Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Rozlewisko
Od najdawniejszych czasów zakochani wchodzili podczas Lughnasadh w chabrowe związki, powszechnie rozumiane jako małżeństwa na próbę. Festiwal Lata, czas święta i radości, był jedyną okazją do złożenia przysięgi, która tradycyjnie trwała rok i jeden dzień. Po tym czasie, związek mógł zostać przypieczętowany na zawsze albo zerwany bez żadnych konsekwencji. Tradycja celebrująca nade wszystko siłę miłości i gwałtowności uczuć ośmielała niezdecydowanych mężczyzn i rozpalała serca zakochanych dziewcząt. Bywała sposobem na przypieczętowanie związku wbrew woli rodziny, do czego ta musiała się dostosować, obrzędy wykorzystywało też wiele sprytnych kobiet i mężczyzn usiłujących uwieść ukochaną osobę. Czarodziej i czarownica, którzy złożyli chabrową przysięgę, stawali się chabrowymi mężem i żoną i byli przez ogół społeczeństwa traktowani jak małżeństwo, lecz nie na zawsze.
Pogrzebana przez upływ czasu tradycja powróciła w obliczu wojny i kruchości ludzkiego życia. Po upływie roku i jednego dnia złożoną przysięgę należy odnowić w myśl tradycyjnego małżeństwa, w innym przypadku związek przechodzi do historii.
W przygotowaniach dopomagają starsze czarownice przybrane w powłóczyste chabrowe szaty, o kwietnych wiankach na skroniach, które malują na twarzach przygotowujących się do obrzędu czarodziejów runy mające pieczętować moc miłości - w myśl tradycji nie można zmazać ich aż do najbliższego świtu. Dla zakochanych chcących związać się obrzędem przygotowano drewnianą altanę w miejscu, gdzie las łączy się z plażą. Pośrodku niej znajdują się drzwi, prowadzące zgodnie z wierzeniami do innego wymiaru. Na drzwiach znajdują się dwa okrągłe otwory - zakochani wsuwają przez nie ręce, by spleść za drzwiami symbolicznie swoje dłonie, a tradycyjnie - dusze. Za drzwiami jedna ze starych wiedźm przecina skórę dłoni zakochanych złotym sierpem, łącząc ich rany. Wokół palą się kadzidła o słodkawym zapachu, rozbudzającym krew i pożądanie. Samą przysięgę powtarza się za najstarszą z wiedźm w języku staroceltyckim, ma oznaczać szczere wyznanie miłości, pozbawione jest jednak zapewnień wieczności lub stałości. Na koniec panna młoda otrzymuje od męża wianek z chabrów, a oboje otrzymują od najmłodszej z wiedźm misę z fermentowanym słodkim miodem z akacji, którym mają się wspólnie posilić.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 2 razy
A woda? Woda była cudowna, delikatnie chłodziła moje stopy, obolałe od noszenia butów. Zaczęłam skakać po kamieniach, śmiać się i rozbryzgiwać wodę na bogi. Bawiłam się świetnie i przestałam zwracać uwagę na inne rzeczy.
//Krótkie, nie umiem zaczynać
Chociaż Lyra była osobą dosyć nieśmiałą, znała Glaucusa z ich spotkań na Pokątnej na tyle, że nie wahała się długo nad podejściem do niego, tym bardziej, że od czasu spotkania w herbaciarni się nie widzieli i była ciekawa, czy wszystko u niego w porządku.
- Ja także się zastanawiałam – odparła. – Jestem tutaj pierwszy raz, więc nie znam tej okolicy. Ale wybrali naprawdę przepiękne miejsce.
Rozejrzała się, zerkając na ukwieconą łąkę. Miała w torebce swój szkicownik, więc zamierzała później znaleźć jakieś spokojne miejsce i wykonać kilka szkiców, by utrwalić te widoki na papierze. Gdy wróci do domu, miała zamiar spróbować odtworzyć z pamięci przepiękny pejzaż i odwzorować go na płótnie.
- Przyszłam z Garrettem i jego narzeczoną, ale nie chciałam im przeszkadzać, dlatego gdy stracili mi się z oczu w tym tłumie, nawet nie zamierzałam ich szukać – powiedziała, poprawiając dłonią mały bukiecik zatknięty za ucho. W końcu z bratem widywała się na co dzień, więc dlaczego miałaby mu przeszkadzać w spędzeniu czasu z narzeczoną? – Jeśli i ty nie masz żadnych konkretnych planów, możemy przespacerować się razem, chociaż kawałek.
Jak na Lyrę, była to dosyć śmiała propozycja, jednak dziewczyna mimo znacznej różnicy wieku traktowała Glaucusa jak dobrego znajomego, nie obcego mężczyznę, więc na jej policzkach nawet nie pojawiły się rumieńce, jakich zwykle dostawała, kiedy rozmawiała z kimś nieznanym.
Żeby nie przedłużać, zakładam, że Glaucus i Lyra ruszyli ścieżką przed siebie, rozmawiając. Lyra miała nadzieję, że dojdą tędy do plaży, jednak ścieżka w końcu zawiodła ich nieco dalej, do dużego rozlewiska. Zapach zapewne znajdującego się niedaleko morza mieszał się z balsamiczną wonią drzew rosnących nad rzeką. Prócz samotnej, młodej dziewczyny skaczącej po zanurzonych w wodzie kamieniach kilkanaście metrów dalej, nie widziała tutaj nikogo innego.
- Tutaj też jest przepięknie! – zachwyciła się. Miała ochotę zdjąć buty i zacząć naśladować nieznajomą, jednak obejrzała się na Glaucusa, zastanawiając się, czy może sobie pozwolić przy nim na aż taką swobodę. Czy nie uzna jej za zbyt infantylną? Ostatecznie jednak zdjęła buty i położywszy je na brzegu, weszła do wody, mocząc w niej nogi, ale na tym na razie poprzestała. Wyglądała tak filigranowo i eterycznie, drobna, bledziuteńka, w kwiecistej sukience lekko poruszanej wiatrem, spływających na plecy rudych włosach i z kwiatami wsuniętymi za ucho.
Zerknęła na Glaucusa, a potem na nieznaną dziewczynę, by na końcu spojrzeć w dół, na czystą wodę obmywającą jej kostki i gładkie kamienie pod stopami.
– Śmielej! – zawołałam i przeskakując zgrabnie z kamienia na kamień, ruszyłam w jej stronę. – Twój towarzysz na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Byłam już na tyle blisko, że mogli spokojnie dostrzec szczegóły. Miałam na sobie długą białą suknię, która dotykała ziemi i której dolne części były już mokre od wody. Miałam rude włosy, tak jak dziewczyna, ale jej rudy był tak rudy, że chyba się nie pomyliłam strzelając w nazwisko.
Puściłam jej oczko, chwyciłam za rękę i pociągnęłam bardziej do wody. W tym miejscu sięgała już ona troszkę powyżej kostek. Skakałam z nią po kamieniach śmiejąc się radośnie, miałam nadzieję, że mój dobry humor udzieli się również i jej. Przystanęłam w końcu.
– Uf, zmęczyłam się. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Dobrze, że nikogo tutaj nie ma, bo byśmy były nową pożywką dla Czarownicy – zaśmiałam się znowu. – A może twój towarzysz do nas dołączy?
Miałam nadzieję, że moje zachowanie nie okazało się zbyt śmiałe i przyjmą to raczej z przymrużeniem oka. Prawdę mówiąc, miałam wrażenie, że tę dziewczynę skądś znam. Ciekawa byłam czy i oni mnie poznają, w sumie sukience, a nie stroju sportowym, mogę wyglądać zupełnie inaczej.
- Bywałem tu już na innych festiwalach, każdego roku są inne atrakcje. Jedynie piękno okolicy się nie zmienia - odpowiedziałem najpierw, zanim ruszyliśmy w kierunku obranym przez pannę Weasley. Postanowiłem zdać się na jej wybór, dlatego szedłem powoli w stronę, jak się za moment okazało, rozlewiska.
- Skoro spotyka się z narzeczoną, to może rzeczywiście lepiej byłoby ich zostawić. Pytanie tylko czy nie potrzebna im przyzwoitka - dodałem, pół żartem, pół serio, uśmiechając się jednak. Niby wokół było mnóstwo ludzi, ale moim zdaniem nietrudno było o jakieś ustronne miejsce. A już na pewno teraz, kiedy jeszcze nie wszyscy rozpierzchli się po zakamarkach Weymouth. Nie podejrzewałem mimo wszystko nikogo o żadne bezeceństwa!
- Oczywiście, z rozkoszą - przytakuję, kiedy już niemalże dochodzimy do punktu docelowego, jeszcze trochę rozmawiając.
- Rzeczywiście - potwierdzam i uśmiecham się szerzej. Rozglądam się dookoła, biorąc głębszy oddech w płuca. Dopiero po dłuższej chwili orientuję się, że nie jesteśmy sami. Skłaniam się płytko nieznajomej kobiecie, a potem znów patrzę wokół. Czy nikt nie patrzy, bo chyba nie wypada nam tak się rozbierać i brodzić w wodzie? A, co tam! Postanawiam w mgnieniu oka również zdjąć buty i wejść do morskiej wody. Niestety, nie udaje mi się zrobić niczego więcej, bo Lyra została porwana przez nieznajomą, która była tutaj wcześniej od nas.
i'm a storm with skin
Miała nadzieję, że swój pierwszy festiwal będzie mogła zaliczyć do udanych przeżyć. Póki co podobało jej się tutaj, chłonęła widoki i już wyobrażała sobie rysunki i obrazy, jakie niedługo wyjdą spod jej rąk.
- Garrettowi też należy się trochę odpoczynku. Ma na głowie stanowczo zbyt dużo zmartwień, a teraz jeszcze to narzeczeństwo... – zagryzła lekko wargę, zastanawiając się. – Pewnie wiesz, jak to bywa w zaaranżowanych związkach, ale mam nadzieję, że będą szczęśliwi. Później spróbuję ich poszukać i zobaczyć, jak się bawią.
Nie tylko brat martwił się o nią. Lyra również martwiła się o Garretta, zwłaszcza ostatnio. Uśmiechnęła się jednak do Glaucusa, po czym zdjęła buty i weszła do rzeki. Chwilę później, zanim zdążyła odezwać się ponownie, nieoczekiwanie podeszła do nich dziewczyna, którą widzieli chwilę wcześniej. Lyra uśmiechnęła się do niej nieśmiało, wydawało jej się, że jej nie znała, chociaż z bliska wydawało jej się, że gdzieś widziała jej twarz. No i nieznajoma nie wyglądała na wiele starszą, między nimi mogło być najwyżej parę lat różnicy. Może nawet widziała ją kiedyś w Hogwarcie?
- Naprawdę? – zapytała, gdy dziewczyna chwyciła jej rękę. Lyra chyba nigdy nie potrafiłaby zdobyć się na taką śmiałość wobec obcej osoby, potrzebowała czasu, żeby poczuć się przy kimś pewniej. – No dobrze, przecież nie będę udawać, że nie mam na to ochoty.
Uśmiechnęła się nieco raźniej. Ta bardziej dziecięca część jej natury pragnęła także zacząć skakać po kamieniach i biegać w rzece, rozchlapując dookoła wodę, ale początkowo coś ją hamowało, bała się, że Glaucus uzna to za dziecinadę. Znowu zerknęła na niego, ale po chwili ostatecznie dała się skusić. Pragnienie dobrej zabawy zwyciężyło nad próbami bycia rozsądną i udawania dojrzalszej, niż była w rzeczywistości, więc po chwili także skakała po kamieniach w ślad za dziewczyną, nie przejmując się tym, że jej nie znała, albo że teraz, kiedy skończyła Hogwart i stała się panną na wydaniu, powinna bardziej dbać o robienie dobrego wrażenia, by już na samym początku nie zepsuć swojej opinii w otoczeniu. Teraz jednak poza Glaucusem i młodą dziewczyną nikt inny jej nie widział, więc szybko wyrzuciła z głowy obawy i rozluźniła się. Naprawdę nie lubiła udawać kogoś, kim wcale nie była. Pod pewnymi względami to dobrze, że na Weasleyów i tak zwracano mniejszą uwagę, zupełnie jakby przyzwyczajono się do pewnych dziwactw z ich strony.
Parę razy prawie się potknęła o omszałe głazy, jednak dała radę jakoś utrzymać równowagę. Chwilę później ze zdumieniem zauważyła, że Glaucus także zdjął buty i wszedł do wody. Uśmiechnęła się szerzej. Tym spontanicznym gestem wzbudził w niej jeszcze większą sympatię i zarazem zmniejszył wyrzuty sumienia z powodu jej własnego niestosownego, dziecinnego zachowania.
- Mi się to podoba. Też się cieszę, że nikt nas nie widzi. Tak jest... Lepiej – powiedziała, kiedy w końcu się zatrzymały. Po chwili zwróciła się w stronę Glaucusa, zachęcając, by podszedł bliżej. – Lyra Weasley – przedstawiła się w pewnym momencie, przygładzając dłonią potargane, rude włosy. Na bledziutkich na co dzień policzkach teraz widniały lekkie rumieńce. – A to mój znajomy, Glaucus. Chcieliśmy trochę odpocząć od tego ścisku na festiwalu.
– Oczywiście, że lepiej, że nie ma tu nikogo oprócz nas. A jak się jakiś reporter zleci, to najwyżej zwrócę na siebie jego uwagę – ponownie puściłam do niej oczko.
Gdy się przedstawiła, klasnęłam w dłonie. Gdy przedstawiła swojego partnera, udając dostojną dziewczynę dygnęłam mu delikatnie, zaraz śmiejąc się radośnie. Jakże to było do mnie nie podobne! Dobry humor w ogóle mnie nie opuszczał, a jakby go przybywało. Czułam się z tym wyśmiecinie.
– Czyli dużo się nie pomyliłam, że mam do czynienia z panną Weasley. Wasze rude włosy idzie rozpoznać na kilometr. Też mam rude, ale nie tak jak wasze – stwierdziłam. – Diana Rowston, miło mi was poznać, naprawdę.
Glaucusa znikąd nie kojarzyłam, wyglądał na dorosłego mężczyznę, więc raczej nie było mowy, abym znała go jeszcze ze szkoły. Był za to bardzo przystojny, Lyra miała niezwykłe szczęście, że udało jej się przybyć z takim mężczyzną. Ja byłam sama, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało, przynajmniej nie musiałam zbytnio przejmować się swoim zachowaniem.
– Rozumiem. Przyszło dużo osób, prawda? Ja nawet na rozpoczęcie nie poszłam, to nie moje… klimaty – aż chciałam powiedzieć towarzystwo.
Bo prawda była taka, że unikałam arystokracji jak ognia. Moja krew, zwyczaje i pochodzenie nie zachęcało ich do spędzania wraz ze mną czasu, a jak już, to tylko dlatego, że grałam w quidditcha i ktoś mógł być moim fanem bądź fanką. A tak, to ja żyłam sobie obok nich, na pograniczu dwóch światów i było mi tak najlepiej.
– Mam nadzieję, że wam w niczym nie przeszkodziłam? – zapytałam. – Zapewne szukaliście samotności, jeżeli chcecie zostać sami, to wystarczy powiedzieć. Nie chcę się wam narzucać.
Wolałam zapytać i się upewnić, niż potem trwać w niezręcznej ciszy. Weasley’ów kojarzyłam, mieli bardzo dobry stosunek do mugoli i mugolaków, więc nie sądziłam, aby Lyra była inna. Natomiast Glaucusa kompletnie nie znałam, nie wiedziałam jaki będzie miał do mnie stosunek, może w ogóle nie będzie mnie lubił, bo jestem z harpii? Kto go tam wie. Patrzyłam więc to na nią, to na niego z zaciekawieniem.
Lyra także lubiła się dobrze bawić; wciąż było w niej sporo z dziecka. Ale w jej przypadku popsucie opinii mogłoby rzutować na jej niepewną jeszcze pozycję początkującej malarki, której dalsza przyszłość zależała przede wszystkim od bogatych klientów ze starych szlachetnych rodów.
Chociaż moczenie nóg w rzece i tak było naprawdę małą rzeczą w porównaniu z tym, co zdarzało się robić innym. Lyra nie była mężatką, ledwo skończyła Hogwart, więc trudno byłoby po niej oczekiwać stateczności i dojrzałości. Zresztą... Tak naprawdę nie chciała taka być. Lepiej czuła się, kiedy było tak jak teraz i nie musiała się kryć z tym, kim jest i co sprawia jej przyjemność. Wizja prawdziwej dorosłości wciąż ją przerażała. Nie czuła się stworzona do gry pozorów. Była za bardzo Weasleyówną.
- Jesteśmy dosyć charakterystyczni. – Lyra chwyciła w palce swoje długie, rude kosmyki. Była przyzwyczajona do tego, że tak łatwo było się domyślić, z jakiej rodziny pochodziła. Zdecydowana większość Weasleyów była ruda. – Mi też miło cię poznać, Diano.
Lyrze zupełnie nie przeszkadzało pochodzenie Diany. Kojarzyła skądś jej nazwisko, ale jako że nie była na bieżąco z kwestiami powiązanymi z quidditchem, nie od razu skojarzyła ten fakt. Przypomniała sobie jednak, że parę klas wyżej była Gryfonka o takim nazwisku.
Weasleyowie byli zresztą tolerancyjni i nie szufladkowali innych na podstawie tak stronniczego, krzywdzącego kryterium, jakim była czystość krwi. W Hogwarcie miała znajomych o naprawdę różnych statusach krwi, a w głębi duszy skrycie marzyła o poznaniu jakiegoś mugola, bo wiedziała o ich świecie żałośnie niewiele.
- Tak, bardzo dużo. Można było się naprawdę pogubić. Nawet w Hogwarcie nigdy nie widziałam tylu czarodziejów naraz – zauważyła. – Zgubiłam gdzieś mojego brata, ale napotkałam Glaucusa i postanowiliśmy kawałek się przespacerować z dala od największego zamieszania.
Zamyśliła się na moment, wpatrując w drzewa po drugiej stronie rzeki.
- Nie, nie przeszkadzasz! To raczej my zakłóciliśmy ci spokój – powiedziała szybko; nie przeszkadzała jej obecność Diany i nie zamierzała jej spławiać. – Zostań, proszę.
Jego oko i ucho od razu wyłapało obecność trzech innych czarodziejów, ale nie przejmował się nimi. Pewnie i tak nie rozumieli języka, w jakim toczył z Rookwood rozmowy. Przebiegł jedynie wzrokiem po trójce i zaświtało mu w głowie, że może nawet skądś je może kojarzyć, ale po chwili przestało mieć to dla niego jakiekolwiek znaczenie - widuje na swojej drodze codziennie mnóstwo osób, które powinien może kojarzyć, ale jest przecież znanym pałkarzem Sokołów, bez dobrze rozwiniętej zdolności zapamiętywania twarzy. Nie miał większych szans na spamiętanie chociażby dwudziestki swoich fanów, którym podpisywał kiedyś jakieś gadżety. Ludzi zapamiętywał tylko wtedy, kiedy naprawdę ich poznał i poprowadził z nimi przynajmniej trzy rozmowy.
Stanął nad wodą, w raczej dużej odległości od tamtych czarodziejów i spuścił swój wzrok po tej spokojnej tafli. Lekki chłodek muskał jego rozpalone wewnętrznym uczuciem policzki, a zapachy i dźwięki natury pozwalały mu rozkoszować się sobą w błogostanie, w jaki zapadł. Ten stan polepszała jeszcze bardziej myśl, że znajduje się w tym romantycznym miejscu właśnie z Nią.
Zapadła między nimi chwila ciszy. Bruno chciał przez moment kontemplować energię, która promieniowała z otoczenia. Przymknął oczy i uśmiechnął się nieznacznie.
W tym momencie pomyślał sobie, że chyba liczy na jakiś akt... Sympatii? To było to miejsce i ten czas, w którym pragnął, by ich usta zwarły się we francuskim - a jakże - pocałunku. Nie chciał jednak tego prowokować. Pomyślał, że jeżeli miałoby się tak stać, to tylko z ich wzajemnego, niewerbalnego porozumienia.
Mruknął przeciągle i otworzył oczy, a wziął przy tym tak głęboki haust powietrza, że aż zagwizdało mu w nosie. Potem odetchnął i zachichotał radośnie.
- Niesamowite miejsce, prawda? Dobrze, że boiska do Quidditcha nie są takie piękne, bo chyba wiecznie dostawałbym tłuczkiem z nieuwagi. - wodził wzrokiem po okolicy, aż w końcu jego wzrok natrafił na dziewczynę.
Uśmiechnął się do niej śmielej niż zazwyczaj.
- Sam osobiście nie wiem, ale w najbliższym mi otoczeniu zauważyłem, że to trudna kwestia. Garrett jest rozsądny, poradzi sobie - odparłem odnośnie brata Lyry, chcąc ją może nieco pokrzepić na duchu. Nawet, jeśli nie wyglądała na strasznie zmartwioną sytuacją życiową swojego krewnego. Przyszło mi to zgoła automatycznie.
Nie mieliśmy później więcej czasu do rozmowy, gdyż nieznajoma porwała Wesleyównę na kamyki ułożone w poprzek rozlewiska. Zaśmiałem się widząc starania obu panien z śliskimi głazami, sam zaś brodziłem po kostki w wcale nie takiej chłodnej wodzie. Lubiłem ten żywioł, ba, wręcz uwielbiałem i żałowałem trochę, że nie mogę się zanurzyć cały w odmętach tafli.
- Mnie również miło panienkę poznać - odezwałem się wreszcie i skłoniłem płytko Dianie. Powinienem sam się przedstawić, ale muszę przyznać, że wszystko wokół działo się niesamowicie szybko. Nie podejrzewałem, że moja towarzyszka da się tak szybko porwać nieznajomej osobie. Musiałem przyznać, że pomimo wszystko Rowston była energiczną i przyjaźnie nastawioną osobą, dlatego moje zdziwienie szybko zniknęło i ustąpiło zrozumieniu.
- Niestety na takich zabawach często jest mnóstwo osób - potwierdziłem, nawet, jeśli nie miało to żadnego znaczenia i nie było w żaden sposób odkrywcze. - Po prostu udaliśmy się na spacer, nie planujemy się kisić tylko i wyłącznie we własnym sosie, spokojnie - powiedziałem odnośnie kwestii przeszkadzania. Wyglądaliśmy na parę, czy co? Przecież jestem od niej dużo starszy!
Zresztą, na potwierdzenie mych słów zacząłem ochlapywać wszystkich wokół!
i'm a storm with skin
Wreszcie udaje ci się podejść do osoby, starałaś się być cicho, by nie zmącić tego spokoju. Wyciągasz dłoń i kładziesz ją delikatnie na dłoniach obejmujących głowę osobnika. Są niemal ciepłe, może już długo tu tak siedzi? - Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane. Powiedz mi co cię trapi ? - mówisz cicho i zrozumiesz ciszę w odpowiedzi. Przyszłaś tu, bo wiedziałaś, że powinnaś tu przyjść. Miałaś wizję księżyca świecącego ponad głowami i niebieskich refleksów rozpływających się na wodzie. Wiesz tylko tyle, że wraz z Twoim pojawieniem się tu, może zrobić się to wszystko zbyt niezręczne. Ale nie potrafisz się opanować, żądza ciekawości dopadła cię, zjadła i teraz przemawia pod Twoją skorupą. Jeżeli ten miękki rumieniący się wkład, można uznać za skorupę bardziej niż powłokę.
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
– Czy to przypadkiem nie jest Bruno? Nie wiem czy znacie, ten z sokołów. Ciekawe czy będzie grać na meczu na festiwalu. Swoją drogą, będziecie? Bo zapowiada się ciekawa zabawa. Z tego co słyszałam, tym razem Tristian Rosier ma nie grać, ostatnio na amatorskim meczu złapał znicza dosłownie w kilka chwil! Albo to było szczęście, albo talent. Szkoda, że nie gra zawodowo – stwierdziłam.
Następnie zaśmiałam się lekko zasłaniając usta i machnęłam ręką rozbawiona.
– Przepraszam, tak już mam, że jak się na jakiś temat rozgadam, to mówię i mówię i nawet nie zapytam, czy kogoś to w ogóle interesuje – zarumieniłam się.
Miałam nadzieję, że nie będą na mnie źli i nie zechcą przerwać ze mną rozmowy. Szybko, więc wytężyłam szare komórki, aby wymyśleć jakiś neutralny temat, by z nimi porozmawiać.
– Jak wam się podoba na festiwalu? Słyszałam, że mają być jednorożce. Nigdy nie widziałam jeszcze jednorożca, a wy? Ja jestem tu w ogóle pierwszy raz, nigdy mnie jakoś nie ciągnęło. – stwierdziłam.
- Tak... Mam nadzieję, że tak – powiedziała do niego, uśmiechając się szerzej.
Naprawdę jej się tutaj podobało, zresztą ogólnie była pozytywnie nastawiona do festiwalu, choć z początku trochę się bała, bo jednak tego typu imprezy, gdzie przebywało dużo ludzi, nie sprzyjały jej nieśmiałości.
Później, już po tym szalonym skakaniu po kamieniach w rzece, wróciły bliżej Glaucusa, który kroczył przez wodę bliżej brzegu. Lyra znowu posłała mu lekki uśmiech, a jej policzki były mocno zarumienione od energicznego biegania po kamieniach. Mimo wszystko wciąż nie miała najlepszej formy, więc męczyła się szybciej, niż kiedyś, w czasach przed wypadkiem. Zdecydowanie musiała chwilę odpocząć, jeśli nie chciała zacząć się gorzej czuć.
Kiedy jednak Glaucus zaczął chlapać wodą, zaśmiała się głośno, także chlapiąc w jego kierunku i mocząc mu szatę. Również Diana się do nich przyłączyła, więc po chwili wszyscy mieli przemoczone ubrania. Dzień był bardzo ciepły, więc nie musieli się przejmować.
Słysząc głos Diany, także zaczęła uważniej obserwować postacie, które pojawiły się nad rozlewiskiem. Nie rozpoznała mężczyzny, o którym wspomniała młoda czarownica.
- Niestety nie jestem na bieżąco z quidditchem – rzekła, robiąc smutną minę; kojarzyła jednak, że w ostatni dzień festiwalu miał być zorganizowany mecz. I trochę żałowała, że nie miała talentu do latania na miotle. Podczas lekcji latania na pierwszym roku nie radziła sobie zbyt dobrze, więc później i zainteresowanie quidditchem znacząco przygasło, skupiła się na sztuce. – Ale też kiedyś słyszałam o tamtym meczu, chociaż na nim nie byłam. Ciekawe, jak potoczy się ten nadchodzący? Może spróbuję zajrzeć żeby chociaż popatrzeć.
Na wzmiankę o Tristanie znowu się zarumieniła; nie dalej jak kilka dni temu spotkała mężczyznę w parku, gdzie odbyli krótki spacer, podczas którego usłyszała bardzo interesującą propozycję artystyczną, nad którą zresztą wciąż rozmyślała.
Nie gniewała się, że Diana dużo mówi. Lyra zresztą należała do osób, które wolą słuchać niż same dużo mówić.
- Mnie się podoba, jest przepięknie, choć też jestem tutaj pierwszy raz. Wykonałam już kilka szkiców, koniecznie chcę namalować jakiś pejzaż tych okolic – powiedziała. - Widziałam kiedyś jednorożca w Hogwarcie, na zajęciach, ale to było dawno, kilka lat temu. Był przepiękny.
Zerknęła na Glaucusa; podejrzewała, że on w przeszłości nie raz bywał na tego typu festiwalach.
Ostatnio zmieniony przez Lyra Weasley dnia 02.11.15 16:07, w całości zmieniany 1 raz
- Nie kojarzę żadnego Bruno, za to tak, odbędzie się mecz Quidditcha. Nawet będę brał w nim udział - odpowiedziałem, niejako z dumą, chociaż bardzo obawiałem się tego sportowego spotkania. Dawno nie grałem, nie miałem pojęcia, czy wciąż wszystko pamiętam i potrafię. O kondycję się nie martwiłem, dużo przeładowywałem towaru w porcie, a także raczyłem się różnymi dyscyplinami sportowymi, ale prawda jest taka, że Quidditcha wśród nich nie było.
- Jako ścigający. Byłem ścigającym w szkolnej drużynie. Bardzo miło wspominam tamten okres, dlatego postanowiłem spróbować swoich sił i się zapisałem - dodałem jeszcze, tak gwoli wyjaśnienia. - Liczę na miły doping - powiedziałem z lekkim uśmiechem, patrząc na Lyrę. Na myśli miałem także moją małą bratanicę, którą niestety zostawiłem z nianią. Może powinienem ją odnaleźć?
- Też widziałem je co najwyżej na lekcji. Mężczyzn się boją, więc tak czy inaczej nie będę mógł za blisko podejść. Wielka szkoda - stwierdziłem już mniej wesoło.
i'm a storm with skin
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset