Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Dopiero po dłuższym czasie, ale słowo daję, nie mam pojęcia, ile czasu minęło, postanowiłem wstać i rozprostować kości. Nogi zagnały mnie do stoisk jarmakowych, gdzie była spora ilość ludzi. Nie przepadałem za tabunem nieznanych mi osobników, wolałem zdecydowanie przyjęcia, na których przynajmniej większość się kojarzyło, ale poczułem, że to być może ostatnia okazja, aby nabyć coś unikatowego. Dlatego też niewiele myśląc przepchałem się przez tłum i podążyłem w stronę straganów. Z początku zupełnie nie odnotowałem, że ktoś bardzo znajomy stoi tuż obok mnie. Dopiero oglądając kolejny przedmiot kątem oka dostrzegłem burzę blond włosów, a kiedy już obróciłem głowę, poczułem, jak krew na nowo zaczyna wrzeć. Urok wili, prawda?
- Nie podejrzewałem, że wile muszą zaopatrywać się w afrodyzjaki - powiedziałem, kiedy byłem blisko Heleny, jednocześnie z całej swej siły podjąłem próbę ponownego obrotu głowy; tak, aby na nią nie patrzeć, bo to przecież było zgubne. Zupełnie jak śpiewy syren.
i'm a storm with skin
- Jeżeli to cię pocieszy, wyjawię ci mój największy sekret - przychylasz się tym razem nie cofasz dłoni ani o centrymetr, a usta twoje cicho wypowiadają sekret, który nie przystoi, by poruszać go gdziekolwiek w towarzystwie ważnym. Ufasz jednak, że Ignatiusowe uszy zachowają to dla siebie. - Też niechący mam coś wspólnego ze szlachetnym rodem Fawley - i mrugasz odsuwając swoją twarz, by powróciła na odpowiedniej odległości miejsce, a tym mrugnięciem dałaś do zrozumienia, że porozmawiacie o tym przy innej okazji, może okazji będzie co niemiara, kiedy on i ty pójdziecie na umowę o portret w wielkim rozmiarze, bo arystokraci tylko wielkie rozmiary potrzebują.
Na szczęście Twój nowy przyjaciel umie śmiać się z siebie, a ty śmiejesz się z nim, bo uważasz, że towarzystwo w śmiechu to najlepszy sposób na zawiązywanie przyjaźni. Nawet jeżeli wtórujesz mu jedynie po to, by zmanipulować kolejne posunięcia.
- Na pewno masz jeszcze asa w rękawie - uśmiechasz się, kontynuujecie rozbawioną pogawędkę, przez chwilę znów zaczepiasz go swoją dłonią, bo nie wiesz, że to zrobiłaś.
- Pomiędzy przeszłością i teraźniejszością? - zgadujesz, czy trafnie, tego jeszcze nie wiesz. Upatrujesz znaku potwierdzenia w mądrej twarzy Ignatiusa, odchodzicie w dalszą część jarmarku. Generalnie jesteście zadowoleni z tego, co się dzieje i chociaż poruszacie temat trzeciej osoby, dzieje się to zadziwiająco łatwo, jakbyście byli dawno znanymi sobie przyjaciółmi, którzy rozmawiają o kimś, kogo kiedyś znali. - Wydaje mi się, że mogłabym jej pomóc. Pokazałabym jej przyszłość - mówisz przyciszonym głosem skupiając się na pakunku ściśniętym przy ciele. - Jak sądzisz, co było przyczyną dzisiejszego fatalnego wypadku?- nawiązujsz do zdarzenia w zagajniku, chociaż ty już wiesz, że to nie o duchotę poszło.
- Bardzo przepadam za wiankami - przyznajesz, skupiając się na tym elemencie imprezy, który dla niego samego nie miał większego znaczenia. Mrużysz oczy i rozmarzonym tonem przypominasz sobie: - Jeżeli dobrze pamiętam to zabawa w której każda młoda panna marzy o spotkaniu przeznaczonego sobie mężczyzny. Wybierz się, na pewno któraś panna marzy o tym, byś złapał jej wianek- upraszając go w ten sposób możesz wszystko stracic, a mogłabyś chcieć zyskać wszystko.
- Joseph weźmie udział, prosił mnie o to bym przyszła oglądać, co też zamierzam uczynić
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
- Nie chowam urazy oczywiście zdaje sobie sprawę skąd takie pytanie, natomiast proszę mi uwierzyć, ze w zaistniałych okolicznościach inny stan rzeczy nie ma prawa bytu - recytuje słowo w słowo co mu kazał powiedzieć ojciec i brat, kiedy ich spytał, co ma zrobić z dotychczasowymi kochanicami. Powiedzieli: pozbądź się ich, nim się przyzwyczają. Zrobił tak z Milburgą (20 lat to mało na przyzwyczajenie się do siebie), robi tak z Rosalie (niby rok), co jeżeli miałby zrobić tak także z Cynthią? Tego nie może zrobić, bo z nich wszystkich Cynthia ma przynajmniej umiejętność leczenia, w razie wypadku usychającego z tęsknoty serca, użyje, by go uratować przed przedwczesną śmiercią.
Kiedy widzi, że ona zaczyna miętolić chustę piękną w dłoniach, uświadamia sobie co znaczy to wszystko. Po Milburdze trzymał się alkoholem, zresztą miał na głowie obowiązki, to było dość proste. Kiedy Rosalie oddaje mu chustę, patrzy z niedowierzaniem na ten gest. Przypomina sobie rozwalone fotele w swoim ulubionym do niedawna pokoju. Czy ma tyle siły, by podołać z poleceniem ojca i Fobosa?
- Ależ proszę ją zachować, w dowód naszej przyjaźni - odpowiada, a słowa poważnie mówione jego nie idą w parze ze spojrzeniem, które boli, bo mówi o bólu, który wystąpił wraz z uświadomieniem sobie, że koniec z r o m a n s e m z pół wilą, teraz tylko osiemnastoletnie koleżanki żony, później potomek niewiele od niej starszy i ta nieznośna świadomość, że gdyby jedno słowo... - Proszę nie oddawać mi, to był prezent. Jeżeli ktoś będzie podejrzewał cokolwiek innego, to znaczyć może jedynie o jego żenującym poziomie elokwencji. Jeżeli tylko się panience wciąż chusta podoba, proszę ją nosić - to zabrzmiało tak dwuznacznie, jakby opowiadał jej nie o chuście, tylko o tym, czy się mogą spotykać, czyli de facto jakby się zgadzał na jej propozycję, bo pewnie byłaby możliwa ich dalsza znajomość, nawet niezwykle zażyła, pod warunkiem, że byłaby znajomością tajemną. Pytanie tylko, czy ktoś tak prawy jak Rosalie, odważyłby się na taki krok? Szczerze można w to zwątpić, ale z wielu przyczyn. Jedną z nich jest fakt, że tak na prawdę to oznaczałoby całkowite poświęcenie. W razie przyłapania gdziekolwiek przez kogokolwiek, wystawiona zostałaby na ośmiesznie. Takie rzeczy tylko w imię prawdziwej miłości, a nie chwilowej słabości.
Chociaż, gdyby to było w drugą stronę, to pewnie jakby go ładnie poprosiła to by się zgodził.
- Cóż, Samaelu, moja rezydencja z pewnością pełna jest niebanalnych dzieł, ale te najbardziej interesujące skrywam w zupełnie innym miejscu - widzisz, jednak nie kontrolujesz mojego życia w pełni. Jakie to uczucie, gdy nie wie się wszystkiego? Spojrzał na Laidan, układając w myślach odpowiednią treść swojego zaproszenia. Nie liczył na pozytywny odzew, jednak dobre wychowanie wymagało, by zaproponować pani Avery odwiedzenie swojej posiadłości. Bez ustalonego z góry terminu, ot luźne rzucenie propozycji. - Byłoby mi jednak niezmiernie miło gościć panią kiedyś w moich progach. Moja rodzina od zawsze interesowała się sztuką i posiadam kilka niewielkich eksponatów - w jego głosie brzmiała lekka nieśmiałość, jakby sugerował, że jego drobna kolekcja w żadnym wypadku nie może liczyć się na równi z dziełami wystawianymi przez samą Laidan. Powrócił do ignorowania Samaela, skupiając całą swoją uwagę na jego matce, nad którą wciąż roztaczał rozłożony parasol, zachowując się jak dobrze wychowany kamerdyner. Brakowało mu jedynie doskonale dopasowanego uniformu i zmęczonego wyrazu twarzy, jaki charakteryzował angielską mugolską służbę. Nie miał nic przeciwko roztaczaniu ochronnego płaszcza przed słońcem, który chroniłby kobiecą sylwetkę, ale stokroć bardziej wolałby to robić w towarzystwie kobiety (dziewczęcia?), z którym miał większą szansę na zawarcie bliższej znajomości. Dlatego bezceremonialnie wcisnął Avery'emu w dłoń parasolkę, odsuwając się na bezpieczne dwa kroki od buchającej zewsząd matczyno-synowskiej miłości.
- Niestety muszę się już pożegnać - ponownie skłonił głowę, tym razem uśmiechając się o wiele szczerzej, bo z wyraźną ulgą. - Samaelu, pani Avery - szybki obrót na pięcie i chwilę później zdążał z dala od swojego mentora, jakby w obawie, by do obroży nie dołożył pozłacanej smyczy i nie kazał mu wrócić na kolanach. Nie myślał o konsekwencjach swojej ucieczki, chociaż był pewien, że nie pozostanie ona bez echa.
|zt, świry
- Myślę, że z przyjemnością odwiedzimy twoją posiadłość, Colinie - odparła równie kurtuazyjnie, unosząc kąciki równo umalowanych ust jeszcze wyżej, tak, jakby perspektywa zwiedzania dworku Fawleya stanowiła dla Laidan spełnienie najskrytszych marzeń. Zwłaszcza, jeśli miała oglądać owe eksponaty razem z Samaelem, z którym w końcu została względnie sama. Przez chwilę wpatrywała się w plecy odchodzącego mężczyzny, po czym powoli powróciła wzrokiem do twarzy Samaela, unosząc głowę, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Przyjaźnisz się z księgarzem? - spytała z wyraźnym zaakcentowaniem ostatniego słowa, unosząc lekko jasne brwi do góry, w typowym wyrazie zdziwienia pomieszanego z lekkim niedowierzaniem. Słodki, uprzejmy ton jej słów nie zniknął razem z towarzystwem osoby postronnej: przybrał tylko całkiem inny, intymniejszy posmak, kiedy znów wspierała się na ramieniu syna, wdychając pachnące kwiatami powietrze, przesycone nadmorską świeżością. - To ktoś ważny dla ciebie, Samaelu? Powinnam go kiedyś zaprosić do nas wraz z ewentualną narzeczoną? - spytała bardzo konkretnie, próbując ułożyć nowo poznanego Fawleya do skomplikowanej układanki powiązań szlachty i znajomych swojego pierworodnego. Nie ferowała wyroków, chociaż Colin wydał się jej zaledwie chłopcem, dziwnie łatwo ulegającym lekkiemu zawstydzeniu. Nie takiego przyjaciela najchętniej widziałaby przy boku Samaela, chociaż nie komentowała jego wyboru w żaden sposób, ciągle uśmiechając się lekko pomimo zmęczenia upałem.
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
- Każdy ma swoje tajemnice – skwitował aksamitnym tonem, machinalnie gładząc Lai po ramieniu. Fawley jak nikt wiedział, iż są to wierutne bzdury – czyż nie dzielił się z nim nie tylko ciałem, ale i sekretami, brutalnie wydartymi z uśpionej podświadomości? Uwaga o pozłacanej smyczy była wszak nad wyraz celna i mężczyzna już wybiegał lotną myślą w przyszłość, przyjmując werbalne sygnały ledwie skinięciem głowy. Zacisnął palce na parasolce, prowadząc Lai w kierunku morza, kiedy nareszcie zostali sami. Znowu mogąc siłować się rozpalonymi spojrzeniami oraz w nieśmiałym dotyku przekazywać spektrum wymieszanych emocji. Od pożądania po tęsknotę, mimo fizycznego (niedostatecznego?) zbliżenia.
- Nie oceniaj Colina zbyt surowo, matko. Onieśmieliłaś go – rzekł cicho, mocniej ściskając jej ramię. Werdykt lady Avery oczywiście nie mógł zakazać (doprawdy) mu kontaktów z Fawley’em, niemniej jednak Samaelowi zależało na akceptacji przez Lai najściślejszej grupy jego przyjaciół. O których wszakże nie chciał rozmawiać, przemycając w odpowiedzi zawoalowany wyrafinowanie komplement. Wiedział, iż mile połechta ego swojej matki, zjednując jej odrobinę sylwetkę Colina i nie uciekając się przy tym do kłamstwa. Perfekcja Laidan każdego czyniła niepewnym, zaś jej dojrzała uroda oraz elegancja z pewnością zrobiły wrażenie na księgarzu, szczególnie podatnym na kobiece wdzięki. Którym Avery sam ulegał i to niejednokrotnie.
'Twas death and death indeed.
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
– Oczywiście panie Carrow, mam nadzieję, że ominą nas te nieprzychylne wypowiedzi osób postronnych, w końcu nie zrobiliśmy nic, co nie byłoby zgodne z ogólno-przyjętymi zasadami – odpowiedziałam mu łagodnie, nawet posyłając mu delikatny uśmiech.
Starałam się jak najlepiej wykorzystać te chwile, ponieważ podejrzewałam, że pana Carrowa spotkam dopiero na jego własnym weselu, a wtedy nasze kontakty urwą się definitywnie. Póki co, nie chciałam o tym myśleć, a jedynie cieszyć się z wspólnego przebywania. Aczkolwiek doszliśmy do takiego momentu, gdzie przez zaistniałą sytuację, nie bardzo wiedziałam, o czym moglibyśmy rozmawiać. Złość jak na razie mi przechodziła i ustępowała zrozumieniu i logicznemu myśleniu. Myśleniu panny, w której głowie nie ma miejsca na zakazane miłości i narażania swojego dobrego imienia na krytykę i zniesławienie. Może nie dlatego, że nie chciałam, raczej bałam się, że zawiodę ojca i była we mnie pewnego rodzaju blokada, ściana, która wyhodował u mnie ojciec, od małego wpajając mi jak powinnam się zachowywać. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym postąpić inaczej. To było dla mnie tak bardzo nierealne.
– Panie Carrow, chyba nie powinnam zajmować więcej panu czasu, na pewno śpieszy się pan do swojej narzeczonej i rodziny – stwierdziłam bardzo uprzejmym głosem. – Naprawdę dziękuje za chustę, będę o nią dbała jak najlepiej potrafię – zapewniłam go.
Skoro chusta była symbolem naszej przyjaźni, to ja tą przyjaźń, głęboko, głęboko w sercu będę niezwykle mocno pielęgnować.
Powinnam chyba grzecznie dygnąć, podziękować za rozmowę i jeszcze raz pogratulować zaręczyn, ale nie byłam sama w stanie przerwać tej rozmowy. Poczekałam, więc, aż to pan Carrow zrobi, zrzucając na jego barki ten, przynajmniej dla mnie, ciężar.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Nie, błagam, tylko nie kapusta! Jeśli już masz nad czymś myśleć i ma dotyczyć koniecznie mojego drugiego ja, to niech to już będą marchewki! - powiedziała niemal od razu.
Spojrzała na niego, gdy zaczął jej opowiadać o Lyrze. Była świadoma tajemnicy lekarskiej, więc... czego od niego oczekiwała?
- Lubiła rysować? - uśmiechnęła się kątem ust. - Słabo pamiętam ją z Hogwartu... to znaczy, jej włosy bardzo rzucały się w oczy. Była raczej skryta, grzeczna... dobrze byłoby ją poznać bliżej. Nie tylko ją... całą trójkę.
Wzięła głęboki wdech. Doskonale wiedziała, że Alan ma rację. Co, jeśli zawiedzie się ich spotkaniem? Jeśli odrzucą ją z uwagi na wydziedziczenie ojca? Jakie były szanse na to, że wpadną sobie w ramiona szlochając ze wzruszenia? Znikome.
- Nie wiem, co zrobię, Alan - spojrzała na niego z tym samym, łagodnym uśmiechem, który zawsze jej towarzyszył. - Może ucieknę z płaczem, a może jednak zostanę i będziemy śmiać się z dawnych dziejów? Nie dowiem się, póki nie spróbuję. A jeśli jednak nie spróbuję, to do końca życia będę pluła sobie w twarz za to, że nie znalazłam tyle odwagi, by się z nimi spotkać i przyznać do czynów mojego ojca.
Wzruszyła lekko ramionami, jakby wszystko jej teraz było jedno. Wrzuciła sobie do ust kolejnego cukierka.
Nasze serca świecą w mroku
Ostatnio zmieniony przez Eileen Wilde dnia 08.11.15 13:33, w całości zmieniany 1 raz
- Nie krytykuję go, po prostu...nie opowiadałeś mi o nim nigdy wcześniej - odparła lekko, z tylko odrobinę zarysowanym wyrzutem w ciepłym tonie, zmiękczonym nieco subtelnym komplementem. Nie skomentowała tej miłosnej adoracji w żaden sposób, będąc prawdziwą damą, która przywykła do podobnych słów i traktowała je z uprzejmą obojętnością. Najchętniej słuchałaby tonu Samaela godzinami, podlewając wieloletnią megalomanię jego pochlebstwami, jednak rozbuchany narcyzm przycichł nieco z wiekiem, pozwalając Laidan na zachowanie zdrowego rozsądku. Inaczej całkowicie spalałaby się w słodkich słówkach pierworodnego, tracąc miano kobiety inteligentnej. Nie potrzebowała przecież zapewnień innych, by czuć się wyjątkowa, chociaż - rzecz jasna - podobne pochwały jej urody poprawiały humor, tym lepszy, im bardziej oddalali się od zaaferowanego zakupami tłumu. Już nikt nie zahaczał przypadkowo o jej letnią sukienkę i nikt nie wybuchał prymitywnym rechotem tuż obok jej ucha. W końcu mogła odetchnąć z ulgą, czując się pewnie, kiedy wspierała się na ramieniu syna, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem. Powinni zostać tu sami, ukryć się gdzieś przed tym całym zgiełkiem – bardzo chciała przesunąć ustami po jego wargach, sprawdzając, czy są słone od nadmorskiej bryzy czy też – jak zawsze – smakują po prostu Samaelem.Taka pieszczota pozostawała jednak poza granicami przyzwolenia, naciągając nieprzyjemnie nerwy Laidan. Nie okazywała jednak tego zniecierpliwienia w żaden sposób, starając się po prostu cieszyć z tej chwili przyzwoitego dotyku.
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
Słuchasz wiadomości o poznanej kobiecie i niezwykle dziwi cię ta historia. - Zdenerwowałam się, mój drogi - wyjawiam mu, marszcząc czoło już zresztą dałam mu do zrozumienia, że nie podoba mi się taki przedmiotowy sposób potraktowania ludzi. - Nie znam ani jednego, ani drugiego, ale w życiu nie słyszałam, żeby wybierany jedynie ze względów powierzchownych jak wygląd - partner, był dobrą partią. Wybacz, ale to absurdalne, jak możesz sie na to godzić! - szperasz w torebeczce i wyciągasz papierosa czarodziejskiego, pocierasz końcówkę i ten zaczyna sie palić wydając słodkawy orientalny zapach.
- Och - przestajesz wypytywać się o sytuacje o której nie masz pojęcia. Nie wypada już ciągnąć tego tematu, kiwasz głową w ciszy, gotowa usłyszeć coś milszego, jak zaproszenie na plecenie wianków, zaś jedyne co słyszysz to bolesną strzałę, która cie znów zapali, byś spłonęła i stała się kupką zgliszcz.
- Może.. może jeżeli złapałbyś jej wianek w zabawie, potwierdziłbyś sobie wybór rodziców - pytasz skrępowana sytuacją w której wyobrażałaś sobie, że mógłby złapać dajmy na to Twój wianek i później przetańczyłby z Tobą całą noc. - Jesteś zaręczony? - ciche pytanie zawisło pomiędzy wami, unosisz spojrzenie zlęknione, ani trochę nie złaknione odpowiedzi. Przynajmniej, nie pozytywnej. Przykładasz dłoń do oka, opanowujesz się i masz znów siłę odwracać uwagę.
- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będzie grał na swojej pozycji? - uśmiechem znów sprawdzasz jego reakcje. Czy on cię słucha, czy jedynie przeżywa z tobą kolejne minuty, bo ty czasami zawieszasz się i nie słuchasz jego słów uważnie: dziś przyznaj sie, tak, przyznaj, że odpływałaś, wolałaś wyłączyć słuch, a skupić się na twarzy wyrażającej tak wiele. - Juzio ustąpił miejsca koledze, a swoich sił spróbuje jako obrońca. Ja sama nie znam się specjalnie na sporcie, ale wydaje mi sie, że to zupełnie inna pozycja, ciekawe czy mu przypasuje. W każdym razie, spotkamy się na trybunach - mówisz spokojnie, wzdychając przy każdym końcu zdania, jakby męczyły cię długie wypowiedzi, może nawet trochę tak jest. Wolisz wszak milczeć, słuchać wypowiedzi innych, wolisz patrzeć, działać. I starając się być dla tak wyjątkowej osoby szczególnie zaangażowana w rozmowę, naginasz wszystkie normy, mówisz, mówisz o wiele więcej, niż wiesz.
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Uciążliwe warunki atmosferyczne, jak i to całe poruszenie, które wiązało się z festiwalem, phi, miłości, nie były jedynymi powodami, przez które Prince przechodził swój mały kryzys wewnętrzny. Spotkanie z Sørenem, chociaż można było uznać je za udane, nie rozwiązało jego wątpliwości, co do tego nowego stanu w jakim znalazła się ich wieloletnia przyjaźń. Wyjaśnienie paru kwestii nie sprawiło, że dziwne uczucie, które kotłowało się w jego klatce piersiowej, magicznie zniknęło.
Nie wiedząc, co powinien poradzić na ten nagły brak harmonii, którą budował tak staranie od wielu lat, postanowił, że skieruje swe myśli ku czemuś zgoła innemu. Niemalże zawodowemu. Tak, wybrał się na festiwalowy jarmark z powodów czysto praktycznych. Słyszał, że można tu natrafić na najprzeróżniejsze rzeczy i nie wszystkie dotyczyły błahej tematyki jaką jest zabawa czy wszechogarniająca miłość, wysławiana przez Prewettów. Oczywiście, nie spodziewał się cudów. Wątpił, żeby natrafił na coś, co jest w chociażby w najmniejszym stopniu nielegalne, a tym samym interesujące.
Zabierając pod pachę swój sceptycyzm, udał się ku plaży, gdzie wyłożone były prowizoryczne stragany czy też ławy, które uginały się od ogromu najprzeróżniejszych wyborów. Ucieszył się na widok zdecydowanie mniejszych tłumów, niż te znajdujące się w innych częściach wyspy. Było to jak najbardziej zrozumiałe i do przewidzenia. Duża ilość klientów potrafi zaszkodzić, lepiej przekonuje się jedną osobę, która przyszła, aby coś kupić, niż dziesięć, które jedynie podążają za ludźmi, by przekonać się, co znajduje się za rogiem.
Powoli przesuwał się wzdłuż linii wytyczonej przez porozstawiane towary. Oglądając wszystko, co dało się obejrzeć, wąchając to, co było do tego przeznaczone czy w końcu odpowiadając na zaczepki sprzedawców, którzy zachwalali swoje dobra. Na razie nic konkretnego nie przykuło jego uwagi, pełna gama eliksirów miłosnych, wiele bibelotów, które idealnie wpasują się w gusta młodych panienek czy dzieci. Ech, oby nie okazało się to stratą czasu.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
-Nie było okazji – wyjaśnił enigmatycznie, bezbłędnie odczytując delikatną nutkę pretensji, jaką okraszone zostały słowa Lai – Posiada spore wpływy, szybko się wzbogacił. Ma zadatki na zakulisowego gracza – dodał, pragnąc uciąć wątek księgarza. Z obawy przed… zdradzeniem szczegółów, jakich jego matka jednak nie powinna usłyszeć?
Zdecydowanie wolałby ponownie poruszać się po stabilnym podłożu komplementów oraz czułości, dając się porwać aurze festiwalu miłości. Nieco kiczowatemu, jednakowoż otaczający ich krajobraz był przepiękny i gdyby nie ciżba ludzi spacerujących niedaleko, Avery zafundowałby Lai nowe, miłosne doświadczenia na łonie Natury. Wbrew chęciom, serwował matce jedynie (?) stanowczy dotyk, błąkający się po jej ciele, wadzący niekiedy przyzwoitości, lecz nad wyraz stonowany i ugrzeczniony. Tylko drapieżny uśmiech zdradzał, że podjął się niebezpiecznego wyzwania, gdy ostrożnie gładził dłoń Laidan i wpatrywał się w nią uwodzicielskim wzrokiem. Czerpiąc niebywałą przyjemność z tej drobnej prowokacji, bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jego matka jest prawdziwą damą i że niewiele potrafi wyprowadzić ją z równowagi. On był do tego zdolny? Zamierzał się przekonać w sposób co prawda okropny i niezwykle złośliwy, jednakowoż równie podniecający. Zarówno dla niego, jak i dla niej, miał pewność. Miejsce publiczne oraz wścibskie spojrzenia niewiele wartych ludzi w obliczu prawdziwej miłości – syna do matki – podgrzewały atmosferę, gdy dłoń Samaela nieznacznie zsunęła się z pleców Lai, wędrując odrobinę niżej i zatrzymując się na ułamek sekundy – zbyt krótki, by ktokolwiek zdołał to zauważyć.
/zt dla Lai i Avery'ego
'Twas death and death indeed.
Ostatnio zmieniony przez Samael Avery dnia 11.11.15 15:05, w całości zmieniany 1 raz
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
- Zanim jeszcze wrócę do rodziny, chciałem dokończyć zakupy, więc jeżeli masz ochotę... - wskazuje jej drogę prowadzącą znów w stronę kramów. Tam mogliby prowadzić mało zajmującą rozmowę, uśmiechać się do sprzedawców i wydawać swoje nie-zarobione pieniądze. Tam mogliby znów być przyjaciółmi. - Następnie odprowadzę cię do ojca
Czego ty właściwie chcesz od tej młodej damy, Deimosie?
- Najwyraźniej wielu rzeczy o mnie nie wiesz - odpowiadam, chowając czarne jagody. Nie muszę Ci tłumaczyć, po cóż mi afrodyzjak i w jakim celu zamierzam go użyć, oboje wiemy w końcu, że nie na Tobie. - Jeśli chcesz mi znowu popsuć humor, Travers, to ostrzegam, że Ci się to nie uda - dodaję patrząc na Ciebie wyniośle. Czy teraz, gdy alkohol nie otępia już Twoich zmysłów, mój czar wywiera na Tobie odpowiednie wrażenie. Czy gdy słyszysz słowa, wypadające z moich różanych warg, mieszają Ci w głowie niczym syreni śpiew?
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset