Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
– Nie powinienem? – Pytam zaskoczony. Czy odgadła moje uczucia? Nie jest to trudne, poza nią mam czasami wrażenie, że wiedzą wszyscy. A jeśli ona… nie, nie wie. A jeśli? A jeśli bawi się moim kosztem? Nie. Nie ona. Nie Hazel. A może… ruszam kilka kroków do przodu, zabierając ze sobą Mathildę, jakbym chciał uciec od kolejnych niechcianych myśli. Wypieram je, by dały mi spokój. – Myślisz, że dasz radę odjąć mi z rok? – Próbuję żartować, zastanawiając się bez cienia próżności, jakbym wyglądał złapany na płótnie. Wydaje mi się, że spoglądałbym chłodno, z zaciśniętymi ustami, jak u ojca. Możliwe, że spoglądałbym w dal, wodził gdzieś nieodgadnionym wzrokiem. – Nie wiem czy byłbym dobrym modelem – przyznaję, wyobrażając sobie, jak bez wyrazu byłby to portret. Nie jestem zdziwiony, gdy pali. Widok, gdy wydycha dym jest czarującą sceną. Papieros żarzy się w jej dłoni, czy podobnie trzyma pędzel?
– Obawiam się, że oskarżyłaby mnie o popsucie zabawy – odpowiadam z ironią, wyobrażają sobie, jak kobieta się wścieka. – Tak – nie ma w tym kpiny, a smutek, którego nie mam już siły maskować. – Nie chcę o tym rozmawiać – coś ściska gardło, jak wtedy, gdy przed ojcem jako chłopiec, próbowałem uciec z gabinetu, gdy coś przeskrobałem, a on domagał się wyjaśnień. – To jeszcze lepiej! – O wiele łatwiej wrócić mi do porzuconej narracji rozmowy. – Większe wyzwanie – przyznaję, obiecując sobie, że na pewno nie przegapię meczu. – Jeśli masz ochotę, możemy pójść na wianki – mówię pewnie, co nie jest dla mnie normalnym zachowaniem, gdy prowadzę dialog z kobietą. Swoją odwagę maskuję szczerym uśmiechem.
Tylko, czy ktoś taki jak półwila potrafi wybaczać?
- Muszę się zgodzić - odpowiedziałem cierpko, mając przed oczami sceny z naszego ostatniego spotkania. Podczas którego mogłem dowiedzieć się, jak bardzo rzeczywiście nie znałem Heleny McKinnon i zaprawdę nie wiem, czy powinienem się z tego powodu cieszyć czy płakać rzewnymi łzami.
- Skądże. Ja, twój sługa uniżony zawsze będę dążył do tego, aby ci ten humor poprawić - powiedziałem, wykrzywiając usta w uśmiechu o nieokreślonej uczuciowości. Jak dobrze, że ani przez ułamek sekundy nie pomyślałem, że afrodyzjaki przeznaczone są dla mnie, rozczarowanie musi okropnie boleć. - Naprawdę cieszę się, że tak prędko odnalazłaś pocieszenie. Lecz sądząc po zakupach, odnoszę wrażenie, że... trąci to desperacją. - Już nie żyjesz, Glaucusie.
i'm a storm with skin
- Nie wolno mi było kwestionować wyborów Twego serca, wybacz mi - po wybuchu przyszła pora na ciszę i to w niej tkwisz, kiedy starasz się wytłumaczyć, co znów potępiłaś bez zastanowienia. - Ale nie rozumiem, słabości do osoby, która w taki sposób traktuje bliskich - tym razem odwracasz głowę, by nie mógł zobaczyć bólu w Twoich oczach. Nie wolno ci więcej powiedzieć, więc siedź cicho.
- Jeszcze nie miałam złego modela, najwyżej będziesz wyjątkowy - tym razem uśmiechasz się, by przerwać smutne wiadomości. Panna-co-nie-pozwala-na-wianki, przyszła ślubna Prewetta, wyobrażasz sobie ją w sztywnej pozie, popijającą drogie wina i zniesmaczoną widokiem obrazu na którym Ignatius bez spodni prezentuje się w całej okazałości.
- Jest więc bardzo zabawową, bądź całkowicie nie zabawną osobą - jedno z dwóch tak ci się kołacze w głowie, starasz się żartować w sytuacji, która cię tknęła, ostudziła i kazała obudzić się ze złudzeń. On nie chce rozmawiać, ty zaś masz całą masę pytań. Jaka jest wybranka. Czy planują duże wesele? Rozmowy schodzą na kwestie sportowe.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby jednak nie okazał się najwybitniejszym obrońcą. Sam dobrze wiesz, że jednak ta pozycja wymaga zupełnie innego przygotowania - uprzedzając Ignatiusa, masz na myśli nie tyle przekazanie mu, że we własnego brata nie wierzysz, co przypomnienie, żeby nie spodziewał się widowiskowych akcji. Z drugiej strony, postawienie niedoświadczonego Juzia na pozycji broniącej, mogło owocować w zabawne sytuacje. Zdziwiłaś się jego propozycją, ale na wdechu zgadzasz się ochoczo: - Tak, poproszę!
Zabrzmiałaś conieco zbyt nachalnie, zbyt dramatycznie i jak zdesperowana panna. Może nią nie jesteś? Jesteś przecież taka sama jak każda inna, kiedy przyznajesz na głos, że interesują cię rozrywki dla tłumów. I niech nie dziwi się on, który upatruje w Tobie zjawisko niepowtarzalne, czyż właśnie nie w tym tkwi magia? Że tak łatwo odnajdujesz się w świecie do którego nie pasujesz.
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Jej słowa choć ostre są szczere, wymierzone idealnie ciosy, które dosięgają cię głębiej, niż skóra czy kości. Powinienem się cofnąć o cały krok, stoję jednak i pozwalam, by bez obrony, dosięgły swojego celu, zraniły mnie choć nie bezpośrednio. Mathilda ma rację, bo pozwalam, by kobieta, którą kocham od lat, wdawała się w nieudane związki. Nie tylko ona mnie rani, sam się kaleczę nie pozwalając na szczęście z kimś innym. Choć powinienem coś odpowiedzieć, milczę uparcie. Sam jestem winny, tutaj nie trzeba niczego tłumaczyć. Oczywiście mógłbym powiedzieć jej, że próbowałem, że robiłem co mogłem, by stworzyć coś wartościowego, oderwać się i zapomnieć o niej. Ciągle jednak wracałem w to samo miejsce. Uparcie. Popełniając te same błędy, nie wyciągając wniosków na przyszłość.
– Cieszę się, że będę w czymś pierwszy – odpowiadam, gdy powracamy do tematu portretu. Kusi mnie, by umówić się na sesję w najbliższych tygodniach. Gdy powraca do tematu ślubu, uśmiecham się z ironią. – Wyobrażam ją sobie jako mało zabawną osobę – choć chciałem uniknąć tego tematu, nagle mam ochotę snuć wyobrażenia o swojej żonie. – Będzie raczej mi wrogiem, wytykającym każde potknięcie. Zakładam, że liczyła na kogoś lepszego. Wyjść za Prewetta, to nic, za mało jak na ambicje Blacków. Możliwe, że każe pozbyć się mojego psa, odmówi zamieszkania w moim przyciasnym loku. W każdej kwestii postawi mi kontrę i będzie w listach skarżyć się rodzinie. Przesoli zupę, zrobi wszystko, by dom był brudny, a zaklęcia nic nie pomogą w utrzymaniu czystości. – Zaczynam śmiać się w głos. – Jestem okropny. Wybacz, wcale tak o niej nie myślę. A co do meczu, przychodzisz z kimś?
Jej wybuch radości znów sprawia, że uśmiecham się. Jej emocje są czyste, nie skażone wyrafinowaniem. Jeszcze nigdy z takim zapałem nie chciałem wybrać się na wianki. – Warunek jest taki, że musisz wtedy założyć tą sukienkę.
- Zobaczymy, zobaczymy. Zastanowię się co tu z tym zrobić. - mruknął jeszcze, chichocząc cicho pod nosem. Miał dobry humor. Eileen dobrze zrobiła, wyrywając go z Munga.
- Poprosiła mnie kiedyś o materiały do rysowania, a potem ciągle coś skrobała. - wyjaśnił. Mówiąc takie rzeczy nie naruszał tajemnicy lekarskiej. Chyba. Wszak nie mówił nic na temat jej stanu zdrowia, choroby, przeprowadzonych zabiegów i tak dalej. - Włosy ich wszystkich rzucają się w oczy. Te rude kosmyki to ich znak rozpoznawczy. - Zaśmiał się, patrząc na przyjaciółkę. Nieświadomie sam powędrował wzrokiem na jej włosy. Chyba szukał w nich oznaki pokrewieństwa z Weasleyami. No cóż... jakiś tam rudawy połysk miała, ale nigdy wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Teraz uśmiechnął się sam do siebie, rozumiejąc już, skąd on się wziął.
- Eil, ja nie mówię, byś rezygnowała. Skądże! Sam uważam, że powinnaś tam iść, jeśli Ci na tym zależy. Chcę tylko, byś brała taką możliwość pod uwagę. Wtedy będzie mniej bolało jeśli stanie się coś złego. - wyjaśnił. Teraz miał poważną, a także zmartwioną minę. To oczywiste, że zależało mu na jej dobru. W końcu jednak uśmiechnął się, jakby sam do swoich myśli. Chwilę potem zagarnął ją ramieniem, przysuwając do siebie tak, że mogła się przytulić, lub po prostu oprzeć głowę na jego ramieniu. Chyba, że się odsunęła. - Zresztą... Ja wiem, że sobie poradzisz. Nie ma co się martwić, będzie dobrze. Jeżeli wszyscy są tacy jak Lyra i Twój ojciec, to wydaje mi się, że to dobrzy ludzie. - dodał.
Przemyśl wszystko raz jeszcze, mój drogi.
I nie zapominaj, że zawsze będę o krok przed Tobą.
- Nie rozśmieszaj mnie - wywracam oczami i przechodzę do kolejnego kramu, przyglądając się jego zawartości. Nie chcę patrzeć na Ciebie, przypominać sobie o jednej z moich większych porażek. Wiązałam z Tobą poważne plany, Glaucusie, a ty zniweczyłeś je tak lekkomyślnie. Jak dobrze, że nie potrafię wybaczać. - Chcesz porozmawiać o desperacji? - odkładam amulet i zbliżam się do Ciebie o wiele zbyt blisko, byś mógł myśleć trzeźwo. Gdyby nie Ci wszyscy ludzie, mogłabym wyciągnąć różdżkę, przystawić Ci ją do gardła i sprawić, byś wił się z bólu tak długo, aż błagałbyś mnie o wybaczenie i litość. - Desperacją, mój drogi, jest jedynie to, iż starasz się zbrukać i mój wizerunek, by nie musieć pokutować za własne błędy. To prezent na wieczór panieński dla mej drogiej przyjaciółki, a ja nie znalazłam sobie żadnego pocieszenia. Jeśli jednak tak pragniesz sądzić, to droga wolna - ulżyj własnemu sumieniu. Tylko zejdź mi z oczu - nie oglądam się za Tobą, z dumnie uniesioną głową ruszam w kierunku przeciwległego stoiska.
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Myślałam, że złapie aluzje i zakończy już tą, prawdę mówiąc, nieprzyjemną dla mnie rozmowę. On jednak nie zechciał mnie wypuścić i zaproponował przejście się jeszcze po straganie. Zastanawiałam się chwilę, czy się zgodzić, w końcu jednak kiwnęłam ochoczo głową.
- Skoro pan nalega, panie Carrow - odpowiedziałam i wspólnie ruszyliśmy w stronę jarmarku, gdzie o dziwo pojawiło się o wiele więcej osób, niż jak tutaj przyszliśmy. - Ale po tym wszystkim, wolałabym jednak wrócić do jednorożców, nie chciałabym aby Beatrice była na mnie zła, że zostawiłam ją z tym wszystkim samą.
Przechodziliśmy od stoiska do stoiska. Mi wpadła w oko prześliczna sukienka oraz białe kryształy. Gdy zapytałam o co z nim chodzi, ekspedientka odpowiedziała, że daje się drugi kamień osobie, którą się kocha, a gdy któremuś dzieje się krzywda, to kamień czerwienieje. Gdy szliśmy dalej, w oko wpadła mi broszka.
- Niech pan zobaczy, broszka z jednorożcem - zainteresowałam się nią, ale póki co nie miałam ochoty nic kupować. - Panie Carrow, ma pan coś jeszcze na oku? Dla siebie czy może narzeczonej? Jeśli mogę zapytać, jak panienka Megara przyjęła pańskie oświadczyny?
Nie chciałam od razu oznajmiać, że wiem od Darcy jak bardzo z tego faktu panna Malfoy jest niezadowolona, nie byłoby to w dobrym stylu. A tak, wyszłam na dobrze wychowaną pannę, która interesuje się tym, czym powinna.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
A pomimo to zupełnie machinalnie podążam za nią, chociaż bokiem, ze spojrzeniem utkwionym w przedmiotach bazarowych, to wciąż nie potrafiłem odpuścić. Pożegnać się z ironicznym uśmiechem i pójść dalej, w swoją stronę. Wszystko, co mogło nas łączyć, skończyło się wraz z moim powrotem. Helena przypomniała mi o wszystkim, od czego tak mocno uciekałem. Teraz znów zapadam się w bagno, ignorując kolejne, czerwone lampki jarzące się w umyśle.
- Błędy? - pytam machinalnie, jak gdyby to stwierdzenie było tym zapalnikiem, którego nie da się zignorować. - Skoro uważasz siebie za błąd, Heleno... nie wypada mi się z tobą sprzeczać. - Unoszę głowę, unoszę wzrok, unoszę głos, bo tym razem idziesz w kierunku, w którym ja iść nie zamierzałem. - Zastanawiałem się właśnie, czy znajomość z tobą nie była przypadkiem błędem, dziękuję, że przyspieszyłaś mi z odpowiedzią - dodaję, w podobnym tonie. Uśmiecham się lekko, podziwiając twoją wyniosłość, która przestała się już mieścić na terenach Weymouth.
i'm a storm with skin
- Sądzisz? - wyprostowała się, by na niego spojrzeć. - Muszę dokładnie przemyśleć to, co im powiem. No wiesz, żeby nie palnąć głupiej gafy. Najważniejsze jest pierwsze wrażenia, prawda?
Potrzebowała wsparcia od Alana, bo jej ojciec, kiedy już dał jej pergamin z danymi jej kuzynów i kuzynki, stwierdził, że jemu to zupełnie nie na rękę, że tam nie pójdzie, bo... boi się. Więc on mógł się do tego przyznać, a ona już nie? No ale co, przecież go nie zmusi, nawet zachęcić go nie mogła. Był kochającym człowiekiem, ale przy też upartym, potrafiącym uderzyć pięścią w stół, jeśli było trzeba.
Będzie musiała poznać ich sama, nic innego jej nie zostawało.
Uśmiechnęła się do niego, kiedy usłyszała od niego kolejne słowa wsparcia. Naprawdę tego potrzebowała.
- Dzięki - odparła. - Mam nadzieję, że są stereotypowymi Weasleyami - miłymi, przyjaźnie nastawionymi do innych, tolerancyjnymi... no, mocno uogólniam i wyolbrzymiam, ale w tej sytuacji nic więcej nie zrobię. Chodźmy stąd, co? Robi się tłok.
Wstała, przygładziła sukienkę na biodrach i wzięła w ręce doniczkę.
- Pomożesz zanieść mi je do domu? - wskazała na swoje nowe zdobycze. - A swoją weźmiesz do siebie!
Parsknęła śmiechem na koniec.
Nasze serca świecą w mroku
- Wyobrażasz? Nie mów, że jeszcze nie poznałeś jej - serce ci marnieje, gdyż już wiesz, że przeczucia nie są omyłkowe. On jeszcze nie wie, co będzie czuł do tej jedynej. Widzisz jak nadzieją płonie jego serce. Chce czuć miłość. Chce mieć szczęście.
- Bardzo czarno widzisz swoją przyszłość, Ignatiusie - spuszczasz głowę i smutno ci od myśli, które dręczą go mocno. - Nie martw się, jest nadzieja, że twa narzeczona pozwoli zostać Esusowi w domu - otwierasz szeroko oczy, zdając sobie sprawę, że mówisz rzeczy o których nie powinnaś wiedzieć. Znów oszukujesz, po co ci to, nie mogłaś się po prostu spytać jak się nazywa jego pies? Znasz nawet rasę, chociaż nazwy nie spamiętasz, to masz w głowie obrazki, niczym zdjęcia. - Czyli zamierzasz po ślubie dalej mieszkać poza Londynem? - to znów cię martwi, gdyż odległości pomiędzy wami nabiorą większego znaczenia. Cóż ci jednak po mieszkaniu z nim pod jednym numerem, jeżeli nigdy nie mogłabyś uczynić tego, co podpowiada ci serce.
- Hm, nie, pewnie jak zwykle będę dwie godziny przed rozpoczęciem, żeby Josephowi było miło - przyznajesz, zakładasz włosy za uszy i patrzysz w twarz dobrą, twarz Ignatiusa. Czy nie zechciałby towarzyszyć ci w tym czekaniu na mecz? Pewnie on nie wie, ale to najciekawsza część sportowa, w każdym razie dla ciebie. Uwielbiasz patrzeć na rozgrzewkę. Nie ma w niej miejsca na pomyłkę, ruchy są dopracowane i nieprzypadkowe. O wiele przyjemniejszy widok od samej gry.
- Założę ją jeżeli ktoś złapie mój wianek - podnosisz cenę, zadziornie brwią wysoko uniesioną, dając mu do zrozumienia, że albo tym k i m ś będzie on, albo nie będzie nim nikt. Nie wiesz jeszcze, że w twój misternie ułożony plan wkradnie się przyjaciel Ignatiusa i twego brata - Samuel.
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Typowym zachowaniem była chęć kupienia Rosalie broszki, która przykuła jej uwagę. Ostatnim hamulcem jednak, zdołałem powstrzymać ten odruch. Już sama chusta ją peszyła ogromnie, cóż kiedy miałaby jeszcze dostać ten drobiazg? Czy nie czułaby się speszona moim zachowaniem? Sądzę, że tak, dlatego nie chciałem jej po raz kolejny sprawiać przykrości. Skinąłem głową, potwierdzając, że piękna broszka.
- Owszem, ale musielibyśmy odejść od tych cudeniek. Nie chcę panienki męczyć moim towarzystwem zbyt długo, pewnie nieszczególnie ma panienka ochotę na pomoc w dobieraniu sprzętu jeździeckiego - zastanawiam się na głos, powątpiewając w to, że mogłaby szczerze chcieć, co też wyrażam szydząc z siebie, stawiając sie już na pozycji przegranego. - Jak zareagowała Megara? Wydaje mi się, że całkiem znośnie. Oczywiście była to dla niej wieść zaskakująca, ale jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia.
Szczególnie jestem o tym przekonany, ponieważ nie dalej jak jutro pokażę jej, że nie ma sensu się stawiać moim wymaganiom. Jeżeli zaś miała odrobinę oleju w głowie, posłucha mojej groźby i będzie mi posuszną. Jeżeli nie, to zapoznam ją z moimi sposobami na zabezpieczenie własności.
Wdech i wydech. Avada nie jest wskazana w miejscu publicznym. To tylko albo aż ludzie. Wtedy po kilku oddechach, zobaczył, gdzie się dokładnie znajduje. Jarmark, który do złudzenia wyglądał jak mugolski targ rzeczy niechcianych o zawyżonej cenie. Wszystko rozsypane na drewnianych ławach aż kipiało swoim dobrem i bezużytecznością. Przedmioty bibeloty, które postawisz na półce i nigdy w życiu nie użyjesz. Ludzie pchali się do stoisk jakby magiczne uzupełniane ławy miały kiedyś zacząć pustkami i akurat dla nich nie starczy. Już nie chodziło nawet o diabelski, upiorny upał, przez który nie można było oddychać. Chciał znaleźć tu naprawdę coś wyjątkowego. Pochwalić się swoją zdobyczą przed Anthony’m i powiedzieć, że nie przywiózłby czegoś takiego ze swoich podróży. Niepotrzebnie się nakręcił, bo zawód okazał się zbyt wielki. Potarł końcówką papierosa o wierzch nadgarstka, a przyjemny zapach dymu zaczął się wić w powietrzu. Woń używki świadczyła zawsze o wolności, o którą walczył tyle lat. Wszyscy gadali mu, że powinien znaleźć żonę, a tym czasem zamiast ruszyć na podbój wianków i serc niewiast, on szukał przedmiotów być może użytecznych w pracy. Trzymając papierosa w dłoni, zaczął wątpić, że znajdzie tu coś pożytecznego. Jak zwykle będzie musiał prosić Anthony’ego o przysługę. Po przebiciu się przez dziki tłum, odetchnął z ulgą. Okazało się, że oni umówili się w tym miejscu i w odróżnieniu od jego poprzednich myśli, na niektórych straganach nie było aż tylu ludzi. Od razu skierował się do jednego z nich. Strzepnął popiół na ziemię, nie przejmując się spojrzeniami rozżalonych matek. On mógł palić wszędzie, a one mogły trzymać nogi razem, czyż nie? Nawet na nie zaszczycił je swoim spojrzeniem. Nie były godne, nawet nie widział ich na żadnym sabacie. Plugawa krew, kiepskie wychowanie, prychnął w myślach. Przekrzykujący się sprzedawcy wcale nie zachęcali do zakupu. Chwycił woreczek z pyłem czarnej rozgwiazdy, a ten jak na złość okazał się dziurawy. Małe ziarenka zaczęły tańczyć z wiatrem, powodując u Alfreda okropne kręcenie w nosie. Kichnął głośno, odsuwając od stoiska Amodeusa Prince’a. Nie wiedział, skąd w nim ta szlachetność, ale nie chciał, żeby ktoś z jego powodu padł na ziemię przy stoisku. Dopiero wtedy zaczęłyby się ploteczki.
- Mniej gadania i krzyku, a większe zabezpieczenie przedmiotów i nikt by nie ucierpiał. – fuknął na sprzedawcę, który w końcu przestał wykrzykiwać jakie to ma promocje i atrakcyjne ceny. Na jego twarzy było widoczne teraz przerażenie, a Alfred nie miał zamiaru zapłacić za wadliwy towar. Chwycił za ulotkę przy woreczku i spojrzał na Amodeusa. – Jakieś zawroty głowy, senność? – spytał obojętnie, bo jeśli Prince by coś takiego poczuł, zrzuciłby winę na sprzedawcę. Przecież Parkinson to było najbardziej niewinne stworzenie na ziemi.
could You break my fall?
Wiedział dokładnie, czego szuka. Jednak nie mógł oprzeć się pokusie, by choć chwilę dłużej zabawić na jarmarku. Matamorfował swój wygląd, by móc swobodnie nacieszyć się atmosferą jarmarku. Nie był w humorze na spotykanie kogokolwiek ze znajomych. Chciał napawać się feerią barw, świateł, kolorów, symfonią ludzkich głosów, okrzyków egzotycznych ptaków, pokrzykiwań sprzedawców, melodyjek cichszych i głośniejszych. Wędrował wśród straganów, chcąc nie chcąc oglądając oferowane towary. Jak długo żył w świecie magii, to jednak odkąd regularnie zaczął odwiedzać świat mugoli, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że na nowo odkrywa piękno magii. Przyglądał się pełnym ciekawości wzrokiem, idąc jednak niezmordowanie w miejsce, gdzie spodziewał się znaleźć to, po co tu przyszedł. Ostatnimi czasy, zagłębiając się w lekturze traktującej o uzdrawianiu, nie tylko z zakresu psychiatrii, zainteresował go pewien rozdział traktujący o magicznych kryształach. Oczywiście, przerabiali to już kiedyś, jednak nigdy nie było temu poświęcane wybitnie dużo czasu. Stawiano raczej w pierwszych latach szkolenia na umiejętności własne, nie zaś te zawdzięczane magicznym artefaktom.
Gdy dotarł do stoiska, nierozpoznany przez mijanych po drodze znajomych, jego oczom ukazały się najróżniejsze rozmaitości - od tych wykorzystywanych do warzenia eliksirów, po te o właściwościach stricte magicznych. Po dość długiej rozmowie ze sprzedawcą, tknięty przeczuciem, zdecydował się na zakup czerwonego kryształu. Nie wiedział czemu ale czuł, że w przyszłości może mu się przydać.
|zt
Chyba jeszcze nigdy nie cieszyła się tak bardzo z wysadzenia własnego kociołka. Wspomnienie gorącego eliksiru rozpryskującego się na twarz seniora Slghornów, raz po raz napawało ją szczerym i nieskrępowanym rozbawieniem, więc przemierzając tereny festiwalu uśmiechała się nadzwyczaj szeroko. Można by nawet pomyśleć, że rozpływając się w tych uśmiechach wygląda nadzwyczaj... uroczo. Jakkolwiek dziwnie nie brzmiało to słowo w zestawieniu z jej osobą. Cieszyła się wszak z krzywdy swego nie takiego znowu dalekiego krewnego! Cóż ona jednak wie o poprawnych relacjach rodzinnych?
W swojej poplamionej eliksirem szacie szybko zaczęła wzbudzać pewne zaciekawienie tłumu. Plotki najwyraźniej rozchodziły się lotem błyskawicy i ludzie chciwie wyglądali tej alchemiczki, która uszkodziła jednego z sędziów. Nawet ich spojrzenia nie mogły zepsuć jej doskonałego humoru, choć wzbudziły w niej pewien niepokój. Bycie na widoku, w pełnym słońcu, w takim tłumie! To było wbrew wszystkim jej instynktom. Skryła się więc na chwilę między drzewami, by rozpuścić, spięte w warkocz włosy i oczyścić szatę z resztek eliksirów. Umiała wmieszać w tłum, gdy zachodziła taka potrzeba - nawet w tłum tak barwny i beztroski, jak ten na Festiwalu Lata. Szybko więc zaszyła się między stoiskami na jarmarku, gdzie trudniej było ją wypatrzyć. Spacerując uważnie obserwowała wszystkie wystawione na sprzedaż skarby. Skusić dała się szybko, bo miała ogromną słabość do błyskotek (uznała też, że należy jej się coś w ramach nagrody pocieszenia po tym marnym wystąpieniu na konkursie). Po kwadransie zaciekłych targów udało jej się zrobić zakupy w rozsądnej cenie, nieomal przyprawiając przy tym sprzedawcę o atak apopleksji. Tak to jest jak biedny, niewinny człowiek próbuje oskubać na kilka galeonów starą wyjadaczkę z Nokturna.
- Pan dorzuci jeszcze tamtą chustkę. - mruknęła na koniec, wskazując na połyskujący srebrzyście materiał, który jak pomyślała mógłby się spodobać pewnej znanej jej damie. Fioletowy kamień zapakowała do zacznie lżejszej już sakiewki, a chustę owinęła wokół szyi, bo nie miała jej gdzie schować. Zadowolona z siebie ruszyła w kierunku strefy deportacyjnej. Miała dość na dzisiaj.
[zt]
The girl has always been half goddess, half hell.
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
- Prawda, prawda. A dla szlachetnych jest to rzecz bardzo ważna. Dla niektórych to, jak wyglądają w oczach innych jest najważniejsze. - stwierdził. Sam nie wiedział czemu to powiedział. Chyba w ten sposób trochę sobie marudził na tych, w krwi których płynęły tylko czarodziejskie geny. Tych, którzy często uważali się za lepszych od innych. Tych, których Alan tak nie znosił. Chociaż zdarzały się wyjątki. Na przykład Adrien Carrow. Starał się więc nie wrzucać wszystkich do jednego worka, ale nie umiał pozbyć się uprzedzeń całkowicie.
- Też mam taką nadzieję. Jeśli to Cię jakoś pocieszy to powiem Ci, że Lyra była bardzo przyjemną osobą. - wyjawił, uśmiechając się do Eileen. Chciał ją pocieszyć, dodać jej sił. A i przy okazji nie kłamał, bo ta rudowłosa dziewczyna, którą zajmował się kilka lat temu, rzeczywiście była bardzo sympatyczna. - W porządku. Rzeczywiście robi się tutaj coraz bardziej tłoczno. - Zgodził się z nią. Podniósł się z miejsca i sięgnął po doniczki, które były pod jego opieką. - Oczywiście, że pomogę. Głupie pytanie. Zrobiłbym to nawet jeżeli byś tego nie chciała. - przyznał, parskając śmiechem. Pokręcił głową z rozbawieniem i zakołysał się lekko, by ją nieco "szturchnąć" ramieniem. Nie mógł inaczej, bo miał zajęte doniczkami ręce. - Dobrze, dobrze... A więc jedną roślinkę wezmę do siebie na pewną śmierć. - mruknął z rozbawieniem. I ruszyli w tłum, uważając na zakupione przez Eileen rośliny. Alan odprowadził dziewczynę do domu, a następnie sam udał się do swojego. Był całkiem zadowolony z tego dnia. A pamiątką po nim był "chwast", który został postawiony na parapecie w jego mieszkaniu.
zt x 2 (Alan i Eileen)
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset