Wydarzenia


Ekipa forum
Sala zachodnia
AutorWiadomość
Sala zachodnia [odnośnik]09.10.15 15:44

Sala zachodnia

★★★
Prywatna galeria sztuki Laidan Avery już od dwudziestu lat jest stałym punktem na artystycznej mapie magicznego Londynu. Początkowo ściany dawnego teatru zdobiły wyłącznie prace lady Avery, ale z czasem - i budowaniem pozycji w świecie uduchowionych wielbicieli piękna - zaczęły pojawiać się tutaj dzieła innych artystów, także debiutantów. Galeria sztuki słynie z urządzanych co kwartał wernisaży połączonych z aukcjami dzieł najświeższych gwiazdek świata sztuki: nie tylko malarstwa ale i rzeźby. Często wystawy są połączone z koncertami i zakulisowymi zagrywkami politycznymi, wdzięcznie rozgrywającymi się w zacisznych pomieszczeniach dawnego amatorskiego teatru. Do Sali Zachodniej wchodzi się z Sali centralnej lub sali południowej.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:11, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 17:38
koniec lipca

Londyn śmierdział. Nic nie cuchnęło bardziej od tego miasta w okresie letnich suszy, gdy ciężkie chmury przetaczały się nad miastem, ale nadal nie zwiastowały deszczu. Czarodzieje już wydali wyrok i wieszczyli suszę stulecia, ponurą karę za przewinienia, po których Wielka Brytania dopiero zbierała się z kolan; inni podejrzewali nadejście apokalipsy, która zrówna wszystko z ziemią. Tak czy siak – nastroje były równie niesprzyjające jak duszna aura i nawet Gerard czuł na policzku ów zdradziecki pocałunek mocnych promieni słonecznych, które jeszcze za czasów irlandzkich ogorzały mu twarz, tworząc z niego człowieka dzikiego i z całą pewnością nie prezentującego się dobrze na tle anemicznych Anglików, których mijał obojętnie, zastanawiając się tylko, czy słońce zachodzące na horyzoncie nie powinno przynieść orzeźwienia. To wydawało mu się nielogiczne, nieracjonalne i wpędzało go w coś na wzór przesądnego oglądania się w tył, zupełnie jakby uświadamiał sobie, że wróg czai się za rogiem i chciał wyprzedzić jego ruch. A przecież nie było człowieka, którego obawiałby się, nie było w tej czarodziejskiej krainie osoby, która chciałaby zadrzeć z nim i jego przesadna ostrożność była śmieszna i groteskowa. Nawet jeśli wiedział, że jest w Londynie – taką miał nadzieję – ktoś, kto pragnie go obserwować i zgadywać jego losy na podstawie mętnych migawek z życia codziennego, to sądził, że tym razem ona będzie zwierzęciem, zawsze przecież uciekała przed nim.
Dlatego nie powinien czuć się rozdrażniony i z całą pewnością nie powinien dawać się porwać zatłoczonej części świata, spacerując po krętych uliczkach jak mugol – bez grama magii, choć zaciskając palce na różdżkę – który na skutek bezczynności i nudy poszukuje ofiary. Nie umiał oprzeć się wrażeniu deja vu – zbyt świeże w pamięci były wyprawy z żoną, która stała się już tylko przyjemnie łaskoczącym go wspomnieniem – i mało brakowało, a naprawdę zacząłby wierzyć, ze niedługo zobaczy te rude włosy rozsypane niedbale na jej plecach i przywodzące mu na myśl już tylko krew. Nie oparłby się tej pokusie, choć minęły już lata i zdawał sobie sprawę, że i on się zmienił. Za czasów małżeństwa z Beatrice był tylko młokosem – spragnionym wrażeń, ale pozwalającym sobą kierować – a teraz był już mężczyzną, który brał w posiadanie nie tyle ciała, co dusze swoich kochanków, pozwalając im na śmierć tylko w szczególnych przypadkach. Nie widział niczego zabawnego w umieraniu, brak cierpienia zdawał się być dla niego gorszym rodzajem zniewolenia i dlatego czuł niepokój. Był jak myśliwy, nie, nie głodny. Nie czuł pierwotnej chęci ujrzenia czyjejś zapłakanej i bladej twarzyczki, Gerard wiedział, że to tylko instynkt i nawet nie może nazwać tego pierwotną potrzebę. On zwyczajnie potrzebował przyjemności, euforii, orgazmu tak silnego, by porazić wszystkie członki i czuć, że panuje nad światem.
Megalomania przeżyć zmysłowych była mu potrzebna do życia, więc nic dziwnego, że ostatnio był tak szalenie nieswój, zajmując się nade wszystkim synem – a jego myśli były niegodne każdego ojca – i więźniami, którzy jeszcze nigdy nie zdawali mu się tak nudni. Zapewne normalna osoba uznałaby, że tęskni i że miłość poczyniła spustoszenia, ale tylko ktoś znający Ginsberga wiedział, że to żądza zemsty trawiła jego umysł, więziła jego ciało w gorączce i prowokowała go do czynów lekkomyślnych.
Niczym innym była wieczorna wizyta u dawnej znajomej. Ten eufemizm nie oddawał obrazów z przeszłości, tego dreszczu w lędźwiach, gdy przywołał mocny zapach jej perfum i atmosfery wzajemnej tajemnicy, która obecnie miała woń olejnej farby. Malowała, pastele przelewały się przez pracownię, tworząc nastrój rześki i nijak pasujący do aury za oknem.
Pogoda grała jej na nosie, ale Laidan nie przejmowała się nią wcale, tworząc nudne – musiał to przyznać od razu – dzieła sztuki. Właściwie nie wiedział, na ile zajmuje się ona sztuką, czy jest jedną z tych kobiet, których treść życia wypełnia owe uzależnienie, bo na inne nie mogą sobie pozwolić… czy to tylko kaprys znudzonej mężatki, która była mu ciotką. Nie pragnął odkryć prawdy, właściwie był tutaj w sprawach służbowych, choć myśląc o jej zdolnościach nie przywołał w pamięci jej gibkich palców w tym zadaniu, on sycił się liniami papilarnymi odbitymi na swoim ciele, językiem, który szarżował na jego podniebieniu i nareszcie dotykiem jej stwardniałych sutków, gdy wreszcie ją posiadł. Raz, wraz z Beatrice, która zawisła nad nimi jako truchło. Oddałby wiele, żeby stała się duchem – namacalną materią, która raz jeszcze skrzyżowałaby ich kroki, ale ona odeszła po tej nocy, a oni na nowo stali się nieznajomymi.
Rodziną, wobec której nie miał żadnych planów, więc odchrząknął, przywołując ją do roli artystki – handlarki. Musiał przyznać, że się zestarzała i że zmarszczki przywołują u niego coś na wzór nostalgii. Ot, mała tęsknota za możliwością uczynienia z niej pięknego trupa, któremu poprawiłby rozmazaną szminkę i zakręcił loki. Czasami miał wrażenie, że w głębi duszy Avery właśnie tego by chciała – nie zapomniał przecież jej szeroko otwartych oczu, gdy zaciskał palce na jej szyi – ale pozwalał jej na teatrzyk kukiełkowy, czekając na reakcję. Był gotowy na mat, musiała tylko go poprosić, a zepchnąłby ją na kolana z łatwością dziecka, które choć dawno nie grało w grę, idealnie pamięta jej zasady.
- Laidan Avery. Co za spotkanie – rzucił nieco drwiąco, wszak wiedział w czyje atelier puka i jego wzrok, pewny, choć nieco ironiczny oplatał jej sylwetkę tak, że musiała poczuć się nagle naga i zniewolona, a przecież jeszcze nie wyciągnął do niej swoich dłoni i nie skierował uderzenia sygnetem w jej twarz, mrucząc na ucho, że jest suką i za tym tęskniła.
Wiedział, że takie kobiety, na poziomie, na stanowisku, z klasą tak naprawdę nie marzą o niczym innym jak o męskiej dominacji i zeszmaceniu. Chyba dlatego wolał dziwki, one przynajmniej niczego nie grały.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 18:15
Wnętrze dawnego teatru było o tej porze puste, spokojne. Nikt nie kręcił się po szerokich korytarzach galerii, kręcone schody na półpiętra pozostawały ciche a stare deski parkietu nie skrzypiały pod stopami kolejnych gości, szukających tutaj estetycznych doznań lub czysto ekonomicznego zaspokojenia próżności. Nad Londynem zapadał duszny wieczór, jakby z każdą dobą upływającego lata, słońce postanowiło postawić wiecznie wilgotne miasto w płomieniach, powoli rozżarzając także wnętrze atelier Laidan. Pomieszczenie na poddaszu nagrzewało się w ciągu dnia niesamowicie i chociaż opiekuńcza asystentka sugerowała przeniesienie pracowni do głębokich piwnic, to Lai nie przystała na to, wierna rzemieślniczemu etosowi pracy w ciężkich warunkach. Nie była przecież kolejną wymuskaną szlachcianką, bawiącą się w malarstwo z nudów, od większego święta. Jej pasja przetrwała ponad dwie dekady, czyniąc ją kimś w tym nieokiełznanym półświatku miłośników czegoś niekonkretnego. Gdzieś działy się wojny, polityczne szarpanki, ginęli ludzie – to wszystko pozostawało gdzieś poza ramami artystycznej bohemy, megalomańsko skupionej na wzajemnych stosunkach i ostrej krytyce, spadającej brutalnie na niewydarzonych debiutantów lub naiwne panienki, pewne, że ich bohomazy przyniosą im nie tylko sławę ale i zainteresowanie bogatego arystokraty. Avery szczerze współczuła takim dziewczątkom, często pojawiającym się w jej atelier z prośbą o radę czy też o łaskawe napomknięcie o ich dziełach w swoich felietonach, jednakowoż współczucie w ogóle nie szło w parze z jakąkolwiek słabością. Traktowała je uprzejmie, jednocześnie ostro niszcząc marzenia o glorii i chwale.
Chyba, że natrafiała na prawdziwą perełkę, na kogoś wartego zainteresowania, czasu i pieniędzy. Zdarzało się to niezwykle rzadko, ale widocznie los postanowił zrekompensować jej rodzinne tragedie ciekawymi odkryciami na gruncie artystycznym. Przedstawiona jej przez asystentkę malarka była naprawdę zdolna i chociaż rozmowa z nią nie należała do najprzyjemniejszych – dziewczę było zbyt zawstydzone, by wydukać coś mądrego – to jej prace mówiły same za siebie. Teraz Laidan mogła w spokoju przyjrzeć się wyraźnym liniom, perspektywie, sposobie prowadzenia pędzla. Jej własne, niedokończone obrazy stały dalej, zakryte niebieskimi płachtami. W sztuce potrafiła pohamować megalomanię, ostatnio bardziej spełniając się jako mecenaska młodych-zdolnych niż jako autorka. Dojrzałość bywała gorzka, chociaż spędzała przecież wieczór szalenie przyjemnie, rozkoszując się ciszą galerii i świętym spokojem. Powinna wrócić do posiadłości już dawno, ale perspektywa spędzenia z Reaganem chociaż godziny przytrzymywała ją w Londynie na dłużej. W sam raz na spotkanie z dawnym znajomym, pojawiającym się w jej atelier dość niespodziewanie. Początkowo nie skojarzyła nazwiska podawanego jej przez asystentkę i dopiero po kilku sekundach niewiele mówiące personalia ułożyły się jej w barczystą sylwetkę długowłosego mężczyzny. Kiedyś – ciągle? – męża jej drogiej kuzynki i przyjaciółki, Beatrice, będącej od kilkunastu lat raczej duchem niż faktycznie istniejącą osobą. Za podobny, niematerialny byt uznawała także Gerarda, przynajmniej do chwili, w której stanął w drzwiach jej pracowni, obrzucając ją wzrokiem tak fizycznym, że nie mogła artystycznie wątpić w jego istnienie.
Powoli wstała z fotela, z którego przyglądała się obrazom panny Rutherford, i zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi, przystając jednak w zdrowej odległości od mężczyzny. Nie wyglądała na zszokowaną, nie wyglądała na poruszoną, zachowując się po prostu uprzejmie, nawet jeśli obrazy w jej głowie nakazywałyby spłonąć dziewiczym rumieńcem i natychmiast wyprosić niegodnego gościa za drzwi.
- Gerardzie, tyle lat. Miło mi cię widzieć w pełnym zdrowiu – powitała go powoli, na razie nie przekraczając granicy przyzwoitości. Nie wyciągała ręki do pocałunku; po prostu przyglądała się jego twarzy jednocześnie uważnie i odważnie, próbując odczytać z linii zmarszczek jego losy, które…chyba niezbyt szczególnie ją interesowały, nie w chwili zmagania się z wstydliwymi demonami przeszłości. – Co sprowadza cię w moje skromne progi? – spytała po sekundzie, konkretnie, niczym nowoczesna kobieta biznesu a nie kobieta upadła. Z każdą chwilą spotkania czuła się coraz bardziej nieswojo i miała nadzieję, że urocze wspominanie dawnych lat nie potrwa długo. W domu czekał na nią przecież kochający mąż i równie ukochana butelka czerwonego wina, za którą teraz mocno zatęskniła.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 18:49
Niewiele trzeba było, żeby wyciągnąć trupa z szafy. Wcześniej – jeszcze jako uroczy i aspołeczny nastolatek – myślał, że tak naprawdę wiele wysiłku kosztuje odkrywanie rodzinnych i osobistych tajemnic. Naiwnie sądził, że pokryte patyną sekrety są bezpieczne i że raz pogrzebane ciało zaśnie na wieki. Teraz, gdy był już dojrzałym mężczyzną i przeżył niejedno, wiedział, że truchło raczej rozsypie ziemię wokół, wydostając na zewnątrz w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy, gdy wszystkim będzie się wydawało, że paproch, owa belka w oku została najlepiej zmieciona pod dywan i że wokół panuje nienaganny ład. Wówczas okaże się, jak płonne i bezsensowne były to nadzieje, a trup zacznie swoją danse macabre, zabierając po drodze tych, którzy z taką pieczołowitością grzebali ten sekret.
Dlatego też uprzedzał nieco fakty, zjawiając się tutaj samodzielnie. Nie sądził jednak, że zostanie tak sparaliżowany przez przeszłość. Cóż, był człowiekiem, który rzadko odwracał głowę i wędrował przez meandry myśli do czasów minionych – choć był pewnie jednym z niewielu czarodziejów, którzy zaczytywali się w Prouście – więc teraz przeżywał coś na wzór zanurzenia się w lodowato zimnej wodzie. Szok organizmu przegrywał z racjonalnym osądem sytuacji. Nie działo się przecież nic ważkiego, nie tonął, wręcz przeciwnie szybko poczuł grunt pod stopami, a mimo to był sparaliżowany przez odczucie przeszłości.
Jego trup poruszał się całkiem zmysłowo, pachniał zupełnie tak jak wcześniej i nawet miewał podobną manierę unoszenia wysoko głowy, zupełnie jakby tym ruchem pragnął pokazać wyższość nad śmiertelnikami, którzy ośmielali się mu przerywać. Zaśmiał się cicho z tego spektaklu dla jednego aktora i wówczas poczuł, że wraca do siebie i że początkowe wrażenie znajdowania się w mało komfortowej sytuacji, ustępuje jego pewności siebie.
I poczuciu, że nie znalazł się tu przypadkiem i że nie szukał śladów Beatrice. Ona i jej przyjaciółka leżały głęboko pod ziemią, całe sześć stóp i trzynaście lat dzieliło je od świata realnego, który pachniał skórzanymi rękawiczkami Ginsberga i zapachem ziemi. A także wstydem, który wyczuwał, gdy tylko Laidan stanęła o kilka kroków za daleko, zupełnie jakby bała się, że porwie ją jak mityczny Hades i uniesie na swoim rydwanie ku zatraceniu. Podobne romantyczne bzdury były mu obce, więc zachował konieczny dystans, nadal jednak przepalając ją wzrokiem.
Taki jego urok, pewne cechy charakteru nosił bezwiednie, nie umiał powstrzymać instynktownej gonitwy myśli ku posiadaniu tej kobiety. Tylko dlatego, że już ją miał. Każda zapisywała się w jego wyobraźni, każda stanowiła nową zdobycz, którą nie pozwoliłby sobie wydrzeć z zębów, nawet jeśli poprzez takie działanie tracił do nich szacunek.
Cóż, kobiety, które potrafiły utrzymać go w stanie względnej dyscypliny mógł policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze nie zdecydował, czy Laidan będzie miała to (nie)szczęście znaleźć się na tej czarnej liście. Na razie postanowił skupić się na rozmowie, a nie na jej zaciśniętych udach. Wystarczyłby delikatny uścisk na karku, a już zmieniłaby pozycję, nadal była niczym innym jak idealnie nakręconą zabawką, którą wystarczyło tylko wprawić w ruch, a zginęłaby kolana.
- Szukam obrazu – wyjaśnił wreszcie, rozglądając się po galerii wzrokiem znawcy i kręcąc przecząco głową. – Czegoś specjalnego, bo jak wiemy, okoliczności zwykle wpływają na postrzeganie – dodał od niechcenia, choć musiała dostrzec w tym coś więcej niż normalną uwagę. Jej postrzeganie było związane z upojeniem alkoholowym i śmiercią ojca. – Twój mąż znajduje się w dobrym zdrowiu? – zapytał, kontynuując tych samym wymienianie uprzejmości.
Bezsensowne, już dawno powinna wbijać drzazgi w nagi pośladek na tym stoliku pokrytym różnorodnymi farbami.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 19:24
Gdyby tylko potrafiła poznać myśli Ginsberga, na pewno Gerard musiałby liczyć się nie tyle ze słodkim, kobiecym spoliczkowaniem, co z byciem ofiarą sprytnie rzuconego Cruciatusa. Laidan wbrew szowinistycznym pozorom, spychającym ją na margines czarodziejskiej rzeczywistości, znała swoją wartość, potrafiąc samodzielnie bronić także i swej czci. Chociaż została wychowana przez mężczyznę pogardzającego kobietami, i takiegoż też mężczyznę wydała na ten świat, to stanowiła przecież wyjątek potwierdzający regułę. Groteskowe, naiwne, kiczowate; być może, ale lekka doza megalomanii pomagała Lai iść przez życie pewnie, będąc świadomą swojej ciężko wypracowanej pozycji. Nie tylko w światku artystycznym czy szlacheckim: chodziło raczej o stabilność swego charakteru, sztywność moralności i spójność konwenansów, które na siebie nakładała, chcąc być najlepszą wersją siebie. Tylko raz zadała kłam swoim przekonaniom, tylko raz, szarpana skrajną rozpaczą za zmarłym ojcem pozwoliła sobie na kilka kieliszków za dużo, na eliksir znieczulający ból rozjątrzonej tęsknotą rany, na coś, co godziłoby okropnie w obraz perfekcyjnej Laidan...gdyby tylko okazało się prawdą. A przecież tamten wieczór nie istniał, skrupulatnie wycięty z jej życiorysu, zaklejony łatką z obrazkiem butelki wina, łaskawie spuszczającej na tamtą noc zasłonę miłosierdzia. Miłosierdzia być może niepotrzebnego, w końcu czym była jedna rysa na idealnej miłości własnej, trwającej już tyle lat? Może potrzebowała tamtego doznania, by móc normalnie egzystować w rzeczywistości bez Marcolfa? Może teraz, kiedy patrzyła na Ginsberga, czując jednocześnie obrzydzenie i żal, doznawała artystycznego katharsis, pomagającego jej w stworzeniu następnego dzieła? Musiała trzymać się pozytywów, inaczej spadłaby na sam dół spirali ognia piekielnego, trawiącego ją boleśniej od rysujących się subtelnie wspomnień. Na szczęście wyblakłych, szarych, jakby przyciemnionych przez dwuletnią żałobę, przygniatającą ją wtedy do ziemi prymitywną rozpaczą za mężczyzną, którego kochała najmocniej.
I za którym, mimo upływu lat i niechcianych wydarzeń, ciągle tęskniła. Także tego nudnego wieczoru, spędzanego w towarzystwie obrazów i mary z przeszłości, bezpardonowo wkraczającą do jej atelier ze stukotem wojskowych butów. I zadziwiająco uprzejmą grą towarzyską, jaką podejmowała z wewnętrzną ulgą, pozostając jednak czujną.
- Jaka więc będzie to specjalna okazja? - spytała powoli, nie ruszając się z miejsca, jakby stanowiła nudny pomnik klasycznej piękności, zaczarowanej na środku poddasza galerii. - Specjalne zamówienie, specjalne sprowadzenie, specjalne stworzenie? Mogę doradzić ci dzieła debiutantów, mogę umówić z doskonałą portrecistką - kontynuowała skrótami myślowymi, zastanawiając się, czy Ginsberg naprawdę pojawił się tu tylko w interesach. Nie była tak głupia, by wierzyć w jakiekolwiek zainteresowanie jej osobą, szanowała jednak męża Beatrice na tyle, by nie spławić go jak pierwszego lepszego półkrwistego interesanta. - Na szczęście tak, przed Reaganem jeszcze długie i zdrowe życie - odparła po chwili, dopiero teraz pozwalając sobie na nieco szerszy i naturalniejszy uśmiech. Jeśli istniałby ktoś, komu mogłaby zwierzyć się z morderczych chęci, to z pewnością byłby to nieokiełznany mąż kapryśnej Beatrice. Teoretycznie, bo przecież tajemnice rodziny Avery'ch chroniła bardzo dokładnie, będąc mistrzynią w udawaniu.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 20:00
Pod tym względem byli całkiem podobni do siebie. Ginsberg zdawał sobie sprawę, że zarówno w czarodziejskim świecie (syn tej wariatki i mugola), jak i tym pozamagicznym (żydowskie nazwisko) znajduje się na samym dole hierarchii społecznej, co wcale nie przeszkadzało w poczuciu bycia lepszym od każdego. Nikt nie mógł równać się z nim jako z człowiekiem wszechstronnie wykształconym, obytym w różnorodnych kulturach i nade wszystko posiadającym głębszą wiedzę na temat okultyzmu niż ta zgraja czarodziejów czystej krwi. Nie aspirował do jej grona, to Beatrice zależało na brylowaniu wśród socjety, a on jako przykładny mąż spełniał jej prośby, czując się najlepiej w Irlandii. To był jego dom, ostoja i miejsce, do którego najchętniej już wróciłby, wlokąc za włosy kilka szlachcianek pokroju Avery, która budziła w jego prymitywnej naturze coś na wzór zachłannego pożądania. Nic wzniosłego, żadnych wspomnień bądź nostalgicznych szarpnięć struny emocjonalnej, ot, zwykła chęć zagarnięcia jej i pokazania odwiecznej roli kobiety. Wręcz sprowadzenia pod swoje stopy, gdzie znajdowało się jej miejsce.
Przez myśl mu nawet nie przeszło, że Laidan mogłaby odmówić, z prostego powodu – nie zamierzał wcale pytać jej o zdanie, bo uważał, że już dawno została pozbawiona mocy decyzyjnej. Właśnie wtedy, gdy zmarł jej ukochany ojciec, protektor… I Gerard zbyt głębokim uczuciem darzył swoją córkę, by nie domyślić się prawdy, teraz po latach.
Wówczas niewiele interesowało go to, co sprowadza Avery w jego ramiona, powitał ją po swojemu – mógłby przysiąc, że nadal na jej kremowej szyi odbija się ślad jej palców – i nagrodził jak tylko umiał, jej poświęcenie i zaangażowanie w sprawianiu mu przyjemności. Chwilowej i przyćmionej alkoholem, co sprawiało, że chętnie przypomniałby ją sobie na trzeźwo, w oparach tego dusznego dnia, który już pachniał stęchlizną.
Zapalił cygaro – tak, zdawał sobie sprawę, że mogą spłonąć od jego oddechu – i zaczął przechadzać po pracowni, nie zaszczycając ją już spojrzeniem.
- Nie interesują mnie debiutanci – odparł krótko. – Niedoświadczenie przydaje się w intymnych sytuacjach, na ścianach pragnę mieć coś wzbudzającego kontrowersje. Pamiętasz ten obraz u Bei? – specjalnie wracał do ich przeszłości, pragnąc zaznaczyć mocną kreską jej obecność, zupełnie jakby był przekonany, że i tego trupa pragnie pogrzebać.
Tym razem wykonał krok w jej stronę, zaszedł ją od tyłu i złapał za nadgarstki, kierując jej ciałem tak, by znalazła naprzeciwko obrazu, który jako jedyny w tej galerii wzbudził jego emocje. Portret nastolatki o pustym spojrzeniu, wołanie rozpaczy. Ocierał się o nią całym sobą, uśmiechając się szeroko.
- Musisz być tym zmartwiona – mruknął na jej ucho, odnosząc się do Reagana. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kobieta jest nieszczęśliwa w małżeństwie, choć przypominała kobiety ze swojej sfery, które zapewniały otoczenie, że mąż stanowi treść ich życia.
Absolutnie urocza postawa, którą zwykle obracał w perzynę w ciągu kilku minut, prowadząc potem mężatkę za obrożę do jej męża. Tym razem jednak igrał z ogniem – dosłownie (?) – choć nie oparł się pokusie włożenia do jej ust cygara.
Uwielbiał, gdy wargi kobiety otulały podłużny kształt, to zdawało się być jak samospełniająca się przepowiednia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 20:36
Zazwyczaj zdecydowanie wypraszała ze swojej pracowni nieproszonych gości, rzecz jasna zachowując przy tym całą szlachecką kurtuazję. Laidan nie miała problemu z jasnym stawianiem granic, w pracy pozwalając na ujście jej nieco apodyktycznej strony. Właściwie tylko tutaj, w swojej prywatnej galerii, sfinansowanej przez hojnego Reagana, mogła naprawdę rządzić. Poza nią pozostawała tylko pięknym dodatkiem do swojego męża, bez którego nie mogła pojawić się na żadnej czarodziejskiej uroczystości. Stanowiła dopełnienie Avery'ego, dopełnienie bardziej zauważalne, ale nie istniejące bez nudnej podstawy, jaką był szanowany pracownik Ministerstwa Magii. Bez mężczyzny zasługiwałaby na miano marnej artystki, wręcz wariatki, przy nim zaś każda jej ewentualna wada - w tym własna działalność, także pisarska - stawała się niebagatelną zaletą. Wykorzystywała więc pozycję Reagana już od trzydziestu lat, budując własne królestwo na mocnych podstawach małżeństwa. Musiała jakoś osłodzić sobie to związanie aż do śmierci, tą bolesną perspektywę spędzenia każdego następnego roku jako żona. O tym przekleństwie zapominała tylko w objęciach sztuki, w upojeniu winem lub w mocnym uścisku Samaela, wgryzającego się w jej kark ze stłumionym jękiem. Tylko te przyjemności pozwalały jej pozostać przy względnie zdrowych zmysłach, nawet kiedy pętla wokół jej szyi zaciskała się coraz mocniej. Chciała jak najszybciej pozbyć się bliźniąt, sprawić, by zgniły owoc gwałtu na zawsze zniknął z jej codzienności. Widocznie jednak pozbywanie się jednego dyskomfortu powodowało pojawienie się następnego, co prawda nie tak bolesnego, acz niezbyt poprawiającego jej humor tego lipcowego wieczoru.
Z niezadowoleniem przyjęła pojawienie się cygara a także tematu przeszłości. Dla niej kompletnie zamkniętej, chociaż pod szczelnie zaklejonym wiekiem puszki Pandory coś zaczynało wibrować: chyba na równi z uczuciami Laidan, ciągle wahającymi się na tej samej osi dziwnego rozgoryczenia. Bardzo kapryśnego: szalenie nie lubiła, kiedy coś nie szło po jej myśli, zwłaszcza, kiedy podskórnie wizyta Ginsberga była jej na rękę. Kolejna wymówka, by zostać dłużej w galerii, by nie musieć czuć na sobie ust stęsknionego Reagana. Już ewentualne wstydliwe wspomnienie wydawało się jej mniej okropne od tej stałej, strasznej perspektywy chętnych ust męża, przesuwających się po jej skórze. Nie wskazała więc Gerardowi drzwi, zachowując uprzejmość pensjonarki przy jednocześnie dość krytycznym spojrzeniu.
- Kontrowersje znajdziesz raczej w galerii sztuki współczesnej...chociaż tu też możesz znaleźć coś dla siebie. Ostatnio otrzymałam sporo nowych obrazów - odparła konkretnie, obserwując z jaką swobodą porusza się po jej sferze sacrum. Szeroki uśmiech uległ lekkiemu zaostrzeniu, chociaż nie dała się przecież sprowokować. Ani przeszłościowym słowem - czyżby sądził, że pamiętała takie szczegóły? - ani bezpardonowym czynem. Drgnęła, kiedy jego ręce dotknęły jej nadgarstków i gdy tylko przystanęli przed jednym z obrazów, wyrwała dłonie z jego uścisku, robiąc zdecydowany krok do przodu. Bez odwrócenia twarzą w stronę Ginsberga, jakby nie chciała złamać i tego tabu.
- Nie palę, Gerardzie - odparła sucho, chociaż zawahała się przez chwilę, zanim wyjęła z ust cygaro, wsuwając je po omacku do kieszeni jego marynarki, spojrzeniem ciągle obrzucając obraz młodej dziewczyny. W żaden sposób nie skomentowała jego insynuacji, zaciskając tylko usta w wąską linię. Jeszcze przez sekundę wpatrywała się w błędny wzrok namalowanej postaci, po czym - odważnie lub głupio - obróciła się w stronę rozmówcy, zakładając ręce na piersi w jednoznacznym geście niezadowolonej matrony. - Nie jest to zbyt kontrowersyjny obraz, ale mogę wynegocjować z autorem jego sprzedaż. Cena będzie jednak wysoka, bardzo zależało mu na wystawieniu w galerii - poinformowała Gerarda spokojnie, równie intensywnie co w dzieło wpatrując się w jego twarz. Dalej dziką, dalej nieoczywistą: nijak pasował do gładkiego światka arystokracji, co kiedyś Laidan uważała za skrajnie interesujące a teraz raczej za niebezpieczne. - Masz jakiekolwiek wieści od Beatrice? - spytała w końcu, nieco łagodząc krytyczny ton. Mimo wszystko tęskniła za przyjaciółką, kojarzącą się jej z beztroskimi latami młodości.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.10.15 21:37

Gdyby był bardziej rozmowny i bardziej skory do dzielenia się swoim życiem, chętnie wytłumaczyłby swojej drogiej kuzynki – o pokrewieństwie zapewne też nie wiedziała – co jest kontrowersyjnego w pozornie zwykłym obrazie dziewczyny o obcym spojrzeniu. Może gdyby Laidan posiadała większą przenikliwość, to odgadłaby, czemu to właśnie płótno wzbudziło jego zaintrygowanie, ale została wychowana w zbyt ciasnych ramach i teraz to one spinały ją bez końca, tworząc z jej osobowości rozmazaną mozaikę. Piękną na pierwszy rzut oka, nawet zajmującą, ale przy bliższym poznaniu mało ostrą dla estety i hedonisty, jakim był Gerard. Jeśli miałby porównywać – zbrodnią było stawiać jakiekolwiek kobiety obok siebie – to wszystko przemawiało na korzyść Beatrice.
Była szalona, była wyzwolona, nie dała się zaszufladkować w żadnej z kategorii, które rysowało dla niej społeczeństwo. Zdawała się jaśnieć nieokreślonym blaskiem buntu, który jednak podawała na elegancko, nie przestając być przy tym damą. Nie umiał nie poddać się jej urokowi i nie być dla niej partnerem, chciałby dla Laidan takiego małżeństwa, choć zdawał sobie sprawę, że dla niej byłyby tylko mrzonki. Dlatego też milczał, nie nawiązując rozmowy o obrazie, który wyrażał niepokój. W świecie ugładzonej pani Avery podobne tajemnice trzymało się pod dywanem, a sam Gerard nie zamierzał dzielić się swoją.
Egoistycznie zachowywał ją dla siebie, zastanawiając się, jakim zrządzeniem – ludzkim czy boskim – Beatrice stała się już tylko marą, na którą czekał.
Miał wrażenie, że to domena jego kobiet – uciekały, wybierając śmierć, bo w innym wypadku stałyby się już tylko Niobe zaklętą z rozpaczy, nie umiał inaczej wyrażać swojego uczucia niż poprzez cierpienie, które przecież było niczym innym jak okazaniem bólu. I które czasami przybierało swąd spalonego materiału. Złapał za ubranie, w którym tliło się cygaro, nie pozwalając kobiecie zabrać ręki. Musiała doświadczyć na kilka sekund uczucia przypalenia.
- Uważaj na przyszłość – odrzekł cicho, ale bardzo dobitnie, sugerując, że następnym razem płonąca strona cygara znajdzie się na innym fragmencie jej ciała, a on jeszcze nie zdecydował, czy to tylko gra wstępna do jego pieszczot.
Musiała zdawać sobie sprawę, że z nim się nie igra, nawet jeśli stała za nią popieprzona rodzina i jeszcze więcej renomy, która była rzucaniem słów na wiatr. Nie odnalazł przecież tu niczego frapującego, zagarniającego go w swoje objęcia jak zwykła robić dobra sztuka.
Nie zamierzał jednak wchodzić w spory ze znawcą – o ile kobieta mogła znać się na czymkolwiek poza zaspokajaniem mężczyzny – i wolał skupić się na biologicznych sugestiach jej ciała. Odwróconego przodem, wyrażającego postawę strachu… bądź niezadowolenia, ale z całą pewnością, mówiącą więcej o ich wzajemnych stosunkach niż słowa.
- Chcę mieć tę dziewczynę w domu – uśmiechnął się do swojego prywatnego żartu, którego jego droga eks-przyjaciółka nie mogła zrozumieć. Nie była przecież na tyle niemoralna, by widzieć przyjemność w rżnięciu swojej przerażonej i niepełnoletniej córki. Odwzajemnił jej spojrzenie, byli naprawdę zbyt blisko siebie, tak blisko, że dostrzegł skazę w jej makijażu, a mimo to czuł się tak jak na walce, nie podczas romantycznego vis - a - vis dawnych kochanków.
- Wróci – odpowiedział ciszej na pytanie. – Wróci i cię zniszczy, Laidan – dodał beztrosko, jakby naprawdę rozprawiali o sentymentalnym spotkaniu trójki przyjaciół, a nie o vendetcie zdradzonej raz czarownicy, która nigdy nie brała jeńców.
Za to ją szanował, choć stał naprzeciwko jej wroga i zaciskał palce z powrotem na jej łokciach, zbyt wysoko, by mogła się wyrwać bądź by mogła uciec.
- Mógłbym rzucić w ciebie Imperio i sprawić, żebyś mnie o to błagała – zauważył niemal w jej usta, choć chyba Laidan wiedziała, że to nie poziom jego zabawy.
Chciał ją mieć na kolanach dobrowolnie, kiedyś. Dziś już tylko szarżował z nią.
- Ile za ten obraz? – zapytał więc, zupełnie jakby jej nie trzymał i nie traktował jak marną namiastkę kobiety, która niegdyś potrafiła zburzyć jego krew. Lubił znajdować zastępstwa w myśl zasady, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zachodnia [odnośnik]13.10.15 12:43
Tlące się pod grubym materiałem cygaro nie sprawiało jej zbyt wielkiego bólu, chociaż najchętniej natychmiast oderwałaby palce od marynarki Gerarda. I od niego samego, stanowiącego dla Laidan uosobienie najgorszych uczuć. Tkanki jego ciała pulsowały, napełniając ją skrajnym obrzydzeniem - niemalże widziała, jak pod idealnie skrojonym garniturem wije się robactwo, przeżerając się przez kolejne warstwy chorych mięśni. Ginsberg nigdy nie należał do czystego świata i nawet kiedy wkupił się w łaski czarodziejskiej palestry, biorąc za żonę czystokrwistą gwiazdeczkę towarzystwa, w jego oczach czaiło się to samo szaleństwo, jakie obserwowała teraz.
Może wmawiając sobie, że ten błysk w całkowicie czarnych źrenicach jej atakiem? Nie potrafiła przecież odseparować się od swoich instynktów, pozostając - bardzo po kobiecemu - zależna od cichych podszeptów w tyle głowy, nakazujących jej chirurgiczne usunięcie postaci Gerarda ze swojej pamięci. Stanowił przecież wyłącznie chory nalot na perfekcyjnej historii; był nieistotnym drobiazgiem, niewidocznym na tle dopracowanego arcydzieła. Tylko Laidan zdawała sobie sprawę z istniejącej skazy, tak boleśnie teraz rzucającej się w oczy. Żałowała teraz, że zgodziła się na tą wizytę, że wpuściła dawnego przyjaciela do swojego świata, zbyt intensywnie mieszając krwistą przeszłość z uspokajającymi błękitami obecnego życia. Bezpiecznego, łagodnego, wywołującego szybsze bicie serca tylko w rozkosznych okolicznościach. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz była jednocześnie tak zaniepokojona i wściekła. Negatywne emocje buchnęły w jej ciele płomieniem w ciągu zaledwie kilku sekund od przekroczenia przez Ginsberga granicy...dobrego smaku, szacunku, przyzwoitości. Nie istniały chyba ramy, których mężczyzna nie zniszczyłby śmiałymi gestami i mocnym dotykiem dłoni na jej rękach.
Czuła na twarzy jego ciepły oddech, wyraźnie widziała ostre zarysy białych zębów, kiedy wypowiadał kolejne bluźniercze słowa i tylko doskonałe wychowanie powstrzymywało ją przed prymitywnym splunięciem mu prosto w twarz. Nie bez trudu wyrwała jednak ręce z jego uścisku, reagując równie banalnie. Wymierzyła mężczyźnie siarczysty policzek - opuszki palców zapiekły ją mocniej niż przy kontakcie z żarzącym się cygarem i na moment jej twarz wykrzywił niemalże szpetny wyraz skrajnej wściekłości.
- Nie waż się mnie dotykać. Ani mi grozić - wycedziła, robiąc kilka chwiejnych kroków w tył, ciągle jednak obserwując Ginsberga. Krew głośno szumiała w jej uszach i najchętniej dalej popłynęłaby z nurtem swoich intensywnych uczuć, sięgając po różdżkę, ale resztki zdrowego rozsądku powstrzymały eskalację konfliktu. Przynajmniej na razie, kiedy na nowo próbowała przybrać maskę uprzejmej obojętności. Kilkusekundowa metamorfoza była wręcz bolesna - usta znów wygięły się w uśmiechnięty łuk a czerwona od uderzenia dłoń poprawiła blond loki.
- Moja asystentka skontaktuje się z tobą, kiedy porozumiem się z autorem obrazu - zadeklamowała w pełni profesjonalnie, chociaż na jej szyi wykwitł niezdrowy rumieniec. Ciągle przetrawiała słowa Gerarda, dławiąc chęć natychmiastowego wyładowania swojej wściekłości na dużo silniejszym przeciwniku. Znikającym w końcu bez słowa za progiem pomieszczenia. Kiedy drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem Laidan tylko prychnęła, czując jakąś mściwą satysfakcję.

zt



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]01.11.15 22:58
Potrzebujesz pieniędzy na dziś. Wszystko co zarobiłaś, całe miljony amerykańskie zostawiłaś na granicy, przy sobie nie masz nic. Dwie piękne suknie kupione w kiosku marzeń, butelka Ognistej i kawalerka na tydzień, tyle pieniędzy włożyłaś w urządzenie sobie minipracowni, że zapomniałaś o materacu. Dziś spałaś na złożonej na pół kołdrze z pierza, a ono zamoczone od łez, których nie wylewałaś, stało się płaskie i twardo leżałaś wbijając sobie kości w ziemię. Spotkałaś osobę miłą, która zaproponowała ci nocleg, przyjełaś go bez wahania, zerwałaś kwiaty by pokój był bardziej w twoim stylu.
Wydajesz się być spokojna, to wyjątkowa rzecz w obliczu spotkania z osobą, która może zaważyć na Twojej przyszłości. Siedzisz w poczekalni prosto, ubrana w typowe dla siebie czarne ubrania. Włosy związałaś na czubku głowy, ale niektóre z nich wydostały się z artystycznie niepoprawnego koka. Bawisz się pojedynczym warkoczykiem, który powstał w wyniku nerwowego przemierzania ulic Londynu. Obok siedzenia na którym czekasz leży twoja torebka, pewnie powinnaś trzymać ją na kolanach, ale jest bardzo ciężka i nie masz ochoty brudzić wyprasowanej sukni. Włożyłaś tę, która sprawił ci Ignatius na festynie, wierząc, że jego wspomnienie przyniesie ci pomyślne rozwiązanie sprawy.
Słyszysz kroki wydobywające się z głębin korytarza. Zwracasz głowę w stronę drzwi i nabierasz powietrza, dopiero wtedy, kiedy z otwartymi szeroko oczyma wpatrywałaś się w miejsce z którego miała wyjść koneserka sztuki, można było dojrzeć, jak wielką masz tremę.
Znasz się dobrze na amerykańskim rynku, odniosłaś sukces za Oceanem, a w razie niepowodzeń, zawsze możesz tam wrócić i zrobić wszystko od nowa, ale w przyśpieszonym tempie. Tu, w Europie, może być gorzej, tu gusta były kształtowane przez wieki. Czy ktokolwiek tutaj przyzna ci, że owi nadzy mężczyźni i kobiety z fałdami tłuszczu, są godni uwagi? Drzwi otwierają się, wstajesz i ku Twojemu zaskoczeniu do pokoju wchodzi ta sama piękna kobieta, która pojawiła się na Festiwalu u Prewettów. I nagle cały Twój strach znikł, ruszasz w jej kierunku i amerykańskim sposobem zaczynasz od słów: - Jestem Matylda i bardzo mi miło - podajesz jej dłoń, co może razić, ale nie ciebie. Jesteś jedynie prostą dziewczyną, która wychowała się pośród brudnych ludzi za Oceanem. Umiesz malować, umiesz czarować klientów, umiesz wiele rzeczy, a najważniejsze, że umiesz się dobrze zaprezentować.
- W Stanach miałam prawdziwego agenta, natomiast zwiał z większością moich pieniędzy, dlatego wróciłam eksplorować Zjednoczone Królestwo. Pan mnie tutaj zaprosił, z polecenia moich byłych klientów - wskazuję na asystenta pani Avery, który pewnie dostał cynk od ludzi z Manhattanu, których malowałam pół roku temu. Popaprani czarodzieje.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Sala zachodnia [odnośnik]02.11.15 17:37
Sierpniowe słońce łagodnie wpadało przez wysokie okna galerii, rysując na wyłożonej dębowym parkietem regularne, jasne kwadraty. Zazwyczaj w takich promieniach wyraźnie można byłoby dostrzec pyłki i kurz, wirujące w nagrzanym powietrzu, ale w przypadku tego przybytku nie było miejsca nawet na tak drobne odstępstwa od perfekcji. Świątynia sztuki lady Avery była przecież czymś więcej niż tylko zbiorem poteatralnych pomieszczeń, przeznaczonych po latach nieurodzaju do przeżywania innego rodzaju katharsis: zasługiwała na miano jej ukochanego dziecka, wyrastającego z cichutkiej potrzeby serca małej dziewczynki, zafascynowanej akwarelami, do rozmiaru potężnego gmachu, górującego nad artystycznym światkiem Londynu. Nie w gabarytach tkwiła jego potęga, chociaż w gąszczu korytarzyków i podcieni z łatwością można było się zgubić. Liczyła się raczej pozycja Avery na tej planecie uduchowionych osób, w których łaski umiejętnie wkupywała się latami, w końcu osiągając słodki sukces. Naiwnie sądziła, że zawdzięczała go tylko swojemu talentowi, ostatnio dziwnie przygasającemu. Nie mogła skupić się na stworzeniu żadnego obrazu, notorycznie zrywała płótna ze sztalug i leczyła rozżalenie kolejnymi kieliszkami wina, próbując znaleźć winnego tego pulsującego bezwenia, spływającego na nią razem z sierpniowym upałem.
Nie był to dobry stan dla Laidan, ale też i dla jej oddanego asystenta, Diggory'ego, próbującego wszelkimi siłami zająć czymś myśli swojej pracodawczyni. Ostatnio więc zorganizował wręcz maraton młodziutkich artystów, przewijających się przez pracownię lady Avery. Znalezienie perełki godnej zorganizowania olejnej hucznej wystawy paradoksalnie nie wzbudzało w Laidan zazdrości - przynajmniej nie teraz, po tygodniu niszczenia marzeń malarskich niewiniątek, odprawianych stąd z kwitkiem. Przekreśliła karierę wystarczającej liczbie ambitnych debiutantów, by móc poprawić sobie humor oraz podchodzić do kolejnych prezentów Aloysiusa z dziennikarską obiektywnością. Na ostatnie tego dnia spotkanie wychodziła więc z lekkim uśmiechem, podyktowanym nie tylko spełnionym obowiązkiem ale i równie obowiązkową lampką wina, wypitą przed chwilą w swoim gabinecie. Drzwi do niego zamknęły się z cichym trzaskiem, niosącym się stłumionym echem po pustej o tej porze galerii - jeśli nie liczyć ubranego na czarno dziewczątka o przeszywającym spojrzeniu i niechlujnej fryzurze. Laidan przesunęła dość oceniające spojrzenie po całej jej sylwetce, zatrzymując wzrok na podawanej jej ręce. Wbrew wszelakim zasadom. Kącik rozciągniętych w uśmiechu, karmazynowych ust zadrżał lekko, ale była to jedyna negatywna przesłanka naruszająca idealnie łagodny wizerunek blondynki, ubranej w czerwoną suknię.
- Panna Wroński...? - powitała ją uprzejmie, ledwie muskając dłoń dziewczęcia swoimi palcami. Zapomniała dopytać Diggory'ego o czystość krwi oferowanego jej malarskiego brylanciku i wolała nie spoufalać się z możliwym brudem. Znaczącym tyle co nic w obliczu prawdziwego talentu, ale o tym na razie nie widziała nic - zachowywała więc wrodzoną ostrożność. Nazwisko brunetki zaakcentowała nieco nieporadnie, wewnętrznie zła na siebie za taki brak perfekcji. Otrząsnęła się tylko z tego wrażenia, wsłuchując się w nowomowę dzierlatki. Ciągle z uśmiechem, chociaż panna zdecydowanie przekraczała sztywne granice. - Ja nie muszę się przedstawiać, jak mniemam? I...Tak, słyszałam o panience same dobre opinie. Chętnie zobaczyłabym też prace, podobno William przygotował je już w bocznej galerii? - zapytała właściwie retorycznie, uznając, że młodziutka brunetka jest stanu wolnego. William kiwnął tylko głową, otwierając drzwi do pomieszczenia tuż obok, gdzie Laidan mogła zaznajomić się z dziełami Mathildy.


Ostatnio zmieniony przez Laidan Avery dnia 12.11.15 14:06, w całości zmieniany 1 raz
Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]04.11.15 0:27
Dostojeństwo magnatów brytyjskich tak cię mierziło, kiedy śmiałaś się w głos za swoimi amerykańskimi przyjaciółmi pijąc kolejne szklanki wina. Wybieraliście zwykle wina krajowe, ale dla ciebie nie było większej różnicy, czy było to wino kalifornijskie czy jedynie takie, które je udawało. Nie jesteś koneserem, wiesz jedynie, że lubisz czerwone o cierpkim posmaku, wolisz czerwone, szczególnie kiedy zostawia kolor na ustach. Czujesz się wtedy trochę jak rzeźba antyczna na którą wylano farbę, nie przejmując się ani trochę tym w jaki sposób się to wylewa. 
Nie przejmowałaś się konsekwencjami, wtedy, kiedy razem z przyjaciółmi piłaś wino. Kpiłaś z arystokracjach konwenansów, jakbyś kiedykolwiek mogła w nich na prawdę brać udział. Śmieliście się z stereotypowych konwencji prawdziwego zadzieracza nosa.
 Tamtymi wieczorami nie inspirowałaś się już dawno. Nie inspirowałaś też, kiedy postanowiłaś zgodzić na powrót do Wielkiej Brytanii i rozmowę z Lady Avery. W Twoim interesie już nie leżało odkrywanie prawdy, interesuje cie tylko zysk. To kilkaset funtów za które kupisz sobie mieszkanie, do którego sprowadzisz swego przyjaciela. Tego samego, który zaoferował ci mieszkanie, kiedy byłaś najbardziej opuszczona. 
Kiedy podajesz jej dłoń, jesteś pewna siebie i zdeterminowana by osiągnąć sukces. Musisz porzucić swoją zwykłą twarz marzycielki i w rzeczowych słowach przedstawić swe dzieła. 
Wolisz nic nie mówić, dać płótnom porozumiewywać się z odbiorcą, wszak mają być d z i e ł a m i i oddziaływać. 
- Tak... większość obrazów sprzedawałam od razu, albo robiłam na zamówienie, więc te, które może Pani zobaczyć, to albo szczególnie kontrowersyjne, które nie spodobały się zamawiającemu, albo stanowią to co robiłam w wolnych chwilach. Mam tutaj jednak jeden przykład - podchodzisz do drugiego z kolei obrazu, który różni się od innych. Zachowałaś typową dla siebie kolorystykę, natomiast sama forma był zdecydowanie bardziej abstrakcyjna. Nienaturalnie był to kolejny portret, ale już nie przedstawiał jedynie zwojów tłuszczu na wielkim cielsku. Zamiast tego ukazywał piękną panią bez twarzy, której włosy potraktowane impastem zakłócały harmonię typową dla obrazów cenionych na salonach angielskich. Mogłaś męczyć panią Avery, a ona i tak wiedziała swoje. Nie przeszkadzało ci to jednak.  - Powstał po wizycie w Guggenheimie z modelką. Nie mogła oderwać wzroku od Braque'a i uznałam, że jej cała postać odnalazła w jego twórczości swoją cząstkę. 


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Sala zachodnia [odnośnik]05.11.15 10:22
Młodziutkie malareczki zazwyczaj znacznie odstawały od ogólnie przyjętej normy, jednak Mathilda wymykała się i z tego schematu, całkowicie przesuwając granicę owej normalności. Nie była przecież typową szlachcianką, znudzoną pielęgnowaniem swej urody i postanawiającą pędzle do makijażu zamienić na te malarskie, marząc o wielkiej karierze i rzeszach adoratorów, wzdychających do utalentowanej panieneczki. Nie była także córką brytyjskiej szkoły malarskiej, od najmłodszych lat obserwującą przy pracy doświadczonych mentorów o siwych włosach i pomarszczonych palcach. Owszem, Laidan kilkakrotnie miała wątpliwą przyjemność spotykać artystów z nizin społecznych, przekonanych o swoim talencie, mającym zmienić postrzeganie świata, ale zazwyczaj nie przypadali jej do gustu. Za kontrowersją ich dzieł nie skrywał się żaden ważki przekaz - chcieli po prostu szokować, wywoływać na twarzach widzów obrzydzenie lub niezdrową ciekawość, uznając, że to właśnie można nazwać sztuką. Wychowana niezwykle konserwatywnie Avery krzywiła się na taką niesubordynację wobec wielkich tradycji sztuki europejskiej, ale od dłuższego czasu coraz mocniej skłaniała się ku zaakceptowaniu pewnych form odejścia od normy, akceptowanych już w mugolskim świecie.
Podążała więc za Mathildą z ciekawością, bez uprzedzeń, skupiając wzrok jednak najpierw na ciemnowłosej dziewczynie a dopiero później na jej dziełach. Czy mogłaby wprowadzić taką osobę na salony? Czy nie należałoby zabrać ją do drogiego gabinetu kosmetycznego, ułożyć włosy i ubrać w coś, co nadawałoby młodemu dziewczątku kolorytu? Tak, od razu traktowała ją trochę jak towar, któremu należałoby wyrobić dobrą markę. Chodziło przecież o sprzedaż, o opłacalność sztuki - może nie przede wszystkim, ale stanowiło to ważną podstawę każdego przedsięwzięcia. Nawet artystycznego, podyktowanego czystym pragnieniem tworzenia. Panna Wroński nie przyjęła przecież propozycji Diggory'ego bezinteresownie, pojawiła się tutaj w konkretnym celu, wyjątkowo zbieżnym z tym, jaki zaplanowała sobie Laidan. Znalezienie nowej interesującej artystki, prowokującej ale bez całego tego krzykliwego performance, mającego na celu uczynienie z niej gwiazdeczki. Na razie nie podejmowała jednak decyzji, w milczeniu przyglądając się obrazom. Odstręczającym, ale o pewnej, mocnej kresce, widocznej zwłaszcza przy następnym płótnie. Wyrazistym, wręcz szorstkim - była pewna, że przy przesunięciu palcami po materiale poczułaby pod opuszkami zgrubienia zaschniętej warstwami farby. Nie zrobiła jednak tego, przystając obok czarnowłosego dziewczęcia, w końcu bardziej zainteresowana dziełem jej rąk niż jej nieskromną osobą.
- Rozumiem, że piękne obrazki kąpiących się nimf nie są w twoim stylu, panno Wroński - skomentowała miłym tonem, o dziwo wcale nie krytykującym, poprawiając jasne włosy i robiąc jeden krok w stronę obrazu, jakby chciała przyjrzeć mu się jeszcze dokładniej. - Tworzysz pojedyncze obrazy czy całe serie tematyczne? Jak chciałabyś je ewentualnie wystawiać? - zagadnęła, werbalnie nieco niwelując arystokratyczny dystans.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry



Ostatnio zmieniony przez Laidan Avery dnia 12.11.15 14:07, w całości zmieniany 1 raz
Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.11.15 23:45
Daleko od akademii panujących, daleko od impresjonistycznych zawirowań, daleko od światów klasycznych, siedziałaś daleko. Wiatr podpowiedział ci, że ucieczka na Zachodnie wybrzeże dobrze zrobi twym wyobrażeniom. Słońce tam padało pod innym kątem, a woda pachniała solą. Gdzie wszelkie zasady były jedynie wskazówkami, pamiętanymi jak przez mgłę. Symbolika mieszała się przez głowę transmutowana w nowe znaczenie.
Szokowanie miało krótkie nogi. To, co szokujące dziś, jutro będzie już tylko nic nieznaczącym zbiegowiskiem dotknięć pędzla, nikogo nieinteresującym wynikiem pracy daremnej. Celem nigdy nie może być potrzeba szokowania, gdyż zrozumiała może być jedynie w krótkim okresie, a sztuka potrzebuje kontekstów szerszych, by nią się stać potrzebuje czasu.
Czasu potrzebujesz i ty. Na wdrożenie się w rynek europejski, wszak jest Twym rodzimym. Marzy ci się aukcja, a może po prostu mała pracownia. Wszystko zależy od tego jak dobrze rozegrasz dzisiejsze spotkanie. Starając się skupić na słowach Laidan, przez moment patrzyłaś na nią jakbyś i ją chciała ogladać w fotelu przed sobą. Ją i jej fałdy tłuszczu. Jeżeli jakiekolwiek gdziekolwiek ma.
Odpowiadasz pół-uśmiechem, pół się uśmiechasz, a pół się zastanawiasz, czy to dobrze, czy to źle.
- Ależ moje obrazy są piękne, pani Avery - odpowiadasz wbijając spojrzenie zdziwionej oskarżeniem o nędzną estetykę. Twoje okrągłe oczęta znajdują Lady Avery niespecjalnie strwożoną widokami, które ją zastały. Dlatego podejmujesz pałeczkę, wyczuwając, że grunt nie musi być aż tak grząski jak liczyłaś. - Czyż to nie Arystoteles już prawił, że wszystko co człowiek kopiuje musi być sztuką, niezależnie od tego, czy jest piękne czy jest brzydkie? Nawet przedstawienie największej brzydoty, podoba się widzowi. A ponadto, dziś względne będzie pojęcie piękna.
Obchodzisz obraz z drugiej strony, trzymasz dłonie za plecami, by nie było widać, jak skubiesz się ze strachu. Wolisz ukazywać tę twarz, która opanowana z ustawionym trybem poker face, jest twarzą bizneswoman, a nie twarzą malarki obawiającej się odrzucenia.
- Głównie portrety, ale mam obecnie potrzebę stworzenia dyptyku, który może.. kiedyś okaże się dobrym wyjściem do serii.- unikasz jak ognia odpowiedzi na pytanie o sposób prezentacji swoich dzieł, musiałabyś przecież wtedy przyznać, że szukasz sobie sponsora. - Żeby jednak wystawa była spójna, powinny być to tylko portrety, bądź tylko jedna seria. Zresztą, na wystawie wolałabym pokazać coś nowego


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Sala zachodnia [odnośnik]12.11.15 15:03
Wiedziała o Mathildzie naprawdę niewiele, lecz nie była to nieświadomość pełna dyskomfortu i obawy. Nużące doświadczenie wizyt poprzednich obiecujących artystów boleśnie przekonało Laidan o bezsensowności sporządzania dokładnych raportów, dotyczących zapraszanych malarzy. Ci o najbardziej rozbudowanym życiorysie, doskonałych referencjach i rasowym pochodzeniu w rzeczywistości okazywali się często osobowościami niezwykle nudnymi. I to nudą bez talentu. Ot, odzwierciedlali wiernie europejską tradycję, nie wnosząc do niej nic odkrywczego lub też próbowali tą tradycję sponiewierać w prowokujący sposób, co kończyło się prostackimi zagrywkami godnymi malarzy pokojowych. Avery przestała więc ufać ślicznie zapisanym listom rekomendującym oraz prywatnym poleceniom, zdając się w zupełności na szósty zmysł swojego asystenta, który spełniał się na swoim stanowisku bez zarzutu, sprowadzając jej prawdziwe perełki, nieodkryte jeszcze na angielskich ziemiach.
Wroński mogła zasłużyć na to miano. Im dłużej Laidan wpatrywała się w jej obrazy, tym mniej ją raziły, pozwalając dostrzec coś więcej, coś nieskonkretyzowanego, ukrytego za uchwyconą dokładnie brzydotą. Kąciki równo umalowanych ust nie drgnęły w wyrazie obrzydzenia czy też niesmaku (wywołanymi obrazem czy raczej impertynenckim zachowaniem młódki?), pozostając rozciągniętymi w uprzejmym uśmiechu. Nawet kiedy Mathilda skupiała na niej spojrzenie swoich odrobinę przerażających oczu. Wytrzymała je bez mrugnięcia, chociaż zazwyczaj takim wzrokiem obdarzali ją mężczyźni. Nie było to nieprzyjemne, ale łamało kolejny schemat, do jakiego Avery notorycznie powracała. Ciemnowłosa kobieta uparcie trwała przy swoim, Laidan także nie zamierzała zdradzić swojego stylu. Zazwyczaj taka bariera kompletnie przekreślała szanse na porozumienie, ale przypadek Mathildy stanowił pierwszy wyjątek od reguły.
- Są...interesujące - przyznała zdawkowo, chociaż bez żadnej złośliwości. Nie przyznała racji jej aroganckim (lub po prostu pewnym siebie? gdzie znajdowała się ta subtelna linia pomiędzy?) słowom, lecz także ich nie przekreśliła. Przyglądała się to zamazanej kobiecie na płótnie, to wyjątkowo wyraźnej Mathildzie, będącej czarnej plamą na jasnym tle ścian galerii. - A tematyka? - dopytała wieloznacznie, wbrew pozorom chłonąc każde słowo, a zwłaszcza każde zawahanie, panny Wroński z uwagą. Mogła wydawać się zdystansowana, ale w głębi duszy coraz głośniej słyszała podszepty malarskiego instynktu o zapisaniu nazwiska ciemnowłosej przybyszki zza oceanu w sekretnym notesie, w którym znajdowały się wszystkie informacje na temat następnego wernisażu.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery

Strona 1 z 11 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Next

Sala zachodnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach