Większa sala boczna
Strona 35 z 35 • 1 ... 19 ... 33, 34, 35
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Zainteresowanie kwestią rzetelnego zaplanowania ataku na zamek w Warwick zostało głównym zainteresowaniem Zachary'ego w obliczu pozostałych informacji padających przy stole. Wzrokiem niezmiennie powoli wędrował od postaci do postaci, przyswajając tym więcej, im dłużej słuchał konkretnych ustaleń. Szczególnie mocno przyjął do siebie możliwość dokonania zwiadu wewnątrz.
— Gdybyśmy mieli człowieka w środku, może byłby w stanie przekazać nam więcej informacji — odpowiedział na słowa Tristana, na moment sięgając dłonią do brody. Przeciągnął po niej palcami, rozważając możliwość umieszczenia jednego z nich jako najbardziej oczywiste. Szybko jednak odrzucił to rozwiązanie. O ile nie było problemem, by ktoś z obecnych przy stole podjął się tego trudnego zadania, to planowali działania na terenie dwóch sporych hrabstw, w których nie posiadali przewagi, a w których panował chaos. Podjęcie tego ryzyka w oczach Zachary'ego nie było trudne; jedno z wielu poświęceń, na które musieli być gotowe. Mimo to, na pierwszy plan rozważań wyszło zupełnie inne rozwiązanie.
— Możemy komuś zapłacić za informacje albo za wejście do środka i szpiegowanie — podjął statecznym tonem, będąc przekonanym, że w obecnej sytuacji był to krok racjonalny. Porzucanie równie istotnych działań nie mogło mieć miejsca. Wszystkie trzy wskazane miejsca musiały znaleźć się pod ręką Rycerzy Walpurgii i każde wymagało szczegółowych przygotowań oraz planów.
— Znajdziemy czas na przyjrzenie się ciałom. Wszelkie notatki z tego bezczeszczenia będą na wagę złota — zapewnił spokojnie. — Perseusie, powinieneś udać się z trzecią grupą i zapewnić wsparcie medyczne. Nie wiemy, co dokładnie wydarzy się w trakcie i wszyscy powinni mieć dostęp do naszych umiejętności. Jestem przekonany, że ochronią cię, jeśli zajdzie ku temu potrzeba — zwrócił się do Blacka, jednocześnie zgadzając się z Deirdre, iż nikt nie powinien zostać pozbawiony wsparcia uzdrowicieli.
— Elviro, ciało zabitego będzie czekać na nas w prosektorium szpitala wraz ze wszystkimi notatkami z poprzednich oględzin. — zwrócił się do Multon, wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenie. Musieli zająć się tą kwestią jak najszybciej.
— Gdybyśmy mieli człowieka w środku, może byłby w stanie przekazać nam więcej informacji — odpowiedział na słowa Tristana, na moment sięgając dłonią do brody. Przeciągnął po niej palcami, rozważając możliwość umieszczenia jednego z nich jako najbardziej oczywiste. Szybko jednak odrzucił to rozwiązanie. O ile nie było problemem, by ktoś z obecnych przy stole podjął się tego trudnego zadania, to planowali działania na terenie dwóch sporych hrabstw, w których nie posiadali przewagi, a w których panował chaos. Podjęcie tego ryzyka w oczach Zachary'ego nie było trudne; jedno z wielu poświęceń, na które musieli być gotowe. Mimo to, na pierwszy plan rozważań wyszło zupełnie inne rozwiązanie.
— Możemy komuś zapłacić za informacje albo za wejście do środka i szpiegowanie — podjął statecznym tonem, będąc przekonanym, że w obecnej sytuacji był to krok racjonalny. Porzucanie równie istotnych działań nie mogło mieć miejsca. Wszystkie trzy wskazane miejsca musiały znaleźć się pod ręką Rycerzy Walpurgii i każde wymagało szczegółowych przygotowań oraz planów.
— Znajdziemy czas na przyjrzenie się ciałom. Wszelkie notatki z tego bezczeszczenia będą na wagę złota — zapewnił spokojnie. — Perseusie, powinieneś udać się z trzecią grupą i zapewnić wsparcie medyczne. Nie wiemy, co dokładnie wydarzy się w trakcie i wszyscy powinni mieć dostęp do naszych umiejętności. Jestem przekonany, że ochronią cię, jeśli zajdzie ku temu potrzeba — zwrócił się do Blacka, jednocześnie zgadzając się z Deirdre, iż nikt nie powinien zostać pozbawiony wsparcia uzdrowicieli.
— Elviro, ciało zabitego będzie czekać na nas w prosektorium szpitala wraz ze wszystkimi notatkami z poprzednich oględzin. — zwrócił się do Multon, wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenie. Musieli zająć się tą kwestią jak najszybciej.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skupiałem się na każdej wypowiedzi pragnąc wyciągnąć z takowych jak najwięcej. Każda uwaga, spostrzeżenie było cenne i liczyłem, że wszyscy obecni podchodzi do wypowiadanych słów z równie dużą uwagą. Zauważyłem gest Mathieu, w ciszy wsłuchiwałem się w nawiązanie do Coleshill przez Tristana, z którego twierdzeniem bez cienia wątpliwości się zgadzałem. Za więźniami politycznymi musiało kryć się drugie dno, w końcu bezcelowo nie fatygowaliby się w ich ubezwłasnowolnienie, a po prostu pozbyli problemu.
-Dokładnie taki mamy zamiar- odparłem Sigrun, a na moich wargach przez moment zagościł ironiczny uśmiech. Szczerze liczyłem, że plan się powiedzie i tunele wypełnią się nieświadomymi uciekinierami, którzy sami wpadną w sidła nałożonych przekleństw. Zawsze czułem nietypowe podekscytowanie na samą myśl, że klątwa ma być przeznaczona nie dla przypadkowego nieznajomego, jaki zaszedł za skórę klientowi, lecz faktycznemu wrogowi. W trakcie wojennych potyczek już niejednokrotnie udowodniły swoją przydatność – nie tylko jako swego rodzaju zabezpieczenie, ale bezlitosna broń.
Złapałem wzrok Elviry, kiedy opowiedziała się za udziałem w szturmie na fort. Znałem jej możliwości i wiedziałem, że osoba jej umiejętnościami znajdująca się tuż za plecami zapewni nie lada komfort oraz przewagę. Skinąłem jej głową w ramach zgody, po czym skupiłem swą uwagę na wymianie zdań między Deirdre, a Wren. -Musimy być gotowi na wszystko- odparłem, kiedy zapragnęła mieć wcześniej informację, co do własnego miejsca w szeregu. Jeśli znała podstawy magii leczniczej i dodatkowo ofensywne zaklęcia nie były jej obce, to w przyszłości mogła się okazać naprawdę cennym nabytkiem. Zdawałem sobie sprawę, że nie można było osiągnąć szczytu na wszystkich szczeblach, ale chociaż zalążki wiedzy niezwykle ceniłem – w szczególności te opierające się o medycynę. Stroniłem od tego typu inkantacji, unikałem ich jak ognia, a teraz pozostało mi żałować, bowiem ilekroć stawałem przed wrogiem, to najprostszy czar z tej dziedziny mógłby ułatwić trudne boje. -Nigdy nie wiadomo na ile plan uda się przełożyć na rzeczywistość- dodałem skupiając wzrok na sojuszniczce. Nie miałem wiedzy o jej doświadczeniu, tak samo jak o wprawie kilku innych, nowych twarzy, dlatego wolałem o tym wspomnieć.
Posłałem spojrzenie Tatianie, po czym skinąłem głową Maghnusowi. Nasze zadania się łączyły, ale samo wejście na bal oraz zorganizowanie ewentualnej drogi kontaktu pozostawiłem Rookwood. Ja miałem inne zadanie i to na nim pragnąłem się skupić, bowiem nawet jeśli chciałbym zareagować, to prawdopodobnie, i tak wówczas nie będzie mnie na miejscu.
Słowa Xaviera budziły nadzieję, że Edgar potrzebował czasu na dojście do siebie i to było jednym powodem jego absencji. Po części go rozumiałem i tym samym ufałem, iż zgodnie z twierdzeniem kuzyna zaangażuje się w podbicie obu hrabstw. Byłem przekonany, co do jego siatki połączeń – musiał znać kogoś w tych rejonach, zaczerpnąć jakiś plotek, a nawet sprawdzonych informacji. Wszystko mogło nam się przydać.
-Jeśli będziecie potrzebować wsparcia poślij mi sowę- rzuciłem w kierunku Cilliana, bo choć nie wątpiłem w jego skuteczność, to wbrew pozorom nierzadko więcej znaczyło skuteczniej.
| 6 tura, 48h
-Dokładnie taki mamy zamiar- odparłem Sigrun, a na moich wargach przez moment zagościł ironiczny uśmiech. Szczerze liczyłem, że plan się powiedzie i tunele wypełnią się nieświadomymi uciekinierami, którzy sami wpadną w sidła nałożonych przekleństw. Zawsze czułem nietypowe podekscytowanie na samą myśl, że klątwa ma być przeznaczona nie dla przypadkowego nieznajomego, jaki zaszedł za skórę klientowi, lecz faktycznemu wrogowi. W trakcie wojennych potyczek już niejednokrotnie udowodniły swoją przydatność – nie tylko jako swego rodzaju zabezpieczenie, ale bezlitosna broń.
Złapałem wzrok Elviry, kiedy opowiedziała się za udziałem w szturmie na fort. Znałem jej możliwości i wiedziałem, że osoba jej umiejętnościami znajdująca się tuż za plecami zapewni nie lada komfort oraz przewagę. Skinąłem jej głową w ramach zgody, po czym skupiłem swą uwagę na wymianie zdań między Deirdre, a Wren. -Musimy być gotowi na wszystko- odparłem, kiedy zapragnęła mieć wcześniej informację, co do własnego miejsca w szeregu. Jeśli znała podstawy magii leczniczej i dodatkowo ofensywne zaklęcia nie były jej obce, to w przyszłości mogła się okazać naprawdę cennym nabytkiem. Zdawałem sobie sprawę, że nie można było osiągnąć szczytu na wszystkich szczeblach, ale chociaż zalążki wiedzy niezwykle ceniłem – w szczególności te opierające się o medycynę. Stroniłem od tego typu inkantacji, unikałem ich jak ognia, a teraz pozostało mi żałować, bowiem ilekroć stawałem przed wrogiem, to najprostszy czar z tej dziedziny mógłby ułatwić trudne boje. -Nigdy nie wiadomo na ile plan uda się przełożyć na rzeczywistość- dodałem skupiając wzrok na sojuszniczce. Nie miałem wiedzy o jej doświadczeniu, tak samo jak o wprawie kilku innych, nowych twarzy, dlatego wolałem o tym wspomnieć.
Posłałem spojrzenie Tatianie, po czym skinąłem głową Maghnusowi. Nasze zadania się łączyły, ale samo wejście na bal oraz zorganizowanie ewentualnej drogi kontaktu pozostawiłem Rookwood. Ja miałem inne zadanie i to na nim pragnąłem się skupić, bowiem nawet jeśli chciałbym zareagować, to prawdopodobnie, i tak wówczas nie będzie mnie na miejscu.
Słowa Xaviera budziły nadzieję, że Edgar potrzebował czasu na dojście do siebie i to było jednym powodem jego absencji. Po części go rozumiałem i tym samym ufałem, iż zgodnie z twierdzeniem kuzyna zaangażuje się w podbicie obu hrabstw. Byłem przekonany, co do jego siatki połączeń – musiał znać kogoś w tych rejonach, zaczerpnąć jakiś plotek, a nawet sprawdzonych informacji. Wszystko mogło nam się przydać.
-Jeśli będziecie potrzebować wsparcia poślij mi sowę- rzuciłem w kierunku Cilliana, bo choć nie wątpiłem w jego skuteczność, to wbrew pozorom nierzadko więcej znaczyło skuteczniej.
| 6 tura, 48h
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Perseus również uniósł do góry brew, spoglądając na Elvirę, a zaraz potem na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech pozbawiony jakichkolwiek negatywnych uczuć. Czyżby założyła, że lekarz od umysłu nie jest w stanie również uleczyć ciała? Nie wierzyła w jego umiejętności? Czy może nie widziała Perseusa — dumnego lorda z Grimmauld Place — zajmującego się uzdrawianiem biedoty? Przecież już mu się to zdarzało , w dodatku dwukrotnie tuż pod jej nosem, poczynając od kobiety, którą zgarnął z Connaught Square podczas grudniowej akcji charytatywnej (po rzekomej zupie z trupa pokazanie ludzkiego oblicza Blacków poprzez leczenie tych, których nie stać było na pomoc uzdrowiciela, wydawało mu się rozsądnym posunięciem). To, że nie zwracała wówczas na niego uwagi, było jej prawą. I stratą. — Zatem jesteśmy umówieni — odpowiedział, patrząc na Elvirę, a następnie skinął głową w kierunku Xaviera.
— Mam nadzieję, że nie wszystkie ślady zostaną całkowicie zatarte — rzucił bardziej do siebie, niż do któregokolwiek z zebranych. Nawet jeżeli nie znajdą już w Coleshill śladów sprawcy na śniegu, pozostawała kwestia miejsca znalezienia zwłok; wbrew pozorom mogło ono wiele powiedzieć o motywie mordercy.
Trzecia grupa. Czy naprawdę ochronią go, jeżeli zajdzie taka potrzeba? Albo inaczej — czy naprawdę pozwoli, aby ktoś inny musiał go ochraniać? Nieszczególnie spodobała mu się ta wizja. — Pójdę. — skinął głową, zerkając w stronę lorda Shafiqa. Zdecydowanie bardziej komfortowo czułby się, gdyby towarzyszył mu inny uzdrowiciel, gdyby nie zależało od niego tak wiele, ale czy miał jakieś inne wyjście? Z pewnością na dniach będzie musiał poprosić Primrose o stworzenie talizmanu wzmacniającego jego umiejętności lecznicza oraz Rigela o eliksiry, pozwalające zaoszczędzić Perseusowi cenną energię. Poradzi sobie, musi jedynie wszystko dokładnie rozplanować, zadbać o odpowiednie zaplecze logistyczne.
— Szpital Świętego Munga posiada dobrze zaopatrzone prosektorium — skinął głową, na potwierdzenie słów Zacharego — Jeżeli jednak okazałoby się, że są one niewystarczające dla ciebie, panno Multon, jestem w stanie zorganizować również pomoce z uniwersytetu w Oxfordshire.
W piwnicach głównego budynku w najstarszej części kampusu również mieściło się prosektorium, teraz stojące praktycznie nieużywane, z czego niewiele czarodziejów zdawało sobie sprawę. Ludzie zazwyczaj wolą unikać takich miejsc, nie mówić o nich na głos, a w efekcie zapominać o ich istnieniu. Nawet Perseus wzdrygał się na myśli o śmierci.
| przepraszam za chaos, staram się nadrobić
— Mam nadzieję, że nie wszystkie ślady zostaną całkowicie zatarte — rzucił bardziej do siebie, niż do któregokolwiek z zebranych. Nawet jeżeli nie znajdą już w Coleshill śladów sprawcy na śniegu, pozostawała kwestia miejsca znalezienia zwłok; wbrew pozorom mogło ono wiele powiedzieć o motywie mordercy.
Trzecia grupa. Czy naprawdę ochronią go, jeżeli zajdzie taka potrzeba? Albo inaczej — czy naprawdę pozwoli, aby ktoś inny musiał go ochraniać? Nieszczególnie spodobała mu się ta wizja. — Pójdę. — skinął głową, zerkając w stronę lorda Shafiqa. Zdecydowanie bardziej komfortowo czułby się, gdyby towarzyszył mu inny uzdrowiciel, gdyby nie zależało od niego tak wiele, ale czy miał jakieś inne wyjście? Z pewnością na dniach będzie musiał poprosić Primrose o stworzenie talizmanu wzmacniającego jego umiejętności lecznicza oraz Rigela o eliksiry, pozwalające zaoszczędzić Perseusowi cenną energię. Poradzi sobie, musi jedynie wszystko dokładnie rozplanować, zadbać o odpowiednie zaplecze logistyczne.
— Szpital Świętego Munga posiada dobrze zaopatrzone prosektorium — skinął głową, na potwierdzenie słów Zacharego — Jeżeli jednak okazałoby się, że są one niewystarczające dla ciebie, panno Multon, jestem w stanie zorganizować również pomoce z uniwersytetu w Oxfordshire.
W piwnicach głównego budynku w najstarszej części kampusu również mieściło się prosektorium, teraz stojące praktycznie nieużywane, z czego niewiele czarodziejów zdawało sobie sprawę. Ludzie zazwyczaj wolą unikać takich miejsc, nie mówić o nich na głos, a w efekcie zapominać o ich istnieniu. Nawet Perseus wzdrygał się na myśli o śmierci.
| przepraszam za chaos, staram się nadrobić
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Podsumowując wszelkie ustalenia z pozostałymi uzdrowicielami, których na tym spotkaniu reprezentowali zaledwie Zachary i Perseus, mogła uznać znaczną część własnej roli za zaakceptowaną. Nie oznaczało to jednak, że zaniecha przygotowań do ewentualnej konfrontacji. Nadal żywiła nadzieję, że podczas szturmu na front lub pomniejszych misji na terenie Warwick przyjdzie jej wykorzystać moce, które z taką starannością od miesięcy pielęgnowała. Z krwią było jak z najlepszym alkoholem, ilekroć się jej spróbowało, głód narastał, stopniowo tętniąc w członkach grzesznym uzależnieniem. Kocim uśmiechem żegnała opuszczających salę, kiwała im głową, na dłużej wodząc spojrzeniem za Cillianem i Wren.
Większość śmierciożerców pozostała jeszcze na swoich miejscach, a Elvirze nie spieszyło się z odejściem, nie miała nieznoszących zwłoki planów na wieczór i zdecydowała, że z chęcią wysłucha ostatnich ustaleń, także tych, które nie dotyczyły bezpośrednio jej części zadania. Ostatecznie, im więcej wiedziała, tym lepiej była przygotowana, czy nie tak?
Skinęła Zachary'emu głową, gdy poinformował ją o miejscu przeprowadzenia sekcji, a potem na krótką chwilę zawiesiła wzrok na Perseusie.
- Pamiętam dobrze układ i wyposażenie szpitalnego prosektorium i choć nie jest ono idealne, myślę, że dla tej misji pozostanie wystarczającym. Jeżeli będę mieć wątpliwości, z pewnością się do lorda z nimi zwrócę - zapewniła gładko, odstawiając srebrzysty kielich na stół i pozostawiając w nim kilka niedopitych łyków wina.
Oczekiwała jeszcze tylko ostatniej zgody, potwierdzenia, że będzie niezbędna w realizacji kluczowych punktów planu; otrzymała je, gdy spojrzała na Drew, widocznie przekonanego, że zapewni walczącym dobre wsparcie. Uśmiechnęła się minimalnie szczerzej, dostrzegając sposób, w jaki oglądał się za sojusznikami.
- Odniesiemy sukces - powiedziała cicho, odpowiadając na słowa Drew, których nie kierował do niej. - Nie ma innej możliwości. Nie wtedy, gdy oczekuje tego od nas Czarny Pan.
Gdy wstawała z miejsca, pozwoliła sobie subtelnie oprzeć dłoń na jego ramieniu, na krótko, prawie mimochodem, wystarczyło jednak, by zacisnąć palce z milczącym podziwem.
Zanim zarzuciła na ramiona płaszcz i owinęła szyję chustą, pożegnała się jeszcze szeptem z pozostałymi w sali Rycerzami. Powinna skorzystać z ostatnich spokojnych nocy; czekały ich miesiące pełne ciężkiej pracy.
/zt
Większość śmierciożerców pozostała jeszcze na swoich miejscach, a Elvirze nie spieszyło się z odejściem, nie miała nieznoszących zwłoki planów na wieczór i zdecydowała, że z chęcią wysłucha ostatnich ustaleń, także tych, które nie dotyczyły bezpośrednio jej części zadania. Ostatecznie, im więcej wiedziała, tym lepiej była przygotowana, czy nie tak?
Skinęła Zachary'emu głową, gdy poinformował ją o miejscu przeprowadzenia sekcji, a potem na krótką chwilę zawiesiła wzrok na Perseusie.
- Pamiętam dobrze układ i wyposażenie szpitalnego prosektorium i choć nie jest ono idealne, myślę, że dla tej misji pozostanie wystarczającym. Jeżeli będę mieć wątpliwości, z pewnością się do lorda z nimi zwrócę - zapewniła gładko, odstawiając srebrzysty kielich na stół i pozostawiając w nim kilka niedopitych łyków wina.
Oczekiwała jeszcze tylko ostatniej zgody, potwierdzenia, że będzie niezbędna w realizacji kluczowych punktów planu; otrzymała je, gdy spojrzała na Drew, widocznie przekonanego, że zapewni walczącym dobre wsparcie. Uśmiechnęła się minimalnie szczerzej, dostrzegając sposób, w jaki oglądał się za sojusznikami.
- Odniesiemy sukces - powiedziała cicho, odpowiadając na słowa Drew, których nie kierował do niej. - Nie ma innej możliwości. Nie wtedy, gdy oczekuje tego od nas Czarny Pan.
Gdy wstawała z miejsca, pozwoliła sobie subtelnie oprzeć dłoń na jego ramieniu, na krótko, prawie mimochodem, wystarczyło jednak, by zacisnąć palce z milczącym podziwem.
Zanim zarzuciła na ramiona płaszcz i owinęła szyję chustą, pożegnała się jeszcze szeptem z pozostałymi w sali Rycerzami. Powinna skorzystać z ostatnich spokojnych nocy; czekały ich miesiące pełne ciężkiej pracy.
/zt
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Spotkanie w Białej Wywernie, choć w zaiste nieformalnym wydaniu, przyniosło owocne skutki. Tego dnia przed Malfoyem odsłoniły się twarze sympatyków najwyższych idei, których mógł odtąd określać sprzymierzeńcami w nadchodzących przedsięwzięciach. To zaś, w którym sam miał odgrywać lwią rolę, było niepodważalnie jednym z najważniejszych - Abraxas miał bowiem, ze wsparciem Śmierciożerczyni i przydzielonej przezeń grupy, odzyskać własność Czarnego Pana z plugawych, niemagicznych rąk. To okropne, że dwór należący niegdyś do tak prominentnego, czarodziejskiego rodu znalazł się w posiadaniu mugolskiego robactwa! Wszyscy zgodnie stwierdzili, że najwyższy czas je stamtąd wyplenić. Pojawił się nawet plan, na którego realizację Malfoy - nawet, gdyby nie chciał - przystać musiał. Szczęściem, nie dopatrzył się w nim braków, postrzegając podstępną eliminację organizatorów i ich gości za najbardziej słuszny ze sposobów. Unikając bezpośredniej walki, dokonają mniejszych zniszczeń, a przecież nie zależało im, by obrócić Kentwell Hall w ruinę; właśnie dlatego to miejsce miało tak propagandowy wydźwięk, to wszakże nadal była dawna siedziba Gauntów.
- Trucizna to rozsądny wybór, bardzo praktyczne narzędzie. - zgodził się z rozmówcami, a dialog prowadził z Sigrun i Tatianą. - Wybór daty nie będzie stanowić większego problemu, aczkolwiek muszę uprzedzić, że zaszło nieporozumienie. - pokręcił głową, odpowiadając Sigrun na wydane polecenie. Śmierciożerczyni musiała nie słuchać go dostatecznie uważnie, co w pewien sposób uraziło jego dumę, ale uzewnętrznianie tego zniesmaczenia pozostało okiełznaną pokusą. - Interesuje nas piątek, każdy piątek - albowiem bale organizowane są co tydzień, właśnie w te dni. W środę właściciele opuszczają posesję, co zapewnia alternatywną metodę działania. Plan jednakże został już ustalony i mniemam, że tego będziemy się trzymać. - stwierdził, bo wszystko było już jasne. Uderzą w piątkowy wieczór.
- Proszę pamiętać, że wśród mugolskiej śmietanki towarzyskiej, znajdować się będą również czarodzieje zaznajomieni z przeciwzaklęciami do magicznych blokad zamków. Wielce możliwe jest, że będą stawiać opór, a nawet spróbują zorganizować ewakuację, jeśli trucizna nie zneutralizuje wszystkich. - niemniej, kilka prostych zaklęć blokujących drogę ucieczki to więcej czasu na podjęcie ofensywy siłowej. Tutaj wkroczyć miał głównie drugi zespół, ale i oni - Abraxas i Tatiana - w których rękach leżało przecież powodzenie misji. Niechętnie, lecz z dumą, ku czci Czarnego Pana, tym razem i Malfoy zbroczy krwią dłonie. Skierował spojrzenie na Dolohov w odpowiedzi na sugestię.
- Kiedy znajdziemy się na balu, aż do przybycia wsparcia z tuneli pozostaniemy zdani na samych siebie. Proszę mi jednak wierzyć, wtopienie się w tłum i wykorzystanie trucizn do skrytobójstwa nie powinno sprowadzić na nas żadnej uwagi, będziemy bowiem - tak jak inni goście - nierozpoznawalni. Istotnym jest skoordynowanie działań z drugą grupą, tak, aby panika pokryła się z podjęciem natychmiastowej ofensywy - proponuję nic innego, aniżeli ustaloną godzinę ataku, przed którym - zależnie od substancji i jej czasu działania - zrobimy swoją część, trując gości i blokując drogę ewakuacji od frontu i z bocznych skrzydeł. Musimy się jednak spodziewać oporu ze strony wszechobecnego szlamu, który ostatnie się mimo podstępu. - było do przewidzenia, że znajdzie się kilku rycerzy na białym koniu, głupiutkich bohaterów myślących, że mają jakiekolwiek szanse z tym, co nadejdzie. Potęgą czarnej magii wykończą pozostałych przy życiu i odzyskają należny Czarnemu Panu dwór reprezentatywny. - Organizacja zaproszeń to banał. Według doniesień imprezy organizowane są każdego tygodnia - jestem pewien, że goście nie są identyfikowani z należną uwagą, toteż pozyskanie cudzych zaproszeń, tuż przed rozpoczęciem wydarzenia - powiedzmy, od zmierzających na bal gości - nie będzie stanowić najmniejszego problemu. Śmiem stwierdzić, że służba odpowiedzialna za weryfikację gości nie zna każdego nazwiska, którego nader złego - dla nich, oczywiście - nie może zestawić z twarzą. Pozyskaniem wejściówek zajmiemy się więc wspólnie, rzeczonego piątku, którego dokładną datę uściślimy na dniach.
Kiedy z ust Dolohov padło pytanie o dodatkowe towarzystwo, Malfoy zamyślił się przez chwilę, bardzo krótką, podczas której wertował odpowiednie nazwiska w głowie, usiłując pozyskać odpowiednie wsparcie. Potrzebowali kogoś z prezencją, niczego ponad salonowego pieska, który swą charyzmą i wdziękiem odwróci uwagę od zakulisowych działań duetu.
- Uważam, że odpowiednią osobą do tego zadania będzie lord Edward Parkinson. Z samego rana poślę mu sowę z inwitacją na bal. - zakończył, skinąwszy głową, by nadać tym słowom pełnego wydźwięku.
jeśli nikt nie chce nic konkretnego, to zt
- Trucizna to rozsądny wybór, bardzo praktyczne narzędzie. - zgodził się z rozmówcami, a dialog prowadził z Sigrun i Tatianą. - Wybór daty nie będzie stanowić większego problemu, aczkolwiek muszę uprzedzić, że zaszło nieporozumienie. - pokręcił głową, odpowiadając Sigrun na wydane polecenie. Śmierciożerczyni musiała nie słuchać go dostatecznie uważnie, co w pewien sposób uraziło jego dumę, ale uzewnętrznianie tego zniesmaczenia pozostało okiełznaną pokusą. - Interesuje nas piątek, każdy piątek - albowiem bale organizowane są co tydzień, właśnie w te dni. W środę właściciele opuszczają posesję, co zapewnia alternatywną metodę działania. Plan jednakże został już ustalony i mniemam, że tego będziemy się trzymać. - stwierdził, bo wszystko było już jasne. Uderzą w piątkowy wieczór.
- Proszę pamiętać, że wśród mugolskiej śmietanki towarzyskiej, znajdować się będą również czarodzieje zaznajomieni z przeciwzaklęciami do magicznych blokad zamków. Wielce możliwe jest, że będą stawiać opór, a nawet spróbują zorganizować ewakuację, jeśli trucizna nie zneutralizuje wszystkich. - niemniej, kilka prostych zaklęć blokujących drogę ucieczki to więcej czasu na podjęcie ofensywy siłowej. Tutaj wkroczyć miał głównie drugi zespół, ale i oni - Abraxas i Tatiana - w których rękach leżało przecież powodzenie misji. Niechętnie, lecz z dumą, ku czci Czarnego Pana, tym razem i Malfoy zbroczy krwią dłonie. Skierował spojrzenie na Dolohov w odpowiedzi na sugestię.
- Kiedy znajdziemy się na balu, aż do przybycia wsparcia z tuneli pozostaniemy zdani na samych siebie. Proszę mi jednak wierzyć, wtopienie się w tłum i wykorzystanie trucizn do skrytobójstwa nie powinno sprowadzić na nas żadnej uwagi, będziemy bowiem - tak jak inni goście - nierozpoznawalni. Istotnym jest skoordynowanie działań z drugą grupą, tak, aby panika pokryła się z podjęciem natychmiastowej ofensywy - proponuję nic innego, aniżeli ustaloną godzinę ataku, przed którym - zależnie od substancji i jej czasu działania - zrobimy swoją część, trując gości i blokując drogę ewakuacji od frontu i z bocznych skrzydeł. Musimy się jednak spodziewać oporu ze strony wszechobecnego szlamu, który ostatnie się mimo podstępu. - było do przewidzenia, że znajdzie się kilku rycerzy na białym koniu, głupiutkich bohaterów myślących, że mają jakiekolwiek szanse z tym, co nadejdzie. Potęgą czarnej magii wykończą pozostałych przy życiu i odzyskają należny Czarnemu Panu dwór reprezentatywny. - Organizacja zaproszeń to banał. Według doniesień imprezy organizowane są każdego tygodnia - jestem pewien, że goście nie są identyfikowani z należną uwagą, toteż pozyskanie cudzych zaproszeń, tuż przed rozpoczęciem wydarzenia - powiedzmy, od zmierzających na bal gości - nie będzie stanowić najmniejszego problemu. Śmiem stwierdzić, że służba odpowiedzialna za weryfikację gości nie zna każdego nazwiska, którego nader złego - dla nich, oczywiście - nie może zestawić z twarzą. Pozyskaniem wejściówek zajmiemy się więc wspólnie, rzeczonego piątku, którego dokładną datę uściślimy na dniach.
Kiedy z ust Dolohov padło pytanie o dodatkowe towarzystwo, Malfoy zamyślił się przez chwilę, bardzo krótką, podczas której wertował odpowiednie nazwiska w głowie, usiłując pozyskać odpowiednie wsparcie. Potrzebowali kogoś z prezencją, niczego ponad salonowego pieska, który swą charyzmą i wdziękiem odwróci uwagę od zakulisowych działań duetu.
- Uważam, że odpowiednią osobą do tego zadania będzie lord Edward Parkinson. Z samego rana poślę mu sowę z inwitacją na bal. - zakończył, skinąwszy głową, by nadać tym słowom pełnego wydźwięku.
jeśli nikt nie chce nic konkretnego, to zt
Twarze ukryte za maskami, intencje ukryte wśród perlistych uśmiechów, enigmatyczne słowa skazujące na zagładę; wśród tajemniczości i błysku drogich kreacji mogli zdziałać wiele. W wyciszeniu, ostrożnych krokach, skrytych zamiarach otworzyć kolejne drogi i kolejne możliwości. Prowadzenie szturmu na zamek, który stanowił dziedzictwo potęgi krwi wydawał się być planem niebotycznie wzniosłym; nie chodziło przecież o zwyczajną lokację, o istotną twierdzę, o punkt przełomowy – Kenwell Hall stanowiło część ich jestestwa.
Nawet ktoś taki jak Dolohov, która nie przykładała większej uwagi do angielskich tradycji, potrafiła zrozumieć wagę tych działań.
Wsłuchiwała się w słowa lorda Malfoya, zastanawiając się w międzyczasie nad doborem odpowiednich mikstur; coś, co dałoby im czas, jednocześnie pozwoliło wyeliminować niepotrzebnych sprawnie i szybko, bez zbędnych śladów. Coś, co pozwoli im nie tylko zbudować przewagę, ale także napięcie – a to będzie rosło, wśród taktów muzyki, gwaru rozmów i szelestu sukien, by w końcu zrobić miejsce na panikę, którą również wykorzystają.
– Dobrze – zgodziła się krótko, przytakując głową, po chwili zerkając również na Sigrun – W razie jakiejkolwiek konieczności, służę różdżką – dodała, pieczętując własne zamiary. Nie wiedzieli, czego mogli się spodziewać; sama miała doświadczenie z tym, jak dziko potrafili zachowywać się mugole, ale tak jak wspomniał syn Ministra, nie mogli mieć pewności, że na balu nie znajdą się również czarodzieje, którzy przełamią podstawowe zaklęcia. Musieli być gotowi na wszystko.
– Doskonale – oszczędnie w słowach skwitowała kolejne; bal maskowy w zestawieniu z ich planami wydawał się być niebywałym ułatwieniem; organizacja zaproszeń według słów Abraxasa Malfoya nie była żadnym problemem, a więc Tatiana gotowa była przystać na ów twierdzenie. Tak samo kiedy mężczyzna wspomniał o dodatkowym wsparciu w osobie lorda Parkinsona.
– W takim razie będę oczekiwać informacji – dodała po chwili, podnosząc się powoli z miejsca – Żywię nadzieję na owocną współpracę – kącik ust drgnął ku górze, w ślad za nim Rosjanka skinęła głową w ramach pożegnania – Lordzie Malfoy.
Subtelnie zasunęła za sobą krzesło, przelotnym spojrzeniem żegnając się z kilkoma twarzami. Zaraz potem poprawiła własny płaszcz, w drobnym geście ułożyła na kilka chwil dłoń na ramieniu Ramseya, niedługo później opuszczając pomieszczenie w akompaniamencie głuchych kroków ciężkich obcasów.
zt
Nawet ktoś taki jak Dolohov, która nie przykładała większej uwagi do angielskich tradycji, potrafiła zrozumieć wagę tych działań.
Wsłuchiwała się w słowa lorda Malfoya, zastanawiając się w międzyczasie nad doborem odpowiednich mikstur; coś, co dałoby im czas, jednocześnie pozwoliło wyeliminować niepotrzebnych sprawnie i szybko, bez zbędnych śladów. Coś, co pozwoli im nie tylko zbudować przewagę, ale także napięcie – a to będzie rosło, wśród taktów muzyki, gwaru rozmów i szelestu sukien, by w końcu zrobić miejsce na panikę, którą również wykorzystają.
– Dobrze – zgodziła się krótko, przytakując głową, po chwili zerkając również na Sigrun – W razie jakiejkolwiek konieczności, służę różdżką – dodała, pieczętując własne zamiary. Nie wiedzieli, czego mogli się spodziewać; sama miała doświadczenie z tym, jak dziko potrafili zachowywać się mugole, ale tak jak wspomniał syn Ministra, nie mogli mieć pewności, że na balu nie znajdą się również czarodzieje, którzy przełamią podstawowe zaklęcia. Musieli być gotowi na wszystko.
– Doskonale – oszczędnie w słowach skwitowała kolejne; bal maskowy w zestawieniu z ich planami wydawał się być niebywałym ułatwieniem; organizacja zaproszeń według słów Abraxasa Malfoya nie była żadnym problemem, a więc Tatiana gotowa była przystać na ów twierdzenie. Tak samo kiedy mężczyzna wspomniał o dodatkowym wsparciu w osobie lorda Parkinsona.
– W takim razie będę oczekiwać informacji – dodała po chwili, podnosząc się powoli z miejsca – Żywię nadzieję na owocną współpracę – kącik ust drgnął ku górze, w ślad za nim Rosjanka skinęła głową w ramach pożegnania – Lordzie Malfoy.
Subtelnie zasunęła za sobą krzesło, przelotnym spojrzeniem żegnając się z kilkoma twarzami. Zaraz potem poprawiła własny płaszcz, w drobnym geście ułożyła na kilka chwil dłoń na ramieniu Ramseya, niedługo później opuszczając pomieszczenie w akompaniamencie głuchych kroków ciężkich obcasów.
zt
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Milczeniem przyjął słowa Elviry oraz jej zapewnienia. W spokoju ducha, w myślach okutych niezmiennych rozważaniem, które towarzyszyło Zachary'emu niemal przez całe spotkanie, sięgnął powoli ku kielichowi. Wziął łyk, po czym powoli przełknął, smakując cierpkości alkoholu, na dłuższą chwilę przykuwając wzrok ku pierścieniom oraz sygnetom noszonym na palcach. Szczególnie przyjął się temu ze złotym skarabeuszem, wysadzanym szmaragdowymi oczami, z dokładnym zdobieniem i oddaniem detalu żywego stworzenia. Wzrok odjął raptem parę długich sekund później, moment oddalenia od rzeczywistości zrywając odstawieniem naczynia na stół z cichym brzękiem o drewniany blat. Raz jeszcze przesunął spojrzeniem po zgromadzonych w sali, po ogromnej ilości osób, które stawiły się na wezwanie, myślami po raz pierwszy idąc od początku spotkania do doczesnego momentu.
Tak wiele zadań stało przed nimi wszystkimi. Plany nakreślono wyraźnie, choć wymagały one uzgodnienia detali pozwalających na osiągnięcie doskonałości. Teoria leżąca na jednej z szal miała zrównoważyć praktykę. Równowaga winna istnieć w każdym spokojnym oddechu, w każdym kroku, które od teraz mieli stawiać ku osiągnięciu wspólnych celów.
— Doskonale — padło, gdy Zachary dotarł w rozrachunku myśli do zapewnień obu uzdrowicieli. Sucho podsumował to, co powinno się stać. Nie mogli iść razem. Każde z nich było potrzebne gdzie indziej. Każde z obranych za cele miejsc musiało mieć wsparcie z ich strony i pozostawał zadowolony, iż w żaden sposób myśl ta nie została zanegowana. Przekonanie o posiadanych umiejętnościach miało wystarczyć; póki co. Przyziemna rzeczywistość kierowała Shafiqa powoli ku drzwiom, ku wyjściu, ku bezpiecznemu opuszczeniu granic Londynu odzianych w potężne bariery i bezpiecznej teleportacji. Umiejętności, której nadał ostatnimi czasy większą wagę i z której korzystał częściej. Tak potrzebna praktyka nie powstawała sama. Powoli kreował ją własnymi poczynaniami, tak jak i wcielał niezbędne plany w życiu.
— Gdybyście czegoś potrzebowali, wasze sowy do mnie dotrą — odezwał się jeszcze krótko, wstając z miejsca. Skierował się ku wyjściu z komnaty powoli, równie wolno oblekając z powrotem abaję o raz szal, by wreszcie opuścić tak pomieszczenie, jak i Wywernę, ponownie ścierając się z wilgotnym i zimnym powietrzem. Kroki ciepłych butów odbijały się o kamienie wyłożone na poczet ulicy Nokturnu, gdy Zachary oddalał się coraz bardziej, zmierzając do bezpiecznych murów posiadłości na Wyspie.
z/t
Tak wiele zadań stało przed nimi wszystkimi. Plany nakreślono wyraźnie, choć wymagały one uzgodnienia detali pozwalających na osiągnięcie doskonałości. Teoria leżąca na jednej z szal miała zrównoważyć praktykę. Równowaga winna istnieć w każdym spokojnym oddechu, w każdym kroku, które od teraz mieli stawiać ku osiągnięciu wspólnych celów.
— Doskonale — padło, gdy Zachary dotarł w rozrachunku myśli do zapewnień obu uzdrowicieli. Sucho podsumował to, co powinno się stać. Nie mogli iść razem. Każde z nich było potrzebne gdzie indziej. Każde z obranych za cele miejsc musiało mieć wsparcie z ich strony i pozostawał zadowolony, iż w żaden sposób myśl ta nie została zanegowana. Przekonanie o posiadanych umiejętnościach miało wystarczyć; póki co. Przyziemna rzeczywistość kierowała Shafiqa powoli ku drzwiom, ku wyjściu, ku bezpiecznemu opuszczeniu granic Londynu odzianych w potężne bariery i bezpiecznej teleportacji. Umiejętności, której nadał ostatnimi czasy większą wagę i z której korzystał częściej. Tak potrzebna praktyka nie powstawała sama. Powoli kreował ją własnymi poczynaniami, tak jak i wcielał niezbędne plany w życiu.
— Gdybyście czegoś potrzebowali, wasze sowy do mnie dotrą — odezwał się jeszcze krótko, wstając z miejsca. Skierował się ku wyjściu z komnaty powoli, równie wolno oblekając z powrotem abaję o raz szal, by wreszcie opuścić tak pomieszczenie, jak i Wywernę, ponownie ścierając się z wilgotnym i zimnym powietrzem. Kroki ciepłych butów odbijały się o kamienie wyłożone na poczet ulicy Nokturnu, gdy Zachary oddalał się coraz bardziej, zmierzając do bezpiecznych murów posiadłości na Wyspie.
z/t
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystko wydawało się już jasne i omówione, plany określone, aby nikt nie miał wątpliwości, a kolejne osoby opuszczały salę. Sam zawahał się na krótki moment, jakby ktoś miał coś jeszcze do niego, chociaż nieco powątpiewał. Tam, gdzie mógł oraz chciał zgłosił się już albo przytaknął, że pomoże tak, jak był w stanie. Od kilku ładnych lat wolał działać w pojedynkę, dopiero od powrotu do kraju ponownie przestawiał się na współpracę. Wiedział już, że tam, gdzie brakowało mu umiejętności, mógł owe luki dopełnić ktoś inny, a wśród zebranego grona nie brakowało zdolniejszych od niego. Teraz nie mógł sobie pozwolić na pomyłki, zbyt mocno chcąc osiągać postawione cele. Zawsze był na to nastawiony, idąc nawet po trupach, jeśli już musiał.
Słysząc słowa Drew, skierowane w swoją stronę, spojrzał na niego uważniej. Nie sądził, że potrzeba było im więcej osób, ale był świadomy wiedzy, jaką posiadał drugi Macnair i bezsprzecznie zaciętości w trakcie pojedynków. Zamierzał się nad tym zastanowić, ale nie teraz. Najpewniej w chwili, kiedy dowie się więcej o budynku, do którego musiał się dostać z lordem Burke. Przy tym nie wziął słów krewnego, jako przytyku, obecnie nie miałoby to sensu. Poza tym chyba udowodnił już, że mimo wszystko działał rozsądniej w sytuacjach, które tego wymagały.
- Jeśli okaże się konieczne, Dante na pewno pojawi się u ciebie z listem.- zapewnił go, bo nie zamierzał ryzykować. Luki w informacjach, jakie posiadał, sprawiały, że nie planował działać bezmyślnie. Zerknął na kilka osób, które akurat wstały i wyszły z sali. Chwilę później, upewniając się, że to wszystko, sam podniósł się i opuścił pomieszczenie, aby wrócić do siebie. Najbliższe tygodnie miały być ciężką pracą każdego, kto tu dziś był. Dlatego zamierzał złapać ostatnie momenty spokoju, nim zapomni o tym na dłuższy czas, mając inne priorytety. Odetchnął mroźnym powietrzem, zanim skierował się prosto do granic stolicy, aby stamtąd teleportować w bardziej znane sobie okolice.
| zt
Słysząc słowa Drew, skierowane w swoją stronę, spojrzał na niego uważniej. Nie sądził, że potrzeba było im więcej osób, ale był świadomy wiedzy, jaką posiadał drugi Macnair i bezsprzecznie zaciętości w trakcie pojedynków. Zamierzał się nad tym zastanowić, ale nie teraz. Najpewniej w chwili, kiedy dowie się więcej o budynku, do którego musiał się dostać z lordem Burke. Przy tym nie wziął słów krewnego, jako przytyku, obecnie nie miałoby to sensu. Poza tym chyba udowodnił już, że mimo wszystko działał rozsądniej w sytuacjach, które tego wymagały.
- Jeśli okaże się konieczne, Dante na pewno pojawi się u ciebie z listem.- zapewnił go, bo nie zamierzał ryzykować. Luki w informacjach, jakie posiadał, sprawiały, że nie planował działać bezmyślnie. Zerknął na kilka osób, które akurat wstały i wyszły z sali. Chwilę później, upewniając się, że to wszystko, sam podniósł się i opuścił pomieszczenie, aby wrócić do siebie. Najbliższe tygodnie miały być ciężką pracą każdego, kto tu dziś był. Dlatego zamierzał złapać ostatnie momenty spokoju, nim zapomni o tym na dłuższy czas, mając inne priorytety. Odetchnął mroźnym powietrzem, zanim skierował się prosto do granic stolicy, aby stamtąd teleportować w bardziej znane sobie okolice.
| zt
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Wysłuchiwałem ustaleń w ciszy; nie wtrącałem się, nie snułem własnych myśli oraz pomysłów, bowiem szczegóły akcji zależały już tylko i wyłącznie od osób, które takowych się podejmą. Wiedziałem, że zaplanują każdy szczegół, dawałem wiarę, iż wszystko pójdzie bez większych komplikacji i problemów, a ewentualność obecności wroga będą mieć na uwadze. Sala pustoszała, jednak postanowiłem pozostać do samego końca, gdyby nasunęły się jakieś pytania tudzież wątpliwości. Otulając dłonią szkło uniosłem go i upiłem łyk czując, jak przyjemne ciepło rozchodzi się wzdłuż klatki piersiowej. -Tylko nie upijcie się póki nie dotrą posiłki- rzuciłem w kierunku Malfoya pozwalając sobie na kpiący uśmiech. Żartowałem, nawet bym nie przypuszczał, że ktoś byłby na tyle głupi, aby przesadzić z trunkiem przed szturmem. Owszem były sytuacje, w których pozwalałem sobie na kilka głębszych, ale nigdy nie doprowadziłem się do stanu utrudniającego panowanie nad sytuacją.
-Na nic innego nie liczę- odparłem Elvirze przyciszonym tonem, po czym posłałem jej krótkie, acz wymowne spojrzenie. Wiedziałem, że nie zawiedzie, a jej wiedza oraz doświadczenie z pewnością przydadzą się Zacharemu. Każde wieści były niezwykle ważne i jeśli będą niosły za sobą prawdę, to przyniosą nam ogromne korzyści w obrębie hrabstw. Cel był jasny i musieliśmy go zrealizować, dlatego oczekiwałem pełnego zaangażowania od każdej osoby obecnej na owym spotkaniu osoby. Xavier wytłumaczył nieobecność Edgara oraz Cragia, jednakże absencja nie zwalniała ich z obowiązku wobec społeczeństwa, Londynu, a przede wszystkim Czarnego Pana. Podobnie jak nie spadała ona z barków Iriny, która w pewnym momencie zdawała się być zupełnie nieobecna. Sukces był możliwy, ale musieliśmy działać wspólnie, włożyć w to pełnie swoich sił, umiejętności oraz kontaktów, które zapewne okażą się niezbędne.
Kiedy pożegnałem ostatnią osobę sam wstałem od stołu i wolno zasunąłem krzesło. Opuściwszy Białą Wywernę nie zmieniłem się w kłąb czarnej mgły, lecz piechotą wróciłem do własnego mieszkania, gdzie oddałem się przemyśleniom odnośnie dzisiejszej dyskusji.
|zt
-Na nic innego nie liczę- odparłem Elvirze przyciszonym tonem, po czym posłałem jej krótkie, acz wymowne spojrzenie. Wiedziałem, że nie zawiedzie, a jej wiedza oraz doświadczenie z pewnością przydadzą się Zacharemu. Każde wieści były niezwykle ważne i jeśli będą niosły za sobą prawdę, to przyniosą nam ogromne korzyści w obrębie hrabstw. Cel był jasny i musieliśmy go zrealizować, dlatego oczekiwałem pełnego zaangażowania od każdej osoby obecnej na owym spotkaniu osoby. Xavier wytłumaczył nieobecność Edgara oraz Cragia, jednakże absencja nie zwalniała ich z obowiązku wobec społeczeństwa, Londynu, a przede wszystkim Czarnego Pana. Podobnie jak nie spadała ona z barków Iriny, która w pewnym momencie zdawała się być zupełnie nieobecna. Sukces był możliwy, ale musieliśmy działać wspólnie, włożyć w to pełnie swoich sił, umiejętności oraz kontaktów, które zapewne okażą się niezbędne.
Kiedy pożegnałem ostatnią osobę sam wstałem od stołu i wolno zasunąłem krzesło. Opuściwszy Białą Wywernę nie zmieniłem się w kłąb czarnej mgły, lecz piechotą wróciłem do własnego mieszkania, gdzie oddałem się przemyśleniom odnośnie dzisiejszej dyskusji.
|zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Kiedy Mathieu zwrócił się ku niemu w sprawie eliksirów pokiwał głową i strzepnął popiół papierosa.
— Przekażę go wyznaczonemu przez ciebie człowiekowi, nie jest mi potrzebny— odparł od razu. Wystarczy, że Mathieu przyśle po niego kogoś, odda mu wszystko czego potrzebował. Jego działania od dawna przestały być subtelne, wiele z eliksirów, które niegdyś otrzymał kurzyły się w drewnianej skrzyni — korzystał już bowiem głównie z tych, które niosły przed wszystkim agonię i cierpienie.
Upił jeszcze łyk wina, wsłuchując się w słowa otaczających go czarodziejów, ich wymianę zdań, pomysłów i obaw. Kiedy głos zabrała Deirdre, zgasił papierosa i odchylił się na swoim krześle.
— Obranie tych istotnych miejsc za cel i natarcie w jednej chwili z pewnością osłabi wroga i zdekoncentruje jednoczące się siły. Ale musimy pamiętać także o tym, że część z nas musi pozostać w gotowości do ewentualnych działań. To będzie czas wzmożonej czujności dla nas wszystkich, powinniśmy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, a każdy niepokojący sygnał zweryfikować. — odpowiedział śmierciożesrczyni. Nie wszyscy byli tu dziś obecni, brakowało osób, których się spodziewano, ale był pewien, że wieści do nich dotrą prędzej czy później — zarówno do Edgara, którego pewnie zatrzymały pilne sprawy, jak i Craiga, który w ostatnim czasie poczuł na sobie gniew Czarnego Pana wynikający z bierności. Nie mieli czasu na bezczynność, byli w trakcie wojny — od ich działań zależał ich koniec; zależało to, czy przeżyją. Nie wrogów powinni obawiać się najbardziej, lecz swojego największego sprzymierzeńca — Lorda Voldemorta. To on ostatecznie ich osądzi wedle własnego uznania.
Kiedy spotkanie dobiegło końca, odsunął kielich z niedopitym winem i podniósł się z siedziska, nie∂długo po tym, jak delikatna, drobna dłoń Tatiany smagnęła jego ramię. Nie powiódł jednak za nią wzrokiem. Jego oczy sięgnęły jej sylwetki przy drzwiach, ku którym ruszył, zabrawszy ze sobą czarny płaszcz. Nim wróci do domu, tradycyjnie już, przyjdzie mu zajrzeć do swoich dogorywających pociech w Gwiezdnym Proroku, na końcu Alei Śmiertelnego Nokturnu.
| zt
— Przekażę go wyznaczonemu przez ciebie człowiekowi, nie jest mi potrzebny— odparł od razu. Wystarczy, że Mathieu przyśle po niego kogoś, odda mu wszystko czego potrzebował. Jego działania od dawna przestały być subtelne, wiele z eliksirów, które niegdyś otrzymał kurzyły się w drewnianej skrzyni — korzystał już bowiem głównie z tych, które niosły przed wszystkim agonię i cierpienie.
Upił jeszcze łyk wina, wsłuchując się w słowa otaczających go czarodziejów, ich wymianę zdań, pomysłów i obaw. Kiedy głos zabrała Deirdre, zgasił papierosa i odchylił się na swoim krześle.
— Obranie tych istotnych miejsc za cel i natarcie w jednej chwili z pewnością osłabi wroga i zdekoncentruje jednoczące się siły. Ale musimy pamiętać także o tym, że część z nas musi pozostać w gotowości do ewentualnych działań. To będzie czas wzmożonej czujności dla nas wszystkich, powinniśmy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, a każdy niepokojący sygnał zweryfikować. — odpowiedział śmierciożesrczyni. Nie wszyscy byli tu dziś obecni, brakowało osób, których się spodziewano, ale był pewien, że wieści do nich dotrą prędzej czy później — zarówno do Edgara, którego pewnie zatrzymały pilne sprawy, jak i Craiga, który w ostatnim czasie poczuł na sobie gniew Czarnego Pana wynikający z bierności. Nie mieli czasu na bezczynność, byli w trakcie wojny — od ich działań zależał ich koniec; zależało to, czy przeżyją. Nie wrogów powinni obawiać się najbardziej, lecz swojego największego sprzymierzeńca — Lorda Voldemorta. To on ostatecznie ich osądzi wedle własnego uznania.
Kiedy spotkanie dobiegło końca, odsunął kielich z niedopitym winem i podniósł się z siedziska, nie∂długo po tym, jak delikatna, drobna dłoń Tatiany smagnęła jego ramię. Nie powiódł jednak za nią wzrokiem. Jego oczy sięgnęły jej sylwetki przy drzwiach, ku którym ruszył, zabrawszy ze sobą czarny płaszcz. Nim wróci do domu, tradycyjnie już, przyjdzie mu zajrzeć do swoich dogorywających pociech w Gwiezdnym Proroku, na końcu Alei Śmiertelnego Nokturnu.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Plany zostały ustalone, postanowienia poczynione, a świat wkrótce miał kolejny raz odczuć ich potęgę; nie wątpił, że tak się stanie, choć cele wydawały się stanowić pewne wyzwanie, niewątpliwie były pilnie strzeżone, a na miejscu napotka ich jeszcze wielu przeszkód, których nie byli w stanie uwzględnić w trakcie tego spotkania, ale przecież zarządzali nimi tylko mugole - na jak wiele mogło być stać ledwie niemagicznych? Nie miał o nich dobrego zdania, po prawdzie nie miał o nich żadnego zdania - wydawali się ledwie zabawkami, byli nikim, i nikim stać się mieli, pyłem, strzepniętym silniejszym podmuchem wiatru. Lekceważył siłę mugolskiego wojska - i nie wiedział jeszcze, jak bardzo się mylił i jak wiele okrucieństwa kryły zimne i szare mury zamku Warwick. Obrady zostały zamknięte, cichnące rozmowy między rycerzami skierowały się już na prywatne tory, a salę wypełniły odgłosy odsuwanych krzeseł. Czarodzieje, jeden po drugim, zbierali się, by powstać i opuścić salę. Przez chwilę siedział, z dłonią wysuniętą w kierunku stołu, w milczeniu, aż tłum się przerzedzi. Myślał o słowach, które tutaj padły. Układał w myślach plany. Zastanawiał się nad tym, czego zdołał się dowiedzieć. Informacje składały krajobraz z rozrzuconych puzzli, a on bał się - że coś przeoczyli. Że coś im umykało. Wiadomości o ewentualnych eksperymentach wybrzmiewały równie okrutnie, co nierealnie, czy powinni podejść do nich poważnie? Z pewnością nie wolno było całkiem lekceważyć tych plotek, trzeba było zachować czujność bez wprowadzania elementu paniki.
Sala pustoszała, po chwili i on podniósł się z krzesła; wziął do rąk przewieszony przez oparcie krzesła czarny płaszcz i zarzucił go na ramiona, poprawiając kołnierz. Po krótkiej chwili wyminął ostałe krzesła, nie wsłuchując się w prywatne rozmowy tych, którzy zostali i wyminął próg, opuszczając Białą Wywernę. Ich ostatnie spotkanie tutaj niosło grozę, czy miało doprowadzić do silniejszych konsekwencji? Nie oglądał się za siebie, na obsługę, opuścił pub, a jego twarz otulił zimowy wiatr. Wkrótce rozmył się w nocnych ciemnościach, wybywając poza blokadę teleportacyjną stanowiącą granicę miasta.
/zt
Sala pustoszała, po chwili i on podniósł się z krzesła; wziął do rąk przewieszony przez oparcie krzesła czarny płaszcz i zarzucił go na ramiona, poprawiając kołnierz. Po krótkiej chwili wyminął ostałe krzesła, nie wsłuchując się w prywatne rozmowy tych, którzy zostali i wyminął próg, opuszczając Białą Wywernę. Ich ostatnie spotkanie tutaj niosło grozę, czy miało doprowadzić do silniejszych konsekwencji? Nie oglądał się za siebie, na obsługę, opuścił pub, a jego twarz otulił zimowy wiatr. Wkrótce rozmył się w nocnych ciemnościach, wybywając poza blokadę teleportacyjną stanowiącą granicę miasta.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Zabawił w Białej Wywernie nieco dłużej, jeszcze kilkanaście minut po wybrzmieniu ostatnich ustaleń pozostając na swoim miejscu, by w spokoju i z uwagą przestudiować przyniesioną przez Macnaira mapę; przesuwając palcem po czarnych, nakreślonych wyraźnie liniach, starał się umiejscowić fort w terenie, szacując, jak daleko znajdował się od wybrzeża, a co istotniejsze – od portu. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak twierdza nie do zdobycia, z szerokimi bastionami strzegącymi każdej strony, z pozbawionymi słabych punktów murami oraz bramą, która zapewne była strzeżona od rana do nocy – czy kilka osób było w stanie ją sforsować?
Był niemal pewien, że tak; pilnowana przez mugoli, nie mogła przeciwstawić się czarodziejom – musieli jednak dobrze się przygotować. Być może przelot ponad zabudowaniami rozjaśniłby nieco sytuację, jako sokół mógł zrobić to niepostrzeżenie; jego obecność, nawet dłuższa, nie powinna wzbudzić niczyich podejrzeń, wszak widok wędrownego ptactwa przysiadającego na masztach statków i dachach w bliskim sąsiedztwie morza nie był niczym nadzwyczajnym.
Zauważywszy, że sala opustoszała, również odsunął krzesło, odrywając wreszcie wzrok od mapy i wstając; po drodze do drzwi wyjściowych narzucając na ramiona ciemny płaszcz, skutecznie chroniący przed panującym na zewnątrz mrozem – choć wychodząc na brukowaną ulicę niemal go nie odczuwał. Jego krew wciąż rozgrzewały emocje – echa kreślonych planów, działań; niedalekiej przyszłości, której miał stać się częścią, na zawsze już zapisując się w historii magicznej Anglii. Czuł się podekscytowany – w ten przyjemny, energetyzujący sposób, który zazwyczaj towarzyszył mu przed większymi wyprawami albo morskimi bitwami – a doskonałego nastroju nie była w stanie popsuć mu nawet zjawa Earwyna, wciąż podpierająca ścianę budynku w dokładnie tym samym miejscu, w którym przed spotkaniem ją zostawił. Przechodząc obok, rzucił jedynie duchowi wyzywające spojrzenie, nie odzywając się – ani nie dając mu szansy na wypowiedzenie choćby słowa; nałożony na głowę kapelusz ograniczył nieco jego pole widzenia, szczęśliwie pozwalając mu zignorować echo przeszłości. Gdyby chciał, mógłby przemienić się w sokoła i już teraz wznieść ponad budynki, ale wybrał spacer – do granic miasta, skąd mógł bez przeszkód teleportować się z powrotem do zamku.
| zt
Był niemal pewien, że tak; pilnowana przez mugoli, nie mogła przeciwstawić się czarodziejom – musieli jednak dobrze się przygotować. Być może przelot ponad zabudowaniami rozjaśniłby nieco sytuację, jako sokół mógł zrobić to niepostrzeżenie; jego obecność, nawet dłuższa, nie powinna wzbudzić niczyich podejrzeń, wszak widok wędrownego ptactwa przysiadającego na masztach statków i dachach w bliskim sąsiedztwie morza nie był niczym nadzwyczajnym.
Zauważywszy, że sala opustoszała, również odsunął krzesło, odrywając wreszcie wzrok od mapy i wstając; po drodze do drzwi wyjściowych narzucając na ramiona ciemny płaszcz, skutecznie chroniący przed panującym na zewnątrz mrozem – choć wychodząc na brukowaną ulicę niemal go nie odczuwał. Jego krew wciąż rozgrzewały emocje – echa kreślonych planów, działań; niedalekiej przyszłości, której miał stać się częścią, na zawsze już zapisując się w historii magicznej Anglii. Czuł się podekscytowany – w ten przyjemny, energetyzujący sposób, który zazwyczaj towarzyszył mu przed większymi wyprawami albo morskimi bitwami – a doskonałego nastroju nie była w stanie popsuć mu nawet zjawa Earwyna, wciąż podpierająca ścianę budynku w dokładnie tym samym miejscu, w którym przed spotkaniem ją zostawił. Przechodząc obok, rzucił jedynie duchowi wyzywające spojrzenie, nie odzywając się – ani nie dając mu szansy na wypowiedzenie choćby słowa; nałożony na głowę kapelusz ograniczył nieco jego pole widzenia, szczęśliwie pozwalając mu zignorować echo przeszłości. Gdyby chciał, mógłby przemienić się w sokoła i już teraz wznieść ponad budynki, ale wybrał spacer – do granic miasta, skąd mógł bez przeszkód teleportować się z powrotem do zamku.
| zt
some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Strona 35 z 35 • 1 ... 19 ... 33, 34, 35
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź