Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
– Ależ nie zamęcza mnie pan swoją obecnością, skądże znowu – zaprzeczyłam szybko. – Gdybym miała jeszcze trochę czasu, bardzo chętnie pomogłabym panu w wyborze stroju, ponieważ bardzo miło wspominam ostatnią jazdę konno. Nawet zastanawiałam się, czy by nie podjąć jakiś lekcji. Po rozmowie z magomedykiem, stwierdziłam jednak, że mogłoby być to zbyt męczące.
Tak wiele omijało mnie przez chorobę. To przykre nie móc robić niczego, co wymaga jakiegokolwiek większego wysiłku. A jazda konna na pewno go wymagała, każdy sport wymagał wysiłku, więc i to przechodziło mi koło nosa.
– Mam wielką nadzieję, że będzie pan razem z panienką Malfoy tworzyć dobrą parę – zapewniłam go.
Cóż, może nie do końca tak myślałam. Znaczy, że pana Deimos chciała jak najlepiej, a panna Megara to lepiej, żeby smażyła się w piekle. Chociażby za samo to, że jest Malfoyówną. Przeszliśmy się jeszcze kawałek przez stragany, w końcu przyszedł czas kiedy trzeba było się rozstać. I pan Deimos miał swoje plany i zajęcia teraz i ja musiałam wrócić do obowiązków. Nie było więc już chyba czasu, na przeciąganie.
– Pora się pożegnać, panie Carrow. Bardzo dziękuje za rozmowę… i za prezent – powiedziałam. – Mam nadzieję, że niedługo znów dane będzie nam chwilę porozmawiać. Ah, no i życzę powodzenia na wyścigu. Liczę, że pan wygra.
Spojrzałam na niego jeszcze raz. Czyżby to był ten dzień, kiedy ta piękna przygoda miała się definitywnie zakończyć? Wzięłam głębszy wdech, chcąc powstrzymać swoje emocje. Uśmiechnęłam się do niego uroczo, jak zawsze.
– Panie Carrow – dygnęłam delikatnie w geście pożegnania, następnie odwróciłam się i ruszyłam w stronę jednorożców.
Oh, jak bardzo musiałam się powstrzymywać, aby się za nim nie obejrzeć.
zt
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Co prawda zamiast cieniutkiego, ozdobnego szalu zdecydowanie wolałaby kupić sobie jedną z przepięknych kreacji, które sprzedawała pewna sympatyczna starowinka, aczkolwiek Dianne nie miała wystarczającej ilości pieniędzy, by nabyć jedną z tych misternie utkanych sukienek z włosem wili. Oczywiście nie powstrzymało jej to przed przymierzeniem odzienia. Westchnęła jedynie ciężko, oddając staruszce ze straganu jedno z najpiękniejszych cudeniek, które widziała w ostatnim czasie. Może przez rok uda jej się uzbierać odpowiednią ilość pieniędzy z napiwków. Cóż, nic tu po niej.
Nim jednak skierowała kroki w stronę upstrzonej wielobarwną roślinnością łąki przy plaży i nim rzuciła się na poszukiwania rzadkich okazów kwiatów, z których być może w tym roku uda jej się upleść zjawiskowy wianek (a przy okazji dostanie szansę na odnalezienie swej prawdziwej miłości…?), przypomniała sobie o prośbie swojego kolegi z pracy. Felix zgodził się wziąć nadgodziny i zastąpić ją dzisiaj w Wywernie, bo ponoć nie miał ochoty na zabawę na Festiwalu. W podzięce za tę przysługę zgodziła się spełnić jego jedną prośbę i kupić dla niego białe kryształy. Usłyszał o nich od ich wspólnego znajomego, który zdobył je dla siebie oraz swojej przyszłej narzeczonej. Dianne nie była pewna, kto może być dla Tremaine’a na tyle ważną osobą, że zdecydował się przeznaczyć wcale niemałą kwotę na zakup niepozornie wyglądających świecidełek o ciekawym zastosowaniu. Nie wiedziała praktycznie nic o Felixie; jej żartobliwą uwagę o szczęściu jego wybranki serca zbył jedynie uprzejmym półuśmiechem.
Niemniej jednak miała zamiar wywiązać się z obietnicy. Zagadała do mężczyzny, który sprzedawał kryształy - aczkolwiek z racji tego, że rozmowa niezbyt się kleiła, zrezygnowała z chęci przeprowadzenia uprzejmej pogawędki i po prostu poprosiła o towar.
Teraz czas na najważniejszy punkt programu – plecenie wianków. Poprawiła swoją nowiutką chustę i z uśmiechem na ustach ruszyła w stronę wyjątkowo malowniczo położonej łąki.
jego uwagę przykuły białe kryształy. Bliźniacze kamienie stanowiące komplet dwóch wisiorów, niepozornie odbijały światło. Do tego ich właściwość tylko przekonała Carroła o konieczności ich zakupie. Tak jak Odłamki spadających gwiazd. Wziął ich garść, czyli jak się potem okazało sztuk pięć. Sam słabo znał się na składnikach do eliksirów, lecz pamiętał, że kamienie te są wyjątkowo przydatne. Do tego...Amulet z jeleniego poroża. Gdy tylko go zobaczył wiedział komu go sprezentuje. Opłacił całość i schował do kieszeni. Teraz tylko należało wyczekiwać odpowiedniego momentu do sprezentowania zakupu.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Adrien Carrow dnia 25.11.15 22:29, w całości zmieniany 1 raz
/zt
Intelekt - no, szkoda mi słów.
"Rudolf, jeśli coś chcesz, to to bierz" ~Caesar Lestrange
– Nie, nie poznałem jej. Poza panna Black nic nie wiem o tej dziewczynie – przyznaję bez skrępowania, myśląc o ostatniej wizycie swojego ojca. – Powiedziano mi, że zaręczyny zostaną ogłoszone po festiwalu, liczę, że do tego czasu poznam chociaż jej imię. – Staram się żartować, chociaż wydaje mi się, że kawał jest z rodzaju tych lichych, których nie powinno się nigdy więcej powtarzać. Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią na jej kolejne stwierdzenie. To prawda, że od czasu rozmowy z Danielem, nie myślę optymistycznie o swojej przyszłości. Nagle jutro nie jest ekscytujące, przybliża mnie do wyroku. To krzywdzące, ale nie potrafię inaczej myśleć o przymusowym małżeństwie. – Raczej w czarnych barwach – przyznaję, nie znajdując argumentów obalających jej tezę. Dodałbym coś, gdyby nie Esus.
Skąd wiedziała? Nie powiedziałem jej, jak nazwałem swojego psa. Udaję, że nie dosłyszałem, kontynuując jej myśl. – Nawet, gdyby miała takie plany, będę go bronił do ostatniej kropli krwi. Jest niesamowitym pupilem i bardzo lojalnym względem mnie. Jeśli go nie zaakceptuje, czeka mnie rozwód – choć się uśmiecham, nagle budzi się we mnie ta wyuczona czujność. Jestem aurorem i właśnie popełniłem kardynalne błędy, zdradzając zbyt wiele. Jestem bardziej niż pewien, że nie mówiłem nic o zwierzętach, nawet nie zająknąłem się na temat czworonoga. Jej informacje dotyczące mojej osoby są intrygujące. Szpiegowała mnie? Jeszcze bardziej niż na samym początku Mathilda absorbuje całkowicie moją uwagę. Przyglądam się jej wręcz nachalnie, próbując odgadnąć z kim mam do czynienia. Nie mam wątpliwości, że moja towarzyszka zorientowała się, że wypowiedziała o kilka słów za wiele. W jej oczach igra przerażenie. – Taki jest plan – kontynuuję naturalnie rozmowę, panując nad barwą głosu. – Wolę ciszę wybrzeża niż gwar Londynu. Na pewno nie będzie to łatwe, nie mam za wielkiego mieszkania, jeśli moja małżonka jest wybredną kobietą, wraz z swoją rodziną wymusi na mnie znaleźnie godniejszego zakwaterowania. Nie wyobrażam sobie życia w dworku, nie rozumiem po co komu te dziesięć sypialni i czternaście łazienek. Jestem zbyt praktyczny, takie zbędne rozwiązania strasznie mnie irytują. A jak tobie podoba się Londyn? Zostaniesz czy będziesz rozglądać się za innym miejscem? – Pytam nie tylko z uprzejmości, z trudem panuję nad sobą, by nie dać poznać, jak bardzo zależy mi na jej odpowiedzi. – Z jednej strony tutaj jest wszystko czego artysta potrzebuje z technicznego punktu widzenia, nie wiem jak z inspiracjami, mam wrażenie, że to miasto zabija kreatywność. Duszę się w tych za ciasnych ulicach, wolę nieograniczone przestrzenie jak te tutaj w Weymouth.
Dwie godziny przed rozpoczęciem? Już z góry ustalam, że będę jej cieniem podczas rozgrywek. – Bardzo chciałbym ci towarzyszyć na meczu – deklaruję, choć wiem, że to już daleko idąca bezczelność. Wręcz błagam ją w duchu, by przystała na moją obecność. – Jeśli nie masz nic przeciwko, mógłbym zaprosić swoich znajomych, nie chcę stawiać cię w niezręcznej sytuacji – zapewniam, uzupełniając wcześniejszą propozycję. Plotki i niewybredne sugestie, o ile tutaj na jarmarku nasza para nie świadczy o niczym, o tyle na meczu większość uzna to za romans. Jak mawia moja matka nie ma przypadkowych ponownych spotkań. Nie chcę niszczyć jej reputacji, tym bardziej, że jest nowa w naszym świadku, zła opinia byłaby o niej krzywdząca.
– Postaram się, nie mogę jednak gwarantować! – Śmieję się, gdy zadziornie stawia mi ultimatum. Tak, chcę absolutnie wiedzieć o niej wszystko. Poznać każdą błahą informację. Nie wiem skąd wiedziała o pisie, martwię się jakie jeszcze posiada informacje. Chociaż to mój obowiązek, nie mam zamiaru zgłaszać jej w Biurze.
Jeszcze.
- Życzę ci, żeby jednak okazała się wyrozumiałym kompanem - kiwasz głową zadumana nad tym, czy wolno ci jeszcze wspomnieć o tym, co go czeka w przyszłości. Kiedy wspomina o rozwodzie marszczysz brwi, czy on żartuje? Rozpogodzona jesteś dopiero, kiedy opowiada o miejscu w którym mieszka. I o Londynie. I o inspiracjach.
- Przyjechałam niedawno, więc może jeszcze niewiele wiem. Ale chcę tu zostać, mój brat obiecał pokazać mi te wszystkie zabytki, w niektórych będzie po raz pierwszy, bo sam nie zwiedzał. Miał dużo pracy. Oczywiście najpierw muszę znaleźć sobie nowe mieszkanie, bo na razie zatrzymałam się u znajomego..- wspomnienie smutnego poddasza u Termaine'a porusza twe ciało, uciekasz wzrokiem. - Na szczęście mam tę przewagę, że moje obrazy powstać mogą nawet w pociągu metra. Nie maluję pięknych widoków, tylko twarze ludzkie. I to co za nimi idzie - wyjaśniasz mu pokrótce, po czym zmieniasz front - Jednak, jeżeli model czuje się lepiej w swoich czterech kątach, to wolę uwiecznić go w jego preferowanym środowisku. Ignasiu, teraz Mathilda wprasza się do Dover.
- Ja nie potrzebuję nikogo poza Tobą - wykrojone z myśli słowa wypadają z Twoich ust. Tym razem przesadzasz, czy nie wiesz jak to zabrzmiało? On nie musi wiedzieć, że nie przepadasz za nieznajomymi. Źle czujesz się w towarzystwie obcych. Ale on, którego nigdy nie miałaś za obcego, wcale nie zrozumie. Udało wam się porozumieć od pierwszej chwili i teraz masz nadzieję, że zrozumie cię dobrze. - Będzie mi przemiło, jeżeli przyjdziesz. A mój brat na pewno to doceni. Jeżeli jednak chciałbyś przyprowadzić przyjaciół, to zaproś ich, jeżeli przyjdą wcześnie, to wszyscy będziemy siedzieli na dobrych miejscach - dodajesz przez grzeczność, chociaż już ci drżą kolana, bo boisz się, że Ignatius przyprowadzi osiem sztuk panny Hazel i pięciu Samuelów Skamanderów. Mogłabyś tylko zejść na zawał w takiej konfiguracji.
Rozanielony uśmiech zgodą na jego słowa. Jesteś szczęśliwa, kiedy on jest obok, tak bardzo lubisz się do niego uśmiechać.
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Zaskoczyła go nagła zmiana otoczenia. Że co to miało niby znaczyć? Wyrwany z letargu zakupowego, któremu tak dokładnie się oddał, rozejrzał się za gburem, który ośmieli się przestawić go niczym jakiegoś... Gnoma ogrodowego! Niczym przytoczone stworzenie, które nie lubi być wysiedlane ze swojego miejsca zamieszkania, nie, nie obchodzi ich to, iż tak się składa, że mieszkają w twoim ogródku i niszczą grządki z chińską kąsającą kapustą. Zamierzył się z długa wiązką obelg, którą staranie, lecz pośpiesznie, przygotował. Powstrzymał się w ostatniej chwili, kiedy spostrzegł kto był tak bezczelny, aby dopuścić się tej zniewagi.
Zerknął niepewnie na stoisko, przy którym nie tak dawno temu stał. Nie musiał wcale udawać niepewności czy konsternacji, bo o co tu tak właściwie chodziło. Jakie niebezpieczeństwo? Czyżby Amodeus tak się zatracił, że nie zauważył czegoś groźnego. Uniósł nieco brwi, gdy usłyszał pytanie skierowane ku jego jakże skromnej osoby. To teraz powinien odgrywać swą rolę? W końcu Alfred zachował się niczym na księcia z bajki, rycerza w lśniącej zbroi dosiadającego śnieżno białego rumaka, przystało. Czyli Prince miał być księżniczką w opałach, co to zła czarownica zamknęła w wierzy, a na straży stoi wielka, zionąca ogniem rozgwiazda, patrząc na trzymaną przez Parkinsona rzecz, taki strażnik najlepiej pasowałby. Nie, Mosiek raczej nie pisałby się na takie zabawy, ale jakby ktoś nalegał, to chętniej odgrywałby rolę tej całej złej czarownicy, tylko bez brodawek czy zielonej cery. Znaczy, wolałby czarnoksiężnika, ale skoro upieracie się na klasykę...
- Nie, nic z tych rzeczy. - odpowiedział w końcu, nie ukrywając swojego zakłopotania.
Niby skąd miał wiedzieć, że ta cała sytuacja wynikała z niezdarności mężczyzny, a nie łatwości z jaką Amodeus odrywał się od rzeczywistości? Jasnowidzem przecież nie był.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Zatrzymuję się i jeszcze przez moment zastanawiam się, jak głęboko winnam wbić sztylet w Twoje serce. Wreszcie jednak odwracam się do Ciebie twarzą i decyduję na ostatnią rzecz, której byś się spodziewał: patrzę Ci prosto w oczy i uśmiecham się. Moje dłonie zaczynają sunąć po Twej klatce piersiowej ku samej górze, by wreszcie zatrzymać się na Twym karki i delikatnym dotykiem podrażnić najwrażliwsze na nim miejsce. Wiem, jak rzucić na Ciebie czar, Glaucusie. Oboje to wiemy.
- Błędem? - powtarzam za Tobą, tym razem jednak mój głos nie jest przepełniony żalem. Słyszysz to, mój drogi? To syreni śpiew, który sprawi, że za moment Twój statek roztrzaska się o skały. - Pozwól, że opowiem Ci o tym więcej. Zawsze będę Twoim największym błędem, Glaucusie, ale jedynie dlatego, że pozwoliłeś mi odejść. Będziesz zastanawiał się, jak wyglądałoby Twoje życie, gdybym nadal należała jedynie do Ciebie, gdybyś mógł mieć mnie na własność. Każdego ranka, będziesz obawiać się otworzyć oczy, bojąc się, że nie zobaczysz mojej twarzy obok siebie. Oboje wiemy, że za tą maską wrogości, kryje się jedynie żal za rajem utraconym - dobrze wiesz, że nie jesteś w stanie się mi oprzeć, że zmuszając Cię do patrzenia na mnie, zawładnęłam wszystkimi Twoimi zmysłami. Czujesz mój dotyk na swojej rozpalonej skórze, zapach perfum otumania wszystkie Twoje zmysły, a syreni śpiew sprawia, że jesteś tylko mój.
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
- Zobaczymy - odpowiedziałem jedynie. Uśmiechnąłem się nikle, zdając sobie sprawę z tego, że na nic więcej nie wystarczy mi już sił.
i'm a storm with skin
A teraz muszę sięgać do swych najbardziej niecnych sztuczek. Nie próbuj ze mną walczyć, dobrze wiesz, że o wiele łatwiej jest uciec przed mocą imperiusa, niż urokiem wili. Stoję coraz bliżej Ciebie, nasze ciała stykają się i uwierz, uwierz Glaucusie, że czuję iż wcale nie chcesz, bym się od Ciebie oddalała. Moje palce wodzą po Twojej szyi, wspinając się ku policzkom.
- Dlaczego to zrobiłeś, Glaucusie? - mówię głosem niewinnym wprost do Twego ucha, choć czy syrena, która właśnie skłania marynarza, by rozbił się na skałach może być niewinna? - Dlaczego do mnie nie wróciłeś? Wiesz dobrze, że czekałam. A Ty przywiozłeś inną. Dlaczego? - mój dotyk działa na Ciebie jak veritaserum, wyśpiewaj mi więc wszystkie swoje sekrety.
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Jarmark to jedna z ulubionych części Festiwalu Lata - o ile nie najlepsza. Przychodzę w porze, gdy gromadzi się tutaj najwięcej ludzi, by odczuć całą sobą klimat wiążący się z typowymi straganami. Niewiele widzę, poruszanie się od stoiska do stoiska zajmuje wiele czasu, lecz nie zrażam się, przecież nie trafiłam tutaj, by się śpieszyć, irytować nadmiernym tłumem. Po spotkaniu z Alexem ostatniego dnia na wybrzeżu, a także dzisiejszego popołudnia przed wyścigami, potrzebuję odczuć, że świat nie kręci się tylko i wyłącznie wokół niego i najbliższych mi osób; że wciąż są inni czarodzieje, których zwyczajowo nie dostrzegam. Kręcę się przez kilka godzin, dokładnie oglądając wszystkie przedmioty, a wybór w tym roku okazuje się niezwykle trudny, wszak nie jestem już dzieckiem, które przychodzi tu po patronusowe zwierzątka. Pomimo zmęczenia, stóp bolących przy każdym kroku, gdy tłum udaje się na noc spadających gwiazd, pozostaję na targowisku, by zamienić kilka słów ze sprzedawcami, trochę o przedmiotach, które sprzedają, trochę o niczym i o wszystkim, byle tylko porozmawiać z kimś innym niż własna rodzina, przyjaciele i narzeczony. Dopiero gdy gwiazdy wypłynęły na niebo, a z oddali słychać świerszcze, wiem, że to czas, by wracać, lecz jeszcze wcześniej decyduje się na drobne zakupy kilku wyjątkowych przedmiotów.
| zt
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
- Wydawało mi się, że nie czekasz - odpowiedziałem. Zgodnie z prawdą. Miałem powody, by przypuszczać, że to nie Penelopa, a Helena, o którą biją się wszyscy. Lub też, raczej, ona bije się o wszystkich. - Przecież umarłem - dodałem, uśmiechając się lekko. Zatonąłem, prawda? Na trupy nie warto czekać. Widocznie i piękna półwila obróciła się w pył pod naporem czasu.
i'm a storm with skin
Włóczyła się po obszarze festiwalu, wciąż czując silne emocje po wyścigach. Wzięcie udziału było zdecydowanie dobrym pomysłem, bo Alice lubiła ekscytujące wrażenia, a ostatnio nieczęsto miała okazję ich doświadczać.
O dziwo, nie spieszyła się do Londynu. Choć uwielbiała cywilizację i miejskie życie, miała to na co dzień, a festiwal wkrótce się skończy i nie będzie więcej okazji, by go odwiedzić. W każdym razie, nie w tym roku, a co do kolejnego... Cóż, skąd miała wiedzieć, czy za rok nadal będzie w Anglii? Nigdy nie planowała przyszłości z takim wyprzedzeniem, tym bardziej, że część jej duszy pragnęła powrotu do Stanów, a druga część czuła potrzebę, by jeszcze trochę tu zostać, dopilnować sytuacji z ojcem, dowiedzieć się czegoś o rodzinie matki... Kilka dni temu pojawiła się ku temu niespodziewana szansa w postaci młodego Skamandera, który obiecał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć. Alice, która nigdy nie poznała swej rodzicielki, często rozmyślała o tej rozmowie na plaży i odkryciu nowego członka nieznanej dotąd części rodziny.
Dotarła aż na jarmark, krążąc wokół straganów i oglądając wystawione na nich towary. Dookoła panował ożywiony gwar i kręciło się mnóstwo czarodziejów; najwyraźniej jarmark cieszył się popularnością wśród uczestników festiwalu. Wszystkie przedmioty wystawione na stoiskach były magiczne. Zresztą, zdziwiłaby się, gdyby było inaczej, brytyjscy czarodzieje przykładali niezwykłą wagę do dbania o swoją magiczną kulturę. Bardzo wielu z nich nosiło szaty lub inne staroświeckie stroje, które wśród mugoli uchodziłyby za zdecydowanie niemodne, więc Alice w swoich spodniach i koszuli rodem z Ameryki niewątpliwie się wyróżniała.
Choć korciło ją, by kupić kilka drobiazgów, musiała być oszczędna, co było trudne; mimo że była raczej chłopczycą, zdarzało jej się być rozrzutną, jeśli chodzi o różne drobiazgi. Zbierała zarobione w ministerstwie pieniądze na nowy samochód, który chciała kupić jeszcze w tym roku, ponieważ ojciec dopominał się o zwrot własnego, który od niego pożyczała odkąd wróciła do Anglii i bardzo brakowało jej własnego środka lokomocji.
Ostatnio zmieniony przez Alice Elliott dnia 24.11.15 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Jeszcze nad ranem wahała się, czy warto pojawiać się na kolejnym dniu festiwalu, gdy poprzednim razem nie zaznało się niczego poza sromotną porażką. Urażona dumna wciąż jeszcze bolała, chociaż dzięki magomedykom nie było już śladów po wczorajszych upadkach, wypadkach i niefortunnych potknięciach. Rosier stwierdziła jednak, że następna taka okazja może się już długo nie powtórzyć, nie zapoznała się jeszcze ze wszystkimi atrakcjami festiwalu i, rzecz niebywała, nie kupiła jeszcze niczego na osławionym jarmarku. Zgarnęła więc trochę galeonów do sakiewki, dobrała letnią sukienkę oraz kapelusz z szerokim rondem i opuściła rodzinny dom, udając się na wyspę Weymouth.
Spacer pomiędzy straganami trochę poprawił jej humor, zdążyła także przywitać się przelotnie z niektórymi znajomymi, lecz nie zabiegała o niczyje towarzystwo. Rozglądała się uważnie, oceniała interesujące ją przedmioty oraz ich ceny, by w końcu zakupić nieco drobiazgów na siostrzenic i siostrzeńców, a także biżuterii dla poprawy swojego humoru. Jej uwagę przykuło także stanowisko z akcesoriami dla jeźdźców, a później spędziła przy nim bite pół godziny, dyskutując na temat magicznych właściwości czapraka i uprzęży, które koniec końców nabyła.
Zadowolona z zakupów zamierzała odejść na bok, uciec nieco od gwaru przebywających na jarmarku osób, zanim jednak skierowała swe kroki nad wodę, jej uwagę przykuła wyróżniająca się z tłumu osoba. To nie jej strój pierwszy przywołał spojrzenie panny Rosier, choć koszula i spodnie były dość osobliwym wyborem dla młodej kobiety. Bladą, usłaną piegami twarz i jasne włosy Darcy zapamiętała z wczorajszego wręczania nagród po wyścigu, więc dziewczyna stojąca nieopodal musiała być tą szlamą, o której wspominał Tristan.
Stała sama i być może była to jedyna okazja do nawiązania kontaktu, więc trzymając pakunki blisko siebie, Rosierówna przecisnęła się pomiędzy dwoma barczystymi czarodziejami i znalazła się tuż przed Alice, podchodząc powoli z jej prawej strony.
- Piękna broszka - zauważyła niby od niechcenia i wskazała na przedmiot, który znajdował się na najbliższym straganie; alabastrowy jednorożec odcinał się wyraźnie na karmazynowej poduszeczce - I być może przydatna, jeśli zawistnicy zechcą zemścić się za pani wczorajsze wyczyny - choć jeszcze wczoraj byłam gotowa stać się jednym z nich.
Dopiero po dłuższej chwili ciemnowłosa zdecydowała się przenieść wzrok na twarz swojej towarzyszki, obdarzając ją lekkim uśmiechem i czujnym spojrzeniem.
- Darcy Rosier - przedstawiła się grzecznie, nie wyciągając jednak ręki - Gratuluję drugiego miejsca.
- O tak, bardzo ładna. – Zauważyła misternie zdobioną broszkę w kształcie jednorożca. – Naprawdę posiada takie właściwości? – wypaliła, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że taka wypowiedź od razu zdradzała wątpliwe pochodzenie. Wzruszyła jednak ramionami, nigdy nie wstydziła się tego, kim była.
Alice, która spędziła tak wiele czasu obracając się w kulturze mugolskiej lub bliskiej mugolom, czasami odruchowo wykazywała sceptyczne nastawienie, jeśli chodziło o cudowne właściwości różnych przedmiotów. Było to irracjonalne, zważywszy na fakt, że była czarownicą i znała magię, ale, jak wielu mugoli, wydawała się wyznawać zasadę „Nie uwierzę, póki nie zobaczę na własne oczy”, co tkwiło w niej silnie i często musiała przypominać sobie o tym, ile przejawów magii widziała w swoim życiu. Nic nie powinno jej już dziwić, a jednak czasem dziwiło. Zresztą, zarówno wśród magicznych, jak i niemagicznych bardzo często zdarzały się osoby, które próbowały wciskać innym różne rzeczy, więc zdrowy dystans i ostrożność może wcale nie były takie złe. Nie zmieniało to jednak faktu, że większość obecnych tu drobiazgów była naprawdę ładna. Oby tylko faktycznie zapewniały rzeczy, o których wspominał sprzedawca.
Przez chwilę obserwowała kobietę, ale nie doszukała się w niej widocznych oznak wrogości czy pogardy, dlatego na jej twarzy także pojawił się uśmiech. Starała się nie myśleć o tym, że w jej wypowiedzi mogło kryć się ziarno prawdy.
- Alice Elliott – przedstawiła się. W jej głosie można było usłyszeć wyraźny amerykański akcent, którego nabrała przez pięć lat praktycznie nieprzerywanego pobytu w Stanach. – Dziękuję. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak wysokiego wyniku, ale Mickey, koń, którego dosiadałam, naprawdę dobrze sobie radził. Rywalizacja była na naprawdę dobrym poziomie, a sam wyścig był... Niezwykle emocjonujący.
Nazwisko Rosier coś jej mówiło; tak chyba nazywał się mężczyzna, który zajął trzecie miejsce. Czyżby był bratem jej rozmówczyni?
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset