Mała kawiarnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Mała kawiarnia
Mała kawiarnia nierzucająca się zarówno w oczy czarodziejów, jak i mugoli. By do niej trafić, należy wiedzieć, gdzie znajduje się wejście - wszak wśród reprezentacyjnej architektury Royal Borough of Kensington and Chelsea łatwo pominąć małe drzwi prowadzące do podpiwniczonej części budynku. W pomieszczeniu panuje półmrok, a jedyne oświetlenie stanowią małe, witrażowe lampki na każdym ze stolików. Relaksować się przy filiżance kawy - dosłownie każdego rodzaju na świecie - można na obitych zielonym atłasem sofach lub wygodnych fotelach. W powietrzu wyczuwalny jest zapach parzonej kawy. To miejsce szczególnie upodobali sobie pisarze, jak i poeci, czasami prezentujący tutaj swój dorobek.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:40, w całości zmieniany 1 raz
Półmrok i ciepłe światła w kawiarni, proponowały swoim gościom klimat, nie zawsze dostępny w lokalach. Miało się wrażenie, że przychodząc w tak urokliwe miejsce, trafia się w nieco inną rzeczywistość, nieco oderwaną o świstu ulic i gwaru większych lokacji. W teorii, oferowały pewną tajemnicę, kryjąc tożsamości swoich gości. W praktyce, każdy wydawał się bardziej interesujący, a może - to Inara nadawała takie przymioty? Może dlatego na dłużej zatrzymała spojrzenie na nieznajomym, z którym ostatecznie - i tak przyszło jej rozmawiać?
Alchemiczka nauczyła się niezauważalnie (przynajmniej dla niej samej) przekraczać pewne granice szlacheckich zasad, chociaż częściej opierała się na niuansach, które - wyczytywała z oczu swych rozmówców. Podobnie było teraz, gdy siadała przy stoliku mężczyzny. Przyglądał jej się w nietypowy sposób, obdarzając - zdawałoby się - zbyt pochopnym zaufaniem, ale było coś jeszcze. Czekał. Widziała w ciemnookim licu charakterystyczną iskrę, która wieściła...pewną wiedzę, która czarnowłosej wciąż umykała, pojawiając się tylko na chwilę, gdzieś na granicy świadomości. Może i to kusiło, by bez najmniejszego oporu pozwolić się zaprosić do stolika? A może - jak miało sie okazać za chwilę - Inara wciąż, w niepojęty (szczególnie dla niej samej) sposób reagowała na przedstawicieli rodu Nott...
Przez moment obserwowała, jak sprawnie zgarnia pergaminy i - kątem oka mogła zauważyć, że należały raczej do grupy dokumentów niż sentymentalnych listów. Potwierdzenie przyszło z odpowiedzią mężczyzny. Wydęła lekko wargi, próbując nie uśmiechnąć się na podane w słowach nazwisko, które nieodmiennie kojarzyło jej się z dwoma szlachcicami, chociaż - stawiała, że chodziło o zupełnie inne persony - Podobno nawet o dekretach i analizach można mówić w interesujący sposób - pamiętała jeszcze poetycki wieczorek, właśnie w domy Rosierów, gdzie w udziale dla jednej z dam przypadła recytacja takowego dokumentu. Zadanie ciężkie, ale lady poradziła sobie bezbłędnie. Mimowolnie uśmiechnęła się, przechylając nieco głowę w - bezczelnej? - obserwacji mężczyzny. Nawet mając przed sobą - teoretycznie - nieznajomą sylwetkę, nie potrafiła zignorować naturalnych odruchów. A te - wciąż popychały ją do ludzi i poszukiwań skrywanej prawdy. I zdawało się, że ciemnowłosy mężczyzna - kilka takowych w sobie krył.
Uniosła wyżej brwi, gdy w końcu padło imię, które - oczywistym było, że znała. Kąciki ust pomknęły do góry, a w ciemnych oczach dziewczyny, zapaliły się rozbawione ogniki.
- No tak, przystojnej twarzy nie zapominam, tylko tożsamości gdzieś umykają - zmrużyła oczy, wciąż nie gasząc uśmiechu. Było jeszcze coś, co w końcu zapalało lampki wspomnień, które skrawkami łączyło się w całość.
- Drogi lordzie Nott - zaczęła, cytując i przypominając sobie list, jaki przypadło jej wymieniać z pewnym szlachcicem - liczę, że przyrządzony eliksir nie zmienił barwy podczas lotu... - dodała jeszcze, opierając się o wezgłowie siedziska. Świat autentycznie był mały, by w przypadkowych miejscach, poznawać postaci, które..już się znało. I teraz, nawet łatwiej było sobie wytłumaczyć, czemu z taką łatwością i szczegółowością powstał szkic męskiego lica, nakreślony na pergaminie, pozostawionym w kącie inarowego stolika. Odsłonięty.
Alchemiczka nauczyła się niezauważalnie (przynajmniej dla niej samej) przekraczać pewne granice szlacheckich zasad, chociaż częściej opierała się na niuansach, które - wyczytywała z oczu swych rozmówców. Podobnie było teraz, gdy siadała przy stoliku mężczyzny. Przyglądał jej się w nietypowy sposób, obdarzając - zdawałoby się - zbyt pochopnym zaufaniem, ale było coś jeszcze. Czekał. Widziała w ciemnookim licu charakterystyczną iskrę, która wieściła...pewną wiedzę, która czarnowłosej wciąż umykała, pojawiając się tylko na chwilę, gdzieś na granicy świadomości. Może i to kusiło, by bez najmniejszego oporu pozwolić się zaprosić do stolika? A może - jak miało sie okazać za chwilę - Inara wciąż, w niepojęty (szczególnie dla niej samej) sposób reagowała na przedstawicieli rodu Nott...
Przez moment obserwowała, jak sprawnie zgarnia pergaminy i - kątem oka mogła zauważyć, że należały raczej do grupy dokumentów niż sentymentalnych listów. Potwierdzenie przyszło z odpowiedzią mężczyzny. Wydęła lekko wargi, próbując nie uśmiechnąć się na podane w słowach nazwisko, które nieodmiennie kojarzyło jej się z dwoma szlachcicami, chociaż - stawiała, że chodziło o zupełnie inne persony - Podobno nawet o dekretach i analizach można mówić w interesujący sposób - pamiętała jeszcze poetycki wieczorek, właśnie w domy Rosierów, gdzie w udziale dla jednej z dam przypadła recytacja takowego dokumentu. Zadanie ciężkie, ale lady poradziła sobie bezbłędnie. Mimowolnie uśmiechnęła się, przechylając nieco głowę w - bezczelnej? - obserwacji mężczyzny. Nawet mając przed sobą - teoretycznie - nieznajomą sylwetkę, nie potrafiła zignorować naturalnych odruchów. A te - wciąż popychały ją do ludzi i poszukiwań skrywanej prawdy. I zdawało się, że ciemnowłosy mężczyzna - kilka takowych w sobie krył.
Uniosła wyżej brwi, gdy w końcu padło imię, które - oczywistym było, że znała. Kąciki ust pomknęły do góry, a w ciemnych oczach dziewczyny, zapaliły się rozbawione ogniki.
- No tak, przystojnej twarzy nie zapominam, tylko tożsamości gdzieś umykają - zmrużyła oczy, wciąż nie gasząc uśmiechu. Było jeszcze coś, co w końcu zapalało lampki wspomnień, które skrawkami łączyło się w całość.
- Drogi lordzie Nott - zaczęła, cytując i przypominając sobie list, jaki przypadło jej wymieniać z pewnym szlachcicem - liczę, że przyrządzony eliksir nie zmienił barwy podczas lotu... - dodała jeszcze, opierając się o wezgłowie siedziska. Świat autentycznie był mały, by w przypadkowych miejscach, poznawać postaci, które..już się znało. I teraz, nawet łatwiej było sobie wytłumaczyć, czemu z taką łatwością i szczegółowością powstał szkic męskiego lica, nakreślony na pergaminie, pozostawionym w kącie inarowego stolika. Odsłonięty.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Siedzenie w dość wygodnym fotelu ograniczało swobodę ruchu na tyle, by Cassius nie poznał zbyt dogłębnie zawartości stolika Inary. Zdołał zaledwie zobaczyć, że coś na nim leży i właściwie fakt ten nie miał dla niego większego znaczenia. Nieświadomość pewnych spraw była całkiem dobra, jeśli spojrzy się na nią z perspektywy czasu; choćby paru minut, które mogły sprowadzić katastrofę. W każdym razie zachowanie stosownego dystansu, pomimo znania się z lady Carrow, wciąż znajdowało się na liście priorytetów Cassiusa.
Błądząc wzrokiem od pustego blatu stołu (poza filiżanką kawy oczywiście) do twarzy Inary zastanawiał się, czy właściwym było przebywanie z nią sam na sam w takim miejscu. Usilne starania co do unikania jakichkolwiek skandali dążyły do spędzania snu z powiek, jednak pewnych wydarzeń nie dało się powstrzymać. Bez względu na podjęte środki musiały mieć miejsce i obawiał się, że dzisiaj coś takiego mogło nastąpić. Paranoja oraz nieustanne poczucie zagrożenia ponownie wybijały się ponad doznane w lokalu uczucie spokoju. Nie chciał tego, lecz nie potrafił powstrzymać. Niemal w każdej żywej istocie, coraz częściej nawet w przedmiotach martwych dostrzegał czynnik mogący doprowadzić do katastrofy. W szczególności upodobał sobie ten sposób postrzegania względem kobiet, którym praktycznie nie ufał, nie licząc maleńkich wyjątków, które towarzyszyły mu przez całe życie. Dzięki nim zdawał się jeszcze funkcjonować w poprawny dla społeczeństwa sposób, a Cassiusowi nie uśmiechało się skończenie jak jego matka. Dlatego też zachowywał kamienną twarz mimo rozbawienia dostrzegalnego na twarzy panny Carrow. Sam pragnął odwzajemnić tę grzeszną pieszczotę, jednak łamanie konwenansów nie przychodziło tak łatwo. Stwierdziłby nawet, że nie potrafił żyć wbrew szlacheckim regułom, choć w pewien sposób odstępował od nich; ale to było drugie życie znane zaledwie nielicznym.
Wzdychając cicho na komplement wypływający z ust Inary zdołał wywołać na własnej twarzy namiastkę uśmiechu. Nie zamierzał okazywać swojej paniki czy przerażenia ukrytego pod sztucznym dla wyższych sfer towarzyskich opanowaniem. Zdecydowanie łatwiej było przenieść rozmowę na poziom prawdziwych salonów aniżeli kluczyć w niepewności, a to oznaczało nie mniej, nie więcej, iż musiał sprawić młodej czarownicy odrobinę zawodu. Choćby w najmniej oczywisty sposób, lecz nie teraz.
— Nie powinnaś mówić o tym tak głośno, młoda damo — powiedział z nutą urazy w głosie, drocząc się z podjętego przez nią tematu. Absolutnie wolał nie rzucać cienia podejrzewań na swój kawalerski stan. Ich przypadkowe spotkanie w tym niezbyt popularnym lokalu nadgorliwi plotkarze mogli potraktować jako potajemną schadzkę, a od tego skandal dzieliła już tylko nadpobudliwa informacje w Czarownicy. — Jeszcze ktoś pomyśli sobie w niewłaściwy dla sytuacji sposób... — dorzucił bardziej ostrzegawczym tonem, również mrużąc oczy i ściągając brwi adekwatnie do dalszej treści, która w pewien sposób go zaskoczyła. Przez ten krótki moment nie krył zdumienia, iż ktoś tak dobrze mógł pamiętać treść otrzymanego przezeń listu. W pierwszej chwili pomyślał o przechwytywaniu jego korespondencji i już chciał zareagować na gwałt naruszenia prywatności (oraz narażenia Księcia na niedogodności), kiedy przypomniał sobie o pewnej sprawie z przeszłości. Zaskakujące jak wiele ich łączyło, a zostali sobie przedstawieni tak późno. Być może ta znajomość nie byłaby taka zła, gdyby formalności załatwiono znacznie wcześniej. Dużo wcześniej.
— Zadziałał doskonale — skomentował cicho, patrząc na opróżnioną filiżankę kawy, nad którą nachylił się, aby nadać ich konwersacji domniemaną nutę konspiracji: — Zechciałabyś mi wyjaśnić, jak ktoś o tak naturalnych predyspozycjach do warzenia eliksirów skończył w miejscu dla artystów?
Zawiesił pytanie w powietrzu, po czym oparł się wygodniej w fotelu, w nonszalanckiej pozie przyglądając się reakcjom Inary. Właściwie sam zaczął zastanawiać się nad jego sensem... wszak oczywistym było, że i on przebywał w tym samym miejscu.
Błądząc wzrokiem od pustego blatu stołu (poza filiżanką kawy oczywiście) do twarzy Inary zastanawiał się, czy właściwym było przebywanie z nią sam na sam w takim miejscu. Usilne starania co do unikania jakichkolwiek skandali dążyły do spędzania snu z powiek, jednak pewnych wydarzeń nie dało się powstrzymać. Bez względu na podjęte środki musiały mieć miejsce i obawiał się, że dzisiaj coś takiego mogło nastąpić. Paranoja oraz nieustanne poczucie zagrożenia ponownie wybijały się ponad doznane w lokalu uczucie spokoju. Nie chciał tego, lecz nie potrafił powstrzymać. Niemal w każdej żywej istocie, coraz częściej nawet w przedmiotach martwych dostrzegał czynnik mogący doprowadzić do katastrofy. W szczególności upodobał sobie ten sposób postrzegania względem kobiet, którym praktycznie nie ufał, nie licząc maleńkich wyjątków, które towarzyszyły mu przez całe życie. Dzięki nim zdawał się jeszcze funkcjonować w poprawny dla społeczeństwa sposób, a Cassiusowi nie uśmiechało się skończenie jak jego matka. Dlatego też zachowywał kamienną twarz mimo rozbawienia dostrzegalnego na twarzy panny Carrow. Sam pragnął odwzajemnić tę grzeszną pieszczotę, jednak łamanie konwenansów nie przychodziło tak łatwo. Stwierdziłby nawet, że nie potrafił żyć wbrew szlacheckim regułom, choć w pewien sposób odstępował od nich; ale to było drugie życie znane zaledwie nielicznym.
Wzdychając cicho na komplement wypływający z ust Inary zdołał wywołać na własnej twarzy namiastkę uśmiechu. Nie zamierzał okazywać swojej paniki czy przerażenia ukrytego pod sztucznym dla wyższych sfer towarzyskich opanowaniem. Zdecydowanie łatwiej było przenieść rozmowę na poziom prawdziwych salonów aniżeli kluczyć w niepewności, a to oznaczało nie mniej, nie więcej, iż musiał sprawić młodej czarownicy odrobinę zawodu. Choćby w najmniej oczywisty sposób, lecz nie teraz.
— Nie powinnaś mówić o tym tak głośno, młoda damo — powiedział z nutą urazy w głosie, drocząc się z podjętego przez nią tematu. Absolutnie wolał nie rzucać cienia podejrzewań na swój kawalerski stan. Ich przypadkowe spotkanie w tym niezbyt popularnym lokalu nadgorliwi plotkarze mogli potraktować jako potajemną schadzkę, a od tego skandal dzieliła już tylko nadpobudliwa informacje w Czarownicy. — Jeszcze ktoś pomyśli sobie w niewłaściwy dla sytuacji sposób... — dorzucił bardziej ostrzegawczym tonem, również mrużąc oczy i ściągając brwi adekwatnie do dalszej treści, która w pewien sposób go zaskoczyła. Przez ten krótki moment nie krył zdumienia, iż ktoś tak dobrze mógł pamiętać treść otrzymanego przezeń listu. W pierwszej chwili pomyślał o przechwytywaniu jego korespondencji i już chciał zareagować na gwałt naruszenia prywatności (oraz narażenia Księcia na niedogodności), kiedy przypomniał sobie o pewnej sprawie z przeszłości. Zaskakujące jak wiele ich łączyło, a zostali sobie przedstawieni tak późno. Być może ta znajomość nie byłaby taka zła, gdyby formalności załatwiono znacznie wcześniej. Dużo wcześniej.
— Zadziałał doskonale — skomentował cicho, patrząc na opróżnioną filiżankę kawy, nad którą nachylił się, aby nadać ich konwersacji domniemaną nutę konspiracji: — Zechciałabyś mi wyjaśnić, jak ktoś o tak naturalnych predyspozycjach do warzenia eliksirów skończył w miejscu dla artystów?
Zawiesił pytanie w powietrzu, po czym oparł się wygodniej w fotelu, w nonszalanckiej pozie przyglądając się reakcjom Inary. Właściwie sam zaczął zastanawiać się nad jego sensem... wszak oczywistym było, że i on przebywał w tym samym miejscu.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mimo faktu, że arystokracja słynęła ze swej pielęgnowanej dumy, czasami - przynajmniej w inarowym spostrzeżeniu - wydawali się zagubieni w zderzeniu sytuacji, która wykraczała poza - ustalone przez salony normy. Czy chodziło o bezpośredniość, czy szczerość - coś a szlacheckim zachowaniu się zmieniało, na nowo próbując przenieść tory na właściwy bieg. Alchemiczka - może nieświadomie, swoim zachowaniem często wprawiała rozmówców w stan konsternacji, przynajmniej tych - którzy jeszcze jej nie znali. Reakcje były różne, zależne od osobowości i towarzyszącej jej osoby, ale - zawsze z ciekawością obserwowała zmiany, które rysowały się na twarzy. Byli tacy - jak zdawał się i mężczyzna przed nią - skutecznie kryć emocje, tworząc na licach coś na kształt maski. Jednak - oczy nie kłamały, chociaż o wiele trudniej było odczytać znaczenie mieszających się w źrenicach kolorów, cieni i blasków. Dlatego Inara uporczywie podnosiła twarz wyżej, przyglądając się bez skrępowania Cassiusowi. Miał w sobie coś, co znała, chociaż - nawet jeśli spotkali się na salonach, chodziło jej o zupełnie inną znajomość.
- Dlaczego? - przechyliła głowę, wciąż nie odrywając od szlachcica ciemnych tęczówek - Chyba, że zakłada pan moje milczenie? Tak podobno wypada młodej damie? Tylko mój ojciec uczył mnie szczerości. A pan jest przystojny i raczej zdaje sobie z tego sprawę - nie, nie prowokowała. Była ciekawa rozmówcy, raczej intuicyjnie sięgając prawdy, której nie chciał pokazać, albo nie mógł - Opinia niektórych gazet jest zdecydowanie..naciągana - zmarszczyła brwi, przypominając sobie informacje, jakie znalazła o sobie jeszcze w sierpniowej "Czarownicy" - ...ale sadzę, że dziennikarze omijają podobne miejsca - odwróciła głowę, spoglądając na przyjemny półmrok kawiarenki - Wiedzą doskonale, gdzie najwięcej nowinek mogą znaleźć i celują raczej w pewniki, niż łut szczęścia - wróciła spojrzeniem do swego towarzysza, wciąż manipulując piórem w dłoni. Zupełnie, jakby delikatne palce zapomniały, że nie mają pod sobą kartki - A niewłaściwość...czego miałaby dotyczyć? Rozmowy? Czy towarzystwa? - odchyliła się do tyłu, widząc dezaprobatę i zaskoczenie. Potem tylko obserwowała, zmieniające się mimiczne linie na męskiej twarzy. Zdecydowanie nie mogłaby z pamięci przedstawić listu, ale niektóre fragmenty wciąż żywo widziała, niby zapisane na pergaminie przed nią.
Złożyła dłonie przed sobą, zakrywając tym samym, swoje pióro, które w końcu odłożyła na drewniana powierzchnie stolika. Powędrowała wzrokiem na opróżnione naczynie, czując, że ona sama wypiłaby kolejna filiżankę.
- Może posiadam predyspozycje nie tylko do alchemii? - oderwała plecy od oparcia, a głos minimalnie ściszyła. Wargi wciąż pozostawały w lekkim rozchyleniu, pozostałym po wcześniejszym uśmiechu - I jak mniemam, też szukasz tu natchnienia? - do pracy, pisania, ucieczki? życia? czy z Carrow nie było podobnie? Czy nie skryła się dziś, nawet przed myślami, które trącone nową perspektywą, próbowały jej coś przekazać? Przecież, znowu była wolna. A sumienie ciągnęły ją do wyborów, które podjęła, i których miała zamiar się trzymać, nawet - jeśli nie znajdowała dla nich (chwilowo), żadnego racjonalnego wytłumaczenia.
Z ulga stwierdzała, że Cassius - skutecznie odciągał jej myśli od rejonów, które zbyt mocno mogły ją absorbować.
- Dlaczego? - przechyliła głowę, wciąż nie odrywając od szlachcica ciemnych tęczówek - Chyba, że zakłada pan moje milczenie? Tak podobno wypada młodej damie? Tylko mój ojciec uczył mnie szczerości. A pan jest przystojny i raczej zdaje sobie z tego sprawę - nie, nie prowokowała. Była ciekawa rozmówcy, raczej intuicyjnie sięgając prawdy, której nie chciał pokazać, albo nie mógł - Opinia niektórych gazet jest zdecydowanie..naciągana - zmarszczyła brwi, przypominając sobie informacje, jakie znalazła o sobie jeszcze w sierpniowej "Czarownicy" - ...ale sadzę, że dziennikarze omijają podobne miejsca - odwróciła głowę, spoglądając na przyjemny półmrok kawiarenki - Wiedzą doskonale, gdzie najwięcej nowinek mogą znaleźć i celują raczej w pewniki, niż łut szczęścia - wróciła spojrzeniem do swego towarzysza, wciąż manipulując piórem w dłoni. Zupełnie, jakby delikatne palce zapomniały, że nie mają pod sobą kartki - A niewłaściwość...czego miałaby dotyczyć? Rozmowy? Czy towarzystwa? - odchyliła się do tyłu, widząc dezaprobatę i zaskoczenie. Potem tylko obserwowała, zmieniające się mimiczne linie na męskiej twarzy. Zdecydowanie nie mogłaby z pamięci przedstawić listu, ale niektóre fragmenty wciąż żywo widziała, niby zapisane na pergaminie przed nią.
Złożyła dłonie przed sobą, zakrywając tym samym, swoje pióro, które w końcu odłożyła na drewniana powierzchnie stolika. Powędrowała wzrokiem na opróżnione naczynie, czując, że ona sama wypiłaby kolejna filiżankę.
- Może posiadam predyspozycje nie tylko do alchemii? - oderwała plecy od oparcia, a głos minimalnie ściszyła. Wargi wciąż pozostawały w lekkim rozchyleniu, pozostałym po wcześniejszym uśmiechu - I jak mniemam, też szukasz tu natchnienia? - do pracy, pisania, ucieczki? życia? czy z Carrow nie było podobnie? Czy nie skryła się dziś, nawet przed myślami, które trącone nową perspektywą, próbowały jej coś przekazać? Przecież, znowu była wolna. A sumienie ciągnęły ją do wyborów, które podjęła, i których miała zamiar się trzymać, nawet - jeśli nie znajdowała dla nich (chwilowo), żadnego racjonalnego wytłumaczenia.
Z ulga stwierdzała, że Cassius - skutecznie odciągał jej myśli od rejonów, które zbyt mocno mogły ją absorbować.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Arystokratyczne standardy zdawały się nie mieć racji bytu w miejscu, gdzie dominował półmrok, a jednak – pomimo to – Cassius starał się zachowywać jak przystało obyczajom. Godnie prezentował swoje nazwisko, choć w towarzystwie panny Carrow taka konduita zdawała się być nie na miejscu. Nawet odnosił wrażenie, iż przesadna grzeczność mogłaby ją urazić. Niestety odebrane wychowanie nie pozwalało mu na tak luźne podejście do sytuacji. Ba, wszelkie próby zachowania sztywnych ram spełzły na niczym i musiał ratować się tym, co pozostało, choć improwizacja w takich miejscach nie należała do jego najmocniejszych stron. Nie czuł się zbyt swobodnie w lokalu, powoli odczuwał palącą potrzebę uwolnienia się, lecz nadal pozostawał w swojej pozie, wysłuchując się w – niewidocznym w mroku – osłupieniu słowom Inary. Zdołał jednak opanować swoje emocje i odpowiedzieć niczym prawdziwy amant:
— Gdybyś tylko mogła dostrzec rumieńce na moich policzkach — Wyprostował się, chcąc śledzić wyraz jej twarzy oraz kontynuować nieco mniej przyjemną myśl: — Niektórzy nie wiedzą, kiedy przestać — rzekł ściszonym głosem. — Szukają skandalu tam, gdzie go nie ma. Próbują pozbawić nas resztek szacunku, jaki żywią do nas niżej urodzeni czarodzieje. Nie rozumieją pewnych zachowań... gardzą nami, droga panno Carrow.
Na powrót wrócił do swojej nonszalanckiej pozy, bacznie przyglądając się dłoniom Inary. Najwyraźniej brakowało jej zajęcia, które Cassius odebrał młodej czarownicy, choć równie dobrze mogła to być reakcja na niezbyt przyjazny temat rozmów. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nie bardzo, skoro zachowanie poziomu konwersacji przychodziło im z taką łatwością i żadne z nich nie zapuszczało się poza granice dobrych obyczajów. Oboje przybyli tu w jakimś celu, lecz w pewien sposób musieli z niego zrezygnować, by cieszyć się wzajemną rozmową. Takie stwierdzenie w ustach Cassiusa brzmiałoby dosyć śmiesznie, zważywszy na jego powściągliwość, jednak nie ukrywał prawdziwości tego spotkania, które – prawdę mówiąc – przyniosło dużo większe ukojenie niż jego wcześniejszy zamiar uzupełniania ministerialnych dokumentów.
— Pozwolisz, że zachowam tę resztkę taktu i nie porwę twojego małego sekretu z twojego stolika — powiedział, pozwalając sobie na maleńką dozę uśmiechu. — Uwierz mi, z wielką chęcią dokonałbym tej zuchwałej kradzieży, lecz czas zaczyna mnie naglić — Tu wyciągnął z kieszeni spodni zegarek, aby sprawdzić godzinę — i niestety muszę opuścić twoje urocze towarzystwo. Pozwolisz zatem, że opuszczę cię, bądź też odprowadzę do wyjścia, jeśli również zamierzasz zaczerpnąć świeżego powietrza.
Powstał z miejsca, pozwalając Inarze dokonać ostatecznej decyzji, jak ich spotkanie zostało zakończone.
z/t x2
— Gdybyś tylko mogła dostrzec rumieńce na moich policzkach — Wyprostował się, chcąc śledzić wyraz jej twarzy oraz kontynuować nieco mniej przyjemną myśl: — Niektórzy nie wiedzą, kiedy przestać — rzekł ściszonym głosem. — Szukają skandalu tam, gdzie go nie ma. Próbują pozbawić nas resztek szacunku, jaki żywią do nas niżej urodzeni czarodzieje. Nie rozumieją pewnych zachowań... gardzą nami, droga panno Carrow.
Na powrót wrócił do swojej nonszalanckiej pozy, bacznie przyglądając się dłoniom Inary. Najwyraźniej brakowało jej zajęcia, które Cassius odebrał młodej czarownicy, choć równie dobrze mogła to być reakcja na niezbyt przyjazny temat rozmów. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nie bardzo, skoro zachowanie poziomu konwersacji przychodziło im z taką łatwością i żadne z nich nie zapuszczało się poza granice dobrych obyczajów. Oboje przybyli tu w jakimś celu, lecz w pewien sposób musieli z niego zrezygnować, by cieszyć się wzajemną rozmową. Takie stwierdzenie w ustach Cassiusa brzmiałoby dosyć śmiesznie, zważywszy na jego powściągliwość, jednak nie ukrywał prawdziwości tego spotkania, które – prawdę mówiąc – przyniosło dużo większe ukojenie niż jego wcześniejszy zamiar uzupełniania ministerialnych dokumentów.
— Pozwolisz, że zachowam tę resztkę taktu i nie porwę twojego małego sekretu z twojego stolika — powiedział, pozwalając sobie na maleńką dozę uśmiechu. — Uwierz mi, z wielką chęcią dokonałbym tej zuchwałej kradzieży, lecz czas zaczyna mnie naglić — Tu wyciągnął z kieszeni spodni zegarek, aby sprawdzić godzinę — i niestety muszę opuścić twoje urocze towarzystwo. Pozwolisz zatem, że opuszczę cię, bądź też odprowadzę do wyjścia, jeśli również zamierzasz zaczerpnąć świeżego powietrza.
Powstał z miejsca, pozwalając Inarze dokonać ostatecznej decyzji, jak ich spotkanie zostało zakończone.
z/t x2
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
5 stycznia 1956
Nick w nowym roku postanowił zadbać trochę bardziej o kontakty rodzinno-towarzyskie. Jasne praca była ważna i pochłaniała większość jego czasu, jednak nie powinien przez to wypadać z obiegu, bo rodzina nie byłaby z niego zadowolona. Brylowanie w towarzystwie na imprezach i innych uroczystościach to jedno, ale utrzymywanie odpowiednich kontaktów to drugie. Jak w tłumie ludzi czuł się jak ryba w wodzie tak coraz częściej nie miał po prostu czasu na to by spotkać się z kimś przy kawie i po prostu porozmawiać. A czasami można było dowiedzieć się w ten sposób ciekawych rzeczy. Mówi się, że to kobiety lubią plotki. Jednak Nick też jak najbardziej je lubił. Różnica jest taka, że nigdy nie przekazywał ich dalej. Wolał wiedzieć wszystko o wszystkich, ale zachowywać to dla siebie. Nigdy nie wiadomo kiedy te informacje mogą się przydać. Najpewniej nigdy, ale każdy ma jakieś dziwactwa. Dlatego też postanowił wygospodarować trochę czasu i spędzić go ze swoją kuzynką. Nie można cały czas pracować, nie można też w każdej wolnej chwili pić whisky z którymś ze znajomych. Czasami fajnie odpocząć w nieco inny sposób. Niedługo będzie żonaty i zapewne będzie miał jeszcze mniej czasu na spotykanie się z rodziną. Żona przecież nie może siedzieć non stop sama w domu. Właściwie to słowo jeszcze nie przechodziło mu przez gardło. Nie wyobrażał sobie obrączki na swoim palcu. Może już dobijał do trzydziestki, więc powinien się ustatkować i jak najbardziej spodziewać się takiego posunięcia ze strony rodziny. Jednak paradoksalnie tworzyło to w nim jakieś dziwne złudzenie, że może jakoś wywinie się od tego obowiązku. Skoro już tyle się uchował. Może po prostu ich nestor miał taki styl, że czekał długo z podejmowaniem decyzji jeśli chodzi o kawalerów, ale nadzieja jednak jest tym, co umiera ostatnie. Teleportował się w okolice kawiarni i spojrzał na zegarek. Miał jeszcze chwilę do umówionej godziny. Wręcz był dumny, że tym razem się nie spóźnił. Zajął miejsce gdzieś w rogu i zamówił czarną kawę. Zerknął znów na zegarek jakby od tego czas miał przyspieszyć.
Nick w nowym roku postanowił zadbać trochę bardziej o kontakty rodzinno-towarzyskie. Jasne praca była ważna i pochłaniała większość jego czasu, jednak nie powinien przez to wypadać z obiegu, bo rodzina nie byłaby z niego zadowolona. Brylowanie w towarzystwie na imprezach i innych uroczystościach to jedno, ale utrzymywanie odpowiednich kontaktów to drugie. Jak w tłumie ludzi czuł się jak ryba w wodzie tak coraz częściej nie miał po prostu czasu na to by spotkać się z kimś przy kawie i po prostu porozmawiać. A czasami można było dowiedzieć się w ten sposób ciekawych rzeczy. Mówi się, że to kobiety lubią plotki. Jednak Nick też jak najbardziej je lubił. Różnica jest taka, że nigdy nie przekazywał ich dalej. Wolał wiedzieć wszystko o wszystkich, ale zachowywać to dla siebie. Nigdy nie wiadomo kiedy te informacje mogą się przydać. Najpewniej nigdy, ale każdy ma jakieś dziwactwa. Dlatego też postanowił wygospodarować trochę czasu i spędzić go ze swoją kuzynką. Nie można cały czas pracować, nie można też w każdej wolnej chwili pić whisky z którymś ze znajomych. Czasami fajnie odpocząć w nieco inny sposób. Niedługo będzie żonaty i zapewne będzie miał jeszcze mniej czasu na spotykanie się z rodziną. Żona przecież nie może siedzieć non stop sama w domu. Właściwie to słowo jeszcze nie przechodziło mu przez gardło. Nie wyobrażał sobie obrączki na swoim palcu. Może już dobijał do trzydziestki, więc powinien się ustatkować i jak najbardziej spodziewać się takiego posunięcia ze strony rodziny. Jednak paradoksalnie tworzyło to w nim jakieś dziwne złudzenie, że może jakoś wywinie się od tego obowiązku. Skoro już tyle się uchował. Może po prostu ich nestor miał taki styl, że czekał długo z podejmowaniem decyzji jeśli chodzi o kawalerów, ale nadzieja jednak jest tym, co umiera ostatnie. Teleportował się w okolice kawiarni i spojrzał na zegarek. Miał jeszcze chwilę do umówionej godziny. Wręcz był dumny, że tym razem się nie spóźnił. Zajął miejsce gdzieś w rogu i zamówił czarną kawę. Zerknął znów na zegarek jakby od tego czas miał przyspieszyć.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lord Nott był moim kuzynem, a z rodziną powinno się utrzymywać przyjazne stosunki. Dlatego, gdy tylko dostałam zaproszenie na spotkanie w kawiarni, od razu się na nie zgodziłam. Po pierwsze dlatego, że tak wypadało, a po drugie, że lord Nott był dla mnie zawsze miły i spędzenie z nim chwili wolnego czasu było dla mnie przyjemnością. Dlatego w domu wyszykowałam się starannie i opatulając w futerko płaszczyku, korzystając z sieci Fiuu przeniosłam się do Londynu. A tam, już piechotą dotarłam do wskazanej przez kuzyna kawiarni. Chwilę przed wejściem do środka, spojrzałam jeszcze na zegarek, czy aby byłam punktualnie. Wszystko się zgadzało, dlatego z wysoko uniesioną głową weszłam do środka. Rozejrzałam się, szukając Nicholasa, ujrzałam go dopiero po chwili, siedzącego w rogu kawiarni. Chyba był tutaj już od jakiegoś czasu, miałam szczerą nadzieję, że długo mnie nie oczekiwał. Podeszłam do niego, nim się obejrzał, już stałam obok.
- Kuzynie - powitałam go, dygając na przywitanie.
Gdy pomógł mi z płaszczem, zasiadłam przy stole, układając na kolanach swoje rękawiczki. Siedziałam prosto, co jakiś czas na niego spoglądając. Wyglądał tak dojrzale, chociaż miałam wrażenie, że od kilku lat absolutnie się nie zmienił. Zupełnie nie pamiętałam jak wyglądał kiedyś, jakby czas się dla niego zatrzymał. Może chował swój wygląd dla przyszłej małżonki, aby i ona mogła nacieszyć się młodym, przystojnym i nadal dobrze wyglądającym Nottem? Kto wie, kto wie? A może w tajemnicy zażywał eliksir odmładzający?
- Dziękuje za zaproszenie - powiedziałam w końcu, gdy zapadła między nami zbyt długa chwila ciszy. - Było mi naprawdę miło ujrzeć list od ciebie, tak dawno do mnie nie pisałeś. Po ostatnich wydarzeniach sądzę, że rodzina powinna trzymać się razem.
Oczywiście nawiązywałam do ostatniej tragedii, jaka wydarzyła się kilka dni temu na sylwestrowym sabacie. Nadal nie mogę w to uwierzyć, na własne oczy tego na szczęście nie widziałam, ale szok jaki mnie ogarnął trzymał mnie po części do dnia dzisiejszego. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że ani nestor rodu Nott, ani tym bardziej Parkinson, nie ucierpieli.
- Czy jakaś szczególna okazja kierowała tobą, gdy wysyłałeś do mnie ten list z zaproszeniem? - zapytałam, gdy podszedł do nas ponownie kelner.
- Kuzynie - powitałam go, dygając na przywitanie.
Gdy pomógł mi z płaszczem, zasiadłam przy stole, układając na kolanach swoje rękawiczki. Siedziałam prosto, co jakiś czas na niego spoglądając. Wyglądał tak dojrzale, chociaż miałam wrażenie, że od kilku lat absolutnie się nie zmienił. Zupełnie nie pamiętałam jak wyglądał kiedyś, jakby czas się dla niego zatrzymał. Może chował swój wygląd dla przyszłej małżonki, aby i ona mogła nacieszyć się młodym, przystojnym i nadal dobrze wyglądającym Nottem? Kto wie, kto wie? A może w tajemnicy zażywał eliksir odmładzający?
- Dziękuje za zaproszenie - powiedziałam w końcu, gdy zapadła między nami zbyt długa chwila ciszy. - Było mi naprawdę miło ujrzeć list od ciebie, tak dawno do mnie nie pisałeś. Po ostatnich wydarzeniach sądzę, że rodzina powinna trzymać się razem.
Oczywiście nawiązywałam do ostatniej tragedii, jaka wydarzyła się kilka dni temu na sylwestrowym sabacie. Nadal nie mogę w to uwierzyć, na własne oczy tego na szczęście nie widziałam, ale szok jaki mnie ogarnął trzymał mnie po części do dnia dzisiejszego. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że ani nestor rodu Nott, ani tym bardziej Parkinson, nie ucierpieli.
- Czy jakaś szczególna okazja kierowała tobą, gdy wysyłałeś do mnie ten list z zaproszeniem? - zapytałam, gdy podszedł do nas ponownie kelner.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dopiero po chwili zdjął płaszcz. Zmarzł na zewnątrz i trochę żałował, że później nie będzie mógł teleportować się prosto do domu. Zawsze będzie trzeba przejść ten kawałek, a jakoś nie lubił spacerów w styczniu. Już wolał pluchę, która panowała na Wyspach przez resztę roku. Zima nie należało do jego ulubionych pór. We wnętrzu kawiarenki było jednak cieplutko i przytulnie. Gdy pojawiła się przed nim ulubiona czarna kawa wiedział, że bardzo chętnie zostanie tutaj na dłużej. Zagadał nawet do kelnerki, która była całkiem ładna i odwrócił za nią, gdy odchodziła. Z kontemplacji kobiecych kształtów wyrwał go głos kuzynki. Jak dobrze, że nie był umówiony tutaj na jakąś randkę, bo wtedy zapewne zaczerwieniłby się jak jakaś panienka ze wstydu. Odwrócił głowę i się uśmiechnął widząc Lady Parkinson.
- Victorio – rzucił na powitanie wstając i poczęstował ją szczerym uśmiechem. Następnie pomógł jej zdjąć płaszcz i odsunął krzesło. Skinął na kelnerkę, żeby przyniosła dziewczynie menu. I już się uśmiechnął na myśl, że będzie usilnie namawiał ją na jakieś ciastko.
- Jak najbardziej – odpowiedział wzdychając. Nie chciał, żeby rozmowa skierowała się na ten temat, ale chyba jednak musiała. To była tragedia i dla wszystkich szlachetnych rodów, które straciły swoich nestorów jak i dla całej arystokracji, której polityka mogłaby nagle stracić swoją stabilność. Nestorzy znali się bardzo dobrze. Potrafili współpracować i mieli jakieś swoje sekrety, których nie zdradzali innym członkom swoich rodów. Teraz umarły one wraz z nimi. Teraz jak nigdy wcześniej arystokracja powinna trzymać się razem, bo wraz z kilkoma starcami straciła część swoich wpływów i to najbardziej martwiło Nicholasa. Cieszył się, że Lord Nott nie był w tym momencie razem z tą grupką starszyzny. Jednak noworocznego sabatu nie można uznać za udany ze względu na ten incydent. Skoro można dorwać arystokratów we własnym domu to czy bezpiecznie jest na ulicy? - To ciężki okres dla nas wszystkich – dodał po chwili.
- Stęskniłem się za widokiem mojej pięknej kuzynki. Z wiadomych względów na ostatnim sabacie zdążyliśmy tylko wymienić uprzejmości, a ciekaw jestem czy wszystko jest w najlepszym porządku – odpowiedział na pytanie delikatnie się uśmiechając. Miał nadzieję, że dzięki temu zmienią temat na jakiś bardziej przyjazny.
- Victorio – rzucił na powitanie wstając i poczęstował ją szczerym uśmiechem. Następnie pomógł jej zdjąć płaszcz i odsunął krzesło. Skinął na kelnerkę, żeby przyniosła dziewczynie menu. I już się uśmiechnął na myśl, że będzie usilnie namawiał ją na jakieś ciastko.
- Jak najbardziej – odpowiedział wzdychając. Nie chciał, żeby rozmowa skierowała się na ten temat, ale chyba jednak musiała. To była tragedia i dla wszystkich szlachetnych rodów, które straciły swoich nestorów jak i dla całej arystokracji, której polityka mogłaby nagle stracić swoją stabilność. Nestorzy znali się bardzo dobrze. Potrafili współpracować i mieli jakieś swoje sekrety, których nie zdradzali innym członkom swoich rodów. Teraz umarły one wraz z nimi. Teraz jak nigdy wcześniej arystokracja powinna trzymać się razem, bo wraz z kilkoma starcami straciła część swoich wpływów i to najbardziej martwiło Nicholasa. Cieszył się, że Lord Nott nie był w tym momencie razem z tą grupką starszyzny. Jednak noworocznego sabatu nie można uznać za udany ze względu na ten incydent. Skoro można dorwać arystokratów we własnym domu to czy bezpiecznie jest na ulicy? - To ciężki okres dla nas wszystkich – dodał po chwili.
- Stęskniłem się za widokiem mojej pięknej kuzynki. Z wiadomych względów na ostatnim sabacie zdążyliśmy tylko wymienić uprzejmości, a ciekaw jestem czy wszystko jest w najlepszym porządku – odpowiedział na pytanie delikatnie się uśmiechając. Miał nadzieję, że dzięki temu zmienią temat na jakiś bardziej przyjazny.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Również tak myślałam. Chociaż atak na nestorów nie dotyczył nas bezpośrednio, to musieliśmy trzymać się razem, aby zapobiec kolejnym tragediom. Nadal nie mogłam uwierzyć, że ochrona na sabacie tak bardzo zawiodła. Jakim cudem znalazł się tam ktoś, kto zagroził naszemu społeczeństwu? Czy wrogowie są wśród nas? Westchnęłam cicho, nie chciałam o tym myśleć, że któryś z moich znajomych mógłby mieć takie powiązania. Przecież była tam sama SZLACHTA! Nie mogłam tego pojąć.
Ta osoba, która to zrobiła, nie działała sama. A ja mam nadzieję, że odpowiednie osoby się tym zajmą, a reszta wyciągnie wnioski, aby więcej nie doszło do takiej tragedii - stwierdziłam. - Nie chciałabym opłakiwać swojego nestora. Ale, nie mówmy już o tak przykrych rzeczach.
Uśmiechnęłam się na komplement, pozwalając, aby delikatne rumienie wpłynęły na moje policzki. Miło było słyszeć tyle miłych słów od własnego kuzyna. Nicholas zawsze był dla mnie taki miły, pomimo różnicy wieku, bo przecież mógł mnie traktować jeszcze jak dziecko, którym przecież przestałam już być. Chociaż jego oczach nadal miałam prawo nim pozostać.
- Dziękuję - rzekłam tylko. - U mnie wszystko dobrze, staram się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty. Dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Ale proszę, opowiedz mi także, co u ciebie. Jest coś o czym powinnam wiedzieć, a nie dotarło to jeszcze do moich uszu?
Spojrzałam na niego, chociaż nie okazywałam zbytniego zainteresowania, a przynajmniej nie tyle niż powinnam, to byłam niezwykle ciekawa jak układa mu się w życiu. Chodziły plotki, że nestor Nottów wziął się “w końcu” za młodych członków swojej rodziny i planuje znaleźć im wszystkim partnerki. Czy Nicholas i tym razem wywinie się od rodowego obowiązku?
- Ah, byłabym zapomniała. Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się, że idę na spotkanie z tobą, poprosili, abym przekazała ci pozdrowienia. Olivier ostatnio zajmuje cały ich czas, ojciec poświęca bardzo dużo uwagi mojemu młodszemu bratu. Ale nie ma się czemu dziwić, rośnie młody panicz. Już widać, że Parkinson - uśmiechnęłam się lekko.
Już dawno przestałam mieć żal do rodziców, że ja nigdy nie byłam przez nich traktowana jak “ich” dziecko. Zaakceptowałam ten stan rzeczy i nawet potrafiłam cieszyć się z faktu, że mój młodszy brat ma u ich boku naprawdę dobrze.
Ta osoba, która to zrobiła, nie działała sama. A ja mam nadzieję, że odpowiednie osoby się tym zajmą, a reszta wyciągnie wnioski, aby więcej nie doszło do takiej tragedii - stwierdziłam. - Nie chciałabym opłakiwać swojego nestora. Ale, nie mówmy już o tak przykrych rzeczach.
Uśmiechnęłam się na komplement, pozwalając, aby delikatne rumienie wpłynęły na moje policzki. Miło było słyszeć tyle miłych słów od własnego kuzyna. Nicholas zawsze był dla mnie taki miły, pomimo różnicy wieku, bo przecież mógł mnie traktować jeszcze jak dziecko, którym przecież przestałam już być. Chociaż jego oczach nadal miałam prawo nim pozostać.
- Dziękuję - rzekłam tylko. - U mnie wszystko dobrze, staram się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty. Dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Ale proszę, opowiedz mi także, co u ciebie. Jest coś o czym powinnam wiedzieć, a nie dotarło to jeszcze do moich uszu?
Spojrzałam na niego, chociaż nie okazywałam zbytniego zainteresowania, a przynajmniej nie tyle niż powinnam, to byłam niezwykle ciekawa jak układa mu się w życiu. Chodziły plotki, że nestor Nottów wziął się “w końcu” za młodych członków swojej rodziny i planuje znaleźć im wszystkim partnerki. Czy Nicholas i tym razem wywinie się od rodowego obowiązku?
- Ah, byłabym zapomniała. Rodzice, gdy tylko dowiedzieli się, że idę na spotkanie z tobą, poprosili, abym przekazała ci pozdrowienia. Olivier ostatnio zajmuje cały ich czas, ojciec poświęca bardzo dużo uwagi mojemu młodszemu bratu. Ale nie ma się czemu dziwić, rośnie młody panicz. Już widać, że Parkinson - uśmiechnęłam się lekko.
Już dawno przestałam mieć żal do rodziców, że ja nigdy nie byłam przez nich traktowana jak “ich” dziecko. Zaakceptowałam ten stan rzeczy i nawet potrafiłam cieszyć się z faktu, że mój młodszy brat ma u ich boku naprawdę dobrze.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nick ciągle miał Victorię za dziecko. Po prostu nie wypadało tego okazywać w jakiś bardziej jawny sposób niż patrząc trochę przez palce na to co mówi, czy robi. Była młodą kobietą, ale tak naprawdę to jeszcze nieopierzone pisklę. Właściwie sam też siebie miał za młodego, mimo że starszyzna była innego zdania skoro tak usilnie naciskali na to, żeby się ustatkował.
- Wybacz, że długo się nie odzywałem. Mam naprawdę dużo pracy w Ministerstwie, ale to rzecz jasna żadne usprawiedliwienie – dodał jeszcze i delikatnie się uśmiechnął. – Dużo się zmieniło? Szczerze mówiąc zaczyna mnie trochę przerażać to jak szybko czas leci. Jeszcze niedawno moim największym problemem był egzamin z eliksirów – uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że dla niej to jeszcze bardziej niedaleka przeszłość. Jednak teraz byli dorośli i mieli inne problemy. Tym bardziej, że czasy były mroczne i nie zdawało się jakoby miało się to zmienić na lepsze. A wręcz przeciwnie.
- U mnie wszystko po staremu, dużo pracuję, ale nie ma co zanudzać Cię polityką, moja droga. Jeśli nie dotarło to jeszcze do Ciebie to żenię się. Ale to nic takiego. Nestor się uparł, więc muszę w końcu spełnić obowiązek – dodał wzruszając ramionami jakby nie uważał, że to wydarzenie wywróci jego życie do góry nogami. A niestety tak właśnie sądził. Musi teraz odnaleźć się w roli męża, a później zapewne ojca, a nie sabatowego bawidamka, którym był, a nie tylko bywał.
- Och, w takim razie przekaż rodzicom i moje pozdrowienia – odpowiedział, bo w końcu tak wypadało. Miał szacunek do rodziny swojej matki, mimo że nigdy nie zdążył jej poznać. Może właśnie dlatego ważny był dla niego kontakt z Parkinsonami, bo w końcu to jednak była jakaś część jego. – Pewnie rośnie jak na drożdżach i już bym go nie poznał – dodał jeszcze uśmiechając się na myśl o dziecku. Lubił dzieci, co nie oznacza, że chciał w najbliższym czasie mieć własne. Uważał, że na to jak najbardziej jeszcze ma czas i nie ma się z czym spieszyć.
- Powiedz jeszcze czego się napijesz i czy skusisz się na jakieś ciastko? – zapytał, bo w końcu siedzieli tu już jakąś chwilę, jego kawa była już zapewne zimna, a kobieta nie zamówiła niczego.
- Wybacz, że długo się nie odzywałem. Mam naprawdę dużo pracy w Ministerstwie, ale to rzecz jasna żadne usprawiedliwienie – dodał jeszcze i delikatnie się uśmiechnął. – Dużo się zmieniło? Szczerze mówiąc zaczyna mnie trochę przerażać to jak szybko czas leci. Jeszcze niedawno moim największym problemem był egzamin z eliksirów – uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że dla niej to jeszcze bardziej niedaleka przeszłość. Jednak teraz byli dorośli i mieli inne problemy. Tym bardziej, że czasy były mroczne i nie zdawało się jakoby miało się to zmienić na lepsze. A wręcz przeciwnie.
- U mnie wszystko po staremu, dużo pracuję, ale nie ma co zanudzać Cię polityką, moja droga. Jeśli nie dotarło to jeszcze do Ciebie to żenię się. Ale to nic takiego. Nestor się uparł, więc muszę w końcu spełnić obowiązek – dodał wzruszając ramionami jakby nie uważał, że to wydarzenie wywróci jego życie do góry nogami. A niestety tak właśnie sądził. Musi teraz odnaleźć się w roli męża, a później zapewne ojca, a nie sabatowego bawidamka, którym był, a nie tylko bywał.
- Och, w takim razie przekaż rodzicom i moje pozdrowienia – odpowiedział, bo w końcu tak wypadało. Miał szacunek do rodziny swojej matki, mimo że nigdy nie zdążył jej poznać. Może właśnie dlatego ważny był dla niego kontakt z Parkinsonami, bo w końcu to jednak była jakaś część jego. – Pewnie rośnie jak na drożdżach i już bym go nie poznał – dodał jeszcze uśmiechając się na myśl o dziecku. Lubił dzieci, co nie oznacza, że chciał w najbliższym czasie mieć własne. Uważał, że na to jak najbardziej jeszcze ma czas i nie ma się z czym spieszyć.
- Powiedz jeszcze czego się napijesz i czy skusisz się na jakieś ciastko? – zapytał, bo w końcu siedzieli tu już jakąś chwilę, jego kawa była już zapewne zimna, a kobieta nie zamówiła niczego.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Za pięć miesięcy miałam dopiero skończyć dwadzieścia lat, nic więc dziwnego, że moje starsze kuzynostwo uważało mnie jeszcze za dziecko. Cieszyłam się jednak, że absolutnie nie okazują mi tego w towarzystwie i pozwalają poczuć się jak prawdziwa kobieta, dama, która bryluje wśród szlachty. Chociaż swój debiut miałam już, niecałe, dwa lata temu i powinnam być już uważana za dorosłą osobę, to nadal w wielu przypadkach tak nie było.
- Nie masz mnie za co przepraszać, kuzynie - zaprzeczyłam. - Doskonale rozumiem, że praca w Ministerstwie musi być niezwykle wciągająca. Nie musisz mi o tym mówić, przypomnę ci, że sama niedawno pisałam końcowe egzaminy.
Uśmiechnęłam się na to przemiłe wspomnienie, ponieważ jak wiadomo, akurat z eliksirów nigdy nie miałam większych problemów. Chociaż oprócz tego w moim życiu naprawdę dużo się zmieniło, miałam nadzieję, że na lepsze.
- No właśnie chciałam to od ciebie usłyszeć - kiwnęłam lekko głową. - Słyszałam, ucieszyłam się, że w końcu będziesz miał partnerkę, ale i trochę mnie to zdziwiło, kuzynie. Odkąd pamiętam, zawsze uciekałeś od tego obowiązku. Ale już pora, prawda?
Nicholas miał naprawdę szczęście, że nestor Nottów nie przymusił go do ślubu wcześniej, a pozwolił się rozwinąć, zdobyć stabilną pracę, poszerzać swoje zainteresowania. Jednak w końcu przyszedł czas, aby i on w końcu się ożenił i aby jego partnerka urodziła mu potomka.
- Oczywiście, przekażę. Dziękuje - odpowiedziałam. - Olivier? Tak, jest już dużym chłopcem. Rodzice bardzo o niego dbają, niemalże chuchają i dmuchają co krok. Nie chcą, aby powtórzyła się ta sama sytuacja co z… Aaronem. Przepadali go już chyba na obecność wszystkich chorób, wygląda na to, że na całe szczęście, jest zdrów.
Chociaż jemu się udało. Jedyny syn z całej czwórki wyglądał na to, że w końcu będzie miał okazję przeżyć i wydać na świat kolejnego Parkinsona. Mimo że ojciec będzie już wtedy starszy, to ciągle liczył, że doczeka się pierwszego męskiego wnuka, który będzie nosił jego nazwisko.
- Chętnie napiję się herbaty, trochę zmarzłam. I chętnie zjem ciastko, ale zamów proszę również, nie chcę jeść sama - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
Po chwili przy naszym stoliku pojawił się kelner, a kiedy ja złożyłam swoje zamówienie czekał na decyzję również lorda Notta, by potem oddalić się i ponownie zostawić nas samych.
- Nie masz mnie za co przepraszać, kuzynie - zaprzeczyłam. - Doskonale rozumiem, że praca w Ministerstwie musi być niezwykle wciągająca. Nie musisz mi o tym mówić, przypomnę ci, że sama niedawno pisałam końcowe egzaminy.
Uśmiechnęłam się na to przemiłe wspomnienie, ponieważ jak wiadomo, akurat z eliksirów nigdy nie miałam większych problemów. Chociaż oprócz tego w moim życiu naprawdę dużo się zmieniło, miałam nadzieję, że na lepsze.
- No właśnie chciałam to od ciebie usłyszeć - kiwnęłam lekko głową. - Słyszałam, ucieszyłam się, że w końcu będziesz miał partnerkę, ale i trochę mnie to zdziwiło, kuzynie. Odkąd pamiętam, zawsze uciekałeś od tego obowiązku. Ale już pora, prawda?
Nicholas miał naprawdę szczęście, że nestor Nottów nie przymusił go do ślubu wcześniej, a pozwolił się rozwinąć, zdobyć stabilną pracę, poszerzać swoje zainteresowania. Jednak w końcu przyszedł czas, aby i on w końcu się ożenił i aby jego partnerka urodziła mu potomka.
- Oczywiście, przekażę. Dziękuje - odpowiedziałam. - Olivier? Tak, jest już dużym chłopcem. Rodzice bardzo o niego dbają, niemalże chuchają i dmuchają co krok. Nie chcą, aby powtórzyła się ta sama sytuacja co z… Aaronem. Przepadali go już chyba na obecność wszystkich chorób, wygląda na to, że na całe szczęście, jest zdrów.
Chociaż jemu się udało. Jedyny syn z całej czwórki wyglądał na to, że w końcu będzie miał okazję przeżyć i wydać na świat kolejnego Parkinsona. Mimo że ojciec będzie już wtedy starszy, to ciągle liczył, że doczeka się pierwszego męskiego wnuka, który będzie nosił jego nazwisko.
- Chętnie napiję się herbaty, trochę zmarzłam. I chętnie zjem ciastko, ale zamów proszę również, nie chcę jeść sama - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
Po chwili przy naszym stoliku pojawił się kelner, a kiedy ja złożyłam swoje zamówienie czekał na decyzję również lorda Notta, by potem oddalić się i ponownie zostawić nas samych.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Victoria była już młodą kobietą, a nie dziewczynką i właściwie to chyba zdawał sobie z tego sprawę. Przynajmniej do pewnego stopnia. Jednak sam się odmładzał sądząc, że jest dzieckiem, bo przecież dopiero parę lat temu skończyła Hogwart. W dodatku była w wieku jego siostry, a siostrę to nawet za piętnaście czy dwadzieścia lat, gdy już dawno będzie mężatką będzie uważał za dziecko. Kochał ją i troska przysłaniała mijające lata. Victorię widział zdecydowanie mniej często i może dlatego łatwiej było mu pogodzić się z mijającym czasem. Jednak była dla niego bardzo ważna, bo przecież była jego kuzynką. Traktował więc ją niemalże jak młodszą siostrę.
- „Wciągająca” to chyba nie jest najlepsze słowo, ale nie łapmy się za słówka. Tym bardziej, że chcesz usprawiedliwiać moje zaniedbanie [/]b] – odpowiedział delikatnie się uśmiechając. To było miłe, że nie czyniła mu wyrzutów za to, że nieco zaniedbywał obowiązki rodzinne ze względu na obowiązki służbowe. –[b] Rodzina jest najważniejsza – odpowiedział spoglądając na nią pogodnie. A po chwili cicho się zaśmiał. – Ale Ty nie miałaś problemów z eliksirami. Ja do tej pory pamiętam ten stres przed każdą lekcją. Parkinsonowie mają smykałkę do tych wszystkich mikstur we krwi chyba. A tego akurat po matce nie odziedziczyłem – odpowiedział oczywiście myśląc o jej pracy nad różnymi zapachami i tworzeniu perfum. Na nim to robiło wrażenie, ale nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby był Parkinsonem. Na pewno nie pociągałyby go kwestie mody na tyle, by kultywowanie rodzinnych tradycji sprawiało mu przyjemność. Cieszył się, że nazwisko odziedziczył jednak po ojcu. Zaśmiał się po raz kolejny, gdy na jej odpowiedź na informację o zaręczynach. Chyba wszystkie panny, z którymi spotykał się w ostatnich dniach chciały wyciągnąć od niego właśnie tę informację. Jak najbardziej jej nie ukrywał. Pojawił się w końcu z Astorią u boku na sabacie, ale jednak wśród tragicznych wydarzeń coś takiego jak zaręczyny bratanka gospodyni jak najbardziej mogło umknąć uwadze. Młode damy ekscytowały się ślubem jakby było to niewiadomo co. Był ciekaw czy Astoria też plotkuje teraz z przyjaciółkami o wyborze odpowiedniego modelu sukni. Na pewno uda się z tym problemem do Parkinsonów.
- Chyba wszyscy wiedzą, że na mnie to odpowiednia pora nie przyjdzie nigdy. Wszyscy oprócz lorda Notta, któremu chyba zaszedłem za skórę nawet śmiercią poprzedniej narzeczonej. Muszę go trochę udobruchać, dlatego nie protestowałem nawet przed szybką datą ślubu. Niby mówi się, że ożeń syna kiedy chcesz, a córkę wydaj kiedy możesz, ale… moja niechęć do zobowiązania jakim jest małżeństwo już chyba zaczynała żyć swoim życiem jako jakaś legenda, której nestor chciał położyć kres. No i mu się udało. Protesty nie zostały tym razem przyjęte – odpowiedział wzruszając tylko ramionami. Właściwie to rzeczywiście uważał, że to nic takiego. Nie chciał mówić, o swoich przypuszczeniach, że nestor musiał dostać coś wyjątkowego od Lorda Malfoya skoro zgodził się tak łatwo na jego związek z kobietą, która już dawno powinna być żoną i matką. Szybki ślub raczej nie był chęcią pozbycia się niepokornego kawalera z rodziny a uchronieniem Malfoyówny przed staropanieństwem.
- Na szczęście. Choroby genetyczne są straszną przypadłością… - powiedział zaraz po tym jak lekko spochmurniał. Pomyślał o Beatrice, która teraz pewnie byłaby już nie tylko najlepszą przyjaciółką ale i jego małżonką. Gdyby nie choroba.
- Podobno mają tu pyszne ciasto cytrynowe – dodał i oczy mu się zabłyszczały, mimo że jakimś amatorem słodyczy to nie był. Następnie zamówił kolejną czarną kawę i wspomniane ciastko.
- „Wciągająca” to chyba nie jest najlepsze słowo, ale nie łapmy się za słówka. Tym bardziej, że chcesz usprawiedliwiać moje zaniedbanie [/]b] – odpowiedział delikatnie się uśmiechając. To było miłe, że nie czyniła mu wyrzutów za to, że nieco zaniedbywał obowiązki rodzinne ze względu na obowiązki służbowe. –[b] Rodzina jest najważniejsza – odpowiedział spoglądając na nią pogodnie. A po chwili cicho się zaśmiał. – Ale Ty nie miałaś problemów z eliksirami. Ja do tej pory pamiętam ten stres przed każdą lekcją. Parkinsonowie mają smykałkę do tych wszystkich mikstur we krwi chyba. A tego akurat po matce nie odziedziczyłem – odpowiedział oczywiście myśląc o jej pracy nad różnymi zapachami i tworzeniu perfum. Na nim to robiło wrażenie, ale nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby był Parkinsonem. Na pewno nie pociągałyby go kwestie mody na tyle, by kultywowanie rodzinnych tradycji sprawiało mu przyjemność. Cieszył się, że nazwisko odziedziczył jednak po ojcu. Zaśmiał się po raz kolejny, gdy na jej odpowiedź na informację o zaręczynach. Chyba wszystkie panny, z którymi spotykał się w ostatnich dniach chciały wyciągnąć od niego właśnie tę informację. Jak najbardziej jej nie ukrywał. Pojawił się w końcu z Astorią u boku na sabacie, ale jednak wśród tragicznych wydarzeń coś takiego jak zaręczyny bratanka gospodyni jak najbardziej mogło umknąć uwadze. Młode damy ekscytowały się ślubem jakby było to niewiadomo co. Był ciekaw czy Astoria też plotkuje teraz z przyjaciółkami o wyborze odpowiedniego modelu sukni. Na pewno uda się z tym problemem do Parkinsonów.
- Chyba wszyscy wiedzą, że na mnie to odpowiednia pora nie przyjdzie nigdy. Wszyscy oprócz lorda Notta, któremu chyba zaszedłem za skórę nawet śmiercią poprzedniej narzeczonej. Muszę go trochę udobruchać, dlatego nie protestowałem nawet przed szybką datą ślubu. Niby mówi się, że ożeń syna kiedy chcesz, a córkę wydaj kiedy możesz, ale… moja niechęć do zobowiązania jakim jest małżeństwo już chyba zaczynała żyć swoim życiem jako jakaś legenda, której nestor chciał położyć kres. No i mu się udało. Protesty nie zostały tym razem przyjęte – odpowiedział wzruszając tylko ramionami. Właściwie to rzeczywiście uważał, że to nic takiego. Nie chciał mówić, o swoich przypuszczeniach, że nestor musiał dostać coś wyjątkowego od Lorda Malfoya skoro zgodził się tak łatwo na jego związek z kobietą, która już dawno powinna być żoną i matką. Szybki ślub raczej nie był chęcią pozbycia się niepokornego kawalera z rodziny a uchronieniem Malfoyówny przed staropanieństwem.
- Na szczęście. Choroby genetyczne są straszną przypadłością… - powiedział zaraz po tym jak lekko spochmurniał. Pomyślał o Beatrice, która teraz pewnie byłaby już nie tylko najlepszą przyjaciółką ale i jego małżonką. Gdyby nie choroba.
- Podobno mają tu pyszne ciasto cytrynowe – dodał i oczy mu się zabłyszczały, mimo że jakimś amatorem słodyczy to nie był. Następnie zamówił kolejną czarną kawę i wspomniane ciastko.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Westchnęłam cicho, kręcąc głową. Ile razy miałam powtarzać, że przecież wcale mnie nie zaniedbywał i nie robił nic złego. Rozumiałam przecież, że ma dużo pracy i nie wymagałam od niego, aby bywał na każde moje zawołanie.
- Przestań już, Nicholasie - zwróciłam się do niego łagodnie. - Ponieważ zaraz mnie urazisz, kiedy ja cię zapewniam, że nic się nie stało, to ty nadal swoje, jakbyś absolutnie mnie nie słuchał.
Skarciłam go lekko. Ale tak lekko, lekko, aby wiedział, że nie chcę by się obwiniał. Skoro zwykłe słowa nie działały, to niestety, ale musiałam sięgnąć po cięższą artylerię. A w tym przypadku, była to moja duma. Wysłuchałam go uważnie, uśmiechając się ciepło. Gdy ja zaczynałam Hogwart, Nicholasa już w nim nie było i nawet jeśli bym chciała, to nie byłabym w stanie mu pomóc. Wybrnął jednak z tych całych eliksirów, zdając egzaminy.
- To, że radziłam sobie z eliksirami nie znaczy, że równie dobrze radziłam sobie z innymi przedmiotami - stwierdziłam. - Na wielkim farcie przechodziłam przez transmutację, ile nocy nad tym przesiedziałam, by zdać egzaminy, to nawet nie jesteś w stanie zliczyć.
Słuchając jego słów o małżeństwie, nie ukrywałam swojego rozbawienia. A już kompletny uśmiech na mojej twarzy, wywołanie stwierdzenie o legendzie, jaką jest wymigiwanie się mojego kuzyna z rodzinnego obowiązku. Co jakiś czas kiwałam lekko głową, zgadzając się z jego słowami. Być może zaszedł swojemu nestorowi za skórę, bardzo dobrze, że nie protestował i pozwolił, aby w końcu ktoś postawił go przed tą sytuacją. Poniekąd obawiałam się, że mój drogi kuzyn nigdy nie znajdzie sobie kobiety. Nie chciałabym, aby został sam i zdziczał. Tylko obok partnerki, mężczyzna nadal pozostawał mężczyzną. Inaczej zamieniał się w starego zgreda. Takie było moje zdanie.
- I bardzo dobrze, że protesty nie zostały przyjęte - stwierdziłam spokojnie. - Już pora, lordzie, na wypełnienie swoich obowiązków. Nikogo to nie ominie. Ja tylko czekam, aż mój ojciec znajdzie dla mnie mężczyznę. Słyszałam plotki, że coś się szykuje, a sam ojciec jest ostatnio dosyć tajemniczy. Znaczy, nigdy nie darzył mnie żadnymi informacjami, jeśli nie było to bardzo konieczne, wiesz jaki jest mój ojciec. Ale… teraz to już zdecydowanie coś się świeci. Takie mam przeczucia, wiesz, kobieca intuicja.
Obok kuzyna potrafiłam się otworzyć. Mówiłam zdecydowanie więcej, niż gdy byłam w towarzystwie. Nawet przy rodzicach odzywałam się zdecydowanie mniej, woląc milczeć, niż zostać zganioną za zbyt śmiałe wyrażanie swojej opinii. Tym bardziej, jeśli nikt mojego zdania nie chciał poznać. Przy Nicholasie czułam, że mogę sobie na to pozwolić. Wiedziałam, że dla niego moje zdanie jest ważne. A przynajmniej zdecydowanie ważniejsze, niż dla mojego ojca.
Na wspomnienie o chorobach genetycznych kiwnęłam lekko głową. Zawsze na to wspomnienie robiło mi się niezwykle przykro. Stokroć wolałabym, aby Klątwa Ondyny doparła mnie, a nie Aarona. Oddałabym swoje życie, aby on nadal mógł się nim cieszyć. Ale niestety tak się nie stało. Nie wiele było ludzi, za których oddałabym życie.
- Ciasto cytrynowe, powiadasz? - rozchmurzyłam się lekko, gdy kelner do nas podszedł. - To ja poproszę i herbatę.
Gdy zamówienie się przed nami pojawiło, z wielką chęcią zanurzyłam swój widelczyk w cytrynowym przysmaku. Było bardzo dobre, tak jak mój kuzyn powiedział. Uniosłam lekko głowę, spoglądając na niego, a potem nagle uśmiechnęłam się ciekawsko.
- To opowiedz mi o tej swojej partnerce, lady Malfoy, prawda? Jaka jest? Czujesz się przy niej dobrze? - zapytałam.
Zależało mi na szczęściu kuzyna.
- Przestań już, Nicholasie - zwróciłam się do niego łagodnie. - Ponieważ zaraz mnie urazisz, kiedy ja cię zapewniam, że nic się nie stało, to ty nadal swoje, jakbyś absolutnie mnie nie słuchał.
Skarciłam go lekko. Ale tak lekko, lekko, aby wiedział, że nie chcę by się obwiniał. Skoro zwykłe słowa nie działały, to niestety, ale musiałam sięgnąć po cięższą artylerię. A w tym przypadku, była to moja duma. Wysłuchałam go uważnie, uśmiechając się ciepło. Gdy ja zaczynałam Hogwart, Nicholasa już w nim nie było i nawet jeśli bym chciała, to nie byłabym w stanie mu pomóc. Wybrnął jednak z tych całych eliksirów, zdając egzaminy.
- To, że radziłam sobie z eliksirami nie znaczy, że równie dobrze radziłam sobie z innymi przedmiotami - stwierdziłam. - Na wielkim farcie przechodziłam przez transmutację, ile nocy nad tym przesiedziałam, by zdać egzaminy, to nawet nie jesteś w stanie zliczyć.
Słuchając jego słów o małżeństwie, nie ukrywałam swojego rozbawienia. A już kompletny uśmiech na mojej twarzy, wywołanie stwierdzenie o legendzie, jaką jest wymigiwanie się mojego kuzyna z rodzinnego obowiązku. Co jakiś czas kiwałam lekko głową, zgadzając się z jego słowami. Być może zaszedł swojemu nestorowi za skórę, bardzo dobrze, że nie protestował i pozwolił, aby w końcu ktoś postawił go przed tą sytuacją. Poniekąd obawiałam się, że mój drogi kuzyn nigdy nie znajdzie sobie kobiety. Nie chciałabym, aby został sam i zdziczał. Tylko obok partnerki, mężczyzna nadal pozostawał mężczyzną. Inaczej zamieniał się w starego zgreda. Takie było moje zdanie.
- I bardzo dobrze, że protesty nie zostały przyjęte - stwierdziłam spokojnie. - Już pora, lordzie, na wypełnienie swoich obowiązków. Nikogo to nie ominie. Ja tylko czekam, aż mój ojciec znajdzie dla mnie mężczyznę. Słyszałam plotki, że coś się szykuje, a sam ojciec jest ostatnio dosyć tajemniczy. Znaczy, nigdy nie darzył mnie żadnymi informacjami, jeśli nie było to bardzo konieczne, wiesz jaki jest mój ojciec. Ale… teraz to już zdecydowanie coś się świeci. Takie mam przeczucia, wiesz, kobieca intuicja.
Obok kuzyna potrafiłam się otworzyć. Mówiłam zdecydowanie więcej, niż gdy byłam w towarzystwie. Nawet przy rodzicach odzywałam się zdecydowanie mniej, woląc milczeć, niż zostać zganioną za zbyt śmiałe wyrażanie swojej opinii. Tym bardziej, jeśli nikt mojego zdania nie chciał poznać. Przy Nicholasie czułam, że mogę sobie na to pozwolić. Wiedziałam, że dla niego moje zdanie jest ważne. A przynajmniej zdecydowanie ważniejsze, niż dla mojego ojca.
Na wspomnienie o chorobach genetycznych kiwnęłam lekko głową. Zawsze na to wspomnienie robiło mi się niezwykle przykro. Stokroć wolałabym, aby Klątwa Ondyny doparła mnie, a nie Aarona. Oddałabym swoje życie, aby on nadal mógł się nim cieszyć. Ale niestety tak się nie stało. Nie wiele było ludzi, za których oddałabym życie.
- Ciasto cytrynowe, powiadasz? - rozchmurzyłam się lekko, gdy kelner do nas podszedł. - To ja poproszę i herbatę.
Gdy zamówienie się przed nami pojawiło, z wielką chęcią zanurzyłam swój widelczyk w cytrynowym przysmaku. Było bardzo dobre, tak jak mój kuzyn powiedział. Uniosłam lekko głowę, spoglądając na niego, a potem nagle uśmiechnęłam się ciekawsko.
- To opowiedz mi o tej swojej partnerce, lady Malfoy, prawda? Jaka jest? Czujesz się przy niej dobrze? - zapytałam.
Zależało mi na szczęściu kuzyna.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ależ ona była uparta. Ale Nicka nie dość, że to nie irytowało to jeszcze uważał to za urocze. Naprawdę uważał, że Cassiusowi trafił się dobry materiał na narzeczoną. Śliczna, dobrze wychowana, w dodatku mająca na względzie dobro rodu. Ten jej upór, w dodatku w sprawie tak kurtuazyjnej jak jego przeprosiny był po prostu uroczy. Tak jakby prześcigali się w uprzejmościach i o mało nie wynikła z tego mała sprzeczka. Właściwie czuł się czasami tak jakby był jej bratem, a nie kuzynem i może właśnie z tego powodu postanowił odpuścić.
- W takim razie się poddaję – podniósł ręce do góry właśnie w geście poddania się i uśmiechnął się delikatnie. Jej obecność zdecydowanie wprawiała go w dobry nastrój i czuł się jakby był tak z dziesięć lat młodszy i po prostu się z nią przedrzeźniał jakiś podrostek, który szarpie za warkocze młodszą kuzynkę, gdy nikt nie patrzy. – Pod warunkiem, że kiedy będziesz miała ochotę się spotkać, czy będziesz miała jakiś problem to od razu się odezwiesz – powiedział już trochę groźnie. No jasne ustąpił jej, ale to nie znaczy, że nie będzie stawiał żadnych swoich warunków. W sumie to było mu po prostu głupio, że zaniedbuje relacje rodzinne. Co będzie jak już będzie żonaty… Starał się w tym momencie o tym nie myśleć, że będzie miał tak samo mało czasu dla żony dla reszty rodziny.
- Weź nie burz mi w głowie obrazu mojej genialnej kuzynki, co? – rzucił pół żartem pół serio. On z transmutacji był naprawdę dobry, czego nie można było powiedzieć o eliksirach. Do tej pory była to dla niego czarna magia (no na czarnej magii teraz już się trochę jednak znał). Właściwie teraz wiedział o sporządzaniu mikstur jeszcze mniej niż te kilka, a właściwie kilkanaście lat temu. Nie mógł się przyzwyczaić do tego, że jest już tak blisko tej magicznej trzydziestki. Widział jak dziewczyna go wyśmiewa. Dla niego nie było to ani trochę zabawne. Myślał, że rzeczywiście pozostanie kawalerem jeszcze długo, a najlepiej na zawsze. I był dumny z tego, że tak długo udało mu się odwlekać decyzję nestora co do tego, że najwyższy czas się ożenić.
- W takich rodzinach jak nasze kobiety bardzo szybko wydaje się za mąż. Mam nadzieję jednak, że przyszły narzeczony przypadnie Ci do gustu. Myślę, że Twój ojciec wydaje się na pierwszy rzut oka chłodny, ale nie pozwoliłby Cię skrzywdzić i wybierze Ci odpowiedniego kandydata. A może nawet pozwoli wybrać między jakimiś? – dodał chociaż sam w to wątpił. On niby miał możliwość przedstawienia jakiejkolwiek dobrze urodzonej narzeczonej nestorowi, ale był mężczyzną. Mało która kobieta miała wybór.
Ciasto cytrynowe i kolejna czarna kawa były zdecydowanie dobrym wyborem i miał nadzieję, że osłodzi mu to wywiad jaki przeprowadzała z nim w tym momencie Victoria. On w końcu wiedział, że musi się odpowiednio zachować w zaistniałej sytuacji, ale kuzynka wydawała się być tym podekscytowana co najmniej jakby to było jej małżeństwo, albo chociaż małżeństwo z miłości a nie związek aranżowany przez dwóch starców.
- ładna jest - - odpowiedział z uśmiecham jakby to miała być najważniejsza informacja – Praktycznie jej nie znam, ale wydaje się naprawdę dobrze wychowana, co dobrze wróży – dodał już poważniej. Jego partnerka musiała przecież się dobrze przy nim prezentować na różnych uroczystościach. – I w sumie to czuję się przy niej dziwnie skrępowany. Nasze pierwsze spotkanie, w którym wymieniliśmy ze sobą więcej słów niż zwykłe grzeczności to był dzień, w którym dałem jej pierścionek… – dodał lekko wzdychając. – Ale jakoś musze dać radę i ułożyć sobie życie już jako nie-kawaler – wzruszył ramionami i upił łyk kawy. Jak miał nie czuć się skrępowany jak kompletnie nic o niej nie wiedział.
- W takim razie się poddaję – podniósł ręce do góry właśnie w geście poddania się i uśmiechnął się delikatnie. Jej obecność zdecydowanie wprawiała go w dobry nastrój i czuł się jakby był tak z dziesięć lat młodszy i po prostu się z nią przedrzeźniał jakiś podrostek, który szarpie za warkocze młodszą kuzynkę, gdy nikt nie patrzy. – Pod warunkiem, że kiedy będziesz miała ochotę się spotkać, czy będziesz miała jakiś problem to od razu się odezwiesz – powiedział już trochę groźnie. No jasne ustąpił jej, ale to nie znaczy, że nie będzie stawiał żadnych swoich warunków. W sumie to było mu po prostu głupio, że zaniedbuje relacje rodzinne. Co będzie jak już będzie żonaty… Starał się w tym momencie o tym nie myśleć, że będzie miał tak samo mało czasu dla żony dla reszty rodziny.
- Weź nie burz mi w głowie obrazu mojej genialnej kuzynki, co? – rzucił pół żartem pół serio. On z transmutacji był naprawdę dobry, czego nie można było powiedzieć o eliksirach. Do tej pory była to dla niego czarna magia (no na czarnej magii teraz już się trochę jednak znał). Właściwie teraz wiedział o sporządzaniu mikstur jeszcze mniej niż te kilka, a właściwie kilkanaście lat temu. Nie mógł się przyzwyczaić do tego, że jest już tak blisko tej magicznej trzydziestki. Widział jak dziewczyna go wyśmiewa. Dla niego nie było to ani trochę zabawne. Myślał, że rzeczywiście pozostanie kawalerem jeszcze długo, a najlepiej na zawsze. I był dumny z tego, że tak długo udało mu się odwlekać decyzję nestora co do tego, że najwyższy czas się ożenić.
- W takich rodzinach jak nasze kobiety bardzo szybko wydaje się za mąż. Mam nadzieję jednak, że przyszły narzeczony przypadnie Ci do gustu. Myślę, że Twój ojciec wydaje się na pierwszy rzut oka chłodny, ale nie pozwoliłby Cię skrzywdzić i wybierze Ci odpowiedniego kandydata. A może nawet pozwoli wybrać między jakimiś? – dodał chociaż sam w to wątpił. On niby miał możliwość przedstawienia jakiejkolwiek dobrze urodzonej narzeczonej nestorowi, ale był mężczyzną. Mało która kobieta miała wybór.
Ciasto cytrynowe i kolejna czarna kawa były zdecydowanie dobrym wyborem i miał nadzieję, że osłodzi mu to wywiad jaki przeprowadzała z nim w tym momencie Victoria. On w końcu wiedział, że musi się odpowiednio zachować w zaistniałej sytuacji, ale kuzynka wydawała się być tym podekscytowana co najmniej jakby to było jej małżeństwo, albo chociaż małżeństwo z miłości a nie związek aranżowany przez dwóch starców.
- ładna jest - - odpowiedział z uśmiecham jakby to miała być najważniejsza informacja – Praktycznie jej nie znam, ale wydaje się naprawdę dobrze wychowana, co dobrze wróży – dodał już poważniej. Jego partnerka musiała przecież się dobrze przy nim prezentować na różnych uroczystościach. – I w sumie to czuję się przy niej dziwnie skrępowany. Nasze pierwsze spotkanie, w którym wymieniliśmy ze sobą więcej słów niż zwykłe grzeczności to był dzień, w którym dałem jej pierścionek… – dodał lekko wzdychając. – Ale jakoś musze dać radę i ułożyć sobie życie już jako nie-kawaler – wzruszył ramionami i upił łyk kawy. Jak miał nie czuć się skrępowany jak kompletnie nic o niej nie wiedział.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Westchnęłam cicho, starając się nie roześmiać. Wcale nie byłam idealna, chociaż na taką chciałam i powinnam wyglądać. Jednak byłam tylko człowiekiem i tak jak każdy człowiek tak i ja miałam swoje słabości. Jednym z nich była transmutacja, cóż tu więcej mówić. Kiwnęłam jednak głową, przytakując.
- Tak, tak, masz rację. Przepraszam - dodałam lekko rozbawiona.
Nie chciałam psuć Nicholasowi swojego oblicza, skoro chciał uważać mnie za pannę idealną, to ja nie miałam zamiaru mu tego poglądu niszczyć. Jednak gdy przeszliśmy do tematu zamążpójścia, mój uśmiech na twarzy nie był już taki radosny. Nie wierzyłam w ani jedno słowo mojego kuzyna, chociaż moje dobre wychowanie nie pozwalało mi twierdzić inaczej, niż on sądził. A przynajmniej nie chciałam mówić tego aż tak bardzo dosadnie.
- Mówisz, jak byś nie znał mojego ojca - stwierdziłam spokojnie, jakby fakt, że mój ojciec nigdy nie był mi bliski, kompletnie mnie nie interesował. - Jednak masz rację, nigdy u jego boku niczego mi nie brakowało, więc mam nadzieję, że i tym razem wybierze dla mnie dobrze. Wierze w jego wybór, jakikolwiek by nie był.
Cóż innego mogłam zrobić, jeśli nie zaakceptować decyzji mojego ojca? Gdybym się sprzeciwiła - przymusił by mnie. Nie ważne jak, ostrym słowem czy groźbą, i tak sprawiłby, że bym uległa. Jak nie dla niego to dla matki, a jeśli nie dla niej, to dla Aarona. Aaron nigdy nie chciał, abym sprzeciwiała się ojcu. On wierzył, że mężczyzna mnie kocha, tylko nie potrafi mi tego okazać. Nie wiem, kogo chciał bardziej wtedy okłamać, siebie czy mnie?
Od nieprzyjemnych myśli wyrwał mnie kelner, który przyniósł nam herbatę oraz ciastko. Od razu zrobiło mi się milej, skupiając się na słowach kuzyna dotyczących jego partnerki. Nie mogłam nic poradzić na to, że jej osoba tak bardzo mnie zainteresowała, a fakt ślubu podekscytował. Na swoją obronę mogłam jedynie powiedzieć, że byłam jeszcze młoda i młodociane emocje zdawały się nadal przejmować nade mną kontrolę, jak bardzo bym się nie starała, aby tak się nie działo.
- To zrozumiałe, pomyśl, że ona również musi czuć się skrępowana - starałam się podnieść ją na duchu. - Wierze w ciebie, kuzynie. Jesteś Nottem, idealnie poradzisz sobie w roli partnera i wyznaczysz ścieżkę, którą będziecie podążać. Na pewno znajdziecie wspólny język.
Upiłam łyk herbaty, zanurzając w ciepłej cieczy swoje usta. Spojrzałam na kuzyna, jakby szukając w nim potwierdzenia swoich słów, że naprawdę mu się uda. Prawdę mówiąc, nie miał innego wyjścia. Pierścionek był, umowa zapewne podpisana, jedynie wielki skandal odwiódłby go od tego wydarzenia, ale nie wiem czy owy skandal wyszedłby mu na dobre. Musiał się w końcu ustatkować, tego od niego oczekiwano.
- Powinieneś się cieszyć, że znaleźli ci ładną, miłą pannę - stwierdziłam. - Twój lord mógł cię ukarać, skazując na kogoś mniej… urodziwego, a jednak przymknął oko na twój długi okres braku ustatkowania się i przykazał kogoś, z kim na pewno będziesz szczęśliwy… Czy to nie dziwnie brzmi z moich ust? Sama jestem panną na wydaniu, a… już sama niedługo mam zostać komuś oddana. Chodzą plotki, że mój ojciec ponoć kogoś znalazł i toczą się jakieś rozmowy.
Zacisnęłam mocno usta, wpatrując się w kuzyna i mając nadzieję, że on będzie o czymś wiedział, zdawałam sobie sprawę z tego jednak, że prawdopodobieństwo było niemalże zerowe. Nie chcąc jednak wyjść na zmartwioną tym faktem, uśmiechnęłam się lekko, prostując na krześle.
- Niektóre lady z mojej rodziny uważają, że mój ojciec i tak za długo czekał, według nich powinnam być już dawno po ślubie, tak jak lady Travers, ta malarka, co miała ostatnio swoją wystawę w galerii Lady Malfoy. Ale nie wiem, czy bym chciała wychodzić za mąż tak wcześnie, to musiał być wielki szok i gdzie ja bym wtedy znalazła czas na swój kurs alchemiczny? - powiedziałam, z pewnym oburzeniem w głosie.
Wyznałam szczerze, mając nadzieję, że kto jak kto, ale Nicholas na pewno zrozumie o co mi chodzi. Nie musiałam mu tego tłumaczyć, on sam przecież tyle czasu zwlekał.
- Tak, tak, masz rację. Przepraszam - dodałam lekko rozbawiona.
Nie chciałam psuć Nicholasowi swojego oblicza, skoro chciał uważać mnie za pannę idealną, to ja nie miałam zamiaru mu tego poglądu niszczyć. Jednak gdy przeszliśmy do tematu zamążpójścia, mój uśmiech na twarzy nie był już taki radosny. Nie wierzyłam w ani jedno słowo mojego kuzyna, chociaż moje dobre wychowanie nie pozwalało mi twierdzić inaczej, niż on sądził. A przynajmniej nie chciałam mówić tego aż tak bardzo dosadnie.
- Mówisz, jak byś nie znał mojego ojca - stwierdziłam spokojnie, jakby fakt, że mój ojciec nigdy nie był mi bliski, kompletnie mnie nie interesował. - Jednak masz rację, nigdy u jego boku niczego mi nie brakowało, więc mam nadzieję, że i tym razem wybierze dla mnie dobrze. Wierze w jego wybór, jakikolwiek by nie był.
Cóż innego mogłam zrobić, jeśli nie zaakceptować decyzji mojego ojca? Gdybym się sprzeciwiła - przymusił by mnie. Nie ważne jak, ostrym słowem czy groźbą, i tak sprawiłby, że bym uległa. Jak nie dla niego to dla matki, a jeśli nie dla niej, to dla Aarona. Aaron nigdy nie chciał, abym sprzeciwiała się ojcu. On wierzył, że mężczyzna mnie kocha, tylko nie potrafi mi tego okazać. Nie wiem, kogo chciał bardziej wtedy okłamać, siebie czy mnie?
Od nieprzyjemnych myśli wyrwał mnie kelner, który przyniósł nam herbatę oraz ciastko. Od razu zrobiło mi się milej, skupiając się na słowach kuzyna dotyczących jego partnerki. Nie mogłam nic poradzić na to, że jej osoba tak bardzo mnie zainteresowała, a fakt ślubu podekscytował. Na swoją obronę mogłam jedynie powiedzieć, że byłam jeszcze młoda i młodociane emocje zdawały się nadal przejmować nade mną kontrolę, jak bardzo bym się nie starała, aby tak się nie działo.
- To zrozumiałe, pomyśl, że ona również musi czuć się skrępowana - starałam się podnieść ją na duchu. - Wierze w ciebie, kuzynie. Jesteś Nottem, idealnie poradzisz sobie w roli partnera i wyznaczysz ścieżkę, którą będziecie podążać. Na pewno znajdziecie wspólny język.
Upiłam łyk herbaty, zanurzając w ciepłej cieczy swoje usta. Spojrzałam na kuzyna, jakby szukając w nim potwierdzenia swoich słów, że naprawdę mu się uda. Prawdę mówiąc, nie miał innego wyjścia. Pierścionek był, umowa zapewne podpisana, jedynie wielki skandal odwiódłby go od tego wydarzenia, ale nie wiem czy owy skandal wyszedłby mu na dobre. Musiał się w końcu ustatkować, tego od niego oczekiwano.
- Powinieneś się cieszyć, że znaleźli ci ładną, miłą pannę - stwierdziłam. - Twój lord mógł cię ukarać, skazując na kogoś mniej… urodziwego, a jednak przymknął oko na twój długi okres braku ustatkowania się i przykazał kogoś, z kim na pewno będziesz szczęśliwy… Czy to nie dziwnie brzmi z moich ust? Sama jestem panną na wydaniu, a… już sama niedługo mam zostać komuś oddana. Chodzą plotki, że mój ojciec ponoć kogoś znalazł i toczą się jakieś rozmowy.
Zacisnęłam mocno usta, wpatrując się w kuzyna i mając nadzieję, że on będzie o czymś wiedział, zdawałam sobie sprawę z tego jednak, że prawdopodobieństwo było niemalże zerowe. Nie chcąc jednak wyjść na zmartwioną tym faktem, uśmiechnęłam się lekko, prostując na krześle.
- Niektóre lady z mojej rodziny uważają, że mój ojciec i tak za długo czekał, według nich powinnam być już dawno po ślubie, tak jak lady Travers, ta malarka, co miała ostatnio swoją wystawę w galerii Lady Malfoy. Ale nie wiem, czy bym chciała wychodzić za mąż tak wcześnie, to musiał być wielki szok i gdzie ja bym wtedy znalazła czas na swój kurs alchemiczny? - powiedziałam, z pewnym oburzeniem w głosie.
Wyznałam szczerze, mając nadzieję, że kto jak kto, ale Nicholas na pewno zrozumie o co mi chodzi. Nie musiałam mu tego tłumaczyć, on sam przecież tyle czasu zwlekał.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie ma ludzi idealnych. Nicholas zdawał sobie z tego sprawę, ale po prostu nie chciał zauważać tego, że Victoria też ma swoje wady. Traktował pannę Parkinson jak siostrę, dlatego też podchodził do niej wręcz bezkrytycznie. W końcu co miałby krytykować skoro Vic zachowywała się jak przykładna szlachcianka. A ostatnio to nie był standard panujący na salonach, dlatego był z niej jeszcze bardziej dumny. Co za czasy, w który kobiety chcą się emancypować zamiast wychodzić za mąż, rodzić dzieci, zajmować się domem. Dobrze, że miały chociaż za grosz przyzwoitości, żeby zachowywać pozory, bo za chwilę wszystkie byłyby wydziedziczone. Może właśnie to trzymało jeszcze je jako tako w ryzach. Nestorowie rodów dalej mieli wielką władzę i w takich sytuacjach było to niezbędne. Jak one chciały móc o sobie decydować… Na szczęście respekt wzbudzany przez nestorów jakoś normował tę sytuację.
Westchnął i spojrzał na nią ze współczuciem. Dobrze znał jej ojca, w końcu zdarzało im się wypić razem szklaneczkę whiskey w ramach pielęgnowania rodzinnych kontaktów. Jej ojciec z jego ojcem znali się bardzo dobrze. Wiedział, że lord Parkinson jest osobą chłodną i konkretną, a nade wszystko ma bardzo konserwatywne poglądy, z którymi się wręcz obnosi. Ale Nick uważał, że mimo wszystko nie dałby skrzywdzić swojej córki nawet dla wyjątkowo korzystnego małżeństwa.
- Vic… – zaczął, bo nie bardzo wiedział, co powinien w tym momencie powiedzieć – Oboje znamy Twojego ojca. Wiem, że zapewnienia, że chce dla Ciebie jak najlepiej raczej Cię nie przekonają to powiem coś zdecydowanie bardziej praktycznego. Jeśli wydałby Cię za mężczyznę, który by Cię nie szanował, tym samym nie okazywałby on szacunku rodowi Parkinsonów. A wiesz jak bardzo ród jest dla niego ważny – stwierdził. Starał się ją uspokoić. Wątpił w to, żeby lordowi Parkinsonowi nie leżało na sercu dobro córki, ale w jego dbałość o dobre imię rodu nie można było wątpić. Upił kolejny łyk kawy i właściwie z ulgą zauważył, że opowieści o przygotowaniach do jego ślubu trochę poprawiają jej nastrój i, co dziwne, odwodzą jej myśli od jej własnego przyszłego narzeczeństwa.
- Lord Septimus nie mógłby sobie odmówić wybierania najładniejszych spośród panien – odpowiedział i lekko się śmiał. To było widać, że nestor rodu Nott lubił wynajdywać dla kawalerów ze swojego rodu właśnie te najładniejsze panny. Niesubordynacja niesubordynacją oni byli przyszłością tego rodu i byli dla niego ważni. Może i Nick bardzo ociągał się ze znalezieniem partnerki, ale gdy doszło co do czego od razu się zgodził i nie protestował. Ani za pierwszym, ani za drugim razem, gdy okazało się, że ma się zaręczyć. Miał nadzieję, że ten związek nie skończy się tak tragicznie jak poprzedni.
- Ach… Ja nic nie wiem o planach Twojego ojca. Mogę próbować się czegoś dowiedzieć. Może mój ojciec coś wie. Jednak doradzałbym cierpliwość. Zapewne Twój ojciec niczego nie zdradzi póki sprawa nie zostanie domknięta – odpowiedział próbując ją jakoś wspierać. To w końcu nie była najbardziej komfortowa dla niej sytuacja. Kobieta w tym momencie była traktowana trochę jak jakiś towar. Może i wysokiej jakości, ale nie ma nic do powiedzenia jeśli chodzi o jej los. Ale arystokracja nie miała prawa się zakochiwać.
- Czasami lepiej prędzej niż później. Moja przyszła żona wyjdzie za mąż bardzo późno i przyznam Ci się, że czuję przez to pewne obawy. Z jakiegoś powodu nie wyszła za mąż tuż po szkole… Myślę, że dla Ciebie to już jest najwyższy czas a czy kurs alchemiczny jest niezbędny do szczęścia damie? Będziesz miała nowe zajęcia, które zapewne Ci się spodobają – odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Jednak jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął. Nie wypadało się tak zachowywać. Upił więc łyk gorzkiej kawy, który zagryzł kęsem słodkiego ciasta. Połączenie idealne.
Westchnął i spojrzał na nią ze współczuciem. Dobrze znał jej ojca, w końcu zdarzało im się wypić razem szklaneczkę whiskey w ramach pielęgnowania rodzinnych kontaktów. Jej ojciec z jego ojcem znali się bardzo dobrze. Wiedział, że lord Parkinson jest osobą chłodną i konkretną, a nade wszystko ma bardzo konserwatywne poglądy, z którymi się wręcz obnosi. Ale Nick uważał, że mimo wszystko nie dałby skrzywdzić swojej córki nawet dla wyjątkowo korzystnego małżeństwa.
- Vic… – zaczął, bo nie bardzo wiedział, co powinien w tym momencie powiedzieć – Oboje znamy Twojego ojca. Wiem, że zapewnienia, że chce dla Ciebie jak najlepiej raczej Cię nie przekonają to powiem coś zdecydowanie bardziej praktycznego. Jeśli wydałby Cię za mężczyznę, który by Cię nie szanował, tym samym nie okazywałby on szacunku rodowi Parkinsonów. A wiesz jak bardzo ród jest dla niego ważny – stwierdził. Starał się ją uspokoić. Wątpił w to, żeby lordowi Parkinsonowi nie leżało na sercu dobro córki, ale w jego dbałość o dobre imię rodu nie można było wątpić. Upił kolejny łyk kawy i właściwie z ulgą zauważył, że opowieści o przygotowaniach do jego ślubu trochę poprawiają jej nastrój i, co dziwne, odwodzą jej myśli od jej własnego przyszłego narzeczeństwa.
- Lord Septimus nie mógłby sobie odmówić wybierania najładniejszych spośród panien – odpowiedział i lekko się śmiał. To było widać, że nestor rodu Nott lubił wynajdywać dla kawalerów ze swojego rodu właśnie te najładniejsze panny. Niesubordynacja niesubordynacją oni byli przyszłością tego rodu i byli dla niego ważni. Może i Nick bardzo ociągał się ze znalezieniem partnerki, ale gdy doszło co do czego od razu się zgodził i nie protestował. Ani za pierwszym, ani za drugim razem, gdy okazało się, że ma się zaręczyć. Miał nadzieję, że ten związek nie skończy się tak tragicznie jak poprzedni.
- Ach… Ja nic nie wiem o planach Twojego ojca. Mogę próbować się czegoś dowiedzieć. Może mój ojciec coś wie. Jednak doradzałbym cierpliwość. Zapewne Twój ojciec niczego nie zdradzi póki sprawa nie zostanie domknięta – odpowiedział próbując ją jakoś wspierać. To w końcu nie była najbardziej komfortowa dla niej sytuacja. Kobieta w tym momencie była traktowana trochę jak jakiś towar. Może i wysokiej jakości, ale nie ma nic do powiedzenia jeśli chodzi o jej los. Ale arystokracja nie miała prawa się zakochiwać.
- Czasami lepiej prędzej niż później. Moja przyszła żona wyjdzie za mąż bardzo późno i przyznam Ci się, że czuję przez to pewne obawy. Z jakiegoś powodu nie wyszła za mąż tuż po szkole… Myślę, że dla Ciebie to już jest najwyższy czas a czy kurs alchemiczny jest niezbędny do szczęścia damie? Będziesz miała nowe zajęcia, które zapewne Ci się spodobają – odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. Jednak jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął. Nie wypadało się tak zachowywać. Upił więc łyk gorzkiej kawy, który zagryzł kęsem słodkiego ciasta. Połączenie idealne.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mała kawiarnia
Szybka odpowiedź