Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Brzeg
Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie. Sierpień był czasem radości i spokoju dopóki nie rozpętała się wojna. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.
Weymouth na nowo wypełniło się śpiewem, słodkimi zapachami, gwarem rozmów i przede wszystkim ludźmi. Tradycyjnie wianki plecione były przez panny, które ofiarowały je kawalerom. Zrywały kwiaty w samotności rozmyślając o własnych uczuciach, ale dziś plotły je także zamężne czarownice, w parach i grupach, ufając, że w ten sposób przypieczętują swój związek. Z kwietnymi koronami kierowały się ku plaży, gdzie puszczały na wodę wianki. Tam zainteresowani nimi kawalerowie, mężowie, narzeczeni i sympatie rzucali się morskie fale, by wyłowić dla wybranki serca jej wianek. Stara tradycja mówi, że panna nie może odmówić tańca kawalerowi, który wyłowi jej wianek.
Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.
▲ W wiankach może wziąć udział nieograniczona ilość multikont, nieograniczoną ilość razy, ale każda postać może tylko raz rzucać kością Wianki. Rzucać kością Wianki nie mogą postaci, które pojawiły się na Wielkiej uczcie w Londynie. W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
▲ Wyjątkowo w temacie może przebywać więcej niż jedno konto tej samej osoby jednocześnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Włóczykij.
Teraz nieświadomie pozostawiony na pastwę losu między jednym a drugim kamieniem na targanej wichrem plaży.
Szła dalej; przez piaski, większe i mniejsze wydmy, raz po raz decydując się na stąpanie na granicy plaży i trawiastego traktu; stopy nie topiły się tak bardzo w sypkim podłożu, a krok nie spowalniał drastycznie. Niedługo miała minąć większe, piaskowe wzniesienie; za nim miała ujrzeć zakręt w prawo, na leśną ścieżkę, którą miała obrać. I tak też było – pierw wydma, później przewaga zieleni nad żółtym kruszcem. I ławeczka – nieduża, chybotliwa, drewniana; ta, którą wybrała na miejsce chwilowego spoczynku. Odłożyła torbę na ziemię, wciąż głucha – nieświadoma – na popiskiwanie dobiegające z jej wnętrza. Odgłosy szczura – obcego i wcale nie tak zwierzęcego – porywał ze sobą dźwięk morskiej bryzy.
Podwinęła nieco długą spódnicę, w międzyczasie zapierając się stopą o krawędź ławki i nachylając do trzewika, by poprawić wiązanie sznurowadeł. Pętelka jednak nigdy nie nadeszła, a dziwaczny odgłos sprawnie odwrócił wzrok od buta, kierując niebieskozielone tęczówki za siebie.
Ciężkie westchnięcie było jedyną reakcją na widok pojawiającego się na plaży, ni stąd, ni zowąd człowieka; hamując w gardle własny krzyk wytrzeszczyła oczy, nader prędko tracąc równowagę i tym samym runęła na piaskowe podłoże.
Instynktownie cofnęła się nieco, wciąż wybałuszając na niego ślepia, potrzebując dłuższej chwili, by zrozumieć to, co mówił.
Szczur? Szczurzyca? Steffen?
– C-co? – wymamrotała wpierw, podpierając ciało na zgiętych łokciach w pozycji półleżącej, gapiąc się na niego – kimkolwiek był – faktycznie zdumiona – O czym ty mów....kim ty w ogóle... – urwane wraz z pokręceniem głową. Może już odchodziła od zmysłów? – Że co? Gdzie jest mój... gdzie jest Włóczykij?
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
Był przyzwyczajony do tego, że dziewczyny wrzeszczały, gdy widziały go w szczurzej postaci. Nieco paniczna reakcja nieznajomej na jego postawną, ludzką sylwetkę trochę go zdziwiła, ale po sekundzie przypomniał sobie, że przemienił się na jej oczach, bez ostrzeżenia i zupełnie niespodziewanie. Może nawet pomyślała, że to jej szczur i wierny towarzysz jest animagiem? (To byłoby perwersyjne, nawet jak na psoty animagów - ale i chyba nieprawdopodobne, bo tylko zupełny wariat zdołałby spędzić w zwierzęcej postaci dłużej niż dobę, choć chyba nie było to niemożliwe... ciekawe zagadnienie teoretyczne!).
-Ups... przepraszam! - wysapał, odgarniając z oczu niesforne włosy. Powinien chyba podciąć grzywkę, ale nie było czasu, trwała w o j n a. Spojrzał uważniej na przestraszoną blondynkę i serce ścisnęło mu współczucie - tym razem dla niej, nie tylko dla jej szczura! Jeszcze upadła, biedna, przez niego!
-Nic ci nie jest...? - wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc jej wstać. Oczywiście, z typową dla siebie werwą najpierw zadziałał, a dopiero po sekundzie pomyślał - że musi się jej wydawać strasznie podejrzany.
-Przepraszam! Powoli! Znaczy szybko, bo musimy znaleźć...Włóczykija, tak się wabi? Jest trochę nietowarzyski, wiesz? Ale wyjaśnię powoli i się po niego wrócimy! Wydawał się strasznie przywiązany do twojej torby! - zaproponował, nadal tkwiąc z wyciągniętą dłonią i usiłując zebrać myśli.
Ach, tak, po kolei.
-Jestem animagiem i... zmieniam się w szczura, nie mów proszę nikomu...! Nigdy nie przemieniam się tak przy ludziach, przepraszam jeśli to cię zaskoczyło, zrobiłem to tylko dla Włóczykija! - wyjaśnił prędko, blednąc lekko, bo dopiero w połowie zdania dotarło do niego, że spontanicznie złamał swój największy sekret (no, do niedawna największy, teraz trochę się ich nagromadziło) dla nieznajomego szczura.
No cóż, szczury były ważne.
-Chciałem porozmawiać z Włóczykijem na plaży, ale wtedy zawiał wiatr i schowaliśmy się pod kamień i wtedy zdecydowałaś się iść i nas pomyliłaś - powinnaś się nauczyć odróżniać własnego szczura od innych, wiesz? Chętnie cię nauczę! A potem byłem uwięziony w Twojej torbie i nie mogłem wyskoczyć, a nie chciałem przemienić się w środku i zniszczyć ci torby, a teraz wracajmy na tą plażę, bo on pewnie umiera z niepokoju! Jeśli chcesz to z nim porozmawiam i wyjaśnię, że to był wypadek. Szczury bywają bardzo obrażalskie. - wytłumaczył cierpliwie, trochę na jednym wdechu, ale starając się mówić w miarę powoli, aby wszystko do dziewczyny dotarło. Musiał to jakoś załagodzić, Włóczykij na pewno jest przestraszony, a potem będzie zły. Podobno koty bywały jeszcze bardziej obrażalskie od szczurów, ale z nimi Steffen nie miał i nie chciał mieć żadnego doświadczenia - wystarczyło mu użerania się z Pimpusiem. Ech, mógł go dzisiaj nie zostawiać w domu, może Pimpuś by tu jakoś pomógł.
-Jak masz na imię? - uświadomił sobie pod sam koniec, bo on już się przedstawił, ona przedstawiła swojego szczura, no a tak niezręcznie znać jej szczura, a nie ją.
little spy
Piasek odrobine boleśnie przywarł do łokci, otarł przedramiona, ale wydawała się całkowicie nie zwracać na to uwagi – wybałuszone szeroko ślepia wciąż patrzyły na chłopaka; chłopaka? Szczura? Szczuro-chłopaka? Była niemal pewna, że przed chwilą faktycznie był szarym gryzoniem, a teraz do tegoż stanu brakowało mu naprawdę, naprawdę wiele.
Minęła więcej niż chwila, w której wyciągnięte w jej stronę ramię wciąż pozostawało bez odpowiedzi; przyjęła je dopiero po jakimś czasie, niepewnie, prędko puszczając jego dłoń i odsuwając się, asekuracyjnie, kilka kroków w tył.
– C-co? Co ty mówisz? – jasne brwi zmarszczyły się w niezrozumieniu, kiedy wciąż i wciąż trajkotał o szczurze; tym należącym do niej, chyba – sama nie była już pewna. Może to wszystko po prostu jej się śniło? Z reguły szczurzo-ludzie nie pojawiali się znikąd... Może po prostu wariowała?
Jak gdyby chcąc na moment, krótką chwilę, zdystansować się od nadmiaru informacji – swoją drogą okrutnie dziwacznych i zbyt angażujących – spuściła wzrok, otrzepując spódnicę z piasku. Chwilę później uniosła dłoń w górę, patrząc w dół, jak gdyby chciała zastopować jego monolog, ale chyba nic z tego.
– Czym jesteś? – rzuciła prędko, ale nim odpowiedział połączyła jedno z drugim, gdzieś we własnej głowie orientując się, że chodziło o zwierzę. Zmienianie się w zwierzę. Chyba.
Ale co do tego miał jej szczur?
– Co? Chwila, chwila moment – ponownie gest uniesionej ręki, później pokręcenie przecząco głową – Jesteś szczurzym kolegą mojego szczura? – skoro chciał sobie z nim porozmawiać... szczury w ogóle prowadziły konwersacje?
Chyba nigdy nie patrzyła na zwierzęta w ten sposób; już na pewno na kanałowe przybłędy, których nie miała serca zostawić.
Spojrzenie wędrowało po nowym znajomym; sunęła od jego twarzy, przez gestykulacje, po ubranie, próbując się ocenić; jego prawdomówność? Autentyczność? Może po prostu zdrową głowę?
Ale widziała jak nagle pojawia się na piasku, a to chyba nie było niczym codziennym.
– Siedziałeś tam z nami? Na plaży? Cały czas? – jako szczur? Przez myśl przeszło chwilowe zwątpienie; może zrobiła coś głupiego? Powiedziała pod nosem? Ale to nie było teraz istotne; nie kiedy znów wspomniał o jej szczurze.
– Ależ zrobiłeś zamieszanie, na Boga! – brzmiąc odrobinę wojowniczo pokręciła głową, później, z dziwaczną werwą ruszyła przez piasek, wymijając go żwawo; go, kimkolwiek był. Teraz ważniejszy był ten cholerny szczur.
– Anne, i w tej chwili jestem odrobinę oburzona – całą sytuacją, pogadanką o szczurach, czym tak naprawdę? Nie do końca świadoma tego wszystkiego, pobudzona adrenaliną, fuknęła cicho, zerkając na niego przez ramię – Pospiesz się, nie wiem jak się woła na szczury.
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
Obcego szczura, który został tam na plaży, zupełnie sam, przerażony i samotny...
-Nie jestem jego kolegą. - westchnął ciężko, z wyraźną skruchą. Ależ narobił! -Poznaliśmy się tam, na plaży. Chciałem się tylko zapoznać! Posiedzieliśmy tam chwilkę, a potem wzięłaś torbę i pomyliłaś mnie z nim. - wytłumaczył prędko, choć przezornie spróbował trochę zwolnić. Chyba, gdy mówił tak szybko, to ludzie jakoś za nim nie nadążali. Szczególnie, gdy mówił o szczurach. -Ale, wszystko mu wyjaśnię! W sensie, w szczurzej postaci mogę z nimi rozmawiać, wytłumaczę mu, że nie zostawiłaś go celowo, bo inaczej może mu to umknąć. A długo się... znacie? Wydawał się bardzo przywiązany do Twojej torby, właściwie to chciał mnie przepędzić z okolicy. - dodał, chcąc w jakiś odkupić swoje winy. Ostatnim, czego chciał, było skłócenie tej temperamentnej acz niewinnej dziewczyny z jej równie temperamentnym i równie niewinnym szczurem!
-No... zawołaj go po imieniu. Włóczykij, tak? To nie jest jego szczurze imię, ale zareaguje na ludzkie. Może nawet zapamiętał, że sama masz na imię Anne! - wyjaśnił pogodnie, usiłując robić dobrą minę do stresującej gry. -Miło cię poznać Anne i jeszcze raz przepraszam... - westchnął.
-Chodźmy z powrotem na plażę! Przyśpieszę nas, dobrze? Cito, Cito! - skierował różdżkę najpierw na siebie, a potem na Anne. Nie było takiej dziedziny życia, w której nie przydawałaby się transmutacja - poszukiwanie zaginionych szczurów najwyraźniej należało do jednej z nich. Włóczykij zaś nie mógł chyba uciec daleko, po co miałby uciekać? Wokół były tylko plaża i las, jedynym co mogłoby go odciągnąć było jedzenie... Na pewno nadal był gdzieś w okolicy, muszą go znaleźć! Zresztą, jeśli dziewczyna dawała mu jedzenie to pewnie się do niej przywiązał i nie chciał jej opuszczać. Szczury były... osobliwe, ale lojalne.
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 25.01.22 4:25, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 77, 30
Marszcząc brwi słuchała jego opowieści, dziwnej i pokrętnej; jak wspominał o rozmowach, o jakimś przepędzaniu, reagowaniu na imię; to wszystko było jakieś strasznie dziwaczne.
– Chyba nie nadążam – mruknęła krótko, kręcąc głową po raz kolejny, jak gdyby to miało jakkolwiek jej pomóc, odświeżyć umysł – ale wcale nie pomagało, a ona wciąż i wciąż stała w towarzystwie szczuro-chłopca okropnie skonsternowana.
– Nieważne, chodźmy już lepiej... – wymamrotała, zaczynając stawiać stopy w ciężkim, wilgotnym piasku, który efektywnie spowalniał ich chód – Tak, tak, mnie też bardzo miło... – bo gdyby nie była w całym tym dziwacznym szoku i niemal letargu, pewnie faktycznie by było....
Niesamowicie konfundujące spotkanie, to musiała przyznać.
Wraz za jego radą i zaklęciem, zaczęła nawoływać szczura po imieniu; dość świeżym, ofiarowanym przez Marcela, które zdecydowała się jako tako zaakceptować; pupil powinien mieć imię, a skoro szczur przywiązał się do niej na dobre, należało obdarzyć go jakimś konkretnym mianem.
– Raczej nie będzie go trzeba długo szukać, zawsze sam wraca... – kiedyś nawet intencjonalnie próbowała go zostawić, bo nie mogła zagwarantować mu należytej opieki; wciąż i wciąż plątał się między nogami czy niespostrzeżenie wsuwał do środka torby. A może on też był animagiem?
– Mój szczur...on... też? Też może być człowiekiem? – zapytała, choć we własnych ustach brzmiało to dla niej niemal absurdalnie; ale widok zmieniającego się szczura w człowieka na plaży również jeszcze chwilę temu określiłaby jako niemożliwy.
– Chodźmy tam – wskazała na skupisko większych kamieni niedaleko wydm, położone w niedużej odległości od miejsca, w którym niedawno siedziała – Co ty tutaj w ogóle robisz? Jako człowiek, i jako szczur...? – jakoś nie wierzyła w rekreacyjny dzień na plaży i chęci zawarcia nowych znajomości, abstrahując już od samego faktu zawierania takowych z jej szczurem.
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
-Ja też czasem nie nadążam za szczurami. - uspokoił ją z bladym uśmiechem, bowiem na szczegółowe wyjaśnienia faktycznie nie było czasu.
Pobiegli z powrotem na plażę i zaczęli nawoływać Włóczykija. Steffen sięgnął po różdżkę, przygotowując się do przemiany - tak będzie skuteczniej - ale Anne miała jeszcze kilka pytań.
-Co? Człowiekiem? - tym razem to on popatrzył na Anne, jakby spadła z nieba. -Daj spokój, zorientowałabyś się, a on nie wysiedziałby w szczurzym ciele aż tak długo, skoro jest z tobą już trochę. - zapewnił pośpiesznie. Animag, który tygodniami lub latami udaje zwierzę - co za niebywały pomysł! -Tylko idiota by się nie zorientował i tylko szaleniec pozostałby tak długo w zwierzęcym ciele, to wpływa na psychikę. A ty wydajesz się bystra, zaś wariaci obraliby chyba lepsze cele niż Twoja torba, więc spokojnie. - Anne zapoczątkowała w nim mimowolny ciąg wyobrażeń na temat tego, jak najlepiej można by wykorzystać nieustanne szpiegowanie w zwierzęcej postaci. Steffen wytrzymywał tak kilka godzin, ale gdyby mógł być szczurem cały czas i nie zatracić siebie... och, gdzie by wtedy zamieszkał? Na Śmiertelnym Nokturnie? W gabinecie Ministra Magii? Ekscytujące!
Może ten pomysł nie był jednak irracjonalny.
Ruszyli w stronę kamieni - na ludzkich nogach faktycznie będzie szybciej niż na szczurzych łapkach - a Steffen nerwowo przeczesał włosy dłonią. Jak jej to wyjaśnić?
-Widzisz, to co mówiłem o tym, że animagia wpływa na psychikę... jeśli jest się zwierzęciem za długo, to pewnie wpływa jakoś źle, ale gdy jestem zestresowany to kilkanaście minut lub godzina jako szczur jakoś... pomaga mi odetchnąć, oderwać się od trudnych myśli. Dzisiaj chciałem tak odpocząć. No i lubię poznawać nowe szczury, nigdy nie wiadomo, kiedy takie znajomości się przydadzą. - uśmiechnął się tajemniczo, wspominając, jak szczury w Dolinie Godryka pomogły mu podczas Sylwestrowej zabawy. Żałował, że nie był zwierzęcousty, ale sama animagia pozwalała nawiązać zaskakującą sieć przysług.
-Też mam swojego szczura. Łatwo się przywiązują, choć po swojemu. - paplał, aż umilkł, słysząc ciche popiskiwanie.
Najwyraźniej Włóczykij nadal siedział wśród skał.
-Czekaj i... nie przestrasz się, lepiej z nim porozmawiam. - poprosił dziewczynę i przemienił się w gryzonia.
-Pipipipipipi! - ty oszuście! Znajdź sobie własną panią! - Włóczykij omal nie rzucił się na niego z pazurkami, ale Steffen przezornie trzymał się na odległość.
-PiiPIPIPIPIPI pipipi PIII pipi! - nie, nie, proszę, wybacz mi, a w szczególności jej! To był przypadek, tylko nas pomyliła!
-Pipipipipipi?!! PIPI? - pomyliła nas...? Nie rozpoznała mnie? Wzięła CIEBIE za mnie? - Włóczykij zaczynał rozumieć (do szczurów niektóre rzeczy docierały po swojemu) i wydawał się szczerze oburzony.
-PIPIIP! PIPIPI! PIP! - tylko dlatego, że się śpieszyła, a w tych skałach jest dziwny cień! Ludzie mają inny wzrok, wybacz jej! Od razu cię szukała!
-Pipi PIPI? Piii... - szukała? To może jednak jej zależy? Raz mnie porzuciła...
-Pipi! PIP! - na pewno nie! No już, zostawię was samych! - obiecał Steffen i powrócił do ludzkiej postaci.
-Włóczykij ci wybacza, ale na mnie jest trochę obrażony. To... może was zostawię, żeby się uspokoił? - wyjaśnił Anne, jakby nigdy nic. -To... miło cię poznać! Do... zobaczenia? - zaproponował nieśmiało, choć nie był pewien, czy powinni się jeszcze zobaczyć. Jak bardzo to będzie niezręczne?
Całe szczęście, że nie mieli wspólnych znajomych - uspokoił się, jeszcze nie wiedząc, jak naiwnie. Po pośpiesznym pożegnaniu, teleportował się z plaży, zostawiwszy Anne ze spragnionym uwagi szczurem.
/zt Steff
little spy
Chwilę temu siedziała przecież jeszcze na plaży, wsłuchując się w odgłos fal i nawoływanie mew; teraz dreptała szybkim krokiem za jakimś obcym chłopakiem, który nie był wcale takim zwykłym chłopakiem, a chłopako-szczurem, w dodatku jakimś znajomym jej szczura, który teraz zaginął!
Zmarszczone brwi towarzyszyły jej cały czas, kiedy stopy zatapiały się w wilgotnym piachu, spowalniając krok i nieco potęgując jej irytację; któżby pomyślał, że gryzonie typu szczur mogą być tak... skomplikowane?
Patrzyła – a raczej gapiła się – na swojego nowego towarzysza bezustannie; w większej części wlepiała spojrzenie w jego plecy, kiedy przodował ich wędrówce i misji ratunkowej w jednym. Słuchała też jego słów o animagii; pamiętała zajęcia w Hogwarcie, ale nie miała okazji doświadczyć tego w tak bliskim starciu; ale jakoś tak, dziwacznie i niezbyt zrozumiale, ulżyło jej, że szczur, którego Marcel ochrzcił Włóczykijem, nie jest prawdziwym człowiekiem. To skomplikowałoby sprawę dość znacząco.
– Nie obraź się, ale to wszystko brzmi strasznie dziwnie... – wymamrotała; zmienianie się w szczura, szczurzy znajomi, szczurze zwyczaje, a na dodatek sam miał szczura? Może był jakimś pasjonatem, takim z dziwnym instynktem samozachowawczym, albo brakowało mu...czegoś innego?
Zatrzymała się w połowie kroku, zupełnie jakby zaklęta, kiedy on umilkł, a chwilę później wśród gwizdów wiatru i szumu fal, dało się usłyszeć coś na kształt popiskiwania. I nawet go posłuchała, przystając w danym miejscu i nie robiąc już kroku dalej; wzrok podążył za chłopakiem, który chwilę później....znowu stał się szczurem.
Niezbyt potrafiła powstrzymać wybałuszenie oczu, choć fakt, że nie krzyknęła, ni nie wypuściła z siebie innego okrzyku, już chyba był dla niej ewenementem – dwójka gryzoniów popiskująca do siebie nawzajem również.
Spoglądała na tą dziwaczną scenerię, walcząc z pokusą przetarcia oczu – może to wszystko faktycznie tylko jej się śniło?
Ale chłopako-szczur imieniem Steffen znów się pojawił, a ona, choć nogi nieco odmawiały jej posłuszeństwa, odważyła się zrobić dwa kroki w jego stronę, tym samym też nieco zniwelować dystans dzielący ją od zagubionego Włóczykija.
– Eeee, tak...? Do zobaczenia? – wymamrotała zmieszana, a kiedy chłopak ruszył w swoją stronę, gapiła się na niego przez dłużej niż chwilę. Dopiero dotarcie stworzonka do jej stóp – tym razem tego odpowiedniego – wyrwało dziewczę z letargu. Zwracając się do niego, westchnęła ciężko.
– Chodźmy już, ta plaża jest chyba jakaś zaczarowana.
zt
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
Nurty wodne im sprzyjały, ale nie było w tym zaskoczenia – wybrała taką trasę, która pozwoliłaby im na optymalne przemknięcie w niezauważeniu, jednocześnie wykorzystując prądy do niesienia łodzi, by wiosło używane było głównie do korygowania trasy. Nadmierny hałas wzbudziłby uwagę mężczyzn, chociaż z Thomasem wybrali i tak porę, kiedy osoby mogące bronić im dostępu do wyspy raczej szykowały się do snu i organizowały. Thalia zaś na początku prawie sprała młodego chłopaka za angażowanie się w kolejną niebezpieczną akcję, potem zapytała, jakie ma pomysły. Musiała przyznać, że podobne akcje wcześniej zdarzało jej się robić, dlatego pewnego rodzaju zadowolenie i rozbawienie pojawiło się na jej twarzy, kiedy przed wypłynięciem przysiedli, ustalić szczegóły.
Nie mogła przepłynąć w zmienionej postaci już na miejsce, nie chcąc się ograniczać, dlatego kiedy ona pakowała zapewnione przez lorda Prewetta racje żywieniowe na łódkę, Thomas zapewniał „pożyczenie” niektórych akcesoriów i ubrań z okolicy, tak aby dopełnić ich „małego przedstawienia”. Sama panna Wellers zasugerowała, gdzie powinien iść i co powinien zdobyć, ale pozostawiała mu tez wolność w pomysłach jeżeli miał jakiś. Kiedy skończyli, zabrali się w wypłynięcie na Portland, ostrożnie kierując się w stronę wyspy. Pozwoliła sobie i tak zmienić twarz, burzę rudych loków zamieniając na krótkie czarne włosy, a twarz na tę o ostrzejszych, męskich rysach. Nie potrzebowała zwracać na siebie uwagę jeszcze w dodatkowy sposób.
Ciche dobicie do brzegu zaowocowało tym, że mogli już ostrożnie wyjść na brzeg – Thalia pierwsza zeszła do wody, by wypożyczoną łódź ostrożnie wepchnąć na brzeg, zaraz też bardzo ostrożnie zajmując się przeniesieniem towaru do odpowiedniego miejsca, skrytki, której ci, którzy zajęli miejsce bezprawnie nie znajdą, a o której można będzie powiedzieć wszystkim, którzy będą z tego zainteresowani.
- Dobrze, jakieś specjalne życzenia odnośnie wyglądu? – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że to był doskonały czas na zmianę. – Ferra Ecco zmieni mi oczy na te konkretnego zwierzęcia, to na pewno doda nieco klimatu. – Uśmiechnęła się lekko, gotowa do zmiany na życzenie. I odstawienie małego przedstawienia.
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
Nie zraził się ganieniem Thalii, chociaż z drugiej strony dziewczyna zaczęła mu kogoś przypominać z Hogwartu. Kiedyś już dostał reprymendę za to, że "zaczepiał Ślizgona", ale nie do końca potrafił przywołać to imię czy twarz... Ale była podobna. Cóż, przypadek.
Jednak nie zrażony, zaraz zaczął przytaczać Thalii plan. Mieli po prostu nastraszyć odrobinę ludzi. Nie dużo, nie jakoś niezwykle mocno - po prostu odrobinę. Tak, aby wątpili nieco bardziej.
Kiedy jednak znaleźli się na miejscu, wykradł się do wioski i do domów, podkradając niektóre rzeczy, które mogły się przydać - lub były odpowiednie do modyfikacji ich. Oj tak, stanowczo dziedzina transmutacji była jego ulubioną. W końcu dawała mu ogromne pole do popisu przy podobnych skokach.
- Ungio Manus mogę rzucić, będziesz miała szpony i wtedy będziesz jeszcze straszniejsza! - zawołał z uśmiechem, wyraźnie podekscytowany ich zajęciem. Z zapałem transmutował fragmenty materiałów czy patyki, naczynia i narzędzia - to co znalazł i to, co było im potrzebne. Suche liście, długie rękawy, materiał który łatwo powiewał...
- Tak jak mówiłem, pójdę jeszcze przodem przygotować jakieś te, no wiesz... malunki. Mam trochę farby, ochlapię tym drzewa, tak żeby się bali nieco bardziej - wyjaśnił, bo wcześniej i zadbał o transmutowanie stopionego śniegu w farbę. Wszystko mogło im się przydać! A tym bardziej, że ostatnim czasem odkrywał w sobie artystę.
- To co będziesz mówiła? Że jesteś opiekunką tych ziem? - poruszył znów temat, chcąc się upewnić tak naprawdę, którą opcją pójdą. - Chyba bóstwo... albo taki duch, no wiesz, byłoby dobrym pomysłem. Mogę zostać też tutaj na noc i rano podjudzić dzieciaki. Kiedyś tak zrobiłem z kolegą, wiesz, nauczyć dzieciaki fajnej rymowanki... - rzucił z uśmiechem pod nosem, na wspomnienie grudniowych przygotowań ze Steffenem do ich propagandy zupy z trupa.
Zaraz podał kolejny rękaw kobiecie, który trzeba było odpowiednio doczepić do sukni dla pełnego wyglądu, zanim zaczął wychodzić z łodzi i łapiąc za puszkę z farbą.
- Zerknąłem też co robią, siedzą i chleją, więc nie ma lepszego momentu na to - dodał z szerokim uśmiechem, kierując się w stronę placu, który na to przygotowali.
| Tomek ma przy sobie eliksir banshee.
Jedną za drugim, skrzynie i worki lądowały w schowku, a machnięcie różdżką przywracało jej do naturalnej postaci. Wiedziała, że zapasy przydadzą się mieszkańcom i to chyba był główny powód, dzięki któremu znalazła się tutaj, bo Archibald bardzo dobrze wiedział, że łącząca ich przeszłość była dość burzliwa. Chociaż…lata w końcu minęły, każe z nich znajdowało się w nowej sytuacji, być może nie był już tym roszczeniowym dzieciakiem, którym był, bo i ona się nieco zmieniła.
Kroki powracające zwróciły jej uwagę, a różdżka uniosła się. To był jednak Thomas, bo skoro tak bardzo umiał szczebiotać o ich planie, musiał go wiedzieć, a takiej ilości szczegółów nie zmyśliłby nawet krętacz najlepszy. Przysłuchiwała się ostrożnie jego propozycjom, uśmiechając się na perspektywę szponów. O tak, brzmiało to fantastycznie, zawsze chciała mieć takie!
- Szpony to całkiem dobra opcja! Myślałam jeszcze nad zmianą kształtu zębów, tak aby przypominały bardziej takie u rekina, co o tym myślisz? Trójkątne i ostre. – Próbowała się skupić na całkowitej przemianie, póki co jednak nie umiejąc się temu poświęcić kiedy przebierała się, wciskając się w lejącą się po ziemi suknię, wydłużoną oczywiście magicznie, nadającą jej jednak dość dziwacznego i niepokojącego wyglądu….a jeszcze była przed przemianą.
- Wiesz…jeżeli szukasz jakiegoś pomysłu na symbole, to popatrz… - Sięgnęła po patyk, na ziemi rysując ostrożnie kolejne symbole, pokazując mu przykłady. Wszystkie pochodziły z zagranicznych miejsc i z tego co zrozumiała z rozmów z ludźmi, związane były z naturą, zemstą i czymś nadprzyrodzonym, a że przy okazji wyglądały dość złowieszczo…o to w końcu chodziło.
- Duchową opiekunką wyspy i wody dookoła niej. Użyję trytońskiego jako podkładki, nad wodą ma dość…okropne brzmienie, co na pewno nada dość ciekawego brzmienia całemu „wykładowi”. I nie, nie zostawaj tu na noc, będą o wiele bardziej czujni i rozdrażnieni, ale zbiją się w grupę jak każde zwierzę stadne w strachu. – Jeżeli zamierzali patrolować wyspę, na pewno dość szybko by go znaleźli, a Thalia nie była na tyle głupia, aby zostawiać swoje towarzystwo w niebezpieczeństwie.
Ponieważ jej przemiany nie były (wcale) udane, przymknęła oczy, skupiając się bardziej na pojedynczej rzeczy, pozwalając, aby włosy wyprostowały się, ciągnąc się do grubo do pasa, w niemrawym nocnym świetle błyszcząc się, jakby ledwie opuściła wodę. Spojrzała w stronę Thomasa, oczekując od niego komentarza na temat włosów.
- Jak chcesz rzucać coś z transmutacji to teraz jest dobry moment. – Ona mogłaby się zająć wtedy dalszymi przemianami.
Trzy nieudane przemiany
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
Zerknął zaraz na to co proponowała mu dziewczyna, z uśmiechem kiwając lekko głową. Podobało mu się, mógł to namalować lub chociaż... spróbować powtórzyć. Może niektóre zmieni, może niektóre pominie - ale na pewno coś pokroju tych znaków będzie odpowiednie.
- To dobry plan, mógłbym rzucać jeszcze coś po romsku, ale to może być za dużo... W razie czego wspomogę cię zaklęciami - zapewnił, mając na myśli też dodatkowe dźwięki otoczenia. - Mam też eliksir od kolegi, rzucę go. Znasz ptaki? Albo dobra, po prostu zagwiżdżę. Przygotuj się wtedy na wrzask, kiedy go rzucę - ostrzegł Thalię, wyciągając już po chwili różdżkę z kieszeni.
Wycelował nią w Thalię.
- Fera Ecco, ungio manus - rzucił zaraz, ale w momencie, w którym niewiele się wydarzyło, zmarszczył brwi. Zaraz potrząsnął znów różdżką, powtarzając inkantację chcąc dać dziewczynie kozie oczy - oczy, które wydawały mu się najbardziej przerażające spośród wszystkich zwierzaków.
- Fera ecco - rzucił pewniej, dokładniej wykonując odpowiedni ruch różdżki, a po chwili już z uśmiechem dostrzegł, że zaklęcie jednak zadziałało.
- Chyba się nie dospałem w nocy... - rzucił, czując że chciał się usprawiedliwić, ale dość szybko pokręcił głową. Rzucił ciche i niezrozumiałe nieważne, a po tym uśmiechnął się wesoło do niej.
- Ładnemu we wszystkim do twarzy. Chociaż na pewno napędzisz im nieco stracha tymi włosami, idę przodem i zostawię jeszcze nasze symbole - rzucił, zabierając wiaderko i pędzel, rzeczywiście znów w pośpiechu ruszając między budynki.
Później wszystko posprzątają. Chłoszczyść czy czymś innym! Ale na razie...
Thomas zaczął wymalowywać symbol za symbolem, korzystając z tego co pokazała mu Thalia, ale i własnej inwencji twórczej. W końcu nie było to wcale czymś trudnym, ostatnio już dostrzegał, że rysowanie sprawiało mu pewnego rodzaju przyjemność. Co prawda kolejne symbole niekoniecznie miały w sobie wiele z precyzji czy dopracowania, ale to wcale nie było ich zadaniem. Czerwona farba i szybkie pociągnięcia pędzlem pozwalały powstać kolejnym śladom o mniej, ale także tych o bardziej sugestywnej formie, o nieco bardziej prostych, których jednak powodzenie mogło być równie niepokojące, nawet jeśli bardziej oczywiste.
Jeszcze jeden na budynku, kolejny na pobliskim drzewie i powoli w ten sposób kończył przygotowywanie.
Ukrył się nieopodal miejsca, do którego Thalia miała spłoszyć rozbójników, przygotowując jej drogę usłaną różnorodnymi symbolami i plamami wykonanymi czerwoną farbą. Kucnął nieco między drzewami i krzakami, przygotowując się do kolejnych przedstawień, bo jego rola przecież jeszcze się nie zakończyła.
| nieudane rzuty na fera ecco i ungio manus, a tutaj udany rzuty na fera ecco
- I jak? – zapytała cicho, chociaż jej struny również uległy przemianie; głos stał się chrapliwy, z nutą groźby jaka szła za każdym tonem. – Jasne, rób co ci przyjdzie na myśl, wiem że to ty więc ja się raczej nie zlęknę. Dzięki za ostrzeżenie, jakby co, nie zasłonię uszów, aby niczego nie podejrzewali. – W końcu to nie ona miała się bać i chować. Zresztą, nawet gdyby coś się stało z jej słuchem, Yvette będzie w stanie to zaleczyć, prawda? Nie miała więc się co bać w końcu!
- Myślisz, że dasz radę też rzucić tarczę w razie czego? – Nie miała pojęcia, czy któryś z ludzi przebywających na miejscu będzie chciał rzucić w nią zaklęcie aby ją przepędzić. Na to niestety nie mogła być od tak odporna, dlatego musiała też pilnować aby mimo wszystko nie oberwać, bo inaczej ciężko będzie jej się wytłumaczyć…chociaż może też zagrozić im, że każda krzywda jej wyrządzona odbije się potem na ich życiach. Uśmiechnęła się w jego stronę kiedy skomentował własne nieudane zaklęcia niewyspaniem. – Najważniejsze, że się starasz.
Rozejrzała się jeszcze po okolicy, zastanawiając się, gdzie będzie najlepsze miejsce do rozłożenia się z „zasadzką”. Wytłumaczyła Thomasowi, jak zamierza się ustawić, a także to, jak tam dojść i gdzie najlepiej mógł się schować – gdyby siedział spokojnie w krzakach albo założył kameleona, nie było możliwe aby ktokolwiek z nich rozpoznał jego obecność – przynajmniej do rzucenia Homenum Revelio, ale o to mogli się postarać, aby nikt z nich nie pomyślał o tym.
Kiedy Thomas ruszył przed siebie, Thalia powoli – w końcu suknia nie ułatwiała poruszania się! – zmierzała w kierunku skały, ostrożnie wspinając się na nią i zajmując miejsce. Nie była to najwygodniejsza pozycja, a zimno niebawem zacznie jej przeszkadzać. Musieli uwinąć się dość szybko, a ona musiała być w pełnej sprawności na jutrzejszy dzień. Ostrożnie zgarnęła jeszcze trochę mchu i śniegu, narzucając go na swoją leżącą postać i przymknęła oczy. Różdżkę skierowała w stronę wody, starając się przywołać ten odgłos, który słyszała wiele razy – wołanie trytonów zmierzających na żer. Miało dobiec spod wody, pierwsze ostrzeżenie.
- Caneteria Ficta. – Udało się, pozostawało więc jej teraz tylko czekać. I zareagować w odpowiednim momencie.
Udana metamorfomagia (ST 91, 86+40=126)
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
Może trochę się nawet zagapił na Thalię za bardzo, zaraz kiwając głową kiedy usłyszał jej pytanie.
- Wyglądasz dobrze. Znaczy się, strasznie i przerażająco, ale to dobrze, bo taki był nasz cel - powiedział z uśmiechem, jakby jednocześnie nie chcąc, żeby dziewczyna odebrała to naopak.
- Będę ich obserwował, gdyby była potrzeba, obronię cię przed zaklęciami - zapewnił z szerokim uśmiechem, kiedy jeszcze mógł, bo już po chwili rzeczywiście ruszył w odpowiednią stronę.
Na miejscu pierw rzucił jeszcze caneteria ficta na otaczającą go zieleń, tak aby doszło do uszu mężczyzn dla których szykowali całą niespodziankę, co przyniosło bardzo dobry skutek i zaraz można było usłyszeć niepokojące wycie i szum między liśćmi, kilka dziwnych skrzeków. Podróżowanie i noce z dala od większych miast czasem mogły być niepojąco, kiedy słyszeli z rodzeństwem za młodu bliżej niezidentyfikowane dźwięki dochodzące z oddali. Nie zawsze mieli wtedy wiedzę, co dokładnie je wydawało, ale bardzo często pobudzało to Thomasową wyobraźnię, kiedy zaczynał opisywać coraz to insze fantastyczne stworzenia z mitów, bajek, lub z własnej wyobraźni. Czasem milsze, czasem straszniejsze - choć przy tych drugich był zawsze ostrożny, aby jego rodzeństwo nie było przerażone aż za bardzo. W końcu zawsze o nich dbał i nie chciał im napędzić za dużego strachu.
W końcu zdecydowali się sprawdzić to co miało miejsce. Nie pokazywali po sobie lęku czy niepokoju - byli pewni, że to lokalne dzieciaki próbowały wywinąć im kawał, bo już dwójka tak próbowała się na nich zakradać.
- No dobra, pokazuj się gnojku. Pete to było z resztą bandy, nie? - rzucił jeden z niskich mężczyzn, zaraz plując na glebę. Mimo pewności, ci szli dość powoli. Dwójka z nich była wyraźnie nieco bardziej przerażona, kilku było zwyczajnie niepewnych. Większość zachowywała pozory, choć stanowczo zwalniali kroku im bliżej byli źródeł dźwięku; im bliżej nieświadomie podchodzili do Thalii.
- Co to ma być za jakiś żart co? - warknął jedne z mężczyzn, średniego wzrostu i może nieco szczuplejszy od reszty, wychodząc do przodu gdy ujrzał leżące na ziemi... coś humanoidalnego.
- W takim razie nic tylko się cieszyć. – Jej cichy śmiech nabrał pewnej rozbieżności we własnych nutach, co w jakiś sposób ją bawiło. Spoglądała też na Thomasa, widząc jak lekko się zaplątał, ale zaraz też kiwając głową. Nie wiedziała, czy właśnie nie robiła strasznego głupstwa, ufając praktycznie obcej osobie w ramach pilnowania swoich własnych pleców, ale teraz…teraz to już chyba było bez znaczenia. Ostrożnie skierowała się na swoje miejsce, gotowa działać. I jakaś część niej, całkiem spora część, cieszyła się niesamowicie na tę szansę.
Byli blisko, słyszała ich oddechy mniej lub bardziej przyśpieszone. Wiedziała, że spoglądają na symbole, wiedziała, że interesują się tym, czy chcą czy nie. Nowe i obce zawsze przyciągało, bo nowe i obce zawsze mogło stanowić zagrożenie. W tym nie było nic dziwnego, tak w końcu wyuczyły ich obecne czasy…a ci mężczyźni byli na cudzym terenie, w nocy. Najgorsze możliwe połączenie dla nich, najlepsze dla niej i Thomasa.
Uniosła się powoli – wydawało się, jakby była częścią skały i właśnie wyłoniła się z zarysów kamienia, spoglądając na mężczyzn i w ich twarzach próbując dotrzeć reakcji. Krzyki zdążyły przynajmniej niektórym napędzić stracha w tym, że przerażenie było zaraźliwe, była odrobina prawdy. Byli to też robotnicy, ludzie prostsi niż siedzący nad wynalazkami naukowcy…a więc może i tacy, których łatwiej do czegoś było przekonać. Wyszczerzyła swoje zęby, pozwalając, aby błysnęły w mroku rozświetlanym tylko światłami ich różdżek, wewnętrznie ciesząc się z przerażenia niektórych.
- KURWA! – Głośne przekleństwo wyrwało się z ust Richarda, jednego z robotników który na widok oświetlonej istoty zatoczył się w tył, niemal wpadając na kolejnych znajomych. Mężczyźni od razu unieśli różdżki, Thalia jednak nie pokazała po sobie strachu, nawet jeżeli serce biło jej dość szybko. Wyciągnęła za to dłoń w stronę mężczyzn, która przekształciła się z młodej dłoni w skórę starczą, poskręcaną jak w dziwacznym obrazie szalonego malarza. Sam widok tego bolał ale mimo to wciąż szczerzyła się jakby teraz widziała najciekawszą nową zabawkę.
- Dobra, kuźwa, co to jest? Weź rzuć w to jakimś-
- TAK WIELE LAT! - Jej głos, charczący i syczący, wybił się ponad słowa mężczyzn. Przekrzykiwała sztormy, garstka mamroczących między sobą mężczyzn nie była dla niej żadnym wyzwaniem. Za to z zadowoleniem mogła obserwować jak zbili się w grupę, tak jakby nagle znalezienie się bliżej siebie miało im jakkolwiek pomóc. Nie mogła robić za długich przerw, jeszcze się rozproszą albo zaczną myśleć nad zaklęciami.
- Tak wiele lat ta wyspa zaznawała spokoju i dobroci, oddając naturze to, co należy do niej, a ludzkim istotom pozostawiając co ich. – Niezmiernie była zadowolona z tego, że wciągnęła się ostatnio w literaturę, chociaż nie sądziła, że podszlifowanie języka przyda się akurat na tę okazję. – A teraz zjawiacie się wy, nieproszeni, niechciani….niszczycie prosty pokój, od którego nikt więcej nie wymagał…co zrobić z wami? Tymi, którzy z chciwości zabierając wszystko?
Oczy uważnie śledziły otoczenie, a szarsza wizja, chociaż powodowała niemałe zawroty głowy, nie miała pojęcia, że kozy widzą tak dobrze w nocy, ale doskonale mogła orientować się w otoczeniu. Cóż, te stworzenia wydawały się całkiem zaskakujące.
- Czym ty, do cholery, jesteś?! – Jeden z mężczyzn postanowił chyba przemówić w imieniu reszty, a choć na jego twarzy malował się spokój, głos nieco mu się złamał. Musiała sobie przypominać, że jest tutaj, aby ich ugiąć, a niekoniecznie złamać. Że nie chciała ich zranić permanentnie. Musieli ich zmiękczyć, ale może dało się ich urobić na tyle, aby nie wyszli z tego z koszmarami do końca życia.
- Opiekuję się tym miejscem od czasów, których nie pamiętają wasi pradziadkowie ani ich pradziadkowie. Dobrzy ludzie Portland od zawsze pamiętali o mnie, lecz teraz…teraz to wasza wina, że pochłania ich walka o własne dobro i życie. – Zmarszczyła brwi, kiedy przypominała sobie ludzi cierpiących na ulicy i zdecydowanie ogarnęła ją złość. Na nich, na ludzi, na wszystko, na całe te sytuacja, na to że musiała właśnie robić coś takiego. Frustracja, że zmiana niewiele może wnieść odbiła się na jej twarzy gniewem, co również pasowało do sytuacji.
Jeden z mężczyzn chciał podejść, robiąc krok w jej kierunku – ale w tym momencie usłyszała krzyk gdzieś z boku, otworzyła więc usta, pozwalając, aby wydawało się, że cokolwiek miało się zadziać, było przez nią.
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset