Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wybrzeże
Strona 1 z 51 • 1, 2, 3 ... 26 ... 51
AutorWiadomość
Wybrzeże
Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
4 sierpnia 1955, popołudnie
Dzień z godziny na godzinę stawał się coraz to bardziej słoneczny. Ciężkie obłoki zepchnął gdzieś na południe silniejszy wiatr, już nawet one nie chroniły przed doskwierającym słońcem. Na szczęście, wraz z przemówieniem Cedriny Rosier, dalsza część dnia, gdzie obecność mężczyzn jest nie tylko dozwolona, ale wręcz pożądana, w końcu się rozpoczyna. Zniecierpliwieni, zaciekawieni, rozbawieni, oczywiście znajdą się i tacy, których znużyło wielogodzinne oczekiwanie. Zwyczajowo część panów jest zdeterminowana na złapanie właśnie tego a nie innego winka. Podczas tego dnia konflikty interesów nie powinny nikogo dziwić. Czy w rywalizacji o możliwość towarzyszenia swojej wybrance podczas dzisiejszego wieczoru pójdą w ruch różdżki, a może nawet i pięści?
Jak puszczać wianki?
Każda z pań, która posiada wianek w swoim poście może opisać czynność puszczenia stworzonego przez siebie wianka w morskie fale. Akcję tę należy zaznaczyć podkreśleniem w tekście.Jak wyławiać wianki?
Wszyscy panowie zainteresowani zdobyciem wianka zobowiązani są do wejścia do morskiej wody i oczekiwania na rozpoczęcie konkurencji.Zdobywanie wianka odbywa się na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Liczy się szybkość waszej odpowiedzi na post waszej wybranki - wobec tego po zasygnalizowaniu przez daną panią wypuszczenia wianka, zainteresowany zdobyciem mężczyzna musi w swoim poście wyrazić chęć złapania oraz wykonać rzut kością o nazwie "wianki". Można złapać przypadkowy wianek, którego nikt nie złapał lub wianek należący do postaci niezależnej. Każdemu z panów przysługuje tylko jedna próba zdobycia wianka. Istnieje możliwość uczestnictwa więcej niż jednym kontem, jednakże postaci nie mogą się ze sobą kontaktować.
Ta część eventu przeznaczona jest dorosłych postaci, niezależnie od ich stanu cywilnego.
Dzień dłużył się niemiłosiernie, a Amodeus z godziny na godzinę zaczynał coraz mocniej przeklinać swoją głupotę. Gdyby nie ta słabość, którą była niemożność odmowy na przyjacielską prośbę, to spędziłby ten upalny dzień na zbijaniu bąków oraz liczeniu chmur na nieba. Ale nie! Ktoś musiał zgubić swoją asertywność i zgodzić się na tą całą "śmieszną zabawę". Ubaw po pachy. Kto mógł przypuszczać, że ochrona, jak to zgrabnie ujął jego przyjaciel, będzie wiązała się z oczekiwaniem, aż Allison zbierze jakieś nieszczęsne kwiatki, splecie z nich coś, co można by nazwać wiankiem i wrzuci go do wody. Ach, teraz najlepsza część. Prince miał go wyłowić, niczym wierny pies. Teoretycznie, nie musiał, lecz wątpił by Søren był zadowolony z jego usług, gdyby jego ukochana siostrzyczka była zmuszona do tańców z jakimś przypadkowym obdartusem, np. jakimś Weasleyem, nigdy nie wiadomo, jak taki się napatoczy. Przynajmniej widać ich z daleka, wiecie, te marchewkowe włosy i szaty po starszym bracie albo siostrze. Ciekawym byłby widok, Barry w sukience po jakiejś krewnej, bo na nic innego nie byłoby go stać. Tak, od razu robi się lżej na duszy.
Amodeus niecierpliwił się, a upał niczego nie poprawiał. Przynajmniej morska woda przyjemnie pieściła jego nagie łydki. Przezornie podwinął nogawki spodni, aby nie zmoczyć ich za bardzo. Liczył na to, że dość szybko załatwi swój obowiązek, wyłowi kwiecisty wianek, a nie ten cnotliwy i będzie miał to z głowy. Oczywiście później rozprawi się z Averym za to, że ten wplątał go w ten cały przyjemny czas, na spędzenia dnia. Ta, jasne. Nie ma to jak stado rozwydrzonych szlachcianek, paniczów, co to nigdy się nie pobrudzili i do tego wszystkiego to cholerne słońce, które uparcie nie dawało mu spokoju od kilku dni. Merlinie!
Czekał, poddenerwowany, na pojawienie się swej wybranki. Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, a w prawej dłoni dzierżył różdżkę. Nie słyszał zakazu, dotyczącego nieużywania magii. Delikatnie, równomiernie wybijał rytm różdżką, postukując nią w ramię. Ot, jakieś dziwne coś, nawet nie melodia jakiejś piosenki.
Amodeus niecierpliwił się, a upał niczego nie poprawiał. Przynajmniej morska woda przyjemnie pieściła jego nagie łydki. Przezornie podwinął nogawki spodni, aby nie zmoczyć ich za bardzo. Liczył na to, że dość szybko załatwi swój obowiązek, wyłowi kwiecisty wianek, a nie ten cnotliwy i będzie miał to z głowy. Oczywiście później rozprawi się z Averym za to, że ten wplątał go w ten cały przyjemny czas, na spędzenia dnia. Ta, jasne. Nie ma to jak stado rozwydrzonych szlachcianek, paniczów, co to nigdy się nie pobrudzili i do tego wszystkiego to cholerne słońce, które uparcie nie dawało mu spokoju od kilku dni. Merlinie!
Czekał, poddenerwowany, na pojawienie się swej wybranki. Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, a w prawej dłoni dzierżył różdżkę. Nie słyszał zakazu, dotyczącego nieużywania magii. Delikatnie, równomiernie wybijał rytm różdżką, postukując nią w ramię. Ot, jakieś dziwne coś, nawet nie melodia jakiejś piosenki.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Odczekała, aż nad brzegiem znajdą się wszyscy, starsi, młodsi, dziewczęta, panowie – jako panna naprawdę lubiła ten rytuał, dziś miał on sobie coś z ponurej melancholii. W jednej dłoni trzymała wianek – swój własny, złożony z bzu i dzikiej róży; długo szukała odpowiednich kwiatów, i choć prawdziwej róży niestety nie udało jej się zdobyć, to dzika prezentowała się równie dobrze – w drugiej rąb ciężkiej sukni, by nie zmoczyć go w morzu, ani nie ubrudzić mokrym piaskiem. Woda delikatnie podmywała jej pantofle. Na jej twarzy malował się wyniosły grymas, Cedrina Rosier należała do ludzi, którzy rzadko się uśmiechali. Odczekała, aż szmery ucichną, a mężczyźni dopuszczą ją do głosu, a uwaga zgromadzonych zostanie skierowana wyłącznie na nią. Czuła się w podobnych warunkach niezwykle komfortowo, zupełnie jak ryba w wodzie, ani trochę nie skażona tremą lub zdenerwowaniem. Centrum uwagi było niejako jej środowiskiem naturalnym.
- Czym jest morze, panowie, jeśli nie nieposkromionym żywiołem? Czasem grzmiące, czasem łagodne, czasem kojące... czasem bezlitosne. Czym jest morze, jeśli nie... miłością? Panowie, dziewczęta uplotły wianki, wianek jako symbol niewinności, której są w stanie się dla was wyzbyć. Niebawem porwą je fale, waszym zadaniem będzie je wyłowić i oddać swojej wybrance. To okazja dla was, panowie, by pokazać, jak wiele wy jesteście w stanie poświęcić dla nas. Jak wiele przeszkód jesteście w stanie pokonać w drodze do serca ukochanej. – Wyraźnie artykułowała każdą głoskę, grała głosem, przyjmując dramatyczną barwę – dla kogoś równie muzykalnego, co ona, nie było to nic trudnego.
- Aengusa nie powstrzymała łabędzie forma jego ukochanej, nad wodą zawarli wieczyste przymierze i oddali się sobie nawzajem... aż do śmierci. Jego stopy podmywała wówczas woda dokładnie tak, jak zaraz podmyje wasze... wieczorem posłuchamy ich romantycznych pieśni, ballad o miłości, tęsknocie oraz słodkiej rozkoszy. Jeśli tylko woda nie będzie wam straszna, spędzicie ten wieczór w towarzystwie wybranych przez was dam, a jeśli będą łaskawe... być może pozwolą wam skraść sobie taniec nad ogniskiem. – Wreszcie pozwoliła sobie na krótki, oszczędny uśmiech, wodząc spojrzeniem po zgromadzonych mężczyznach, poszukiwała wśród nich kilku sylwetek – swojego towarzysza, swojego syna... pewnego młodzieńca, utkwiła spojrzenie na dłużej na twarzy każdego z nich.
- Woda i ogień, jak kobieta i mężczyzna, woda ukoi, ogień roziskrzy woda zatopi, ogień ogrzeje... koło toczyć będzie się bez końca. Bądźcie cierpliwi i nieustępliwi, a wasze wysiłki zostaną nagrodzone. Nie bez powodu w ten sposób dobrano te dwa żywioły, pamiętajcie o ich potędze... i nie lekceważcie jej. Miłość to jedyna siła, przed którą uciec się nie da. - To mówiąc zbliżyła się do wody, kładąc na nadchodzącej fali upleciony przez siebie wianek, morze prędko go pochłonęło i porwało na głębiny. Cedrina powoli, wciąż wyniośle odsunęła się od brzegu, ustępując miejsca pannom i dopiero, kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości, upuściła rąb sukni.
- Naprzód, panowie... - Wciąż patrzyła na swój wianek, wirujący na morskich falach. - Pokażcie, ile w was zostało z łowcy – dodała szeptem. - Czyńcie zadość tradycji, oby ten dzień okazał się dla was początkiem nowego. Dziś wianek i kwiaty, jutro pierścień i welon - pojutrze trumna i katafalk. Obróciła się ku dziewczętom, spoglądając wyczekującą na córkę – choć jej dzieci były dawno dorosłe, Cedrina czasem miała wrażenie, że wciąż musiała pilnować ich... jak dzieci. Jej dziećmi wszak nie przestaną być nigdy.
- Czym jest morze, panowie, jeśli nie nieposkromionym żywiołem? Czasem grzmiące, czasem łagodne, czasem kojące... czasem bezlitosne. Czym jest morze, jeśli nie... miłością? Panowie, dziewczęta uplotły wianki, wianek jako symbol niewinności, której są w stanie się dla was wyzbyć. Niebawem porwą je fale, waszym zadaniem będzie je wyłowić i oddać swojej wybrance. To okazja dla was, panowie, by pokazać, jak wiele wy jesteście w stanie poświęcić dla nas. Jak wiele przeszkód jesteście w stanie pokonać w drodze do serca ukochanej. – Wyraźnie artykułowała każdą głoskę, grała głosem, przyjmując dramatyczną barwę – dla kogoś równie muzykalnego, co ona, nie było to nic trudnego.
- Aengusa nie powstrzymała łabędzie forma jego ukochanej, nad wodą zawarli wieczyste przymierze i oddali się sobie nawzajem... aż do śmierci. Jego stopy podmywała wówczas woda dokładnie tak, jak zaraz podmyje wasze... wieczorem posłuchamy ich romantycznych pieśni, ballad o miłości, tęsknocie oraz słodkiej rozkoszy. Jeśli tylko woda nie będzie wam straszna, spędzicie ten wieczór w towarzystwie wybranych przez was dam, a jeśli będą łaskawe... być może pozwolą wam skraść sobie taniec nad ogniskiem. – Wreszcie pozwoliła sobie na krótki, oszczędny uśmiech, wodząc spojrzeniem po zgromadzonych mężczyznach, poszukiwała wśród nich kilku sylwetek – swojego towarzysza, swojego syna... pewnego młodzieńca, utkwiła spojrzenie na dłużej na twarzy każdego z nich.
- Woda i ogień, jak kobieta i mężczyzna, woda ukoi, ogień roziskrzy woda zatopi, ogień ogrzeje... koło toczyć będzie się bez końca. Bądźcie cierpliwi i nieustępliwi, a wasze wysiłki zostaną nagrodzone. Nie bez powodu w ten sposób dobrano te dwa żywioły, pamiętajcie o ich potędze... i nie lekceważcie jej. Miłość to jedyna siła, przed którą uciec się nie da. - To mówiąc zbliżyła się do wody, kładąc na nadchodzącej fali upleciony przez siebie wianek, morze prędko go pochłonęło i porwało na głębiny. Cedrina powoli, wciąż wyniośle odsunęła się od brzegu, ustępując miejsca pannom i dopiero, kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości, upuściła rąb sukni.
- Naprzód, panowie... - Wciąż patrzyła na swój wianek, wirujący na morskich falach. - Pokażcie, ile w was zostało z łowcy – dodała szeptem. - Czyńcie zadość tradycji, oby ten dzień okazał się dla was początkiem nowego. Dziś wianek i kwiaty, jutro pierścień i welon - pojutrze trumna i katafalk. Obróciła się ku dziewczętom, spoglądając wyczekującą na córkę – choć jej dzieci były dawno dorosłe, Cedrina czasem miała wrażenie, że wciąż musiała pilnować ich... jak dzieci. Jej dziećmi wszak nie przestaną być nigdy.
Gość
Gość
Wszedł do zimnej wody trzęsąc się z zimna pod wpływem fal oblewających mu nogi. Brodzenie w morzu w poszukiwaniu pływających wianków było wyjątkowo specyficznym zajęciem nawet jak na ekscentrycznego szlachcica, ale Colin postanowił skorzystać z kolejnej okazji, by dobrze się bawić i poprawić sobie humor po jarmarku. No i nie mógł zapomnieć o tej bzdurnej obietnicy danej swojej narzeczonej, że pójdzie z nią na te idiotyczne wianki i będzie dzielnie walczył z każdym, kto połakomi się na rzucone przez nią kwiecie. Miał cichą nadzieję, że nie dojdzie do żadnych rękoczynów i nie będzie musiał pięściami lub zaklęciami demonstrować, do kogo należy wianek Raven (i ona sama). Póki co jego ewentualną konkurencją był sprzedawca u B&B, którego nie tak dawno chciał przekabacić na swoją stronę, a który teraz grzązł w wodzie oddalony od niego na bezpieczną odległość. Wzruszył ramionami, poprawiając rękawy koszuli i podwijając ją nieco, po czym upewnił się, że różdżka dalej tkwi na swoim miejscu. Łowienie wianków to jedno, ale co z morskimi stworzeniami, które zwabione tak wielkim hałasem, mogły się kręcić gdzieś dookoła? Nie był zniecierpliwiony, raczej znudzony faktem, że cała zabawa trwać będzie zapewne kilkanaście minut - większość z panien puszczających wianki miała już swojego adoratora, który przebierał już nogami, by z morskich fal wyłowić ten jeden, jedyny wianek. On w sumie też polował na określone kwiecie - szukał wzrokiem na brzegu Raven, by przysunąć się w jej stronę, gdy rzuci już swój wianek i wyłowić go jak najszybciej.
Patrzyła na swój wianek, słuchając słów kobiety o wiele bardziej doświadczonej od siebie. Z jej mowy, dokładnie tak, jak z mowy jej poprzedniczki, wyniosła coś dla siebie. Coś o miłości, która zdawała się być morzem. Tak rozległa i nieznana, zaskakującą swoją mocą w najmniej oczekiwanych momentach.
Uśmiechnęła się do siebie delikatnie naginając płatki narcyza wczepionego zgrabnie między dwa czerwone pąki amarylisów. Powinna dać się ponieść, przejść przez linię określającą granice jej moralności i w końcu wykonać ruch, który pozwoli jej stanąć przed nieznanym, uruchomić pokłady ekscytacji skrywane gdzieś głęboko w jej ciele. Wzięła głęboki wdech i przykucnęła na plaży pozwalając, by woda obmyła jej buty i delikatnie wpełzła na skórę. Jeszcze raz sprawdziła, czy wszystkie źdźbła trawy i elastyczne gałązki trzymają dość ciężką strukturę całego wianka ozdobionego czerwonymi główkami amarylisów i białymi pąkami narcyzów. Poprawiła kokardkę zrobioną z trawy i przygryzła lekko dolną wargę.
Jakimś cudem powstrzymywała się, by zerknąć w stronę mężczyzn zgromadzonych na brzegu. Nie chciała czuć rozczarowania, gdyby jednak jednej osoby zabrakło w tym tłumie.
"Rzuć ten wianek, a resztą niech zajmie los, tak będzie najlepiej", mówiła do siebie w myślach, karcąc za ponowną chęć odmaszerowania z tego miejsca.
Pochyliła się nieco ku falom, które leniwie omywały piasek i położyła na wodzie swój wianek, oddając swoje życie osobiste w ręce fortuny - istoty niesamowicie kapryśnej i niezrównoważonej.
Uśmiechnęła się do siebie delikatnie naginając płatki narcyza wczepionego zgrabnie między dwa czerwone pąki amarylisów. Powinna dać się ponieść, przejść przez linię określającą granice jej moralności i w końcu wykonać ruch, który pozwoli jej stanąć przed nieznanym, uruchomić pokłady ekscytacji skrywane gdzieś głęboko w jej ciele. Wzięła głęboki wdech i przykucnęła na plaży pozwalając, by woda obmyła jej buty i delikatnie wpełzła na skórę. Jeszcze raz sprawdziła, czy wszystkie źdźbła trawy i elastyczne gałązki trzymają dość ciężką strukturę całego wianka ozdobionego czerwonymi główkami amarylisów i białymi pąkami narcyzów. Poprawiła kokardkę zrobioną z trawy i przygryzła lekko dolną wargę.
Jakimś cudem powstrzymywała się, by zerknąć w stronę mężczyzn zgromadzonych na brzegu. Nie chciała czuć rozczarowania, gdyby jednak jednej osoby zabrakło w tym tłumie.
"Rzuć ten wianek, a resztą niech zajmie los, tak będzie najlepiej", mówiła do siebie w myślach, karcąc za ponowną chęć odmaszerowania z tego miejsca.
Pochyliła się nieco ku falom, które leniwie omywały piasek i położyła na wodzie swój wianek, oddając swoje życie osobiste w ręce fortuny - istoty niesamowicie kapryśnej i niezrównoważonej.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Raven stała na brzegu, wpatrując się w morze, tu i ówdzie poznaczone odległymi, białymi grzywami fal. Był to dla niej o tyle niezwykły widok, że w swoim dwudziestoletnim życiu nie miała zbyt wielu okazji do podziwiania morskich krajobrazów. Zapatrzyła się więc na moment, później jednak przypominając sobie o wianku z polnych kwiatów, który ściskała w dłoniach. Jedynie przelotnie spojrzała na inne dziewczęta i kobiety z wiankami, oraz na mężczyzn, którzy schodzili się na plażę, przygotowując się do wyławiania kwiatów. Wydawało jej się, że wśród nich dostrzegła Colina. Utkwiła w nim intensywne spojrzenie, licząc, że zostanie przez niego zauważona, po czym zbliżyła się ostrożnie do wody. Chwyciła wianek jedną ręką, drugą podtrzymując brzeg długiej sukni, by uniknąć zmoczenia jej przez fale. I po chwili lekkim, wyważonym ruchem rzuciła go na wodę.
Nie powinno jej tu być. Powinna leżeć w domu próbując się pozbierać po tym wszystkim, co się stało. Powinna płakać i trząść się w kącie swojej sypialni. Powinna robić to, co zrobiłaby każda normalna kobieta w jej sytuacji. Ale nie! Ona jest Malfoyem! Nie mogła zmusić się do płaczu nie pozwalał jej na to gniew. Była wściekła na siebie nie na niego…Na siebie, bo przecież ona mu na to pozwoliła. Nie uciekała, nie broniła się, nie zmiażdżyła mu głowy kamieniem, gdy nadarzyła się do tego okazja. Czuła się bardziej winowajcą niż ofiarą…
To właśnie dla tego stała w towarzystwie tych wszystkich kobiet uśmiechając się wesoło. Nie pozwoli się wrzucić do ciemnego małego pokoju gdzie będzie błagać o ratunek. Nie! Pokaże, że dała sobie ze wszystkim rade. Udowodni, że potrzeba o wiele więcej by zdegradować ją do pozycji pinka na szachownicy. Pokręciła szybko głową nie chcąc już o tym myśleć. Na szczęście, przy choć najmniejszym ruchu głową przestał jej doskwierać wraz ze zniknięciem siniaków. Mogła się już skupić tylko na zabawie. Tego właśnie potrzebowała. Chwili radości, śmiechu i rozluźnienia. Jeśli chodzi o możliwość pojawienia się Deimosa na konkursie to nawet nie brała jej pod uwagę. Carrow był zbyt…no nie ważne. W każdym bądź razie pewnie obecnie zarzyna jakiegoś konia albo wlewa w siebie jakiś kolorowy płyn. - I dobrze. Byleby się trzymał z daleka ode mnie. Jestem wstanie oddać nogę albo rękę za to by nie widzieć go do dnia ślubu. - rzuciła w niebyt cichą obietnicę. Jednak trzeba przyznać, że wizja Deimos wchodzącego do wody po tak błahą rzecz wydawała się strasznie zabawna Chwilę później znów pokręciła głową chcąc się uwolnić od przykrych myśli i skupić się na słowach Lady Rosier. Udało jej się przetrwać przemówienie bez niepotrzebnych rozważań i zgryźliwych uśmieszków. Na te kilka chwil zapomniała, że jest już komuś przyrzeczona i oszukała samą siebie ciesząc się na myśl o mile spędzonym wieczorze. Gdy pierwszy wianek został zabrany przez fale nie rzuciła się od razu do wody jak zrobiły to niektóre panny. Przyjrzała się jeszcze raz kolorowemu wiankowi z hortensji, azali i amarylisów. Teraz wydawał się jej trochę…pogrzebowy, ale to nie ważne. Byle by tylko nie wpadł w niepowołane ręce. - Proszę, uratuj mnie przed potworami. - szepnęła cicho jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Następnie zrobiła to, co wszystkie zgromadzone na plaży damy. Podciągnęła nieznacznie sukienkę i ostrożnie weszła do wody. Wystarczyło położyć wianek na powierzchni by od razu stracić go z zasięgu dłoni. Proszę, uratuj mnie przed potworami. - powtórzyła w duchu patrząc jak jej wianek staję się częścią morza kolorowych kwiatów. Zaraz potem wyszła na brzeg w końcu łapiąc się na tym, że ani na chwilę nie spojrzała w stronę mężczyzn. Nie miała pojęcia, kto tam się znajduje. Może to i lepiej przynajmniej nie dozna zawodu.
To właśnie dla tego stała w towarzystwie tych wszystkich kobiet uśmiechając się wesoło. Nie pozwoli się wrzucić do ciemnego małego pokoju gdzie będzie błagać o ratunek. Nie! Pokaże, że dała sobie ze wszystkim rade. Udowodni, że potrzeba o wiele więcej by zdegradować ją do pozycji pinka na szachownicy. Pokręciła szybko głową nie chcąc już o tym myśleć. Na szczęście, przy choć najmniejszym ruchu głową przestał jej doskwierać wraz ze zniknięciem siniaków. Mogła się już skupić tylko na zabawie. Tego właśnie potrzebowała. Chwili radości, śmiechu i rozluźnienia. Jeśli chodzi o możliwość pojawienia się Deimosa na konkursie to nawet nie brała jej pod uwagę. Carrow był zbyt…no nie ważne. W każdym bądź razie pewnie obecnie zarzyna jakiegoś konia albo wlewa w siebie jakiś kolorowy płyn. - I dobrze. Byleby się trzymał z daleka ode mnie. Jestem wstanie oddać nogę albo rękę za to by nie widzieć go do dnia ślubu. - rzuciła w niebyt cichą obietnicę. Jednak trzeba przyznać, że wizja Deimos wchodzącego do wody po tak błahą rzecz wydawała się strasznie zabawna Chwilę później znów pokręciła głową chcąc się uwolnić od przykrych myśli i skupić się na słowach Lady Rosier. Udało jej się przetrwać przemówienie bez niepotrzebnych rozważań i zgryźliwych uśmieszków. Na te kilka chwil zapomniała, że jest już komuś przyrzeczona i oszukała samą siebie ciesząc się na myśl o mile spędzonym wieczorze. Gdy pierwszy wianek został zabrany przez fale nie rzuciła się od razu do wody jak zrobiły to niektóre panny. Przyjrzała się jeszcze raz kolorowemu wiankowi z hortensji, azali i amarylisów. Teraz wydawał się jej trochę…pogrzebowy, ale to nie ważne. Byle by tylko nie wpadł w niepowołane ręce. - Proszę, uratuj mnie przed potworami. - szepnęła cicho jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Następnie zrobiła to, co wszystkie zgromadzone na plaży damy. Podciągnęła nieznacznie sukienkę i ostrożnie weszła do wody. Wystarczyło położyć wianek na powierzchni by od razu stracić go z zasięgu dłoni. Proszę, uratuj mnie przed potworami. - powtórzyła w duchu patrząc jak jej wianek staję się częścią morza kolorowych kwiatów. Zaraz potem wyszła na brzeg w końcu łapiąc się na tym, że ani na chwilę nie spojrzała w stronę mężczyzn. Nie miała pojęcia, kto tam się znajduje. Może to i lepiej przynajmniej nie dozna zawodu.
Cóż, musiał przyznać Raven jedno - nie dała na siebie długo czekać. Colin zmierzał właśnie w jej stronę, gdy na drodze stanęła mu... ugggh... Panna Królikowa. Miał szczerą nadzieję, że nie zostanie dostrzeżony i kobieta nagle nie zacznie mu machać ręką jak szalona, bo dopadłby go wtedy nie lada dylemat - ulec chwilowej zachciance i zapolować na jej wianek, czy jednak podążyć ścieżką prawości i rzucić się na kwiecie Raven zgodnie z daną jej obietnicą. Pomstując na samego siebie i swoją uczciwość, minął płynący obok wianek i dał zgrabnego nura za oddalającym się wiankiem numer dwa - zapewne wywołując tym samym migotanie przedsionków u Raven, która musiała odczytać to jako dowód jego najszczerszej miłości. Cóż, z pewnością jego heroiczna postawa byłaby godna szacunku, gdyby nie fakt, że miejsce w którym stał, miało co najwyżej pół metra głębokości, więc jego elegancki rzut skończył się w jednej sekundzie, gdy zaorał kolanami w piasek. Sięgnął jednak dłonią przed siebie, ratując sytuację i próbując jednocześnie uchwycić wianek.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
[z łąki przy brzegu]
Siedziałaś na kamieniach i plotłaś w skupieniu kolejnymi kwietnymi drobiazgami cudo, które teraz wesoło zawieszone masz na głowie. Inne dziewczęta już śpieszą, by oddać swoje dzieło morzu, ty ociągasz się. Zdołałaś usłyszeć ostatnie słowa dostojnej kobiety, nie zrobiły na tobie wrażenia. Gorzkim śmiechem reagujesz, aż sąsiadki odwracają się i patrzą na ciebie z niezadowoleniem. Co się z Tobą stało. Rozglądasz się za towarzystwem, jakbyś znała tu kogokolwiek poza organizatorem i własnym bratem. Oni zaś, obdarzeni inną płcią, nie mogli towarzyszyć ci w zabawie. W tłumie zmierzając do wody, odkrywasz braki w swoim stroju. Gdzie zgubiłaś oba kolczyki, ach nie, jeden z nich wciąż tkwi w twoim uchu. Wsadzasz go do upleciony wianek swój i stajesz z boku, by przyjrzeć się co też robią inne panny. Początek Twojej obserwacji to gest z którym pozbywają się swoich dzieł. Rzucane na wodę, inne kładzione z modlitwą na ustach, inne ukradkiem odstawiane, niektóre nieporadnie zabierane przez wodę, lekko zanurzone, ledwo unoszące się i te, które już porwał prąd. Twarze dziewcząt przejęte, pełne nadziei, inne wesołe i rumiane, ale były również twarze znudzone i nierozgarniętymi spojrzeniami splamione. I twoja twarz. Uważnie obserwująca, bacząca by każdy ruch był wyważony i stanowczy, by położyć wianek w taki sposób, żeby żaden go nie złapał prócz silnego prądu, który odbierze wianek w odmęta. Mocząc sandały w słonych wodach masz jedyną i niepowtarzalną szansę, druga taka dopiero za pół godziny. Kładziesz więc swój piękny wianek, a prąd wciąga go w wir kilku poprzednich. Zaczarowana spoglądasz przez jakiś czas w ślad za nim, po czym odwracasz się i idziesz brzegiem morza.
jak ktoś ma ochotę złapać to zapraszam <3
Siedziałaś na kamieniach i plotłaś w skupieniu kolejnymi kwietnymi drobiazgami cudo, które teraz wesoło zawieszone masz na głowie. Inne dziewczęta już śpieszą, by oddać swoje dzieło morzu, ty ociągasz się. Zdołałaś usłyszeć ostatnie słowa dostojnej kobiety, nie zrobiły na tobie wrażenia. Gorzkim śmiechem reagujesz, aż sąsiadki odwracają się i patrzą na ciebie z niezadowoleniem. Co się z Tobą stało. Rozglądasz się za towarzystwem, jakbyś znała tu kogokolwiek poza organizatorem i własnym bratem. Oni zaś, obdarzeni inną płcią, nie mogli towarzyszyć ci w zabawie. W tłumie zmierzając do wody, odkrywasz braki w swoim stroju. Gdzie zgubiłaś oba kolczyki, ach nie, jeden z nich wciąż tkwi w twoim uchu. Wsadzasz go do upleciony wianek swój i stajesz z boku, by przyjrzeć się co też robią inne panny. Początek Twojej obserwacji to gest z którym pozbywają się swoich dzieł. Rzucane na wodę, inne kładzione z modlitwą na ustach, inne ukradkiem odstawiane, niektóre nieporadnie zabierane przez wodę, lekko zanurzone, ledwo unoszące się i te, które już porwał prąd. Twarze dziewcząt przejęte, pełne nadziei, inne wesołe i rumiane, ale były również twarze znudzone i nierozgarniętymi spojrzeniami splamione. I twoja twarz. Uważnie obserwująca, bacząca by każdy ruch był wyważony i stanowczy, by położyć wianek w taki sposób, żeby żaden go nie złapał prócz silnego prądu, który odbierze wianek w odmęta. Mocząc sandały w słonych wodach masz jedyną i niepowtarzalną szansę, druga taka dopiero za pół godziny. Kładziesz więc swój piękny wianek, a prąd wciąga go w wir kilku poprzednich. Zaczarowana spoglądasz przez jakiś czas w ślad za nim, po czym odwracasz się i idziesz brzegiem morza.
jak ktoś ma ochotę złapać to zapraszam <3
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Nie sądziłem, że atmosfera tego uroczego festiwalu tak mnie zaoferuje. Po odwiedzeniu zagajnika i wywróżeniu sobie wieprzowiny nie czułem potrzeby dalszej koedukacji z tłumem. Nie mogłem się jednak oprzeć, gdy usłyszałem o konkurencji łapania wianków. Czyżby bliskość mojej ukochanej przyjaciółki wpłynęła na mnie rozczulająco? Może trochę. Jednak na pewno o wiele mocniej podziałała chęć rywalizacji. Brzmi to śmiesznie w stosunku do zwykłego zwyczaju, ale nic nie mogę na to poradzić. Uwielbiam wyzwania, ten dreszczyk adrenaliny wędrujący od karku wzdłuż kręgosłupa. I pulsująca potrzeba bycia pierwszym, bycia lepszym. Który łowca by nie chciał? Chyba tylko głupi.
Pojawiam się więc na wybrzeżu nader punktualnie jak na moje życiowe roztargnienie. Pogoda jest nad wyraz piękna jak na tę część Anglii o tej porze roku. Morze jest raczej spokojne, co na pewno ułatwi łowy. Wsłuchuję się w przemowę Lady Rosier z uśmiechem czającym się w kąciku ust. Nie zwykłem zgadzać się ze szlachcicami, tym bardziej z ich kobietami, wychowywanymi w złotych klatach niczym hodowlane zwierzątka, ale dziś muszę nagiąć swoje przekonania. Zasłuchałem się na tyle, że nawet nie zauważyłem pierwszych panien zmierzających w stronę wody. Kątem oka wyłapuję dobrze znaną mi sylwetkę. Och, czyżby spotkań po latach ciąg dalszych? Słodka Eileen znana mi bliżej, jako Nie-lubię-cię-ale-skórę-ci-uratuję Wilde postanowiła pozrywać kwiatki zamiast je hodować w hogwarckich szklarniach? Mój uśmiech poszerza się bezwiednie. Właśnie znalazłem swoją ofiarę.
Ściągam buty, podwijam nogawki i dziarskim krokiem ruszam w kierunku wody. Piasek jest przyjemnie ciepły, a powietrze przesiąknięte aromatem łąk i morza działa kojąco. Oby to był mój szczęśliwy dzień. Mam ochotę zagrać pewnej uroczej pannie na nosie. W jednej ręce dzierżę obuwie, a drugą rozpoczynam łowy wśród fal.
Pojawiam się więc na wybrzeżu nader punktualnie jak na moje życiowe roztargnienie. Pogoda jest nad wyraz piękna jak na tę część Anglii o tej porze roku. Morze jest raczej spokojne, co na pewno ułatwi łowy. Wsłuchuję się w przemowę Lady Rosier z uśmiechem czającym się w kąciku ust. Nie zwykłem zgadzać się ze szlachcicami, tym bardziej z ich kobietami, wychowywanymi w złotych klatach niczym hodowlane zwierzątka, ale dziś muszę nagiąć swoje przekonania. Zasłuchałem się na tyle, że nawet nie zauważyłem pierwszych panien zmierzających w stronę wody. Kątem oka wyłapuję dobrze znaną mi sylwetkę. Och, czyżby spotkań po latach ciąg dalszych? Słodka Eileen znana mi bliżej, jako Nie-lubię-cię-ale-skórę-ci-uratuję Wilde postanowiła pozrywać kwiatki zamiast je hodować w hogwarckich szklarniach? Mój uśmiech poszerza się bezwiednie. Właśnie znalazłem swoją ofiarę.
Ściągam buty, podwijam nogawki i dziarskim krokiem ruszam w kierunku wody. Piasek jest przyjemnie ciepły, a powietrze przesiąknięte aromatem łąk i morza działa kojąco. Oby to był mój szczęśliwy dzień. Mam ochotę zagrać pewnej uroczej pannie na nosie. W jednej ręce dzierżę obuwie, a drugą rozpoczynam łowy wśród fal.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Nic nie owocowało tak bardzo jak jakieś głupie przepowiednie i plecenie wianków przez panny. Wyglądało to tak, że one je wrzucały do wody a panowie z kolei musieli je wyławiać. Neleus już od lat się nie bawił w takie coś, jednakże tym razem coś wyjątkowo go podkusiło by spróbować szczęścia. Przyglądał się zwłaszcza jednej z blondwłosych panien tutaj obecnych. Podobna była strasznie do jej siostry Astorii, która bardzo mu się podobała. Podszedł bliżej wody, ściągnął buty i skarpetki zostawiając je na brzegu i nie bacząc na mokre spodnie a w późniejszym czasie i koszulę wbiegł do wody. Wiedział, że i tak później osuszy sobie ubrania za pomocą magii.
Gość
Gość
The member 'Neleus Travers' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Strona 1 z 51 • 1, 2, 3 ... 26 ... 51
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset