Salon
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Niewielki pokój, który zdecydowanie przoduje jeśli chodzi o stopień zagracenia. Oprócz kanapy i kominka znajdują się tutaj regały z książkami, stolik z krzesłami oraz rozliczne pamiątki przywiezione z wojaży. Z okna widać drugą stronę budynków na Pokątnej, gdzie jest mniejszy gwar.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra była bardzo delikatna i wrażliwa, ale na jej dzisiejszą słabość złożył się splot kilku czynników. Wbrew pozorom, najprawdopodobniej nie był to nawet do końca efekt komplikacji poklątwowych (jak myślała), a efekt wydarzeń z lipca (których jej świadomość nie pamiętała, ale ciało podświadomie zareagowało na sytuację stresową) połączony z napięciem ostatnich dni, czyli pobytem w Tower, koszmarami uniemożliwiającymi dobry, spokojny sen oraz sam lęk przed pierwszym balem z narzeczonym. To wszystko sprawiło, że zmęczone ciałko Lyry w końcu nie wytrzymało i zasłabła tuż przed opuszczeniem przez nich posiadłości Averych, by przebudzić się dopiero w mieszkaniu Glaucusa.
Poruszyła się na miękkiej kanapie, odkrywając, że została starannie przykryta kocem. Z jakiegoś powodu ten troskliwy gest dodał jej otuchy. Mężczyzny nie było w pobliżu, ale kiedy go zawołała, po chwili się pojawił. Wodziła za nim wzrokiem, jak okrążył kanapę i stanął przed nią, podając jej szklankę wody. Lyra chwyciła ją obiema dłońmi, ostrożnie sącząc łyk. Jej włosy na moment zmieniły kolor, czego nawet nie zauważyła, skupiona na zastanawianiu się, jak zacząć rozmowę.
- Ja... Dobrze. I dziękuję, Glaucusie – szepnęła, przesuwając spojrzenie dalej, wodząc nim po otoczeniu. – W sumie to mi się... podoba. Ładnie tu.
Pokój z pewnością był okazalszy niż skromne mieszkanko Garretta, ale zarazem nie było tutaj przepychu, jak w szlacheckich dworach. Wyglądał po prostu... Normalnie. Swojsko. Nie czuła się przytłoczona nadmiarem ozdobników i nawet mimo osłabienia musiała przyznać, że podobało jej się tutaj. Nie wymagała zresztą dużo, w końcu wychowała się w jeszcze skromniejszych warunkach.
Upiła kolejny łyk wody, czując, jak rozjaśnia jej się w głowie. Po chwili usiadła na kanapie, wciąż jednak przytrzymując wokół siebie koc. Choć w mieszkaniu było ciepło, to jednak, będąc odziana w cienką sukienkę, odczuwała chłód.
- Mam nadzieję, że nie robię ci kłopotu – powiedziała, patrząc prosto na niego. – Pewnie powinnam wrócić do siebie, ale nie wiem, czy dam radę się teleportować. Czuję się już lepiej, ale... Jestem osłabiona. Mogę jeszcze chwilę odpocząć zanim pójdę do siebie? Jesteśmy na Pokątnej, tak?
Na bledziutkich policzkach pojawił się cień rumieńców, co znaczyło, że najgorsze minęło. Jak ona miała mu to wszystko wyjaśnić? Co on sobie pomyślał? Nie chciała, żeby uznał ją za wybrakowaną, a jej rodzinę za oszustów, którzy wcisnęli mu wadliwą narzeczoną. Pod względem chorób genetycznych tak często nawiedzających szlachetnie urodzone panny, Lyra była całkowicie zdrowa, ale jej defektem były skutki wypadku sprzed ponad roku, a także ogólnie była drobnym, delikatnym dziewczęciem. Nie wiedziała, jak powinna mu o tym powiedzieć, więc póki co siedziała na kanapie, zerkając na niego i od czasu do czasu unosząc do ust szklankę. Pora była bardzo późna, zapewne noc... No, ale nie chciała narzucać się narzeczonemu, który przecież miał swoje własne sprawy. I tak poświęcił jej dziś (a może już wczoraj?) dużo czasu, dotrzymując jej towarzystwa podczas balu. Dzięki niemu mogła nawet powiedzieć, że podobało jej się to wydarzenie, trudno było sobie wyobrazić lepszego towarzysza w takich okolicznościach.
Poruszyła się na miękkiej kanapie, odkrywając, że została starannie przykryta kocem. Z jakiegoś powodu ten troskliwy gest dodał jej otuchy. Mężczyzny nie było w pobliżu, ale kiedy go zawołała, po chwili się pojawił. Wodziła za nim wzrokiem, jak okrążył kanapę i stanął przed nią, podając jej szklankę wody. Lyra chwyciła ją obiema dłońmi, ostrożnie sącząc łyk. Jej włosy na moment zmieniły kolor, czego nawet nie zauważyła, skupiona na zastanawianiu się, jak zacząć rozmowę.
- Ja... Dobrze. I dziękuję, Glaucusie – szepnęła, przesuwając spojrzenie dalej, wodząc nim po otoczeniu. – W sumie to mi się... podoba. Ładnie tu.
Pokój z pewnością był okazalszy niż skromne mieszkanko Garretta, ale zarazem nie było tutaj przepychu, jak w szlacheckich dworach. Wyglądał po prostu... Normalnie. Swojsko. Nie czuła się przytłoczona nadmiarem ozdobników i nawet mimo osłabienia musiała przyznać, że podobało jej się tutaj. Nie wymagała zresztą dużo, w końcu wychowała się w jeszcze skromniejszych warunkach.
Upiła kolejny łyk wody, czując, jak rozjaśnia jej się w głowie. Po chwili usiadła na kanapie, wciąż jednak przytrzymując wokół siebie koc. Choć w mieszkaniu było ciepło, to jednak, będąc odziana w cienką sukienkę, odczuwała chłód.
- Mam nadzieję, że nie robię ci kłopotu – powiedziała, patrząc prosto na niego. – Pewnie powinnam wrócić do siebie, ale nie wiem, czy dam radę się teleportować. Czuję się już lepiej, ale... Jestem osłabiona. Mogę jeszcze chwilę odpocząć zanim pójdę do siebie? Jesteśmy na Pokątnej, tak?
Na bledziutkich policzkach pojawił się cień rumieńców, co znaczyło, że najgorsze minęło. Jak ona miała mu to wszystko wyjaśnić? Co on sobie pomyślał? Nie chciała, żeby uznał ją za wybrakowaną, a jej rodzinę za oszustów, którzy wcisnęli mu wadliwą narzeczoną. Pod względem chorób genetycznych tak często nawiedzających szlachetnie urodzone panny, Lyra była całkowicie zdrowa, ale jej defektem były skutki wypadku sprzed ponad roku, a także ogólnie była drobnym, delikatnym dziewczęciem. Nie wiedziała, jak powinna mu o tym powiedzieć, więc póki co siedziała na kanapie, zerkając na niego i od czasu do czasu unosząc do ust szklankę. Pora była bardzo późna, zapewne noc... No, ale nie chciała narzucać się narzeczonemu, który przecież miał swoje własne sprawy. I tak poświęcił jej dziś (a może już wczoraj?) dużo czasu, dotrzymując jej towarzystwa podczas balu. Dzięki niemu mogła nawet powiedzieć, że podobało jej się to wydarzenie, trudno było sobie wyobrazić lepszego towarzysza w takich okolicznościach.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie wiem czego się spodziewałem, ale kiedy Lyra odzyskała nieco przytomności i zaczęła mówić, wiedziałem już, że na pewno nie tego. Podparłem głowę na ręce, wpatrując się w nią i analizując. W pewnym sensie siedziałem w bezruchu słuchając jej słów wypływających na powierzchnię. Przez dłuższą chwilę nie mówiłem nic, oczekując chyba dalszej treści, której moim zdaniem brakowało. Ona niestety nie nadeszła, dlatego wreszcie westchnąłem ze zrezygnowaniem i ułożyłem dłoń na oparciu kanapy. Uderzałem w nią chwilę dłonią, albo bardziej palcami zastanawiając się nad poruszoną kwestią. Wyłuszczyłem kilka możliwych opcji do zrealizowania i nie wiedziałem do końca która jest tą najwłaściwszą.
- Po pierwsze muszę sprostować: nigdzie sama nie pójdziesz, ani teraz, ani potem - zacząłem, może trochę za ostro, ale chyba w tym momencie mnie to nie interesowało. - Po drugie, istnieje kilka opcji: jeżeli masz w domu podłączony kominek, to mogę cię w ten sposób zabrać do domu. Jeśli nie, mogę cię zanieść, o ile mieszkasz niedaleko. Względnie mogę cię zabrać do Błędnego Rycerza. Najrozsądniej jednak przez wzgląd na porę dnia, czy raczej nocy, byłoby abyś została do rana. Pościelę ci łóżko, a ja się przekimam na kanapie. Co prawda robię to raczej jak wrócę z karczmy i nie mam siły dojść do sypialni, ale... - dokończyłem, w odpowiednim momencie urywając. Chyba nie byłbym sobą, gdybym nie wprowadził do wypowiedzi żartobliwego elementu. Nawet uśmiechnąłem się lekko, bo rola stanowczego mruka do mnie nie pasowała raczej. - Na zachętę mogę dodać, że robię najlepsze angielskie śniadanie. No, mało to skromne, ale muszę trzymać się faktów - dodałem. Mimo wszystko pozwoliłem Lyrze samej zadecydować o tym, co woli.
- Po pierwsze muszę sprostować: nigdzie sama nie pójdziesz, ani teraz, ani potem - zacząłem, może trochę za ostro, ale chyba w tym momencie mnie to nie interesowało. - Po drugie, istnieje kilka opcji: jeżeli masz w domu podłączony kominek, to mogę cię w ten sposób zabrać do domu. Jeśli nie, mogę cię zanieść, o ile mieszkasz niedaleko. Względnie mogę cię zabrać do Błędnego Rycerza. Najrozsądniej jednak przez wzgląd na porę dnia, czy raczej nocy, byłoby abyś została do rana. Pościelę ci łóżko, a ja się przekimam na kanapie. Co prawda robię to raczej jak wrócę z karczmy i nie mam siły dojść do sypialni, ale... - dokończyłem, w odpowiednim momencie urywając. Chyba nie byłbym sobą, gdybym nie wprowadził do wypowiedzi żartobliwego elementu. Nawet uśmiechnąłem się lekko, bo rola stanowczego mruka do mnie nie pasowała raczej. - Na zachętę mogę dodać, że robię najlepsze angielskie śniadanie. No, mało to skromne, ale muszę trzymać się faktów - dodałem. Mimo wszystko pozwoliłem Lyrze samej zadecydować o tym, co woli.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wciąż siedziała na kanapie, a jej wielkie, zielone oczy wpatrywały się w twarz narzeczonego. Początkowo nieco zaskoczył ją jego nieco ostrzejszy ton i ta nagła nadopiekuńczość przywodząca na myśl Garretta; w końcu do tej pory nie stykali się ze sobą w takich okolicznościach. Widywali się przelotnie, Glaucus nigdy nie był świadkiem zasłabnięcia dziewczyny, ani tym bardziej nie zabierał jej ze sobą do swojego mieszkania. Teraz nie tylko mężczyzna dowiadywał się nowych rzeczy o niej, ale i ona o nim. Mogła przekonać się, jak zachowywał się w sytuacjach wybiegających poza zwykłe, grzeczne rozmowy na ulicy czy w herbaciarni, gdzie kilka razy się spotkali.
Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami, lekko przygryzając wargę. Chwilę temu wypiła całą szklankę wody, więc odłożyła puste naczynie na stolik i znowu otuliła się starannie kocem. Słysząc jego ostatnią uwagę, nawet udało jej się uśmiechnąć. Glaucus jak nikt inny potrafił rozładowywać napięcie.
- Dobrze, zostanę do rana, skoro uważasz, że tak będzie najlepiej. Prześpię się trochę... i na pewno poczuję się lepiej. – Zgodziła się wyjątkowo łatwo, a duży wpływ na to miał fakt, że właśnie sobie przypomniała, że na Pokątnej obowiązywał nowy dekret, a nie chciała znowu wylądować w Tower za jakąś głupotę, być może razem z Traversem, któremu również zdecydowanie nie życzyła pobytu w tym okropnym miejscu. Nie wspomniała mu o tym niepokoju, bo nie była pewna, jak teraz przyjąłby kolejną rewelację z jej życia, wieść o tym, że niedawno padła ofiarą łapanek. Ale kto wie, jak władze zapatrywały się na krążących po nocach na Pokątnej mężczyzn, noszących w ramionach młode dziewczęta? Zdecydowanie lepsze już było przenocowanie w jego mieszkaniu. Było to niestosowne, ale mało prawdopodobne, że ktoś w ogóle się o tym dowie, poważnie wątpiła, by na Pokątnej mieszkało dużo szlachetnie urodzonych czarodziejów mogących zauważyć to uchybienie. A Garrett... O tej porze pewnie spał wykończony po ciężkiej pracy, do której powróci z samego rana. Z Lyrą pewnie zobaczą się dopiero po południu, i zawsze mogła powiedzieć mu, że wróciła dopiero rano, bo tak dobrze i długo bawiła się na balu.
Westchnęła. Nie lubiła kłamać, ale cóż poradzić? Czasami trzeba było to robić dla większego dobra.
- Jeśli Garrett będzie mnie wypytywał, czemu nie wróciłam na noc, powiem mu, że zostaliśmy długo na balu. Może nawet nie zauważy, że coś było nie tak, nie chcę, żeby się niepotrzebnie zamartwiał – dodała jeszcze, przywołując na twarz blady uśmiech. – I mogę spać na kanapie, mi to nie przeszkadza – zaznaczyła, znowu się rumieniąc. – A rano z chęcią spróbuję twojego śniadania, i później wrócę do siebie. Zgoda?
Podejrzewała jednak, że Glaucus i tak postawi na swoim, w końcu może i był swobodny i wyluzowany, ale jego wychowaniu nie można było nic zarzucić. Natomiast wszelkie nieprzyjemne rozmowy o przyczynach jej zasłabnięcia wolała chyba pozostawić już na rano, musiała się do tego przygotować. On też może już do tego czasu ochłonie i przyjmie wszystko dużo spokojniej? Taką miała nadzieję.
Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami, lekko przygryzając wargę. Chwilę temu wypiła całą szklankę wody, więc odłożyła puste naczynie na stolik i znowu otuliła się starannie kocem. Słysząc jego ostatnią uwagę, nawet udało jej się uśmiechnąć. Glaucus jak nikt inny potrafił rozładowywać napięcie.
- Dobrze, zostanę do rana, skoro uważasz, że tak będzie najlepiej. Prześpię się trochę... i na pewno poczuję się lepiej. – Zgodziła się wyjątkowo łatwo, a duży wpływ na to miał fakt, że właśnie sobie przypomniała, że na Pokątnej obowiązywał nowy dekret, a nie chciała znowu wylądować w Tower za jakąś głupotę, być może razem z Traversem, któremu również zdecydowanie nie życzyła pobytu w tym okropnym miejscu. Nie wspomniała mu o tym niepokoju, bo nie była pewna, jak teraz przyjąłby kolejną rewelację z jej życia, wieść o tym, że niedawno padła ofiarą łapanek. Ale kto wie, jak władze zapatrywały się na krążących po nocach na Pokątnej mężczyzn, noszących w ramionach młode dziewczęta? Zdecydowanie lepsze już było przenocowanie w jego mieszkaniu. Było to niestosowne, ale mało prawdopodobne, że ktoś w ogóle się o tym dowie, poważnie wątpiła, by na Pokątnej mieszkało dużo szlachetnie urodzonych czarodziejów mogących zauważyć to uchybienie. A Garrett... O tej porze pewnie spał wykończony po ciężkiej pracy, do której powróci z samego rana. Z Lyrą pewnie zobaczą się dopiero po południu, i zawsze mogła powiedzieć mu, że wróciła dopiero rano, bo tak dobrze i długo bawiła się na balu.
Westchnęła. Nie lubiła kłamać, ale cóż poradzić? Czasami trzeba było to robić dla większego dobra.
- Jeśli Garrett będzie mnie wypytywał, czemu nie wróciłam na noc, powiem mu, że zostaliśmy długo na balu. Może nawet nie zauważy, że coś było nie tak, nie chcę, żeby się niepotrzebnie zamartwiał – dodała jeszcze, przywołując na twarz blady uśmiech. – I mogę spać na kanapie, mi to nie przeszkadza – zaznaczyła, znowu się rumieniąc. – A rano z chęcią spróbuję twojego śniadania, i później wrócę do siebie. Zgoda?
Podejrzewała jednak, że Glaucus i tak postawi na swoim, w końcu może i był swobodny i wyluzowany, ale jego wychowaniu nie można było nic zarzucić. Natomiast wszelkie nieprzyjemne rozmowy o przyczynach jej zasłabnięcia wolała chyba pozostawić już na rano, musiała się do tego przygotować. On też może już do tego czasu ochłonie i przyjmie wszystko dużo spokojniej? Taką miała nadzieję.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie mógłbym się zachować inaczej. Bez względu na to, czy kogoś znam czy nie, starałbym mu się pomóc. Lyrę darzyłem dużą sympatią, dlaczego miałbym jej nie pomóc? Dlaczego miałoby mi nie zależeć na jej dobrym samopoczuciu? Czy tego chcieliśmy czy nie, nasze losy ostatecznie w przyszłości miały się ze sobą spleść, dobrze byłoby, gdybyśmy nie utrudniali tego jeszcze bardziej. Wsparcie brzmiało zdecydowanie lepiej niż udawanie, że się drugiej osoby wcale nie widzi. Takie miałem do tego podejście i chyba nie chciałem go zmieniać. W przeciwieństwie do wielu osób z naszego środowiska posiadałem ludzkie odruchy i wystraszyłbym się gdybym je zatracił. Nerwowość, która się pojawiła, miała związek z troską; jednak nawet ja nie potrafiłem być długo zbyt stanowczy czy zdenerwowany. Odetchnąłem głęboko przerzucając całą energię na żarty i rozładowywanie atmosfery, to wychodziło mi zdecydowanie lepiej niż bycie stanowczym. To trochę przerażające jak kobiety, nawet bardzo młode dziewczyny, potrafiły nami manipulować; nawet jeśli nie do końca świadomie, to właśnie przez nie naginaliśmy wszystko, czym do tej pory się kierowaliśmy. Nie miałem jej tego za złe, uśmiechnąłem się przecież i dałem możliwość wyboru. Poparłbym każdą decyzję, którą by podjęła. Tak naprawdę chyba nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, co z kolei nie znaczy, że byłem nią rozczarowany.
- To postanowione! - przytaknąłem, lekko uderzając ręką w podłokietnik. Nie podejrzewałem nawet co stoi za taką a nie inną decyzją; nie drążyłem tematu. Przyjąłem to za pewnik uznając, że to po prostu mój niesamowity urok osobisty i dar przekonywania namówił Lyrę do pozostania. Ta myśl była tak zabawna, że przez chwilę mój uśmiech był szerszy niż dotychczas.
Zdziwiłem się nieco słysząc jej dalszą wypowiedź. Kłamstwo? Och, tego bym się nie spodziewał po tym uroczym rudzielcu! Jednak w żaden sposób mnie to nie zgorszyło, chyba nawet jeszcze bardziej rozbawiło.
- Albo możemy mu dać znać gdzie jesteś - dopowiedziałem machnąwszy ręką. Nie wiem który pomysł bym tym lepszym, dlatego moja uwaga była mocno niezobowiązująca. - Tak czy inaczej kanapa odpada, nawet nie próbuj mnie przekonywać - dodałem lekko, ale jednocześnie pewnie. Tak w razie gdyby chciała ze mną dyskutować!
- No to mamy umowę - powiedziałem już po wszystkich pertraktacjach. Nawet usiadłem na oparciu kanapy, żeby mieć bliżej do Lyry i wyciągnąłem ku niej dłoń; umowy się chyba przypieczętowuje uściskiem?
- To postanowione! - przytaknąłem, lekko uderzając ręką w podłokietnik. Nie podejrzewałem nawet co stoi za taką a nie inną decyzją; nie drążyłem tematu. Przyjąłem to za pewnik uznając, że to po prostu mój niesamowity urok osobisty i dar przekonywania namówił Lyrę do pozostania. Ta myśl była tak zabawna, że przez chwilę mój uśmiech był szerszy niż dotychczas.
Zdziwiłem się nieco słysząc jej dalszą wypowiedź. Kłamstwo? Och, tego bym się nie spodziewał po tym uroczym rudzielcu! Jednak w żaden sposób mnie to nie zgorszyło, chyba nawet jeszcze bardziej rozbawiło.
- Albo możemy mu dać znać gdzie jesteś - dopowiedziałem machnąwszy ręką. Nie wiem który pomysł bym tym lepszym, dlatego moja uwaga była mocno niezobowiązująca. - Tak czy inaczej kanapa odpada, nawet nie próbuj mnie przekonywać - dodałem lekko, ale jednocześnie pewnie. Tak w razie gdyby chciała ze mną dyskutować!
- No to mamy umowę - powiedziałem już po wszystkich pertraktacjach. Nawet usiadłem na oparciu kanapy, żeby mieć bliżej do Lyry i wyciągnąłem ku niej dłoń; umowy się chyba przypieczętowuje uściskiem?
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Taki układ odpowiadał jej dużo bardziej niż wzajemne ignorowanie się i chłód w relacjach; a takiego scenariusza bała się, wyobrażając sobie przyszłe małżeństwo. Tak bowiem najczęściej to wyglądało; zaaranżowani małżonkowie rzadko kiedy darzyli się prawdziwymi uczuciami, zwykle traktując swój związek jako zło konieczne. Jednak to, że Glaucus już teraz wykazywał zainteresowanie jej samopoczuciem i martwił się o nią, mogło wróżyć dobrze na przyszłość i nieco łagodziło te lęki, że skończy jak większość kobiet zmuszonych do ślubu przez rodziny. Tego nie chciała.
Nie miała jednak żadnej gwarancji, że po ślubie Glaucus się nie zmieni, niekoniecznie od razu, a na przykład po kilku latach. Jednak odepchnęła tę myśl, po czym znowu się do niego uśmiechnęła; z jednej strony zawstydzona, że go zmartwiła, a z drugiej czuła się przyjemnie, widząc zainteresowanie z jego strony. Na razie powinna skupiać się przede wszystkim na tym, co było teraz.
- Cieszę się, że nie będzie to dla ciebie dużym problemem – powiedziała. – I skoro tak bardzo nalegasz i jesteś tego pewny, niech będzie łóżko. Jestem tak bardzo śpiąca, Glaucusie... – Zgodziła się, ponieważ czuła, że i tak by się upierał, a nie miała siły na dłuższe sprzeczki i obstawianie przy swoim. Marzyła już tylko o tym, żeby się położyć i zasnąć. Czuła, że dzisiaj powinna usnąć szybko. Pomijając fakt wcześniejszego zasłabnięcia, była zmęczona po balu.
Dobrze, że nie zadawał pytań; początkowo obawiała się, że te nastąpią, kiedy tak szybko przystała na jego warunki, ale tak się nie stało. Nie czuła się jeszcze gotowa, by powiedzieć mu o nieprzyjemnych przeżyciach sprzed kilku dni. Choć gorzej, jeśli w nocy przyśnią jej się koszmary i mężczyzna usłyszy, jak krzyczy lub rzuca się przez sen, a to jej się ostatnio zdarzało. Cóż, wtedy to już będzie musiała się wytłumaczyć, nie mogła przecież wiecznie tego zatajać; biorąc pod uwagę, ilu czarodziejów objęły łapanki, prędzej czy później by się o tym dowiedział, a wolała, żeby wiedział od niej, niż od kogoś innego.
Kiedy usiadł bliżej, podała mu więc rękę bez większych oporów, ściskając jego dużą, ciepłą dłoń. Mógł zobaczyć, że nadal nosiła jego pierścionek zaręczynowy, raczej rzadko się z nim rozstawała. Po chwili jednak wstała. Początkowo nieco się zachwiała pod wpływem nagłego zawrotu głowy, ale szybko jej przeszło i dała radę utrzymać się w pionie.
- Pokażesz mi swój pokój? – zapytała więc. Kiedy Glaucus zostawi ją w sypialni, zapewne przygotuje sobie posłanie (starając się nie myśleć, do kogo należało łóżko), a nocny strój transmutuje z czegokolwiek, choćby z poszewki czy chusteczki. Na szczęście posiadała jakieś umiejętności transmutacji, bo spanie w sukni zdecydowanie nie należałoby do najwygodniejszych.
Nie miała jednak żadnej gwarancji, że po ślubie Glaucus się nie zmieni, niekoniecznie od razu, a na przykład po kilku latach. Jednak odepchnęła tę myśl, po czym znowu się do niego uśmiechnęła; z jednej strony zawstydzona, że go zmartwiła, a z drugiej czuła się przyjemnie, widząc zainteresowanie z jego strony. Na razie powinna skupiać się przede wszystkim na tym, co było teraz.
- Cieszę się, że nie będzie to dla ciebie dużym problemem – powiedziała. – I skoro tak bardzo nalegasz i jesteś tego pewny, niech będzie łóżko. Jestem tak bardzo śpiąca, Glaucusie... – Zgodziła się, ponieważ czuła, że i tak by się upierał, a nie miała siły na dłuższe sprzeczki i obstawianie przy swoim. Marzyła już tylko o tym, żeby się położyć i zasnąć. Czuła, że dzisiaj powinna usnąć szybko. Pomijając fakt wcześniejszego zasłabnięcia, była zmęczona po balu.
Dobrze, że nie zadawał pytań; początkowo obawiała się, że te nastąpią, kiedy tak szybko przystała na jego warunki, ale tak się nie stało. Nie czuła się jeszcze gotowa, by powiedzieć mu o nieprzyjemnych przeżyciach sprzed kilku dni. Choć gorzej, jeśli w nocy przyśnią jej się koszmary i mężczyzna usłyszy, jak krzyczy lub rzuca się przez sen, a to jej się ostatnio zdarzało. Cóż, wtedy to już będzie musiała się wytłumaczyć, nie mogła przecież wiecznie tego zatajać; biorąc pod uwagę, ilu czarodziejów objęły łapanki, prędzej czy później by się o tym dowiedział, a wolała, żeby wiedział od niej, niż od kogoś innego.
Kiedy usiadł bliżej, podała mu więc rękę bez większych oporów, ściskając jego dużą, ciepłą dłoń. Mógł zobaczyć, że nadal nosiła jego pierścionek zaręczynowy, raczej rzadko się z nim rozstawała. Po chwili jednak wstała. Początkowo nieco się zachwiała pod wpływem nagłego zawrotu głowy, ale szybko jej przeszło i dała radę utrzymać się w pionie.
- Pokażesz mi swój pokój? – zapytała więc. Kiedy Glaucus zostawi ją w sypialni, zapewne przygotuje sobie posłanie (starając się nie myśleć, do kogo należało łóżko), a nocny strój transmutuje z czegokolwiek, choćby z poszewki czy chusteczki. Na szczęście posiadała jakieś umiejętności transmutacji, bo spanie w sukni zdecydowanie nie należałoby do najwygodniejszych.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie chciałem o nic wypytywać, zrzucając to na karb zmęczenia, emocji i tym podobnych. Odrzuciłem swój irracjonalny lęk, ponieważ do niczego on nie prowadził. Pragnąłem jedynie, żeby Lyra była zadowolona i przede wszystkim bezpieczna; w tym stanie nie wydawało mi się, aby chodzenie po nocy było dobrym pomysłem. Z ledwo przytomną dziewczyną na rękach miałbym nikłe szanse na ewentualną obronę w razie napadu (trudno byłoby powiedzieć napastnikowi, aby zaczekał aż eskortuję towarzyszkę do domu); wbrew pozorom te w okolicy nie zdarzały się wcale tak rzadko. Co doprowadziło mnie do tego, że ta opcja z pozostaniem u mnie wydała mi się najlepsza. Być może podjęta pochopnie, zwłaszcza w kominku, ale teraz było już za późno na odwrót. Obyśmy tylko nie musieli mierzyć się z tego konsekwencjami. Ja to jeszcze pół biedy, gorzej z tą kruchą istotką siedzącą na mojej kanapie. Przeżywałaby chyba to wszystko zbyt mocno.
- Daj spokój, jaki problem? Gdybyś wparowała tutaj z setką ludzi robiąc huczną imprezę bez mojej wiedzy, to mógłby rzeczywiście mógłby być problem. Podejrzewam jednak, że po paru chwilach sam bym do niej dołączył - odpowiedziałem nie kryjąc rozbawienia. - A skoro jesteś śpiąca... nie pozostaje nam nic innego jak eskorta do łóżka - powiedziałem już z powagą. Trochę się nawet zmartwiłem, bo planowałem zmienić pościel, a tymczasem sytuacja zdawała się być nagląca. Podczas rozmyślań nad tą kwestią sprawa wymknęła się spod kontroli, mianowicie Lyra postanowiła wstać. Przytrzymałem ją odruchowo, jak gdybym podejrzewał, że zaraz się wywróci.
- Naturalnie. Właśnie odjeżdża ostatni ekspres salon-sypialnia - rzuciłem, po czym znów zabrałem ją na ręce. Jeszcze podczas wędrówki obiłaby sobie głowę lub cokolwiek innego i wtedy nie wytłumaczyłbym się Garrettowi do końca życia. Lepiej nie ryzykować!
nie wiem, czy chcesz kontynuować tutaj czy w sypialni, wybierz sobie, jak będzie trzeba to dam zt :D
- Daj spokój, jaki problem? Gdybyś wparowała tutaj z setką ludzi robiąc huczną imprezę bez mojej wiedzy, to mógłby rzeczywiście mógłby być problem. Podejrzewam jednak, że po paru chwilach sam bym do niej dołączył - odpowiedziałem nie kryjąc rozbawienia. - A skoro jesteś śpiąca... nie pozostaje nam nic innego jak eskorta do łóżka - powiedziałem już z powagą. Trochę się nawet zmartwiłem, bo planowałem zmienić pościel, a tymczasem sytuacja zdawała się być nagląca. Podczas rozmyślań nad tą kwestią sprawa wymknęła się spod kontroli, mianowicie Lyra postanowiła wstać. Przytrzymałem ją odruchowo, jak gdybym podejrzewał, że zaraz się wywróci.
- Naturalnie. Właśnie odjeżdża ostatni ekspres salon-sypialnia - rzuciłem, po czym znów zabrałem ją na ręce. Jeszcze podczas wędrówki obiłaby sobie głowę lub cokolwiek innego i wtedy nie wytłumaczyłbym się Garrettowi do końca życia. Lepiej nie ryzykować!
nie wiem, czy chcesz kontynuować tutaj czy w sypialni, wybierz sobie, jak będzie trzeba to dam zt :D
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra także miała nadzieję, że spędzenie nocy w mieszkaniu Glaucusa obędzie się bez konsekwencji. W końcu nie robili niczego niestosownego; Travers jedynie zaopiekował się nią, kiedy się źle poczuła i nie chciał ryzykować odprowadzania jej do mieszkania brata po nocach, a teleportacja niestety odpadała. Najprawdopodobniej nikt się o niczym nie dowie. Może tylko Garrett, jeśli odpowiednio umiejętnie przyciśnie siostrę.
- Więc wszystko będzie dobrze – uspokoiła go, wciąż leciutko trzymając dłoń na jego ręce, kiedy ją przytrzymał.
Po chwili, zanim zdążyła się odezwać, znowu została wzięta na ręce i przeniesiona do niewielkiej sypialni, której większą część stanowiło ogromne łoże.
- Tutaj także jest bardzo przytulnie – rzekła, i musiała przyznać, że było tu całkiem schludnie, a z okna za dnia zapewne roztaczał się widok na znajdującą się poniżej Pokątną. Teraz było widać tylko ciemność. – Dziękuję, Glaucusie – dodała, gdy już postawił ją na ziemi i przygotował łóżko.
Zanim się pożegnali, nagle wyciągnęła szczupłe ręce i leciutko go przytuliła. Był to krótki i nieśmiały uścisk, jednak jak na Lyrę i tak był bardzo dużym postępem. Powiedziała mu ciche „dobranoc”, a gdy wyszedł, ostrożnie zdjęła z siebie buciki oraz sukienkę, w jej wewnętrznej kieszeni znajdując różdżkę, fiolkę z eliksirem i materiałową chusteczkę. Zawartość fiolki wypiła, natomiast chusteczkę transmutowała w koszulę nocną. Nie wyszło może idealnie, bo materiał nadal miał wzorek w groszki, ale najważniejsze, że na pewno był wygodniejszy niż sukienka, no i poważnie wątpiła, żeby Glaucus nagle zechciał rzucać na nią Finite Incantatem. Założyła ją i ostrożnie wsunęła się pod kołdrę, a niedługo potem zasnęła.
Kilka pierwszych godzin rzeczywiście przespała dobrze, regenerując nadwątlone siły, jednak nad ranem przebudziła się z krótkim krzykiem. Zamrugała szybko, próbując przegonić resztki złego snu, w którym, co chwila błądząc i potykając się, uciekała plątaniną ciemnych i zimnych korytarzy Tower, które, jak to w snach bywało, nagle zmieniły się w wąskie uliczki Nokturnu. W momencie, gdy się obudziła, dostrzegła rozbłysk zielonego światła, choć mogła przysiąc, że tym razem w śnie pojawiła się także sylwetka o ciemnych, zimnych oczach, której teraz jednak nie potrafiła powiązać z nikim konkretnym.
Leżała przez chwilę, wpatrując się w sufit i drżąc lekko pod kołdrą. Za oknem niebo powoli zaczynało jaśnieć, ale do wschodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu. Dopiero po chwili jednak uświadomiła sobie, że to wcale nie był jej pokój, nawet okno było umiejscowione w innym miejscu niż w jej sypialni, i nie było czuć wszechobecnego zapachu farb i terpentyny. Siadając na dużym łóżku, natychmiast przypomniała sobie bal u Averych, Glaucusa, jej zasłabnięcie już pod koniec zabawy oraz pojawienie się w mieszkaniu narzeczonego. Tak, to tutaj się teraz znajdowała, a Travers zapewne spał za ścianą.
Mimo złego snu, fizycznie czuła się lepiej niż przed położeniem się spać, jednak żeby się uspokoić, zaczęła krążyć po pokoju, aż w końcu zatrzymała się przy oknie. Ostrożnie usiadła na parapecie, co często praktykowała w swoim pokoju i uchyliła je dosłownie na centymetr, by poczuć odrobinę świeżego powietrza, uświadamiającego, że naprawdę jest już po wszystkim. Przysunęła twarz do szczeliny, zaciągając się jego zapachem pozbawionym stęchlizny i wilgoci. Miała też nadzieję, że Glaucus nie przebudził się, gdy krzyknęła. Powinna go wcześniej uprzedzić, że krzyczy w nocy.
/(Możemy zostać tu, bo i tak potem wrócimy, a chyba nie ma sensu tak skakać ^^)
- Więc wszystko będzie dobrze – uspokoiła go, wciąż leciutko trzymając dłoń na jego ręce, kiedy ją przytrzymał.
Po chwili, zanim zdążyła się odezwać, znowu została wzięta na ręce i przeniesiona do niewielkiej sypialni, której większą część stanowiło ogromne łoże.
- Tutaj także jest bardzo przytulnie – rzekła, i musiała przyznać, że było tu całkiem schludnie, a z okna za dnia zapewne roztaczał się widok na znajdującą się poniżej Pokątną. Teraz było widać tylko ciemność. – Dziękuję, Glaucusie – dodała, gdy już postawił ją na ziemi i przygotował łóżko.
Zanim się pożegnali, nagle wyciągnęła szczupłe ręce i leciutko go przytuliła. Był to krótki i nieśmiały uścisk, jednak jak na Lyrę i tak był bardzo dużym postępem. Powiedziała mu ciche „dobranoc”, a gdy wyszedł, ostrożnie zdjęła z siebie buciki oraz sukienkę, w jej wewnętrznej kieszeni znajdując różdżkę, fiolkę z eliksirem i materiałową chusteczkę. Zawartość fiolki wypiła, natomiast chusteczkę transmutowała w koszulę nocną. Nie wyszło może idealnie, bo materiał nadal miał wzorek w groszki, ale najważniejsze, że na pewno był wygodniejszy niż sukienka, no i poważnie wątpiła, żeby Glaucus nagle zechciał rzucać na nią Finite Incantatem. Założyła ją i ostrożnie wsunęła się pod kołdrę, a niedługo potem zasnęła.
Kilka pierwszych godzin rzeczywiście przespała dobrze, regenerując nadwątlone siły, jednak nad ranem przebudziła się z krótkim krzykiem. Zamrugała szybko, próbując przegonić resztki złego snu, w którym, co chwila błądząc i potykając się, uciekała plątaniną ciemnych i zimnych korytarzy Tower, które, jak to w snach bywało, nagle zmieniły się w wąskie uliczki Nokturnu. W momencie, gdy się obudziła, dostrzegła rozbłysk zielonego światła, choć mogła przysiąc, że tym razem w śnie pojawiła się także sylwetka o ciemnych, zimnych oczach, której teraz jednak nie potrafiła powiązać z nikim konkretnym.
Leżała przez chwilę, wpatrując się w sufit i drżąc lekko pod kołdrą. Za oknem niebo powoli zaczynało jaśnieć, ale do wschodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu. Dopiero po chwili jednak uświadomiła sobie, że to wcale nie był jej pokój, nawet okno było umiejscowione w innym miejscu niż w jej sypialni, i nie było czuć wszechobecnego zapachu farb i terpentyny. Siadając na dużym łóżku, natychmiast przypomniała sobie bal u Averych, Glaucusa, jej zasłabnięcie już pod koniec zabawy oraz pojawienie się w mieszkaniu narzeczonego. Tak, to tutaj się teraz znajdowała, a Travers zapewne spał za ścianą.
Mimo złego snu, fizycznie czuła się lepiej niż przed położeniem się spać, jednak żeby się uspokoić, zaczęła krążyć po pokoju, aż w końcu zatrzymała się przy oknie. Ostrożnie usiadła na parapecie, co często praktykowała w swoim pokoju i uchyliła je dosłownie na centymetr, by poczuć odrobinę świeżego powietrza, uświadamiającego, że naprawdę jest już po wszystkim. Przysunęła twarz do szczeliny, zaciągając się jego zapachem pozbawionym stęchlizny i wilgoci. Miała też nadzieję, że Glaucus nie przebudził się, gdy krzyknęła. Powinna go wcześniej uprzedzić, że krzyczy w nocy.
/(Możemy zostać tu, bo i tak potem wrócimy, a chyba nie ma sensu tak skakać ^^)
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ze zmęczenia nie dostrzegłem zmiany barwy jej włosów ani "mojego" pierścionka na jej palcu. Jestem jednak przekonany, że i tak skwitowałbym to zwykłym uśmiechem. Wiele rzeczy przegapiłem, myślami będąc nieco w innych rejonach niż obecna sytuacja. Najbardziej martwiłem się o jej zdrowie oraz zmartwioną rodzinę. Pozostało mi mieć nadzieję, że rano nie obudzi nas łomotanie wszystkich Weasleyów świata do drzwi i nie będą krzyczeć, by ten łotr (to ja) oddał im krewną, którą to uprzednio zbałamucił i porwał. To byłoby bardzo niepokojące.
Odstawiłem Lyrę do sypialni i zapaliłem światło. Rzeczywiście było tu przytulnie, nigdy o tym nie myślałem w tych kategoriach. Mimowolnie się uśmiechnąłem i zabrałem się za przygotowywanie łóżka, skoro mój gość jeszcze jakoś trzymał się na nogach.
- Nie ma sprawy - odezwałem się luźno. - Jeżeli będziesz czegoś potrzebować to krzycz - dodałem. Nie będąc rzecz jasna świadomym tego, jak bardzo dosłownie można to odebrać i co nas czeka nad ranem. Miałem właśnie wychodzić kiedy to zostałem zaatakowany lekkim uściskiem. W pierwszym odruchu, albo raczej jego braku, stanąłem zdezorientowany. Nie dlatego, że miałem jej to za złe, lecz się nie spodziewałem po prostu takiego obrotu spraw. Szczęśliwie kilka sekund później moje ręce spoczywały już na jej plecach oddając ten niezwykle miły gest.
- Dobranoc, śpij dobrze - dodałem na zakończenie. Wyszedłem zamykając za sobą drzwi do sypialni. Dopiero wtedy opadł we mnie poziom adrenaliny; senność wdzierała się w każdy zakamarek ciała; ziewnąłem przeciągle. Znalazłem dość siły, by udać się do łazienki na szybki prysznic.
Mieszkałem sam, dlatego zwykle paradowałem w samej bieliźnie; teraz nie wypadało, dlatego odnalazłem w szafce kompletną piżamę. Czułem się w niej nieswojo nie pamiętając nawet kiedy ostatni raz miałem ją na sobie. Zrezygnowałem z rozmyślań na ten wątpliwie interesujący temat, tak jak z prób zaśnięcia w salonie. Kanapy w nim były nieproporcjonalnie małe w porównaniu do mojego wzrostu. Ułożyłem się w części dla gości, w mig odnajdując wygodną poduszkę i zabierając do przykrycia koc, którym to wcześniej owinąłem Lyrę. Nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem.
Nie pamiętam również tego co mi się śniło. Kojarzę jedynie, że nie był to przyjemny sen. Wierciłem się i przebudzałem co jakiś czas nieprzyzwyczajony (zwłaszcza na trzeźwo!) do spania poza własnym łóżkiem. Nawet to w kapitańskiej kajucie było luksusowe, nie jestem pewien, czy nie było wygodniejsze od tego w mieszkaniu.
Nagle nad ranem z płytkiego snu wyrwał mnie zduszony krzyk. Zerwałem się do pozycji siedzącej mrugając intensywnie. Zastanawiałem się czy to było częścią mojego koszmaru czy jawą? Dopiero usłyszawszy kroki dobiegające z innego pomieszczenia uświadomiły mnie co do prawdy. Szybkim tempem skierowałem się w stronę sypialni gwałtownie otwierając drzwi na oścież.
- Coś się stało? Słyszałem jakiś krzyk - powiedziałem nieprzytomnie. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że równie dobrze Lyra mogła się teraz przebierać, a ja wparowałem jak idiota do środka bez pukania. Do mózgu dotarła również informacja, że moja narzeczona właściwie siedzi w samej koszuli nocnej, co wprawiło mnie w lekkie zawstydzenie. Szybko odwróciłem wzrok tak jak i całe ciało.
- Eee... przepraszam, wystraszyłem się po prostu - mruknąłem tonem pełnym zażenowania; nie wiedząc czy już sobie iść czy poczekać na jakąkolwiek reakcję.
Odstawiłem Lyrę do sypialni i zapaliłem światło. Rzeczywiście było tu przytulnie, nigdy o tym nie myślałem w tych kategoriach. Mimowolnie się uśmiechnąłem i zabrałem się za przygotowywanie łóżka, skoro mój gość jeszcze jakoś trzymał się na nogach.
- Nie ma sprawy - odezwałem się luźno. - Jeżeli będziesz czegoś potrzebować to krzycz - dodałem. Nie będąc rzecz jasna świadomym tego, jak bardzo dosłownie można to odebrać i co nas czeka nad ranem. Miałem właśnie wychodzić kiedy to zostałem zaatakowany lekkim uściskiem. W pierwszym odruchu, albo raczej jego braku, stanąłem zdezorientowany. Nie dlatego, że miałem jej to za złe, lecz się nie spodziewałem po prostu takiego obrotu spraw. Szczęśliwie kilka sekund później moje ręce spoczywały już na jej plecach oddając ten niezwykle miły gest.
- Dobranoc, śpij dobrze - dodałem na zakończenie. Wyszedłem zamykając za sobą drzwi do sypialni. Dopiero wtedy opadł we mnie poziom adrenaliny; senność wdzierała się w każdy zakamarek ciała; ziewnąłem przeciągle. Znalazłem dość siły, by udać się do łazienki na szybki prysznic.
Mieszkałem sam, dlatego zwykle paradowałem w samej bieliźnie; teraz nie wypadało, dlatego odnalazłem w szafce kompletną piżamę. Czułem się w niej nieswojo nie pamiętając nawet kiedy ostatni raz miałem ją na sobie. Zrezygnowałem z rozmyślań na ten wątpliwie interesujący temat, tak jak z prób zaśnięcia w salonie. Kanapy w nim były nieproporcjonalnie małe w porównaniu do mojego wzrostu. Ułożyłem się w części dla gości, w mig odnajdując wygodną poduszkę i zabierając do przykrycia koc, którym to wcześniej owinąłem Lyrę. Nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem.
Nie pamiętam również tego co mi się śniło. Kojarzę jedynie, że nie był to przyjemny sen. Wierciłem się i przebudzałem co jakiś czas nieprzyzwyczajony (zwłaszcza na trzeźwo!) do spania poza własnym łóżkiem. Nawet to w kapitańskiej kajucie było luksusowe, nie jestem pewien, czy nie było wygodniejsze od tego w mieszkaniu.
Nagle nad ranem z płytkiego snu wyrwał mnie zduszony krzyk. Zerwałem się do pozycji siedzącej mrugając intensywnie. Zastanawiałem się czy to było częścią mojego koszmaru czy jawą? Dopiero usłyszawszy kroki dobiegające z innego pomieszczenia uświadomiły mnie co do prawdy. Szybkim tempem skierowałem się w stronę sypialni gwałtownie otwierając drzwi na oścież.
- Coś się stało? Słyszałem jakiś krzyk - powiedziałem nieprzytomnie. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że równie dobrze Lyra mogła się teraz przebierać, a ja wparowałem jak idiota do środka bez pukania. Do mózgu dotarła również informacja, że moja narzeczona właściwie siedzi w samej koszuli nocnej, co wprawiło mnie w lekkie zawstydzenie. Szybko odwróciłem wzrok tak jak i całe ciało.
- Eee... przepraszam, wystraszyłem się po prostu - mruknąłem tonem pełnym zażenowania; nie wiedząc czy już sobie iść czy poczekać na jakąkolwiek reakcję.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Aż tak źle pewnie nie będzie; Lyra mieszkała sama z wiecznie zapracowanym bratem, więc ciągle łudziła się nadzieją, że ten będzie tak zmęczony po kolejnym dniu pracy, że nawet nie zauważy, że jej łóżko wciąż było puste. Bo zamiast w swoim pokoju, tę noc miała spędzić u narzeczonego, choć wcześniej nigdy nawet nie była w jego mieszkaniu. A dziś niestety musiał się pożegnać z własnym łóżkiem i gnieść swoje ciało na kanapie, prawdopodobnie zbyt małej dla postawnego i wysokiego mężczyzny, jakim był. No, ale się uparł mimo gotowości malarki do spędzenia nocy na kanapie. I tym sposobem maleńka, filigranowa Lyra miała dla siebie całe ogromne łoże, na którym mogła się wygodnie ułożyć. Było dużo miększe niż jej własne, więc nic dziwnego, że tak szybko zasnęła, najwyżej kilka minut po tym, jak zgasił świece i wyszedł.
Koszmary jednak nie odpuszczały. Pojawiły się i tej nocy, budząc ją z cichym krzykiem. Dręczyły ją w zasadzie od tego dnia w połowie lipca, kiedy obudziła się w londyńskim parku bez wspomnień z całego dnia. Później, po kolejnych wydarzeniach (przede wszystkim po Nokturnie i Tower) pojawiały się w nich kolejne elementy. Nie rozumiała tego; może miało to związek z tym uszkodzeniem w jej głowie, o którym kiedyś mówił Alex? Nawet zażywając swoje eliksiry, nie potrafiła temu zaradzić; o ile w dzień dawała radę odpychać od siebie złe myśli i obawy, tak nocami była na nie całkowicie podatna i bezbronna.
Po chwili powoli wstała, cicho przemierzając te parę metrów jakie były od łóżka do okna i wgramoliła się na parapet, podwijając kolana pod siebie. Potrzebowała wyjrzeć na zewnątrz i poczuć zapach świeżego powietrza. Ciemność za oknem była kojąca; nie była tą samą, przerażającą ciemnością, jaka towarzyszyła jej w koszmarnych snach, a powietrze, mimo ledwie wyczuwalnej woni dymu, dla niej miało cudowny zapach. Przymknęła lekko powieki, a ręce oplotła wokół kolan. Siedziała tak jednak niezbyt długo, bo już po chwili usłyszała skrzypnięcie drzwi i do pomieszczenia wszedł Glaucus.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Więc jednak się obudził. Westchnęła. Musiała go jak najszybciej uspokoić. I siebie także.
- Nic się nie dzieje – wyjaśniła szybko; dobrze, że w ciemności nie mógł widzieć rumieńców. – To tylko... Po prostu miałam złe sny. Powinnam cię uprzedzić, że to mi się zdarza. – Powoli zsunęła nogi z parapetu. Tym razem mówiła prawdę; to były tylko sny. Nic złego się nie działo, w każdym razie, nie na jawie. – I chciałam poczuć świeże powietrze. – Ponownie zamknęła uchylone okno, co i tak pewnie by zrobiła, gdyż w samej koszuli nocnej szybko robiło się zimno.
- Zostaniesz jeszcze przez chwilę? – zapytała nagle; po złych snach zawsze potrzebowała się najpierw uspokoić zanim kładła się z powrotem. – Spróbuję znowu zasnąć do rana. Mam nadzieję, że nie planowałeś rano robić czegoś ważnego, bo będę mieć tym większe wyrzuty sumienia, że cię obudziłam.
Zeszła z parapetu, powoli idąc w stronę mężczyzny. Wciąż wyglądała tak krucho i drobno, nawet w ciemności. Jej bose stópki praktycznie nie robiły hałasu, kiedy szła, a rękami nadal lekko obejmowała ramiona, teraz już bardziej po to, żeby je rozgrzać. Przysiadła na brzegu łóżka.
Gdyby zapytał, pewnie w końcu by pękła i opowiedziała mu o tym, co stało się kilka dni temu.
Koszmary jednak nie odpuszczały. Pojawiły się i tej nocy, budząc ją z cichym krzykiem. Dręczyły ją w zasadzie od tego dnia w połowie lipca, kiedy obudziła się w londyńskim parku bez wspomnień z całego dnia. Później, po kolejnych wydarzeniach (przede wszystkim po Nokturnie i Tower) pojawiały się w nich kolejne elementy. Nie rozumiała tego; może miało to związek z tym uszkodzeniem w jej głowie, o którym kiedyś mówił Alex? Nawet zażywając swoje eliksiry, nie potrafiła temu zaradzić; o ile w dzień dawała radę odpychać od siebie złe myśli i obawy, tak nocami była na nie całkowicie podatna i bezbronna.
Po chwili powoli wstała, cicho przemierzając te parę metrów jakie były od łóżka do okna i wgramoliła się na parapet, podwijając kolana pod siebie. Potrzebowała wyjrzeć na zewnątrz i poczuć zapach świeżego powietrza. Ciemność za oknem była kojąca; nie była tą samą, przerażającą ciemnością, jaka towarzyszyła jej w koszmarnych snach, a powietrze, mimo ledwie wyczuwalnej woni dymu, dla niej miało cudowny zapach. Przymknęła lekko powieki, a ręce oplotła wokół kolan. Siedziała tak jednak niezbyt długo, bo już po chwili usłyszała skrzypnięcie drzwi i do pomieszczenia wszedł Glaucus.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Więc jednak się obudził. Westchnęła. Musiała go jak najszybciej uspokoić. I siebie także.
- Nic się nie dzieje – wyjaśniła szybko; dobrze, że w ciemności nie mógł widzieć rumieńców. – To tylko... Po prostu miałam złe sny. Powinnam cię uprzedzić, że to mi się zdarza. – Powoli zsunęła nogi z parapetu. Tym razem mówiła prawdę; to były tylko sny. Nic złego się nie działo, w każdym razie, nie na jawie. – I chciałam poczuć świeże powietrze. – Ponownie zamknęła uchylone okno, co i tak pewnie by zrobiła, gdyż w samej koszuli nocnej szybko robiło się zimno.
- Zostaniesz jeszcze przez chwilę? – zapytała nagle; po złych snach zawsze potrzebowała się najpierw uspokoić zanim kładła się z powrotem. – Spróbuję znowu zasnąć do rana. Mam nadzieję, że nie planowałeś rano robić czegoś ważnego, bo będę mieć tym większe wyrzuty sumienia, że cię obudziłam.
Zeszła z parapetu, powoli idąc w stronę mężczyzny. Wciąż wyglądała tak krucho i drobno, nawet w ciemności. Jej bose stópki praktycznie nie robiły hałasu, kiedy szła, a rękami nadal lekko obejmowała ramiona, teraz już bardziej po to, żeby je rozgrzać. Przysiadła na brzegu łóżka.
Gdyby zapytał, pewnie w końcu by pękła i opowiedziała mu o tym, co stało się kilka dni temu.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie wypadało, aby kobieta spała na kanapie, a mężczyzna jak król w łóżku! Tak przynajmniej ja uważałem i trudno, nie zamierzałem zmieniać poglądów. Odbiło się to na moim komforcie spania, owszem, ale nie zamierzałem robić z tego afery. Widocznie nie byłem aż tak zmęczony; kiedy naprawdę nie miałem już sił spałem w najdziwniejszych miejscach, często dużo mniej wygodnych niż sofa w pokoju dla gości. Przecież nie byłem wygodnym paniczykiem! Lub tak właśnie mi się zdawało.
Nie powinienem był wdzierać się tak gwałtownie do pomieszczenia, w którym się znajdowała. Wydawało mi się, że było jaśniej, ale widocznie zastała nas już noc ciemna. Niewiele widziałem, coś jednak dostrzegałem, dlatego bezpieczniej było się odwrócić. Nie czyhałem przecież na sposobność, by zastać Lyrę w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, a tak to chyba mogło wyglądać. Czasem nie potrafię się zachować, działam zbyt impulsywnie.
- Rozumiem. Każdy miewa koszmary, mi też się śniło coś nieprzyjemnego, ale nawet nie pamiętam co dokładnie - odpowiedziałem, gotowy do tego, by wrócić na swoje posłanie. Oczy nieco mi się kleiły, dlatego przetarłem je dłońmi, chcąc ponownie życzyć memu gościowi miłych snów i po prostu odejść. Wtedy jednak nastąpił ciąg dalszy. - Nie krępuj się, otwieraj okno ile chcesz. Tylko przed tym owiń się pościelą żebyś nie zachorowała - poleciłem jej. Starałem się zachowywać trzeźwość umysłu, co o tej porze, wyrwanym z lekkiego, bo lekkiego snu, nie było takie znów proste. Liczyłem na wyrozumiałość.
Zawahałem się słysząc jej propozycję zostania. Chyba nie wypadało, z drugiej strony nie chciałem, by się wciąż bała. Westchnąłem, ale uśmiech i tak zagościł na mojej twarzy. Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego rogu.
- Planowałem. Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. Na szczęście możemy je zjeść na obiad, nikt się nie dowie - odpowiedziałem, niby poważnie, ale słychać było w moim głosie rozbawienie. - Kładź się. Jak chcesz mogę ci opowiedzieć jedną z moich oceanicznych przygód - dodałem, poklepując materac. Możliwe, że mogłaby nie dostrzec mojego kiwnięcia głową w kierunku poduszek, wolałem mieć pewność, że zostałem zrozumiany.
Nie powinienem był wdzierać się tak gwałtownie do pomieszczenia, w którym się znajdowała. Wydawało mi się, że było jaśniej, ale widocznie zastała nas już noc ciemna. Niewiele widziałem, coś jednak dostrzegałem, dlatego bezpieczniej było się odwrócić. Nie czyhałem przecież na sposobność, by zastać Lyrę w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, a tak to chyba mogło wyglądać. Czasem nie potrafię się zachować, działam zbyt impulsywnie.
- Rozumiem. Każdy miewa koszmary, mi też się śniło coś nieprzyjemnego, ale nawet nie pamiętam co dokładnie - odpowiedziałem, gotowy do tego, by wrócić na swoje posłanie. Oczy nieco mi się kleiły, dlatego przetarłem je dłońmi, chcąc ponownie życzyć memu gościowi miłych snów i po prostu odejść. Wtedy jednak nastąpił ciąg dalszy. - Nie krępuj się, otwieraj okno ile chcesz. Tylko przed tym owiń się pościelą żebyś nie zachorowała - poleciłem jej. Starałem się zachowywać trzeźwość umysłu, co o tej porze, wyrwanym z lekkiego, bo lekkiego snu, nie było takie znów proste. Liczyłem na wyrozumiałość.
Zawahałem się słysząc jej propozycję zostania. Chyba nie wypadało, z drugiej strony nie chciałem, by się wciąż bała. Westchnąłem, ale uśmiech i tak zagościł na mojej twarzy. Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego rogu.
- Planowałem. Śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. Na szczęście możemy je zjeść na obiad, nikt się nie dowie - odpowiedziałem, niby poważnie, ale słychać było w moim głosie rozbawienie. - Kładź się. Jak chcesz mogę ci opowiedzieć jedną z moich oceanicznych przygód - dodałem, poklepując materac. Możliwe, że mogłaby nie dostrzec mojego kiwnięcia głową w kierunku poduszek, wolałem mieć pewność, że zostałem zrozumiany.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Do rana najprawdopodobniej pozostało zaledwie parę godzin. Mogło być około piątej w nocy, ale z racji tego, że zaczął się listopad, słońce wschodziło później niż miało to miejsce latem. Lyra ostatnimi czasy często budziła się nocami, a siadanie na parapecie i uchylanie okna, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, niemal stawało się jej codziennym rytuałem. Choć zimą pewnie będzie musiała tego zaprzestać, więc trudniej będzie się uwolnić od tej iluzji duszenia się stęchłym, wilgotnym powietrzem.
Przez chwilę stała tak i wpatrywała się w narzeczonego w ciemności. Wyraźnie czuła jego niepokój i troskę. Mimo układu, w jakich uwikłały jej rodziny, nadal wydawał się być dla niej przyjazną duszą. Może nawet jeszcze bardziej czuł się w obowiązku o nią troszczyć? Kiedy tak kazał jej się owinąć pościelą, brzmiał niczym jej starszy brat.
Usiadła na łóżku.
- Dobrze. Tak zrobię. Dziękuję za troskę – zgodziła się. – Och, tak nie lubię tych snów. Mogłyby wreszcie dać mi spokój.
Położyła się i wsunęła pod kołdrę, wciąż jeszcze ciepłą. Brzeg łóżka ugiął się lekko, kiedy Glaucus usiadł obok niej. Lyra powoli, ostrożnie wyciągnęła do niego rękę i znowu zacisnęła ją na jego dłoni. W ciemności na szczęście nie mógł dostrzec jej siniaków, więc nie musiała się martwić nerwowym poprawianiem rękawów. Chciała po prostu czuć, że nie jest sama. To zawsze w pewnym sensie pomagało, choć w domu nigdy nie miała serca prosić Garretta o zostawanie z nią, skoro i bez tego miał tak mało czasu na sen, bo rano wzywały go kolejne zawodowe obowiązki.
Miała zamiar poprosić go, żeby przed odejściem opowiedział jej którąś ze swoich historii, by przed zaśnięciem mogła się wyciszyć i skupić na czymś innym, ale mężczyzna sam wysnuł taką propozycję. Czyżby w jakiś dziwny sposób wyczuł, że tego potrzebowała? Choć prawdopodobnie tego nie widział, na jej bladej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Opowiedz mi o czymś. Bardzo chętnie tego posłucham – poprosiła, wdzięczna za jego propozycję, zwiastującą, że jej własna, z pewnością nie tak przyjemna opowieść odwlecze się do rana, co w tym momencie ją cieszyło. O wiele bardziej wolała posłuchać o przygodach Glaucusa, o których zaczął mówić już na balu, ale później, z racji wspólnych tańców oraz rozmów z innymi uczestnikami zabawy, nie dokończył. Lubiła historie jego dawnych podróży i przygód. Czy mógł być ciekawszy materiał na opowieści na dobranoc? Czekała więc na słowa, które za chwilę popłyną z jego ust, przenosząc ją do niesamowitej krainy i ukajając wewnętrzne niepokoje.
Przez chwilę stała tak i wpatrywała się w narzeczonego w ciemności. Wyraźnie czuła jego niepokój i troskę. Mimo układu, w jakich uwikłały jej rodziny, nadal wydawał się być dla niej przyjazną duszą. Może nawet jeszcze bardziej czuł się w obowiązku o nią troszczyć? Kiedy tak kazał jej się owinąć pościelą, brzmiał niczym jej starszy brat.
Usiadła na łóżku.
- Dobrze. Tak zrobię. Dziękuję za troskę – zgodziła się. – Och, tak nie lubię tych snów. Mogłyby wreszcie dać mi spokój.
Położyła się i wsunęła pod kołdrę, wciąż jeszcze ciepłą. Brzeg łóżka ugiął się lekko, kiedy Glaucus usiadł obok niej. Lyra powoli, ostrożnie wyciągnęła do niego rękę i znowu zacisnęła ją na jego dłoni. W ciemności na szczęście nie mógł dostrzec jej siniaków, więc nie musiała się martwić nerwowym poprawianiem rękawów. Chciała po prostu czuć, że nie jest sama. To zawsze w pewnym sensie pomagało, choć w domu nigdy nie miała serca prosić Garretta o zostawanie z nią, skoro i bez tego miał tak mało czasu na sen, bo rano wzywały go kolejne zawodowe obowiązki.
Miała zamiar poprosić go, żeby przed odejściem opowiedział jej którąś ze swoich historii, by przed zaśnięciem mogła się wyciszyć i skupić na czymś innym, ale mężczyzna sam wysnuł taką propozycję. Czyżby w jakiś dziwny sposób wyczuł, że tego potrzebowała? Choć prawdopodobnie tego nie widział, na jej bladej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Opowiedz mi o czymś. Bardzo chętnie tego posłucham – poprosiła, wdzięczna za jego propozycję, zwiastującą, że jej własna, z pewnością nie tak przyjemna opowieść odwlecze się do rana, co w tym momencie ją cieszyło. O wiele bardziej wolała posłuchać o przygodach Glaucusa, o których zaczął mówić już na balu, ale później, z racji wspólnych tańców oraz rozmów z innymi uczestnikami zabawy, nie dokończył. Lubiła historie jego dawnych podróży i przygód. Czy mógł być ciekawszy materiał na opowieści na dobranoc? Czekała więc na słowa, które za chwilę popłyną z jego ust, przenosząc ją do niesamowitej krainy i ukajając wewnętrzne niepokoje.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie uważałem, żebyśmy robili coś złego. Mimo to nie opuszczało mnie odczucie dyskomfortu. Absolutnie nie miałem także nic do Lyry, tylko zdążyłem odczuć, że prawdopodobnie nasze relacje ulegają zmianie. Spędzamy ze sobą coraz więcej czasu, a pomiędzy nami pojawia się coraz więcej bliskości, nawet jeżeli wszystkie te gesty są czysto przyjacielskie, to wciąż były czymś, co przełamuje pewne bariery dystansowe. Nie miałem tego nikomu za złe, nie przeszkadzało mi to, ale jednocześnie czułem się dziwnie z tymi wnioskami. Zwłaszcza, że uświadomiłem sobie, że tak naprawdę żadna kobieta (oprócz matki i sióstr, rzecz jasna) nie była nigdy w moim mieszkaniu. Zwłaszcza w nocy. Te dziwaczne spostrzeżenia namnażały się wprawiając mnie w lekkie zakłopotanie; na szczęście niedostrzegalne w ciemnej poświacie nocy. Jak zwykle mówiłem głupoty, jak zwykle udawałem, że nic mnie nie obchodzi, ale od środka zżerała mnie niepewność.
Dzięki niej postanowiłem nie zadawać pytań o treść lub powód koszmarów; nie pamiętam, żebym kiedykolwiek krzyczał przez sen, ale kto wie? Rezydencja Traversów była ogromna, a tutaj nie miał kto mi tego uświadomić, dlatego wszystko było możliwe. Nie chciałem natomiast jej dodatkowo denerwować, niech zaśnie spokojnie aż nastanie ranek, tak będzie najlepiej.
- Może pomógłby łapacz snów? Pewna stara szamanka jak byłem w Ameryce opowiadała, że zatrzymuje złe sny, może warto spróbować - zaproponowałem. Sam nie byłem szczególnie przekonany do mądrości ludowych, ale teraz nie można być niczego pewnym. Nie wszystkie wymysły starszych pokoleń były absurdalne.
Starałem się nie myśleć o dłoni Lyry; ścisnąłem ją lekko skupiając się jednak na opowieści.
- Raz wpłynęliśmy na wody, o których nie wiedzieliśmy, że zamieszkują je syreny. Tak nas omamiły swoim śpiewem, że niemal wylądowaliśmy statkiem na kamieniach. Uratowała nas wtedy uporczywa mewa, która chciała zadziobać sternika, a on w akcie paniki zaczął machać rękoma tak, że przesunął ster, a my ominęliśmy przeszkodę. Teraz wydaje się to zabawne, ale wtedy było dramatycznie. To nas w każdym razie na chwilę otrzeźwiło i rzuciliśmy zaklęcie wygłuszające. Od tamtej pory zawsze przed wypłynięciem je rzucamy, tak na wszelki wypadek - opowiadałem, choć starałem się być bardziej szczegółowy. I nie zanudzający, chociaż to akurat byłoby dobre, bo Lyra zasnęłaby w mgnieniu oka.
Dzięki niej postanowiłem nie zadawać pytań o treść lub powód koszmarów; nie pamiętam, żebym kiedykolwiek krzyczał przez sen, ale kto wie? Rezydencja Traversów była ogromna, a tutaj nie miał kto mi tego uświadomić, dlatego wszystko było możliwe. Nie chciałem natomiast jej dodatkowo denerwować, niech zaśnie spokojnie aż nastanie ranek, tak będzie najlepiej.
- Może pomógłby łapacz snów? Pewna stara szamanka jak byłem w Ameryce opowiadała, że zatrzymuje złe sny, może warto spróbować - zaproponowałem. Sam nie byłem szczególnie przekonany do mądrości ludowych, ale teraz nie można być niczego pewnym. Nie wszystkie wymysły starszych pokoleń były absurdalne.
Starałem się nie myśleć o dłoni Lyry; ścisnąłem ją lekko skupiając się jednak na opowieści.
- Raz wpłynęliśmy na wody, o których nie wiedzieliśmy, że zamieszkują je syreny. Tak nas omamiły swoim śpiewem, że niemal wylądowaliśmy statkiem na kamieniach. Uratowała nas wtedy uporczywa mewa, która chciała zadziobać sternika, a on w akcie paniki zaczął machać rękoma tak, że przesunął ster, a my ominęliśmy przeszkodę. Teraz wydaje się to zabawne, ale wtedy było dramatycznie. To nas w każdym razie na chwilę otrzeźwiło i rzuciliśmy zaklęcie wygłuszające. Od tamtej pory zawsze przed wypłynięciem je rzucamy, tak na wszelki wypadek - opowiadałem, choć starałem się być bardziej szczegółowy. I nie zanudzający, chociaż to akurat byłoby dobre, bo Lyra zasnęłaby w mgnieniu oka.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Początkowo również towarzyszył jej dyskomfort, jednak ciągle była wystraszona, zaniepokojona i rozespana, więc niektóre jej zachowania były dosyć irracjonalne. Chciała po prostu czuć, że nie jest osamotniona i właśnie z taką świadomością zasnąć. A Glaucus mimo wszystko był właśnie taką osobą, przy której czuła się bezpieczniej.
Czy działo się pomiędzy nimi coś więcej? Choć nie była tego w pełni świadoma, nie dało się nie zauważyć, że faktycznie spędzali ze sobą więcej czasu i wiele jeszcze spędzą, skoro wręcz wypadało, by w towarzystwie pokazywali się razem. Zmiana ich relacji wydawała się niemalże nieuchronna, nawet jeśli to nadal była tylko przyjaźń. O ile jednak na samym początku, po zaręczynach, ją to przerażało, teraz zaczynała się cieszyć, że między nimi tak dobrze się układało.
- Chyba spróbowałabym różnych rzeczy, żeby tylko to się skończyło – powiedziała cicho, po raz kolejny czując podziw, ile Glaucus wiedział o nawet tak odległych miejscach i panujących tam zwyczajach. – Cokolwiek to jest, brzmi całkiem zachęcająco.
Chwilę później mężczyzna zaczął swoją opowieść. Lyra leżała spokojnie pod kołdrą i słuchała jego słów. Początkowo wpatrywała się spod półprzymkniętych powiek w zarys jego sylwetki, lepiej widoczny dzięki temu że niebo zaczynało nieznacznie jaśnieć, ale później jej oczy znowu się zamknęły, a wyobraźnia przeniosła ją do miejsca, o którym opowiadał mężczyzna. Wyobrażała sobie, że sama również znajduje się na kołysanym falami statku zmierzającym prosto w stronę wystających z morza skał, na których przycupnęły syreny o lśniących, pokrytych łuską ogonach, wabiące swym śpiewem podatnych na ich urok wędrowców...
- To brzmi tak niesamowicie... – wymamrotała jeszcze, coraz bardziej senna i coraz mniej kontaktująca z rzeczywistością. Było kwestią zaledwie kilku minut, aż rzeczywiście usnęła, ukołysana nie falami, a piękną opowieścią narzeczonego.
Już nawet nie usłyszała, kiedy skończył mówić. Obudziła się dopiero rano, gdy przez okno wlewało się do pokoju mdłe światło słabego listopadowego słońca. Poruszyła się w pościeli, otwierając oczy. Tym razem nie miała już żadnych koszmarów, więc obudziła się dużo bardziej wypoczęta i znacznie szybciej uświadomiła sobie to, gdzie się znajdowała.
- Glaucusie? – zawołała cichutko, wstając z łóżka, jednak nie była pewna, czy narzeczony czasem jeszcze nie spał. W końcu zabrała mu sporo cennego snu, budząc go w nocy a potem prosząc, żeby jej coś opowiedział.
Czy działo się pomiędzy nimi coś więcej? Choć nie była tego w pełni świadoma, nie dało się nie zauważyć, że faktycznie spędzali ze sobą więcej czasu i wiele jeszcze spędzą, skoro wręcz wypadało, by w towarzystwie pokazywali się razem. Zmiana ich relacji wydawała się niemalże nieuchronna, nawet jeśli to nadal była tylko przyjaźń. O ile jednak na samym początku, po zaręczynach, ją to przerażało, teraz zaczynała się cieszyć, że między nimi tak dobrze się układało.
- Chyba spróbowałabym różnych rzeczy, żeby tylko to się skończyło – powiedziała cicho, po raz kolejny czując podziw, ile Glaucus wiedział o nawet tak odległych miejscach i panujących tam zwyczajach. – Cokolwiek to jest, brzmi całkiem zachęcająco.
Chwilę później mężczyzna zaczął swoją opowieść. Lyra leżała spokojnie pod kołdrą i słuchała jego słów. Początkowo wpatrywała się spod półprzymkniętych powiek w zarys jego sylwetki, lepiej widoczny dzięki temu że niebo zaczynało nieznacznie jaśnieć, ale później jej oczy znowu się zamknęły, a wyobraźnia przeniosła ją do miejsca, o którym opowiadał mężczyzna. Wyobrażała sobie, że sama również znajduje się na kołysanym falami statku zmierzającym prosto w stronę wystających z morza skał, na których przycupnęły syreny o lśniących, pokrytych łuską ogonach, wabiące swym śpiewem podatnych na ich urok wędrowców...
- To brzmi tak niesamowicie... – wymamrotała jeszcze, coraz bardziej senna i coraz mniej kontaktująca z rzeczywistością. Było kwestią zaledwie kilku minut, aż rzeczywiście usnęła, ukołysana nie falami, a piękną opowieścią narzeczonego.
Już nawet nie usłyszała, kiedy skończył mówić. Obudziła się dopiero rano, gdy przez okno wlewało się do pokoju mdłe światło słabego listopadowego słońca. Poruszyła się w pościeli, otwierając oczy. Tym razem nie miała już żadnych koszmarów, więc obudziła się dużo bardziej wypoczęta i znacznie szybciej uświadomiła sobie to, gdzie się znajdowała.
- Glaucusie? – zawołała cichutko, wstając z łóżka, jednak nie była pewna, czy narzeczony czasem jeszcze nie spał. W końcu zabrała mu sporo cennego snu, budząc go w nocy a potem prosząc, żeby jej coś opowiedział.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Żeby tylko to się skończyło rozbrzmiewało mi w głowie. To by oznaczało, że częstotliwość koszmarów, w rezultacie których Lyrze zdarza się krzyczeć, jest większa niż przypuszczałem. Nie powiedziałem nic na ten temat, a z moich ust wydobyło się jedynie ciche westchnięcie. Nie wiem czy nie powinienem porozmawiać o tym z jej bratem, ale z drugiej strony chyba nie byłby to najlepszy pomysł. Sam nie wiedziałem co zrobić z tym wszystkim co jej dotyczy. Znów cała masa niedopowiedzeń, ukrytych spraw, do których nie mam dostępu; kto wie, co się za tym kryje. Nie skomentowałem jej słów w żaden sposób nie chcąc wywoływać niepotrzebnej paniki. Plan był taki, że rudzielec sobie teraz słodko zaśnie pod wpływem moich niesamowicie fascynujących opowieści, bym potem i ja mógł ułożyć głowę na poduszce i słodko zasnąć. Miałem nadzieję, że niepotrzebne myśli nie zaśmiecą mi głowy dzięki czemu sen nadejdzie szybko.
- Postaram się go zdobyć w takim razie - oznajmiłem jeszcze przed snuciem dawnej historii z żeglarskiego życia. Widocznie miała ona wielką moc, skoro niedługo potem uścisk na mej dłoni zelżał całkowicie, a Weasley ostatecznie zasnęła. Uśmiechnąłem się lekko, by chwilę później wstać z łóżka i po cichu opuścić swoją sypialnię. Udałem się ponownie dla części dla gości i ułożyłem na kanapie. Sen nie przyszedł szybko z powodu zalewającego umysł potoku pytań pozostających bez odpowiedzi; szczęśliwie zmęczenie ostatecznie wygrało.
Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się dość wcześnie, nie czując się w dodatku specjalnie niewyspanym. Przetarłem oczy orientując się w tym momencie, że nie spałem w swoim własnym łóżku. Zebrałem się po szybki prysznic; ubrawszy się wyszedłem na moment na zakupy. Wróciłem z paroma rzeczami, które były niezbędne do przygotowania iście królewskiego śniadania. Pewnie powinienem być zmartwiony tym, że mogę nie wstrzelić się z nim czasowo, ale na szczęście magia znała sposób na tak niepożądane sytuacje. Dlatego też nie przejmowałem się niczym, pracując niestrudzenie, aż Lyra wstała.
- Jestem w kuchni - powiedziałem głośniej, żeby mnie usłyszała. Powinna zresztą, chyba nie należę do najcichszych osób, a i zapachy były zniewalające, jestem pewien!
- Postaram się go zdobyć w takim razie - oznajmiłem jeszcze przed snuciem dawnej historii z żeglarskiego życia. Widocznie miała ona wielką moc, skoro niedługo potem uścisk na mej dłoni zelżał całkowicie, a Weasley ostatecznie zasnęła. Uśmiechnąłem się lekko, by chwilę później wstać z łóżka i po cichu opuścić swoją sypialnię. Udałem się ponownie dla części dla gości i ułożyłem na kanapie. Sen nie przyszedł szybko z powodu zalewającego umysł potoku pytań pozostających bez odpowiedzi; szczęśliwie zmęczenie ostatecznie wygrało.
Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się dość wcześnie, nie czując się w dodatku specjalnie niewyspanym. Przetarłem oczy orientując się w tym momencie, że nie spałem w swoim własnym łóżku. Zebrałem się po szybki prysznic; ubrawszy się wyszedłem na moment na zakupy. Wróciłem z paroma rzeczami, które były niezbędne do przygotowania iście królewskiego śniadania. Pewnie powinienem być zmartwiony tym, że mogę nie wstrzelić się z nim czasowo, ale na szczęście magia znała sposób na tak niepożądane sytuacje. Dlatego też nie przejmowałem się niczym, pracując niestrudzenie, aż Lyra wstała.
- Jestem w kuchni - powiedziałem głośniej, żeby mnie usłyszała. Powinna zresztą, chyba nie należę do najcichszych osób, a i zapachy były zniewalające, jestem pewien!
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niestety, od lipca te sny przytrafiały się nadzwyczaj często, z biegiem czasu po prostu dochodziły do nich kolejne elementy. Garrett i bez tego miał zbyt wiele powodów do zmartwień, więc Lyra miała nadzieję, że Glaucus mu niczego nie powie, ani o tym, ani o jej omdleniu po balu. Swoją drogą, to Lyra nawet nie wiedziała, jakie relacje istnieją pomiędzy jej bratem a narzeczonym, bo po zaręczynach chyba nie było żadnej okazji, żeby mogła ich zobaczyć rozmawiających ze sobą.
Obudziwszy się, jeszcze przez chwilę siedziała na łóżku. Zwykle zapewne sypiał w nim Glaucus, dziś to jej przypadło spędzić w nim noc. Wciąż czuła się nieco dziwnie w kontakcie z tak osobistym przedmiotem narzeczonego oraz tym, że była to jej pierwsza noc u kogoś spoza rodziny. Po chwili jednak, słysząc jego głos, zdecydowała się wstać, po czym sięgnęła po swoją sukienkę i przebrała się, koszulę z powrotem transmutując w chusteczkę, z której ją wyczarowała.
Opuściła sypialnię i skierowała kroki do kuchni. Nie było trudno ją znaleźć; mieszkanie, choć większe od tego należącego do Garretta, nie było wielkie, w dodatku wystarczyło iść za zapachem przygotowywanego jedzenia i odgłosami kuchennej krzątaniny. Od razu poczuła głód.
- Ale tu pięknie pachnie! – powiedziała, siadając przy stoliku. – Jestem taka głodna, więc już nie mogę się doczekać śniadania. Co przygotowałeś?
Obserwowanie go przy pichceniu było o tyle zaskakujące, że rzadko który czarodziej ze szlachetnego rodu samodzielnie zajmował się takimi prozaicznymi czynnościami, woląc je zlecić służbie lub skrzatom domowym. No chyba, że ktoś był tak biedny, jak Weasleyowie. Ale z racji tego, że sama była taką właśnie biedną Weasleyówną, to spodobał jej się ten widok i świadomość, że Glaucus potrafił gotować.
Przez chwilę siedziała w ciszy, ale po chwili nagle znowu się odezwała.
- Mam nadzieję, że dobrze spałeś? – zapytała, nie przestając mu się przyglądać, zafascynowana poszczególnymi czynnościami, które wykonywał, mimo że przecież były tak zwyczajne i codzienne. – Ja... spędziłam resztę nocy spokojnie, więc jeszcze raz muszę ci podziękować za opowieść... I za to, że zostałeś.
Uśmiechnęła się do niego lekko, pocierając dłonią rumieniący się policzek. Spodziewała się, że teraz, skoro już nastał ranek, będzie musiała rozjaśnić kilka wątpliwości, które mogły nurtować jej narzeczonego.
Obudziwszy się, jeszcze przez chwilę siedziała na łóżku. Zwykle zapewne sypiał w nim Glaucus, dziś to jej przypadło spędzić w nim noc. Wciąż czuła się nieco dziwnie w kontakcie z tak osobistym przedmiotem narzeczonego oraz tym, że była to jej pierwsza noc u kogoś spoza rodziny. Po chwili jednak, słysząc jego głos, zdecydowała się wstać, po czym sięgnęła po swoją sukienkę i przebrała się, koszulę z powrotem transmutując w chusteczkę, z której ją wyczarowała.
Opuściła sypialnię i skierowała kroki do kuchni. Nie było trudno ją znaleźć; mieszkanie, choć większe od tego należącego do Garretta, nie było wielkie, w dodatku wystarczyło iść za zapachem przygotowywanego jedzenia i odgłosami kuchennej krzątaniny. Od razu poczuła głód.
- Ale tu pięknie pachnie! – powiedziała, siadając przy stoliku. – Jestem taka głodna, więc już nie mogę się doczekać śniadania. Co przygotowałeś?
Obserwowanie go przy pichceniu było o tyle zaskakujące, że rzadko który czarodziej ze szlachetnego rodu samodzielnie zajmował się takimi prozaicznymi czynnościami, woląc je zlecić służbie lub skrzatom domowym. No chyba, że ktoś był tak biedny, jak Weasleyowie. Ale z racji tego, że sama była taką właśnie biedną Weasleyówną, to spodobał jej się ten widok i świadomość, że Glaucus potrafił gotować.
Przez chwilę siedziała w ciszy, ale po chwili nagle znowu się odezwała.
- Mam nadzieję, że dobrze spałeś? – zapytała, nie przestając mu się przyglądać, zafascynowana poszczególnymi czynnościami, które wykonywał, mimo że przecież były tak zwyczajne i codzienne. – Ja... spędziłam resztę nocy spokojnie, więc jeszcze raz muszę ci podziękować za opowieść... I za to, że zostałeś.
Uśmiechnęła się do niego lekko, pocierając dłonią rumieniący się policzek. Spodziewała się, że teraz, skoro już nastał ranek, będzie musiała rozjaśnić kilka wątpliwości, które mogły nurtować jej narzeczonego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Salon
Szybka odpowiedź