Wydarzenia


Ekipa forum
Royal Opera House
AutorWiadomość
Royal Opera House [odnośnik]10.03.12 22:22
First topic message reminder :

Royal Opera House

★★★★
Royal Opera House to jeden z najważniejszych gmachów operowych w Londynie, znajdujący się w centralnej części miasta – w dzielnicy Covent Garden. Stanowi siedzibę Opery Królewskiej i Królewskiego Baletu. Pierwszy budynek teatru został otwarty w pierwszej połowie osiemnastego wieku, gdy wystawiono komedię autorstwa Williama Congreve'a – "The way of the world". Powstał on wówczas przy placu Covent Garden, który bierze swą nazwę od ogrodu klasztoru benedyktynów westminsterskich. Niegdyś mieścił się tu najważniejszy londyński targ kwiatów, owoców i warzyw. Na przestrzeni lat wystawiano tutaj opery, pantomimy, sztuki teatralne.
Zbudowany jest w stylu klasycystycznym oraz w typowym stylu teatru dworskiego. Do dziś Opera Królewska należy do najpiękniejszych i najznakomitszych budynków operowych świata, gdyż od początku istnienia teatr ściąga tłumy widzów z różnych krajów. Na scenie występowały największe gwiazdy opery i baletu, ale nie mniej ważny jest utalentowany zespół techników, projektantów i producentów, odpowiedzialnych za przygotowanie każdego przedstawienia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Royal Opera House - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Royal Opera House [odnośnik]29.12.20 20:37
Przyzwyczajone do ciemności oczy nie były gotowe na tak gwałtowne zmierzenie się ze światłem, dlatego w zupełnie mimowolnym odruchu najpierw odwróciła głowę a dopiero potem w ogóle zwróciła uwagę na to, że po raz kolejny w ciągu tego popołudnia na coś upada. Oczywiście zdecydowanie bardziej wolałaby upaść na miękką sofę w rodzinnej posiadłości niż pomiędzy zakurzone kostiumy, lecz dalszym ciągu uznawała to za miłą alternatywę – była niemal pewna, że wcześniejsze upadki na kamienne posadzki nie pozostaną bez wpływu na jej obolałe ciało. Wnet zwróciła uwagę na kobiecy krzyk, który rozpoznała dopiero po chwili i nie zdołała powstrzymać wyrywającego się z jej nosa ciężkiego, głośnego westchnienia. Doprawy w dniu dzisiejszym miała niezwykłe szczęście – nie licząc czkawki, która sama w sobie była utrapieniem i czarownica znała przypadki targanych nią czarodziejów jedynie z legend, za drugie uznawała natrafienie na małżeństwo Rosierów, co prawda osobno, ale jednak nie była szczególnie dobrze nastawiona do tej rozmowy po jej poprzedniczce. Czy uznawała to za dziwny zbieg okoliczności? Nie miała chyba wyjścia. Tak jak i nie miała wyjścia z tej absurdalnej sytuacji: może lady Evandra miała okazać się jej doraźną pomocą?
Nie, raczej nie – odparła wreszcie, gdy tylko wzrok przyzwyczaił się do światła a ona odzyskała zdolność do podejmowania jakichkolwiek działań. Wyswobodziła się ostrożnie z objęć ubrań zawieszonych na wieszakach, upewniając się, że jej własne było niepodarte a kiedy stanęła na równe nogi, wygładziła materiał wielobarwnej sukni ruchem dłoni.
Mam w dniu dzisiejszym okropnego pecha – westchnęła; mimo wszystko jasnowłosa czarownica zasługiwała na wyjaśnienia, o które zapewne zamierzała poprosić – zmagam się z czkawką teleportacyjną, straszna przypadłość; nawet nie wiem w jaki sposób ją zwalczyć ani nie jestem pewna gdzie teraz jestem – zawodziła kręcąc przy tym głową, a raczej puszczonymi luźno poskręcanymi włosami. Z jedyną czkawką z jaką miała do czynienia była ta zwykła, niegroźna, ale równie męcząca, która dopadła ją podczas występu w operze. W porównaniu jednak z tą, w tamtym przypadku nie musiała martwić się nagłym przeskakiwaniem pomiędzy różnymi miejscami na świecie i tym, na co mogła się natknąć, a co najwyżej bólem brzucha i narobieniem wstydu rodzinie głośnym czkaniem podczas śpiewu debiutantki. – Mam szczerą nadzieję, że nie znajduję się w twojej garderobie, Evandro – szybko powróciła myślami do stojącej przed nią półwili, z którą dotychczas nie miała zbyt wielu okazji do rozmowy a więc i nie mogła szczególnie wyrobić sobie na jej temat opinii. Ale wiedziała, że jej duma nie zniosłaby informacji o włamaniu do garderoby damy.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Royal Opera House [odnośnik]02.01.21 9:38
Nie spodziewała się tych dzisiejszych rewelacji, choć musiała przyznać, że odetchnęła z ulgą w chwili, gdy panna Shacklebolt nie odniosła żadnego fizycznego urazu, bo o dumie lepiej by nie wspominać. Evandra uznała, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by nie pogłębiać zakłopotania niewiele młodszej od niej szlachcianki.
- Najważniejsze, że jesteś w jednym kawałku - starała się ją uspokoić bladym uśmiechem. - Jesteśmy w centrum Londynu, w Royal Opera House. Odnaleźć się w mojej garderobie  to też nie lada wyzwanie, nikomu nie życzę zapuszczenia się tam bez pomocy przewodnika. - Z żartobliwym tonem i puszczonym oczkiem zgrabnie ominęła powód swojej wizyty, oszczędzając jej informacji, że przybyła tu z niezapowiedzianą wizytą, wszak nie było to dobrze odbierane w szerszym towarzystwie. Evandra zamknęła za nimi drzwi do garderoby, zostawiając kostiumy w nieładzie, jako że to służba powinna się nimi zająć. W jej własnych komnatach każdy element ma swoje miejsce, na które sam magicznie wraca, gdy zostanie odrzucony w trakcie szalenie trudnego procesu doboru stylizacji.
- Na pewno wszystko w porządku, może potrzebujesz orzeźwienia? Wody, świeżego powietrza? Pozwól, że cię zaprowadzę - zaproponowała niezależnie od opcji, jaką wybrała Safia. Jej spacer po korytarzach opery trwał zaledwie kilka minut, ale wiedziała już którędy do wyjścia czy kawiarni. Momentalnie obudziła się w niej opiekuńczość i chęć niesienia pomocy, którą starała się zawoalować własne zagubienie oraz poczucie bezsilności. - Słyszałam o przypadkach czkawki teleportacyjnej, lecz do tej pory nie widziałam jej na własne oczy. - Przez moment przyglądała się jej badawczo, chcąc mieć pewność, że uspokajające słowa Safii w kwestii jej stanu pokrywają się ze stanem rzeczywistym, ale jako że nie znała się ani na anatomii, ani tym bardziej na magomedycynie, więc pozostało jej uwierzyć na słowo. - To niesamowite, że magia wciąż lubi nas tak zaskakiwać, prawda? Czasem zastanawiam się ile pozostało nam wciąż do odkrycia, ile tajemnic, niespisanych teorii, zawiłości - mówiła podekscytowanym tonem, jakby już zdążyła zapomnieć o okolicznościach ich spotkania. A może to tylko część taktyki, by odwrócić uwagę Safii od wszelkich nieprzyjemności.
Poprowadziła ją korytarzem, zupełnie ignorując fakt, iż wcale nie powinno ich tu być. Dwie błąkające się po terenie opery szlachcianki, wywodzące się ze sceptycznych-względem-siebie rodów, mogłyby stać się powodem do licznych plotek. ”Potajemne spotkania w podejrzanym celu!”, “Szlachta nadużywa swej władzy, by wtargnąć na teren opery!”, a może jednak ”Lady Rosier ratuje damę w potrzebie”? Cokolwiek by to nie było Evandra nie chciała ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi, lecz już w drodze do głównego holu minęły kilku tutejszych pracowników, którym to posyłała uprzejme uśmiechy, bardzo subtelnie radzące im, by wrócili do swoich zajęć.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Royal Opera House [odnośnik]10.01.21 16:42
Z uprzejmym uśmiechem puściła uwagę Evandry mimo uszu, uznając, że wcześniej prawie zginęła na oczach męża lady, z kolei na wieść o lokalizacji, w której aktualnie się znajdowała, nie odpowiedziała niczym więcej jak rozejrzeniem się ponownie dookoła i głębokim oddechem na kształt ulgi. To wiele wyjaśniało; dopiero teraz dostrzegła artystyczne stroje, zupełnie nieodpowiadające strojom, w których widywała brytyjską arystokrację na co dzień, specyficzne materiały, z jakich one były wykonane a nawet rekwizyty, których najmniej się tutaj spodziewała. Chociaż nie była szczególnie wielką zwolenniczką opery, zawsze sądziła, że rekwizyty i elementy scenografii znajdywały się raczej gdzieś w piwnicach, niż rzucone razem na jeden wielki stos z ubraniami artystów. Spodziewała się mimo wszystko większej dozy szacunku wobec tych, którzy zabawiali wysoko postawionych gości, tymczasem musiała zweryfikować swoje podejrzenia. Tym, co się nie zmieniło, było podejście do opery – mogła wprawdzie uwierzyć w celowość losu, który jednak skierował ją tutaj, ale póki co nie miała czasu na takie rozważania.
Evandro, słyszałaś może o sposobie zwalczenia czkawki? – spytała z nadzieją i nie protestowała, kiedy filigranowa blondynka, okrutnie z nią kontrastująca, skierowała je w kierunku wyjścia. Nie sądziła, że ani woda ani świeże powietrze pomogą w tej uciążliwej dolegliwości, ale chciała jak najszybciej wydostać się z ciasnej garderoby. – Wiem, że takiespotkanie i tłumaczenie za pierwszym razem są nieprzekonujące; rozumiem twoje zaskoczenie – przyznała, wyłapując bez trudu kryjące się pomiędzy wierszami niedowierzanie, bo sama przecież miała problem z uwierzeniem Steffenowi wpadającemu do jej posiadłości jakiś czas temu. Jeszcze przed około dwoma miesiącami wychodziła z założenia, że czkawka teleportacyjna stanowiła legendę, swoisty straszak na niegrzeczne dzieci, tymczasem nie dość, że widziała osobę miotaną czkawką, tak teraz sama niestety nią była. Ironia losu. Albo niezwykły pech.
Była jednak wdzięczna lady za to, że mimo wszystko zadecydowała się pomóc i wywarła na niej pozytywne pierwsze wrażenie, chociaż raczej nastawiała się na coś odwrotnego, zupełnie w tej chwili nie zważając na to, że ktokolwiek może je zobaczyć. Zdecydowanie większym problemem była świadomość, że lada moment mogła zniknąć i wylądować na bezludnej wyspie, z której już jej nikt nie uratuje od plotek, które urozmaicały życie w takich czasach.
Myślę, że jeszcze sporo przed nami; wydaje mi się, że wiele magicznych dziedzin się w dalszym ciągu rozwija, chociaż nie mówi się o tym głośno – sama próbowała z doborem różnych ingrediencji do talizmanów, z kolei inni alchemicy prowadzili badania naukowe... o tym po prostu się nie mówiło. W końcu rozwój nauk magicznych nie był tak interesujący dla wielu osób. – Cechą ludzkości jest przede wszystkim ciekawość, nie sądzisz?



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Royal Opera House [odnośnik]11.01.21 9:56
Poprowadziła ją drogą, jaką sama pokonała, by się tu znaleźć. Wzdłuż jednej ze ścian korytarza stały przykryte cienką płachtą rzędy ustawionych na sobie krzeseł, linoleum na podłodze nie dawało wrażenia przepychu, jaki towarzyszył gościom opery w momencie standardowej wizyty, nie niosło echem stukotu obcasów, pozostawiając je we względnej ciszy. Zaplecza takich przybytków miały swój własny, niepowtarzalny klimat, który można było znienawidzić za surowość i chaos, lub pokochać za uchylenie drzwi do nowego, zakulisowego świata, jakże różnego od magii dziejącej się na scenie.
- Niestety nie. - Pokręciła głową na zadane pytanie, zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu. Uraz teleportacyjny, mimo swego mistycznego pochodzenia, wydawał się być logicznym wyjaśnieniem obecności panny Shacklebolt w tym miejscu. Oszustwo nawet nie przyszło jej na myśl, nie zwątpiła w ani jedno słowo Safii. - Czkawki przechodzą samoistnie, prawda? Te zwykłe przynajmniej… W szpitalu na pewno będą wiedzieć więcej! - starała się ją jakoś pocieszyć i podnieść na duchu. - Możemy się tam udać, tylko... czy to bezpieczne? - Na ile przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego pogłębiało bądź minimalizowało efekt choroby? Czy zawirowania skupiają się wyłącznie wokół osoby ogarniętej czkawką, pozostawiając ją wewnątrz ciała chorego czy też przenosi się na innych, towarzyszących się ludzi? Czy użyczenie dłoni i pomoc w wydostaniu się z garderoby były wystarczające, by niebezpieczne komplikacje miały zaraz ogarnąć kolejną osobę? Na te myśli lady Rosier aż wstrzymała swój oddech i tylko na krótką chwilę wpadła w panikę. W ich świecie legendy lubiły powracać do życia, dając o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie.
Wylądowanie na bezludnej wyspie nie było według Evandry tak straszną wizją - a bynajmniej nie ze względu na brak plotek. Gorsze były tworzące się na skórze plamy od słońca, brak szampana, wygodnego łóżka i towarzystwa, oczywiście, bez którego odeszłaby od zmysłów już pierwszego dnia. Czy w trakcie czkawki mogło dojść do rozszczepienia? Półwila posłała kontrolne spojrzenie lady Shacklebolt, ale ta, prócz oczywistej przypadłości, wydawała się być w porządku.
- Zdecydowanie - przytaknęła od razu. - Istnieje tyle zawiłości znanych wyłącznie w pojedynczych regionach świata, do jakich inni nie mają dostępu. Czysta ciekawość, to ekscytujące pragnienie odkrycia tajemnic, sama myśl o możliwościach, do jakich nie udało nam się wciąż sięgnąć... - To prawda, że rozwój nauki nie należał do tematów, jakie poruszano w kręgach, w jakich bywały szlachcianki, a na pewno Evandra. Na palcach jednej dłoni była w stanie policzyć wszystkich tych, których nie odstraszyła ani nie znudziłaby rozmowa o ciekawostkach transmutacyjnych. - Dlaczego się o tym nie mówi? - spytała zanim zdążyła ugryźć się w język, ale zamiast się wycofać, rozwinęła temat dalej. - Czy nie powinien to być jeden z naszych celów, by prócz obiecującym artystom patronować także badaczom?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Royal Opera House [odnośnik]12.01.21 1:49
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec przed operą list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:



Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Alphard Black – arystokrata i pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Zmarły wskutek działań wojennych, dokładniejsza przyczyna śmierci nieznana.
  • Tatiana Howard – żona i matka, jej ciało zostało znalezione w okolicy Londynu i nosiło na sobie ślady czarnomagicznych tortur.
  • Elizabet Blackwood – mugolska studentka, zamordowana przy próbie ucieczki z miasta. Nim dosięgło ją zaklęcie przynoszące śmierć, została prawdopodobnie wielokrotnie zgwałcona.


Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Royal Opera House - Page 12 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Royal Opera House [odnośnik]19.01.21 10:52
Propozycji Evandry, chociaż niezwykle pomocnej, nie mogła przyjąć. Nie dlatego, że nie chciała i kierowała nią skromność, czy zwątpienie w szczere intencje czarownicy, a dlatego, że nie wiedziała ile czasu zostało przed następną teleportacją. Poza tym trwała wojna i choć od szpitala nie dzieliła ich duża odległość, nie chciała narażać lady–półwili na spacery po ogarniętych konfliktem ulicach, nawet w towarzystwie świty. Wprawdzie tylko głupiec tknąłby żonę nestora, damę z wysoko postawionego rodu, ale czy nie tym byli rebelianci i zwolennicy szlam? W momencie, w którym nie mieli już nic do stracenia i było im wszystko jedno?
To miłe z twojej strony, ale zostańmy tutaj; mam przeczucie, że nie zdążymy dotrzeć do szpitala – powiedziała wprost i uśmiechnęła się mimo wszystko z wdzięcznością do jasnozłotej istoty. Była pod wrażeniem jej delikatności, lecz nie odnajdowała w sobie zazdrości, która nierzadko sączyła się z ust innych kobiet. Zdawała sobie bowiem sprawę, że półwile nie miały w życiu tak łatwo, jak kobiety pozbawione tego genu, a przynajmniej te, które nie urodziły się w szlacheckiej rodzinie – swego czasu zagłębiła się w temat potomkiń z czystej ciekawości. W końcu czarodzieje nie oparli się nawet przed przetworzeniem ich na ingrediencje. – Poradzę sobie, Evandro, bądź spokojna – skłamała jeszcze dla uspokojenia towarzyszki, chociaż sama powoli traciła spokój i nerwy. Miała szczerą nadzieję, że za którymś razem jej potencjał magiczny opadnie i teleportuje ją co najwyżej kilka metrów dalej, najlepiej do szpitala.
Również i Safia nie obracała się najwyraźniej pośród szlachcianek skłonnych do dyskusji na temat nauki, co uważała za znacznie ciekawsze niż snucie intryg i plotek, rozmawianie o sukniach i przyszłych zamążpójściach.
Myślę, że to po prostu nie jest atrakcyjny temat – westchnęła – w końcu mało jest dam, które zajmują się dziedzinami naukowymi, a z pewnością takich, które mają na to zgodę rodziny – nie kryła, że miała niezwykłe szczęście, gdy rodzice pchnęli ją w kierunku alchemii i starożytnych run, i doceniała, że nigdy nie utrudniali jej podążania tą drogą a wręcz przeciwnie, pobudzali ciekawość, podnosili na duchu, kiedy nie potrafiła zrozumieć pewnych zależności. Ale na równi z tym stała usłużność wobec ich decyzji, wychowanie i kobiece powinności. Nie kryła jednak zaskoczenia pytaniem Evandry.
Evandro, przypuszczam, że można patronować badaczom, jeśli użyje się odpowiednich argumentów w rozmowie z mężem, czy ojcem – zasugerowała – rezerwat smoków daje duże możliwości badawcze – nie wiedziała tego, mogła więc co najwyżej zgadywać.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Royal Opera House [odnośnik]22.01.21 8:52
Zwolniła kroku, aż wreszcie przystanęła w miejscu i uniosła wzrok na lady Shacklebolt, której zapewnienia brzmiały całkiem przekonująco, zwłaszcza że Evandra nie zamierzała udawać, że jest specjalistą od czkawki teleportacyjnej. Nie znała myśli Safii i nawet nie wzięła pod uwagę czyhających na ulicach zagrożeń. Poruszała się głównie po niepogrążonych wojną miejscach, czy też celowo ignorowała zniszczenia i brak typowego dla stolicy gwaru?
- W porządku - przytaknęła tylko, nie chcąc naciskać. - Zostanę z tobą tak długo, jak będzie trzeba. - Już chciała zaoferować posłanie sowy do jej bliskich, bo przecież na pewno zamartwiali się jej nagłą niedyspozycją, o ile w ogóle dostrzegli jej zniknięcie. Gdyby ona ucierpiała na tą samą okropną przypadłość, ile czasu zajęłoby, aby Rosierowie się zorientowali? Pałac był ogromny, korytarze często zawiłe, a i nie spędzali wspólnie większości swego czasu, skupieni we własnych obowiązkach. Wzdrygnęła się na samą myśl o samotnej tułaczce, przez co spojrzała na Safię z większym zrozumieniem.
”Można patronować badaczom, jeśli użyje się odpowiednich argumentów w rozmowie z mężem, czy ojcem.” Evandrę przeszedł chłodny dreszcz, który na ułamek sekundy wybił ją z rytmu, a serdeczny uśmiech lekko zbladł. Nie, żeby argumentacja była problemem, wszak miała ich na pęczki, mogąc godzinami opowiadać o własnych pomysłach na badania, jakie mogłyby potencjalnie rozwinąć, a nawet zrewolucjonizować ich świat. Problem polegał na tym, że z dala od ludzi, pozbawiona możliwości dyskusji na tematy inne, niż beznadziejny kolor sukni jednej z dam podczas ostatniej premiery w teatrze, zdążyła zapomnieć o oczywistościach, jakie kierowały ich światem. To przecież naturalne, że kobieta musiała prosić swojego ojca czy męża o pozwolenie na to, by zaangażować się w jakiś projekt. Sama nie posiadała przecież żadnych pieniędzy, rzadko kiedy i prawo głosu. Lady Rosier była w nieco innej sytuacji, jednak w dalszym ciągu nie zdążyła się do niej przyzwyczaić.
- Masz rację, Safio - przytaknęła od razu uprzejmie. - Jeśli chce się zmienić świat, należy zacząć od siebie i kwestii nam najbliższych. - Rezerwat smoków krył w sobie wielki potencjał i tak też Evandra go traktowała. Sama nie miała dotychczas możliwości, by odkryć wszystkie jego tajemnice, ale wizyty zawsze wprawiały ją w dobry nastrój. Bliskość smoków była fascynująca, to prawda, i choć mieszkała pod jednym dachem z kilkoma specjalistami, to wciąż nie miała pewności czy to dobry kierunek, bo w końcu nie chodziło jej tylko o naukę ogólnie, ale i własny pod jej kątem rozwój. - Czy miałaś już okazję odwiedzić rezerwat? Pierwsze spotkanie zawsze zachwyca i zapiera dech. - Anomalia przed rokiem dała im się we znaki, fatalne w skutkach wydarzenia przyciągnęły nad Kent burzowe chmury. Mimo iż udało im się je odegnać, nie wszyscy zdołali pokonać zaistniały w sobie strach; Evandra starała się nie pokazywać, że jest jedną z tych osób.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Royal Opera House [odnośnik]24.01.21 17:48
Nie sądziła, że jej słowa w jakikolwiek sposób zrobią na Evandrze wrażenie, wszak sama nie uważała, by powiedziała coś złego. W swoim prostym rozumowaniu miała na myśli tylko to, że jako damy miały ograniczone pole działania, o wiele bardziej, niż ich mężowie, czy ojcowie, którzy najczęściej spełniali potrzeby swoich żon i córek a przynajmniej zauważyła, że w jej rodzinie nie było z tym problemu. Uczyła się run, uczyła ważenia eliksirów, potrzebowała ingrediencje – dostawała je. Wprawdzie nie wiedziała jak nieuniknione i zbliżające się wielkimi krokami zamążpójście wpłynie na pewne czynności, które wykonywała codziennie, lecz uważała Zacharego za mądrego człowieka. Takiego, który nie zmarnuje talentu alchemicznego swojej żony, jak i wytwarzanych, ochronnych talizmanów. Nieskromnie uważała, że obie te rzeczy były nie tylko potrzebne, ale i z pewnością nie zaliczały się do zwyczajnego widzimisię dla zabicia czasu, choć mogła się mylić – w końcu nie poznała go jeszcze na tyle, żeby móc stwierdzić cokolwiek z całą pewnością.
Evandro, proszę, nie zrozum mnie źle – zaczęła, zauważając lekkie zmieszanie na bladej twarzy czarownicy – uważam jednak, że rezerwat daje dużo możliwości do wyłapywania i wspierania naukowych talentów a ród Rosierów zna się na tym, jak nikt inny... smoki są niezwykle fascynującymi istotami, nawet jeśli tylko się o nich rozmawia – ale równie dobrze mogła się mylić; kto wie, może lord Rosier nie miał zamiaru dzielić się ze swoją małżonką historią smoków i sekretami rezerwatu? Z drugiej strony, nie na Tristanie świat się kończył; jedna z sióstr Rosier, podłóg plotek, wykazywała się niezwykłą wiedzą na temat smoków. – W każdym razie, słyszałam już o zbiórkach charytatywnych dla jednorożców i wpłacaniu datków na opuszczone puszki pigmejskie, które w żaden sposób nie zmieniają świata – na szczęście ani w jedno ani w drugie nie musiała się angażować z czystej grzeczności. Z reguły starała się omijać każdą zbiórkę dla zwykłego spokoju. Kiedy jednak lady Rosier zadała następne pytanie, aż nabrała powietrza głęboko w płuca i zatrzymała je w nich o wiele dłużej, niż to konieczne.
Cóż, miałam okazję; całkiem niedawno i... – nieuchronne czknięcie zbliżało się wielkimi krokami, tym razem właściwie w samą porę. Nie chciała opowiadać o tym, że właściwie z rezerwatu przeniosła się tu, do opery, a tam miała spotkanie oko w oko ze smokiem a potem mężem Evandry, którego uraziła. Kiedy już miała kończyć swoją wypowiedź poczuła ucisk w brzuchu i zniknęła równie szybko, co pojawiła się garderobie, zostawiając za sobie ciche czknięcie.
Hep!

zt



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Royal Opera House [odnośnik]27.01.21 7:33
Rolą szlachetnie urodzonej damy było dobrze wyjść za mąż i być dumą dla swojego rodu. Całe swoje życie przygotowuje się do tej chwili, starając by wyszła bezbłędnie. Idealizowane wizje roztaczane przed oczami wyobraźni młodych panien nie zawsze pokrywały się jednak z rzeczywistością, wprowadzając zbędny zamęt. Czy gdyby lord Lestrange od początku nie krył się ze swoimi zamiarami, to życie półwili potoczyłoby się innym, szczęśliwszym torem? Jak teraz ocenić, czy lepiej brnąć w iluzję czy też stawiać sprawę jasno, będąc w zupełności szczerym? W pierwszym odruchu Evandra odparłaby, że szczerość jest najważniejsza i chętnie zmieniłaby bieg wydarzeń, gdyby otrzymała taką możliwość, tyle że nie miała wcale pewności, że inne oznacza lepsze.
Lekko ściągnęła brwi w zastanowieniu, nie wiedząc jak zareagować na dalsze naciski względem rezerwatu. Czy to możliwe, że panna Shacklebolt nie do końca ją zrozumiała i sedno ich rozmowy rozmyło się, rozchodząc w różnych kierunkach? No na pewno ta czkawka!, tłumaczyła to sobie w myślach, znów kiwając głową z bladym uśmiechem. Zupełnie nie wiedziała jak zachowuje się osoba ogarnięta tą przypadłością i jakie zmiany zachodzą w jej umyśle i ciele; czy odczuwają jakiekolwiek różnice, czy tak, jak gorączkujący, majaczą zagubieni, będąc nieświadomym swego stanu?
Jednorożce i puszki pigmejskie nie leżały w kręgu jej zainteresowań, ale nie zamierzała wyprowadzać Safii z błędu, ani zagłębiać się w szczegóły własnych, niedookreślonych jeszcze planów. Zamiast tego zacisnęła lekko usta w linijkę, zasłuchując się w jej słowach o zbieraniu datków. O czym chciała jej jeszcze powiedzieć?
Evandra aż podskoczyła w miejscu zaskoczona, kiedy głos jej towarzyszki umilkł, urywając wpół zdania i zostawiając za sobą wyłącznie niedosyt. Cóż za niegrzeczność przerywać im rozmowę w takim momencie! Nieszczęsna czkawka… Rozejrzała się po pustym korytarzu, czując uścisk niepokoju w dole brzucha. Wszelki ślad po pannie Shacklebolt zniknął, zupełnie tak, jakby nigdy jej tu nie było. I tylko ta uporczywa myśl, czy aby na pewno nie było to jej przywidzeniem i nie postradała jeszcze zmysłów. Może jednak nie powinna była poruszać się jeszcze nigdzie bez towarzystwa? Z ust jasnowłosej kobiety wydobyło się ciche westchnienie i ruszyła przed siebie ku wyjściu z opery, chcąc czym prędzej znaleźć się z powrotem w Kent.

| zt



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Royal Opera House [odnośnik]09.03.21 23:12
25 X 1957

Obce sowy rzadko budziły w Fantine zdziwienie. Otrzymywała wiele listów, na jej parapecie często przysiadał ptak, którego nie widziała nigdy wcześniej. Sowa uszatka, wyglądająca niepozornie, także nie wzbudziła w niej większego zaskoczenia - w przeciwieństwie do listu, który przyniosła. Pieczęć z salamandrą zaintrygowała Fantine na tyle, by nie odłożyła go na później. Filiżanka z herbatą z odrobiną mleka wylądowała na porcelanowym spodeczku, gdy niecierpliwe palce przełamywały lak i rozwijały pergamin. Ciemne brwi zmarszczyły się w zastanowieniu i pewnej konsternacji, skonfundowaniu - rzadko kiedy tak się czuła. Matka to dostrzegła i spytała o co chodzi, lecz Fantine potrząsnęła jedynie głową. Oznajmiła jedynie, że musi porozmawiać z lordem nestorem, jeśli tylko znajdzie dla niej chwilę. Gdy minęło południe zaś na perfumowanej, różanej papeterii skreśliła kilka słów odpowiedzi, którą Desdemona - jak nigdy - miała zanieść do hrabstwa Essex.
Po całym zamieszaniu, jakie miało miejsce kilka miesięcy wcześniej, zapoczątkowane przez Isabellę, nie przypuszczała, że spędzi jeszcze wieczór w towarzystwie Selwyna. Czarownica, która uczyniła tak wielki afront Rosierom i przede wszystkim jej drogiemu kuzynowi, Mathieu, nigdy nie zasługiwała ani na swoje nazwisko, ani miano Salamandry. Bała się, że zdrada wśród nich krąży niczym wirus, któremu początek dał Alexander, przekazując go swoim kuzynkom. Obawiała się jak może się to skończyć, lecz przecież lord Coriolan był synem lady Morgany - a ona dowiodła, że pragnie na nowo wzniecić prawdziwy ogień wśród swej rodziny.
Wieczorem, dwudziestego piątego października przybyła do Londynu, odpowiadając na zaproszenie lorda Selwyna, który zaprosił ją na operowy spektakl w Royal Opera House. Pod budynkiem opery wylądował powóz, do którego zaprzęgnięto dwa siwe aetonany z hodowli Tristana, a służba wskazała jej drogę, czarami dbając, by przez jesienny deszcz nie zadrżała z zimna, silniejszy wiatr nie popsuł finezyjnej fryzury, uplecionej nad karkiem tak, by ciemne włosy odsłoniły długą szyję, którą podkreślała skromna złota kolia z zaledwie trzeba rubinami z wygrawerowaną różą. Przemierzając korytarze Royal Opera House, prowadzona przez jego pracownicę, sprawującą opiekę nad najważniejszymi gośćmi, zastanawiała się, czy kiedykolwiek widziała tego człowieka na oczy. Wiedziała o jego istnieniu, rzecz jasna, arystokracji nie pozostało wiele, ona zaś uczyła się pilnie heraldyki i chłonęła informacje o innych rodzinach, by nie popełnić faux pas - a plotek była zwyczajnie ciekawa. Ponoć po śmierci żony, pochodzącej z rodu Macmillan - tego szczerze współczuła, cóż mogłoby być teraz gorszego od koligacji z terrorystą, który był winien śmierci tak wielu szlachetnie urodzonych czarodziejów i czarownic podczas szczytu w Stonehedge? - długo przebywał w podróży. Może to pozwoliło mu uniknąć zatrucia się tym jadem, który nosił w sobie Alexander, mający czelność rzucać oskarżenia w stronę jej starszego brata. Debiutowała jednak przed trzema laty, po ukończeniu Instytutu Magii Beauxbatons, mógł być już wtedy nieobecny.
Nie potrzebowała jednak zdjęcia, aby odnaleźć go spojrzeniem, czekającego na nią jeszcze przed wejściem na prywatną lożę balkonową - Fantine dobrze orientowała się w barwach i symbolach czarodziejskiej arystokracji. Ciemnowłosy lord z symbolem salamandry nie mógł być pomylony z nikim innym. Podeszła do niego, obleczona w czerwień i złoto eleganckiej sukni mocno ściskającej ją w talii, natychmiast przywdziewając na twarz maskę kobiety lekko uśmiechniętej, uprzejmie, lecz nie nachalnie przyglądającej się przystojnemu obliczy mężczyzny, który wydawał się odrobinę młodszy, niż się spodziewała. A zarazem dużo wyższy, niż mogła przypuszczać. Musiała unieść lekko brodę, aby spojrzeć mu w oczy, choć miała na stopach pantofle dodające jej kilku centymetrów.
- Dobry wieczór, lordzie Selwyn - odezwała się, dygając leciutko, zgodnie z etykietą i podając mu swą dłoń, na której błyszczał rodowy pierścionek z rubinem, pasujący do kolii i kolczyków. - Pański list był dla mnie niezwykle przyjemną niespodzianka. Opowieści Hoffmana zawsze budzą mój zachwyt - stwierdziła, prostując się i skupiając na jego twarzy spojrzenie piwnych oczu.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Royal Opera House [odnośnik]14.03.21 21:37
Anglia przywitała go deszczem strzaskanych marzeń o potędze.
Twór, który dłonie jego matki złożyły z co większych odłamków, na razie wydawał się nieukończony i pokraczny; przeczucie, że to w jego rękach spoczywają dalsze losy rodziny, wydawało się tak absurdalnie pompatyczne jak i nieskończenie konieczne, by odnaleźć sobie na nowo miejsce w świecie, którego granice wyznaczały imiona jego zdradzieckich krewnych. Z pasją przepełnioną niemal dziecięcą złośliwością, wydrapał im oczy na rodowym drzewie genealogicznym, które znalazł w bibliotece Beaulieu w trakcie gdy Morgana wprowadzała go w meandry obecnej sceny politycznej.
Mógłby z przekonaniem stwierdzić, że program tego przedstawienia układał szaleniec.
W każdym szaleństwie była jednak metoda, którą należało odnaleźć, a w tym akurat wypadku rozwiązanie nasuwało się samoistnie; jeszcze tego samego dnia sowa opuściła hrabstwo Essex, by ulecieć nad nieboskłon Kent. Nad całą resztą miał się zastanowić później; w udziale przypadły mu maleńkie odłamki, które należało dołożyć jakoś do całości.
Czysty paradoks; niszczenie przychodziło mu przecież w udziale lżejszą ręką, niż budowa.
Wyzuty był z tego samego skonsternowania, które towarzyszyło Fantine; w przeciwieństwie do niej swoje własne zamiary znał na wylot, nawet jeżeli  niesprecyzowane, krążyły gdzieś leniwie po tafli świadomości, jeszcze nieokreślone, w którą stronę ostatecznie popłyną. Słowa nestora rodu Rosier były klarowne; zdanie jego matki na ten temat również, a choć wraz z upływem lat jej opinia na temat życia prowadzonego przez starszego z synów traciła na ważności procesem całkiem wszak naturalnym, to wciąż przyświecały im wspólne cele.
Nadrzędne ponad wszystko inne.
Powrót miał słodko-gorzki posmak; Azja powitała go szczodrze i gościnnie, na zawsze już zapisując się w jego wspomnieniach jako coś z pogranicza snu i jawy. Mimo to widmo wojny dopadało go nawet tam, w najmniej oczekiwanych momentach, niwecząc  najbardziej wysublimowane rozrywki.
Towarzyszyło mu też, gdy zjawił się w gmachu Royal Opery; wkroczył w jej progi zupełnie tak, jakby właśnie zjawił się w domu. Nie zliczyłby bowiem ile razy przyszło mu tutaj celebrować sztukę; mawiało się, że interesy najlepiej było prowadzić przy okazji, a gdzież było na to miejsce lepsze, niż pomiędzy szklanką tojours pur a kolejną kwestią wyśpiewaną przez znamienitych artystów?
- Lady Rosier.
Nie miał okazji oglądać jej nigdy wcześniej; rozbieżne ścieżki życia rozrysowane szczodrą ręką, nie miały przeciąć się w żadnym punkcie.
Aż do dzisiaj.
Ciemne spojrzenie opadło na kobiecą postać ciężko, gdy tylko obcas jej pantofla zakłócił spokój posadzki. Pomiędzy jednym żartem opowiadanym pół-serio, a zdawkowym uściśnięciem dłoni lorda, którego imię w przeciągu sekund zapomni, mętny jeszcze strumień uwagi popłynął ku jednej z róż Kent.
I tam na chwilę zamarł, zaciąwszy się na wyzwaniu, którego upatrywał się w tej drobnej postaci.
Jakkolwiek trującą miała się okazać, nie można było jej odmówić powabu urody.
Czerwień sukni alarmowała swoją ognistością; nawet jeżeli najgorętszy płomień hołdował barwie błękitu. Nie widział jej dotąd, a jednak bez najmniejszego zająknięcia byłby skłonny postawić swój majątek na to, że oto właśnie ma przed sobą Fantine Rosier, której wyruszył na spotkanie przepraszając swych rozmówców zdawkowo.
- Niezmiernie mnie to cieszy - odparł, uśmiechając się półgębkiem, jeszcze nie mogąc określić, czy postanowiła na poczekaniu spleść specjalnie dla niego łgarstwo, czy przypisywał sobie znaczenie większe, niż miał w rzeczywistości. Wśród przepastnego wnętrza ociekającego złotem, powściągliwa czerń jego odzienia wydawała się zadawać kłam zasobom skrytek bankowych; jedynie jakość materiału zdradzała, że wydawał na odziewek więcej, niżby wypadało.
Piwne spojrzenie Coriolana, tak alarmująco tożsame z tym należącym do Fantine, skupiło się na jej postaci o kilka uderzeń serca dłużej, niżby wypadało, choć jeszcze zbyt krótko, by móc uznać to za nietakt. Balansował na granicy tego, co wolno, a czego należy się wystrzegać, choć tak naprawdę od śmierci swojej pierwszej żony unikał skandali - o ironio - jak ognia. Otulony lekkością bytu i nienachalną nonszalancją, próbował wyczuć, z kim właściwie miał do czynienia.
Już szybkie rozeznanie zdawało się podpowiadać, że z pewnością nie z kobietą, której oblicze pąsowiało pod wpływem każdej drobnostki. Mogłoby się mu to nie podobać...
Mogłoby, gdyby nie był synem kobiety, która samym swym uporem i konsekwencją kładła cień na nijakości niektórych lordów.
- Która z niespełnionych miłości Hoffmana jest pani ulubioną? - Pytanie zawisło w powietrzu wraz z dłonią, która wskazywała na jeden z korytarzy prowadzących ku prywatnym lożom na balkonie. Salamandra, której wizerunek zdobił rodowy sygnet, ożyła i przemieściła się z serdecznego palca na środkowy, a stamtąd - na wskazujący.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Royal Opera House [odnośnik]17.03.21 0:44
Debiut Fantine na salonach brytyjskiej socjety miał miejsce przeszło trzy lata wcześniej i sądziła, że to wystarczyło, by poznać zdecydowaną większość jej członków. Na spotkaniach towarzyskich bywała często, lecz nie na wszystkich. Tylko tych, gdzie warto było się pojawić, nie przyjmowała wszystkich zaproszeń. Dzięki podobnej taktyce poznawała tych, którzy się liczą i sama sobie wyznaczyła wśród nich miejsce. Fantine zdążyła się nauczyć, że poniekąd to, co człowiek myśli o samym sobie, mogą myśleć też o nim inni. Niewiele jednostek uchowało się przed jej spojrzeniem i słuchem; o tych, których zdrowie lub inne powody uwięziły w rodowych posiadłościach opowiadano jej mniej lub bardziej wiarygodne plotki. Lord Coriolan Selwyn był jednak od tego wyjątkiem. Wyjechał poza granice kraju, stronił od skandali, właściwie niewiele było o nim wiadomo.
Zastanawiała się nad powodami opuszczenia Wielkiej Brytanii. We własnej głowie snuła przypuszczenia o niechęci do poprzedniego nestora i prowadzonej przezeń polityki - albo miała nadzieję, że tak właśnie było - sama postąpiłaby pewnie podobnie. Choć wizja wuja Lowella opowiadającego się za mugolami była tak absurdalna, że trudna do wyobrażenia... Gdyby tylko Fantine miała w sobie nieco więcej empatii do drugiego człowieka, mogłaby mu nawet współczuć. Podobne myśli z zatrważającą skutecznością zagłuszała złość na tych, którzy mieli czelność obrazić jej rodzinę. Alexandra, oskarżającego publicznie Tristana o zbrodnię, bezpodstawnie i obrzydliwie kłamiącego. Isabellę, zrywającą pierwszą nić sojuszu, jaki miał połączyć obie rodziny, by odejść... Właściwie gdzie? Nie była pewna i nieszczególnie ją to już interesowała. Dla Fantine oboje byli już martwi.
A może za tą daleką podróżą, która opuściła na niego grubą zasłonę tajemnicy, kryło się coś więcej? Chęć poznania świata, ciekawość obcych kultur, tajemnic ich magii? Czym się zajmował i co potrafił? Nie wiedziała. Fantine nie miała pojęcia czego może się spodziewać, dlatego gdzieś w głębi ducha czuła niepokój. Nie lubiła być podobnie nieprzygotowana. Nie czuła jednak jakby stąpała po cienkim lodzie. Żaden ruch i drgnięcie najdrobniejszego mięśnia twarzy nie zdradzał niepewności.
Lawirowanie wśród arystokracji, ich misternej sieci intryg i kłamstw, przypominało stąpanie po linie. Fantine zaś była urodzoną tancerką. Nigdy jeszcze nie straciła na niej równowagi. Nie zachwiała się. Lubiła, niekiedy, postawić stopę krzywo, lekko otrzeć się o granicę, potrafiła jednak zadbać o swoją reputację, której nic nie można było zarzucić.  Teraz musiała być jednak ostrożniejsza. Znacznie bardziej uważna. Chciała wiedzieć z kim ma do czynienia. Musiała to wiedzieć, jeśli zaproszenie to miałoby być jedynie preludium.
Na zapewnienie lorda Selwyna o radości odpowiedziała jedynie kolejnym uśmiechem, spoglądając w jego piwne oczy, nie na tyle śmiało jednak, by uznać to za arogancję. Już po chwili grzecznie odwróciła wzrok, z ciekawością spojrzała w stronę korytarza prowadzącego do jednej z balkonowych loży, gdzie czarodziej zaprosił ją gestem. Uwadze Róży nie umknął sygnet z salamandrą na palcu.
- To trudne, cała historia jest poruszająca, lecz jeśli mam wybrać... - udała, że się zastanawia, kiedy pokonywała krótki korytarzyk niemal tanecznym krokiem u boku lorda Selwyna. Doskonale wiedziała która. Manipulantka Giulietta w jej oczach wydawała się najbardziej fascynującą postacią. Kochliwą, podstępną, a przy tym piękną. Ta odpowiedź mogła zdradzić jednak zbyt wiele i wydawała się absolutnie nieodpowiednia. Powiedziała zatem... - Najbardziej wzrusza mnie jednak postać Antonii. Kochała go tak bardzo, że chciała porzucić dla niego śpiew. Matka zdołała ją jednak przekonać do wierności swemu powołaniu.. Tak silna wola i poświęcenie w imię czegoś większego jest godne podziwu, nie sądzi pan?
Fantine była wierna ideałom swej rodziny. Posłuszna swemu bratu, nestorowi tak jak okazała się Antonia. Nie zwróciłaby się przeciwko niemu, nie zdradziłaby swego powołania nawet w imię miłości. W życiu chodziło o coś więcej - wiedziała to już doskonale.
Otwarły się przed nimi rzeźbione drzwi, odsłaniając niewielki balkon, gdzie przygotowano wyłącznie dwa miejsca, miękkie, obite czerwonym aksamitem fotele. Fantine zajęła jeden z nich, dbając, aby materiał sukni ułożył się odpowiednio. Dumnie wyprostowana, lecz absolutnie nie sztywna, wydawała się wręcz bardziej rozluźniona i swobodna niż niektóre młode damy.
- A pan? Lubi lord tę operę, czy może w zachwyt wprawia pana inna historia? - zapytała uprzejmie, znów przenosząc na niego spojrzenie - nie zgasły jeszcze światła, mogła mu się lepiej przyjrzeć z bliska.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Royal Opera House [odnośnik]28.04.21 17:21
26 października

Trzynaście razy sprawdził, czy dwa bilety do opery dołączone do ostatniego wydania Walczącego Maga, którego akurat przeglądał były prawdziwe. Wygrany los na loterii. Nie mógł w to uwierzyć, ale prócz paru meczy quidditcha w szkolnej drużynie kilka lat temu nigdy niczego nie wygrał. A tu, proszę. Podwójne wejście do najznakomitszej londyńskiej opery na występ dziecięcego chóru. Wahał się przez chwilę, czy to było miejsce dla niego. Czy było tam coś, co mogłoby mu się spodobać, co potrafiłby zrozumieć, ale przecież muzyka żyła w nim odkąd tylko pamiętał. Nie mógłby nie pokusić się na zetknięcie z nią w tak odmiennej i niepowtarzalnej formie. Mniej wątpliwości miał, co do towarzystwa wieczoru.  Jego myśli prędko pomknęły ku Demelzie, zupełnie tak jakby nie było lepszej partnerki. Jej urok osobisty, wdzięk, poczucie humoru, wspaniały charakter i ciepło sprawiały, że każda chwila w jej towarzystwie była czystą przyjemnością. Niewiele było takich osób w jego życiu, a tym bardziej tu, w szarym, ponurym Londynie. Zgodnie z zapowiedzią, zjawił się pod drzwiami jej mieszkania ubrany elegancko. Skompletował garderobę z szafy Steffena. Przyjaciel powiedział, że może brać co chce, więc wziął wszystko, czego potrzebował, włącznie ze skarpetkami. Cattermole był prawie tego samego wzrostu, więc ubrania leżały idealnie, nie licząc luźniejszej koszuli, której nadmiar materiału sprytnie ukrył i spodni, na które zapiął swoje szelki, dzięki czemu nie musiał się martwić, że niespodziewanie zsuną mu się z bioder. Zadbał o to, by na ramionach nie zebrały się po drodze nieeleganckie paprochy i włosy — Steffena, najprawdopodobniej, a później zjawił w Brighton. Przywitał ją pojedynczą, bladoróżową frezją, wyczarowaną prostym zaklęciem transmutacyjnym, mając nadzieję, że rozpocznie ten wieczór od ujrzenia jej pięknego uśmiechu.
— Wyglądasz przepięknie– wyznał szczerze, a kąciki ust poszybowały w górę samoistnie, gdy jej się przyglądał. Właściwie nie spodziewał się, że będzie tak zachwycająca i zaczął zastanawiać się, na ile będzie potrafił się u jej boku skupić na prawdziwej muzyce. Odruchowo przeczesał włosy dłonią, by później zaoferować jej swoje ramię, tuż przed złapaniem Błędnego Rycerza, który miał ich zawieźć aż do samego centrum.
Sama opera zachwyciła go elegancją i przepychem, tak wielkim, jakiego nie miał szans jeszcze widzieć na własne oczy w całym swoim życiu. Nigdy nie miał problemu z przestrzeniami, ale gmach był tak okazały, że poczuł się kroplą w morzu, a bogactwo bijące od tego miejsca wywołało w nim nieprzyjemny ścisk w żołądku. Nie dał tego po sobie jednak poznać, spoglądając na Demelzę na moment, by ocenić jej reakcję, a później, po przekazaniu biletów do sprawdzenia i oddaniu płaszczy do szatni, ruszyli w stronę głównej sali, by zająć miejsca. — To miejsce jest... — Zastanowił się przez chwilę nad doborem słowa, które było zarówno adekwatne, jak i interesujące samo w sobie. Chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Ani wspaniałe, ani piękne nie były dość dobre.— Imponujące.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Royal Opera House [odnośnik]12.05.21 21:34
Nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś zaprosił ją do opery.
Na drinka, do baru, do prywatnej loży... Owszem, takich zaproszeń otrzymała aż za wiele, zarówno słownych, jak i listownych, na żadne jednak nie miała ochoty odpowiadać. List, przyniesiony przez wyjątkowego posłańca, białą gołębicę należącą do Jamesa, był dla Demelzy najmilszą niespodzianką minionych dni. Pomyślała jednak, że nie powinna czuć się zaskoczona - grał przecież na skrzypcach, muzykę miał w duszy i sercu, ten rodzaj sztuki musiał być mu bliski. Royal Opera House był po prostu... miejscem bardzo drogim, sama tam nie chadzała, chociaż nieraz z westchnieniem żalu sprawdzała repertuar. Wydawało jej się, że to nie przybytek na kieszenie ich obojga. Pisał jednak, że te bilety już miał, więc... Jakże mogłaby odmówić? Demelza zgodziła się z radością i przez następne dni kręciła się po domu i Piórku Feniksa z niecierpliwością. Nie mogła się doczekać. Myślała o tym co zobaczą i o sukience, którą powinna wybrać. Miała w swojej szafie dość eleganckie kreacje - ale czy aby na pewno na tyle eleganckie, aby były odpowiednie na wyjście do opery? Z drugiej strony to nie bal, nie mogła przesadzić, by się nie ośmieszyć... Och, to był niezwykle trudny wybór, jeden z najtrudniejszych z jakimi przyszło się jej zmierzyć w ostatnich tygodniach.
Ostatecznie zdecydowała się na sukienkę o kolorze pudrowego różu, z długą, lekko rozkloszowaną spódnicą sięgającą kostek, odciętą w pasie, długimi rękawami i dekoltem wykrojonym w kształt serca; materiał wydawał się lekko połyskliwy, dobrała więc bardzo skromną biżuterię - właściwie i tak wybór miała bardzo ograniczony. Uszy przyozdobiły sztuczne perły, bo tylko takie miała.
Drzwi otworzyła Jamesowi już wystrojona, gotowa do wyjścia, z włosami upiętymi elegancko nad karkiem i opatulona wonią fiołków. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok, jeszcze zanim dostrzegła frezję w jego dłoni.
- Czarujący jak zawsze - wyrzekła, odbierając ją od niego; chciała zaprosić go do środka, by nie marzł na zewnątrz, on jednak od razu wezwał Błędnego Rycerza. Zdążyła jedynie włożyć kwiat do wazonu, na ramiona narzucić płaszcz i zamknąć za sobą drzwi, a Błędny Rycerz stał już na Whitehawk Way.
Od pierwszej chwili, gdy tylko przekroczyli próg opery i znaleźli się w środku, zachwycającym swoim eleganckim wystrojem, gdzie architekt zadbał o każdy najdrobniejszy detal, zielone oczy Demelzy lśniły z ekscytacji jeszcze mocniej. Z ciekawością rozglądała się wokół, starając się jednak robić to dość dyskretnie, aby nie wyjść na kogoś, kogo po raz pierwszy wypuszczono z lasu do miasta... Uchwyciła spojrzenie Jamesa, lecz uśmiech jaki zdobił jej usta nie mógł być fałszywy - Demelza już teraz czuła się zachwycona. Dziewczynie nawet przez myśl nie przeszło, że bilety mogłyby nie być prawdziwe, Doe nie zrobiłby jej takiego dowcipu, prawda? Był dobrym młodzieńcem. Słowo chłopak pewnie by go uraziło. Podeszła z nim do biletera, kiedy oddali już płaszcze, zauważyła, że szata Doe jest zdecydowanie bardziej elegancka niż zazwyczaj.
- Ty też prezentujesz się dziś imponująco. Pasuje ci taka elegancja, James - odpowiedziała zdecydowanie cichszym tonem, pochylając się lekko ku niemu, by te słowa dotarły tylko do uszu skrzypka i uśmiechnęła się figlarnie, kiedy kroczyli wskazanym przez pracownika opery korytarzem. - Masz rację. Jest tu tak pięknie, elegancko... Mogłabym tu zamieszkać - westchnęła zachwycona, chłonąc wzrokiem wspaniałość zwykłego korytarza, obrazów w złotych ramach, złotych ornamentów zdobiących ściany, rzeźb, które obserwowały z uwagą każdy ich krok. - Zdradzisz mi wreszcie cóż to za opera? - spytała z nieukrywaną ciekawością zanim jeszcze wkroczyli do sali, aby zająć swoje miejsca.


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Royal Opera House [odnośnik]06.07.21 1:23
Skłamałby mówiąc, że nie wybrałby się tam z wolnością wyboru, wybierając samodzielnie repertuar, ubierając własny garnitur, albo elegancką szatę, zabierając ze sobą żonę, która tak naprawdę nigdy nie zdążyła się nią na dobre stać — tak jak trzeba, właściwie, a nie jakoś tak pokrętnie. Bokiem. Tak byłoby prościej. Ale przecież przywykł do tego, że z niczym nigdy nie jest łatwo, o wszystko walczył, wszystko zdobywał możliwymi sposobami, załatwiał, zabierał. Nigdy niczego nie wygrał, nic nie spadło mu z nieba samo. Tak po prostu. Może dlatego potrafił docenić te bilety, jakby były największym skarbem. Wciąż właściwie nie mógł w to uwierzyć, podniecenie z obecności tutaj przysłoniło mu wszystkie słabe strony tego wieczoru — pożyczony strój, występ dziecięcego, szkolnego chóru, zamiast wielkiej opery, aż w końcu samego siebie — bo kim był właściwie u boku Demelzy. Czarującej, starszej i pięknej jak rozkwitającą lilia kobiety. Ledwie chłopcem, który wpakował się w skórę mężczyzny i próbował postąpić tak, jak postępowali mężczyźni, którzy próbowali zaimponować damom, które wpadły im w oko. Nigdy wcześniej tak o sobie nie myślał. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy myśleć o czarownicach takich jak Demi, ale kiedy bilety wpadły w jego ręce, a nie mógł ich wręczyć Eveline, uznał, że to właśnie z Fancourt chciałby spędzić ten wieczór; że ona doceni tę sztukę, a może także i jego jakimś cudem. Może nie powinien tego robić, ale bardzo chciał iść na ten występ i bardzo nie chciał iść sam. A może po prostu powinien spojrzeć prawdzie w oczy i przywyknąć do tego, że nigdy ich nie znajdzie.
Przyglądał jej się, kiedy już nie interesowało go wnętrze, zdążył się zachłysnąć blichtrem i pięknem. Patrzył, jak jej oczy iskrzą, złocą się, odbijając te wszystkie kolory, które ich otaczały. I wyglądała pięknie. Kiedy go pochwaliła, postawił wszystko na pewność siebie — nieco napompowaną, sztuczną, wykreowaną — sądząc, że właśnie takiego towarzysza chciałaby mieć. Mężczyznę, który zabrał ją na występ. Skłonił się lekko, uśmiech zatańczył na jego wargach. Piwne spojrzenie ulokować było w niej na dłużej.
— Zrobiłem, co mogłem, by być dziś dla ciebie jak najlepszym tłem, moja pani.— Przyłożył dłoń do piersi, po czym puścił ją przodem, prosto w stronę rzędu, w którym mieli zająć miejsca. Po drodze zerknął na gości, na to, jak przechodzili między siedzeniami, obracając się tak, by być bardziej skierowanym twarzą do siedzących, których mijali. Nie wiedział, czy właśnie tak powinien się poruszać, ale podpatrywał to u innych, którzy dopiero zajmowali miejsca. Tuż przed tym, jak usiadł, pozwoliwszy jej pierwszej zająć miejsce, odpiął guzik szaty — to też popatrzył u prawie sąsiada z rzędu.
— Pasowałoby ci. Mieszkanie w takim miejscu. W pałacu — szepnął już do niej, usadawiając się wygodnie. Przez myśl przemknęła mu wątpliwość — jak bardzo będzie zawiedziona jego odpowiedzią. Ale światła gasły, było już za późno na odwrót. Przechylił się w jej stronę, nie zdając sobie sprawy, czy mogło to być mało eleganckie (może nie powinien się w ogóle ruszać?). Oparł się o podłokietnik i zbliżył do niej. — To występ chóru — szepnął, przysłaniając usta palcami. Niewiele obracając głowę, próbował odszukać jej twarz w ciemności. — Chóru dziecięcego. Z Hogwartu.— Kąciki ust drgnęły mu figlarnie, jakby żartował. Trochę też z niej. Ale nie mogło mu być wstyd. To miał być piękny wieczór.
Muzyka rozbrzmiała, początkowo pięknie, gładko, przyjemnie dla ucha. Usłyszał instrumenty smyczkowe, poruszył się niespokojnie, drgnął, próbował się wychylić na bok, by zobaczyć skrzypce. I wtedy usłyszał zgrzyt. Pierwszy, nierówny, nieprzyjemny dźwięk. Może tak powinno być, nie znał tej melodii, nie znał się — możliwe, że nie potrafił docenić jakiejś klasyki. Patrzył w stronę bliskiego sercu instrumentu, unoszących się daleko przed nim smyczków. Nawet nie zauważył, gdy na scenę wkroczyły gwiazdy wieczoru, które stanąwszy przed pulpitami z nutami. Dopiero kiedy usłyszał ten fałsz, serce stanęło mu na moment. Może się przesłyszał? Zerknął w bok, ale ludzie zdawali się jeszcze tego nie dostrzegać.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 12 z 15 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15  Next

Royal Opera House
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach