Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]24.10.15 13:01

Salon

Do salonu można dostać się tuż po przekroczeniu drzwi wejściowych mieszkania. To tutaj Daniel przyjmuje gości, albo zwyczajnie odpoczywa, ucinając sobie na kanapie drzemkę lub czytając książkę. Wszystko jest tutaj poukładane; Krueger nie znosi braku porządku. Ani niespodziewanych wizyt, co również warto mieć na uwadze.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Daniel Krueger dnia 11.01.16 8:47, w całości zmieniany 3 razy
Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]24.10.15 13:45
Cholera. Innego słowa znaleźć nie umiał, kiedy przywoływał całość dotychczasowych zdarzeń, jakie krążyły po jego umyśle. Cholera, po prostu - a wraz z nią zestaw innych, równie miłych dla ucha określeń, bo całe jego wnętrze omal nie wybuchło z natłoku gromadzących się nieustannie negatywnych emocji. Uporczywa baba, zesłana chyba tylko po to, by już za życia mógł cierpieć katusze (może jednak warto się nawrócić na te mugolskie bajdurzenia?). Zdaje się, że Dante zapomniał opisać jeden rodzaj mąk piekielnych, albo był zbyt przerażony, by wykrzesać z siebie jakiekolwiek słowo, a co dopiero całość kolejnej pieśni. I najlepsze, że wcale mu się nie dziwił.
Zajęty, bo zwyczajnie nie wierzył w zbawienne zdolności powietrza zwane popularnie wietrzeniem, aktualnie poświęcał się w łazience procesowi zewnętrznego katharsis, które było wstępem do rozpoczęcia całego pasma wolnego czasu. Chwil, jakże skrupulatnie poświęcanych na rozwijanie ulubionych zainteresowań - czyli przede wszystkim czytaniu książek. Zsyłał na kobietę tysiące piorunów, obarczał klątwami na pozór przypadkowych zdarzeń, byleby jej sąsiedzka natura nie odezwała się znowu, zmuszając go do wykonywania tak bardzo niechcianych rzeczy. Panie Danielu, a czy mógłby mi pan pomóc... NIE, kurde, nigdy. Panie Danielu, przypomina mi pan mojego wnuczka. No, doprawdy, jego ponad trzydziestoletnie serce aż się ścisnęło ze wzruszenia. Siedemdziesiąt razy na minutę. Modlił się w duchu, by wreszcie mieć spokój i wtedy, jakby w odpowiedzi na krążące po głowie wątpliwości, dotarł do niego znienawidzony odgłos pukania.
- Już idę! - krzyknął i sięgnął czym prędzej po ręcznik. Omal nie zabił się na leżącej pod nogami kostce mydła, ale z powodzeniem udało mu się zatrzymać na ścianie, nie czyniąc tym samym sobie (ani niczemu innemu) większej krzywdy.
W mieszkaniu panował taki zaduch, że dosłownie nie dało się przeżyć bez odświeżającej kąpieli. Najchętniej chodziłby przy takim klimacie nago lub w samej bieliźnie, ale aktualna, jakże przytłaczająca go sytuacja, nie dawała mu niestety takich możliwości. Skrzywił się, gdy usłyszał ponowny, dudniący odgłos własnych drzwi wejściowych.
- MOMENT - dopowiedział, powstrzymując się przy tym przed losowym przekleństwem. Pogratulował sobie w duchu, bo naprawdę niewiele już brakowało.
Ubrał się na szybko, biorąc to, co miał najbliżej siebie i pobiegł do drzwi, które prowadziły centralnie do jego salonu. Otworzył je, uprzednio starannie przygotowując dla pewnej osoby przemowę.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał się powtarzać, bo... - urwał, lecz zauważywszy że nie była to domniemana adresatka, dosłownie stanął jak wryty, zaniemówił, a jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości - taksując z pytaniem i zwyczajnym szokiem stojącą przed nim osobę. Żadnych emocji; w głowie nastała mu kompletna pustka. Mętlik, w jakim nie umiał się odnaleźć i błądził, wędrując niczym w ciemności po omacku. Procesy myślowe niemal ustały wraz z chwilą spotkania, zupełnie nie chcąc nic łączyć w fakty, ani tym bardziej wytworzyć konkretnych co do nich wniosków. Nic. Zwyczajnie nic.
- W... Wuj? - zdołał z siebie wykrztusić, omal nie zadławiając się własnym językiem. W porę jednak opanowanie wróciło; przestawił się nawet na niemiecki. Pozostawała tylko jedna, jakże istotna sprawa.
Co do diaska Vinzent Krueger tutaj robił?


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]24.10.15 15:43
Idąc ulicami Londynu czuł się jakoś dziwnie. Nie tylko dlatego, że ledwo powstrzymywał się przed rezygnacją z planu skorzystania z pomocy bratanka. Nie był tu prawie trzydzieści lat. To było prawie jak powrót do miejsca, w którym się wychował, choć tak naprawdę w Londynie spędził zaledwie kilka lat jako młody policjant. Wszystko wydawało mu się jakieś obce, a za razem takie znajome! Bał się tego, co mogło się wydarzyć, ale czy nie lepiej było zapukać do mieszkania Daniela i najwyżej zostać odrzuconym? Czy nie lepiej było przynajmniej spróbować? Oj tak, nie raz już próbował i właśnie dlatego został zupełnym bankrutem bez żadnych możliwości. Powinien był tyle razy odpuścić, nie ryzykować, zostać na miejscu... ale czy tym razem powinien się poddać? Szczerze mówiąc czego miał się bać? Własnego bratanka, z którym kiedyś bawił się klockami? Nie sądził, żeby jego ostatnia deska ratunku go odepchnęła, a jeśli nawet, to oprócz fatalnego poczucia beznadziejności i myśli typu: Jestem skończonym kretynem! Trzeba było pracować u brata!, nic by się nie stało. Poza tym zostawał jeszcze Ernst - starszy brat Daniela. Dlaczego Vinc był tak bardzo przekonany, że lepiej będzie się do niego nie zgłaszać? Nie mógł się odpędzić od myśli, że ten wdał się w zasadniczego ojca w stu procentach. Tak naprawdę wiedział tylko tyle, że chłopak odziedziczył interes, ale to mu wystarczyło, żeby przyrównać tę sytuację do tej, kiedy to ojciec chłopaków a jego straszy brat przejął rodzinną firmę. Pomimo desperacji wiedział jedno - na żelaznego Kruegera nie ma co liczyć. Gdyby jego brudne interesy wyszły kiedyś na jaw... Nie chciał nawet o tym myśleć.
Dlatego właśnie Vincent liczył na to, że Daniel mu pomoże. To było dobre dziecko. Takie radosne. Wiedział tylko tyle gdzie mieszka i gdzie pracuje. Był on dziennikarzem w jakiejś gazecie. Vincent zastanawiał się dlaczego Alfred nie podzielił majątku sprawiedliwie jak obiecywał. To nie było do niego podobne, żeby rzucać słowa na wiatr. W każdym razie Daniel podobnie jak jego wujek przed laty mieszkał i pracował w Londynie w zawodzie zupełnie nie związanym z magiczną biżuterią Kruegerów. Podobnie jak wujek był młodszym bratem - tym zapewne bardziej pokrzywdzonym. Vinc widział wiele cech wspólnych z Danielem i bardzo go to cieszyło. Może to poruszy jego dobre serduszko? - pomyślał.
Nagle zorientował się, że jest już prawie na miejscu. To ten dom! - krzyknął w myślach, a jego serce zaczęło bić szybciej. Dopadł go strach. Jakiś rodzaj tremy, tak jakby miał wyjść właśnie na cenę i odegrać swoją rolę w przedstawieniu. Szczerze mówiąc nie odbiegało to zbytnio od prawdy. Przez całą podróż, a także drogę z pociągu snuł plany i scenariusze tego spotkania. Zastanawiał się nad tym co powie, jak powie. Zmieniał wszystko i wymyślał od nowa. W końcu miał gotowe małe przemówienie. Wystarczyło tylko podejść pod drzwi, zapukać i odegrać swoją rolę. Wziął głęboki oddech i wszedł do budynku. Dość szybko odnalazł mieszkanie numer osiem. Chwilę stał przed drzwiami sparaliżowany strachem, nie mogąc zebrać się do tego, żeby zapukać. Jego serce biło tak szybko, że miał wrażenie, iż niedługo to ono zacznie stukać do drzwi. W końcu jednak nieco się opanował. Spróbował wyglądać na spokojnego i nawet chyba mu się udało. Zapukał delikatnie. Po chwili trochę mocniej. Usłyszał jakiś głos zapewniający, że zaraz zostanie mu otworzone. I stało się! Jego oczom ukazał się jakiś zdenerwowany mężczyzna. Pierwsze słowa były najwyraźniej skierowane do kogoś, kogo ten się spodziewał. Na pewno nie spodziewał się zobaczyć Vincenta. Mężczyzna był chyba przerażony.
- Witam, Danielu. - Odpowiedział również po niemiecku, co wywołało u niego dość dziwne uczucie, ponieważ już dawno nie używał tego języka. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. - Dodał już po angielsku i zaśmiał się. - Nie zaprosisz do środka starego wujaszka?


Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Salon [odnośnik]25.10.15 10:53
Pojawienie się wuja wywołało w nim szereg różnych, częściowo pokrewnych ze sobą uczuć, które na wzór efektu kaskadowego, wyzwoliły niejako z iskry cały płomień. Ogień emocji, który parzył go od środka swoją wręcz destrukcyjną siłą, zdającą się z upływem czasu wcale nie tracić na intensywności. Złość, zaskoczenie, zwyczajne oblanie ciała zimnym potem - wszystko przyszło niemal od razu, a wszechogarniający go niepokój snuł się teraz za mężczyzną niczym cień, śmiejąc się poniekąd z niego samego. Tak bardzo pełny nieświadomości i zdumienia, jakich nie miał już nawet sił ukrywać. Co wiedział o Vinzencie Kruegerze? Cóż, naprawdę niewiele, jedynie jakieś szczątkowe informacje, które przewijały się przy rodzinnych rozmowach wyłącznie w charakterze epizodycznym. Kiedy był dzieckiem, miał okazję się czasem z nim spotykać, ale pamiętał to tylko na zasadzie istnienia, nie znając nawet towarzyszących mu wówczas emocji. Niemniej jednak wuja zdążył zapamiętać dobrze, lecz żyjąc pod presją zasłużenia na miano żelaznego człowieka, nie zastanawiał się raczej nad młodszym bratem swojego ojca, o którym on sam niechętnie wspominał. Czy dał kiedyś Vinzentowi jakiś rysunek, jeszcze wtedy zwykły, dziecięcy bohomaz, niedbale nakreślony na kartce kredkami? Czy powiedział o książce, jaka go zainteresowała? Był raczej spokojnym chłopcem, grzecznym i wówczas jeszcze nieświadomym. Blisko związanym z matką, obarczony uwagą ojca, czy aby nie jest zbyt słaby, zbyt chorowity, czy nie urodził się z jakąś dolegliwością. I ten chłopiec, Daniel, wciąż przetrwał gdzieś w centrum samego, skrywanego przed światem wnętrza - mimo faktu, że na pozór ukształtował się w dorosłego mężczyznę, który beztroskie lata miał już dawno za sobą. Wyrodny Krüger. Wyrzutek, jaki na wygnanie obrał sobie rodzinny kraj swojej matki. Co zabawne, wcale nie widział w sobie wielu podobieństw do własnego wuja. Dlaczego? Cóż, jego introwertyczne usposobienie z góry zakładało, że jest inny. Wychowywany, kształcony tylko w jednym celu i w jednej sytuacji wyprowadzony z błędu, jakim było jego całe dotychczasowe życie. Jego wuj miał możliwość wyboru i tego mu poniekąd zazdrościł. Był wolny. Ojciec przejął interes po śmierci dziadka - szybko musiał stać się dorosły i być może dlatego tak surowo wychowywał swoich synów. Vincent mógł podróżować, robić, na co miał tylko ochotę. On nie.
I być może dlatego, gdy zastał wuja u progu własnego mieszkania, czuł się jednocześnie zmieszany i  pełen podejrzeń. Uspokajając się, jego wyraz twarzy jednak złagodniał, lecz oczy wciąż obarczały spojrzeniem twarz - jakże znajomą - której do tej pory nie potrafiłby dokładnie przywołać w pamięci. Wypuścił powietrze z ust i zamrugał.
- Jestem tylko zaskoczony. Nic więcej. - Cóż, i może trochę zły, ponieważ niespecjalnie przepadał za niezapowiedzianymi wizytami. Teraz i tak miał szczęście, ponieważ używał wolnego czasu w samotności - ale co by było, gdyby umówił się o tej porze właśnie z jakąś kobietą? Nie chciał nawet rozważać takiej sytuacji. Nie. Niemiecka natura nie dopuszczała takich rzeczy, by dało się przychodzić bez jakichkolwiek uprzedzeń. Nie był do końca zadowolony. Owszem, może osoba, która właśnie zapukała do drzwi była z nim spokrewniona, chciałoby się powiedzieć - jedyna z rodziny (z Ernstem właściwie nigdy nie miał dobrego kontaktu, a reszta od dawna już spoczywała w grobach), ale to nie oznaczało, że może tak po prostu łamać odgórnie ustalone normy. Mimo tego grzeczność nie pozwalała mu go wyrzucić, ani nawet zbesztać, co w innym przypadku uczyniłby bez żadnych zahamowań.
- Nie musimy rozmawiać po angielsku - dodał, wciąż nie rezygnując z ojczystego języka. Silnie zakorzeniona tożsamość była w nim obecna; urodzony i wychowany w Niemczech, tam spędził większość swojego życia. Nie, nie wstydził się, że należał do takiego narodu. Wręcz przeciwnie, był z niego dumny i nawet jeśli angielską mowę i akcent udało mu się opanować do perfekcji, tęsknił za tym pierwszym, najważniejszym językiem. - Nikogo tu oprócz nas nie ma, nic sobie więc nie pomyśli. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, mimo że wcale nie wyglądał na specjalnie zadowolonego. Był raczej neutralny, towarzyszące mu emocje stanowiły nawet zagadkę dla niego samego.
- Wejdź, wuju - oświadczył, odkrywając, że do tej pory oboje nawet nie ruszyli się z miejsca. Zamknął drzwi za Vincentem i udał się powolnym krokiem do salonu. Usiadł na kanapie; złożył przed sobą ręce, sprawiając tym samym wrażenie zamyślonego. Odezwał się dopiero po chwili:
- Czemu zawdzięczam tak niespodziewaną wizytę? Myślałem, że wuj jest obecnie za Oceanem. - Nie wiedząc czemu, gdy te słowa zdążyły wyjść z jego ust, ogarnęło go na nowo uczucie niepokoju. Jakby automatycznie było zarezerwowane dla właśnie takiej sytuacji. No i oczywiście, nie wiedział, co się dzieje. Był kompletnie nieświadomy wszystkiego.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]25.10.15 19:10
Vincent nie był zaskoczony zaskoczeniem bratanka. Normalne, że niezapowiedziana wizyta wywołała takie emocje. Szczególnie, jeśli była to wizyta kogoś, kto mieszkał tak daleko. Szczególnie, jeśli tym kimś okazał się wyklęty wujek, który nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Daniel na pewno zachodził w głowę, co ten dziadyga od niego chce, dlaczego przyjechał tak nagle i bez zapowiedzi. Vinc stwierdził, że tak będzie najlepiej. To było trochę nie fair, ale co miał innego zrobić? Wysłać list i czekać na odpowiedź? A co w tym liście? Mój drogi Danielu, tak się składa, że jestem nieudacznikiem i zaraz mnie tu zabiją, więc przygotuj się na wizytę wujaszka. Mam zamiar odwiedzić Cię w Londynie i fajnie by było, gdybyś zaproponował mi pomoc. Całuski, wujek Vincent - tak, to by było idealne... Dlatego właśnie to było zdaniem Vincenta najlepsze zagranie na jego korzyść.
Został więc przywitany przez zszokowanego bratanka (tak jak się spodziewał) i zaproszony do środka (tak jak się spodziewał). Nie przewidział jednak, że Daniel będzie wolał mówić po niemiecku. Może chłopak robił to z grzeczności? W końcu w czasach, gdy Vinc pracował w sklepie brata i bywał u nich w domu, rozmawiali tylko w tym języku. Nie było najmniejszego sensu spierać się o to kto w jakim języku woli rozmawiać. Istota całej tej sytuacji zawierała się w tym, że należało wyjaśnić cel niespodziewanej wizyty wuja, z którym Daniel nie miał żadnego kontaktu od wczesnego dzieciństwa. Dlatego właśnie Krueger postanowił mówić po niemiecku.
- To prawda, byłem za Oceanem i to do niedawna. - Zaczął ostrożnie. - Postanowiłem jednak odwiedzić swojego bratanka. Gdy dowiedziałem się, że mieszkasz w Londynie i jesteś dziennikarzem, przypomniałem sobie okres mojej młodości. Pamiętasz zapewne, że na początku swej kariery pracowałem tu jako policjant? To były czasy mego największego ustatkowania i normalności. Zero ryzyka, dobra płaca, grzeczne relacje i zajęcia...
Próbował odczytać z twarzy bratanka jakieś emocje. Czy taka sytuacja jest mu bliska? Czy to podobieństwo pomoże Danielowi wczuć się w wujka? Nie był pewien, czy uzyskał pożądany efekt, ale postanowił kontynuować:
- Tak, to były czasy... Głupi byłem i spragniony przygód. Wróciłem, co akurat nie było takie złe. Dzięki tej decyzji miałem wspaniałą okazję poznać cię trochę bliżej. Pamiętasz te czasy? - miał nadzieję, że pamiętał. - Potem była szalona wycieczka i ten nieszczęsny wyjazd do Ameryki. Wiesz dlaczego nieszczęsny? Ano dlatego, że skończył się bardzo nieprzyjemnie. Nie myśl sobie, że przyjechałem tutaj żebrać. Co to to nie! - niemalże krzyknął. - Po prostu nie mam się gdzie podziać. Mówiąc najogólniej - starałem się i to bardzo, ale w końcu mi się nie udało i zbankrutowałem. Mój stan na dzisiaj to zero. Zupełne zero. - A raczej trochę mniej... dużo mniej niż zero, te wszystkie długi i zobowiązania... - dodał w myślach - Jeśli masz trudną sytuację, to ja to naprawdę zrozumiem. W końcu od tak dawna się nie odzywałem, ale zrozum, tak było najlepiej. Gdy wyjeżdżałem, twój ojciec dał mi do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną już więcej do czynienia. Chyba rozumiesz?
Siedział na kanapie z walizką obok i zastanawiał się, co się teraz stanie. Czy ta opowieść wystarczająco wzruszyła Daniela? Czy obudziła w nim dziecko, które zlituje się nad wujkiem? A co jeśli nie? Co jeśli ten mężczyzna był kimś zupełnie innym? Czy miał żonę, narzeczoną, dziewczynę? Na pewno miał jakieś plany, zamiary, zobowiązania, a Vinc znienacka zwalił mu się na głowę ze wszystkimi problemami. W tej chwili był pewien, że bratanek zaraz go wyrzuci. Prawdopodobnie zrobi to w jak najbardziej grzeczny i kulturalny sposób. Pożyczy wszystkiego najlepszego, może nawet da mu jakieś pieniądze. W jednym ułamku sekundy Vincent szczerze pożałował tego, że w ogóle zapukał do drzwi. Był pewien jednego - z Ernstem nawet nie spróbuje się skontaktować. Postąpiłby jak kretyn, który, gdy silne zaklęcie nie zadziała, używa słabszego i liczy, że to w czymkolwiek pomoże.
Pozostało mu jedynie czekanie na wyrok, który zaraz padnie z ust Daniela.
Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Salon [odnośnik]26.10.15 17:32
Nie należało ukrywać - wszystko, co robił, było podyktowane wyłącznie przez grzeczność. Cóż, może z wyjątkiem używania języka niemieckiego w rozmowie, co miało związek jedynie z silną świadomością własnego pochodzenia i pewnego rodzaju tęsknotą za zostawionym światem, niegdyś tak doskonale znanym i obecnym. Światem, który porzucił, aby zamieszkać na - jak to miał w zwyczaju przyznawać z gorzkim śmiechem - deszczowej wyspie, ponurej, z flegmatycznymi mieszkańcami, którzy zawsze mieli czas na przysłowiową herbatkę. Jeśli zdołał wyciągnąć z życia jakieś wnioski, znalazłoby się wśród nich na pewno przekonanie, by nie oceniać przedwcześnie nikogo i niczego. Mogło to mieć bowiem fatalne skutki w przyszłości, o czym sam dowiedział się już wystarczającą ilość razy. Daniel Krueger, ten młodszy, ten bardziej dziecinny, stanowiący nie lada wyzwanie na drodze do utworzenia kolejnego żelaznego człowieka, siedział, mrużąc oczy, wpatrując się w obecną przed nim, acz bliżej nieokreśloną przestrzeń. Nie obserwował już uważnie wuja, jakby nieobecny - wtapiający się w tło, nakreślony jedynie zarys sylwetki; nie osoby, lecz jakiejś odgórnej idei, która powoli kształtowała się z każdym wypowiedzianym przez mężczyznę słowem. Daniel Krueger kontemplował, na wzór starożytnych filozofów, których poglądy stanowiły fundamenty określeń dla moralnych zasad i wsłuchiwał się jednocześnie w wypowiedź wuja, marszcząc co jakiś czas brwi - na pozór nieznacznie, lecz wskazując tym samym na procesy myślowe, które rozgrywały się we wnętrzu jego umysłu. Wciąż nie wiedział, co na ten temat sądzić, wciąż nie miał opinii i cała sytuacja coraz mniej mu odpowiadała - jakby była jakimś snem, absurdalnym i wynaturzonym, który pozostawiał po sobie złe przeczucie jeszcze przez kilka godzin po obudzeniu. Liczył cicho, że będzie to jeden z tych snów, lecz na próżno; im bardziej próbował, tym bardziej rozumiał, iż zetknął się z bolesną rzeczywistością, która nie raz potrafiła rzucać mu kłody pod nogi. To chyba była kolejna, zupełnie niespodziewana, pod jaką omal się nie zachwiał - lecz nie miał zamiaru dać za wygraną, wciąż usiłując zachować równowagę.
- To miłe, że wuj postanowił mnie odwiedzić - odrzekł niepewnie, czując niesmak skrzętnie ukrytego pod pozorem uprzejmych słów kłamstwa. - Ale wolałbym być mimo wszystko poinformowany... Aby móc się jakoś przygotować. Choćby z tego względu. - Westchnął cicho. - Brzmi znajomo, ale sam nie jestem pewny. To było dawno temu - przyznał. Pamięć zwykła go zawodzić, zwłaszcza w takich względach. Owszem, miał szczątkowe informacje na temat wuja i jego kariery, jednak nigdy nie poświęcał temu tematowi dużo uwagi. O ile w ogóle kiedyś poświęcił, poza samą zazdrością, że młodszy brat jego ojca ma takie łatwe życie, a on, wiecznie porównywany do Ernsta, musi sprostać nieugiętej woli ojca i jego wymaganiom. - Grzeczne? - Nie umiał powstrzymać się od uśmiechu, tłumiąc za to chęć parsknięcia śmiechem. - Z tego co wiem, owa praca polega raczej na narażaniu siebie. Może nie tak, jak w przypadku aurorów, ale jednak spełnia się rolę stróża porządku.
Chciał odwlec tę rozmowę możliwie jak najbardziej. Cichy głos podświadomości szeptał mu na ucho, że to nie koniec, że jego wuj dopiero zmierza do samego sedna, które może się okazać zaskakujące, wręcz... Stawiające go w jeszcze bardziej kłopotliwym położeniu, o ile takie mogło w ogóle istnieć. Bo naprawdę nie miał ochoty na niespodziewane wizyty i związane z nimi konsekwencje. Chyba, że przyszłaby do niego kobieta, gwarantując przy tym niespodziewaną przyjemność, ale na ów temat nie należało się nawet rozwodzić.
- Pamiętam - skinął głową. Do czego on, u licha, zmierza?, owe pytanie rozbrzmiało w jego głowie, odbijało się wielokrotnym echem, lecz nie pozostawiało za sobą żadnego wyjaśnienia. No dalej. Powiedz to. POWIEDZ. Wpatrywał się w Vincenta uporczywie, a całe jego wnętrze błagało, by wreszcie wszystko uległo rozwiązaniu, a obecnie napięta atmosfera natychmiastowo opadła.  - Niewiele, ale pamiętam.
Następna część wypowiedzi była niczym rażenie piorunem; Daniel wyprostował się, zacisnął usta, po raz kolejny nie mając nawet wyobrażenia i planu na konkretną ripostę. Mógł go teraz spławić, mógł powiedzieć, że nie ma czasu ani pieniędzy (co poniekąd było prawdą), mógł... No właśnie. Mógł. Ale coś w jego wnętrzu nie chciało mu pozwolić - czyżby było to pragnienie, by nie wcielić się w rolę starszego brata? Owa zagrywka byłaby w zupełności typowa dla Ernsta, należało jeszcze dodać, że jego brat wyśmiałby dosłownie taką osobę, nie podnosząc nawet wzroku, gdy lądowała z hukiem na bruku.
- I co ja mam w związku z tym zrobić? Jak temu zaradzić? - zapytał, karcąc się przy tym w myślach za naiwność. Naiwność i głupotę, bo wiadome było, że wuj przyszedł do niego tylko w jednym celu - bo potrzebował pomocy.
Złość splatała się w jego wnętrzu z poczuciem obowiązku i... poniekąd samym współczuciem, bo znał doskonale, jak kłopotliwe jest położenie w morzu długów i zobowiązań, życie na łasce, z dnia na dzień, bez żadnych nadziei na lepszą przyszłość. Ale chyba bardziej był zły - dlatego, że po słynnym wygnaniu został SAM, całkowicie i absolutnie. Nikt mu wtedy nie pomógł, nikt nie wyciągnął ręki. Błąkał się po ulicach Londynu, próbując złapać jakąś godziwą pracę. Nie mógł liczyć na żadną z osób, które niegdyś podobno były mu przychylne. Jakie uważały go za ważnego człowieka w życiu - wtedy nagle odwróciły się; zniknął żelazny człowiek, zniknęły jego pieniądze, przestał być więc już interesujący. Wszystko zdobył własną pracą i krwawym potem, który wylewał się z niego godzinami, kiedy siedział nad biurkiem, przygotowując kolejne sensacje dla Proroka. Kiedy wykonywał wywiady, na jakie nie miał najmniejszej ochoty, obracał się w świecie gwiazd, którym z góry brzydził się i gardził. I może z tego powodu spojrzenie mężczyzny wyostrzyło się, rażąc błękitem tęczówek, jakie teraz mogły kojarzyć się wyłącznie z lodem, pozbawionym być może oczekiwanego zrozumienia czy współczucia.
- Rozumiem. Chyba aż za dobrze - przyznał, zwiesiwszy na moment głowę. Wydawał się jeszcze bardziej nieobecny niż przedtem, kiedy wysłuchiwał w milczeniu jego opowieści. - Z taką różnicą, że ja byłem wtedy sam - celowo uwydatnił ostatnie słowo. Choć starał się nie nacechować tego zdania wyrzutem, i tak był on słyszalny w tonie jego wypowiedzi. - Ma wuj w zamiarze szukać pracy? Na chwilę obecną mogę pomóc. Dlatego, że jesteśmy rodziną, siłą rzeczy nie mógłbym odmówić. - W jego głowie zabłysła jednak czerwona lampka. Jakby ostrzeżenie przed tym, co mogło zajść, co wzbudziło nagle kilka dość kłopotliwych podejrzliwości. - Ale jeśli ta praca będzie związana z moim bratem, co - prędzej czy później, niech się wuj nie obawia, odkryję, nie będę nawet w połowie taki miły. - Sam był zdziwiony, jak wiele nienawiści było w tym na pozór oznajmiającym zdaniu. Bo jeśli Ernst nasłał wuja-bankruta po to, by myszkował, co jego brat porabia w mieście (czyżby bał się narastającej władzy pana K. - dziennikarza Proroka?), uruchomi to ogniwo niekończącej się nienawiści, która nie będzie miała najmniejszego zamiaru ustać.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]26.10.15 23:13
COOO?? Vincent był naprawdę zdumiony słowami bratanka. Nie tą pełną zrozumienia ofertą pomocy, której zupełnie przestał już oczekiwać, tylko tym o pracy u Ernsta. Nie był pewien co chłopak miał na myśli, przywołując postać swojego starszego brata. Dlaczego miałbym nagle zwrócić się z prośbą do drugiego, skoro ten pierwszy zaoferował mi pomoc? Czy on postradał zmysły? Vincent naprawdę nie miał pojęcia co nagle strzeliło do głowy jego rozmówcy. Normalną reakcją byłoby skupienie się nad zupełnym obrotem spraw. Przed sekundą mężczyzna był pewien, że zostanie pozbawiony ostatniej nadziei, a za chwilę Daniel wyciągnął do niego pomocną dłoń i zapewnił, że go rozumie. Vincent miał jednak dziwny zwyczaj czepiania się rzeczy nie do końca istotnych, które nie były sednem sprawy. Dlatego właśnie zamiast podziękować i całować dobroczyńcę po rękach, spytał:
- Jaka znowu praca, związana z twoim bratem? Chcesz mnie znowu... - Przerwał nagle, zdając sobie sprawę z błędnego toku rozumowania, po czym bez większego zastanowienia zaczął raz jeszcze. - Aha, już rozumiem! Nie życzysz sobie, żebym prosił o pomoc Ernsta... - Znowu się zawahał. Przecież to nie ma najmniejszego sensu! - Dobra, poddaję się. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Nie lubię zabawy w zgadywanki.
Vincent miał plan. Całkiem dobry plan. Na początku wszystko szło jak po maśle, ale potem spanikował, a teraz zupełnie zdębiał. Zdał sobie sprawę, że wykreował w swojej głowie obraz Daniela jedynie na podstawie informacji o tym gdzie mieszka i jaki ma zawód oraz że jego starszy brat w całości odziedziczył rodzinny biznes. Co on sobie myślał? Naprawdę był aż tak głupi i naiwny, żeby ubzdurać sobie, że on to Daniel, a Alfred to Ernst? To było szaleństwo! Im dłużej o tym myślał, tym bardziej cała ta sytuacja wydawała mu się absurdalna. Nieźle się podsumowałem. Cały plan poszedł się chędożyć. Miało być tak: zaskoczenie Daniela, zaproszenie do mieszkania, wzruszająca opowieść o powodach, dla których wujek postanowił go odwiedzić, zadziałanie na jego wspomnienia i poczucie podobieństwa do Vinca, pomoc w postaci tymczasowego zamieszkania, albo wyrzucenie wujaszka z domu w sposób do bólu taktowny. Jednakże to jedno zdanie zburzyło cały porządek rzeczy. Wprowadziło dziwny niepokój i sprawiło, że Vincenta ogarnęła panika. Wszystko dlatego, że dotychczas wydawało mu się, że doskonale rozumie całą sytuację. Czepił się tej swojej wizji w jakimś ogromnym akcie desperacji. Głupek ze mnie i tyle!
Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Salon [odnośnik]27.10.15 13:32
Daniel Krueger był osobą bardzo złożoną, niczym zagadka, której elementy pozornie do siebie nie pasowały, nachodziły niejednokrotnie z trudem i równie często przeczyły same sobie. Ciężko go było określić, wcisnąć w konkretny sztywny schemat, jaki zawarłby całą osobowość mężczyzny w kilku prostych i łatwych do zrozumienia zdaniach. Daniela nie dało się tak porównać, zestawić z poprzednim doświadczeniem, na czym często mylili się ludzie, poddając go przedwczesnemu ocenianiu. Vincent nie był pierwszy. Ani ostatni. Co więcej, Krueger sam siebie nie rozumiał, żyjąc w ciągłych rozterkach i poczuciu wewnętrznego rozczarowania. Nie, nie miał zamiaru korzyć się, próbując dodać trochę otuchy. Nawet okazać głębokie wzruszenie - surowe wychowanie przynajmniej w tym mogło odnieść zaplanowany sukces. Daniel był synem Alfreda, tego starszego i jakże bardzo różniącego się od swojego brata Vincenta. Pełen zazdrości i zgorzknienia; tak, to przede wszystkim były towarzyszące mu uczucia. Niezrozumienie. Nie dało się znaleźć dla niego miejsca - póki co nie pojmował jeszcze pobudek, ale kierowały nim przede wszystkim złość, że musi się wywiązać z nie do końca chcianego obowiązku.
Vincent miał wszystko. Mógł żyć wedle własnego uznania. CO więc tutaj robił? Nie potrafił tego zrozumieć. I może poniekąd nie chciał, targany na nowo przez kolejny napływ wątpliwości.
- Osoba winna często sprawia wrażenie, jakby nie miała o niczym pojęcia - skierował spojrzenie na twarz wuja. Wypowiedział wszystko powoli, nie poganiając słów, pozwolił im dosłownie płynąć - jakby dzielił się zdaniem na zasadzie przypomnienia o powszechnie wiadomej regule. - Ale chyba nie muszę o tym powtarzać byłemu policjantowi.
Ze zwykłego, neutralnie nastawionego człowieka zaczął powoli się przeistaczać w ukrytego drapieżcę, który w zaledwie kilku ruchach mógł podkraść się do ofiary, bezbronnej i nieświadomej, żyjącej w złudnym poczuciu własnego bezpieczeństwa. Drapieżnika, który jednak sam się zjeżył, zauważywszy czynnik zagrożenia, w tym przypadku ukryty pod postacią jego własnego brata. Wstał i wykonał kilka kroków, okrążając salon z wciąż tak samo zamyślonym wyrazem twarzy, która teraz mogła kojarzyć się z perfekcyjnie nałożoną maską, odcinającą od poznania jakichkolwiek towarzyszących mężczyźnie uczuć.
- To nie jest życzenie. To jest wymóg. - Ton jego przybrał barwę nieznoszącego sprzeciwu. Chwilę potem sam zdał sobie sprawę z owego brzmienia, otrząsając się z ukłucia nienawiści, którą wówczas był zaślepiony. - Usiłuje mi wuj powiedzieć, że absolutnie nic nie wie? - Westchnął. - Ale może to jeszcze lepiej. A czego wuj oczekiwał? Udzielę pomocy. Mogę brzmieć niegrzecznie, ale nie jestem już małym chłopcem. A skoro to moja wola o tym decyduje, czuję się upoważniony do postawienia kilku wymagań. Zwłaszcza, że to mieszkanie, te pieniądze, są w całości moje - skończył wypowiedź, czekając na reakcję Vincenta. Zawsze miał podejrzliwą naturę, a złość do całej rodziny mimo wszystko odbijała się również na jego wuju. Nie mógł jednak odrzucić więzów krwi, których chętnie by się pozbył, zmieniając nawet nazwisko. Ale nie miał aż takiego wpływu na otaczającą go rzeczywistość.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]28.10.15 0:40
Vincent wodził wzrokiem za bratankiem chodzącym po pokoju z miną pokerzysty. Miał silne wrażenie, że Daniel podejrzewa go o jakieś dziwne, zupełnie niewiadome mu rzeczy. Wszystko to miało najwyraźniej związek z Ernstem. Wuj mniemał, że między chłopakami zaistniała jakaś nieprzyjemna sytuacja, która wprowadziła wielką niezgodę. Dlaczego Daniel stał się nagle taki opryskliwy? To musiało być coś poważnego. Vincent tylko upewnił się w poprzednim założeniu, że starszy z bratanków wdał się w ojca, który wdał się w swojego ojca. Jednak tu musiało wydarzyć się coś więcej. Relacja Alfreda i Vincenta była zupełnie zimna. Nie darzyli się miłością, ale w razie czego mogli na siebie liczyć. Tak właśnie było wtedy, gdy Alfred zatrudnił młodszego brata w firmie i dawał mu przydatne rady. Między Danielem i Ernstem zapewne nie było lodu - tylko ogień. Ogień, którego paliwem była zapewne jakaś sytuacja, a może sytuacje. Vinc uświadamiał sobie coraz bardziej, że nie ma bladego pojęcia o tym, co się działo z jego rodziną, gdy on mieszkał w Stanach. Ta myśl okropnie go zasmuciła. Zdał sobie sprawę, że to było złe. Kolejne wyrzuty sumienia, wspaniale! Ich nigdy za wiele - pomyślał z przekąsem.
Mężczyzna czuł się atakowany. Miał ochotę zapaść się w kanapę, a najlepiej w ogóle nagle wyparować. Sytuacja stawała się coraz bardziej uciążliwa. Daniel najwyraźniej z każdym słowem coraz bardziej go podejrzewał o jakieś niecne zamiary, które dla Vincenta nie były wystarczająco jasne, żeby móc się wybronić. Naprawdę nie miał pojęcia o co chodzi, ale bratanek nie potrafił przyjąć tego do wiadomości.
- Proszę, uspokój się. Rozumiem. Rozumiem wszystko. To znaczy rozumiem, że mam przyjąć jakieś twoje warunki i zrobię to chętnie, ale wytłumacz mi, proszę, o co dokładnie chodzi? Co mam zrobić czy może raczej - czego mam nie robić?
To wszystko wydawało mu się dziwne. Wariat! Istny wariat! W co ja się wpakowałem? Jedynie czego teraz pragnął, to żeby Daniel usiadł spokojnie i po ludzku wyjaśnił całą sytuację. Mężczyzna zrozumiałby jasny plan dotyczący na przykład tego, że wuj może tu na pewien czas zamieszkać pod warunkiem, że będzie regularnie sprzątał i wyrzucał śmieci, albo coś w tym stylu. Nie miał jednak pojęcia co oznaczają groźby i zakazy wiązania przez Vinca swoich spraw zawodowych z Ernstem, z którym i tak nie miał zamiaru nic wiązać, bo nie po to uciekał przed żelaznymi ludźmi do USA, żeby teraz znowu utknąć w ich beznadziejnym świecie. Czyżby zazdrość? Ale o co? Czyżby zemsta? Ale za co? Czyżby przestroga dla wuja? Ale przed czym? Jedno było pewne - Danielem kierowały jakieś bardzo negatywne uczucia. To się powoli robiło straszne... Vincent miał zamiar wszystko wyjaśnić tu i teraz. Najlepiej jak najszybciej się da. Przestał już brać do siebie te wszystkie nieprzyjemne słowa i niemiły ton bratanka. Stwierdził, iż to nie do końca wina Daniela, a poza tym chłopak ma prawo do tego, żeby się zdenerwować w takich okolicznościach.
Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Salon [odnośnik]28.10.15 17:20
Wariat! Och, doprawdy? Czy na pewno było to podyktowane samym szaleństwem? Ogarniała go złość, rozlewała się po całym ciele, naprężała mięśnie - w każdej chwili gotowe do wykonania ataku; rodziła agresję, nieprzewidywalna w każdym swoim zamierzeniu. Tak, był osobą niezwykle nerwową, wręcz wybuchową i impulsywną, skłonną do mówienia pod wpływem emocji rzeczy mogących uchodzić za dotkliwe i brutalne, kopać bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Żył przez większą część czasu zanurzony w negatywnych uczuciach - przez rodzinę, przez nie takie zachowanie przypadkowego przechodnia, kiedy ktoś systematycznie podciągał nosem lub mówił w jego mniemaniu rzeczy kompletnie idiotyczne. Wtedy złość aż trawiła go od środka, mimo że mimika twarzy nie zdradzała żadnych konkretnych zmian w emocjach, a sam często sprawiał wrażenie pogrążonego w aktualnym zajęciu. Nie znosił, gdy coś szło nie po jego myśli. A tę sytuację definitywnie dało się pod to podpiąć.
- Jestem spokojny - odpowiedział, przecząc jednocześnie samemu sobie, bo jego ton zakrawał niemal na warknięcie, co dodatkowo potęgował używany przez niego język niemiecki. Obdarzył swojego wuja przelotnym, chłodnym spojrzeniem, które jednak stopniowo zaczynało łagodnieć, podobnie jak cała postawa mężczyzny. Teraz w grę weszło zwyczajne zmęczenie gwałtownym wybuchem emocji. I pogubieniem się w tym całym zamęcie. Wycofał się i ponownie zajął miejsce na kanapie.
Ukrył twarz w dłoniach; atmosfera wciąż była ciężka, narastała, niczym jedna wielka zagadka, z której mogła wyniknąć praktycznie każda odpowiedź. Przez głowę Daniela przewijało się jeszcze więcej myśli niż przedtem, podejrzeń... Czy Ernst maczał w tym palce? A jeśli wuj rzeczywiście nie miał o niczym pojęcia? Będzie musiał zostawić to na potem, nastawiając się na wyciąganie wniosków wraz z upływem czasu.
- Już nic. - Wypuścił powietrze z ust ze świstem, powstrzymując się od głębokiego westchnienia. - Powiem konkretnie. - Położył ręce na kanapie; sprawiał wrażenie już bardziej odprężonego. - ŻADNEGO kontaktowania się z moim bratem. Co do innych. Nie gotuję. Sprzątam, a moich rzeczy się nie przestawia. Do mojego pokoju się nie wchodzi. Korespondencji nie czyta. Sąsiadki z naprzeciwka nie wpuszcza. Czasem potrzebuję mieć mieszkanie całe dla siebie. Mam w zwyczaju dużo wychodzić, ale pamiętam każde ułożenie rzeczy. Mam nadzieję, że wszystko jest już zrozumiałe. - Skończył wywód, zastanawiając się, czy aby czegoś nie pominął. - A poza tym... - odrobinę się rozpogodził, nie chcąc już wyjść na ostatniego gbura. - Jak mówiłem, jestem w stanie pomóc.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]28.10.15 23:24
Owszem, wyglądał na bardzo spokojnego, ale treść i ton jego słów sugerowały coś zupełnie innego. Vincent cierpliwie czekał na jakieś wyjaśnienie i postanowił nie doprowadzać bratanka do jeszcze większego obłędu. W końcu jego marzenie się spełniło i mężczyzna usiadł. Przez chwilę Vincowi wydawało się, że jego rozmówca zaraz się rozpłacze. Absolutnie tego nie chciał.
- Ej, coś się stało? - spytał delikatnie, nie dotykając Daniela, choć o mało co tego nie zrobił, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, ponieważ bał się, że znowu doprowadzi go do tej dziwnej furii lodowatego wyglądu i pełnych żaru słów.
Postanowił już nigdy nie wspominać o Ernście. Nawet za cenę zostawienia tej sprawy pod wielkim znakiem zapytania do końca życia.
Wtedy padło to cudowne określenie: POWIEM KONKRETNIE. To było właśnie to, na co czekał Vincent. Zawsze lubił konkrety i gdy sprawa była postawiona jasno. Miał wielką nadzieję, że od tego momentu będzie już tylko łatwiej.
Z Ernstem sprawa była zamknięta - to wiadomo. Dalej było w miarę zwyczajnie, ale w końcu Vinc zaczął odnosić wrażenie, że nieźle wdepnął. Już wcześniej zauważył niesamowity porządek panujący w mieszkaniu, ale dopiero teraz do niego dotarło, że Daniel jest pedantem. Zupełnie jak mój ojciec... i jego też. Przeraziła go wizja ciągłego sprzątania po sobie i awantury, którą urządzi mu bratanek, gdy Vincent pewnego dnia nie zastosuje się do nakazu zachowania porządku. Szczególnie upiornie zabrzmiały słowa: ale pamiętam każde ułożenie rzeczy. To była groźba? Może jeszcze rzuci na to miejsce jakieś zaklęcie, które będzie kopało prądem biednego wujaszka za każdym razem, gdy przesunie obrus o milimetr? Vincent odpędzał od siebie przerażające wizje narażenia się na gniew pedanta. Poczuł się jak mały chłopiec. Przypomniały mu się czasy, gdy ojciec przedstawiał mu obowiązujące w domu zasady, a ton jego głosu wskazywał na to, że mały Vinzent nie ma prawa zadania tego jakże wyrywającego się na światło dzienne pytania: Ale dlaczego?, jedyne co mógł wtedy powiedzieć, to: Rozumiem, ojcze., a teraz pasowało dokładnie to samo, tyle że tym razem nie był to ojciec, tylko bratanek. Ktoś, kto w desperackich fantazjach Vincenta miał być nim, a nie Alfredem. Hm, w końcu za londyńskiego czasu byłem jeszcze nieco krügerowaty... - uspokajał się w myślach.
- Tak. Przyjąłem wszystko do wiadomości i obiecuję się zastosować do poleceń - odparł, choć miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem i poprosić o karteczkę, na której wszystko zanotuje. Z drugiej strony jednak go to przerażało, po trzecie natomiast wiedział doskonale, że to by było chamskie. Wisienką na torcie okazało się ostatnie zdanie, które Daniel wypowiedział, a także forma w jakiej to zrobił. Po oschłym wykładzie, czego w tym domu się nie robi, mężczyzna jakby nigdy nic bardzo miło zapewnił o aktualności swojej oferty pomocy. Tak jakby nagle stał się kimś zupełnie innym. Gdyby Vinc był jedynie obserwatorem na pewno by się roześmiał. Mimo wszystko był przejęty słowami bratanka. Niestety ta sprawa za bardzo go dotyczyła.
- Nie masz pojęcia jak bardzo jestem ci wdzięczny. Przysięgam, że gdy tylko stanę na nogi, wynagrodzę ci to wszystko. Dzisiaj jedynie słowa są wszystkim co mogę ci dać. - Uśmiechnął się delikatnie z nadzieją, że ta rozmowa dobiega już końca.
Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Salon [odnośnik]30.10.15 20:33
Nic się nie stało. Nic się nie stało, po tych cholernych latach, nic nie było, nie istniało w amerykańskim świecie - rodzina, która pomniejszała się systematycznie, konflikt, oszustwa, nic. Absolutnie nic. Miał ochotę zanieść się obłąkańczym śmiechem, upaść z kanapy na dywan, rechotać do rozpuku i patrzeć, jak na jego twarzy powoli maluje się zdziwienie, szok, potem przechodzący w wyraźny strach spowodowany tym dysonansem - błoga nieświadomość, a może głupota (?). Czy mógł o nią posądzać własnego wuja, skoro sam odznaczał się tą niechlubną wadą? Cała atmosfera niesamowicie działała mu na nerwy - czy Vinzent w rzeczywistości uważał, że jego bratanek opuściłby bez wyraźnego powodu Niemcy? O nie, Daniel Krueger został banitą nie z własnej woli, nie dostał pieniędzy na drogę, które roztrwonił niczym syn (a raczej wuj) marnotrawny. Został, bo właśnie coś się stało. Żałosne, kompletnie... Beznadziejne. Powinien mu teraz rzucać wyznania? Mugole mają tych swoich księży i spowiedź wątpliwie świętą, ale on nie zniżyłby się do poziomu padania na kolana i opowieści, jak to został pokrzywdzony przez oszustwo Ernsta, jak sam musiał sobie radzić, jak od wielu lat nienawidzi swojego już straconego dziedzictwa, z jaką chęcią czasem zmieniłby nazwisko. Honor mu nie pozwalał. Duma. Jakkolwiek by ona nie brzmiała, czy w ogóle miała prawo do istnienia w jego wnętrzu. Wszystko zapowiadało się ciekawie. Piekielnie interesująco, aż nie mógł się doczekać. Jak widać, wykonywanie rodzinnych zobowiązań potrafiło przyprawiać o katorgę - i pomyśleć, że był to dopiero początek.
- To dobrze. Tym mniej kłopotów - odpowiedział bezbarwnym głosem, a na jego twarzy w tym momencie zagościł ponury uśmiech. Pozbawiony radości. Czegokolwiek.
Słysząc jego dalszą wypowiedź, znowu musiał powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. I tak wiedział, że nic nie dostanie. Z góry był tego pewny. On jako bratanek miał w obowiązku przyjąć wuja. Jakie były zaś jego obowiązki? Absolutnie ŻADNE. W końcu czy ktoś mający choć krztynę ich poczucia, rzuca nagle wszystkie pieniądze w błoto? Gardził tą sytuacją, podobnie jak gardził samym sobą. Kłopotliwość polegała również i na tym, że w głębi duszy mimo wszystko darzył swojego wuja sympatią. Był pozostałością rodziny, jedynym, który mu pozostał. Który mógł go poniekąd zrozumieć. Który...
- Niech wuj poszuka sobie pracy. - Wydusił z siebie lakonicznie. Pragnął odizolować się, by nie pogłębiać całego wydarzenia i krążących wokół niego kłopotów. Odciąć choćby na moment od niewygodnej sytuacji, w jakiej się aktualnie znalazł. Musiał stąd wyjść. Dusił się. Miał dosyć. Pragnął powietrza, ciszy i błogiej świadomości, że w pobliżu nie będzie się znajdował nikt inny. Jego introwertyczna natura rozdzierała wnętrze w przeraźliwym, błagalnym pisku. Choćby przez chwilę. Choćby przez moment. Zapomnieć.
- Jestem zmuszony wyjść. Sprawy zawodowe. - Kłamstwo, ale przynajmniej złudnie prawdziwe, bo jako dziennikarz rzeczywiście mógł cierpieć na wiele zawirowań. Nie miał wyrzutów sumienia. Robił tak, aby było najlepiej. - Niedługo wrócę, a do tej pory... W kuchni jest jedzenie, w razie czego. - Rzucił tylko na odchodne.
Nie zastanawiał się nawet zbytnio. Mechanicznie, jakby został tego wyuczony, zabrał różdżkę i resztę podręcznych rzeczy oraz zniknął, zamykając za sobą drzwi. Miał już gdzieś, że zostawił go samego w mieszkaniu. Trudno. I tak prędzej czy później by został.
A on potrzebował odetchnąć.

zt


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]13.12.15 15:21
/pierwsza połowa września, przed grą z Barrym

Miała kilka obrazów do dokończenia, więc postanowiła odpuścić sobie dzisiaj Pokątną (tym bardziej, że za oknem lało jak z cebra) i została w domu, od samiutkiego ranka malując. W całym jej pokoju unosił się charakterystyczny, przenikliwy zapach farb olejnych i rozpuszczalnika, więc uchyliła leciutko okno, by trochę go przewietrzyć. Szybko jednak zrobiło jej się zimno, więc otuliła się miękkim swetrem, noszącym na sobie sporo śladów po farbach.
Korzystając z tego, że była sama, mogła robić, na co miała ochotę. Prócz malowania, w czasie kiedy obrazy schły na sztalugach przed nałożeniem kolejnej warstwy, upiekła także ciasteczka według przepisu mamy, ponieważ akurat naszła ją na nie ochota. Co prawda wyszły odrobinę nieforemne i koślawe, ale w smaku okazały się całkiem dobre, więc zostawiła część na stole, by Garrett po powrocie z pracy mógł ich spróbować.
Wpatrując się w ciasteczka ułożone na półmisku i zastanawiając się, czym mogłaby się teraz zająć (obrazy wciąż nie do końca wyschły), nagle przypomniała sobie, że od kilku dni zastanawiała się nad odwiedzeniem Daniela. Kiedy niedawno spotkali się na Pokątnej, mężczyzna rzucił mimochodem propozycję, że mogłaby kiedyś go odwiedzić. Nie zapomniała tej propozycji, mimo że jakoś nie potrafiła znaleźć sposobności, by naprawdę wpaść; ostatnie dni były wypełnione głównie malowaniem, co z jednej strony niezmiernie ją cieszyło, bo miała co robić, a z drugiej, sprawiało, że szybciej bywała zmęczona mimo codziennego zażywania eliksirów.
Potrzebowała przerwy, chociaż na kilka godzin, dlatego wizyta u Kruegera wydała jej się tak kuszącą myślą. Zawahała się na moment, zerkając na stary, porysowany zegar wiszący na ścianie i zastanawiając się, czy Daniel o tej porze może już być w domu. Jeszcze nigdy u niego nie była, do tej pory widywali się głównie na ulicy, gdzie rozmawiali chwilę, a potem rozchodzili się w swoje strony. A przecież było kilka kwestii, o których chciała porozmawiać ze swoim krewnym, jak choćby kwestia jej zaręczyn... czy sprawa jego brata, z którym pod koniec sierpnia rozmawiała w jego sklepie na Pokątnej i który powiedział jej coś, co bardzo ją zaintrygowało, ale podczas szybkich ulicznych rozmów nie było okazji, żeby go poruszyć.
Zerknęła na okno, na ciasteczka stygnące na stole, a potem znowu na zegar. I nagle stwierdziła, że wybranie się do Daniela rzeczywiście jest dobrym pomysłem. Jeśli go nie będzie, najwyżej wróci z powrotem do siebie. Założyła więc czysty, niepoplamiony farbami sweter, spakowała do papierowej torby trochę ciastek (zamierzając użyć ich jako pretekstu do odwiedzin) i opuściła mieszkanko brata, teleportując się w okolice, gdzie zamieszkiwał Daniel i naciągając sweter na głowę, żeby nie zmoknąć podczas szybkiego przemierzania chodnika. Musiała znaleźć kamienicę, którą niegdyś opisywał i gdy się udało, już po chwili z ulgą wsunęła się na klatkę schodową, chłodną i pogrążoną w półmroku, ale przynajmniej suchą.
Poprawiając pasek torby i upewniając się, że zabrała pakunek z ciasteczkami, wspięła się po schodach i po chwili wahania zapukała do drzwi, mając nadzieję, że Daniel był w środku. A później czekała, nasłuchując zbliżających się kroków.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Salon [odnośnik]13.12.15 18:33
Czuł się jak w więzieniu.
Zamknięty, otoczony przez cztery ściany, zmuszony do pozostania wyłącznie w jednym miejscu. Nieswojo, wystawiony na ciągle odczuwanie zimna, nieprzychylne spojrzenia i okropne wrażenie odcięcia się od rzeczywistości. Własny dom zdawał mu się obcy, wszystko - mimo tego, że nie uległo zmianom umeblowanie, a każda rzecz pozornie pozostała na swoim miejscu. Własny dom. Już nie taki własny, przyznał ponuro w myślach, marszcząc odruchowo brwi. Świadomość różnych faktów cięła jego nastrój na drobne kawałeczki, obracając w pył chęci, dobre nastawienie, niszcząc absolutnie c o k o l w i e k . I tak siedział, na wzór wyłącznie bezdusznej postaci, która wykonywała ruchy jak marionetka, wyuczona wciąż tego samego, cały czas, w kółko, aby tylko dopełnić całość cyklu. Nie wiedział, dokąd to zmierzało. Nic nie wiedział i o niczym nie miał pojęcia. Pragnienie odizolowania brało nad nim górę; odczuwał wrażenie, że coraz mniej jest go w sobie, jakby jakaś część ulatywała bezpowrotnie, niknąc w przestrzeni, by wkrótce przekroczyć linię horyzontu. Rozproszyć się. Westchnął cicho, sam do siebie. Mógł być pewny, że może raczyć się tą chwilą przez bardzo krótki czas. Wuj prędzej czy później wróci i znowu będzie zmuszony znosić jego towarzystwo, w r a ż e n i e , że właśnie znajduje się w pobliżu, że oddycha, że w ogóle istnieje. Już sam fakt wystarczał, by przybić go gwoźdźmi niepokoju i rozproszyć nawet najdrobniejsze zaczątki myśli.
Ale teraz był sam.
Przynajmniej tyle. Powinien cieszyć się z tego, co ma - tak przynajmniej usiłował sobie wmówić. Nie umiał. Poczucie niebytu i zakłamania nie opuszczało go ani na krok, cały czas podtrzymując podły, towarzyszący mu od początku dnia humor. Od kilku dni. Tygodni. Odkąd pojawiły się te wszystkie problemy, których serię zapoczątkowało pojawienie się Ernsta. Nie. Nie mógł o tym myśleć. Wspomnienie wywoływało ucisk w klatce piersiowej, niby na nowo chcąc utrudnić oddychanie i zanieść się krztuszącym, wręcz błagającym o powietrze kaszlem. Zamiast tego pozostawał, siedząc pokrzywiony na kanapie - lecz nie zważając przy tym na niewygodną pozę, przyprawiającą o ból zbyt bardzo napięte mięśnie. Rysował. Nie mógł malować, bo swąd farb wkrótce ogarnąłby całe mieszkanie i przyprawił go o kolejną, jakże niechcianą rozmowę z serii głupich pytań. Co jak co, ale nie chciał, by wuj się dowiedział, że jego dziecięca pasja przetrwała. Wstydził się jej? Poniekąd tak. Poniekąd nie uważał jej za coś wielkiego, ot, potrafił odwzorować krajobraz czy sylwetkę danej osoby. To nie była sztuka, zwyczajne malowanie, nic więcej. Niegodne uwagi, ani poświęcanego czasu, lecz niepokojąco zajmujące. Ale dla niego, dla nikogo innego. Nie było już matki, która zbierała malunki i chowała u siebie w pokoju. Nie było, odkąd skończył te przeklęte dwanaście lat.
Kreski łączyły się w jedno, cienie wydłużały i pogłębiały, światłocień tworzył zakłamanie przestrzenności, postępując wraz ze zdecydowanym ruchem ręki. Niby od niechcenia, lecz konkretnie, systematycznie zapełniając kartkę notatnika stworzoną w wyobraźni wizją. Deszcz. Grafitowe krople spadały na zszarzałe budynki uwiecznionego na papierze miasta. Nie wiedział, czemu wybrał akurat taką wizję. Może udzieliła mu się aktualna pogoda? Pewnie tak.
Jego prywatne szczęście nie trwało jednak długo, brutalnie przerwane przez odgłos pukania, którego irytujący niemal dźwięk przeszył powietrze i wprawił w intensywniejszy ruch bębenki. Kurna. Ledwo powstrzymał się od krzyknięcia na całe mieszkanie - czy ten idiota nauczy się wreszcie otwierać drzwi? Niech sobie stoi. Zrezygnowanie jednak przyszło równie szybko, zastępując od razu wytworzoną upartość; Daniel odłożył na stół notatnik, mrucząc pod nosem, że przecież idzie i pokonawszy niewielki dystans, złapał zdecydowanym ruchem ręki za klamkę. Twarz, początkowo zastygła w gniewnym wyrazie emanujących złością tęczówek i zaciśniętych ust, została wprawiona w dezorientację. Spojrzenie nie napotkało wysokiego mężczyzny - Daniel skierował je w dół, rozpoznając szybko swoją kuzynkę, Lyrę Weasley. Co ona tutaj robiła? Umawiał się z nią? Nie, na pewno nie, on z a w s z e przestrzegał dat spotkań.
- Lyra? - zapytał, jeszcze nie wydostawszy się z objęć nagłej konsternacji. - Co ciebie tutaj sprowadza? - Po chwili zrozumiał, że mógł zabrzmieć zbyt ostro. Mimo wszystko bardzo cenił sobie jej towarzystwo i darzył sympatią, dlatego nawet jeśli nie rozumiał powodu jej przyjścia (ani nie poznał, bo nie padł póki co z ust dziewczyny), zawsze była mile widziana w jego progach. Z niemałym zaskoczeniem, ale jednak mile. - Wejdź, pewnie zmokłaś od tego deszczu - zdołał powiedzieć, gdy przyszła już na niego ogłada. Odsunął się, by Lyra mogła wejść do środka, samemu tonąc w setce krążących po głowie pytań. Liczył cicho, że wkrótce wszystko się wyjaśni. Musiało się wyjaśnić, nie było innego wyjścia.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Salon [odnośnik]13.12.15 23:01
Rzecz jasna Lyra nie zdawała sobie sprawy z myśli, jakie kłębiły się w głowie Daniela, który w swoim mieszkaniu sycił się właśnie swoją samotnością i spokojem. Które lada chwila zostaną zmącone, kiedy drobna, blada dłoń dziewczyny uniosła się, pukając trzy razy w drewniane drzwi. Odgłos ten poniósł się nikłym echem po pustym korytarzu, z pewnością docierając do wnętrza mieszkania, o ile rzecz jasna mężczyzna tam był.
Czekała w ciszy, stojąc pośrodku korytarza. Z brzegów jej nieco za dużego jak na tak drobną, kruchą osóbkę swetra skapywały pojedyncze krople wody, bo mimo że aportowała się niedaleko stąd, kawałek drogi od tamtego miejsca do wejścia kamienicy musiała przebiec chodnikiem. Mokre były także jej włosy, ale nie było aż tak zimno, żeby jakoś mocniej to odczuła.
Po chwili usłyszała dobiegające z mieszkania kroki, po których nastąpiło skrzypnięcie klamki i już po chwili w drzwiach stanęła wysoka sylwetka Daniela. Lyra zadarła głowę do góry, dostrzegając, że oblicze jej kuzyna było dosyć pochmurne, zupełnie, jakby spodziewał się ujrzeć kogoś innego. Miała jednak nadzieję, że miewał się dobrze i nie zostanie stąd przegoniona.
- Witaj, Danielu – przywitała go. – Kiedyś na Pokątnej mówiłeś, że mogę do ciebie zajrzeć, a że dzisiaj potrzebowałam na trochę oderwać się od moich zwykłych czynności... Przyszłam. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i w niczym ci nie przeszkodziłam?
Wciąż nie przestawała lustrować go wzrokiem, zastanawiając się, czy aby na pewno była mile widziana. Nie chciałaby się narzucać, choć z drugiej strony, bardzo chciała porozmawiać z Danielem. A w domu na pewno będzie łatwiej, niż na środku zatłoczonej Pokątnej. Tak jej się wydawało, zresztą, po rozmowie z Ernstem wciąż korciło ją, by poznać wersję młodszego z Kruegerów.
- Rzeczywiście, trochę pada – rzekła jeszcze, gdy w końcu przesunął się i wpuścił ją do środka, co znaczyło, że chyba jednak nie zostanie odprawiona. Miała jednak coś, czym, jak liczyła, trochę go udobrucha. – Przyniosłam ci też ciasteczka, sama upiekłam. Chcesz spróbować?
Sięgnęła do torby, wyciągając niewielki pakunek zawierający świeże, koślawe i wciąż pachnące ciasteczka, które zaledwie godzinę temu wyjęła ze staroświeckiego pieca. Jej oczy jednak przesuwały się po wnętrzu. Była wyraźnie zaciekawiona miejscem, w którym osiedlił się Krueger. Bo chociaż spotykali się na mieście, jeszcze nigdy u niego nie była. Jego mieszkanie bez wątpienia było większe i okazalsze od tego, w którym sama mieszkała z Garrettem. Było tu też sporo książek. O takiej ilości ksiąg Lyra mogła tylko pomarzyć.
- Masz bardzo ładne mieszkanie. I tyle książek! – wypaliła, wyciągając paczuszkę w jego stronę. Na jej dłoni mógł zobaczyć pierścionek zaręczynowy od Glaucusa. – Właściwie to... chciałam z tobą porozmawiać.
Posłała mu lekki uśmiech. Jej oczy na moment spoczęły na nim, po czym znów zaczęły błądzić po wnętrzu salonu, na stole dostrzegając coś, co do złudzenia przypominało szkicownik. Jej oczy rozbłysły raźniej. Czyżby mężczyzna rysował?




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach