Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Cel był prosty i to na nim zamierzałem skupić się podczas tego spotkania i choć umiejętności naszych nowych sojuszników oraz ich informacje były ważne, to liczyłem że wspomną o nich w chwili, kiedy okażą się przydatne w kontekście podboju obu hrabstw. Mimo wszystko skinąłem każdemu głową w chwili, gdy na życzenie Sigrun, której posłałem krótkie spojrzenie, rozwiali wątpliwości, co do własnej tożsamości oraz mocnych stron. Rzecz jasna takowe i tak wyjdą na placu boju lub w równie istotnym wojennym zapleczu.
Wsłuchałem się w słowa Abraxasa oraz Traversa, a także Sigrun, jaka zdawała się być gotowa przejąć pieczę nad podbojem Kentwell Hall. Liczne tunele podziemne mogły zapewnić nam przewagę, ale należało wszystko zaplanować i przewidzieć możliwie wiele opcji, albowiem gdy były w rękach wroga niebezpieczeństwo czyhało również na nas. Wiedziałem, że Rookwood poradzi sobie z zadaniem, dlatego nie odnosiłem się do tej kwestii – była wprawiona w boju, potrafiła poprowadzić ofensywę, co niejednokrotnie już udowodniła. -Ważne, żebyśmy dobierali odpowiednich ludzi do konkretnych zadań. Myślę, że skoordynowane działania oraz ataki zapewnią nam przewagę, albowiem wróg nie będzie mieć szansy się przygotować. Jeśli zaczniemy się rozdrabniać, to zrobimy ukłon w ich stronę i przekażemy cenne dni, a może nawet tygodnie, w których będą mogli wzmocnić strategiczne miejsca. Nie są głupi, zauważając naszą aktywność na tamtych ziemiach zaczną podejrzewać, że obraliśmy je za cel.- zacząłem wodząc wzrokiem po zebranych przy stole.
-Zaoferujmy swoje indywidualne wsparcie tam, gdzie może ona przynieść korzyści. Istotnych punktów, z tego co mówicie, jest wiele i nie wszędzie konieczne jest użycie siły, a umiejętności perswazji, czy szerzenia propagandy- dodałem mając na uwadze zapał Rycerzy, który rzecz jasna doceniałem, lecz musieliśmy działać szybko i sprawnie oraz pamiętać o czającym się wrogu. Nie uda się każdemu z nas być wszędzie.
Cornelius wspomniał o miejscu kultu i choć nie miałem pojęcia o co dokładnie chodziło, to przyglądałem mu się z uwagą. Czyżby mugole na własne życzenie licznie gromadzili się w katedrach i to jeszcze o stałych porach? -Dużo jest takich miejsc, w których się spotykają?- spytałem nie mając żadnego pojęcia o mugolskich zwyczajach oraz tradycjach. Deirdre rozwiała kolejne wątpliwości, była to niezwykle ważna kwestia, iż wiele informacji łączyło się w jedną całość, albowiem zyskiwaliśmy potwierdzenie z większej ilości źródeł. -Czyli rozumiem, że ta cała wiara ma dla nich ogromną wartość? Podobnie jak symbole, o których wspominałaś?- dopytałem Wren, która nie tylko przypominała Deirdre, ale i najwyraźniej została jej uczennicą. Lepiej trafić nie mogła.
Rita miała sporo ciekawych informacji, jak na szpiega przystało. Zapamiętałem wygląd munduru, albowiem to mogło nam się przydać, po czym skupiłem się na kwestii młyna, a konkretniej run, o jakich wspomniała. Byłem ciekaw jakie skarby tam chowali, a tym bardziej czy mogą się nam one przydać lub faktycznie szabrownikom. Należało to jednak zweryfikować. -Pozwolę sobie sprawdzić to osobiście skoro mamy do czynienia z runami. Istnieje możliwość, że nałożyli na skarbiec przekleństwo- dodałem, gdy Tristan zakończył omawianie punktów wspomnianych przez Ritę. Propozycja z właścicielami młyna oraz grabieżcami była słuszna, nie miałem nic do dodania.
Ramsey ostudził nadmierny optymizm, zapewne słusznie, bowiem gdyby ilość mieszkańców w podobnej sytuacji była zatrważająca, to już dawno w hrabstwie wybuchłyby zamieszki. Elvira wniosła jednak wiele – jeśli ktoś potrzebował rzeczy błahej, to mogliśmy mu takową zapewnić, aby przeciągnąć go na swoją korzyść. Jeśli faktycznie tamtejsza ludność głodowała należało podać im pomocą dłoń – rzecz jasna nie z dobroci serca. -Mogą posłużyć różdżką, to też bardzo ważne- nas było zbyt mało, aby mieć wszystkie miasta na oku.
Hannibal mógł zapewnić nam stały dostęp do ingrediencji i szczerze liczyłem, że mu się powiedzie. -Wiesz, czy od dawna tak się dzieje? Wróg mógł już czerpać z tego miejsca korzyści? Należy mieć oczy dookoła głowy, takie miejsce są niezwykle istotne, a zatem dobrze strzeżone- dodałem licząc, że odpowiednie osoby wesprą Rookwooda.
Skinąłem głową na słowa Mathieu, należało zbadać tę kwestię. Mugole nie stanowili większego zagrożenia, ale nie mogliśmy też czuć ich oddechu na karku. -Skoro pałac stoi pusty może warto go przejąć i przekazać ważnej osobie, która okaże się lojalna sprawie? Zapewne doceni ten niewielki gest- zaproponowałem. Ludzie byli przekupni, galeony mieszały im w głowach. -Przywrócenie młyna do pracy z pewnością ułatwi dostępność do pożywienia, którego brak odczuwa wiele osób Xavier miał rację, należało się tym zająć i liczyłem, że zrobi to dobrze. W końcu na brak funduszów narzekać nie mógł.
Umiejętności Perseusa najwyraźniej miały się nam szybko przydać, albowiem miał rację – jeśli potrafił docierać do zakamarków umysłu, to bez trudu wyciągnie z jeńców ważne informacje. Kto wie, czego tam doświadczyli.
W końcu przeniosłem wzrok na kuzyna i uniosłem nieznacznie brwi na wieść, że mugole trzymali części ciał czarodziejów w formalinie. -Najlepiej byłoby to zrobić po cichu, żeby nie zdążyli niczego wynieść. Jeśli rzeczywiście artefakty zbierają od dawien dawna istnieje duża szansa, iż znajdują się tam wartościowe rzeczy i nie możemy pozwolić, aby ponownie je przejęli- odparłem na słowa Cilliana.
O Warwickshire również przyszło nam się sporo dowiedzieć. Podbicie wspomnianej przez Tristana twierdzy wydawało się niezbędne jeśli chcieliśmy przejąć kontrolę nad miastem Warwick i liczyłem, że Rycerze licznie posłużą mu własną różdżką. Sam bym to uczynił, gdyby nie informacje, w których posiadanie udało mi się wejść, a w końcu zamierzaliśmy uderzyć jednocześnie.Ramsey miał rację, blokada od południa może sprawić, że nie będą mieć żadnej szansy ucieczki lub przegrupowania. -Obawiam się, że nawet na trzy miejsca- spojrzałem na Tristana, po czy wyciągnąłem przed siebie mapę. -Dotarłem do informacji, że mugolska flota Wielkiej Brytanii zaczęła kierować się do Landguard Fort w Suffolk. Jest to wojskowa fortyfikacja strzegąca ujścia rzeki Orwell. Gromadzą siły w dużym tempie i jeśli zdecydują się na kontratak, to możemy założyć, że uderzą właśnie stamtąd lub co gorsza zaatakują inne hrabstwa. Przejęcie portu w Ipswitch zapewni im kontrolę nad całym miastem, które bez wątpienia jest istotne, więc uważam, że należy się z nimi rozprawić- wyjaśniłem pokrótce nie wdając się w szczegóły. Takowe zamierzałem omówić już z osobami, które zdecydują się wesprzeć działania w forcie. -Prawdopodobnie wpierają ich czarodzieje popierający Longbottoma- dodałem.
-Przede wszystkim potrzebowałbym kogoś kto wie, co w takim forcie może się znajdować i jakie niespodzianki mogą nas tam czekać. Jestem w posiadaniu mapy, ale z pewnością nie ma na niej wszystkiego. Ponadto potrzebuję gotowości bojowej, to nie będzie działanie z ukrycia, albowiem musimy się ich po prostu pozbyć- chwyciłem w dłoń kielich i upiłem łyk trunku, po czym kontynuowałem.
-Niech każdy z was powie jakie konkretnie wsparcie potrzebuje, aby możliwe bezproblemowo sprawdzić miejsca, informacje, przekonać inne osoby lub przeprowadzić atak- zasugerowałem, albowiem dla mnie należało to załatwić sprawnie, musieliśmy współpracować.
| czas na odpis wtorek 23:59
Wsłuchałem się w słowa Abraxasa oraz Traversa, a także Sigrun, jaka zdawała się być gotowa przejąć pieczę nad podbojem Kentwell Hall. Liczne tunele podziemne mogły zapewnić nam przewagę, ale należało wszystko zaplanować i przewidzieć możliwie wiele opcji, albowiem gdy były w rękach wroga niebezpieczeństwo czyhało również na nas. Wiedziałem, że Rookwood poradzi sobie z zadaniem, dlatego nie odnosiłem się do tej kwestii – była wprawiona w boju, potrafiła poprowadzić ofensywę, co niejednokrotnie już udowodniła. -Ważne, żebyśmy dobierali odpowiednich ludzi do konkretnych zadań. Myślę, że skoordynowane działania oraz ataki zapewnią nam przewagę, albowiem wróg nie będzie mieć szansy się przygotować. Jeśli zaczniemy się rozdrabniać, to zrobimy ukłon w ich stronę i przekażemy cenne dni, a może nawet tygodnie, w których będą mogli wzmocnić strategiczne miejsca. Nie są głupi, zauważając naszą aktywność na tamtych ziemiach zaczną podejrzewać, że obraliśmy je za cel.- zacząłem wodząc wzrokiem po zebranych przy stole.
-Zaoferujmy swoje indywidualne wsparcie tam, gdzie może ona przynieść korzyści. Istotnych punktów, z tego co mówicie, jest wiele i nie wszędzie konieczne jest użycie siły, a umiejętności perswazji, czy szerzenia propagandy- dodałem mając na uwadze zapał Rycerzy, który rzecz jasna doceniałem, lecz musieliśmy działać szybko i sprawnie oraz pamiętać o czającym się wrogu. Nie uda się każdemu z nas być wszędzie.
Cornelius wspomniał o miejscu kultu i choć nie miałem pojęcia o co dokładnie chodziło, to przyglądałem mu się z uwagą. Czyżby mugole na własne życzenie licznie gromadzili się w katedrach i to jeszcze o stałych porach? -Dużo jest takich miejsc, w których się spotykają?- spytałem nie mając żadnego pojęcia o mugolskich zwyczajach oraz tradycjach. Deirdre rozwiała kolejne wątpliwości, była to niezwykle ważna kwestia, iż wiele informacji łączyło się w jedną całość, albowiem zyskiwaliśmy potwierdzenie z większej ilości źródeł. -Czyli rozumiem, że ta cała wiara ma dla nich ogromną wartość? Podobnie jak symbole, o których wspominałaś?- dopytałem Wren, która nie tylko przypominała Deirdre, ale i najwyraźniej została jej uczennicą. Lepiej trafić nie mogła.
Rita miała sporo ciekawych informacji, jak na szpiega przystało. Zapamiętałem wygląd munduru, albowiem to mogło nam się przydać, po czym skupiłem się na kwestii młyna, a konkretniej run, o jakich wspomniała. Byłem ciekaw jakie skarby tam chowali, a tym bardziej czy mogą się nam one przydać lub faktycznie szabrownikom. Należało to jednak zweryfikować. -Pozwolę sobie sprawdzić to osobiście skoro mamy do czynienia z runami. Istnieje możliwość, że nałożyli na skarbiec przekleństwo- dodałem, gdy Tristan zakończył omawianie punktów wspomnianych przez Ritę. Propozycja z właścicielami młyna oraz grabieżcami była słuszna, nie miałem nic do dodania.
Ramsey ostudził nadmierny optymizm, zapewne słusznie, bowiem gdyby ilość mieszkańców w podobnej sytuacji była zatrważająca, to już dawno w hrabstwie wybuchłyby zamieszki. Elvira wniosła jednak wiele – jeśli ktoś potrzebował rzeczy błahej, to mogliśmy mu takową zapewnić, aby przeciągnąć go na swoją korzyść. Jeśli faktycznie tamtejsza ludność głodowała należało podać im pomocą dłoń – rzecz jasna nie z dobroci serca. -Mogą posłużyć różdżką, to też bardzo ważne- nas było zbyt mało, aby mieć wszystkie miasta na oku.
Hannibal mógł zapewnić nam stały dostęp do ingrediencji i szczerze liczyłem, że mu się powiedzie. -Wiesz, czy od dawna tak się dzieje? Wróg mógł już czerpać z tego miejsca korzyści? Należy mieć oczy dookoła głowy, takie miejsce są niezwykle istotne, a zatem dobrze strzeżone- dodałem licząc, że odpowiednie osoby wesprą Rookwooda.
Skinąłem głową na słowa Mathieu, należało zbadać tę kwestię. Mugole nie stanowili większego zagrożenia, ale nie mogliśmy też czuć ich oddechu na karku. -Skoro pałac stoi pusty może warto go przejąć i przekazać ważnej osobie, która okaże się lojalna sprawie? Zapewne doceni ten niewielki gest- zaproponowałem. Ludzie byli przekupni, galeony mieszały im w głowach. -Przywrócenie młyna do pracy z pewnością ułatwi dostępność do pożywienia, którego brak odczuwa wiele osób Xavier miał rację, należało się tym zająć i liczyłem, że zrobi to dobrze. W końcu na brak funduszów narzekać nie mógł.
Umiejętności Perseusa najwyraźniej miały się nam szybko przydać, albowiem miał rację – jeśli potrafił docierać do zakamarków umysłu, to bez trudu wyciągnie z jeńców ważne informacje. Kto wie, czego tam doświadczyli.
W końcu przeniosłem wzrok na kuzyna i uniosłem nieznacznie brwi na wieść, że mugole trzymali części ciał czarodziejów w formalinie. -Najlepiej byłoby to zrobić po cichu, żeby nie zdążyli niczego wynieść. Jeśli rzeczywiście artefakty zbierają od dawien dawna istnieje duża szansa, iż znajdują się tam wartościowe rzeczy i nie możemy pozwolić, aby ponownie je przejęli- odparłem na słowa Cilliana.
O Warwickshire również przyszło nam się sporo dowiedzieć. Podbicie wspomnianej przez Tristana twierdzy wydawało się niezbędne jeśli chcieliśmy przejąć kontrolę nad miastem Warwick i liczyłem, że Rycerze licznie posłużą mu własną różdżką. Sam bym to uczynił, gdyby nie informacje, w których posiadanie udało mi się wejść, a w końcu zamierzaliśmy uderzyć jednocześnie.Ramsey miał rację, blokada od południa może sprawić, że nie będą mieć żadnej szansy ucieczki lub przegrupowania. -Obawiam się, że nawet na trzy miejsca- spojrzałem na Tristana, po czy wyciągnąłem przed siebie mapę. -Dotarłem do informacji, że mugolska flota Wielkiej Brytanii zaczęła kierować się do Landguard Fort w Suffolk. Jest to wojskowa fortyfikacja strzegąca ujścia rzeki Orwell. Gromadzą siły w dużym tempie i jeśli zdecydują się na kontratak, to możemy założyć, że uderzą właśnie stamtąd lub co gorsza zaatakują inne hrabstwa. Przejęcie portu w Ipswitch zapewni im kontrolę nad całym miastem, które bez wątpienia jest istotne, więc uważam, że należy się z nimi rozprawić- wyjaśniłem pokrótce nie wdając się w szczegóły. Takowe zamierzałem omówić już z osobami, które zdecydują się wesprzeć działania w forcie. -Prawdopodobnie wpierają ich czarodzieje popierający Longbottoma- dodałem.
-Przede wszystkim potrzebowałbym kogoś kto wie, co w takim forcie może się znajdować i jakie niespodzianki mogą nas tam czekać. Jestem w posiadaniu mapy, ale z pewnością nie ma na niej wszystkiego. Ponadto potrzebuję gotowości bojowej, to nie będzie działanie z ukrycia, albowiem musimy się ich po prostu pozbyć- chwyciłem w dłoń kielich i upiłem łyk trunku, po czym kontynuowałem.
-Niech każdy z was powie jakie konkretnie wsparcie potrzebuje, aby możliwe bezproblemowo sprawdzić miejsca, informacje, przekonać inne osoby lub przeprowadzić atak- zasugerowałem, albowiem dla mnie należało to załatwić sprawnie, musieliśmy współpracować.
| czas na odpis wtorek 23:59
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Myśli Zachary'ego tkwiły spokojnie, prawie w miejscu, gdy ostatni z przybywających na spotkanie zjawili się. Lekko drgnęły z chwilą ostatniego zamknięcia drzwi do sali, a skupienie obudowane wokół doświadczeń związanych z pogodą wywołującej dodatkowe bóle ciała, tak skrzętnie ignorowanego przez ostatniego miesiące, przesunęło się powoli ku pierwszym słowom przecinających napiętą ciszę. Nieco nieobecny, mętny wzrok odzyskał ostrość oznaczającą dzielenie uwagi. Ogrom stwierdzeń na pierwszy rzut oka wydawał się przytłaczający, a nawet chaotyczny, nie do opanowania, lecz Zachary kolejno pozwalał następnym myślom formować się; układał je na kolejnych miejscach, oddzielał i powoli analizował, starając się uchwycić najważniejszy sens, meritum, które pozwoliłoby mu włączyć się do rozmowy bądź też podzielić własnymi, posiadanymi informacjami. Ich ilość konsekwentnie zwiększała się z każdą kolejną wypowiedzią, nakreślała coraz szerszy zakres działań, które mogli podjąć, a które jednocześnie zdawały się być na tyle rozproszone, iż wykonanie ich wszystkich wydawało się niemożliwe. Dziś jednak stawili się wyjątkowo liczną grupą. Znacznie więcej wiernych idei sylwetek zasiadło przy stole – mogli zatem działać i to nie tylko w kuluarach, ale i na froncie w tym samym czasie.
Nazwa Coleshill, gdy padła, przykuła uwagę Shafiqa od razu. Posiadał informacje o tym miejscu. O morderstwie, o śledztwie, które pragnął przeprowadzić w zaufanym gronie, by móc również wymierzyć sprawiedliwość. Brakowało mu nieco pewności w tym, ile prawdy da się ustalić w tak krótkim czasie.
— W Coleshill dokonano morderstwa — wtrącił w dogodnej chwili. — Denata przywiązano do pręgierza, lecz nie zmarł ani od chłosty, ani od zatrucia. Uważa się, że zamordowany należy do rodziny Levine otwarcie opowiadającej się za naszym porządkiem. Wielokrotnie zapewnili o swojej wierności Czarnemu Panu i należałoby okazać im wdzięczność, sprawców wieszając na pręgierzu. — Wyjaśnił szerzej spokojnym tonem, wzrokiem lekko schodząc ku Elvirze oraz Perseusowi. Nie było z nimi Cassandry i zdawał sobie sprawę, że była pochłonięta innymi zajęciami. Nie wykluczał poproszenia jej o pomoc, lecz przede wszystkim stawiał na tych, którzy byli obecni w Wywernie. — Oględziny ciała pozwolą ustalić przyczynę śmierci. Może nawet wskażą sprawcę. — Dodał krótko, wiedząc, że tego rodzaju informacje nie pokrywały się z zainteresowaniem większości. Liczył ledwie na poczucie oddania sprawiedliwości; oko za oko, jeśli cokolwiek to znaczyło. Potwarz wymierzona w Czarnego Pana musiała zostać ukarana, a hrabstwo zyskać kontrolę ze strony Rycerzy Walpurgii.
— Podejmę się działań na terenie Warwickshire. Być może któryś z jeńców albo sami ludzie z Warwick będą w stanie powiedzieć coś więcej o morderstwie i wskażą potencjalnego sprawę. Jeśli nie w geście dobrej woli, to siłą. — Stwierdził, oferując swoje wsparcie, przez krótką chwilę spoglądając na pozostałych. W milczeniu już zastanawiał się nad potencjalnymi krokami, które mógł podjąć. Świadomie rozważał wszelkie za i przeciw, nie przykładając zbytnio uwagi do tego, co działo się w drugim z hrabstw. Rozproszenie nie służyło realizacji, a wszelkie informacje, które zdobył, prowadziły go do Warwickshire i to tam musiał skoncentrować swoje siły. Na odnalezieniu sprawców morderstwa, na udzieleniu pomocy ofiarom przemocy ze strony mugoli i zdrajców wspierających Longbottoma. Na zamku i jego krętych labiryntach.
— Powinny istnieć jakieś mapy albo plany zamku, czyż nie? — Zapytał, zwracając się do wszystkich. — Jeśli istnieją jakieś tajne przejścia bądź luki, moglibyśmy je wykorzystać w trakcie ataku — Zasugerował powoli, jednocześnie oddając się silnemu zastanowieniu, czy jego sugestia miała rację dłuższej egzystencji, wszak Zachary nie wykluczał, że wszystkie mapy mogły zostać zniszczone, a przejście i słabe punkty w obronie naprawione. Uważał to jednak za sprawę istotną i wartą rozważenia przy planowaniu ataku.
Nazwa Coleshill, gdy padła, przykuła uwagę Shafiqa od razu. Posiadał informacje o tym miejscu. O morderstwie, o śledztwie, które pragnął przeprowadzić w zaufanym gronie, by móc również wymierzyć sprawiedliwość. Brakowało mu nieco pewności w tym, ile prawdy da się ustalić w tak krótkim czasie.
— W Coleshill dokonano morderstwa — wtrącił w dogodnej chwili. — Denata przywiązano do pręgierza, lecz nie zmarł ani od chłosty, ani od zatrucia. Uważa się, że zamordowany należy do rodziny Levine otwarcie opowiadającej się za naszym porządkiem. Wielokrotnie zapewnili o swojej wierności Czarnemu Panu i należałoby okazać im wdzięczność, sprawców wieszając na pręgierzu. — Wyjaśnił szerzej spokojnym tonem, wzrokiem lekko schodząc ku Elvirze oraz Perseusowi. Nie było z nimi Cassandry i zdawał sobie sprawę, że była pochłonięta innymi zajęciami. Nie wykluczał poproszenia jej o pomoc, lecz przede wszystkim stawiał na tych, którzy byli obecni w Wywernie. — Oględziny ciała pozwolą ustalić przyczynę śmierci. Może nawet wskażą sprawcę. — Dodał krótko, wiedząc, że tego rodzaju informacje nie pokrywały się z zainteresowaniem większości. Liczył ledwie na poczucie oddania sprawiedliwości; oko za oko, jeśli cokolwiek to znaczyło. Potwarz wymierzona w Czarnego Pana musiała zostać ukarana, a hrabstwo zyskać kontrolę ze strony Rycerzy Walpurgii.
— Podejmę się działań na terenie Warwickshire. Być może któryś z jeńców albo sami ludzie z Warwick będą w stanie powiedzieć coś więcej o morderstwie i wskażą potencjalnego sprawę. Jeśli nie w geście dobrej woli, to siłą. — Stwierdził, oferując swoje wsparcie, przez krótką chwilę spoglądając na pozostałych. W milczeniu już zastanawiał się nad potencjalnymi krokami, które mógł podjąć. Świadomie rozważał wszelkie za i przeciw, nie przykładając zbytnio uwagi do tego, co działo się w drugim z hrabstw. Rozproszenie nie służyło realizacji, a wszelkie informacje, które zdobył, prowadziły go do Warwickshire i to tam musiał skoncentrować swoje siły. Na odnalezieniu sprawców morderstwa, na udzieleniu pomocy ofiarom przemocy ze strony mugoli i zdrajców wspierających Longbottoma. Na zamku i jego krętych labiryntach.
— Powinny istnieć jakieś mapy albo plany zamku, czyż nie? — Zapytał, zwracając się do wszystkich. — Jeśli istnieją jakieś tajne przejścia bądź luki, moglibyśmy je wykorzystać w trakcie ataku — Zasugerował powoli, jednocześnie oddając się silnemu zastanowieniu, czy jego sugestia miała rację dłuższej egzystencji, wszak Zachary nie wykluczał, że wszystkie mapy mogły zostać zniszczone, a przejście i słabe punkty w obronie naprawione. Uważał to jednak za sprawę istotną i wartą rozważenia przy planowaniu ataku.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wnikliwe spojrzenie podarowane mu przez Śmierciożerczynię nie uszło jego uwadze, siedząc po drugiej stronie ciemnego blatu poczuł je niemal natychmiast – tym razem jednak coś tlącego się w parze oceniających oczu nie pozwoliło mu na posłanie czarownicy rozbawionego uśmiechu; zamiast tego skinął w jej stronę krótko głową, z szacunkiem, nie uciekając wzrokiem, ale też nie udając, że nie dostrzegł poświęconej mu uwagi – chociaż nie znali się osobiście, zdążył już zorientować się, jaką pozycję zajmowała w szeregach Rycerzy Walpurgii. Krótkiej prezentacji dotyczącej jej towarzyszki wysłuchał z ciekawością, choć niezbyt wylewną; moment na swobodne rozpamiętywanie ich niefortunnego spotkania minął, a skupienie Manannana bezpowrotnie przeniosło się już w stronę tematów większej wagi – na tyle, że unoszące się w bocznej sali powietrze zaczęło wydawać mu się od nich ciężkie; chociaż to były jedynie plany, nie mógł pozbyć się wrażenia, że stawał się właśnie częścią czegoś większego – że w niedługim czasie karty historii Suffolku i Warwickshire miały zapisać się nowymi, krwawymi rozdziałami.
– Zajmę się sprawdzeniem i zabezpieczeniem stróżówek przed szturmem – odezwał się niedługo po słowach Sigrun, tym samym potwierdzając wcześniejszą deklarację, powstrzymując jednak póki co tę dotyczącą udziału w marcowym ataku – czekając na wyklarowanie się reszty planów, chcąc zaoferować swoje wsparcie tam, gdzie mogło być najbardziej przydatne. – Kogoś do pomocy w skruszeniu ewentualnego oporu – odpowiedział Tristanowi, unosząc pozbawioną palca dłoń, żeby potrzeć brodę w zamyśleniu; głupotą byłoby uderzać na zamkowe ruiny z założeniem, że będą całkowicie opustoszałe. – I kogoś, kto będzie w stanie nałożyć na te miejsca pułapki. – Tak, żeby po ich odejściu znów nie wypełniły się intruzami; jeśli jedna z grup miała użyć tuneli do przedostania się do dworu, nie mogli natrafić po drodze na żadne nieprzewidziane niespodzianki. Przynajmniej nie na tym etapie.
Wyczuwając na sobie spojrzenie Tristana, odezwał się ponownie. – Southwold i Ipswich dzieli od siebie jakieś czterdzieści mil – sprostował; to nie była duża odległość, ale być może zbyt duża, by rozpatrywać je jako jedno przedsięwzięcie. – W tym drugim zdarzało mi się bywać, o pierwszym wiem niewiele – mogę jednak rozejrzeć się w portach, żeglarze zazwyczaj słyszą i widzą więcej, niż byliby skorzy przyznać, a przy kartach i szklance rumu języki im się rozwiązują – dodał, opuszczając dłoń; pokryte znakami pierścienie stuknęły o blat, dwukrotnie – i bezwiednie, na krótko przenosząc wzrok ku ciemnowłosej kobiecie, która przedstawiła się wcześniej jako Rita.
Słysząc o placu w Coleshill drgnął lekko, jako animag mógł wybrać się tam na zwiady – ale póki co powstrzymał się z otwartą deklaracją, czekając na wypowiedzi pozostałych zgromadzonych przy stole Rycerzy. Podejrzewał, że kwestia podziemnych tuneli i wschodniego wybrzeża mogła okazać się czasochłonna, bał się z kolei zbytnio rozdrabniać swoją uwagę, nie chcąc przez powierzchowność w działaniu popełnić niewybaczalnego błędu; wiedział już z doświadczenia, jak wiele mógłby go – ich – kosztować.
Wysłuchując słów Tatiany sięgnął do kieszeni, wyciągając stamtąd papierośnicę, z której wyłuskał magicznego papierosa; odpalił go dyskretnie, zaciągając się dymem – jego uwagę niedługo później zwróciła jednak wypowiedź Hannibala. Zmarszczył brwi, przez moment zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszał. – Jesteś pewien, że chodzi o port morski? – zapytał, przechylając się do przodu i ponownie opierając łokcie o stół; w jego głosie nie było drwiny, choć przez ułamek sekundy zadrgały tam nuty zabarwione niedowierzaniem. – Jeżeli Hartshill rzeczywiście go posiada, to powinien być znany nie z handlu i przemytu, a z braku dostępu do morza. – Warwickshire leżało wszak w samym środku suchego lądu. – Jeśli cumują tam łodzie, to są to raczej rzeczne barki i promy, większe okręty nie dopłynęłyby tak daleko – żeby uciec w stronę wybrzeża, musiałyby przebyć dziesiątki mil, w takim wypadku łatwiej będzie odciąć im drogę z brzegów niż czekać, aż dotrą do ujścia – na rzece są zakola, które mogłyby być dobrym miejscem do zorganizowania zasadzki – zasugerował, mnąc w ustach spostrzeżenie, że jedyną możliwością na atak od strony morza byłoby zatopienie ziem Parkinsonów; w jakiś sposób czuł, że to nie był dobry moment na żarty.
Odchylił się z powrotem na krześle, w milczeniu paląc dalej papierosa; dostrzegając spojrzenie siedzącego obok niego Mathieu, skinął kuzynowi głową. – Możesz na mnie liczyć – przytaknął, nie miał zamiaru odmówić mu wsparcia. Wzmiankę lorda Burke’a o artefaktach odnotował w pamięci, ale nie odezwał się – jego zainteresowanie tematem nie miało związku z planowanym przejęciem hrabstw, póki co odsunął je więc na bok, żeby znów odwrócić się w stronę Drew – odruchowo spoglądając ku rozłożonej przez niego mapie. Na wspomnienie o mugolskiej flocie otworzył szerzej oczy. – Chcemy uderzyć wyłącznie z lądu? – zapytał, nie wiedząc, czy Macnair miał już jakiś plan, czy ta kwestia póki co pozostawała otwarta. – Zdarzało mi się krzyżować ogień z mugolskimi okrętami. W zależności od tego, jak liczna jest ich flota, atak od strony ujścia rzeki mógłby zasiać chaos w ich szeregach albo przynajmniej odwrócić ich uwagę. Obstawiam też, że do fortu musi istnieć jakieś wejście od strony portu – dodał, wyjaśniając niejako skąd brało się jego zainteresowanie tematem. – Przy okazji zwiadu w Ipswich mogę przelecieć nad fortem – sprawdzić, na ile jego mapa jest aktualna, przynajmniej od zewnątrz. – Sokół wędrowny przemieszczający się w pobliżu morskiego wybrzeża nie powinien wzbudzić niczyich podejrzeń, a on już i tak zadeklarował sprawdzenie okolicy portu. – Jeśli chodzi o atak – macie moją różdżkę, jestem biegły głównie w transmutacji – dodał, zgodnie z poleceniem Sigrun uzupełniając informacje na swój temat. – Oferuję również swój okręt, jeśli zadecydujesz o uderzeniu od strony morza – zakończył, decyzja rzecz jasna należała do dowodzącego atakiem – zarówno jeśli chodziło o strategię, jak i jego własny w nim udział.
– Zajmę się sprawdzeniem i zabezpieczeniem stróżówek przed szturmem – odezwał się niedługo po słowach Sigrun, tym samym potwierdzając wcześniejszą deklarację, powstrzymując jednak póki co tę dotyczącą udziału w marcowym ataku – czekając na wyklarowanie się reszty planów, chcąc zaoferować swoje wsparcie tam, gdzie mogło być najbardziej przydatne. – Kogoś do pomocy w skruszeniu ewentualnego oporu – odpowiedział Tristanowi, unosząc pozbawioną palca dłoń, żeby potrzeć brodę w zamyśleniu; głupotą byłoby uderzać na zamkowe ruiny z założeniem, że będą całkowicie opustoszałe. – I kogoś, kto będzie w stanie nałożyć na te miejsca pułapki. – Tak, żeby po ich odejściu znów nie wypełniły się intruzami; jeśli jedna z grup miała użyć tuneli do przedostania się do dworu, nie mogli natrafić po drodze na żadne nieprzewidziane niespodzianki. Przynajmniej nie na tym etapie.
Wyczuwając na sobie spojrzenie Tristana, odezwał się ponownie. – Southwold i Ipswich dzieli od siebie jakieś czterdzieści mil – sprostował; to nie była duża odległość, ale być może zbyt duża, by rozpatrywać je jako jedno przedsięwzięcie. – W tym drugim zdarzało mi się bywać, o pierwszym wiem niewiele – mogę jednak rozejrzeć się w portach, żeglarze zazwyczaj słyszą i widzą więcej, niż byliby skorzy przyznać, a przy kartach i szklance rumu języki im się rozwiązują – dodał, opuszczając dłoń; pokryte znakami pierścienie stuknęły o blat, dwukrotnie – i bezwiednie, na krótko przenosząc wzrok ku ciemnowłosej kobiecie, która przedstawiła się wcześniej jako Rita.
Słysząc o placu w Coleshill drgnął lekko, jako animag mógł wybrać się tam na zwiady – ale póki co powstrzymał się z otwartą deklaracją, czekając na wypowiedzi pozostałych zgromadzonych przy stole Rycerzy. Podejrzewał, że kwestia podziemnych tuneli i wschodniego wybrzeża mogła okazać się czasochłonna, bał się z kolei zbytnio rozdrabniać swoją uwagę, nie chcąc przez powierzchowność w działaniu popełnić niewybaczalnego błędu; wiedział już z doświadczenia, jak wiele mógłby go – ich – kosztować.
Wysłuchując słów Tatiany sięgnął do kieszeni, wyciągając stamtąd papierośnicę, z której wyłuskał magicznego papierosa; odpalił go dyskretnie, zaciągając się dymem – jego uwagę niedługo później zwróciła jednak wypowiedź Hannibala. Zmarszczył brwi, przez moment zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszał. – Jesteś pewien, że chodzi o port morski? – zapytał, przechylając się do przodu i ponownie opierając łokcie o stół; w jego głosie nie było drwiny, choć przez ułamek sekundy zadrgały tam nuty zabarwione niedowierzaniem. – Jeżeli Hartshill rzeczywiście go posiada, to powinien być znany nie z handlu i przemytu, a z braku dostępu do morza. – Warwickshire leżało wszak w samym środku suchego lądu. – Jeśli cumują tam łodzie, to są to raczej rzeczne barki i promy, większe okręty nie dopłynęłyby tak daleko – żeby uciec w stronę wybrzeża, musiałyby przebyć dziesiątki mil, w takim wypadku łatwiej będzie odciąć im drogę z brzegów niż czekać, aż dotrą do ujścia – na rzece są zakola, które mogłyby być dobrym miejscem do zorganizowania zasadzki – zasugerował, mnąc w ustach spostrzeżenie, że jedyną możliwością na atak od strony morza byłoby zatopienie ziem Parkinsonów; w jakiś sposób czuł, że to nie był dobry moment na żarty.
Odchylił się z powrotem na krześle, w milczeniu paląc dalej papierosa; dostrzegając spojrzenie siedzącego obok niego Mathieu, skinął kuzynowi głową. – Możesz na mnie liczyć – przytaknął, nie miał zamiaru odmówić mu wsparcia. Wzmiankę lorda Burke’a o artefaktach odnotował w pamięci, ale nie odezwał się – jego zainteresowanie tematem nie miało związku z planowanym przejęciem hrabstw, póki co odsunął je więc na bok, żeby znów odwrócić się w stronę Drew – odruchowo spoglądając ku rozłożonej przez niego mapie. Na wspomnienie o mugolskiej flocie otworzył szerzej oczy. – Chcemy uderzyć wyłącznie z lądu? – zapytał, nie wiedząc, czy Macnair miał już jakiś plan, czy ta kwestia póki co pozostawała otwarta. – Zdarzało mi się krzyżować ogień z mugolskimi okrętami. W zależności od tego, jak liczna jest ich flota, atak od strony ujścia rzeki mógłby zasiać chaos w ich szeregach albo przynajmniej odwrócić ich uwagę. Obstawiam też, że do fortu musi istnieć jakieś wejście od strony portu – dodał, wyjaśniając niejako skąd brało się jego zainteresowanie tematem. – Przy okazji zwiadu w Ipswich mogę przelecieć nad fortem – sprawdzić, na ile jego mapa jest aktualna, przynajmniej od zewnątrz. – Sokół wędrowny przemieszczający się w pobliżu morskiego wybrzeża nie powinien wzbudzić niczyich podejrzeń, a on już i tak zadeklarował sprawdzenie okolicy portu. – Jeśli chodzi o atak – macie moją różdżkę, jestem biegły głównie w transmutacji – dodał, zgodnie z poleceniem Sigrun uzupełniając informacje na swój temat. – Oferuję również swój okręt, jeśli zadecydujesz o uderzeniu od strony morza – zakończył, decyzja rzecz jasna należała do dowodzącego atakiem – zarówno jeśli chodziło o strategię, jak i jego własny w nim udział.
some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Gdy Sigrun Rookwood poprosiła o przedstawienie się, spełnił jej prośbę gdy znów miał okazję do zabrania głosu. Przywitawszy się na początku spotkania podał co prawda swoje imię i nazwisko, ale faktycznie - nie znał jeszcze wszystkich przy tym stole, a nie wszyscy - szczególnie spośród sojuszników - znali jego oraz jego talenty.
-Dla tych, których nie miałem okazji poznać - pracuję jako Rzecznik Ministerstwa Magii, zawsze możecie skontaktować się ze mną w sprawie informacji, które należałoby rozpropagować w Wielkiej Brytanii - czy to nowy list gończy, czy mugolska zbrodnia, o której powinien napisać "Walczący Mag." - zawiesił na chwilę spojrzenie na lordzie Shafiq, usłyszawszy o bestialskiej karze pręgierza. Ciekawsze od stosów! -Przede wszystkim, możecie również kontaktować się ze mną, gdy trzeba kogoś przesłuchać. Jestem legilimentą i wierzę w skuteczność, przydatność i konieczność używania tej metody, gdy przesłuchiwani uparcie milczą, albo gdy podejrzewacie kłamstwa. Właściwie, przy każdym ważniejszym więźniu podejrzewałbym kłamstwa. - wzruszył lekko ramionami, legilimencja bywała męcząca, ale cenił ją zbyt mocno by się ograniczać. Powstrzymał odruch zerknięcia na Deirdre, gdy mówił o tym, że od każdego można spodziewać się kłamstwa, dawne urazy zostawił wszak za sobą - podchwycił za to spojrzenia Wren, lorda Bulstrode i lorda Traversa, którym miał okazję pomagać zarówno w niedawnej, jak i w dalekiej przeszłości.
-Tych miejsc jest dość dużo, zwane są kościołami, ale niektóre są ważniejsze od innych. Katedra w St. Bury's zdaje się należy właśnie do takich, skoro ma inną nazwę, szczególnie jeśli są w niej... cenne artefakty. - odpowiedział na pytanie Drew, odnosząc się również do słów Deirdre. -Skoro to ważne miejsce i zniszczenie go uderzy w morale społeczności, można je zniszczyć, ale zarazem musimy działać politycznie. Baron Ipswich został już wspomniany w naszej rozmowie kilkakrotnie, chciałbym przesłuchać zarówno jego, jak i burmistrza St. Bury's i dowiedzieć się więcej o mugolskim ruchu oporu. Anonimowa śmierć w gruzach jest zaś zmarnowaną okazją propagandową, prowodyrzy przemocy wobec czarodziejów powinni zostać ukarani pokazowo. - przypomniał, z początku jak echo powtarzając słowa lorda Rosier, ale dodając również sugestię od siebie. Uśmiechnął się lekko do Tatiany, skinieniem głowy przyjmując jej propozycję. Poradzi sobie z przesłuchaniem, ale jej towarzystwo będzie miłą motywacją - a poza tym przekonał się już przy lekcji z pojmanym mugolem, że lodowaty uśmiech panny Dolohov wytrącał przesłuchiwanych z równowagi równie mocno, jak ból legilimencji.
-Potrafię nakładać pułapki bazujące na dziedzinie uroków. - zadeklarował, gdy lord Travers szukał chętnych do pomocy.
-Dla tych, których nie miałem okazji poznać - pracuję jako Rzecznik Ministerstwa Magii, zawsze możecie skontaktować się ze mną w sprawie informacji, które należałoby rozpropagować w Wielkiej Brytanii - czy to nowy list gończy, czy mugolska zbrodnia, o której powinien napisać "Walczący Mag." - zawiesił na chwilę spojrzenie na lordzie Shafiq, usłyszawszy o bestialskiej karze pręgierza. Ciekawsze od stosów! -Przede wszystkim, możecie również kontaktować się ze mną, gdy trzeba kogoś przesłuchać. Jestem legilimentą i wierzę w skuteczność, przydatność i konieczność używania tej metody, gdy przesłuchiwani uparcie milczą, albo gdy podejrzewacie kłamstwa. Właściwie, przy każdym ważniejszym więźniu podejrzewałbym kłamstwa. - wzruszył lekko ramionami, legilimencja bywała męcząca, ale cenił ją zbyt mocno by się ograniczać. Powstrzymał odruch zerknięcia na Deirdre, gdy mówił o tym, że od każdego można spodziewać się kłamstwa, dawne urazy zostawił wszak za sobą - podchwycił za to spojrzenia Wren, lorda Bulstrode i lorda Traversa, którym miał okazję pomagać zarówno w niedawnej, jak i w dalekiej przeszłości.
-Tych miejsc jest dość dużo, zwane są kościołami, ale niektóre są ważniejsze od innych. Katedra w St. Bury's zdaje się należy właśnie do takich, skoro ma inną nazwę, szczególnie jeśli są w niej... cenne artefakty. - odpowiedział na pytanie Drew, odnosząc się również do słów Deirdre. -Skoro to ważne miejsce i zniszczenie go uderzy w morale społeczności, można je zniszczyć, ale zarazem musimy działać politycznie. Baron Ipswich został już wspomniany w naszej rozmowie kilkakrotnie, chciałbym przesłuchać zarówno jego, jak i burmistrza St. Bury's i dowiedzieć się więcej o mugolskim ruchu oporu. Anonimowa śmierć w gruzach jest zaś zmarnowaną okazją propagandową, prowodyrzy przemocy wobec czarodziejów powinni zostać ukarani pokazowo. - przypomniał, z początku jak echo powtarzając słowa lorda Rosier, ale dodając również sugestię od siebie. Uśmiechnął się lekko do Tatiany, skinieniem głowy przyjmując jej propozycję. Poradzi sobie z przesłuchaniem, ale jej towarzystwo będzie miłą motywacją - a poza tym przekonał się już przy lekcji z pojmanym mugolem, że lodowaty uśmiech panny Dolohov wytrącał przesłuchiwanych z równowagi równie mocno, jak ból legilimencji.
-Potrafię nakładać pułapki bazujące na dziedzinie uroków. - zadeklarował, gdy lord Travers szukał chętnych do pomocy.
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszyscy mieli bardzo wiele, bardzo przydatnych wiadomości. Wszystkie te informacje należało sprawdzić dokładnie i jak najbardziej wykorzystać. Oczywiście, nie można było działać bez uprzedniego zaplanowania, to mogłoby być bardzo zgubne dla nich wszystkich. Dobrze przemyślany plan był kluczem do zwycięstwa.
Zdecydowanie kwestia odbicia z rąk przeklętych mugoli posiadłości Gauntów była rzeczą oczywistą. Należało się tym zając i oddać we władanie prawowitemu właścicielowi, jedynemu Czarnemu Panu. Informacje, które przekazała Elvira były również ciekawe, Xavier znał się na Nokturnie, więc jeśli wspomniana przez kobietę ulica, chociaż trochę przypominała tą z Londynu, nie powinien mieć problemów z dogadaniem się z tamtejszymi mieszkańcami, tak jak nigdy nie miał problemu z mieszkańcami Nokturnu.
- Elviro, jeśli byłabyś mi w stanie przekazać potem informacje odnośnie tej ulicy z chęcią się tam udam i sprawdzę jak się tam sprawy dokładnie mają oraz co możemy zrobić. – odparł uprzejmie skinając głową w kierunku blondynki.
Jego największe zainteresowanie jednak zdobyły informacje przekazane przez Cilliana. Magiczne artefakty zbierane i przechowywane przez mugoli. Aż w nim zawrzało. Jak ktoś mógł działać tak nieodpowiedzialnie? Miał nadzieję, że chociaż na niektóre z niech zostay rzucone klątwy i duża ilośc mugoli przez to zginęła.
- Możesz liczyć na mnie jeśli chodzi o odzyskiwanie artefaktów. Z przyjemnością pomogę w ich odzyskiwaniu, a potem je dokładnie zbadam, być może znajdą się wśród nich takie, które będą mogły pomóc w naszej sprawie. – odezwał się patrząc pewnie na Cilliana.
Zapisywał wszystko dokładnie, ale tylko to co należało do jego kręgu zainteresowań. Co prawda nie podejrzewał, aby jego notatnik kiedykolwiek mógł trafić w niepowołane ręce, ale jednak wolał aby szczegóły ich planów się w nim nie znalazły. Naturalnie zabezpieczył go odpowiednio, bo miał w nim wiele, różnych informacji.
Słysząc słowa Drew odnośnie młyna, o którym wspominał wcześniej pokiwał głową.
- Zajmę się tym osobiście. – odparł jakby potwierdzając swoją wcześniejszą deklaracje odnośnie sprawdzenia i dokładnego przyjrzenia się sprawie niedziałającego młyna.
Już nawet w głowie rodził mu się powoli plan jak tego dokona, ale na jego dłuższe rozpatrywanie i doskonalenie postanowił poświęcić czas kiedy będzie już w domu. Teraz należało się skupić na tym co było mówione tu i teraz.
Zdecydowanie kwestia odbicia z rąk przeklętych mugoli posiadłości Gauntów była rzeczą oczywistą. Należało się tym zając i oddać we władanie prawowitemu właścicielowi, jedynemu Czarnemu Panu. Informacje, które przekazała Elvira były również ciekawe, Xavier znał się na Nokturnie, więc jeśli wspomniana przez kobietę ulica, chociaż trochę przypominała tą z Londynu, nie powinien mieć problemów z dogadaniem się z tamtejszymi mieszkańcami, tak jak nigdy nie miał problemu z mieszkańcami Nokturnu.
- Elviro, jeśli byłabyś mi w stanie przekazać potem informacje odnośnie tej ulicy z chęcią się tam udam i sprawdzę jak się tam sprawy dokładnie mają oraz co możemy zrobić. – odparł uprzejmie skinając głową w kierunku blondynki.
Jego największe zainteresowanie jednak zdobyły informacje przekazane przez Cilliana. Magiczne artefakty zbierane i przechowywane przez mugoli. Aż w nim zawrzało. Jak ktoś mógł działać tak nieodpowiedzialnie? Miał nadzieję, że chociaż na niektóre z niech zostay rzucone klątwy i duża ilośc mugoli przez to zginęła.
- Możesz liczyć na mnie jeśli chodzi o odzyskiwanie artefaktów. Z przyjemnością pomogę w ich odzyskiwaniu, a potem je dokładnie zbadam, być może znajdą się wśród nich takie, które będą mogły pomóc w naszej sprawie. – odezwał się patrząc pewnie na Cilliana.
Zapisywał wszystko dokładnie, ale tylko to co należało do jego kręgu zainteresowań. Co prawda nie podejrzewał, aby jego notatnik kiedykolwiek mógł trafić w niepowołane ręce, ale jednak wolał aby szczegóły ich planów się w nim nie znalazły. Naturalnie zabezpieczył go odpowiednio, bo miał w nim wiele, różnych informacji.
Słysząc słowa Drew odnośnie młyna, o którym wspominał wcześniej pokiwał głową.
- Zajmę się tym osobiście. – odparł jakby potwierdzając swoją wcześniejszą deklaracje odnośnie sprawdzenia i dokładnego przyjrzenia się sprawie niedziałającego młyna.
Już nawet w głowie rodził mu się powoli plan jak tego dokona, ale na jego dłuższe rozpatrywanie i doskonalenie postanowił poświęcić czas kiedy będzie już w domu. Teraz należało się skupić na tym co było mówione tu i teraz.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Dopiero wsłuchując się w sprawozdania pozostałych Rycerzy i sojuszników Elvira zrozumiała w pełni jak rozległą i wymagającą misję postawił przed nimi Czarny Pan. Żaden domysł nie skonfrontowałby ją z tą świadomością tak dobitnie jak szereg padających nazwisk, miejscowości i strategicznych budowli. Zmarszczyła lekko jasne brwi, w skupieniu zastanawiając się nad tym, w ilu akcjach powinna wziąć udział - gdzie przyda się najbardziej, a gdzie jej obecność będzie zawadą. Uśmiechnęła się sucho do Ramseya, gdy doprecyzował jej słowa, ale w uśmiechu tym więcej było znużenia niż niechęci. Zapewne bowiem miał rację, jakkolwiek nie wolałaby, aby opowiadających się za nimi czarodziejów było na tych ziemiach więcej. Wyprostowała nieco plecy, gdy Deirdre przedstawiła Wren. Jakich działań podejmowała się Chang przed Staffordshire? Była zła, że nic o tym nie wie, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie odezwała się słowem na tę prezentację, kiwając tylko głową i obserwując Wren z taką samą rezerwą jak każdego innego młodego sojusznika. Jakby nie znała jej zbyt dobrze, jakby zachowywała słuszną nieufność.
Uśmiechnęła się podle, kiedy temat zszedł na mugolskie wierzenia i przesądy, na pozbawione znaczenia relikwie i sylwetki duchowych przewodników. Odchyliła się nieco na krześle, po chwili zastanowienia odpowiadając mrukliwym głosem:
- Pomogę - Myśl o bezczeszczeniu tego, co dla brudu najważniejsze napawała ją specyficzną satysfakcją. Zerknęła ukradkiem na Drew, potem skierowała spojrzenie na Corneliusa. - Wobec mugoli nie musimy zachowywać politycznej taktyki, zależy nam na uznaniu czarodziejów, na ich zaufaniu i oddaniu. Niszczenie symboli, które mają znaczenie wyłącznie dla jednej strony, nie powinno obejść naszych pobratymców. A jeśli obejdzie... - Uniosła brew i wzruszyła ramieniem, podsumowując wszystko, co miała na ten temat do powiedzenia. - Jeżeli odbierzemy mugolom nadzieję, nie zostanie im wiele więcej. Podejmę się tego, dołączę do grupy, która ruszy na kościoły.
A to, rzecz jasna, był dopiero wstęp. Mile połechtało jej ego, że informacje, które zdobyła na temat ulicy w Warwick wzbudziły zainteresowanie. Wysłuchała w milczeniu tego, co mieli do powiedzenia Ramsey, Drew oraz Tristan, a potem pospieszyła z rozwianiem ich wątpliwości.
- Z moich informacji wynika, że to czarodzieje po przejściach, zamknięta społeczność, trzymającą się razem, żeby przetrwać. Na pewno znajdują się tam czarodzieje biegli w sztukach, od uzdrowicielstwa po czarną magię, ale ich możliwości finansowe są boleśnie ograniczone. - Oplotła palce wokół nóżki swojego kielicha, jakby chciała go unieść, jeszcze tego jednak nie zrobiła. - Będą potrzebne eliksiry i pieniądze - Zgodziła się. - Ale nie tylko. W serca ojców i braci wkradniemy się też przez dzieci, potrzebne im są ubrania, jedzenie dobrej jakości, które ciężko teraz dostać nawet mając dość złota - Przesunęła paznokciem po dolnej wardze. - Ktokolwiek może udać się ze mną, niech to zrobi. Zaopiekuję się ich chorymi, a przynajmniej tymi, którymi przez brak środków nie mogą zająć się sami. - Uśmiechnęła się nieznacznie i skinęła głową Xavierowi Burke'owi. Tacy ludzie, ludzie wpływowi, byli jej potrzebni. - Oczywiście, lordzie.
Przygryzła wargę, przez długi czas milcząc, kiedy omawiano zabezpieczenia oraz plan ataku na zamek.
- Jeżeli do szturmu wyjdzie was tak wielu, mogę dołączyć do zaplecza medycznego. Będziemy za wami podążać w tyle frontu, zabezpieczać wasze życia - wtrąciła, przechylając głowę w kierunku Perseusa, który jako pierwszy wystąpił z inicjatywą. Słuszną poniekąd, czekało ich wszak wiele pojedynków, wiele rzezi, które trzeba będzie stoczyć. Błękitne spojrzenie błyskawicznie skierowała też na Zachary'ego, kiedy wspomniał o oględzinach ciała. Och, to dopiero była robota dla niej. - Oględzinami ciał zajmuję się zawodowo od lipca, dołączę do ciebie. Jestem przekonana, że razem wyciągniemy z tych zwłok wszelkie informacje, jakie mogą skrywać - Wreszcie uniosła kielich, wskazując nim subtelnie w stronę Shafiqa, w niemym geście toastu.
Z każdą chwilą ich cele rozkosznie się klarowały.
Uśmiechnęła się podle, kiedy temat zszedł na mugolskie wierzenia i przesądy, na pozbawione znaczenia relikwie i sylwetki duchowych przewodników. Odchyliła się nieco na krześle, po chwili zastanowienia odpowiadając mrukliwym głosem:
- Pomogę - Myśl o bezczeszczeniu tego, co dla brudu najważniejsze napawała ją specyficzną satysfakcją. Zerknęła ukradkiem na Drew, potem skierowała spojrzenie na Corneliusa. - Wobec mugoli nie musimy zachowywać politycznej taktyki, zależy nam na uznaniu czarodziejów, na ich zaufaniu i oddaniu. Niszczenie symboli, które mają znaczenie wyłącznie dla jednej strony, nie powinno obejść naszych pobratymców. A jeśli obejdzie... - Uniosła brew i wzruszyła ramieniem, podsumowując wszystko, co miała na ten temat do powiedzenia. - Jeżeli odbierzemy mugolom nadzieję, nie zostanie im wiele więcej. Podejmę się tego, dołączę do grupy, która ruszy na kościoły.
A to, rzecz jasna, był dopiero wstęp. Mile połechtało jej ego, że informacje, które zdobyła na temat ulicy w Warwick wzbudziły zainteresowanie. Wysłuchała w milczeniu tego, co mieli do powiedzenia Ramsey, Drew oraz Tristan, a potem pospieszyła z rozwianiem ich wątpliwości.
- Z moich informacji wynika, że to czarodzieje po przejściach, zamknięta społeczność, trzymającą się razem, żeby przetrwać. Na pewno znajdują się tam czarodzieje biegli w sztukach, od uzdrowicielstwa po czarną magię, ale ich możliwości finansowe są boleśnie ograniczone. - Oplotła palce wokół nóżki swojego kielicha, jakby chciała go unieść, jeszcze tego jednak nie zrobiła. - Będą potrzebne eliksiry i pieniądze - Zgodziła się. - Ale nie tylko. W serca ojców i braci wkradniemy się też przez dzieci, potrzebne im są ubrania, jedzenie dobrej jakości, które ciężko teraz dostać nawet mając dość złota - Przesunęła paznokciem po dolnej wardze. - Ktokolwiek może udać się ze mną, niech to zrobi. Zaopiekuję się ich chorymi, a przynajmniej tymi, którymi przez brak środków nie mogą zająć się sami. - Uśmiechnęła się nieznacznie i skinęła głową Xavierowi Burke'owi. Tacy ludzie, ludzie wpływowi, byli jej potrzebni. - Oczywiście, lordzie.
Przygryzła wargę, przez długi czas milcząc, kiedy omawiano zabezpieczenia oraz plan ataku na zamek.
- Jeżeli do szturmu wyjdzie was tak wielu, mogę dołączyć do zaplecza medycznego. Będziemy za wami podążać w tyle frontu, zabezpieczać wasze życia - wtrąciła, przechylając głowę w kierunku Perseusa, który jako pierwszy wystąpił z inicjatywą. Słuszną poniekąd, czekało ich wszak wiele pojedynków, wiele rzezi, które trzeba będzie stoczyć. Błękitne spojrzenie błyskawicznie skierowała też na Zachary'ego, kiedy wspomniał o oględzinach ciała. Och, to dopiero była robota dla niej. - Oględzinami ciał zajmuję się zawodowo od lipca, dołączę do ciebie. Jestem przekonana, że razem wyciągniemy z tych zwłok wszelkie informacje, jakie mogą skrywać - Wreszcie uniosła kielich, wskazując nim subtelnie w stronę Shafiqa, w niemym geście toastu.
Z każdą chwilą ich cele rozkosznie się klarowały.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wciąż słuchał i przetwarzał kolejne informacje, składające się w szeroką perspektywę, klarującą kolejne działania, jakie powinni podjąć w drodze do sukcesu. Przytakiwał głową zgodnie, zgadzając się ze strategią zakreślaną przez Ramseya oraz Tristana, lecz nim zaproponował swoje wsparcie dla działań panny Multon, ubiegł go Xavier. Uśmiechnął się do niego krótko, wiedząc doskonale, że spełni się w tej roli idealnie; Nokturn zdawał się być niemalże jego środowiskiem naturalnym, jeśli w Warwickshire znajdował się odpowiednik tego miejsca, mało kto byłby w stanie równie skutecznie rozmówić się z zamieszkującą go ludnością.
- W ostatnich tygodniach w me posiadanie trafiła dość nietypowa mapa obrazująca fragment hrabstwa Warwickshire, datowana na rok 1657. Człowiek, który mi ją przekazał, wierzył w to, że ma ona związek ze starożytnymi runami, lecz był w błędzie - zabrał głos ostatecznie, gdy rozmowa zmieniła swój kurs i zaczęła krążyć wokół drugiego z hrabstw objętych ich zainteresowaniem. - Na wschód od wsi Hawkesbury położone są ruiny osady, dziś są to zaledwie skryte w bujnej roślinności pozostałości kamiennych ścian i dość prymitywnych dróg, jednak mieszkańcy okolicznych terenów omijają ruiny, wierząc w to, że niegdyś właśnie tamto miejsce było sceną, na której rozgrywały się liczne, czarnomagiczne praktyki pochłaniające wiele ofiar - czy to możliwe, że znów napotykali się na strzępy informacji o stosowanej przez potomków celtyckich plemion magię krwi? - Drugim powodem niepopularności tej okolicy jest historia sprzed przeszło pięćdziesięciu lat, historia tajemniczego zaginięcia trójki młodzieńców, którzy rozpoczęli wykopaliska w ruinach. Podobno, będąc w posiadaniu wartościowych, wiekowych dokumentów oraz mapy, która zaprowadziła ich na te tereny, podjęli się poszukiwań skarbu podchodzącego z XVII wieku, lecz przepadli bez śladu zaledwie po kilku dniach. Wierzę, że właśnie ta mapa trafiła do mnie, a skarb, o którym mówią pogłoski, to zawinięty w jutową skórę pierścień, który nosił niegdyś legendarny nordycki władca. Zaklęta jest w nim rzekomo ogromna, czarnomagiczna moc, jakiej nikt nie był w stanie okiełznać. Do tej pory przynajmniej - teraz wszak żyli w czasach największego w historii czarodzieja, który już niejednokrotnie wyłamywał się wszystkim znanym normom i ograniczeniom; dla niego z pewnością nie okaże się się to być żadnym problemem. - Zdobycie równie potężnego artefaktu, poszukiwanego na przestrzeni wieków przez tak wielu, z pewnością przysporzy Czarnemu Panu wielu zwolenników na terenach Warwickshire - zakończył swój tok myślowy, uzasadniając tym samym to, w jaki sposób pogoń za skarbem miała się wiązać z bezpośrednim zwiększaniem wpływów w hrabstwie. - Mój informator wspomniał o czyhającym w ruinach niebezpieczeństwie, lecz nie potrafił go sprecyzować. Przyznam szczerze, że sam również nie zdołałem pozyskać szerszych informacji na ten temat i mogę tylko zakładać, że wiąże się ono z zaginięciem młodzieńców przed pięcioma dekadami - a zatem musieli być gotowi dosłownie na wszystko i reagować spontanicznie w zależności od napotkanych okoliczności. - Podejmę się poszukiwań, choć przydałby mi się ktoś chętny podjąć nieznane ryzyko oraz ktoś mający doświadczenie w pracy z artefaktami. Nie bez powodu pierścień nie został odnaleziony przez tak długi czas - zakończył swą wypowiedź, odnajdując spojrzeniem Drew; wierzył w to, że podjęty temat poszukiwań żywo go zainteresuje.
- Chętnie wspomogę atak na zamek z Warwick - zadeklarował swe chęci; sytuacja w tym hrabstwie była mu solą w oku również z uwagi na bezpośrednie sąsiedztwo z Northamptonshire, wszak destabilizacja za granicą ziem Bulstrode'ów stanowiła ryzyko również dla nich samych. - Jeśli czas pozwoli, mogę również dołączyć do działań przygotowawczych w Suffolk - dodał, biegnąc spojrzeniem w kierunku Sigrun oraz Manannana, by następnie skrzyżować piwne tęczówki z Tristanem. - Jeśli uznacie, że moje umiejętności przydadzą się gdzieś indziej, pozostaję do waszej dyspozycji - oznajmił na zakończenie, samemu nie mając zbyt pokaźnych doświadczeń w planowaniu działań zakrojonych na tak szeroką skalę, gdzie wszystkie siły musiały być rozłożone równomiernie i adekwatnie do zapotrzebowania; deklarował chęć wsparcia, niezależnie od tego, gdzie będzie potrzebny.
- W ostatnich tygodniach w me posiadanie trafiła dość nietypowa mapa obrazująca fragment hrabstwa Warwickshire, datowana na rok 1657. Człowiek, który mi ją przekazał, wierzył w to, że ma ona związek ze starożytnymi runami, lecz był w błędzie - zabrał głos ostatecznie, gdy rozmowa zmieniła swój kurs i zaczęła krążyć wokół drugiego z hrabstw objętych ich zainteresowaniem. - Na wschód od wsi Hawkesbury położone są ruiny osady, dziś są to zaledwie skryte w bujnej roślinności pozostałości kamiennych ścian i dość prymitywnych dróg, jednak mieszkańcy okolicznych terenów omijają ruiny, wierząc w to, że niegdyś właśnie tamto miejsce było sceną, na której rozgrywały się liczne, czarnomagiczne praktyki pochłaniające wiele ofiar - czy to możliwe, że znów napotykali się na strzępy informacji o stosowanej przez potomków celtyckich plemion magię krwi? - Drugim powodem niepopularności tej okolicy jest historia sprzed przeszło pięćdziesięciu lat, historia tajemniczego zaginięcia trójki młodzieńców, którzy rozpoczęli wykopaliska w ruinach. Podobno, będąc w posiadaniu wartościowych, wiekowych dokumentów oraz mapy, która zaprowadziła ich na te tereny, podjęli się poszukiwań skarbu podchodzącego z XVII wieku, lecz przepadli bez śladu zaledwie po kilku dniach. Wierzę, że właśnie ta mapa trafiła do mnie, a skarb, o którym mówią pogłoski, to zawinięty w jutową skórę pierścień, który nosił niegdyś legendarny nordycki władca. Zaklęta jest w nim rzekomo ogromna, czarnomagiczna moc, jakiej nikt nie był w stanie okiełznać. Do tej pory przynajmniej - teraz wszak żyli w czasach największego w historii czarodzieja, który już niejednokrotnie wyłamywał się wszystkim znanym normom i ograniczeniom; dla niego z pewnością nie okaże się się to być żadnym problemem. - Zdobycie równie potężnego artefaktu, poszukiwanego na przestrzeni wieków przez tak wielu, z pewnością przysporzy Czarnemu Panu wielu zwolenników na terenach Warwickshire - zakończył swój tok myślowy, uzasadniając tym samym to, w jaki sposób pogoń za skarbem miała się wiązać z bezpośrednim zwiększaniem wpływów w hrabstwie. - Mój informator wspomniał o czyhającym w ruinach niebezpieczeństwie, lecz nie potrafił go sprecyzować. Przyznam szczerze, że sam również nie zdołałem pozyskać szerszych informacji na ten temat i mogę tylko zakładać, że wiąże się ono z zaginięciem młodzieńców przed pięcioma dekadami - a zatem musieli być gotowi dosłownie na wszystko i reagować spontanicznie w zależności od napotkanych okoliczności. - Podejmę się poszukiwań, choć przydałby mi się ktoś chętny podjąć nieznane ryzyko oraz ktoś mający doświadczenie w pracy z artefaktami. Nie bez powodu pierścień nie został odnaleziony przez tak długi czas - zakończył swą wypowiedź, odnajdując spojrzeniem Drew; wierzył w to, że podjęty temat poszukiwań żywo go zainteresuje.
- Chętnie wspomogę atak na zamek z Warwick - zadeklarował swe chęci; sytuacja w tym hrabstwie była mu solą w oku również z uwagi na bezpośrednie sąsiedztwo z Northamptonshire, wszak destabilizacja za granicą ziem Bulstrode'ów stanowiła ryzyko również dla nich samych. - Jeśli czas pozwoli, mogę również dołączyć do działań przygotowawczych w Suffolk - dodał, biegnąc spojrzeniem w kierunku Sigrun oraz Manannana, by następnie skrzyżować piwne tęczówki z Tristanem. - Jeśli uznacie, że moje umiejętności przydadzą się gdzieś indziej, pozostaję do waszej dyspozycji - oznajmił na zakończenie, samemu nie mając zbyt pokaźnych doświadczeń w planowaniu działań zakrojonych na tak szeroką skalę, gdzie wszystkie siły musiały być rozłożone równomiernie i adekwatnie do zapotrzebowania; deklarował chęć wsparcia, niezależnie od tego, gdzie będzie potrzebny.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Rita Runcorn - przedstawiłam się krótko, bez specjalnego rozwodzenia się kim jestem. Kto wiedział, ten wiedział. - Tropię, jestem cicha... Moja różdżka pozostaje do dyspozycji, jeśli będę przydatna - dodałam jeszcze szybko, zanim przeszłam do przedstawienia wszystkich informacji, które udało mi się uzyskać. Nie spojrzałam na Augustusa ani na chwilę. Nie czułam się komfortowo, zdradzając własne nazwisko, jeśli nie miałam pewności, że przebywam tylko wśród Rycerzy Walpurgii, obdarzonych zaufaniem Śmierciożerców. Byli tam sojusznicy, którzy mieli dopiero udowadniać swoją lojalność. Pod stołem rozciągnęłam palce dłoni, następnie zaciskając je, aby poruszyć stawami w rękach.
Na chęć pomocy, którą okazał mi lord Travers kiwnęłam głową w podziękowaniu. - Z pewnością się przyda - powiedziałam, bo o ile sama potrafiłam skradać się i pozostawać niezauważoną, tak animagia miała swoją przewagę. Szczegóły zamierzałam ustalić potem, aby nie wciągać w nich postronnych osób. Nie znałam się na ataku od morza, sama wolałam rozgrywać takie rzeczy po cichu. Odezwał się lord Rosier, wspominając o truciźnie, którą można było podrzucić do ich polowej kuchni. Szybka kalkulacja pozwoliła mi ustalić, że jako kobieta zapewne nie miałabym tam łatwego wstępu. Tu jednak z pomocą mógł przyjść Travers. - Nie żywią się w jednym czasie. Część zawsze strzeże mola. Trucizna musiałaby mieć opóźnioną reakcję w organizmie, aby wszyscy żołnierze zostali nią zainfekowani - mówiłam wiedząc, że jeśli będzie potrzeba, to będę mogła poprosić Cassandrę o pomoc. Sama nie znałam się na alchemii, ale przecież była ona... Niemo wróciłam spojrzeniem do Manannana, aby w ten sposób dać mu znać, że wszelkie szczegóły ustalimy już potem. Nie znałam go, ale wierzyłam, że jego wiedza i umiejętności będą mogły okazać się kluczowe w tej sprawie.
Temat szabrowników, którzy zagościli na szlaku handlowym również został poruszony przez Tristana Rosiera, a ja ponownie wsłuchałam się w jego plan. Nie byłam najlepsza w negocjacjach, wolałam działać z tyłu, po cichu, uzyskując informacje, a nie namawiając do nich. Wiedziałam więc, że i w tej sprawie potrzebna będzie czyjaś pomoc. Kiwnęłam ponownie głową na jego słowa w potwierdzeniu, że zrozumiałam rozkaz. Wtem pomoc zaoferował Cillian Macnair, którego znałam już i z którym miałam historię wspólnej walki. Uniosłam wyżej brwi, bo chociaż poznałam go wcześniej, tak byłam stosunkowo zaskoczona jego deklaracją. - Nie znam się na handlu, ale potrafię kłamać - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Mogę być co najwyżej wsparciem w twoich negocjacjach, ale czy damy radę przekonać ich sami? - nie byłam tego pewna, nie znałam wszystkich umiejętności Cilliana. Dodatkowo nie posiadałam również monet, które mogłabym im zaproponować, tutaj wsparcie musiałoby popłynąć z lordowskiej albo ministerialnej kieszeni. Rozwiązanie problemu miało jednak nadejść.
Napawało mnie pewnością siebie to, że Drew chciał podjąć temat run przy młynie. Lubiłam z nim pracować, zdarzało mi się to nie raz i miałam wrażenie, że rozumiemy się w terenie. Kiwnęłam więc ponownie głową w krótkiej odpowiedzi i podziękowaniu, następnie to samo uczyniłam w stronę Hannibala, który chciał podjąć się ukaraniu szlam z młyna. Lord Rosier ponownie podjął się wytyczenia nam taktyki na tę sprawę. - Nie jestem pewna, czy moje zdolności będą tam jeszcze przydatne. Przekażę wam wszystko, co wiem, a jeśli moja pomoc dalej byłaby potrzebna to ruszę z różdżką, aby ich ukarać - ale sądziłam, że Drew i Hannibal doskonale sobie poradzą, a ja będę mogła skupić się na miejscach, gdzie umiejętności tropiciela będą bardziej potrzebne. Oczekiwałam jednak na reakcje Macnaira, niepewna, czy przystanie na to, gotowa, aby ruszyć w stronę młyna, jeśli uzna, że tego ode mnie chce.
- Jeśli zaistnieje sposobność, to pomogę w zwiadzie - powiedziałam do Hannibala, który poznał już moje umiejętności wcześniej oraz do lorda Traversa z którym miałam współpracować w przypadku wojska na molo. Chwilę później jednak próbowałam objąć spojrzeniem każdego, kto takiej pomocy mógłby potrzebować. Byłam w stanie być cicha i pozostawać właściwie niezauważoną. Mogłam udać się w te miejsca całkowicie sama, mogłam z nimi, wszystko pozostawało w sferze ustaleń. Wiedziałam, że czeka mnie dużo pracy, ale to nie miało znaczenia. Liczył się cel. Ciemne włosy przerzuciłam z ramion na tył pleców. Augustus milczał, a ja nie patrzyłam w jego stronę, może w obawie przed tym co mi powie, gdy stąd wyjdziemy.
- Minsmere? - zwróciłam się w stronę Sigrun. - Te bagna w Suffolk? - dopytałam spokojnie.
Miałam wrażenie, że póki co całe moje siły przekładam na Suffolk, a wiedziałam, że Warwckshire jest równie ważne dla Czarnego Pana. Słuchałam zatem, czy gdzieś w tym hrabstwie będę potrzebna.
bardzo przepraszam za brak interakcji ze wszystkimi
Na chęć pomocy, którą okazał mi lord Travers kiwnęłam głową w podziękowaniu. - Z pewnością się przyda - powiedziałam, bo o ile sama potrafiłam skradać się i pozostawać niezauważoną, tak animagia miała swoją przewagę. Szczegóły zamierzałam ustalić potem, aby nie wciągać w nich postronnych osób. Nie znałam się na ataku od morza, sama wolałam rozgrywać takie rzeczy po cichu. Odezwał się lord Rosier, wspominając o truciźnie, którą można było podrzucić do ich polowej kuchni. Szybka kalkulacja pozwoliła mi ustalić, że jako kobieta zapewne nie miałabym tam łatwego wstępu. Tu jednak z pomocą mógł przyjść Travers. - Nie żywią się w jednym czasie. Część zawsze strzeże mola. Trucizna musiałaby mieć opóźnioną reakcję w organizmie, aby wszyscy żołnierze zostali nią zainfekowani - mówiłam wiedząc, że jeśli będzie potrzeba, to będę mogła poprosić Cassandrę o pomoc. Sama nie znałam się na alchemii, ale przecież była ona... Niemo wróciłam spojrzeniem do Manannana, aby w ten sposób dać mu znać, że wszelkie szczegóły ustalimy już potem. Nie znałam go, ale wierzyłam, że jego wiedza i umiejętności będą mogły okazać się kluczowe w tej sprawie.
Temat szabrowników, którzy zagościli na szlaku handlowym również został poruszony przez Tristana Rosiera, a ja ponownie wsłuchałam się w jego plan. Nie byłam najlepsza w negocjacjach, wolałam działać z tyłu, po cichu, uzyskując informacje, a nie namawiając do nich. Wiedziałam więc, że i w tej sprawie potrzebna będzie czyjaś pomoc. Kiwnęłam ponownie głową na jego słowa w potwierdzeniu, że zrozumiałam rozkaz. Wtem pomoc zaoferował Cillian Macnair, którego znałam już i z którym miałam historię wspólnej walki. Uniosłam wyżej brwi, bo chociaż poznałam go wcześniej, tak byłam stosunkowo zaskoczona jego deklaracją. - Nie znam się na handlu, ale potrafię kłamać - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Mogę być co najwyżej wsparciem w twoich negocjacjach, ale czy damy radę przekonać ich sami? - nie byłam tego pewna, nie znałam wszystkich umiejętności Cilliana. Dodatkowo nie posiadałam również monet, które mogłabym im zaproponować, tutaj wsparcie musiałoby popłynąć z lordowskiej albo ministerialnej kieszeni. Rozwiązanie problemu miało jednak nadejść.
Napawało mnie pewnością siebie to, że Drew chciał podjąć temat run przy młynie. Lubiłam z nim pracować, zdarzało mi się to nie raz i miałam wrażenie, że rozumiemy się w terenie. Kiwnęłam więc ponownie głową w krótkiej odpowiedzi i podziękowaniu, następnie to samo uczyniłam w stronę Hannibala, który chciał podjąć się ukaraniu szlam z młyna. Lord Rosier ponownie podjął się wytyczenia nam taktyki na tę sprawę. - Nie jestem pewna, czy moje zdolności będą tam jeszcze przydatne. Przekażę wam wszystko, co wiem, a jeśli moja pomoc dalej byłaby potrzebna to ruszę z różdżką, aby ich ukarać - ale sądziłam, że Drew i Hannibal doskonale sobie poradzą, a ja będę mogła skupić się na miejscach, gdzie umiejętności tropiciela będą bardziej potrzebne. Oczekiwałam jednak na reakcje Macnaira, niepewna, czy przystanie na to, gotowa, aby ruszyć w stronę młyna, jeśli uzna, że tego ode mnie chce.
- Jeśli zaistnieje sposobność, to pomogę w zwiadzie - powiedziałam do Hannibala, który poznał już moje umiejętności wcześniej oraz do lorda Traversa z którym miałam współpracować w przypadku wojska na molo. Chwilę później jednak próbowałam objąć spojrzeniem każdego, kto takiej pomocy mógłby potrzebować. Byłam w stanie być cicha i pozostawać właściwie niezauważoną. Mogłam udać się w te miejsca całkowicie sama, mogłam z nimi, wszystko pozostawało w sferze ustaleń. Wiedziałam, że czeka mnie dużo pracy, ale to nie miało znaczenia. Liczył się cel. Ciemne włosy przerzuciłam z ramion na tył pleców. Augustus milczał, a ja nie patrzyłam w jego stronę, może w obawie przed tym co mi powie, gdy stąd wyjdziemy.
- Minsmere? - zwróciłam się w stronę Sigrun. - Te bagna w Suffolk? - dopytałam spokojnie.
Miałam wrażenie, że póki co całe moje siły przekładam na Suffolk, a wiedziałam, że Warwckshire jest równie ważne dla Czarnego Pana. Słuchałam zatem, czy gdzieś w tym hrabstwie będę potrzebna.
bardzo przepraszam za brak interakcji ze wszystkimi
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Spotkanie w Białej Wywernie jak zwykle wymagało całkowitego skupienia, by zebrać najważniejsze informacje, padające z ust zgromadzonych. Deirdre nigdy nie wyrywała się do przewodzenia konwersacji, wolała obserwować i słuchać, układając plany w całość. Najpierw jednak przyjrzała się nowym twarzom, sojusznikom, gotowym na wszystko, by dowieść swego oddania sprawie. Wren nie była jedyną debiutantką, dobrze było obserwować rosnącą w siłę wiarę w dokonania Czarnego Pana. Im silniejszy się stawał, im bardziej jawne okazywały się jego działania, tym więcej zdolnych czarodziejów pragnęło występować pod jego sztandarem. Oby ich zapał nie był płonny a różdżki gotowe do aktów największej przemocy.
Przemyślanej, nie zamierzali postępować chaotycznie; każdy, kto wypowiadał się o swych planach lub dzielił zasłyszanymi informacjami, był częścią logicznej układanki, wyłaniającej się powoli z dyskusji. Z lekkim zaciekawieniem, nie okazując wewnętrznego zdziwienia - aż tak wiele wiedziała o mugolach? - spojrzała na swoją uczennicę, kiwając w zastanowieniu głową. Tak, mogli wykorzystać wiarę w zabobony, stać się wcieleniem zła, wspomnianego diabła, lecz czy to zadziałałoby w odpowiedni sposób? Rozmyślała nad tym, dysputę o zamku w Warwick czy innym ziemiom Suffolk zostawiając czarodziejom bardziej obeznanym, sama nie miała do czynienia z tamtym rejonem, nie posiadała też cennych informacji na ten temat. Specjalną uwagę przykuła jednak wypowiedź Cilliana, zwróciła ku niemu głowę. - To muzeum powinno zostać zniszczone a czarodziejskie artefakty i części ciał - odebrane plugawemu szlamowi. Czy to nie lepsza opcja niż odebranie ich po cichu?- powiedziała, wcale nie uznając tych działań za mniej istotne. Jakże śmieli, porywać się na magię? Traktować ich jak króliki doświadczalne lub eksponaty? Zwróciła się ku Drew, nie negując jego zdania, raczej pytając o opinię, obrzydzona podobnymi działaniami szlamu.
- Pokieruję działaniami wokół katedry w St. Bury's - powiedziała po dłuższej chwili, gdy dyskusja rozgorzała intensywniej. Powinna zebrać w całość informacje oraz ułożyć wspólny plan działania, by wyciągnąć z tej przedziwnej siedziby wiary jak najwięcej korzyści dla Rycerzy Walpurgii. - Przesłuchanie barona Ipswich i burmistrza St. Bury's faktycznie może powiedzieć nam wiele o mugolskim ruchu oporu. Ja również mogę pomóc w trakcie rozmowy, potrafię rozplątywać języki nawet najtrudniejszym rozmówcom - zwróciła się do Corneliusa, stanowili dobry duet; nie wiedziała jeszcze zbyt wiele o Tatianie, magia oklumencji bywała przydatna, lecz czy czarownica potrafiła wyciągać niezbędne informacje? - Później możemy ich przykładnie ukarać. Pokazowo - dodała jeszcze, zwracając się ku Tristanowi, by wysłuchać jego dyspozycji. Skoro przewodził działaniami na terenie Warwick, nie musieli się o nie martwić, czuła jednak odpowiedzialność za akcje wokół katedry. - Zniszczenie katedry na pewno podkopie morale mugoli, musimy jednak zebrać jak najwięcej informacji o tym obrządku, o ceremonii i o tym, ilu mugoli może znaleźć się w środku oraz jak odciąć im drogi ucieczki. Rito, czy mogłabyś wykorzystać swoje zdolności, by zdobyć jak najwięcej informacji na ten temat? Każda inna osoba, mogąca obserwować katedrę oraz otoczenie tych...spędów, będzie równie cenna, pozwalając skutecznie zaplanować destrukcję tego miejsca - rozejrzała się po zgromadzonych, zwracając się do Rity przez wzgląd na jej umiejętności oraz fakt, że znała ją najlepiej. - - Należy się również dowiedzieć, czy świątynia faktycznie jest chroniona jakimiś zaklęciami - według mnie jest to wątpliwe, lecz tak jak powiedział Tristan, będę potrzebowała wprawnych znawców starożytnych run i klątw. Kto wie, czy mugolskie relikwie nie są tak naprawdę podkradniętymi czarodziejom artefaktami? - kontynuowała, wiedząc, że ktoś ze zdolnych runistów na pewno zaangażuje się w te działania. - Przydadzą się też inni zdeterminowani czarodzieje. Chciałabym przeprowadzić szybki atak i zburzyć katedrę, niszcząc jednocześnie morale oraz nadzieję mugolskiej ludności. Wątpię, by się bronili, lecz nie wiem, czy wśród nich można spodziewać się terrorystów lub innych członków oporu. Katedra to też pokaźny budynek, jego zniszczenie będzie wymagało wiele magicznych sił - zakończyła powoli, dalej siedząc niemalże bez ruchu, przesuwając powoli wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Cieszyło ją to żywe zaangażowanie, wylewające się z ust pomysły, cała ta płomienna fala pragnienia, by zadowolić Czarnego Pana i sprowadzić na kolejne tereny Anglii czarodziejską sprawiedliwość.
wybaczciechaos
Przemyślanej, nie zamierzali postępować chaotycznie; każdy, kto wypowiadał się o swych planach lub dzielił zasłyszanymi informacjami, był częścią logicznej układanki, wyłaniającej się powoli z dyskusji. Z lekkim zaciekawieniem, nie okazując wewnętrznego zdziwienia - aż tak wiele wiedziała o mugolach? - spojrzała na swoją uczennicę, kiwając w zastanowieniu głową. Tak, mogli wykorzystać wiarę w zabobony, stać się wcieleniem zła, wspomnianego diabła, lecz czy to zadziałałoby w odpowiedni sposób? Rozmyślała nad tym, dysputę o zamku w Warwick czy innym ziemiom Suffolk zostawiając czarodziejom bardziej obeznanym, sama nie miała do czynienia z tamtym rejonem, nie posiadała też cennych informacji na ten temat. Specjalną uwagę przykuła jednak wypowiedź Cilliana, zwróciła ku niemu głowę. - To muzeum powinno zostać zniszczone a czarodziejskie artefakty i części ciał - odebrane plugawemu szlamowi. Czy to nie lepsza opcja niż odebranie ich po cichu?- powiedziała, wcale nie uznając tych działań za mniej istotne. Jakże śmieli, porywać się na magię? Traktować ich jak króliki doświadczalne lub eksponaty? Zwróciła się ku Drew, nie negując jego zdania, raczej pytając o opinię, obrzydzona podobnymi działaniami szlamu.
- Pokieruję działaniami wokół katedry w St. Bury's - powiedziała po dłuższej chwili, gdy dyskusja rozgorzała intensywniej. Powinna zebrać w całość informacje oraz ułożyć wspólny plan działania, by wyciągnąć z tej przedziwnej siedziby wiary jak najwięcej korzyści dla Rycerzy Walpurgii. - Przesłuchanie barona Ipswich i burmistrza St. Bury's faktycznie może powiedzieć nam wiele o mugolskim ruchu oporu. Ja również mogę pomóc w trakcie rozmowy, potrafię rozplątywać języki nawet najtrudniejszym rozmówcom - zwróciła się do Corneliusa, stanowili dobry duet; nie wiedziała jeszcze zbyt wiele o Tatianie, magia oklumencji bywała przydatna, lecz czy czarownica potrafiła wyciągać niezbędne informacje? - Później możemy ich przykładnie ukarać. Pokazowo - dodała jeszcze, zwracając się ku Tristanowi, by wysłuchać jego dyspozycji. Skoro przewodził działaniami na terenie Warwick, nie musieli się o nie martwić, czuła jednak odpowiedzialność za akcje wokół katedry. - Zniszczenie katedry na pewno podkopie morale mugoli, musimy jednak zebrać jak najwięcej informacji o tym obrządku, o ceremonii i o tym, ilu mugoli może znaleźć się w środku oraz jak odciąć im drogi ucieczki. Rito, czy mogłabyś wykorzystać swoje zdolności, by zdobyć jak najwięcej informacji na ten temat? Każda inna osoba, mogąca obserwować katedrę oraz otoczenie tych...spędów, będzie równie cenna, pozwalając skutecznie zaplanować destrukcję tego miejsca - rozejrzała się po zgromadzonych, zwracając się do Rity przez wzgląd na jej umiejętności oraz fakt, że znała ją najlepiej. - - Należy się również dowiedzieć, czy świątynia faktycznie jest chroniona jakimiś zaklęciami - według mnie jest to wątpliwe, lecz tak jak powiedział Tristan, będę potrzebowała wprawnych znawców starożytnych run i klątw. Kto wie, czy mugolskie relikwie nie są tak naprawdę podkradniętymi czarodziejom artefaktami? - kontynuowała, wiedząc, że ktoś ze zdolnych runistów na pewno zaangażuje się w te działania. - Przydadzą się też inni zdeterminowani czarodzieje. Chciałabym przeprowadzić szybki atak i zburzyć katedrę, niszcząc jednocześnie morale oraz nadzieję mugolskiej ludności. Wątpię, by się bronili, lecz nie wiem, czy wśród nich można spodziewać się terrorystów lub innych członków oporu. Katedra to też pokaźny budynek, jego zniszczenie będzie wymagało wiele magicznych sił - zakończyła powoli, dalej siedząc niemalże bez ruchu, przesuwając powoli wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Cieszyło ją to żywe zaangażowanie, wylewające się z ust pomysły, cała ta płomienna fala pragnienia, by zadowolić Czarnego Pana i sprowadzić na kolejne tereny Anglii czarodziejską sprawiedliwość.
wybaczciechaos
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
- Dokładnie tak - odparła spokojnie na pytanie Drew. Bardziej enigmatyczne szczegóły były jej obce, jednak lata poruszania się pośród mugolskiej społeczności zdążyły zaszczepić w niej ogół potrzebnych informacji. Potęgowały to ciche, łzawe szepty dziewcząt, którym pozowała za bliską sercu kompankę. Nosiły na szyjach wisiorki z krzyżami, wieczorową porą, tuż przed położeniem się spać klękały przy ramie posłania, składając ze sobą ręce, przymknąwszy powieki - i w myślach recytując coś, co nazywały modlitwą. Po co? Pierwotnie spodziewała się, że miało to na celu uspokoić je przed spoczynkiem, lecz te niemądre kózki wydawały się wierzyć, że łączyło je to z pozbawionym formy stwórcą. Mimo wszystko Azjatka nie rozwodziła się dłużej nad tym tematem. Powiedziała wszystko, co pomóc miało sprawie przywołanej przez Deirdre, na którą spojrzała potem ponownie, tym razem nie już kątem oka, a poprawnie, głowę obróciwszy w jej stronę. - Mogę wejść między jedno z takich szlamich zgromadzeń i zdobyć informacje od środka. Wiem, jak podawać się za jedną z nich - zasugerowała. Pomoc Rity byłaby nieoceniona, wiedziała bowiem, że kobieta posiadała w swym asortymencie wachlarz przydatnych umiejętności tropiących i bojowych, ale nie podejrzewała, by, skonfrontowana przez mugoli, wiedziała jak skutecznie utrzymać maskę bycia im siostrą. Ciemne oczy błysnęły po chwili krótko, ledwie dostrzegalnie, tym, co znała w niej dotychczas jedynie Mericourt. - Możesz liczyć na moją różdżkę w tym przedsięwzięciu - zaakcentowała spokojnie, nawet jeśli właściwie czynić tego nawet nie musiała. To było oczywiste, że w pierwszej kolejności uda się tam, gdzie zarządzi Deirdre, wierniejsza jej tutaj niż komukolwiek innemu, choć na pozostałych sprawach skupiła się z równie silną koncentracją, odszukując dla siebie zadań, w których spisać mogłaby się możliwie najlepiej. Nie znała się na artefaktach, o których wspominał lord Bulstrode, nie przydałaby się przesadnie w trakcie akcji typowo uzdrowicielskich, łapać mugoli dla lorda Mathieu mogła, choć wolałaby skrócić ich o głowę, zamiast poddawać procesowi - toteż jej uwaga niemal naturalnie pomknęła w kierunku planów przywołanych przez Ritę, którym zawtórowali Drew i Hannibal. - W walce dopatruję się swojej użyteczności, więc jeśli mogę dołączyć do ataku na młyn i przykładnego ukarania jego obecnych rezydentów, zrobię to z chęcią - zwróciła się do Śmierciożercy. Niewykluczone, że do tego zadania zdecydowałby się zaprosić bardziej zaufanych Rycerzy, nie kogoś, kto wśród ich szeregów pojawiał się po raz pierwszy, więc przygotowała się i na taką okoliczność, choć serce rwało się do niszczycielskich zapędów z wyraźną tęsknotą. - To tyczy się też każdej innej bitewnej operacji, do której zabraknie wam ludzi, albo w której będzie mogła przydać się dodatkowa różdżka. Pojawię się tam, gdzie będzie to wskazane - zwróciła się potem do wszystkich zebranych, do czarodziejów i czarownic roztaczających przedeń szczegóły planów i zarys posiadanych informacji; było ich wielu, tak jak i frontów, jakim należało się przyjrzeć. Już wcześniej zarysowała im ulokowanie swoich magicznych talentów - uroki z domieszką praktykowanej od miesięcy czarnej magii -, a z propozycji, z wyrażonej przez nią chęci skorzystać mógł każdy. Ach, to pierwsze spotkanie w Białej Wywernie przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Taktyka, faktyczne działania wiszące widmem w powietrzu, trujące je słodkim smakiem nadchodzącej anihilacji, a wszystko w imię magicznej potęgi i chwały Czarnego Pana.
wybaczcie, że tak krótko (i jeśli coś poknociłam to przepraszam!!), choróbsko utrudnia skupienie
wybaczcie, że tak krótko (i jeśli coś poknociłam to przepraszam!!), choróbsko utrudnia skupienie
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Ostatnio zmieniony przez Wren Chang dnia 28.09.21 20:05, w całości zmieniany 1 raz
Spojrzał na Hannibala, kiedy wspomniał o kanale w Warwickshire. Porty zawsze były istotnymi lokalizacjami, które warto było mieć pod sobą — właśnie dlatego Rycerze Walpurgii potrzebowali swojego człowieka w londyńskich dokach. Przepływ towarów, ruch statków, wszystko to powinno być pod kontrolą zaufanych ludzi. Rookwood miał rację, ale zerknął jeszcze na Traversa, kiedy ten skomentował lokalizację portu i jego specyfikę.
Kiedy zadeklarował swoją gotowość do ukarania czarodziejów, podających się za czysto krwistych, uśmiechnął się pod nosem, wiedząc już, że spotka ich paskudny los, ale będzie on przykładem dla innych i wiadomością, którą — liczył — wszyscy zapamietają. Gdy Mathieu zabrał głos, zerknął na Corneliusa. Wspominał wcześniej o człowieku, który dbał o to, by czarodziejów tępiono na terenie Suffolk.
— Ten James Harrison — mruknął lekceważąco, nie tytułując mugola w żaden sposób. Nie zasługiwali na sir przed imieniem. — Działa w mugolskiej organizacji zwalczającej czarodziejów. Hrabia Bristol z pewnością padł ich ofiarą — tylko połączył ze sobą dwa wnioski głośno; obie te informacje pozostały nie powiązane. — Nie lepiej od razu egzekucję? — spytał, spoglądając na Mathieu z uśmiechem niedługo potem. Miał już w tym doświadczenie, słyszał o tym, co działo się w Kent. Zerknął na lorda Burke'a, kiedy ten wspomniał o młynie, a następnie zerknął na Drew i pokiwał głową, kiedy ten pierwszy podzielił się podobną myślą.
— To także miejsce, które warto mieć pod kontrolą, zostawić w pobliżu zaufanego człowieka. Zainwestowanie w sam obiekt i rozwiniecie go, wsparcie sprzedaży i bliższej i dalszej przyczyni się także do poprawienia sytuacji mieszkańców. — Nie znał się na ekonomii i zarządzaniu, ale metoda marchewki wydawała mu się rozsądna. Ktoś mógł uszkodzić młyn, albo zablokować rzekę, ktoś komu to było na rękę. — Kto jest właścicielem? — spytał z ciekawością, przesuwając palcem wskazującym wzdłuż szczęki.
Spojrzał także na Perseusa, którego widział już na pogrzebie Alpharda. Pomoc uzdrowicielska była nieoceniona, ale wciąż największe osobiste nadzieje pokładał w młodym Zacharym. Potem przeniósł wzrok na Multon, kiedy udzieliła mu odpowiedzi, a następnie a Drew, gdy zdecydował się zaangażować. Najbardziej zaintrygowany był jednak słowami lorda Bulstrode'a. Wątpił, by jakikolwiek przedmiot był w stanie przewyższyć możliwości kamieni, w których posiadanie wszedł Czarny Pan, ale taki pierścień uczyniłby go jeszcze potężniejszym.
— Wybiorę się tam z tobą, lordzie Bulstrode. Przyda nam się także pomoc lorda Burke. jego doświadczenie z pewnością pomoże wskazać problem związany z zaginionym skarbem — odpowiedział Maghnusowi, a następnie zerknął na oferującego się już wcześniej w tej kwestii Xaviera. — Nad Avon przydałby mi się ktoś z odpowiednio ukierunkowanym umysłem. Augustusie, mam nadzieję, że odłożysz inne, mniej naglące sprawy na później. — Skinął mu skąpo głową, wiedząc, czym zajmował się Rookwood i co, mogły im przynieść wspólne dywagacje.
Kiedy zadeklarował swoją gotowość do ukarania czarodziejów, podających się za czysto krwistych, uśmiechnął się pod nosem, wiedząc już, że spotka ich paskudny los, ale będzie on przykładem dla innych i wiadomością, którą — liczył — wszyscy zapamietają. Gdy Mathieu zabrał głos, zerknął na Corneliusa. Wspominał wcześniej o człowieku, który dbał o to, by czarodziejów tępiono na terenie Suffolk.
— Ten James Harrison — mruknął lekceważąco, nie tytułując mugola w żaden sposób. Nie zasługiwali na sir przed imieniem. — Działa w mugolskiej organizacji zwalczającej czarodziejów. Hrabia Bristol z pewnością padł ich ofiarą — tylko połączył ze sobą dwa wnioski głośno; obie te informacje pozostały nie powiązane. — Nie lepiej od razu egzekucję? — spytał, spoglądając na Mathieu z uśmiechem niedługo potem. Miał już w tym doświadczenie, słyszał o tym, co działo się w Kent. Zerknął na lorda Burke'a, kiedy ten wspomniał o młynie, a następnie zerknął na Drew i pokiwał głową, kiedy ten pierwszy podzielił się podobną myślą.
— To także miejsce, które warto mieć pod kontrolą, zostawić w pobliżu zaufanego człowieka. Zainwestowanie w sam obiekt i rozwiniecie go, wsparcie sprzedaży i bliższej i dalszej przyczyni się także do poprawienia sytuacji mieszkańców. — Nie znał się na ekonomii i zarządzaniu, ale metoda marchewki wydawała mu się rozsądna. Ktoś mógł uszkodzić młyn, albo zablokować rzekę, ktoś komu to było na rękę. — Kto jest właścicielem? — spytał z ciekawością, przesuwając palcem wskazującym wzdłuż szczęki.
Spojrzał także na Perseusa, którego widział już na pogrzebie Alpharda. Pomoc uzdrowicielska była nieoceniona, ale wciąż największe osobiste nadzieje pokładał w młodym Zacharym. Potem przeniósł wzrok na Multon, kiedy udzieliła mu odpowiedzi, a następnie a Drew, gdy zdecydował się zaangażować. Najbardziej zaintrygowany był jednak słowami lorda Bulstrode'a. Wątpił, by jakikolwiek przedmiot był w stanie przewyższyć możliwości kamieni, w których posiadanie wszedł Czarny Pan, ale taki pierścień uczyniłby go jeszcze potężniejszym.
— Wybiorę się tam z tobą, lordzie Bulstrode. Przyda nam się także pomoc lorda Burke. jego doświadczenie z pewnością pomoże wskazać problem związany z zaginionym skarbem — odpowiedział Maghnusowi, a następnie zerknął na oferującego się już wcześniej w tej kwestii Xaviera. — Nad Avon przydałby mi się ktoś z odpowiednio ukierunkowanym umysłem. Augustusie, mam nadzieję, że odłożysz inne, mniej naglące sprawy na później. — Skinął mu skąpo głową, wiedząc, czym zajmował się Rookwood i co, mogły im przynieść wspólne dywagacje.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Sigrun nie wszystkie nowe twarze znała, czy chociaż kojarzyła, nie wiedziała też jakie koligacje łącza ich z pozostałymi; potrzebowali jasności i informacji, kto i w jaki sposób może się przydać, jeśli mieli zaplanować działania skuteczne i dobrze zorganizowane. Znaleźli się w zaufanym gronie. Przenosiła kolejno spojrzenie na każdego, kto zajął głos, odnotowując te informacje w pamięci. Przy ich stole zasiadło wiele interesujących charakterów z bardzo cennymi umiejętnościami. Legilimenta, oklumentka, animag, zaklinacz, kolejny uzdrowiciel. Miała nadzieję, że zrobią z nich dobry użytek.
Przede wszystkim jednak skupiła się na przekazywanych przez wszystkich Rycerzy Walpurgii informacjach. Było ich mnóstwo, wręcz ogrom, co oznaczało dla nich mnóstwo pracy. To jednak dobrze, bardzo dobrze; im więcej wiedzieli, tym lepiej mogli się przygotować. Musieli jednak uporządkować posiadane informacje, odkryć, czy są pomiędzy nimi jakieś powiązania.
Odnalazłszy aprobatę w spojrzeniach i twarzach wyższych odeń Śmierciożerców, gdy zaproponowała, że zajmie się przejęciem Kentwall Hall, o którym mówił lord Malfoy oraz lord Travers, zastanowiła się nad tym głębiej. Tristan zadał istotne pytanie - czego mogli spodziewać się w środku? Może atak od frontu nie będzie konieczny, aby odwrócić uwagę.
- Dobrze. Lordzie Travers, zajmiesz się zatem rekonesansem w tym tunelu, spenetrujemy go zaś wspólnie. Zabezpieczeniami zajmę się, lecz przydałby nam się ktoś, kto potrafiłby nałożyć dobrą pułapkę. Lordzie Bulstrode, skoro oferujesz swoja różdżkę, chciałabym, byś przygotował się do nałożenia na te miejsce klątwy, jej wybór pozostawiam tobie - zdecydowała Rookwood, zwracając się do Mannana oraz Maghnusa. Później spojrzenie zwróciła ku Abraxasowi, ciekawa odpowiedzi na pytanie Tristana, która była jej niezbędna by zdecydować czy ma szukać kolejnych różdżek do zaatakowania Kentwall Hall.
Po chwili zaś umilkła, znów zapalając papierosa i oddając głos innym. Działania wokół wspomnianej przez Wren i Corneliusa katedry zdecydowała się koordynować Deirdre, Tristan zaś ruszyć na zamek w Warwick. Oboje wiedzieli, że ruszy z pomocą, jeśli będą tylko potrzebować jej różdżki.
- Owszem, Minsmere - odpowiedziała na pytanie Rity. - Wszelkie działania w Suffolk odniosą większy skutek, jeśli wypędzimy stamtąd mugoli i ich obrońców. Najlepiej zrobi to po prostu jeszcze większy głód i coraz trudniejsze warunki. Okolice Minsmere, jego wybrzeże, jest bardzo bogato zarybione, jest tam wiele wiosek rybackich, które zaopatrują później hrabstwo. To też największe siedlisko blotoryjów, a kiedy rzeki wpływające tam do morza rozlewają się poza swoje koryta, to też prawdziwa wyspa skarbów dla łowców ingrediencji. Obawiam się jednak, że tereny te są pod szczególna ochrona czarodziejów z tychże wiosek - Walberswick, Dunwich, Sizewell. Musimy się ich zatem pozbyć i przejąć kontrolę nad tym wybrzeżem. Uniemożliwić im połowy. W pierwszej kolejności będę potrzebowała kilku różdżek do wytropienia tychże strażników okolic i pozbycia się ich, by odciąć mugoli od dostępu do wód. Kto pójdzie ze mną? - spytała. Potrzebowała kogoś, kto miał doświadczenie w otwartej walce i tropieniu. Spojrzała też na lorda Traversa, który prawdopodobnie pół życia spędził na morzu i pochwalił się talentem w transmutacji . - Jakieś pomysły, by zabezpieczyć morskie wybrzeże?
Przede wszystkim jednak skupiła się na przekazywanych przez wszystkich Rycerzy Walpurgii informacjach. Było ich mnóstwo, wręcz ogrom, co oznaczało dla nich mnóstwo pracy. To jednak dobrze, bardzo dobrze; im więcej wiedzieli, tym lepiej mogli się przygotować. Musieli jednak uporządkować posiadane informacje, odkryć, czy są pomiędzy nimi jakieś powiązania.
Odnalazłszy aprobatę w spojrzeniach i twarzach wyższych odeń Śmierciożerców, gdy zaproponowała, że zajmie się przejęciem Kentwall Hall, o którym mówił lord Malfoy oraz lord Travers, zastanowiła się nad tym głębiej. Tristan zadał istotne pytanie - czego mogli spodziewać się w środku? Może atak od frontu nie będzie konieczny, aby odwrócić uwagę.
- Dobrze. Lordzie Travers, zajmiesz się zatem rekonesansem w tym tunelu, spenetrujemy go zaś wspólnie. Zabezpieczeniami zajmę się, lecz przydałby nam się ktoś, kto potrafiłby nałożyć dobrą pułapkę. Lordzie Bulstrode, skoro oferujesz swoja różdżkę, chciałabym, byś przygotował się do nałożenia na te miejsce klątwy, jej wybór pozostawiam tobie - zdecydowała Rookwood, zwracając się do Mannana oraz Maghnusa. Później spojrzenie zwróciła ku Abraxasowi, ciekawa odpowiedzi na pytanie Tristana, która była jej niezbędna by zdecydować czy ma szukać kolejnych różdżek do zaatakowania Kentwall Hall.
Po chwili zaś umilkła, znów zapalając papierosa i oddając głos innym. Działania wokół wspomnianej przez Wren i Corneliusa katedry zdecydowała się koordynować Deirdre, Tristan zaś ruszyć na zamek w Warwick. Oboje wiedzieli, że ruszy z pomocą, jeśli będą tylko potrzebować jej różdżki.
- Owszem, Minsmere - odpowiedziała na pytanie Rity. - Wszelkie działania w Suffolk odniosą większy skutek, jeśli wypędzimy stamtąd mugoli i ich obrońców. Najlepiej zrobi to po prostu jeszcze większy głód i coraz trudniejsze warunki. Okolice Minsmere, jego wybrzeże, jest bardzo bogato zarybione, jest tam wiele wiosek rybackich, które zaopatrują później hrabstwo. To też największe siedlisko blotoryjów, a kiedy rzeki wpływające tam do morza rozlewają się poza swoje koryta, to też prawdziwa wyspa skarbów dla łowców ingrediencji. Obawiam się jednak, że tereny te są pod szczególna ochrona czarodziejów z tychże wiosek - Walberswick, Dunwich, Sizewell. Musimy się ich zatem pozbyć i przejąć kontrolę nad tym wybrzeżem. Uniemożliwić im połowy. W pierwszej kolejności będę potrzebowała kilku różdżek do wytropienia tychże strażników okolic i pozbycia się ich, by odciąć mugoli od dostępu do wód. Kto pójdzie ze mną? - spytała. Potrzebowała kogoś, kto miał doświadczenie w otwartej walce i tropieniu. Spojrzała też na lorda Traversa, który prawdopodobnie pół życia spędził na morzu i pochwalił się talentem w transmutacji . - Jakieś pomysły, by zabezpieczyć morskie wybrzeże?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wzrokiem powędrował ku Śmierciożerczyni, gdy w sali wybrzmiała prośba o przedstawienie się nowych twarzy; miała rację, warto było poznać zasoby, którymi dysponowali - a tym właśnie byli zebrani na sali. Poprawił płaszcz opiewający czarodziejską szatę, lustrując uważnie kolejnych sprzymierzeńców, którzy zabierali głos i mniej, lub bardziej wylewnie zdradzali swoją tożsamość. Wkrótce przyszła pora i na niego, toteż odezwał się proszony, kiedy spojrzenia na powrót zerknęły w jego kierunku.
- Proszę wybaczyć brak manier. Abraxas Malfoy, propagandysta - reprezentuję Ministerstwo Magii. Jestem dyplomatą, negocjatorem, odpowiadam za strategię głoszenia prawdy. W nadchodzących wydarzeniach, gdzie zdaje się, będzie Państwu potrzeba dodatkowych różdżek - użyczę także swojej. - nie pierwszy raz współpracował z Rycerzami Walpurgii, których miał okazję wspierać ministerialnymi zasobami w Staffordshire. Spędził wówczas wiele godzin, by upewnić się, że przybyłe służby były gotowe na udział w wydarzeniu, jego rolą było także wymierzenie palcem ku stosom w poleceniu egzekucji. Jego twarz jednakże znana była głównie z tego, że jest pierworodnym obecnego Ministra Magii.
- Radują mnie wieści, że plotki o tunelach okazały się prawdą - sieć podziemynch korytarzy, ciągnących się od posiadłości ku innemu ujściu, może okazać się kluczową przewagą w nadchodzącym ataku na posiadłość. - przyznał, zgadzając się z Lordem Travers i Sigrun, jakoby należałoby wykorzystać ten element w strategii przejęcia rodowej posesji Gauntów. Tristan wnet pochwycił ten pomysł, co w duchu zadowoliło polityka, którego informacje okazały się nader przydatne w kampanii w Suffolk.
- Dwór pozostaje we władaniu mugolskiej familii, której - niezmiernie mi przykro to przyznać - nazwiska nie poznałem. Pełni funkcję domu rodzinnego, odziedziczonego po poprzednich właścicielach w tajemniczych okolicznościach, od wielu lat uchodząc za miejsce organizacji wystawnych, cotygodniowych bali maskowych. Każdej środy, właściciele opuszczają posesję, udostępniając ją wszystkim - przez wzgląd na wstęp wolny, przez blisko dwa dni po dworze szwendają się zarówno niezaproszeni mugole, jak i szlam. Na powrót rozpoczyna się bal, a cykl ten powtarza się co tydzień - wszystko to za roztrwoniony majątek Gauntów. Zgadzacie się ze mną, że należy położyć temu kres, toteż raduje mnie entuzjazm, bowiem wspólnymi siłami odzyskamy tę posesję i oddamy ją prawowitemu spadkobiercy. - tym samym zadeklarował swój udział w całym przedsięwzięciu. - Użyczę swojej różdżki w tej akcji. - dokończył, kierując wzrok na Sigrun. Żałował, że nie był w stanie wykorzystać swoich wpływów do zgromadzenia odpowiednich sił ministerialnych; niestety były inne priorytety. - Śmiem twierdzić, że łatwiej będzie zapanować nad tłumem w okolicznościach imprezy zamkniętej, na której obecni będą tylko zaproszeni goście. Sugeruję więc uderzyć w dniu balu, unikając niespodziewanych okoliczności.
Znów spojrzał na Tristana, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, by odpowiedzieć na zadaną kwestię.
- Jeśli zdecydujemy się oddać młyn w ręce zasłużonej, uboższej rodziny, dokonam przeglądu odpowiednich nazwisk i z przyjemnością wyznaczę zaszczyconych tą nagrodą. - to nie była decyzja na teraz i obaj zdawali sobie z tego sprawę. - Deklaruję także pomoc w przekonaniu mieszkańców Warwickshire do naszej racji, Tristanie. Wierzę, że razem będziemy mogli zdziałać więcej, niżeli osobno. Tam, drodzy Państwo, gdzie w grę wchodzi głoszenie prawdy i negocjacje - służę swoim talentem. - Rycerze Walpurgii mogli nań liczyć w każdym miejscu, gdzie wężowy język miał okazać się przydatny.
- Proszę wybaczyć brak manier. Abraxas Malfoy, propagandysta - reprezentuję Ministerstwo Magii. Jestem dyplomatą, negocjatorem, odpowiadam za strategię głoszenia prawdy. W nadchodzących wydarzeniach, gdzie zdaje się, będzie Państwu potrzeba dodatkowych różdżek - użyczę także swojej. - nie pierwszy raz współpracował z Rycerzami Walpurgii, których miał okazję wspierać ministerialnymi zasobami w Staffordshire. Spędził wówczas wiele godzin, by upewnić się, że przybyłe służby były gotowe na udział w wydarzeniu, jego rolą było także wymierzenie palcem ku stosom w poleceniu egzekucji. Jego twarz jednakże znana była głównie z tego, że jest pierworodnym obecnego Ministra Magii.
- Radują mnie wieści, że plotki o tunelach okazały się prawdą - sieć podziemynch korytarzy, ciągnących się od posiadłości ku innemu ujściu, może okazać się kluczową przewagą w nadchodzącym ataku na posiadłość. - przyznał, zgadzając się z Lordem Travers i Sigrun, jakoby należałoby wykorzystać ten element w strategii przejęcia rodowej posesji Gauntów. Tristan wnet pochwycił ten pomysł, co w duchu zadowoliło polityka, którego informacje okazały się nader przydatne w kampanii w Suffolk.
- Dwór pozostaje we władaniu mugolskiej familii, której - niezmiernie mi przykro to przyznać - nazwiska nie poznałem. Pełni funkcję domu rodzinnego, odziedziczonego po poprzednich właścicielach w tajemniczych okolicznościach, od wielu lat uchodząc za miejsce organizacji wystawnych, cotygodniowych bali maskowych. Każdej środy, właściciele opuszczają posesję, udostępniając ją wszystkim - przez wzgląd na wstęp wolny, przez blisko dwa dni po dworze szwendają się zarówno niezaproszeni mugole, jak i szlam. Na powrót rozpoczyna się bal, a cykl ten powtarza się co tydzień - wszystko to za roztrwoniony majątek Gauntów. Zgadzacie się ze mną, że należy położyć temu kres, toteż raduje mnie entuzjazm, bowiem wspólnymi siłami odzyskamy tę posesję i oddamy ją prawowitemu spadkobiercy. - tym samym zadeklarował swój udział w całym przedsięwzięciu. - Użyczę swojej różdżki w tej akcji. - dokończył, kierując wzrok na Sigrun. Żałował, że nie był w stanie wykorzystać swoich wpływów do zgromadzenia odpowiednich sił ministerialnych; niestety były inne priorytety. - Śmiem twierdzić, że łatwiej będzie zapanować nad tłumem w okolicznościach imprezy zamkniętej, na której obecni będą tylko zaproszeni goście. Sugeruję więc uderzyć w dniu balu, unikając niespodziewanych okoliczności.
Znów spojrzał na Tristana, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, by odpowiedzieć na zadaną kwestię.
- Jeśli zdecydujemy się oddać młyn w ręce zasłużonej, uboższej rodziny, dokonam przeglądu odpowiednich nazwisk i z przyjemnością wyznaczę zaszczyconych tą nagrodą. - to nie była decyzja na teraz i obaj zdawali sobie z tego sprawę. - Deklaruję także pomoc w przekonaniu mieszkańców Warwickshire do naszej racji, Tristanie. Wierzę, że razem będziemy mogli zdziałać więcej, niżeli osobno. Tam, drodzy Państwo, gdzie w grę wchodzi głoszenie prawdy i negocjacje - służę swoim talentem. - Rycerze Walpurgii mogli nań liczyć w każdym miejscu, gdzie wężowy język miał okazać się przydatny.
Wsłuchałem się w słowa Zacharego, którego informacje mogły okazać się niezwykle przydatne. Jeśli faktycznie dopuszczono się morderstwa czarodzieja opowiadającego się za Czarnym Panem, to znaczy, że bunt w granicach Warwickshire zaczął narastać, podobnie jak konflikt poglądowy. Należało go czym prędzej stłamsić, znieść w zarodku nim rozwinie się na dobre. Kto wie, może był to jedynie pokaz siły? Próba wzbudzenia strachu? Nie wiedzieliśmy jednak, czy mieszkańcy mieli pojęcie kim tak naprawdę była ofiara i może po prostu uznali to za swego rodzaju porachunki? Nie mniej jednak był to jakiś trop i bez względu na efekty zgadzałem się z lordem, iż należało rodzinie przekazać sprawców i pozwolić w spokoju przeżyć żałobę. -Jeśli rzeczywiście w sprawę zmieszane były osoby popierające nędzne idee Longbottoma, to istnieje szansa na odnalezienie nie tylko zabójców, ale i ich współpracowników. Rzecz jasna jeżeli w ogóle takowi byli- wtrąciłem, po czym skinąłem głową w kierunku Zacharego, co do którego nie miałem żadnych wątpliwości, że poradzi sobie z zadaniem.
Przeniosłem spojrzenie na Traversa, jaki wspomniał o zabezpieczeniach. Chwyciwszy kielich upiłem z niego łyk w zamyśleniu, czy pomysł, który przyszedł mi do głowy był dobry. Niemniej jednak zdecydowałem się poddać go opinii reszty, a w tym samego zainteresowanego. -Stróżówki z reguły nie są wielkimi pomieszczeniami, więc jeśli chcemy dobrze ochronić tyły, to jestem w stanie nałożyć tam klątwy. Problem pojawi się w chwili konieczności odwrotu, jednakże będziemy mieć pewność, że nikt niepożądany nie zjawi się w tunelach za tuż za naszymi plecami. Są plusy i minusy- pokiwałem wolno głową starając się przeanalizować ile potrzebowałbym na to czasu, bowiem im trudniejsza i bardziej skomplikowana była runiczna inskrypcja, tym więcej minut upływało przy jej zapisie. -To już zależałoby tylko i wyłącznie od strategii. Przekleństwa mogą unicestwić działania wroga, a już na pewno znacznie je utrudnić- dodałem. Ostatnio coraz częściej musiałem mierzyć się z trudnościami związanymi ze skupieniem, zachowaniem stosownej koncentracji, lecz nie zamierzałem z tego powodu się wycofywać. Wychodziłem z założenia, że gorzej niżeli podczas nakładania klątwy kręgu być już nie może – choć prawdopodobnie byłem w błędzie. Istniało wielkie ryzyko, lecz mimo wszystko gra była warta jego podjęcia.
Posiadałem zarys planu podboju fortu, ale nie zamierzałem go przedstawiać przed zaczerpnięciem opinii zebranych tu osób, a także informacji, które mogły go ulepszyć tudzież zmusić do kompletnej zmiany. -To rozwiałoby wszelkie wątpliwości- dodałem zaraz po tym jak wspomniał o przelocie nad fortem. -Szczególnie jeśli udałoby Ci się ustalić szacowaną wielkość floty, gdyż nie jestem w stanie rozmawiać obecnie o żadnych liczbach- odparłem. Wiedziałem, iż była spora, lecz dla każdego to pojęcie brzmi nieco inaczej, a wolałem zyskać pewność. -Jest wejście od strony lądu- sprecyzowałem, po czym przybliżyłem ku niego mapę.
Sallow przytaknął, iż takich miejsc było więcej, co świadczyło o dość istotnym, słabym punkcie wroga. Nie wnikałem już jednak w szczegóły, tym mogliśmy zająć się później. Podobnie jak i jemu skinąłem głową Xavierowi, który zobowiązał się zająć sprawą nieczynnego młyna.
Zaplecze medyczne było ważne i liczyłem, że do każdej z grup ofensywnych dołączy choć jeden medyk, jaki będzie w stanie udzielić niezbędnej pomocy. Wiedziałem, że Elvira oraz Zachary nie zawahają się wyruszyć i tego samego oczekiwałem od nowego sojusznika, który najwyraźniej już podjął decyzję. Musieliśmy być przygotowani na wszystko, nawet jeśli za cel obraliśmy sobie mugolskie siły.
Temat podjęty przez Maghnusa wyjątkowo mnie zainteresował. Poszukiwaniem artefaktów parałem się od lat, jednakże nie przyszło mi usłyszeć tej historii. Gotów byłem wyruszyć wraz z nim, lecz kiedy Ramsey wyraził gotowość odpuściłem. Nie miały tutaj znaczenia prywatne zainteresowania i wiążąca się z nimi ciekawość, a skuteczność i szybkość działań. Jeśli w tym miejscu będzie jakakolwiek klątwa, to z pewnością lord będzie potrafić się z nią uporać.
-Unikałbym rozwiązania problemu siłą, bo poza krwawą jatką nic nie zyskamy- odparłem w kierunku Rity, gdy sama wzięła pod wątpliwość własne umiejętności. -Chyba, że od razu przyniesiecie im sakwę galeonów- zaproponowałem, choć nie ukrywałem też, iż przydałaby się osoba posiadająca w sobie dar przekonywania. Kto wie, może po prostu będą chcieli ich oszukać? Obojętnie czy osiągną cel zastraszeniem, własną perswazją czy kłamstwem, to finalnie musieli mieć pewność, iż sprawę udało się załatwić.
-Otwarty atak może doprowadzić do zniszczenia cennych artefaktów. Rzecz jasna zgodzę się, iż należy muzeum zrównać z ziemią, podobnie jak ich włodarzy, lecz wcześniej zadbałbym o to, aby nie ucierpiały przy tym przedmioty związane z naszą przeszłością- to mogłoby odwrócić się przeciw nam. W końcu dbamy o tradycje, a takowymi są ukrywane pamiątki. Nie podważałem planu, to już zależało od osoby, która się takowego podejmie, jednakże ja podszedłbym do sprawy nieco na chłodno.
Jeśli Wren zamierzała udać się wraz z nami do młyna, to nie widziałem ku temu przeszkód. Mogła to być dla niej dobra lekcja przed większym starciem, a dla mnie sprawdzenie jej umiejętności, a także możliwości. Skinąłem jej głową w ramach zgody, po czym przeniosłem spojrzenie na Hannibala, jakiemu powierzyłbym zadanie rozprawienia się z właścicielami, bowiem na mnie czekał skarbiec i strzegące jego runy.
-Manannan potrzebowałbym Ciebie podczas misji w forcie- rzuciłem wiedząc, że jego wiedza o podobnych miejscach znacznie przewyższała moją. -Zależałoby mi także na osobie mającej pojęcie o mugolskim świecie, medyku oraz rzecz jasna osobach mogących wesprzeć umiejętnościami ofensywnymi- sprecyzowałem swoje oczekiwania i choć wielu już zgłosiło gotowość, to wolałem to podkreślić.
|czas na odpis 48h
Przeniosłem spojrzenie na Traversa, jaki wspomniał o zabezpieczeniach. Chwyciwszy kielich upiłem z niego łyk w zamyśleniu, czy pomysł, który przyszedł mi do głowy był dobry. Niemniej jednak zdecydowałem się poddać go opinii reszty, a w tym samego zainteresowanego. -Stróżówki z reguły nie są wielkimi pomieszczeniami, więc jeśli chcemy dobrze ochronić tyły, to jestem w stanie nałożyć tam klątwy. Problem pojawi się w chwili konieczności odwrotu, jednakże będziemy mieć pewność, że nikt niepożądany nie zjawi się w tunelach za tuż za naszymi plecami. Są plusy i minusy- pokiwałem wolno głową starając się przeanalizować ile potrzebowałbym na to czasu, bowiem im trudniejsza i bardziej skomplikowana była runiczna inskrypcja, tym więcej minut upływało przy jej zapisie. -To już zależałoby tylko i wyłącznie od strategii. Przekleństwa mogą unicestwić działania wroga, a już na pewno znacznie je utrudnić- dodałem. Ostatnio coraz częściej musiałem mierzyć się z trudnościami związanymi ze skupieniem, zachowaniem stosownej koncentracji, lecz nie zamierzałem z tego powodu się wycofywać. Wychodziłem z założenia, że gorzej niżeli podczas nakładania klątwy kręgu być już nie może – choć prawdopodobnie byłem w błędzie. Istniało wielkie ryzyko, lecz mimo wszystko gra była warta jego podjęcia.
Posiadałem zarys planu podboju fortu, ale nie zamierzałem go przedstawiać przed zaczerpnięciem opinii zebranych tu osób, a także informacji, które mogły go ulepszyć tudzież zmusić do kompletnej zmiany. -To rozwiałoby wszelkie wątpliwości- dodałem zaraz po tym jak wspomniał o przelocie nad fortem. -Szczególnie jeśli udałoby Ci się ustalić szacowaną wielkość floty, gdyż nie jestem w stanie rozmawiać obecnie o żadnych liczbach- odparłem. Wiedziałem, iż była spora, lecz dla każdego to pojęcie brzmi nieco inaczej, a wolałem zyskać pewność. -Jest wejście od strony lądu- sprecyzowałem, po czym przybliżyłem ku niego mapę.
Sallow przytaknął, iż takich miejsc było więcej, co świadczyło o dość istotnym, słabym punkcie wroga. Nie wnikałem już jednak w szczegóły, tym mogliśmy zająć się później. Podobnie jak i jemu skinąłem głową Xavierowi, który zobowiązał się zająć sprawą nieczynnego młyna.
Zaplecze medyczne było ważne i liczyłem, że do każdej z grup ofensywnych dołączy choć jeden medyk, jaki będzie w stanie udzielić niezbędnej pomocy. Wiedziałem, że Elvira oraz Zachary nie zawahają się wyruszyć i tego samego oczekiwałem od nowego sojusznika, który najwyraźniej już podjął decyzję. Musieliśmy być przygotowani na wszystko, nawet jeśli za cel obraliśmy sobie mugolskie siły.
Temat podjęty przez Maghnusa wyjątkowo mnie zainteresował. Poszukiwaniem artefaktów parałem się od lat, jednakże nie przyszło mi usłyszeć tej historii. Gotów byłem wyruszyć wraz z nim, lecz kiedy Ramsey wyraził gotowość odpuściłem. Nie miały tutaj znaczenia prywatne zainteresowania i wiążąca się z nimi ciekawość, a skuteczność i szybkość działań. Jeśli w tym miejscu będzie jakakolwiek klątwa, to z pewnością lord będzie potrafić się z nią uporać.
-Unikałbym rozwiązania problemu siłą, bo poza krwawą jatką nic nie zyskamy- odparłem w kierunku Rity, gdy sama wzięła pod wątpliwość własne umiejętności. -Chyba, że od razu przyniesiecie im sakwę galeonów- zaproponowałem, choć nie ukrywałem też, iż przydałaby się osoba posiadająca w sobie dar przekonywania. Kto wie, może po prostu będą chcieli ich oszukać? Obojętnie czy osiągną cel zastraszeniem, własną perswazją czy kłamstwem, to finalnie musieli mieć pewność, iż sprawę udało się załatwić.
-Otwarty atak może doprowadzić do zniszczenia cennych artefaktów. Rzecz jasna zgodzę się, iż należy muzeum zrównać z ziemią, podobnie jak ich włodarzy, lecz wcześniej zadbałbym o to, aby nie ucierpiały przy tym przedmioty związane z naszą przeszłością- to mogłoby odwrócić się przeciw nam. W końcu dbamy o tradycje, a takowymi są ukrywane pamiątki. Nie podważałem planu, to już zależało od osoby, która się takowego podejmie, jednakże ja podszedłbym do sprawy nieco na chłodno.
Jeśli Wren zamierzała udać się wraz z nami do młyna, to nie widziałem ku temu przeszkód. Mogła to być dla niej dobra lekcja przed większym starciem, a dla mnie sprawdzenie jej umiejętności, a także możliwości. Skinąłem jej głową w ramach zgody, po czym przeniosłem spojrzenie na Hannibala, jakiemu powierzyłbym zadanie rozprawienia się z właścicielami, bowiem na mnie czekał skarbiec i strzegące jego runy.
-Manannan potrzebowałbym Ciebie podczas misji w forcie- rzuciłem wiedząc, że jego wiedza o podobnych miejscach znacznie przewyższała moją. -Zależałoby mi także na osobie mającej pojęcie o mugolskim świecie, medyku oraz rzecz jasna osobach mogących wesprzeć umiejętnościami ofensywnymi- sprecyzowałem swoje oczekiwania i choć wielu już zgłosiło gotowość, to wolałem to podkreślić.
|czas na odpis 48h
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Nie spodziewał się dużego kredytu zaufania w tak elitarnym gronie Rycerzy Walpurgii, dlatego rad by za każdym razem, gdy czyjeś pytające spojrzenie wędrowało w kierunku jego osoby, gdy mowa była o przedsięwzięciach, w których mogłyby się przydać umiejętności lorda Blacka. Nie był tak silny i wprawiony w walce jak Alphard — jeszcze nie, choć liczył, że treningi u boku lorda Mathieu to zmienią — lecz posiadał inne biegłości, z których mógł zrobić użytek.
— Jeden uzdrowiciel może nie dać sobie rady ze wszystkimi potrzebującymi — zwrócił się do Elviry — Dlatego, jeżeli pozwolisz, chciałbym ci towarzyszyć, panno Multon.
Zwracając się do jasnowłosej czarownicy nawet nie mrugnął, choć nadal ogarniało go rozbawienie na samo wspomnienie tego, jak w wyniku czkawki teleportacyjnej znalazł się w jej mieszkaniu. Zabierze ze sobą ten przeklęty widelec na oblężenie. Zaraz jednak przemówił Zachary, całkowicie zyskując uwagę magispychiatry.
— Gdyby jednak same oględziny okazały się niewystarczające we wskazaniu sprawcy oraz nie będzie stanowiło to problemu, to również chciałbym przyjrzeć się temu ciału, a także - w miarę możliwości - miejscu, w którym zostało one znalezione — wtrącił, patrząc najpierw na Zacharego, a następnie jego spojrzenie znów powędrowało na Elvirę. Nie zamierzał podważać jej kompetencji, była wszak bardziej doświadczoną od niego uzdrowicielką i doskonale wiedział, że poradzi sobie z ustaleniem przyczyny śmierci człowieka w Coleshill. Perseusowi chodziło o coś zupełnie innego. — Sprawcy przestępstw, poza śladami fizycznymi, pozostawiają po sobie również ślady behawioralne.
Na ich podstawie można wiele wywnioskować; płeć, przedział wiekowy sprawcy, a nawet zawód (w przypadku charakterystycznych obrażeń), czy miejsce zamieszkania (jeżeli mowa o powtarzających się czynach). Jeśli do zabójstwa użyto magii, to dotarcie do tego, jakie zaklęcia zostały rzucone, pozwoli określić w jakiej dziedzinie jest biegły morderca, a być może nawet wskazać na jego wykształcenie w kierunku sztuk magicznych. Sposób, w jaki pozostawił ciało, czy dokonał przy nim jeszcze dodatkowych okaleczeń, ekspozycja, coś, co miało stanowić jego podpis, mogło mówić wiele nie tylko o samym motywie, ale też o tym, co kryło się w głowie zabójcy.
Spędzał tyle czasu wśród zdolnych do odbierania życia umysłów, że mógłby podjąć się opracowania modus operandi na podstawie rzeczy, na które magiczna policja nie zwróciłaby uwagi. Nie spodziewał się jednak dużego entuzjazmu. Profilowanie, choć jeszcze nie znane pod tą nazwą, dziedzina, o której przez cały czas mówił Perseus, jeszcze pół wieku później miała budzić kontrowersje i być cynicznie porównywa do wróżenia z fusów. Czasem do złapania przestępcy wystarczyły tylko ślady pozostawione na miejscu zbrodni i zeznania ewentualnych świadków.
— Jeden uzdrowiciel może nie dać sobie rady ze wszystkimi potrzebującymi — zwrócił się do Elviry — Dlatego, jeżeli pozwolisz, chciałbym ci towarzyszyć, panno Multon.
Zwracając się do jasnowłosej czarownicy nawet nie mrugnął, choć nadal ogarniało go rozbawienie na samo wspomnienie tego, jak w wyniku czkawki teleportacyjnej znalazł się w jej mieszkaniu. Zabierze ze sobą ten przeklęty widelec na oblężenie. Zaraz jednak przemówił Zachary, całkowicie zyskując uwagę magispychiatry.
— Gdyby jednak same oględziny okazały się niewystarczające we wskazaniu sprawcy oraz nie będzie stanowiło to problemu, to również chciałbym przyjrzeć się temu ciału, a także - w miarę możliwości - miejscu, w którym zostało one znalezione — wtrącił, patrząc najpierw na Zacharego, a następnie jego spojrzenie znów powędrowało na Elvirę. Nie zamierzał podważać jej kompetencji, była wszak bardziej doświadczoną od niego uzdrowicielką i doskonale wiedział, że poradzi sobie z ustaleniem przyczyny śmierci człowieka w Coleshill. Perseusowi chodziło o coś zupełnie innego. — Sprawcy przestępstw, poza śladami fizycznymi, pozostawiają po sobie również ślady behawioralne.
Na ich podstawie można wiele wywnioskować; płeć, przedział wiekowy sprawcy, a nawet zawód (w przypadku charakterystycznych obrażeń), czy miejsce zamieszkania (jeżeli mowa o powtarzających się czynach). Jeśli do zabójstwa użyto magii, to dotarcie do tego, jakie zaklęcia zostały rzucone, pozwoli określić w jakiej dziedzinie jest biegły morderca, a być może nawet wskazać na jego wykształcenie w kierunku sztuk magicznych. Sposób, w jaki pozostawił ciało, czy dokonał przy nim jeszcze dodatkowych okaleczeń, ekspozycja, coś, co miało stanowić jego podpis, mogło mówić wiele nie tylko o samym motywie, ale też o tym, co kryło się w głowie zabójcy.
Spędzał tyle czasu wśród zdolnych do odbierania życia umysłów, że mógłby podjąć się opracowania modus operandi na podstawie rzeczy, na które magiczna policja nie zwróciłaby uwagi. Nie spodziewał się jednak dużego entuzjazmu. Profilowanie, choć jeszcze nie znane pod tą nazwą, dziedzina, o której przez cały czas mówił Perseus, jeszcze pół wieku później miała budzić kontrowersje i być cynicznie porównywa do wróżenia z fusów. Czasem do złapania przestępcy wystarczyły tylko ślady pozostawione na miejscu zbrodni i zeznania ewentualnych świadków.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź