversów, ponieważ każdy jeden szedł w zaparte, w swoją własną drogę. Moja kochana siostra była na to najlepszym przykładem. Chyba jedynie Neleus wpasowywał się w schematy misternie utkane przez resztę arystokracji. To zasługa szczęścia oraz jego dawnej miłości. Jedynym buntem chyba było to, że nie żeglował tak jak ja, a oddał się łapaniu wilkołaków i wampirów. To było zaś niczym w porównaniu do przewinień reszty rodzeństwa. Nauplius miał z nami naprawdę ciężko, ale to nie oznacza, że teraz chciałem mu w tym całym cierpieniu ulżyć. Miałem swoje wątpliwości, swój lęk i strach, swoje racje, których chciałem bronić. Starałem się nie zauważać znudzonego wzroku ojca, jego przewracania oczami czy niecierpliwym poruszaniu się na kanapie. Brnąłem w jeden, konkretny cel. Jednocześnie słuchając rzecz jasna słów Traversa.
- Ach, żeby to było takie proste! - odpowiedziałem ironicznie, kiedy mężczyzna skończył mówić. Zrobiłem obrót w jego kierunku, by stać teraz tuż przed nim. Ręce odrzucone miałem do tyłu, zupełnie, jak gdybym był sędziwym mędrcem, a nie zwykłym młodziakiem, który nie wie wiele od życia.
- Obaj wiemy, że po ślubie przyjdzie czas na wnuki. Bo przecież te trzeba płodzić, co by się krew szlachetna nie zmarnowała! - kpiłem wciąż, chociaż w tym momencie przebijało się przez to wszystko mój ból i niezadowolenie z obrotu spraw. - Chcesz, żebym się poddał. Doskonale wiem, że ta rozmowa nie prowadzi do czegokolwiek, zrobisz jak będziesz uważał - zakończyłem. Opadłem po chwili zrezygnowany na kanapę. To była walka z wiatrakami, nikt mnie nie rozumie.
- Ach, żeby to było takie proste! - odpowiedziałem ironicznie, kiedy mężczyzna skończył mówić. Zrobiłem obrót w jego kierunku, by stać teraz tuż przed nim. Ręce odrzucone miałem do tyłu, zupełnie, jak gdybym był sędziwym mędrcem, a nie zwykłym młodziakiem, który nie wie wiele od życia.
- Obaj wiemy, że po ślubie przyjdzie czas na wnuki. Bo przecież te trzeba płodzić, co by się krew szlachetna nie zmarnowała! - kpiłem wciąż, chociaż w tym momencie przebijało się przez to wszystko mój ból i niezadowolenie z obrotu spraw. - Chcesz, żebym się poddał. Doskonale wiem, że ta rozmowa nie prowadzi do czegokolwiek, zrobisz jak będziesz uważał - zakończyłem. Opadłem po chwili zrezygnowany na kanapę. To była walka z wiatrakami, nikt mnie nie rozumie.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ojcowska cierpliwość, którą dla swoich dzieci miał praktycznie zawsze od ponad trzydziestu lat, z roku na rok coraz bardziej się kurczyła. Wychowywał je w zgodzie ze szlacheckimi tradycjami i przywiązaniem do tychże, ale im mocniej się starał, tym - wydawało mu się - jego potomstwo coraz bardziej ją wykorzystywało. W rezultacie pozwalał im na wiele, ale w zamian oczekiwał prostej rzeczy: posłuszeństwa w sytuacjach, gdy tego zażąda. To chyba nie było zbyt wiele jak na te wszystkie lata pobłażania? Nie krzywdził przecież syna, nie kazał mu się żenić z jakąś podstarzałą ropuchą, której jedyną zaletą był majątek, ani tym bardziej z panną o wyglądzie cokolwiek wątpliwym. Wybrał mu dziewczynę, której z pewnością pozazdrościłby mu niejeden szlachcic i z którą Glaucus najwidoczniej miał już okazję się bliżej zapoznać. Och, Merlinie, dlaczego to młode pokolenie ma w sobie tyle oślej upartości?
- To miło, że wspominasz o wnukach i znasz swoje zadanie - powiedział suchym tonem, zupełnie innym od tej delikatności i opanowania, którymi jego głos brzmiał do tej pory. Najwyraźniej pora na rozegranie sztuki, w której Nauplius zamieniał się w złego ojca. - Jednakże nie każę ci ich płodzić już w noc poślubną. Dziewczyna jest młoda... jak sam zauważyłeś, nawet bardzo młoda, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by poczekać... z dziećmi. Chyba że tak szalenie śpieszy ci się do pieluch. - Podniósł się i stanął naprzeciwko syna, wyraźnie zirytowany już jego bezczelnym uporem; właściwie jego rola jako ojca już się skończyła, poinformował Glaucusa o swoich zamiarach i powinien dać synowi czas do oswojenia się z tą myślą. Jakiekolwiek dyskusje przecież i tak mijałyby się teraz z celem: sprzeciw oznaczałby bowiem jawne pogwałcenie tradycji i postawienie się ojcu a to... cóż, w świecie arystokracji takie zachowanie było wyjątkowo ostro traktowane.
- Przemyśl to na spokojnie, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować - dodał jeszcze tym samym suchym tonem i skierował się drzwi, rzucając siedzącemu teraz synowi na pożegnanie zatroskane spojrzenie. I tak był zadowolony, obyło się przynajmniej bez widowiskowego rzucania klątwami.
z/t
- To miło, że wspominasz o wnukach i znasz swoje zadanie - powiedział suchym tonem, zupełnie innym od tej delikatności i opanowania, którymi jego głos brzmiał do tej pory. Najwyraźniej pora na rozegranie sztuki, w której Nauplius zamieniał się w złego ojca. - Jednakże nie każę ci ich płodzić już w noc poślubną. Dziewczyna jest młoda... jak sam zauważyłeś, nawet bardzo młoda, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by poczekać... z dziećmi. Chyba że tak szalenie śpieszy ci się do pieluch. - Podniósł się i stanął naprzeciwko syna, wyraźnie zirytowany już jego bezczelnym uporem; właściwie jego rola jako ojca już się skończyła, poinformował Glaucusa o swoich zamiarach i powinien dać synowi czas do oswojenia się z tą myślą. Jakiekolwiek dyskusje przecież i tak mijałyby się teraz z celem: sprzeciw oznaczałby bowiem jawne pogwałcenie tradycji i postawienie się ojcu a to... cóż, w świecie arystokracji takie zachowanie było wyjątkowo ostro traktowane.
- Przemyśl to na spokojnie, zanim powiesz coś, czego będziesz żałować - dodał jeszcze tym samym suchym tonem i skierował się drzwi, rzucając siedzącemu teraz synowi na pożegnanie zatroskane spojrzenie. I tak był zadowolony, obyło się przynajmniej bez widowiskowego rzucania klątwami.
z/t
I show not your face but your heart's desire
| 1 listopada, po balu
Lyra sama nie do końca rozumiała, dlaczego to pojawiło się tak nagle, ale zarazem nie była to żadna szczególnie niezwykła sytuacja, dlatego nie wzbudziła jej podejrzliwości. W pierwszych miesiącach po wypadku chwile słabości, a nawet omdlenia przydarzały jej się dość często, później coraz rzadziej, ale jednak się zdarzały. W tamtej chwili pragnęła po prostu znaleźć się na zewnątrz, z dala od Eilis i jej narzeczonego (jego w szczególności, budził w niej silny niepokój), a także innych czarodziejów obecnych na balu. Wystarczyłby jej sam Glaucus, choć nawet przed nim czuła się bardzo niezręcznie z powodu swojego osłabienia. Zanim mężczyzna ją zabrał, wyszeptała ciche słowa pożegnania do Eilis, ale nie była nawet pewna, czy ta ją usłyszała, i poszła za Glaucusem. Wciąż była blada jak papier, a otoczenie wydawało jej się zlewać. Prawie nie zwracała uwagi na mijane wnętrza, skupiona wyłącznie na stawianiu kolejnych chwiejnych kroków i własnej dłoni zaciśniętej na jego ramieniu.
- Niedługo mi przejdzie, nie martw się – próbowała go uspokoić, gdy już pomagał jej usiąść. Musieli poczekać, aż będą mogli skorzystać z kominka, którym spora część czarodziejów wracała do domów, a kiedy Glaucus wziął ją na ręce, była tak osłabiona i rozkojarzona, że nawet nie zaprotestowała, pozwalając, by wraz z nią przeniósł się siecią Fiuu. W którymś momencie nawet musiała faktycznie zemdleć, bo nie pamiętała już podróży przez wirujące płomienie ani momentu opuszczenia kominka. Przebudziła się dopiero, leżąc na miękkiej kanapie. Powoli otworzyła oczy, a obraz zaczął się wyostrzać. Najpierw zauważyła nad sobą sufit, dopiero później przekręciła głowę w bok, dostrzegając inne detale nieznanego sobie pomieszczenia. To z pewnością nie było mieszkanie Garretta, więc może Travers zabrał ją do siebie?
- Glaucusie? – zawołała, unosząc się nieco niezdarnie na łokciach. Wciąż była blada, ale już nie tak chorobliwie, jak przed opuszczeniem posiadłości Averych. – Jesteśmy u ciebie?
Czuła się tym faktem nieco onieśmielona, więc wpatrywała się wielkimi oczami w sylwetkę narzeczonego, niepewna, jak zareagować i jak mu to wszystko wyjaśnić. Bo chyba była mu winna wyjaśnienia tego stanu, choćby po to, by go uspokoić.
Lyra sama nie do końca rozumiała, dlaczego to pojawiło się tak nagle, ale zarazem nie była to żadna szczególnie niezwykła sytuacja, dlatego nie wzbudziła jej podejrzliwości. W pierwszych miesiącach po wypadku chwile słabości, a nawet omdlenia przydarzały jej się dość często, później coraz rzadziej, ale jednak się zdarzały. W tamtej chwili pragnęła po prostu znaleźć się na zewnątrz, z dala od Eilis i jej narzeczonego (jego w szczególności, budził w niej silny niepokój), a także innych czarodziejów obecnych na balu. Wystarczyłby jej sam Glaucus, choć nawet przed nim czuła się bardzo niezręcznie z powodu swojego osłabienia. Zanim mężczyzna ją zabrał, wyszeptała ciche słowa pożegnania do Eilis, ale nie była nawet pewna, czy ta ją usłyszała, i poszła za Glaucusem. Wciąż była blada jak papier, a otoczenie wydawało jej się zlewać. Prawie nie zwracała uwagi na mijane wnętrza, skupiona wyłącznie na stawianiu kolejnych chwiejnych kroków i własnej dłoni zaciśniętej na jego ramieniu.
- Niedługo mi przejdzie, nie martw się – próbowała go uspokoić, gdy już pomagał jej usiąść. Musieli poczekać, aż będą mogli skorzystać z kominka, którym spora część czarodziejów wracała do domów, a kiedy Glaucus wziął ją na ręce, była tak osłabiona i rozkojarzona, że nawet nie zaprotestowała, pozwalając, by wraz z nią przeniósł się siecią Fiuu. W którymś momencie nawet musiała faktycznie zemdleć, bo nie pamiętała już podróży przez wirujące płomienie ani momentu opuszczenia kominka. Przebudziła się dopiero, leżąc na miękkiej kanapie. Powoli otworzyła oczy, a obraz zaczął się wyostrzać. Najpierw zauważyła nad sobą sufit, dopiero później przekręciła głowę w bok, dostrzegając inne detale nieznanego sobie pomieszczenia. To z pewnością nie było mieszkanie Garretta, więc może Travers zabrał ją do siebie?
- Glaucusie? – zawołała, unosząc się nieco niezdarnie na łokciach. Wciąż była blada, ale już nie tak chorobliwie, jak przed opuszczeniem posiadłości Averych. – Jesteśmy u ciebie?
Czuła się tym faktem nieco onieśmielona, więc wpatrywała się wielkimi oczami w sylwetkę narzeczonego, niepewna, jak zareagować i jak mu to wszystko wyjaśnić. Bo chyba była mu winna wyjaśnienia tego stanu, choćby po to, by go uspokoić.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie rozumiałem. Niczego nie wiedziałem. Ojciec nie wspominał o żadnej chorobie Lyry (zakładam niestety, że takie rzeczy omawia się podczas spisywania umów między łączącymi się przez małżeństwo dzieci rodów), ba, nawet stwierdził, że jest młoda i zdrowa. Może jednak zbytnio przesadzałem? Każdy może czasem się źle poczuć, zasłabnąć, zwłaszcza z powodu emocji. Rudzielec wydawał się być emocjonalną osobą (jak by nie patrzeć, artystka), ale ja chyba nie ustępowałem jej na tym polu. Przejąłem się jej stanem, być może nieco to wszystko wyolbrzymiając i podkolorowując. Tak, to przecież tylko chwilowa niedyspozycja, czemu miałbym podejrzewać ją o coś innego? Może dlatego, że niczego o niej nie wiedziałem, sama również niczego nie mówiła i między nami było więcej niedomówień aniżeli prawdy jako takiej. Starałem się nie myśleć o najgorszym, odrzucając wszelakie czarne scenariusze na bok. Skupiłem się na miarowym oddechu i obserwowaniu czy wszystko z Lyrą w porządku. Miała mieć przecież niedługo swoją wystawę, źle by było, gdyby się do tego czasu rozchorowała. Nie chciałem tego.
Nie wiem dlaczego wziąłem ją na ręce i poprowadziłem do tego cholernego kominka. Nie wiem też dlaczego zabrałem ją do siebie do mieszkania. To było... bardzo niestosowne. Nie myślałem o tym wtedy, to był jak impuls po prostu. Możliwym jest, że również nie znałem jej dokładnego adresu. Nie chciałem jej narażać na żadne nieprzyjemności spowodowane plotkami, ale nie było już odwrotu. Byliśmy w moim salonie, gdzie ułożyłem jej drobne ciało na kanapie, po czym przykryłem ją kocem, który gdzieś znalazłem. Skierowałem kroki do kuchni i tak naprawdę zdążyłem jedynie napełnić szklankę wodą zanim Lyra się obudziła. Wróciłem z naczyniem do pokoju dziennego i uśmiechnąłem się lekko, sam nie wiem dlaczego.
- Tak, u mnie. Wybacz, że nie ma wielkiej rezydencji i służby, ale nie przepadam za przepychem - powiedziałem rozbawiony. Chyba nie potrafiłem długo zachować powagi. - Zasłabłaś, więc wracając do twoich poprzednich słów: tak, martwię się. Wypij chociaż wodę - dodałem pospiesznie. Podałem jej szklankę, a sam z wielką radością zdjąłem z siebie marynarkę, następnie odwiązałem krawat. Cisnąłem ciuchami na oparcie krzesła, odpiąłem dwa górne guziki koszuli i westchnąłem z ulgą mogąc się wyswobodzić z tego koszmaru. Na więcej niestety nie mogłem sobie pozwolić (niestety, bo przecież uwielbiam swobodę!), nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Ostatecznie zaś usiadłem na drugiej kanapie, przodem do mej narzeczonej i nie mówiłem nic więcej. Czekałem? Na co? Nie wiedziałem chyba co więcej mogę powiedzieć w danej chwili.
Nie wiem dlaczego wziąłem ją na ręce i poprowadziłem do tego cholernego kominka. Nie wiem też dlaczego zabrałem ją do siebie do mieszkania. To było... bardzo niestosowne. Nie myślałem o tym wtedy, to był jak impuls po prostu. Możliwym jest, że również nie znałem jej dokładnego adresu. Nie chciałem jej narażać na żadne nieprzyjemności spowodowane plotkami, ale nie było już odwrotu. Byliśmy w moim salonie, gdzie ułożyłem jej drobne ciało na kanapie, po czym przykryłem ją kocem, który gdzieś znalazłem. Skierowałem kroki do kuchni i tak naprawdę zdążyłem jedynie napełnić szklankę wodą zanim Lyra się obudziła. Wróciłem z naczyniem do pokoju dziennego i uśmiechnąłem się lekko, sam nie wiem dlaczego.
- Tak, u mnie. Wybacz, że nie ma wielkiej rezydencji i służby, ale nie przepadam za przepychem - powiedziałem rozbawiony. Chyba nie potrafiłem długo zachować powagi. - Zasłabłaś, więc wracając do twoich poprzednich słów: tak, martwię się. Wypij chociaż wodę - dodałem pospiesznie. Podałem jej szklankę, a sam z wielką radością zdjąłem z siebie marynarkę, następnie odwiązałem krawat. Cisnąłem ciuchami na oparcie krzesła, odpiąłem dwa górne guziki koszuli i westchnąłem z ulgą mogąc się wyswobodzić z tego koszmaru. Na więcej niestety nie mogłem sobie pozwolić (niestety, bo przecież uwielbiam swobodę!), nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Ostatecznie zaś usiadłem na drugiej kanapie, przodem do mej narzeczonej i nie mówiłem nic więcej. Czekałem? Na co? Nie wiedziałem chyba co więcej mogę powiedzieć w danej chwili.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Salon
Szybka odpowiedź