Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Wpatrywałam się we wszystkie osoby, które powoli wchodziły do tego pomieszczenia, rozpoznając niektóre twarze, inne zaś widząc na oczy po raz pierwszy. Nie zdziwiła mnie obecność Ramseya, w końcu to on zaprosił mnie do tego stołu. Tak samo normalny był tu widok Elviry, czy Deirdre. Zdziwiła mnie nieco obecność pana Sallowa, którego kojarzyłam z gmachu Ministerstwa, ale syn Ministra wydał się być naturalny w tym środowisku. Potem wzrok utkwiłam we Wren, uśmiechając się pod nosem. Nie pasowała tu jak pięść do nosa, ale i tak byłam zaskoczona. Wydawało mi się, że najciekawszym zjawiskiem będzie tu psychiatra mojej matki, ale ze względu na pochodzenie było to naturalne, że musi walczyć o lepsze czarodziejskie jutro. Kiwnęłam głową Maghnusowi, z którym często zdarzało mi się dbać o dobro jego hrabstw, a następnie Sigrun, siostrze Augustusa, którą doskonale pamiętałam jeszcze ze szkoły. Dostrzegłam lorda Rosiera, ojca moich siostrzeńców. Nie zawiesiłam na nim wzroku dłużej, przenosząc go jednak na Deirdre jedynie na sekundę. Moje rozmyślania nie miały tu znaczenia. Obecność Hannibala albo Cilliana mnie nie zdziwiła i gdy miejsca zapełniały się już do końca, a ja myślałam, że nie zaskoczy mnie nikt więcej, w drzwiach stanął on. Nie wiem, czego się spodziewałam? Nawet Deirdre mówiłam, że naukowiec raczej preferuje siedzenie przy woluminach, nie czynną walkę, a teraz jednak zmierzał w moją stronę z tym samym obojętnym wyrazem twarzy. Augustus, którego poznałam i którego widywałam, właśnie zrzucił z siebie powłokę, którą sama mu nałożyłam. Kącikiem ust uśmiechnęłam się, bo chociaż pozyskałam wiedzę, co robi w wolnym czasie, tak i on dowiedział się, że jestem członkinią Rycerzy Walpurgii. Nie odezwałam się ni słowem, gdy spojrzał na mnie bez emocji, siadając obok, palce jednak lekko zaciskając na własnych kolanach, a następnie kładąc dłonie na stole i nie zwracając więcej na niego uwagi.
Słuchałam rozpoczęcia z ust Drew, doskonale zdawałam sobie sprawę z wagi tych hrabstw, sama rozpoczynałam swoje śledztwo i udało mi się pozyskać kilka znaczących dla sprawy informacji. Najpierw wysłuchałam sir Malfoya, potem Corneliusa Sallowa, a następnie odchrząknęłam cicho i rozpoczęłam mówić. Krótko, zwięźle i na temat.
- Tropiłam w Suffolk - powiedziałam spoglądając na Drew, a następnie na Ramseya i Tristana. - Mam trzy tematy, które na moje oko należy rozpatrywać osobno - wypowiedziałam się bazując na własnym doświadczeniu. Nie lubiłam faktu, że ci wszyscy obcy ludzie dowiedzą się, jakie miałam talenty, ale nie było wyjścia, bo były sprawy o wiele ważniejsze niż moje chcenie lub niechcenie. Chodziło przecież o Czarnego Pana i jego wolę.
- Southwold to nadmorski kurort, mniej więcej w połowie drogi od Ipswich i Norwich. Nie ma tam portu, ale znajduje się tam molo, Southwold Pier. Ma najwyżej 650 stóp długości, stoi tam parę pustych pawilonów. Część jest zniszczona, ale nadal serwują tam kawę i herbatę - mówiłam spokojnie, to nie była ironia. - Niegdyś cumowały tam statki z Londynu, typowo turystyczne, dzisiaj nic się tam nie zatrzymuje. Mugolskie wojsko strzeże tego terenu nader dobrze - nie byłam pewna, co schowane jest w Southwold, ani dlaczego akurat ta przestrzeń jest przez nich ochraniania, ale logicznym wydało mi się dalsze śledztwo, albo chociaż atak na to miejsce, aby nie czuli się bezpiecznie. - Mają coś na pozór mundurów. Czarne z takimi dwoma liniami guzików wzdłuż tułowia i czapki - uniosłam górną wargę w nieco szyderczym uśmiechu. - Tak się rozpoznają i mają oznaczenia hierarchii. Nie znam się na tym, mogę głębiej zbadać temat ich szat, o ile będzie znaczący - wzruszyłam ramionami kończąc opowieść o pierwszej z moich spraw.
- Kolejną sprawą jest trakt handlowy pomiędzy wsią Moulton, a Newmarket. To niewielkie miasto położone w połowie drogi pomiędzy Cambridge i Bury St.Edmunds - wymawiając nazwę ostatniej miejscowości spojrzałam na Sallowa, bo on wspomniał o nim wcześniej. Mówiłam wolno, przyzwyczajona byłam do współpracy z młodymi strażnikami, którym trzeba było wiele rzeczy tłumaczyć spokojniej, a tutaj nie miałam doświadczonych szpiegów. Każdy był ekspertem, ale w swojej dziedzinie, tak więc nie zamierzałam nadganiać tempa, a mówić tak, aby mnie zrozumieli. Wielu z nich zdawało sobie sprawę z moich umiejętności, z czego byłam szczególnie dumna. - To około 3 mile, znaleźć tam można i mugoli, i czarodziejów, ale największym zagrożeniem są dla nich szabrownicy okradający to miejsce. Na razie są to pojedyncze ataki, głównie ze strony czarodziejów, choć nie znam ich pochodzenia, ani nazwisk, tak słyszałam słuchy, że bliższe im są kazania Longbottoma, niż wartości tego świata - uniosłam wyżej brwi spoglądając na śmierciożerców. Szabrownicy mogli oznaczać dodatkową siłę Zakonu Feniksa w Suffolk, osobiście uważałam, że należy się ich pozbyć. - Newport słynie z przemysłu jeździeckiego, wokół mnóstwo tam terenów konnych, zwierzęta również wykorzystywane są do transportu żywności, materiałów, minerałów i tworzyw z Moulton. Tam na kamiennym moście kilka razy w tygodniu odbywa się targ. Mogę poznać dokładne daty i godziny - odetchnęłam po dość długim wywodzie. Zdecydowanie bardziej preferowałam słuchać i działać niż mówić, ale przecież byłam szpiegiem.
- Prawdziwa gratka - uśmiechnęłam się pod nosem - bo we Flatford na skraju lasu jest młyn. To miasto pomiędzy Ipshwick, a Colchester, tuż przy zatoce rzeki Stourt, wpływającej do Morza Północnego. Żyje tam rodzina szlam o nazwisku Howell, która od pokoleń się nim zajmuje. Podają się za czystej krwi McLaggenów, ale to kłamstwo. Słabną z każdym pokoleniem, wciąż mieszając się z mugolami. Jest wśród nich kilku charłaków - zdobycie tych wszystkich informacji wymagało ode mnie sporo, ale warto było. - To główny punkt produkcji mąki w tym hrabstwie, a oni... Podobno zakopują swoje skarby w pobliżu młyna, na kamieniach oznaczonych runami - wzrok zwróciłam bezpośrednio na Drew, wiedząc, że ten ma na ich temat wiedzę, ja ledwo pamiętałam to czego uczyli mnie w Hogwarcie. Nie wypowiedziałam się, co uważam, że należy z nim zrobić, to wolałam oddać dowódcom w tej wojnie. Nie spojrzałam na nikogo innego, kończąc własny wywód, miałam świadomość, że jest dość długi, a informacji było wiele, ale na tym polegała moje praca. Szukałam, rozglądałam się, wyciągałam wnioski.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Słuchałam rozpoczęcia z ust Drew, doskonale zdawałam sobie sprawę z wagi tych hrabstw, sama rozpoczynałam swoje śledztwo i udało mi się pozyskać kilka znaczących dla sprawy informacji. Najpierw wysłuchałam sir Malfoya, potem Corneliusa Sallowa, a następnie odchrząknęłam cicho i rozpoczęłam mówić. Krótko, zwięźle i na temat.
- Tropiłam w Suffolk - powiedziałam spoglądając na Drew, a następnie na Ramseya i Tristana. - Mam trzy tematy, które na moje oko należy rozpatrywać osobno - wypowiedziałam się bazując na własnym doświadczeniu. Nie lubiłam faktu, że ci wszyscy obcy ludzie dowiedzą się, jakie miałam talenty, ale nie było wyjścia, bo były sprawy o wiele ważniejsze niż moje chcenie lub niechcenie. Chodziło przecież o Czarnego Pana i jego wolę.
- Southwold to nadmorski kurort, mniej więcej w połowie drogi od Ipswich i Norwich. Nie ma tam portu, ale znajduje się tam molo, Southwold Pier. Ma najwyżej 650 stóp długości, stoi tam parę pustych pawilonów. Część jest zniszczona, ale nadal serwują tam kawę i herbatę - mówiłam spokojnie, to nie była ironia. - Niegdyś cumowały tam statki z Londynu, typowo turystyczne, dzisiaj nic się tam nie zatrzymuje. Mugolskie wojsko strzeże tego terenu nader dobrze - nie byłam pewna, co schowane jest w Southwold, ani dlaczego akurat ta przestrzeń jest przez nich ochraniania, ale logicznym wydało mi się dalsze śledztwo, albo chociaż atak na to miejsce, aby nie czuli się bezpiecznie. - Mają coś na pozór mundurów. Czarne z takimi dwoma liniami guzików wzdłuż tułowia i czapki - uniosłam górną wargę w nieco szyderczym uśmiechu. - Tak się rozpoznają i mają oznaczenia hierarchii. Nie znam się na tym, mogę głębiej zbadać temat ich szat, o ile będzie znaczący - wzruszyłam ramionami kończąc opowieść o pierwszej z moich spraw.
- Kolejną sprawą jest trakt handlowy pomiędzy wsią Moulton, a Newmarket. To niewielkie miasto położone w połowie drogi pomiędzy Cambridge i Bury St.Edmunds - wymawiając nazwę ostatniej miejscowości spojrzałam na Sallowa, bo on wspomniał o nim wcześniej. Mówiłam wolno, przyzwyczajona byłam do współpracy z młodymi strażnikami, którym trzeba było wiele rzeczy tłumaczyć spokojniej, a tutaj nie miałam doświadczonych szpiegów. Każdy był ekspertem, ale w swojej dziedzinie, tak więc nie zamierzałam nadganiać tempa, a mówić tak, aby mnie zrozumieli. Wielu z nich zdawało sobie sprawę z moich umiejętności, z czego byłam szczególnie dumna. - To około 3 mile, znaleźć tam można i mugoli, i czarodziejów, ale największym zagrożeniem są dla nich szabrownicy okradający to miejsce. Na razie są to pojedyncze ataki, głównie ze strony czarodziejów, choć nie znam ich pochodzenia, ani nazwisk, tak słyszałam słuchy, że bliższe im są kazania Longbottoma, niż wartości tego świata - uniosłam wyżej brwi spoglądając na śmierciożerców. Szabrownicy mogli oznaczać dodatkową siłę Zakonu Feniksa w Suffolk, osobiście uważałam, że należy się ich pozbyć. - Newport słynie z przemysłu jeździeckiego, wokół mnóstwo tam terenów konnych, zwierzęta również wykorzystywane są do transportu żywności, materiałów, minerałów i tworzyw z Moulton. Tam na kamiennym moście kilka razy w tygodniu odbywa się targ. Mogę poznać dokładne daty i godziny - odetchnęłam po dość długim wywodzie. Zdecydowanie bardziej preferowałam słuchać i działać niż mówić, ale przecież byłam szpiegiem.
- Prawdziwa gratka - uśmiechnęłam się pod nosem - bo we Flatford na skraju lasu jest młyn. To miasto pomiędzy Ipshwick, a Colchester, tuż przy zatoce rzeki Stourt, wpływającej do Morza Północnego. Żyje tam rodzina szlam o nazwisku Howell, która od pokoleń się nim zajmuje. Podają się za czystej krwi McLaggenów, ale to kłamstwo. Słabną z każdym pokoleniem, wciąż mieszając się z mugolami. Jest wśród nich kilku charłaków - zdobycie tych wszystkich informacji wymagało ode mnie sporo, ale warto było. - To główny punkt produkcji mąki w tym hrabstwie, a oni... Podobno zakopują swoje skarby w pobliżu młyna, na kamieniach oznaczonych runami - wzrok zwróciłam bezpośrednio na Drew, wiedząc, że ten ma na ich temat wiedzę, ja ledwo pamiętałam to czego uczyli mnie w Hogwarcie. Nie wypowiedziałam się, co uważam, że należy z nim zrobić, to wolałam oddać dowódcom w tej wojnie. Nie spojrzałam na nikogo innego, kończąc własny wywód, miałam świadomość, że jest dość długi, a informacji było wiele, ale na tym polegała moje praca. Szukałam, rozglądałam się, wyciągałam wnioski.
[bylobrzydkobedzieladnie]
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 25.09.21 15:56, w całości zmieniany 1 raz
Sala powoli wypełniała się ludźmi, a Elvira pilnowała, aby każdego powitać z identycznie subtelnym szacunkiem; przesuwała spojrzeniem po twarzach, po sylwetkach, nie odmawiając skinięcia głową nawet Sigrun czy Mulciberowi, z tą tylko różnicą, że im nie patrzyła prosto w oczy. Uśmiechnęła się kątem ust, gdy w sali znalazła się Tatiana, Tristan Rosier, Cillian i Irina. Uśmiech ten jednak szybko zbladł, gdy w polu widzenia Elviry znalazły się nie jedna lecz dwie kobiety o charakterystycznie orientalnej urodzie. Jej błękitne oczy mogły się rozszerzyć, wargi rozchylić w wyrazie szoku, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. Wiedziała przecież, że ktoś z nich pomaga Chang w nauce czarnej magii, nie spodziewała się tylko, że będzie to śmierciożerca. Prędzej czy później dziewczyna musiała znaleźć się w ich gronie, Elvira na to liczyła, była z niej dumna, nie spodziewała się jednak - a może nie chciała spodziewać? - że wydarzy się to tak prędko. Pozwoliła sobie kontemplować ten fakt jedynie przez minutę, mniej nawet, a potem odwróciła się i uniosła brodę, by spojrzeć na Drew z wyrazem słabo tłumionego rozbawienia. Wyzywający wzrok oraz lekko uniesiona brew sugerowały wyraźnie: myślałeś, że będę zmieszana? Nie musiała się nawet wysilać, aby rozpoznać w męskim głosie ironię, wiedziała, że tylko się droczył.
Spoważniała i opuściła spojrzenie na swój kielich, kiedy zebrali się wszyscy i zasiedli przy długim stole. Było ich tak wielu, odnosiła wrażenie, że więcej niż ostatnim razem. Podniosłe milczenie przerwał dopiero Drew, a Elvira słuchała go z bliska, spijając każde słowo - i niewielki łyk wina, który przyjemnie rozgrzewał w piersi. Na więcej sobie nie pozwoliła, nie chcąc odczuć skutków alkoholu nawet w niewielkim stopniu. Musiała dobrze zapamiętać wszystko, co mówili jej towarzysze, szukać powiązań, szukać drogi do tego, by konstruować trzymające się logiki plany. Zabierali głos po kolei, nikt nikomu nie przerywał; to chyba ceniła najbardziej w ich zebraniach, że nie byli bandą krzyczących prostaków, pilnowali kultury słowa. Podparła brodę na szczupłych palcach i przesunęła spojrzeniem od Abraxasa do Corneliusa. Niewielki grymas mówił wszystko o tym, co sądziła o mugolach przejmujących stare, czarodziejskie rezydencje - o tych nielicznych dość bezczelnych, aby tępić potężniejszych od siebie. Obrzydliwi i zaskakująco problematyczni. Jak pchły albo karaluchy. Przesunęła paznokieć wzdłuż dolnej wargi, z zastanowieniem wsłuchując się też w słowa Rity. Wieś o nazwie tak podobnej do jej nazwiska wzbudziła w niej nieprzyjemny dreszcz. Dużo istotniejsze od tego były jednak wieści o szlakach handlowych. Jak na złość, w tym wszystkim informacje, które sama zdobyła, wydały się Elvirze proste, wręcz błahe. Choć nie całkiem. Przy takiej ilości zorganizowanych punktów do przejęcia, będzie im potrzebne każde wsparcie w terenie.
Zdecydowała się zabrać głos wtedy, gdy na moment znów zapadła cisza.
- Leczyłam kiedyś garść ludzi z Warwick, to stolica Warwickshire. Mam dobrze zweryfikowane informacje na temat jednej z mieszczących się tam ulic, odchodzącej od Northgate. Można by ją nazwać odpowiednikiem londyńskiego Śmiertelnego Nokturnu. To zaniedbane kamienice, ale mieszka tam liczna czarodziejska społeczność, nie mająca wiele do stracenia. - Ledwie słyszalnie postukiwała palcami o czarny blat, obserwując skupione twarze i skierowane na nią oczy. - Odstępując od eufemizmów, są biedni, teraz nawet bardziej niż wcześniej. Kwitnie tam nielegalny handel, przemyt, roi się od informatorów. Wiem jednak, że nie mieszkają tam tylko mężczyźni, którym nie udało się w życiu - Bez urazy, Drew. - Tłoczą się tam całe rodziny, więc dla siebie nawzajem zrobią wszystko, byle zarobić. Idealnie nadadzą się do brudnej roboty na terenie stolicy, a nawet dalej. Myślę, że chętnych będzie się dało liczyć w dziesiątkach, może setkach, jeżeli dobrze się za to zabrać. - Nieznacznie przekrzywiła głowę, ucinając, powstrzymując chęć ubarwienia suchych informacji, by brzmiały ciekawiej. Nie mieli na to czasu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Spoważniała i opuściła spojrzenie na swój kielich, kiedy zebrali się wszyscy i zasiedli przy długim stole. Było ich tak wielu, odnosiła wrażenie, że więcej niż ostatnim razem. Podniosłe milczenie przerwał dopiero Drew, a Elvira słuchała go z bliska, spijając każde słowo - i niewielki łyk wina, który przyjemnie rozgrzewał w piersi. Na więcej sobie nie pozwoliła, nie chcąc odczuć skutków alkoholu nawet w niewielkim stopniu. Musiała dobrze zapamiętać wszystko, co mówili jej towarzysze, szukać powiązań, szukać drogi do tego, by konstruować trzymające się logiki plany. Zabierali głos po kolei, nikt nikomu nie przerywał; to chyba ceniła najbardziej w ich zebraniach, że nie byli bandą krzyczących prostaków, pilnowali kultury słowa. Podparła brodę na szczupłych palcach i przesunęła spojrzeniem od Abraxasa do Corneliusa. Niewielki grymas mówił wszystko o tym, co sądziła o mugolach przejmujących stare, czarodziejskie rezydencje - o tych nielicznych dość bezczelnych, aby tępić potężniejszych od siebie. Obrzydliwi i zaskakująco problematyczni. Jak pchły albo karaluchy. Przesunęła paznokieć wzdłuż dolnej wargi, z zastanowieniem wsłuchując się też w słowa Rity. Wieś o nazwie tak podobnej do jej nazwiska wzbudziła w niej nieprzyjemny dreszcz. Dużo istotniejsze od tego były jednak wieści o szlakach handlowych. Jak na złość, w tym wszystkim informacje, które sama zdobyła, wydały się Elvirze proste, wręcz błahe. Choć nie całkiem. Przy takiej ilości zorganizowanych punktów do przejęcia, będzie im potrzebne każde wsparcie w terenie.
Zdecydowała się zabrać głos wtedy, gdy na moment znów zapadła cisza.
- Leczyłam kiedyś garść ludzi z Warwick, to stolica Warwickshire. Mam dobrze zweryfikowane informacje na temat jednej z mieszczących się tam ulic, odchodzącej od Northgate. Można by ją nazwać odpowiednikiem londyńskiego Śmiertelnego Nokturnu. To zaniedbane kamienice, ale mieszka tam liczna czarodziejska społeczność, nie mająca wiele do stracenia. - Ledwie słyszalnie postukiwała palcami o czarny blat, obserwując skupione twarze i skierowane na nią oczy. - Odstępując od eufemizmów, są biedni, teraz nawet bardziej niż wcześniej. Kwitnie tam nielegalny handel, przemyt, roi się od informatorów. Wiem jednak, że nie mieszkają tam tylko mężczyźni, którym nie udało się w życiu - Bez urazy, Drew. - Tłoczą się tam całe rodziny, więc dla siebie nawzajem zrobią wszystko, byle zarobić. Idealnie nadadzą się do brudnej roboty na terenie stolicy, a nawet dalej. Myślę, że chętnych będzie się dało liczyć w dziesiątkach, może setkach, jeżeli dobrze się za to zabrać. - Nieznacznie przekrzywiła głowę, ucinając, powstrzymując chęć ubarwienia suchych informacji, by brzmiały ciekawiej. Nie mieli na to czasu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 26.09.21 12:09, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Przyglądał się kolejnym zajmującym krzesła osobom, większość z nich rozpoznając, część jedynie kojarząc; zaledwie garstka pozostała dla niego zagadką, póki co nie skupiał się jednak na próbach przypomnienia sobie nazwisk, bo ledwie wskazówka zegara przesunęła się na wyznaczoną godzinę, głos zabrał Drew, w pełni zaskarbiając sobie uwagę Manannana. Palce przesuwające się po gładkiej powierzchni jabłka znieruchomiały, a on sam odwrócił się w stronę Macnaira, wysłuchując w skupieniu jego słów. Niebudzących zaskoczenia; wiedział już, że sprawa tyczyła się Suffolku i Warwickshire, odrzucenie na bok innych tematów wydało mu się więc dobrym posunięciem; w ustaleniach nie przepadał za rozpraszaniem się i odbieganiem od konkretów, było ich zresztą zbyt wielu, by mogli sobie na to pozwolić.
Powiódł spokojnym spojrzeniem po zgromadzonych przy stole czarodziejach i czarownicach, mgliście zastanawiając się, ilu z nich – tak samo, jak on – siedziało tu po raz pierwszy; z twarzy trudno było mu to wyczytać, biło od nich głównie skupienie. Odwróciwszy się w drugą stronę, zatrzymał wzrok na Abraxasie, który odezwał się jako następny; pierwsze wypowiedziane przez niego zdania przemknęły gdzieś obok, polityczne znaczenie starego dworu budziło w Manannanie niewielkie zainteresowanie – wolał skupić się na strategii i samym działaniu – ale na wzmiankę o sieci podziemnych korytarzy wyprostował się bezwiednie, poprawiając się w krześle, na którym wcześniej nieco opadł; pochylił się do przodu, żeby oprzeć łokcie na blacie, wychylając się do przodu. – Tunele nie są plotką – wtrącił się, spoglądając najpierw w stronę Abraxasa, a później Corneliusa, z którego wypowiedzi również wyłapał znajomą nazwę; odchrząknął cicho, mając zamiar kontynuować, ale gdzieś po drodze orientując się, że tak jak część zebranych pozostawała obca dla niego, tak i jego tożsamość mogła nie być dla wszystkich oczywista. – Wybaczcie. Manannan Travers – przedstawił się krótko, skłaniając nieznacznie głowę, rezygnując z bardziej rozwlekłego mówienia o sobie – nie było na to miejsca ani czasu. – Czy dysponujemy jakąś mapą? – zapytał, nad stołem rozlegały się kolejne nazwy portów, dworów i miasteczek; opracowanie strategii byłoby prostsze, gdyby byli w stanie od razu umiejscawiać je w przestrzeni. Niezależnie od odpowiedzi, podjął przerwany temat. – Na skraju Bury St. Edmunds stoi kamienna stróżówka – powiedział, znów spoglądając na Sallowa, który zarysował plan pojmania mugolskich polityków. – Sama w sobie nie ma wielkiej wartości, ale ukrywa wejście do podziemnego korytarza, który rozwidla się na kilka następnych. Jeden kończy się w bliźniaczej stróżówce w pobliżu Kentwell Hall – zerknął przelotnie w stronę Malfoya – dwa kolejne mijają granicę hrabstwa i wychodzą na powierzchnię na terenie Norfolku: w pobliżu Castle Rising na północy, i na obrzeżach Norwich. Nie wiem, w jakim stanie są korytarze, ani kto aktualnie się nimi przemieszcza, ale to coś, co jestem w stanie sprawdzić – Norfolk należało do Traversów; to były jego ziemie – i podejrzewał, że z zebranych znał je najlepiej. – Tu wdzięczny byłbym za wsparcie – z tego, co wiem, większość stróżówek nie jest tak zupełnie porzuconych – to dobre schronienia, ta w ruinach zamku gnieździ na pewno co najmniej kilkanaście osób; im będzie się robiło zimniej, tym będzie ich więcej. – Jeśli chcieli przejąć korytarze dla siebie, musieli najpierw pozbyć się ich aktualnych mieszkańców. – Zabezpieczenie korytarzy dałoby nam możliwość przemieszczania się między ziemiami Norfolku a Suffolk – dyskretne i niezauważone – dodał, choć zapewne nie musiał; strategicznie znaczenie takiej drogi było oczywiste.
Zrobił krótką pauzę, przesuwając jeden z tkwiących na palcach pierścieni, po czym kontynuował. – Inną drogą może być też droga morska – podjął. – Suffolk ma port – Ipswich, który wciąż przyjmuje statki transportowe z Londynu. Rzeką, która ma tam ujście, można dotrzeć głęboko w ląd, również na pokładzie statku – jeśli zdecydujemy się z tego skorzystać, Selma jest do waszej dyspozycji – zaproponował, pewien, że jego okręt poradziłby sobie z manewrowaniem również i na przybrzeżnych wodach. – Sam port i rzekę warto będzie zająć, to doskonałe miejsce na połów ryb. – Stały dostęp do żywności pozwalał na łatwiejsze utrzymanie hrabstwa, jeśli planowali przejąć nad nim kontrolę. – Poznałem tam kiedyś starego czarodzieja-rybaka, opowiadał mi historię o... – zaczął, tknięty nagłą myślą, w połowie zdania orientując się jednak, że to nie był dobry czas na morskie opowieści; odchrząknął, zwijając dłoń z brakującym palcem w pięść i przykładając ją do ust – ...w każdym razie, linia brzegowa mogłaby być dobrym punktem do rozpoczęcia ewentualnego ataku – zakończył, kiwając głową.
Wysłuchawszy słów nieznanej mu, ciemnowłosej kobiety (Rity), wtrącił jeszcze krótko: – Jeśli zajdzie potrzeba dyskretnej obserwacji tych terenów, mogę pomóc – zaoferował, odnosząc się właściwie do wszystkich wymienionych przez nią punktów. – Jestem animagiem, mogę to zrobić bez rzucania się w oczy – dodał.
Słów jasnowłosej czarownicy wysłuchał z uwagą, ale nie dodając niczego od siebie; o Warwickshire, w przeciwieństwie do Suffolk, póki co wiedział niewiele.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Powiódł spokojnym spojrzeniem po zgromadzonych przy stole czarodziejach i czarownicach, mgliście zastanawiając się, ilu z nich – tak samo, jak on – siedziało tu po raz pierwszy; z twarzy trudno było mu to wyczytać, biło od nich głównie skupienie. Odwróciwszy się w drugą stronę, zatrzymał wzrok na Abraxasie, który odezwał się jako następny; pierwsze wypowiedziane przez niego zdania przemknęły gdzieś obok, polityczne znaczenie starego dworu budziło w Manannanie niewielkie zainteresowanie – wolał skupić się na strategii i samym działaniu – ale na wzmiankę o sieci podziemnych korytarzy wyprostował się bezwiednie, poprawiając się w krześle, na którym wcześniej nieco opadł; pochylił się do przodu, żeby oprzeć łokcie na blacie, wychylając się do przodu. – Tunele nie są plotką – wtrącił się, spoglądając najpierw w stronę Abraxasa, a później Corneliusa, z którego wypowiedzi również wyłapał znajomą nazwę; odchrząknął cicho, mając zamiar kontynuować, ale gdzieś po drodze orientując się, że tak jak część zebranych pozostawała obca dla niego, tak i jego tożsamość mogła nie być dla wszystkich oczywista. – Wybaczcie. Manannan Travers – przedstawił się krótko, skłaniając nieznacznie głowę, rezygnując z bardziej rozwlekłego mówienia o sobie – nie było na to miejsca ani czasu. – Czy dysponujemy jakąś mapą? – zapytał, nad stołem rozlegały się kolejne nazwy portów, dworów i miasteczek; opracowanie strategii byłoby prostsze, gdyby byli w stanie od razu umiejscawiać je w przestrzeni. Niezależnie od odpowiedzi, podjął przerwany temat. – Na skraju Bury St. Edmunds stoi kamienna stróżówka – powiedział, znów spoglądając na Sallowa, który zarysował plan pojmania mugolskich polityków. – Sama w sobie nie ma wielkiej wartości, ale ukrywa wejście do podziemnego korytarza, który rozwidla się na kilka następnych. Jeden kończy się w bliźniaczej stróżówce w pobliżu Kentwell Hall – zerknął przelotnie w stronę Malfoya – dwa kolejne mijają granicę hrabstwa i wychodzą na powierzchnię na terenie Norfolku: w pobliżu Castle Rising na północy, i na obrzeżach Norwich. Nie wiem, w jakim stanie są korytarze, ani kto aktualnie się nimi przemieszcza, ale to coś, co jestem w stanie sprawdzić – Norfolk należało do Traversów; to były jego ziemie – i podejrzewał, że z zebranych znał je najlepiej. – Tu wdzięczny byłbym za wsparcie – z tego, co wiem, większość stróżówek nie jest tak zupełnie porzuconych – to dobre schronienia, ta w ruinach zamku gnieździ na pewno co najmniej kilkanaście osób; im będzie się robiło zimniej, tym będzie ich więcej. – Jeśli chcieli przejąć korytarze dla siebie, musieli najpierw pozbyć się ich aktualnych mieszkańców. – Zabezpieczenie korytarzy dałoby nam możliwość przemieszczania się między ziemiami Norfolku a Suffolk – dyskretne i niezauważone – dodał, choć zapewne nie musiał; strategicznie znaczenie takiej drogi było oczywiste.
Zrobił krótką pauzę, przesuwając jeden z tkwiących na palcach pierścieni, po czym kontynuował. – Inną drogą może być też droga morska – podjął. – Suffolk ma port – Ipswich, który wciąż przyjmuje statki transportowe z Londynu. Rzeką, która ma tam ujście, można dotrzeć głęboko w ląd, również na pokładzie statku – jeśli zdecydujemy się z tego skorzystać, Selma jest do waszej dyspozycji – zaproponował, pewien, że jego okręt poradziłby sobie z manewrowaniem również i na przybrzeżnych wodach. – Sam port i rzekę warto będzie zająć, to doskonałe miejsce na połów ryb. – Stały dostęp do żywności pozwalał na łatwiejsze utrzymanie hrabstwa, jeśli planowali przejąć nad nim kontrolę. – Poznałem tam kiedyś starego czarodzieja-rybaka, opowiadał mi historię o... – zaczął, tknięty nagłą myślą, w połowie zdania orientując się jednak, że to nie był dobry czas na morskie opowieści; odchrząknął, zwijając dłoń z brakującym palcem w pięść i przykładając ją do ust – ...w każdym razie, linia brzegowa mogłaby być dobrym punktem do rozpoczęcia ewentualnego ataku – zakończył, kiwając głową.
Wysłuchawszy słów nieznanej mu, ciemnowłosej kobiety (Rity), wtrącił jeszcze krótko: – Jeśli zajdzie potrzeba dyskretnej obserwacji tych terenów, mogę pomóc – zaoferował, odnosząc się właściwie do wszystkich wymienionych przez nią punktów. – Jestem animagiem, mogę to zrobić bez rzucania się w oczy – dodał.
Słów jasnowłosej czarownicy wysłuchał z uwagą, ale nie dodając niczego od siebie; o Warwickshire, w przeciwieństwie do Suffolk, póki co wiedział niewiele.
[bylobrzydkobedzieladnie]
some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green
Ostatnio zmieniony przez Manannan Travers dnia 26.09.21 1:37, w całości zmieniany 1 raz
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Sala powoli wypełniała się ludźmi. Część twarzy była nowa, budziła jednak zadowolenie - dobrze było widzieć w ich kręgach samego lorda Abraxasa, godnie reprezentującego ród i swego ojca, miłosiernie rządzącego nowym porządkiem sir Malfoya. Deirdre skinęła mu głową, tak samo powitała Mathieu, głównie ciągle wpatrzona przed siebie, na pustą ścianę, ponad zastawionym stołem. Zerknęła w bok tylko w momencie, w którym zwrócił się do niej jeden z Burke'ów, w subtelny sposób, bezpośrednim powitaniem, zapewne próbując wybadać nastrój madame Mericourt po ostatnich przykrych doświadczeniach, na które skazał ją tamten bełkoczący w obcym języku rzezimieszek.
- Lordzie Burke. Jak się miewają lorda pracownicy? - odparła beznamiętnym tonem na uprzejme powitanie Xaviera, doszły ją słuchy, że przestępca wyszedł już z Tower i choć nie chowała urazy, wiedząc, że właściwie nie stało się nic groźnego, to nie zamierzała tego okazywać. Ci, którzy podnosili rękę na czystą krew i pluli na nowe zasady oraz prawa, powinni być przykładnie ukarani. Zadbać o to winien też Cornelius, jak zwykle kulturalny i oficjalny w każdym celu, jego nie zaszczyciła jednak nawet spojrzeniem, widząc, że przypatruje się jej i Wren. Budziły zainteresowanie, wyczuwałe je także od nowej postaci Traversa, pewnie zasiadającej przy stole. Zwinna zabawa z jabłkiem nie uszła jej uwadze, tak samo jak lekki uśmiech, błąkający się gdzieś w zakamarkach brody oraz cała aura kogoś niebanalnego, intrygującego nie tylko obciążonymi srebrnymi pierścieniami dłońmi. Niekompletnymi - czy tylko się jej zdawało? Przekręciła głowę, przyglądając mu się śmiało, przeszywająco, zdawało się też, że prawie bez mrugnięcia, niespeszona blaskiem jasnych, prawie morskich tęczówek. Zmrużyła nieco powieki, tak, jakby wyczytała z tego oryginalnego obrazka jakąś budzącą zaciekawienie prawdę, po czym, bez speszenia, powróciła do kontemplacji stołu. Zauważyła wejście Perseusa, elitarnie witającego się tylko z mężczyznami, ale powstrzymała chęć komentarza - oby godnie zastąpił Alpharda w szeregach Rycerzy Walpurgii. Błędy można było odpracować z nawiązką, przykładem była postać Maghnusa, przywracającego wiarę w talenty Bulstrode'ów. Dobrze było widzieć też Sigrun - już pewniejszą siebie, spokojniejszą, normalniejszą niż zwykle - przyjrzała się jej dłużej, kontrolnie, lecz nic nie zdradzało wielkich problemów emocjonalnych. Skinięciem głowy powitała Zachary'ego, Irinę i Cilliana, ukrywając zdziwienie pocałunkiem, który złożyła na policzku Ramseya inna ciemnowłosa kobieta. Pomimo pozornego pogrążenia we własnych myślach nie umknęła jej postać mężczyzny, który zasiadł obok Rity, wybierając to miejsce spośród innych, lecz ponownie skonfrontowała się z kimś spojrzeniem dopiero w chwili, w której w pomieszczeniu pojawił się Rosier. Przekręciła głowę w bok, gdy usiadł obok niej; skinęła nią z szacunkiem, nie odpowiedziała jednak na pytające spojrzenie, przynajmniej nie od razu. Dopiero, gdy wszyscy zasiedli przy stole, a Drew oficjalnie rozpoczął spotkanie, mające na celu podzielenie się informacjami, postanowiła przedstawić towarzyszącą jej czarownicę.
- Korzystając z okazji: przyprowadziłam dziś ze sobą nową sojuszniczkę, Wren Chang, czarownicę o wielu talentach, oddaną naszej sprawie, czego dowiodła nie tylko działaniami w Staffordshire, ale także tymi, których podejmowała się w poprzednich miesiącach. Wierzę, że jej rosnąca wiedza, odwaga oraz magiczne talenty przydadzą się podczas nadchodzących wyzwań - powiedziała, korzystając z początkowej chwili ciszy. Nie dodała, że Wren nie jest jej krewną, choć podejrzewała, że tak właśnie będzie myśleć większość zgromadzonych; to nie był jednak czas na walkę ze stereotypami, a na magiczną burzę mózgów, pozwalającą na jak najlepsze wypełnienie rozkazów Czarnego Pana.
Z uznaniem wysłuchała Abraxasa, później Rity, lecz to wypowiedź Corneliusa przykuła jej uwagę na dobre. To, o czym mówił, wiązało się bezposrednio z wieściami, które zdobyła swoimi kanałami.
- Dzięki kontaktom z znanym handlarzem artefaktami, Xenophiliusem Morganem, dowiedziałam się więcej o ważnym dla mugoli miejscu kultu, wspomnianej przez ciebie, Corneliusie, katedrze w Bury St. Edmunds - zaczęła w zastanowieniu, odgarniając za ucho jeden niesforny kosmyk czarnych włosów. - Uzyskane od niego informacje potwierdzają te, którymi podzielił się Sallow. Ceremonie są regularne, najwięcej ludzi przybywa do budynku w niedzielne południe, faktycznie mogą tam wtedy zjawiać się ważni politycy czy działacze. Morgan wspomniał też o krypcie, która znajduje się w podziemiach, pod główną częścią katedry. Przechowuje się tam pewnego rodzaju artefakty, które mają dla mugoli wielkie znaczenie. Xenophilius nie był w stanie powiedzieć, czy mają one faktyczną moc, którą moglibyśmy my, czarodzieje, wykorzystać, lecz na pewno stanowią one dla mugoli pewnego rodzaju...świętość? - zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czy dobrze rozumie całą tą szlamiastą logikę. - Myślę, że to dobre miejsce, by uderzyć w samo serce Suffolk. W miejsce, które obdarzane jest czcią i traktowane jako wyjątkowe. Myślę, że istnieje duża szansa, by ich tam pojmać. Według mnie nie powinniśmy działać politycznie, tak jak wspominał Cornelius, są oni przeciwni czarodziejom, zwalczają nas, krzywdzą - należy ukarać całą społeczność, a publiczne zbeszczeszczenie ich relikwi oraz zniszczene budowli mogłoby stanowić ostateczny koniec mugoli w tamtym miejscu - zaproponowała na głos, wyrażając swoje zdanie - mogła je zmienić, jeśli pojawią się argumenty przeciwne, ale wątpiła, by łagodne obchodzenie się z mugolami było korzystne dla ich sprawy.
| jeślikogośpominęłamprzepraszam:(
- Lordzie Burke. Jak się miewają lorda pracownicy? - odparła beznamiętnym tonem na uprzejme powitanie Xaviera, doszły ją słuchy, że przestępca wyszedł już z Tower i choć nie chowała urazy, wiedząc, że właściwie nie stało się nic groźnego, to nie zamierzała tego okazywać. Ci, którzy podnosili rękę na czystą krew i pluli na nowe zasady oraz prawa, powinni być przykładnie ukarani. Zadbać o to winien też Cornelius, jak zwykle kulturalny i oficjalny w każdym celu, jego nie zaszczyciła jednak nawet spojrzeniem, widząc, że przypatruje się jej i Wren. Budziły zainteresowanie, wyczuwałe je także od nowej postaci Traversa, pewnie zasiadającej przy stole. Zwinna zabawa z jabłkiem nie uszła jej uwadze, tak samo jak lekki uśmiech, błąkający się gdzieś w zakamarkach brody oraz cała aura kogoś niebanalnego, intrygującego nie tylko obciążonymi srebrnymi pierścieniami dłońmi. Niekompletnymi - czy tylko się jej zdawało? Przekręciła głowę, przyglądając mu się śmiało, przeszywająco, zdawało się też, że prawie bez mrugnięcia, niespeszona blaskiem jasnych, prawie morskich tęczówek. Zmrużyła nieco powieki, tak, jakby wyczytała z tego oryginalnego obrazka jakąś budzącą zaciekawienie prawdę, po czym, bez speszenia, powróciła do kontemplacji stołu. Zauważyła wejście Perseusa, elitarnie witającego się tylko z mężczyznami, ale powstrzymała chęć komentarza - oby godnie zastąpił Alpharda w szeregach Rycerzy Walpurgii. Błędy można było odpracować z nawiązką, przykładem była postać Maghnusa, przywracającego wiarę w talenty Bulstrode'ów. Dobrze było widzieć też Sigrun - już pewniejszą siebie, spokojniejszą, normalniejszą niż zwykle - przyjrzała się jej dłużej, kontrolnie, lecz nic nie zdradzało wielkich problemów emocjonalnych. Skinięciem głowy powitała Zachary'ego, Irinę i Cilliana, ukrywając zdziwienie pocałunkiem, który złożyła na policzku Ramseya inna ciemnowłosa kobieta. Pomimo pozornego pogrążenia we własnych myślach nie umknęła jej postać mężczyzny, który zasiadł obok Rity, wybierając to miejsce spośród innych, lecz ponownie skonfrontowała się z kimś spojrzeniem dopiero w chwili, w której w pomieszczeniu pojawił się Rosier. Przekręciła głowę w bok, gdy usiadł obok niej; skinęła nią z szacunkiem, nie odpowiedziała jednak na pytające spojrzenie, przynajmniej nie od razu. Dopiero, gdy wszyscy zasiedli przy stole, a Drew oficjalnie rozpoczął spotkanie, mające na celu podzielenie się informacjami, postanowiła przedstawić towarzyszącą jej czarownicę.
- Korzystając z okazji: przyprowadziłam dziś ze sobą nową sojuszniczkę, Wren Chang, czarownicę o wielu talentach, oddaną naszej sprawie, czego dowiodła nie tylko działaniami w Staffordshire, ale także tymi, których podejmowała się w poprzednich miesiącach. Wierzę, że jej rosnąca wiedza, odwaga oraz magiczne talenty przydadzą się podczas nadchodzących wyzwań - powiedziała, korzystając z początkowej chwili ciszy. Nie dodała, że Wren nie jest jej krewną, choć podejrzewała, że tak właśnie będzie myśleć większość zgromadzonych; to nie był jednak czas na walkę ze stereotypami, a na magiczną burzę mózgów, pozwalającą na jak najlepsze wypełnienie rozkazów Czarnego Pana.
Z uznaniem wysłuchała Abraxasa, później Rity, lecz to wypowiedź Corneliusa przykuła jej uwagę na dobre. To, o czym mówił, wiązało się bezposrednio z wieściami, które zdobyła swoimi kanałami.
- Dzięki kontaktom z znanym handlarzem artefaktami, Xenophiliusem Morganem, dowiedziałam się więcej o ważnym dla mugoli miejscu kultu, wspomnianej przez ciebie, Corneliusie, katedrze w Bury St. Edmunds - zaczęła w zastanowieniu, odgarniając za ucho jeden niesforny kosmyk czarnych włosów. - Uzyskane od niego informacje potwierdzają te, którymi podzielił się Sallow. Ceremonie są regularne, najwięcej ludzi przybywa do budynku w niedzielne południe, faktycznie mogą tam wtedy zjawiać się ważni politycy czy działacze. Morgan wspomniał też o krypcie, która znajduje się w podziemiach, pod główną częścią katedry. Przechowuje się tam pewnego rodzaju artefakty, które mają dla mugoli wielkie znaczenie. Xenophilius nie był w stanie powiedzieć, czy mają one faktyczną moc, którą moglibyśmy my, czarodzieje, wykorzystać, lecz na pewno stanowią one dla mugoli pewnego rodzaju...świętość? - zmarszczyła brwi, nie wiedząc, czy dobrze rozumie całą tą szlamiastą logikę. - Myślę, że to dobre miejsce, by uderzyć w samo serce Suffolk. W miejsce, które obdarzane jest czcią i traktowane jako wyjątkowe. Myślę, że istnieje duża szansa, by ich tam pojmać. Według mnie nie powinniśmy działać politycznie, tak jak wspominał Cornelius, są oni przeciwni czarodziejom, zwalczają nas, krzywdzą - należy ukarać całą społeczność, a publiczne zbeszczeszczenie ich relikwi oraz zniszczene budowli mogłoby stanowić ostateczny koniec mugoli w tamtym miejscu - zaproponowała na głos, wyrażając swoje zdanie - mogła je zmienić, jeśli pojawią się argumenty przeciwne, ale wątpiła, by łagodne obchodzenie się z mugolami było korzystne dla ich sprawy.
| jeślikogośpominęłamprzepraszam:(
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Wiedźma w milczeniu paliła własnoręcznie skręconego papierosa, niby od niechcenia przyglądając się czarodziejom, którzy zebrali się przy stole. Po znanych sobie powiodła raczej szybko, beznamiętnie; nowym zaś i tym nieznanym przyglądała się dłużej, nawet nie ukrywając, że robi to w oceniający sposób. Pojawili się przy ich stole politycy, syn Ministra i rzecznik Ministerstwa Magii, kolejni lordowie, ciotka Macnairów, handlarka krwią, wątłej budowy paniczyk, brodaty arystokrata, który jako jedyny zdecydował im się przedstawić, a także jej krewni, z których obecności Sigrun była dumna i zadowolona. To ona zaangażowała ich w walkę o wspólną sprawę i czuła się za to osobiście odpowiedzialna.
Przeniosła wzrok na Drew, który zamknął drzwi sali i rozpoczął spotkanie, sugerując, aby dyskusja skupiła się na dwóch konkretnych hrabstwach - w tym celu ich tu zebrał. Uważała jednak, że konieczne jest kilka dodatkowych informacji, jeśli mieli ustalić wspólnie działania.
- Niechże tylko nasi nowi przyjaciele się przedstawią i powiedzą co mogą zaoferować - wyrzekła Sigrun, zwracając spojrzenie ku sojusznikom i Rycerzom, którzy zasiedli przy wspólnym stole po raz pierwszy.
Niedopałek papierosa zgasiła w popielnicy i zamilkła, wsłuchując się w słowa Abraxasa Malfoya, Corneliusa Sallowa, Mannana Traversa, Rity Runcorn, Elviry Multon i Deirdre. Zdecydowała się w pierwszej kolejności odnieść do informacji przekazanych przez syna Ministra i lorda Traversa, gdyż ułożyły się w głowie Śmierciożerczyni w jedną całość i od razu na myśl nasunął się jej konkretny plan.
- Proponuję zatem, aby Kentwell Hall przejąć pewnym podstępem. Kilkoro z nas będzie próbowało pozornie dokonać oblężenia od frontu, by przyciągnąć ewentualnych obrońców w konkretne miejsce, podczas gdy reszta włamie się do wspomnianej przez Traversa stróżówki, przeszuka tunele i odnajdzie wejście do Kentwell Hall, jeśli rzeczywiście istnieje. Zaatakujemy od zewnątrz i od wewnątrz, z tym sobie już nie poradzą. Niezbędne będzie później nałożenie silniejszych zabezpieczeń. Zarówno na samo Kentwell Hall jak i okolice. Mogę się tego podjąć. Obojętnie w jakiej konfiguracji - zaproponowała od razu Rookwood, bo nie było z czym zwlekać. Spojrzała na Tristana, Ramseya, Drew i Deirdre szukając na ich twarzach akceptacji, bądź dezaprobaty co do tej propozycji.
Sama Sigrun przyszła tu z jeszcze jedną propozycją, lecz na początek chciała się dowiedzieć jeszcze jednej rzeczy.
- Czy ktoś słyszał o Minsmere? - zwróciła się do wszystkich.
Przeniosła wzrok na Drew, który zamknął drzwi sali i rozpoczął spotkanie, sugerując, aby dyskusja skupiła się na dwóch konkretnych hrabstwach - w tym celu ich tu zebrał. Uważała jednak, że konieczne jest kilka dodatkowych informacji, jeśli mieli ustalić wspólnie działania.
- Niechże tylko nasi nowi przyjaciele się przedstawią i powiedzą co mogą zaoferować - wyrzekła Sigrun, zwracając spojrzenie ku sojusznikom i Rycerzom, którzy zasiedli przy wspólnym stole po raz pierwszy.
Niedopałek papierosa zgasiła w popielnicy i zamilkła, wsłuchując się w słowa Abraxasa Malfoya, Corneliusa Sallowa, Mannana Traversa, Rity Runcorn, Elviry Multon i Deirdre. Zdecydowała się w pierwszej kolejności odnieść do informacji przekazanych przez syna Ministra i lorda Traversa, gdyż ułożyły się w głowie Śmierciożerczyni w jedną całość i od razu na myśl nasunął się jej konkretny plan.
- Proponuję zatem, aby Kentwell Hall przejąć pewnym podstępem. Kilkoro z nas będzie próbowało pozornie dokonać oblężenia od frontu, by przyciągnąć ewentualnych obrońców w konkretne miejsce, podczas gdy reszta włamie się do wspomnianej przez Traversa stróżówki, przeszuka tunele i odnajdzie wejście do Kentwell Hall, jeśli rzeczywiście istnieje. Zaatakujemy od zewnątrz i od wewnątrz, z tym sobie już nie poradzą. Niezbędne będzie później nałożenie silniejszych zabezpieczeń. Zarówno na samo Kentwell Hall jak i okolice. Mogę się tego podjąć. Obojętnie w jakiej konfiguracji - zaproponowała od razu Rookwood, bo nie było z czym zwlekać. Spojrzała na Tristana, Ramseya, Drew i Deirdre szukając na ich twarzach akceptacji, bądź dezaprobaty co do tej propozycji.
Sama Sigrun przyszła tu z jeszcze jedną propozycją, lecz na początek chciała się dowiedzieć jeszcze jednej rzeczy.
- Czy ktoś słyszał o Minsmere? - zwróciła się do wszystkich.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Kolejne sylwetki majaczyły w wejściu do skrytej w Białej Wywernie sali i zasiadały przy długim stole, nie tracąc czasu na zbędne uprzejmości czy pustosłowie - Bulstrode miał wrażenie, że wszyscy zebrani byli całkowicie skupieni na celu spotkania i konieczności zaplanowania kolejnych działań, co zresztą wyjątkowo mu odpowiadało; nie przychodził tu w celach towarzyskich. Gdy wskazówki na tarczy zegara wyznaczyły umówioną porę, Drew zabrał głos, by nadać jednocześnie ton całemu zgromadzeniu. East i West Suffolk oraz Warwickshire, nazwy te krążyły w odpowiednich kręgach już od jakiegoś czasu i coraz częściej stawały się tematem gorących rozmyślań wielu jednostek, szczególnie teraz, gdy pozostawały niechlubnymi, wolnymi od ich wpływów punktami na mapie kraju. Maghnus nie próżnował ostatnimi tygodniami, skrupulatnie zbierał informacje z różnych źródeł, by nie przyjść na spotkanie z pustymi rękami, lecz gdy w eter rzucone zostały pierwsze, ogólnikowe pytania, nie wyrywał się przed szereg i nie zabierał głosu, pragnąc najpierw wysłuchać tego, co do powiedzenia mieli inni - ciekaw, czy informacje, jakie pozyskiwali, złożą się w szeroki i, przede wszystkim, spójny obraz, który pozwoli im wyklarować kolejne kroki.
Kentwell Hall, zapomniana siedziba rodu Gaunt ulokowana u styku East i West Suffolk, w której - o zgrozo - mugole organizują cotygodniowe bale maskowe. Bulstrode sam nie wiedział, co ubodło go bardziej, fakt, że posiadłość bezcześci plugastwo czy to, że porywają się na maskarady. Ruch antymagiczny rozprzestrzeniający się z Bury St. Edmunds na całe hrabstwo, mugolscy politycy działający w tajnej organizacji obejmującej zasięgiem cały kraj, spotkania prowodyrów w przewidywalnym miejscu i czasie, powiązane z zabobonnym kultem; chłonął uważnie każdą informację, odruchowo obracając na palcu złoty sygnet symbolizujący jego rodową przynależność. Przeniósł spojrzenie na pannę Runcorn, która dostarczyła szeroki raport ze swych zwiadów, dając tym samym pokaz swoich ponadprzeciętnych umiejętności, z których sam chętnie korzystał w interesach podległych jego rodzinie hrabstw. Znajdujący się pomiędzy Ipswich i Norwich kurort pilnie strzeżony przez mugolskie wojsko, trakt handlowy nawiedzany przez szabrowników zapatrzonych w Longbottoma i w końcu rodzina szlam podających się za czarodziejów czystej krwi, posiłkujących się runami. Maghnus nadstawił ucha jeszcze uważniej, o ile to w ogóle możliwe, jak zawsze wtedy, gdy chociażby wspominana była dziedzina, w której biegle się poruszał. Również powędrował wzrokiem piwnych tęczówek w stronę Drew, pewny tego, że i jego temat zainteresował szczególnie. Potencjalni rekruci wśród biedoty leczonej przez pannę Multon w Warwick, a następnie ponownie tunele łączące stróżówki i wybiegające na powierzchnię na terenie podległych Traversom ziem i ponownie otoczone czcią mugolskie miejsce kultu; pojedyncze tematy zaczynały się składać w wyjątkowo satysfakcjonującą całość. Wciąż nie zabierał głosu, nie kwapiąc się do werbalnego podsumowania zbieranych informacji - tego wszak powinien dokonać ktoś ze szczytów rang, a nie ktoś, kto zaledwie dołączył do zasiadających przy stole.
- Dla tych, których nie miałem jeszcze sposobności poznać osobiście - Maghnus Bulstrode - przedstawił się w odpowiednim momencie, gdy na chwilę ucichła wrzawa wymienianych doniesień o zwiadach, a Sigrun wywołała do odpowiedzi nowych przyjaciół. - Zajmuję się badaniami starożytnych run i artefaktów, niegdyś łamałem klątwy, dziś sam je nakładam - skrócił swą ścieżkę zawodową i zainteresowania do minimum, zawierając w niej tylko te najważniejsze aspekty, pozwalające jednocześnie ocenić jego przydatność w szeregach Rycerzy Walpurgii. - Korzystając z uroków branży rozrywkowej rozluźniającej konwenanse i rozwiązującej języki, pozyskuję szeroko pojęte informacje w Piórku Feniksa - spojrzał przelotnie na Sigrun, nie będąc fanem wystawiania samemu sobie podobnych wizytówek i definiowania tego, co wolał pozostawiać niezdefiniowanym. Swą rolę w klubie ulokowanym w sercu Kensington po raz pierwszy określił tak jednoznacznie i otwarcie. Cień; był nim od zawsze, czerpiąc z tego faktu wymierne korzyści, lecz nigdy o tym nie mówiąc. Aż do teraz. - Informacje, z którymi dziś przybyłem, tyczą się graniczącego z ziemiami mojego rodu Warwickshire, pozwolę więc sobie wstrzymać się z ich wyjawianiem do momentu, aż skończymy omawiać kwestię Suffolk - dodał po chwili, uznając tym samym, że w chwili obecnej poruszanie tego tematu wywołałoby tylko niepotrzebny zamęt.
Kentwell Hall, zapomniana siedziba rodu Gaunt ulokowana u styku East i West Suffolk, w której - o zgrozo - mugole organizują cotygodniowe bale maskowe. Bulstrode sam nie wiedział, co ubodło go bardziej, fakt, że posiadłość bezcześci plugastwo czy to, że porywają się na maskarady. Ruch antymagiczny rozprzestrzeniający się z Bury St. Edmunds na całe hrabstwo, mugolscy politycy działający w tajnej organizacji obejmującej zasięgiem cały kraj, spotkania prowodyrów w przewidywalnym miejscu i czasie, powiązane z zabobonnym kultem; chłonął uważnie każdą informację, odruchowo obracając na palcu złoty sygnet symbolizujący jego rodową przynależność. Przeniósł spojrzenie na pannę Runcorn, która dostarczyła szeroki raport ze swych zwiadów, dając tym samym pokaz swoich ponadprzeciętnych umiejętności, z których sam chętnie korzystał w interesach podległych jego rodzinie hrabstw. Znajdujący się pomiędzy Ipswich i Norwich kurort pilnie strzeżony przez mugolskie wojsko, trakt handlowy nawiedzany przez szabrowników zapatrzonych w Longbottoma i w końcu rodzina szlam podających się za czarodziejów czystej krwi, posiłkujących się runami. Maghnus nadstawił ucha jeszcze uważniej, o ile to w ogóle możliwe, jak zawsze wtedy, gdy chociażby wspominana była dziedzina, w której biegle się poruszał. Również powędrował wzrokiem piwnych tęczówek w stronę Drew, pewny tego, że i jego temat zainteresował szczególnie. Potencjalni rekruci wśród biedoty leczonej przez pannę Multon w Warwick, a następnie ponownie tunele łączące stróżówki i wybiegające na powierzchnię na terenie podległych Traversom ziem i ponownie otoczone czcią mugolskie miejsce kultu; pojedyncze tematy zaczynały się składać w wyjątkowo satysfakcjonującą całość. Wciąż nie zabierał głosu, nie kwapiąc się do werbalnego podsumowania zbieranych informacji - tego wszak powinien dokonać ktoś ze szczytów rang, a nie ktoś, kto zaledwie dołączył do zasiadających przy stole.
- Dla tych, których nie miałem jeszcze sposobności poznać osobiście - Maghnus Bulstrode - przedstawił się w odpowiednim momencie, gdy na chwilę ucichła wrzawa wymienianych doniesień o zwiadach, a Sigrun wywołała do odpowiedzi nowych przyjaciół. - Zajmuję się badaniami starożytnych run i artefaktów, niegdyś łamałem klątwy, dziś sam je nakładam - skrócił swą ścieżkę zawodową i zainteresowania do minimum, zawierając w niej tylko te najważniejsze aspekty, pozwalające jednocześnie ocenić jego przydatność w szeregach Rycerzy Walpurgii. - Korzystając z uroków branży rozrywkowej rozluźniającej konwenanse i rozwiązującej języki, pozyskuję szeroko pojęte informacje w Piórku Feniksa - spojrzał przelotnie na Sigrun, nie będąc fanem wystawiania samemu sobie podobnych wizytówek i definiowania tego, co wolał pozostawiać niezdefiniowanym. Swą rolę w klubie ulokowanym w sercu Kensington po raz pierwszy określił tak jednoznacznie i otwarcie. Cień; był nim od zawsze, czerpiąc z tego faktu wymierne korzyści, lecz nigdy o tym nie mówiąc. Aż do teraz. - Informacje, z którymi dziś przybyłem, tyczą się graniczącego z ziemiami mojego rodu Warwickshire, pozwolę więc sobie wstrzymać się z ich wyjawianiem do momentu, aż skończymy omawiać kwestię Suffolk - dodał po chwili, uznając tym samym, że w chwili obecnej poruszanie tego tematu wywołałoby tylko niepotrzebny zamęt.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pełnym szacunku spojrzeniem Azjatka obdarzyła wkraczającą do środka Sigrun; ich spotkania w ostatnim czasie były zdecydowanie zbyt sporadyczne, czyżby wspólna obecność przy stole Rycerzy miała szansę to naprawić? Z pewnym zaciekawieniem patrzyła także na Tatianę, Irinę i Perseusa, kolejne znajome twarze, którym lekko skinęła głową w powitalnym geście, by finalnie wzrok zatrzymać na lordzie Traversie. Ach, a zatem i on dołączył do tego zacnego grona, któż by go o to podejrzewał? W jej pamięci utarł się obraz oprycha wkradającego się do jej azylu bez pozwolenia, bez zaproszenia, w momencie największej intymności, jaką odebrał jej słowem i wzrokiem. Nie był to jednak czas na rozpamiętywanie win sprzed ledwie miesiąca; zamiast tego Wren skupiła pełnię swej uwagi na otwierającej, konkretnej mowie dobiegającej z ust Drew Macnaira, czarodzieja, którego dotychczas nie miała okazji poznać osobiście. Planowano tu atak. Kolejne przejęcie gwałtem i mordem ziem w imię chwały Czarnego Pana. Czy mogła prosić o więcej? Powietrze wypełniające pierś stało się jakby słodsze, kątem oka zerknęła na Deirdre, gdy ta, wiedziona chyba zarządzeniem drugiej Śmierciożerczyni, przedstawiła pokrótce sylwetkę swej podopiecznej. Istotnie - mogły wyglądać jak krewne; na zimowym jarmarku podobieństwo stało się przydatne, tutaj nie musiały co prawda skrywać się za maską fałszywie dzielonej krwi, lecz Chang nie zamierzała podkreślać, że z Mericourt łączyła ją wyłącznie mentorska relacja.
- To dla mnie zaszczyt - spokojnym, wyważonym głosem odezwała się po słowach Deirdre, omiótłszy spojrzeniem chwalebne grono zasiadające przy stole w odosobnionej komnacie Białej Wywerny. - Na co dzień zajmuję się spuszczaniem krwi z mugolek i mugolaczek. Wiem jak mamić szlamy, jak tworzyć tożsamość zgodną z ich brudnym światem, jak zdobywać ich zaufanie i wejść między ich społeczności, nie wzbudzając przy tym podejrzeń - robię to od lat. Dotychczas siłą i biegłością mojej różdżki były uroki, ale już od pewnego czasu praktykuję czarną magię u boku Deirdre - wyjaśniła, skinąwszy głową w kierunku zasiadającej obok Śmierciożerczyni, z wdzięcznością, z szacunkiem, pozbawiona zdenerwowania, a jednocześnie niejako łaknąca akceptacji pośród Rycerzy i ich sojuszników. Poważna ekspresja i tlący się w spojrzeniu płomień winny sugerować, że nie pojawiła się w ich gronie po to, by mącić czy zawodzić: pragnęła wesprzeć ich wszystkim, co w sobie posiadała, w końcu zdeterminowana do pełnej deklaracji wyznawanych wartości nie tylko słowem, ale i przede wszystkim czynem.
Potem z uwagą przysłuchiwała się przedstawianym przez pozostałych informacjom, mimo pierwotnego ukłucia rozczarowania zdecydowana jednak, by nie zaprzątać sobie głowy faktem, iż sama podzielić się mogła w temacie właściwie niczym. Nie odwiedzała tamtejszych hrabstw, nie poznała jeszcze ich mieszkańców, sekretów, słabych punktów. Skupiona na sir Abraxasie, Corneliusie, Elvirze, nieszczęsnym sir Mannananie, sir Maghnusie, Deirdre i przede wszystkim mającej najwięcej do powiedzenia Ricie analizowała podawane dane, jak najwięcej próbując spisać w swojej pamięci. Wiedza w ich rękach była ogromna, niesamowicie cenna, a serce wręcz rwało się do działania, tłumione jedynie chłodną kalkulacją jak zawsze skoncentrowanego umysłu; po krótkiej kontemplacji zdecydowała się odezwać tuż po Mericourt.
- Krzyże, malowidła i rzeźby mają dla szlam ogromne znaczenie. Wiara często prowadzi ich na manowce, a nie wyznawać jej nie wypada, więc zazwyczaj robią to wszyscy. By ją chronić są w stanie rzucić się w płomienie lub wyruszyć na wojnę z innymi szlamami; odpowiednio wykorzystane, zbezczeszczone, te symbole mogą złamać ich ducha, zredukować do błagań i samobójczych zachowań - potwierdziła domysły wiedźmy. Mugole chętnie ciągnęli do krucjat, jednak z tak potężnym przeciwnikiem nie mieliby ni jednego cienia szansy, musieliby więc popaść w nierozsądny szał. - Warto publicznie wyeliminować ich duchowych przewodników. Księży. Obedrzeć z godności kobiety w czarnych szatach zwane zakonnicami. Podejrzewam, że dzięki temu spojrzą na nas jak na uosobienie zła, które nazywają diabłem. Boją się go - zamilkła później na chwilę, niewzruszona jak wcześniej, i pochyliła głowę nieco do boku. - Artefakty, o których mówisz, mogą być chociażby fragmentami ciał ich świętych jednostek albo kawałkami przedmiotów uważanych za namaszczone przez takie postaci. Wątpię jednak, by miały jakąkolwiek prawdziwą moc... - dodała, nim ucichła w pełni, przysłuchawszy się dalszym wiadomościom padającym z ust pozostałych zebranych. Gdyby relikwie były skuteczne, czy to nie świadczyłoby o obecności ichniego bóstwa? A jeśli tak, dlaczego ów istota pozwalałaby na krzywdzenie swoich wyznawców?
- To dla mnie zaszczyt - spokojnym, wyważonym głosem odezwała się po słowach Deirdre, omiótłszy spojrzeniem chwalebne grono zasiadające przy stole w odosobnionej komnacie Białej Wywerny. - Na co dzień zajmuję się spuszczaniem krwi z mugolek i mugolaczek. Wiem jak mamić szlamy, jak tworzyć tożsamość zgodną z ich brudnym światem, jak zdobywać ich zaufanie i wejść między ich społeczności, nie wzbudzając przy tym podejrzeń - robię to od lat. Dotychczas siłą i biegłością mojej różdżki były uroki, ale już od pewnego czasu praktykuję czarną magię u boku Deirdre - wyjaśniła, skinąwszy głową w kierunku zasiadającej obok Śmierciożerczyni, z wdzięcznością, z szacunkiem, pozbawiona zdenerwowania, a jednocześnie niejako łaknąca akceptacji pośród Rycerzy i ich sojuszników. Poważna ekspresja i tlący się w spojrzeniu płomień winny sugerować, że nie pojawiła się w ich gronie po to, by mącić czy zawodzić: pragnęła wesprzeć ich wszystkim, co w sobie posiadała, w końcu zdeterminowana do pełnej deklaracji wyznawanych wartości nie tylko słowem, ale i przede wszystkim czynem.
Potem z uwagą przysłuchiwała się przedstawianym przez pozostałych informacjom, mimo pierwotnego ukłucia rozczarowania zdecydowana jednak, by nie zaprzątać sobie głowy faktem, iż sama podzielić się mogła w temacie właściwie niczym. Nie odwiedzała tamtejszych hrabstw, nie poznała jeszcze ich mieszkańców, sekretów, słabych punktów. Skupiona na sir Abraxasie, Corneliusie, Elvirze, nieszczęsnym sir Mannananie, sir Maghnusie, Deirdre i przede wszystkim mającej najwięcej do powiedzenia Ricie analizowała podawane dane, jak najwięcej próbując spisać w swojej pamięci. Wiedza w ich rękach była ogromna, niesamowicie cenna, a serce wręcz rwało się do działania, tłumione jedynie chłodną kalkulacją jak zawsze skoncentrowanego umysłu; po krótkiej kontemplacji zdecydowała się odezwać tuż po Mericourt.
- Krzyże, malowidła i rzeźby mają dla szlam ogromne znaczenie. Wiara często prowadzi ich na manowce, a nie wyznawać jej nie wypada, więc zazwyczaj robią to wszyscy. By ją chronić są w stanie rzucić się w płomienie lub wyruszyć na wojnę z innymi szlamami; odpowiednio wykorzystane, zbezczeszczone, te symbole mogą złamać ich ducha, zredukować do błagań i samobójczych zachowań - potwierdziła domysły wiedźmy. Mugole chętnie ciągnęli do krucjat, jednak z tak potężnym przeciwnikiem nie mieliby ni jednego cienia szansy, musieliby więc popaść w nierozsądny szał. - Warto publicznie wyeliminować ich duchowych przewodników. Księży. Obedrzeć z godności kobiety w czarnych szatach zwane zakonnicami. Podejrzewam, że dzięki temu spojrzą na nas jak na uosobienie zła, które nazywają diabłem. Boją się go - zamilkła później na chwilę, niewzruszona jak wcześniej, i pochyliła głowę nieco do boku. - Artefakty, o których mówisz, mogą być chociażby fragmentami ciał ich świętych jednostek albo kawałkami przedmiotów uważanych za namaszczone przez takie postaci. Wątpię jednak, by miały jakąkolwiek prawdziwą moc... - dodała, nim ucichła w pełni, przysłuchawszy się dalszym wiadomościom padającym z ust pozostałych zebranych. Gdyby relikwie były skuteczne, czy to nie świadczyłoby o obecności ichniego bóstwa? A jeśli tak, dlaczego ów istota pozwalałaby na krzywdzenie swoich wyznawców?
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Paląc papierosa skierował spojrzenie na wchodzącą Deirdre i w przeciwieństwie do niej, kierowany odpowiednim wychowaniem, skinął jej głową w wyrazie powitania i szacunku. Nie wyglądał, jakby chował do niej urazę za tamten wybryk, jakby cokolwiek budziło w nim choćby cień grymasu, kiedy znalazła się w pobliżu. Minęło wiele dni od tamtej pory, uczyli się na błędach. Byli mądrzejsi — również o doświadczenia związane z obecnością tych przedziwnych tworów, które potrafiły nad nimi zapanować. Zawiesił wzrok na towarzyszącej jej skośnookiej kobiecie, odprowadził ją wzrokiem póki nie zniknęła mu z pola widzenia. Przywitał się także z Mathieu, Sallowem, który pojawił się między nimi po raz pierwszy. Dłoń z papierosem drgnęła w nonszalanckim ruchu zapraszającym do stołu, kiedy w progu pojawił się dawno niewidziany lord Travers. Ile to wiosen upłynęło odkąd widzieli się po raz ostatni? Wzrok spuścił dopiero kiedy pojawiła się Tatiana. Zaciągnął nikotynowym dynem, przechylając lekko głowę, jakby spodziewał się jej drobnego, aczkolwiek wyraźnego i widocznego dla wszystkich gestu zanim to jeszcze nastąpiło. Przeniósł na nią szare spojrzenie, kiedy usiadła obok i patrzył przez chwilę — dobrze, że tu była, siedziała między nimi. Wiele mogła się nauczyć, wiele osób poznać, wniknąć w głębiej w ich szeregi i zaistnieć. Powitał pozostałych, którzy wchodzili. Sigrun, Tristana, Irinę, nie poświęcając przy tym Cillianowi minimum własnej uwagi. Nim Drew się odezwał upił łyk wina, kielich odstawił znów przed siebie. Rookwood słusznie zwróciła uwagę na nowe twarze zgromadzone z nimi przy tym samym stole. Nie wszystkich należało przedstawiać — Malfoy, Travers, Black — zaś skośnooka kopia Mericourt pozostawała dla niego zupełna tajemnicą.
— Pozwolę sobie przedstawić wam naszą sojuszniczkę, Tatianę Dolohov.— Wspominał o niej już wcześniej, ale pomiędzy nimi wszystkimi siedziała po raz pierwszy, nie wszyscy mogli zdążyć ją do tej pory poznać. Spojrzał na moment na bok, na swoją siostrę, na ułamki sekund łapiąc jej równie chłodne i przenikliwe spojrzenie, by zaraz potem przenieść je na Tristana i pozostałych. — Jest oklumentką. — podjął, pozostawiając dalszą i wnikliwszą prezentację samej Tatianie.
Wsłuchał się uważnie w słowa Malfoya, a także Corneliusa, kiedy po nim zabrał głos, analizując każdy element. Jeśli w Suffolk prężnie działała organizacja zwalczająca czarodziejów jak najszybciej należało się jej pozbyć. Ostatnie, czego w tej chwili potrzebowali go zjednoczonych i wspólnie gromadzących się ludzi. Wysłuchał także Multon, której informacje szczególnie go zainteresowały.
— Dziesiątki — powtórzył, uspokajając nadmierny optymizm — czarodziejów w centrum Warwickshire powinny stanąć po naszej stronie. — Z pewnością dobrze znali okolice, a może nawet całe hrabstwo. — Ich różdżki przydadzą nam się w pozbywaniu się mugoli w stolicy hrabstwa. Trzeba im zorganizować pomoc i wsparcie. Bez trudu jesteśmy w stanie sprezentować im zaopatrzenie, z pewnością także nie pogardzą pomocą medyczną, eliksirami.— Zwykle biedota chorowała, cierpiała na schorzenia, bo zamiast wydawać na pomoc medyka poszukiwała jedzenia. — Jeśli ta ulica przypomina choć trochę Nokturn to z pewnością znajdują się tam czarodzieje biegli w magii.— Uniósł brew, patrząc na uzdrowicielkę, licząc, że potwierdzi. Aleja Śmiertelnego Nokturnu nie gromadziła wokół siebie zwyczajnie biednych ludzi, skupiała czarnoksiężników, znawców klątw, trucicielki. Czarny świat przestępców, czarodziejów uznawanych za złych i podłych. — Otrzymane od nas wsparcie powinni wynagrodzić lojalnością i posłuszeństwem. Ich obecność w Warwick z pewnością przyspieszy zajęcie miasta. Znamy słabe i mocne strony?— Każde miasto miało swoje kluczowe, istotne dla społeczności punkty i miejsca. W Bury miało to być miejsce tajemniczego kultu, w którym mogli według słów Corneliusa i Deirdre zastać dwie ważne dla mugolskiego, ale i jak się okazuje dla nich ważne osoby. W Warwick z pewnością też mogli na takie natrafić. — Od południa do zamku w Warwick droga prowadzi przez most nad rzeką Avon. Obrósł już wieloma legendami, obiło mi się już o uszy kiedyś o jego rzekomym przekleństwie z powodu tajemniczych wyładowań. Z map wynika, że zajęcie go pozwoli nam zablokować dostęp do twierdzy od południa. Moglibyśmy sprowadzić w jego rejon olbrzyma, który zablokuje wszelaki ruch oporu z tamtej strony. Zamierzam się tam także udać. Pogłoski mówią, że most silnie reagował na magię w trakcie anomalii, chciałbym się temu przyjrzeć. Możliwe, że miejsce jest szczególnie wrażliwe na magię lub posiada w sobie potencjał, który jesteśmy w stanie dobrze spożytkować.
— Pozwolę sobie przedstawić wam naszą sojuszniczkę, Tatianę Dolohov.— Wspominał o niej już wcześniej, ale pomiędzy nimi wszystkimi siedziała po raz pierwszy, nie wszyscy mogli zdążyć ją do tej pory poznać. Spojrzał na moment na bok, na swoją siostrę, na ułamki sekund łapiąc jej równie chłodne i przenikliwe spojrzenie, by zaraz potem przenieść je na Tristana i pozostałych. — Jest oklumentką. — podjął, pozostawiając dalszą i wnikliwszą prezentację samej Tatianie.
Wsłuchał się uważnie w słowa Malfoya, a także Corneliusa, kiedy po nim zabrał głos, analizując każdy element. Jeśli w Suffolk prężnie działała organizacja zwalczająca czarodziejów jak najszybciej należało się jej pozbyć. Ostatnie, czego w tej chwili potrzebowali go zjednoczonych i wspólnie gromadzących się ludzi. Wysłuchał także Multon, której informacje szczególnie go zainteresowały.
— Dziesiątki — powtórzył, uspokajając nadmierny optymizm — czarodziejów w centrum Warwickshire powinny stanąć po naszej stronie. — Z pewnością dobrze znali okolice, a może nawet całe hrabstwo. — Ich różdżki przydadzą nam się w pozbywaniu się mugoli w stolicy hrabstwa. Trzeba im zorganizować pomoc i wsparcie. Bez trudu jesteśmy w stanie sprezentować im zaopatrzenie, z pewnością także nie pogardzą pomocą medyczną, eliksirami.— Zwykle biedota chorowała, cierpiała na schorzenia, bo zamiast wydawać na pomoc medyka poszukiwała jedzenia. — Jeśli ta ulica przypomina choć trochę Nokturn to z pewnością znajdują się tam czarodzieje biegli w magii.— Uniósł brew, patrząc na uzdrowicielkę, licząc, że potwierdzi. Aleja Śmiertelnego Nokturnu nie gromadziła wokół siebie zwyczajnie biednych ludzi, skupiała czarnoksiężników, znawców klątw, trucicielki. Czarny świat przestępców, czarodziejów uznawanych za złych i podłych. — Otrzymane od nas wsparcie powinni wynagrodzić lojalnością i posłuszeństwem. Ich obecność w Warwick z pewnością przyspieszy zajęcie miasta. Znamy słabe i mocne strony?— Każde miasto miało swoje kluczowe, istotne dla społeczności punkty i miejsca. W Bury miało to być miejsce tajemniczego kultu, w którym mogli według słów Corneliusa i Deirdre zastać dwie ważne dla mugolskiego, ale i jak się okazuje dla nich ważne osoby. W Warwick z pewnością też mogli na takie natrafić. — Od południa do zamku w Warwick droga prowadzi przez most nad rzeką Avon. Obrósł już wieloma legendami, obiło mi się już o uszy kiedyś o jego rzekomym przekleństwie z powodu tajemniczych wyładowań. Z map wynika, że zajęcie go pozwoli nam zablokować dostęp do twierdzy od południa. Moglibyśmy sprowadzić w jego rejon olbrzyma, który zablokuje wszelaki ruch oporu z tamtej strony. Zamierzam się tam także udać. Pogłoski mówią, że most silnie reagował na magię w trakcie anomalii, chciałbym się temu przyjrzeć. Możliwe, że miejsce jest szczególnie wrażliwe na magię lub posiada w sobie potencjał, który jesteśmy w stanie dobrze spożytkować.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Kiedy spotkanie się rozpoczęło, w milczeniu wsłuchiwał się w kolejne podejmowane głosy; plany należało snuć ostrożnie, poświęcając odpowiedni czas każdej informacji.
- Czas najwyższy, by posiadłość Gauntów powróciła w prawowite ręce - pochwycił słowa Abraxasa, pierścień noszony przez Lorda Voldemorta nie mógł budzić wątpliwości tu obecnych, Czarny Pan był ostatnim spadkobiercą Salazara Slytherina, którego spuściznę niósł uchodzący za wymarły ród Gauntów. - Czym jest dzisiaj to miejsce? Muzeum? Wciąż odbywają się tam przyjęcia? Kogo możemy spodziewać się w środku, mugoli czy bawiących się kobiet? - Nigdy o nim nie słyszał, creme de la creme socjety preferował inne miejsca, ale myśl o tym, że spuścizna samego Slytherina wpadła w lekkomyślne ręce budziła w nim dreszcz trwogi. Podziemne tunele można było wykorzystać, ale musieli mieć pełny pogląd sytuacji. Skinął głową Manannowi, który zapowiedział ich sprawdzenie - bez pełnych informacji nie mogli snuć powiązanych z nimi planów.
- Kogo potrzebujesz? - zapytał Traversa, nie dokona tego w pojedynkę, musiał otrzymać wsparcie - czy potrzebował zwiadowcy, czy kogoś z konkretną wiedzą, czy silniejszą różdżką, sam potrafił ocenić najlepiej. Skinął głową Sigrun, oddając jej głos, gdy zechciała objąć nad tym miejscem swój patronat, tym samym ustępując jej miejsca w dalszym planowaniu.
Dalszych informacji podjęła się Rita, ich również wysłuchał w milczeniu.
Słysząc o Southold spojrzał na Traversa, w nadmorskich miejscowościach orientował się zapewne lepiej od pozostałych tu obecnych. Informacje o połowie ryb rozjaśniły kwestię istotności tego miejsca.
Wiadomość o tym, jak rozpoznać mundury żołnierzy, odnotował. - Jśli stacjonuje tam mugolskie wojsko, stanowi zagrożenie dla tego terenu - i należy się go pozbyć - dodał, ważąc w myślach słowa; nie mieli aż tak dużych zasobów, by wszędzie przedrzeć się przemocą. - Być może wystarczy trucizna podrzucona w wojskowej kuchni - Jednostki tego typu miały jednak jedną zaletę: skoszarowani przeważnie żywili się wspólnie. Rita była w stanie sobie z tym poradzić.
- Szabrownikom zależy na pieniądzach - kontynuował, rozsądne rozgraniczenie sił musiało pozostać priorytetem. - Nie powinno być trudno przeciągnąć ich na naszą stronę, po części monetą, po części obiecując dalszy zysk. Longbottom nie pojawi się w Suffolk, zostanie przez nas przejęte, w zamian za obietnicę amnestii za dzisiejsze zbrodnie i możliwość kontynuacji grabieży na mugolskich wioskach, mogą stać się sprzymierzeńcami. Zabić wystarczy tych, którzy do Longbottoma będą przywiązani bardziej, niż się wydawało: istnieje jednak szansa, że odpowiednio mocno błyszczącą monetę sami wyeliminują problematycznych idealistów ze swoich szeregów. Można ich ulokować nad Southold, gdzie przy okazji skontrolują rybaków - będą mieć zapewnione pełne żołądki, a w naszym imieniu zajmą się dystrybucją żywności. - Jeśli dopuszczali się grabieży, ich sumienia i kompasy moralne nie mogły być ukierunkowane z przesadnym przywiązaniem. - Skontaktuj z nimi kogoś, kto będzie w stanie do nich dotrzeć - oznajmił. - Przejmiemy też konie - dodał ze zdecydowaniem. Nie mogły pozostać w rękach nieprzyjaciela, ich odebranie mogło pogłębić głód w szeregach wroga, a głodny przeciwnik chciał jedzenia, nie krwi. - Zaprowadź na ten targ kogoś, kto zna się na pieniądzu i posiada odpowiedni dar przekonywania - dodał, nie odejmując spojrzenia ze strażniczki. Nie była zapewne najlepszą osobą do rozmowy z handlarzami, ale znajomość dat, godzin i miejsc musiały wystarczyć.
- Skarby spod młyna można oddać szabrownikom, po przebraniu, czy nie znajduje się pośród nich nic istotnego z innego punktu widzenia - ciągnął dalej, to powinno załatwić kwestię kupienia tej bandy i to bez uszczerbku dla ich skarbców. - A szlamy podające się za czystą krew należy ukarać na tyle przykładnie i widowiskowo, by każdy w tym miejscu pamiętał, że lepiej urodzonym należy się odpowiedni szacunek - zawahał się w pół słowa, jakby cisnęło mu się na usta coś jeszcze, podjął się tego po chwili - Nie powinniśmy doprowadzić do upadku młyna, skoro jest istotny. Oddajmy go... jakiejś zasłużonej uboższej rodzinie - rzucił w ciemno, przenosząc wzrok na Abraxasa i Corneliusa, obracali się najwyżej w ministerialnych kręgach, powinni być w stanie wskazać odpowiednie osoby. - Kto zajmie się wymierzeniem kary? - zapytał, wyczekując ochotnika.
Zogniskował spojrzenie na Elvirze, kiedy podjęła się kwestii Warwickshire, przez chwilę zastanawiając się nad jej słowami. Ramsey miał słuszność, wygłodzonych łatwo było przekonać do swoich racji.
- Pojawię się tam - Po to, by zabrać głos i przemówić tym ludziom do rozsądku. - Kto, oprócz Multon, zamierza udzielić tym ludziom pomocy? - Konkretne nazwiska, bez tego nie zacną działać. Przemknął wzrokiem po twarzy Maghnusa, gdy pozostali rozpoczęli już temat drugiego z hrabstw.
Informacje Corneliusa o świątyni były istotne, dopełniły ich słowa Deirdre, a później również Wren, uniósł nieznacznie brew, gdy wyznała praktykowanie czarnej magii pod okiem Deirdre, lecz nie powiedział nic.
- Mury pogrzebane wraz ze zgromadzonymi w środku ludźmi powinny skutecznie przestrzec mugolską ludność przed zgromadzeniami tego typu. - Minione wydarzenia pokazały już, że najskuteczniej było działać szybko i zdecydowanie. Wróg zdawał się być opieszały. - Dwójkę, o której mówisz, trzeba wyciągnąć i przesłuchać, jeśli mogą mieć dalsze informacje - podkreślił, utkwiwszy spojrzenie na Sallowie, po czym przeniósł spojrzenie na siedzącą obok niego kobietę. - Jeśli uderzymy równocześnie w serce każdej z tych ziem, nie zbiorą obrońców, którzy nas powstrzymają. Wyruszymy szesnastego marca, do tego czasu należy osłabić opór. Ja poprowadzę atak na Warwickshire - oznajmił, zbierając myśli, winien przekazać to, co było w tym momencie najistotniejsze. - Uderzymy w zamek o bogatej tradycji wojennej. Jest znany jako potężna twierdza, dziś oblegają ją mugole wspierani przez zdrajców krwi. - Ton jego głosu był lekki, o kimkolwiek mówił, lekceważył go. - Jeśli uda się tam skoszarować siły Ministerstwa Magii, twierdza pomoże nam utrzymać kontrolę nad tymi ziemiami. Chodzą słuchy, że twierdzę zamieniono w polityczne więzienie, jego istotna jest mi jednak bliżej nieznana. - Na skutej historii bogatej w represje polityczne nie kojarzył się może najlepiej, ale temu nie poświęcał uwagi, trwała wojna, a na wojnie wszystkie chwyty były dozwolone. - Obecność czarodziejów niewątpliwie oznacza magiczne zabezpieczenia, być może nawet silne. Zarówno w świątyni, jak i w zamku, potrzebna będzie osoba, która będzie zdolna je przełamać. Biegły runista lub numerolog - kontynuował z zastanowieniem. - Musimy rozłożyć siły na oba te miejsca - należy spodziewać się oporu. - I oczekiwał deklaracji.
Pozostałe informacje warto było poruszyć w węższym gronie, pozostawała jednak jedna istotna sprawa:
- Kwestię więzienia może rozjaśnić plac w Coleshill, chciałbym, by ktoś udał się w tamte strony na zwiady. - Miał deklarację animaga, byłby cenny, z tym zadaniem poradziłaby sobie również Rita, nie był jednak pewien, czy będą w stanie rozdzielić się na dwa fronty równocześnie - pozostawił temat otwarty. - Chodzą słuchy, że mugole wykonują kary przy tamtejszych pręgierzach w zgodzie ze swoją mało chlubną historią. Jeśli uda się dotrzeć do jeńców lub ich oswobodzić przed czasem, mogą wyznać nam interesujące informacje - zakończył, oczekując dalszych deklaracji. Nie zasiedli przy tym stole po to, by jedynie wymienić się informacjami, musieli rozplanować ich wykorzystanie.
- Czas najwyższy, by posiadłość Gauntów powróciła w prawowite ręce - pochwycił słowa Abraxasa, pierścień noszony przez Lorda Voldemorta nie mógł budzić wątpliwości tu obecnych, Czarny Pan był ostatnim spadkobiercą Salazara Slytherina, którego spuściznę niósł uchodzący za wymarły ród Gauntów. - Czym jest dzisiaj to miejsce? Muzeum? Wciąż odbywają się tam przyjęcia? Kogo możemy spodziewać się w środku, mugoli czy bawiących się kobiet? - Nigdy o nim nie słyszał, creme de la creme socjety preferował inne miejsca, ale myśl o tym, że spuścizna samego Slytherina wpadła w lekkomyślne ręce budziła w nim dreszcz trwogi. Podziemne tunele można było wykorzystać, ale musieli mieć pełny pogląd sytuacji. Skinął głową Manannowi, który zapowiedział ich sprawdzenie - bez pełnych informacji nie mogli snuć powiązanych z nimi planów.
- Kogo potrzebujesz? - zapytał Traversa, nie dokona tego w pojedynkę, musiał otrzymać wsparcie - czy potrzebował zwiadowcy, czy kogoś z konkretną wiedzą, czy silniejszą różdżką, sam potrafił ocenić najlepiej. Skinął głową Sigrun, oddając jej głos, gdy zechciała objąć nad tym miejscem swój patronat, tym samym ustępując jej miejsca w dalszym planowaniu.
Dalszych informacji podjęła się Rita, ich również wysłuchał w milczeniu.
Słysząc o Southold spojrzał na Traversa, w nadmorskich miejscowościach orientował się zapewne lepiej od pozostałych tu obecnych. Informacje o połowie ryb rozjaśniły kwestię istotności tego miejsca.
Wiadomość o tym, jak rozpoznać mundury żołnierzy, odnotował. - Jśli stacjonuje tam mugolskie wojsko, stanowi zagrożenie dla tego terenu - i należy się go pozbyć - dodał, ważąc w myślach słowa; nie mieli aż tak dużych zasobów, by wszędzie przedrzeć się przemocą. - Być może wystarczy trucizna podrzucona w wojskowej kuchni - Jednostki tego typu miały jednak jedną zaletę: skoszarowani przeważnie żywili się wspólnie. Rita była w stanie sobie z tym poradzić.
- Szabrownikom zależy na pieniądzach - kontynuował, rozsądne rozgraniczenie sił musiało pozostać priorytetem. - Nie powinno być trudno przeciągnąć ich na naszą stronę, po części monetą, po części obiecując dalszy zysk. Longbottom nie pojawi się w Suffolk, zostanie przez nas przejęte, w zamian za obietnicę amnestii za dzisiejsze zbrodnie i możliwość kontynuacji grabieży na mugolskich wioskach, mogą stać się sprzymierzeńcami. Zabić wystarczy tych, którzy do Longbottoma będą przywiązani bardziej, niż się wydawało: istnieje jednak szansa, że odpowiednio mocno błyszczącą monetę sami wyeliminują problematycznych idealistów ze swoich szeregów. Można ich ulokować nad Southold, gdzie przy okazji skontrolują rybaków - będą mieć zapewnione pełne żołądki, a w naszym imieniu zajmą się dystrybucją żywności. - Jeśli dopuszczali się grabieży, ich sumienia i kompasy moralne nie mogły być ukierunkowane z przesadnym przywiązaniem. - Skontaktuj z nimi kogoś, kto będzie w stanie do nich dotrzeć - oznajmił. - Przejmiemy też konie - dodał ze zdecydowaniem. Nie mogły pozostać w rękach nieprzyjaciela, ich odebranie mogło pogłębić głód w szeregach wroga, a głodny przeciwnik chciał jedzenia, nie krwi. - Zaprowadź na ten targ kogoś, kto zna się na pieniądzu i posiada odpowiedni dar przekonywania - dodał, nie odejmując spojrzenia ze strażniczki. Nie była zapewne najlepszą osobą do rozmowy z handlarzami, ale znajomość dat, godzin i miejsc musiały wystarczyć.
- Skarby spod młyna można oddać szabrownikom, po przebraniu, czy nie znajduje się pośród nich nic istotnego z innego punktu widzenia - ciągnął dalej, to powinno załatwić kwestię kupienia tej bandy i to bez uszczerbku dla ich skarbców. - A szlamy podające się za czystą krew należy ukarać na tyle przykładnie i widowiskowo, by każdy w tym miejscu pamiętał, że lepiej urodzonym należy się odpowiedni szacunek - zawahał się w pół słowa, jakby cisnęło mu się na usta coś jeszcze, podjął się tego po chwili - Nie powinniśmy doprowadzić do upadku młyna, skoro jest istotny. Oddajmy go... jakiejś zasłużonej uboższej rodzinie - rzucił w ciemno, przenosząc wzrok na Abraxasa i Corneliusa, obracali się najwyżej w ministerialnych kręgach, powinni być w stanie wskazać odpowiednie osoby. - Kto zajmie się wymierzeniem kary? - zapytał, wyczekując ochotnika.
Zogniskował spojrzenie na Elvirze, kiedy podjęła się kwestii Warwickshire, przez chwilę zastanawiając się nad jej słowami. Ramsey miał słuszność, wygłodzonych łatwo było przekonać do swoich racji.
- Pojawię się tam - Po to, by zabrać głos i przemówić tym ludziom do rozsądku. - Kto, oprócz Multon, zamierza udzielić tym ludziom pomocy? - Konkretne nazwiska, bez tego nie zacną działać. Przemknął wzrokiem po twarzy Maghnusa, gdy pozostali rozpoczęli już temat drugiego z hrabstw.
Informacje Corneliusa o świątyni były istotne, dopełniły ich słowa Deirdre, a później również Wren, uniósł nieznacznie brew, gdy wyznała praktykowanie czarnej magii pod okiem Deirdre, lecz nie powiedział nic.
- Mury pogrzebane wraz ze zgromadzonymi w środku ludźmi powinny skutecznie przestrzec mugolską ludność przed zgromadzeniami tego typu. - Minione wydarzenia pokazały już, że najskuteczniej było działać szybko i zdecydowanie. Wróg zdawał się być opieszały. - Dwójkę, o której mówisz, trzeba wyciągnąć i przesłuchać, jeśli mogą mieć dalsze informacje - podkreślił, utkwiwszy spojrzenie na Sallowie, po czym przeniósł spojrzenie na siedzącą obok niego kobietę. - Jeśli uderzymy równocześnie w serce każdej z tych ziem, nie zbiorą obrońców, którzy nas powstrzymają. Wyruszymy szesnastego marca, do tego czasu należy osłabić opór. Ja poprowadzę atak na Warwickshire - oznajmił, zbierając myśli, winien przekazać to, co było w tym momencie najistotniejsze. - Uderzymy w zamek o bogatej tradycji wojennej. Jest znany jako potężna twierdza, dziś oblegają ją mugole wspierani przez zdrajców krwi. - Ton jego głosu był lekki, o kimkolwiek mówił, lekceważył go. - Jeśli uda się tam skoszarować siły Ministerstwa Magii, twierdza pomoże nam utrzymać kontrolę nad tymi ziemiami. Chodzą słuchy, że twierdzę zamieniono w polityczne więzienie, jego istotna jest mi jednak bliżej nieznana. - Na skutej historii bogatej w represje polityczne nie kojarzył się może najlepiej, ale temu nie poświęcał uwagi, trwała wojna, a na wojnie wszystkie chwyty były dozwolone. - Obecność czarodziejów niewątpliwie oznacza magiczne zabezpieczenia, być może nawet silne. Zarówno w świątyni, jak i w zamku, potrzebna będzie osoba, która będzie zdolna je przełamać. Biegły runista lub numerolog - kontynuował z zastanowieniem. - Musimy rozłożyć siły na oba te miejsca - należy spodziewać się oporu. - I oczekiwał deklaracji.
Pozostałe informacje warto było poruszyć w węższym gronie, pozostawała jednak jedna istotna sprawa:
- Kwestię więzienia może rozjaśnić plac w Coleshill, chciałbym, by ktoś udał się w tamte strony na zwiady. - Miał deklarację animaga, byłby cenny, z tym zadaniem poradziłaby sobie również Rita, nie był jednak pewien, czy będą w stanie rozdzielić się na dwa fronty równocześnie - pozostawił temat otwarty. - Chodzą słuchy, że mugole wykonują kary przy tamtejszych pręgierzach w zgodzie ze swoją mało chlubną historią. Jeśli uda się dotrzeć do jeńców lub ich oswobodzić przed czasem, mogą wyznać nam interesujące informacje - zakończył, oczekując dalszych deklaracji. Nie zasiedli przy tym stole po to, by jedynie wymienić się informacjami, musieli rozplanować ich wykorzystanie.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Sala powoli wypełniała się kolejnymi osobami, przejęcie pląsało pomiędzy meblami i półmiskami zdobiącymi stół, zaglądało w półuśmiechy i liche spojrzenia; sama Dolohov zerkała w kierunku poszczególnych osób co jakiś czas, zajmując miejsce obok Ramseya. Jej wzrok prędko wyłapał ciemnowłosą, skośnooką kobietę – w zasadzie to dwie, ale to obecność panny Chang wywołała delikatne uniesienie brwi; cóż mała Wren robiła tutaj? Tatiana nie widziała jej już długie miesiące, na szczęście, ale mimo to jej widok wśród rycerzy był poniekąd zaskakujący.
Później dostrzegła Sigrun, której ofiarowała cień uśmiechu; Zacharego, który wciąż balansował dla niej na granicy rozbawienia i niezrozumienia; kilka innych twarzy, mniej i bardziej znanych, tych, które znały ją i tych, które zdawało jej się widzieć po raz pierwszy.
Odchylając się nieco na krześle, przeniosła spojrzenie na Drew, który zabrał w końcu głos.
Tereny, o których wspominał, były dlań obce – cała Anglia była jej obca, choć działania na jej ziemiach dopuszczała się już kilkukrotnie pod rycerskim przewodnictwem. Wspomnienie dalekich śniegów Skandynawii wymagało jeszcze rozmowy z Ramseyem, więc na razie zdecydowała się milczeć; milczała także, kiedy brat przedstawił ją pozostałym. Kiwnięcie głową w geście otwartego przywitania wydawało się dla niej wystarczające, zważywszy na fakt, że większość zgromadzonych po prostu ją znała. W dodatku oklumencja nie otwierała bezpośredniej drogi na zdobywanie terenów hrabstw; postanowiła poczekać.
Katedry, kościoły, wiara; temat tak im odległy, równocześnie absurdalnie bliski, gdy każda z głów zasiadająca przy stole zjawiła się w tym miejscu w niczym innym jak wierze. Pokładanej w potędze Czarnego Pana, w przekonaniach, w obietnicy lepszego jutra.
Wsłuchiwała się w kolejne słowa, obracała je we własnej głowie i analizowała, przykładając wagę do kolejnych punktów; najbardziej w pamięć zapadła jej informacja o katedrze.
– Szlamstwo cechuje hipokryzja – powiedziała otwarcie, bez zbędnej odrazy w zgłoskach, choć same rozmowy o tym rodzaju zwykle tego wymagały. Skierowała spojrzenie na dwie ciemnowłose kobiety; Wren i towarzyszącą jej, nieco starszą damę – Ale nawet hipokryci są w stanie ginąć za swoją obłudę. Ich kościoły i miejsca kultu są kluczowym miejscem; takim, które złamie ich od środka i zaburzy wiarę we wszystko, czemu oddają hołd, nawet ten fałszywy – choć religia mugolska w jej stronach różniła się od tej, która triumfowała na ziemiach angielskich, Tatiana doskonale wiedziała, do czego ten motłoch jest zdolny. Ile potrafi zrobić, do czego się posunąć, jak wiele błędów popełnić, by obronić to, w co sam do końca nie wierzył.
– Zainfekowane serce będzie niszczyć kolejne organy – stwierdziła, zgadzając się ze stanowiskiem Deidre i towarzyszącej jej Wren. Dokąd mieli się uciec, gdy ich ułudna wiara padnie? Gdy to, co miało ich wybawić, obróci się w pył?
– Jeśli chodzi o przesłuchanie, mogę pomóc Corneliusowi – zaproponowała, gdy Tristan zwrócił się do Sallowa; oklumencja nie była potrzebna w bezpośredniej walce z motłochem. Legilimencja, którą władał Cornelius, a którą ona miała niedługo posiąść, mogła okazać się niebywale przydatna.
Później dostrzegła Sigrun, której ofiarowała cień uśmiechu; Zacharego, który wciąż balansował dla niej na granicy rozbawienia i niezrozumienia; kilka innych twarzy, mniej i bardziej znanych, tych, które znały ją i tych, które zdawało jej się widzieć po raz pierwszy.
Odchylając się nieco na krześle, przeniosła spojrzenie na Drew, który zabrał w końcu głos.
Tereny, o których wspominał, były dlań obce – cała Anglia była jej obca, choć działania na jej ziemiach dopuszczała się już kilkukrotnie pod rycerskim przewodnictwem. Wspomnienie dalekich śniegów Skandynawii wymagało jeszcze rozmowy z Ramseyem, więc na razie zdecydowała się milczeć; milczała także, kiedy brat przedstawił ją pozostałym. Kiwnięcie głową w geście otwartego przywitania wydawało się dla niej wystarczające, zważywszy na fakt, że większość zgromadzonych po prostu ją znała. W dodatku oklumencja nie otwierała bezpośredniej drogi na zdobywanie terenów hrabstw; postanowiła poczekać.
Katedry, kościoły, wiara; temat tak im odległy, równocześnie absurdalnie bliski, gdy każda z głów zasiadająca przy stole zjawiła się w tym miejscu w niczym innym jak wierze. Pokładanej w potędze Czarnego Pana, w przekonaniach, w obietnicy lepszego jutra.
Wsłuchiwała się w kolejne słowa, obracała je we własnej głowie i analizowała, przykładając wagę do kolejnych punktów; najbardziej w pamięć zapadła jej informacja o katedrze.
– Szlamstwo cechuje hipokryzja – powiedziała otwarcie, bez zbędnej odrazy w zgłoskach, choć same rozmowy o tym rodzaju zwykle tego wymagały. Skierowała spojrzenie na dwie ciemnowłose kobiety; Wren i towarzyszącą jej, nieco starszą damę – Ale nawet hipokryci są w stanie ginąć za swoją obłudę. Ich kościoły i miejsca kultu są kluczowym miejscem; takim, które złamie ich od środka i zaburzy wiarę we wszystko, czemu oddają hołd, nawet ten fałszywy – choć religia mugolska w jej stronach różniła się od tej, która triumfowała na ziemiach angielskich, Tatiana doskonale wiedziała, do czego ten motłoch jest zdolny. Ile potrafi zrobić, do czego się posunąć, jak wiele błędów popełnić, by obronić to, w co sam do końca nie wierzył.
– Zainfekowane serce będzie niszczyć kolejne organy – stwierdziła, zgadzając się ze stanowiskiem Deidre i towarzyszącej jej Wren. Dokąd mieli się uciec, gdy ich ułudna wiara padnie? Gdy to, co miało ich wybawić, obróci się w pył?
– Jeśli chodzi o przesłuchanie, mogę pomóc Corneliusowi – zaproponowała, gdy Tristan zwrócił się do Sallowa; oklumencja nie była potrzebna w bezpośredniej walce z motłochem. Legilimencja, którą władał Cornelius, a którą ona miała niedługo posiąść, mogła okazać się niebywale przydatna.
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
W milczeniu starał się uspokoić oddech, obecność tłumów na sali wzbudzała w nim stres. Dyskomfort wywołany nieznajomością tych wszystkich ludzi, zasiadanie pośród elit, którą zresztą sam miał czelność się teraz nazywać, było dlań przytłaczające i trudno było mu to ukryć, kiedy siedział zgarbiony, cichy, uciekając spojrzeniem od wzroku znajomych mu osób. Oczywiście skinieniem przywitał się ze wszystkimi z nich, ale słowa z siebie nie wydusił - aż do momentu, kiedy Tristan zabrał głos, deklarując prowadzenie działań wojennych nad Warwickshire.
- Nie wszyscy mnie tu znają... Hannibal Rookwood, kuzyn Sigrun i Augustusa. Zajmuję się tropieniem ludzi, bestii, a w pełnię księżyca również hybryd. Dorabiam na handlu ingrediencjami odzwierzęcymi i właśnie w tym temacie posiadam informacje do przekazania. - przedstawił się głosem ochrypłym, w którym próżno doszukiwać się pewności siebie i teatralnej maniery, którą nawykł raczyć innych ludzi. - W Warwickshire mieści się wieś Hartshill, a w niej znany na cały region port morski, który zasłynął z handlu i przemytu nielegalnych dóbr. Zamknięty w połowie lat dwudziestych z powodu kar finansowych i strat wizerunkowych, oficjalnie został opuszczony i przez dłuższy czas mówiło się o nim niewiele - aż do teraz. Posucha w dostępie do składników alchemicznych ma swoje plusy - kiedy jakiś kanał wreszcie się otworzy, jest o tym głośno w odpowiednich sferach. Dowiedziałem się, że w Hartshill na powrót cumują łodzie z dostawami ingrediencji, które mogą trafiać bezpośrednio do rąk własnych rebeliantów Longbottoma. - podstawowe informacje zostały przekazane, pozostawało określić plan działania. - Powinniśmy przechwycić ładunek, zanim trafi w niepowołane ręce, przykładnie ukarać zdrajców i uczynić ten port centrum naszych dostaw. Aby tego dokonać, musimy sprecyzować stacjonujące na miejscu siły wroga, potencjalne zabezpieczenia - jeżeli Zakon Feniksa począł tak zuchwale wykorzystywać to miejsce dla swoich celów, będzie go pilnie strzegł, ładunek jest zbyt cenny. Musimy udać się na zwiad i zaplanować strategię ataku. Wsparcie z morza, które odetnie drogę potencjalnych uciekinierów z towarem, byłoby nieocenione. Na czyją pomoc mogę liczyć? - wybrzmiało pytanie, a w zestawie przedstawionych informacji kryły się również oczekiwania wobec profesji osób, których pomocy potrzebował.
- Wezmę udział w ukaraniu szlam z Młyna, mam niemałe doświadczenie w widowiskowych egzekucjach. - przyznał, przypominając sobie wszystkie te sytuacje, w których ciemiężycielski but Rookwooda publicznie wymierzał subiektywną sprawiedliwość. - Służę także zbrojnym ramieniem w oblężeniu zamku na Warwickshire. - zadeklarował, kończąc swoją wypowiedź.
- Nie wszyscy mnie tu znają... Hannibal Rookwood, kuzyn Sigrun i Augustusa. Zajmuję się tropieniem ludzi, bestii, a w pełnię księżyca również hybryd. Dorabiam na handlu ingrediencjami odzwierzęcymi i właśnie w tym temacie posiadam informacje do przekazania. - przedstawił się głosem ochrypłym, w którym próżno doszukiwać się pewności siebie i teatralnej maniery, którą nawykł raczyć innych ludzi. - W Warwickshire mieści się wieś Hartshill, a w niej znany na cały region port morski, który zasłynął z handlu i przemytu nielegalnych dóbr. Zamknięty w połowie lat dwudziestych z powodu kar finansowych i strat wizerunkowych, oficjalnie został opuszczony i przez dłuższy czas mówiło się o nim niewiele - aż do teraz. Posucha w dostępie do składników alchemicznych ma swoje plusy - kiedy jakiś kanał wreszcie się otworzy, jest o tym głośno w odpowiednich sferach. Dowiedziałem się, że w Hartshill na powrót cumują łodzie z dostawami ingrediencji, które mogą trafiać bezpośrednio do rąk własnych rebeliantów Longbottoma. - podstawowe informacje zostały przekazane, pozostawało określić plan działania. - Powinniśmy przechwycić ładunek, zanim trafi w niepowołane ręce, przykładnie ukarać zdrajców i uczynić ten port centrum naszych dostaw. Aby tego dokonać, musimy sprecyzować stacjonujące na miejscu siły wroga, potencjalne zabezpieczenia - jeżeli Zakon Feniksa począł tak zuchwale wykorzystywać to miejsce dla swoich celów, będzie go pilnie strzegł, ładunek jest zbyt cenny. Musimy udać się na zwiad i zaplanować strategię ataku. Wsparcie z morza, które odetnie drogę potencjalnych uciekinierów z towarem, byłoby nieocenione. Na czyją pomoc mogę liczyć? - wybrzmiało pytanie, a w zestawie przedstawionych informacji kryły się również oczekiwania wobec profesji osób, których pomocy potrzebował.
- Wezmę udział w ukaraniu szlam z Młyna, mam niemałe doświadczenie w widowiskowych egzekucjach. - przyznał, przypominając sobie wszystkie te sytuacje, w których ciemiężycielski but Rookwooda publicznie wymierzał subiektywną sprawiedliwość. - Służę także zbrojnym ramieniem w oblężeniu zamku na Warwickshire. - zadeklarował, kończąc swoją wypowiedź.
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Rycerze Waplurgii i ich sojusznicy zaczęli tłumnie gromadzić się w mniejszej sali bocznej. Mathieu odczuwał pewnego rodzaju dyskomfort psychiczny po ostatnich wydarzeniach, które miały miejsce listopadowego wieczora w Białej Wywernie, jednakże teraz skupiał się na kolejnych osobach przybywających na spotkanie, aby odciągnąć uwagę od niechcianych myśli, pojawiających się w jego głowie. Pojawił się Cornelius, którego wzrokiem odprowadził na miejsce, pozwalając pojawić się w pamięci myślom odnośnie ich ostatniego spotkania. Chwilę później zjawiła się Wren i Lord Travers, jego drogi kuzyn, który skierował swe kroki w jego stronę, aby w końcu usiąść na miejscu obok. Mathieu przywitał się z nim, jak zawsze – niezbyt wylewnie. To nie przyjacielskie spotkanie, więc i standardowe gest czy powitania pełne entuzjazmu powinny być stłumione. Zaraz za Manym zjawił się Perseus Black. Rosier przesunął wzrokiem po jego posturze, dobrze, że się zjawił. Musiał godnie reprezentować Blacków i działać, przede wszystkim. Z nim również przywitał się krótkim skinieniem głowy, ten chyba już zdążył poznać typowe – chłodne – powitania Mathieu. Pojawili się też inni. Na dłuższą chwilę zatrzymał wzrok na Tristanie, który usiadł zaraz obok Deirdre. Nie mieli jeszcze okazji porozmawiać od czasu jego powrotu z wyprawy, a szkoda. Niemniej jednak, teraz nie był na to odpowiedni czas i miejsce.
Nowe tereny interesowały Czarnego Pana i istniał ku temu bardzo ważny powód. East Suffolk, West Suffolk i Warwickshire pozostawały poza wpływami kogokolwiek z nich, dlatego działalność musiała być podjęta jak najszybciej, aby dokonać zmian na terytoriach tych hrabstw. To naturalne, że Czarny Pan pragnął, aby Śmierciożercy i Rycerze prowadzili politykę poszerzania wpływów w sposób szybki, bez najmniejszego zawahania. Im mniej czasu zajmą ich działania – tym mniejsze szanse mieli ich przeciwnicy. Prowadzona wojna musiała być szybka i skuteczna, tylko w ten sposób będą w stanie osiągnąć pełen sukces i Mathieu zdecydowanie rozumiał każdy podjęty w tym kierunku krok. Wziął głęboki oddech i najpierw wysłuchał tych, którzy mieli im coś do powiedzenia. Na dłuższą chwilę zastanowił się nad tym co powiedziała Rita, posiadła informacje na temat terenów, przeszpiegowała je – krótkim słowem, jej zdolności były naprawdę przydatne i Mathieu zdawał sobie z tego sprawę coraz bardziej, ich ostatnia drobna współpraca okazała się bardzo owocna i miał nadzieję, że pozostanie taka na dłużej. Niedługo po niej do głosu doszedł Mannanan. Jego kuzyn miał sporo do powiedzenia, jak mało kto znał się na morskich szlakach, nadmorskich miejscowościach i wielu innych możliwościach, które niosła za sobą jego praca. Z pewnością jego wiedza i zdolność animagii mogły okazać się bardziej niż przydatne. Cieszył go fakt, że ostatecznie zgodził się dołączyć do ich działań i zostać sojusznikiem. To dawało pewnego rodzaju nadzieję, na to, że szybciej nadejdą lepsze czasy, jeśli zorganizują się tak tłumnie. Sam też miał coś do powiedzenia, odczekał jeszcze na odpowiedni moment.
- Hrabia Bristol zamieszkujący pałac Ickworth w Sufflolk zwykł organizować pewnego rodzaju spotkania, na które zapraszani byli również arystokraci. Sam kilkukrotnie w nich uczestniczyłem, od pewnego czasu jednak Hrabia ucichł, a z tego co ustaliłem ślad po nim zaginął. – wyjaśnił na początku. Kilkukrotnie udał się do Suffolk w przeszłości na ów spotkania. Musiał przyznać, że Bristol był niezwykłym miłośnikiem sztuki, artefaktów, interesował się smoczymi ingrediencjami, o czym Mathieu z nim rozmawiał przy okazji swojej obecności na spotkaniach. Teraz jednak przestały być one organizowane, a hrabia zniknął. Nie sądził, aby sam po prostu usunął się w cień. – Doszły mnie słuchy, a raczej plotki, że hrabia padł ofiarą mugolskiego spisku. Zorganizowanej grupy, która zajmuje się zwalczaniem magii i tępieniem czarodziejów na terenach Suffolk. Nie możemy pozwolić na to, aby na terenach docelowo wziętych pod kontrolę istniały zbuntowane ugrupowania, które mogą działać na naszą szkodę. Poznałem Ickworth podczas moich wizyt w pałacu, a z tego co mi wiadomo stoi teraz opustoszały po zniknięciu hrabiego. Zajmował się wieloma przedsięwzięciami i był przy tym bardzo skrupulatny, jestem niemal pewien, że posiada zapiski i informacje odnośnie spotkań, które pozwoliłyby namierzyć potencjalnych członków organizacji mugolskiej, złapać ich i wytoczyć proces. – dopowiedział, rozwlekając się na ten temat. Nie mogli pozwolić sobie na to, aby jakaś paskudna organizacja występująca przeciwko nim pałętała się na terenach Suffolk, stanowiłaby bezpośrednie zagrożenie dla podejmowanych przez nich działań. Sam jednak nie wybierze się do Ickworth, byłoby to nierozważne, biorąc pod uwagę, że mogli istnieć tacy, którzy będą chcieli zatrzeć po sobie ślady i chronić samych siebie. Dla Mathieu oczywistym było, że muszą ich odnaleźć i wytępić, co do jednego. Nie zasługiwali na życie, jeśli prezentowali takie wartości i ich główną działalnością było pozbywanie się osób władających magią.
- Udam się do Ickworth i spróbuję ich odnaleźć, przydałyby mi się jednak dodatkowe pary oczu i uszu, aby wszystko przebiegło pomyślnie. – powiedział, spoglądając dość sugestywnie najpierw na kuzyna, Lord Travers z całą pewnością wiedział co chodziło po głowie Mathieu, a później na Perseusa, który też winien wiedzieć co miał na myśli, szczególnie po ich rozmowie sprzed kilku dni. Wyprostował się i rozejrzał po innych, sądził również, że szpiegowskie zdolności byłby przydatne, może ktoś z nowych osób będzie miał ochotę do niego dołączyć i wesprzeć w tym działaniu. Plugawe robactwo, które kierowało się nienawiścią przeszłości i próbowało powtórzyć historię spotka się z ich twardą odpowiedzią.
Nowe tereny interesowały Czarnego Pana i istniał ku temu bardzo ważny powód. East Suffolk, West Suffolk i Warwickshire pozostawały poza wpływami kogokolwiek z nich, dlatego działalność musiała być podjęta jak najszybciej, aby dokonać zmian na terytoriach tych hrabstw. To naturalne, że Czarny Pan pragnął, aby Śmierciożercy i Rycerze prowadzili politykę poszerzania wpływów w sposób szybki, bez najmniejszego zawahania. Im mniej czasu zajmą ich działania – tym mniejsze szanse mieli ich przeciwnicy. Prowadzona wojna musiała być szybka i skuteczna, tylko w ten sposób będą w stanie osiągnąć pełen sukces i Mathieu zdecydowanie rozumiał każdy podjęty w tym kierunku krok. Wziął głęboki oddech i najpierw wysłuchał tych, którzy mieli im coś do powiedzenia. Na dłuższą chwilę zastanowił się nad tym co powiedziała Rita, posiadła informacje na temat terenów, przeszpiegowała je – krótkim słowem, jej zdolności były naprawdę przydatne i Mathieu zdawał sobie z tego sprawę coraz bardziej, ich ostatnia drobna współpraca okazała się bardzo owocna i miał nadzieję, że pozostanie taka na dłużej. Niedługo po niej do głosu doszedł Mannanan. Jego kuzyn miał sporo do powiedzenia, jak mało kto znał się na morskich szlakach, nadmorskich miejscowościach i wielu innych możliwościach, które niosła za sobą jego praca. Z pewnością jego wiedza i zdolność animagii mogły okazać się bardziej niż przydatne. Cieszył go fakt, że ostatecznie zgodził się dołączyć do ich działań i zostać sojusznikiem. To dawało pewnego rodzaju nadzieję, na to, że szybciej nadejdą lepsze czasy, jeśli zorganizują się tak tłumnie. Sam też miał coś do powiedzenia, odczekał jeszcze na odpowiedni moment.
- Hrabia Bristol zamieszkujący pałac Ickworth w Sufflolk zwykł organizować pewnego rodzaju spotkania, na które zapraszani byli również arystokraci. Sam kilkukrotnie w nich uczestniczyłem, od pewnego czasu jednak Hrabia ucichł, a z tego co ustaliłem ślad po nim zaginął. – wyjaśnił na początku. Kilkukrotnie udał się do Suffolk w przeszłości na ów spotkania. Musiał przyznać, że Bristol był niezwykłym miłośnikiem sztuki, artefaktów, interesował się smoczymi ingrediencjami, o czym Mathieu z nim rozmawiał przy okazji swojej obecności na spotkaniach. Teraz jednak przestały być one organizowane, a hrabia zniknął. Nie sądził, aby sam po prostu usunął się w cień. – Doszły mnie słuchy, a raczej plotki, że hrabia padł ofiarą mugolskiego spisku. Zorganizowanej grupy, która zajmuje się zwalczaniem magii i tępieniem czarodziejów na terenach Suffolk. Nie możemy pozwolić na to, aby na terenach docelowo wziętych pod kontrolę istniały zbuntowane ugrupowania, które mogą działać na naszą szkodę. Poznałem Ickworth podczas moich wizyt w pałacu, a z tego co mi wiadomo stoi teraz opustoszały po zniknięciu hrabiego. Zajmował się wieloma przedsięwzięciami i był przy tym bardzo skrupulatny, jestem niemal pewien, że posiada zapiski i informacje odnośnie spotkań, które pozwoliłyby namierzyć potencjalnych członków organizacji mugolskiej, złapać ich i wytoczyć proces. – dopowiedział, rozwlekając się na ten temat. Nie mogli pozwolić sobie na to, aby jakaś paskudna organizacja występująca przeciwko nim pałętała się na terenach Suffolk, stanowiłaby bezpośrednie zagrożenie dla podejmowanych przez nich działań. Sam jednak nie wybierze się do Ickworth, byłoby to nierozważne, biorąc pod uwagę, że mogli istnieć tacy, którzy będą chcieli zatrzeć po sobie ślady i chronić samych siebie. Dla Mathieu oczywistym było, że muszą ich odnaleźć i wytępić, co do jednego. Nie zasługiwali na życie, jeśli prezentowali takie wartości i ich główną działalnością było pozbywanie się osób władających magią.
- Udam się do Ickworth i spróbuję ich odnaleźć, przydałyby mi się jednak dodatkowe pary oczu i uszu, aby wszystko przebiegło pomyślnie. – powiedział, spoglądając dość sugestywnie najpierw na kuzyna, Lord Travers z całą pewnością wiedział co chodziło po głowie Mathieu, a później na Perseusa, który też winien wiedzieć co miał na myśli, szczególnie po ich rozmowie sprzed kilku dni. Wyprostował się i rozejrzał po innych, sądził również, że szpiegowskie zdolności byłby przydatne, może ktoś z nowych osób będzie miał ochotę do niego dołączyć i wesprzeć w tym działaniu. Plugawe robactwo, które kierowało się nienawiścią przeszłości i próbowało powtórzyć historię spotka się z ich twardą odpowiedzią.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Obserwował przybywających do sali oraz witał ich skinieniem głowy, tak jak należało. Jedynie tak prawdę kiedy podszedł do niego Mathieu i Perseus przywitał się z nimi trochę bardziej wylewnie niż z innymi, o ile uściśnięcie dłoni można nazwać wylewnym powitaniem. Słysząc słowa Madame Mericourt skierowane w jego stronę, kącik jego warg drgnął nieznacznie.
- Może być Madame spokojna, odpowiednio się nimi zajęto. – powiedział spokojnie lekko przy tym skinając jej głową, jakby chcąc ją w ten sposób zapewnić, że kara została odpowiednio wymierzona z jego strony tak jak obiecał w liście.
Przez moment obserwował zbierających się w Sali ludzi, niektórych rozpoznając, niektórych nie koniecznie. Pojawił się jego biznesowy partner Maghnus, którego rady i towarzystwo zawsze sobie cenił. Z Tatianą łączyły go również Nokturnowe interesy i również cenił sobie jej pracę. Z Hannibalem również miał przyjemność pracować kilka razy i wspominał tą pracę bardzo dobrze, dużo wtedy razem osiągnęli. Gdy w Sali pojawił się Lord Shafiq, myśli Xaviera od razu powędrowały w kierunku brata, który nie był i nie będzie obecny tego wieczora przy tym stole. Po wydarzeniach ze stycznia Craig trzymał się na uboczu dochodząc do siebie. Teraz to jemu, Xavierowi, przyszło godnie reprezentować ród Burke’ów na tym spotkaniu. Miał jednak nadzieję, że starszy brat w końcu dojdzie do siebie i na nowo zacznie udzielać się tak jak poprzednio.
Kiedy spotkanie rozpoczęło się oficjalnie, wysłuchał wszystkich uważnie. W pewnym momencie wyciągnął swój sławetny notatnik i zaczął w nim notować poszczególne informacje, nie wykluczał, że mogą mu się przydać w przyszłości. Starał się nie pominąć niczego, wiedział, że każda ta informacja jest bardzo cenna, nawet jeśli na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że tak nie jest. Nie wypowiedział się jednak na razie na ich temat, chcąc usłyszeć resztę. W końcu jednak nadeszła i chwila na niego.
- Jako, że nie wszystkich miałem przyjemność jeszcze poznać, Xavier Burke, cieszę się, że mogę tu dzisiaj przebywać. Zajmuję się wszelaką organizacją oraz artefaktami, więc gdybyście mieli jakieś ciekawe, tajemnicze artefakty, których właściwości nie znacie, możecie śmiało się do mnie zgłaszać. – odparł spokojnie przedstawiając się, bo mimo wszystko wypadało to zrobić – Pozwolę sobie dodać kilka słów od siebie. Wszedłem w posiadanie informacji, że przez zamknięcie się, kiedyś prężnie działającego, młyna wodnego Clifton Mill, który znajduje się w miejscowości Brighouse, okoliczni mieszkańcy muszą sprowadzać żywność, a już wystarczająco jest to dla nich trudne. Z pewnością gdybyśmy w jakiś sposób, czy to finansowy, czy nawet w formie jakiś zbiórek mogli wesprzeć tych ludzi, z pewnością przechyliłoby to szale na naszą korzyść. Dodatkowo można również spojrzeć dokładnie na młyn i sprawdzić co spowodowało jego nagłe zamknięcie. Jestem w stanie się tym zająć. – przekazał na spokojnie informacje, które posiadał, po czym dał dojść innym do głosu.
- Może być Madame spokojna, odpowiednio się nimi zajęto. – powiedział spokojnie lekko przy tym skinając jej głową, jakby chcąc ją w ten sposób zapewnić, że kara została odpowiednio wymierzona z jego strony tak jak obiecał w liście.
Przez moment obserwował zbierających się w Sali ludzi, niektórych rozpoznając, niektórych nie koniecznie. Pojawił się jego biznesowy partner Maghnus, którego rady i towarzystwo zawsze sobie cenił. Z Tatianą łączyły go również Nokturnowe interesy i również cenił sobie jej pracę. Z Hannibalem również miał przyjemność pracować kilka razy i wspominał tą pracę bardzo dobrze, dużo wtedy razem osiągnęli. Gdy w Sali pojawił się Lord Shafiq, myśli Xaviera od razu powędrowały w kierunku brata, który nie był i nie będzie obecny tego wieczora przy tym stole. Po wydarzeniach ze stycznia Craig trzymał się na uboczu dochodząc do siebie. Teraz to jemu, Xavierowi, przyszło godnie reprezentować ród Burke’ów na tym spotkaniu. Miał jednak nadzieję, że starszy brat w końcu dojdzie do siebie i na nowo zacznie udzielać się tak jak poprzednio.
Kiedy spotkanie rozpoczęło się oficjalnie, wysłuchał wszystkich uważnie. W pewnym momencie wyciągnął swój sławetny notatnik i zaczął w nim notować poszczególne informacje, nie wykluczał, że mogą mu się przydać w przyszłości. Starał się nie pominąć niczego, wiedział, że każda ta informacja jest bardzo cenna, nawet jeśli na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że tak nie jest. Nie wypowiedział się jednak na razie na ich temat, chcąc usłyszeć resztę. W końcu jednak nadeszła i chwila na niego.
- Jako, że nie wszystkich miałem przyjemność jeszcze poznać, Xavier Burke, cieszę się, że mogę tu dzisiaj przebywać. Zajmuję się wszelaką organizacją oraz artefaktami, więc gdybyście mieli jakieś ciekawe, tajemnicze artefakty, których właściwości nie znacie, możecie śmiało się do mnie zgłaszać. – odparł spokojnie przedstawiając się, bo mimo wszystko wypadało to zrobić – Pozwolę sobie dodać kilka słów od siebie. Wszedłem w posiadanie informacji, że przez zamknięcie się, kiedyś prężnie działającego, młyna wodnego Clifton Mill, który znajduje się w miejscowości Brighouse, okoliczni mieszkańcy muszą sprowadzać żywność, a już wystarczająco jest to dla nich trudne. Z pewnością gdybyśmy w jakiś sposób, czy to finansowy, czy nawet w formie jakiś zbiórek mogli wesprzeć tych ludzi, z pewnością przechyliłoby to szale na naszą korzyść. Dodatkowo można również spojrzeć dokładnie na młyn i sprawdzić co spowodowało jego nagłe zamknięcie. Jestem w stanie się tym zająć. – przekazał na spokojnie informacje, które posiadał, po czym dał dojść innym do głosu.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Rycerzy przybywało, a Perseus z pewnym zadowoleniem obserwował wśród nich znajome twarze. Dobrze, bardzo dobrze. Czuł się dzięki temu lepiej, pewniej, choć chyba nie wszyscy jego przyjaciele podzielali jego nastrój. Prawy kącik ust uniósł się w grymasie uśmiechu, gdy napotkał spojrzenie Hannibala.
Wysłuchał wszystkich informacji, czując się źle z faktem, że prawie wszyscy mają coś do przekazania. Nawet Wren wyjaśniła pokrótce działanie mugolskich kultów, czy co to właściwie było... krzyże, czczenie fragmentów ciał, diabeł? Brzmiało jak absurdalny i makabryczny sen, który podczas porannego obchodu mógł streścić mu jeden z pacjentów. Czego jednak spodziewać się po mugolach, jak nie obrzydliwości?
— Dla tych z państwa, z którymi nie miałem jeszcze przyjemności się poznać... Perseus Black — przez moment zastanawiał się, czy nie dodać kuzyn zmarłego Alpharda, w ostatniej jednak chwili zrezygnował. Obrzydliwym byłoby powoływać się na krewniaka w takiej sytuacji. — Jestem uzdrowicielem, magipsychiatrą. Moja rola dotychczas ograniczała się do wsparcia medycznego, zarówno w boju, jak i po, choć praktykuję również nieco bardziej... ofensywny rodzaj magii, głównie czarną.
Wydawało mu się, że mówi o sobie dużo, zdecydowanie za dużo w porównaniu z tym, co mieli do przekazania jego poprzednicy.
— Pomogę uwolnić jeńców w Coleshill. — zwrócił się do Tristana z charakterystyczną dla siebie obojętnością. Cokolwiek w przeszłości poróżniło ich rody, teraz nie miało dla lorda Blacka żadnego znaczenia. — Po wszystkim zajmę się również wyciąganiem z nich informacji - Merlin wie, jakiego bestialstwa mogli doświadczyć, a ja zajmuję się docieraniem do pokaleczonych wojenną traumą umysłów na co dzień. — pacjenci mniej lub bardziej chętnie dzielili się swoimi przeżyciami oraz towarzyszącymi im wówczas emocjami — głównie lękiem i bezsilnością — lecz pomiędzy raniącymi psychikę wydarzeniami kryły się również cenne informacje. Zadaniem Perseusa było ich wydobycie, wyłowienie spośród oceanu obłędu i był pewien, że poradzi sobie z tym zadaniem.
— Oprócz tego oferuję się jako wsparcie medyczne oraz zbrojne zarówno podczas oblężenia zamku na Warwickshire oraz pomniejszych inicjatyw. — dodał pewnie, obojętnie, zupełnie jakby wcale nie pisał się na ewentualną śmierć lub utratę zdrowia, a stawiał diagnozę, czy przedstawiał fakt. Zdawać by się mogło, że to pochopnie podjęta decyzja, lecz Perseus już dawno rozważył wszystkie za i przeciw (choć nie w kontekście przedstawionych informacji; te usłyszał dopiero po raz pierwszy). Dość uciekania od walki.
Nic więcej nie miał do dodania. Jedyną interesującą rzeczą, jaka do niego dotarła w ostatnich tygodniach, były słowa dziewczęcia przyjętego na oddział w związku z nawracającymi koszmarami, na temat mugoli ukrywających się na ziemiach Blacków. Ale to niczego nie wnosiło, tym już się zajął wraz z Tatianą, na której teraz zawiesił swe spojrzenie. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy, bowiem zaraz potem poczuł na sobie wzrok Mathieu. Odwrócił się w jego stronę i delikatnie skinął głową.
Nie musiał pytać, Perseus pójdzie razem z nim.
Wysłuchał wszystkich informacji, czując się źle z faktem, że prawie wszyscy mają coś do przekazania. Nawet Wren wyjaśniła pokrótce działanie mugolskich kultów, czy co to właściwie było... krzyże, czczenie fragmentów ciał, diabeł? Brzmiało jak absurdalny i makabryczny sen, który podczas porannego obchodu mógł streścić mu jeden z pacjentów. Czego jednak spodziewać się po mugolach, jak nie obrzydliwości?
— Dla tych z państwa, z którymi nie miałem jeszcze przyjemności się poznać... Perseus Black — przez moment zastanawiał się, czy nie dodać kuzyn zmarłego Alpharda, w ostatniej jednak chwili zrezygnował. Obrzydliwym byłoby powoływać się na krewniaka w takiej sytuacji. — Jestem uzdrowicielem, magipsychiatrą. Moja rola dotychczas ograniczała się do wsparcia medycznego, zarówno w boju, jak i po, choć praktykuję również nieco bardziej... ofensywny rodzaj magii, głównie czarną.
Wydawało mu się, że mówi o sobie dużo, zdecydowanie za dużo w porównaniu z tym, co mieli do przekazania jego poprzednicy.
— Pomogę uwolnić jeńców w Coleshill. — zwrócił się do Tristana z charakterystyczną dla siebie obojętnością. Cokolwiek w przeszłości poróżniło ich rody, teraz nie miało dla lorda Blacka żadnego znaczenia. — Po wszystkim zajmę się również wyciąganiem z nich informacji - Merlin wie, jakiego bestialstwa mogli doświadczyć, a ja zajmuję się docieraniem do pokaleczonych wojenną traumą umysłów na co dzień. — pacjenci mniej lub bardziej chętnie dzielili się swoimi przeżyciami oraz towarzyszącymi im wówczas emocjami — głównie lękiem i bezsilnością — lecz pomiędzy raniącymi psychikę wydarzeniami kryły się również cenne informacje. Zadaniem Perseusa było ich wydobycie, wyłowienie spośród oceanu obłędu i był pewien, że poradzi sobie z tym zadaniem.
— Oprócz tego oferuję się jako wsparcie medyczne oraz zbrojne zarówno podczas oblężenia zamku na Warwickshire oraz pomniejszych inicjatyw. — dodał pewnie, obojętnie, zupełnie jakby wcale nie pisał się na ewentualną śmierć lub utratę zdrowia, a stawiał diagnozę, czy przedstawiał fakt. Zdawać by się mogło, że to pochopnie podjęta decyzja, lecz Perseus już dawno rozważył wszystkie za i przeciw (choć nie w kontekście przedstawionych informacji; te usłyszał dopiero po raz pierwszy). Dość uciekania od walki.
Nic więcej nie miał do dodania. Jedyną interesującą rzeczą, jaka do niego dotarła w ostatnich tygodniach, były słowa dziewczęcia przyjętego na oddział w związku z nawracającymi koszmarami, na temat mugoli ukrywających się na ziemiach Blacków. Ale to niczego nie wnosiło, tym już się zajął wraz z Tatianą, na której teraz zawiesił swe spojrzenie. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy, bowiem zaraz potem poczuł na sobie wzrok Mathieu. Odwrócił się w jego stronę i delikatnie skinął głową.
Nie musiał pytać, Perseus pójdzie razem z nim.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Nie rozglądał się już, nie spoglądał na osoby, które pojawiły się wśród nich, wcześniejsza uwaga wystarczyła, aby upewnił się, kto był tu nowy. Jednak zerknął w kierunku Iriny, kiedy weszła do sali i zajęła miejsce dla siebie. Dobrze było ją tu widzieć, nawet jeśli miał chłodny stosunek do swojej rodziny. Nie poświęcił już nikomu uwagi, czekając jedynie na rozpoczęcie spotkania i przejścia do konkretów. Głos kuzyna, skłonił go do przeniesienia spojrzenia na jego sylwetkę. Słuchał z uwagą, jego oraz kolejne osoby, które zabierały głos. Informacji było dużo, a całe Suffolk i Warwickshire, najwyraźniej nie miało już zbyt wiele tajemnic przed nimi. Skupił się na moment na Ricie, kiedy ta podała wyjątkowo dużo informacji, chociaż tylko jedna zwróciła jego uwagę bardziej. Przenosił spojrzenie na kolejne osoby, zastanawiając się moment nad tym co słyszał. Milczał nadal, decydując się zabrać głos dopiero po dłuższym czasie.
- Jeśli nie znajdzie się nikt inny, mogę pomóc z handlarzami na targu. Wiem, jak radzić sobie z ludźmi tego pokroju. To środowisko, które nie jest mi obce.- podjął, zerkając na Tristana i zaraz na Ritę, bo to jej oferował pomoc. Może nie był kimś stricte z tego otoczenia, ale jako szmugler potrafił zrozumieć, jakimi kategoriami myśleli ludzie łasi na pieniądz.
- Sam przez ostatnie dni przysłuchiwałem się plotkom w Suffolk, a głownie w samym Ispwich. Kilku znajomych mi przemytników żywo podejmowało temat niepozornego muzeum w Ispwich, ale nabierali wody w usta względem szczegółów. To nie jest miejsce, które zwykle skupia uwagę osób tego pokroju. Przy odpowiedniej zachęcie, udało mi się jednak przekonać paru i podzielili się informacjami o znajdujących się pod budynkiem muzeum podziemnych korytarzach oraz trzymanych tam cennych rzeczach, które są dobrze pilnowane.- nie pamiętał czy ktokolwiek stąd wiedział, że poza byciem łowcą, parał się też szmuglerką. Nie miało to jednak znaczenia, skoro kontakty przydawały się teraz.- Mugole zebrali w jednym miejscu zagrabione przez wieki przedmioty należące do czarodziejów. Ciężko określić, co dokładnie można tam znaleźć, ale parokrotnie powtarzali o interesujących artefaktach czy kadzidłach, nawet różdżkach. Jeden z nich wspomniał również o zakonserwowanych w formalinie częściach ciał czarodziejów. Pogłoski niosą, że służyły mugolskim badaczom do szukania możliwych różnic w organizmach.- urwał na moment, a cień grymasu wkradł się na usta. Miał nadzieję, że to akurat nie było prawdą.- Może nie jest to tak pilne, jak odbicie konkretnych miejsc, ale myślę, że warto zabrać stamtąd wszystko, co będzie przydatne, a reszty się pozbyć.- zniszczyć chciał zwłaszcza części w formalinie, ale to była jedynie jego chęć. Zamierzał dostosować się do decyzji pozostałych, jeśli coś innego mogło być na ten moment bardziej priorytetowe.
- Jeśli nie znajdzie się nikt inny, mogę pomóc z handlarzami na targu. Wiem, jak radzić sobie z ludźmi tego pokroju. To środowisko, które nie jest mi obce.- podjął, zerkając na Tristana i zaraz na Ritę, bo to jej oferował pomoc. Może nie był kimś stricte z tego otoczenia, ale jako szmugler potrafił zrozumieć, jakimi kategoriami myśleli ludzie łasi na pieniądz.
- Sam przez ostatnie dni przysłuchiwałem się plotkom w Suffolk, a głownie w samym Ispwich. Kilku znajomych mi przemytników żywo podejmowało temat niepozornego muzeum w Ispwich, ale nabierali wody w usta względem szczegółów. To nie jest miejsce, które zwykle skupia uwagę osób tego pokroju. Przy odpowiedniej zachęcie, udało mi się jednak przekonać paru i podzielili się informacjami o znajdujących się pod budynkiem muzeum podziemnych korytarzach oraz trzymanych tam cennych rzeczach, które są dobrze pilnowane.- nie pamiętał czy ktokolwiek stąd wiedział, że poza byciem łowcą, parał się też szmuglerką. Nie miało to jednak znaczenia, skoro kontakty przydawały się teraz.- Mugole zebrali w jednym miejscu zagrabione przez wieki przedmioty należące do czarodziejów. Ciężko określić, co dokładnie można tam znaleźć, ale parokrotnie powtarzali o interesujących artefaktach czy kadzidłach, nawet różdżkach. Jeden z nich wspomniał również o zakonserwowanych w formalinie częściach ciał czarodziejów. Pogłoski niosą, że służyły mugolskim badaczom do szukania możliwych różnic w organizmach.- urwał na moment, a cień grymasu wkradł się na usta. Miał nadzieję, że to akurat nie było prawdą.- Może nie jest to tak pilne, jak odbicie konkretnych miejsc, ale myślę, że warto zabrać stamtąd wszystko, co będzie przydatne, a reszty się pozbyć.- zniszczyć chciał zwłaszcza części w formalinie, ale to była jedynie jego chęć. Zamierzał dostosować się do decyzji pozostałych, jeśli coś innego mogło być na ten moment bardziej priorytetowe.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź