Wydarzenia


Ekipa forum
Większa sala boczna
AutorWiadomość
Większa sala boczna [odnośnik]21.09.15 22:40
First topic message reminder :

Większa sala boczna

★★
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 2:35
Zielone ślepia ulokowały się na lordzie Rosier, gdy ten zwrócił swoje słowa w jego kierunku. Błysk pojawił się w jego spojrzeniu na wspomnienie o dawnej mugolskiej fortecy oraz możliwości jej zajęcia. Pomysłów na przysposobienie przestrzeni z pewnością mu nie brakowało, pozostawało jedynie rozeznać się w sytuacji.
- Dziękuję lordzie Rosier. - Zaczął, nie odrywając spojrzenia od twarzy lorda. - Udam się tam. Sprawdzę w jakim stanie jest warownia oraz czy są potrzebne w niej jakieś prace, choć nie potrzebuję wiele. Szczury nie stanowią problemu. - Odpowiedział krótko, zwięźle odnotowując w głowie iż powinien ponownie odwiedzić granice Kentu. Ze szczurami miał do czynienia każdego kolejnego dnia i wiedział, jak powinien się nimi zająć. Wiedział również jak powinno wyglądać tego typu miejsce, nie miał jednak zamiaru komukolwiek wyjawiać nazbyt wiele detali z jego przeszłości, która zapewne nikogo z nich nie interesowała. Friedrich Schmidt nigdy nie był osobą przyjazną, pozytywnie nastawioną do zacieśniania więzi ora zawiązywania nowych przyjaźni.
Uważnie obserwował kolejne wydarzenia, analizując każdy ruch bądź gest znajdujących się w sali czarodziejów. Część z nich była mu znana, lecz to, co miało miejsce w tym pomieszczeniu wydawało mu się co najmniej dziwnym. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, nie zareagował gdy Deirdre rzuciła się na Mulcibera, jedynie wszystkiemu dokładnie się przyglądając. Interesujące. I cholernie irytujące.
Cichy pomruk niezadowolenia uleciał z jego piersi, gdy pytanie Drew doleciało do jego uszu. Był profesjonalistą, który nie pozostawiał za sobą niedokończonych spraw. - Zadbałem o to. - Mruknął w odpowiedzi, powstrzymując się przed chęcią wywrócenia zielonymi ślepiami. - Zajmę się tym sam, przynajmniej na razie.  Jak go znam posiada wiele informacji, które chcę usłyszeć. Odezwę się, jeśli będę potrzebować wsparcia. - Odpowiedział w kwestii Macmillana pewien, iż sam z pewnością będzie miał szansę dowiedzieć się więcej. Znał tego łąjdaka lepiej, niż mogłoby się zdawać. I miał zamiar wykorzystać to na ich korzyść.
Kąciki jego ust uniosły się delikatnie w dziwnym wyrazie, karykaturalnie przypominającym uśmiech, gdy jego spojrzenie spoczęło na Sigrun. Fakt, iż była chętna do współpracy cieszył. Podczas polowań pracowało im się niezwykle dobrze. - Będziemy w kontakcie. - Odpowiedział jedynie, pozostawiając dalsze plany dotyczące warowni na inny czas, zapewne po spotkaniu Rycerzy Walpurgii. Teraz inne sprawy czekały na poruszenie.
Uważnie wsłuchiwał się w kolejne słowa jakie padały, zielonymi ślepiami wodząc po zebranych.
- Powinniście o siebie zadbać. Cokolwiek na Was działa wiele komplikuje, zwłaszcza jeśli nie jesteście w stanie nad tym panować. Nie możemy pozwolić sobie na potknięcia, potrzebujemy sprawnych sił. Im szybciej wrócicie do zdrowia, tym lepiej. -  Rzucił w kwestii powikłań, jakie mogły im towarzyszyć. Zachowanie Deirdre potwierdzało, iż niektórzy mogli stać się niestabilni a ostatnie, czego teraz potrzebowali to jeden z nich, przypadkiem obracający się przeciwko nim podczas pojedynku.
Wtem głos zabrał lord Rosier przedstawiając list, który jedynie upewnił go o potrzebie stworzenia nowego miejsca, najlepiej tajnego, w którym mogliby przetrzymywać pojmanych buntowników.
- Pójdę do Bramy Zdrajców. Odnajdywanie szczurzych ścieżek to część tego, czym zajmuję się dzień w dzień. W świetle tym wiadomości wszelkie przyszłe plany dotyczące warowni powinniśmy pozostawić w tajemnicy. - Mruknął, ponownie zerkając w kierunku lorda, w głowie powoli układając odpowiednie plany.
Zielone ślepia powędrowały w kierunku Multon, a z piersi szmlacownika wyrwał się pomruk zamyślenia. - Nie jestem politykiem, uważam jednak że strach działa jedynie do pewnego momentu, później staje się naszym przeciwnikiem. Uważam, że Multon nie mówi źle. Postraszyliśmy batem, teraz powinniśmy zaoferować marchewkę. Pokazać, że nasza strona jest lepszą, bardziej opłacalną oraz bezpieczniejszą. Każdy czarodziej zmęczony wojną i przestraszony ostatnimi wydarzeniami to potencjalny grunt do zasiania buntowniczej idei będącej alegorią zmiany na lepsze - słyszę to dzień w dzień. Oczywiście możemy wszystkich wyrżnąć, niewiele wtedy pozostanie z czarodziejskiego społeczeństwa. - Sam z przyjemnością wszystkich by wybił, nie wydawało mu się to jednak rozsądnym posunięciem. Im mniej czarodziejów, tym więcej potencjalnych zagrożeń w przyszłości oraz słabsze społeczeństwo. - Dla wielu jesteśmy bezdusznymi potworami mordującymi na prawo i lewo kogo popadnie, to nie przekonuje do nas czarodziejów. Obawiam się, że same nagłówki w gazetach mogą nie wystarczyć, a im więcej zgodzi się z nami, tym mniej obróci się przeciwko nam. - Mruknął, nie wiedząc jednak jeszcze jak tego dokonać. Nigdy nie był politykiem, nigdy również nie był dobrym mówcą i nie był pewien, czy potrafił lepiej przedstawić to, co pojawiło się w jego głowie. Musiał się napić, by słowa płynniej ulatywały z jego ust. - Spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej o tym sojuszu, mogę udostępnić również wszystkie moje raporty z przesłuchań buntowników i sympatyzujących im czarodziejów. - Dodał jeszcze wzruszając szerokim ramieniem. Austriacka precyzja miała miejsce również i tutaj - każda akcja wiązała się z raportem, każda również zapisana była w jego pamięci.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 11:52
Wiedziała, że musiała opowiedzieć swoją wersję tego, co się tamtego dnia wydarzyło. Kiedy więc nadszedł odpowiedni moment spotkania, spojrzała ku prowadzącym spotkanie i przemówiła.
- Po przekroczeniu bramy okazało się, że zostaliśmy sami z Tristanem i Francisem – zaczęła w końcu, przy stole nie dostrzegła jednak Lestrange’a, czyżby stchórzył? Był tylko Rosier, ale od niego na pewno nikt nie oczekiwał raportu, więc cały ciężar opowieści o tamtym dniu spoczął na niej. Cudownie. – Znaleźliśmy się w pomieszczeniu, gdzie toczyła się walka z, jak wtedy wierzyliśmy, Zakonem Feniksa. Byli tam ludzie znani z listów gończych i można było odnieść wrażenie, że naprawdę dostali się do podziemi przed nami, jednak obecnie wszystko wskazuje na to, że były to omamy. – W końcu rycerze, których widzieli wtedy martwych i pokonanych, potem okazali się być jak najbardziej żywi i teraz też siedzieli przy tym stole, więc wszystko to, co tam się wydarzyło, musiało być ułudą. Poza tym według słów Rosiera Zakon Feniksa w tym czasie włamywał się do Tower, więc nie mogło ich być w Gringottcie. Locus Nihil mieszało im w głowach od samego początku pobytu w podziemiach, trudno było odróżnić, co było prawdą, a co nie. Momentami sama już nie była pewna, nawet z perspektywy czasu. – Szczególnie czerwony kamień dawał się we znaki, mieszał w głowie. – Przynajmniej jej; czerwona obecność wkradała się tamtego dnia do jej umysłu, i w którymś momencie nawet przejęła władzę nad jej ciałem. – Po pokonaniu kolejnej z przeszkód dostaliśmy się do komnaty ze zbrojami, gdzie musieliśmy złożyć na wadze zdobyte czerwone kamienie, by odblokować przejście dalej. Te kamienie poruszały atakującymi nas zbrojami. Podczas walki z nimi dołączyli do nas Craig, Caelan i Theo, razem dostaliśmy się dalej, do Locus Nihil. – Starała się, by jej głos w żaden sposób nie drgnął na wspomnienie Theo. Nie wspomniała też ani słowem o tym, że wciąż śniła jej się jego śmierć. Sentymenty, tęsknota i uczucia były słabością, a słabości nie należało obnażać, żeby potem nie wykorzystano jej przeciwko niej.
Ciąg dalszy był już znany wszystkim, bo choć różnymi drogami i z różnymi przeszkodami, wszyscy tam dotarli. I wszyscy wiedzieli, co tam się stało, choć nie wszyscy powrócili stamtąd żywi. Theo i Alphard już nigdy nie mieli z nimi zasiąść przy tym stole, choć z niewiadomego powodu Sigrun zwróciła się do nich tak, jakby ten drugi wciąż tu był. Lyanna leciutko uniosła brwi, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Nie odniosła się też póki co do słów o Zakonnikach w Tower, ale słuchała wszystkiego uważnie, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Podjęła jednak kwestię utrzymywania władzy w kraju.
- Jeśli chodzi o to, co dzieje się w kraju, może powinniśmy najpierw ugruntować naszą pozycję na ziemiach, które już mamy. Zadbać o to, by ich magiczni mieszkańcy wierzyli, że to nam zawdzięczają bezpieczeństwo i dobrobyt, że to my chronimy ich przed złymi mugolami i szlamolubami, że to dzięki nam żyje im się lepiej niż tym, którzy poparli wroga. Zgadzam się z tym, co powiedziano przed chwilą, zbyt mocne represje mogą zrodzić pragnienie buntu i popchnąć niezdecydowanych ku przeciwnej stronie. Powinniśmy zachwiać wiarę w Zakon Feniksa i dbać o odpowiednią propagandę, by przekonać tych, którzy jeszcze się wahają, że Zakon to strona przegrana i zdesperowana, i że nie warto ich popierać. Może z czasem, śladem czarodziejów z reszty kraju, rozsądnie myślące rodziny mieszkające na Półwyspie Kornwalijskim także przekonają się do naszych idei i odwrócą się od swoich błądzących panów, i poprą naszą sprawę, a wtedy łatwiej będzie odzyskać kontrolę nad tymi ziemiami.
Musiała zgodzić się z Elvirą i Friedrichem; zbyt duże represje mogłyby popchnąć niezdecydowanych ku Zakonowi, oni musieli uwierzyć, że to ministerstwo i rycerze chcą ich dobra i dbają o bezpieczeństwo w kraju, i że ci, którzy będą wierni, zostaną nagrodzeni. Bezsensowna, chaotyczna przemoc nie pomoże im, a może zaszkodzić, zwłaszcza że dążyli do tego, by zwiększyć poparcie dla swoich idei i zachwiać naiwną wiarą tych, którzy łudzili się, że Zakon Feniksa ich ochroni. Poza tym przelewanie zbyt dużej ilości krwi magicznej było marnotrawstwem, w porównaniu z mugolami liczebność czarodziejów była niewielka, i gdy zostanie ich zbyt mało, nie stworzą dobrego, silnego i wspaniałego świata, i z czasem to mugole zduszą ich swoją masą.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 17:11
Nie sądziła, że cała ta pokręcona, wtórnie paskudna sytuacja zdoła eskalować, ale ponownie - myliła się. Gdzieś w głębi ducha, w jakiejś jego dziecinnie naiwnej części, miała nadzieję, że Ramsey nie zareaguje, że uda, że nic się nie stało i po prostu przejdzie nad tym żenującym wyskokiem do porządku dziennego, lecz cóż: widocznie nawet on nie mógł pozostać do końca obojętny. A może po prostu go przeceniała, może ta cała wywołana magią nienawiść wibrowała także w nim; może zdołała ją przelać w gwałtownych uderzeniach i płytkich zadrapaniach? Plugawa sugestia tęsknoty za podobnym typem kontaktu była jak sucha gałąź rzucona w zarzewie ognia, znów uniosła ręce, chcąc wydrapać mu oczy, wcisnąć palce w oczodoły, unieść biodra a potem rzucić się na nim całym ciężarem, chwycić za krótkie włosy, uderzać czaszką, skrywającą niesamowity umysł, o podłogę - lecz atak furii skończył się równie szybko, jak się zaczął, pozostawiając Deirdre rozczochraną, zmęczoną, zaskoczoną i upokorzoną.
Oblizała spierzchnięte usta, łudząc się, że to już koniec, lecz nie; zamiast w miarę dumnie powstać z tej żenującej pozycji, została z niej wyprowadzona jak szczeniak, jak byle krnąbrna dziewka, szarpnięta do pionu za włosy. Syknęła z szoku bardziej niż z bólu, nie potrafiąc powstrzymać odgłosu, a spojrzenie, rzucone Ramseyowi zza poplątanej grzywki, było bliźniaczym odbiciem dotknięcia, upodlenia i pogardy zarazem, jakie okazała mu przed laty w Wenus. Nie pamiętał tego, wierzyła w to, ale w jej pamięci ciągle istniało, jak zadra utrudniająca gładkie kontynuowanie ich relacji.
Nie zastanawiała się nad tym, co ten wybryk dla niej znaczył: przynajmniej na razie. Usiadła, z twarzą stężałą w wyrazie obojętności, lecz tym razem widać było, ile kosztuje ją zachowanie spokoju, a gorący rumieniec rozlewał się aż na szyję, ku pomiętej pelerynie. Tylko przez sekundę zawahała się, czy nie przesiąść się na drugi koniec stronu, tuż obok Tristana, ale coś w krótkim spięciu na jego twarzy informowało, że nie byłby to dobry pomysł. Została więc na swoim krześle, przez moment wyłączona ze spotkania: szum krwi w głowie i próba przemówienia samej sobie do rozsądku łaskawie sprawiły, że nie usłyszała cyrkowego komentarza Drew. Dopiero kolejne wypowiedzi dotarły do niej jak przez mgłę; odetchnęła głębiej i na moment przymknęła oczy, upewniając się, że furia zniknęła, rozpłynęła się, znów pozostawiając ją konkretną i do bólu pozbawioną uczuć, choć wstyd i złość na samą siebie wypełniały żółcią jej usta. Przejęzyczenie Sigrun dotyczące Alpharda nie umknęło jej uwadze, ale nie posłała Rookwood zaniepokojonego spojrzenia; tak samo jak nie zwróciła się ku Ramseyowi, gdy ten pobladł oraz zaczął się dziwnie zachowywać, wzbudzając troskę u pozostałych Rycerzy. Nie chciała na niego patrzeć. Ciągle czuła na sobie to pogardliwe spojrzenie i ból szarpniętych włosów. Wątpiła, by zrobiła mu coś poważnego, bo choć krew z rozdrapanego policzka ciągle powoli spływała na jego brodę, to przecież nie uczyniła mu prawdziwej krzywdy. - Odkąd opuściliśmy Locus Nihil miewam napady agresji. Nieregularne, niemożliwe do przewidzenia. Mocniejsze, gdy napotkam kogoś, kto sam dzierżył w podziemiach Gringotta kamień lub po prostu tam wtedy z nami przebywał - odparła beznamiętnie na pytanie Drew, mając nadzieję, że irracjonalny atak na Mulcibera zostanie nie tyle wybaczony, co szybko zapomniany. Pracowała na swoją renomę długimi miesiącami, nie mogła stracić jej tak szybko, w tak głupi sposób. W posępnym milczeniu, starając się nie patrzeć na nikogo konkretnego, słuchała kolejnych wypowiedzi, zaciskając usta w wąską linię. Co za upokorzenie. Umknęło jej dziwne zachowanie Edgara, nie zwracała uwagi na specyficzne spojrzenia Sigrun, unikała wzroku Tristana, starając się udawać, przynajmniej na razie, że ten wybuch agresji się po prostu nie wydarzył. Dopiero, gdy rozmowa przeszła na tematy polityczne, a Rosier przytoczył list od Warringtona, na moment spojrzała na śmierciożercę. - Czy mogli mieć wsparcie z wewnątrz? To chyba niemożliwe, by grupka szaleńców zdołała wejść do środka tak ważnej instytucji bez wsparcia jakiegoś obłąkanego zdrajcy. Sugerowałabym wszczęcie śledztwa, znalezienie kogoś, kto mógł pomóc im w przedarciu się do Tower - skomentowała w zamyśleniu, ostro, od razu chcąc zacząć działać. - Powinniśmy też wykorzystać propagandowo ten atak. Terroryści znów zniszczyli część infrastruktury Londynu, chlubę miasta, Tower, do tego w bestialski sposób skazując na śmierć kilkanaście osób, w tym odważnie wykonujących swe obowiązki strażników. Porozmawiam o tym z Corneliusem - zaproponowała, powinni nawet w potknięciach odnajdywać motywacje i sposoby na to, by odwrócić karty historii na swoją korzyść. - Zgadzam się, że polityka wsparcia może przynieść wymierne korzyści. Wszyscy rozsądni obywatele wiedzą już, co spotyka wrogów i terrorystów. Teraz powinniśmy podkreślić, że tych, którzy wspierają działania Ministerstwa Magii oraz popierają nowy porządek, czekają konkretne przywileje, choćby wynikające z zaopatrzenia czy lepszej opieki uzdrowicielskiej. A wszystko to w tej właśnie narracji - szaleńcy z Zakonu odbierają wam jedzenie, eliksiry, szansę na bezpieczną edukację waszych dzieci - przelotnie spojrzała na Elvirę, wspierając jej podejście do sprawy. Przesunęła też wzrok na Friedricha: działał za dwóch, ba, za trzech, stając się jednym z cenniejszych nowych nabytków.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 18:24
Siedział skupiony na tym, co inni mówili. Niezmiennie słuchał ich słów, konsekwencji, które każdy poniósł, schodząc do podziemi Gringotta. Jednocześnie starał się nie myśleć o tym, co jego samego spotkało i jak to się na nim odbiło. Oblicze martwego–żywego brata znów stanęło mu przed oczami. Gwałtownie odchylił się na krześle, a palce lewej dłoni, spoczywającej na stole zacisnął w pięść. Powieki zacisnął w grymasie, słuchem wyobraźni słysząc każde skrzypnięcie w obolałych stawach niczym ruch starych, pordzewiałych mechanizmów w drzwiach. Dłuższą chwilę trwał w tej pozie, nawet po wywołaniu przez Sigrun. Potrzebował chwili na skupienie się i zebranie myśli rozproszonych przez wspomnienie.
Nie sądzę, abyśmy dowiedzieli się dużo więcej, Sigrun — zwrócił się do Śmierciożerczyni. — Kiedy walczyliście z tym czymś, wróciłem po Edgara. Wydawał się być skupiony na zielonym kamieniu, ale kiedy do niego podszedłem, nic nie wskazywało na to, by coś mu dolegało. Wyglądał całkowicie normalnie. Może doznał jakiejś wizji? Edgarze? Pamiętasz coś szczególnego z tamtej nocy? — Opowiedział krótko, starając się udzielić najważniejszych informacji. — Jeśli jakieś konsekwencje utrzymują się do dziś, prawdopodobnie musiało to nastąpić już przy ołtarzu, gdzie ofiarowywaliśmy własną magię. Może w jakiś sposób moc kamienia odbiła się na posiadaczu. — Zastanowił się już nieco ciszej. Kwestia dolegliwości targających część z nich, przynajmniej w krótkim rozważaniu Zachary'ego, stanowiła konsekwencję zdobycia kamieni. Jak długo miały się utrzymywać i jak wielkie spustoszenie zasiać w ich szeregach?
Zabezpieczenie morza powinno utrudnić komunikację między hrabstwami północy z półwyspem. Ale, jeśli pamięć co do mapy mnie nie myli, wciąż mogą niezauważeni przemieszczać się przez Walię. — Odpowiedział Mathieu, przychylając się do jego propozycji. Wciąż jednak pozostawała kwestia lądu, po którym przemieszczanie się, mimo utrudnień, wciąż pozostawało dość łatwe. Nie odzywał się, kiedy Tristan zabrał głos, odczytując otrzymany list. Z poważnym wyrazem twarzy wysłuchał treści, myślami wracając do Tonks, którą odwiedzał w Azkabanie i leczył jej rany.
Wiadomo co się stało z Tonks? — Zapytał, nie mając pewności, czy inni też się nad tym zastanawiali. Schwytana podczas egzekucji szlama również mogła być ich celem, jeśli tylko mieli pojęcie, gdzie jej szukać. Z usłyszanej treści podejrzewał, że mieli dość szczegółową wiedzę na temat planów więzienia. Musieli wiedzieć więcej niż tylko to, gdzie znajdowało się wejście. W innym wypadku powinni zostać schwytani; potencjalnie.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 21 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 23:45
Ledwie podszedł do drzwi, kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki. Zdenerwowany spojrzał na rogatego mężczyznę, wciąż nie będąc pewnym czy jest prawdziwy, lecz zanim zdążył coś mu odpowiedzieć, zauważył poruszenie z drugiej strony sali. Kobieta rzuciła się na siedzącego obok mężczyznę, tak po prostu. Co za farsa pomyślał, coraz bardziej zniesmaczony tym zgromadzeniem losowych ludzi. To tylko upewniło go w podjętej decyzji – musiał jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce.
Nie, za kogo ty mnie maszza wariata? zdawało się mówić jego spojrzenie, kiedy odpowiadał Craigowi na pytanie. Czuł, że jest obserwowany; jak na złość wszyscy zdawali się utkwić w nim swoje spojrzenie. Zirytowany przyjrzał się ich twarzom, takim zbyt spokojnym, wręcz niepokojącym, na dłużej zatrzymując się na Drew.
Szczerze mówiąc, trochę tak – odpowiedział w końcu, choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. W tym momencie bardziej odczuwał zniesmaczenie tym spotkaniem, kobietą dyrygującą u szczytu stołu, tą drugą rzucającą się bez powodu na siedzącego obok mężczyznę, tym mężczyzną, co zadał mu niepotrzebnie jadowite pytanie, i tymi wszystkimi innymi, którzy siedzieli jak truśki bez słowa.
Przeniósł wzrok na Sigrun, ponownie ignorując jej pytanie – nie miał zamiaru siadać przy stole, to nie przedszkole, żeby wydawać takie polecenia. Chciał po prostu stąd wyjść, dlaczego nagle wszyscy zdawali się nim interesować? Kim oni wszyscy byli? I, co ważniejsze, skąd go znali? Bo on nie kojarzył ani jednego z nich. Mówili jak obłąkani, z ich ust padały dziwne słowa. Spojrzał na Zachary'ego, a na jego twarzy wymalowało się niezrozumienie. Przez krótką chwilę odnosił wrażenie, że pamięta, w głowie pojawił mu się pewien przebłysk wspomnienia, podświadomie ścisnął prawą dłoń jakby znowu trzymał tam zielony kamień. Ta myśl uleciała jednak równie szybko, jak się pojawiła. Rozluźnił dłoń, prostując się nieznacznie – dopiero teraz zauważył, że zostawił swój płaszcz na oparciu krzesła.
Nie jestem jasnowidzem – odpowiedział wyraźnie podirytowany, nie zamierzając odpowiadać na kolejne niepotrzebne pytania. Nie był atrakcją w zoo. Pociągnął za klamkę, żeby wreszcie stąd wyjść.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Większa sala boczna [odnośnik]10.05.21 1:05
Podchwycił spojrzenie Multon, domyślając się, co takiego kryło się za tym. Zaskakujące, że w ostatnich tygodniach potrafili się dogadać, złapać nić porozumienia. Nie miał całkowitej pewności czy ją również w pewien sposób bawiło owo zajście. Nie wątpił jednak, że nadarzy się niedługo okazja, aby zapytać, jeśli całe towarzystwo zebrane w sali nie planowało więcej i to miała być jedyna nietypowa sytuacja. Kolejne kwestie i wyjaśnienia płynęły od każdego, działań było dużo, nie przypuszczał, że mogło być aż tyle. Dziwnie było mu z myślą, że jeszcze niedawno wątpił, aby mieszanie się w podobne konflikty było dobry pomysłem. Zawiesił spojrzenie na kuzynie, gdy ten nie przebierał w słowach, komentując zamieszanie. Młodszy Macnair potrafił być bucem, ciężkim do zniesienia palantem, ale dziś wydawał się bardziej w formie niż zawsze. Mimo to nie zamierzał w tej chwili mówić czegokolwiek. Nie czas i miejsce, a co ważniejsze nie jego interes. Łączące ich nazwisko nie było powodem, by komentował cokolwiek w towarzystwie innych. Przemilczał kwestię skutków po Locus, poparzone dłonie leczyły się powoli, nawet jeśli dokuczały, ale nadal nie było to coś, czym chciałby się dzielić z pozostałymi. Nie wspominając już o atakach paniki, jakie zaczęły męczyć go końcem października i nie ustąpiły nadal, zdając się potęgować wraz z kłopotami ze snem i koszmarami. Takie rzeczy chciał pozostawić, tylko dla siebie. Nie zagrażało to przecież nikomu.
Przeniósł swoją uwagę na lorda Rosiera, kiedy śmierciożerca odezwał się informując, co wydarzyło się w czasie, gdy wszyscy byli w Podziemiach Gringotta. Treść listu zainteresowała go, wyglądało na to, że Tower nie było za dobrze chronionym miejscem przed wtargnięciem. Więzienie, do którego można było wejść i zostać zauważonym już zbyt późno, nie brzmiało to dobrze. Spojrzał na Friedricha, kiedy ten pierwszy zgłosił się, że to sprawdzi.- Pójdę z Tobą.- podjął bez zastanowienia. Potrafili działać we dwóch, przekonał się o tym lata temu, gdy działali, jak zgodny zespół osiągając swe cele.- Dwóm nie umknie żadna luka, a jeśli to miejsce ma być znów pewne, trzeba pozbyć się każdej możliwości przejścia nieproszonych gości.- dodał ze spokojem. Wątpił, aby Schmidt zaprzeczył sprawdzeniu Bramy wspólnie, chociaż nadal potrafił go zaskoczyć. Powrócił zaraz z uwagą na Tristana, by nie umknęła mu reakcja na to, że przyjrzą się Bramie Zdrajców. Zastanowił się nad tym, co mogli zrobić dalej, aby kontrola w kraju stała się pewniejsza. Bez wątpienia przeciętnym czarodziejom, narastający konflikt utrudniał codzienność, nie mogło być inaczej, lecz czy wyciąganie do nich ręki w tej konkretnej chwili to dobry pomysł.- Może wzmocnijmy hrabstwa graniczące bezpośrednio z Półwyspem Kornwalijskim, niech całkowicie zniknie stamtąd wahanie, która strona konfliktu jest dla nich lepsza. Pozbędziemy się możliwości, że w ostatnich zrywach szaleństwa będą chcieli pomóc nie tym, którym powinni. Odpowiednio zmotywowani czarodzieje zamkną się bezwzględnie na Półwysep i odizolujemy go jeszcze bardziej ze strony lądu. Niech każdy obcy będzie wrogiem, ale i obietnicą nagrody, gdy informacje o jakimkolwiek ruchu dotrą, do kogo trzeba.- podjął, dobierał słowa powoli, aby wyjaśnić, co chodziło mu po głowie.- Niech na chwilę mieszkańcy Półwyspu poczują się w pułapce, zanim dostaną swoją szansę na zmianę sytuacji.- spojrzał na Multon, kiedy przyrównała ludzi do psów.- Głodny i zagoniony w róg kundel w końcu ugryzie do krwi rękę, która dotąd go karmiła.- dodał, nie wątpiąc, że popchnięci do ostateczności czarodzieje obrócą się wobec swych lordów. Trzeba było jedynie z pewnym wyczuciem przycisnąć ich.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Większa sala boczna [odnośnik]11.05.21 11:01
Nie dało się ukryć, że to spotkanie znacząco różniło się od pozostałych. Było zdecydowanie bardziej stresogenne, choć za nic nie można było nazwać go nudnym. Przez ułamek sekundy Craig zapomniał o Edgarze, kiedy to jego oczom ukazała się scena rodem z jakiegoś taniego romansidła, kiedy to pełna żalu i gniewu kochanka dopada z pazurami swojego niewiernego męża. Musiał przyznać, był przez chwilę w szoku, ale - chyba prawidłowo - założył, że musiał to być skutek mrocznej magii z podziemi... co z resztą po chwili Deirdre potwierdziła. Zmarszczył znacząco brwi, widząc, że Ramsey padł jak długi chwilę po tym, jak wydostał się spod śmierciożerczyni, ale Burke nie próbował rzucać mu się na ratunek - obok stała dwójka uzdrowicieli, oni mieli w tych sprawach zdecydowanie większe doświadczenie.
- Edgarze, jesteśmy na spotkaniu Rycerzy Walpurgii. Pamiętasz? Walczymy o oczyszczenie Anglii z brudu szlam i mugoli. - wyjaśnił bardzo ogólnie. Miał wrażenie, że zaniki pamięci Edgara stawały się coraz gorsze. Czy kuzyn nie pamiętał nawet jego? To nie wróżyło dobrze. - Podczas naszej ostatniej wyprawy zostałeś dotknięty przez potężną, czarną magię. Ona sprawia że zapominasz. Spróbuj sobie przypomnieć. - głos miał spokojny i łagodny, chociaż nie dało się ukryć, że odczuwał wyraźne zaniepokojenie. Chodziło przecież o członka jego rodziny, drogiego kuzyna, a do tego nestora. Chyba będzie trzeba poszukać dla Edgara profesjonalnej pomocy. Ale to były plany na przyszłość, teraz musiał jakoś przekonać go do pozostania. I najlepiej szybko, nie chciał całkowicie przegapić tego, o czym mówili pozostali.
- Tak, jak widać obaj odczuwamy konsekwencje - odpowiedział na pytanie Drew. Wszyscy zdążyli zauważyć już jelenie poroże, a także próbę ucieczki Edgara. Póki co nie widać było żadnej poprawy, a właściwie to wręcz przeciwnie. No i koszmary. Oczywiście że tak. Ale wyszczególnienie tego faktu wydało mu się raczej mało potrzebne.
- Dość powiedzieć, że gdy pogubiliśmy się w Gringotcie, droga przede mną, Theo i Caelanem nie była łatwa. Ogromne węże, zagadki na ścianach, halucynacje, rogaty człekokształtny byt, wyglądający jak celtycki Cernunnos. W końcu chyba się nami znudził, a w nagrodę za odrobinę rozrywki zostawił nam bursztynowy kamień. No i mi podarował to - zakończył sucho, wskazując na swoje poroże. Teraz pluł sobie w brodę, że tak późno zauważył podobieństwo rogacza do celtyckiego bóstwa. Chociaż, czy gdyby zorientował się wcześniej, zrobiłoby im to jakąkolwiek różnicę? Chyba nie, więc nie ma co tego roztrząsać. On z resztą chętnie zapomniałby o wszystkim, co się tam wydarzyło.
Wieści o ataku na Tower były bardzo niepokojące. Czy czas tej akcji był zupełnie przypadkowy? Musiał być, nie widział innej opcji, niemniej było to dziwne, że Zakon zaryzykował wyprawę do Londynu w momencie, gdy Rycerze zajęci byli w podziemiach Gringotta. Przypadki się zdarzały, ale jakie były na to szanse...?
- Tonks jest metamorfomagiem - przypomniał, zaraz po tym, jak odezwał się Zachary - mogła być jedną z tych czarownic "bez żadnych znanych nam powiązań z buntownikami". - wyjaśnił. Chyba tak należało założyć, przynajmniej dopóki nikt nie będzie w stanie potwierdzić, że kobieta schwytana podczas egzekucji zdrajców nadal tkwi w zamknięciu. Lepiej było obstawić najgorszy możliwy scenariusz, niż liczyć na to, że szczęście jakimś cudem się do nich uśmiechnęło. Zakon już nie raz udowodnił, że nie należy ich lekceważyć.
- Nasza pozycja na większości ziem jest już ugruntowana. Nie możemy jednak pozwolić sobie na lukę na naszym terytorium. Derbyshire i Lancashire mogą sprawiać pewne problemy. Idealnie byłoby skupić się na wszystkich terenach, zarówno na tych, gdzie panuje chaos, oraz tam gdzie zakon ma już przewagę, ale na wszystko nie starczy środków. - odezwał się jeszcze, słysząc jaką kwestię poruszyła Sigrun. Im bardziej skupią się tylko na swoim terytorium, tym większą dadzą przewagę przeciwnikowi na pozostałych, a wtedy przejęcie ich będzie trudniejsze. Całkowite odwrócenie wzroku także nie wchodziło w rachubę, nie mogli sobie pozwolić na pozostawienie buntownikom bezpiecznej przystani. Ale przecież ziemię przed zasianiem należało najpierw zaorać. - Może jakiś Azyl dla prawych uciekinierów z Półwyspu. Najpierw przycisnąć ich jeszcze odrobinę, niech się trochę przegłodzą. Potem wpuścić do środka mąciwody, niech zachwalają jak lepiej żyje się pod naszą opieką. Ludzie sami pójdą nam w ramiona i wydadzą zdrajców, gdy zaoferuje się im mieszkanie w bezpiecznej, mlekiem i miodem płynącej części Anglii. Londyn i okolice trochę nam przecież opustoszały... - zaczął zastanawiać się głośno. - W tym mogę pomóc.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Większa sala boczna [odnośnik]11.05.21 12:58
Choć z zewnątrz niekiedy dość podobne, paraliż i jasnowidzki trans były stanami zupełnie różnymi. Każdy jasnowidz w momencie otwarcia trzeciego oka reagował w charakterystyczny dla siebie sposób i nie znając kogoś dobrze łatwo było o pomyłkę. Elvira upewniła się co do stanu Ramseya, stwierdzając u niego wyraźnie podniesione tętno. Zdecydowała się na użycie zaklęcia Rennervate, które choć faktycznie służyło do wybudzania obezwładnionych, w przypadku stanu, w którym znajdował się Ramsey wywołało reakcję zbyt silną, zgoła odwrotną od zamierzonej. Już i tak przeciążony wizją organizm czarodzieja dostał kolejny silny, magiczny bodziec. Resztki zachowanej równowagi runęły, a spięte, stężałe mięśnie Ramseya zaczęły niekontrolowanie drżeć. Całym ciałem nieświadomego sytuacji Mulcibera wstrząsały drgawki tak silne, że z krzesła zaczął osuwać się na podłogę, szamocząc się w padaczkowym ataku będącym następstwem przeciążonego układu nerwowego. Ramsey stwarzał w tej chwili zagrożenie dla siebie samego, jeżeli nie zostanie przytrzymany w miejscu: uderzenie głową o kant stołu, krzesło czy podłogę mogło być opłakane w skutkach.

| Jest to jednorazowa ingerencja Mistrza Gry dotycząca tylko i wyłącznie rzuconego zaklęcia Rennervate. Atak padaczki nastąpił po wizji i minie samoistnie w przeciągu tury, skutkować będzie rozkojarzeniem i zmęczeniem do końca dnia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Większa sala boczna [odnośnik]11.05.21 13:38
Wściekły wzrok Deirdre, który zdradzał poniekąd zawód jego zachowaniem, podobnie jak i gniew, który z trudem tłumiła w sobie po tym gwałtownym, nietypowym dla siebie wybryku, przyjął bez dodatkowych komentarzy. Już wystarczająco wiele się działo wokół, nie lubił skupiać na sobie podobnej uwagi. Zdawał sobie sprawę, że nie panowała nad tym; i on też nie, dając się ponieść krótkiemu zrywowi, by przywołać ją do porządku. Pragnął skupić się na tym, po co się tu zebrali; na debacie o ich przyszłości. O tym, co ich czeka, jakie działania powinni powziąć, by rozszerzyć wpływy Lorda Voldemorta. Liczył, że z raportów dowie się więcej o działalności rebeliantów, ostatnie tygodnie spędzał głównie w Ministerstwie, i sam Salazar wie gdzie jeszcze, gdy tracił pamięć. Spojrzał na Macnaira, który wydawał się być równie obcy, jak i Edgar, który zmierzał w stronę drzwi — zatrzymany przez swojego kuzyna, częściowo przez Sigrun, której słowa jednak lekceważył; później na Tristana, krótko, Frieda. Dopiero po chwili owiał go niespodziewanie chłód. Kiedy popatrzył po stole i zgromadzonych przy nim osobach, debatujących i rozprawiających o rzeczach, których już nie słyszał, zrozumiał, co się dzieje i co nadchodzi. Jego ciało pokryła gęsia skórka, mięśnie rozluźniły się, a później napięły, oczy wywróciły się na drugą stronę. Nigdy się nie obawiał tego, co nadejdzie. Wręcz przeciwnie, wyczekiwał z podekscytowaniem na to, co się wydarzy. Znalazł się gdzieś indziej. Przy innym stole, wśród innych ludzi. Patrzył na nich nieswoimi oczami. Nie zdawał sobie sprawy, że uzdrowicielka rzucała na niego zaklęcia. Pierwsze nie zadziałało — nie mogło. Jego stan wykraczał ponad proste zaklęcia uzdrowicielskie. Wewnątrz wciąż panował spokój. Głosy odbijały się od jego głowy, słyszał nazwiska. Swoje własne. Starał się zapamiętać jak najwięcej, skupić bardziej, ale nie potrafił. Wizja była mętna, widział wszystko jak przez mgłę, wiedział, że część z tego po przebudzeniu najzwyczajniej zapomni. Aż wszystko dobiegło końca.
Nie obudził się jednak. Pozostał w pustce, dziwnej, nieprzyjemnej, podczas gdy jego ciało zaczęło osuwać się z krzesła. Stracił nad sobą resztki kontroli, gdy mięśnie szarpały się w coraz silniejszych konwulsjach, a klatka piersiowa zaczęła unosić się w nieregularnych wdechach i wydechach, palce dłoni rozłożyły się szeroko i wygięły, podobnie, jak ręce, które zesztywniały.

| Pozwólcie, że się nie odniosę do was, by nie zakrzywiać czasoprzestrzeni Sad



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Większa sala boczna - Page 21 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Większa sala boczna [odnośnik]11.05.21 21:04
Stan Ramseya od samego początku wydawał się dziwaczny. Oczy wywrócone tak, że jaśniały bielą białek, wprawiały w niepokój. Siedział jednak nieruchomo, wciąż na krześle; Sigrun nakazała Multon, by przydała się na coś, sprawdziła jego puls - i nic więcej. Miała jedynie skontrolować co się z nim dzieje. Lord Rosier, zauważywszy to, natychmiast nakazał jej, aby się odsunęła; Rookwood zerknęła w jego stronę pytająco, lecz nie zadała pytania. Mulciber wychował się w Chateau Rose, znał się z Rosierem o wiele dłużej, niż z nią, może lord nestor był świadkiem jego wizji - bo to one nasunęły się Sigrun na myśl. Wiedziała, że Śmierciożerca posiada trzecie oko, najprawdziwszy dar jasnowidzenia, tak jak i Cassandra. Taki dar można było otrzymać wraz z najczystszą krwią, a w jego żyłach taka właśnie płynęła.
Nie sądziła jedynie, że jego trzecie oko może otworzyć się w tak specyficznym momencie. Czy w ogóle miał na to wpływ? Nigdy nie chciał zdradzić jej zbyt wiele, a ona nie zwykła mocno naciskać.
- Odsuń się niego, odejdź stąd, zostaw go - warknęła Sigrun, zrywając się z krzesła; nie chciała, aby Elvira uniosła różdżkę raz jeszcze i doprowadziła Mulcibera do jeszcze gorszego stanu. Tak to chyba nie powinno wyglądać. Tak to na pewno nie powinno było wyglądać. Gdyby każdy trans kończył się takim atakiem, to Mulciber miałby łeb pełen w bliznach. Siedziała blisko, wystarczyły dwa kroki, aby stanęła za nim, przy jego krześle i złapała go jedną dłonią za głowę, drugą zaś przytrzymała mężczyznę, by nie osunął się z krzesła na podłogę, ani tym bardziej nie rozbił sobie głowy o stół, czy jakikolwiek kant. Nie naciskała jednak zbyt mocno, by przypadkiem nie zrobić mu większej krzywdy, a jedynie zabezpieczyć przed samym sobą.
- Zachary, podejdź tu - zażądała, unosząc spojrzenie na lorda Shafiq, który był przy tym stole jedynym uzdrowicielem poza Elvirą - i tylko na nim w tym momencie mogli polegać. Sigrun przeniosła zaraz wzrok na Tristana, który nakazał Elvirze wcześniej się odsunąć, nie dotykać Ramseya. - Coś jest nie tak - wytłumaczyła się; nie mogła nie zareagować, ten atak zaczął wyglądać jeszcze bardziej niepokojąco dopiero wtedy, kiedy Elvira rzuciła zaklęcie. Nie znała go, nie wiedziała jakie miało mieć działanie i skutek - w tamtym momencie liczyło się tylko to, że wyraźnie pogorszyło stan Śmierciożercy i nie mogli tego zignorować.


| To tylko post uzupełniający.


CHAOS •• Some people survive chaos and this is how they grow. And some people thrive in chaos, because chaos is all they know.

 
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Większa sala boczna [odnośnik]11.05.21 23:24
Nie zwrócił wcześniej uwagi na zachowanie Mulcibera. Cały ten wieczór był przecież ciągiem dziwnych zdarzeń, zachowań będących pokłosiem jednego, wyjątkowo trudnego wieczora. Jego stan musiał być jednak naprawdę poważny, skoro Elvira podjęła się rzucenia zaklęcia leczniczego tak nagle. Siedziała tuż obok, jednak nie potrafił jednoznacznie ocenić, czy zadziałała bezmyślnie, kierując się niezrozumiałą dla niego logiką. Albo jej brakiem.
Instynktownie podniósł się z zajmowanego miejsca, spoglądając na sylwetkę Śmierciożercy osuwającą się na krześle. Dłonią wsparł się o blat podłużnego stołu, patrząc na Sigrun podejmującą działanie. Nie reagował, rozumiejąc, że wychylenie się w tym momencie – bez względu na szlachecką pozycję oraz pośród Rycerzy – groziło eskalowaniem konfliktu. Ostre spojrzenie skierował w międzyczasie w stronę Multon, w ustach mnąc kolejne słowa, które pragnął wypowiedzieć w złości. Pozostał jednak przy własnym, zdrowym rozsądku. Wrócił wzrokiem w stronę Ramseya, moment później skrzyżował je z Sigrun i z krótkim skinieniem obszedł stół najkrótszą drogą, lekko spoglądając na pozostałych. Znalazłszy się przy krześle, był kolejnym skinieniem przytaknął Sigrun, doceniając to, że starała się zapewnić mu bezpieczeństwo.
Trzeba go ułożyć na podłodze. Pomóż mi — zwrócił się półszeptem do Rookwood, przystępując do działania. Wyjątkowo trudne było przemieszczenie krzesła z bezwładnym ciężarem Mulcibera, dlatego własne ręce wsunął mu pod pachy, chcąc stać się jedyną, choć nieszczególnie silną podporą zdolną do wykonania tej przedziwnej operacji. — Za głowę. Ostrożnie — powiedział, powoli ciągnąc ciało na kraniec krzesła, a następnie przesuwając nieco dalej od zgromadzenia, wykorzystał samego siebie jako dźwignię, dzięki której mógł powoli, z zachowaniem pełnej ostrożności, ułożyć Ramseya na zimnej podłodze. Wysiłek, który musiał przy tym podjąć, mimo nieocenionej pomocy Sigrun, odbił się dość mocnym skurczem w okolicach kręgosłupa. Nie ustawał jednak w wysiłkach ani całej prezentacji, która mimochodem miała właśnie miejsce. Sprowadzenie pacjenta do parteru było przecież dopiero pierwszym krokiem, tym trudniejszym im mocniejsze były drgawki. Kolejne, pieczołowite ułożenie ciała w bezpiecznej pozycji, wykonywał już samodzielnie. Lewe ramię ułożył na klatce piersiowej, dłoń osuwając lekko na policzek; prawe odchylił do góry, pozostawiając łokieć zgięty pod kątem prostym. Chwilę później, czując pot gromadzący się na brwiach, chwycił pod prawym kolanem, ostrożnie je unosząc. Wolną ręką złapał za bok i począł obracać całe ciało na bok.
Upewnij się, proszę, że policzek opiera się o dłoń. I odchyl mu głowę do tyłu — polecił Śmierciożerczyni, wkładając więcej wysiłku w to, aby wykonana pozycja jak najbardziej przypominała tę wzorcową. Własną abaję ściągnął z pleców i okrył nią Mulcibera, wiedząc, że podszyta futrem przynosiła ciepło. W tej samej chwili, pozbywszy się ochrony, poczuł zimny dreszcz, a spojrzenie utkwił w Sigrun.
Objawami przypomina atak padaczki. Niewłaściwie użyte Rennervate mogło podrażnić układ nerwowy — wyjaśnił pobieżnie, zerkając na Elvirę. — Jeśli nie dojdzie do siebie w ciągu paru minut, trzeba będzie go stąd zabrać i dokładnie zbadać. To pierwszy raz? — Postawił pytanie, lecz nie spodziewał się, by Sigrun znała na nie odpowiedź. Mimo to byłby wdzięczny, niewymownie wdzięczny za jakąkolwiek wiedzę w tym zakresie. I wyjaśnienie całej sytuacji z Multon, na której tym razem zawiesił wzrok i otworzył usta: — Myślałem, że masz więcej rozumu — skomentował sucho, w zasadzie nie oczekując, że wyjaśni mu w jakikolwiek sposób swoje zachowanie.

nie wiem jak bardzo zakrzywiam czasoprzestrzeń, ale chyba nie bardzo




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 21 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Większa sala boczna [odnośnik]13.05.21 2:05
Być może dla Rosiera wytłumaczenie podstaw komplikacji nie było istotne, wręcz uwłaczające, natomiast sam wychodziłem z zupełnie innego założenia. Mimo bijącej z moich oczu niechęci do jego osoby, nie czułem satysfakcji z niepowodzenia, albowiem była to po części nasza wspólna porażka. Powody takowej mogły pomóc innym w przyszłości i sprawić, że choć kilka z wielu potyczek zakończy się zwycięstwem po podobnych problemach. Spotkania nie były tylko od rzucania sobie komplementów w kwestii sukcesów, ale przede wszystkim analiza potknięć, które zmniejszyły zasięg naszych działań. Nie było czarodziejów nieomylnych, każdy popełniał błędy i choć byłem w tej kwestii wyjątkiem, w końcu wszystko czego się tknąłem zamieniało się w złoto, nie zamierzałem urągać ich możliwościom.
-Nie dostrzegliście niczego charakterystycznego w ich sposobie walki?- drążyłem temat przenosząc spojrzenie od Matheiu do Clauda. Niejednokrotnie już członkowie Zakonu Feniksa używali magii, która dla nas była obca, wręcz niedostępna. Wydawać by się mogło, że zaklęcie patronusa, w wyjątkowo skomplikowanych formach, było ich znakiem rozpoznawczym. Uważałem, że było to naprawdę istotne i szczerze wątpiłem, aby przypadkowi poszukiwacze przygód okazali się wprawniejsi w magię ofensywną, niżeli zasiadający przy tym stole.
Na następne słowa lorda pokiwałem wolno głową w zastanowieniu, ale i zgodzie z jego opinią. Wszelkie formy buntu należało czym prędzej niwelować, aby nie sięgnęli mackami dalej i tym samym nie przekonali do siebie większej liczby czarodziejów. Wydawać by się mogło, że na tyle głupich mało stąpało po angielskiej ziemi, jednakże było to tylko złudzenie.
Wygiąłem wargi w kpiącym uśmiechu widząc reakcję Friedricha na zadane pytanie. Uniosłem nieznacznie brew, a następnie przechyliłem głowę w kierunku Sigrun. -Pozwól, że dotrzymam towarzystwa Schmidtowi w zabezpieczeniu warowni- nie była to prośba, nie potrzebowałem przyzwolenia. Irytowała mnie butność, a taką wyczułem w jego reakcji. Nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie inni, byłem zbyt dumny, aby bez zająknięcia tolerować tego typu wybryki. Miał ten pech, że nie byłem ze spostrzegawczością na bakier. -W takim razie oczekujemy efektów- odparłem ze skinięciem głową już bezpośrednio w stronę Friedricha. Byłem pewny, że wcześniejsze słowa też słyszał, w końcu nie pokwapiłem się o dyskretność.
Złapałem spojrzenie Edgara, którego stan był najwyraźniej o wiele gorszy niżeli początkowo zakładałem. Miały minuty, a nic nie ulegało poprawie. Ponadto słowa Craiga nie budowały, jeśli lord miał naprawdę równie wielkie problemy należało, czym prędzej skonsultować to z odpowiednimi osobami. -Niech lord wybaczy nasz brak gościnności. Obiecuję, że w przyszłości tutejsza obsługa lepiej zadba o pańskie pośladki- wykrzywiłem wargi w kpiącym uśmiechu nie mogąc powstrzymać kolejnej uszczypliwości. Wszyscy zdawali się to rozumieć, nawet nie wchodzili w dysputę i ja sam po części byłem skłonny odpuścić, jednak to było silniejsze ode mnie. Zwykle nie potrafiłem utrzymać języka za zębami, lecz dziś przechodziłem samego siebie, a złośliwości ulatywały ze mnie poza jakąkolwiek kontrolą.
Westchnąłem przeciągle licząc, że wkrótce będziemy mogli wrócić do celu dzisiejszego spotkania. Wiele spraw pozostało do omówienia, a my wciąż przechodziliśmy od jednej wpadki, do drugiej.
-Jeśli będziesz tak dobrotliwa- odparłem w kierunku Sigrun. -Może zaciągną mnie do swojej trupy- dodałem spoglądając na nią z ukosa. Oczywiście w mym głosie dominowała kpiąca nuta.
Spodziewałem się, że towarzyszka powtórzy swe pytanie, jednak nie sądziłem, że wzywać do szczegółów będzie samego Alpharda. Wykrzywiłem twarz w wyraźnym zdziwieniu i uniosłem brwi starając się zrozumieć, co właśnie działo się w jej głowie. Rozsiadłem się nieco wygodniej na fotelu, po czym przemknąłem wzrokiem po zebranych osobach. -Alphardzie, może zaczniesz?- powiedziałem z udaną powagą. Dla mnie granice przyzwoitości nie istniały.
Relacje z Locus Nihil rozpoczął Mathieu. Byłem tam wraz z nim i doskonale wiedziałem, co nas spotkało po trudnej i krętej drodze. -Spisałeś się- pokiwałem wolno głową zachowując poważniejszy ton głosu. Rosier naprawdę pokazał ogrom swych możliwości i nierzadko jako jedyny wychodził z kryzysowych sytuacji obronną ręką. Niewątpliwie tylko dzięki mnie wyszli z tego cało, ale należały mu się skromne słowa pochwały, choć wciąż tliła się we mnie niechęć wobec jego ignorancji, co do mojego stanu. Czego jednak mogłem wymagać od możnego lorda, skoro nawet mój kuzyn nie pokwapił się o wizytę – nawet jeśli takowa miałaby się odbyć w kostnicy. Rzuciłem mu krótkie, wymowne spojrzenie, po czym naszła mnie ochota przesunięcia krzesła bliżej Sigrun. Żałowałem, że to nie on miał problemy z pamięcią, wątpliwe, aby ktokolwiek przejął się jego wyjściem z obrad.
Lyanna nie oszczędziła szczegółów, wspomniała nawet o kolorze kamienia, jaki udało im się odnaleźć. Będąc nieprzytomnym nie wiedziałem, co wydarzyło się przy samym Locus, jednak Elvira dość treściwie mi to przedstawiła. Zastanawiało mnie, czy inni odczuli cokolwiek po dotknięciu odłamków, czy tylko ja okazałem się na nie zbyt wrażliwy. Omamy i wizje były nieodłącznym elementem podróży i ewidentnie doświadczyli ich wszyscy. Nim jednak poruszyłem nurtującą mnie kwestię uzmysłowiłem sobie, iż nie było wśród nas jednego, o którym wspomniała czarownica. -Czy ktoś wie, dlaczego nie ma Francisa?- spytałem wędrując spojrzeniem do lorda Rosiera, gdyż wydawało mi się, iż ostatnio przyszedł właśnie z nim. Pamięć jednak często mnie zwodziła i mogłem być w błędzie.
Deirdre otwarcie opowiedziała o swej przypadłości, której mieliśmy już mały pokaz. To tłumaczyło nietypowe, wręcz zupełnie irracjonalne, rzecz jasna jak na nią, zachowanie. Zachary wysunął teorię odnośnie konsekwencji, jednakże ja nie ofiarowałem swej magii, nie zbliżyłem się nawet do źródła. Może myliłem się, co do objawów? Może postępujące zmiany nie miały z tym nic wspólnego? W końcu tak naprawdę nic mi nie dolegało, byłem najlepszą wersją siebie.
Powędrowałem wzrokiem do Craiga, który na pierwszy rzut oka borykał się z problemem. Przez moment zastanowiłem się, czy kiedykolwiek pozbędzie się pięknego poroża, ale z drugiej strony mógł jedynie cieszyć się, że ominęły go o wiele gorsze skutki spotkania z kamieniem. Nasunęła mi się kolejna, niezwykle trafna uwaga, ale nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Ramsey kompletnie odleciał.
Pierwsza, zgodnie z poleceniem, ruszyła na pomoc Multon. Uśmiechnąłem się pod nosem na kpiącą uwagę Sigrun, bowiem sam, pierwsze dni po wyjściu z podziemi, żyłem ze świadomością jej tragicznej śmierci. Wielokrotnie udowodniła, że zna się na rzeczy, dlatego liczyłem, że i teraz nie zawiedzie.
List, z jakim zapoznał nas Tristan wzbudził niepokój, wręcz złość. Po wizytach u Tonks wiedziałem, że pracownicy Tower nie należą do najbystrzejszych, jednakże nie spodziewałem się równie srogiej porażki. -Nie chce mi się wierzyć, że to był przypadek. Zwykła zbieżność dat- zacząłem krzyżując wzrok z najwyżej postawionym śmierciożercą. -Nie ma możliwości, aby cokolwiek wyszło poza te ściany, skądś musieli wiedzieć- być może szerzyłem teorie spiskowe, aczkolwiek było to, aż niemożliwe. -Mieli taką przewagę- kontynuowałem już nieco ciszej, mówiąc właściwie samemu do siebie. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem wdarli się do strzeżonego Londynu, a co gorsza za mury istnej twierdzy. Deirdre miała rację, należało ten temat pchnąć dalej, uzmysłowić społeczności, jak wielkiemu terrorowi musimy stawiać czoła. -Zna lord nowego naczelnika? Może piecze nad ochroną powinien przejąć ktoś z nas?- zasugerowałem kojarząc nazwiska uwolnionych więźniów. Już dawno powinni ich stracić. Craig zasugerował, że mogła w tym maczać palce Tonks, lecz szczerze w to wątpiłem. -Była słaba, bardzo słaba- rzuciłem przenosząc na niego wzrok. -Przesłuchiwaliśmy ją, stała tylko dzięki zaklęciu. Metamorfomagia wymaga dużego skupienia, śmiem nawet stwierdzić, że ogromnego. Czarodziej bliski śmierci nie byłby w stanie dokonać przemiany, na pewno nie równie okazałej- dodałem mając w tej kwestii wiedzę, bowiem sam miałem ten gen. -Nie można jednak wykluczyć, że mieli kogoś w środku. Być może ta osoba pomagała buntownikom i przemyciła jakieś eliksiry? Doskonale wiemy, jak więźniowie są traktowani. Nie byliby w stanie walczyć- chyba, że pracownicy Tower nie dopilnowali swych cholernych obowiązków. Parszywi nieudacznicy. Ramsey miał rację – nie należało pokładać w nich wielkich nadziei. Żałowałem, że nie mogłem stać na ich czele, bowiem wtem chodziliby jak w zegarku.
Sigrun przeszła do kolejnego tematu, jaki zamierzaliśmy poruszyć. Wysłuchując z uwagą każdej z opinii, uważałem, że większość miała rację. Należało nieco łagodniej podejść do sprawy, bowiem wewnętrzny bunt mógł o wiele więcej zdziałać, jak kolejna masakra. Strach towarzyszył ludziom na co dzień, potrafili z nim walczyć, nierzadko stawić czoła, natomiast dobrobyt był niczym wymarzony prezent na gwiazdkę. -Craig słusznie zauważył, że wprowadzenie w tamtejsze hrabstwa osób pod kontrolą, może pomóc nam zwiększyć wpływy- odparłem zgadzając się ze śmierciożercą.
-Możemy zapewnić im szeroko rozumiany dostatek w zamian za szerzenie propagandy. Rzecz jasna nie mówiłbym im wprost jaki jest nasz cel, ale nie sądzę, aby musieli o tym wiedzieć. Zazdrość potrafi zmobilizować do działania- coś o tym wiem. -Pozostają pytania, czy jest to możliwe oraz czy jednostki nie zostaną po prostu wyłapane. Wątpię, aby wróg miał jakiekolwiek opory w izolowaniu czarodziejów popierających nasze działania- dodałem w zastanowieniu. W teorii nie wydawało się to trudne, lecz prawdopodobnie na efekty przyjdzie zbyt długo czekać. Istniało też ryzyko, że takowe w ogóle nie nadejdą.
Zepchnięcie obrony do samej Kornwalii brzmiało wyjątkowo sensownie, ale by to osiągnąć musieliśmy podjąć więcej działań niż dotychczas. W końcu społeczeństwo zauważyłoby, że są po przegranej stronie. Nie znałem się jednak na polityce równie dobrze, co niektórzy z obecnych i to im wolałem pozostawić polityczne kwestie.
-Londyn jest pod pełną kontrolą, lecz kilka z istotnych jego punktów wciąż jest bez ochrony. Gdzie udało wam się nałożyć zabezpieczenia?- spytałem rozglądając się po zebranych. Własne działania, inicjatywy, były niezwykle ważne. Tylko w ten sposób mogliśmy podejmować kolejne kroki, opracowywać strategie. Nim jednak zdążyłem usłyszeć pierwszą odpowiedź Multon zaczęła szeptać zaklęcia. Ostry ton Tristana sprawił, że przeniosłem na niego wzrok.  Dostrzegłem poważne, acz wymowne spojrzenie, na co zacisnąłem nieco mocniej wargi. Dał mi sygnał, swego rodzaju sugestię. Jak mogłem sam na to nie wpaść? Nigdy nie byłem świadkiem stanu, kiedy Ramsey miewał wizje i ostatnie, co bym przypuszczał to fakt, że stanie się to właśnie teraz.
Inkantacje wypowiadane przez Elvire były mi obce, zupełnie nie znałem się na magii leczniczej. Nie sądziłem, że podejmie się jakiejkolwiek próby bez wcześniejszego upewnienia się, co tak naprawdę mu dolegało. Sigrun wydała jasne polecenie, lecz dla blondynki najwyraźniej nadgorliwość grała pierwsze skrzypce. Zerwałem się z fotela praktycznie w tej samej chwili, co towarzyszka, jednakże była na tyle blisko, iż zareagowała pierwsza łapiąc go właściwie w ostatniej chwili. Czy tak silne drgawki były normlane? Szczerze w to wątpiłem.
Usiadłem chwilę po tym, jak Zachary ruszył na pomoc i liczyłem na dobre wieści. Być może kierował mną optymizm, lecz był w naprawdę dobrych rękach. Sugerowany atak padaczki i wspomniane zaklęcie sprawiło, że przeniosłem surowy wzrok na Elvirę. Cóż najlepszego uczyniła? Nawet jeśli nie miała styczności z podobnym stanem, to miała świadomość, że nie była jedynym uzdrowicielem wśród nas. Westchnąłem przesuwając dłonią wzdłuż żuchwy, po czym sięgnąłem dłonią po wypełnione alkoholem szkło. Naprawdę sądziłem, że już gorzej być nie mogło.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Większa sala boczna [odnośnik]14.05.21 20:36
- Przypadkowi poszukiwacze przygód raczej nie dążyliby do otwarcia ognia - odpowiedziała na słowa Mathieu z pewną dozą sceptycyzmu. Owszem, nikt z nich nie mógł rozpoznać wszystkich członków Zakonu Feniksa na pierwszy rzut oka, lecz w tych czasach któż wdawał się najczęściej w podobne pojedynki? Rookwood nie wierzyła w takie przypadki.
Schmidtowi kiwnęła już głową na znak potwierdzenia. Owszem, będą w kontakcie. Czuła się dość kompetentna, by zabezpieczyć warownię i nie wydawało jej się, żeby konieczna okazała się obecność kogoś jeszcze, lecz Macnair zdecydował się wtrącić i zasugerować, że będzie lepiej, jeśli on się tym zajmie. Sigrun spojrzała na niego, mrużąc oczy, wyczuła jednak w głosie Śmierciożercy władczą nutę - to nie była propozycja. Znów skinęła więc głową, nie mając innego wyjścia jak tylko się na to zgodzić.
Zawiesiła znów spojrzenie na Edgarze, któremu Craig próbował przemówić do rozsądku. Pozostawiła to w rękach Śmierciożercy, pomimo kąśliwych uwag Drew. Byli krewnymi. Nie zamierzała jednak pozwolić Burke'owi tak po prostu wyjść. Nie powinien był tego robić dla własnego dobra. Wszystkich dotknęła tamta noc przy poszukiwaniu Locus Nihil jak się okazało.
- Zadbamy o siebie - odpowiedziała na słowa Friedricha. Poniekąd je rozumiała. Wszyscy musieli wiedzieć, czy mogą na samo wzajemnie polegać i jak mogą liczyć. Lepiej, by ujawnili, że nie są w stanie czegoś udźwignąć - dla dobra ich wszystkich. - Nie wahajcie się zgłosić do Cassandry, lorda Shafiq po eliksiry uspokajające, z innymi problemami. Zadba, byście jak najszybciej doszli do zdrowia - poleciła. Elvirę pominęła, bo ta nie zajmowała się eliksirami. Zdrowia psychicznego nie powierzyłaby zresztą w ręce tej wariatki - jak się okazało kilka minut później miała słuszność w tej podejrzliwości.
Kpiące słowa o trupie klaunów już nie skomentowała. Ramsey i Deirdre zasiedli na swoich miejscach, sądziła, że dyskusja powróci na właściwe tory.
- Nie wszyscy tam jednak byli - przypomniała Zacharemu. Nie chodziło jej o to, że ona chce usłyszeć raport - a inni, którzy siedzieli przy tym słowie. Opowieści Lyanny wysłuchała uważnie i skinęła jej głową. Kiedy Macnair poprosił Alpharda o komentarz, wytykając jej ten błąd, obnażając kiepski stan, w którym się znajdowała, trąciła go lekko  stopą w stopę pod stopem. Nie musiał jej poniżać przy wszystkich.
Zwłaszcza, kiedy lord Rosier wyciągnął list, który głośno odczytał. Z każdym jego słowem rysy twarzy Sigrun tężały.
- To na pewno nie był zbieg okoliczności - powiedziała, cedząc ze złością te słowa przez zaciśnięte zęby, bo nie mogła uwierzyć, że tylu osobom udało się włamać do Azkabanu. - Pracownicy Tower, za swoją niekompetencję, powinni ponieść konsekwencje. Jeden z nich śmiał też odmówić moim poleceniom podczas przesłuchiwań Tonks - dodała. Podejrzewała, że faktycznie wśród pracowników Tower mógł ukrywać się jakiś lis, który potajemnie wspierał rebeliantów. Jak inaczej tylu osobom udałoby się włamać do najpilniej strzeżonego miejsca w kraju? Sigrun nie chciało się w to wierzyć. - Kto pomoże Schmidtowi? - spytała, powiódłszy spojrzeniem po innych. - Należy sprawdzić co z Tonks, Zakon to jej mógł szukać, a co do niej... - urwała jednak, odkładając opowieść o Zakazanym Lesie i portalu, by dobiec do Ramseya na czas.
Na szczęście lord Shafiq od razu posłuchał, podszedł i przystąpił do działania. Sigrun słuchała każdego jego polecenia, pomagając mu zdjąć bezwładne ciało Mulcibera z krzesła i ułożyć je na ziemi, pilnując, by nie uderzył w nic głową. Obrady musiały zostać na kilka chwil przerwane. Obserwowała ruchy Zachary'ego, pokładając w jego kompetencje większą wiarę; zgodnie z instrukcjami odchyliła głowę Śmierciożercy do tyłu i upewniła się, że policzek miał wsparty o dłoń.
- Pierwszy raz widzę coś takiego - mruknęła jedynie.
Świadkiem podobnego ataku była wyłącznie wtedy, kiedy rzucała czarnomagiczne zaklęcie mające go wymusić i zadać ból ofierze. Nie wierzyła jednak, by ktokolwiek ośmielił się Mulcibera zaatakować. Przyczyna musiała tkwić w błędzie Multon, co wytknął Shafiq. Sigrun posłała uzdrowicielce nienawistne spojrzenie, lecz zachowała milczenie - na tę chwilę. Opuściła wzrok na Mulcibera, sprawdzając, czy drgawki mijają - miała nadzieję, że zaraz ujrzy jego stalowe spojrzenie i będzie w stanie usiąść przy stole. Był silny.


| Lecimy z kolejną turą, lecz aby uporządkować czasoprzestrzeń uznajmy, że część dyskusji o planach na dalsze działania ma miejsce po ataku Ramseya i doprowadzeniu go do porządku. Prosimy o zrozumienie, jeśli trochę pozmienialiśmy kolejność waszych wypowiedzi - to dla dobra wątku, by wyszło z sensem.
Aby ułatwić powrócenie do kolejki Ramseyowi i Edgarowi bardzo proszę ich o posty w pierwszej kolejności - a także uzdrowicieli (Zachary, Elvira). Po upływie 48h pojawi się druga część mojego posta moderującego dyskusję.


CHAOS •• Some people survive chaos and this is how they grow. And some people thrive in chaos, because chaos is all they know.

 
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Większa sala boczna [odnośnik]15.05.21 0:48
Ciało przez chwilę szarpało się w drgawkach. Drżał. Zesztywniałe, ręce z trudem poddały się czynnościom, których on sam nie był nawet świadom. Czas dla niego się zatrzymał, wszystko stanęło w miejscu. Atak padaczki ustał po chwili, stalowe tęczówki wróciły na swoje miejsce, przymknął zmęczone powieki na moment, a kiedy je znów otworzył, ujrzał przykurzoną podłogę Białej Wywerny. Podłogę, zdawało mu się, że siedział przy stole, czyż nie? Czuł niewyobrażalne zmęczenie, był skołowany, nie potrafił zebrać myśli. Głowa obróciła się, a oczy dostrzegły siedzących wciąż przy stole członków zebrania, nad sobą ujrzał  — Sigrun i Zachary'ego. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, nie pamiętając. Czy to znów się stało? Stracił pamięć? Coś się wydarzyło, nie był znów sobą. Po plecach przemknął mu nieprzyjemny dreszcz. Niepokój.
Powoli, dość niepewnie podniósł się do pozycji siedzącej, zerkając na Śmierciożerczynię, a później na uzdrowiciela.
— Co się stało?— zwrócił się do niego cicho, w jego twarzy próbując wyczytać cokolwiek. Ale to nie był prawdopodobnie dobry czas na wyjaśnienia, zdawało się, że narady zostały przerwane. Nie powinien był przychodzić, nie czuł się najlepiej. Skinął mu głową, w ramach podziękowania, choć nie wiedział nawet za co. Był tu przy nim, musiał interweniować. Cokolwiek zrobił, z pewnością powinien być mu wdzięczny. W ten sam sposób zwrócił się do Rookwood - wszystko było — miało być — w porządku. Wstał, przemykając szybko spojrzeniem po zgromadzonych, nie zatrzymując na nikim go dłużej. Zajął odsunięte od stołu krzesło, to samo, pomiędzy Deirdre i Elvirą, wrócił na swoje miejsce. I do siebie. Przynajmniej częściowo.
— Kontynuujcie— wszystko wróciło do normy. Cokolwiek to było, wyjaśnią to później. Musiał się skupić, skoncentrować. Przypomnieć sobie co widział — wiedział, że wszystko zaczęło się od wizji, od zgromadzenia, stołu — tak innego niż ten, który miał przed sobą. Pochylił głowę do przodu i dłonią potarł czoło, a później lewą skroń.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Większa sala boczna - Page 21 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Większa sala boczna [odnośnik]15.05.21 22:24
Nie ufał im. Nie ufał ani jednej osobie, która siedziała przy tym długim stole, a już szczególnie nie ufał mężczyźnie z porożem. Uparcie próbował go przekonać do swoich racji, ale dlaczego robił to tak publicznie, teatralnie, jeszcze zasłaniając swoim ciałem drzwi? Tym bardziej Edgar utwierdzał się w przekonaniu, że dzieje się tutaj coś niepokojącego. Słowa, które padały z ust zgromadzonych, nie docierały do jego uszu – był zbyt zdezorientowany, by naprawdę zrozumieć o czym rozmawiają. Znowu zadziało się jakieś poruszenie, wzrok automatycznie powędrował w tamtym kierunku – czy tego mężczyznę czymś otruli? Zaniepokojone spojrzenie powróciło na podejrzanego mężczyznę z porożem. Czy to jakaś zasadzka? Nie mógł spędzić w tym miejscu ani minuty dłużej. Rycerze Walpurgii tak, należał do nich, chyba... Należał? Ale ci ludzie nie byli Rycerzami Walpurgii, przecież by ich rozpoznał. A ta wyprawa? – Nigdy nie byliśmy razem na żadnej wyprawie... – powiedział cicho, przeciągle, jakby sam nie do końca był tego pewny, ale przecież pamiętałby. Poza tym już długo nie brał udziału w żadnej wyprawie, mógłby przysiąc, że ostatnio pracował z rok temu na południu Włoch i wrócił stamtąd bez szwanku. Próbowali go oszukać. Wmówić mu, że coś jest z nim nie tak. Ale on nie da im się oszukać. Wcześniejsze zdezorientowanie minęło, wzrok stał się jakby bystrzejszy, a postawa ciała pewniejsza. Wyciągnął różdżkę zza pazuchy ciemnoszarej marynarki, by przygotować się na ewentualny atak. Nie pozwoli na to, by trzymano go tu siłą. – Wychodzę. Odsuń się – warknął do mężczyzny z porożem, który wciąż kojarzył mu się z sennym koszmarem (wciąż nie miał pewności czy aby na pewno nim nie jest), wolną dłonią łapiąc za chłodną klamkę. – Ty też powinieneś – poradził Ramsey'owi, bo wszystko wskazywało na to, że i jego obrano dzisiaj za cel. Dziwił się, że po dwóch atakach wciąż siedział przy tym stole; pewnie dał się omotać i nie potrafi już trzeźwo myśleć.

Wypuścicie mnie?


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278

Strona 21 z 35 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22 ... 28 ... 35  Next

Większa sala boczna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach