Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśne ostępy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne ostępy
Głęboko w mateczniku ukryte są skarby niedostępne mugolom, zdumiewająca roślinność płata figle i zachwyca majestatem. Pradawne, olbrzymie drzewa zdają się porozumiewać szeleszczeniem liści, ponoć opodal widywano niegdyś enty - czy te drzewa to ich potomkowie? Śród ściółki leśnej odnaleźć można pękate, a czasem nawet kwitnące paprocie; Prewettowie dumnie dbają o tę część lasu. Przez cały rok latają w pobliżu migoczące świetliki, które dodają przytulnej przestrzeni uroku. Po ścieżkach biegają rude wiewiórki. Co istotne, gdzieś tutaj rosną także krzewy zaczarowanych czarnych jagód. Krzewy, które zachowują się zupełnie niepoważnie. Zamiast grzecznie rosnąć, one lubią uciekać, ni stąd, ni zowąd pojawiać się na dnie kałuży czy oczka wodnego, wyrastać na wiewiórczym ogonie. Podobno udało się je nawet zebrać ze sklątki tylnowybuchowej! Jedynym, na czym nie rosną są czarodzieje. Chętnie za to się przed nimi chowają, jeszcze chętniej im uciekają.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.10.15 22:24, w całości zmieniany 1 raz
Chociaż zwróciła się do goblina po angielsku, on dalej niczego nie rozumiał i szedł w jej kierunku z groźną miną. Brakowało tylko małej, wymachującej piąstki, a Marine posłałaby w niego zaklęcie ogłuszające; nic takiego na szczęście nie musiało mieć miejsca, bowiem panna Lestrange postanowiła raz jeszcze sięgnąć pamięcią do pobytu w Banku Gringotta; znajomości z rodem, który miał bank w swoim władaniu takie pomagały. Spróbowała wypowiedzieć kilka słów, jakie kojarzyły jej się ze zwrotem grzecznościowym, choć brzmiały raczej jak próba obrażenia kogoś. Istota zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na dziewczynę ufnie, a później zapytała o coś tonem zupełnie spokojnym i niepodobnym do wcześniejszego. Marine była prawie pewna, że chodziło o kierunek, dlatego dłonią wskazała miejsce, w którym wystartowała cała konkurencja, a goblin faktycznie ruszył właśnie w tamtą stronę. Nie podziękował jednak i wciąż mruczał pod nosem, dlatego szlachcianka czym prędzej powędrowała dalej, starając się zapomnieć o tym nie do końca przyjemnym spotkaniu.
Zerknęła w swój dzbanek i uśmiechnęła się; widok spełniał jej estetyczne wymagania, a owoce nie były zgniecione ani brudne. Wygrała jednak z ochotą sięgnięcia po choć jeden z nich; wiele słyszała o tych lasach i jeśli naprawdę były zaczarowanie, nie powinna chyba ryzykować. A już na pewno nie w obliczu szalejących anomalii.
Stawiała krok za krokiem, chłonąc uroki lasu. Udało jej się odegnać myśli o wieczornej kolacji i po prostu kontemplowała otoczenie, wprowadzając się niestety w stan lekkiego roztargnienia. A to mogło ją drogo kosztować, bo na jej drodze stanęło kolejne stworzenie, całkowicie nie byle jakie.
Zatrzymała się natychmiast, gdy dostrzegła hipogryfa. Była gotowa w mig się wycofać, lecz nadepnęła właśnie na wyjątkowo łamliwą gałązkę, a cichy trzask sprawił, że zwierzę podniosło głowę i spojrzało prosto na nią. Marine wiedziała, jak dumne i niełatwe do obłaskawienia są to stworzenia i nawet widok malin nieopodal hipogryfa nie przekonałby jej do podejścia bliżej, gdyby tylko miała jakiś wybór. Lecz nie miała najmniejszego, czas uciekał, a ona musiała ratować się niskim, usłużnym ukłonem, wykonanym w kierunku zwierzęcia. Jeden fałszywy ruch mógł spowodować wiele szkód.
| onms I
Zerknęła w swój dzbanek i uśmiechnęła się; widok spełniał jej estetyczne wymagania, a owoce nie były zgniecione ani brudne. Wygrała jednak z ochotą sięgnięcia po choć jeden z nich; wiele słyszała o tych lasach i jeśli naprawdę były zaczarowanie, nie powinna chyba ryzykować. A już na pewno nie w obliczu szalejących anomalii.
Stawiała krok za krokiem, chłonąc uroki lasu. Udało jej się odegnać myśli o wieczornej kolacji i po prostu kontemplowała otoczenie, wprowadzając się niestety w stan lekkiego roztargnienia. A to mogło ją drogo kosztować, bo na jej drodze stanęło kolejne stworzenie, całkowicie nie byle jakie.
Zatrzymała się natychmiast, gdy dostrzegła hipogryfa. Była gotowa w mig się wycofać, lecz nadepnęła właśnie na wyjątkowo łamliwą gałązkę, a cichy trzask sprawił, że zwierzę podniosło głowę i spojrzało prosto na nią. Marine wiedziała, jak dumne i niełatwe do obłaskawienia są to stworzenia i nawet widok malin nieopodal hipogryfa nie przekonałby jej do podejścia bliżej, gdyby tylko miała jakiś wybór. Lecz nie miała najmniejszego, czas uciekał, a ona musiała ratować się niskim, usłużnym ukłonem, wykonanym w kierunku zwierzęcia. Jeden fałszywy ruch mógł spowodować wiele szkód.
| onms I
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Magia, na szczęście, jej nie zawiodła: zaraz po wypowiedzeniu inkantacji poczuła miękko spływającą z palców energię, a skradziony dzbanek – ku jej nieskrywanej satysfakcji – wyrwał się z łapek błękitnego złodzieja i pomknął prosto w jej własne ręce. Złapała go szybko, nie dając chochlikowi szansy na ponowne przechwycenie naczynia w locie, po czym prędko ruszyła dalej, chcąc jak najszybciej zniknąć stworzeniu z oczu; zdawała sobie sprawę, że te bywały skore zarówno do harców, jak i złośliwości, nie zamierzała więc czekać, aż paskudna kreatura wytworzy w swoim małym móżdżku następny sposób na uprzykrzenie jej życia.
Szła dalej, nieco sprawniej i energiczniej niż na początku, nadal bezskutecznie wypatrując malin; zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie wybrała ścieżki, która okazała się całkowicie z nich ogołocona, albo czy organizatorzy zabawy nie postanowili zrobić im psikusa, posyłając do lasu, w którym nie rósł ani jeden owocowy krzaczek. Jakakolwiek nie byłaby prawda, za późno było już na odwrót, zwłaszcza, że zza następnego zakrętu znów wychynęła na nią niespodzianka, tym razem w postaci niskiego, pomarszczonego człowieka, który utkwił w niej swoje malutkie, czarne oczka. Goblin, podpowiedziała jej pamięć i zatrzymała się ostrożnie, zerkając na niego z ukosa; bank Gringotta odwiedziła w życiu zaledwie kilka razy, ale strzegące go istoty nigdy jakoś nie wywarły na niej pozytywnego wrażenia. Wprost przeciwnie, zawsze wydawało jej się, że obserwują ją uważnie, oskarżając o najgorsze i tylko czekając, aż powinie jej się noga.
Ten też zdawał się czegoś od niej chcieć, bo ledwie się zbliżyła, a powietrze przecięła wiązanka niezrozumiałych zlepków sylab, które dla Sybilli brzmiały kompletnie obco, albo po prostu nie brzmiały wcale. Otworzyła szerzej oczy, początkowo planując zwyczajnie ominąć nieznajomego, ale szybko stało się jasne, że nie wchodziło to w grę; goblin zaczął wymachiwać gwałtownie rękami i niewątpliwie krzyczał nie w puste powietrze, a do niej. Zmarszczyła brwi, nie znała ani słowa po goblidegucku – ale mimo to wytężyła słuch, starając się z gestów i skrawków zdań zrozumieć, czego takiego chciał od niej człowieczek.
Szła dalej, nieco sprawniej i energiczniej niż na początku, nadal bezskutecznie wypatrując malin; zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie wybrała ścieżki, która okazała się całkowicie z nich ogołocona, albo czy organizatorzy zabawy nie postanowili zrobić im psikusa, posyłając do lasu, w którym nie rósł ani jeden owocowy krzaczek. Jakakolwiek nie byłaby prawda, za późno było już na odwrót, zwłaszcza, że zza następnego zakrętu znów wychynęła na nią niespodzianka, tym razem w postaci niskiego, pomarszczonego człowieka, który utkwił w niej swoje malutkie, czarne oczka. Goblin, podpowiedziała jej pamięć i zatrzymała się ostrożnie, zerkając na niego z ukosa; bank Gringotta odwiedziła w życiu zaledwie kilka razy, ale strzegące go istoty nigdy jakoś nie wywarły na niej pozytywnego wrażenia. Wprost przeciwnie, zawsze wydawało jej się, że obserwują ją uważnie, oskarżając o najgorsze i tylko czekając, aż powinie jej się noga.
Ten też zdawał się czegoś od niej chcieć, bo ledwie się zbliżyła, a powietrze przecięła wiązanka niezrozumiałych zlepków sylab, które dla Sybilli brzmiały kompletnie obco, albo po prostu nie brzmiały wcale. Otworzyła szerzej oczy, początkowo planując zwyczajnie ominąć nieznajomego, ale szybko stało się jasne, że nie wchodziło to w grę; goblin zaczął wymachiwać gwałtownie rękami i niewątpliwie krzyczał nie w puste powietrze, a do niej. Zmarszczyła brwi, nie znała ani słowa po goblidegucku – ale mimo to wytężyła słuch, starając się z gestów i skrawków zdań zrozumieć, czego takiego chciał od niej człowieczek.
it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end
it's the sudden stop at the end
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Sybilla Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k6' : 1
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k6' : 1
Z każdym mocniejszym uderzeniem serca, z narastającą złością krążącą w żyłach miała niesłychanie nieprzyjemne wrażenie, iż to zdecydowanie nie był jej dzień. A przecież zaczął się tak wspaniale! Tonąc w beztrosce, w sympatycznym i bliskim duszy towarzystwie okraszonym paroma słodkościami i nierealnymi fantazjami. Lecz spotkanie z arystokratką, jakże bezczelnie pozbawiającą ją malin — to nie było tak. Oczywiście, że nie było tak. Ale dokładnie w ten sposób będzie to przedstawiać. Bo mogła, o! — i teraz z goblinem, wykonującym kolejne kroki w jej stronę. Wściekła gestykulacja nie straciła na sile, stworzenie wydawało się złe oraz urażone faktem, iż nie była w stanie go zrozumieć. Jakby to była jej wina! Skoro przebywał pośród ludzi, powinien operować ich językiem a nie! Bezczelność i prostactwo!
— Tylko mnie tknij, a wyrwę ci te krótkie nóżki — wysyczała, bo Rowan, choć bywała nader przyjemną panną, tak też miała temperament godny rudzielca, wzbogacony o odpowiednią dawką własnej podłości wyniesionej z rodzinnego domu. Może ją zrozumiał, tę groźbę czającą się w pokrytych jadem słowach, a może po prostu był złośliwym bucem, który wiedział, że nie powinno się uszkodzić czarownicy, przebywając na obcym terenie. Tak czy siak, ta szumowina doskoczyła doń prędko i zabrała wszystkie owoce, jakie znajdowały się w dzbanku. Szok i niedowierzanie sprawiły, iż otworzyła aż usta w kształt perfekcyjnego `o`. Co do Merlina?
— WRACAJ TU TY SKLĄTKOWY POMIOCIE! ŻEBY CIĘ TAK BUCHOROŻEC ADOROWAŁ, A MATKA PRZEKLĘŁA W PIĘCIU POKOLENIACH! — wrzasnęła wściekle, czując się kompletnie nieszczęśliwa. Hej! Nie zależało jej na wygranej, ale pojawienie się na skraju lasu z pustym dzbanuszkiem wydawało się trochę upokarzające oraz przykre. Red pokręciła głową zrezygnowana i ruszyła dalej, nie siląc się więcej na uśmiech. Podłość, podłość, oby reszta dni festiwalu była bardziej dla niej łaskawa!
Nie minęło dużo czasu, gdy wreszcie dostrzegła kolejny krzak malin. Ucieszona przyspieszyła kroku, rozglądając się zaraz za jakąś przypadkową panną, która zapewne już czaiła się na owoce. Lecz to nie potencjalna nieznajoma czająca się za drzewem sprawiła, iż stanęła niczym wryta a coś, co wyglądało jak tłuste, brązowe glizdy. Zmarszczyła brwi, przyglądając im się dokładniej. Chyba nie są niebezpieczne?
|| ONMS II
— Tylko mnie tknij, a wyrwę ci te krótkie nóżki — wysyczała, bo Rowan, choć bywała nader przyjemną panną, tak też miała temperament godny rudzielca, wzbogacony o odpowiednią dawką własnej podłości wyniesionej z rodzinnego domu. Może ją zrozumiał, tę groźbę czającą się w pokrytych jadem słowach, a może po prostu był złośliwym bucem, który wiedział, że nie powinno się uszkodzić czarownicy, przebywając na obcym terenie. Tak czy siak, ta szumowina doskoczyła doń prędko i zabrała wszystkie owoce, jakie znajdowały się w dzbanku. Szok i niedowierzanie sprawiły, iż otworzyła aż usta w kształt perfekcyjnego `o`. Co do Merlina?
— WRACAJ TU TY SKLĄTKOWY POMIOCIE! ŻEBY CIĘ TAK BUCHOROŻEC ADOROWAŁ, A MATKA PRZEKLĘŁA W PIĘCIU POKOLENIACH! — wrzasnęła wściekle, czując się kompletnie nieszczęśliwa. Hej! Nie zależało jej na wygranej, ale pojawienie się na skraju lasu z pustym dzbanuszkiem wydawało się trochę upokarzające oraz przykre. Red pokręciła głową zrezygnowana i ruszyła dalej, nie siląc się więcej na uśmiech. Podłość, podłość, oby reszta dni festiwalu była bardziej dla niej łaskawa!
Nie minęło dużo czasu, gdy wreszcie dostrzegła kolejny krzak malin. Ucieszona przyspieszyła kroku, rozglądając się zaraz za jakąś przypadkową panną, która zapewne już czaiła się na owoce. Lecz to nie potencjalna nieznajoma czająca się za drzewem sprawiła, iż stanęła niczym wryta a coś, co wyglądało jak tłuste, brązowe glizdy. Zmarszczyła brwi, przyglądając im się dokładniej. Chyba nie są niebezpieczne?
|| ONMS II
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Podążała siebie pewnym i pełnym wdzięku krokiem, rozglądając się uważnie wokół siebie, szukając malin, które mogłaby zebrać; prawdę mówiąc nie bardzo wiedziała jak i gdzie powinna ich szukać. Posiadała podstawową wiedzę o zielarstwie wyniesioną z Akademii Maii Beauxbatons, lecz nigdy sama nie wędrowała po lasach; to damie nie wypadało. Ingrediencje roślinne służący i Prymulka kupowali dla Fantine w aptece, bądź sprowadzali je na specjalne zamówienie. Z naturą największą styczność miała w różanych ogrodach przy dworze rodu Rosier i na białych klifach Dover. Zdecydowanie lepiej czuła się jednak w pięknych wnętrzach - najlepiej na sali balowej. A teraz wkroczyła na ścieżkę wilgotną i... brzydką. Okolica stała się ponura, bagienna, jakaś taka bura. Potknęła się nagle o kłodę, której nie zauważyła, lecz...
To wcale nie była kłoda.
Pisnęła tak głośno, że aż ptaki uciekły z najbliższych gałęzi, gdy paskudne stworzenie rzuciło się do ataku; na Morganę! Dlaczego nie dopilnowano, aby teren Festiwalu był bezpieczny? Uskoczyła z wdziękiem czym prędzej, przyciskając swój dzbaneczek do piersi, po czym pognała przed siebie, oddalając się od tego stworzenia. Być może biegnąc przeoczyła krzewy z owocami, albo wybrała złą ścieżkę? Kiedy wreszcie zwolniła i zaczęła się rozglądać nic wokół niej nie było. Musiała iść dalej z nietęgą miną.
To wcale nie była kłoda.
Pisnęła tak głośno, że aż ptaki uciekły z najbliższych gałęzi, gdy paskudne stworzenie rzuciło się do ataku; na Morganę! Dlaczego nie dopilnowano, aby teren Festiwalu był bezpieczny? Uskoczyła z wdziękiem czym prędzej, przyciskając swój dzbaneczek do piersi, po czym pognała przed siebie, oddalając się od tego stworzenia. Być może biegnąc przeoczyła krzewy z owocami, albo wybrała złą ścieżkę? Kiedy wreszcie zwolniła i zaczęła się rozglądać nic wokół niej nie było. Musiała iść dalej z nietęgą miną.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Odetchnęła z ulgą gdy okazało się, że lekcje baletu i tańca towarzyskiego jednak przydają się poza parkietem. Tak prędko, jak tylko było to możliwe - zważając na grząskie podłoże i długą suknię - ulotniła się z zasięgu ostrych zębów rozwścieczonego stworzenia. Dzbaneczek z malinami był bezpieczny, łydki całe, a niebezpieczeństwo związane z możliwością pocałowania błotnistej gleby po upadku zażegnane. Druella obejrzała się jeszcze na wszelki wypadek żeby sprawdzić czy zwierzątko, które niemal rozdeptała, nie planuje jednak podążyć za nią w celu wymierzenia sprawiedliwości. Gdy okazało się, że błotoryja wróciła do zakłóconego odpoczynku, raźnym krokiem ruszyła przed siebie.
Szum wiatru poruszającego gałązkami drzew działał na nią w dziwnie kojący sposób, a myśli, do tej pory gorączkowo krążące po głowie, uspokoiły się nieco. Skupiona na wypatrywaniu malin nie miała czasu by martwić się czymkolwiek innym, a los odwdzięczył się za ten zapał, zsyłając jej krzaczek pełen soczystych owoców. Ostrożnie, by nie zgnieść ich w palcach, przeniosła wszystkie drogocenne jeżyny do dzbanuszka i upewniwszy się, że żadna nie została pominięta, ruszyła w dalszą wędrówkę.
Szum wiatru poruszającego gałązkami drzew działał na nią w dziwnie kojący sposób, a myśli, do tej pory gorączkowo krążące po głowie, uspokoiły się nieco. Skupiona na wypatrywaniu malin nie miała czasu by martwić się czymkolwiek innym, a los odwdzięczył się za ten zapał, zsyłając jej krzaczek pełen soczystych owoców. Ostrożnie, by nie zgnieść ich w palcach, przeniosła wszystkie drogocenne jeżyny do dzbanuszka i upewniwszy się, że żadna nie została pominięta, ruszyła w dalszą wędrówkę.
Gość
Gość
The member 'Druella Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 3
'k6' : 3
W glinianym dzbanku przybywało owoców. Zbieranie przebiegało bez przeszkód, dalsze poszukiwania też, pewnie właśnie dlatego niewiele zabrakło, by Vera wypuściła naczynie z rąk. Nie było żadnego ostrzeżenia, niepokojącego dźwięku, który świadczyłby o czyjejś obecności. Pod kopytami konia, na którym jechał duch - przeźroczystego tak samo jak odziany w strojne szaty jeździec - podłoże trwało nieporuszone, nie uginał się nawet mech. Rżenie było wystarczająco prawdziwe, by natychmiast podjąć próbę usunięcia się z drogi. Prawdziwe były też wrzaski i archaiczne groźby, w które czarownica nawet nie próbowała wsłuchiwać się uważnie. Wystarczyło, że ogólny sens był jasny, duch uważał za swój ten konkretny kawałek lasu. Biegła, w jedną rękę zebrawszy fałdy spódnicy, drugą przyciskając do piersi dzbanek, byle dalej od niegościnnego mieszkańca lasu, może nawet w dobrym kierunku. Przed siebie, patrząc pod nogi, na miarę swoich możliwości uważając na przeszkody. Bliskiego spotkania z duchem - i związanego z nim zimna - zdecydowana była uniknąć nawet kosztem mijanych po drodze jeżyn. Niechże się nimi zjawa nacieszy, na zdrowie. Zatrzymać zamierzała się dopiero, kiedy słowa wykrzykiwane przez uciętą głowę ducha zostaną w tyle.
The member 'Vera Leighton' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Solene oraz Fantine podążały chwilowo ścieżkami wokół których rosły wyłącznie mchy i paprocie, wypatrywały owoców, lecz na próżno. Musiały pójść dalej i patrzeć bardziej uważnie. Charlene spotkała na swej drodze młodego niedźwiadka o brunatnej sierści; uciął sobie drzemkę obok malinowego krzewu, wyglądał uroczo, lecz jego mama z pewnością słodka nie była. Alchemiczce udało się jednak przejść obok niego bezszelestnie, zebrać owoce i ruszyć dalej. Niedźwiadek spał dalej. Magiczne pnącza zaatakowały egzotyczną lady Nephthys, jednakże dzięki jej szybkiej reakcji oraz celnemu zaklęciu zostały przecięte. Uwolniła swoje kostki i mogła uciec, po drodze znajdując maliny. Chwilę po rzuceniu zaklęcia jednak odczula obecność anomalii nawet tutaj. Chwilę krztusiła się lepkim popiołem, a z kącika ust popłynęła czarna maź. Do końca dnia będzie czuła dziwny, gorzki posmak na języku resztek cieczy.
Zarówno Deirdre, jak i Rowan pamiętały z lekcji w Hogwarcie, że gumochłony są absolutnie niegroźne, a przede wszystkim bardzo nudne, bo nie mają zębów i żywią się sałatą. Przeszły obok nich i zebrały owoce. Odette udało się przywołać swój dzbaneczek i żadna malinka z niego nie wypadła. Śpiewaczka ruszyła ścieżką przed siebie szukając owoców w innej części lasu.
Lady Marine stanęła naprzeciw przepięknego, lecz szalenie dumnego i jednocześnie humorzastego stworzenia; jeden fałszywy ruch, a człowiek mógł się znaleźć w wielkich tarapatach, hipogryfy miały bardzo ostre pazury. Arystokratka skłoniła się z wdziękiem, hipogryf chwilę trwał w bezruchu, uważnie lustrując ją spojrzeniem, po czym odnalazłszy w jej oczach szacunek, również się odkłonił i wrócił do skubania trawy. Marine zebrała owoce w jego towarzystwie.*
Do Sybilli nie uśmiechało się dzisiaj szczęście. Najwyraźniej zbyt dużo spędziła czasu w odosobnieniu, a za mało w Banku Gringotta. Zupełnie nie rozumiała co mówił do niej goblin, a on denerwował się tym jeszcze bardziej. W końcu wrzasnął na nią głośno, sięgął do dzbanka wróżbitki i parsknął śmiechem, bo ten był pusty. Odszedł przeklinając pod nosem w swoim języku.
Lady Druella miała szczęście. Odnalazła krzew pełen owoców i zebrała je do swego koszyczka. Na drodze Very stanął duch jeźdźca, który zaczął na nią gniewnie krzyczeć i wyciągać z pochwy swój zakrwawiony miecz; brzmiał na tyle przerażająco i wyglądał groźnie tak, że łamaczka klątw puściła się biegiem przed siebie.
! Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się w niedzielę o 21:00.
*W opisie wydarzenia zabrakło informacji o zdobytych punktach, zostało to naprawione na stałe - w przypadku powodzenia akcji zdobywa się 5 punktów.
Zarówno Deirdre, jak i Rowan pamiętały z lekcji w Hogwarcie, że gumochłony są absolutnie niegroźne, a przede wszystkim bardzo nudne, bo nie mają zębów i żywią się sałatą. Przeszły obok nich i zebrały owoce. Odette udało się przywołać swój dzbaneczek i żadna malinka z niego nie wypadła. Śpiewaczka ruszyła ścieżką przed siebie szukając owoców w innej części lasu.
Lady Marine stanęła naprzeciw przepięknego, lecz szalenie dumnego i jednocześnie humorzastego stworzenia; jeden fałszywy ruch, a człowiek mógł się znaleźć w wielkich tarapatach, hipogryfy miały bardzo ostre pazury. Arystokratka skłoniła się z wdziękiem, hipogryf chwilę trwał w bezruchu, uważnie lustrując ją spojrzeniem, po czym odnalazłszy w jej oczach szacunek, również się odkłonił i wrócił do skubania trawy. Marine zebrała owoce w jego towarzystwie.*
Do Sybilli nie uśmiechało się dzisiaj szczęście. Najwyraźniej zbyt dużo spędziła czasu w odosobnieniu, a za mało w Banku Gringotta. Zupełnie nie rozumiała co mówił do niej goblin, a on denerwował się tym jeszcze bardziej. W końcu wrzasnął na nią głośno, sięgął do dzbanka wróżbitki i parsknął śmiechem, bo ten był pusty. Odszedł przeklinając pod nosem w swoim języku.
Lady Druella miała szczęście. Odnalazła krzew pełen owoców i zebrała je do swego koszyczka. Na drodze Very stanął duch jeźdźca, który zaczął na nią gniewnie krzyczeć i wyciągać z pochwy swój zakrwawiony miecz; brzmiał na tyle przerażająco i wyglądał groźnie tak, że łamaczka klątw puściła się biegiem przed siebie.
! Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się w niedzielę o 21:00.
*W opisie wydarzenia zabrakło informacji o zdobytych punktach, zostało to naprawione na stałe - w przypadku powodzenia akcji zdobywa się 5 punktów.
- Wydarzenie 8 - Sybilla:
- Wytrwale podążasz leśną ścieżką, lecz niestety wokół ciebie ani nie widać, ani nie czuć słodkich owoców. Otaczają cię jedynie mchy i paprocie. Może w tej części lasu za mało światła przedziera się przez korony drzew? Musisz iść dalej! Nie spotyka Cię żadne wydarzenie, nie zyskujesz żadnych punktów.
- Wydarzenie 9 - Solene:
- Szłaś dalej, lecz wkoło wciąż widziałaś tylko mchy i paprocie. Nic jednak bardziej mylnego! Maliny tu były, lecz przez wiatr przykryły je długie liście paproci. Czy zdołasz dostrzec wśród nich czerwoną plamkę? ST znalezienia owoców wynosi 20, doliczany jest bonus za biegłość spostrzegawczość. W przypadku powodzenia znajdujesz owoce i zyskujesz 10 punktów. Jeśli nie osiągniesz ST: wzruszasz ramionami i wędrujesz dalej.
- Wydarzenie 12 - Odette:
- Dostrzegasz na swej drodze krzew malin i podchodzisz doń, by zebrać owoce, lecz dojście do nich tarasują Ci dziwne stworzenia. To tłuste, mierzące po 10 cali istoty przypominające brązowe glizdy. Rozpoznanie wynosi 20, doliczana jest biegłość za onms. W przypadku powodzenia: wiesz, że to tylko niegroźne gumochłony, które żywią się sałatą i wcale się nie ruszają. Przechodzisz obok i zbierasz owoce, zyskujesz 5 punktów. W przypadku niepowodzenia jesteś przekonana, że to stworzenia szalenie niebezpieczne i oddalasz się czym prędzej.
- Wydarzenie 13 - Fantine, Druella:
- Fortuna odwróciła od ciebie spojrzenie. Podążałaś ciemną ścieżką, docierało tu mniej światła przez gęste korony drzew, a i nienaturalnie cicho stało się wokół. Miałaś ogromne nieszczęście: zaatakowała cię magiczne pnącza, któreych nie zdołałaś dostrzec wśród innej roślinności. Ta wielka roślina wystrzeliła ku Tobie swe pędy, które złapały cię za łydki i zaczęły ciągnąć w swoją stronę. Musiałaś użyć zaklęcia Diffindo (ST 30), aby przeciąć oplatające Ci pędy. W przypadku powodzenia: przecięłaś pędy i zdołałaś uciec pnączom, a na swej drodze znalazłaś jeżyny, zyskujesz 10 punktów. W przypadku niepowodzenia: zaczęłaś wzywać pomoc, a ona nadeszła, nim stała Ci się poważna krzywda. Czarodziej pomagający przy Festiwalu Lata pomógł Ci się wyswobodzić, a ty podążyłaś dalej, lecz maliny zerwała już inna dziewczyna.
- Wydarzenie 15 - Nephthys, Marine:
- Szłaś sobie spokojnie leśną ścieżką, gdy z paproci wybiegł topek. Stworzenie mierzące osiem cali, spokrewnione z chochlikami. Topek nie potrafi jak one latać, lecz ma niesłychanie złośliwe i błazeńskie usposobienie. Postanowił spłatać Ci psikusa! Chce wyrwać twój dzbaneczek z malinami, a przynajmniej ukraść kilka garstek. Musisz poradzić sobie z nim sama, aby odrzucić go od tyłu, spetryfikować, unieszkodliwić w inny sposób odpowiednim zaklęciem, które dowolnie możesz wybrać ze spisu. Jeśli Ci się powiedzie, uciekasz topkowi i nieopodal znajdujesz jeżyny, zyskujesz 10 punktów. Jeśli nie topek kranie Ci garść owoców z dzbanka i tracisz 5 punktów.
- Wydarzenie 16 - Deirdre:
- Twój spacer przerwało dziwne wydarzenie. Duch jeźdźca, przed setkami lat pozbawionego w tym lesie głowy, zagrodził Ci drogę i zaczął grozić. Brzmiał i wyglądał tak przerażająco, że zaczęłaś uciekać, by jak najszybciej opuścić tę część lasu, która jak powtarzał należała do niego. Biegniesz tak szybko, że omijasz rosnące po drodze jeżyny, lecz jesteś z pewnością bliżej mety. Otrzymujesz +2 do następnego rzutu k6.
- Wydarzenie 17 - Rowan:
- Jak powszechnie wiadomo stary niedźwiedź mocno śpi. Młody także śpi, ale już nie tak mocno. Spotykasz na swej drodze pogrążonego we śnie młodziutkiego niedźwiadka, który spoczął obok krzewu z malinami. Musisz być bardzo cicho, by go nie zbudzić, inaczej z pewnością przywoła matkę, która przebywa gdzieś w pobliżu. ST bezszelestnego podejścia do owoców i zebrania ich wynosi 70, do rzutu doliczana jest biegłość ukrywania się. Jeśli uda Ci się to zrobić, zyskujesz 10 punktów. Jeśli nie - niedźwiadek się przebudza, a ty czmychasz czym prędzej, by uniknąć spotkania z jego mamą.
- Wydarzenie 19 - Vera:
- Festiwal Lata jest wielkim wydarzeniem, nie tylko dla żywych, lecz też martwych, spragnionych towarzystwa. Za zakrętem przywitał cię męski głos, a jego źródło dostrzegłaś dopiero wówczas, kiedy spojrzałaś w zacienione miejsce pod drzewami: to duch starszego czarodzieja w szacie skrojonej na osiemnastowieczną modłę. Zaczął zachwalać zalety Festiwalu Lata, wspominać jak ta konkurencja wyglądała przed laty, a Tobie obiecał pomoc, jeśli wypełnisz zadanie. Otóż duch ten był ogromnym fanem poezji. Poprosił cię, byś pięknie wyrecytowała wiersz. Uwaga: musisz mieć wiedzę o literaturze na poziomie I, by wykonać to zadanie. Aby duchowi przypadła do gustu twoja recytacja musisz wyrzucić 45, doliczany jest bonus za biegłość retoryki. W przypadku powodzenia duch pomoże Ci odnaleźć maliny i zyskujesz 5 punktów. W przypadku niepowodzenia duch oddala się od ciebie wielce niezadowolony, a ty zostajesz z niczym.
- Wydarzenie 21 - Charlene:
- Dotarłaś do okrągłej polany, gdzie w słońcu dojrzewało wiele dorodnych malin czekających tylko, by trafić do twego dzbaneczka. To jednak nie mogło być aż tak proste: prędko dostrzegłaś domek na kurzej łapce na krańcu polany, a mieszkająca w nim wiedźma dostrzegła cię przez okno i wyszła na zewnątrz, by cię przegnać - albo zabić, bo jak wiadomo wiedźmy - czyli dzikie istoty wyglądające jak stare, brzydkie czarownice z mnóstwem brodawek na nosie, władające bardzo elementarną magią - uwielbiają jeść surową wątrobę. Musiałaś wiedźmę unieszkodliwić, zanim zacznie ciskać w ciebie swymi prostymi czarami, wymagało to użycia dowolnego zaklęcia, które zdoła ją zranić, bądź w inny sposób unieruchomić. W przypadku powodzenia wiedźma pana unieszkodliwiona na ziemię, a ty zbierasz rosnące wkoło owoce i zyskujesz 10 punktów. Możesz też wykonać taktyczny odwrót. W przypadku podjęcia próby walki i niepowodzenia uroki wiedźmy nabijają Ci kilka siniaków, musisz więc brać nogi za pas i znaleźć inne owoce.
Numer pola | Imię i nazwisko | Punkty zapełnienia dzbaneczka |
21 | Charlene Leighton | 15 |
19 | Vera Leighton | 15 |
17 | Rowan Sprout | 5 |
16 | Deirdre Tsagairt | 10 |
15 | Marine Lestrange | 15 |
15 | Nephthys Shafiq | 20 |
13 | Druella Rosier | 15 |
13 | Fantine Rosier | 10 |
12 | Odette Baudelaire | 5 |
9 | Solene Baudelaire | 20 |
8 | Sybilla Vablatsky | -5 |
Droga dłużyła się, jednak nic nie była w stanie na to poradzić, dla zabicia czasu obserwując bujną faunę i florę okolicznego lasu. Chociaż i ta po kilkunastu metrach zaczęła ją nużyć, a w dodatku miała wrażenie, że nowo zakupione pantofelki zaczęły obcierać jej pięty. Przystanęła, poprawiając ułożenie stóp, robiąc to ponownie kilka metrów dalej: w pewnym momencie jednak potknęła się o wystający z ziemi korzeń, niemal wywracając na ziemię. Niemal, bo w ostatniej chwili zdążyła złapać równowagę, kątem oka dostrzegając coś dziwnego w pobliskich zaroślach – a może tylko jej się wydawało?
|spostrzegawczość II
|spostrzegawczość II
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Solene Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k6' : 1
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k6' : 1
Leśne ostępy
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset