Wydarzenia


Ekipa forum
Jarmark
AutorWiadomość
Jarmark [odnośnik]26.09.15 22:22
First topic message reminder :

Jarmark

★★
Na plaży ustawiono drewniane stragany z czarodziejskimi różnościami, ławy uginają się pod ciężarem różnokolorowych fiolek, szlachetnych kamieni, mis z kryształami oraz dzbanów wypełnionych ziołami, płatkami suszonych kwiatów lub owoców wykorzystywanych w alchemii. Wśród różności znajdują się zwoje, manuskrypty oraz inne czarodziejskie przedmioty - nie tylko dla zakochanych...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jarmark Lughnasadh

Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.

Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.  

Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.

Sklepik świąteczny

PrzedmiotDziałanieCena (PD)Cena (PM)
Ciekawskie okoMagiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie.3060
Czarna perłaTrzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność).150-
Gogle "Tajfun 55"Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu.3060
Gramofon "Wrzeszczący żonkil"Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby.1040
Jojo dowcipnisiaNiepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos.1040
Konewka bez dnaJeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach.2050
Letnia edycja szachów czarodziejówDostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia.1040
Lusterko dobrej radyPozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem").1040
Magiczny albumDostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością.1040
Magiczny zegarek na nadgarstekZminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. 3060
Medalion humoruW naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. 3060
Mroźny wachlarzIdealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie.2050
Muszla CzaszołkiŚciśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie).150-
Muszla echaSporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię.2050
Muszla magicznej skrępyNiewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM)150-
Muszla przewiertki kameleonowejJej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację.150-
Muszla porcelankiZałożona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki).150-
Muszla wieżycznikaJej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię).150-
Pan porządnickiStojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie.1040
Poduszki zakochanychRozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu.1040
Pukiel włosów syrenyBransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność).150-
Ruchome spinkiPara spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami.1040
Terminarz-przypominajkaŁadnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie.1040
Zaklęty fartuszekStworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała.1040
Zwierzęca kostkaAmulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku.3060


Kupcy ze zwierzętami
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.

W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.

Namiot wikliniarski
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.

Szczęśliwa loteria
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.

Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.

Wyniki:


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jarmark [odnośnik]30.10.15 23:21
Cieszę się, że pan tak uważa i nie ma do mnie żalu. Naprawdę źle się czułam ze świadomością, że był pan tego wszystkiego światkiem, a nie chcę ukrywać, że bardzo zależy mi na pańskiej dobrej opinii – „na mój temat” aż chciałam dodać.
Gdy stanęliśmy z boku, nagle zaczęli zbierać się ludzie, spojrzałam na nich, nie skupiłam jednak swojej uwagi, która była skierowana na kogoś innego. Wykorzystując chwilę ciszy, poprawiłam chustę na szyi, której nie musiałam oddawać. Widocznie była ona dla mnie prezentem, a noszeniem jej, chciałam podziękować za ten mały zakup. Cieszyłam się bardzo, bo kto nie lubił prezentów, a że była od pana Carrowa, to nawet nie przeszkadzało mi, że ten fiołkowy kolor niezbyt pasuje mi teraz do mojej niebieskiej sukienki.
Magara musi być bardzo szczęśliwa, że zostanie pańską żoną. Nawet nie miałam okazji, aby… pogratulować – zaczęłam, starając się, aby mój głos zabrzmiał wystarczająco pewnie. – Nie było ostatnio czasu, aby spokojnie porozmawiać…
Zacisnęłam usta w prostą linię. Udawałam szczęśliwą, z zaręczyn mojego niedoszłego narzeczonego oraz tej przeklętej Malfoyówny, chociaż tak naprawdę wcale tak nie było. Ostatnio Darcy starała się stanąć w obronie Magary, tłumacząc całe to zamieszanie, ja jednak wiedziałam swoje i akurat w tej sprawie nie miałam zamiaru jej słuchać.
Panie Carrow, pozwoli pan, że powiem wprost – stwierdziłam. – Mam nadzieję, że pański związek nie wpłynie zbytnio na naszą znajomość. Niezwykle miło spędzało mi się z panem czas i będę wielce niepocieszona, jeżeli nasze wspólne spotkania, wyjścia do teatru czy spacery, miały by się zakończyć.
Nie chciałam tutaj rozbijać czyjegoś związku. Byłoby to bardzo nieodpowiednie z mojej strony, próby uwiedzenia zajętego mężczyzny bynajmniej nie były w moim stylu. Nie chciałam wyjść na niewychowaną kobietę, więc z wysoko podniesioną głową starałam się znieść tą wielką stratę, która mnie dosięgła, nie chciałam jednak pozwolić na to, aby przez to stracić bardzo dobrego towarzysza.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jarmark - Page 3 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Jarmark [odnośnik]30.10.15 23:27
Nie czekam, nie szukam, nie potrzebuję. Dziś jestem kobietą wyzwoloną, nie zamierzam zasłaniać się iluzjami, udawać, że czuję się nieswojo bez męskiego ramienia, na którym mogłabym się wesprzeć. Lawiruję pomiędzy tłumem ludzi, niczym ogania unikając ich dotyku - na to przecież trzeba sobie zasłużyć. Tylko czasami posyłam kokieteryjne spojrzenia, na moment nie da się nawet zapomnieć, że przecież to święto miłości. Tej samej, w którą przecież nie wierzę. Nie czekam, nie szukam, nie potrzebuję. Zatrzymuję się za to przed kolejnymi kramami, w szczupłych palcach obracam rzadkie, magiczne przedmioty. Oglądam uważnie - suknie, chusty, przedmioty. Nie planowałam wielkich zakupów, ale od czasu do czasu można pozwolić ponieść się szaleństwu. W moje ręce najpierw wpada para bliźniaczych kryształów, z dziwnego powodu od razu wiem, komu pragnę podarować drugi. By mieć pewność, że nic mu nie jest. By nigdy więcej nie musieć się martwić. Są różne rodzaje troski, odmawiam więc przyznania się samej sobie, że za moim zakupem stoją właśnie uczucia. Zaraz kieruję się do innego stoiska, gdzie nabywam przedmiot o wiele bardziej mi bliski - czarne jagody, wszakże afrodyzjaków nigdy nie można mieć dość. Na samym końcu decyduję się na odłamek spadającej gwiazdy. Z czystego kaprysu.
Helena McKinnon
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1186-helena-mckinnon http://morsmordre.forumpolish.com/t1210-kleopatra#8947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f146-west-country-dolina-godryka-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1211-helena-mckinnon#8951
Re: Jarmark [odnośnik]31.10.15 17:09
Stąpanie po kruchym lodzie, który mógł się złamać pod wpływem jednego, niebacznego kroku, stanowiło niejako specjalność Samaela. Czyż nie prześlizgiwał się zupełnie jak wąż między wszystkimi prawnymi kruczkami, wykorzystując najmniejsze luki pozostawiane przez niekompetentnych ludzi? Żonglerka słowem oraz zachowaniem; nie każdy mógł poszczycić się idealnie wyważonymi proporcjami między ekstrawagancją a faux pas, popełnianym (niestety) również przez potomków starożytnych rodów. Avery zawsze dokładnie rozważał swoje gesty, czyniąc rozgrywający się dramat w pełni profesjonalną sztuką, w jakiej nie było miejsca na pomyłki. Nie uwzględniał żadnych przeszkód: wszystko powinno odbywać się pod jego batutę, zgodnie z didaskaliami, które wyraźnie nakazał utrwalić w pamięci swych aktorów. Zdawało mu się, iż nie ryzykował, nadto, był p e w n y, iż Colinowi podarek przypadnie do gustu. Zamierzał nagrodzić go w ten sposób (uwłaczający godności?) dopiero podczas świąt, aczkolwiek pokusa zaprezentowania matce swego nowego zwierzątka zdecydowanie zwyciężyła nad powściągliwością. Nie brakło mu wszak wielkopańskiego gestu, jaki stanowiłby niebagatelną przeszkodę – w obecnej sytuacji nie mógł jednak pozwolić sobie na nic ponad zaciśnięcie obręczy na szyi Colina, w chwili, kiedy jego palce fantomowo i bezlitośnie chyliły kark księgarza ku ziemi. Wstydził się go? Czyżby popełnił gdzieś błąd i nie wskazał Fawley’owi, gdzie dokładnie znajduje się jego miejsce? Oczywiście był to nonsens, jednakowoż wspaniałe dzieło samaelowych rąk pałało panieńskim rumieńcem, jak chłopiec, który pierwszy raz zawędrował do lupanaru. A przecież bywał tam regularnie, znając jego upodobanie do kobiet (nagle się tego zawstydził?) wszelkiej maści i zdecydowanie mniej wyrafinowanych od lady Avery. Samael nie wtrącał się w krótką wymianę zdań, koncentrując się ściśle na odkrytym ramieniu matki (proszącemu o pocałunki) i śmiejąc się w duchu z nieporadności Fawley’a, który zaiste nie potrafił odnaleźć rozgraniczenia. Nad tym również powinien z nim popracować? Jak i ponownie przećwiczyć powściąganie emocji, ponieważ ich spektrum dosłownie wybuchło na jego obliczu. Wraz z kaskadą myśli, które pozostawały żałośnie odsłonięte i niechronione najmniejszą barierą. Ufał mu do tego stopnia, by się przed nim obnażyć, czy raczej czynił to nieświadomie, zbyt zaaferowany niewinnym prezentem?
W reakcji na znaczące spojrzenie matki jedynie nieznacznie kiwnął głową (przepraszająco?) i obdarzył ją olśniewającym uśmiechem, będąc pewnym, że dezaprobata dla jego czynów nie przemieni się w inną formę pouczenia. Lai powinna zrozumieć, że chciał wyłącznie podkreślić oddanie Colina – dla ich obojga. Wprost nie mógł się doczekać, aby wykorzystać go do czegoś większego, aniżeli usłużne chronienie lady Avery przed promieniami sierpniowego słońca. Był pewny, iż niedługo nadarzy się ku temu okazja, aczkolwiek zachowywał swe myśli dla siebie (Fawley nie stał się jeszcze ich godny), ściskając dłoń matki w czułym geście. Z rozbawieniem obserwując, jak księgarz pozbywa się uroczej ozdoby i ściskając ją w ręku {z obrzydzeniem?) pieni się z wściekłości, nie śmiąc wszakże rzucić ku niemu więcej niż kilka cierpkich słów. Za które zresztą przyjdzie mu zapłacić.
- Zatrzymaj ją – doradził, uśmiechając się (obiecująco), jak zwykle wykazując się ogromną wylewnością. Nie potrzebowali przecież słów: Colin ugrzęznął w bagnie własnego nazbyt wybujałego ego, lekkomyślnie odtrącając pomocną dłoń Avery’ego. Który przecież szczerze chciał sprowadzić go z powrotem na prostą, bezpieczną drogę, wybrukowaną wskazówkami i prostymi poleceniami (z którymi nawet on powinien sobie poradzić). Milczeniem zbył również wzmiankę o ojcu, choć w jego oczach pojawiły się porozumiewawcze iskry. Marcolf bywał czasami nie tyle żywiołowy, ile porywczy– zwłaszcza w przypadkach, gdy zachowywał się zbyt zuchwale. To faktycznie mógł po nim odziedziczyć.
- Pan Fawley to wyśmienity tancerz – rzekł niefrasobliwie, z nadzwyczaj pogodnym wyrazem twarzy, kontrastującym z chmurnym obliczem Colina. Przepięknie podryguje w rytm mej muzyki, pragnąłby dodać, aczkolwiek rozsądnie darował sobie tę uwagę. Jeszcze wyszepcze ją do ucha Lai, kiedy wieczorem dotrzyma jej towarzystwa przy kolacjiprócz tego zdaje się jest dobrze prosperującym przedsiębiorcą – dodał, uderzając w nieco bardziej uprzejmy ton, ułagodzony delikatnym dotykiem matki.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Jarmark [odnośnik]31.10.15 20:27
- Kto na przykład? - Twój spokój kontrastuje z jego nerwowymi ruchami, on chce się dowiedzieć gdzie popełnił błąd przychodząc na jarmark, najbardziej obleganą rozrywkę, a ty patrzysz na niego, jakbyś oczekiwała, że teraz opowie ci o wszystkich swoich koszmarach. - Jesteś gwiazdą? - wciąż nie pojmujesz, co może rozluźni go odrobinę? Nie przyszłaś tu, by w blasku jego popularności i wagi dać się zauważyć wielkim mecenasom sztuk. Oni przecież i tak nie polują na twoją ładniutką buzię. Ich interesują Twoje płótna. Kiedy myślisz o malowaniu, widzisz twarz Ignatiusa migoczącą gdzieś w chmurach.
Zdarzyło się właśnie coś osobliwego. Powiedziałaś dwa słowa, a nagle sukienka, o której zamarzyłaś, została ci ofiarowana. Nie wierzysz w to, co dzieje się obok ciebie, bo mimo słów sprzeciwu, własnie otrzymujesz prezent za swoje migdałowe oczy. - W takim razie teraz ja powinnam zrobić Tobie prezent - pakunek wylądował przed wami, Twoje dłonie wyciągają po niego i przytulają go do serca. Cieszysz się niezmiernie, bo chociaż wciąż cicho jesteś w żałobie, to takie sytuacje uskrzydlają twoją duszę. Jesteś Materialistką, jeżeli wystarczy sprezentować ci suknię, a ty już uwielbieńczym spojrzeniem darzysz kupującego. Podrygujesz lekko ze szczęścia i tym samym, kiedy odpowiadasz mu, to przychylasz się i wychylasz w jego stronę (czyli także w górę!) - Będziesz miał ogromną zniżkę na mój obraz. Może nawet cię namaluję - uśmiech nie schodzi ci z ust, kiedy powiadomiłaś go o wszystkim co najlepsze. I nawet już wiesz w jakiej pozycji go weźmiesz.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Jarmark [odnośnik]31.10.15 20:56
- Nie będę rozpamiętywał chwil słabości - czy mówi teraz o jej zachowaniu na stypie, czy świdrując spojrzeniem chce przekonać, że chodzi tu o coś innego, coś co ma wspólnego jego policzek i jej dłoń.
Deimos wciąż nie ma dość gratulacji zaręczynowych, które składają mu najróżniejsze osobistości, znane i cenione, ale również takie, których on nigdy na oczy nie widział. Ściskają mu dłonie, życzą szczęścia na dalszej drodze życia. Otrzymał kilka listów i jeszcze więcej podarunków przedślubnych. To wszystko na prawdę go rozbawiało, bo pomimo całego kontekstu, czytając niektóre liściki prychał zadowolony, że może tak w głowie szydzić z tych głupich ludzi. Było jednak kilka osób od których gratulacje nie mogłyby go ucieszyć i jedną z tych osób była panna Yaxley.
Rosalie miała pecha, że to akurat Deimos się nią zainteresował. Postawiony w podobnej do niego sytuacji Fobos, umiałby postawić się ojcu i wymusiłby na nim zmianę zaręczyn, zamieniłby Megarę na Rosalie i właściwie to nawet byłby kontent z tego całego ustawionego ślubu. Ale Deimos nie umiał nie posłuchać się ojca. Poza tym, kiedy kilka tygodni później wymsknęło mu się coś o Rosie, ojciec uświadomił mu, że ona jest z Rosierów, a Deimosowi już nigdy więcej nie przyszło do głowy mówić o młodej damie.
Nie podziałałby nawet argument "Megara jest z Averych", bo w przeciwieństwie do Deimosa, jego ojciec nienawiść wobec Rosierów stawiał wyżej. A najwyżej pieniądze.
Dlatego nie było innego wyjścia, Carrow musiał zapomnieć o pięknej prawie-żonie, skupić się na roli w którą został wciśnięty i tak starać się funkcjonować. Największym problemem było jednak to, że zapomnieć wcale nie jest tak prosto. A zapomnieć o tym, że złamało się dla kogoś wszystkie zasady, szczególnie, że te zasady wyznaczały prawidłowość obcowania w kręgach arystokracji. Deimosowi już nawet nie było przykro, było mu zwyczajnie wstyd. Ośmieszył się i wystawił na największy żart ze strony Rosalie, do której bądź co bądź, musiał czuć przynajmniej zaufanie, skoro nie prosił jej, by to zostało między nimi. Wierzył, że i tak zostanie.
- Dziękuję, panno Yaxley - odpowiada na gratulacje, nie chcąc wyjmować na światło dzienne wszystkich powodów dla których Megara taka szczęśliwa to nie jest do końca. - Żałuję, że nie dowiedziała się panienka o tym ode mnie. Niestety nie znalazłem czasu na wysłanie listu - widać, że zagubiony jest i szuka pocieszenia w patrzeniu na coś, co nie rozprasza go aż tak jak Rosalie. Zaczyna nerwowo przebierać palcami. Nagle łapie się na tym, że wpatruje się w kobietę niestosownie długo. Jej słowa są miodem dla jego uszu, chciałoby się uśmiechnąć i wziąć ją w ramiona, śmiejąc się, że to najlepszy pomysł pod słońcem, a poza tym, to niech Rosalie kiedyś da się upić, to sprawdzą co to znaczy romans i wielki skandal na salonach.
Ale to nie ta bajka. Deimos milczy, pozwala ciszy wtłoczyć się pomiędzy. Unosi głowę i beznamiętnie wzdycha: - Obawiam się, że byłoby to wielce niestosowne panno Yaxley. Przyznam, że obawiam się niekorzystnych plotek na nasz temat, które mogłyby wpłynąć na powagę mego małżeństwa i mojej osoby
A kiedy już ją tak bardzo odrzuca, nie raczy nawet spojrzeć znów w jej stronę.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Jarmark [odnośnik]31.10.15 21:21
To, co odpowiedział mi Deimos sprawił, że kolana się pode mną ugięły. Byłam szczęśliwa, że w tym momencie pan Carrow na mnie nie patrzył, bo ujrzał by niezwykle zawiedzione i zdziwione dziewczę, które pierwszy raz zostało tak brutalnie odrzucone. Drgnęły mi ręce a dłonie zacisnęły mocno w pięści. Z jakiegoś powodu byłam bliska płaczu. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje, przecież mieliśmy za sobą tylko kilka spotkań. A ja reagowałam tak, jakby ktoś zabrał mi miłość mojego życia. A może tak właśnie było? Może pan Carrow był tą miłością, którą tak brutalnie mi odebrano? Właściwie to nie wiedziałam jak wygląda miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą, wyobrażałam to sobie jednak dokładnie tak samo. Najpierw niewinne spotkanie, potem romantyczne, potajemne widzenia się, napawające tę dwójkę o dreszcze, aż w końcu cudowne oświadczyny i ślub. Szkoda, że ta nasza znajomość nie doszła aż tak daleko.
Spuściłam głowę, musiałam się uspokoić i wziąć w garść. Nie wypadało, aby pokazała mu, jak bardzo jego słowa mnie zabolały. Po chwili ciszy, która między nami nastała, uniosłam w końcu głowę i postarałam się spojrzeć mu w oczy, pewnie, tak jak jeszcze chwilę przedtem. Nie wiedziałam jednak, co właściwie mam powiedzieć, więc zabrałam się za ściąganie chusty ze swojej szyi. Wiedziałam, że w takim wypadku nie powinnam przyjmować od pana Carrowa prezentów.
Rozumiem, panie Carrow. I absolutnie nie mam żalu – skłamałam. – Dobre zdanie na pański temat, jest niezwykle ważne. Ma pan racje, że nie wyglądałoby to dobrze, gdyby pojawiał się pan z inną kobietą, kiedy zaręczony jest pan z Megarą. Niech pan wybaczy, to było bardzo niestosowne z mojej strony, pytać o takie rzeczy.
Przeprosiłam grzecznie, chociaż bardzo dużo te słowa mnie kosztowały. Liczyłam jednak na to, że pan Deimos nie będzie miał mi tego za złe. W głębi serca byłam niezwykle rozżalona i wściekła, dużo siły wymagało ode mnie zachowanie tych emocji w sobie. Cholerne geny wili, jakim cudem moja matka miała takie szczęście spotykając mojego ojca, który pokochał ją tak naprawdę? Mnie, póki co, przez te geny spotykały same przykrości, mężczyźni, którzy kochali nas tych, gdy staliśmy z nimi twarzą w twarz, a za plecami byłyśmy kompletnie ignorowane, wręcz wykorzystywane. Ale mogłam się tego domyśleć, że i tym razem będzie tak samo. Niepotrzebnie się tak angażowałam, za bardzo dałam ponieść się emocjom licząc na coś poważnego. I jak zwykle się przeliczyłam.
Chyba nie powinnam przyjmować od pana tej chusty, panie Carrow – powiedziałam, przyglądając jej się dokładnie. – Powinien pan robić prezenty tylko swojej przyszłej narzeczonej.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jarmark - Page 3 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
4: Jarmark. [odnośnik]31.10.15 22:35

– Na przykład mój ojciec – mówię, myśląc o Danielu, który w niespodziewanych momentach wyłania się z tłumu. Chociaż jestem aurorem i robię co mogę, by go unikać, od drugiego dnia festiwalu jest niczym niechciany rzep. Jego zimne tęczówki uważnie mnie obserwują, do tego zaciska usta z przyganą. Oczywiście, że gotuje się z gniewu. Po ostatniej rozmowie, spodziewał się po mnie zgoła innego zachowania. Tym czasem wbrew nakazowi, pojawiłem się w towarzystwie przyjaciół i szerokim łukiem omijałem Blacków. Gdyby teraz pojawił się i zobaczył, że rujnuję się na suknię dla nieznajomej kobiety, sądzę, że nie miałby oporów, by przyjść z interwencją. Jego obawiałem się bardziej niż wyjaśniania Hazel, dlaczego zostawiłem ją samą i skąd u mnie taki gest wobec Mathildy.
  
– Na Merlina, nie! – Zaprzeczyłem, gdy wycofaliśmy się spod chmurnych spojrzeń nieszczęśliwych kobiet. – Skąd taki pomysł? – Pytam rozbawiony myślą, że mogę być gwiazdą. Nie często widzę, by ktoś tak szczerze wyrażał swą radość. Poniekąd byłem zakłopotany ale równocześnie było mi miło, że mogłem przyczynić się do jej zadowolenia. – Opowiedz mi o swoich obrazach – proszę, zaciekawiony jej słowami. Jeszcze nie miałem portretu, który wisiałby na niezliczonych ścianach rodowej posiadłości. Prewettowie dość często zamawiali obrazy u znanych malarzy, szczycąc się, kto był autorem danego przedstawiciela rodziny. Uważano, że taka praca ma większą wartość. To dzieło na zamówienie, w dodatku bardzo specjalne. O wiele niżej ceniono zakupione, gotowe prace.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 12:26
- Wcale nie boli, przecież robię to lekko. - mruknął, opierając się temu, co mu zarzucała. No bo jak takie lekkie poklepanie po głowie mogło boleć? Nie możliwe! Jedno było jednak pewne - nie mieli już po siedemnaście lat. Uśmiechnął się na samą myśl. Ale nie był to zwykły uśmiech. Był to uśmiech, który pojawiał się na jego twarzy zawsze wtedy, kiedy chciał się odgryźć lub jej dokuczyć. Uśmiech, który bez problemu można było nazwać zadziornym, nawet lekko złośliwym. - Ale muszę Ci przyznać, że słuszne spostrzeżenie, Eileen. Siedemnaście lat miałem jakieś... - przejechał palcami po swojej brodzie, omal nie wsadzając sobie w ten sposób kwiatka w oczy. - Jakieś dziesięć lat temu. - zaśmiał się głośno, ale już po chwili dostał za to paluchem w żebra, więc napiął się odruchowo, odsuwając nieco do tyłu. Uśmiech rozbawienia nie znikł jednak z jego twarzy.
Tak... Urodziny Eileen były w wygodnej dacie. Zawsze miała wakacje, mogła spędzić je z rodziną. Nie ważne czy tylko uczęszczała do Hogwartu, czy zaczęła w nim uczyć. Z Alanem sprawa nie była już taka prosta. Urodziny w maju zawsze wypadały w ciągu roku szkolnego. A teraz? Teraz nie robiło mu to różnicy. Nie ważne czy miałby je w sierpniu, maju, czy grudniu - on nie miał czegoś takiego jak wakacje. I nie zwykł brać na swoje urodziny wolnego. Chyba, że ktoś (na przykład Eileen albo matka) marudził mu, by zrobił sobie urlop. Wtedy zwykł się słuchać. Potem przyznawał rację, że rzeczywiście wolne się przydawało. Ale po roku zdawał się o tym zapominać i wszystko wracało do punktu wyjścia.
- A kapustę? Słyszałem coś o tym, że króliki lubią też kapustę, ale nigdy nie próbowałem Ci jej dać. Może zmienię zainteresowania i zamiast marchewek zacznę Cię zasypywać kapustą? - mruknął, realnie się zastanawiając. W odruchu znów chciał przejechać palcami po swoim podbródku, ale przypomniał sobie o poprzedniej próbie, więc pożegnał się z tym pomysłem. Nie chciał znów mieć liści w oczach.
Poczęstował się od Eileen cukierkiem, od razu wkładając go do ust. Siedzieli gdzieś na uboczu, więc mógł odłożyć doniczki na bok i mieć dzięki temu wolne ręce.
- Nie jestem pewien czy mogę Ci cokolwiek powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Ale chyba jeśli zdradzę Ci imię, to nic się nie stanie. - mruknąl, jakby niepewny, wbijając wzrok w jakiś losowy punkt. Zastanawiał się nad tym, ile może powiedzieć. - Lyra, miała na imię Lyra. Wylądowała u nas w ciężkim stanie i spędziła w Mungu naprawdę długo. Spokojna, sympatyczna dziewczyna. I lubiła rysować. - powiedział. Chyba tyle mógł zdradzić, prawda? Nie powiedział nic o jej chorobie, o tym co się stało. Tak... tak chyba powinno być dobrze.
- Rozumiem, Eil, ale wiesz jakie mam podejście do rodów szlachetnych. Zbyt często mam z nimi do czynienia, niestety. - westchnął, opuszczając głowę. Przejechał palcami po karku. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Chyba rzeczywiście spędził za dużo czasu w Mungu. Kiedy to on ostatnio brał wolne? Nie pamiętał. - Dobrze, zrób tak. Ale Eileen... co zrobisz jeżeli okaże się, że ta rodzina nie jest taka, jak Ci się wydaje? Co jeśli nie będą chcieli mieć z wami kontaktu? To szlachetni, nigdy nie wiadomo co im strzeli do głów. - mruknął, patrząc się na nią ze zmartwieniem w oczach. Wiedział, że jej na tym zależało. Ale chciał, aby przygotowała się też na taką ewentualność. Nie chciał potem oglądać jej zawiedzionej, zranionej miny.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 14:39
Uśmiechasz się delikatnie jakbyś chciała odetchnąć z ulgą, co jest niestosowne, kiedy myślisz o konfliktach ojca z synem. - Cóż takiego przeskrobałeś, że boisz się z nim spotkać? -dotykasz delikatnie jego dłoni, ale wycofujesz ją chwilę później, to miał być gest przyjacielski, lecz wyszło dwuznacznie, zagalopowałaś się. - Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeżeli nie masz ochoty - odwracasz wzrok i spoglądasz na kolorowych jarmarków czar, co sprawia, że czujesz rozpływające się po ciele ciepło. - Mówisz, że wszyscy mogą coś od ciebie chcieć, więc pewnie nawet nie wiem, jak jesteś ważną osobistością
On chce wiedzieć jak malujesz, a ty chcesz wiedzieć czy on wie o co pyta? Nie ma pojęcia, lecz od pierwszego spojrzenia, zrozumieliście, że jesteście kawałkami jednej części, która się potłukła przed wiekami.
- Staram sie uchwycić dusze, lęki i nadzieje - recytujesz głosem, który pachnie nadzieją, że to właśnie on zapragnie być dotknęła jego duszy, poznała lęki i nadzieje. Nie chcesz go zmuszać do niczego, nie wyobrażasz sobie nawet jak miałabyś to zrobić. Był tak dobry, tak niesamowicie dobry. Cóż ty i twoje pragnienia moglibyście począć z kimś tak prawym? Odważnym posunięciem było kontynuowanie opowiadania o obrazach. - Staram sie, ale muszę przyznać, ze sam proces tworzenia jest bardzo osobliwy i bardzo trudno jest mi o tym m ó w i ć. Wolałabym żebyśmy udali się do mojej pracowni, gdzie mógłbyś zobaczyć co mam na myśli - przesuwasz palcami ostrożnie po pakunku, który otrzymałaś i masz jako wynagrodzenie za dobrą pracę, której nie zdążyłaś nawet zacząć. Nie wstydzisz się spytać o rzecz, która nieco męczy cię, chociaż starałaś się tego nie pokazać: - Czy twoja towarzyszka nie będzie zła, że sprawiłeś mi tak kosztowny prezent?


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 15:51
Doprawdy, znalezienie się w tak wyszukanym towarzystwie nie mogło być czystym zbiegiem przypadku. Los mógł sobie z niego drwić, rzucając mu przed oczy sylwetkę Samaela gdzieś w tłumie - wtedy mógłby go unikać, trzymając się po prostu innych atrakcji - ale tym razem nie okazał się na tyle łaskawy, nasyłając na niego szlachcica i każąc mu stawać z nim twarzą w twarz. W dodatku w towarzystwie jego matki, która chociaż wydawała się zniesmaczona zachowaniem syna, urągającym szlacheckim standardom, które wpajał w Colina, nie zdobyła się na to, by go przywrócić do stanu odpowiedzialnej poprawności. Nawet to ledwie dostrzegalne spojrzenie dezaprobaty zniknęło w sekundę, zanim Colin zdążył wyczytać z niego coś więcej; miał nawet wrażenie, że mu się ono wręcz przywidziało, a sama Laidan swoją postawą bardziej syna nagradzała, niż karciła.
- Zapewne ta artystyczna wrażliwość przejawiała się w doskonałym doborze koloru - mruknął, wciąż lekko zirytowanym spojrzeniem przyglądając się Samaelowi. Jemu również obroża świetnie pasowała i tylko szczere ukochanie życia sprawiło, że Colin nie odwdzięczył mu się dokładnie tym samym. Były naprawdę niewielkie szanse na to, że wyszedłby z takiego pojedynku cało (jeśli nie tutaj, to na pewno po powrocie do domu); mógł się też spodziewać, że Avery zechciałby go wtedy ukarać w sposób cokolwiek nieprzyjemny, a obroża nie byłaby jedynym krępującym akcesorium. Schował je posłusznie do kieszeni, bardziej jednak kierowany wciąż trzymającym go szokiem, niż chęcią wykonania polecenia młodszego mężczyzny. Nie powinien jednak trzymać jej na widoku i paradować z nią w ręce jak jakiś zboczony fetyszysta (słyszysz, Samaelu?), bezpieczniej więc było ją ukryć... i nie wyciągać do kolejnego spotkania.
Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, złości i irytacji, zaczął odczuwać coś na kształt bluźnierczej niecierpliwości; amoralngo oczekiwania, by znaleźć się sam na sam z Averym, gdy będzie mógł mu oddać zaskakujący prezent i z zawiedzionym spojrzeniem zapytać, czy właśnie w ten sposób szlachcic wyobraża sobie ich relacje. Czy uległość, którą obiecał mu Colin tamtego pamiętnego dnia, oddając mu hołd posłuszeństwa na kolanach, miała się sprowadzać do takiej prymitywnej zależności? Zacisnął zęby, stojąc bez słowa obok Laidan i służąc jej swoją pomocną dłonią, omijając wzrokiem Samaela. Wyraźnie się boczył, wciąż nie do końca pewien, jak powinien zareagować na całą sytuację - obrócić się na pięcie i odejść, życząc Lai miłego dnia, a Samaela spławiając ponurym milczeniem; zachowywać się tak, jakby nigdy nic się nie stało; zaryzykować i wywołać kłótnię wśród tych wszystkich ludzi? Żadna z opcji nie wydawała mu się wystarczająco odpowiednia. Nie chciał też psuć sobie nastroju na kolejne godziny i dni festiwalu, w czasie których zapewne wracałby wspomnieniem do obecnego momentu, zastanawiając się przy tym, jakie jeszcze niespodzianki szykuje dla niego Avery.
Odwrócił się w stronę straganu, skupiając na chwilę uwagę ponownie na rozłożonych tam towarach - chociaż kusiło go, by sięgnąć po magiczne perły i ręka aż świerzbiła do tego, by wydać mnóstwo galeonów na inne kompletnie niepotrzebne nikomu akcesoria, natychmiast przywołał się do porządku. Zakupy mógł przecież zrobić później albo przyjść tu innego dnia - z kimś innym? - nie musiał jeszcze bardziej obnażać się przed Samaelem i jego matką swoimi zakupami, narażając się zapewne na kolejne drobne przytyki i śmieszności. Nie, był wystarczająco skonfundowany i bez tego.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 16:27
Podłoże pod ich stopami było równie grząskie, co unoszące się w powietrzu dwuznaczności - lekkie, nieoczywiste, zaledwie muskające prawdziwy sens, ukryty gdzieś pomiędzy spojrzeniami a z pozoru platonicznymi gestami, które nabrałyby morderczego znaczenia w pełnym świetle prawdy. Na to jednak się nie zapowiadało, bagno niemoralności pozostawało na razie poza zasięgiem wzroku Colina. Tak przynajmniej naiwnie sądziła Laidan, mogąc skupić pełnię uwagi na nowym przyjacielu rodziny, czując się całkowicie bezpiecznie w objęciu Samaela. Dbającego o to, by zachowała równowagę i nie skręciła kostki na względnie ruchomych piaskach nadmorskiego jarmarku. W ukochanych szpilkach z pewnością zaliczyłaby wstydliwe potknięcie, ale nawet w płaskim obuwiu trzymała się ramienia syna wręcz kurczowo, ukrywając pod obawą o stratę równowagi prawdziwą radość z tej kradzionej bliskości. Ich ciała oddzielała warstwa drogiego materiału jego koszuli, ale i tak wyczuwała ciepło bijące od skóry Samaela. Pomimo upływu lat ciągle nie potrafiła zachować lodowatej obojętności wobec swojego pierworodnego: na szczęście sztywne reguły pozwalały kobietom na ich uelastycznienie, uznając matczyne czułości za coś wręcz normalnego. Korzystała jednak z tej możliwości rozsądnie, nie przekraczając granicy emocjonalnej nadgorliwości, tej okropnej cechy, typowej dla starszych kobiet, zbyt wylewnych wobec młodych mężczyzn. Laidan mimo wszystko zachowywała zdrowy dystans, nawet jeśli płonące myśli stawały się równie gorące co suche powietrze, przeszkadzające jej w swobodnym zaczerpnięciu oddechu.
O wiele bardziej pragnęłaby znaleźć się w chłodnych murach rodowej posiadłości, mogąc wreszcie zdjąć kapelusz, rozpuścić jasne włosy i zsunąć z siebie sukienkę. Pozwalając Samaelowi na okazanie tej wielogodzinnej tęsknoty, jakiej byli teraz ofiarami, oddzieleni od siebie spojrzeniami setek ludzi. Nie mogła skupiać się na swoim nieszczęściu – gdyby koncentrowała się na prętach, oddzielających ją od prawdziwego spełnienia, nigdy nie zaznałaby w życiu radości. Wieloletnie małżeństwo nauczyło ją doszukiwania się uśmiechu losu w każdej sytuacji i pohamowania kaprysów. Każda trudność miała zostać jej wynagrodzona i właśnie ta myśl pozwalała jej teraz unosić kąciki ust tak szczerze i łagodnie, ignorując nieoczywistą grę toczącą się pomiędzy dwojgiem mężczyzn. Bardzo chciała poznać jej zasady, chociaż z matczynej perspektywy wydawały się jej na razie dość…nieszablonowe, żeby nie powiedzieć: niegrzeczne.
- To wspaniała cecha. Coraz mniej mężczyzn potrafi pewnie prowadzić w tańcu - komplementowała niemalże przypadkiem Colina, przyglądając się dość uważnie jego czerwonej twarzy, a potem także niewinnemu gestowi chowania obroży do kieszeni. Nie wyrzucił jej, nie podeptał, okazując wyjątkowe posłuszeństwo słowom Samaela. Kolejna wskazówka do odmalowania obrazu ich relacji, na razie pełnego niedomówień. – I…przedsiębiorcą? To znaczy?- dopytała, zastanawiając się, w jakiej to branży odnajduje się młody szlachcic. Jako arystokratka dość konserwatywna w swoich poglądach, patrzyła krzywo na wszelakie biznesy, pogardliwie odnosząc się nawet do takich kierowanych wiekową tradycją. Miała nadzieję, że przyjaciel syna nie jest jakimś okropnym dalekim krewnym śmierdzących stajnią Carrowów.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 3 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
5: Jarmark. [odnośnik]01.11.15 18:38
Jej pytanie sprawa, że nagle cały się spinam, wracając do ostatniego spotkania z Danielem Prewettem. W głowie rozbrzmiewa mi frazes, że to nie podlega dyskusji, że decyzja która zapadła wcale nie jest krzywdząca. Czuję jak na samo wspomnienie zalewa mnie fala wściekłości. Jego tembr głosu i przesadna mimika, gdy informował mnie o ustaleniach mojej przyszłości... nim odpowiadam cokolwiek, jej dotyk sprawia, że wracam do rzeczywistości. Mathilda niemal natychmiast spuszcza wzrok i cofa się ode mnie o krok. Z przerażeniem zastanawiam się, czy zrobiłem jakikolwiek gest, którym odtrąciłem jej dłoń. Przez chwilę układam słowa, aż nagle wybucham śmiechem. - Nie, nie, to nie ta liga. Przepraszam - próbuję się opanować, ale nie mogę przestać. Gdybym był osobistością nie martwiłbym się przymusowym małżeństwem. - Muszę poznać cię ze swoim bratem. To jest niekwestionowana gwiazda rodu Prewettów - udaje mi się wydusić i nieco spoważnieć. Boję się, że niezapowiedziana salwa rozbawienia, może zniechęcić Mathildę do opowieści o swojej twórczości.
   
Lęki. Tak, ostatnio mam ich zbyt wiele. Nadzieja? Płonna, tak bym ją nawał. Od czasu rozmowy w ogrodzie czuję narastający bunt, który pojawia się wtedy, gdy ktoś próbuje zmusić mnie wbrew sobie do czegokolwiek. – Ufasz mi na tyle, by zabrać mnie do pracowni? – Pytam zupełnie poważnie, zaintrygowany tym co mówi. Mathlida różni się diametralnie od Lyry, choć obie są artystkami. Nie wyobrażam sobie, by malowała pejzaże. Widok, gdy nanosi na płótno spieniony ocean, nie pasuje do niej. Wyobrażam sobie, jak na czyste arkusze nanosi szybkimi pociągnięciami pędzla ulotne emocje. Zastanawiam się w jaki sposób przedstawia linie, plamy… Kiedy ją obserwuję, wydaje mi się, że to, co utrwala jest dość intymne i skryte.
 
– Sądzisz, że będzie zazdrosna? – Pytam ponownie, patrząc na pakunek w jej dłoniach. – Hazel… - na chwilę przerywam, zastanawiając się czy mam prawo to mówić. – …straciła mężczyznę, którego kochała – wręcz szepczę, patrząc na połyskliwy papier. – To prawda, przyjaźnimy się, ale nie w taki sposób – uśmiecham się ostrożnie, myśląc o autorce i bracie Lupina. Zerwali? Dobrze usłyszał na korytarzu? – Chciałbym, byś pojawiła się w tej sukni jeszcze na festiwalu – zaznaczam, wyciągając w stronę Mathildy dłoń. – Obiecaj, że tak właśnie będzie.


Ostatnio zmieniony przez Ignatius Prewett dnia 01.11.15 22:52, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 22:50
- Jesteś członkiem rodu Prewettów? - teraz to ty chcesz wybuchnąć śmiechem, lecz póki co mierzysz go wciąż nieufnym spojrzeniem, jak może nim być, on? Najwidoczniej coś pozmieniało się w Anglii w czasie, kiedy cię tu nie było, bo pamiętasz szlachciców jako nieszczególnie miłych. Wszyscy ich takimi pamiętamy. Twój śmiech jest cichszy niż jego, bardziej subtelny. - Jesteś w cieniu swego brata? - nawet nie myśl, jaki musi być on, skoro ten tak mocno wpłynął na twoje istnienie. Wciąż zerkasz w jego oczy i chcesz się dowiedzieć jak najwięcej. Kim jest ten chłopak i dlaczego, tak wiele myśli dziś krąży w okół niego? 
- Jestem Ciebie ciekawa bardziej niż ci ufam - wyznajesz mu półszeptem i mrużąc lekko oczy, czy zdoła się oprzeć twojemu sposobowi na spraszanie sobie klientów? On nawet nie wie co przeskrobałaś w San Francisco i nie dowie się nigdy, że najchętniej w pracowni widziałaś właśnie zupełnie nieznanych ludzi. Otworzyłaś firmę portretową i osobliwe portrety nieznajomych nauczyły cię patrzeć na ten świat. Wolałabyś mówić, że kochasz malować swoich znajomych, a ich dusze rozkładać na czynniki pierwsze. Ale tak naprawdę interesuje cie tylko cierpienie. Czy cokolwiek innego jest w stanie zrobić na tobie wrażenie?
- Jest w żałobie? - dopytujesz sie, nie bacząc na to, że przychyliłaś się do niego tak jak się nie przychyla do dziedzica organizatorów tak wspaniałej uroczystości jak Festyn Miłości. Spytałaś o to nie dlatego, że coś ci się wydaje, że nie chodzi tu o odejście w ostateczny sposób, ale dlatego, że już wyobrażasz sobie jak smutna musi być duszyczka tej młodej osóbki. - Jesteś dla niej na pewno wielkim wsparciem, Ignatiusie - pochwalasz to zachowanie młodego szlachcica, o którym dopiero przed chwilą zaczęłaś tak myśleć. Wcześniej był dla ciebie chłopcem o przyjemnym usposobieniu, który rozbrajał cię miłością, która od niego bije na kilometr. Żałujesz mocno, że nie ma więcej takich osób. Świat byłby lepszym miejscem, a Twoje własne życie moze nie byłoby aż tak smutne? Kiedy Ignatius prosi, żebyś założyła suknię jeszcze któregoś dnia festiwalu, nagle przypomina się Twojej twarzy, jak się rumienić. Robisz to tak szybko i wzdychasz przy okazji ciężko. - Och, postaram się w takim razie zawitać na kolejnych dniach festiwalu. I znaleźć w nich Ciebie, to obiecuję z ręką na sercu. Opowiesz mi jakie jeszcze czekają nas atrakcje?  - powoli różowe policzki blednieją, ale ty wciąż patrzysz w twarz jego, która wisi gdzieś w niebie ponad tobą. Znów nie widzisz nic poza tymi hipnotyzującymi oczami i znów zatracasz się w tym, gdybyś miała o pięć lat mniej, ugięłyby ci się własnie kolana.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Jarmark [odnośnik]01.11.15 23:00
Ryzyko nie zawsze wiązało się z szaleństwem, czy z buńczuczną, gryfońską brawurą (której szczerze nie znosił). Czasami przejawiało się jedynie w postaci maleńkiego dreszczyku czystej adrenaliny i przemiłego nieskrępowania absolutnie niczym. Avery lubił właśnie taki rodzaj ryzyka, burzący krew, przyprawiający o szybsze bicie serca, a mimo tego stonowany i nie zwiastujący w skutkach doznania trwałego uszczerbku na zdrowiu. Zaiste, Colin chyba nie poczuł się aż tak urażony, aby podnosić na niego rękę. Gdyby spróbował, okazałby się nie tylko głupcem, ale i heretykiem; a bluźnierców zawsze spotykała słuszna kara. Od wieloletniej tułaczki po pustyni po zwykłą śmierć – prostacką oraz haniebną, gdyż zwykłe zakłucie nożem nie zasługiwało na miano męczeństwa i opiewania go w poematach. Milczące porozumienie z matką rozgrywane niemalże zakulisowo przynosiło zaś Avery’emu czystą pewność, iż może sobie na to pozwolić, nie szargając przy okazji ich reputacji. Nie dbał zaś zupełnie o renomę Fawley’a, która była mu szczerze obojętna. Byle tylko nie posądzali go o chędożenie wszystkich oddychających stworzeń (patrz Ceasar Lestrange), a Samael łaskawie godził się, by księgarz towarzyszył mu podczas publicznych spotkań oraz uroczystości. Na takowych zawsze prowadził się wzorowo, choć z Lai u boku niezwykle ciężko było popychać swoje myśli torem moralności. Dziwnym zbiegiem okoliczności, jej widok powodował w nim dysonans między szaleńczym pragnieniem a uprzejmą powściągliwością. Nie potrafił rozgraniczyć pożądania ze stanowczym, arystokratycznym chłodem i igrał z ogniem, obdarzając ją platonicznym dotykiem, mieszającym się wszakże z płomiennym spojrzeniem, jakie wbijał w jej oczy o identycznej barwie tęczówek. Teraz jednak wbijał przeszywający wzrok w Colina, uśmiechając się przyjaźnie i znakomicie maskując ironię pod płaszczykiem szlacheckiej kurtuazji.
-Podkreśla twoje oczy – rzekł swobodnie, pierwszy raz lekko chyląc przed nim głowę (w szyderczym ukłonie?). Filuternie mrugnął do mężczyzny, po czym całkowicie stracił nim zainteresowanie. Fawley naprawdę spisał się znakomicie (niedługo go pochwali), lecz powoli zaczynał go nużyć. Samael nie odprawił księgarza wyłącznie z jednego, bardzo prozaicznego powodu – świetnie się sprawdzał, ochraniając przed słońcem lady Avery. Czym zaskarbił sobie względy, nawet pomijając niewieście boczenie się. Które przecież nie przystawało arystokracie: nie oszuka go tak łatwo, zrzucając swą małomówność oraz izolację na karb nauk odebranych od mistrza. Samael doskonale zdawał sobie sprawę z jego zażenowania i pragnął (zaskakujące) pomówić z nim o tym. Zapięcie obroży stanowiło jedynie element gry, a oni poruszali się przecież w wielowymiarowej rzeczywistości, wśród różnych płaszczyzn, oscylując na cieniutkiej granicy perwersji oraz dobrego smaku.
- Chciałaś mi coś uświadomić, matko? – spytał, w odpowiedzi na grzeczny komentarz Lai. Nie czekając na jej reakcję, obrócił ją w zaimprowizowanym kroku, po czym na powrót mocno objął w talii, jakby obawiając się, że zechce mu się wyrwać i uciec. Niedorzeczność; miał pełną świadomość ich zależności i nie musiał absolutnie martwić się zdradą. Jeden, jedyny kryzys zażegnali już przed laty, odtąd żyjąc naprawdę szczęśliwie – Pan Fawley pasjonuje się literaturą i posiada sieć księgarni. Choć prawdziwe białe kruki trzyma w swojej rezydencji. Mylę się, Colinie? – rzekł, zapraszając go do dyskusji. Niech się wykaże.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
6: Jarmark. [odnośnik]01.11.15 23:38

– Niestety – mówię, choć wiem, że nie wolno mi w ten sposób odpowiadać. Nie potrafię jednak jej skłamać i udawać, że nazwisko Prewett to najlepsza rzecz w życiu jaka mnie spotkała. – Artur jest bardziej… podobny – stwierdzam po chwili wahania. – Kasztanowe włosy, rysy twarzy. Nawet charakter. Mi bliżej do rodziny matki, dlatego niektórzy mylą się i myślą, że jestem do Rosierów – tłumaczę niezdarnie, przypominając sobie, jak często ojciec wyliczał zbyt długą listę wad i odchyleń od panujących standardów. W pewnym momencie swojego życia zaczynałem się dziwić, że pomimo tego wszystkiego, dał mi nazwisko – dla niego najcenniejszą rzecz w życiu. – Gdybyś zobaczyła mnie z bratem, trudno byłoby ci uwierzyć, że jesteśmy rodzeństwem. Nie, nie jestem – uśmiecham się, gdy widzę jej reakcję. – Nie było romansu. Też o tym myślałem.
  
Nie piłem tego wieczoru, nie rozumiem więc, dlaczego tak łatwo się zwierzam. Nawet Artur nie wie, że naprawdę to zrobiłem. Sprawdziłem, czy aby na pewno w moich żyłach płynie krew Prewettów. Mathilda sprawia, że nagle otwieram się, mówię bez skrępowania to, co myślę. – Z jednej strony, to nieszczęście dla ciebie, a z drugiej to moja jedyna karta na dalszą znajomość – nie potrafię ugryźć się w język. Gdy pyta o Hazel, nie wiem co odpowiedzieć. – To trudne do wyjaśnienia. Teraz… to tak, jakby była pomiędzy. Nie wiem jak ubrać to w słowa. – W moim głosie wybrzmiewa rezygnacja. Kilka miesięcy po pogrzebie Lupina potrafiliśmy odgadnąć co się z nią dzieje. Robiliśmy wszystko, by nieco jej ulżyć, pomóc, wyciągnąć od wspomnień, niekończących się szlochów. A teraz choć minęło tyle czasu i każdy dostrzegał, że zmieniła się, spoważniała, bywały dni, gdy nie potrafiłem określić, czy trzyma się czy rozpada. – Nie tylko we mnie – przeczę, myśląc o tych wszystkich mężczyznach, którzy tulili ją do snu. Jeszcze pierwszego dnia festiwalu chciałem z nią uciec, a teraz wzorkiem szukam Deimosa, by zapytać go czy nie wie nic o pannie Black. Mojej, matko zmiłuj się, jak to brzmi – przyszłej żonie. To nie tak, że nagle przestałem ją kochać. To tylko tchórzostwo i przyjęcie na siebie odpowiedzialności, podarowanej przez ojca. Wierzyłem – naprawdę, że jednak to się nie uda, że te zaręczyny nie dojdą do skutku.
  
Znowu to robię, choć obiecałem sobie, że już nie będę zadręczać się kontraktem. Kątem oka dostrzegam rumieniec na policzku Mathildy. Czuję ciepło na karku, nie chciałem wprowadzić ją w zakłopotanie. – Trzymam za słowo – zaznaczam udając surowy ton. Chciałbym ją jeszcze spotkać, w tej sukni, by przekonać się, że moje wyobrażenia nie oddają w połowie tego, jak będzie wyglądać na żywo. – Z całej puli atrakcji najważniejszy jest wyścig, potem jako dodatek noc spadających gwiazd. Jutro puszczają wianki, nic ciekawego, o ile chcesz poplotkować i zjeść nietypowe desery. Wiem, że to dziwne, ale po zakończeniu odbędzie się mecz Quidditcha. Joseph startuje? – Pytam nagle żywo zainteresowany ewentualnym występem jej brata.  
Gość
Anonymous
Gość

Strona 3 z 34 Previous  1, 2, 3, 4 ... 18 ... 34  Next

Jarmark
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach