Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg
AutorWiadomość
Brzeg [odnośnik]27.09.15 15:21
First topic message reminder :

Brzeg

Kamienisty brzeg pełen odłamków muszelek, bursztynów oraz tego co zostanie pozostawione przez przypływ. Nie ma tutaj wzniesień, miękkiego piasku, by usiąść i podziwiać zachód słońca. Niemniej ta część wybrzeża przyciąga wielu spacerowiczów. Kto wie, może jeśli odpowiednio wytężysz wzrok, pomiędzy zwykłym żwirem i muszelkami odnajdziesz coś ciekawego?

Wianki

Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie. Sierpień był czasem radości i spokoju dopóki nie rozpętała się wojna. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Weymouth na nowo wypełniło się śpiewem, słodkimi zapachami, gwarem rozmów i przede wszystkim ludźmi. Tradycyjnie wianki plecione były przez panny, które ofiarowały je kawalerom. Zrywały kwiaty w samotności rozmyślając o własnych uczuciach, ale dziś plotły je także zamężne czarownice, w parach i grupach, ufając, że w ten sposób przypieczętują swój związek. Z kwietnymi koronami kierowały się ku plaży, gdzie puszczały na wodę wianki. Tam zainteresowani nimi kawalerowie, mężowie, narzeczeni i sympatie rzucali się  morskie fale, by wyłowić dla wybranki serca jej wianek. Stara tradycja mówi, że panna nie może odmówić tańca kawalerowi, który wyłowi jej wianek.

Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.

Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, musisz zejść bliżej brzegu celem puszczenia na wodę lub wyłowienia wianka i zanurzyć w niej nogę lub rękę. Należy wówczas rzucić kością opisaną jako wianki.  Postać męska może wyłowić dowolny wianek kobiety, która wcześniej wypuściła go na wodę (liczy się pierwszeństwo odpisu) lub postaci NPC, jeżeli na wodzie nie ma żadnych wianków należących do postaci.
W wiankach może wziąć udział nieograniczona ilość multikont, nieograniczoną ilość razy, ale każda postać może tylko raz rzucać kością Wianki. Rzucać kością Wianki nie mogą postaci, które pojawiły się na Wielkiej uczcie w Londynie. W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
Wyjątkowo w temacie może przebywać więcej niż jedno konto tej samej osoby jednocześnie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 33 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brzeg [odnośnik]02.09.24 1:42
Trafiało do niego mniej więcej co piąte wypowiadane słowo. Spróbował okiełznać swój nagły wybuch żalu po utraconych wierszach i jak najszybciej przeżyć wszystkie fazy żałoby, żeby dobrnąć do etapu akceptacji zanim znowu się odezwał. Utknął gdzieś w połowie, ale przynajmniej odezwanie się nie groziło wylaniem potoku łez za rozmokłymi słowami.
- A, dziękuję, walijskie - odparł rozwiązując zagadkę swojego imienia. Ludzi często dziwiło. Było mało znane, ale z poszukiwań w czasach dzieciństwa, pamiętał, że istniał nawet rycerz okrągłego stołu, który się tak nazywał. I jakiś król. - Tak naprawdę to które ty wolisz i cała przyjemność po mojej stronie - odparł próbując znowu uśmiechnąć się czarująco. Ponownie z marnym skutkiem.
Jego imię było dziwne i niespotykane. Pewnie dlatego wszyscy znajomi mówili do niego Cecil. Używając czegoś bardziej znajomego i mniej twardo brzmiącego dla ucha. Ale on sam lubił obie wersje. A najbardziej ich połączenie. Brzmiało dumnie i wyglądało jakby należało do porządnego poety, a nie byle pisarzyny.
- Nie da się - postarał się brzmieć rzeczowo, ale ostatecznie bardziej jęknął niż silnie zabrzmiał, kiedy podniósł przelewające się przez palce resztki papieru. - Tusz na pewno cały spłynął.
Zapatrzył się na chwilę smutno w to, co kiedyś było poezją. Jakiż nietrwały jest wiersz. Wystarczy trochę wody by przepadł na wieki. A jednak tyle ich przetrwało stulecia. Czy ten żałosny obraz zniszczenia nie był właśnie pokazem siły poezji? Tak łatwo ją zniszczyć, a ona jednak trwa. Wbrew wszystkiemu, niestrudzenie towarzyszy człowiekowi przez wieki. Cecil znalazł w tym lekkie pocieszenie. Skoro poezja jest silna, on też powinien być.
- Tak - odparł wciąż spoglądając na Maisie z dołu. - Zazwyczaj ich za to nie rozpuszczam w wodzie - dodał gorzko, ale na końcu uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Nie żeby mu tak całkiem przeszło, ale było zdecydowanie lepiej. Po pierwsze, to nie tak, że przepadły utwory nad którymi pracował od dawna. Był wystarczająco przezorny, by nie zabierać ich ze sobą na Festiwal. Po drugie, większość tego papieru i była pusta. Nie miał aż tyle czasu na pisanie wierszy, kiedy wokół działo się tak dużo. Wreszcie po trzecie, był pijany. I w jakiś przedziwny, prawdziwie magiczny sposób czyniło go to zarówno bardziej wrażliwym jak i dużo mniej czułym.
- Masz rację - westchnął wstając z ziemi, kończąc tym samym pokaż bezbrzeżnej żałości. - To znaczy, że jeszcze coś napiszę. Nie, że były bardzo ładne. To znaczy, były, tak myślę, ale nie mam ci jak pokazać, bo no...
Zaplątał się w swojej własnej myśli i wykonał jedynie nieokreślony, zamaszysty gest dłońmi, który w jego odczuciu tłumaczył wszystko, a dla każdego postronnego obserwatora wyglądał jakby odganiał się od osy.
- Ach, wiersze są proste - odpowiedział nieco bełkotliwie. - Jak umiesz mówić i pisać, to już potrafisz wszystko, czego potrzebują. Za to szycie! Ha! Albo rysowanie! - Cecil zapomniał już o swoim nieszczęściu, które wydarzyło się chwile wcześniej. Miało do niego wrócić dopiero za jakiś czas, zakraść się niespodziewanie, kiedy będzie czuł się dobrze i szczęśliwie i zatruć go żalem i tęsknotą do słów, które zostały na zawsze zapomniane. Ale póki co ekscytował się poznaniem innej artystki.
- Co takiego malujesz? - Zapytał i zanim dał jej czas na odpowiedź kontynuował. - Ja w ogóle nie potrafię. Próbowałem kilka razy, ale to nawet nie wyglądało podobnie do tego, co miałem w głowie. Szyć za to nie próbowałem, ale wiem, że nie potrafię. Pewnie bym sobie kciuka przyszył do kapelusza z moimi zdolnościami.
Popatrzył na Maisie ze szczerym uśmiechem i błyskiem w oczach. Jego myśli napędzane alkoholem płynęły tak bardzo szybko, a on za wszelką cenę próbował za nimi nadążyć. Nie przyszło mu wtedy nawet do głowy, że nie tylko on może mieć ten problem.
- Przepraszam cię w ogóle za to - skrzywił się spoglądając na szery, rozmoczony papier leżący na ziemi. - Zazwyczaj się tak nie zachowuję, obiecuję.
Zatrząsł się nieco z zimna, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że mokre ubranie, nawet w tak ciepły dzień mogło nie być wcale dobrym pomysłem. Za to też miała go spotkać nauczka w postaci bólu gardła następnego dnia. Na szczęście był poetą, nie śpiewakiem, jeżeli tylko znajdzie więcej suchego papieru, będzie miał wszystko, co potrzebuje do szczęścia.


Dream no small dreamsfor they have no power to move the hearts of men.


Caradog Blishwick
Caradog Blishwick
Zawód : poeta, dziennikarz, buntownik
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
OPCM : 15 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12417-caradog-cecil-blishwick https://www.morsmordre.net/t12438-alkmena#382604 https://www.morsmordre.net/t12478-caradog-cecil-blishwick#383918 https://www.morsmordre.net/f476-somerset-dolina-godryka-lawendowy-zakatek https://www.morsmordre.net/t12457-skrytka-bankowa-nr-2658#383059 https://www.morsmordre.net/t12454-caradog-blishwick#382979
Re: Brzeg [odnośnik]02.09.24 14:44
Maisie często dziwiło wiele rzeczy w świecie magii. Nawet tak banalna sprawa, jak imiona. Podczas gdy w mugolskiej wiejskiej szkole Maisie przeważały imiona takie jak Mary, John, Peter, Anne i tak dalej, to w Hogwarcie takich nie spotykała, były za to inne, wymyślne i często trudne do wymówienia. Świat magii skrywał w sobie wiele dziwności i niezwykłości, które wciąż poznawała; pięć lat w Hogwarcie to za mało, by móc powiedzieć, że się w pełni poznało ten świat. Zapewne nawet za dziesięć czy dwadzieścia lat wciąż będą jakieś rzeczy nowe dla niej. Jeśli, oczywiście, tego dożyje, biorąc pod uwagę, jak obecne czasy nieprzyjazne były dla mugoli i ich potomków.
Uśmiechała się jednak, ciesząc się, że ktoś złowił jej wianek, choć współczuła chłopakowi utraty jego wierszy, które zapewne tworzył w porywie natchnienia, a teraz nie sposób było odzyskać je w takiej samej formie. Nawet magia nie była wszechmocna. Z drugiej strony, w świecie w którym wychowała się Maisie, ludzie nie przykładali wagi do takich rzeczy jak sztuka, bo mieli pilniejsze problemy. Mugolscy wieśniacy w pierwszej kolejności pragnęli wyżywić siebie i swoje rodziny, na poezję czy malarstwo nie wystarczało im czasu, wielu starszych ludzi z jej wioski nawet nie potrafiło czytać i pisać. Ale Maisie nie do końca chciała żyć tak, jak mugole w jej rodzinnej wiosce. Lubiła piękno i chciała mieć w swoim życiu choć odrobinę artyzmu, choć daleko jej było do typowego wyobrażenia uduchowionej artystki. Odebrała takie a nie inne wychowanie, choć dzięki odkryciu w sobie magii mogła się na trochę wyrwać z głębokiej wsi i poznać inny świat, jaki roztoczył przed nią Hogwart, dzięki czemu jej horyzonty nie kończyły się na najbliższej okolicy, tak, jak miało to miejsce z mugolami, którzy nie mieli mioteł ani teleportacji przez co musieli żyć bardzo lokalnie. W jej wiosce nawet mugolskie środki transportu były wielką rzadkością, bo praktycznie nikogo nie było na nie stać. Ale gdyby nie była magiczna, to zapewne rzeczywiście wiodłaby żywot przeciętnej wiejskiej kobiety, skończyłaby kilka klas wiejskiej szkoły, a potem musiałaby pracować na roli i młodo wyjść za mąż.
- A nie ma jakichś zaklęć, które zabezpieczają papier i tusz przed rozmoknięciem? – zastanowiła się, przyglądając się mokrym pergaminom. Jeśli były takie zaklęcia, to może przezornie lepiej byłoby je stosować, jeśli się ma tendencję do zapominania o wyciągnięciu ich z kieszeni. Nawet zwykłe pranie mogło zniweczyć twórcze wysiłki poety. Albo wylanie czegoś na stół, na którym się je pisało. – No wiesz, tak na przyszłość, żeby kolejne utwory nie ucierpiały.
Patrzyła jak podnosił się z ziemi, wyglądał już nieco mniej smętnie niż jeszcze chwilę temu. To dobrze.
- Szycie w gruncie rzeczy jest proste, wystarczy wiedzieć, jak łączyć ze sobą materiały i co w ogóle chce się z nich uzyskać. – Inaczej szyło się spódnicę czy sukienkę, a inaczej koszulę, spodnie czy skarpety. Ale na swój sposób pozwalało jej trochę się wyżyć, jako że łączyło w sobie użytkowe rzemiosło oraz kreatywność. – A jeśli chodzi o rysowanie, to najczęściej lubię szkicować… Zwierzęta. Lubię zwierzęta, więc zazwyczaj szkicuję właśnie je. Czasem zdarzy się też narysować jakiś koncept czegoś, co chciałabym uszyć… - Jednak koniec końców zwykle trudno było jej to wcielić w życie, skoro jej finanse były tak ograniczone i nie było jej stać na żadne finezyjne materiały. Ubóstwo podcinało skrzydła, nie pozwalało rozwinąć ich w pełni, bo wraz z babcią ledwie wiązały koniec z końcem odkąd dwa lata temu zmarł tata i pozostały bez głównego żywiciela rodziny, choć i wtedy im się nie przelewało. Wraz z babcią szyły więc, żeby zarobić na chleb i przetrwać. Oprócz tego zawsze sprzedawały część przetworów z owoców czy mleka. Jakoś musiały sobie radzić, ale jakoś tak wstyd było jej się do tego przyznawać. Zarumieniła się. On jednak wydawał się bardziej żywy niż na początku, i prawdopodobnie nie zwracał uwagi na to, że na krótki moment się zaczerwieniła. Może uda jej się utrzymać go w nieświadomości co do tego, że była nie tylko szlamą, ale i wiejską biedotą, dla której szycie nie było tylko miłym hobby, ale też sposobem na życie.
- W porządku, nic się przecież nie stało – machnęła lekko ręką, nie gniewała się na niego o to, co przed chwilą zaszło. Zauważyła że zadrżał, więc lekko chwyciła go za łokieć i pociągnęła, by razem ruszyli w stronę płonących ognisk. – Nie chcę, żebyś się rozchorował i spędził resztę festiwalu smarkając i prychając – rzuciła; w końcu mieli jeszcze trochę dni zabawy, szkoda by było ich zaprzepaścić przez paskudne przeziębienie. Do trzynastego sierpnia mieli czas. Później zawieszenie broni skończy się i znowu nastanie niepokój. Odepchnęła jednak te myśli. Chciała po prostu bawić się i żyć normalnie. Spojrzała na pary które już beztrosko tańczyły; wielu mężczyzn również było mokrych, a dziewczęta miały na włosach wianki. To wszystko miało swój klimat i urok, więc podobało jej się to. Nie była jednak tak śmiała, żeby pierwszej zaprosić Cecila do tańca, więc póki co stała na piasku, obserwując raźnie trzaskające płomienie oraz sylwetki co rusz przesuwające się poza ogniskiem a ich dwójką. Nie wiedziała jeszcze, że po trzynastym sierpnia ogień nie będzie jej się już kojarzył z festiwalową zabawą. Pozostawała w błogiej nieświadomości, więc bawiła się dobrze. – Cieszę się, że w ogóle odbywa się festiwal i że możemy się tu bawić. Szkoda, że ten spokój i beztroska nie mogą trwać już zawsze… - rozmarzyła się. Bardzo, ale to bardzo nie chciała wojny, strachu i lęku. Pragnęła pokoju, tego, żeby móc żyć bez wiecznego strachu o to, że ktoś skrzywdzi ją lub wręcz zabije tylko dlatego, że urodziła się w rodzinie mugoli. A tutaj, w Weymouth, na pewno znajdowało się wielu innych, którzy mieli przynajmniej jednego rodzica mugolskiej krwi i zapewne dzielili z nią lęki o przyszłość, których pomimo starań nie umiała całkowicie odepchnąć, bo po chwili ignorowania ich lubiły wracać, wsączając jad w jej myśli. Bawili się, chwytali ten dzień, ale ilu z nich zastanawiało się już, co będzie się działo po zawieszeniu broni?
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore

Strona 33 z 33 Previous  1 ... 18 ... 31, 32, 33

Brzeg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach