Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg
AutorWiadomość
Brzeg [odnośnik]27.09.15 15:21
First topic message reminder :

Brzeg

Kamienisty brzeg pełen odłamków muszelek, bursztynów oraz tego co zostanie pozostawione przez przypływ. Nie ma tutaj wzniesień, miękkiego piasku, by usiąść i podziwiać zachód słońca. Niemniej ta część wybrzeża przyciąga wielu spacerowiczów. Kto wie, może jeśli odpowiednio wytężysz wzrok, pomiędzy zwykłym żwirem i muszelkami odnajdziesz coś ciekawego?

Wianki

Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie. Sierpień był czasem radości i spokoju dopóki nie rozpętała się wojna. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Weymouth na nowo wypełniło się śpiewem, słodkimi zapachami, gwarem rozmów i przede wszystkim ludźmi. Tradycyjnie wianki plecione były przez panny, które ofiarowały je kawalerom. Zrywały kwiaty w samotności rozmyślając o własnych uczuciach, ale dziś plotły je także zamężne czarownice, w parach i grupach, ufając, że w ten sposób przypieczętują swój związek. Z kwietnymi koronami kierowały się ku plaży, gdzie puszczały na wodę wianki. Tam zainteresowani nimi kawalerowie, mężowie, narzeczeni i sympatie rzucali się  morskie fale, by wyłowić dla wybranki serca jej wianek. Stara tradycja mówi, że panna nie może odmówić tańca kawalerowi, który wyłowi jej wianek.

Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.

Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, musisz zejść bliżej brzegu celem puszczenia na wodę lub wyłowienia wianka i zanurzyć w niej nogę lub rękę. Należy wówczas rzucić kością opisaną jako wianki.  Postać męska może wyłowić dowolny wianek kobiety, która wcześniej wypuściła go na wodę (liczy się pierwszeństwo odpisu) lub postaci NPC, jeżeli na wodzie nie ma żadnych wianków należących do postaci.
W wiankach może wziąć udział nieograniczona ilość multikont, nieograniczoną ilość razy, ale każda postać może tylko raz rzucać kością Wianki. Rzucać kością Wianki nie mogą postaci, które pojawiły się na Wielkiej uczcie w Londynie. W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
Wyjątkowo w temacie może przebywać więcej niż jedno konto tej samej osoby jednocześnie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brzeg [odnośnik]11.07.23 19:45
hector

Przez chwilę obserwowała, jak wianek kołysze się na falach, ale szybko odwróciła wzrok. Wianek budził wspomnienia, niewygodne myśli i obrazy, które kłuły świadomość niczym najostrzejszy cierń. Nie była gotowa by się z nimi zmierzyć, poza tym, zapomnienie było bardzo wygodnym sposobem na życie.
Powolnym, nieśpiesznym ruchem zaczęła naciągać materiał rękawiczek na poszczególnych palcach, a potem zdjęła je całkiem i schowała do torby. Czynności nie towarzyszył żaden obsceniczny lub wulgarny komentarz, więc z powodzeniem można było uznać, że czaszka nadal leżała gdzieś w trawie, kawałek dalej, i tym razem dała jej spokój. Niezmącone obcą obecnością myśli rozlały się i rozpierzchły, a głowę wypełnił przyjemny szum wody i odgłosów bawiących się ludzi. Prima przymknęła oczy i westchnęła. Czasem dobrze było pobyć samej ze sobą, bez ślimaków, bez lasu, bez bobrów, bez czaszki, bez…
Nagły ruch z prawej i wibrujący pretensją głos wybił ją z tej błogiej sielanki. Natychmiast podniosła powieki i zadarła głowę w górę, ale zamiast odparować coś na ten atak ― po prostu zamilkła, porażona nagłym zetknięciem z przeszłością. Otworzyła szeroko oczy, rozchyliła usta, nie do końca wierząc w to, że Hector stoi tuż przed nią i trzyma ten nieszczęsny wianek i jeszcze pyta…
Pani Howell? Prima?
“Co to za frajer?”
Hector? ― wykrztusiła po przydługiej chwili ciszy, skupiając przy tym całą siłę woli na tym, by zignorować dźwięczący w myślach rechot czaszki. Zerknęła kątem oka, przeczesała spojrzeniem plażę, ale nic, czysto. Gdzie ten pędrak się pojawił tym razem? Na drzewie?
“Stara, wypraszam sobie, dobra? Bo się pogniewamy. Zresztą, zajmij się frajerem, a nie mną.”
Ja… um… ― Słowa rozsypały się nim zdążyła skleić z nich coś sensownego. ― Wyłowiłeś mój wianek?
“Zobacz go, jak się spłonił! Jak Dagna od starego młynarza, jak ją chłopaki pytali, czy to jej kasztany są!”
Przecież się nie… ― urwała zaraz, w panice przypominając sobie, że nie powinna rozmawiać z czaszką, kiedy ktoś jej towarzyszy. Uśmiechnęła się nerwowo, kącik ust drgnął w dziwnym tiku, spojrzenie jeszcze raz zbłądziło, tym razem w stronę wody. Czaszka, jak gdyby nigdy nic, błyskała bielą kości z mulistego dna, całkiem niedaleko brzegu, a oczodół wypełniony czerwonym światłem łypał w jej stronę nader nieprzychylnie.
Hector ― powtórzyła jeszcze raz, tym razem z większą mocą i zmusiła się do oderwania spojrzenia od czaszki. ― Co tu robisz? Znaczy nie, to oczywiste co robisz, przyszedłeś na Festiwal i ja… ― urwała, znów obejrzała się w stronę brzegu, ale czaszka zniknęła. Co u diabła?... ― Gdzie Beatrice? Przyszliście razem? ― palnęła pierwsze co przyszło jej do głowy, nawet nie podejrzewając, że Vale skończył pod tym względem tak jak ona.
“Ej, stara, idziemy?”
A wianek… ― wyciągnęła rękę po wiązankę, musnęła listki opuszkami palców i skrzywiła się zaraz, przypominając sobie, że to pokrzywa ― miał utonąć. Nie sądziłam, że popłynie dalej niż metr czy dwa.
“Wiesz co, ja to bym ci w to nie uwierzył, a co dopiero on. Wygląda na rozsądnego frajera.”


świeć nam żywym, świeć umarłym


Prima Lovegood
Prima Lovegood
Zawód : wiedźma z lasu, alchemiczka
Wiek : 38
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa

śnią mi się wilki
i śni mi się krew

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +8
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11773-prima-howell#363431 https://www.morsmordre.net/t11803-dybuk#364592 https://www.morsmordre.net/t12230-prima-lovegood#376594 https://www.morsmordre.net/f405-lancashire-lisi-bor-chata https://www.morsmordre.net/t11805-skrytka-bankowa-nr-2547#364597 https://www.morsmordre.net/t11804-prima-howell#364594
Re: Brzeg [odnośnik]17.07.23 21:43
stąd

Wszystko miało swoje granice, nie dało się ponoć bez nich żyć i z wiekiem chyba rozumiała dlaczego. Tylko że w większości przypadków nadal nie czuła potrzeby, aby takowe respektować. Wzruszyła lekko ramionami na słowa Liddy, bo cóż więcej mogła powiedzieć. Fakt, nawet oni nie mieli takiej wolności, jak pewnie sądzili obcy im ludzie, ale również ci, którzy nie wiedzieli zbyt wiele o obcej sobie kulturze. Zainteresowanie przyjaciółki miło ją zaskoczyło i zachęciło do wyjaśnień, których nie szczędziła. Uśmiechnęła się niewinnie, dusząc w sobie ten nerwowy chichot, którym zawtórowała jej Moore. Tęskniła za tamtym życiem, ale z drugiej strony czuła, że nie potrafiłaby znów żyć w takich zasadach, regułach określających najważniejsze aspekty życia. Zbyt dużo poczuła już swobody, zbyt wiele niezależności i poczucia, że najlepiej było jej liczyć na samą siebie. Tak było po prostu bezpieczniej.
Uniosła brew, kiedy padły tak odważne deklaracje ze strony Weasley i Moore. Obie wydawały się zacięte, by tą drugą wkręcić w niekomfortową sytuację i przeprowadzić mały eksperyment. Była ciekawa rezultatów, zamierzając później spytać jedną i drugą o wrażenia.
Uśmiechnęła się lekko, gdy Liddy wzięła ją i Celinę na świadków umowy.
- Oczywiście, chętnie zobaczę, jak wam przy takiej zmianie.- przyznała z rozbawieniem, odwracając głowę w kierunku Celiny, ciekawa jej reakcji. Po krótkiej rozmowie zajęła się już dokończeniem wianka, zerkając tylko na śmiejącą się Liddy. Cóż to wodowanie byłoby bez wątpienia nieplanowaną atrakcją na brzegu i pewnie spaliłaby się ze wstydu... ale cóż, jakiś sukces w zwracaniu uwagi na nie, zdecydowanie by osiągnęła.
- Imponuję? To będzie raczej przyjemność, by doszlifować umiejętności Liddy.- uśmiechnęła się przebiegle, bo brzmiało to nawet dla niej, jak całkiem dobra zabawa. Spojrzała na Moore, chcąc zobaczyć jej reakcję na takie spędzanie czasu. Faktycznie zamierzała ją nauczyć, ale może mniej intensywnie by nie zabić promyka chęci.
Zawiesiła spojrzenie ciemnych tęczówek na Neali, gdy ta odpierała wszelkie troski o nią. Nie spodziewała się, że tak szybko po ostatnich konfliktach, zacznie martwić się o dziewczynę. Ta nagła zmiana i pełen zapał do zaplecenia wianka, potęgowały niepokój. Przekrzywiła głowę, słuchając, jak dziewczyna opisuje swego wybranka serca. Ten opis zabrzmiał znajomo, aż z pewnym niezrozumieniem rozejrzała się po pozostałych. Wpadała w paranoję? Zamknęła na moment palce mocniej na trzymanym na kolanach wianku i prawie zgniotła jeden z kwiatków. Puściła zaraz, biorąc przy okazji głębszy wdech. Nie dziś, nie teraz i nie tu. Spojrzała w dół, gdy delikatny wiatr poruszył paroma luźnymi kosmykami włosów, a na wianku pojawiły się dodatkowe pąki i chwilę później kolejne kwiatki nieśmiało rozłożyły płatki, barwiąc się pięknie.- Ooo...- rzuciła pod nosem. Co to miało być? Rozejrzała się, w pierwszej chwili idąc za tokiem myślenia dziewczyn.- Jak raz się postarali.- stwierdziła z delikatną zadziornością w głosie. Chyba nie chcieli łowić przeciętnych wianków, skoro zadbali, by były ładniejsze.
Wstała z pomocą Celiny, by zaraz zaśmiać się cicho.
- Obiecuję, że się nie stoczę. Nie zrobię nam wielkiego wejścia, bo nasze wianki same się obronią i zachwycą.- obejrzała się na Weasley.- Zdecydowanie skończyłyśmy, możesz już biec do wody, by Leander się zjawił. Każda z nas chętnie go pozna.- dodała, trochę zachęcając dziewczynę, by ruszyła się w kierunku brzegu.
Sama zaraz zaczęła iść w tą samą stronę. Uniesione kąciki ust ukrywały niepewność i wątpliwości, skrywały obawę, którą dotąd starała się odsunąć. Dała mu wybór, ale chyba aż do tej chwili, nie dopuszczała myśli, że się nie zjawi. Wczoraj zasłużyła sobie, by dziś pozostać tu samej, by poczuć odrzucenie na które zapracowała głupotą. A jednak pozostawał w niej jakiś promyk nadziei i tej naiwności, której nie mogła wytępić, obojętnie jak się starała. Skubnęła palcami jeden z białych płatków, uświadamiając sobie, że wianek przypominał, tamten sprzed paru lat. Sięgnęła po te same kolory, przypadkowo dobierając pozostałe. Wchodząc do wody, poczuła, jak stres osiada gdzieś w żołądku i zaciska się nieprzyjemnie. Sukienka powoli zaczęła spijać słoną wodę, oblepiając łydki i leniwie nasiąkając dalej. Nie musiała wchodzić dalej, głębiej, by pozostawić wianek na powierzchni i pozwolić by odpłynął od niej. Mimo to zrobiła jeszcze parę kroków, a później schyliła się, by zrobić to, po co tu weszła. Wianek osiadł na wodzie, pokonując pierwsze wyzwanie i unosząc się. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, nie miała już wpływu na nic. Co miało się stać, to stanie. Odwróciła się, by odejść kawałek, poczuć pod stopami ciepły piasek. Obejrzała się na pozostałe dziewczyny, chcąc znów do nich dołączyć, gdy każda już oddała swój wianek morzu. Teraz czas było czekać na odważnych chłopców i mężczyzn, którzy rzucą się w toń za kwiatami wybranki. Każda z nich na to zasługiwała, by zostać wybraną przez jakiegoś kawalera i resztę wieczoru bawić się w najlepszym towarzystwie.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Brzeg - Page 23 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Brzeg [odnośnik]17.07.23 21:43
The member 'Eve Doe' has done the following action : Rzut kością


'Wianki (Weymouth)' :
Brzeg - Page 23 UYX1lpi

+
Adriana Tonks
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]18.07.23 20:23
Na Merlina i sto wozaków, co mnie podkusiło, by pleść to niewdzięczne cholerstwo, przemknęło jej przez myśl, gdy gniewnym krokiem kierowała się w stronę brzegu, próbując wyciągnąć z palców drzazgi, których nabawiła się wplatając miętę w podstawę wianka złożoną z gałązek, słomy i wilczomlecza lśniącego. Potknęła się, przeklinając po stokroć kamienistość brzegu, gdy jej palce mimowolnie zacisnęły się mocniej na niesionym wianku. Spojrzała na niego krytycznym okiem, unosząc ku górze lewą brew; wydawał się być całkiem przyzwoity, choć wciąż zbyt niedoskonały, biorąc pod uwagę ile czasu spędziła na wyplataniu każdego elementu. Jednego mogła być jednak pewna – ów twór był solidny, a wiedziała to tylko dlatego, że rzuciła nim niezliczoną ilość razy w przypływie infantylnej złości podyktowanej bólem wbijanych w palce drzazg i kolców, a on wciąż trzymał się idealnie. Prychała pod nosem, gotowa uwierzyć, że był to iście Merlinowski spisek.
Zatrzymała się na brzegu, obserwując niewielkie, podmywające go fale wobec których jej ciało mimowolnie poddało się drżeniu. Omiotła spojrzeniem okolicę, starając znaleźć jak najlepsze miejsce do wypuszczenia swojego wianka, może jakąś mieliznę, wysunięty brzeg, czy coś w tym rodzaju. W pierwszej chwili odstąpiła od gwarnych obszarów, widząc jak najróżniejsze kwietne obręcze obijały się o siebie, walcząc o miejsce w wodzie, a co gorsza – niejeden wianek znalazł się przez to pod wodą, co wywołało oburzenie Szkotki. O, co to, to nie, tego ci nie uczynię, obiecała, prędko odchodząc dalej, wymijając co większe kamienie, które aż zapraszały do zahaczenia o nie stopą, gwarantując upadek, zniszczenie spódnicy i poranienie kolan. Wtem dostrzegła, a raczej usłyszała kilka wymownych przekleństw, które ewidentnie wydobyły się spomiędzy kobiecych warg, choć najwyraźniej nie były kierowane personalnie do nikogo. Uśmiechnęła się półgębkiem, rozbawiona myślą, że najwyraźniej nie tylko ona jest tu niezadowolonym gburem, któremu przychylność nie sprzyja; teraz to miejsce podobało jej się odrobinę bardziej, postanowiła więc zatrzymać się i nie kontynuować dalszej wędrówki. Nie spojrzała na autorkę obelg, skupiając się wpierw na pozbyciu się niemiłosiernie kłującego przedmiotu. Podeszła do wody, umacniając po drodze splot swojego wianka. Miał mieć jeden, jedyny cel – unieść się na wodzie i odpłynąć jak najszybciej, choć powoli zaczynała się do niego przywiązywać, więc kto wie, może uda jej się puścić go na wodę, a potem złapać z powrotem? Na samą myśl uśmiechnęła się krzywo, doskonale zdając sobie sprawę, że na ten widok jej matka zapewne przysłałaby wyjca z samych światów, nawet jeżeli musiałaby wpierw przekupić wszystkie nadzorujące dusze, co zresztą tylko umacniało kruczowłosą w przekonaniu, że powinna trzymać się obranego planu.
Pochyliła się nad lustrem wody, ostatni raz muskając kłujące elementy opuszkami palców. – Pamiętaj, nie po to tyle się wycierpiałam żebyś mi tu zaraz utonął – mruknęła pod nosem, posyłając ostatnie, krytyczne spojrzenie swojemu tworowi, odpychając go w końcu od siebie. Nawiedziło ją echo wspomnień, kurczowo zahaczając o momenty w których puszczała wianki u boku ojca. Nie pomagał jej, choć przez wiele lat obserwował, jak wianki jego córki tonęły. Nie wszystkie sukcesy przychodzą od razu, Evelyn, powtarzał jej w latach dziecięcych; wtedy tego nie rozumiała, a dziś była mu wdzięczna za towarzyszenie podczas każdej porażki, która nauczyła ją uporu. Może właśnie dzięki jego słowom była teraz bardziej niż pewna, że jej wianek uniesie się na wodzie, brylując pośród innych swą naturalną barwą i odmiennością, która wcale nie była czymś złym. Prędko cofnęła się, próbując uniknąć rozchodzącej się po brzegu fali, klnąc jednak prędko z powodu niepowodzenia i nagromadzonej wody w trzewikach. Przewróciła oczami, z naburmuszoną miną obserwując poczynania wianka, próbując jeszcze walczyć z dotkliwymi drzazgami w opuszkach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me


Ostatnio zmieniony przez Evelyn Despenser dnia 19.07.23 0:59, w całości zmieniany 5 razy
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Brzeg - Page 23 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Brzeg [odnośnik]18.07.23 20:23
The member 'Evelyn Despenser' has done the following action : Rzut kością


'Wianki (Weymouth)' :
Brzeg - Page 23 YGi78Xt
+
Adriana Tonks
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]22.07.23 22:15
- Założę. - odpowiedziałam Liddy, potakując głową raz, porządnie, energicznie z coraz bardziej zaciętą miną. - Ja. Dokładnie ja. - potwierdziłam raz jeszcze nie tracąc nic na zawziętości. Widać było, że postanowienie jest we mnie mocne. - Sama mówiłaś - żeby zbadać sprawę dobrze, tak? - upewniłam się mrużąc trochę oczy, zerknęłam na te jej spodnie ucięte jakieś takie. Moje usta mimowolnie wykrzywiły się trochę, ale zadarłam nos. Trudno, niech będzie jeden dzień w spodniach się przemęczę - sprawdzę jakie są. A chociaż Lidka dzień w spódnicy będzie. Jest to wyrównana zamiana chyba nie? Wyciągnęłam rękę, dla zawarcia umowy rzecz jasna.
- Dobra, nie dziś. - zgodziłam się z nią po raz kolejny potakując głową. Sama nie spojrzałam ani na Celine, ani na Eve. Świadków mi nie trzeba było, żeby umowy wziąć i dotrzymać. Lidka ten problem przegapiła, że zapomniała chyba że przed wyzwaniami się nie brałam i nie chowałam tylko stawał na przeciw nich. Może być inny dzień, może być też całkiem cały - niech będzie. Zgoda. Potrząsnęłam jej dłonią, zaraz potem zasiadając znów na kocu. - Zdjęcia? - spojrzałam na Celine marszcząc brwi. - Naprawdę na wszystko musimy mieć zdjęcia? - zapytałam ich - znaczy jej i Lidki, bo to one chodziły i cykały - nie ukrywając tego, że wcale jakoś za mocno nie lubiłam na tych zdjęciach bywać.
- No, innego nie znam Cellie. - odpowiedziałam jej, brzmiąc jakby zadała jakieś głupiutkie pytanie. Znaczy no ono właśnie takie było. Bo ile Leandrów mogło się znać? To nie było jakieś popularne imię jak James, czy Kate. - Coś nie tak? - zapytałam spoglądając ku niej, w ogóle nie zrażona dwoma różnymi światami, czasami, przepełniona niewytłumaczalną pewnością, że dzisiaj w końcu go spotkam. Że w końcu choć na chwilę ta tęsknota, która wżera mi się w serce zostanie zaspokojona. Że ja w końcu wezmę i odetchnę. Odsunęłam tęczówki od mojej pięknej nimfy kiedy moją uwagę zwrócił ruch kwiatów. A może ich niemal nienaturalny rozkwit, śpiew drzew, wiatru. Wszystko zdawało się cieszyć, że przyjdzie nam się znów zobaczyć. Ja też cieszyłam się na to bardzo. Nie dopatrywałam się w tym dzi
- Niemożliwe. - nie zgodziłam się z dziewczynami. - To na nich zbyt finezyjne. - orzekłam bez wątpliwości. Co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Za wiele wiele wiele wiele lat by na coś tak ładnego i uroczego nie wpadli. Nie posądzałam ich o posiadanie romantyczności - mimo, że naprawdę lubiłam każdego z nich. Chociaż wytłumaczenia na to, czym to wszystko było poza tym, innego niż to, że świat cały wraz z naturą radował się na nadchodzące spoktanie nie miałam. Ale czy coś więcej było potrzebne? Znaczy jakiś inny powód? Kiedy spotykać się miały dwie dusze, przez tyle czasu od siebie tak odległe? Nie umiałam pohamować niecierpliwości. Chciałam w końcu na chwilę zdusić tą dławiąca mnie tęsknotę.
- Nareszcie! - ucieszyłam się, kiedy skończenie wianków zostało obwieszczone. Łapiąc za rękę Celine, chociaż kiedy ją wyciągała do mnie już byłam w połowie podnoszenia się. Zerknęłam na Eve unosząc brwi do góry. Już mogę biec? Wargi wykrzywiły mi się ledwie na sekundę na to jak złożyła zdanie, na to jak pretensjonalnie zabrzmiało, jakbym była małą dziewczynką, która czekała na pozwolenie. Bo za bardzo niecierpliwiłam się na spotkanie, wianek swój zaplatając najszybciej. Czekałam na nie, bo byłam kulturalna przecież. Nie powiedziałam jednak nic. BO W KOŃCU one też skończyły - docenić powinny jak wielką w sobie cierpliwość wyrobiłam. Ileż można je było pleść?! Chciałam być już na brzegu, na plaży, poczuć wodę na stopach, kostkach. Puścić wianek - i w końcu go zobaczyć. I w końcu mogłam. Ruszyłam - ale nie jak szaleniec. Chociaż momenty w których ciotka Mathilda mówiła, że damie nie wypada biegać zazwyczaj zbywałam wzruszeniem ramion, tak dzisiaj, nie ruszyłam szybciej, mimo, że serce mi się rwało. Tak na wypadek, gdyby patrzył, żeby klasy choć trochę w sobie mieć. Zrobiłam tylko kilka kroków do przodu, odwracając się, puszczając rękę Celine, żeby spojrzeć na nie. Zaklaskałam w zniecierpliwionym podekscytowaniu w dłonie. - To będzie dobry dzień. - zapowiedziałam im nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu na ustach. Poprawiłam spódnicę, odwracając się do wody. Na brzegu zostawiając buty. Biorąc wdech w płuca, kiedy wchodziłam do niej, krok za krokiem, ze spokojem - próbując też z jakąkolwiek gracją. W końcu sięgnęłam do głowy na której niosłam wianek ku brzegowi zerkając na niego - nawet przypominał tamten, nie powinien go pomylić - kwiaty, igliwie, wszystko było w odpowiedniej proporcji. Wzięłam jeszcze jeden nerwowy wdech w końcu pochylając się, składając z delikatnością swoje dzieło na wodzie z towarzyszącym mi rozedrganiem.
Bo oto, zaraz miało zdarzyć się to, na co moje serce czekało.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Brzeg [odnośnik]22.07.23 22:15
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'Wianki (Weymouth)' :
Brzeg - Page 23 Rpr459B
+
Adriana Tonks
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]23.07.23 15:31
Neala, Celine, Eve, Liddy

Pstryknięcie aparatu nie sprawiło, że widoczna przez wizjer poświata zniknęła; Liddy, spoglądając na swoje koleżanki, wciąż była w stanie dostrzec otaczającą Nealę mgiełkę, która momentami zdawała się odłączać, układając się w kształt kobiecej postaci - ale były to chwile tak krótkie i ulotne, że Liddy nie mogła być pewna, czy nie stanowiły efektu odbijającego się w szkiełku słońca. Niewyraźna sylwetka znikała po mrugnięciu powieką, żeby pojawić się znowu parę momentów później - od wytężania wzroku w oczach dziewczyny zakręciły się łzy, szczypiąc lekko.

Brzeg, na który się udałyście, był tego dnia pełen młodych czarownic i czarodziejów; w rozgrzanym powietrzu niósł się ich śmiech i napływająca z oddali muzyka, mieszająca się z szumem fal. Na rozłożonych na plaży ręcznikach i kocach siedziały zarumienione dziewczęta, plotąc wianki i wypatrując swoich wybranków; chłopcy na ogół stali nieco dalej od wody, palcami pokazując sobie kołyszące się na jej powierzchni wiązanki kwiatów, być może nabierając odwagi do ich wyłowienia. Raz na jakiś czas któryś z nich ruszał w stronę brzegu, dopingowany przez przyjaciół - żeby pochwycić upatrzony przez siebie wianek. W pobliżu Neala nigdzie nie widziała śladu Leandra, choć przez moment wydawało jej się, że dostrzegła kogoś łudząco do niego podobnego; serce zdążyło zabić jej mocniej, ale gdy młody czarodziej z ciemnymi, długimi do ramion włosami odwrócił się, okazało się, że jego rysy wyglądały zupełnie inaczej niż te zapisane w zabranym z Brenyn wspomnieniu.

Wchodząc do wody, czułyście jej przyjemny chłód, a im bardziej oddalałyście się od plaży, tym wyraźniej każda z was mogła wyłapać cichy, zmieszany z szumem fal śpiew chóru głosów; melodia układała się w rytmiczną piosenkę, ale jeżeli próbowałyście wychwycić słowa, albo choćby wytężyć słuch, pieśń cichła, wywołując wątpliwości co do tego, czy w ogóle istniała - czy może była to iluzja, wytwór wyobraźni, albo echo niosące się od strony ognisk. Położone na wodzie wianki niemal natychmiast popłynęły dalej, unosząc się miękko na powierzchni i wirując dookoła własnej osi, jak w jakimś niezwykłym, beztroskim tańcu. Neala przez cały czas czuła obok siebie obecność kogoś innego, kogoś oprócz koleżanek, ale ilekroć nie odwróciłaby głowy, żeby zatrzymać na nim spojrzenie, dostrzegała jedynie bawiących się czarodziejów.

Grupka chłopców stojących na brzegu zaczęła pokazywać sobie puszczone przez was wianki - póki co żaden z nich nie ruszył w stronę wody, ale przystanęli bliżej siebie, pochylając ku sobie głowy, jakby się naradzali.

Mistrz gry (na razie) nie kontynuuje rozgrywki, ale prosi o oznaczenie w powiadomieniu, jeśli którykolwiek z waszych wianków zostanie wyłowiony.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]24.07.23 16:08
A więc umowa została zawarta przy świadkach i przypieczętowana uściskiem dłoni. Tylko...
- Zdjęcia? - Liddy wypaliła równocześnie z Nealą i to, o dziwo, w podobnym tonie co ona i nawet wskazała palcem na przyjaciółkę skwapliwie przytakując jej słowom. - Zdecydowanie nie musimy mieć na wszystko zdjęć. Tym bardziej, jeśli ktoś je później będzie mógł wykorzystać przeciwko nam. Pomyśl tylko, Celine, co by się stało, gdyby takie zdjęcie nieopatrznie trafiło w ręce cioci Neali - dodała jako przykład (całkiem słuszny zresztą), choć pomijając ten aspekt, sama też wcale nie chciałaby, żeby ktokolwiek oglądał jej zdjęcia w spódnicy. Wystarczało, że będzie się w niej źle czuć, po co to jeszcze uwieczniać? Chyba tylko i wyłącznie dla tortury, a na to się nie pisała. No i... nie bez przyczyny wolała być po tej drugiej stronie aparatu. Nie była żadnym materiałem na modela. Za to Celine... Wow...! Nieważne z jakiej perspektywy zerkała na nią przez obiektyw, nieważne w jakiej pozie (a do pozowania też ewidentnie miała talent)... za każdym razem wyglądała perfekcyjnie. Dosłownie jakby urodziła się do tego, by wszyscy ją podziwiali. Liddy była przeszczęśliwa, że miała takie modelki. Wszystkie tak bardzo od siebie różne... ale patrząc na nie przez wizjer Liddy nie mogła wyjść z podziwu, że te różnice tak pięknie się ze sobą komponują jednocześnie nie tracąc przy tym na indywidualności.
Zamyślona, nieodgadniona Eve ślicznie prezentowała się wśród kolorowych kwiatów, które przy czerni jej włosów nabierały jeszcze intensywności. Choć znały się już od tylu lat, wciąż miała w sobie tyle tajemniczości!
I Neala... rozmarzona, pogodna, może trochę tęskna? Tło z zielonych liści lub błękitu nieba podkreślało jej urodę i ogniste włosy, które wcale nie były brzydkie jak twierdziła ich posiadaczka.
I wszystko byłoby świetnie, gdyby tylko nie to cholerne prześwietlenie czy... cokolwiek to było! Ugh! I tylko przy Neali się coś takiego pojawiało. Czy to możliwe, że jej włosy tak odbijały promienie słoneczne, że jej aparat fotograficzny fiksował? Liddy bardzo intensywnie wpatrywała się przez wizjer na przyjaciółkę, żeby rozgryźć zagadkę co to, u licha, było, aż jej oczy załzawiły i musiała przez chwilę szybko mrugać, żeby przestały ją piec. A już... już prawie nabierała pewności, że widzi w tej mgle jakąś kobiecą sylwetkę! Ale to przecież musiało jej się wydawać, bo nawet gdyby widziała faktycznie jakąś mglisty kształt to... czym by to niby było? Co by to oznaczało? Ech... najważniejsze, żeby tylko nie wyszło na fotografiach i ich zupełnie nie popsuło... Szkoda by było.
Stłumiła parsknięcie śmiechem zza aparatu, kiedy Eve opowiadała o tym, że będzie ją uczyła plecenia wianków. Uśmiechnęła się za to szeroko, a kiedy podeszła do przyjaciółki bliżej wciąż głównie skupiona na tym co widzi w wizjerze, odezwała się do niej konspiracyjnie:
- Doszlifowanie moich umiejętności? Ładnie to ujęłaś - powiedziała cicho wyraźnie rozbawiona tym sformułowaniem.
Neala jako jedyna podważyła podejrzenie, a właściwie przeświadczenie Liddy, że za rozkwitnięciem kwiatów stali ich kumple. Hm... zbyt finezyjne? Nawet nie znała tego słowa. Finezyjne...
- Że zbyt fikuśne? - upewniła się, że to jej przyjaciółka ma na myśli. - Oni są zdolni... jak im się chce - odparła wzruszając ramionami. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby Steffek ich nauczył takiego zaklęcia, albo nauczyli się go w szkole, żeby podrywać jakieś panny.
- No bo jak nie oni, to kto? - zapytała - Leander? - uniosła jedną brew, bo ta odpowiedź jakoś sama jej się nasunęła, a potem Liddy uśmiechnęła się szeroko. - On jest... finezenyjny? - zapytała już zaczepnie Nealę, nie rejestrując przy tym, że przekręciła nowo zasłyszane słowo.
Niedługo później wszystkie się zebrały i ruszyły na brzeg. Liddy krążyła wokół reszty niestrudzenie walcząc o jak najlepsze kadry i tylko irytowała się w duchu przez te dziwne mgliste prześwietlenia wokół Neali. Właśnie! A może to duchy? Duchy tak w ogóle potrafią? Nie znała się na nich kompletnie. No, z własnego doświadczenia wiedziała tylko, że jak się biega po Hogawarcie, to lepiej patrzeć gdzie, bo wpadnięcie w jakiegoś to nic przyjemnego.
Miała nawet zapytać swoich towarzyszek czy któraś z nich nie jest bardziej obeznana w temacie duchów, ale już zaczęły wchodzić do wody, więc i Lidka szybko pozbyła się obuwia i ruszyła za nimi. Z aparatem w dłoni oczywiście, a nie z wiankiem, i bardzo uważała, żeby przypadkiem się nie zamoczył. Nasiąkające nogawki spodni zaś zupełnie ignorowała prąc do przodu i fotografując swoje towarzyszki w morskich falach i ich wianki kołyszące się już na wodzie. Zabawne, że wśród szumu morza i radosnych okrzyków ludzi na plaży słyszała też śpiew. Czy ktoś faktycznie śpiewał, czy może to jakieś czary? Bo brzmiało to bardzo nierealnie.
- Też to słyszycie? - zapytała dziewczyn nie odrywając się jednak od wizjera aparatu.


OK, so now what?

we'll fight

Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Brzeg [odnośnik]24.07.23 17:11
Ich kategoryczna odmowa sprawiła, że rezon Celine rozprysł się jak wiązki dmuchawca porwane przez wiatr; butny uśmiech zbladł, zastąpiony przez rumieniec wstydu muskający policzki. Wyobraźnia pognała naprzód, sugerując, że naprawdę je uraziła, że przesadzała, że wystarczy im doznań związanych z wymianą garderób, do których nie przywykły. Że dość mocno nadwyrężyła już ich tolerancję krakaniem o wiankach. Ramiona półwili opadły, leciutko skuliła się w sobie i zwróciła wzrok z powrotem na plecionkę kwiatów, nabierającą coraz wyraźniejszego kształtu. Neali nie musiała się obawiać, Liddy jednak była dla niej ledwie odpakowywaną z prezentowego papieru enigmą, zagadką, której alfabetu dopiero się uczyła. Co jeśli naprawdę sprawiła jej przykrość? Przejaskrawione traumami myśli rozciągnęły przed nią wstęgę najczarniejszego scenariusza; Hector podarował jej wiele sposobów na radzenie sobie z lękami, kiedy wygrzebywały się spod ciepłej pierzyny snu, Celine odetchnęła zatem głęboko i strząsnęła z myśli nalot fantazji, przypominając sobie, że odmowa wcale nie równała się nienawiści. - No dobrze - rzuciła zażenowana, uśmiechnąwszy się przepraszająco. - Macie rację. Żadnych zdjęć - obiecała, na dowód układając dłoń na własnej piersi w uroczystej przysiędze. Aparat tego dnia pozostanie schowany na dnie szuflady, pamiątkami natomiast staną się po prostu wspomnienia.
Kiedy zakończyły pleść swoje girlandy i dziewczęta przyjęły zaoferowane przez nią pomocne dłonie, Celine założyła na swoją głowę przygotowany wianek, polny, kolorowy, bujny dzięki nietypowej magii, która zamigotała w powietrzu i musnęła rośliny upiększającą mgiełką. Bez wątpienia żadna inna czarownica na festiwalu nie mogła pochwalić się wiankiem tak pięknym, jak one! Z Nealą ujętą pod rękę oraz koleżankami u boku ruszyła na nabrzeże przesycone rześką, słoną bryzą, na szczęście nie dostrzegając spojrzenia, którym Weasley obdarzyła Doe, bo gdyby zdążyła je wychwycić, wiedziałaby, co mogło oznaczać. Nic dobrego. Na miejscu, tuż przy linii graniczącej z wodą, puściła dłoń przyjaciółki i ustawiła koszyk na ziemi, zdejmując z głowy florystyczną koronę, której posłała ostatnie przeciągłe spojrzenie. W jej sercu brzdękały dzwoneczki nierozsądnej nadziei. Nadziei, którą zakrzykiwała w myślach logicznym napomnieniem, że ten, którego chciała, najpewniej wcale nie wyłowi jej dzieła. Nie wskoczy w fale, nie wyniesie z nich ucałowanego solą wianka, nie zaprosi nad ognisko, gdzie mogłaby oddać mu taniec za tańcem.
Każdy krok w przepastną, roziskrzoną blaskiem słońca gardziel wód Dorset, dźwięczał w jej uszach
enigmatyczną, wydelikaconą muzyką, melodią splecioną ze słowami, których nie mogła zrozumieć. Szeptał do nich sam wiatr. Śpiewało dla nich morze. Półwila obejrzała się przez ramię na brzeg, myśląc, że może przechadzała się tamtędy grupa nucących charłaczek, które na festiwalu roznosiły dzbany z miodowym piwem, lecz gdy tylko próbowała skupić się na źródle piosenki, słowa gasły, a rytm zanikał, nieuchwytny, dziwnie magiczny. Nie widziała nikogo, kogo usta układałyby się w tkanej pieśni, skąd więc się brała? - Tak... - odpowiedziała Liddy z lekko ściągniętymi w zaintrygowaniu brwiami. - O czym śpiewają? I kto? Nie mogę zrozumieć - ani, co gorsza, rozszyfrować języka, rozważała nawet, czy było to zwyczajną atrakcją przygotowaną przez Prewettów. Czy może to kolejny żart chłopców? Lub może sposób na zapewnienie koleżankom odpowiedniego nastroju? Wolała myśleć, że naprawdę próbowali sprawić im odpowiednią atmosferę, iście magiczny nastrój, jak z bajki. To byłoby z ich strony przemiłe.
Przyjemnie chłodne głębiny strząsały z niej gorąc sierpniowego dnia, weszła nieco dalej, niż po kolana, po czym ostrożnie ułożyła kwiecistą aureolę na tafli i pchnęła ją delikatnie przed siebie. Płyń. Płyń dokąd chcesz, do kogo chcesz. Przeznaczenia nie sposób przebłagać. Drżący wydech uleciał później z piersi jak ptak wypuszczony poza pręty klatki żeber; odwróciła się ku koleżankom i uśmiechnęła, lekko przyciskając dłonie do zaróżowionych policzków. - Niech się dzieje - zaświergotała, ujmując dłonie Eve i Neali we własne, by poprowadzić je ku brzegowi, jeśli miały na to ochotę. Jej spojrzenie wychwyciło po drodze grupkę naradzających się młodzieńców, których konszachty sprawiły, że łagodnie przechyliła głowę do ramienia i uśmiechnęła się promiennie, nachyliwszy się do swoich towarzyszek. - Jak myślicie, który z nich wyłowi wasz wianek? Wyglądają na zdeterminowanych i gotowych do startu - oceniła szeptem.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Brzeg [odnośnik]24.07.23 17:11
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'Wianki (Weymouth)' :
Brzeg - Page 23 7EojZir

+
Adriana Tonks
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg [odnośnik]27.07.23 17:10
Nie znał prawdy, bo Thomas mu jej nie zdradził. Nie powiedział mu o tym, co sprawiło, że jego drogi z Kerstin się rozeszły. Nie powiedział mu o niczym, po prostu zniknął bez słowa, jak zawsze i choć nie pamiętał tego, że zawsze go bronił i miał dla niego dobre usprawiedliwienie, teraz też go odnajdywał, zrzucając całą winę na dziewczynę. Kłamał, a może nie — wierzył we własne słowa, więc przekonanie płynęło w każdej głosce dźwięczącej po piaszczystej plaży Weymouth. To one, to one były temu winne. Kobiety rozkochujące, mamiące, czarujące i łamiące serca. Byli wrażliwi, byli delikatni, dobrze i mogli przenosić dla nich góry, a one deptały ich jak robaki. To samo musiało spotkać Thomasa. To samo musiała mu zrobić Kerstin.
— Złamałaś mu serce — stara prukwo, pomyślał, ledwie gryząc się w język. — Wykorzystałaś go — szedł w zaparte, odnajdując we własnych słowach coraz więcej uzasadnień. — Zabawiłaś się jego uczuciami, a potem po prostu zostawiłaś samego sobie, nie chcąc słuchać wyjaśnień. Bo ktoś ci tak kazał – siostra — ta sama, której wianek teraz wyłowił. Ta sama, z którą chciał teraz spędzić czas w przeciwieństwie do Kerstin. Szukał rozrywki, szukał odskoczni. Łaknął emocji, powrotu do świata żywych po tym, jak mroczne cienie z czerwca wtrąciły go w czeluście. Udało się, ale nie tak jak chciał. Dostał nie to, co planował.
Chciał jej odszczekać więcej, ale skutecznie zamknęła mu usta. Nie zdziwiła go swoją opinię i nie ubodła — wiedział o tym doskonale. Był za młodym a głupi i zbyt nieodpowiedzialny, by zajmować się rodziną. W normalnym świecie miały ciotki, babkę, które pomogłyby w wychowaniu. I nie chciał tego ciężaru — pragnął i potrzebował cygańskiego taboru, jakiegokolwiek już, teraz, od razu. Środowiska, które znał, które zrobi to co powinno.
— A ty nigdy nie będziesz nawet matką — rzucił za nią już bez złości, ale za to soczystą kpiną. Z takim temperamentem, rodziną i historią nikt jej nie zechce, nikt z nią nie zostanie.
Przyjaciel dopadł do niego, łapiąc go za przedramię. Z pozoru przyjacielski gest znał aż za dobrze, a zdołał ochłonąć na tyle, by uświadomić sobie, że obecność Steffena była pomocą, która nadeszła. Trzymał go, bo wiedział, że nie zawahałby się przed uderzeniem Kerstin gdyby powiedziała kilka słów za dużo i za nic miałby całą jej rodzinę zgromadzoną na plaży wokół niej. Spojrzał na niego z mieszaniną podziękowania i wstydu, że musiał to robić. Spojrzał na nago też z żalem, który próbował ukryć pod zadartą brodą i mocno zaciśniętymi ustami. Głupia wywłoką popsuła mu popołudnie, zabawę i być może wieczór. Podążył za nią wzrokiem jeszcze chwilę, aż skierował go na Justine, uświadamiając sobie, że przecież od samego początku to ona była winna wszystkiemu. To od niej się zaczęło. Co on sobie wyobrażał? Że flirt, męski zakład i próba zabawy cokolwiek zmienią? Jego zmienią? Przypomni mu co powinien czuć? Przypomniała mu już jej siostra i żałował, bo nie tak to sobie wyobrażał. Nie to chciał poczuć.
Starszej Tonks nie robiło różnicy kim był. Bratem Thomasa, ale to bez znaczenia. Czyli jednak jego brat też nie miał dla niej znaczenia? Dłoń Steffena, która go powstrzymała zaczęła mu ciążyć. Wysunął się spod niej i zerknął na przyjaciela, któremu wcisnął wianek Justine w dłonie. ten rozsypał się w trakcie, ale to i tak już było bez znaczenia. To, co planował zrobić też nie miało znaczenia, bo Justine wiedziała kim był, a on nie pojawił się tu by pomówić z nią o poważnych sprawach. Zabity nastrój dawał się we znaki
— Wy dwoje macie więcej tematów do rozmowy przy piwie — burknął z niezadowoleniem i klepnął Steffena w ramię. Obaj należeli do Zakonu, nie zamierzał być piątym kołem u wozu. W trójkę nie będą się dobrze bawić, nie będą bawić wcale. — A ja potrzebuję czegoś innego — odpowiedział, spoglądając na Justine. — Może jak zapleciesz lepszy wianek, w końcu wyjdzie lepiej.— Mówiła, że nie miała normalnych wianków od dawna. To musiał być sekret nieudanego święta. Klepnął Steffena raz jeszcze i udał się w drugą stronę, zostawiając przyjaciela z idolką sam na sam.

| zt



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Brzeg [odnośnik]27.07.23 17:53
Zaciskał dłoń na ramieniu Jima, niepewny, czy się uda. Nie byłby w stanie go przytrzymać, nawet gdyby chciał. Nie był nawet pewien, czy przyjaciel zrozumie jego milczące wsparcie—to z Marcelem rozumieli się bez słów i to on byłby pewnie w stanie rozładować jego gniew.
Dlaczego jeszcze tu nie dobiegł?
Obejrzał się przez ramię i zobaczył, jak Marcel rozmawia z jakąś dziewczyną, jak miętosi w dłoniach jej głupi, banalny wianek. Każdego innego dnia, w każdej innej sytuacji, ucieszyłby się i kibicował przyjacielowi—ale nie teraz, kiedy wybrał , a nie wyścig o wianek samej Justine Tonks. Z profilu tamta dziewczyna wyglądała trochę jak Bella, jasne włosy spływały falami po jej ramionach, nic dziwnego, że Marcelowi się podobała, każdemu by się podobała - ale (wmówił samemu sobie, gniewnie), jej uroda była banalna i na pewno złamie blondynowi serce, jak one wszystkie. Nawet Kerrie zdołała złamać Jimowi nie serce, a humor. Oderwał od nich wzrok, w duchu życząc nieznajomej żeby się potknęła i ochlapała sobie tą głupią sukienkę. Modliszka jedna, nie odciągało się przyjaciela od kolegów gdy był im potrzebny.
Steff zrobił z siebie dla Jima głupka przed Justine Tonks i jakoś naiwnie liczył, że gdyby dobiegli tu w dwójkę to wyglądałoby to jakoś lepiej.
-Przepraszam, to nie będę przeszkadzać... - podniósł na nią wzrok, czując się pod ostrzałem przenikliwego spojrzenia. Naprawdę potrafiła człowieka onieśmielić. Miał nadzieję, że nie przejrzała ich zakładu, ale i tak zrobiło mu się strasznie wstyd. Zostawi ich tutaj, samych z Jimem, i to naprawi. Zanim zdążył to zaproponować, to Jim uznał, że sobie pójdzie. Spojrzał na niego, zaniepokojony, z troską. Kontrast jego obecnej miny z radosnym uśmiechem, z którym zaczynali wyścig, był boleśnie widoczny. Czy naprawdę nie mogli się zdobyć na jeden, miły dzień? Czy widmo Thomasa musiało prześladować Jima nawet tutaj? Nie widzieli go od miesięcy, brat Steffena też był idiotą (choć nie aż takim, no i w Niemczech nie przyniesie mu wstydu), a Jim...
-Przecież... - też masz z nią tematy do rozmowy, chciał zaprotestować, może w obliczu bohaterskich czynów Justine Tonks tamte ulotki z Connaugth Square i rozsiewane w hrabstwach plotki zdawały się niczym, ale dla Steffa były czymś. Był z niego dumny i chciałby mu o tym powiedzieć, chciałby jej o tym powiedzieć, ale podłapał spojrzenie Jima i słowa uwięzły mu w gardle - Jim pewnie nie chciał o tym rozmawiać, było zawieszenie broni, może nikt nie chciał o tym rozmawiać. Może gdyby był tutaj Marcel, byłoby mniej niezręcznie, on tańczył najlepiej z nich wszystkich i wszyscy napiliby się piwa z Justine Tonks - ale go nie było, a teraz nawet Jim zostawił go sam. I nawet ten kojarzony z widzenia blondyn, którego zaprosiła na piwo, zostawił ją sam (mówiąc coś o dzieciach, ale samemu przeklinał...).
Korciło go, by pobiec za przyjacielem, ale w dłoniach trzymał wianek Justine Tonks. Była kobietą, a chłopak, który wyłowił jej wianek, właśnie sobie poszedł. Zastanawiał się, czy nie chciała biec za swoją siostrą (on niekulturalnie udał, że nie zauważył płaczu Kerrie, bo musiał być solidarny względem Jima), ale stała w miejscu.
Musiał to naprawić (i to wcale nie będzie zostawienie przyjaciela, to zupełnie inna sytuacja niż Marcel i tamta dziewczyna, prawda?), bo zaczynał być załamany rodzajem męskim.
-Chodźmy na piwo, zapraszam! - zadecydował, zerkając w dół, na trzymany w rękach wianek. Faktycznie był strasznie brzydki, ale umiał przecież kłamać. -To przecież ładny wianek. - pocieszył ją, Jim nie musiał zostawiać jej przecież z takim komentarzem. -Oryginalny. Najoryginalniejszy. - uśmiechnął się, tak jak wtedy, gdy słuchał o najmodniejszych sukniach w "Cynobrowym Świergotniku". -On... ma durnego brata, ale to dobry chłopak. - dodał cicho, oglądając się za Jimem. Znowu na nią spojrzał i zapadła niezręczna cisza.
-Pewnie na kogoś czekasz... - powiedział cicho. Z bliska, gdy nie otaczali jej groźni aurorzy - i gdy mógł (ku własnemu zaskoczeniu) patrzeć na nią z góry, była naprawdę ładna. Może nawet piękna. Starsza od nich, fakt, i chuda, bo ten cały stres musiał się na niej odbić, ale miała w sobie coś takiego... no. Pamiętał przygaszonego Vincenta na rytuale, powinna tutaj czekać na niego. Był przystojny i był łamaczem klątw. Nie wiedział, co między nimi zaszło, ale po namyśle uznał, że Vincentem też jest załamany. Vincentem i tym blondynem, który olał ją i jej siostrę. -...ale to ja mam twój wianek. - zauważył, oblewając się rumieńcem. Bądź odważny, Steffen. -Jak już się napijemy, mógłbym cię poprosić do tańca? Tańczę całkiem nieźle! - obiecał, spoglądając na nią z nadzieją. Z podziwem.
Nie wyobrażał sobie, że mógłby wyłowić wianek kogoś innego niż Bella i tańczyć z kimś innym niż Bella, ale jeśli miałby kogokolwiek na świecie uznać za godne zastępstwo (do tańca) - to była to Justine Tonks.
Z wrażenia, stremowany jej obecnością, nie zauważył nawet, że może to przyjaciele zrobili mu prezent.

/zt jeśli się zgodzisz?  :pwease:


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Brzeg [odnośnik]28.07.23 0:58
Evelyn

Wianek powoli odpływał w dal, kołysząc się na niewielkich falach. Unosił się na nich i powoli opadał, idealnie utrzymując równowagę. Był szybszy niż inne, mniej obciążony dodatkowym chujstwem w postaci wystającego zielska i innych pstrokatych kwiatków. Może nie był piękny, ale dla mnie — był idealny. Idealnie praktyczny. Idealnie odpychający.
Kiedy tak patrzyłam, jak sobie tak płynął, obok mnie pojawiła się kobieta, która również puściła wianek na wodę. W sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu wszyscy zebrali się tu by popisać się mistrzostwem plecenia bądź też łowienia, żeby tradycji stało się zadość, albo żeby sobie poszukać ruchańska na jeden wieczór, jako że wiadomo, że całe to pierdolenie o szukaniu sobie żony albo bęża to jest pic nawodę. Tak, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kształt wianka, który od razu przykuł mój wzrok. On też był ostry, na pierwszy rzut oka nie zachęcał, by go łowić, bo kto normalny pakowałby palce w ostre, groźnie wystające gałązki? Był bliźniaczo podobny do mojego, jakby stworzył go podobnie popierdolony umysł i podobnie wściekłe, olewające drzazgi i krew dłonie.
Nie wiedziałam, czy to znak, czy może to miejscowy dekokt namieszał mi w głowie, ale po chwili zastanowienia, które trwało co najmniej ułamek sekundy, gdyż nie należę do osób, co się będą główkować całą wieczność, ruszyłam do przodu. Woda momentalnie wlała mi się do butów, nogawki przydługich spodni, napiły się wody, jak ten alkoholik co się dobrał do piersiówki i zaczęły ciągnąć w dół, próbując pokazać światu kawałek mojej bladej dupy. Ale to nie mogło mnie zatrzymać. Ani to, ani śliskie podwodne kamienie. Chwila i już pokraczny kłujący wianek był w moich ręce. Badyle przegrały nierówny pojedynek ze srebrem i prawdziwą goblińską robotą.
Złapanie wianka było połową sukcesu, bo to właśnie wyjście z wody było prawdziwym wyzwaniem. Ciuchy stały się ciężkie, jakby ktoś transmutował je w kamień, ale chuj tam. Zacisnęłam zęby w najlepszym możliwym uśmiechu, by w takim stanie stanąć naprzeciw mojej nowej wybrance.
-Niezły wianek, na bank nie zatonąłby za szybko — odpowiedziałam, unosząc dzieło sztuki florystycznej przed swoją twarz. - Dobre wyzwanie dla wszystkich miękkich fujar na tym festynie.
Spojrzałam w bok, gdzie akurat jakiś koleś wyciągał wyjątkowo obrzydliwie kolorowy wiecheć.
-Patrząc na towarzystwo, to raczej mało kto doceniłby tu prawdziwe piękno solidnych konstrukcji. Masz szczęście, że znalazł się tu ktoś, kto zna się na rzeczy. Uprzedzają pytanie — to ja jestem tym kimś.


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Brzeg - Page 23 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Brzeg [odnośnik]28.07.23 22:49
Zlata

Miała mieć go na oku, obserwować z głupią nadzieją każdą walkę z żywiołem, który wiele wianków już zatopił. Chciała, by prędko zniknął, nie dał się złapać, czyniąc się ostatecznie bezsprzecznie wolnym. Zupełnie tak, jakby to miało jakieś większe znaczenie, głębszy przekaz, odzwierciedlenie pragnień kruczowłosej.
Ale to wszystko dementor strzelił.
Spuściła wzrok tylko na jedną, krótką chwilę, zawzięcie próbując wyciągnąć jeden z większych ciernistych kolców, który utknął jej w opuszku lewego kciuka, czyniąc go tkliwym. Kątem oka dojrzała jakąś wariatkę, co najwyraźniej postanowiła popływać. O co wam chodzi, ludzie? To nie festiwal popisów pływackich, pomyślała, przewracając zaraz oczami z irytacją wobec jawnego pokazu infantylności. Uniosła palec do ust, łapiąc kolec w zęby, jednym ruchem wyzwalając skórę spod boleści, a samego winowajcę ze świstem wypluła pod nogi. Skrzywiła się mimowolnie pod wpływem uderzenia metalicznego posmaku na języku.
I wtedy właśnie podniosła głowę, szukając swojego wianka dokładnie tam, gdzie go ostatnio widziała. Zmarszczyła brwi, nie dostrzegając nic, co choć trochę przypominałoby ten jeden, jedyny, niepowtarzalny – jej własny. Zamiast tego znów dostrzegła tę szajbuskę-pływaczkę, co nie szczędzi językowi złorzeczeństw. Już miała zdać wianek na straty, odwrócić się i odejść, obiecując sobie, że może w przyszłym roku się uda, ale coś ją zatrzymało. Merlinie, dziadu jeden, skończ się bawić w oszukiwanie przeznaczenia. Oto właśnie obserwowała jak jej własny, jedyny, najwspanialszy ze wszystkich wianek trafił w kobiecą niewolę. Ogień zawrzał pod skórą, gdy krzyżowała ręce na piersiach, ignorując nieprzyjemny ból dłoni, które poczęły się dodatkowo trząść, wyrażając rozemocjonowanie, buńczuczną złość Szkotki.
Mierzyła złodziejkę stalowoniebieskim spojrzeniem, arogancko zadzierając brodę wyżej. Górowała nad nią, choć sama była lichego wzrostu, a ta wyższość dodawała instynktownego animuszu, dyktując pozorną przewagę. Uśmiechnęła się szyderczo, ukazując pełny szereg zębów – nabyte wilcze przyzwyczajenie. Przechyliła głowę, śmiało mierząc się z siłą zieleni kobiecych oczu. – Nie zatonąłby – skwitowała z nienaturalną miękkością w tonie, uniosła nieznacznie jedną z brwi ku górze, mrużąc zarazem oczy. – Był przeznaczony morzu – wyjaśniła, hardo akcentując szkockie brzmienia. Nie miała zamiaru tłumaczyć trywialnych intencji, które kierowały nią, gdy puszczała go na wodę. Była zwyczajnie głupia, robiąc to teraz, w dzień, gdy tylu ludzi znajdowało się wokół, ale aetonany nie podarowałyby jej spóźnienia na wieczorne karmienie. Gdyby wiedziała, że wydarzy się taki nieprzyjemny wypadek, to sama wlazłaby po niego do wody, nawet jeśli kosztowałoby ją to nazbyt wiele wysiłku w pokonywaniu własnych niechęci.
Podążyła za nią spojrzeniem, wprost do mężczyzny wychodzącego z kanału z wiankiem w dłoniach. Prychnęła głośno, kręcąc głową z grymasem wymalowanym na bladych ustach. Nie tworzyła wianka po to, by przypadkowy desperat rzucał się za nim między fale, licząc na taniec w nagrodę za trudy w pokonywaniu chłodnych wód. Westchnęła przesadnie głośno, wraz z jednoczesnym wywróceniem oczu. – Och, Merlin pobłogosławił mnie znawcą, jakiż to zaszczyt mnie kopnął – wypluła kpiąco, kłaniając się teatralnie wpół. Powyżej uszu miała głupich mężczyzn, a teraz przyszło jej się mierzyć z kobietami, co uważała za wielką niesprawiedliwość losu, jedną z wielu kłód, które rzucano ostatnio wprost pod jej nogi. Wyprostowała się powoli, prostując łopatki, które instynktownie spięły się, podobnie jak reszta mięśni. – Pobawiłaś się już? Potrzebujesz aprobaty? Śmiechu widowni? Hm… to da się załatwić - hehe, a teraz oddawaj – nie szczędziła sobie ckliwych słówek ociekających jadem; zmarnowała wystarczająco dużo czasu na przepychanki z randomową osobą w imieniu czegoś, co i tak należało do niej. Wyciągnęła rękę ku nieznajomej, tę samą, z której przed kilkoma chwilami wyciągała cierń i wykonała ponaglający gest. Nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale rozważała kilka opcji i obiecała sobie, że za żadne skarby nie będzie ganiać wiankowej złodziejki przez tę cholerną, kamienistą plażę

[bylobrzydkobedzieladnie]


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Brzeg - Page 23 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691

Strona 23 z 33 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24 ... 28 ... 33  Next

Brzeg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach