Stoliki przy ścianie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki przy ścianie
Kolejna część stolików, tym razem ulokowanych na obrzeżach sali. Są zwykle zajmowane przez stałych bywalców Dziurawego Kotła, osoby wynajmujące – często na stałe – pokoje na piętrze. Odcinają się tutaj od nadmiernego hałasu, w spokoju mogą wypić kufel piwa lub zjeść potrawę przyniesioną przez kelnerkę, przy czym mając doskonały widok na wszystkich gości w Kotle. Ciężko tutaj o wolne miejsce, lecz kto wie, może właśnie natrafiłeś na dobrą duszę, która pozwoli ci się przysiąść?
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Chociaż Michael był nieco zaskoczony wcześniejszym ciosem otrzymanym od mężczyzny, udało mu się w porę wyprowadzić własny, na tyle szybki i celny, że trafił nieznajomego w twarz, zapewne nabijając mu od tego dość sporego siniaka, bo sam poczuł lekkie pieczenie w kostkach palców. Tak dawno się nie bił, jego satysfakcja z ciosu trwała może ułamki sekund, póki znowu sobie nie uzmysłowił, jakie to głupie, i nie zaczął pragnąć, żeby ktoś im przerwał, zanim poobijają się mocniej, lub, co gorsza, wpadną w tarapaty. Nie wiedział, kim jest jego przeciwnik, ale w Hogwarcie raczej nie powinna rozejść się wieść, że nauczyciel zaklęć bije się w pubach.
Miał już znowu zacząć przemawiać tamtemu do rozsądku, ale ten wyprowadził cios w jego brzuch. Michael wyciągnął rękę, próbując zablokować cios i pochwycić dłoń mężczyzny, zanim ta go uderzy.
Miał już znowu zacząć przemawiać tamtemu do rozsądku, ale ten wyprowadził cios w jego brzuch. Michael wyciągnął rękę, próbując zablokować cios i pochwycić dłoń mężczyzny, zanim ta go uderzy.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Chociaż cios mężczyzny niewątpliwie był mocny, Michaelowi udało się w porę chwycić jego rękę i odciągnąć w bok, dzięki czemu uniknął oberwania. Nie było czasu poczuć ulgi. Widząc, że mężczyzna wciąż rwie się do bitki, Tonks, wciąż nie puszczając jego ręki, drugą swoją wyprowadził cios w jego szczękę. Może to trochę go zamroczy? Póki co wydawało się, że w prawie opustoszałym pubie nikt nie interesuje się dwójką bijących się gdzieś na uboczu mężczyzn. Oby tak było, ale i tak czuł, że każdą kolejną minutą tej bezsensownej walki kusi los. Cóż poradzić, że nie tak łatwo było się wycofać i wziąć na siebie gorycz porażki?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Zła ocena sytuacji, zbytnia pewność siebie...to nie mogło się skończyć dobrze. I nie skończyło. Po kolejnych niezgrabnych ruchach Bott przestał funkcjonować w rzeczywistości za sprawą ostatniego uderzenia Tonksa. Ból, kurtyna i pozamiatane. Bezwładne ciało Matta osunęło się po ścianie na brudną podłogę. Podświadomość próbowała jeszcze ratować sytuację, chcąc podeprzeć go na stoliku w efekcie czego ręka zahaczyła o blat i przechyliła go tak, że reszta zawartości sypnęła się na grzecznego już (bo niekontaktującego) narwańca.
Całe zamieszanie wyłącznie pozornie nie wzbudziło sensacji. Ludzie bowiem odsunęli się od obu panów i stali w bezpiecznej dla siebie odległości. Pomarszczony barman stał z boku trzymając ręce różdżkę i uważnie przyglądał się całej sytuacji czuwając by nie "wyrwała się" spod kontroli. Zapewne nie pierwszy raz trafił się bardziej kłopotliwy klient wywołujący bójkę. Barman westchnął i spojrzał na Michaela niemo jakby się pytając czy wszystko z nim w porządku.
Całe zamieszanie wyłącznie pozornie nie wzbudziło sensacji. Ludzie bowiem odsunęli się od obu panów i stali w bezpiecznej dla siebie odległości. Pomarszczony barman stał z boku trzymając ręce różdżkę i uważnie przyglądał się całej sytuacji czuwając by nie "wyrwała się" spod kontroli. Zapewne nie pierwszy raz trafił się bardziej kłopotliwy klient wywołujący bójkę. Barman westchnął i spojrzał na Michaela niemo jakby się pytając czy wszystko z nim w porządku.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Siedzisz w swoim skotłowanym łóżku i spoglądasz na swoje stopy. Pomalowałaś paznokcie kolorem czarnym jak twoje myśli. Próbujesz się skupić, rzucasz spojrzeniem na płótna stojące w kącie - dawno nic nie namalowałaś. Z dołu dobiega cię wrzawa, ktoś znów dziś się będzie bił. Ktoś? Zaraz, zaraz, czy nie wydaje ci się, że już raz widziałaś te obrazki? Palce, czerń, kąt pokoju i dźwięki? W przciągu sekund pojawiasz się przy drzwiach. Naciskasz klamkę. To przecież dość typowe, że w Dziurawym Kotle wybuchają kłótnie. Mieszkasz na piętrze i widziałaś już niejedno. Ale tym razem coś każe ci zejść po schodach, więc zbiegasz. Nawet nie zdążyłaś się odpowiednio ubrać, więc jeżeli ktoś zwróci na ciebie uwagę, zdziwi się, że masz czelność schodzić do ludzi w koszuli nocnej przewiązanej szlafroczkiem i z kołtunem włosów na głowie. Jakaż to inna jesteś niż jeszcze kilka dni temu, kiedy w pięknej sukni i z typową wielkomieszczańską fryzurą wkroczyłaś na te schody, a wszystkie oczy zwrócone były za tobą.
Kto dziś polewa? Wystarcza ci jedno spojrzenie, by być pewną, że nie jest to Frank. Jeszcze nie wrócili. Państwo Carter nie mieli nosa wybierając zastępce. Nie jest nawet w stanie przerwać tej walki, która właśnie się kończy. Ty podchodzisz prędko do obu panów, ale jeden z nich nagle wylądował na blacie, a potem na ziemi, a blat na nim. Spoglądasz na tego, który wygrał. Nie wygląda jak typowy skory do mordobicia, ale czasy się zmieniają. A później już tylko widzisz tego chłopa, co się schował pod rozbitym szkłem i obrusem. Dobrze wiesz, co masz robić. Nie pierwszy raz przecież jesteś świadkiem tego, jak kompletnie pijany pan Bott ląduje z rozwaloną wargą, obitym łbem czy po prostu pijany, na ziemi. Jednak niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Zwracasz się do pana Tonksa. Powinnaś mu współczuć, ale skoro się bił, to może nie jest wcale taki miły na jakiego wyglada.
- Pieprzony testosteron. Kto zaczął? - zmarszczyłaś brwi i wyciągasz różdżkę.. nie nie wyciągasz jej. Bo jesteś w szlafroczku i zapomniałaś o różdżce. Odgarniasz włosy z twarzy i jeszcze raz spoglądasz na Tonksa, mierząc go od góry do dołu. - Pewnie on? On zawsze zaczyna, kretyn skończony. Proszę mi pomóc go podnieść, bo nie uniosę go sama
A później ze smutkiem odkrywasz, że jeżeli się już przyznałaś do niego, to pan barman będzie ci kazał za wszystko zapłacić. A ty nie wiesz czy nawet za pokój będziesz mu miała jak zapłacić. Więc teraz spoglądając w stronę pana Michaela Tonks, czekasz na pomoc. Oby przyszła!
Kto dziś polewa? Wystarcza ci jedno spojrzenie, by być pewną, że nie jest to Frank. Jeszcze nie wrócili. Państwo Carter nie mieli nosa wybierając zastępce. Nie jest nawet w stanie przerwać tej walki, która właśnie się kończy. Ty podchodzisz prędko do obu panów, ale jeden z nich nagle wylądował na blacie, a potem na ziemi, a blat na nim. Spoglądasz na tego, który wygrał. Nie wygląda jak typowy skory do mordobicia, ale czasy się zmieniają. A później już tylko widzisz tego chłopa, co się schował pod rozbitym szkłem i obrusem. Dobrze wiesz, co masz robić. Nie pierwszy raz przecież jesteś świadkiem tego, jak kompletnie pijany pan Bott ląduje z rozwaloną wargą, obitym łbem czy po prostu pijany, na ziemi. Jednak niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Zwracasz się do pana Tonksa. Powinnaś mu współczuć, ale skoro się bił, to może nie jest wcale taki miły na jakiego wyglada.
- Pieprzony testosteron. Kto zaczął? - zmarszczyłaś brwi i wyciągasz różdżkę.. nie nie wyciągasz jej. Bo jesteś w szlafroczku i zapomniałaś o różdżce. Odgarniasz włosy z twarzy i jeszcze raz spoglądasz na Tonksa, mierząc go od góry do dołu. - Pewnie on? On zawsze zaczyna, kretyn skończony. Proszę mi pomóc go podnieść, bo nie uniosę go sama
A później ze smutkiem odkrywasz, że jeżeli się już przyznałaś do niego, to pan barman będzie ci kazał za wszystko zapłacić. A ty nie wiesz czy nawet za pokój będziesz mu miała jak zapłacić. Więc teraz spoglądając w stronę pana Michaela Tonks, czekasz na pomoc. Oby przyszła!
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Michael przez moment sam był zdumiony, kiedy okazało się, że nie tylko udało mu się trafić przeciwnika w twarz, zanim ten się obronił, ale na dodatek powalił go na ziemię. Nieznajomy osunął się na podłogę, najwyraźniej tracąc nie tylko zapał do dalszej walki, ale i kontakt z rzeczywistością. Tonks westchnął i przewrócił oczami, zaraz jednak się zaniepokoił, bo naprawdę nie chciał uszkodzić tego nieszczęsnego narwańca, który właściwie sam zaczął bójkę, gdy Michael spokojnie próbował ukrócić jego zapędy w stosunku do młodej kelnerki, która już zniknęła, najwyraźniej zbyt wystraszona tą sceną.
- Ze mną wszystko w porządku, gorzej z nim - rzucił do barmana, który najwyraźniej gdzieś z boku się przyglądał. Michaelowi nic się nie stało, może tylko bolały go pięści i lekko szczypał uderzony wcześniej policzek. Mogło skończyć się gorzej, gdyby nie to, że przeciwnik najwyraźniej był mocno pijany. Inaczej pewnie Tonksowi, pozbawionemu wprawy w bójkach, nie udałoby się go pokonać i pewnie sam leżałby teraz na ziemi z obitą twarzą.
Już miał zamiar ocucić go zimną wodą wyczarowaną z różdżki, kiedy przy nich pojawiła się młoda kobieta.
- Zaczepiał jedną z kelnerek. Próbowałem przywrócić go do rozsądku, ale wtedy zaczął się rzucać - odrzekł, obserwując ją uważnie. Emocje zaczynały z niego opadać, uspokajał się i znowu zaczynał wyglądać jak przystało na statecznego nauczyciela zaklęć. - To zaszło trochę za daleko... Trzeba go stąd zabrać. Zna go pani? To by wiele ułatwiło.
Pomógł jej podnieść obecnie bezwładne ciało mężczyzny. Oczywiście to Michael wziął na siebie większy ciężar. Nie mógłby jednak tak go tutaj zostawić, zwłaszcza że sam doprowadził go do obecnego stanu. Mężczyzna nie wyglądał na poważnie poturbowanego, może tylko na zamroczonego, ale może ktoś powinien go obejrzeć? Zerknął na nieznajomą, licząc, że ona naprawdę go znała i wiedziała, co z nim teraz począć.
- Ze mną wszystko w porządku, gorzej z nim - rzucił do barmana, który najwyraźniej gdzieś z boku się przyglądał. Michaelowi nic się nie stało, może tylko bolały go pięści i lekko szczypał uderzony wcześniej policzek. Mogło skończyć się gorzej, gdyby nie to, że przeciwnik najwyraźniej był mocno pijany. Inaczej pewnie Tonksowi, pozbawionemu wprawy w bójkach, nie udałoby się go pokonać i pewnie sam leżałby teraz na ziemi z obitą twarzą.
Już miał zamiar ocucić go zimną wodą wyczarowaną z różdżki, kiedy przy nich pojawiła się młoda kobieta.
- Zaczepiał jedną z kelnerek. Próbowałem przywrócić go do rozsądku, ale wtedy zaczął się rzucać - odrzekł, obserwując ją uważnie. Emocje zaczynały z niego opadać, uspokajał się i znowu zaczynał wyglądać jak przystało na statecznego nauczyciela zaklęć. - To zaszło trochę za daleko... Trzeba go stąd zabrać. Zna go pani? To by wiele ułatwiło.
Pomógł jej podnieść obecnie bezwładne ciało mężczyzny. Oczywiście to Michael wziął na siebie większy ciężar. Nie mógłby jednak tak go tutaj zostawić, zwłaszcza że sam doprowadził go do obecnego stanu. Mężczyzna nie wyglądał na poważnie poturbowanego, może tylko na zamroczonego, ale może ktoś powinien go obejrzeć? Zerknął na nieznajomą, licząc, że ona naprawdę go znała i wiedziała, co z nim teraz począć.
Prychasz i spoglądasz w stronę pięknej kelnerki, która pracowała tu już wystarczająco długo, by się z tobą zapoznać. Ma niesamowity kolor włosów, ale to pewnie jej kształty tak zaabsorbowały pana kawalera Botta.
- No tak, typowe. Pewnie nie załapał aluzji, że ma już narzeczonego - denerwujesz się, czy to na Botta czy nie, ale na Michaelu się odgrażając. Biedny mężczyzna, bo od teraz to na nim swoją frustrację tym nieprzyjemnym spotkaniem będziesz wylewać. I cóż, okazuje się być prawdziwym rycerzem, ale zamiast całusa od pani kelnerki czy chociażby podziekowania od ciebie, dostaje rozkaz (bo to już retoryczna prośba), by zanieść nieprzytomnego gdzieś z dala od baru.
- Mieszkam nad barem. Najlepiej będzie, jeżeli przeniesiemy go do mojego pokoju. Może lepiej, że nie kontaktuje, bo byłoby go trudniej stąd zabrać - mówisz lekceważąco, a w każdym razie na tyle lekceważąco na ile pozwala stan w którym podnosisz dziewięćdziesiąt kilo żywej masy. Głowa Matthew przeturlała się niżej, czyli na ramię twoje ale starasz się nie strząsać jej, bo gotów znów wywalić się na jakiś stolik. Nikt nie powiedział, że umiesz dźwigać, co więcej - dźwigać mężczyzn. I nie, absoltnie nie umiesz. Dobrze, że po kilku krokach ten drugi wziął na siebie prawie cały ciężar. - Nie wie pan, jak on dużo wypił? I tak, niestety zdarzyło mi się gnoja poznać, jak widać wcale się nie zmienił.
I tak mówisz Mathildo te swoje słowa, wspinacie się z panem Tonksem i panem Bottem po schodach, aż udaje wam się rzucić pana nieprzytomnego na łóżko twoje. Wtedy dopiero na pana Michaela zwracasz milsze spojrzenie. Bo nie ma już tłumu ludzi.
- Ludzie się nie zmieniają - zarządzilaś smutno wzdychając i spoglądasz na pana Tonksa - Dobrze go pan załatwił, szkoda, że nie mocniej - a później uśmiechasz się wypraszająco. Czy raczej przepraszająco?
- No tak, typowe. Pewnie nie załapał aluzji, że ma już narzeczonego - denerwujesz się, czy to na Botta czy nie, ale na Michaelu się odgrażając. Biedny mężczyzna, bo od teraz to na nim swoją frustrację tym nieprzyjemnym spotkaniem będziesz wylewać. I cóż, okazuje się być prawdziwym rycerzem, ale zamiast całusa od pani kelnerki czy chociażby podziekowania od ciebie, dostaje rozkaz (bo to już retoryczna prośba), by zanieść nieprzytomnego gdzieś z dala od baru.
- Mieszkam nad barem. Najlepiej będzie, jeżeli przeniesiemy go do mojego pokoju. Może lepiej, że nie kontaktuje, bo byłoby go trudniej stąd zabrać - mówisz lekceważąco, a w każdym razie na tyle lekceważąco na ile pozwala stan w którym podnosisz dziewięćdziesiąt kilo żywej masy. Głowa Matthew przeturlała się niżej, czyli na ramię twoje ale starasz się nie strząsać jej, bo gotów znów wywalić się na jakiś stolik. Nikt nie powiedział, że umiesz dźwigać, co więcej - dźwigać mężczyzn. I nie, absoltnie nie umiesz. Dobrze, że po kilku krokach ten drugi wziął na siebie prawie cały ciężar. - Nie wie pan, jak on dużo wypił? I tak, niestety zdarzyło mi się gnoja poznać, jak widać wcale się nie zmienił.
I tak mówisz Mathildo te swoje słowa, wspinacie się z panem Tonksem i panem Bottem po schodach, aż udaje wam się rzucić pana nieprzytomnego na łóżko twoje. Wtedy dopiero na pana Michaela zwracasz milsze spojrzenie. Bo nie ma już tłumu ludzi.
- Ludzie się nie zmieniają - zarządzilaś smutno wzdychając i spoglądasz na pana Tonksa - Dobrze go pan załatwił, szkoda, że nie mocniej - a później uśmiechasz się wypraszająco. Czy raczej przepraszająco?
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Michael nic nie wiedział o leżącym na ziemi mężczyźnie, ani o kobiecie, która do nich podeszła. W pierwszej chwili jego myśli wciąż krążyły wokół sytuacji sprzed kilku minut. Dopiero później zaczął się otrząsać i uświadamiać sobie w pełni, do czego doszło, a dojść nie powinno. Miał ochotę zakląć pod nosem, ale tylko potarł dłonią policzek i znowu przeniósł wzrok na kobietę.
- Dobrze, więc przeniesiemy go do pani pokoju - zgodził się z ulgą, bo nie musiał kombinować, co zrobić z tym mężczyzną. Miał tylko nadzieję, że po przebudzeniu nie będzie już agresywny. - Nie widziałem, ile wypił, ale przypuszczam, że dużo. Nie zachowywał się normalnie - odpowiedział, łypiąc na niego z zastanowieniem. Nawet teraz było czuć od niego charakterystyczny zapach alkoholu.
Skrzywił się, ale podniósł go z ziemi. Bezwładny mężczyzna wydawał się jeszcze cięższy, ale Michael zarzucił sobie jego rękę na ramię, a drugą podtrzymał go, żeby nie wysunął się na ziemię. Zaczęli iść w kierunku przejścia w stronę schodów prowadzących do części, gdzie znajdowały się pokoje.
- Który to pokój? - zapytał, gdy udało im się wtaszczyć jego ciało na górę po schodach. Kiedy kobieta pokazała mu właściwe pomieszczenie, Tonks podprowadził tam mężczyznę i położył go na łóżku, a właściwie bardziej na nie pchnął, tak, że ten wylądował na pościeli. Wtedy znowu potarł czoło i spojrzał na nieznajomą, niepewny, czy powinien tak po prostu zostawić ją samą z tym agresywnym typem. Nie chciał, żeby jej coś zrobił, gdy już się przebudzi.
- Cóż, mam nadzieję, że wie pani, co robi - rzekł tylko. Sam pragnął jak najszybciej opuścić Dziurawy Kocioł i wrócić do siebie, więc zerknął w stronę wyjścia, licząc, że sytuacja jest w miarę opanowana i pijany narwaniec, ocknąwszy się po tej bójce, będzie już spokojniejszy.
- Dobrze, więc przeniesiemy go do pani pokoju - zgodził się z ulgą, bo nie musiał kombinować, co zrobić z tym mężczyzną. Miał tylko nadzieję, że po przebudzeniu nie będzie już agresywny. - Nie widziałem, ile wypił, ale przypuszczam, że dużo. Nie zachowywał się normalnie - odpowiedział, łypiąc na niego z zastanowieniem. Nawet teraz było czuć od niego charakterystyczny zapach alkoholu.
Skrzywił się, ale podniósł go z ziemi. Bezwładny mężczyzna wydawał się jeszcze cięższy, ale Michael zarzucił sobie jego rękę na ramię, a drugą podtrzymał go, żeby nie wysunął się na ziemię. Zaczęli iść w kierunku przejścia w stronę schodów prowadzących do części, gdzie znajdowały się pokoje.
- Który to pokój? - zapytał, gdy udało im się wtaszczyć jego ciało na górę po schodach. Kiedy kobieta pokazała mu właściwe pomieszczenie, Tonks podprowadził tam mężczyznę i położył go na łóżku, a właściwie bardziej na nie pchnął, tak, że ten wylądował na pościeli. Wtedy znowu potarł czoło i spojrzał na nieznajomą, niepewny, czy powinien tak po prostu zostawić ją samą z tym agresywnym typem. Nie chciał, żeby jej coś zrobił, gdy już się przebudzi.
- Cóż, mam nadzieję, że wie pani, co robi - rzekł tylko. Sam pragnął jak najszybciej opuścić Dziurawy Kocioł i wrócić do siebie, więc zerknął w stronę wyjścia, licząc, że sytuacja jest w miarę opanowana i pijany narwaniec, ocknąwszy się po tej bójce, będzie już spokojniejszy.
- On się nigdy normalnie nie zachowuje - zdenerwowana odpierasz te uprzejme słowa Tonksa. Trochę cię dobija, że on jest tak eleganckim mężczyzną, czujesz się nieswojo i zastanawiasz, czy nie każe ci składać jakiś pieniędzy za odszkodowanie, a może właśnie on ma kolegów z mafii i rozwali jej głowę za to, że zna pana Botta?
I rzecz jasna był mądrzejszy od ciebie. Pomyślał o tym, że po przebudzeniu Matthew może być agresywny i zachowywać się głupio. A ty myślisz o tym? Czy o czymś myślisz tak właściwie? Bo on się przebudzi i cię rozpozna. Powie ci znów tę encyklopedię obelg, które wymyślił kiedy cię zostawiał te cztery lata temu. Od której literki zacznie? Bo bardzo lubił K i P i D.
- Ktoś musi się nim zająć, inaczej zaległby pod barem i rano uprzykrzał życie normalnie pracującym - dobrze wiesz, do czego jest zdolny. Nie tylko wobec ciebie, ale wobec wszystkich innych. Idziesz w kierunku Michaela. - Dziękuje za pomoc, już sobie poradze
zt2?
I rzecz jasna był mądrzejszy od ciebie. Pomyślał o tym, że po przebudzeniu Matthew może być agresywny i zachowywać się głupio. A ty myślisz o tym? Czy o czymś myślisz tak właściwie? Bo on się przebudzi i cię rozpozna. Powie ci znów tę encyklopedię obelg, które wymyślił kiedy cię zostawiał te cztery lata temu. Od której literki zacznie? Bo bardzo lubił K i P i D.
- Ktoś musi się nim zająć, inaczej zaległby pod barem i rano uprzykrzał życie normalnie pracującym - dobrze wiesz, do czego jest zdolny. Nie tylko wobec ciebie, ale wobec wszystkich innych. Idziesz w kierunku Michaela. - Dziękuje za pomoc, już sobie poradze
zt2?
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Rozrywkowy nastrój nie opuszczał Wulfrica, krążącego pomiędzy kolejnymi stolikami niczym rekin i podobnie do tego zwierzęcia żerującego na naiwnych ludziach. Właśnie tak, do Dziurawego Kotła zawitał nowy rodzaj oszusta: pijak-gawędziarz. Z jednej strony zagadywał, bełkotliwym głosem snując przeróżne historie, opowiadając zabawne anegdotki i rzucając całkiem śmiesznymi żartami, a z drugiej niepostrzeżenie zgarniał ze stołu pełne szklanki trunków, by osuszać je w drodze do kolejnego stolika, gdzie powtarzał manewr od początku. Kto by pomyślał, że będąc mężczyzną w wieku średnim, raczej niewyględnym, o twarzy z kategorii tych „zakazanych”, można było cały wieczór raczyć się darmowymi drinkami! Zachowywał spokój, chociaż w duchu tańczył kankana.
I może tańczyłby go dalej, gdyby nie wypił jednej szklanki za dużo i nie stracił czujności. Jego numer z podkradaniem alkoholu został przyuważony przez jegomościa siedzącego trzy stoliki dalej i gdy Wulfric zauważył z przestrachem, że ów jegomość wstaje z miejsca i zmierza w jego kierunku, momentalnie podniósł kotwicę, by odżeglować w przeciwnym kierunku i liczyć na to, że mężczyzna straci zainteresowanie interwencją. Wciąż zerkał jednak przez ramię, przez co nie dostrzegł, że zmierza prosto na wysunięte krzesło, niewzruszony niczym lodołamacz. Lodołamaczem niestety nie był, a zderzenie z krzesłem, chociaż nie było bolesne w jego stanie znieczulenia, skutkowało nagłym wstrząsem całego ciała. Wstrząsem prawej ręki, dzierżącej zdobyczny kufel piwa, któremu nie spodobało się gwałtowne kołysanie i które wyleciało z naczynia ochoczą falą, lądując na odzieniu ciemnowłosej panienki zasiadającej przy sąsiednim stoliku.
- Ups - wybełkotał jakże elokwentnie.
I może tańczyłby go dalej, gdyby nie wypił jednej szklanki za dużo i nie stracił czujności. Jego numer z podkradaniem alkoholu został przyuważony przez jegomościa siedzącego trzy stoliki dalej i gdy Wulfric zauważył z przestrachem, że ów jegomość wstaje z miejsca i zmierza w jego kierunku, momentalnie podniósł kotwicę, by odżeglować w przeciwnym kierunku i liczyć na to, że mężczyzna straci zainteresowanie interwencją. Wciąż zerkał jednak przez ramię, przez co nie dostrzegł, że zmierza prosto na wysunięte krzesło, niewzruszony niczym lodołamacz. Lodołamaczem niestety nie był, a zderzenie z krzesłem, chociaż nie było bolesne w jego stanie znieczulenia, skutkowało nagłym wstrząsem całego ciała. Wstrząsem prawej ręki, dzierżącej zdobyczny kufel piwa, któremu nie spodobało się gwałtowne kołysanie i które wyleciało z naczynia ochoczą falą, lądując na odzieniu ciemnowłosej panienki zasiadającej przy sąsiednim stoliku.
- Ups - wybełkotał jakże elokwentnie.
I show not your face but your heart's desire
Barwy dzisiejszego wieczoru rysowały się zdecydowanie w alkoholowym kolorycie bursztynu. Przynajmniej tak zakładała początkowo, kiedy pospołu z Juliusem pojawiła się w Dziurawym. Okoliczności były tak samo specyficzne, jak ich wzajemna relacja, ale wyście, mogła intuicyjnie traktować jak krok do porozumienia. Szlachcic zostawił ją tylko na chwilę, znikając gdzieś przy barze, pozostawiając Inarę samą. Nie czuła się tym faktem zaniepokojona, wiedzą, że nie pozostawiłby jej bez czujnego spojrzenia. Przynajmniej na tyle - na ile mogła go znać. Był gentlemanem.
W swoich przypuszczeniach nie zakładała, że alkohol zdobić będzie nie tylko brzegi jej ust, ale..i sukienkę. Zmrużyła oczy, w pierwszym odruchu po prostu odchylając się na krześle, podczas gdy na jasnym materiale ciemniała plama po..piwie? Czuła, ze wilgoć przesiąka mocniej, docierając do skóry. Dopiero po długiej - jak jej się zdawało sekundzie - spojrzała na źródło swego nieszczęścia.
- Słyszałam, że niektórzy preferują alkoholowe kąpiele, ale mógł pan przynajmniej zapytać - zwróciła się centralnie do winowajcy, wertując jego twarz i nawet z odległości wyczuwając mało upajający zapach sfermentowanego oddechu - To pańskie "ups" było domyślam się przeprosinami? - brew jej drgała, ale mimo niedogodności, raczej bawiła ją sytuacja. Raczej. Czuła jak alkohol raźno krążył i w jej żyłach, nadając wydarzeniu otoczkę bardziej łagodną? Miękką?
Odsunęła się jeszcze bardziej na miejscu, szukając czegokolwiek, czym mogłaby przetrzeć pozostałości trunku, ostateczność - w postaci różdżki wolała zostawić na później. Wyciąganie jej w barze pełnym podpitych gości, nie było zbyt sensowne. I tak kilka ciekawskich spojrzeń powędrowało ku niej, zapewne czekając na spektakularny wybuch złości lub innej, równie finezyjnej reakcji. Ale alchemiczka nie miała zamiaru być centrum rozrywkowym okolicznych widzów. Ani w tym dumy, ani śmiechu - Uh - wygięła usta, kiedy plama nie zniknęła, gdy w końcu wyciągnęła chustkę z wiszącego za jej plecami płaszcza, by spojrzeć na wciąż stojącego obok jegomościa, niby zawieszonego pomiędzy krzesłami. Albo po prostu zbyt pijanego, by zarejestrować, że mówiła do niego cokolwiek - Zawsze mogę w pana czymś rzucić, jeśli zapomniał pan, jak się poruszać, ale mam tylko dwa buty - wzruszyła bezradnie ramionami.
W swoich przypuszczeniach nie zakładała, że alkohol zdobić będzie nie tylko brzegi jej ust, ale..i sukienkę. Zmrużyła oczy, w pierwszym odruchu po prostu odchylając się na krześle, podczas gdy na jasnym materiale ciemniała plama po..piwie? Czuła, ze wilgoć przesiąka mocniej, docierając do skóry. Dopiero po długiej - jak jej się zdawało sekundzie - spojrzała na źródło swego nieszczęścia.
- Słyszałam, że niektórzy preferują alkoholowe kąpiele, ale mógł pan przynajmniej zapytać - zwróciła się centralnie do winowajcy, wertując jego twarz i nawet z odległości wyczuwając mało upajający zapach sfermentowanego oddechu - To pańskie "ups" było domyślam się przeprosinami? - brew jej drgała, ale mimo niedogodności, raczej bawiła ją sytuacja. Raczej. Czuła jak alkohol raźno krążył i w jej żyłach, nadając wydarzeniu otoczkę bardziej łagodną? Miękką?
Odsunęła się jeszcze bardziej na miejscu, szukając czegokolwiek, czym mogłaby przetrzeć pozostałości trunku, ostateczność - w postaci różdżki wolała zostawić na później. Wyciąganie jej w barze pełnym podpitych gości, nie było zbyt sensowne. I tak kilka ciekawskich spojrzeń powędrowało ku niej, zapewne czekając na spektakularny wybuch złości lub innej, równie finezyjnej reakcji. Ale alchemiczka nie miała zamiaru być centrum rozrywkowym okolicznych widzów. Ani w tym dumy, ani śmiechu - Uh - wygięła usta, kiedy plama nie zniknęła, gdy w końcu wyciągnęła chustkę z wiszącego za jej plecami płaszcza, by spojrzeć na wciąż stojącego obok jegomościa, niby zawieszonego pomiędzy krzesłami. Albo po prostu zbyt pijanego, by zarejestrować, że mówiła do niego cokolwiek - Zawsze mogę w pana czymś rzucić, jeśli zapomniał pan, jak się poruszać, ale mam tylko dwa buty - wzruszyła bezradnie ramionami.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Jakiejkolwiek reakcji by się nie spodziewał, rzeczywistość wprawiła Wulfrica w osłupienie. Może było to kwestią tego, że zazwyczaj nie obcował z równie miłymi istotami, a obracanie się wśród najniższej warstwy społecznej przyzwyczaiło go do powarkiwań, krzyków i argumentu pięści czy uroczej klątwy, lecz gdy tylko z charakterystycznym dla podpitego umysłu opóźnieniem dostrzegł dzieło swojej niezdarności, mimowolnie szykował się na konsekwencje w zakresie od małej afery do niewybrednego zaklęcia. Krzaczaste brwi powędrowały ku górze w wyrazie niepojętego zdumienia. Czy naprawdę słyszał żart? Zachował ostrożność i wmówił sobie, że zaburzona ocena sytuacji płata mu figle, dlatego też tylko wygiął usta w krzywym uśmiechu, nijak nie komentując rewelacji ciemnowłosej.
- Ależ oczywiście! Kajam się i proszę o wybaczenie! - zapewnił gorliwie i z rozbrajającą szczerością człowieka niebędącego w stanie porwać się na kpinę. - Taka piękna suknia, taka piękna, co ja zrobiłem, gdzie ja miałem oczy, gdy tu lazłem - bełkotał z przejęciem, wpatrując się w ciemną plamę na odzieniu nieznanej mu panny. Momentalnie pożałował, że porwanym z cudzego stolika trunkiem nie okazała się być wódka, wszak czysta odzieży ani honoru nie plami! W głupim odruchu sięgnął do kieszeni, by zaoferować kobiecie materiałową chustkę, jednak powstrzymał się, przypomniawszy sobie, że ta wyglądała jak psidwakowi z gardła wyciągnięta i w zetknięciu z suknią uczyniłaby więcej szkody niż pożytku. Obserwował więc zmagania ciemnowłosej w milczeniu, bujając się lekko do przodu i do tyłu, nie potrafiąc znaleźć pionu.
- Listopadowe wieczory są chłodne, mogłaby panienka pożałować straty bucików - podzielił się swoją mądrością, śmiesznie przeciągając niektóre zgłoski, a inne pożerając zupełnie, zgodnie z zasadami gwary barowej.
- Ależ oczywiście! Kajam się i proszę o wybaczenie! - zapewnił gorliwie i z rozbrajającą szczerością człowieka niebędącego w stanie porwać się na kpinę. - Taka piękna suknia, taka piękna, co ja zrobiłem, gdzie ja miałem oczy, gdy tu lazłem - bełkotał z przejęciem, wpatrując się w ciemną plamę na odzieniu nieznanej mu panny. Momentalnie pożałował, że porwanym z cudzego stolika trunkiem nie okazała się być wódka, wszak czysta odzieży ani honoru nie plami! W głupim odruchu sięgnął do kieszeni, by zaoferować kobiecie materiałową chustkę, jednak powstrzymał się, przypomniawszy sobie, że ta wyglądała jak psidwakowi z gardła wyciągnięta i w zetknięciu z suknią uczyniłaby więcej szkody niż pożytku. Obserwował więc zmagania ciemnowłosej w milczeniu, bujając się lekko do przodu i do tyłu, nie potrafiąc znaleźć pionu.
- Listopadowe wieczory są chłodne, mogłaby panienka pożałować straty bucików - podzielił się swoją mądrością, śmiesznie przeciągając niektóre zgłoski, a inne pożerając zupełnie, zgodnie z zasadami gwary barowej.
I show not your face but your heart's desire
Duma wielu arystokratek przysłaniała kwestie, które dla obserwatora mogło się okazać czymś nieistotnym. To prawda, Inara miała w tym momencie powód do irytacji, ale z premedytacją godną prawdziwego Carrow'a (w wersji oczywiście jej ojca) - ignorowała go. Jeśli miała się już z kimś drażnić wybierała siebie, drepcząc na granicy szlacheckiej dumy i wartkiego charakteru łobuzowatej panny (szczególnie po alkoholu).
Nieco niebezpiecznie odchyliła się do tyłu, pozwalając by nóżki krzesła zawisły nad podłogą. Oparła się jednym, wiązanym bucikiem o brzeg stolika, utrzymując się w wymiernej równowadze. W dłoniach wciąż zaciskała delikatną materię chustki, która - podobnie jak sukienka - nabrała blado-złocistej barwy piwa. Przynajmniej jeśli spojrzało się pod odpowiednim kątem, mrużąc ciemne ślepia i wyłapując przytłumiony blask rozstawionych na stolikach świec. Widocznie (lekko podpita) dusza artystki, potrafiła dostrzec coś urokliwego nawet w plamie po piwie - Wybaczone - kiwnęła z uwagą głową, jakby odpowiadała dzielnemu gentlemanowi, po czym wygięła karminowe usta w uśmiechu - Oczy zdaje się miał pan na swoim miejscu. Nie jestem pewna, czy wyjmowanie ich byłoby sensownym posunięciem - usta raz jeszcze zadrgały, gdy prowadziła tę dziwną tyradę słów - Stawiam też, że spojrzenie skupiał pan na tym brodatym jegomościu, co chyba czai się, aż skończymy naszą rozmowę i na tym przechylonym kuflu - ściszyła głos, niemal konspiracyjnie zerkając na dziwnie ruchliwą sylwetkę przy jednym z dalszych stolików, ukrytych bardziej pod ścianą - A moja sukienka...rzeczywiście szkoda - wygięła wargi, tym razem smutno opuszczając kąciki - zatrzymała dłonie, w kolejnym geście. Zacisnęła palce na chustce, ostatecznie rezygnując z dalszych zabiegów ratowniczych sukienki.
- Możliwe, że wtedy musiałby mnie ktoś ponieść. Ale fakt, nie lubię chłodu. Wypadałoby więc rzucać czymś innym - zerknęła znacząco na niemal opróżnioną szklankę z Ognistą - Z jednej strony, szkoda byłoby trunku. Z drugiej, bylibyśmy wtedy na czysto z winą - wróciła do pierwotnej, rozbawionej miny, barwiącej jej usta - ...ale i tu wydaje mi się być zbędne, skoro pan poradził sobie z kolorytem własnego odzienia - przesunęła wzrok z twarzy na poplamioną koszulę i zdobiących ją, wyraźnych (licznych) trunkowych ścieżkach.
Nieco niebezpiecznie odchyliła się do tyłu, pozwalając by nóżki krzesła zawisły nad podłogą. Oparła się jednym, wiązanym bucikiem o brzeg stolika, utrzymując się w wymiernej równowadze. W dłoniach wciąż zaciskała delikatną materię chustki, która - podobnie jak sukienka - nabrała blado-złocistej barwy piwa. Przynajmniej jeśli spojrzało się pod odpowiednim kątem, mrużąc ciemne ślepia i wyłapując przytłumiony blask rozstawionych na stolikach świec. Widocznie (lekko podpita) dusza artystki, potrafiła dostrzec coś urokliwego nawet w plamie po piwie - Wybaczone - kiwnęła z uwagą głową, jakby odpowiadała dzielnemu gentlemanowi, po czym wygięła karminowe usta w uśmiechu - Oczy zdaje się miał pan na swoim miejscu. Nie jestem pewna, czy wyjmowanie ich byłoby sensownym posunięciem - usta raz jeszcze zadrgały, gdy prowadziła tę dziwną tyradę słów - Stawiam też, że spojrzenie skupiał pan na tym brodatym jegomościu, co chyba czai się, aż skończymy naszą rozmowę i na tym przechylonym kuflu - ściszyła głos, niemal konspiracyjnie zerkając na dziwnie ruchliwą sylwetkę przy jednym z dalszych stolików, ukrytych bardziej pod ścianą - A moja sukienka...rzeczywiście szkoda - wygięła wargi, tym razem smutno opuszczając kąciki - zatrzymała dłonie, w kolejnym geście. Zacisnęła palce na chustce, ostatecznie rezygnując z dalszych zabiegów ratowniczych sukienki.
- Możliwe, że wtedy musiałby mnie ktoś ponieść. Ale fakt, nie lubię chłodu. Wypadałoby więc rzucać czymś innym - zerknęła znacząco na niemal opróżnioną szklankę z Ognistą - Z jednej strony, szkoda byłoby trunku. Z drugiej, bylibyśmy wtedy na czysto z winą - wróciła do pierwotnej, rozbawionej miny, barwiącej jej usta - ...ale i tu wydaje mi się być zbędne, skoro pan poradził sobie z kolorytem własnego odzienia - przesunęła wzrok z twarzy na poplamioną koszulę i zdobiących ją, wyraźnych (licznych) trunkowych ścieżkach.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Kobieta cud - do tej właśnie rangi urosła w oczach Wulfrica ta wspaniałomyślna istota, mająca w sobie coś z kultury wyższej, obcej i niedościgłej, a jednak z nonszalancją obcującą w kręgach znacznie niższych. Zerknął na bujające się w powietrzu nóżki krzesła i na podeszwę opartego o brzeg stolika obuwia z miną taką, jakby ciemnowłosa bujała się na bazyliszku, a nie na drewnianym, lekko rozklekotanym meblu barowym. Ze wszystkich osób, na które tylko mógł wpaść, wpadł na najlepszą z nich; ze wszystkich osób, które mógł oblać piwem, oblał najmniej na to zasługującą. Zasmucił się tą myślą, w nieco zwolnionym tempie, jak na zalane alkoholem szare komórki przystało, w związku z czym ponura podkówka wyjęła jego spierzchnięte usta mniej więcej w momencie, w którym jego przewinienia zostały mu przebaczone. Chwilę później jednak błyskawicznie (jak na jego standardy) zreflektował się i uśmiechnął, odsłaniając rządek zębów, o dziwo niewybrakowanych!
- Najmocniej dziękuję - oznajmił z emfazą, a z całego przejęcia aż nie zarejestrował jej żartu odnośnie oczu. Szkoda, w przeciwnym razie jeszcze bardziej urosłaby w jego mniemaniu - a może jednak szczęśliwie dla Inary, kto wie, jeszcze wpadłby na szalony pomysł proszenia o jej rękę, doszedłszy do wniosku, że cudowniejszej kobiety już nigdy nie spotka i oczywiście w pełni na nią zasługuje. - Och - kontynuował popis elokwencji, zerkając za siebie na mężczyznę, o którym zdążył już zapomnieć przez incydent piwny, lecz który uparcie nie chciał się rozmyć gdzieś w tle o pozwolić Wulfricowi rozkoszować się rozmową z uroczą towarzyszką, której uprzejmości nadużywał. - Panienka wybaczy, ale chyba muszę się ewakuować - oznajmił z nieskrywanym smutkiem, godnym marynarza żegnającego w porcie ukochaną przed wypłynięciem w niemożliwie długi rejs. - To chyba ostatnia szansa, by panienka powetowała swoje krzywdy - dodał, czyniąc krok w kierunku przeciwnym do tego, z którego za parę chwil miał nadejść żądny sprawiedliwości brodacz. Z jakiegoś powodu Wulfric wolał oberwać po łbie szklanką ciśniętą przez ciemnowłosą.
- Najmocniej dziękuję - oznajmił z emfazą, a z całego przejęcia aż nie zarejestrował jej żartu odnośnie oczu. Szkoda, w przeciwnym razie jeszcze bardziej urosłaby w jego mniemaniu - a może jednak szczęśliwie dla Inary, kto wie, jeszcze wpadłby na szalony pomysł proszenia o jej rękę, doszedłszy do wniosku, że cudowniejszej kobiety już nigdy nie spotka i oczywiście w pełni na nią zasługuje. - Och - kontynuował popis elokwencji, zerkając za siebie na mężczyznę, o którym zdążył już zapomnieć przez incydent piwny, lecz który uparcie nie chciał się rozmyć gdzieś w tle o pozwolić Wulfricowi rozkoszować się rozmową z uroczą towarzyszką, której uprzejmości nadużywał. - Panienka wybaczy, ale chyba muszę się ewakuować - oznajmił z nieskrywanym smutkiem, godnym marynarza żegnającego w porcie ukochaną przed wypłynięciem w niemożliwie długi rejs. - To chyba ostatnia szansa, by panienka powetowała swoje krzywdy - dodał, czyniąc krok w kierunku przeciwnym do tego, z którego za parę chwil miał nadejść żądny sprawiedliwości brodacz. Z jakiegoś powodu Wulfric wolał oberwać po łbie szklanką ciśniętą przez ciemnowłosą.
I show not your face but your heart's desire
Stoliki przy ścianie
Szybka odpowiedź