Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Rzadko wychodził ze swojej herbaciarni. To tam był jego azyl, miejsce, gdzie mógł odpocząć i nabrać sił. Dla innych to mogło się wydawać całkiem absurdalne - jak praca może być jednocześnie relaksem? Ano może, jeśli tylko będzie się miało wobec niej odpowiedni stosunek. Aaron traktował ją jak swoją żonę, jak najcenniejszy towar, o który trzeba dbać. Właśnie z tego powodu dokładnie sprawdzał stan porcelany i herbaty po każdym dniu, poprawiał ustawione na półkach czerwone imbryczki, za pomocą magii zwijał ubrudzone obrusy i rozwijał na stolikach te świeże. Miał kilka swoich pracownic, ale i tak największą radość sprawiało mu dbanie o takie szczegóły osobiście.
Wyszedł dzisiaj od swojej żony wcześniej, by chociaż móc się przebrać, zanim jego nogi staną na terenie Festiwalu Lata. Gdy poprawiał w korytarzu koszulę, w oczy rzuciła mu się mała fotografia, którą wczoraj wsunął w drewnianą oprawę lustra. Zrobił to specjalnie, znając siebie i swój syndrom do zapominania o tak małych rzeczach.
Wziął w dłoń fotografię, by móc jeszcze raz jej się przyjrzeć, po czym pokręcił głową z cichym śmiechem.
Zdjęcie wylądowało w kieszeni jego brązowej, letniej marynarki.
Kluczył między ludźmi, szukając swojej kuzynki i mając nadzieję, że Hattie nie będzie zła za to jego małe spóźnienie. Miał problemy ze znalezieniem jej w tym tłumie. Nic dziwnego, dość dawno jej nie widział.
I do what I can
Don't put the blame on me
Nie pamiętam ile czasu minęło, odkąd moje stopy po raz ostatni przekroczyły próg Czerwonego Imbryka, miejsca jakby osadzonego w innym uniwersum, gdzie powietrze przesiąknięte jest przeróżnymi woniami herbacianymi, przypominającymi mi upalne lato w Indiach i niczym nieskażone szczęście, które przepełniało mnie wtedy do tego stopnia, że niemożliwym wydaje się być to, że nie unosiłam się pięć stóp nad ziemią. Czasem wydaje mi się, że miesiące spędzone w egzotycznym kraju, jedyne prawdziwe wakacje w całym moim życiu, były tymi najradośniejszymi, nienaznaczonymi jeszcze szaleńczymi uczuciami i wyniszczającymi namiętnościami, skupiającymi się tylko i wyłącznie na podróżach, przygodach, pasjach i celebrowaniu każdej minuty.
Nadszedł czas, by nadrobić zaległości w rodzinnych relacjach, zaległości wynikających z mojego okropnego zaniedbania, gdy kolejne dni spędzałam w domu, dając Sethowi skraść każdą moją wolną chwilę, podczas gdy prowadzącemu Imbryk Aaronowi tych wolnych chwil brakowało. Tego dnia przybyłam do Weymouth w umówione miejsce, by w tłumie ludzi zgromadzonych dookoła jarmarku dostrzec charakterystyczną czuprynę mojego drogiego kuzyna i szybko skierować się w jego stronę.
- Mój drogi kuzynie, roztaczasz dookoła siebie tak silną woń trawy cytrynowej i bergamotki, że zlokalizowałabym Cię nawet z zamkniętymi oczami. - zaśmiałam się, gdy znalazłam się już tuż obok Lovegooda, którego ucałowałam w policzek na powitanie, a zapachy rodem z Imbryka wylądowały w moich płucach razem z nadmorskim powietrzem. - Mam nadzieję, że nie będziesz już musiał dzisiaj pędzić do miasta, nie możesz się tak przepracowywać. - wyraziłam pobożne życzenie, chociaż doskonale wiedziałam, że dla Aarona przebywanie w Imbryku było czymś znacznie więcej niż pracą. Taka już magia prawdziwej pasji!
until you come back home
all bright things must burn’
Jak tylko ją zauważył, przyspieszył, by nie musiała dłużej na niego czekać. Aaronowi wydawało się, że coś pękło między nimi... albo ta cieniutka nić porozumienia, jaką zdołali między sobą nawiązać, powolutku pękała, poszczególne włókienka zrywały się pod naporem coraz większej odległości. Być może młody Lovegood nie potrafił wyobrazić sobie tego w tak barwny sposób, ale wciąż znał wagę takiego wykroczenia wobec członków swojej rodziny.
Zamknął jej drobną sylwetkę w swoich ramionach, ciesząc się ze spotkania. Jak zwykle pięknie pachniała. Oh tak, Aaron doceniał kobiecą woń nieco bardziej niż inni mężczyźni. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Trawa cytrynowa i bergamotka? Brzmi jak doskonała mieszanka do mojej nowej herbaty - uniósł brwi, śmiejąc się przy tym. - Dobrze cię widzieć w pełnym zdrowiu, Hattie.
Przyjrzał się jej, jakby chciał zachować jej obraz na dłużej, na wypadek następnej niemożności odwiedzenia się lub spotkania w jakimś neutralnym miejscu. Musiał zganić się za to, że nie dbał o swoją rodzinę. Ojciec na pewno by mu to wytknął, gdyby tylko mógł.
- Oh, nie, nie, zwolniłem się wcześniej, żeby się spotkać. Pomyślałem, że jesteś idealną wymówką, by zażyć świeżego powietrza. Nie będziesz o to zła? - spytał nieco zachrypniętym, lecz wciąż miłym dla ucha głosem, swoim naturalnym, zaprawionym nieco indyjskim powietrzem, którego już dawno nie czuł swojej skórze. Wciąż można było wyczuć w nim pokaźną nutkę rozbawienia.
I do what I can
Don't put the blame on me
- Czekałam, nie wracałeś - mówię łagodnie, choć dobrze wiesz, że robię to jedynie dlatego, by wciąż trzymać w garści Twoje myśli. Jestem próżna, Glaucusie. Uwielbiam być adorowana i wynoszona na piedestał, nic na to nie poradzę. Nie prowokuj mnie, jeśli nie chcesz dostać rykoszetem. - Może nie dla mnie - czy już wystarczająco namieszałam Ci w głowie? Czy sprawiłam, że zacząłeś kwestionować wszystkie podjęte wcześniej decyzje. Powiedz to na głos, Travers. Przyznaj się wreszcie. Brakuje Ci mnie.
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
Ostatecznie zakupiła magiczny fluoryt, mający za zadanie zwiększać intuicję. Po zawieszeniu na łańcuszku mógłby służyć jako naszyjnik, który nosiłaby zawsze przy sobie. Po dokonaniu zapłaty szybko się oddaliła, w obawie, że mogłaby wydać tutaj więcej niż chciała.
zt.
- Przyłożony do nosa powoduje tylko taki efekt – sprostował prędko, ale na jego dłoniach aż kłębił się czarny dym. Zawartość woreczka pyliła niemiłosiernie, a Alfred nie mógł powstrzymać się przed kichaniem. Oburzył się, bo sprzedawca nie zwracał na nich uwagi. Ciągle wykrzykiwał coś o bańkach pierwszej miłości. Jeszcze raz usłyszy z jego ust jakąś cenę, to zapomni, że jest czarodziejem i przywali mu pięścią.
- Nie dość, że nie zabezpieczone, to jeszcze nie działa, co za oszuści – warknął, gniotąc pergamin w dłoniach i rzucając nim na suto wypchany stół magicznymi artefaktami. Nie chciał, żeby coś stało się Amodeusowi, ale skoro groźna informacja na pergaminie nie była prawdziwa, to chcieli tylko oszukać. Zaczął strzepywać pył ze swoich rąk, po chwili dopiero spoglądając na Prince.
- Powinniśmy dostać coś w ramach rekompensaty, to żałosne – miał nadzieję, że mężczyzna go poprze, a nie powie, że nic się nie stało i sprzedawca jest najuczciwszym człowiekiem świata.
could You break my fall?
z/t
just fake the smile
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Tak wiele spraw, tak wiele osób zaniedbywałam ostatnimi czasy. I niestety, jedyni osobnicy z klanu Lovegoodów, którzy pragnęli mieć ze mną jakikolwiek kontakt, również zaliczali się do tej kategorii karygodnie nadwyrężonych relacji. Gdy otulił mnie przyjemny zapach herbacianych dodatków, który zdawał się już wgryźć na dobre w całego Aarona, moje myśli uciekały już w całkiem innych kierunkach. Szczęśliwych. Wtuliłam się w niego na parę sekund, chłonąc ciepło przenikające mnie niemalże do kości i uśmiechnęłam się lekko, gdy nadszedł moment cofnięcia się.
- Są na tym świecie jeszcze jakieś mieszanki, których nie stworzyłeś i nie przetestowałeś? - zaśmiałam się z lekkim niedowierzaniem. Czy spędzając aż tyle czasu w świecie smaków i zapachów, można odkryć w nich coś nowego? - Stęskniłam się za tobą, Aaron. - dodałam już zupełnie poważnie, ściszając nieco głos i przesuwając spojrzeniem po twarzy kuzyna, jakbym chciała sprawdzić czy od ostatniego spotkania nie zmienił się ani trochę.
- Jakżebym mogła! Cieszę się, że jestem twoją wymówką do wymknięcia się z pracy, - oświadczyłam, poruszając zabawnie brwiami niczym rasowy cwaniaczek, który właśnie ugrał coś dla siebie, po czym wsunęłam dłoń pod ramię Aarona, by zacząć spacerować powoli wzdłuż straganów jarmarku. - Sprawdzimy czy jest tu coś wartego nabycia?
until you come back home
all bright things must burn’
- Rozbiłem się - powiedziałem jedynie. Nie myślałem o powrocie wtedy, kiedy prawie cała moja załoga zginęła. Nie myślałem o tym, aby wsiąść na kolejny statek i płynąć do Anglii. Uczucie to nasilało się, widząc, że można żyć bez chorych ram czystości krwi. Tam podobało mi się po prostu zdecydowanie bardziej. Nawet, jeżeli nie było tam McKinnon.
- Może - przytaknąłem. Nie lubiłem myśleć co by było, gdyby. Scenariuszy jest wiele, nie dojdę do tego, który jest najwłaściwszy. Nie znoszę marnować czasu. Życie na nas nie czeka, w każdej chwili możemy je stracić; o tym się już przekonałem. Zatem? Do czego nas to wszystko doprowadzi?
i'm a storm with skin
Mam ochotę powiedzieć jej, że sam sobie tego życzę. Chciałbym, żeby panna Black¸ pomimo zaaranżowanego małżeństwa czerpała z zaistniałej sytuacji jakąkolwiek satysfakcję. Nie jestem naiwny i nie wierzę, że zakochamy się w sobie do szaleństwa. Łudzę się, że będę dla niej choć przyjacielem. Obawiam się jednak, że potraktuje mnie wrogo i zamiast konsensusu wypracujemy otwartą wojnę na wszelkiej maści drobiazgi. Nie dodaję jednak nic na głos do zdań, które już powiedziałem. Uważnie słucham jej kolejnych słów, gdy opowiada o Londynie, który ciągle pozostaje dla niej zagadką. Właśnie dlatego zazdroszczę jej odkrywania. Po tylu latach ciągłej obecności w stolicy jestem zmęczony jej wielobarwnością. Przeżywałem jednak okres niezdrowej fascynacji. Samotnie zwiedzając mugolską część miasta czułem się oszołomiony kulturą, którą znałem pobieżnie. Moją uwagę szczególnie w tych pierwszych tygodniach przykuwały samochody. Wcześniej widziałem je w przelocie, gdy razem z dziadkami przeciskaliśmy się do wejścia na Pokątną. Dopiero w drodze do Biura miałem czas, by przyjrzeć im się z bliska. To nie było chwalebne dla czarodzieja czystej krwi, ale przez ponad cztery miesiące studiowałem prospekty, by dowiedzieć się więcej o ich pojazdach.
To był wrzesień, gdy po raz pierwszy spotkałem Cadilaca. Miał przeogromne skrzydła z tyłu, które nadawały mu niezwykłego dynamizmu. Chociaż stał na parkingu przed mugolskim urzędem wyglądał tak, jakby ciągle pędził. Nie mogłem sobie odmówić i podszedłem bliżej, detale czarowały jeszcze bardziej niż korpus. Kilka miejsc dalej stał Buick, o niesamowicie zaokrąglonych liniach karoserii i sporą ilością chromów, które podkreślały jego klasę. Po miesiącu zdobywania wiedzy dowiedziałem się, że poza samym wyglądem liczy się jeszcze silnik. To była niezdrowa fascynacja, po nocach rozszyfrowywałem rysunki techniczne aut, jakie spotkałem na drodze do pracy. Prawie zawsze zatrzymywałem się na Downing Street by podziwiać Bentley’a, którego mugolski Autocar nazwał nowoczesnym latającym dywanem. Przez cały ten czas nie mówiłem nikomu o swojej słabości. Często analizowałem jak zachowałaby się rodzina, gdybym kupił samochód i postanowił go używać. Wybrałem już nawet model i markę. Byłem gotowy podjąć się kosztownej operacji zdobycia w legaln sposób mugolskiej waluty, by pozwolić sobie na czerwone Porsche 356 w wersji cabrio. Roiłem sobie, jak razem z Esusem jedziemy wzdłuż wybrzeża tym małym, sportowym samochodem. Może i konstrukcja nie pozwalała oderwać się od ziemi tak jak miotła, nie miałem jednak nic przeciwko, by przemieszczać się w ten mniej magiczny sposób.
– Przed tobą wiele godzin odkrywania miasta. To miłe z jego strony, że będzie dotrzymywał ci towarzystwa – opowiadam, uśmiechając się na wspomnienie jak sam błądziłem pośród ulic, zirytowany, ze pewnych rzeczy nie mogę wykonać za pomocą magii. – Pierwszą rzecz jaką widziałem w Londynie były królewskie ogrody, nieporadnie próbowałem dostać bilet do zoo. Zrobiłem z siebie skończonego kretyna, ale nie żałuję uporu. Niesamowite miejsce dzięki któremu później trafiłem do Bushy Park. Mieści się tam rezerwat jeleni, urocze miejsce. – Po chwili wahanie dodaję. – Jeśli starczy wam czasu i nie macie nic przeciw nie magicznym rozrywką, warto wybrać się do Electric Cinema. Jestem pod wielkim wrażeniem mugolskich filmów, nie mów jednak nikomu, to otwarta herezja – dodaję udawanym szeptem.
– O tanie i dobrze ulokowane mieszkanie w Londynie jest dosyć trudno. Oczywiście wszyscy wolą okolice Pokątnej, tyle że tam ceny są nieadekwatne do jakości. Pamiętam poszukiwania mojego brata, spędził ponad pół roku na mojej kanapie, nim znalazł coś dla siebie. A i tak w ostateczności po niespełna trzech miesiącach miał dość i wyprowadził się do posiadłości dziadków. To chyba klątwa Prewettów, że duszą się w dużych miastach. Jeśli chcesz, mogę zapytać swoich znajomych, czy nie słyszeli o lokum do wynajęcia – proponuję, w myślach mając rozmowę z Lyrą o możliwości zmuszenia Garretta do wyprowadzki po przypieczętowaniu małżeństwa. Problem analogicznie odnosi się do mnie. Jestem gotowy bronić swojego kąta, nie wyobrażam sobie przeniesienia się do zbyt wielkiego domu tylko dlatego, że tak będzie korzystniej dla wizerunku rodziny. Rozmyślania przerwa mi Mathilda, która opowiada o swoich obrazach.
– Więc czyste emocje? – Pytam myśląc o jej płótnach. – Nie są jednak zbyt ulotne? Zdążysz oddać je w całości? – Ten aspekt pochłania mnie w całości. Mając na uwadze swoje własne wyobcowanie i problemy z rozszyfrowaniem gestów rozmówców, jestem ciekawy jej techniki. Sposobu w jaki potrafi przenieść coś, co trwa czasem nie całą sekundę. – Zgadzam się z twoją opinią, będąc w domu nie nosimy wyjściowych szat, o wiele łatwiej poznać… – Nie kończę, gdy słyszę jej słowa. Znów się gubię i nie wiem co te kilka wyrazów oznacza. Niepewnie obserwuję jej twarz, szukając oznak nastroju w jakim jest w tej chwili. Nie wiem co odpowiedzieć, zastanawiam się czy popełniłem jakikolwiek nie takt. Na szczęście Mathilda podejmuje wątek i zdejmuje ze mnie odpowiedzialność reakcji. Z opóźnieniem zgadzam się na jej propozycję. – Tak… umówimy się wcześniej, szykuje się spoty tłum kibiców. – Rozluźniam się, gdy widzę uśmiech na jej twarzy.
Mimo to Aurelia wiedziała o wszystkim. Opowiadał jej o tym, co robi, co do joty.
- Oczywiście, że tak. Tę mogę nazwać „Ogrodem Harietty”. Brzmi nieźle, co? – zachichotał razem z nią, lekko oddając jej swoje ramię, by się na nim wsparła. Spojrzał na nią, kiedy powiedziała, że się za nim stęskniła. – Sporo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania, co? Wszystko w porządku?
Starał się dbać o tych, których tu miał. Zwłaszcza, że były to osoby powiązane z tak ważnymi dla niego Indiami. Lubił otulać je większą uwagą, jakby były jego drobnymi skarbami, o które… zdarzało mu się ostatnio nie dbać aż tak dobrze, jak kiedyś.
Mea culpa.
Przypomniał sobie o czymś, gdy zaprosiła go do powolnego zwiedzania kramików ustawionym w niemal równym ciągu. Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął z niego szare zdjęcie, nadtrawione upływem czasu, oznaczone kilkoma kroplami kawy, ale wciąż przekazywało sporo ciepła.
Na kocu piknikowym siedziały dwie osoby, dokładnie im znane, obejmujące się z nieskrywanym uczuciem. Ojciec Aaron całował w skroń… matkę Hattie.
- Nie mam pojęcia, kto robił im to zdjęcie – rzucił do niej, niby to obojętnie, a niby nie, przeglądając wystawę jednego z kramików.
Sam w domu zastanawiał się, co to mogło znaczyć. Ojciec tak czule traktujący swoją szwagierkę? Żonę swojego brata? Próbował tłumaczyć to jakąś głębszą, przyjacielską więzią, która na pewno musiała ich połączyć w tamtym czasie.
I do what I can
Don't put the blame on me
- Brzmi cudownie. Na pewno wszyscy byliby zaskoczeni brakiem róż. - zaśmiałam się, wyobrażając sobie zaszokowane miny ludzi, którzy wiedzieli aż za dobrze o tym, jakie rośliny rosną naokoło domu w Kent i z jaką pieczołowitością dbam o każdy ich płatek i listek. - Czas ucieka w szaleńczym tempie, ani się obejrzymy, a już będą święta. Tyle rzeczy chciałabym zrobić, a doba okazuje się być za krótka. Też masz czasem takie wrażenie? - może odrobinę wymijająco potraktowałam troskliwe pytanie Aarona, nie chcąc go zamęczać swoimi trywialnymi troskami kobiety, która ma wszystko, a i tak ciągle jej czegoś brakuje. Nasze powolne spacerowanie pomiędzy stoiskami z przeróżnymi precjozami przerwało wyciągnięte z kieszeni Aarona stare zdjęcie, które chwyciłam w dłoń, by lepiej mu się przyjrzeć.
- Och musiało to być wieki temu, wyglądają jeszcze na kompletnie w sobie zakochanych. - stwierdziłam w pierwszym momencie, gdy bez większych problemów rozpoznałam moją matkę o magnetycznej urodzie i uśmiechu, którego nie pamiętam. Dopiero po paru sekundach spojrzałam na mężczyznę na fotografii, by ściągnąć brwi w konsternacji i zauważyć, że nie jest nim Vincent, jak początkowo zakładałam. - Chwila, to twój ojciec? - o co chodzi? - Myślałam, że nie przepada za moją gałęzią rodu Lovegoodów. - tak na poważnie, o co chodzi? Uniosłam spojrzenie znad zdjęcia, by wbić je w twarz Aarona i sprawdzić czy z naszej dwójki może przynajmniej on rozumie, co ma znaczyć to znalezisko. Z chwilowego przypływu wrażeń aż zapomniałam o dalszym oglądaniu przedmiotów sprzedawanych na jarmarku.
until you come back home
all bright things must burn’
- Wiem. I pragnęłam tylko tego, byś do mnie wrócił - gładzę Twój policzek. Nie obchodzi mnie, co myślałeś, o ile nie byłam to ja. Chciałeś uciec? Znalazłeś świat prostszy, pozbawiony konwenansów, czysty od zdeprawowania? Wolałeś odciąć się od nazwiska i żyć na własną rękę? Krew jest silniejsza, niż rozsądek, mój drogi. Zawsze wrócisz do korzeni.
- I tak właśnie mnie straciłeś - mówię cicho, jestem jednak pewna, że usłyszałeś każde moje słowo. Hipnotyzuję Cię, patrzę prosto w oczy i kciukiem przejeżdżam po Twoich wargach, których perfidnie nie ucałuję już nigdy. Opuszczam wzrok i odchodzę. Zostawiam Cię z własnymi myślami, a to kara najgorsza, jaką mogę Ci wymierzyć.
//zt
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
- Chciałbym ci wierzyć - powiedziałem cicho. Głosem lekko zasępionym; czy tak naprawdę, ale to naprawdę, było mi przykro? Nie powiedziałem nic więcej, uśmiechając się lekko. Patrzyłem przez chwilę jak odchodzi w swoją stronę. Gdy urok zelżał, zamrugałem gwałtownie powiekami, ruszyłem też w kierunku stoisk. Jak na nowo naoliwiona maszyna. Zakupiłem czarną perłę. Kilka kiedyś takich złowiłem, ta ponoć była magiczna i dodawała wigoru. Dobrze. Podziękowałem sprzedawcy i również oddaliłem się w stroją stronę.
z/t
i'm a storm with skin
Zauważył, że coś jest nie tak. W tych urwanych słowach, zbyciu tematu, który chciał dalej pociągnąć. Nie miał zamiaru wchodzić z butami w jej życie i zmuszać ją do opowiadania o swoich przeżyciach, chociaż miał ogromną ochotę, by to zrobić; by samego siebie upewnić, że wszystko jest w jak najlepszych porządku.
Dotknął dłonią pary kryształów zawieszonych na rzemykach, leżących na stoisku przed nimi. Proste, białe kamyki, mocne zapięcie. A gdyby tak... podarować jeden z nich Aurelii? Wiedziałby doskonale, czy nic jej nie groziło w czasie jej szalonych eskapad. Dał się skusić, więc wyciągnął z kieszeni kilka galeonów i dokonał transakcji ze sprzedawcą.
Dwa kupione wisiory schował do kieszeni i odwrócił się do kuzynki.
- Dobrze to ujęłaś, wyglądają tu na zakochanych - odparł nieco chrypliwym głosem. - Ja sam nie mam pojęcia, o co tu chodzi. Znalazłem to zdjęcie całkiem niedawno, kiedy zachciało mi się powspominać stare czasy. Siedziałem nad nim dobrą godzinę, zanim coś zaczęło mi świtać...
Zmarszczył nieco mocniej brwi.
- To na pewno jest mój ojciec, jestem tego absolutnie pewien. A to... - wskazał palcem na kobietę. - To na pewno jest twoja matka, bo porównałem ją do tej samej kobiety z innych zdjęć. W takim przypadku mamy dwa wyjścia - albo naszych rodziców coś łączyło, albo to jest czysty przypadek, że razem siedzą zakochani na łące.
Spojrzał Hariett w twarz, myśląc gorączkowo nad tym, czego właśnie byli świadkami. W co miał wierzyć? W przypadek czy bardzo skomplikowany zbieg okoliczności?
I do what I can
Don't put the blame on me
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset