Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łuk Durdle Door
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Łuk Durdle Door
Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Konie pachniały wolnością wymieszaną z rywalizacją. Rywalizacją, która towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Razem z ojcem wybieraliśmy się na masę polowań, nie zawsze czając się pośród zarośli na własnych nogach; często zapuszczaliśmy się w pola na obrzeżach Londynu, by wraz z naszymi ukochanymi chartami gnać przed siebie w celu dorwania zdobyczy. Wyścigów jako takich nigdy nie urządzaliśmy, ponieważ były one wysoce niepraktyczne. Z polowań przynosiliśmy do domu mięso i skóry, zawody dla samych zawodów męczyły konie, a także nas samych. Mimo to nie mogłam oprzeć się pokusie, aby spróbować wziąć udział w wyścigach organizowanych podczas festiwalu przez samych Carrowów. Nie da się ukryć, że oprócz nieprzezwyciężonej ciekawości, równie atrakcyjna była nagroda obiecana zwycięzcy. Znana jestem zaś z czarnowidztwa, dlatego nie nastawiałam się na wygraną, mając niewielkie, wręcz znikome doświadczenie w tej dyscyplinie akurat. Liczyłam głównie na to, że przeżyję coś emocjonującego, co nieco rozświetli me nędzne życie.
Zjawiłam się zatem punktualnie w miejscu, z którego najpierw mieliśmy losować swojego wierzchowca, a potem w ostateczności startować. Starałam się ubrać jak najwygodniej, aby absolutnie nic nie krępowało moich ruchów. Tak samo spięłam dokładnie każdy kosmyk moich włosów, by nie plątał się niepotrzebnie po twarzy. Dopiero odpowiednio przygotowana zjawiłam się przy Durdle Door, kierując się do stajni i biorąc wreszcie udział w losowaniu.
Zjawiłam się zatem punktualnie w miejscu, z którego najpierw mieliśmy losować swojego wierzchowca, a potem w ostateczności startować. Starałam się ubrać jak najwygodniej, aby absolutnie nic nie krępowało moich ruchów. Tak samo spięłam dokładnie każdy kosmyk moich włosów, by nie plątał się niepotrzebnie po twarzy. Dopiero odpowiednio przygotowana zjawiłam się przy Durdle Door, kierując się do stajni i biorąc wreszcie udział w losowaniu.
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bellona Greyback' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Mogli mówić cokolwiek, ale ja wiedziałam, że mój wierzchowiec jest najpiękniejszy. Dobrą chwilę stałam przy nim obserwując jego smukłą sylwetkę, majestatyczne skrzydła i lśniącą grzywę. Starałam się z nim złapać kontakt, czesząc otwartą dłonią jego sierść na grzbiecie i wpatrując mu się w oczy. Pegazy miały w sobie ogromne pokłady magii i podobały mi się nawet bardziej aniżeli jednorożce. Może właśnie dlatego, że aetonany nie uciekały w popłochu na mój widok? Nie wiedziały o moim wewnętrznym bólu i rozterce? O tym, że zostałam ogołocona dosłownie ze wszystkiego? Dzięki temu nie musiałam się im tłumaczyć, przeżywałam swoje gdzieś na dnie duszy, a one po prostu milczały.
Wreszcie odsunęłam się wraz z moim na czas wyścigu koniem, dostrzegając gdzieś w oddali sylwetkę Croucha. Nie dałam niczego po sobie poznać, idąc spokojnie w tamtym kierunku. W duchu miałam nadzieję, że pomimo istnienia wstążki przy ogonie wierzchowca, nie będzie nam się wcale źle współpracowało. Wydawało mi się, że to i tak lepiej niż wstążka przy grzywie' czasem zdarza się tak, że trzeba objąć szyję konia, a w takim wypadku może być o to ciężko. Ogon wydawał się być dosyć neutralnym miejscem.
- Powodzenia Sylvain - powiedziałam do niego, kiedy byłam wystarczająco blisko. Korzystając z okazji nadałam także imię swemu pegazowi: Merkury. Coś w tym było, że albo nadawałam imiona swym zwierzętom po planetach, albo rzymskich bogach. Merkury wydało mi się idealne: boski wysłannik, który posiada skrzydlate sandały. W dodatku na pewno jest mądry, ale i psotny. To niemalże idealna mieszanka.
Wreszcie odsunęłam się wraz z moim na czas wyścigu koniem, dostrzegając gdzieś w oddali sylwetkę Croucha. Nie dałam niczego po sobie poznać, idąc spokojnie w tamtym kierunku. W duchu miałam nadzieję, że pomimo istnienia wstążki przy ogonie wierzchowca, nie będzie nam się wcale źle współpracowało. Wydawało mi się, że to i tak lepiej niż wstążka przy grzywie' czasem zdarza się tak, że trzeba objąć szyję konia, a w takim wypadku może być o to ciężko. Ogon wydawał się być dosyć neutralnym miejscem.
- Powodzenia Sylvain - powiedziałam do niego, kiedy byłam wystarczająco blisko. Korzystając z okazji nadałam także imię swemu pegazowi: Merkury. Coś w tym było, że albo nadawałam imiona swym zwierzętom po planetach, albo rzymskich bogach. Merkury wydało mi się idealne: boski wysłannik, który posiada skrzydlate sandały. W dodatku na pewno jest mądry, ale i psotny. To niemalże idealna mieszanka.
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nikt nie miał prawa jej tego zabraniać! No dobrze, każdy miał prawo. Wystarczyło tylko wyciągnąć na światło dzienne jej młody wiek, kruchą postawę i zestawić to z niebezpieczeństwem, jakie noszą ze sobą wyścigi. Jednak z drugiej strony Megara przewyższała swoimi umiejętnościami jeździeckimi nawet brata. To była jedyna aktywność fizyczna, której w pełni się poświeciła. Utrzymywała się w siodle za nim jeszcze dobrze nauczyła się chodzić. Jazda konna była częścią jej życia a samo uczestnictwo w wyścigach jej wielkim marzeniem. To właśnie dla tego uparła się, by wziąć w nich udział. Drugiej szansy od losu nie dostanie. Gdy stanie się Panią Carrow już nic nie będzie jej wolno. Z resztą wizja podźgania Deimosa kijem była równie kusząca. To nie tak, że miała zamiar ogłosić przez heroldów, że uczestniczy w wyścigach. Zmieniła kolor włosów na ciemno brązowy, zmieniając jej w lekkie loki tak, by choć trochę odciągnąć od siebie uwagę. Twarz umalowała w taki sposób by jak najmocniej zmienić swoje rysy twarzy. Gdyby była metamorfomagiem wszystko byłoby o wiele prostsze! Strój jeździecki również był jej atutem. Sukienki i kolorowe pantofelki, w, który zawsze widział ją Carrow spokojnie spoczywają w szafie.
Pojawiła się na miejscu wyścigu już po przemówieniu trzymając się raczej z dala od wszystkich zgromadzonych. Widząc jedynie Darcy nie mogła się powstrzymać od lekkiego przyjaznego uśmiechu. Wreszcie się odważyłyśmy, co? - spytała samą siebie. Błądząc wzorkiem po zawodnikach odnalazła swoich kuzynów, którym lepiej nie pokazywać się na oczy, bo jeszcze wszystko popsują. Swoją drogą ciekawie czy Allison się komuś o wszystkim wygadała. Zasadniczo to ona podsunęła Meg pomysł…utarcia nosa paru nadętym błaznom. Może ujęła to inaczej, ale Meg tak właśnie to zrozumiała. Oczywiście byli jeszcze, Carrowie. Ich należało unikać jak ognia, za cenę własnego życia. Jeszcze to zwierzę, które potocznie zwie się jej narzeczonym, będzie chciało wyprowadzić ją stąd siłą!
Wtapiając się w tłum podeszła do miejsca, w którym losowało się wierzchowce. Była pewna swoich umiejętności. Nie wiedziała czy wygra, ale na pewno da z siebie wszystko strącając paru ludzi piedestałów. W końcu żyje się raz… a potem wychodzi się za Carrowa.
Pojawiła się na miejscu wyścigu już po przemówieniu trzymając się raczej z dala od wszystkich zgromadzonych. Widząc jedynie Darcy nie mogła się powstrzymać od lekkiego przyjaznego uśmiechu. Wreszcie się odważyłyśmy, co? - spytała samą siebie. Błądząc wzorkiem po zawodnikach odnalazła swoich kuzynów, którym lepiej nie pokazywać się na oczy, bo jeszcze wszystko popsują. Swoją drogą ciekawie czy Allison się komuś o wszystkim wygadała. Zasadniczo to ona podsunęła Meg pomysł…utarcia nosa paru nadętym błaznom. Może ujęła to inaczej, ale Meg tak właśnie to zrozumiała. Oczywiście byli jeszcze, Carrowie. Ich należało unikać jak ognia, za cenę własnego życia. Jeszcze to zwierzę, które potocznie zwie się jej narzeczonym, będzie chciało wyprowadzić ją stąd siłą!
Wtapiając się w tłum podeszła do miejsca, w którym losowało się wierzchowce. Była pewna swoich umiejętności. Nie wiedziała czy wygra, ale na pewno da z siebie wszystko strącając paru ludzi piedestałów. W końcu żyje się raz… a potem wychodzi się za Carrowa.
The member 'Megara Malfoy' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
- Biały wierzchowiec…bardzo wymowne- Megara nie mogła się powstrzymać od cichego śmiechu, gdy przekazano jej wierzchowca. Ostrożnie podeszła w jego stronę, delikatnie głaszcząc jego łeb. - Ty i ja mamy wiele wspólnego- szepnęła cicho, przyglądając się długim ale mocnym kończynom. Te ogromne skrzydła spokojnie zabrały Megarę nawet na drugi koniec świata. Zastanawiające było tylko to, że biedne zwierze wydawało ospałe. Dziewczyna przestraszyła się, że to zły znak…ale jednocześnie mogła zachować energię na wyścig. Na dłoni Meg pojawił się przemycony smakołyk, który zniknął zaraz po zbliżeniu się do pyska Eosy. - Eos bogini jutrzenki. Niezwykle piękna i niezwykle silna - szeptała wciąż do ucha aetona chcąc jak najszybciej załapać z nim wieź. Kątem oka dostrzegła wstążkę zawiązaną na ogonie. Nie słyszała przemowy, ale nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że to newralgiczne miejsce. Przygryzła dolną wargę. Jeśli zacznie kopać, gdy na nią wsiądę mogą być problemy. . Potrząsnęła głową nie chcąc zawracać sobie tym głowy. Co ma być to będzie. - teraz jesteśmy tylko ty i ja moja droga. Nikt nie stanie nam na drodze. - uśmiechnęła się po raz kolejny odprowadzając Eos na wyznaczone miejsce. Oczywiście wciąż pilnowała się by być jak najdalej od zasięgu wzroku wszystkich Carrowów. Oczywiście na same zapisała się wymyślonym przez siebie imieniem i nazwiskiem. Co z faktem, że powinna siedzieć z Allison na trybunach i udawać, że wspiera Carrowa. No cóż nie można mieć wszystkiego. Wcześniej poprosiła kuzynkę, by w razie potrzeby usprawiedliwiała jej nieobecność kiepskim stanem zdrowia. Meg miała do tego pełne prawo, a Carrow musiał być przecież tego świadomy.
Miał szczęście - koń, którego otrzymał, wydawał się być niezwykle dobrze ułożony. Kasztan z jasną grzywą w pełnym słońcu wyglądał jakby był rudy, a strzała na pysku dodawała mu dostojności; ciekaw był rozpiętości orlich skrzydeł, lecz na wszystko niewątpliwie przyjdzie czas.
- To zdolne bestie, Ben, prawdziwe gwiazdy - wyjaśnił przyjacielowi, kiedy już znalazł się obok, zupełnie, jakby zwracał się do dziecka. Nie patrzył na Wrighta, koncentrując się w tym momencie na zwierzęciu; mieli niewiele czasu, żeby poznać się przed wymagającą trasą. - A gwiazdy z natury są kapryśne, kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej - dodał, wciąż oczywistym tonem, z kącikiem ust po swojemu lekko uniesionym ku górze. Benowi daleko było do primadonny, ale przyjacielski przytyk niewątpliwie mu nie zaszkodzi, poza tym - niejedną gwiazdkę poznał na wylot w świecie pierwszoligowego sportu, i z pewnością niejeden raz tego pożałował. I tym razem nie miał na myśli najjaśniejszej spośród nich, Harriett, w której wciąż widział więcej dziewczęcej świeżości niż aroganckiego gwiazdorstwa. Przyłożył otwartą dłoń pod chrapy konia, dając mu się obwąchać. Śmiało, przyjacielu, poznajmy się na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Drugą dłonią odrzucił złotą grzywę z białego oznakowania na czole, chwilę przyglądając się idealnemu kształtowi. Chyba nawet mogliby się dogadać.
- Dobre imię - pochwalił kreatywność Benjamina, tym samym poszukując imienia swojego ogiera gdzieś na kantarze. Gavroche, mówił haftowany naczółek, zabawne, mój druhu, którą część Francji lubisz najbardziej? Poklepał jego szyję, przygładził sierść, doskonale wyczuwając kształt potężnych mięśni pod opuszkami palców. Potężny kolos. - Wiedziałem, że znowu mnie zaskoczysz - rzeczywiście, Tristan nie mógł uwierzyć, że do kolejnego stworzenia Ben będzie zwracał się tak samo i za każdym razem Ben zadziwiał go na nowo. Sowa, dziecko, kot, zapewne i rzeczy, o których nie wiedział i wiedzieć nie chciał, wszystko nazywał Smokiem. Cud, że wśród smoków potrafił wynajdywać większy indywidualizm, choć nazwanie smoka Frankiem... ach, Frank. Tristan był ostatnimi czasy tak mocno zajęty sprawami rodzinnymi, zaręczynami i negocjacją umowy z ojcem Evandry, że całkowicie zapomniał złożyć Benowi kondolencje. Było mu głupio - potwornie - ale zbyt długi upływ czasu sprawiał, że nie mógł się zdecydować, czy właściwiej będzie to przemilczeć, czy wracać do zamkniętego już tematu.
Dopiero teraz odjął spojrzenie od Gavrocha i przeniósł je na rumaka Bena, niewiele myśląc wyciągnął dłoń również ku niemu - lecz prędko ją cofnął, gdy aetonan kłapnął paszczą - oswojony przez Benjamina najwyraźniej wciąż łaknął krwi nieznajomych.
- A może to po prostu klacz? - westchnął z rezygnacją, zadumawszy się na zbyt aktualnym tematem kobiecych złośliwości. Dostrzegłszy nieopodal siostrę, skierował ku niej wyczekujące spojrzenie - z pewnością ich zauważy.
- To zdolne bestie, Ben, prawdziwe gwiazdy - wyjaśnił przyjacielowi, kiedy już znalazł się obok, zupełnie, jakby zwracał się do dziecka. Nie patrzył na Wrighta, koncentrując się w tym momencie na zwierzęciu; mieli niewiele czasu, żeby poznać się przed wymagającą trasą. - A gwiazdy z natury są kapryśne, kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej - dodał, wciąż oczywistym tonem, z kącikiem ust po swojemu lekko uniesionym ku górze. Benowi daleko było do primadonny, ale przyjacielski przytyk niewątpliwie mu nie zaszkodzi, poza tym - niejedną gwiazdkę poznał na wylot w świecie pierwszoligowego sportu, i z pewnością niejeden raz tego pożałował. I tym razem nie miał na myśli najjaśniejszej spośród nich, Harriett, w której wciąż widział więcej dziewczęcej świeżości niż aroganckiego gwiazdorstwa. Przyłożył otwartą dłoń pod chrapy konia, dając mu się obwąchać. Śmiało, przyjacielu, poznajmy się na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Drugą dłonią odrzucił złotą grzywę z białego oznakowania na czole, chwilę przyglądając się idealnemu kształtowi. Chyba nawet mogliby się dogadać.
- Dobre imię - pochwalił kreatywność Benjamina, tym samym poszukując imienia swojego ogiera gdzieś na kantarze. Gavroche, mówił haftowany naczółek, zabawne, mój druhu, którą część Francji lubisz najbardziej? Poklepał jego szyję, przygładził sierść, doskonale wyczuwając kształt potężnych mięśni pod opuszkami palców. Potężny kolos. - Wiedziałem, że znowu mnie zaskoczysz - rzeczywiście, Tristan nie mógł uwierzyć, że do kolejnego stworzenia Ben będzie zwracał się tak samo i za każdym razem Ben zadziwiał go na nowo. Sowa, dziecko, kot, zapewne i rzeczy, o których nie wiedział i wiedzieć nie chciał, wszystko nazywał Smokiem. Cud, że wśród smoków potrafił wynajdywać większy indywidualizm, choć nazwanie smoka Frankiem... ach, Frank. Tristan był ostatnimi czasy tak mocno zajęty sprawami rodzinnymi, zaręczynami i negocjacją umowy z ojcem Evandry, że całkowicie zapomniał złożyć Benowi kondolencje. Było mu głupio - potwornie - ale zbyt długi upływ czasu sprawiał, że nie mógł się zdecydować, czy właściwiej będzie to przemilczeć, czy wracać do zamkniętego już tematu.
Dopiero teraz odjął spojrzenie od Gavrocha i przeniósł je na rumaka Bena, niewiele myśląc wyciągnął dłoń również ku niemu - lecz prędko ją cofnął, gdy aetonan kłapnął paszczą - oswojony przez Benjamina najwyraźniej wciąż łaknął krwi nieznajomych.
- A może to po prostu klacz? - westchnął z rezygnacją, zadumawszy się na zbyt aktualnym tematem kobiecych złośliwości. Dostrzegłszy nieopodal siostrę, skierował ku niej wyczekujące spojrzenie - z pewnością ich zauważy.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Niepozorna z wyglądu klaczka o blado siwej maści (jeśli o jakimkolwiek aetonacie można w ogóle powiedzieć, ze jest niepozorny), spoglądała w orzechowe blaski źrenic Inary. Sprawdzała ją, wodząc mądrym, acz odrobinę złośliwym wzrokiem, testując, czy przyszły jeździec w ogóle jest godzien jej dotknąć. Oczywiście znała Inarę, która zdążyła poznać większość tych stworzeń z kuzynowskiej stadniny, ale nie przeszkadzało jej to robić tego ponownie.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i z niecodziennym dla innych błyskiem, dotknęła wilgotnych chrap klaczki. To co o niej pamiętała, to wyjątkowa indywidualność. Potrafiła skopać każdego (niezależnie od tego, czy był to inny aetonat, czy człowiek), który pojawiał się za nią. Broniła do siebie dostępu, trochę tak, jak sama Inara.
- Sayuri - szepnęła cicho, co w pewnym języku określało się wiatr, ale ten nieprzewidywalny, wszędobylski, a niemal niewidoczny. Palce ześlizgnęły się wyżej, gładząc czułe miejsce przy uszach tej pięknej istoty. Sierść miała gładką, zadbaną i w dotyku przypominającą jedwab. A może tym była?
Kroki usłyszała wcześniej - znajome, wyważone, dumne. Deinos. Zbrakło tylko tych drugich, bardziej wartkich, które powinny należeć do jej ojca.
- Twoje rady jak zawsze są niezwykle słuszne, ale pamiętam o wszystkim, co każdy Carrow wiedzieć powinien o nich - kiwnęła głową kuzynowi, pozwalając sobie posłać mu uśmiech, ten sam, który zapewne serwował mu wielokrotnie Adrien. Zwróciła swoją twarz na powrót do Sayuri, która łypała z dumą na swego jeźdźca.
Dłoń zatrzymała na prężnej szyi zwierzęcia, sama zerknęła na pozostałych wybrańców. W większości byli to czarodzieje. Rozpoznała Neleusa, któremu posłała uśmiech. Wypatrzyła przystojną twarz Tristana, z którym do tej pory nie zamieniła nawet słowa. A sam Rosier chyba był zbyt zajęty rozmową z towarzyszem, by wyłapać wpatrujące się weń źrenice.
Zazdrosne trącanie w dłoń sprawiło, że skupiła się na swojej towarzyszce
- Niedługo czas rozprostować skrzydła moja Piękna - szepnęła raz jeszcze, cicho, by słowa dotarły tylko do strzygących uszu siwej aetonatki.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i z niecodziennym dla innych błyskiem, dotknęła wilgotnych chrap klaczki. To co o niej pamiętała, to wyjątkowa indywidualność. Potrafiła skopać każdego (niezależnie od tego, czy był to inny aetonat, czy człowiek), który pojawiał się za nią. Broniła do siebie dostępu, trochę tak, jak sama Inara.
- Sayuri - szepnęła cicho, co w pewnym języku określało się wiatr, ale ten nieprzewidywalny, wszędobylski, a niemal niewidoczny. Palce ześlizgnęły się wyżej, gładząc czułe miejsce przy uszach tej pięknej istoty. Sierść miała gładką, zadbaną i w dotyku przypominającą jedwab. A może tym była?
Kroki usłyszała wcześniej - znajome, wyważone, dumne. Deinos. Zbrakło tylko tych drugich, bardziej wartkich, które powinny należeć do jej ojca.
- Twoje rady jak zawsze są niezwykle słuszne, ale pamiętam o wszystkim, co każdy Carrow wiedzieć powinien o nich - kiwnęła głową kuzynowi, pozwalając sobie posłać mu uśmiech, ten sam, który zapewne serwował mu wielokrotnie Adrien. Zwróciła swoją twarz na powrót do Sayuri, która łypała z dumą na swego jeźdźca.
Dłoń zatrzymała na prężnej szyi zwierzęcia, sama zerknęła na pozostałych wybrańców. W większości byli to czarodzieje. Rozpoznała Neleusa, któremu posłała uśmiech. Wypatrzyła przystojną twarz Tristana, z którym do tej pory nie zamieniła nawet słowa. A sam Rosier chyba był zbyt zajęty rozmową z towarzyszem, by wyłapać wpatrujące się weń źrenice.
Zazdrosne trącanie w dłoń sprawiło, że skupiła się na swojej towarzyszce
- Niedługo czas rozprostować skrzydła moja Piękna - szepnęła raz jeszcze, cicho, by słowa dotarły tylko do strzygących uszu siwej aetonatki.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 10.11.15 21:26, w całości zmieniany 1 raz
Na wyścigu konnym nie mogło zabraknąć także Juliusa, KTÓRY JEŹDZI KONNO OD DZIECKA. No i Caesara, który się przyplątał nie wiadomo dlaczego! W każdym razie obaj panowie postanowili przyjść, aby konkurować ze sobą i reszta chałastry o to, kto jest najzacniejszym jeźdźcą. Nott nie chciał sprawiać przykrości swemu towarzyszowi, ale tak w gruncie rzeczy podejrzewał, że tamten nie ma z nim szans. Nieważne, czy miał większe doświadczenie czy nie, ostatnimi czasy łamacz klątw był okropnie arogancki i pewny siebie. Szczęśliwie nie mówił o tym na głos, co najwyżej w ramach niewinnych żartów. Które były suche jak pustynie Egiptu, bo ciężko powiedzieć, aby Juliusowi się dowcip wyostrzył z powodu tej cholernej klątwy z Grecji. Światowy był z niego chłop, doprawdy. To brzmi trochę jakby nabawił się jakiegoś choróbska, ale mniejsza o to. Grunt, że był nieprzyjemny w obyciu, w dodatku zdeterminowany do wygranej, nawet, jeśli miałby oszukiwać, a to zły znak.
Wreszcie panowie dotarli do miejsca, gdzie rozlosowywano aetonany i gdzie teoretycznie miała rozpocząć się ta cała konkurencja. Na pewno obaj wyglądali jak milion galeonów w specjalnych rajtuzach i innych częściach garderoby. Na pewno też obaj mieli czerwone gacie na szczęście. Oby nie zapowiadał się wieczór uciech, bo trochę przypałowo byłoby stać w takich majciochach przed napaloną lasią. W mig przeszłaby jej ochota na cokolwiek!
Nie zagłębiajmy się jednakowoż w temat, po prostu przyjmijmy fakt, że Nott i Lestrange sobie wylosowali najzajebistsze wierzchowce świata!
Wreszcie panowie dotarli do miejsca, gdzie rozlosowywano aetonany i gdzie teoretycznie miała rozpocząć się ta cała konkurencja. Na pewno obaj wyglądali jak milion galeonów w specjalnych rajtuzach i innych częściach garderoby. Na pewno też obaj mieli czerwone gacie na szczęście. Oby nie zapowiadał się wieczór uciech, bo trochę przypałowo byłoby stać w takich majciochach przed napaloną lasią. W mig przeszłaby jej ochota na cokolwiek!
Nie zagłębiajmy się jednakowoż w temat, po prostu przyjmijmy fakt, że Nott i Lestrange sobie wylosowali najzajebistsze wierzchowce świata!
The devil's in his hole
Ostatnio zmieniony przez Julius Nott dnia 10.11.15 13:07, w całości zmieniany 1 raz
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Julius Nott' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Podprowadził kuzyna pod podium, po czym stanął najbliżej jak się dało, jakby jego obecność miała jakkolwiek wpłynąć na Deimosa. Chociaż, kto wie? Jeszcze w drodze wydawało się, że ten przyjmie od niego kilka ad, a nawet - żartów sytuacyjnych, które specjalnie dla niego wymyślił. Miał więc nadzieję usłyszeć któryś z ust kuzyna, jednak gdy usłyszał tę beznamiętność w głosie mówcy...Usta wygięły mu się na wzór smutnej podkówki, a ze ślepi strzelał w znajomą mu sylwetkę pociskami ze smutku i żalu.
- Ładna mowa. Może nie zapadnie im w pamięć iż nie pożałowałeś również tych jeźdźców z tego wyścigu '53. A i mam nadzieję, że tym morderczym wzrokiem to celnie trafiałeś w obiekty swej zawiści, o ale tak poza tym to dobra robota. - pochwalił Deimosa, mając nadzieję, że tłum nie weźmie go za nieczułego psychopatę wyczulonego na punkcie swych koni. Nie rozmyślał nad tym jednak za długo i podążył waz z nim do punktu losowania koni. Jako Carrow z krwi i kości czuł podekscytowanie na myśl o wyścigu. Uwielbiał gnać na grzbietach tych magicznych stworzeniach i czynił to w sposób świadomy od momentu gdy lat miał niespełna 7. Ile to nocy od tego momentu spędził w rodzinnych stajniach? Ile razy spadł nim pojął nieokiełznany temperament tych zwierząt podobny do jego własnego? Ile podniebnych i naziemnych mil przemierzył? To było zapewne niepojętne dla zwykłego człowieka, choć nie dla Carrowa. W momencie gdy losował swego wierzchowca wspominał czasy, gdy swą wiedzą tajemną przekazywał córce. Miał nadzieję, że odpowiednio ją spożytkuje na dzisiejszym wyścigu.
- O czym sobie szepczecie moje gołąbeczki. - Jeśli Inarze brakowało wartkich kroków ojca, to teraz mogła ten punkt wykreślić ze swej listy życzeń. Adrien bowiem zaraz to wypatrzył w tłumie swą córki, jak i kuzyna postanawiając do nich dołączyć, a przy okazji zaanonsować swą obecność w sposób sobie podobny - bo żartobliwy.
- Pamiętaj Iskierko by odpowiednio związać swe włosy trasa jest bowiem zasługuje na miano co najmniej niebezpiecznej. - Rzucił z troską swemu Bąbelkowi. Wiedział, że córka woli czuć wiat we włosach, lecz w takich warunkach zaplątany kosmyk na rzęsach może doprowadzić do katastrofy. Koń towarzyszący nadopiekuńczym tatusiowi stąpnął głośno kopytem o nawierzchnię jakby potwierdzając jego słowa.
- Ładna mowa. Może nie zapadnie im w pamięć iż nie pożałowałeś również tych jeźdźców z tego wyścigu '53. A i mam nadzieję, że tym morderczym wzrokiem to celnie trafiałeś w obiekty swej zawiści, o ale tak poza tym to dobra robota. - pochwalił Deimosa, mając nadzieję, że tłum nie weźmie go za nieczułego psychopatę wyczulonego na punkcie swych koni. Nie rozmyślał nad tym jednak za długo i podążył waz z nim do punktu losowania koni. Jako Carrow z krwi i kości czuł podekscytowanie na myśl o wyścigu. Uwielbiał gnać na grzbietach tych magicznych stworzeniach i czynił to w sposób świadomy od momentu gdy lat miał niespełna 7. Ile to nocy od tego momentu spędził w rodzinnych stajniach? Ile razy spadł nim pojął nieokiełznany temperament tych zwierząt podobny do jego własnego? Ile podniebnych i naziemnych mil przemierzył? To było zapewne niepojętne dla zwykłego człowieka, choć nie dla Carrowa. W momencie gdy losował swego wierzchowca wspominał czasy, gdy swą wiedzą tajemną przekazywał córce. Miał nadzieję, że odpowiednio ją spożytkuje na dzisiejszym wyścigu.
- O czym sobie szepczecie moje gołąbeczki. - Jeśli Inarze brakowało wartkich kroków ojca, to teraz mogła ten punkt wykreślić ze swej listy życzeń. Adrien bowiem zaraz to wypatrzył w tłumie swą córki, jak i kuzyna postanawiając do nich dołączyć, a przy okazji zaanonsować swą obecność w sposób sobie podobny - bo żartobliwy.
- Pamiętaj Iskierko by odpowiednio związać swe włosy trasa jest bowiem zasługuje na miano co najmniej niebezpiecznej. - Rzucił z troską swemu Bąbelkowi. Wiedział, że córka woli czuć wiat we włosach, lecz w takich warunkach zaplątany kosmyk na rzęsach może doprowadzić do katastrofy. Koń towarzyszący nadopiekuńczym tatusiowi stąpnął głośno kopytem o nawierzchnię jakby potwierdzając jego słowa.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
- To nie jest gwiazda, to jest po prostu pioruńskie bydlę - sprostował od razu słowa Tristana, przyglądając się potężnemu, czarnemu jak noc aetonanowi z mieszaniną podziwu i rodzicielskiej podejrzliwości, jakby tylko czekał na okazanie jawnej niesubordynacji. Wzrok zwierzęcia przestał być już tak bezczelny, ale w ślepiach czaiły się niebezpieczne ogniki, nakazujące stałą czujność. Może i Smokowi było (paradoksalnie) daleko do smoków, ale Ben nie zamierzał głupio ryzykować. Nie teraz, kiedy wiódł nowe, trzeźwe życie według moralnych ideałów. Nie mógł stracić rąk ani zębów - jak inaczej walczyłby ze złem? - Znałem tylko jedną kapryśną gwiazdeczkę i wiem jak z nimi postępować - odparł niemalże wieloznacznie, zastanawiając się, czy poruszenie tematu Harriett pomoże mu teraz w jakikolwiek sposób. Po krótkim namyśle zdecydował, że nie, westchnął więc tylko ciężko, na co koń zareagował podobnie brzmiącym rżeniem.
- Ale ty nie jesteś jakąś tam gwiazdeczką, jesteś morderczym Smokiem, prawda? - powiedział wręcz tkliwie, zbierając się na odwagę i odrywając jedną ze wstążeczek z bujnej grzywy aetonana. Żadnego kłapnięcia, żadnych zębów w ramieniu. Ach, te postępy. - Gwiazdeczką jest pewnie twój ogier, Rosier - mruknął dość kpiąco, odwracając się do przyjaciela przez ramię i szczerząc do niego zęby w szerokim uśmiechu. Przy akompaniamencie typowo benowego rechociku i kłapnięcia smokową paszczą. Benjaminowi coraz bardziej podobało się rosłe bydlę, które poklepał teraz po boku, zerkając pytająco na Tristana. - A propos klaczy....Jak życie, bracie? Nie piszesz, nie proponujesz zachlewania arystokratycznej mordki...Narzeczona już ma cię na smyczy? - zagadnął oschle, łypiąc na niego prowokująco, jakby chcąc ukryć niewypowiedzianą tęsknotę za przebywaniem z dzielnym padawanem magicznej sztuki szukania guza na uliczkach Nokturnu.
- Ale ty nie jesteś jakąś tam gwiazdeczką, jesteś morderczym Smokiem, prawda? - powiedział wręcz tkliwie, zbierając się na odwagę i odrywając jedną ze wstążeczek z bujnej grzywy aetonana. Żadnego kłapnięcia, żadnych zębów w ramieniu. Ach, te postępy. - Gwiazdeczką jest pewnie twój ogier, Rosier - mruknął dość kpiąco, odwracając się do przyjaciela przez ramię i szczerząc do niego zęby w szerokim uśmiechu. Przy akompaniamencie typowo benowego rechociku i kłapnięcia smokową paszczą. Benjaminowi coraz bardziej podobało się rosłe bydlę, które poklepał teraz po boku, zerkając pytająco na Tristana. - A propos klaczy....Jak życie, bracie? Nie piszesz, nie proponujesz zachlewania arystokratycznej mordki...Narzeczona już ma cię na smyczy? - zagadnął oschle, łypiąc na niego prowokująco, jakby chcąc ukryć niewypowiedzianą tęsknotę za przebywaniem z dzielnym padawanem magicznej sztuki szukania guza na uliczkach Nokturnu.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To zakrawało o śmieszność. To że oboje przyszli na wyścig ze względnie obitymi ryjami i naturalnie to, że w ogóle postanowili się na nim pojawić, ich obecność nie wróżyła bowiem niczego dobrego. Jednak w takich sytuacjach, gdy brakowało już łez – morze porwało wszystkie z nich – pozostawał jedynie śmiech. I świadomość, że ten dzień nie skończy się dobrze. Był wyjątkowo zmęczony, nie na ciele acz na duszy, niezirytowany, spokojny wręcz, lecz z melancholijnym, przyćmiewającym uwagę nastrojem.
Świat wydawał się zamazany, więc i Nott prezentował się o niebo lepiej, niż wyglądał w rzeczywistości, zapewne. Oboje dziś prezentowali się zjawiskowo, tylko jeden chwalił się ranami zdobytymi w boju a kolejny potknął się na plaży dzień wcześniej. Udana z nich para – wciśnięci w przylegający, podkreślający wszelakie męskie atrybuty, a mimo to nadal wyjątkowo pedalski, strój pojawili się w wyznaczonym miejscu.
I w jednym Julius miał dziś rację – musiał poradzić sobie lepiej od Cezara. Wszak jeździł konno od dziecka, posiadał zgoła większe doświadczenia, a Lestrange? Nauka jazdy konnej to rutynowy obowiązek każdego z młodych szlachciców a także jedna z pasji Marianne, którą nieudolnie starała się go zarazić. Czasem żałował, że bywał tak głuchy na jej subtelne prośby, obojętny na chwile, które mogliby spędzić razem – kilka minut więcej to nieskończoność względem tego, co mu pozostało. Od jej śmierci dosiadał konia rzadziej, więc byłby kontent, gdyby przetrwał ten wyścig w jednym kawałku.
Zgłosił się po konia, z powodu cichej namowy Notta – może to dobra okazja, aby wyładować emocje? Gdzież się one jednak podziały? Czy oprócz przeżerającej pustki pozostało mu coś jeszcze?
Świat wydawał się zamazany, więc i Nott prezentował się o niebo lepiej, niż wyglądał w rzeczywistości, zapewne. Oboje dziś prezentowali się zjawiskowo, tylko jeden chwalił się ranami zdobytymi w boju a kolejny potknął się na plaży dzień wcześniej. Udana z nich para – wciśnięci w przylegający, podkreślający wszelakie męskie atrybuty, a mimo to nadal wyjątkowo pedalski, strój pojawili się w wyznaczonym miejscu.
I w jednym Julius miał dziś rację – musiał poradzić sobie lepiej od Cezara. Wszak jeździł konno od dziecka, posiadał zgoła większe doświadczenia, a Lestrange? Nauka jazdy konnej to rutynowy obowiązek każdego z młodych szlachciców a także jedna z pasji Marianne, którą nieudolnie starała się go zarazić. Czasem żałował, że bywał tak głuchy na jej subtelne prośby, obojętny na chwile, które mogliby spędzić razem – kilka minut więcej to nieskończoność względem tego, co mu pozostało. Od jej śmierci dosiadał konia rzadziej, więc byłby kontent, gdyby przetrwał ten wyścig w jednym kawałku.
Zgłosił się po konia, z powodu cichej namowy Notta – może to dobra okazja, aby wyładować emocje? Gdzież się one jednak podziały? Czy oprócz przeżerającej pustki pozostało mu coś jeszcze?
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset