Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Słysząc, że panna Multon zgodziła się na jego propozycje współpracy w temacie Warwick, skinął jej głową, a kącik jego warg lekko drgnął ku górze. Mogli tam zdecydowanie zdziałać sporo dobrego, Multon w zakresie uzdrowicielskim, a on zajmie się rozmowami z mieszkańcami i zdecydowanie pomocą materialną. Jeśli ci mieszkańcy faktycznie cierpieli głód i biedę, nic tak nie podniesie ich na duchu jak dobre, ciepłe jedzenie zapełniające ich żołądki i przedmioty użytku codziennego. Kilka kolejnych słów zapisał w swoim notatniku.
Po chwili na nowo skupił się na trwających rozmowach. Słuchał wszystkiego dokładnie, analizując gdzie jeszcze ewentualnie mógłby pomóc. Tak, zdecydowanie był pracoholikiem, bo choć miał jeszcze pełno innych spraw, prywatnych, to nadal chciał się angażować w sprawę i pomagać jak najwięcej.
Informacje przekazane przez Maghnusa wzbudziły jego zainteresowanie. Magiczny pierścień o potężnej, czarnomagicznej mocy ukryty w starych ruinach? Tak, zdecydowanie to brzmiało jak coś w czym się odnajdował. Kopanie, przeszukiwanie i badanie takich miejsc było jego pasją od lat i miał w tym naprawdę sporę doświadczenie. Aż uśmiechnął się sam do siebie na samą myśl o tym wszystkim.
- Z przyjemnością się z wami tam wybiorę. – odparł w kierunku Maghnusa i Ramseya, który również napomknął, że jego doświadczenie będzie przydatne – Pozwolę sobie jeszcze dodatkowo zgłębić historię tych ruin abyśmy w razie czego byli przygotowani na wszystko…a w każdym razie na większość. – powiedział spokojnie, po czym zamyślił się na moment na pytanie Mulciber’a – Niestety nie dotarła do mnie ta informacja. Wiem jedynie, że właściciel, który był czarodziejem, niestety nieznanego mi statusu krwi, zniknął nagle bez śladu zostawiając młyn samemu sobie, a ten bez odpowiedniego zarządzania popadł w ruinę. – wyjaśnił przeglądając dokładnie zakamarki swojej pamięci by czasami nie pominąć żadnego, istotnego faktu. – Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli tylko uda nam się przywrócić go do pracy, to raz, że ludzie będą mieli miejsce zarobku, dwa żywność będzie łatwiej dostępna dla potrzebujących, trzy, ludzie z wdzięczności są w stanie uczynić bardzo dużo. Jestem przekonany, że jak tylko zobaczą ile dobra im zaoferowaliśmy, z przyjemnością poprą naszą sprawę, stawią się po stronie Czarnego Pana. Kto wie, całkiem możliwe, że postanowią też ruszyć przeciwko swoim ciemiężcom. – pokiwał lekko głową zamyślając się po chwili nad tym wszystkim, jednocześnie, ponownie otwierając swój notatnik i zapisując w nim kilka istotnych rzeczy.
Po chwili na nowo skupił się na trwających rozmowach. Słuchał wszystkiego dokładnie, analizując gdzie jeszcze ewentualnie mógłby pomóc. Tak, zdecydowanie był pracoholikiem, bo choć miał jeszcze pełno innych spraw, prywatnych, to nadal chciał się angażować w sprawę i pomagać jak najwięcej.
Informacje przekazane przez Maghnusa wzbudziły jego zainteresowanie. Magiczny pierścień o potężnej, czarnomagicznej mocy ukryty w starych ruinach? Tak, zdecydowanie to brzmiało jak coś w czym się odnajdował. Kopanie, przeszukiwanie i badanie takich miejsc było jego pasją od lat i miał w tym naprawdę sporę doświadczenie. Aż uśmiechnął się sam do siebie na samą myśl o tym wszystkim.
- Z przyjemnością się z wami tam wybiorę. – odparł w kierunku Maghnusa i Ramseya, który również napomknął, że jego doświadczenie będzie przydatne – Pozwolę sobie jeszcze dodatkowo zgłębić historię tych ruin abyśmy w razie czego byli przygotowani na wszystko…a w każdym razie na większość. – powiedział spokojnie, po czym zamyślił się na moment na pytanie Mulciber’a – Niestety nie dotarła do mnie ta informacja. Wiem jedynie, że właściciel, który był czarodziejem, niestety nieznanego mi statusu krwi, zniknął nagle bez śladu zostawiając młyn samemu sobie, a ten bez odpowiedniego zarządzania popadł w ruinę. – wyjaśnił przeglądając dokładnie zakamarki swojej pamięci by czasami nie pominąć żadnego, istotnego faktu. – Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli tylko uda nam się przywrócić go do pracy, to raz, że ludzie będą mieli miejsce zarobku, dwa żywność będzie łatwiej dostępna dla potrzebujących, trzy, ludzie z wdzięczności są w stanie uczynić bardzo dużo. Jestem przekonany, że jak tylko zobaczą ile dobra im zaoferowaliśmy, z przyjemnością poprą naszą sprawę, stawią się po stronie Czarnego Pana. Kto wie, całkiem możliwe, że postanowią też ruszyć przeciwko swoim ciemiężcom. – pokiwał lekko głową zamyślając się po chwili nad tym wszystkim, jednocześnie, ponownie otwierając swój notatnik i zapisując w nim kilka istotnych rzeczy.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Mnogość padających ponad stołem informacji oraz rozmach kreślonych planów sprawiały, że zaczynało mu się kręcić w głowie; nie ze zmęczenia tematem czy trudności w nadążeniu za dyskusją – bardziej w ten przyjemny, kojarzący się z odurzeniem sposób, który towarzyszył mu przed każdą większą wyprawą. Oczy rozbłysły mu z zainteresowaniem, gdy Maghnus zaczął opowiadać o starej mapie – gonienie po świecie za wspominanymi przez legendy i zapomniane historie artefaktami było czymś, co na długie miesiące i lata wyciągnęło go z rodzinnego portu – ale zdawał sobie sprawę, że wśród Rycerzy Walpurgii nie brakowało znawców magicznej przeszłości ani związanych z nią przedmiotów. Przed nim czekały inne zadania, zarysowujące się wyraźniej z każdą chwilą, musiał skupić się na wybrzeżu i podziemnych tunelach – nie zdołał jednak powstrzymać pytania, które samo wypłynęło na jego usta. – Który władca? – zapytał, spoglądając z zainteresowaniem na Maghnusa.
Na spojrzenie rzucone mu przez czarownicę o imieniu Rita odpowiedział krótkim przytaknięciem, o szczegółach ich wspólnego przedsięwzięcia mogli – i powinni – pomówić później; w kwestii trucizny zachował milczenie, brakowało mu doświadczenia w snuciu intryg czy atakach z ukrycia – wolał uderzać we wroga bezpośrednio – wybór sposobu działania pozostawiał więc w rękach kobiety. Przyglądał jej się, kiedy mówiła, zawieszając na niej wzrok o sekundę za długo; zdawała się mieć w sobie coś intrygującego, czego nie potrafił jednak jednoznacznie określić.
Słysząc własne nazwisko padające z ust Sigrun, przeniósł uwagę na Śmierciożerczynię. – Tak jest – potwierdził, kiwając głową, a później przelotnie zerkając jeszcze w stronę Maghnusa, żeby ostatecznie zatrzymać spojrzenie na Drew, który również podjął temat stróżówek. Zamyślił się na moment, odchylając się nieco na krześle, palcami w zastanowieniu przesuwając po brodzie. – Tunele można też wykorzystać jako pułapkę – zasugerował wreszcie, kontynuując podjęty przez Macnaira temat klątw. – Zakładając, że aktualni gospodarze rezydencji wiedzą o istnieniu podziemnego korytarza, to gdy tylko zorientują się, że są atakowani, skierują się właśnie tam. Zamiast ratunku może ich spotkać przykra niespodzianka – zasugerował. Nie spodziewał się, by to Rycerze Walpurgii mieli ratować się ucieczką – a jeśli nawet, to istniały dla nich pewniejsze drogi.
Kiedy ciężar dyskusji przesunął się ku Minsmere, odwrócił się ponownie w kierunku Sigrun, z rzuconego w jego stronę spojrzenia wnioskując, że oczekiwała od niego odpowiedzi. – To zależy – przed kim chcemy je zabezpieczyć? Przed mieszkańcami wiosek czy statkami przybijającymi do brzegów? – zapytał; mówili o dużym obszarze, chronienie go z pewnością nie miało być proste – a środki należało dobrać do oczekiwanego efektu końcowego. – I w jaki sposób chcemy je później wykorzystywać? – Zarybione wody stanowiły kluczowe miejsce dla hrabstwa, po odebraniu dostępu do nich mugolom, marnotrawstwem byłoby pozostawienie ich samym sobie.
Podsunięta przez Drew mapa zaskarbiła sobie jego uwagę na dłuższą chwilę; poprawił się na krześle, przesuwając się do przodu i wychylając, żeby lepiej rozeznać się w skreślonych liniach. – Zajmę się tym – zadeklarował, zatrzymując palec na miejscu, gdzie powinna stacjonować flota; określenie – przynajmniej zbliżonej – liczebności sił przeciwnika wydawało mu się nie tyle istotne, co konieczne – nie mogli sobie pozwolić, żeby ilość wrogów ich zaskoczyła.
Swoją gotowość do szturmu na fort wyraził już wcześniej, kiedy Drew zwrócił się bezpośrednio do niego, jedynie ją potwierdził. – Aye – rzucił krótko, raz jeszcze spoglądając ku mapie; to nie był pierwszy raz, kiedy planował atak na portowe miasto, razem z załogą Szalonej Selmy niejednokrotnie napadli na mugolskie wioski – coś mu jednak mówiło, że militarne zabudowania miały stanowić znacznie poważniejsze wyzwanie.
Na spojrzenie rzucone mu przez czarownicę o imieniu Rita odpowiedział krótkim przytaknięciem, o szczegółach ich wspólnego przedsięwzięcia mogli – i powinni – pomówić później; w kwestii trucizny zachował milczenie, brakowało mu doświadczenia w snuciu intryg czy atakach z ukrycia – wolał uderzać we wroga bezpośrednio – wybór sposobu działania pozostawiał więc w rękach kobiety. Przyglądał jej się, kiedy mówiła, zawieszając na niej wzrok o sekundę za długo; zdawała się mieć w sobie coś intrygującego, czego nie potrafił jednak jednoznacznie określić.
Słysząc własne nazwisko padające z ust Sigrun, przeniósł uwagę na Śmierciożerczynię. – Tak jest – potwierdził, kiwając głową, a później przelotnie zerkając jeszcze w stronę Maghnusa, żeby ostatecznie zatrzymać spojrzenie na Drew, który również podjął temat stróżówek. Zamyślił się na moment, odchylając się nieco na krześle, palcami w zastanowieniu przesuwając po brodzie. – Tunele można też wykorzystać jako pułapkę – zasugerował wreszcie, kontynuując podjęty przez Macnaira temat klątw. – Zakładając, że aktualni gospodarze rezydencji wiedzą o istnieniu podziemnego korytarza, to gdy tylko zorientują się, że są atakowani, skierują się właśnie tam. Zamiast ratunku może ich spotkać przykra niespodzianka – zasugerował. Nie spodziewał się, by to Rycerze Walpurgii mieli ratować się ucieczką – a jeśli nawet, to istniały dla nich pewniejsze drogi.
Kiedy ciężar dyskusji przesunął się ku Minsmere, odwrócił się ponownie w kierunku Sigrun, z rzuconego w jego stronę spojrzenia wnioskując, że oczekiwała od niego odpowiedzi. – To zależy – przed kim chcemy je zabezpieczyć? Przed mieszkańcami wiosek czy statkami przybijającymi do brzegów? – zapytał; mówili o dużym obszarze, chronienie go z pewnością nie miało być proste – a środki należało dobrać do oczekiwanego efektu końcowego. – I w jaki sposób chcemy je później wykorzystywać? – Zarybione wody stanowiły kluczowe miejsce dla hrabstwa, po odebraniu dostępu do nich mugolom, marnotrawstwem byłoby pozostawienie ich samym sobie.
Podsunięta przez Drew mapa zaskarbiła sobie jego uwagę na dłuższą chwilę; poprawił się na krześle, przesuwając się do przodu i wychylając, żeby lepiej rozeznać się w skreślonych liniach. – Zajmę się tym – zadeklarował, zatrzymując palec na miejscu, gdzie powinna stacjonować flota; określenie – przynajmniej zbliżonej – liczebności sił przeciwnika wydawało mu się nie tyle istotne, co konieczne – nie mogli sobie pozwolić, żeby ilość wrogów ich zaskoczyła.
Swoją gotowość do szturmu na fort wyraził już wcześniej, kiedy Drew zwrócił się bezpośrednio do niego, jedynie ją potwierdził. – Aye – rzucił krótko, raz jeszcze spoglądając ku mapie; to nie był pierwszy raz, kiedy planował atak na portowe miasto, razem z załogą Szalonej Selmy niejednokrotnie napadli na mugolskie wioski – coś mu jednak mówiło, że militarne zabudowania miały stanowić znacznie poważniejsze wyzwanie.
some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Pałac należący do mężczyzny w rzeczy samej stał pusty i można było go przeznaczyć na ich kwaterę lub powierzyć w ręce kogoś, komu ufali. Mathieu nie pojmował dlaczego wielbiciele szlamu tak chętnie walczyli dla nich, propagując kłamliwe hasła i narażając przy tym siebie, własne rodziny i bliskich. Poświęcali się dla kogoś, kto jeszcze kilkanaście lat temu wszystkim czarodziejom gotował istne piekło na ziemi. Wszelkie procesy, których historia znała tak wiele, ogrom cierpienia i przymuszenie do ukrywania się przed światem. Cierpliwie czekali na moment swojej chwały, na możliwość wyjścia z ukrycia, bez cienia strachu – to mugole powinni przed nimi padać na kolana i błagać o litość, to te plugawe małe istotki powinny słucha tego, co do nich mówią. Rosier w tej kwestii wyznawał twarde zasady, trzymał się sztywnych ram i pod żadnym pozorem nie zamierzał pozwolić na to, aby jakaś banda zwyczajnie zaprzepaściła ich miesiące ciężkiej pracy.
- Przeszukamy teren pałacu, przy okazji zabezpieczymy to miejsce. To trafne słowa, aby przekazać go w ręce kogoś zaufanego, zdobędziemy punkt na terenach Suffolk, który może okazać się potrzebny w przyszłości. W spotkaniach organizowanych przez barona brał udział pewien mężczyzna, którego rodzina ma nienawistny stosunek do mugoli. Rozmawiałem z nim kilkukrotnie na spotkaniach. Mógłby pielęgnować to miejsce na nasze życzenie. – odparł na słowa Drew, które ten skierował do niego chwilę wcześniej. Każdy na spotkaniu miał sporo do powiedzenia, a wszystko plasowało się w jasnych i klarownych barwach. Podjęte przez nich działania scalone ze sobą przyniosą im ogromne korzyści i miejmy nadzieję, zadowolenie Czarnego Pana. Każdy powinien podejść do tego z pełnym zaangażowaniem, a przejmowanie tych terenów nie powinno zbytnio rozciągnąć się w czasie.
Skinął głową Traversowi, kiedy ten powiedział, że może na niego liczyć. Manannan stawiał pierwsze kroki w organizacji, został ich sojusznikiem i był nową nadzieją dla wszystkich. To doskonałe wieści, że grono Rycerzy Walpurgii powiększało się o nowych sojuszników, o nowe twarze, które gotowe były poświęcić wszystko, aby przynieść chwałę Czarnemu Panu. Mathieu choć od Manny’ego był młodszy, był bardzo zadowolony z faktu, że kuzyn ostatecznie postanowił do nich dołączyć i stanąć do walki w tej wspaniałej sprawie.
Przesunął spojrzenie na Ramseya. Z pewnością to rozwiązywało jego problem w pewnym sensie. Cornelius, z którym Mathieu miał okazję współpracować pod koniec grudnia pozyskał informacje, które mogli wspólne wykorzystać. Niemniej jednak, nie mogli zakładać, że organizacja jest okrojona i niewielka, a Baron mógł w notatkach posiadać o wiele więcej nazwisk i cennych informacji. – Najpierw zajmę się przejęciem pałacu, wtenczas Cornelius, może pojmać wszystkich, których udało mu się namierzyć. Przesłuchania w tej kwestii byłyby możliwością pozyskania cennych informacji, które pomogą zarówno jemu, jak i mnie. Możemy zakładać, że egzekucja przyniesie w efekcie zniechęcenie u pozostałych członków organizacji, ale korzystniej dla nas będzie wyciągnąć od nich informacje. – powiedział poważnie, przesuwając wzrok od Ramseya, do Cornelius. Jeśli ten drugi zechce z nim współpracować, będą mieli całkiem szerokie pole do popisu. – A egzekucją zajmę się z przyjemnością. Miasteczko, którego burmistrz tępi czarodziejów, będzie do tego idealnym miejscem. - zaproponował. Egzekucja w Kent dodała mu sił, wyzwoliła w nim coś, co ukrywał w głębi przez wiele lat. Była dla niego satysfakcjonująca i przyjemna, czerpał z niej wiele. Doświadczenie, które zdobywał, możliwości, które zwiększał dzięki temu.
- Potrzebowałbym kogoś spostrzegawczego i gotowego do podjęcia działania. Nie wiemy, czy na terenie pałacu nie ma osób, które chciałyby przejąć nie tylko majątek baron, ale i zataić informacje o sobie. - spojrzał po tych, którzy mieli jeszcze możliwość dokonania wyboru. Mathieu przepadał za współpracą, której przyświecał jeden, jasny cel.
- Przeszukamy teren pałacu, przy okazji zabezpieczymy to miejsce. To trafne słowa, aby przekazać go w ręce kogoś zaufanego, zdobędziemy punkt na terenach Suffolk, który może okazać się potrzebny w przyszłości. W spotkaniach organizowanych przez barona brał udział pewien mężczyzna, którego rodzina ma nienawistny stosunek do mugoli. Rozmawiałem z nim kilkukrotnie na spotkaniach. Mógłby pielęgnować to miejsce na nasze życzenie. – odparł na słowa Drew, które ten skierował do niego chwilę wcześniej. Każdy na spotkaniu miał sporo do powiedzenia, a wszystko plasowało się w jasnych i klarownych barwach. Podjęte przez nich działania scalone ze sobą przyniosą im ogromne korzyści i miejmy nadzieję, zadowolenie Czarnego Pana. Każdy powinien podejść do tego z pełnym zaangażowaniem, a przejmowanie tych terenów nie powinno zbytnio rozciągnąć się w czasie.
Skinął głową Traversowi, kiedy ten powiedział, że może na niego liczyć. Manannan stawiał pierwsze kroki w organizacji, został ich sojusznikiem i był nową nadzieją dla wszystkich. To doskonałe wieści, że grono Rycerzy Walpurgii powiększało się o nowych sojuszników, o nowe twarze, które gotowe były poświęcić wszystko, aby przynieść chwałę Czarnemu Panu. Mathieu choć od Manny’ego był młodszy, był bardzo zadowolony z faktu, że kuzyn ostatecznie postanowił do nich dołączyć i stanąć do walki w tej wspaniałej sprawie.
Przesunął spojrzenie na Ramseya. Z pewnością to rozwiązywało jego problem w pewnym sensie. Cornelius, z którym Mathieu miał okazję współpracować pod koniec grudnia pozyskał informacje, które mogli wspólne wykorzystać. Niemniej jednak, nie mogli zakładać, że organizacja jest okrojona i niewielka, a Baron mógł w notatkach posiadać o wiele więcej nazwisk i cennych informacji. – Najpierw zajmę się przejęciem pałacu, wtenczas Cornelius, może pojmać wszystkich, których udało mu się namierzyć. Przesłuchania w tej kwestii byłyby możliwością pozyskania cennych informacji, które pomogą zarówno jemu, jak i mnie. Możemy zakładać, że egzekucja przyniesie w efekcie zniechęcenie u pozostałych członków organizacji, ale korzystniej dla nas będzie wyciągnąć od nich informacje. – powiedział poważnie, przesuwając wzrok od Ramseya, do Cornelius. Jeśli ten drugi zechce z nim współpracować, będą mieli całkiem szerokie pole do popisu. – A egzekucją zajmę się z przyjemnością. Miasteczko, którego burmistrz tępi czarodziejów, będzie do tego idealnym miejscem. - zaproponował. Egzekucja w Kent dodała mu sił, wyzwoliła w nim coś, co ukrywał w głębi przez wiele lat. Była dla niego satysfakcjonująca i przyjemna, czerpał z niej wiele. Doświadczenie, które zdobywał, możliwości, które zwiększał dzięki temu.
- Potrzebowałbym kogoś spostrzegawczego i gotowego do podjęcia działania. Nie wiemy, czy na terenie pałacu nie ma osób, które chciałyby przejąć nie tylko majątek baron, ale i zataić informacje o sobie. - spojrzał po tych, którzy mieli jeszcze możliwość dokonania wyboru. Mathieu przepadał za współpracą, której przyświecał jeden, jasny cel.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Spojrzenie zielonkawych oczu wodziło po zebranych twarzach, większą uwagę poświęcając tym, które pojawiły się w pomieszczeniu już dopiero po tym jak zajął miejsce przy stole. Lord Rosier, Cillian i w końcu nieznajoma mu kobieta. Wtedy w końcu też, spotkanie zostało uznane za otwarte; padły pierwsze przywitania i wskazane zostały tematy, nad którymi należało się tego dnia pochylić. Jedyne co Augustus miał w tym momencie do zaoferowania, przedstawienie się, przynajmniej tym, którym pozostawał osobą całkowicie nieznajomą. I tak też zrobił, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, niewielkie okno wypełnione milczenie, przedstawił się, zdradzając także zaraz czym się zajmuje, jako takie wskazując numerologię i prywatne badania dotyczące okalających ją tematów. Na całe szczęście albo nieszczęście, nie posiadał cennych informacji, które mógłby wyłożyć w tym momencie na stół. Powierzone mu wcześniej zadania wykonywał najlepiej jak umiał, jednak ciężko było z nich wynieść coś więcej ponad satysfakcją z ich właściwego ukończenia.
Pozostało mu więc słuchać, a było czego. Nie ukrywał, najbardziej w tym wszystkim ciekawiła go rola Rity, która szybko zabrała głos. Zerknął na nią kątem oka, przeskakując na nią spojrzeniem od poprzedniego rozmówcy. Opierał dłoń o podbródek, jakby w zastanowieniu chłonąc każdy skrawek informacji, który padał w pomieszczeniu i tak właśnie było. Nawet też nie drgnęła mu brew, kiedy kobieta wreszcie sama powiedziała, w czym tak na prawdę najlepiej się czuje. Prawda wypłynęła na wierzch i jasnym stało się, że cokolwiek wcześniej mówiła mu na temat swojej pracy, było to zwykłe kłamstwo. Ciężko jednak było powiedzieć, że go to obchodziło. Po prostu rozumiał.
Tak na prawdę dopiero Ramsey zmusił go do zabrania głosu.
- Niewątpliwie nadam naszej sprawie odpowiedni priorytet - Rookwood uśmiechnął się lekko, samymi kącikami ust, odpowiadając zdawkowym skinieniem. Decyzja Ramseya wydawała się jak najbardziej na miejscu; tajemniczy, owiany legendami most wydawał się wręcz idealną sprawą dla nich obu. Inną sprawą, która zwróciła jego uwagę, była kwestia dotycząca Bury St Edmunds, dlatego zaraz zwrócił się w kierunku Deirdre.
- Co zaś się tyczy katedry, jeśli istnieje taka potrzeba, chętnie użyczę swojej różdżki w przypadku ewentualnych pułapek. Oprócz tego, co do sposobu przykładnego ukarania zbierających się tam mugoli i bezczeszczenia miejsca kultu... Z tego co rozumiem, osoba przeprowadzająca cały ten rytuał jest niezwykle ważna. Myślę że... - zamilkł na ułamek sekundy, jakby szukając właściwego słowa, jakby próbnie obracając je na języku - przewrotnym sposobem byłoby odwołanie się do tego, jak ich wiara próbowała karać niegdyś rzekomych czarodziejów - poprzez spalenie na stosie, albo w tym przypadku, na czczonym przez nich krzyżu - co prawda lwia część łapanych wtedy osób była zwykłymi mugolami, jednak przypadki spalania na stosie czarownic i czarodziejów też miały miejsca. Augustus uważał ten sposób wykonania kary za dość subtelny, żeby nie powiedzieć będący miłym nawiązaniem do historii.
Pozostało mu więc słuchać, a było czego. Nie ukrywał, najbardziej w tym wszystkim ciekawiła go rola Rity, która szybko zabrała głos. Zerknął na nią kątem oka, przeskakując na nią spojrzeniem od poprzedniego rozmówcy. Opierał dłoń o podbródek, jakby w zastanowieniu chłonąc każdy skrawek informacji, który padał w pomieszczeniu i tak właśnie było. Nawet też nie drgnęła mu brew, kiedy kobieta wreszcie sama powiedziała, w czym tak na prawdę najlepiej się czuje. Prawda wypłynęła na wierzch i jasnym stało się, że cokolwiek wcześniej mówiła mu na temat swojej pracy, było to zwykłe kłamstwo. Ciężko jednak było powiedzieć, że go to obchodziło. Po prostu rozumiał.
Tak na prawdę dopiero Ramsey zmusił go do zabrania głosu.
- Niewątpliwie nadam naszej sprawie odpowiedni priorytet - Rookwood uśmiechnął się lekko, samymi kącikami ust, odpowiadając zdawkowym skinieniem. Decyzja Ramseya wydawała się jak najbardziej na miejscu; tajemniczy, owiany legendami most wydawał się wręcz idealną sprawą dla nich obu. Inną sprawą, która zwróciła jego uwagę, była kwestia dotycząca Bury St Edmunds, dlatego zaraz zwrócił się w kierunku Deirdre.
- Co zaś się tyczy katedry, jeśli istnieje taka potrzeba, chętnie użyczę swojej różdżki w przypadku ewentualnych pułapek. Oprócz tego, co do sposobu przykładnego ukarania zbierających się tam mugoli i bezczeszczenia miejsca kultu... Z tego co rozumiem, osoba przeprowadzająca cały ten rytuał jest niezwykle ważna. Myślę że... - zamilkł na ułamek sekundy, jakby szukając właściwego słowa, jakby próbnie obracając je na języku - przewrotnym sposobem byłoby odwołanie się do tego, jak ich wiara próbowała karać niegdyś rzekomych czarodziejów - poprzez spalenie na stosie, albo w tym przypadku, na czczonym przez nich krzyżu - co prawda lwia część łapanych wtedy osób była zwykłymi mugolami, jednak przypadki spalania na stosie czarownic i czarodziejów też miały miejsca. Augustus uważał ten sposób wykonania kary za dość subtelny, żeby nie powiedzieć będący miłym nawiązaniem do historii.
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zareagował lekkim skinieniem głowy na informację, że Deirdre pokieruje działaniami w katedrze. Nie wierzył w przeznaczenie (Los cię za to ukarze, zaszlochała ona, gdy przykładał jej różdżkę do jej złotych loków; Jesteś robakiem, którego zniszczę jednym gestem obiecała mu wiele lat później Deirdre gdy zrobił jej to samo; ale nigdy się tym nie przejmował, zdecydował, że nie będzie o tym myślał, przepowiednie spełniają się tylko jeśli się w nie wierzy...), ale zbiegi okoliczności wskutek których Deirdre była jego bezpośrednią przełożoną nieprzyjemnie kłuły jego dumę. Nie okazał jednak żadnej irytacji, pragnąc udowodnić sobie i byłej narzeczonej, że zostawił wszelkie niesnanki za sobą. Ona pewnie też, oby. Obydwoje byli oddani Czarnemu Panu i obydwoje zadziwiająco efektownie współpracowali. Gdy nie myślał o tym, co ich łączyło, wspólna praca bywała nawet przyjemnością.
Zmierzył spojrzeniem Ritę i uśmiechnął się blado, gdy zaproponowała swoje usługi.
-Zwiady w katedrze będą bardzo przydatne. Wypatrujcie tam burmistrza i barona, udało mi się zdobyć ich fotografie. - zaproponował, wyjmując z kieszeni płaszcza zdjęcia, płaskie i nieruchome, dla czarodziejów wyglądające zapewne upiornie. On zdążył się przyzwyczaić. Położył fotografie na stole, aby zgromadzeni mogli się im przyjrzeć i przesunął je w stronę Rity.
Wbrew pozorom mugole w wielkiej masie potrafili być groźni, a w grudniu - do czego Cornelius nigdy (no, dopóki nie trzeba będzie go aresztować) nie przyzna się zgromadzonym przy tym stole - jeden mugolak zamienił Sallowa w krzesło. Nie wiedział, jak doskonale Rita wtapia się w tłum, ale nie podobał mu się pomysł puszczania jej w tłum w katedrze zupełnie samej. Zwrócił wzrok na pannę Dolohov, której talenty miał okazję poznać nieco lepiej.
-Tatiano, widziałem jak bawiłaś się z mugolem gdy go przesłuchiwaliśmy. Doskonale kłamiesz. Byłabyś w stanie wtopić się w tłum, wyciągnąć od kogoś informacje? - zwrócił się do sojuszniczki. Rosyjski akcent mógł być przeszkodą, ale wydawała się nadrabiać urokiem osobistym.
Skinął głową, gdy lord Rosier poprosił go o pomoc w przesłuchaniach.
-Poddam legilimencji każdy ważny cel, który znajdziemy. Czasem zajmuje to dłużej, czasem krócej, ale wyciągnę z nich wszystko. - obiecał Mathieu i wszystkim zgromadzonym. -Poznałem też nieco zwyczaje wrogów, w razie potrzeby opowiem więcej o mugolskim świecie. - wtrącił, bo pytano już o osoby znające się na mugoloznastwie. Nie zamierzał się przyznawać, jak nabrał doświadczenia, miał milion gładkich wymówek - a pani Rookwood i lord Bulstrode korzystali już przecież z jego konsultacji przed wyprawą do Staffordshire.
Kto by pomyślał, że romans z mugolką okaże się w przyszłości tak informujący.
szybki edit: przepraszam za nieodniesienie się do wszystkich (ciężki dzień), a rysunki są tajemniczego autorstwa wspaniałego mg
Zmierzył spojrzeniem Ritę i uśmiechnął się blado, gdy zaproponowała swoje usługi.
-Zwiady w katedrze będą bardzo przydatne. Wypatrujcie tam burmistrza i barona, udało mi się zdobyć ich fotografie. - zaproponował, wyjmując z kieszeni płaszcza zdjęcia, płaskie i nieruchome, dla czarodziejów wyglądające zapewne upiornie. On zdążył się przyzwyczaić. Położył fotografie na stole, aby zgromadzeni mogli się im przyjrzeć i przesunął je w stronę Rity.
Wbrew pozorom mugole w wielkiej masie potrafili być groźni, a w grudniu - do czego Cornelius nigdy (no, dopóki nie trzeba będzie go aresztować) nie przyzna się zgromadzonym przy tym stole - jeden mugolak zamienił Sallowa w krzesło. Nie wiedział, jak doskonale Rita wtapia się w tłum, ale nie podobał mu się pomysł puszczania jej w tłum w katedrze zupełnie samej. Zwrócił wzrok na pannę Dolohov, której talenty miał okazję poznać nieco lepiej.
-Tatiano, widziałem jak bawiłaś się z mugolem gdy go przesłuchiwaliśmy. Doskonale kłamiesz. Byłabyś w stanie wtopić się w tłum, wyciągnąć od kogoś informacje? - zwrócił się do sojuszniczki. Rosyjski akcent mógł być przeszkodą, ale wydawała się nadrabiać urokiem osobistym.
Skinął głową, gdy lord Rosier poprosił go o pomoc w przesłuchaniach.
-Poddam legilimencji każdy ważny cel, który znajdziemy. Czasem zajmuje to dłużej, czasem krócej, ale wyciągnę z nich wszystko. - obiecał Mathieu i wszystkim zgromadzonym. -Poznałem też nieco zwyczaje wrogów, w razie potrzeby opowiem więcej o mugolskim świecie. - wtrącił, bo pytano już o osoby znające się na mugoloznastwie. Nie zamierzał się przyznawać, jak nabrał doświadczenia, miał milion gładkich wymówek - a pani Rookwood i lord Bulstrode korzystali już przecież z jego konsultacji przed wyprawą do Staffordshire.
Kto by pomyślał, że romans z mugolką okaże się w przyszłości tak informujący.
szybki edit: przepraszam za nieodniesienie się do wszystkich (ciężki dzień), a rysunki są tajemniczego autorstwa wspaniałego mg
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaangażowanie, jakie wykazywała Wren, cieszyło ją, choć nie powinno - odkąd stała się sojuszniczką Rycerzy Walpurgii, ba, odkąd otrzymała szansę nauki u boku Deirdre, nie istniała już inna, łagodniejsza droga. Miała dawać z siebie coraz więcej, kładąc na szali własne życie, zarówno w zadaniach powierzonych przez organizację, jak i tych we własnym, kameralnym zakresie. Pomimo tego Mericourt śmiała snuć plany dalszego rozwoju czarownicy, wiele razy zawiodła się na czarodziejach słabych i marnych, lecz skośnooka miała w sobie potencjał. Oby wykorzystany do cna przy działaniach w młynie i w innych rejonach, o jakich opowiadali zgromadzeni. Dwóch najważniejszych, Suffolk i Warwickshire. Wysłuchiwała dyskusji w milczeniu, zostawiając podejmowanie decyzji i przygotowanie szkiców podejmowanych akcji czarodziejom, którzy się na tym znali; na lokalnej polityce, na morskich dostępach, na runach. Odezwała się dopiero w chwili, w której wypowiedział się lord Burke, nadobny Xavier, tak łaskawie obchodzący się ze swymi podwładnymi.
- Udam się z tobą do młyna, lordzie Burke. Chętnie przekonam ludzi z Clifton Mill do współpracy, wzmacniając nasze wpływy. Nie wiem wiele o tym miejscu, ale potrafię rozmawiać z ludźmi, na różne sposoby - zadeklarowała, gotowa wspomóc mężczyznę w negocjacjach lub ewentualnym bardziej krwawym przekonaniu tego rejonu do kooperacji. Liczyła, że uda im się to załatwić gładko, sama chciała przygotować się do działań związanych z katedrą St. Bury Edmunds, czuła, że ten budynek ma w sobie wielki potencjał, a to, co zadzieje się wokół kościoła, wielbionego przez rzesze wiernych, może mieć równie wielki wpływ na morale ludności na terenie Suffolk. Żeby jednak wypełnić rozkazy Czarnego Pana w każdym detalu, potrzebowała silnej grupy czarodziejów, uzdolnionych na wielu polach; nie wiedzieli dokładnie, czego mogą spodziewać się w środku. - Myślę, że do katedry w Suffolk także musi udać się doświadczony uzdrowiciel. Powinniśmy podzielić się tak, by nasze siły były zrównoważone. Krypty mogą zostać zabezpieczone, niezbędny jest więc znawca starożytnych runów lub zabezpieczeń tego rodzaju. Augustusie, byłabym rada, gdybyś wspierał nas w działaniach w St. Bury Edmunds - zwróciła się do Rookwooda, a później przesunęła wyczekujący wzrok na pozostałych. - Macnair, twoja różdżka również się przyda - spojrzała na Cilliana, wierząc, że ten miał w sobie tyle talentów, odwagi oraz werwy, co jego krewny, zasługujący na miano Śmierciożercy. Myślała przyszłościowo, kiwając głową na propozycję Corneliusa, by do Wren dołączyła Tatiana, zawahała się jednak. - Czy twoja obecność w katedrze nie wzbudzi zainteresowania, Wren? Dobrze byłoby, byś nie przyciągała uwagi - rosyjski akcent Dolohov stanowił mniejsze ryzyko niż orientalna uroda Chang; nie chcieli przecież zaalarmować uprzednio mugoli ani zwiększyć zainteresowanie grup rebelianckich, chroniących szlam, tym budynkiem.
|wprzerwiepracywybaczciekrótko
- Udam się z tobą do młyna, lordzie Burke. Chętnie przekonam ludzi z Clifton Mill do współpracy, wzmacniając nasze wpływy. Nie wiem wiele o tym miejscu, ale potrafię rozmawiać z ludźmi, na różne sposoby - zadeklarowała, gotowa wspomóc mężczyznę w negocjacjach lub ewentualnym bardziej krwawym przekonaniu tego rejonu do kooperacji. Liczyła, że uda im się to załatwić gładko, sama chciała przygotować się do działań związanych z katedrą St. Bury Edmunds, czuła, że ten budynek ma w sobie wielki potencjał, a to, co zadzieje się wokół kościoła, wielbionego przez rzesze wiernych, może mieć równie wielki wpływ na morale ludności na terenie Suffolk. Żeby jednak wypełnić rozkazy Czarnego Pana w każdym detalu, potrzebowała silnej grupy czarodziejów, uzdolnionych na wielu polach; nie wiedzieli dokładnie, czego mogą spodziewać się w środku. - Myślę, że do katedry w Suffolk także musi udać się doświadczony uzdrowiciel. Powinniśmy podzielić się tak, by nasze siły były zrównoważone. Krypty mogą zostać zabezpieczone, niezbędny jest więc znawca starożytnych runów lub zabezpieczeń tego rodzaju. Augustusie, byłabym rada, gdybyś wspierał nas w działaniach w St. Bury Edmunds - zwróciła się do Rookwooda, a później przesunęła wyczekujący wzrok na pozostałych. - Macnair, twoja różdżka również się przyda - spojrzała na Cilliana, wierząc, że ten miał w sobie tyle talentów, odwagi oraz werwy, co jego krewny, zasługujący na miano Śmierciożercy. Myślała przyszłościowo, kiwając głową na propozycję Corneliusa, by do Wren dołączyła Tatiana, zawahała się jednak. - Czy twoja obecność w katedrze nie wzbudzi zainteresowania, Wren? Dobrze byłoby, byś nie przyciągała uwagi - rosyjski akcent Dolohov stanowił mniejsze ryzyko niż orientalna uroda Chang; nie chcieli przecież zaalarmować uprzednio mugoli ani zwiększyć zainteresowanie grup rebelianckich, chroniących szlam, tym budynkiem.
|wprzerwiepracywybaczciekrótko
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Oczekiwałam na odpowiedź kogoś, kto mógłby doradzić nam w kwestii trucizn, ale ta nie nastała. Oczywiście zamierzałam poprosić o pomoc Cassandrę, w swoich zapasach nie miałam takiej liczby fiolek, która zapewniłaby wybicie całego wojska. - Sprawdzimy ilu jest tam dowódców - skierowałam spojrzenie na lorda Traversa. - Żeby wiedzieć, ile trucizn przygotować. Podrzucenie ich nie powinno być problemem. Możemy otruć resztę ich ludzi, albo rozprawić się z nimi pokazowo - wzrok odwróciłam w stronę lorda Rosiera, bo to on zaproponował to rozwiązanie. Uznawałam autorytet Śmierciożercy ponad własne rozważania, obawiałam się po zwyczajnie, że nie wystarczy nam zasobów do wytrucia wszystkich. Wolałam zatem wysłuchać rozkazu Tristana, a także opinii Manannana, jeśli ten chciał przedstawić swoją w tym zakresie.
Oczekiwałam też na to co powie mi Cillian, jeśli naprawdę był w stanie przekonać szabrowników, tak mogłam mu powierzyć ten temat bez zawahania się, chciałam być jednak pewna, że stwierdzi, że da sobie radę sam. - Wstrzymamy się z wizytą tam, aż ze skarbu uratowane zostaną skarby, wtedy część lub wszystkie przekażemy szabrownikom. Zwolennicy Longbottoma, którzy się tam zagnieździli, powinni zostać wybici. Nie oszczędzimy ich - spojrzałam na człowieka, który miał mi towarzyszyć. - Dokonam kolejnego zwiadu, aby upewnić się w ich liczbie, ale jeśli ktokolwiek z was - tu wzrokiem objęłam cały stół - chciałby nam pomóc w likwidacji buntowników, po tym jak ustalimy warunki z szabrownikami, tak jestem pewna, że owo wsparcie się przyda. Jeśli takowi ich wspierają i nie zdążą uciec - wzrok odwróciłam bezpośrednio na Augustusa, unosząc wyżej brwi. Byłam nieco zawiedziona, że nie wiedziałam, że i on tak bezpośrednio wspiera Rycerzy, chociaż było to wygodniejsze, przyznaję. Bardziej jednak obawiałam się tego co on myśli o mnie. - Pozostaje kwestia tego, czy grabieżcy poradzą sobie z prowadzeniem młyna - tu wzrokiem szukałam kogoś, kto znał się na ekonomii i gospodarce bardziej niż ja.
Złapałam wzrok Deirdre na sobie, niepewna czy oczekuje rady, czy usług. - Przekaż mi, proszę adres, a dokonam tam zwiadu, jeśli tego chcesz - odpowiedziałam kuzynce tonem miękkim, lecz nie przesadnie uśmiechniętym. Sprawa była poważna i uważałam, że tematy tu poruszane były zbyt istotne, aby obnosić się rodzinnym ciepłem, którego i tak przecież wśród nas nie było.
- Brzmi jak miejsce dla mnie - powiedziałam cicho na wspomnienie Drew o forcie oblężonym przez mugoli. - Masz moją różdżkę w tej sprawie. Mogę rozpocząć od zwiadu, przygotować plan terenu, aby łatwiej było nam tam wejść i odbić teren... Będę czekać na rozkazy - nie chciałam rozwodzić się nad planowaniem tej akcji teraz, przysłuchując się dokładnie temu, co jeszcze chciał powiedzieć na temat informacji, które pozyskał.
Oczekiwałam też na to co powie mi Cillian, jeśli naprawdę był w stanie przekonać szabrowników, tak mogłam mu powierzyć ten temat bez zawahania się, chciałam być jednak pewna, że stwierdzi, że da sobie radę sam. - Wstrzymamy się z wizytą tam, aż ze skarbu uratowane zostaną skarby, wtedy część lub wszystkie przekażemy szabrownikom. Zwolennicy Longbottoma, którzy się tam zagnieździli, powinni zostać wybici. Nie oszczędzimy ich - spojrzałam na człowieka, który miał mi towarzyszyć. - Dokonam kolejnego zwiadu, aby upewnić się w ich liczbie, ale jeśli ktokolwiek z was - tu wzrokiem objęłam cały stół - chciałby nam pomóc w likwidacji buntowników, po tym jak ustalimy warunki z szabrownikami, tak jestem pewna, że owo wsparcie się przyda. Jeśli takowi ich wspierają i nie zdążą uciec - wzrok odwróciłam bezpośrednio na Augustusa, unosząc wyżej brwi. Byłam nieco zawiedziona, że nie wiedziałam, że i on tak bezpośrednio wspiera Rycerzy, chociaż było to wygodniejsze, przyznaję. Bardziej jednak obawiałam się tego co on myśli o mnie. - Pozostaje kwestia tego, czy grabieżcy poradzą sobie z prowadzeniem młyna - tu wzrokiem szukałam kogoś, kto znał się na ekonomii i gospodarce bardziej niż ja.
Złapałam wzrok Deirdre na sobie, niepewna czy oczekuje rady, czy usług. - Przekaż mi, proszę adres, a dokonam tam zwiadu, jeśli tego chcesz - odpowiedziałam kuzynce tonem miękkim, lecz nie przesadnie uśmiechniętym. Sprawa była poważna i uważałam, że tematy tu poruszane były zbyt istotne, aby obnosić się rodzinnym ciepłem, którego i tak przecież wśród nas nie było.
- Brzmi jak miejsce dla mnie - powiedziałam cicho na wspomnienie Drew o forcie oblężonym przez mugoli. - Masz moją różdżkę w tej sprawie. Mogę rozpocząć od zwiadu, przygotować plan terenu, aby łatwiej było nam tam wejść i odbić teren... Będę czekać na rozkazy - nie chciałam rozwodzić się nad planowaniem tej akcji teraz, przysłuchując się dokładnie temu, co jeszcze chciał powiedzieć na temat informacji, które pozyskał.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Mnogość informacji przytłaczała, dlatego też Wren skupiała się jedynie na suchych faktach przedstawianych przez Rycerzy i ich sojuszników; nie wodziła ciekawym spojrzeniem po twarzach, nie doszukiwała się zmian w mimice, nie próbowała odkrywać prywatnych sekretów, nie było na to czasu. Zapomniała nawet o przysmakach i winie zalegających na stole. Kiedy Sigrun wspomniała o szczegółach dotyczących Minsmere, w skośnych oczach zapłonęły na chwilę ogniki wyraźnego zainteresowania. Wypędzenie mugoli, odcięcie ich od żywności, zadośćuczynienie zdradzieckim magom rozpościerającym skrzydła protekcji nad niemagiczną zgrają intruzów - to brzmiało jak coś, w czym Azjatka mogłaby się sprawdzić. - Dołączę do ciebie, jeśli pozwolisz - zwróciła się zatem do Rookwood po krótkiej chwili kontemplacji. Odzew na prezentowaną przez nią kwestię nie wydawał się tak gromki, jak powinien, a szkoda - Wren z chęcią obserwowałaby moce, jakimi władali pozostali zasiadający przy tym stole. - Niewykluczone, że natkniemy się na pułapki zastawione przez szlamich obrońców. Nie podejrzewałabym mugoli o mądrość, ale czarodzieje mogą spodziewać się ataku, są rebeliantami, pewnie zrobili wszystko, by zwiększyć swoje szanse - zastanowiła się na głos. Jej samej brakowało płynnej sprawności w kwestii magicznych zabezpieczeń, liczyła więc, że do wyprawy zgłosi się ktoś biegły na tyle, by ocenić, czy ziemie były spowite mgłą zasadzki, czy można było je plądrować bez troski o nieprzyjemną niespodziankę.
Z uwagą spojrzała później na Augustusa, który zadeklarował, iż wesprze działania w katedrze, której istnienie na wokandzie przedstawiła Deirdre. Dobrze było mieć jego różdżkę, a przede wszystkim i umysł, w jakim kryła się potęga tysiąca informacji przewyższających wiedzę samej Azjatki; skinęła lekko głową, gdy nawiązał do historycznego sposobu wymierzania bzdurnej sprawiedliwości przez mugolskich panów w kaftanach bądź czarnych szatach opatrzonych ciężkimi od krzyży wisiorami. - To zrobiłoby wrażenie - zgodziła się z wizerunkowo bardziej okrzesanym Rookwoodem. - Ważne tylko, by nie zrobić z nich męczenników, nie ryzykowałabym metody z krzyżem. Nie chcemy zainspirować szlam do walki, tylko zmiażdżyć ich morale. Chcieli oczyszczać nas ogniem, powinni teraz poczuć to samo - do czego stosy byłyby miłym akcentem. Drugi ze sposobów zbytecznie kojarzyłby się z ich rzekomo zmartwychwstanym przewodnikiem duchowym, o którym sporo słuchała od swoich mugolskich dziewczątek, choć Wren zorientowała się, że nie zapamiętała tak wiele, jak być może powinna. - Hm, wydaje mi się, że jednak będzie to pewnym ułatwieniem. Przyciągnięcie uwagi właśnie, a za pomocą odpowiedniej historii wzbudzenie sympatii, chęci niesienia pomocy bliźniemu. W miejscu ich kultu nie będą zdolni odmówić mi wsparcia, zarówno duchowego, jak i informacyjnego - odparła na pytanie Deirdre, przekonana, że była w stanie sprostać temu zadaniu. Robiła to już nie raz, ostrożna w dobieraniu masek i przekazywaniu fałszywych kłamstewek sercom złaknionym przekonania o własnym niesieniu dobroci. Chyba było to dla nich fundamentalnym celem egzystencji, czy nie tym sposobem mieli zaskarbić sobie miejsce w zaświatach? - Mogę, rzecz jasna, mieć u swojego boku kogoś bardziej... brytyjskiego. Na przykład męża - zaproponowała, ciekawa, czy któryś z obecnych jegomościów będzie na tyle ciekaw szlamiej kultury, by ruszyć razem z nią na podobny zwiad. Zapamiętaliby orientalną urodę, z pewnością - tyle że następnym razem dojrzeliby ją już podczas samego ataku. - Ale dostosuję się jeśli uważasz inaczej, oczywiście.
Z uwagą spojrzała później na Augustusa, który zadeklarował, iż wesprze działania w katedrze, której istnienie na wokandzie przedstawiła Deirdre. Dobrze było mieć jego różdżkę, a przede wszystkim i umysł, w jakim kryła się potęga tysiąca informacji przewyższających wiedzę samej Azjatki; skinęła lekko głową, gdy nawiązał do historycznego sposobu wymierzania bzdurnej sprawiedliwości przez mugolskich panów w kaftanach bądź czarnych szatach opatrzonych ciężkimi od krzyży wisiorami. - To zrobiłoby wrażenie - zgodziła się z wizerunkowo bardziej okrzesanym Rookwoodem. - Ważne tylko, by nie zrobić z nich męczenników, nie ryzykowałabym metody z krzyżem. Nie chcemy zainspirować szlam do walki, tylko zmiażdżyć ich morale. Chcieli oczyszczać nas ogniem, powinni teraz poczuć to samo - do czego stosy byłyby miłym akcentem. Drugi ze sposobów zbytecznie kojarzyłby się z ich rzekomo zmartwychwstanym przewodnikiem duchowym, o którym sporo słuchała od swoich mugolskich dziewczątek, choć Wren zorientowała się, że nie zapamiętała tak wiele, jak być może powinna. - Hm, wydaje mi się, że jednak będzie to pewnym ułatwieniem. Przyciągnięcie uwagi właśnie, a za pomocą odpowiedniej historii wzbudzenie sympatii, chęci niesienia pomocy bliźniemu. W miejscu ich kultu nie będą zdolni odmówić mi wsparcia, zarówno duchowego, jak i informacyjnego - odparła na pytanie Deirdre, przekonana, że była w stanie sprostać temu zadaniu. Robiła to już nie raz, ostrożna w dobieraniu masek i przekazywaniu fałszywych kłamstewek sercom złaknionym przekonania o własnym niesieniu dobroci. Chyba było to dla nich fundamentalnym celem egzystencji, czy nie tym sposobem mieli zaskarbić sobie miejsce w zaświatach? - Mogę, rzecz jasna, mieć u swojego boku kogoś bardziej... brytyjskiego. Na przykład męża - zaproponowała, ciekawa, czy któryś z obecnych jegomościów będzie na tyle ciekaw szlamiej kultury, by ruszyć razem z nią na podobny zwiad. Zapamiętaliby orientalną urodę, z pewnością - tyle że następnym razem dojrzeliby ją już podczas samego ataku. - Ale dostosuję się jeśli uważasz inaczej, oczywiście.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Kolejne wątki i kolejne plany rzucane były w przestrzeń nad ciężkim stołem z litego drewna, do ustaleń dołączało coraz więcej szczegółów, nazw miejsc i nazwisk, które mogły się okazać kluczowe do osiągnięcia przez nich sukcesu - ten czekał ich niewątpliwie, Bulstrode był tego pewny, chociaż to właśnie odpowiednia organizacja miała im zapewnić działanie w sposób płynny i sprawny. Czas był niezwykle istotny, jak pokazało spotkanie, zadań zakrojonych na szeroką skalę i rozproszonych na dużym obszarze nie brakowało.
Poruszany temat młynów grał na skrytej w jego wnętrzu strunie ekonoma, dostrzegał wyraźnie konieczność nie tylko przejęcia kontroli nad punktem bezpośrednio powiązanym z gromadzeniem zaopatrzenia, ale i ułożenia jego pracy pod własne dyktando, by ich wpływy wciąż się poszerzały, nie tylko za sprawą rozwiązań siłowych, ale i prospołecznych. Podłapał spojrzenie Rity, gdy podawała w wątpliwość kwestię tego, czy grabieżcy będą w stanie skutecznie prowadzić młyn.
- Niestety wątpię, by jedna lekcja podstaw przedsiębiorczości pomogła im posiąść niezbędne umiejętności, jeśli ich zalążków już nie posiadają, lecz jeśli zajdzie potrzeba, mogę oddelegować zarządcę jednego z młynów w Hertfordshire do nadzorowania prac. Gdy nowi dzierżawcy będą gotowi do przejęcia całkowitej kontroli, wycofa się - zaproponował czarownicy, nie dostrzegając możliwości ku temu, by samodzielnie nauczać innych jak mają zarządzać młynem; znał się na jedzeniu produktów mącznych, nie na ich produkcji.
Spojrzał w kierunku Manannana, gdy zadał swe pytanie, a błysk zainteresowania wypełnił tęczówki kapitana. - Mnie również nurtuje ta kwestia, obawiam się jednak, że ilość sprzecznych doniesień w tym temacie nie pozwala mi jednoznacznie określić pierwotnego właściciela artefaktu - odpowiedział nieco rozczarowanym głosem, nie potrafiąc, mimo prób, uzyskać jednej, spójnej wersji.
- Dziękuję za wsparcie, z pewnością okaże się być nieocenione - zwrócił się do Ramseya, gdy ten zaoferował dołączenie do wyprawy poszukiwawczej w ruinach, a następnie przeniósł spojrzenie w stronę Xaviera, by z krótkim uśmiechem rozciągającym usta, skinąć mu głową z wdzięcznością. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego towarzystwa, nawet jeśli nie mogli mieć pewności co do tego, jakie niebezpieczeństwo miało na nich czyhać. - Doskonały pomysł, Xavierze, ja również postaram się poszerzyć moje informacje na ten temat - skwitował z uznaniem, gdy lord Burke zaoferował dodatkowe sprawdzanie historii ruin. - Oto mapa, którą udało mi się pozyskać - dodał, dobywając z wewnętrznej kieszeni szaty zwinięty w rulon pergamin datowany na przeszło trzy wieki wstecz; wciąż był jednak w dobrym stanie. Podał mapę pierw Śmierciożercy, uznając hierarchię organizacji za nadrzędną nad płynącymi z krwi tytułami i licząc na to, że po oględzinach mapa zostanie przekazana drugiemu z mężczyzn, z którymi odbyć planował swą misję.
Wyprostował się na krześle, gdy Rookwood podjęła temat Kentwall Hall i przytaknął zgodnie, gdy zwróciła się bezpośrednio do niego. - Dołączę do was z najwyższą przyjemnością. Krótkie oględziny miejsca z pewnością pozwolą na dobranie najodpowiedniejszej klątwy - przyjął kolejne zadanie, rad z tego, że będzie miał sposobność wykorzystać swe umiejętności w terenie i pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że te go nie zawiodą. Jego współpraca z Sigrun na terenie Staffordshire przebiegała pomyślnie, pomimo kilku drobnych niepowodzeń, dogadywali się bez problemów i stanowili zgrany zespół; zdobywanie i zabezpieczanie sieci tuneli zapowiadało się doprawdy satysfakcjonująco. - Przy założeniu, że nasze przejście tunelami będzie tylko jednokierunkowe, klątwy wydają się być idealnym zabezpieczeniem. W razie ostatecznej konieczności odwrotu, będziemy wiedzieć dokładnie, z czym musimy się zmierzyć i, o ile czas pozwoli, zdejmiemy je, by bezpiecznie się wycofać - dorzucił swe luźne przemyślenia do kwestii, jaką zdroworozsądkowo poruszył Drew, chociaż szczerze liczył na to, że nie spotkają się z koniecznością salwowania się odwrotem. Bulstrode zmarszczył brwi w krótkim wyrazie konsternacji, gdy lord Malfoy, będący zaledwie sojusznikiem, rażąco wyszedł przed szereg i zaczął nakreślać klarującą się z kolejnych wypowiedzi zebranych strategię, jakby była jego własną - strategię, za którą odpowiedzialna miała być Sigrun, znajdująca się u szczytów władzy wewnątrz organizacji. Zacisnął usta w wąską linię, nie komentując tego zdarzenia, choć przez głowę przebiegła mu myśl, że wsparte z ministerialnego ramienia sukcesy w Staffordshire sprawiły, że polityk, nie generał i nie dowódca, za bardzo obrósł w piórka. Że buta sprawiała, że pozostawał obojętny na jasno wyznaczoną hierarchię, którą teraz pogwałcał. Że zaczynał zapominać, że jest zaledwie synem Ministra, a nie samym Ministrem. I że za bardzo uwierzył we własną propagandę, w której Cronus Malfoy był wielkim imperatorem, a nie odpowiednio urodzoną kukiełką w rękach Czarnego Pana, kukiełką mającą tylko tyle i aż tyle władzy, ile dawali mu Rycerze Walpurgii.
Poruszany temat młynów grał na skrytej w jego wnętrzu strunie ekonoma, dostrzegał wyraźnie konieczność nie tylko przejęcia kontroli nad punktem bezpośrednio powiązanym z gromadzeniem zaopatrzenia, ale i ułożenia jego pracy pod własne dyktando, by ich wpływy wciąż się poszerzały, nie tylko za sprawą rozwiązań siłowych, ale i prospołecznych. Podłapał spojrzenie Rity, gdy podawała w wątpliwość kwestię tego, czy grabieżcy będą w stanie skutecznie prowadzić młyn.
- Niestety wątpię, by jedna lekcja podstaw przedsiębiorczości pomogła im posiąść niezbędne umiejętności, jeśli ich zalążków już nie posiadają, lecz jeśli zajdzie potrzeba, mogę oddelegować zarządcę jednego z młynów w Hertfordshire do nadzorowania prac. Gdy nowi dzierżawcy będą gotowi do przejęcia całkowitej kontroli, wycofa się - zaproponował czarownicy, nie dostrzegając możliwości ku temu, by samodzielnie nauczać innych jak mają zarządzać młynem; znał się na jedzeniu produktów mącznych, nie na ich produkcji.
Spojrzał w kierunku Manannana, gdy zadał swe pytanie, a błysk zainteresowania wypełnił tęczówki kapitana. - Mnie również nurtuje ta kwestia, obawiam się jednak, że ilość sprzecznych doniesień w tym temacie nie pozwala mi jednoznacznie określić pierwotnego właściciela artefaktu - odpowiedział nieco rozczarowanym głosem, nie potrafiąc, mimo prób, uzyskać jednej, spójnej wersji.
- Dziękuję za wsparcie, z pewnością okaże się być nieocenione - zwrócił się do Ramseya, gdy ten zaoferował dołączenie do wyprawy poszukiwawczej w ruinach, a następnie przeniósł spojrzenie w stronę Xaviera, by z krótkim uśmiechem rozciągającym usta, skinąć mu głową z wdzięcznością. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego towarzystwa, nawet jeśli nie mogli mieć pewności co do tego, jakie niebezpieczeństwo miało na nich czyhać. - Doskonały pomysł, Xavierze, ja również postaram się poszerzyć moje informacje na ten temat - skwitował z uznaniem, gdy lord Burke zaoferował dodatkowe sprawdzanie historii ruin. - Oto mapa, którą udało mi się pozyskać - dodał, dobywając z wewnętrznej kieszeni szaty zwinięty w rulon pergamin datowany na przeszło trzy wieki wstecz; wciąż był jednak w dobrym stanie. Podał mapę pierw Śmierciożercy, uznając hierarchię organizacji za nadrzędną nad płynącymi z krwi tytułami i licząc na to, że po oględzinach mapa zostanie przekazana drugiemu z mężczyzn, z którymi odbyć planował swą misję.
Wyprostował się na krześle, gdy Rookwood podjęła temat Kentwall Hall i przytaknął zgodnie, gdy zwróciła się bezpośrednio do niego. - Dołączę do was z najwyższą przyjemnością. Krótkie oględziny miejsca z pewnością pozwolą na dobranie najodpowiedniejszej klątwy - przyjął kolejne zadanie, rad z tego, że będzie miał sposobność wykorzystać swe umiejętności w terenie i pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że te go nie zawiodą. Jego współpraca z Sigrun na terenie Staffordshire przebiegała pomyślnie, pomimo kilku drobnych niepowodzeń, dogadywali się bez problemów i stanowili zgrany zespół; zdobywanie i zabezpieczanie sieci tuneli zapowiadało się doprawdy satysfakcjonująco. - Przy założeniu, że nasze przejście tunelami będzie tylko jednokierunkowe, klątwy wydają się być idealnym zabezpieczeniem. W razie ostatecznej konieczności odwrotu, będziemy wiedzieć dokładnie, z czym musimy się zmierzyć i, o ile czas pozwoli, zdejmiemy je, by bezpiecznie się wycofać - dorzucił swe luźne przemyślenia do kwestii, jaką zdroworozsądkowo poruszył Drew, chociaż szczerze liczył na to, że nie spotkają się z koniecznością salwowania się odwrotem. Bulstrode zmarszczył brwi w krótkim wyrazie konsternacji, gdy lord Malfoy, będący zaledwie sojusznikiem, rażąco wyszedł przed szereg i zaczął nakreślać klarującą się z kolejnych wypowiedzi zebranych strategię, jakby była jego własną - strategię, za którą odpowiedzialna miała być Sigrun, znajdująca się u szczytów władzy wewnątrz organizacji. Zacisnął usta w wąską linię, nie komentując tego zdarzenia, choć przez głowę przebiegła mu myśl, że wsparte z ministerialnego ramienia sukcesy w Staffordshire sprawiły, że polityk, nie generał i nie dowódca, za bardzo obrósł w piórka. Że buta sprawiała, że pozostawał obojętny na jasno wyznaczoną hierarchię, którą teraz pogwałcał. Że zaczynał zapominać, że jest zaledwie synem Ministra, a nie samym Ministrem. I że za bardzo uwierzył we własną propagandę, w której Cronus Malfoy był wielkim imperatorem, a nie odpowiednio urodzoną kukiełką w rękach Czarnego Pana, kukiełką mającą tylko tyle i aż tyle władzy, ile dawali mu Rycerze Walpurgii.
- mapa ruin:
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przez większość czasu pozostawała cicha; słowa płynęły, plany tkane w półprzezroczystą sieć wzniosłych zamiarów zdawały się zawisać nad dzielącym ich wszystkich stołem. Bliższe i dalsze akcje, misterne zamiary, przepracowane strategie; przysłuchując się padającym zdaniom i deklaracjom przyłapywała samą siebie na czymś na kształt uznania. Być może nawet nuta podziwu wkradała się w drgające w zadowolonym uśmiechu kąciki ust, kiedy akcja spotykała się z reakcją, pytanie z odpowiedzią, niepewność z działaniem. Jak dobrze naoliwiona maszyna.
Wsłuchiwała się uważniej w część dotyczącą Kentwell Hall, wyobrażając sobie reprezentatywny budynek i wystawny bal kipiący żywotnością we wnętrzach ładnych komnat. Wyobrażała sobie niczego nieświadomą społeczność, która przez lata dokładała kolejne cegły do własnego upadku.
– Chciałabym się tego podjąć. Oficjalnej części – wypowiedziała wprost, kiedy syn Ministra Magii zaczął opowiadać o balu, co lepsze – balu maskowym. Przez moment słuchała jego dalszych słów, które jedynie utwierdzały ją w swoich zamiarach – Bywałam i bywam do tej pory na wydarzeniach tego typu, jednocześnie potrafię odnaleźć się zarówno w szlacheckim jak i...niższym towarzystwie – słowa popłynęło miękko, spokojnie. Przez wiele lat była gościem arystokratycznych bankietów i przyjątek; bywała też wśród czystokrwistej braci, ale mogła równie dobrze odkopać wspomnienia z najgorszych – Choć według ich rozumowania to klasa wyższa, należy pamiętać, że dzieli ją przepaść między tutejszą, czarodziejską arystokracją – całe morza nieporozumień, innych zwyczajów i niezrozumiałych zasad – Choć szanowni lordowie zapewne odznaczają się niebywałym obyciem i manierami, niektóre zachowania tudzież zwyczaje mogą być konfundujące – a na rozproszenie nie mogli sobie pozwolić; nie zbyt prędko kiedy stawka była wysoka, a centrum wszelakich działań miało mieć swoje miejsce już podczas balu. Musieli przemknąć niezauważeni, uznani za swoich.
– Pozory i odpowiednia prezencja są w stanie zaopatrzyć nas w niezbędny czas i możliwości – bo czy tym wszystkim, o czym wspominał Malfoy, skrytobójstwem przykrytym pięknym strojem i perlistymi uśmiechami, nie torowali drogi tym, którzy zamek mieli przejąć od innej strony?
Spojrzenie Dolohov na moment pomknęło po reszcie zgromadzonych, by finalnie osiąść na Corneliusie, który zwrócił się w jej stronę. Pamiętała ich uroczy wieczór w towarzystwie tego ładnego chłoptasia, pamiętała ekscytację, która dudniła w jej głowie i sercu, gdy posuwali się coraz dalej.
– Naturalnie – odpowiedziała niemal od razu – Możesz liczyć na moje wsparcie – dodała, przytakując głową na przypieczętowanie własnych słów.
Wsłuchiwała się uważniej w część dotyczącą Kentwell Hall, wyobrażając sobie reprezentatywny budynek i wystawny bal kipiący żywotnością we wnętrzach ładnych komnat. Wyobrażała sobie niczego nieświadomą społeczność, która przez lata dokładała kolejne cegły do własnego upadku.
– Chciałabym się tego podjąć. Oficjalnej części – wypowiedziała wprost, kiedy syn Ministra Magii zaczął opowiadać o balu, co lepsze – balu maskowym. Przez moment słuchała jego dalszych słów, które jedynie utwierdzały ją w swoich zamiarach – Bywałam i bywam do tej pory na wydarzeniach tego typu, jednocześnie potrafię odnaleźć się zarówno w szlacheckim jak i...niższym towarzystwie – słowa popłynęło miękko, spokojnie. Przez wiele lat była gościem arystokratycznych bankietów i przyjątek; bywała też wśród czystokrwistej braci, ale mogła równie dobrze odkopać wspomnienia z najgorszych – Choć według ich rozumowania to klasa wyższa, należy pamiętać, że dzieli ją przepaść między tutejszą, czarodziejską arystokracją – całe morza nieporozumień, innych zwyczajów i niezrozumiałych zasad – Choć szanowni lordowie zapewne odznaczają się niebywałym obyciem i manierami, niektóre zachowania tudzież zwyczaje mogą być konfundujące – a na rozproszenie nie mogli sobie pozwolić; nie zbyt prędko kiedy stawka była wysoka, a centrum wszelakich działań miało mieć swoje miejsce już podczas balu. Musieli przemknąć niezauważeni, uznani za swoich.
– Pozory i odpowiednia prezencja są w stanie zaopatrzyć nas w niezbędny czas i możliwości – bo czy tym wszystkim, o czym wspominał Malfoy, skrytobójstwem przykrytym pięknym strojem i perlistymi uśmiechami, nie torowali drogi tym, którzy zamek mieli przejąć od innej strony?
Spojrzenie Dolohov na moment pomknęło po reszcie zgromadzonych, by finalnie osiąść na Corneliusie, który zwrócił się w jej stronę. Pamiętała ich uroczy wieczór w towarzystwie tego ładnego chłoptasia, pamiętała ekscytację, która dudniła w jej głowie i sercu, gdy posuwali się coraz dalej.
– Naturalnie – odpowiedziała niemal od razu – Możesz liczyć na moje wsparcie – dodała, przytakując głową na przypieczętowanie własnych słów.
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Skinął głową Xavierowi, kiedy ten z zadowoleniem przyjął zadanie. Kto, jak nie on mógł poradzić sobie z artefaktami, które mogły znajdować się w ruinach. Kto, jak nie Maghnus osobiście mógł przyjrzeć się klątwom, które mogły być nałożone na tamto miejsce — o ich umiejętnościach i wiedzy słyszał, wiedział, że były nie tylko przydatne, ale także nieprzeciętne. Kiedy lord Bulstrode podał mu mapę, uniósł na niego spojrzenie i delikatnie wziął w ręce — pergamin był stary, delikatny, wyraźnie zużyty. Spojrzał na rysunek. Trudno było wymagać od starych map wskazówek i adnotacji. Układ drzew, budynków i ruin był jednak czytelny i wyraźny. Potwierdzenie miejsca, gdyby wyglądało tak samo nie powinno stanowić dla nich trudności.
— Od tamtej pory minęło przeszło trzysta lat, wiele mogło się zmienić — zwrócił jednak uwagę obu mężczyznom, spoglądając na Tristana, Drew, Dierdre i Sigrun, gdyby chcieli obejrzeć pergamin, zamierzał im go podać w pierwszej kolejności, dopiero potem lordowi Burke. Mógł się zmienić układ drzew, otoczenie z pewnością dziś było zarośnięte. Możliwe, że pojawiły się budynki. Zapamiętał znajdujący się przy ruinach symbol krzyża, który widywał wielokrotnie pojawiał się w miejscach pochówku.
Zerknął na Deirdre, kiedy wspomniała o katedrze i zdecydowała się na zaangażowanie w tę wyprawę obu mężczyzn. To był dobry wybór, szczególnie w przypadku Augustusa. Gdyby w miejscu kultu natrafili na jakieś nietypowe zjawiska miał szansę pomóc w rozwiązaniu.
— Nasze siły muszą skoncentrować się także na zamku i forcie. To tam chyba możemy spodziewać się najwięcej osób stawiających opór i szykujących się do ewentualnych interwencji. Z tego, o czym mówicie wygląda na to, że w Bury St. Edmunds nikt raczej się nie spodziewa natarcia. Potrzebne będą świstokliki? — spytał, palcem strzepując popiół papierosa do popielnicy, którą sobie chwilę wcześniej przysunął. Upił łyk wina, a następnie odchylił się ponownie na siedzeniu.— Mam do dyspozycji eliksir kociego wzroku, wieczny płomień i kameleona, eliksir uspokajający i bodajże antidotum na niepowszechne trucizny — tyle pamiętał, fiolek w domu było znacznie więcej, ale nie był w stanie przywołać nazw eliksirów z pamięci; rzadko z nich korzystał — większość w Gwiezdnym Proroku, te jednak musiał zachować do własnego użytku. — A także włókno ze smoczego serca — zerknął wpierw na Drew, a następnie Maghnusa. Oni dwaj najlepiej wiedzieli, jaki zrobić z niego użytek, a wszystko wskazywało na to, że będą tego potrzebować.
— Od tamtej pory minęło przeszło trzysta lat, wiele mogło się zmienić — zwrócił jednak uwagę obu mężczyznom, spoglądając na Tristana, Drew, Dierdre i Sigrun, gdyby chcieli obejrzeć pergamin, zamierzał im go podać w pierwszej kolejności, dopiero potem lordowi Burke. Mógł się zmienić układ drzew, otoczenie z pewnością dziś było zarośnięte. Możliwe, że pojawiły się budynki. Zapamiętał znajdujący się przy ruinach symbol krzyża, który widywał wielokrotnie pojawiał się w miejscach pochówku.
Zerknął na Deirdre, kiedy wspomniała o katedrze i zdecydowała się na zaangażowanie w tę wyprawę obu mężczyzn. To był dobry wybór, szczególnie w przypadku Augustusa. Gdyby w miejscu kultu natrafili na jakieś nietypowe zjawiska miał szansę pomóc w rozwiązaniu.
— Nasze siły muszą skoncentrować się także na zamku i forcie. To tam chyba możemy spodziewać się najwięcej osób stawiających opór i szykujących się do ewentualnych interwencji. Z tego, o czym mówicie wygląda na to, że w Bury St. Edmunds nikt raczej się nie spodziewa natarcia. Potrzebne będą świstokliki? — spytał, palcem strzepując popiół papierosa do popielnicy, którą sobie chwilę wcześniej przysunął. Upił łyk wina, a następnie odchylił się ponownie na siedzeniu.— Mam do dyspozycji eliksir kociego wzroku, wieczny płomień i kameleona, eliksir uspokajający i bodajże antidotum na niepowszechne trucizny — tyle pamiętał, fiolek w domu było znacznie więcej, ale nie był w stanie przywołać nazw eliksirów z pamięci; rzadko z nich korzystał — większość w Gwiezdnym Proroku, te jednak musiał zachować do własnego użytku. — A także włókno ze smoczego serca — zerknął wpierw na Drew, a następnie Maghnusa. Oni dwaj najlepiej wiedzieli, jaki zrobić z niego użytek, a wszystko wskazywało na to, że będą tego potrzebować.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Twierdza Gauntów powinna powrócić w ręce prawowitego właściciela, był nim zaś Czarny Pan, to oczywiste, odkąd ujawnił, że w jego żyłach płynie ta starożytna, niezwykła krew. Krew rodziny wywodzącej się od samego Salazara Slytherina. Polecenie odzyskania rodowego dziedzictwa nie padła wprost od Lorda Voldemorta, lecz jeśli tylko Rycerze Walpurgii weszli w posiadanie podobnych informacji, to ich obowiązkiem było odbicie twierdzy z mugolskich, obrzydliwych rąk. Złość w Sigrun wzbudziła odpowiedź Abraxasa Malfoya. Nie na niego, lecz mugoli, którzy byli na tyle bezczelni, by niszczyć to miejsce i jeszcze wprowadzać tam więcej szlamu, urządzać bale... Usta Rookwood wykrzywiły się w wyrazie niezadowolenia, skinęła jednak głowa, gdy syn Ministra Magii wyraził chęć w całej akcji. Przyda im się dodatkowa różdżka. Tatiana Dolohov także, jeśli mieli wykorzystać środowy bal, o którym wspominał Malfoy.
- Jeśli tak to wygląda, to szturm od frontu będzie zbędny, wejdziecie jako goście - wyrzekła po chwili zastanowienia. - Trzeba się do tego jednak przygotować. Najpierw zajmijmy się tunelami - powiedziała i przeniosła wzrok na lorda Traversa. Obecni "właściciele" mogli rzeczywiście zdawać sobie sprawę z tego, że tunel ten istnieje i mogą również go wykorzystać. Dlatego między innymi od razu zwróciła się do lorda Bulstrode - klątwa wydawała się dobrym pomysłem. - Tunele prowadzące do Norfolk można zabezpieczyć i obłożyć czarna magią od strony Suffolk, jeśli zależy nam, by zablokować możliwość dostania się stamtąd do Norfolk. Wszyscy Rycerze Walpurgii i nasi ludzi zostaną poinformowani o ewentualnej zasadzce - odrzekła na słowa Traversa, marszcząc brwi w zastanowieniu. - Moim zdaniem należy nałożyć pułapki od strony Suffolk, by nie stanowili zagrożenia dla dóbr mieszkańców Norfolk, wiernych Czarnemu Panu, ich wybrzeże należy ochronić - dodała. Wydawało jej się to najrozsądniejsze. - Nie zrezygnujemy jednak z wejścia tunelem do Kentwell Hall. - wyrzekła, kierując znów wzrok na Abraxasa i Tatianę. - Zrobimy to w czasie balu, gdy będą zajęci. Jeśli wybuchnie panika i zdecydują się uciekać tunelami, to... Wpadną w pułapkę. Wasze wsparcie, Maghnusie, Drew, będzie nieocenione - zwróciła się do dwójki zaklinaczy; to oni byli specjalistami od klątw, sadziła, że może na nich liczyć w tej materii. - Należałoby wtedy zamknąć też wyjścia frontowe, by odciąć drogę ucieczki - zaproponowała, patrząc na Malfoya i Dolohov. To nie będzie trudne, mugole nie złamią żadnych zaklęć.
Podczas dyskusji wyniknęło, że będzie im potrzebne sporo eliksirów. Sigrun zaś mogła coś na to poradzić, choć w chwili obecnej jej osobiste zapasy były raczej niewielkie.
- Porozmawiam z moja kuzynka, Revna Bagman, to alchemiczka, handluje też ingrediencjami. Dowiem się co mogłaby dla nas zrobić - powiedziała. Nie obiecywała, liczyła jednak, że młoda krewna jej nie zawiedzie.
Na pytanie o dołączenie do prób przejęcia kontroli nad terenami Minsmere zdecydowała się odpowiedzieć jedynie Wren, sojuszniczka, która najwyraźniej znalazła się pod protekcja Mericourt - znała Chang już wcześniej, nie wiedziała jednak o koligacjach łączących ja ze Śmierciożerczyni. Może były spokrewnione? Niewielu w Wielkiej Brytanii było czarodziejów o wschodnim pochodzeniu.
- Przyda się twoje wsparcie - odpowiedziała na propozycję Chang; dziewczyna była sprytna i bezwzględna; znajdzie dla niej odpowiednie zajęcie.
Gdy głos zajął Ramsey, by zaznaczyć na czym powinni się skupić, Sigrun uchwyciła spojrzenie Tristana.
- Z chęcią wesprę szturm na zamek, Tristanie - zaoferowała się. Decyzję pozostawiła jednak jemu; może gdzie indziej będzie bardziej potrzebna.
- Jeśli tak to wygląda, to szturm od frontu będzie zbędny, wejdziecie jako goście - wyrzekła po chwili zastanowienia. - Trzeba się do tego jednak przygotować. Najpierw zajmijmy się tunelami - powiedziała i przeniosła wzrok na lorda Traversa. Obecni "właściciele" mogli rzeczywiście zdawać sobie sprawę z tego, że tunel ten istnieje i mogą również go wykorzystać. Dlatego między innymi od razu zwróciła się do lorda Bulstrode - klątwa wydawała się dobrym pomysłem. - Tunele prowadzące do Norfolk można zabezpieczyć i obłożyć czarna magią od strony Suffolk, jeśli zależy nam, by zablokować możliwość dostania się stamtąd do Norfolk. Wszyscy Rycerze Walpurgii i nasi ludzi zostaną poinformowani o ewentualnej zasadzce - odrzekła na słowa Traversa, marszcząc brwi w zastanowieniu. - Moim zdaniem należy nałożyć pułapki od strony Suffolk, by nie stanowili zagrożenia dla dóbr mieszkańców Norfolk, wiernych Czarnemu Panu, ich wybrzeże należy ochronić - dodała. Wydawało jej się to najrozsądniejsze. - Nie zrezygnujemy jednak z wejścia tunelem do Kentwell Hall. - wyrzekła, kierując znów wzrok na Abraxasa i Tatianę. - Zrobimy to w czasie balu, gdy będą zajęci. Jeśli wybuchnie panika i zdecydują się uciekać tunelami, to... Wpadną w pułapkę. Wasze wsparcie, Maghnusie, Drew, będzie nieocenione - zwróciła się do dwójki zaklinaczy; to oni byli specjalistami od klątw, sadziła, że może na nich liczyć w tej materii. - Należałoby wtedy zamknąć też wyjścia frontowe, by odciąć drogę ucieczki - zaproponowała, patrząc na Malfoya i Dolohov. To nie będzie trudne, mugole nie złamią żadnych zaklęć.
Podczas dyskusji wyniknęło, że będzie im potrzebne sporo eliksirów. Sigrun zaś mogła coś na to poradzić, choć w chwili obecnej jej osobiste zapasy były raczej niewielkie.
- Porozmawiam z moja kuzynka, Revna Bagman, to alchemiczka, handluje też ingrediencjami. Dowiem się co mogłaby dla nas zrobić - powiedziała. Nie obiecywała, liczyła jednak, że młoda krewna jej nie zawiedzie.
Na pytanie o dołączenie do prób przejęcia kontroli nad terenami Minsmere zdecydowała się odpowiedzieć jedynie Wren, sojuszniczka, która najwyraźniej znalazła się pod protekcja Mericourt - znała Chang już wcześniej, nie wiedziała jednak o koligacjach łączących ja ze Śmierciożerczyni. Może były spokrewnione? Niewielu w Wielkiej Brytanii było czarodziejów o wschodnim pochodzeniu.
- Przyda się twoje wsparcie - odpowiedziała na propozycję Chang; dziewczyna była sprytna i bezwzględna; znajdzie dla niej odpowiednie zajęcie.
Gdy głos zajął Ramsey, by zaznaczyć na czym powinni się skupić, Sigrun uchwyciła spojrzenie Tristana.
- Z chęcią wesprę szturm na zamek, Tristanie - zaoferowała się. Decyzję pozostawiła jednak jemu; może gdzie indziej będzie bardziej potrzebna.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Kwestia muzeum w Ipswich zajmowała go nieco bardziej niż strategiczność innych punktów. Może dlatego, że po zdobytych informacjach był ciekaw, co może znaleźć się w podziemnych korytarzach. Wartość mieszczących się tam przedmiotów interesowała go w dosłownym materialnym znaczeniu, nie zaś dla rodzin, którym odebrano czy dla historii. Mimo to wiedział, że nie przyjdzie mu na tym zarobić. Spojrzał na Drew, kiedy ten zwrócił uwagę na jego słowa. Nie przepadał za działaniem po cichu, ale to miało sens. Cokolwiek znajdowało się w środku, musiało zostać zabrane w stanie nienaruszonym.
- Dowiem się więcej o samym budynku, może kryje jeszcze coś, co pozwoli wejść do wewnątrz bez alarmowania kogokolwiek.- była to opcja, a jeśli nic z tego nie wyjdzie, miał jeszcze parę pomysłów.
Przeniósł swoją uwagę na lorda Burke, kiedy zaoferował swoją pomoc. Dzięki byciu szmuglerem znał się pobieżnie na wielu rzeczach, ale zdecydowanie bardziej wolał polegać na wiedzy kogoś, obeznanego z tematem i w Burke nie wątpił.- Lorda pomoc na pewno się przyda.- odpowiedział pewnie. W dwójkę powinni sobie poradzić, więcej im raczej nie było potrzebne, a przynajmniej miał taką nadzieję. To było tylko muzeum, a on wierzył we własne umiejętności, nawet jeśli potrafiły go zawodzić. Nie zamierzał cofać się wobec potknięć. Lubił osiągać postawione sobie cele, więc tym razem nie miało być inaczej.
Skupił się na moment na Macnairze oraz Deirdre, kiedy podejmowali jeszcze temat muzeum. Oboje mieli rację, ale to nadal nie wydawało się problematyczne.- W takim razie zabezpieczymy wszystkie cenne przedmioty znajdujące się w środku, a później zrówna się to miejsce z ziemią i pogrzebie tam, tych, którzy będą w budynku.- stwierdził, wybierając złoty środek między tym, co usłyszał od dwójki Śmierciożerców.
Zamilkł na dłużej, słuchając z uwagą kolejnych rozmów, tworzonych planów na dalsze działania w obu hrabstwach. Nie wyrywał się chwilowo do brania udziału w przejmowaniu ważniejszych punktów w Suffolk i Warwickshire. Nie mniej planował to, nie zamierzając siedzieć na miejscu.
Kącik jego ust drgnął, kiedy usłyszał wątpliwości Rity i złapał jej spojrzenie, nim odezwał się.
- Dobre kłamstwo, nigdy nie zaszkodzi w próbach zjednania sobie ludzi łasych na prosty zarobek. Wiem, jak ich zainteresować, aby nie przeszkadzali nam, a jeszcze pomogli- stwierdził ze spokojem. Nie uważał siebie za idealnego negocjatora, ale lata pracy i obracania się w podobnym otoczeniu, zmusiły go do posiadania pewnych umiejętności. Nie potrzebował ładnych słówek, a konkretów, przebiegłości i odrobiny szczęścia, jak zawsze. Zastraszanie ich też wchodziło w grę, lecz to wolał pozostawić w ostateczności.- Poradzimy sobie z nimi.- dodał jeszcze, jeśli potrzebowała jego zapewnienia. Opłacenie szabrowników byłoby najłatwiejsze i nie było, co tego ukrywać. Zastanawiało go tylko, jaka byłaby cena lojalności, ale o tym pewnie przekona się już na miejscu.
Zatrzymał błękitne tęczówki na Mericourt, ale zaraz skinął głową.
- Więc jest do twojej dyspozycji.- odpowiedział bez wahania. Skoro miał się tam przydać, nie zamierzał rezygnować.
- Dowiem się więcej o samym budynku, może kryje jeszcze coś, co pozwoli wejść do wewnątrz bez alarmowania kogokolwiek.- była to opcja, a jeśli nic z tego nie wyjdzie, miał jeszcze parę pomysłów.
Przeniósł swoją uwagę na lorda Burke, kiedy zaoferował swoją pomoc. Dzięki byciu szmuglerem znał się pobieżnie na wielu rzeczach, ale zdecydowanie bardziej wolał polegać na wiedzy kogoś, obeznanego z tematem i w Burke nie wątpił.- Lorda pomoc na pewno się przyda.- odpowiedział pewnie. W dwójkę powinni sobie poradzić, więcej im raczej nie było potrzebne, a przynajmniej miał taką nadzieję. To było tylko muzeum, a on wierzył we własne umiejętności, nawet jeśli potrafiły go zawodzić. Nie zamierzał cofać się wobec potknięć. Lubił osiągać postawione sobie cele, więc tym razem nie miało być inaczej.
Skupił się na moment na Macnairze oraz Deirdre, kiedy podejmowali jeszcze temat muzeum. Oboje mieli rację, ale to nadal nie wydawało się problematyczne.- W takim razie zabezpieczymy wszystkie cenne przedmioty znajdujące się w środku, a później zrówna się to miejsce z ziemią i pogrzebie tam, tych, którzy będą w budynku.- stwierdził, wybierając złoty środek między tym, co usłyszał od dwójki Śmierciożerców.
Zamilkł na dłużej, słuchając z uwagą kolejnych rozmów, tworzonych planów na dalsze działania w obu hrabstwach. Nie wyrywał się chwilowo do brania udziału w przejmowaniu ważniejszych punktów w Suffolk i Warwickshire. Nie mniej planował to, nie zamierzając siedzieć na miejscu.
Kącik jego ust drgnął, kiedy usłyszał wątpliwości Rity i złapał jej spojrzenie, nim odezwał się.
- Dobre kłamstwo, nigdy nie zaszkodzi w próbach zjednania sobie ludzi łasych na prosty zarobek. Wiem, jak ich zainteresować, aby nie przeszkadzali nam, a jeszcze pomogli- stwierdził ze spokojem. Nie uważał siebie za idealnego negocjatora, ale lata pracy i obracania się w podobnym otoczeniu, zmusiły go do posiadania pewnych umiejętności. Nie potrzebował ładnych słówek, a konkretów, przebiegłości i odrobiny szczęścia, jak zawsze. Zastraszanie ich też wchodziło w grę, lecz to wolał pozostawić w ostateczności.- Poradzimy sobie z nimi.- dodał jeszcze, jeśli potrzebowała jego zapewnienia. Opłacenie szabrowników byłoby najłatwiejsze i nie było, co tego ukrywać. Zastanawiało go tylko, jaka byłaby cena lojalności, ale o tym pewnie przekona się już na miejscu.
Zatrzymał błękitne tęczówki na Mericourt, ale zaraz skinął głową.
- Więc jest do twojej dyspozycji.- odpowiedział bez wahania. Skoro miał się tam przydać, nie zamierzał rezygnować.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Kolejne deklaracje padały prędko. Przenosił spojrzenie na kolejno zabierających głos czarodziejów, Tatianę, później na Hannibala, na którym zatrzymał wzrok na dłużej, gdy zaoferował się do wsparcia odbicia zamku, skinąwszy głową. Kolejno usłyszał deklarację Cilliana gotowego do pertraktacji, zamyśliwszy się nad dalszymi informacjami o Ipswich. Nie można było zignorować żadnej poszlaki - jedna ominięta zadra mogła przeważyć szalę zwycięstwa lub porażki.
- Zakonserwowane ciała czarodziejów - podjął, wypowiadając tę frazę na głos. Zdawał się, że nikt nie poświęcił temu większej uwagi. Co te parszywe szlamy knuły, usiłowały wykraść im magię? Przeprowadzały badania, eksperymenty? Czy mogli zagrażać czarodziejskiemu światu? - Nasi uzdrowiciele powinni rzucić na to okiem. Być będą w stanie rozczytać ich intencje... lub dociec do wyników, które zdążyli osiągnąć. To nie może zostać w mugolskich rękach, niezależnie od tego, czym to jest. - Czy mogło dać im oręż, sztucznie wyhodowaną magiczną krew? Czy mogło dać im tarczę, chroniąc przed magią? Nie przeceniał nadto mugolskich umysłów, ale wznoszone przez nich miasta wskazywały na to, że niekiedy rekompensowali sobie pomysłowością brak talentu. Mówiąc to, spoglądał na Cilliana, wysyłanie ich na miejsce nie miało pewnie większego sensu, ale przekazanie im znalezisk lub wskazanie drogi do oczyszczonych laboratoriów, o ile te istniały, mogło im przynieść korzyści. Zachary wiedział więcej na temat wydarzeń w Coleshill, w skupieniu zastanawiał się nad tym, co miał do powiedzenia - był pewien, że Shafiq sprosta temu zadaniu, podobnie jak Cornelius, który odezwał się moment później. Travers wyraził swoje potrzeby, tematu lekko podjęła się Sigrun. Informacje Abraxasa na temat samej posiadłości były nader interesujące, przeciągnął wzrok na Śmierciożerczynię, gdy podjęła i ten temat.
Odnotował słowa Elviry, jeśli znał kogoś, kto będzie w stanie trafić do serc tamtejszych dzieci, to była to tylko jego żona.
Słysząc skierowane ku niemu słowa Drew jedynie skinął głową, zostawiając w jego rękach dalsze ustalenia. Istotniejsze było to, co miał do powiedzenia na temat fortu. Wysłuchał go w ciszy.
- Bądźcie ostrożni, przeszukując skarby tych ziem. Ukrytych bogactw jest tutaj zaskakująco wiele. - Nie bez powodu. Skarbiec Kentu znajdował się w jego władaniu, tutejsze zostały rozgrabione. Być może jego myśli były zbyt śmiałe, być może szukał zbyt wiele, ale myśl, że gdzieś pośród precjozów mogły znajdować się wciąż pamiątki po samym Salazarze Slytherinie, roztrwoniony majątek Gauntów, zdała się nagle niezwykle wyraźna. - Należy dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu, co uda się znaleźć - przeniósł spojrzenie na Xaviera i Drew, sądząc, że mogli wiedzieć w tym temacie najwięcej.
- Wystarczy, że odpowiedni człowiek znajdzie się... pod ich opieką. Złoto, które zarobią, powinno zapewnić nam ich lojalność - podjął tematu poruszonego przez Ritę i Magnusa, grabieżcy nie musieli pracować, im wystarczyło, że będą zarabiać, nawet jeśli miało to przypominać haracze. Istniało zresztą duże prawdopodobieństwo, że zorganizowana grupa miała przynajmniej jednego cwaniaka, który rozumiał wagę pieniądza znacznie lepiej, niż można się było spodziewać.
- Do szturmu na zamek potrzebujemy więcej ludzi - podjął, skinąwszy głową Zachary'emu, Hannibalowi, Maghnusowi i Sigrun. - Uderzymy na dwa fronty - mówił dalej, zatrzymując spojrzenie na Sigrun, jej wsparcie przyda się znacznie bardziej, będzie musiała poprowadzić drugi. - Na miejscu zostało zgromadzone mugolskie wojsko, nie wiemy, do czego jest zdolne, ani w jaki sposób będzie się bronić, lecz z pewnością to tam napotkamy najsilniejsze fortyfikacje. Frontowa brama jest pilnie strzeżona, dwie obronne wieże mogą stanowić problem, ale walka pozwoli prześlizgnąć się drugiej grupie bardziej dyskretnym przejściem - i być może dotrzeć do tamtejszych lochów, nim wróg uzna, że woli więźniów martwych, niż oswobodzonych przez nas. - Zatrzymał spojrzenie na Sigrun. Zdoła to zrobić. - My dotrzemy do dowództwa, odcięcie głowy zwykle powala bestię - zakończył, jeszcze nie kierując słów do konkretnych osób; strategię należało dokładnie przeanalizować, również pod kątem umiejętności wszystkich tu zebranych.
- Zakonserwowane ciała czarodziejów - podjął, wypowiadając tę frazę na głos. Zdawał się, że nikt nie poświęcił temu większej uwagi. Co te parszywe szlamy knuły, usiłowały wykraść im magię? Przeprowadzały badania, eksperymenty? Czy mogli zagrażać czarodziejskiemu światu? - Nasi uzdrowiciele powinni rzucić na to okiem. Być będą w stanie rozczytać ich intencje... lub dociec do wyników, które zdążyli osiągnąć. To nie może zostać w mugolskich rękach, niezależnie od tego, czym to jest. - Czy mogło dać im oręż, sztucznie wyhodowaną magiczną krew? Czy mogło dać im tarczę, chroniąc przed magią? Nie przeceniał nadto mugolskich umysłów, ale wznoszone przez nich miasta wskazywały na to, że niekiedy rekompensowali sobie pomysłowością brak talentu. Mówiąc to, spoglądał na Cilliana, wysyłanie ich na miejsce nie miało pewnie większego sensu, ale przekazanie im znalezisk lub wskazanie drogi do oczyszczonych laboratoriów, o ile te istniały, mogło im przynieść korzyści. Zachary wiedział więcej na temat wydarzeń w Coleshill, w skupieniu zastanawiał się nad tym, co miał do powiedzenia - był pewien, że Shafiq sprosta temu zadaniu, podobnie jak Cornelius, który odezwał się moment później. Travers wyraził swoje potrzeby, tematu lekko podjęła się Sigrun. Informacje Abraxasa na temat samej posiadłości były nader interesujące, przeciągnął wzrok na Śmierciożerczynię, gdy podjęła i ten temat.
Odnotował słowa Elviry, jeśli znał kogoś, kto będzie w stanie trafić do serc tamtejszych dzieci, to była to tylko jego żona.
Słysząc skierowane ku niemu słowa Drew jedynie skinął głową, zostawiając w jego rękach dalsze ustalenia. Istotniejsze było to, co miał do powiedzenia na temat fortu. Wysłuchał go w ciszy.
- Bądźcie ostrożni, przeszukując skarby tych ziem. Ukrytych bogactw jest tutaj zaskakująco wiele. - Nie bez powodu. Skarbiec Kentu znajdował się w jego władaniu, tutejsze zostały rozgrabione. Być może jego myśli były zbyt śmiałe, być może szukał zbyt wiele, ale myśl, że gdzieś pośród precjozów mogły znajdować się wciąż pamiątki po samym Salazarze Slytherinie, roztrwoniony majątek Gauntów, zdała się nagle niezwykle wyraźna. - Należy dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu, co uda się znaleźć - przeniósł spojrzenie na Xaviera i Drew, sądząc, że mogli wiedzieć w tym temacie najwięcej.
- Wystarczy, że odpowiedni człowiek znajdzie się... pod ich opieką. Złoto, które zarobią, powinno zapewnić nam ich lojalność - podjął tematu poruszonego przez Ritę i Magnusa, grabieżcy nie musieli pracować, im wystarczyło, że będą zarabiać, nawet jeśli miało to przypominać haracze. Istniało zresztą duże prawdopodobieństwo, że zorganizowana grupa miała przynajmniej jednego cwaniaka, który rozumiał wagę pieniądza znacznie lepiej, niż można się było spodziewać.
- Do szturmu na zamek potrzebujemy więcej ludzi - podjął, skinąwszy głową Zachary'emu, Hannibalowi, Maghnusowi i Sigrun. - Uderzymy na dwa fronty - mówił dalej, zatrzymując spojrzenie na Sigrun, jej wsparcie przyda się znacznie bardziej, będzie musiała poprowadzić drugi. - Na miejscu zostało zgromadzone mugolskie wojsko, nie wiemy, do czego jest zdolne, ani w jaki sposób będzie się bronić, lecz z pewnością to tam napotkamy najsilniejsze fortyfikacje. Frontowa brama jest pilnie strzeżona, dwie obronne wieże mogą stanowić problem, ale walka pozwoli prześlizgnąć się drugiej grupie bardziej dyskretnym przejściem - i być może dotrzeć do tamtejszych lochów, nim wróg uzna, że woli więźniów martwych, niż oswobodzonych przez nas. - Zatrzymał spojrzenie na Sigrun. Zdoła to zrobić. - My dotrzemy do dowództwa, odcięcie głowy zwykle powala bestię - zakończył, jeszcze nie kierując słów do konkretnych osób; strategię należało dokładnie przeanalizować, również pod kątem umiejętności wszystkich tu zebranych.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 02.10.21 15:49, w całości zmieniany 2 razy
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Kolejne informacje, kolejne spostrzeżenia, plany, ustalenia mknęły ponad stołem. Atmosfera z każdą mijającą minutą stawała się coraz bardziej tęższa, a Zachary niezmiennie pozostawał na zajętym miejscu i powoli wiódł wzrokiem o jednej strony do drugiej, śledząc słowa. Nie wszystkim poświęcał tę samą uwagę. Przez zdecydowaną większość czasu milczał podobnie jak wcześniej, analizując i rozważając wszelkie propozycje, z których mógł skorzystać i na których mógł działać. Było ich wystarczająco wielu zaangażowanych, aby nie musiał dzielić uwagi do wszystkich ustaleń. Zajęcie się tymi dotyczącymi go najbardziej było wystarczająco angażujące już z samej perspektywy uzdrowiciela. Sfera ta rozrosła się od prostego obejrzenia ciała, ponownego przeanalizowania raportów sporządzonych przez kogoś innego – otwarcia czystej karty zapisanej własnymi rękoma, nie zaś poleganiem na cudzej wiedzy. Same oględziny mogły zająć długie godziny, choć ledwie zastanawiał się nad potencjalnymi sposobami uśmiercenia czarodzieja w niewidoczny sposób – inny niż klątwa uśmiercająca – którego nie dało się jednoznacznie ustalić przez tak długi czas. On sam z resztą nie poczynił jeszcze żadnych działań; informacje stanowiące plotki znalazły potwierdzenie; zbiegły się z celem dzisiejszego spotkania, gdzie mógł otrzymać wsparcie i zaangażowanie nienoszące śladów jakichkolwiek wątpliwości.
— Nie mamy całego oddziału uzdrowicieli przy tym stole — odparł sucho na słowa Elviry. — Takie zaplecze z pewnością przydałoby się w każdej grupie uderzeniowej, a nie możemy pozwolić sobie na skupianie się na jednym miejscu. Wierzę, że mamy wystarczające umiejętności, by rozdzielić się i spełnić rolę takiego wsparcia samodzielnie, jeśli tylko każdy będzie w posiadaniu odpowiednich eliksirów. — Wyjaśnił szerzej, spodziewając się, że tak Elvira jak i Perseus zrozumieją go bez trudu. Nie mieli aż tyle czasu, by poświęcić go jeszcze na formowanie zaplecza medycznego. Znajomi alchemicy winni wyposażyć każdą grupę w niezbędne specyfiki, a reszta zostałaby w rękach uzdrowiciela. Z resztą Zachary nie wyobrażał sobie, żeby samemu miał zabezpieczać tyły i czekać, marnując nie tylko czas, ale i posiadane umiejętności.
Skinął głową Elvirze oferującej swoje wsparcie i sam sięgnął po kielich, upijając pierwszy, nieduży łyk alkoholu. Zaciskając palce na czaszy, poczuł lekkie, znajome kłucie w paliczkach. To samo, z którym zmagał się od miesięcy, świadomie odkładając kwestie ustalenia przyczyny na później. Istniały znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż bóle stawów i mięśni doraźnie leczone gorącymi kąpielami i okładami.
— Oczywiście, Perseusie. Po oględzinach ciała musimy jeszcze sprawdzić samo Coleshill — potwierdził słowa Blacka, nie zajmując już swoich myśli tym, jakich informacji miało to dostarczyć. Jedyne, czego Zachary potrzebował, to solidne dowody pozwalające wystawić oskarżenie wobec winnego i pociągnąć do reprezentacyjnej odpowiedzialności; tylko przykładem mogli skłonić do myślenia i zastanowienia się nad własnymi poglądami. Zorganizowany szturm na Stafford tylko to potwierdzał. Kolejne miały wzmocnić swój przekaz.
— Jesteśmy w stanie przeprowadzić jakiś rekonesans przed szturmem na zamek? — Zapytał, słowa kierując przede wszystkim do Tristana oraz Sigrun, w ich osobach szukając decyzyjności i zatwierdzenia ewentualnego planu działań. — Bądź w jakikolwiek sposób wykorzystać możliwość ataku z powietrza? — Zastanowił się.
— Nie mamy całego oddziału uzdrowicieli przy tym stole — odparł sucho na słowa Elviry. — Takie zaplecze z pewnością przydałoby się w każdej grupie uderzeniowej, a nie możemy pozwolić sobie na skupianie się na jednym miejscu. Wierzę, że mamy wystarczające umiejętności, by rozdzielić się i spełnić rolę takiego wsparcia samodzielnie, jeśli tylko każdy będzie w posiadaniu odpowiednich eliksirów. — Wyjaśnił szerzej, spodziewając się, że tak Elvira jak i Perseus zrozumieją go bez trudu. Nie mieli aż tyle czasu, by poświęcić go jeszcze na formowanie zaplecza medycznego. Znajomi alchemicy winni wyposażyć każdą grupę w niezbędne specyfiki, a reszta zostałaby w rękach uzdrowiciela. Z resztą Zachary nie wyobrażał sobie, żeby samemu miał zabezpieczać tyły i czekać, marnując nie tylko czas, ale i posiadane umiejętności.
Skinął głową Elvirze oferującej swoje wsparcie i sam sięgnął po kielich, upijając pierwszy, nieduży łyk alkoholu. Zaciskając palce na czaszy, poczuł lekkie, znajome kłucie w paliczkach. To samo, z którym zmagał się od miesięcy, świadomie odkładając kwestie ustalenia przyczyny na później. Istniały znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż bóle stawów i mięśni doraźnie leczone gorącymi kąpielami i okładami.
— Oczywiście, Perseusie. Po oględzinach ciała musimy jeszcze sprawdzić samo Coleshill — potwierdził słowa Blacka, nie zajmując już swoich myśli tym, jakich informacji miało to dostarczyć. Jedyne, czego Zachary potrzebował, to solidne dowody pozwalające wystawić oskarżenie wobec winnego i pociągnąć do reprezentacyjnej odpowiedzialności; tylko przykładem mogli skłonić do myślenia i zastanowienia się nad własnymi poglądami. Zorganizowany szturm na Stafford tylko to potwierdzał. Kolejne miały wzmocnić swój przekaz.
— Jesteśmy w stanie przeprowadzić jakiś rekonesans przed szturmem na zamek? — Zapytał, słowa kierując przede wszystkim do Tristana oraz Sigrun, w ich osobach szukając decyzyjności i zatwierdzenia ewentualnego planu działań. — Bądź w jakikolwiek sposób wykorzystać możliwość ataku z powietrza? — Zastanowił się.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź