Wydarzenia


Ekipa forum
Łąki
AutorWiadomość
Łąki [odnośnik]27.09.15 1:42
First topic message reminder :

Łąki

By dostać się na festiwal, należy przenieść się za pomocą przygotowanych na wydarzenia masowe świstoklików lub udać się pieszo z centrum najbliższego miasta na wybrzeże Dorset. Cały teren, gdzie będzie odbywać się wydarzenie, obłożono silnymi zaklęciami ochronnymi oraz uniemożliwiającymi teleportację. Wzgórza w porastają maki i chabry, stanowiące ciekawe kolorystyczne połączenie dla gromadzących się gości. Kilkaset metrów na zachód wyznaczono niewielkie pole namiotowe dla gości z różnych stron świata, chcących spędzić więcej czasu w urokliwym Dorset.

Labirynt

Nieopodal głównej części festiwalu zaprojektowano labirynt. Nie przytłaczał swoją wielkością – wystarczyło stanąć na palcach, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Składał się z kilku komnat, połączonych ze sobą plątaniną korytarzy. W każdej znajdowała się biała drewniana ławka i donice z kwiatami, a w niektórych ustawiono także nieduże rzeźby i fontanny. Czarodzieje mogli tu odpocząć od tłumu i harmidru festiwalu.

Gra zostanie rozpoczęta postem Ain Eingarp.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:06, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąki [odnośnik]15.03.24 0:08
Czas zwolnił na pełną sekundę, w trakcie której wpatrywał się z wyczekiwaniem w chłopaka (z bliska dostrzegał, że naprawdę był młody – nie mógł być starszy od Liddy), a on… stał w miejscu? Oszalał? Gdzieś po jego lewej rozlegały się coraz głośniejsze, wściekłe okrzyki mężczyzn, czerwony promień zaklęcia świsnął tuż nad jego głową, rozbijając się o pień oddalonego zaledwie o parę metrów drzewa; snop iskier rozświetlił na sekundę leśną ścieżkę, nadając bladym policzkom młodzieńca krwistej poświaty, odbijając się w jasnych tęczówkach. – No już! Na co czekasz?! – krzyknął do niego, wyciągając ramiona, żeby go popchnąć – ale wyglądało na to, że ten ocknął się wreszcie z amoku, bo cofnął się o krok, a później przerzucił nogę przez trzymaną w ręku miotłę. William miał nadzieję, że naprawdę dobrze latał.
A potem uświadomił sobie, że tak, jak chłopak nie miał szans w starciu z trójką uzbrojonych czarodziejów – tak samo jego własne rokowania na zwycięskie wyjście z podobnej walki były niewielkie.
Protego! – rzucił głośno, zaczynając przemieszczać się w tył – dalej od polany, na której po raz pierwszy dostrzegł poszukiwaczy. Błękitna tarcza mignęła przed nim, ale nie uderzyło w nią żadne zaklęcie; zamigotała przez chwilę i znikła, a on dostrzegł biegnących w jego stronę mężczyzn. Szlag, nie tylko go zauważyli – ale też przez parę długich sekund mogli bez trudu przyjrzeć się jego twarzy, charakterystycznej ze względu na głębokie, szpecące lewą stronę blizny. Nie myślał jeszcze o tym, co to dla niego oznaczało, uniósł za to różdżkę po raz kolejny, nie przestając się cofać. – Salvio hexia! – wykrzyknął, kreśląc w powietrzu łamaną linię, na kształt pozbawionego podstawy trójkąta – wierzchołkiem zwróconego w jego stronę. To nie miało większego znaczenia, lada moment czarodzieje mieli przekroczyć niewidzialną barierę, ale chciał kupić sobie sekundy – a może ich ułamki – żeby wskoczyć na miotłę i pomknąć w las, instynktownie podążając za jedynym ruchomym punktem: plecami nieznajomego młodzieńca.
W powietrzu niemal natychmiast poczuł się lepiej, pewniej; nauczony reagowania na najlżejsze drgania miotły, wyminął dwa rosnące blisko siebie drzewa, czując, jak w uszach zaczyna szumieć mu adrenalina – i doskonale zdając sobie sprawę, że jeszcze nie znaleźli się poza zasięgiem wrogich zaklęć. Jedno z nich zafurkotało tuż nad jego głową, obniżył lot, starając się je wyminąć – ale następne już podążało jego śladami.

| no to hop, rzucam k3 (też dawaj, Leo):
1 - zaklęcie trafia Billa w plecy;
2 - zaklęcie odbija się rykoszetem od pnia drzewa i trafia w Leo;
3 - obie odpowiedzi są poprawne.

trafiony rzuca na to, czym oberwał (k6):
1 - deprimo
2 - ignitio
3 - dementiascopa
4 - betula
5 - distorsio
6 - sangelio




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]15.03.24 0:08
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]15.03.24 12:50
Wcześniej wszystko wydawało się być w porządku. Nawet pomimo tego, że właściwie to co zrobił mogło się skoczyć w jeden sposób. Teraz jednak poczuł się jak dziecko przyłapane na paleniu. Co gorsze świadomość, że narażone było nie tylko swoje życie budził panikę. Nigdy tego nie chciał.
Skurczył szyję gdy świst rzuconego zaklęcia uderzył w drzewo obok. No już! Poruszył się. Czuł się popychany przez wykrzykiwane słowa. Z natury nie był przekorny, a biorąc pod uwagę sytuację - nie potrafił. Zaczął się więc oddalać na miotle poruszając się w linii prostej przed siebie. To uczucie ucieczki było nieprzyjemnie znajome. Dawne doświadczenie nie pomogło jednak w zapanowaniu nad emocjami. Adrenalina szumiała w uszach, a on sam starał się skupić na prawidłowym locie. Warunki były ciężkie - było ciemne, padało, a las nie należał do najbardziej przerzedzonych. Zacinający zimny deszcz zdawał się cucić i wyrywać z amoku - przecież znał ten las. Od blisko roku przeszedł go wzdłuż i wszerz więcej niż cztery czy sześć razy. Wiedział, że katastrofa tej części nie odmieniła pozostawiając go w swej względnie dziewiczej formie. Tylko dlatego przecież udało mu się sprawnie wyśledzić czarodziejów, przed którymi jak na ironię teraz uciekał. Ciemne źrenice próbowały uchwycić coś charakterystycznego w przemieszczającej się scenerii. Przesadnie przerośnięte drzewo, nieporośnięty niczym poza gnijącymi trawami placek dawnej polany, przewalone pnie drzew powyginane przez siły natury, wielki głaz który zdawał się być w danym miejscu na długo przed tym nim otoczył go las... W akompaniamencie łuny zaklęcia tarczy dostrzegł znany sobie kształt.
- Znam drogę! - rzucił nerwowo przez ramię, lecz z wyraźną pewnością. Chodziło oczywiście o drogę ucieczki, która mogła pomóc zgubić im pościg. Po tym jak to powiedział podciągnął miotłę wyżej. Musieli utrzymać odległość lub ją zwiększyć przynajmniej jeszcze przez chwilę. Jeżeli będą lecieli nisko to będzie trudniej ich trafić zaklęciem, lecz krzewy i młode drzewa wyrastające przed nimi spowolniały na tyle, że był to wątpliwy atut. Po wzniesieniu przechylił ciężar na lewo, spojrzał przez ramię czy mężczyzna za nim leciał
- Za tobą!


| no to hop, rzucam k3:
1 - zaklęcie trafia Billa w plecy;
2 - zaklęcie odbija się rykoszetem od pnia drzewa i trafia w Leo;
3 - obie odpowiedzi są poprawne.[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Leonard Begmann dnia 16.03.24 21:09, w całości zmieniany 1 raz
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Łąki [odnośnik]15.03.24 12:50
The member 'Leonard Begmann' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]16.03.24 12:44
Nie znosił manewrowania w podobnych warunkach – gęsto rosnące drzewa i pojawiające się znikąd gałęzie wymuszały skupienie całej uwagi na drodze przed nim, uniemożliwiając zupełnie rozglądanie się, podczas gdy świszczące za plecami zaklęcia sprawiały, że musiał raz po raz powstrzymywać naturalny odruch obejrzenia się przez ramię. Widoczność była okropna, promienie słoneczne nie były w stanie przedrzeć się przez gęste, ciemne chmury, przez co pod leśnymi koronami panował półmrok, a deszcz, siekący z każdą chwilą coraz mocniej, zalewał mu oczy. Żałował, że nie założył kupionych na festiwalu lata gogli, te kołysały się nerwowo na jego szyi, nie ośmielił się jednak na zaryzykowanie oderwania ręki od miotły. Dostrzegając czerwonawy błysk zaklęcia odbił w bok, wykrzyczane przez młodzieńca ostrzeżenie nadeszło w porę – ale i tak nie zdało się na nic, bo w tej samej sekundzie tuż przed Williamem wyrósł gruby, złamany pień, całkowicie uniemożliwiając mu obniżenie lotu.
Poczuł się tak, jakby w plecy smagnął go gruby, płonący sznur; zaklął głośno, pochylając się niżej nad rączką miotły, czując, jak pole widzenia przysłania mu czerwonawa mgiełka. Wydawało mu się, że druga, identyczna wiązka magii pomknęła w pościg za nieznajomym chłopakiem, ale nie był w stanie dojrzeć, czy trafiła. Zauważył za to, że lotnik odbija w górę, wzlatując na wyższy pułap. Co to oznaczało, że znał drogę i czy powinien mu zaufać – zwłaszcza po tym, co widział przed chwilą? Wahał się przez sekundę, ignorując rozpełzający się po skórze ból, nieznacznie łagodzony chłodem spływającej za kołnierz wody; gdzieś z oddali nadal furkotały zaklęcia, ale krzyki szmalcowników wydawały się odleglejsze, cichsze. Lada moment mieli zgubić pościg, mógłby zakręcić w przeciwną stronę i zapomnieć o lekkomyślnym nieznajomym, ale właściwie: było coś w jego zachowaniu, co go zaintrygowało.
Jestem za tobą! – krzyknął, starając się przedrzeć przez huk powietrza. Również pociągnął miotłę wyżej, doskonale wyważona, zareagowała od razu; skrzywił się, kiedy w policzki smagnęło go kilka cienkich, gęściej rosnących gałązek, ale nie stracił z oczu młodzieńca – przyspieszył próbując zmniejszyć odległość między nimi. Z dołu, z poziomu leśnej ściółki, dobiegło do niego stłumione nawoływanie, prawdopodobnie zostali zauważeni – ale mężczyźni nie mogli przecież podążać za nimi w nieskończoność.

| tu rzuciłem, 310/330 PŻ (20 - betula)

iii jak masz ochotę to rzucaj k3 :pwease:

1 - atakujący są już daleko, ale zauważają nas - i zanim ich zgubimy, zdążają rzucić jeszcze jedno zaklęcie; oboje obrywamy aeris, w następnej kolejce rzucamy na odzyskanie kontroli nad zdmuchniętą miotłą
2 - rzucone przez atakujących zaklęcie trafia w koronę drzewa, obok którego przelatujemy - liście zajmują się ogniem, zapala nam się rękaw;
3 - udaje nam się zgubić tylko jednego ze szmalcowników, pozostała dwójka przywołuje miotły i jeszcze nas ściga - musimy ich zgubić.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]16.03.24 22:55
Tylko szczęście sprawiło, że odwrócił się w tamtej chwili za siebie i zauważył mknące zaklęcie. Nie wiedział czym mogło być. Ostrzegł go w porę. Przynajmniej przed tym jednym. Za łuną pierwszego uroku mknęły dwa kolejne, których już nie dostrzegł. Przynajmniej nie na tyle szybko by ciało i możliwości miotły były wstanie podążyć za refleksem. Jedno było przeznaczone dla niego. Nie miał szans na to by wyczarować tarczę. W desperacji szarpną miotłę chcąc minąć urok w korkociągu, lecz było za późno. Nie słyszał inkantacji więc był zaskoczony bolesnym smagnięciem. Krzykną boleśnie pochylając się głębiej nad miotłą. Zachwiał się w powietrzu. Zacisnął zęby i palce na trzonku. Nie mając za dużego wyboru musiał szybko ustabilizować lot i gdy to zrobił poderwał miotłę w górę ponad krzaki i młode drzewa. Mógł przyśpieszyć. Mogli. Wiedząc, że podąża za nim już się nie odwracał. Wiedział w końcu kim był. Nie mógł nie nadążyć.
Musieli zmienić kierunek lotu, lecz nie mogli tego zrobić zbyt gwałtownie. Tamci mogliby ich wówczas dopaść po skosie. Kierował więc ich prędkim, łagodnym łukiem. Nie od razu, lecz po dłużącej się chwili zaczęły pojawiać się gdzieniegdzie iglaste, potężne drzewa. Im dalej tym było ich więcej. W przeciwieństwie do swoich liściastych krewnych nie liniały na jesień i swoimi gęstymi koronami przysłaniały widok. Lawirując miedzy nimi w zmyślny sposób mogli zgubić tych ludzi, a nawet skryć się przed nimi w cieniu mięsistych gałęzi. Nikt im jednak tego nie miał zamiaru ułatwić. Silny wiatr wywołany ofensywnym zaklęciem aeris niemalże pchał się na plecy wpychając miotlarzy siłą przed siebie. Minimalny ruch wystarczył by wpędzić jeźdźca w wirowy lot ku ziemi bądź zepchnąć w stronę drzewa. Chłopak spiął mięśnie ramion starając się utrzymać miotłę pociągając ją co raz w przeciwnym kierunku do miotających nim porywów. Nie wyhamowywał przy tym pozyskiwanego pędu. Jeżeli się utrzyma zadziała to na korzyść.


Mój rzut na trafione we mnie zaklęcie - betula
rzut na ucieczkę z pościgu - 1

|Rzut na opanowanie miotły, biegłość lotu na miotle (jeżeli chcesz trochę więcej pecha w życiu Will to możesz rzucić też k3):
1-126: (1) podmuch był za silny, warunki lotu okropne, a ty popełniłeś błąd. Wpadłeś na solidny pień. Szczęśliwie runąłeś w dół jak kamień w wodę. Krzewy i błoto są wszędzie ale to dobrze - załagodziły upadek. Jeżeli nie będziesz stękać z bólu głośno, nikt cię nie zauważy; - 30 obrażeń tłuczonych
127-154: (2) częściowo opanowałeś miotłę na tyle by utrzymać się w powietrzu ale nie na tyle by wyznaczyć kierunek. Lądujesz prosto w sośnie. Zsuwasz się boleśnie i mało elegancko po kilku jej gałęziach by w końcu znaleźć pod stopami podporę. Jeżeli obejmiesz spektakularny pień i staniesz się z nim jednym twoja sylwetka stanie się niewidoczna; -15 obrażenia tłuczone
>155: (3) jesteś wirtuozem miotły. Nie tylko utrzymujesz się w powietrzu bez problemu, lecz również możesz wykorzystać aeris na swoją korzyść tak by niemalże momentalnie znaleźć się gdzie tylko chcesz i w porę znaleźć odpowiednie schronienie przed cudzą uwagą


Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Łąki [odnośnik]16.03.24 22:55
The member 'Leonard Begmann' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 49
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]20.03.24 16:06
Niesiony wiatrem krzyk dotarł do niego, mieszając się z szelestem uderzających o ramiona liści i nawoływaniami ścigających ich mężczyzn, ale póki pościg trwał, nie był w stanie ani zareagować ani odgadnąć, co dokładnie działo się z młodzieńcem. Trzymał się na miotle i nie zbaczał z kursu, jeśli więc został ranny, to z pewnością nie poważnie – i to musiało wystarczyć. Leciał za nim dalej, stopniowo zmniejszając odległość między nimi; młody był szybki i lekki, ale jego miotła była zwrotniejsza, wymijał wyrastające mu na drodze gałęzie, prawie nie wytracając już prędkości. Kiedy wznieśli się ponad czubki niższych drzew, odwrócił się za siebie, szukając spojrzeniem podążających za nimi, charakterystycznych sylwetek, ale widoczność nadal była kiepska – lekka mżawka zmieniła się w ulewę. Być może: na ich szczęście, wyglądało na to, że obaj radzili sobie w trudnych warunkach lepiej niż szmalcownicy.
Zacisnął mocniej palce na trzonku miotły, w ślad za młodzieńcem wlatując łagodnym łukiem pomiędzy starsze, iglaste drzewa. Pod ich gęstymi koronami natychmiast zrobiło się ciemniej, i może dlatego zaalarmował go błysk na krawędzi pola widzenia – choć wydawało się, że pojawienie się za nimi mężczyzny bardziej wyczuł niż dostrzegł. Przyspieszył instynktownie, zanim jeszcze jego uszu sięgnęła znajoma inkantacja, a sekundę później uderzył w niego silny podmuch wiatru. Pod kątem, razem z miotłą zarzuciło go w prawo, przesunął więc ciężar ciała tak, żeby wyprostować tor lotu, przy okazji unikając zderzenia z najbliższym drzewem. Poły jego kurtki zafurkotały, nadal zwisające z szyi gogle poderwały się w górę i uderzyły go w policzek; zignorował to wszystko, skupiając się na ustawieniu ciała i miotły w taki sposób, żeby wiatr mu pomagał, a nie przeszkadzał – to nie było przecież nic innego jak powietrze, latał już przy gorszych warunkach. Drewno zadrżało mu pod palcami, przyspieszył, zbliżając się do nieznajomego chłopaka na tyle, że gdyby chciał, mógłby wyciągnąć rękę i wydrzeć kilka witek z ogona jego miotły…
…i właśnie dlatego nie zdążył zareagować, gdy młodzieńcem szarpnęło nagle, a głuche łupnięcie obwieściło jego spotkanie pierwszego stopnia z grubym pniem drzewa.
Psidwacza mać; wyprostował się, ciągnąc rączkę w górę, żeby gwałtownie wyhamować – ale nim zdołał choćby zmniejszyć prędkość, pęd powietrza popchnął go o dobrych kilkanaście metrów w przód, kiedy więc ostro zakręcił, pomiędzy drzewami nie dostrzegł ani śladu po nieznajomym. Musiał upaść, prawdopodobnie w niedalekiej odległości od miejsca, w którym zderzył się z drzewem. William zaklął pod nosem, wyrzucając z siebie zlepek nie do końca artykułowanych sylab, po czym zanurkował ku leśnemu poszyciu, żeby wyprostować lot tuż nad ziemią; mając nadzieję, że szmalcownicy byli na tyle daleko, żeby nie dostrzec tego manewru. – Żyjesz? – zawołał cicho, niemal na granicy zduszonego szeptu; nie chciał nikogo zaalarmować, a chłopak musiał przecież być w pobliżu. – G-g-gdzie jesteś? – rzucił, przesuwając wzrokiem po gęstych krzakach, próbując zlokalizować ten, który mógłby wyglądać na najbardziej zmaltretowany. Nie wiedział, po co właściwie zawracał sobie tym głowę, powinien zwyczajnie polecieć dalej i wrócić z raportem do dowództwa, nieznajomy samobójca mógł dać sobie radę sam. Może nie mógł znieść myśli o zastanawianiu się, czy nie wpadł w łapy poszukiwaczy – a może zwyczajnie nie chciał tracić okazji, żeby samemu powiedzieć mu, jakim wielkim był idiotą.

| 92 + 120 = coś tam powyżej 200, na pewno więcej niż 155
[bylobrzydkobedzieladnie]




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?



Ostatnio zmieniony przez William Moore dnia 20.03.24 20:43, w całości zmieniany 1 raz
William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]20.03.24 17:59
Nagły podmuch magicznego wiatru miotnął jego sylwetką. Starał stawić mu opór. Wychylił się by zrównoważyć siłę, lecz to nie wystarczyło. Krople gęstego deszczu popędzone przez wiatr uderzyły go niczym sztylety w twarz oślepiając. Zachwiał się i to wystarczyło by momentalnie wylądować na drzewie. Oszołomiony spadł bezwładnie na ziemię. Miał wrażenie, że na chwilę stracił przytomność, a może mu się wydawało? Czy otworzył oczy, czy zamknął było ciemno. Była przecież noc. Nie poruszał się gwałtowanie. Tak naprawdę przez chwilę siedział w bezruchu i ostrożnie się rozglądał. Nie widział pościgu, nie słyszał inkantacji zaklęć. Nasilający się deszcz zaczął być uciążliwy. Krzywiąc się z bólu sięgnął ręką do twarzy by przetrzeć ją z nadmiaru wilgoci. Gestem tym pogorszył jednak sprawę - błoto z rąk znalazło się na twarzy. Nie widział miotły ale musiała być gdzieś blisko. Nie chciało mu się jej teraz szukać. Adrenalina ustępowała pod naporem zmęczenia i rezygnacji. Podciągnął się niezgrabnie by oprzeć się na pniu niefortunnego drzewa niemalże się z nim stapiając. Słyszał Williama.
- Jestem tu... - przez chwilę miał ochotę udawać, że nie słyszy nawołującego szeptu, lecz odniósł wrażenie, że człowiek ten nie zamierzał odpuszczać i zająć się w końcu sobą. To zaczęło być irytujące. Niechęć w postawie młodego człowieka była więc wyczuwalna. Nie tylko w głosie, lecz również w spojrzeniu. Bo tak - patrząc z dołu na Zakonnika był pełen pretensji oraz nieopisanych emocji. Ten cały pościg, ucieczka, slalom między zaklęciami... to nie było coś na co się pisał. Gdyby nie mężczyzna...
- Po co to było...? - po co się wtrąciłeś? Lenny zdawał sobie sprawę, że skoro zareagował to musiał widzieć go wcześniej, obserwował wszystko, a potem postanowił zareagować. Tylko po co skoro widział? Na pewno jako ścigany buntownik obserwując to wszystko musiał sobie zdawać sprawę, że to co zrobił młody człowiek mogło mieć jeden finał. Musiał, skoro Leonard sam zdawał sobie z tego sprawę. Po co więc ta cała farsa? Po co ten trud? Leonard patrzył na mężczyznę z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami. Złość. Grdyka zadrżała tłumiąc coś rozpaczliwego, czego nazwać nie umiał. Po co.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Łąki [odnośnik]20.03.24 21:22
Sunął ponad zaroślami w ciszy, rozglądając się dookoła i obracając w reakcji na każdy głośniejszy szelest, bardzo szybko zdając sobie sprawę z bezsensu takich poszukiwań: w tych ciemnościach, z koronami drzew blokującymi najniklejsze strzępy światła, mógłby równie dobrze przelecieć nad leżącym w krzakach młodzieńcem i zupełnie go nie zauważyć. W słabej księżycowej poświacie dostrzegał zaledwie zarysy lśniących od wilgoci pni, a szmer wody skutecznie zagłuszyłby ludzkie kroki czy oddech, nawet głośny. Miał wrażenie, że jego własny głos zniknął w tej leśnej kakofonii, dlatego po wykonaniu pętli dookoła jednego z drzew, zeskoczył ostrożnie z miotły, lądując butami w miękkim błocie. I wtedy go usłyszał.
Odwrócił się błyskawicznie, bardziej odruchowo niż świadomie sięgając po różdżkę, w pierwszej chwili nie zauważając ubłoconej, ledwie odcinającej się od ciemnej kory twarzy chłopaka. Dopiero po paru oddechach, gdy jego oczy przyzwyczaiły się nieco do ciemności, wychwycił jasne kosmyki i ruch parę metrów od siebie; z tej odległości nie wyłapywał jeszcze wymalowanego w spojrzeniu młodzieńca gniewu ani nie słyszał przelewającej się między głoskami pretensji, zresztą: nie spodziewał się jej tam znaleźć. Ruszył w jego stronę, po drodze odwracając się tylko raz – żeby nakreślić różdżką taki sam trójkąt, jak paręnaście (parędziesiąt? Stracił poczucie czasu) minut temu, zanim zaczęli uciekać. – Salvio hexia – szepnął, magiczną barierą odcinając ich od strony ewentualnego pościgu, choć miał wrażenie, że jeżeli mężczyźni wciąż za nimi podążali, i tak przelecą tuż nad nimi. – Złamałeś coś? To musiało być z p-p-piętnaście metrów – zapytał, obracając się z powrotem ku chłopakowi, nadal idąc w jego stronę, powoli, wysoko podnosząc nogi, żeby ominąć przeszkody w postaci gęstych zarośli – zatrzymując się, gdy rzucone w przestrzeń pytanie zupełnie zbiło go z tropu, rozpraszając chwilową troskę o stan nieznajomego, która nietrwałą warstewką przykryła złość za przerwaną akcję. Tymczasowo.
Po co to było?
Spojrzał na chłopaka zdezorientowany, przez moment zastanawiając się, czy ten przypadkiem nie uderzył się podczas upadku w głowę, ale patrzył na niego zaskakująco przytomnie. Chciał, żeby William mu się wytłumaczył? Po tym, jak zachował się jak ostatni kretyn i zaalarmował oprychów, których zlokalizowanie zajmie mu teraz kolejnych parę dni, jeśli nie tygodni? Prychnął, opuszczając różdżkę, a wolną dłonią odgarniając z czoła mokre, klejące się do skóry włosy. – Zabawne – powiedział, tonem, w którym nie było ani grama wesołości – dokładnie o to samo miałem cię zap-p-pytać. Przez chwilę myślałem, że może jesteś ślepy, ale lecące w twoją stronę zaklęcia zobaczyłeś bez p-p-problemu, więc widziałeś też, że było ich trzech. – Nie mówiąc już o tym, że wszyscy byliby w stanie wypruć mu flaki jedną czarnomagiczną klątwą. – Co to więc, do tuzina wściekłych tłuczków, było? – zażądał odpowiedzi, nieświadomie podnosząc głos na ostatnich sylabach; gdzieś niedaleko przez zarośla przebiegł spłoszony królik albo wiewiórka, ale nie zwrócił na nią uwagi.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]21.03.24 19:11
W zasadzie miał doświadczenie w spadaniu z większych wysokości. Nie podzielił się jednak tą niecodzienną praktyką ani też nie poskarżył się na obrażenia. Kiedy próbował przetrzeć twarz zwrócił uwagę, że nie do końca swobodnie może korzystać z prawego ramienia, barku. Gdzieniegdzie gałęzie drzewa smagnęły pomagając mu wytracić prędkość rozdrapując w zamian materiał ubrania. Nie miało to jednak w tym momencie takiego znaczenia. Bo w końcu co - mężczyzna miałby się zmienić nagle w uzdrowiciela? Wątpił.
Leonard z pretensją wpatrywał się w człowieka stojącego na przeciwko, czekając na cokolwiek. Nie wiedział sam, jakiej odpowiedzi oczekiwał, lecz czuł, że potrzebuje usłyszeć jakikolwiek powód by zrozumieć dlaczego.
- Co cię to interesuje? Nie twoja sprawa. Nigdy nią nie była - podniósł się w złości odnajdując równowagę w grząskim gruncie. Nie pomogło to bardzo. Był niższy i nie mógł uniknąć tego, że wciąż spoglądano na niego z góry. Miał w głowie wiele innych powodów, lecz wypowiedzenie ich wydało się śmieszne. Nawet jeżeli jego działania były motywowane chęcią zemsty to fakt, że w rzeczywistości niewiele mógł był upokarzający - Myślisz, że skoro jesteś znany to możesz wchodzić w cudze życie z miotłą, a potem oczekiwać oklasków i odpowiedzi. Myślisz że kim dla mnie jesteś? Bohaterem? - uśmiechnął się kpiąco. Czując się atakowany samemu zaczął napierać na rebelianta. Chciał wyśmiać jego postawę, której nie potrzebował - Robisz co chcesz, a potem masz pretensje, że ktoś postępuje podobnie i oczekujesz wyjaśnień. Co za żart - właśnie tak. Nic nikomu do tego co robił. Nawet jeżeli rzuciłby się na dziesięciu. Była to dziecinna logika, lecz bez względu na to ile doświadczył wciąż był przecież młodym człowiekiem. Pełnym gniewu, żalu i bezradności. Wszyscy w tym momencie wydawali się wrogami.
- Po co więc się wtryniasz? Chciałeś kolejnej blizny z ratunku szlamy, którą można byłoby się pochwalić? - myślami wrócił do Bath gdzie widział również rebeliantów z listów którzy jak gdyby nigdy nic mieszali się z ludźmi. Przypomniał sobie tego głośnego, robiącego dużo zamieszania i nie dbającego o to, że swoim zachowaniem przeszkadzał innym. Faktycznie, zabawne.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Łąki [odnośnik]24.03.24 0:43
Nie miał na to czasu. Powinien być już w połowie drogi do Plymouth – albo, jeśli by się pospieszył, to i w samym dowództwie, zdając raport ze spalonej akcji w nikłej nadziei na ponowne podjęcie zadeptanego tropu, zanim ten wystygnie całkowicie. Losy i motywacje nieznajomego młodzieńca nie były jego sprawą, w tej jednej kwestii Williamowi trudno było nie zgodzić się z gniewnymi słowami chłopaka; zwłaszcza, że póki co nie wyglądało na to, by jego życie znajdowało się w bezpośrednim zagrożeniu. Już nie, w okolicy panowała cisza; choć nasłuchiwał jednym uchem, nie był w stanie wychwycić odgłosów pościgu, szmalcownicy albo dali sobie spokój, albo pomknęli w innym kierunku. Mógł pożyczyć mu powodzenia i odejść w swoją stronę, dlaczego więc wysłuchiwał przesiąkniętych złością okrzyków i wymierzanych na ślepo oskarżeń?
Uniósł brwi w reakcji na wspomnienie o bohaterze, coś szarpnęło się nieprzyjemnie w jego wnętrznościach, ale odepchnął od siebie emocje, świadomy, że w tej sytuacji nie miały mu w niczym pomóc. Znał takich chłopaków jak on, młodych i rozgniewanych, wepchniętych w świat dorosłości, który naobiecywał im wiele, a podarował jedynie wojnę i śmierć; ciężar, którego nie powinni jeszcze nieść. Pośród lotników, których szkolił, było ich kilku, w samym podziemiu – znacznie więcej. – Nie jestem twoim b-b-bohaterem – zaprzeczył, siląc się na spokój, robiąc kolejny krok w stronę młodzieńca. Miał wrażenie, że nienaturalnie przechylał ciało na jedną stronę, był ranny? – To ty wpierdzieliłeś mi się w sam środek akcji – zauważył, chowając różdżkę do przytroczonego do paska uchwytu. Miał nadzieję, że pulsująca pod skórą frustracja nie przelewała się między głoskami. – To sp-p-podziewałeś się dostać? Oklaski? – zapytał, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że brawurowe (i głupie) zachowanie chłopaka niewiele miało wspólnego z pragnieniem zdobycia sławy. Miał wrażenie, że w jego lekkomyślnym zagraniu było coś osobistego, w innym wypadku nie zaatakowałby ich samotnie, w środku nocy; czyżby skrzywdzili kogoś mu bliskiego? Poczuł rozlewającą się na języku gorycz, gdy jego myśli samoistnie pomknęły w stronę gryzącego smrodu palonej gazety i taniego alkoholu, którym upił się tamtego dnia, gdy dowiedział się o śmierci Rodericka. Wtedy też chciał uderzyć we wroga w pojedynkę, kierowany gniewem, który w żaden sposób nie mógł znaleźć ujścia. Wciąż pamiętał, co później powiedział mu Cedric.
Złość czyni z ciebie głupca – a głupcy szybko umierają.
Nie postąpiłeś p-p-podobnie – postąpiłeś głupio – wytknął mu, nie rzucił się przecież w pojedynkę na trójkę uzbrojonych przeciwników; starał się jedynie odwrócić ich uwagę, żeby umożliwić im ucieczkę. – Dokładnie. Miałem nadzieję zarobić jedną wp-p-padając przy pełnej prędkości drzewo, ale mnie uprzedziłeś, więc wygląda na to, że nic z tego – odparował, udając – prawdopodobnie nie do końca udanie – że wspomnienie o znaczących twarz bliznach nie szarpnęło jego nerwami, mimo że policzek drgnął mu niekontrolowanie, a dłonie na moment zacisnęły się w pięści. Rozluźnił je po chwili, wypuszczając powietrze z ust. – W jakim stanie jest t-t-twoja miotła, możesz lecieć? – zapytał, rozglądając się dookoła, jakby jej szukał. – Zabieramy się stąd, w Plymouth spojrzy na ciebie uzdrowiciel – dodał. Skoro już i tak zmarnował czas, nie miał zamiaru tak po prostu go tu zostawić – poza tym, nadal liczył na jakieś wyjaśnienia; jeśli młodzieniec wyśledził grupę, mógł wiedzieć na ich temat coś, czego nie wiedziało jeszcze podziemie.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]24.03.24 2:59
Nie spodziewał się zaprzeczenia. Nie uznał tego jednak w połowie za złe. Bardzo dobrze - Moore nie był mu żadnym bohaterem. Przynajmniej co do tego byli zgodni. On sam zaś najwyraźniej był mu przeszkodą, problemem, który zniweczył jakieś tajemnicze plany o których wiedział tylko sam czarodziej. Nie miało to jednak znaczenia. Już dawno znieczulił się na podobny zarzut. Chciał tylko spokoju. Tego szukał. Tego oczekiwał. Ciszy, spokoju, tego momentu w którym wszystko przez chwilę wydaje się łatwiejsze - tego go pozbawiono. Od tak.
Zacisną usta. Chciał to wykrzyczeć. Obrzucić stojącego na przeciwko człowieka pretensją i skargą. Obwinić. Żądać sprawiedliwości, zadośćuczynienia. Zgniótł wargi jeszcze mocniej pieczętując niewypowiedziany żal. Wiedział, że jak tego nie zrobi i podda się impulsowi to głos załamie się w połowie lamentu, a zaraz po tym on sam. Będąc zranionym na pewno nie zamierzał się odsłaniać. Instynktownie postanowił samemu zranić.
Ułożył kilka jadowitych słów po sobie, a upiornie wyglądająca w półmroku obmywana deszczem twarz zakonnika tylko do tego zachęcała. Uwaga była celna. Mężczyzna spiął się na moment starając się bezskutecznie zamaskować swój temperament. Przecież widział. Obserwował go czujnie ciemnymi oczami. Serce zadudniło mu głośniej na myśl, że prowokuje kogoś mogącego być niebezpiecznym. Wstrzymał oddech czując strach i dziwny upór, lecz nie zamierzając wycofać żadnego z zrzuconych słów. Powstałe napięcie trwało aż do momentu, kiedy niespodziewanie okazano zainteresowanie jego stanem. Po co to było? - chłopak zadawał sobie to pytanie jak mantrę nie wiedząc już do czego się odnosi oraz jakiej w zasadzie odpowiedzi oczekiwał. Nie potrafił kontynuować kłótni. Jeszcze przez chwilę utrzymywał upartą pozę, lecz ta rozsypywała w kolejnych sekundach. Milcząco schował spojrzenie na moment w zagięcie lewego łokcia, a potem przeniósł je w przeciwległym kierunku do mężczyzny jakby starając się coś odnaleźć.
- Nie wiem - przyznał zobojętniale. Nie wiedział gdzie jego miotła, w jakim była stanie i w zasadzie gdzie była. Po dłuższej chwili był wstanie ją zlokalizować samemu lub z pomocą Moorea i skorzystać. Nie mógł raczej za bardzo szaleć. Nie tylko prawe ramię mu niedomagało, lecz nie pewnie przelewał ciężar również na prawą nogę. Prawdopodobnie to właściwe tą stroną ciała uderzył w drzewo, a potem o ziemie.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985
Re: Łąki [odnośnik]27.03.24 22:18
Był przygotowany na słowną sprzeczkę i kolejne szorstkie zdania, dlatego cisza, która zapadła po jego ostatniej wypowiedzi, w pierwszej chwili zbiła go z tropu – na moment pozbawiając go gruntu pod nogami znacznie skuteczniej, niż zrobiłaby to najostrzejsza nawet obelga. Przesadził? Rysy mu złagodniały, kiedy przyglądał się słabo oświetlonej twarzy chłopaka, wykorzystując tę chwilę bezruchu i spokoju na schowanie różdżki do przytroczonego do paska uchwytu. Odetchnął bezgłośnie, czując, jak ramiona nieco mu się rozluźniają, choć na całkowitą utratę czujności jeszcze sobie nie pozwalał – przez cały czas nasłuchując zarówno echa ewentualnego pościgu, jak i obserwując działania młodzieńca. Ten co prawda nie wyglądał, jakby szykował się na następny zwrot akcji (wprost przeciwnie, Billy miał wrażenie, że jakby uszło z niego powietrze), ale pracował z młodymi czarodziejami wystarczająco długo, żeby spodziewać się niespodziewanego. – To nic – to zaraz sp-p-prawdzimy – powiedział ciszej, opierając własną miotłę o drzewo i przykucając, żeby pomóc chłopakowi w przeszukiwaniu najbliższych zarośli, płosząc parę drobnych, chowających się tam gryzoni i jednocześnie czując, jak przedłużająca się cisza zaczyna mu ciążyć. Nie powinny aż tak bardzo obchodzić go losy młodzieńca, takich jak on były na półwyspie dziesiątki, nie mógł pomóc każdemu – ale było w nim coś, co nie dawało mu spokoju. Podobnie jak świeże wspomnienie spalonej akcji; to, jak wyszedł na polanę bez praktycznie żadnego zawahania, doskonale zdając sobie sprawę, że mierzy w trójkę przeciwników. – Więc – wiesz, kim były te op-p-prychy? Jak ich znalazłeś? – zapytał, z jednej strony był ciekawy jego historii, z drugiej: potrzebował informacji, a istniało prawdopodobieństwo, że nieznajomy wie coś, o czym nie wiedział William.
Odwrócił się przez ramię, dostrzegając, że chłopak w międzyczasie wygrzebał z zarośli miotłę. Podniósł się, żeby zrobić parę kroków w jego stronę i na nią spojrzeć – witki odstawały we wszystkie strony, ale rączka wydawała się nienaruszona, nie licząc jaśniejszych, widocznych nawet w słabym świetle zarysowań. Hannah z całą pewnością byłaby w stanie doprowadzić ją do poprzedniego stanu, albo nawet sprawić, że wyglądałaby jak nowa. – Wygląda w p-p-porządku. Polecimy powoli, trzymaj się blisko mnie, dobra? – upewnił się, nim wyciągnął rękę, żeby przywołać własną miotłę. Wzbił się w powietrze powoli, kątem oka sprawdzając, czy młodzieniec trzymał się nad ziemią stabilnie (nie mógł nie zauważyć, że chodził nierówno, przechylając się nienaturalnie na jedną stronę; Billy podejrzewał, że coś skręcił albo stłukł, ale nie chciał go naciskać – na miejscu i tak nie byłby w stanie nic na to poradzić, potrzebował uzdrowicielskiego oka). Dopiero gdy miał pewność, że chłopak nie zsunie się zaraz z powrotem, pociągnął rączkę miotły wyżej, chcąc wyprowadzić ich ponad drzewa, a później – ustalić trasę do Plymouth.

| może tu? :pwease:




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąki [odnośnik]16.05.24 23:07
|9 października

Nie bardzo wiedział od czego zacząć. Wszystko wydawało się być w dziwny sposób nierealne. Nie było już Alice, ani Gorgea. Stojący w głębi lasu dam przeistoczył się w pomnik upamiętniający życie i moment śmierci właścicieli. Leonard wrócił tam tylko raz wczorajszego dnia by je uporządkować oraz swoje rzeczy. Nie był ich dużo - wszystko zmieściło się w lnianą torbę. Od tego momentu cały dobytek nosił na plecach. Nie było to obce uczucie, lecz trochę minęło od podobnej sytuacji. Poczuł się trochę nierealnie.
Podróżował na miotle przez las. Przeleciał okolicę wzdłuż i wszerz szukając jakichś wskazówek dotyczących napotkanych tu dwa dni temu czarodziei. Zbadał miejsce pod iglastą sosną w którym stali, a potem trasę pościgu. Podróżował też w kierunku w którym odlecieli. Wszystkie te zabiegi nic nie wniosły. Nie wiedział nawet czego szukać ani co oczekiwał znaleźć. Stracił ich z oczu. Nie miał pojęcia od czego właściwie mógłby zacząć by ich znaleźć. Nawet nie był świadomy, czy coś mu mogło umknąć ponieważ ciągle znajdował się w swego rodzaju oszołomieniu. Od dwóch dni sypiał tylko tyle na ile udało mu się odpłynąć podczas krótkich przerw spędzonych na ziemi. Nie miał też apetytu. W głowie miał różne myśli. Był pełen sprawczości. Co jakiś czas z kwaśną miną wspominał Williama podświadomie obwiniając go za zaistniała sytuację.
Ostatecznie wybrał losowy kierunek lecąc prosto przed siebie. Było to trochę ryzykowne, lecz z braku laku mógł zwyczajnie pytać napotkanych o poszukiwanych przez niego czarodziei. Nie zastanawiał się czy i kiedy kogoś spotka albo ile zajmie dotarcie do najbliższego miasta. Wszystko wydawało się lepsze niż tkwienie w miejscu. Przemieszczał się więc przed siebie zostawiając w pewnym momencie las za sobą. Przelatywał nad łąkami, które do niedawna były pokryte makami, a które teraz z powodu nieustającej mżawki przypominały kłębowisko więdnących traw. To gdzieś w trakcie lotu nad nimi poczuł znużenie. Nie zorientował się że stracił panowanie nad miotłą dopóki odrętwiające uczucie gwałtownego spadku nie osiągnęło punktu kulminacyjnego. Nie dało się uniknąć katastrofy. Zderzył się z grząską ziemią. Nim opanował miotłę wyrył w niej spektakularne koryto. Nie minęły dwa dni, a znów był cały w błocie i obolały. Majacząco przekręcił się na plecy wypluwając mieszaninę ziemi i trawy. Czuł jak jego sowa wylądowała i dociekliwie pohukiwała podskakując na jego piersi. Co za porażka.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985

Strona 20 z 21 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21  Next

Łąki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach