Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łąka przy plaży
Każdego dnia po zmroku czarodzieje oddają się tańcom i świętowaniu przy rozpalanych w lesie i na plaży ogniskach. Dziewczęta bawią się z chłopcami, którzy wyłowili ich wianki, pojawiają się zakochane pary, młodzież, a także dojrzali czarodzieje chcący nasycić się świąteczną atmosferą. Grają sprowadzeni przez organizatorów muzycy, wielu utalentowanych czarodziejów przynosi też własne instrumenty, a co jakiś czas wszyscy obecni śpiewają wspólnie zaintonowane przyśpiewki. Przy ogniskach świętują też pary, które zawarły małżeństwa w chabrowym rytuale - dziewczęta we wiankach z chabrów wita się entuzjastycznie, oklaskami.
W trakcie festiwalu przy ogniskach panuje radosna atmosfera, sprzyjająca nawiązywaniu nowych znajomości. Czarodzieje chętnie dzielą się otwartym alkoholem lub poczęstunkiem, dziewczęta mogą niespodziewanie zostać porwane do tańca.
Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.
W lokacji można opcjonalnie rzucić kością k6, by odnieść się do sytuacji losowej:
- sytuacje losowe:
- 1: Wpada na ciebie pijany młodzieniec, mocno popychając cię ramieniem. Spogląda na ciebie z zaskoczeniem i natychmiast zaczyna się kajać i przepraszać. Wyciągając w twoją stronę otwartą butelkę z ognistą whiskey, zachęca do wypicia wspólnej kolejki. Jeśli zdecydujesz się wznieść z nim toast, z radości wciśnie ci w ręce otwartą i pełną do połowy butelkę.
2: Jeśli jesteś kobietą - czujesz na sobie spojrzenie młodego chłopaka, który przez moment nie może oderwać od ciebie wzroku. W końcu podchodzi bliżej i wyciąga rękę, by poprosić cię do tańca. Wydaje się być lekko wstawiony i roztrzepany - zdaje się nie zauważać, czy jesteś w towarzystwie. Jeśli się zgodzisz, z entuzjazmu pocałuje cię w policzek.
Jeśli jesteś mężczyzną - czujesz na sobie spojrzenie ślicznej, jasnowłosej dziewczyny w wianku z dzikich kwiatów. Nieznajoma ma głęboki dekolt i krągłe biodra, a gdy tylko zerkniesz w jej stronę - puści ci perskie oko. Po chwili podchodzi w twoją stronę, by nagle chwycić cię za rękę i pociągnąć do tańca.
3: Rubaszny, rumiany czarodziej podchodzi do ciebie z butelką mocnego alkoholu. - Wypijmy brudzia! - proponuje, wznosząc toast. Wciska ci w rękę butelkę, a gdy się z nim napijesz - ściska cię serdecznie i soczyście całuje w obydwa policzki, na znak, że z nieznajomych zmieniliście się w przyjaciół.
4: Dziewczyna w zwiewnej spódnicy wiruje w samotnym tańcu, roześmiana i radosna, wpadając prosto na ciebie. Śmieję się do ciebie wesoło, przepraszająco ściska twoje ramię i odchodzi lekkim tanecznym krokiem.
5: Czujesz na skórze nogi coś mokrego, w pierwszej chwili wydaje ci się, że to po prostu fragment ubrania zamoczony w morzu lub ochlapany przez osobę, która z wody wyszła. Po chwili czujesz jednak wyraźnie, że to uczucie mknie w górę po twojej nodze, pod nogawką spodni lub pod płachtą spódnicy. To mała żaba, która wdarła ci się pod ubranie - i coraz trudniej będzie ci się jej pozbyć!
6: Podchodzi do ciebie niski młodzieniec o uśmiechu cwaniaczka. - Papierosy i skręty, w dobrej cenie. - proponuje szeptem, nachylając się do twojego ucha. Rozchyla torbę, w której widzisz paczki papierosów niskiej jakości (5 PM) i skręty z diablego ziela (5 PM/sztuka).
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:07, w całości zmieniany 2 razy
Pochylałam się właśnie nad kolejnym biednym narcyzem, gdy zaatakowało mnie wielkie bydle. Mogę przysiąc, że było wielkości co najmniej miss świata w sumo, a jego obrzydliwy zapach mokrego futra ranił najskrytsze pokłady delikatnego powonienia. Krzyknęłam, gdy potwór wgryzł się w moje ramię, ściągając z niego bransoletkę i mocno potrząsnęłam ręką. Zwierzak zleciał w dół, a ja niewiele się zastanawiając, równie mocnym kopnięciem posłałam go w krzaki. Dopiero w czasie lotu zauważyłam, że mam do czynienia ze złodziejskim niuchaczem, ale na wszelki wypadek i tak wolałam się ewakuować. Miałam wystarczająco dużo kwiatów, by upleść z nich wianek, a nawet jeśli miał jakieś doskonałości... cóż, wystarczyło lekko poluzować ramiączko w sukience, nachylić się pod odpowiednim kątem i nawet wianek z chwastów mógłby być tym najbardziej pożądanym wśród męskiej części społeczności.
Wycofałam się, wracając po kilku minutach na łąkę, gdzie gromadziło się coraz więcej osób. Oczywiście żadna nie raczyła ruszyć mi z pomocą, więc zagryzłam zęby i otarłam drobnymi listkami krwawiącą ranę, która na szczęście nie była groźna i nie uniemożliwiała wykonania zadania, jakim było uplecenia wianka. Usiadłam obrażona na cały świat i zaczęłam kolejno zaplątywać ze sobą kwiaty, tworząc najpierw okrąg, a potem dokładając do niego kolejne roślinki.
Wtedy jednak minęła kolejną rozłożystą kępę zarośli. Jej oczom ukazała się niewielka polana pełna pięknych kwiatów. Już miała ruszyć szybko w tamtą stronę, już schylała się po pierwsze kwiaty, wrzucając je do malutkiego koszyczka, kiedy nagle dostrzegła ogromny, zakrzywiony dziób i jaskrawopomarańczowe ślepia stworzenia przypominającego pół orła, pół konia – najprawdziwszego hipogryfa. Stwór leżał na polance, przekrzywiając pokryty stalowoszarymi piórami łeb w jej stronę.
Zatrzymała się, jej ręka wyciągnięta po kolejny pęk kwiatów zastygła nieruchomo w powietrzu. Przypominając sobie lekcje z Hogwartu, spojrzała stworowi prosto w oczy, starając się nie mrugać i skłoniła mu się lekko. Wolała jednak się do niego nie zbliżać, zwłaszcza że to nie było obłaskawione stworzenie ze szkoły, jakie pokazywano uczniom na lekcjach, a najprawdopodobniej dziki hipogryf.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, zaczęła się wycofywać. Hipogryf zaskrzeczał i znowu poruszył głową, jednak nie podniósł się z ziemi ani nie zaczął podążać za dziewczyną, która zakłóciła jego spokój. Opuszczając polankę, pospiesznie urwała jeszcze kilka kwiatów, ale po chwili znowu już była na ścieżce, szybkim krokiem oddalając się od miejsca, gdzie napotkała hipogryfa. Dopiero, kiedy była już wystarczająco daleko, zatrzymała się i zajrzała do koszyka. Było w nim niewiele kwiatów, wystarczy zaledwie na nieduży, skromny wianek. Westchnęła i ze smutną miną postanowiła wrócić do miejsca, gdzie rozgrywał się konkurs. Tam na łące zerwała jeszcze kilka kwiatów, po czym znalazła wolny kawałek trawnika na uboczu i zaczęła splatać wianek z kwiatów, które miała. Rzeczywiście był skromny i naturalny – niczym sama Lyra. Wykonała go jednak tak starannie, jak tylko potrafiła.
W całkiem przyzwoitym humorze dołączyłam do kobiet zbierających się na łące, ignorując znaczące spojrzenia części z nich. Cóż z tego, że byłam mężatką? Czy obrączka na palcu zabrania mi zrywania kwiatów i odrobiny zabawy? Połowicznie wysłuchałam przemowy pani Avery, która dotyczyła mnie w dość niewielkim stopniu, a spojrzeniem próbowałam wyłowić w tłumie Selinę. Ledwo mignęła mi jej smukła sylwetka, a już nastąpiło zamieszanie i każda z pań ruszyła na poszukiwania kwiatów odpowiednich do uplecenia wianka i chociaż panna Lovegood umknęła mi gdzieś pomiędzy rumianą blondynką, a smętną brunetką, rozglądając się wciąż na boki ruszyłam na zabawę w ogrodniczkę, licząc na to, że gdy wszyscy wrócą na łąkę, uda mi się zlokalizować kuzynkę.
all bright things must burn’
'Kwiaty' :
No ale jakoś pocierała o siebie dłonie przygotowując je na łapanie kwiatów. Jakoś słuchała mądrych słów równie mądrej kobiety, która miała tylko jedną rolę - natchnąć dziewczęta do poszukiwania swojego szczęścia wśród drobnych traw, runa leśnego i drobnego, krystalicznego piasku na plaży. Było coś w jej słowach, co nakłoniło ją do zaangażowania się w tę sprawę. Coś, o miłości, którą od jakiegoś czasu próbowała chować pod stołem, w cukierniczce i między stronami przeglądanych książek. Nie chciała jej, a mimo to ona wciąż domagała się urzeczywistnienia. Czuła ją wszędzie. Wystarczyło, że ktoś zapukał do drzwi jej mieszkania, a jej myśli pędziły tylko w jednym kierunku.
Zachęcona ciepłymi słowami, ruszyła w swojej błękitnej sukience w stronę miejsc mogących być źródłem, z którego czerpałaby materiał do swojego wianka.
Nasze serca świecą w mroku
'Kwiaty' :
W nocy śniły jej się motyle i ćmy, które szarpały jej sukno, a potem skórę, wrzeszcząc obelgi. Dlatego teraz, gdy te kolorowe owady, zwabione intensywną pomarańczą jej koszuli, przysiadywały na materiale, strzepywała je trochę ze złością, ale też przebłyskiem strachu, bo umysł podsuwał jej sceny ze snów. Skąd jej się te owady wzięły w ogóle w głowie?! Kompletnie nie pamiętała co wylany wosk jej przepowiedział. Ani też szalonych tańców, do których się dała porwać wczorajszego wieczora. Dziś pamiętały o tym tylko podeptane stopy i zmęczone mięśnie. Dlatego też po prostu robiła to, po co tu przyszła. Kwiatki.
Zerwała kilka krwiście czerwonych maków, przypominające błękit nieba niezapominajki oraz białe, niewinne stokrotki. Miała zamiar znaleźć jeszcze kilka kwiatów, które mogłyby uzupełnić tą paletę kolorów i nieco ożywić ten wianek (jeszcze bardziej). Kompletnie nie zrażała się gęstwinami oraz wystającymi gałązkami krzaków, które zaczęły szarpać jej materiał i czasem lekko przytrzymywać. Wzrosło w niej ciśnienie, gdy to uczucie, tak podobne do tego z nocnej mary, miało odzwierciedlenie w rzeczywistości. I już miała się cofać, czując, jak adrenalina uderza jej do żył, gdy nagle odezwały się jakieś wysokie dźwięki. Pierwsze jej skojarzenie było z krzykami, które biły ją niczym namacalne, materialne bicze, więc zanim dostrzegła, co właściwie ją ściga, zdążyła już się obrócić i rzucić w drogę powrotną, kompletnie ignorując fakt, że może być uznana za wariatkę.
Złośliwa roślina zahaczyła się o jej rękaw, więc na chwilę obróciła głowę, by się obejrzeć i dostrzec... chochliki!
-Niech to Merlin...-zdusiła dalsze słowa, rozrywając tkaninę, po czym ruszyła biegiem, by wyciągnąć różdżkę i zacząć inkantować Drętwotę na potęgę, mając nadzieję, że któraś z nich trafi natrętów.
Dokuczliwe istoty zaczęły szarpać kosmyki jej włosów i się w nie wplątywać, całkiem boleśnie zresztą. I to zbliżenie pozwoliło jej trafić kilka z nich zaklęciem, co chyba zniechęciło resztę i w końcu była wolna.
Wpadła na miejsce poprzedniego zebrania zdyszana, jakby właśnie odbyła walkę (co niejako było prawdą), wyglądając na jeszcze bardziej zmaltretowaną jak wcześniej. Całym swoim jestestwem odrzucała potencjalnych adoratorów. Cóż, cel osiągnięty. Niejako karma karała ją w końcu solidnie za jej postawę.
Kompletnie zmarnowana, prawie padła na ziemię, siadając po turecku, by wyciągnąć przed siebie ten piekielny koszyk i zacząć wykładać z niego kwiaty. Na szczęście nie uległy uszczerbkowi lub zaginięciu i miała ich wystarczająco. Nawet nie próbowała robić porządku z włosami czy własnym strojem, właściwie to mając to kompletnie w nosie. Miała dosyć. A mimo to zakasała rękawy i zaczęła sprawnie tworzyć wianek, przemieniając na zmianę trzy typy kwiatów. Beauxbatons nauczyło ją nieco rękodzieła.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Szybko panie i panny rozbiegły się po okolicy w poszukiwaniu kwiatów na wianki. Bea podążyła ich śladem, mocniej naciągając kapelusz na oczy, by chronił jej bladą skórę przed słońcem. Nucąc cicho pod nosem ruszyła przed siebie.
Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
'Kwiaty' :
A gdzież szukać męża, jeśli nie na festiwalu? To dlatego pojawiam się po raz kolejny, odziana w białą zwiewną suknię, subtelnie kradnącą spojrzenia wszystkich mężczyzn. Dziś jestem chodzącą niewinnością. Dziś wraz z innymi dziewczętami ustawiam się na łące, by zbierać kwiaty.
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
'Kwiaty' :
- Selino, jak dobrze cię widzieć! - przywitałam moją drogą kuzynkę serdecznie, ciesząc się, że w końcu na siebie wpadłyśmy, bo przecież w poprzednich dniach festiwalu okrutnie się rozmijałyśmy. - Dobrze się bawisz? Prewettowie w tym roku stają na głowie, żeby przebić zeszłoroczne zabawy. Nie wiem jak ty, ale moje umiejętności wyplatania są chyba nieco zakurzone, będziemy więc miały czas na nadrobienie zaległości. Opowiadaj, co u ciebie! - zaświergotałam jeszcze, podążając z Seliną w miejsce, gdzie miały się ważyć losy naszych wianków i chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia festiwalu poczułam się wolna od gry pozorów i prawdziwie szczęśliwa.
until you come back home
all bright things must burn’
Miałyśmy zacząć zbierać kwiaty, do dyspozycji była polana oraz okoliczne tereny. Pogoda dzisiaj była przepiękna. Słońce przeplatane lekkimi chmurami, tak, że nie było za gorąco. Za to było ciepło i niezwykle rześko. Bardzo dobrze się tutaj czułam. Odkąd przebywałam na terenach Weymouth bardzo dobrze się czułam. Zmiana środowiska raz na jakiś czas chyba dobrze działała na moją chorobę. Po za tym, nie przemęczałam się tu zbytnio, nie ulegałam stresom. Było bardzo dobrze.
Dziewczęta zaczęły się rozchodzić w poszukiwaniu swojego miejsca do zbierania kwiatów. Ja również ruszyłam, w dodatku sama, ponieważ chciałam znaleźć jakieś ciekawe miejsce, do którego inne panny czy panie już zamężne, nie będą miały dostępu. Idąc tak starałam się przypomnieć jak plotło się wianki, tak dawno się w to nie bawiłam. Cieszyłam się, że mogę cofnąć się w lata dzieciństwa, kiedy to razem z Darcy w jej ogrodzie plotłyśmy cudowne wieńce z kwiatów i genialnie się przy tym bawiłyśmy. Żałowałam, że nie ma jej tu razem ze mną.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
'Kwiaty' :
I już pierwsza osoba, która miała obalić jej teorię, praktycznie wpadła na nią, wyraźnie rozkojarzona. Lovegood była już gotowa rzucić jakieś kąśliwe słowa, ale głos, który wydobył się ze strony niezdary, kompletnie ją spacyfikował.
-Ty ciągle głową w chmurach?-odpowiedziała jej, zgadzając się na uścisk, bo niejako mogła ukryć uśmiech w jej włosach.
Zobaczenie kuzynki przyniosło jej niejaką ulgę. Przy niej mogła się rozluźnić. Była kotwicą, która definitywnie mogła sprawić, że mocno teraz stanie na ziemi. I będzie mogła zapomnieć o dręczącym nią śnie. Zawsze senne mary były dla niej wyjątkowo dokuczliwe i igrały z jej umysłem, kompletnie plątając jaźń ze snem. Nie pozwalały myśleć trzeźwo, skupić się na niczym, bo każde najprostsze skojarzenie przywoływało scenę, którą mózg pokazał jej w nocy. Ale Harriett mogła być tylko związana z dobrym snem, prawda?
Przytrzymała delikatnie jej dłoń, gdy się od siebie odsunęły, i zapieczętowała ich więź jednym, krótkim i pełnym powagi spojrzeniem. A może druga blondynka dostrzegła tą miękkość w jej oczach? Nie miało to znaczenia, bo już ją puszczała, by usiąść na trawie. I spróbowała wykrzesać z siebie nieco energii.
-Och, cudownie! Poza jednym drobnym incydentem...-wspomniała na chwilę Kruegera i ich niefortunne spotkanie.-...to właściwie to są jedne z lepszych wczasów jakie miałam.-oświadczyła, uśmiechając się.-Nie mogę doczekać się fajerwerków. No, i zagram w meczu, musicie przyjść z Sethem.-stwierdziła z przekonaniem, prostując się dumnie.-Panna Métier
byłaby tobą zawiedziona.-zaśmiała się na jej wyznanie, wspominając jedną z nauczycielek sztuki w ich szkole.
Palce, które kiedyś tak sprawnie wygrywały melodię na instrumencie czy były przeznaczone do znaczenia płótna kolorem, ciągle posiadały sprawność, która pomagała im w wplataniu łodyg między sobą. Ścigająca postanowiła jednak sobie utrudnić zadanie, chcąc zrobić gęstszy wianek, a więc używając większą ilość kwiatów. W bardzo abstrakcyjny sposób ta czynność ją relaksowała. A może to krzyki mew zza plaży i szumienie fal?
Podniosła wzrok na kuzynkę, obrzucając ją uważnym wzrokiem, jakby oceniała, jak wygląda.
-Masz czas na zabawę? Zaim ci pomaga czy zostawia wszystko w twoich rękach?-zapytała, unosząc lekko brew.-Mam nadzieję, że nie będę musiała wysyłać mu wyjca.-zaśmiała się, chyba nie mając zamiaru - nie sprowokowana - wprawiać ten plan w życie.[/b][/b]
will be always
the longest distance
between us
Strona 2 z 27 • 1, 2, 3 ... 14 ... 27
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset