Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Trzymał w dłoniach upatrzony i przechwycony wianek trochę niepewnie, jakby otrzymał jakiś dar, na który wcale nie zasługiwał. nawet jeśli widział wokół siebie roześmiane postaci mężczyzn, którzy z większą radością powtarzali zabieg Samuela.
Wilgotne krople spływały z mokrych kwiatów, przez co stróżkami moczyły jego - jak zwykle czarna - koszulę. Nie zwrócił na ten fakt najmniejszej uwagi, oczarowany widokiem. Wydawało się - ot prosta konstrukcja, a wyczuwał, że było w nim coś więcej niż prezentowane piękno kwiatów. Pośród kolorów dostrzegł błysk, nienaturalny raczej dla wianka, Dopiero po chwili dostrzega, że wśród splecionych ze sobą roślinnych ozdób, na maleńkim haczyku wisi kolczyk. Wyciągnął go z zaciekawieniem, przyglądając się bliżej.
Na plażę skierował się, trzymając w jednej dłoni wianek, w drugiej, na rozwartej dłoni - delikatną ozdobę. Wypatrywał wśród dziewcząt właścicielki, obdarzając każdą, którą napotkało jego spojrzenie - uśmiechem. Ale to ona - ciemnowłosa, senna postać przyciągnęła jego spojrzenie na dłużej. To, jak na niego patrzyła, wskazuje niezbicie, że to owoc jej pracy trzyma w dłoniach. Wzrok zatrzymuje na twarzy nieznajomej, której nagle, lica konfrontują się ze wspomnieniem. Mathilda - pamiętał jej imię, pamiętał doskonale, choć twarz, która z takim skupieniem wpatruje się w niego, jest inna.
Podszedł bliżej, zatrzymując się przed znajomą nieznajomą i przez chwilę tylko, cisnęło mu się pytanie, o jej brata, a jego przyjaciela. Moment ten zniknął i wyciągnął obie dłonie, w których dzierżył swoje znaleziska.
- Jeśli się pomyliłem, masz prawo we mnie czymś rzucić - odzywa się w końcu, próbując nie zgubić wpatrzonych w niego źrenic. Kąciki ust drgają, by w końcu z niepoprawnie wesołym błyskiem w oczach, odezwać się raz jeszcze.
- I gdzie są Twoje rumieńce? - słowa padły szybciej, niż zdążył pomyśleć. Taka ją bowiem wtedy pamiętał, wiecznie uciekającą spojrzeniem, zawstydzoną i kraśniejącymi policzkami. I żadna z tych cech nie miała teraz miejsca.
Wilgotne krople spływały z mokrych kwiatów, przez co stróżkami moczyły jego - jak zwykle czarna - koszulę. Nie zwrócił na ten fakt najmniejszej uwagi, oczarowany widokiem. Wydawało się - ot prosta konstrukcja, a wyczuwał, że było w nim coś więcej niż prezentowane piękno kwiatów. Pośród kolorów dostrzegł błysk, nienaturalny raczej dla wianka, Dopiero po chwili dostrzega, że wśród splecionych ze sobą roślinnych ozdób, na maleńkim haczyku wisi kolczyk. Wyciągnął go z zaciekawieniem, przyglądając się bliżej.
Na plażę skierował się, trzymając w jednej dłoni wianek, w drugiej, na rozwartej dłoni - delikatną ozdobę. Wypatrywał wśród dziewcząt właścicielki, obdarzając każdą, którą napotkało jego spojrzenie - uśmiechem. Ale to ona - ciemnowłosa, senna postać przyciągnęła jego spojrzenie na dłużej. To, jak na niego patrzyła, wskazuje niezbicie, że to owoc jej pracy trzyma w dłoniach. Wzrok zatrzymuje na twarzy nieznajomej, której nagle, lica konfrontują się ze wspomnieniem. Mathilda - pamiętał jej imię, pamiętał doskonale, choć twarz, która z takim skupieniem wpatruje się w niego, jest inna.
Podszedł bliżej, zatrzymując się przed znajomą nieznajomą i przez chwilę tylko, cisnęło mu się pytanie, o jej brata, a jego przyjaciela. Moment ten zniknął i wyciągnął obie dłonie, w których dzierżył swoje znaleziska.
- Jeśli się pomyliłem, masz prawo we mnie czymś rzucić - odzywa się w końcu, próbując nie zgubić wpatrzonych w niego źrenic. Kąciki ust drgają, by w końcu z niepoprawnie wesołym błyskiem w oczach, odezwać się raz jeszcze.
- I gdzie są Twoje rumieńce? - słowa padły szybciej, niż zdążył pomyśleć. Taka ją bowiem wtedy pamiętał, wiecznie uciekającą spojrzeniem, zawstydzoną i kraśniejącymi policzkami. I żadna z tych cech nie miała teraz miejsca.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Burczał akurat coś niekoniecznie kulturalnego pod nosem, przeklinając każdą z fal, która uderzała jego łydki, gdy stało się coś, czego w żadnym scenariuszu nie przewidywał - prąd morski rzucił wianek prosto pod jego nogi. Przygotowany myślami na rychłą porażkę, z początku nie zareagował, tępo wlepiając wzrok w morskie dno i próbując doszukać się w tym wszystkim okrutnego żartu i podejrzanego podstępu. W końcu chwycił wiązankę, kątem oka dostrzegając jednak coś migoczącego tajemniczo wśród kłębów drobnych ziaren piachu. Schylił się, chwilowo ignorując fakt, że już całkiem zmoczy rękaw szaty, a po kilku ulotnych sekundach wyjął coś, co zdawało się... odłamkami spadającej gwiazdy? Zmarszczył brwi, przyglądając im się krytycznym wzrokiem (być może to smutne, że tak dziwił się, gdy coś wreszcie szło po jego myśli); po chwili odgonił jednak natrętne przekonania, że to wszystko wyłącznie okrutny spisek i ruszył w stronę brzegu, wysyłając Dianie triumfalny uśmiech.
- Cóż, wierzę, że oznacza to, że teraz musi pani spędzić ze mną cały wieczór, panno Crouch - rzucił z nieukrywaną satysfakcją w stronę narzeczonej, prezentując jej (i przy okazji wszystkim zgromadzonym wkoło, niech patrzą!) wianek, który udało mu się zwycięsko uchwycić. Gdy zbliżył się wystarczająco, uchwycił jej dłoń, między eterycznymi palcami składając jedną ze świecących drobinek. - Widzisz? Dla ciebie zdobyłem nawet gwiazdkę z nieba - wysilił się na dumny żart, podskórnie przeczuwając jednak, że lada chwila jego spojrzenie napotka błagalny i zdegustowany wzrok Diany przeklinającej w duchu narzeczonego, samą siebie i własnych rodziców, którzy zmusili ją do związku z tak niedorzecznym człowiekiem. Miłosna atmosfera festiwalu potrafiła jednak zmiękczyć najzagorzalsze z serc; i jemu dała chwilę swobodnego oddechu, sprawiając, że troski nagle nie tyle, co odeszły, lecz przynajmniej przygasły i pozwoliły o sobie zapomnieć.
- Cóż, wierzę, że oznacza to, że teraz musi pani spędzić ze mną cały wieczór, panno Crouch - rzucił z nieukrywaną satysfakcją w stronę narzeczonej, prezentując jej (i przy okazji wszystkim zgromadzonym wkoło, niech patrzą!) wianek, który udało mu się zwycięsko uchwycić. Gdy zbliżył się wystarczająco, uchwycił jej dłoń, między eterycznymi palcami składając jedną ze świecących drobinek. - Widzisz? Dla ciebie zdobyłem nawet gwiazdkę z nieba - wysilił się na dumny żart, podskórnie przeczuwając jednak, że lada chwila jego spojrzenie napotka błagalny i zdegustowany wzrok Diany przeklinającej w duchu narzeczonego, samą siebie i własnych rodziców, którzy zmusili ją do związku z tak niedorzecznym człowiekiem. Miłosna atmosfera festiwalu potrafiła jednak zmiękczyć najzagorzalsze z serc; i jemu dała chwilę swobodnego oddechu, sprawiając, że troski nagle nie tyle, co odeszły, lecz przynajmniej przygasły i pozwoliły o sobie zapomnieć.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Julius tak naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, po kie licho czeka wokół jakiejś łąki, aż panie zakończą zaplatanie wianków. Przecież to było uwłaczające, szczególnie, że chwilowo chyba nie miał narzeczonej, sama już nie wiem, ludzie odchodzą i przychodzą jak im się żywnie podoba. Nie mniej jednak stał trochę jak dureń, pogrążony we własnych, bardzo mrocznych myślach, aż wreszcie rozległa się informacja o tym, że panie zakończyły swe misterne robótki i teraz będą wodować te kwieciste korony na wybrzeżu nieopodal. Podążył zatem za tłumem, przeklinając w myślach kilkukrotnie. Głównie w stronę Prewettów. Jednocześnie wymyślał już, jakie zajęcia zaproponować na przyjęciu u Nottów, aby tamtym poszło w pięty. Może łapanie kołkogonka w zagrodzie pełnej błota? Prewettów wtedy by się wrzucało tam na siłę, tak w ramach pokuty za niedogodnienia na festiwalu. Bo, to całe łapanie, to przecież trzeba było wejść do wody. Biedny, zdezorientowany Julius patrzył na tych wszystkich osłów tak ochoczo taplających się w morzu falującym niczym tłuszcz zbyt grubej damy. Najgorsze w tym było to, że przecież nie miał upatrzonego wianka, na gacie Merlina! Ostatecznie powziął heroiczną próbę zdjęcia butów, skarpet i podwinięcia spodni, co by jednak ograniczyć poziom bycia mokrym do absolutnego minimum. Wtedy też mignął mu wianek pewnej półwili, którą niedawno poznał i chociaż wyszedł wtedy na okropnego gbura, tak teraz wydała mu się ona jedyną znajomą, dla której ewentualnie mógł spróbować się wychylić z pozycji pionowej, ale nic poza tym!
Jasne, te kostki są szalone.
Jasne, te kostki są szalone.
The devil's in his hole
Ostatnio zmieniony przez Julius Nott dnia 10.11.15 12:42, w całości zmieniany 1 raz
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Julius Nott' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Zaplatanie wianków to żmudna robota. Szczególnie dla kogoś takiego jak ja, kto pierwszy raz miał okazję robić takie cudeńka z kwiatów. Poza tym, te chochliki wytrąciły mi z równowagi, a potem już cały czas trzęsły mi się ręce. Ciężko było trafić pomiędzy łodyżki kwietne, aby całość aby na pewno misternie trzymała się siebie nawzajem. Mrugałam cały czas, wkładałam mnóstwo silnej woli do tego, aby zatrzymać niepokój dłoni, lecz na próżno. Co chwilę praktycznie całość się rozsypywała, a ja miałam ochotę wydrzeć się na wszystkie kobiety świata. W pewnym momencie nawet podjęłam decyzję, ażeby wstać i stąd pójść nie oglądając się na nikogo, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Skoro przeżyłam już z tym tak wiele, to bez sensu byłoby to teraz zaprzepaścić, prawda? Po co to łażenie po Weymouth, po co te chochliki, po co ten czas, który już zmarnowałam na tą całą konkurencję? Usiadłam zatem z powrotem i dokończyłam pracę.
Szkoda, że nikt jej nie docenił, to na pewno dlatego, że jestem czarna! Wszędzie dyskryminacja, naprawdę. Zdenerowałam się bardzo mocno, ale i tak jak głupia poszłam za tłumem na wybrzeże. Wszystko po to, aby wejść do wody, zakasując kiecę i rzucić w morską toń wianek, zupełnie na pastwę losu.
Serio ktoś wierzy w rycerza na białym koniu? Widocznie tak, bo moim oczom ukazało się kilku odważnych, co to się w morze rzuciło. Hoho, oby mój wianek się do tej pory nie rozkleił.
Szkoda, że nikt jej nie docenił, to na pewno dlatego, że jestem czarna! Wszędzie dyskryminacja, naprawdę. Zdenerowałam się bardzo mocno, ale i tak jak głupia poszłam za tłumem na wybrzeże. Wszystko po to, aby wejść do wody, zakasując kiecę i rzucić w morską toń wianek, zupełnie na pastwę losu.
Serio ktoś wierzy w rycerza na białym koniu? Widocznie tak, bo moim oczom ukazało się kilku odważnych, co to się w morze rzuciło. Hoho, oby mój wianek się do tej pory nie rozkleił.
Gość
Gość
Gdy nie mógł męczyć Inary to towarzyszył Deimosowi. Nie bardzo wiedział, czy ta dwójka miała między sobą jakąś zmowę, w której to na zmianę raczyli odpoczywać od Adrianowego entuzjazmu, lecz oto teraz brodził w morskiej toni. Z rozbawieniem obserwując mężczyzn szykujących się do łapania wianków. Z tego co zauważył większość była o wiele młodsza od niego samego. Bawiło go to, zwłaszcza gdy Ci na zabój rzucali się na bogate zdobione wianki, mocząc się w słonej wodzie po samiutki czubek głowy. Nie wiedząc, że los być może splecie go z jego koleżanką po fachu, której nie zna, a którą czasem widuje w Mungu - Cynthią. Jak się bawić to się bawić, prawda?
Ostatnio zmieniony przez Adrien Carrow dnia 10.11.15 13:58, w całości zmieniany 1 raz
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Przyglądał się temu widowisku z rozbawieniem, a przynajmniej dopóki nie zauważył, że wszystkie wianki wymijają go szerokim łukiem. Uśmiechnął się cierpko, żartując sobie, że los nawet nie chce pozwolić mu potańcować z jakąś Panną na festiwalu lub ratuje ją przed takim dziadziejącym ramolem. Carrow jakby chcąc udowodnić, że wcale nie jest taki stary na jakiego wygląda. Podwinął rękawy, budząc tym samym w sobie młodzieńczy zapał, którym nieustannie buchał pomimo przypisywanego mu wieku. I już miał pokazywać młodym, jak to się łapie wianki, gdy nagle poczuł niemiłosierny ból w stopie. Skrzywił się i zachwiał. Cudem nie lecąc w objęcia morskiej tafli. Z konsternacją wymalowaną na twarzy zanurzył rękę w morzu, sięgając ku swej stopie i jednocześnie zastanawiając się w co też szczęśliwie wdepnął Spodziewał się kamienia, małży, może jakiegoś fragmentu haczyka, lecz szczurza czaszka?
- Być albo nie być, co? - Zaśmiał się spoglądając w puste oczodoły skorupy. Decydując się jednocześnie, że w tym momencie powinien jednak zdecydować się na niebyt w dalszej konkurencji. Wolnym krokiem podążył więc ku brzegowi, gdzie usiadł na piasku. Skrzywił się widząc nieprzyjemną ranę na stopie i żałując, że nie zdecydował się wziąć ze sobą swej różdżki. Opatrzył więc ranę prowizorycznie tym co posiadał pod ręką - czyli kraciastą chusteczką, po czym zabrał się za kuśtykanie w stronę ludzików. Gdzieś w połowie drogi dostrzegł na piasku skromny wianek z konieczny.
- Chyba oboje nie mamy dziś szczęścia, co? - Szepnął pod nosem i sięgnął po zdobycz, ratując tym samym jakąś Pannę przed samotnymi pląsami. Choć czy na pewno, gdy sam w tym momencie kulał? O tym jednak nie pomyślał. Podchodząc do zgromadzonych niewiast, uniósł go triumfalnie ku górze i uważnie przyglądał się pannom, doszukując się wzroku jednej z nich skierowanego właśnie na niego Wzroku właścicielki zielonego wianka.
- Być albo nie być, co? - Zaśmiał się spoglądając w puste oczodoły skorupy. Decydując się jednocześnie, że w tym momencie powinien jednak zdecydować się na niebyt w dalszej konkurencji. Wolnym krokiem podążył więc ku brzegowi, gdzie usiadł na piasku. Skrzywił się widząc nieprzyjemną ranę na stopie i żałując, że nie zdecydował się wziąć ze sobą swej różdżki. Opatrzył więc ranę prowizorycznie tym co posiadał pod ręką - czyli kraciastą chusteczką, po czym zabrał się za kuśtykanie w stronę ludzików. Gdzieś w połowie drogi dostrzegł na piasku skromny wianek z konieczny.
- Chyba oboje nie mamy dziś szczęścia, co? - Szepnął pod nosem i sięgnął po zdobycz, ratując tym samym jakąś Pannę przed samotnymi pląsami. Choć czy na pewno, gdy sam w tym momencie kulał? O tym jednak nie pomyślał. Podchodząc do zgromadzonych niewiast, uniósł go triumfalnie ku górze i uważnie przyglądał się pannom, doszukując się wzroku jednej z nich skierowanego właśnie na niego Wzroku właścicielki zielonego wianka.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stanęłam nad morzem trzymając swój piękny wianek w dłoni. Obchodziłam się z nim bardzo delikatnie. W końcu nie umiałam pleść. Cały czas bałam się, że mój niedoskonały twór prędzej czy później rozpadnie się na części pierwsze i nie pomoże tu żadne spotkanie z jednorożcem. Najchętniej weszłabym do wody, delikatnie zmoczyła wianek i stwierdziła, że sama go wyłowiłam. Ale nie, tradycja to tradycja. Obtarcie na nadgarstku nieznośnie przypominało, że jeszcze chwilę wcześniej rozpaczliwie walczyłam o nieprzewrócenie się na brzuch i syna, który w nim siedział. Miałam problem z pochylaniem się, kucanie też nie wydawało się najlepszym pomysłem. Stojąc więc na brzegu po prostu rzuciłam wianek przed siebie w duchu modląc się, by w locie wytrzymał. Na szczęście okazało się, że moje geny Rosierów, w których tkwiło uwielbienie dla kwiatów, ujawniły się właśnie dzisiaj, ponieważ mój wianek spokojnie opadł na wodę i zaczął w spokoju dryfować. Trzymał się. Spojrzałam na matkę, która jeszcze przed chwilą przemawiała do zebranych mężczyzn. Powinna być ze mnie dumna. Nie miałam ze sobą miotły, nie planowałam jeździć na koniach, grzecznie uplotłam całkiem ładny wianek, wygrałam konkurs i przyszłam rzucić go w wodę. Chyba tego przez całe życie od mnie oczekiwano, prawda? To właśnie oczekiwaniom, nawet jeśli niechętnie, sprostałam. Jeszcze urodzę syna i mogę umierać, bo czego innego mogłaby chcieć arystokratka? Wbrew sobie jednak musiałam przyznać, że nie bawiłam się aż tak źle. Pogładziłam się lekko po brzuchu, jakbym głaskała głowę przytulonego dziecka. Wydawało mi się, że i jemu podobało się nasze spotkanie z jednorożcem. Czyżby to jakiś szczęśliwy znak?
Poszukałam wzrokiem Cedriny, która gdzieś mi zniknęła. Chciałam się do niej uśmiechnąć i przywitać jak przystało na dobrą córkę. W gruncie rzeczy kochałam ją, nawet jeśli nasze rozmowy nie powinny nigdy być zbyt długie, bo kończyły się pobitymi naczyniami. Ale mając własne dzieci zrozumiałam, czym jest rodzicielska miłość i jak wielką siłę w sobie niesie. Nigdy nie odwrócę się od żadnego mojego dziecka i myślę, że moja matka czuje podobnie. Nawet, jeśli nie chce zrozumieć, że nie każdy musi być taki jak ona, że jej styl życia nie jest jedynym dobrym ani nawet idealnym.
Wianek dryfował coraz dalej, a ja wzrokiem ciągle szukałam matki, żeby przywitać się z nią i spędzić kilka miłych chwil razem. Wyjątkowo nie za bardzo miałyśmy się o co dzisiaj kłócić.
Poszukałam wzrokiem Cedriny, która gdzieś mi zniknęła. Chciałam się do niej uśmiechnąć i przywitać jak przystało na dobrą córkę. W gruncie rzeczy kochałam ją, nawet jeśli nasze rozmowy nie powinny nigdy być zbyt długie, bo kończyły się pobitymi naczyniami. Ale mając własne dzieci zrozumiałam, czym jest rodzicielska miłość i jak wielką siłę w sobie niesie. Nigdy nie odwrócę się od żadnego mojego dziecka i myślę, że moja matka czuje podobnie. Nawet, jeśli nie chce zrozumieć, że nie każdy musi być taki jak ona, że jej styl życia nie jest jedynym dobrym ani nawet idealnym.
Wianek dryfował coraz dalej, a ja wzrokiem ciągle szukałam matki, żeby przywitać się z nią i spędzić kilka miłych chwil razem. Wyjątkowo nie za bardzo miałyśmy się o co dzisiaj kłócić.
Gość
Gość
Tristan ubiegł go w nieistniejącym wyścigu po wianek Evandry, zanim jednak konkurent – o serce jego siostry – go zauważył, ominął tę dwójkę dosyć zgrabnie z zamiarem odejścia. Nie potrzebował kolejnej interwencji, kolejnego starcia, które przysporzyłoby mu kolejnych siniaków czy uszczerbku na dumie, choć z najszczerszą chęcią bo z gotującą się wewnątrz nim żywą nienawiścią roztrzaskałby twarz Rosiera o kamienne dno. Właśnie dlatego do niej nie podszedł, właśnie dlatego – bo nie ufał sobie a swojemu ciału, które rwało się wręcz do próby męskiej dominacji, a ta nie byłaby na rękę ani jego nadszarpniętej już opinii awanturnika, ani na rękę Evandrze. Wystarczyły jej troski, których przysparzał nieszczęsny narzeczony, lecz ten, póki nie posunie się za daleko, mógł liczyć na względny spokój. Oczywiście do czasu, do czasu, kiedy Caesar w końcu odważy się zapukać do drzwi jego domu, spojrzeć w oczy i oczekiwać tego, w czym on właśnie zawiódł. Czy miał prawo prosić go o to – wahał się w chwilach zwątpienia – aby bronił Evandrę za wszelką cenę, skoro jemu nie udało się ochronić Marianne? Wątpił, naprawdę wątpił, że podobne spotkanie zakończy się uściśnięciem ręki.
Spacerując brzegiem morza – cóż z niego za wolny duch! - dostrzegł Druellę. Któż odważyłby się tknąć jej wianek? Któż odważyłby się podpaść drogiemu aczkolwiek nieobecnemu Cygnusowi? Znów zajęty pracą? Może zbyt dumny, bu pojawić się na podobnej uroczystości?
Jednak widok samotnego dziewczęcia był dla niego zbyt dotkliwy, aby przeszedł obok niej obojętnie. A może wspomnienia? Mętne i przysłonięte masą doświadczeń. Uznał więc ten pomysł za doskonały, nawet jeśli potem będzie musiał mierzyć się z tymczasową niechęcią Blacka. Mimo to postanowił wyłowić jej wianek.
Przy okazji pozostać niedaleko Tristana i Evandry, których mógłby obserwować zza rzadkim tłumem nierozchichotanych, szczęśliwych ludzi.
Spacerując brzegiem morza – cóż z niego za wolny duch! - dostrzegł Druellę. Któż odważyłby się tknąć jej wianek? Któż odważyłby się podpaść drogiemu aczkolwiek nieobecnemu Cygnusowi? Znów zajęty pracą? Może zbyt dumny, bu pojawić się na podobnej uroczystości?
Jednak widok samotnego dziewczęcia był dla niego zbyt dotkliwy, aby przeszedł obok niej obojętnie. A może wspomnienia? Mętne i przysłonięte masą doświadczeń. Uznał więc ten pomysł za doskonały, nawet jeśli potem będzie musiał mierzyć się z tymczasową niechęcią Blacka. Mimo to postanowił wyłowić jej wianek.
Przy okazji pozostać niedaleko Tristana i Evandry, których mógłby obserwować zza rzadkim tłumem nierozchichotanych, szczęśliwych ludzi.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Lekkim, niespiesznym krokiem przecięła plażę, czując, jak piasek chrzęści pod jej stopami. W dłoni trzymała ekstrawagancki wieniec z traw, w które wplecione były maki i inne polne kwiaty. Zerknęła szybko na inne dziewczęta, które już wpuszczały do wody swoje wianki, oraz na mężczyzn, którzy podwijali spodnie i wchodzili do morza, by wyławiać kwiaty spomiędzy fal. Spojrzenie Alice na dłużej zatrzymało się na ich twarzach, szukała wśród nich kogoś znajomego. Niedaleko widziała Samuela, nowo odkrytego członka rodziny poznanego na początku festiwalu. Posłała mu lekki uśmiech, przesuwając spojrzenie dalej, jakby szukając w tłumie Glaucusa. Nie zauważyła go. Może to i lepiej? Nie miała pojęcia, jak wyglądałoby ich spotkanie, gdyby nagle znaleźli się obok siebie, nie będący już zakazaną parą, a jedynie dwójką znajomych zmuszonych do rozstania się przez konserwatyzm jego ojca oraz przestarzałe zasady.
Niektórzy z czarodziejów zgromadzonych na brzegu wyglądali całkiem interesująco. Ciekawe, czy byli wśród nich tacy, którzy nie potraktowaliby jej z góry przez wzgląd na pochodzenie? Wzruszyła jednak ramionami, po czym wrzuciła wieniec do wody. Nawet nie dbając o to, czy się rozleci, czy nie. Odhaczyła tę irytująco dziewczyńską część dnia, jaką było znalezienie kwiatów i zrobienie wianka. Teraz pozostawało patrzenie, jak zostanie złapany (bądź nie) i przygotowywanie się w myślach na jutrzejszą, dużo bardziej interesującą dla niej atrakcję – wyścig konny, w którym zamierzała wziąć udział, choćby przez wzgląd na stare, dobre czasy w Ameryce, gdzie przecież nie siedziała przez cały czas w samym Nowym Jorku, a zażywała rozrywek i w innych miejscach.
Niektórzy z czarodziejów zgromadzonych na brzegu wyglądali całkiem interesująco. Ciekawe, czy byli wśród nich tacy, którzy nie potraktowaliby jej z góry przez wzgląd na pochodzenie? Wzruszyła jednak ramionami, po czym wrzuciła wieniec do wody. Nawet nie dbając o to, czy się rozleci, czy nie. Odhaczyła tę irytująco dziewczyńską część dnia, jaką było znalezienie kwiatów i zrobienie wianka. Teraz pozostawało patrzenie, jak zostanie złapany (bądź nie) i przygotowywanie się w myślach na jutrzejszą, dużo bardziej interesującą dla niej atrakcję – wyścig konny, w którym zamierzała wziąć udział, choćby przez wzgląd na stare, dobre czasy w Ameryce, gdzie przecież nie siedziała przez cały czas w samym Nowym Jorku, a zażywała rozrywek i w innych miejscach.
Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem fakt, że wianek Evandry wzbudził niemałe poruszenie, lecz niestety, gdy stojąc po kolana w wodzie, ruszyłem w kierunku dryfującego dzieła panny Lestrange, los zdawał się uśmiechnąć do Tristana, a morskie fale pchnęły wiązankę praktycznie prosto w jego ręce. Uśmiechnąłem się więc również, nieco krzywo, powstrzymując się od niewybrednego komentarza z serii tych, które cisnęły mi się na usta przy każdej możliwej okazji już któryś dzień z rzędu.
W krótkim czasie więcej panien posłało w świat swoje wianki, a ja z prawdziwą ulgą odnotowałem nieobecność Linette na brzegu, nie mogąc sobie wyobrazić konieczności ponownego oglądania jak paraduje u boku Cezara czy innego podatnego na jej sarnie spojrzenie osobnika. Otrząsnąłem się z tych średnio przyjemnych rozmyślań, by zauważyć wianek panny Yaxley kołyszący się na falach i nie zastanawiając się nad niczym więcej, ruszyłem w tamtą stronę. Wszak nie wypada wracać na brzeg z pustymi rękami, nawet jeśli to tylko przestarzała, nieco śmieszna tradycja.
W krótkim czasie więcej panien posłało w świat swoje wianki, a ja z prawdziwą ulgą odnotowałem nieobecność Linette na brzegu, nie mogąc sobie wyobrazić konieczności ponownego oglądania jak paraduje u boku Cezara czy innego podatnego na jej sarnie spojrzenie osobnika. Otrząsnąłem się z tych średnio przyjemnych rozmyślań, by zauważyć wianek panny Yaxley kołyszący się na falach i nie zastanawiając się nad niczym więcej, ruszyłem w tamtą stronę. Wszak nie wypada wracać na brzeg z pustymi rękami, nawet jeśli to tylko przestarzała, nieco śmieszna tradycja.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset