Wydarzenia


Ekipa forum
Łuk Durdle Door
AutorWiadomość
Łuk Durdle Door [odnośnik]07.11.15 18:42
First topic message reminder :

Łuk Durdle Door

Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]29.11.23 23:35
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 62
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 11:33
Dalej, no dalej! Szybciej!
Serce chciało jej się wyrwać z piersi, kiedy niemal przyklejona do trzonka miotły mknęła między aetonanami do przyjaciółki w morzu. Oczy jej załzawiły od pędu powietrza, obraz ciut się rozmazał, ale nie zwalniała, dopóki nie znalazła się przy niej. Wtedy dopiero ostro wyhamowała, zarzucając przy tym ogonem miotły, ale w kontrolowany sposób i tylko odbiła miotłą w bok w ostatnim momencie unikając oberwania kopytem obniżającego lot aetonana. Tak, zupełnie znienacka obok pojawił się kolejny z latających koni z jeźdźcem (Benem) na grzbiecie. Nieważne. Liddy nie miała czasu się nad tym zastanawiać ani przyglądać mężczyźnie. Rozszalałe w piersi serce kołatało jakby przebiegła maraton.
- Neala! Chwyć moją rękę, szybko! - zawołała przechylając się na miotle do przyjaciółki, żeby pomóc jej wdrapać się na miotłę. W wodzie, w której stała Neala zamigotało odbicie spadających gwiazd i Liddy odruchowo spojrzała w niebo i się zagapiła. Zastygła w bezruchu patrząc jak gwiazdy, tysiące, miliony gwiazd nagle zaczynają spadać. To był niemal hipnotyzujący widok. Przerażający, ale jednocześnie tak irracjonalnie piękny... dopiero kiedy spadające gwiazdy zaczęły rosnąć w oczach przybierając formę ognistych kul, buzująca przerażeniem krew znów uderzyła Lidce do głowy. Merlinie... Czy to koniec świata? Całe niebo zdawało się płonąć, powietrze stało się gęste i gorące, ludzie zaczęli w panice krzyczeć. Znów wszystko pojaśniało...
- Neala! - ponagliła przyjaciółkę i nawet złapała jej dłoń... ale niefortunnie dokładnie w momencie, kiedy Nealą szarpnęła niewidzialna siła i ją przewróciła do wody. Co gorsza pociągnęła za sobą Lidkę, która zupełnie na to nieprzygotowana, skręciła ostro miotłą i niemal z niej spadając wpadła prawym bokiem na wystającą z płytkiej wody skałę. Syknęła, ale zagłuszył to tak straszliwy huk, że Liddy odruchowo puściła się miotły, żeby zasłonić uszy rękami. Zachwiała się przy tym, ale nie spadła do wody. Co się działo? Co się do kurwy nędzy działo?! Co robić? Dokąd uciec? CZY W OGÓLE BYŁ SENS UCIEKAĆ? W głowie przetaczał jej się huragan pytań. Tymczasem niebo znów ciemniało, ale tym razem od kłębów dymu. Przy tak przytłaczającej sile żywiołów Liddy poczuła się dosłownie jak robak. Beznadzieja sytuacji, nieuchronnie zbliżająca się śmierć... Przecież nie mieli żadnych szans w starciu z takimi siłami! Nadciągająca fala, której złowrogi szum stawał się coraz głośniejszy, niebo plujące ognistymi kulami... Wszyscy umrzemy, wszyscy umrzemy... - huczało jej w głowie, gdy jej przerażone, naprawdę przerażone spojrzenie ponownie padło na wygrzebującą się z wody przyjaciółkę. Neala. Musiały uciekać. Natychmiast! Jasny cel przysłonił wszystko inne. Liddy ponownie wyciągnęła rękę do przyjaciółki nadal ignorując mężczyznę na aetonanie.
- Szybko, szybko, szybko! - ponagliła Nealę, która coś dukała do... zaraz... Wright? Wreszcie podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Sporo czasu minęło odkąd ostatnio widziała Benjamina Wrighta, ale... choć wyglądał inaczej, to to musiał być on! Czy Hannah... Zresztą mniejsza! Nie było teraz na to czasu!
- Zaraz wszystko zatopi olbrzymia fala - rzuciła do niego, kiedy przyjaciółka wreszcie zajęła miejsce za nią. Rozkaszlała się zaraz potem, bo gorące powietrze paliło jej krtań. Jeszcze... Jeszcze Aisha.
- Trzymaj się mocno - powiedziała do Neali i poderwała miotłę wyżej, żeby rozglądnąć się za drugą przyjaciółką. Czy ta utrzymała się na końskim grzbiecie czy spadła do wody? A może odleciała? Wszechobecny chaos, dym i piekące i łzawiące od żaru oczy nie pozwoliły jej dostrzec Doe.
- AISHA?! AISHA! - zawołała jeszcze w przestrzeń licząc, że może choć sama jej nie widzi, to ta ją usłyszy. Skończyło się to jednak kolejnym atakiem kaszlu. Merlinie, żeby nie wpadła do wody... błagam. Chciała zapytać Neali czy może ona jej gdzieś nie dostrzegła, ale nie była jeszcze w stanie przez parzące gardło powietrze. Jej serce znów załomotało w przerażeniu, ale wtedy wydało jej się, że usłyszała wołanie Billa i odwróciła miotłę w kierunku plaży i ruszyła w tamtą stronę próbując zlokalizować brata. Na szczęście jego dostrzegła niemal od razu i pochyliwszy się nad trzonkiem miotły, choć pamiętając, że nie leci już sama i starając się nie robić zbyt ostrych manewrów, skierowała się w ślad za nim.
Tymczasem w dole rozgrywał się horror. Ludzie i zwierzęta uciekali w popłochu, krzyczeli, tratowali się… Myśl, że gdzieś tam była Eve, że gdzieś tam był Theo sprawiała, że mocniej zaciskała palce na trzonku miotły. Merlinie, niech nic im się nie stanie…, powtarzała w duchu.
Theo na pewno sobie poradzi, a Eve… Eve była z Freddim, więc wszystko będzie dobrze… prawda?! A jednak podążając w powietrzu za bratem i jego pasażerką i przelatując nad ludźmi na plaży odruchowo szukała wzrokiem znajomych sylwetek. I robiła to właściwie z nadzieją, że nikogo z nich nie zauważy - to by oznaczało, że już uciekli, że się ewakuowali… że znaleźli schronienie. Faktycznie, w tym całym zamieszaniu nie widziała przyjaciół i praktycznie odetchnęła już z ulgą. Dobrze, teraz mogła spokojnie lecieć za Billim i… miała podnieść głowę, żeby skupić się na bracie, kiedy dosłownie kątem oka dostrzegła Freddiego. Kurwa. No był tam. Był tam! Sam, bez Eve, szarpał się z koniem… No żesz kurwa mać! Zwolniła lot niemal zatrzymując miotłę.
- Kurwa. Kurwakurwakurwa! – mełła w ustach przekleństwo, jakby miało jej to w jakiś sposób pomóc myśleć i podjąć decyzję. Może się nie znaleźli? Co miała zrobić? Przecież ich tu nie zostawi. Jego i Eve… Z trzeciej strony i tak nie zmieszczą się wszyscy na miotle, ale… Kurwa!
Obejrzała się za siebie głównie po to, żeby spojrzeć na morze i piętrzącą się falę, jakby dzięki temu mogła określić ile mają czasu... ale też żeby spojrzeć na Nealę.
- To Freddy… miał stąd zabrać Eve… Kurwa! – wyrzuciła z siebie z mieszaniną wściekłości, bezsilności i przerażenia. Gorące powietrze znów wdarło jej się do krtani, ale tym razem tylko stłumiła odruch kaszlu. Podjęła też decyzję
Trzymaj się! - a potem, wbrew zdrowemu rozsądkowi, zanurkowała miotłą w powietrzu kierując je obie do przyjaciela próbującego uspokoić zwierzę.
Wszyscy kurwa umrzemy, ale przynajmniej razem.
Miała ochotę krzyknąć na Freda, albo lepiej: udusić go własnymi rękami za to, że nie ratował w tej chwili siebie ani Eve, tylko... Ugh! Ale teraz nawet tego nie mogła zrobić. Zamiast tego zaś, gdy tylko z Nealą podleciały bliżej, siląc się na absolutny spokój w głosie (co mogło nie wyjść, bo dosłownie w niej wrzało od emocji) powiedziała niemal błagalnie:
- Betty, spokojnie, to przyjaciel - licząc na to, że klacz ją rozpozna i nie będzie się szarpać z Fredem.


KARA: -5
Cito maxima
tu się okazuje, że jestem ślepa jak kura i nie widzę Aishy
tu widzę Billa
a tu Freda
akcja 1 – to lot za Billim (lot na miotle III)
akcja 2 – to lot do Freda (lot na miotle III)
akcja 3 - pomagam uspokoić klacz głosem (ONMS I)



OK, so now what?

we'll fight

Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 12:34
Czuła narastający strach, czuła jak serce wali w szaleńczym rytmie, pompując krew do całego ciała. Rozum nakazywał ucieczkę, ale nie mogła, jeszcze nie teraz. Wybawieniem okazał się Krueger. Wpatrywała się w chłopaka, gdy zdecydował się jej pomóc, może przekonany desperacją w głosie. W innych okolicznościach najpewniej przytuliłaby go z wdzięczności, ale teraz nawet nie drgnęła. Spojrzała w bok na kolejne ptaki, które z głuchym uderzeniem spadały na piasek, a później bardziej w dół, gdy Freddy podał jej wodze. Wzrok powędrował na konia, a później na chłopaka.
- Tam, przy tych drewnianych słupkach. Srokaty Tinker... czarnobiała klacz to Betty.- wyjaśniła mu szybko, dostrzegając stąd, jak ktoś próbuje wsiąść na kobyłę.- Ktoś chce ją zabrać.- dodała, gotowa już ruszyć w tamtą stronę. Przytłaczało ją to, co działo się na około, krzyki ludzi i narastające zamieszanie. Błyszczące na niebie gwiazdy dodatkowo nie napawały entuzjazmem, gdy zaczęły się powiększać i mknąć ku ziemi. Czuła, jak grunt pod nogami drży wyraźniej, wszystko zdawało się trząść.- Dobrze i dziękuję.- za samą próbę pomocy, za to, że nie zostawił jej tutaj.- Wsiądź na nią i ściśnij łydkami, sama ruszy w bezpieczne miejsce! – krzyknęła jeszcze za nim. Betty była mądrą kobyłą, poniesie chłopaka gdzieś, gdzie będzie względnie spokojnie, jeżeli tylko takie miejsce jeszcze istniało.
Zacisnęła mocniej dłoń na wodzach Cienia, chcąc już sięgnąć drugą do siodła i wdrapać się na koński grzbiet, ale wtedy stało się najgorsze.
Szeroko otwarte oczy wpatrywały się ledwie parę sekund w spadającą gwiazdę, kawał ciała niebieskiego, a moment później ścięło ją z nóg. Kolana zatopiły się w piasku, a dłonie odruchowo osłoniły brzuch. Skuliła się, gdy gorąc i ból rozlały się po skórze. Miała wrażenie, jakby otulił ją ogień, płomienie dosięgnęły ciała. Zasłoniła dłońmi uszy, gdy rozległ się huk i chwilę później przeraźliwy pisk. Gdzieś w tle znów słyszała krzyki, ale zbyt stłumione, by zrozumieć słowa. Zaciśnięte powieki odcięły ją od otoczenia. To wszystko wyciągnęło najgorsze wspomnienia, przypomniało o wydarzeniach, które zagrzebała głęboko w pamięci, aby nie wracały do niej więcej. Płytki przepełniony paniką oddech, ugrzązł na chwilę w gardle. Pył gryzł, osiadał w ustach. Zakaszlała, lecz nic to nie zmieniło, nie pomogło ani trochę. Osłoniła przedramieniem twarz. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ile straciła cennych minut. Uniosła wzrok na konia, który ciągle był przy niej, a którego wodze kurczowo ciągle trzymała. Widziała strach zwierzęcia, to jak drobił w miejscu i szarpał głową. Bał się, tak, jak i ona. Zamrugała, stopniowo odzyskując władze w ciele i czując, jak mija odrętwienie. Dźwignęła się na nogi, trzęsąc się nadal, gdy kolana drżały, odbierając jej stabilność sylwetki. Potrzeba by przeżyć, była jednak silniejsza. Nie chciała umierać, nie tutaj i nie teraz. Strzępki zaciętości, które jej pozostały, kazały przetrwać i wrócić do domu.
- Ciii, spokojnie.- szepnęła, ale słyszała, jak jej głos łamie się. Wyciągnęła dłoń do końskiej szyi.- Już, już, prr..- głaskała go, chcąc uspokoić, by chwilę później wsunąć stopę w strzemię, a dłonie oprzeć na łęku siodła. Znalezienie się na końskim grzbiecie nie było rozwiązaniem problemów, ale czuła się pewniej. Cień pokazał już swą szybkość, więc jeżeli nie stracił wigoru, uciekną. Obejrzała się, tam, gdzie wcześniej była Aisha, próbowała dostrzec sylwetkę dziewczyny i kiedy tylko jej się to udało, ściągnęła wodzę nieco mocniej. Chciała uciekać, pogonić wierzchowca, by wyrwał do przodu, ale musiała mieć pewność, że Doe też to zrobi. No dalej, uciekaj stąd, Aisha. Czekała do ostatniego momentu, ale wtedy jej spojrzenie powędrowało tam, gdzie powinien być Krueger. Szlag, szlag, szlag. Przy tinkerze robiło się tłoczno, ale nie przyglądała się osobą, które przy nim były. Popędziła konia w tamtym kierunku.
Będąc już obok wychyliła się do Betty i szarpnięciem zdjęła jej kantar zrobiony z kawałka sznura.- Jazda, uciekaj!– krzyknęła po romsku, dłonią uderzając w zad klaczy, aby ta pognała w las, byle dalej od plaży. Dopiero teraz zobaczyła obok Liddy i Nealę.- Wiejcie stąd, zabiorę go.- jej głos zdradzał strach, który towarzyszył od dłuższego już czasu. Przeniosła wzrok na chłopaka.- Wskakuj i to już.- rzuciła do Freda.

| Uspokajam konia (ONMS I), wsiadam na Cienia i galopem do Freda (jeździectwo II)
Rzut na spostrzegawczość, by zobaczyć Aishę


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Łuk Durdle Door - Page 59 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 12:34
The member 'Eve Doe' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 11

--------------------------------

#2 'k100' : 39
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 17:49
Był przyzwyczajony do funkcjonowania w piekielnych temperaturach; wielokrotnie pochłonięty pracą nie zauważał, jak wiele czasu spędził w kuźni, aż do momentu, kiedy spływający z czoła pot całkowicie przesłaniał mu obraz kowadła, a ściany budynku zdawały się naciskać na niego, próbując stopić rozgrzaną niemiłosiernie skórę prosto z jego kości. Jednak to, co wydarzyło się na plaży, przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania.
W jednej chwili trzymał za wodze parskające gniewnie konie, ledwie rejestrując gniewny, pełen pretensji głos Evelyn; była wolna, zbyt wolna, gdyby nie zauważyła, dookoła właśnie kończył się świat i nie mieli czasu na śpiewanie zwierzętom, musiała stąd uciekać, uciekać, jeśli jeszcze kiedykolwiek miał mieć szansę podeptać jej nogi w tańcu albo postawić w barze przeprosinowe piwo, ale- na to też nie miał czasu, pretensje musiały poczekać. Słyszał donośny, wzmocniony zaklęciem głos Billy'ego przebijający się przez rozpoczynający się na plaży hałas i popłoch. Gdyby miał więcej czasu, zapewne dostrzegłby w końcu uczucie, które rozlało się pod jego skórą, być może nawet byłby w stanie je rozpoznać- bo czuł dumę, wszechogarniającą, choć podszytą gorzkim rozbawieniem. Pierwszy raz od dawna był w stanie przyznać, że Billy mu zaimponował- i oczywiście musiało mieć to miejsce akurat wtedy, kiedy cholerny nieboskłon właśnie walił im się na głowę, przysypując jego i jego słodką nostalgię setkami ton pyłu i gruzu.
Bo niebo rozjarzyło się nagle, jak wystrzelony poniewczasie fajerwerek- i wybuchło żywym ogniem.
Duma zniknęła natychmiast, zastąpiona czystą zgrozą; nie zdążył nawet zaczerpnąć powietrza, zanim potężna, gorąca siła rzuciła nim do przodu jak zabawką. Mrugnięcie powiek- i już leżał na ziemi, wciskany w piach potężnym podmuchem, który przypiekał jego plecy żywym ogniem. Zacisnął powieki, a potem przeklął, kiedy rozżarzony pył wdarł się pod powieki.
-Ja pierdolę- Sapnął, kiedy znów był w stanie oddychać. Płuca zdawały się płonąć i kurczyć boleśnie, zalane falą ciepła i gęstym dymem. Podniósł się prawie po omacku, z trudem sięgając do przywołanej chwilę wcześniej miotły; ledwie zarejestrował zaplątaną w jej witki kobiecą wstążkę, skupiony tylko i wyłącznie na tym, by spróbować dostrzec wśród wrzeszczącego tłumu głowę Billy'ego albo Liddy. Gdzie byli? Czy ciągle byli żywi? Czy zdołali się wydostać?
-LIDDY!!!- Wrzasnął urywanym głosem; spieczone gardło bolało jak diabli, kiedy spróbował wydać z siebie okrzyk zdolny przedrzeć się przez kakofonię spanikowanych wrzasków, jęków bólu i przeraźliwego rżenia uciekających zwierząt. Zanim jednak zaczął rozpychać się pośród tłumu w rozpaczliwym poszukiwaniu siostry, na wyciągnięcie ramion spostrzegł inną znajomą twarz; na krótką chwilę zalało go poczucie ulgi. Ruszył, klnąc pod nosem, kiedy poturbowana wcześniejszym upadkiem noga odezwała się rwącym bólem.
-JUST- Wrzasnął, próbując zwrócić na siebie jej uwagę- Zabiorę Cię stąd, wsiadaj, szybko!
Jednym ruchem wsiadł na miotłę, ignorując ciągnięcie przypalonej skóry pleców, po czym przysunął się nieco do przodu, robiąc jej miejsce.
-Trzymaj się. Widziałaś Liddy??- Billy sobie poradził, musiał sobie poradzić- a on musiał w to uwierzyć, żeby powstrzymać się od obłędu. Nie czekając na jej odpowiedź, odepchnął się nogami od ziemi, podrywając miotłę, na której siedzieli, do lotu. Przy odrobinie szczęścia mieli szansę przedostać się przez gryzące opary do bezpieczeństwa- musiał dać radę. Nie dla siebie. Dla niej.

trochę chorobowy gniot, wybaczcie mi kochani, a to moje rzuty:

I- próbuję zobaczyć, co się dzieje z moim rodzeństwem
II- lecę z Justine ku zachodzącemu słońcu... a w zasadzie w dokładnie odwrotną stronę, i manewruję w słabej widoczności

latanie na miotle II, spostrzegawczość II

i bardzo przepraszam za wsiąkiewkę, już jest i czeka na ukochanego mg <3
Theo Moore
Theo Moore
Zawód : eks-zawodnik Jastrzębi, obecnie magikowal
Wiek : 33
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
When the heart would cease
Ours never knew peace
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11769-theo-moore https://www.morsmordre.net/t11956-goblin#369851 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f430-irlandia-okolice-dungiven-stara-farma-moore-ow https://www.morsmordre.net/t12124-theo-moore#373220
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 17:49
The member 'Theo Moore' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 30

--------------------------------

#2 'k100' : 42
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 18:16
Świat wirował, zachodził cieniem, dusił ogniem. Dygotała na wilgotnym o morskich kropel i potu ciele. Rozpaczliwie wpajała palce w trzymane, niemal jak artefakt - wodze, oddychając przy tym ciężko, prosto w napiętą do granic możliwości szyję zatrzymanego w "locie" aetonana. Nie miała pojęcia ile minęło chwil, gdy uderzyła w nich fala gorąca, a unoszący się nad powierzchnią dym? drobiny gorącego pyłu, osiadały sadza na włosach, twarzy, na odkrytej skórze. Łzy cisnęły się do oczu już nie tylko pobudzone strachem, ale i duszącym powietrzem. Szarpniecie, które wcześniej zatrzymało pęd w dół, zdawało się wydusić jej z gardła resztki tlenu. Rozkaszlała się, próbując zaciśniętą na rożce pięścią, wytrzeć twarz.
Zmusiła ciało, by odkleić je od zwierzęcia i uspokoić się na tyle, by ruszyć z miejsca. I chociaż wysokość nie wywoływała mdłości, to widok uderzających o dno fal i uciekającej wody, wpędzał jej żołądek w boleśnie niekontrolowany skurcz. I mimowolnie cieszyła się, że niewiele zdążyła zjeść - Wybacz mi, wybacz głupotę - szepnęła ze ściśniętym głosem, nachylając się w stronę wierzchowca. W następnej chwili musiała zrobić dwie rzeczy - Finite incantatem - dodała w myśli, chcąc ściągnąć rzucony wcześniej, impulsywnie czar. Potem z drżącym oddechem - Cito - szepnęła, wskazując na zwierzę pod nią. Jeśli mieli gnać, jeśli mieli uciec przez upadkiem nieba, musieli być być szybcy, musieli...
AISHA?! AISHA!
Odwróciła się gwałtownie, szukając wśród panującego chaosu, krzyków, właścicielki głosu - Liddy! Tu jestem! - krzyknęła, w końcu dostrzegając przyjaciółkę na miotle i tuż za nią siedząca bezpiecznie? Nealę - Muszę znaleźć Eve! - zawołała jeszcze, nie będąc jednak pewną, czy ktokolwiek był w stanie ją jeszcze usłyszeć, w końcu zwracając aetonana w stronę brzegu i uciekających w panice ludzi. I gdyby nie groteskowy fakt, ze znajdowała się na grzbiecie latającego stworzenia, ten sam strach rządziłby jej strachem. Nie tylko wywołanym szaleństwem kataklizmy, ale żywo wyrwanych z przeszłości obrazów i przerażenia, gdy widziała płonący tabor.  Wspomnienia wgryzły się w serce, a Aisha jak w amoku pognała niżej w końcu odnajdując sylwetkę bratowej. Czuła jak łzy wysychają na rozgrzanych i zaczerwienionych policzkach, gdy manewrowała Espinosem, by wyminąć bezpiecznie ewentualne przeszkody i dopiero gdy dostrzegła bliskich, którzy znikają - sama wzbiła się wyżej i pognała w stronę też uciekających przyjaciół. Byle dalej od sunącego tsunami. I wielkiej fali. Przecież, to nie mogła się tak skończyć. Prawda? Nie kiedy wszystko dopiero się dla niej, dla nich - zaczynało.


finite (nie zajmuje akcji)
1. Akcja - cito na wierzchowca
2. Manewruję aetonanerm, uciekam -  (Jeździectwo II)


...światło zbudź,
Co stracone znajdź,
I wróć mi dawny skarb



Ostatnio zmieniony przez Aisha Doe dnia 30.11.23 19:47, w całości zmieniany 1 raz
Aisha Doe
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 18
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11832-aisha-doe#365247 https://www.morsmordre.net/t12177-poczta-aishy#375018 https://www.morsmordre.net/t12269-aisha-doe https://www.morsmordre.net/f386-dom-bathildy-bagshot https://www.morsmordre.net/t12176-szuflada-skrytka-aishy#375010 https://www.morsmordre.net/t11838-aisha-doe#365410
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 18:16
The member 'Aisha Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 15, 88
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]30.11.23 20:46
Zawsze sądziła, że świat skończy się nagle. Nie miała pojęcia dlaczego ale to przeczucie było w niej silne. A może chodziło o to, że dla niej. Dla niej świat się skończy nagle. Trafiona morderczym zaklęciem po prostu straci świadomość całkiem. Tego, że z nieba potoczy się ku nim seria ognistych gwiazd - meteorytów w sumie, jakby nazwać je poprawnie - w najśmielszych wizjach się nie spodziewała. Bo kto mógłby przewidzieć coś takiego. W chwili, kiedy wszystko spowijał kurz, kiedy dotarły do niej słowa Billa pozostawało jej tylko jedno. Serce ściskało się nieprzyjemnie ze świadomością, że po raz kolejny tak naprawdę nie jest w stanie pomóc. Miała siłę, wielką siłę, podobno - może nawet nie podobno. A jednak nadal ta zdawała się tak mała i niewielka w obliczu tego, jak wielką siłą dysponował cały świat. Przeciw niemu, była jedynie nic niewielką jednostką, równą z każdym bytem obok. Ironicznie zabawne były toczone przez nich wojny, kiedy tak naprawdę każdy mógł zginąć pod siłą tego, co działo się właśnie wokół. Nie pozostało jej wiele - właściwie nic więcej - poza próbą zrobienia tego, co planowała. A może nie co planowała a co z każdą chwilę rysowało się coraz wyraźniej i coraz mocniej. Zdawało jedynym pozostałym rozwiązaniem. Możliwością, której musiała sięgnąć. Podjęła się próby dotarcia do Moora, zasiądnięcia na miotle i ucieczce. Czy wstydliwej? Sama nie była już pewna. Może mogła więcej, ale nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Nie dzisiaj, nie teraz, kiedy w głowie nadal obijał się dźwięk wybuchu, kiedy krzyki rozgościły się wokół a wielka fala zbliżała się do nich z każdym momentem. Może odpowiedź, tak naprawdę, nigdy nie istniała i nie miała zaistnieć? W tej chwili trudno było orzec, czy jutro, cokolwiek jeszcze miało istnieć. Czy mieli jeszcze szansę? Tego też nie była pewna, nie mówiła nic więcej zaciskając wargi, zmuszając mięśnie do działania w próbie odnalezienie miejsca, objęcia sylwetki Theo i ucieczki.

uciekam z Theo



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Łuk Durdle Door - Page 59 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]04.12.23 14:30
Wszyscy

Dym gryzł i drapał w gardło, pył dostawał się do oczu i drażnił spojówki  — parzył, a oddychanie gorącym powietrzem było nieprzyjemne, uciążliwe, wywoływało pieczenie.

Siedzący na grzbiecie Białego Misia Benjamin bez trudu złapał równowagę i pojawił się przy wydostającej się z wody Neali, przy której w mig znalazła się także jej przyjaciółka, Liddy i to właśnie z jej pomocy skorzystała rudowłosa nastolatka wspinając się na miotłę i chwytając dziewczyny. Gaja, którą dosiadała Weasley uciekła, znikając z oczu wszystkim, którzy znaleźli się w kłębach dymu już po chwili.

Justine próbowała odnaleźć w pyle znajome osoby; szukała spojrzeniem Moore'a, byłego szukającego Jastrzębi, a kiedy go dostrzegła, ruszyła w jego stronę, sięgając po drodze po białą magię, najsilniejszą i najczystszą. Śpiew feniksa rozgrzał ją od wewnątrz, uspokoił, kiedy gęste powietrze przeciął świetlisty feniks. Usłyszawszy wiadomość, pomknął wzdłuż plaży powtarzając słowa Tonks: FALA NADCHODZI. EWAKUUJCIE SIĘ I POMAGAJCIE SOBIE. SILNI JESTEŚMY TYLKO RAZEM. UCIEKAJCIE. Zaraz po tym machnęła różdżką, by jednym susem znaleźć się przy lotniku. Ten miał już pasażerkę, więc nie zastanawiając się długo, wsiadła na miotłę jego brata. Theo, trzeźwo myśląc, dosiadł własnej miotły i odbił się od ziemi, kątem oka dostrzegając Williama, po chwili odbijającego się też od ziemi i Liddy, która leciała tuż za nimi. Gwen wyciągnęła różdżkę w górę i posłała nad siebie inkantację, ale w kłębach dymu nie była w stanie dostrzec, czy przyniosło jakikolwiek efekt. Czarodzieje wokół próbowali się ratować, pomagać sobie wzajemne, ewakuować się z miejsca katastrofy. William wziął na swoją miotłę Gwen, lecz nim odbił się z nią od ziemi i poderwał do lotu, wycelował w Artemisa różdżką, nie chcąc pozostawiać potrzebującego czarodzieja bez wsparcia. Lovegood, nie dość, że mógł reagować szybciej, mądrze zdecydował się zadbać o siebie. Pierwsze zaklęcie powiodło się, ale dwa następne, rzucone w pośpiechu nie mogły zadziałać. Artemis poczuł większą pewność siebie i rosnącą w nim determinacje, a zaraz potem ruszył do ucieczki. Młoda Grey w powietrzu już, lecąc na miotle razem w Williamem puściła snop czerwonych iskier w górę. Te zniknęły w kłębach otaczającego ich dymu, lecz kiedy wznieśli się wyżej, ujrzeli jak toną w płonącym niebu — niebu, które leciało prosto na nich. Tuż obok Williama świsnął mały odłamek płonącej gwiazdy, która uderzyła w ziemię, kilkanaście metrów od miejsca, z którego startowali. Żaden z braci Moore nie miał szans zobaczyć, że ich młodsza siostra w ostatniej chwili zmieniła kierunek lotu, pozostając w chmurze pyłu wraz z przyjaciółmi. W zamieszaniu i harmidrze, ucieczce tak wielu osób łatwo było stracić się z oczu.

Roger, którego opuściło towarzystwo, skierował różdżkę w swoją stronę, rzucił zaklęcie, które mogło mu pomóc, a następnie w gryzących oparach, które utrudniały mu oddychanie, spróbował wypatrzyć ludzi. Dostrzegł kilka osób wokół siebie — gdzieś dalej migotały sylwetki osób w pobliżu spanikowanych koni, jedna dziewczyna z płaczem podnosiła się z ziemi. Trzymała dłonie na twarzy i szlochała ciężko. Pewien mężczyzna pomagał jej wstać, prowadził ją przed siebie. Na uboczu, w piachu, leżała kobieta, a obok niej leżał nieruchomy mężczyzna. Z daleka trudno było mu ocenić ich stan, lecz jedno było pewne — para leżała nieruchomo.

Aetonan Aishy, pod wpływem podmuchu pyłu trzepnął intensywnie skrzydłami i skręcił w bok, próbując uciec od impetu, jaki cisnął z boku plaży. Czarownica poczuła gwałtowny zwrot, ale bez trudu potrafiła zapanować nad sytuacją, kiedy aetonan pognał w powietrzu. Gwałtowny zwrot sprawił jednak, że jej zaklęcie okazało się niecelne. Dostrzegła za to samotną Eve, a także Liddy na miotle z Nealą i poleciała dalej, aż w końcu udało jej się szybko, za sobą zostawić kłęby dymu. W powietrzu także Everett walczył z przeznaczeniem. Próba uspokojenia konia, gdy sam miał problem z uspokojeniem samego siebie nie mogła się powieść. Aetonan machnął skrzydłami i odbił gwałtownie w bok. Sykes był jednak przygotowany na to; trzymał się go mocno, nie pozwalając z siebie zrzucić. Walcząc z chmurą pyłu, która ich otoczyła, oboje mieli problem z orientacją. Arrax gnał jednak przed siebie, już po chwili przemykając jak cień jak plażą i ratującymi się z niej ludźmi — dostrzegł tam syna, jednak jego głos  powietrzu zupełnie ginął w świście i krzykach innych ludzi. Czarodzieje na ziemi nie mogli go usłyszeć —  a potem  Arrax przeleciał nad wydmami i łąkami Weymouth, aż w końcu wydostał się z żółtawego, drapiącego pyłu, zostawiając wszystko i wszystkich za sobą. Konie, które towarzyszyły czarodziejom na ziemi padły na ziemię tak samo jak oni i tak samo jak oni, próbowały się podnieść — wystraszone, zdezorientowane, ślepe z powodu zasłoniętych oczu. Evelyn nie puściła wodzy ani na chwilę. Obie kobyły szarpały łbami niespokojnie, kiedy tylko się podniosły; przebierając z nogi na nogę, kręcąc się wokół trzymających je ludzi. Reakcja zarówno wieszcza, jak i Evelyn były prędkie. Czarownica szybko spróbowała je uspokoić, te jednak wyczuwały zdenerwowanie Evelyn, które próbowała przed nimi ukryć. Zarówno Nitka jak i Jaskółka szukały jednak jej ciepła i jej bliskości, szukały w jej słowach i gestach pewności, że nic im nie grozi, a jej podejście do zwierząt i doświadczenie w pracy z nimi pozwoliło zniwelować narastającą z zwierzętach panikę i chęć ucieczki. Poruszając się nerwowo, wiercąc, ale już przy sobie, pysk w pysk, pozwoliły wsiąść czarodziejom na swoje grzbiety. Kiedy Despenser zdjęła im zasłony z oczu, skierowały uszy przed siebie, zarżały i zaczęły nerwowo stąpać w miejscu, ale zarówno jasnowidz jak i właścicielka hodowli bez trudu mogli nad nimi zapanować i pognać je do galopu, mając przy sobie dzieci i psa. Żadnego ze zwierząt do ucieczki nie trzeba było zachęcać; pognały prosto na wydmy, jak najdalej od pyłu.

Herbert, jak większość pragnących przetrwać ludzi, zdecydował się na ewakuację. Rozsądnie próbował odciągnąć od zagrożenia dwie kobiety, charłaczkę i cygankę w ciąży; kiedy jednak doszło do zderzenia meteoru z ziemią, stracili się z oczu. Kerstin nie mogła polegać na magii, a będąc całkowicie bezbronną, w tej chwili najbezpieczniej było jej przy odpowiedzialnym i zdolnym czarodzieju. Grey skierował różdżkę na dziewczynę — i choć sytuacja bezpośrednio zagrażała życiu, a leczenie drobnych obrażeń i siniaków mogło poczekać na bezpieczniejszy i mniej dramatyczny moment w życiu — z powodzeniem pozbawił charłaczkę boleści wynikających z przykrego i bolesnego upadku. Oboje spróbowali biec przed siebie, jak najdalej od morza, w kierunku centrum festiwalu lata i jarmarków, gdzie mogły znajdować się ogólnodostępne świstokliki.

Freddie, otrząsnąwszy się z chwilowego amoku, prawdopodobnie zdając sobie sprawę ze zbliżającego się niebezpieczeństwa, ruszył od razu w kierunku konia wskazanego przez cygankę. Srokaty Tinker zbierał się z ziemi, tak samo jak ludzie wokół, jak starszy od Kruegera czarodziej, który przetarłszy twarz, próbował sięgnąć do grzywy łaciatego konia. Zaklęcie, które rzucił na siebie młody rybak było rzucone z powodzeniem, nim jednak zaczęło przyspieszać jego ruchy, chwycił za sznurowany kantar cygańskiego konia, nie wiedząc, że w ten sposób go nie uspokoi. Srokata Betty wcale nie próbowała współpracować z Kruegerem, zdawała się ignorować go tak samo jak ignorowała wskakującego na jej grzbiet czarodzieja, bardziej zaniepokojona tym, co działo się wokół niż szalejącymi wokół ludźmi. Nie reagowała tak samo na nerwowy głos Liddy, która zaraz potem pojawiła się na miotle blisko niej, zupełnie tak, jakby jej nie zauważyła. Eve została całkiem sama z Cieniem podczas uderzenia meteoru; upadając i próbując osłonić brzuch musiała puścić wodze, by nie ściągnąć na siebie półtonowego zwierzęcia, który tak jak i ona, padł pod impetem uderzenia w piach tuż obok niej. Cień wierzgnął nogami i poderwał się na nogi rżąc głośno i w panice, nawołując, szukając znanych mu głosów i koni. Dziewczyna próbowała uspokoić zwierzę, ale Cień był poddenerwowany, a jako z natury elektryczny i nerwowy wierzchowiec, wymagał szczególnego traktowania; wszystko wskazywało na to, że lada moment rzuci się do ucieczki. Niezbyt wysoka czarownica w wysoko zaawansowanej ciąży podjęła nierozważna decyzję o dosiadaniu wierzchowca; nie była w stanie sięgnąć nogą do strzemienia, brzuch ograniczał jej możliwości, a sama próba spotkała się z bólem w okolicach pachwiny. Silna sytuacja stresowa, wstrząsy i słaba kondycja zdrowotna w ciąży w połączeniu z akrobacjami pod nerwowym wierzchowcem musiały spleść się w dramatyczne konsekwencje. W tym samym momencie Cień uskoczył spod niej, zmuszając ją, by łapała równowagę. Cyganka chciała dostać się do klaczy, by uniemożliwić mężczyźnie wskoczenie na jej grzbiet i spłoszyć, ale ból w podbrzuszu zatrzymał ją w miejscu, paraliżując na moment. Nie ustawał, a Cień, którego wodze chwyciła szarpnął się, wyrywając z jej dłoni i pognał w nieznanym kierunku, znikając w dymie.

Niebo na głowami znów zalśniło dziesiątkami, setkami spadających meteorów błyszczących jak ogniste kule, kierujące się prosto na ziemię. Wiele z nich było pokaźnych rozmiarów, a do zderzenia dzieliły ich sekundy, ale na plaży, gdzie wciąż unosiły się kłęby dymu wciąż niewiele było widać. Ziemia drżała cały czas niespokojnie, a w oddali niosły się huki uderzeń. Dym przeradzał się, im dalej od plaży, ale widok, jaki rozciągał się przed wszystkimi, którzy uciekali nie napawał optymizmem i nadzieją. Kiedy tylko czarodzieje opuścili kłębiące się opary na plaży, ujrzeli ogrom pierwszych zniszczeń — palące się w oddali namioty, mniejsze lub większe kratery spowodowane przez pierwsze uderzenia meteorów. A niebo nad głowami wciąż jasne od pulsujących ognistych kul napawało niekończących się lekkiem i przerażenim. Odłamki spadały wszędzie i nigdzie nie było bezpiecznie. Ludzie kierowali się do świstoklików, które z całego kraju ściągnęły ludzi na festiwal do Weymouth. Kiedy kurz zaczął opadać, wielka, bo licząca kilkadziesiąt metrów fala wyłoniła się z tumanów kurzu. Nie trudno było przewidzieć, że nie zwolni i nie zatrzyma się — przemknie przez plażę uderzając dopiero w wybrzeże kilkadziesiąt metrów od linii morza, pochłaniając wszystko co napotka na swojej drodze.

Tysiące snopów czerwonych iskier wybuchało z ziemi w kierunku nieba. Tysiące błysków, przypominających fajerwerki zlało się z ognistym niebem, gdzie tysiące czarodziejów błagało o ratunek i pomoc. Horyzont płonął od sygnałów ostrzegawczych wszędzie, gdzie tylko nie spojrzano, a niebo iskrzyło od deszczu meteorów. Wszyscy wiedzieli, że wezwana snopem czerwonych iskier pomoc... nie nadejdzie.

Pozostali w temacie...

— Zabieraj pan łapy! — krzyknął drżącym głosem czarodziej do Freddiego, odpychając lekko młodzieńca od tinkera. Pięścią chwycił za grzywę konia, który rżał i próbował się wycofać, ale ograniczał go sznur, którym był przywiązany do płotka; a potem spróbował odbić się od ziemi i wskoczyć na jego grzbiet. W gęstym dymie zalśniło, a fragment meteoru spadł prosto w zagrodę. Konie zarżały, prowizoryczna zagroda posypała się w drzazgi. Odłamek był niewielki, mniejszy od ludzkiej głowy, ale siła z jaką spadł i jego gorąc - ogromne. Freddie, który stał najbliżej, upadł ponownie w piach. Podmuch zepchnął też Liddy z Nealą na miotłę. Jej prowadzenie nie sprawiało Moore problemów, świetnie radziła sobie na miotle, więc bez trudu optowała nagłą i niespodziewaną zmianę. Mężczyzna, który dosiadał kłaczy spadł na ziemię, a ona sama, choć z natury niezbyt płochliwa, zerwała się ze sznurem i fragmentem plotka, który pękł, pod wpływem uderzenia odłamka — szarpnięcie spowodowało, że klacz przewróciła się na nieszczęśnika, poderwała z ziemi prędko i ruszyła, ciągnąc zawieszony sznur i kawałek drewna. Instynktownie podbiegła w pobliże właścicielki, kłusując do Eve. Czarodziej, na którego się przewróciła ryknął z bólu i zaczął krzyczeć i prosić o pomoc. Całe to zamieszanie mógł dostrzec zarówno Roger jak i Benjamin. Dwa konie zerwały się się biegiem i zniknęły w dymie, trzy leżały na piachu. Jeden z nich, najbliżej uderzenia, był martwy, a jego grzbiet połyskiwał czerwoną krwią, przyprószona czarną spalizną; dwa niedaleko rżały walcząc o życie, nieruchomo leżąc w piachu.

Drobiny drapały w gardło, utrudniały oddychanie. Aetonan Benjamina spanikował, ruszył w powietrze machając intensywnie skrzydłami. Niespodziewanie, rumak uchylił się, chowając skrzydła i zmienił gwałtownie kierunek, kiedy tuż obok niego świsnął ognisty odłamek, którego sam Ben nie dostrzegł wcześniej, kiedy spadał prosto na niego. Aetonan utknął w kłębach dymu, a Wright całkowicie stracił orientację w przestrzeni; w kłębach gryzącego dymu nie widział niczego ani wokół siebie ani pod sobą na plaży, a nagły zwrot sprawił, że czarodziej miał chwilowy problem utrzymać się w siodle.

Roger nim cokolwiek spróbował zrobić, odwracając uwagę od sytuacji w zagrodzie poczuł ukłucie instynktu, a ten usilnie informował go o nadciągającym niebezpieczeństwie. Niedaleko rozbił się meteor. I choć był wielkości jego głowy, wbił się w piach z taką siłą, że ten rozprysł się na boki, a Roger upadł znów na ziemię, tracąc przez chwilę orientację.

Kurz powoli zaczynał opadać, dym się zaczął stopniowo przerzedzać, choć wciąż ograniczał widoczność. Nad głowami pozostałych na plaży zaczęły połyskiwać spadające meteory, ale także czerwone iskry zaklęć; a od strony morza wszystkich dobiegał już szum nadciągającej fali, która po chwili zaczynała być dla wszystkich widoczna. Była wysoka na kilkadziesiąt metrów i mknęła ku nim w zatrważającym tempie. Czarodzieje wiedzieli, że mieli ostatnią szansę, żeby uratować swoje życie.

Wszyscy gracze, którzy uciekli z tematu mogą, nie muszą kontynuować wątek w innym temacie w Weymouth lub dowolnym temacie na forum, jeśli podróżują świstoklikami lub (jakimś cudem) skrzatem. Jeśli się na to zdecydują, proszeni są o dodanie w tym temacie zgłoszenia - wątki pozostają pod nadzorem Mistrza Gry, nie trzeba czekać na jego odpis. Mistrz Gry apeluje jednak o rozwagę i poważne podejście do sprawy. Zagrożenie może nadejść w każdej chwili. Deszcz meteorytów jeszcze trwa i będzie trwał do końca waszych wątków. Wszyscy, którzy opuścili temat zobowiązani są do wykonania kolejnego rzutu w twydarzeniu: Noc Tysiąca Gwiazd.

Możecie już rozpoczynać swoje wątki w nowym okresie.

Gracze, którzy pozostali w temacie mają czas na odpis do czwartku, 7 grudnia do godz: 21:00. Jeśli planujecie ucieczkę, musicie wyraźnie to zaznaczyć. W razie potrzeby proszę na priv szturchać o post uzupełniający. W razie pytań, zapraszam.

Wszyscy uczestnicy wydarzenia Wyścig wokół Łuku Durdle Door, otrzymują 50PD oraz osiągnięcie "Końca świata dziś nie będzie". Mistrz Gry dziękuje za rozgrywkę, sprawne i wyczerpujące odpisy. Organizowanie takim graczom apokalipsy to czysta przyjemność.

William, rzut na inicjatywę udany.

Zaklęcia:
Cito maxima (Liddy) - 2/3
Mico (Roger) - 4 akcje zamiast 3
Cito (Freddie) - 1/3

Żywotność:
Benjamin: 355/370 (obrażenia psychiczne -10, oparzenia -10)
Roger: 187/212 (obrażenia tłuczone -25; psychiczne -20, oparzenia -10) KARA: -5
Neala: 181/211 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -25, oparzenia -10) KARA: -5
Liddy: 207/237 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -25, oparzenia -10)  KARA: -5
Eve: 184/214 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -25, oparzenia -10) KARA: -5
Freddie: 180/240 (obrażenia tłuczone -25; psychiczne -25, oparzenia -10) KARA: -10


Gracze, którzy opuścili temat:
Gwen: 181/211 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Artemis: 185/220 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Aisha: 197/227 (obrażenia tłuczone psychiczne -20, oparzenia -10) KARA: -5
William: 300/330 (obrażenia tłuczone -5; cięte -5; psychiczne -15, oparzenia -5)
Herbert: 190/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Theo: 243/273 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5)  KARA: -5
Justine: 25/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -5, oparzenia -5)
Evelyn: 140/170 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Wilkie: 175/205 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -5
Everett: 200/230 (obrażenia psychiczne -20, oparzenia -10) KARA: -5
Kerstin: 85/115 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, oparzenia -5) KARA: -10 - Herbert w szafce jest zobligowany do rzucenia XK8 na leczenie; wynik możecie zastosować do obrażeń

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]04.12.23 15:38
- No kurwa, niemożliwe - wychrypiał pod nosem, widząc, jak jego ratownicze działania nie tylko nie przyniosły skutku, ale zostały zasabotowane, ba, ukradzione, przez jakiegoś chłoptasia. Z bliska okazał się on dziewczyną, ledwie wyrosłą z pieluch lub zabawy lalkami; gdyby miał więcej czasu, zapewne zirytowałby się zarówno na rudzielca, jak i na jej bohaterkę, ale świat wokół nich płonął, nie było więc miejsca na wychowawcze przemówienia. Zresztą, czyżby rudzielec go znał lub kojarzył? Nie zdążył nic jej odpowiedzieć, dziewczęta zniknęły na miotle, a on został sam. Zdezorientowany i po ludzku - męsku - wkurwiony; stracił cenny czas na próbie ratowania dziewczyn, które same sobie nie poradzą. Cóż było robić, nie zamierzał gonić za nimi, skoro uważały, że niestraszny im koniec świata i nie potrzebują obok siebie dorosłego - miały do tego prawo. Tylko raz obejrzał się za rudą falą włosów, później zaś mocno chwycił się jedną ręką wodzy a drugą grzywy Białego Misia i próbował przekręcić go w bok, w stronę plaży. Naprawdę martwił się o Hannah, William powiedział, że gdzieś tam była - ale mąż znajdował się bliżej jej siostry i Wright musiał uwierzyć, że naprawdę był tak dobrym i wprawnym czarodziejem, jak opisywała go Hania. Znajdował się za daleko, by móc szukać igły w stogu siana - nawet dość pękatej, bo brzemiennej - zresztą wkrótce nie znalazłby siostry nawet, gdyby ta nabrała rozmiarów rogogona norweskiego. Powietrze stało się ogniem, pyłem i żarem, świecące kamienie spadały raz po raz dookoła, ludzie wrzeszczeli, a sam Ben przez dłuższą chwilę dosłownie nic nie widział. Biały Miś uratował mu życie, uskakując w bok przed meteorytem, świat wokół zawirował, lepki, szary pył wtargnął mu do ust; rozkaszlał się potwornie, nadwyrężając i tak obolały nos. Odruchowo pochylił się niżej nad szyją Niedźwiedzia, starając się utrzymać w siodle. Nie miał różdżki, nie wiedział, gdzie się znajduje - a choć dawno zapomniane morale kazały mu wracać na plażę, by pomóc przerażonym ludziom, których wrzaski doskonale słyszał, to instynkt samozachowawczy zadziałał mocniej od tych podszeptów. Spiął aetonana, spinając także własne mięśnie i spróbował zorientować się w tym, gdzie jest - a później popędzić zwierzę jak najdalej od zbliżającej się fali i jednocześnie najdalej od epicentrum pożaru i zagłady, wywołanej uderzeniem największego meteoru. W powietrzu czuł się pewnie, ale okoliczności nie sprzyjały nawigacji ani opanowaniu rumaka, musiał więc dać z siebie wszystko, by nie dać się zrzucić wystraszonemu Białemu Misiowi i polecieć tam, gdzie zamierzał, lawirując pomiędzy ciągle spadającymi z nieba odłamkami.
| próbuję utrzymać się w siodle i uciec


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]04.12.23 15:38
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]05.12.23 17:55
-No dawaj ty..- tylko bluzgi, nic innego, ugrzęzły mi na końcu języka, kiedy ten cholerny koń nawet nie chciał drgnąć. Wiedziałem, że był przerażony, nie znał mnie i wszystko zdawało się być nie tak jak powinno, ale do jasnej ciasnej nie miałem marchewki, żeby pomachać mu nią przed nosem. Nagle padło imię zwierzaka, a co gorsza wypowiedział je znajomy głos. To był jakiś koszmar, miało jej tu już nie być, już dawno miała uciec.
Obróciłem się momentalnie przez ramię i zacisnąłem wolną dłoń w pięść. -Co ty tu robisz?!- warknąłem przez zaciśnięte zęby. -Zabieraj ją i uciekajcie!- nie było czasu, zegar tykał. Miałem wrażenie, że wraz z każdą upływającą sekundą słyszę poruszającą się wskazówkę. Klikanie, okrutny dźwięk. Towarzyszył mu hałas wody, wrzask panikujących ludzi oraz czworonożnych istot. -Kurwa Liddy, musisz? Zawsze? Wynoś się stąd, nie potrzebuję twojej pomocy- darłem się, no bo ciśnienie mi podniosła przeokrutnie. Kłamałem, nie miałem zielonego pojęcia jak opanować lub przepędzić tego zwierzaka, ale to nie zmieniało faktu! Nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś mógł zginąć przeze mnie; naprawdę nie widziała zagrożenia? A ta Nala nie mogła jej pocisnąć? Powiedzieć paru słów, albo wyrwać tych krótkich włosów, kiedy zboczyła z trasy? No przepraszam bardzo, ale nie chciało mi się wierzyć, że akurat tędy spacerowała. Uwielbiałem to w niej równie mocno jak nienawidziłem. -Nala weź ją stąd zabierz- warknąłem w kierunku rudowłosej nie zdając sobie sprawy, że pomyliłem jej imię. Widocznie przedstawiła mi się tyle razy, że po prostu zapomniałem.
Nie zastanawiałem się dłużej nad tym co tak naprawdę się działo – chciałem po prostu zabrać nogi za pas i zwiać. Razem z nimi, no bo przecież nie wybaczyłbym sobie zostawienia ich w tyle. Wróciłem się po tego konia, nie żałowałem, ale ten naprawdę miał mnie głęboko w zadzie. Łypał nerwowo na boki, rżał i o mało nie uderzył mnie z kopyta. Ale to byłby nokaut.
-A sam pan spierdalaj- odparłem do gościa, choć pewnie bym tak nie powiedział w każdej innej sytuacji. Zagotowały mnie na tyle, że było mi bardziej gorąco z nerwów, niż po ocknięciu się na plaży. Z tego wszystkiego nie dostrzegłem nawet jak coś walnęło w samo centrum zagrody, a ja… znów poleciałem na plecy, prosto w piach. Fala paskudnego bólu przeszła od samego rowu po linię karku, ale musiałem zacisnąć zęby, wstać i zignorować, że prawdopodobnie nie dojdę do siebie przez kilka kolejnych dni. Ba! Fajnie jakby w ogóle były mi takie dane. Obróciłem się na brzuch, po czym dźwignąłem na nogi – tak było prościej, bo wątpiłem, iż mogłem swobodnie usiąść. W między czasie mych uszu doszedł krzyk tego gościa, co chciał mi zabrać Betty. Chyba był ranny, trudno było na to patrzeć, ale nie mogliśmy nic zrobić. Nie dało się pomóc wszystkim. Tak naprawdę nie byłem w stanie uratować siebie, a co dopiero innych.
Ale dobra, moment. Gdzie ten cholery koń? Uniosłem wzrok i dostrzegłem tylko biały, pędzący zad. Już miałem odetchnął z ulgą, kiedy wydarzyły się dwie rzeczy na raz; wierzchowiec zatrzymał się nad kimś kto leżał na posadzce i usłyszałem dziwny dźwięk dochodzących gdzieś z tyłu. Obróciłem się przez ramię, rozdziawiłem usta i uniosłem wysoko brwi. Co do chuja! Piętrząca się woda nie była tylko falą, ale wielkim, cholernym zniszczeniem, który pędził w naszą stronę. -Już was tu nie ma Liddy, won- krzyknąłem wskazując palcem wodnego potwora, po czym migiem ruszyłem przed siebie w kierunku obranym przez zwierzę. Pamiętałem o Eve, w głowie kalkulowałem najgorsze, dlatego nie mogłem postąpić inaczej. Bo niby po co Betty miałaby się zatrzymywać się mimo tej całej wrzawy? Nie znałem się na zwierzętach, ale słyszałem o przywiązaniu. Każdy o nim wiedział.
Dzięki zaklęciu przemieszczałem się szybciej. Gdzieś w głębi siebie miałem nadzieję, że minę konia, bo nie rozpoznam leżącego człowieka i czmychnę w głąb lądu, ale gdy tylko dym zaczął opadać przestałem się oszukiwać. To była ona. Kurwa mać, nie zdążyła uciec. Upadłem tuż obok niej, bo rozpędzony nie zdążyłem wyhamować i bez zastanowienia, bez nawet słowa dźwignąłem się, a następnie spróbowałem chwycić ją na ręce. No szanse marne, wręcz jedna na milion, ale co miałem zrobić? Nie mogłem jej tu zostawić. Miałem trochę krzepy, adrenalina robiła swoje, podobnie jak strach, no bo kto się nie bał? Każdy moczył w gacie, a ten kto mówił, że nie powinien zamieszkać w Londynie, bo był takim samym kłamcą jak oni.

|Post uzupełniający - próbuję chwycić Eve na ręce. Myślę, że nie muszę rzucać kością, ale z uwagi na minus jednak to zrobię. W razie co proszę zignorować kochany i łaskawy Mistrzu Gry.


Jedną z bolączek współczesnego świata jest to, że nikt nie wie
kim tak naprawdę jest
Freddy Krueger
Freddy Krueger
Zawód : Rybak, alchemik, złodziej
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
We li­ve, as we dream
– alo­ne.
OPCM : 2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 12 + 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11968-freddy-krueger https://www.morsmordre.net/t12029-eldur#371473 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f454-warwickshire-warwick-barka-na-rzece-avon https://www.morsmordre.net/t12028-skrytka-bankowa-2600#371466 https://www.morsmordre.net/t12087-freddy-krueger#372584
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]05.12.23 17:55
The member 'Freddy Krueger' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 58
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łuk Durdle Door - Page 59 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łuk Durdle Door [odnośnik]05.12.23 18:05
Roger zaczynał się poważnie krztusić; pył, który wznosił się wokół nich, zdecydowanie utrudniał oddychanie, a jego temperatura drapała go w płuca. Gdy zobaczył młodą dziewczynę, która wyraźnie potrzebowała pomocy, w pierwszym odruchu chciał do niej podbiec z pomocą, jednak szybko znalazł się ktoś, kto był po prostu bliżej. Wtem dostrzegł parę, kobietę i mężczyznę, leżących bez ruchu na plaży. Czy żyli? Możliwe — mogli po prostu stracić przytomność. Dym wokół utrudniał jednak widoczność i z daleka Roger nie był w stanie niczego więcej dostrzec.
Postanowił jednak podjąć próbę sprawdzenia, czy jest w stanie pomóc parze, jednak wówczas obok rozbił się meteor, ziemia ponownie się zatrzęsła, a obolały wciąż Bennett upadł na ziemię. Podniósł się jak najszybciej, jednak miał wrażenie, że trochę kręci mu się w głowie. Niebo jednak przerzedziło się na tyle, aby był w stanie dostrzec zmierzającą ku nim, wysoką falę. Szlag. Trzeba było się ewakuować, i to szybko.
Tylko co z ludźmi? Miał dosłownie ułamki sekund na podjęcie decyzji. Pierwszą rzeczą, jakiej uczyli w trakcie kursu medycznego było zadbanie o swoje własne bezpieczeństwo. Najpierw patrz na siebie, potem pomagaj, martwy nie pomożesz nikomu. Ale do licha, koniec końców uzdrowicielem nie został, licencji nie miał, a po latach pracy detektywa stawianie samego siebie w tej gorszej sytuacji miał we krwi; czył też, że zaklęcie, które rzucił moment temu wciąż działa. Może… może więc zdąży?
Biorąc głęboki oddech i próbując zignorować palące płuca podbiegł do leżącej na plaży pary. Wiedział, że nie ma czasu na podjęcie pełnej akcji ratowniczej, jednak mógł przynajmniej spróbować im pomóc.
Podbiegł tylko na tyle, by móc końcem różdżki dotknąć leżącego na ziemi mężczyzny. Nie przyglądał się im, drżąc na całym ciele i tylko prosząc w duchu Merlina, Morganę i ewentualnie tego mugolskiego bożka, który kazał podtapiać dzieci (o czym ostatnio mówił mu Herbert, czy udało mu się wyrwać z plaży?), żeby cały ten trud nie poszedł na marne. Jeśli wszyscy zginą…
Wybrał mężczyznę, wiedząc, że jeśli się ocknie, będzie w stanie pomóc swojej towarzyszce - on sam nie miał na to ani czasu, ani siły. Nie należał do siłaczy, a w tym stanie mógł co najwyżej rzucić kilka zaklęć. Więc po prostu do zrobił. Dotknął skroni, lub innej znajdującej się najbliżej niego części ciała mężczyzny:
Anapneo! Rennervate! — powiedział
zachrypniętym głosem, licząc, że jeśli mężczyzna się po prostu zakrztusił, albo stracił przytomność przez upadek, zacznie się poruszać. W tej sytuacji zaś te czary raczej nie powinny zaszkodzić.
Nie sprawdzając, czy zaklęcia zadziałały, Roger zrobił tył zwrot i puścił się biegiem, podejmując próbę opuszczenia plaży.

| wykorzystuje 4 akcje: podbiegam, rzucam zaklęcia (anatomia II, przy karze -5 brak bonusu do rzutu: Anapneo st. 30, Rennervate, st. 75), podejmuje próbę ucieczki



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641

Strona 59 z 60 Previous  1 ... 31 ... 58, 59, 60  Next

Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach