Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 35 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 21:00
Silniejszy podmuch wiatru sprawił, że włosy Jessy zawirowały tuż przed jej twarzą, zasłaniając widok na morze; na moment straciła swój wianek z oczu, a gdy odzyskała już pełną widoczność kwiatową plecionkę właśnie ktoś złowił. I nie był to byle kto.
Poderwała się na równe nogi, na dobrą sprawę nie wiedząc, czy powinna uciekać byle dalej od tego miejsca, czy też z impetem ruszyć po swój wianek i wyrwać go z męskich, niepowołanych rąk. Niemal natychmiast zagotowała się w niej mieszanina emocji, głównie tych negatywnych. Gniew, olbrzymi gniew, szok, niezadowolenie, niedowierzanie… wszystko płynęło przez nią z prędkością najnowszej sportowej miotły. Nie była tego świadoma, ale aż warknęła pod nosem, a na jej piegowatej twarzy pojawił się wrogi grymas; Aidan Bagman nie mógłby oczekiwać niczego innego. Pojawiając się po tylu latach i bezczelnie ujawniając swoją obecność na Festiwalu Lata w taki właśnie sposób. Upokorzył ją na oczach wszystkich tych ludzi, o których naprawdę teraz już nie dbała.
Gdy rzucała swój wianek jako dwudziestolatka, robiła to tylko i wyłącznie dla niego. Wyławiał go i podążali ku ognisku, obejmując się i żartując. W sercu i myślach istniał wyłącznie on, nie było nikogo innego; pierścionek niegdyś znajdujący się na jej serdecznym palcu był ucieleśnieniem uczucia, jakie ich łączyło. A później Bagman wyrzekł się wszystkiego oraz jeszcze jednego i tego Jessa nie była mu w stanie wybaczyć. Nie mogła i nie chciała.
Była wściekła i robiła się czerwona ze złości; dobycie różdżki w tłumie byłoby głupim posunięciem, dlatego jeszcze nie sięgnęła po swoją, ale już zgrzytała zębami i obnażyła je, gdy tylko mężczyzna podszedł bliżej. Jak śmiał być tak bezczelny, jak śmiał ją upokorzyć? Gdyby byli na plaży sami, natychmiast trzasnęłaby go Bombardą, nie zważając na żadne anomalie ani konsekwencje; rozejrzała się szybko za Jean i innymi osobami, które równie dobrze mogłyby to zrobić za nią, gdyby tylko zauważyły go teraz z jej wiankiem. Jedyną pocieszającą myślą było to, że Aidan nie był tu mile widziany chyba przez nikogo.
Musiała czym prędzej ewakuować się z plaży, ale nie chciała dać mu satysfakcji związanej z ucieczką; Diggory nie była tchórzem i prędzej zakopałaby się w piasku niż odwróciła i pobiegła przed siebie. Jednocześnie nie miała zamiaru patrzeć dłużej na mężczyznę, który lata temu sprawił jej największy zawód, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Który złamał jej serce i zniszczył życie. Nienawidziła go wtedy całą sobą, a uczucia te odżyły w momencie, gdy zauważyła go trzymającego upleciony przez nią wianek.
Energicznie postąpiła kilka kroków do przodu, nie zważając na to, że moczy buty. Znalazła się tuż przy Bagmanie i szarpnęła ręką, próbując wyrwać mu kwiaty. Jeśli myślał, że założy jej plecionkę na głowę i wszystko będzie tak, jak dawniej, grubo się mylił. Nie istniały żadne usprawiedliwienia, którymi mógłby się posiłkować by chociaż zechciała go wysłuchać. Był dla niej skończony. Niemalże nie istniał.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 35 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 21:43
Chwila w której wianek znalazł się w moich dłoniach była chwilą, w której wreszcie zacząłem kalkulować swoje działanie, a to sprawiło, że wyraz mojej twarzy zmienił się diametralnie. Podniosłem spojrzenie i wbiłem przerażony wzrok w Jessę zdając sobie wreszcie sprawę, że właśnie, jak skończony głupek, zapędziłem się w sytuację bez wyjścia. Przecież nie mogłem już cofnąć czasu, nie mogłem wypuścić wianka i uciec co sił w nogach, nie mogłem zapaść się pod ziemię, choć teraz o tym marzyłem, o zniknięciu z tego miejsca, o uniknięciu konfrontacji, o zapomnieniu na jakie ryzyko naraziłem nas oboje.
Serce podeszło mi do gardła, gdy postawiłem pierwszy niepewny krok w kierunku brzegu, a potem kolejny i następny. Jak zahipnotyzowany nie odrywałem spojrzenia od jej twarzy, pięknej, otoczonej rudymi włosami twarzy, która płonęła teraz z wściekłości, choć bardzo bym chciał by coś innego było powodem tego rumieńca. Szedłem na spotkanie z konsekwencjami świadom, że nawet nie wiem co chciałbym zrobić, powiedzieć, jak się zachować. Myśli huczały mi w głowie, przelewały się gwałtownym potokiem zbyt szybko bym był w stanie wyłowić z nich coś składnego, palce zacisnęły się na wianku bezwiednie, ręce zadrżały, a twarz pobladła, gdy kolejne gwałtowne uderzenia serca skradały ostatnie krople krwi z moich policzków. Właściwie od dawna nie czułem się tak przerażony, nawet zbliżająca się pełnia nie była w stanie namieszać mi w głowie tak mocno jak widok jej zgniewanego oblicza.
Na Merlina, jakże pragnąłem by czas znowu zaczął mi się dłużyć, tak jak dzieje się to na co dzień, jednakże jakby na złość sekundy przelewały się teraz przez moje palce tak szybko, że nim zdążyłem się obejrzeć, nim odetchnąłem, poczułem jak plecione kwiaty zostają wyrwane siłą z moich dłoni, a jej ciało znalazło się tak blisko mnie, jak nie zdarzyło się to ani razu przez ostatnie sześć lat. Jej zapach zmieszany z morskim powiewem uderzył w moją twarz, jej włosy poruszały się na wietrze kusząc mnie bym sięgnął ku nim dłonią i przejechał po nich palcami, tak jak robiłem to nie raz lata temu. Ukłucie tęsknoty, które poczułem było silniejsze niż te, które doświadczyłem obserwując ją z daleka, tym mocniejsze, że gdy wreszcie ocknąłem się z trwającego chwilę letargu w jej oczach nie zobaczyłem niczego poza nienawiścią. Nie chciała mnie tutaj. Byłem zdrajcą, szkodnikiem.
Zasłużyłem na to.
- Jessa… - wymówiłem jej imię zanim zapanowałem nad językiem, ale potem urwałem. Bo co właściwie miałem powiedzieć? Przepraszam? Jestem skurwysynem? Nigdy na ciebie nie zasłużyłem? To wszystko było prawdą, ale nie było niczym pomocnym, niczym co sprawiłoby, że spojrzałaby na mnie choć odrobinę przychylniej. Nic nie mogło tego zrobić, nie po takim czasie, nie po tak zrujnowanym życiu.
Pamiętałem ten ból w jej oczach, gdy omijałem ją wtedy w progu, pamiętałem list, który mi wysłała i rozpacz promieniującą z każdego słowa napisanego jej dłonią. Sprawiłem jej duże cierpienie, cierpienie na które nigdy nie zasłużyła, a gdy stała przede mną znowu, piękna i wściekła, wspomnienia tego co zrobiłem sześć lat temu stały się tak przytłaczające, że nie mogłem zrobić nic innego.
Poczułem ugryzienie chłodnej wody, gdy opadłem przed nią na kolana, niemalże bezwiednie, ulegając podświadomym potrzebom umysłu. Opuściłem oczy nie potrafiąc dłużej patrzeć na jej targaną nienawiścią twarz, wbiłem spojrzenie w obmywające nas fale i milczałem czekając na wyrok. Wyrok za zbrodnię, której nadal sobie nie wybaczyłem.


Ostatnio zmieniony przez Aidan Bagman dnia 13.08.18 21:58, w całości zmieniany 1 raz
Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 21:55
Nie – odpowiedziała krótko i rzeczowo, w pytaniu Sigrun nie odnajdując drugiego dna ani sarkazmu, który kazałby zareagować jej defensywnie. Oprócz krótkiej, mało jasnej wizji skropionej czerwienią malinowego soku, która okazała się być jej własną zgubą, nie odnalazła w przyszłości żadnych obrazów z Festiwalu Lata, a przynajmniej – żadnych do niego nie przypasowała, podejrzewając, że ponura natura jej widzeń słabo współgrała ze wszystkim, co reprezentowało sobą czarodziejskie święto. W lustrzanych odbiciach rzadko widywała w końcu muśnięte śmiechem, rumiane policzki, czy beztroskie tańce przy ognisku; płomienie odbijające się w przydymionych powierzchniach miały zgoła inny charakter, częściej trawiąc pożogą krzyczących nieszczęśników, niż ogrzewając przyjemnym ciepłem i bezpieczeństwem. Wciąż w pamięci miała jeszcze wyjątkowo wyrazistą wizję pożaru w Ministerstwie Magii – chwilami wydawało jej się, że wśród duszącej woni kwiatów wyczuwała również echo smrodu palącego się ciała.
Ale o tym zdecydowała się nie opowiadać już Sigrun.
Rozdzieliły się bez zbędnych pożegnań, zwyczajnie niknąc sobie z oczu, choć ciemne włosy Lary migały jej od czasu do czasu na krawędzi pola widzenia, gdy przedzierała się przez ciasno splecione gałęzie czeremchy, niepewna, czego właściwie szukała; nie zależało jej na upleceniu najpiękniejszego wianka, który swoim urokiem oczarowałby urodziwego chłopca; jedyny mężczyzna, którego chciałaby zobaczyć na brzegu, na pewno się na nim nie znajdował, zamiast tego leżąc sześć stóp pod ziemią, ukryty pod prostą, kamienną mogiłą. Nie biegła jednak myślami ku unoszącym już inne wianki falom, zwyczajnie odnajdując chwilowe ukojenie w bliskości drzew i znajomym zapachu lasu, nieodzownie kojarzącym się jej z domem – tym prawdziwym, już nieistniejącym w żaden inny sposób, niż ten pusty i materialny. Nie przeszkadzały jej zaplątane we włosach liście czeremchy; zapomniała o nich, gdy tylko znalazła się na skraju zbożowego pola, spędzając wśród łanów kilka samotnych chwil i wracając na wybrzeże co prawda bez kwiatów, ale za to z naręczem pszenicy i żyta – wiązanką dziwnie podobną do tej, którą przyniosła ze sobą Lara.
Zajęta tworzeniem prostego wianka, nie zdążyła odpowiedzieć na zawieszone w powietrzu pytanie Sigrun, jedynie kiwając głową i potwierdzając w ten sposób słowa Lary; rzeczywiście miały do czynienia z kamieniem runicznym, choć wiedza Sybilli na temat starożytnego języka zahaczała jedynie o najważniejsze podstawy. Widząc, że jej towarzyszki kierują się w stronę wody, ruszyła za nimi, pozwalając, by fale zaplątały się wśród jej długiej, ciemnej sukienki i starając się nie spoglądać zbyt długo w powierzchnię morskiej toni; dzisiaj nie miała ochoty zobaczyć tam niczego ponad unoszące się na wodzie kwiaty, krew brocząca srebrzyste fale nie pasowała do panującej wokół atmosfery. Dookoła zbyt wielu było zresztą świadków, a znalezienie się w centrum ich uwagi było ostatnim, czego pragnęła; rzuciła więc wianek do morza nieco niedbale, decydując się nie śledzić jego drogi i odrobinę mając nadzieję, że połknie go wzburzona tafla.


it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end


Sybilla Vablatsky
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Wybrzeże - Page 35 Tumblr_p1vjte0A1B1tfh1dfo3_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5842-sybilla-vablatsky-budowa https://www.morsmordre.net/t7664-parapet-sybilli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-doki-parszywy-pasazer-pokoj-4 https://www.morsmordre.net/t6086-skrytka-bankowa-nr-1440 https://www.morsmordre.net/t6087-sybilla-vablatsky
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 22:19
Fala nieokiełznanego zimna zalewa mnie na wskroś kiedy przewiewny materiał nasiąka morską wodą. Wzdrygam się tylko na początku, później odnajdując przyjemność w szaleńczym parciu do przodu. Chociaż to durne oraz bzdurne, to w myślach podróż po wianek przeradza się w piękną historię o młodzieńcu, który zapragnął zabić smoka w pojedynkę. Mknę ku samozagładzie w ogóle nie przejmując się tego świadomością - jakbym z premedytacją życzył sobie trudów oraz znojów. To wszystko dla niej, dla nikogo innego; przecież dla siebie nie mógłbym. Nie potrzebowałbym. Nie poszukuję w życiu atencji ani uwielbienia, nigdy go tak naprawdę nie dostając. Czasem słyszałem pod swoim adresem komplementy, ale tylko grzecznościowe, wyważone, nigdy nienasiąknięte emocjami - intymnością, szczerymi chęciami lub porywem serca. Zawsze suche, zawsze nijakie, zawsze lekkomyślne, na odczepnego. Do tego przywykłem. Do ciemności pozbawionej ciepła. I wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi to właśnie ona jest tym ciepłem. Czymś, co spala mnie ze światem zewnętrznym, tak jak ona potrafi zaprzęgnąć więź człowieka i zwierzęcia. Podziwiam skrycie jej dar, gdzieś we wnętrzu siebie samego, nie pozwalając tym samym na wybudzenie najgłębszych uczuć. To nie jest dobrym rozwiązaniem, wiem to od dawna. Sparzyłem się nie raz, więc ostrożnie stawiam kroki idąc przez życie.
A teraz? Potrafię się zmienić. Iść niedbale, szaleńczo, zatracając się w tym niecodziennym biegu. Powoli odczuwam zmęczenie, ale nieświadom swojego odejścia niemal na drugi kraniec plaży po prostu zamierzam zabrać pięknie wypleciony wianek. Nie wiem skąd we mnie tyle brawury, zapalczywości oraz zawziętości, ale oto jestem. Rycerz w poszukiwaniu smoka, którego łeb zamierza rzucić damie u stóp - jakże romantycznie. Wiedziałbym, że to obrzydliwe gdybym nie nosił nazwiska Burke. Jednak w przemocy upatruję siły, a w sile zwycięstwo, zaś w zwycięstwie władzę, która działa silnie emocjonalnie działając na nadobne niewiasty oczekujące swego księcia. Twardej opoki, na której można się wesprzeć gdy zachodzi taka potrzeba - a ty, Quentinie? Czy umiesz być czymś więcej niż tylko mizernym sobą?
Pragnę udowodnić samemu sobie, że tak. Że nie osiągnąłem jeszcze chociażby połowy zamierzonych celów. To pcha mnie dalej i dalej, aż w ferworze walki z żywiołem dostrzegam różnokolorowe rybki. Uciekają przede mną spłoszone - jak chyba każde zwierzę na tej planecie. Jednak dzieje się coś jeszcze, coś, co wprawia mnie w zdumienie. Szkarłatny kształt faluje kusząco pod wodą, a ja nie wiedzieć dlaczego sięgam po niego pewnym siebie ruchem. Wstrzymuję na chwilę oddech, zaś po wynurzeniu dostrzegam lśniący w dłoni kamień. Wygląda ładnie, ale nie po niego tutaj przyszedłem - na spokojnych wodach kwietna korona dryfuje leniwie, dzięki czemu mogę zabrać ze sobą swoje trofeum.
Droga powrotna jest równie męcząca co bieg do mety, ale za to okraszona zostaje nagrodą. Usta wygięte w szczerym uśmiechu wystarczą za każde uznanie tego świata, a czuła dłoń dzierżąca materiał wycierający słone krople z twarzy sprawiają, że na krótką chwilę przymykam zadowolony oczy. - Lady Parkinson. - Etykiety staje się zadość. - Jestem - potwierdzam z początku cicho. - I będę - dodaję z większą mocą, cały czas chcąc wzbudzić w stojącej przede mną kobiecie, że nie powinna się niczym martwić. Że wszystko będzie dobrze. Najgorsze jest ukłucie serca kiedy o tym mówię, gdyż nie mogę być pewnym swojego jestestwa. Nie, kiedy zdecydowałem się zawierzyć Rycerzom Walpurgii. Ale zamierzam udawać, że nic nie powstrzyma mnie przed trwaniem. - Mam dla ciebie nie tylko wianek - oznajmiam spokojnie, miękko układając koronę godną królowej na jej skroni. - Znalazłem… - zacinam się lekko, nie wiedząc jak myśli ubrać w piękne słowa. - To koral. Nie może równać się twej urodzie, pani, ale mam nadzieję, że będzie ci miłym dodatkiem - wyrzucam z siebie wreszcie uspokajając oddech. Wyciągam ku kobiecie dłoń, w której kamień spoczywa. Przywodzi mi na myśl jej usta, uśmiech i czar, jaki tym samym roztacza. Czy to źle?


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 22:29
Była prawie pewna, że przybył tu, by ją wyśmiać. By ją wykpić, upokorzyć i prosto w oczy jeszcze raz wyrzucić to, że jest dla niego nic niewarta. Spodziewała się drwiącego uśmieszku, pewnej siebie postawy i błysku w oku, który miewał wtedy, gdy oszukiwał ją w każdej możliwej kwestii. Gdy więc nie zarejestrowała żadnego z tych sygnałów, coś podpowiedziało jej, że mogłaby się ulitować i zatrzymać, nie wyciągać rąk po wianek, nie dać postronnym okazji do obserwowania dramatu. Jessa była jednak na tyle dumna i uprzedzona do tego jednego osobnika, że zdusiła wszelkie litościwe odruchy w zarodku.
Złapała pewnie swój wianek i cofnęła się o krok; nie dbała już o plecionkę, nie miała zamiaru rzucać jej w morze po raz kolejny. Głupi Festiwal Lata i jeszcze głupsza tradycja nie miały już dla niej żadnego znaczenia. Chciała ryknąć na Aidana niczym lwica, a jednocześnie nie zamierzała okazywać mu ani krzty uwagi. Zbyt dużo emocji, zbyt dużo możliwych rozwiązań – nie wróżyło to zbyt dobrze temu spotkaniu.
- Wiem, jak mam na imię – warknęła, gdy zdecydował się odezwać.
Słysząc swoje imię w jego ustach siłą powstrzymywała falę wspomnień, która chciała wedrzeć się do jej umysłu. Nie mogła pozwolić by obrazy, które kiedyś wywoływały rumieniec na jej twarzy, ponownie stanęły jej przed oczami. Musiała walczyć ze słabością, jaką była szczęśliwa przeszłość z mężczyzną stojącym naprzeciwko. Przymknęła oczy i wzięła głęboko oddech, przywołując wspomnienia o wiele bardziej bolesne – ciche dni, zerwanie, zmieszanie jej z błotem, samotną ciążę i rodzicielstwo oraz wstydliwą depresję tuż po tym, gdy Amos pojawił się na świecie. To była jego wina, Aidana. To on uosabiał wszystko, co było nie tak z mężczyznami.
Rudowłosa naprawdę chciała już odejść; miała swój wianek i ani myślała dopełniać tradycji i tańczyć przy ognisku z człowiekiem, którym gardziła. Była gotowa się wycofać, nie obdarzyć Bagmana ani jednym spojrzeniem więcej, gdy ten zdecydował się na nieoczekiwany gest i najzwyczajniej w świecie uklęknął w piasku. Biorąc pod uwagę, że Diggory chwilę wcześniej obserwowała, jak podobną pozę przyjmowało nieco inne widmo przeszłości, nie było to do końca dobre rozwiązanie. A na pewno nie takie, które pomogłoby łamaczowi klątw ją sobie zjednać.
- Wstawaj, albo Godryk mi świadkiem, że zaraz cię tu utopię – byłaby zdolna odepchnąć go, sprawić, by upadł i przycisnąć jego twarz do piasku, zanurzyć ją pod wodą. Oczyma wyobraźni widziała już, jak to robi, jednak wstyd palący jej policzki był zbyt wielki, by zdecydowała się na ruch mogący sprawić, że oboje będą jeszcze większą sensacją.
- Nie wiem, co sobie wyobrażałeś, pojawiając się tutaj, ale nie mamy sobie nic do powiedzenia – wycedziła przez zęby, spoglądając na mężczyznę gniewnie.
Był dla niej nikim i nic ich nie łączyło. Amos był jej, tylko jej, a jeśli Bagman zdecyduje się przywołać w rozmowie jego osobę, skończy gorzej, niż jej poszarpany i pognieciony wianek.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 35 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 22:33
| po pleceniu z Jessą

Gdy finalnie oddaliła się od Jessy, która również zamierzała poświęcić parę chwil na przygotowanie wianka, jej dobry nastrój odrobinę opadł. Dość niepewnie rozglądała się wokół, wciąż nie będąc zdecydowaną, od czego właciwie powinna była zacząć – Maxine już jakiś czas temu zniknęła z pola jej widzenia, zapewne oczekiwała już przy plaży lub może nawet bawiła się przy ognisku, nie mogła więc doradzić w żadnej kwestii. I choć szczerze nie chciała poświęcać temu więcej, niż było to konieczne, spróbowała przyjrzeć się pobliskiej roślinności, aby natrafić na co ciekawsze okazy.
Spacerowała tak kilkanaście minut, gdy niespodziewanie w pewnym momencie potknęła się o wystający konar. Upadła prosto na ziemię, a tuż za nią koszyk, w niewielkiej części (lecz wciąż!) wypełniony barwnymi płatkami, które rozsypały się wokół. Odruchowo spojrzała najpierw na nogę, poruszała nią w każdej płaszczyźnie, upewniając się, że wciąż wszystko było z nią w porządku, a gdy już to zrobiła, przelotnie zerknęła jeszcze na zniszczony owoc ostatnich chwil spędzonych na łące. Westchnęła, lecz zanim spróbowałe uratować resztki swojego niedoszłego wianka, jej zaskoczone spojrzenie zatrzymało się na pobliskiej polanie schowanej za chaszczami, gdzie promiene słoneczne tańczyły radośnie pośród ciepłych barw zielonych tworów. Bez zastanowienia udała się w tamtą stronę, jedynie upewniając się, że nie wyśniła sobie tego miejsca.
Później przed parę dłuższych momentów podązała pośród niewydeptanych ścieżek nowo odkrytej łąki, znajdując wiele pięknych, kolorowych, dorodnych kwiatów, z pąkami, jak i rozwiniętych. Wypełniła nimi niemalże połowę swojego koszyka, aby zaraz potem przysiąść i upleść swój wianek – skromny, choć wciąż ładny, który ozdobiła gałązkami świeżej mięty, przywodzącej na myśl bliski zapach domowego ciepła oraz nadający wieńcowi świeżości. Gdy był już gotowy, powróciła w swoje poprzednie miejsce, zauważając, że i Jessa zniknęła z jej pola widzenia. Pozostało jej więc dopełnić tradycji i pozwolić, aby morskie grzbiety delikatnych fal porwały dzieło rąk Jean. Fdy układała go na nierównej wodnej toni, w jakiś zabawny sposób była z niego zadowolona. Nie musiał wpaść w ręce żadnego kawalera, najważniejsze, aby nie zatonął.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Jean Desmond dnia 14.08.18 21:51, w całości zmieniany 1 raz
Jean Desmond
Jean Desmond
Zawód : twórczyni magicznych map nieba, przyszły-niedoszły auror
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
i'm pretty sure you have
s t a r d u s t
running through those
v e i n s
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5620-jean-desmond https://www.morsmordre.net/t5810-atlas#137310 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5996-skrytka-bankowa-nr-1383 https://www.morsmordre.net/t5995-jean-desmond
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.08.18 23:07
Tylko chłód wody trzymał mnie przy resztkach zdrowego rozsądku, delikatne fale obmywające moje nogi cuciły mnie i nie pozwalały bym pogrążał się coraz bardziej, bym skulił się u stóp kobiety mojego życia błagając ją o wybaczenie w każdy możliwy sposób. Zamiast tego po prostu klęczałem patrząc jedynie w wodę przed sobą, obserwując grę światła i cieni na drobnych wybrzuszeniach tafli, starając się robić wszystko co tylko możliwe by nie podnieść wzroku, by nie spojrzeć znowu w te pełne nienawiści oczy, nie obserwować ust wykrzywionych w grymasie niechęci. Mogłem na krótką chwilę zatopić się w wspomnieniach miłej przeszłości, za którą tęskniłem całym sobą, mogłem udawać, że gdy na nią spojrzę zobaczę to co dawniej.
Pamiętałem doskonale jak radośnie minął nasz ostatni Festiwal Lata, jak szczęśliwy byłem, gdy nakładałem jej na głowę wyłowiony wianek, gdy obejmowałem ją ramieniem prowadząc do ogniska. W tamtych dniach uważałem się za najszczęśliwszego mężczyznę na świecie, bo przecież miałem wszystko czego potrzebowałem, wymarzoną pracę, wspaniałą kobietę przy boku, szczerą miłość łączącą nas oboje. Tamte dni były idealne, ale tamte dni miały nigdy nie powrócić, zniknęły, jak odpływająca z brzegu woda, by następnie całe moje życie zalała fala nowości, niekoniecznie przyjemnych, niekoniecznie mile widzianych, ale sproszonych na własne życzenie, w naturalnej kolei rzeczy, w następstwie na moje błędy. Sam byłem sobie winien.
Ostra uwaga wypowiedziana przez Jessę obudziła mnie w końcu z letargu, w który wydałem się wpaść na chwilę, jej słowa mimo iż nieprzyjazne zadziałały jak magnes i chociaż bardzo nie chciałem widzieć nienawiści w jej oczach nie mogłem się powstrzymać przed ponownym spojrzeniem w jej twarz. Przez trzy, może cztery uderzenia serca nie drgnąłem nawet, choć jej przekaz był wyraźny, a czerwień policzków wyraźnie podkreślała, że kobieta wcale nie żartuje. Znając jej charakter i silną wolę byłem pewien, że gdybym zawahał się choć chwilę za długo byłaby w stanie faktycznie wepchnąć mnie do wody. Nie mógłbym mieć jej tego za złe, jednak nie chciałem jej do tego prowokować, nie ze względu na siebie, zasłużyłem na każdy cios, który rudowłosa postanowiłaby mi zadać, a ze względu na nią. Nie chciałem jej upokarzać, nie chciałem przynosić wstydu, nie chciałem ponownie ranić, więc w końcu uniosłem się z klęczek powoli wyrównując nasze twarze, by w końcu spojrzeć jej prosto w oczy.
Powinienem coś powiedzieć, ale miałem wrażenie, że zapomniałem jak poprawnie używać języka, stałem więc przed nią wysłuchując kolejnych gniewnych słów kobiety, licząc na to, że ta nie odwróci się zaraz, gdy tylko brzmienie ostatniej sylaby ucichnie, że nie ucieknie przede mną, choć całą sobą okazywała jak bardzo nie chce mnie widzieć. Miałem pustkę w głowie, nie potrafiłem wymyślić niczego odpowiedniego, a sekundy mijały, uciekały za szybko, zbyt gwałtownie, by w końcu upewnić mnie, że jeśli czegoś nie zrobię, że jeśli nie zadziałam, stracę już wszystko, ostatnią okazję.
I wtedy mój język wreszcie zaczął współpracować, a z moich ust wydobyły się ciche, acz nieprzemyślane słowa:
- Widziałem ciebie i chłopca…
Naszego syna.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 0:40
Nie zależało jej na tym, żeby błyszczeć i wcale nie chodziło w tym o to, by tym samym stanąć wyżej nad wszystkimi innymi damami, nad ich potrzebami i pragnieniami. Leia po prostu była trochę inaczej skontruowana, tym bardziej teraz, kiedy każdy potencjalny lord mógł zostać jej przyszłym mężem. Morgoth nie zdradził jej nic na temat tego czy znane są personalia mężczyzny, za którego potencjalnie miałaby wyjść za mąż, dlatego nie mogła wykluczyć jakiejkolwiek możliwości. Nie wiedziała, jak w tej sytuacji powinna się czuć, co myśleć i co robić, dlatego ostatnią rzeczą, o której teraz myślała, było błyszczenie w towarzystwie. Nie chciała sobie przez to dokładać kolejnej rzeczy, nad którą musiałaby się zastanowić i poświęcić swoją uwagę. Cieszyła się jednak, że resztę dnia będzie mogła spędzić w czyimś towarzystwie, dochodząc do wniosku, że może właśnie tego teraz potrzebowała. Jeżeli będzie zajęta rozmową, nie będzie w stanie dać się pochłonąć myślom, które ją teraz trapiły. Dlatego też w odpowiedzi na prośbę mężczyzny, pochyliła lekko głowę, chcąc mu dać tym samym do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko temu, by założył jej na głowę zrobiony przez nią wianek. Woda rzeczywiście weszła w kontakt z jej włosami, ale nie przejęła się tym. Uznała ją właściwie za kojącą, tak samo jak ciężar wianka, który spoczął na jej głowie. Nigdy nie znała się na pięknych kwiatach i dobieraniu ich ze sobą, mimo że nie było to jej pierwszy Festiwal Lata, ale mimo wszystko była dumna z tego, co udało jej się dzisiaj stworzyć. W związku z tym uśmiech na jej twarzy nie powinien dziwić.
Nie potrafiła sobie wyobrazić scenariusza, w której jej odpowiedź miałaby być odmową, szczególnie po tym, jak mężczyzna stoczył pojedynek o wianek, który do niej należał, chyba że okazałaby się prawdziwym gburem, a o takich wśród towarzystwa wcale nie było trudno. Tym razem jednak mogła mieć pewność, że trafiła dobrze, dlatego nie pozwoliła sobie myśleć, by ten wieczór miał być inny niż przyjemny, chyba że spotkaliby na swojej drodze niezbyt przychylny los. Leia sądziła jednak, że zapas pecha wykorzystała na dobrych kilka miesięcy, więc nie spodziewała się, by coś przykrego miało się wydarzyć. W końcu Festiwal Lata miał być wydarzeniem pozytywnym dla wszystkich i bardzo chciała, by każdy, niezależnie od statusu krwi czy swojego majątku, właśnie w taki sposób go spędził. Nie czuła się jako ktoś uprawniony do tego, by komukolwiek zabraniać miłości.
Z największą przyjemnością — odparła, mając nadzieję, że jej twarz nie zdradzała lekkiego zakłopotania, które odczuwała. Nigdy nie należała do osób, które potrafiły zabawiać towarzystwo, a teraz jej umiejętności prowadzenia konwersacji stały się zardzewiałe, jako że nie przebywała wśród innych ludzi przez dłuższy czas. W tych okolicznościach stres nie był niczym dziwnym, ale Leia i tak wymagała od siebie więcej, więc nie zmieniało to faktu, iż obecny stan rzeczy wcale jej się nie podobał. Liczyła na to, że to szybko minie, tym bardziej, że przecież lord Rowle wcale nie był dla niej kimś zupełnie nieznajomym. Nigdy nie dał jej odczuć, że powinna się go obawiać albo czuć niekomfortowo w swoim towarzystwie, dlatego miała nadzieję, że wieści o jej chorobie dotarły również do niego i w związku z tym nie uzna jej niedyspozycji za osobistą obrazę. — Mam nadzieję, że udało ci się wygrać potyczkę bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, lordzie? — spytała, bo nie byłaby sobą, gdyby po zobaczeniu tego, co wydarzyło się w wodzie, nie zatroszczyła się o dobre samopozucie mężczyzny, który wyłowił jej wianek. Morze potrafiło być zdradzieckie, a jeżeli dodać do tego konflikt, to nietrudno było o odniesienie większych lub mniejszych ran. Louvel wyglądał jej na czlowieka, który nie potrzebował w życiu jeszcze większej ilości cierpienia.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 35 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 14:46
Elise zdecydowanie wolała pleść wianki niż wbiegać po nie do lodowatej wody i potem musieć chodzić w mokrej sukni. Ze strony mężczyzn było to pewne poświęcenie, ale tradycja trwała już od wielu lat i każdego roku czarodzieje rzucali się w fale, by złowić wianki swoich narzeczonych, żon a niekiedy i zupełnie obcych niewiast. W zabawie uczestniczyli czarodzieje wszystkich stanów, ale przywykła już do myśli, że Prewettowie nie dbają tak o elitarność swoich przyjęć jak Nottowie, którzy zapraszali na swoje sabaty tylko przedstawicieli wyższych sfer, i tam nie musiała się bać zmuszenia do tańca z kimś z pospólstwa. Choć gdyby ktoś taki złowił jej wianek, po prostu by uciekła, nie przyznając się do niego, nie oferując plebsowi tańca. Elise Nott dbała o to, z kim przystaje, od dziecka uczona wartości szlachetnej krwi. Nie czułaby się w obowiązku do przestrzegania tradycji nielubianego rodu, gdyby jej wianek trafił w ręce nieszlachetnego mężczyzny. Nikt z jej rodziny nie miałby jej tego za złe, gdyby uciekła z wybrzeża, pozostawiając wianek i tego, kto go złowił, bo dużo większą ujmą dla jej nazwiska byłoby zatańczenie z osobą o niższym statusie.
Więc oczywiście że nie chciała, by jej wianek złowił byle kto, dlatego wpatrywała się w egzotycznego mężczyznę, prawdopodobnie Shafiqa, licząc że to on go złapie i tak się stało. Ruszyła w jego stronę, czekając na brzegu i obserwując go uważnie. Na pewno ją zauważył, bo dostrzegła, że zmierzał prosto w jej stronę w mokrych szatach, z jej wiankiem w dłoni.
- Mi również miło poznać, lordzie Shafiq – odezwała się uprzejmie; czuła ulgę, że się nie pomyliła w swoich przeczuciach wysnutych na podstawie stroju mężczyzny, że to naprawdę był przedstawiciel tego rodu uwzględnionego w Skorowidzu, którego tytuły były szanowane i respektowane na Wyspach, a ich przedstawiciele mimo swojej odrębności byli mile widziani na salonach, także tych od Nottów. – Lady Elise Nott – przedstawiła się; miała w pamięci, że nie tylko jej ród nosił zielone barwy, prócz Nottów było jeszcze kilka rodzin, których przedstawicielki chętnie stroiły się w zielenie, jak Flintowie czy Parkinsonowie. Musiała więc jasno zaznaczyć swoje pochodzenie, choć jego szlachetność była oczywista, byle kogo nie byłoby stać na taką suknię ani na cenną, choć nienachalną biżuterię. Elise była ze swojego pochodzenia dumna niczym lwica, a kiedy już wreszcie skończyła Hogwart mogła się nim obnosić także w swoim ubiorze, dumnie podkreślając swoją przynależność.
Wyciągnęła drobne dłonie po wianek, posyłając mężczyźnie lekki, choć ujmujący uśmiech. Na moment przestała nawet wodzić wzrokiem za swoim kuzynem, skupiając się na Shafiqu, który złowił jej wianek. Może później jeszcze uda jej się napotkać Flaviena.
- Dziękuję, że wybawił mnie lord od konieczności tańca z tamtym mężczyzną – powiedziała, wspominając rywala Shafiqa. Zachary postąpił bardzo dzielnie i uprzejmie, ratując ją przed tym, przynajmniej tak to wyglądało w mniemaniu nieco płytkiej młódki, jaką była Elise. – Zastanawiam się jak to się stało, że nie spotkaliśmy się jeszcze na salonach. – Próbowała sobie przypomnieć, czy widziała go na sabacie, ale nie pamiętała jego oblicza, a gdyby go widziała na pewno by go nie przegapiła. Pozostawało też faktem że ledwie niedawno skończyła szkołę, kilka tygodni temu, więc nie miała szans poznać absolutnie wszystkich szlachetnie urodzonych pojawiających się na salonach. Wszystko było dopiero przed nią, mimo że jako Nottówna była dość dobrze obeznana z siecią zawiłości i zainteresowana wszelkimi ploteczkami z salonów.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 20:00
W najgorszych koszmarach wyobrażała sobie ten dzień i Aidana powracającego z wygnania, pragnącego naprawić swoje błędy i zyskać kontakt z synem. W wyobrażeniach zawsze była dzielna i niezłomna, hardo odpowiadając mu, że nie jest w Anglii mile widziany i jeśli jeszcze raz spróbuje się z nimi skontaktować, niewątpliwie tego pożałuje. Jednak co innego było obmyślać sobie takie scenariusze, a co innego stawać twarzą twarz z problemem. Bo nawet gdyby faktycznie Bagman wysłuchał wszelkich gróźb, jakie miała wystosować pod jego adresem, Diggory nie miała pewności, że mężczyzna się do nich dostosuje. Widmo jego obecności miało wisieć nad nią przez najbliższe tygodnie, a może nawet miesiące. To nie był dobry moment na powroty do przeszłości; dopiero co dołączyła do Zakonu Feniksa i to organizacji chciała poświęcić czas oraz wysiłek, a nie mogłaby pochwalić się jasnością i bystrością umysłu, gdyby sylwetka Aidana wciąż majaczyła na progu jej życia.
Nie chciała go znać, choć na dobrą sprawę nigdy nie miała okazji powiedzieć mu tego w twarz. W dzień rozstania płakała, prosiła i błagała, lecz nie była na tyle silna, by odepchnąć go od siebie i poczuć chociaż minimalnie lepiej. Przez wszystkie lata rozłąki nauczyła się go nienawidzić, lecz nienawiść ta osłabła z czasem, ale wracała właśnie ze zdwojoną siłą. Resztka zdrowego rozsądku tamowała wzburzone emocje i obrazy z przeszłości, które mogłyby zawładną Jessą, gdyby zrobiła niewłaściwy krok. Musiała zachować twarz, musiała wyjść z tego spotkania zwycięską ręką.
Aidan podniósł się wreszcie, ale nie pogratulowała mu; nawet na złośliwości nie było miejsca, nie mogłaby stać na plaży i droczyć się z nim w najlepsze, jeśli przed momentem wyobrażała sobie, jak topi go w morzu. Ściskała wianek tak mocno, że kilka kwiatów opadło na piasek, lecz dla rudowłosej nie miało to już znaczenia. Zebrała się w sobie i wreszcie spojrzała Bagmanowi prosto w oczy, przelewając na to spojrzenie całą wściekłość, która w niej wezbrała.
Widziałem ciebie i chłopca.
Pozorna cierpliwość Jessy skończyła się w momencie, gdy mężczyzna wspomniał Amosa. Nie miał do tego prawa, nie mógł nawet wymawiać jego imienia, a co dopiero twierdzić, że go widział, obserwował… Krew odpłynęła jej z twarzy błyskawicznie; Diggory pobladła i z lekko rozchylonymi ustami przez ułamek sekundy wpatrywała się w mężczyznę stojącego naprzeciwko, by wreszcie stracić nad sobą panowanie. Agresja nigdy nie była wyjściem, a rudowłosa wystrzegała się jej jak mogła. Jednak marzenie o złamaniu nosa Aidanowi wygrało z wszelkimi wyrzutami sumienia, a wolna ręka Jessy wystrzeliła ku jego twarzy z siłą wyimaginowanej Bombardy.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 35 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 20:48
W dawne dni zdarzało mi się marzyć co by było gdybym nigdy nie wyjechał, co by było gdybym odpowiedział na list Jessy, co byłoby gdybym najzwyczajniej w świecie zdobył się na odwagę i przyjechał po pierwszej pełni i powiedział jej o wszystkim, przyznał się do tragicznej prawdy, powiedział jak bardzo zniszczyłem swoje życie i jak mocno miało to wpłynąć na jej przyszłość. Przecież wiadomym było, że nasze życie, gdym miał zostać, nie było by lekkie, ciągłe zagrożenie wykryciem, zagrożenie pogryzieniem w pełnie, byłem pewien, że bym tego nie udźwignął, że nie potrafił bym sobie wybaczyć tego w jakiej sytuacji stawiam osoby, które najbardziej kochałem. Nie przeszkadzało to jednak marzyć. W tych wyobrażeniach zawsze wiedziałem co jej powiem, zawsze spokojnie znosiłem wszystkie skrzywienia i niechęć początkowo widoczną, potrafiłem zrobić coś co ugasi jej gniew, coś co sprawi, że zechce mnie wysłuchać, a potem… Cóż, wersje były różne, ale prędzej czy później zawsze padały słowa jestem wilkołakiem i również zawsze, mimo początkowego szoku i niedowierzania, Jessa przyjmowała to do wiadomości i była mi w stanie wybaczyć.
Ale rzeczywistość była inna, brutalniejsza, pozbawiająca zdolności do racjonalnego myślenia. Stojąc przed kobietą zupełnie nie wiedziałem co mówić, co myśleć, jak się zachowywać, potrafiłem jedynie działać impulsywnie, pod wpływem chwili, dlatego właśnie moje usta zadziałały nie do końca zgodnie z wolą umysłu, a język powiedział pierwsze słowa, które udało mi się wyłowić z bezkształtnej masy obijającej się po moim mózgu. Czego szybko miałem pożałować, jak się okazało.
Widziałem jak zmienia się wyraz jej twarzy, jak płonące do tej pory policzki gasną szybko, jak cały ogień przenosi się w jej oczy, w które patrzyłem uważnie nie mogąc oderwać od nich wzroku. Mogłem się tego spodziewać, przecież nie dałem jej powodu do pozytywnej reakcji, nie dałem nawet możliwości na ochłonięcie po szoku, jaki musiała wzbudzić moja obecność na Festiwalu, a już poruszyłem ciężki dla nas obojga temat. W końcu porzuciłem ją i naszego syna. Mogłem się spodziewać i nawet byłem w stanie przewidzieć co się stanie, gdy dostrzegłem kątem oka ruch jej dłoni, jednak nie cofnąłem się, nie zrobiłem uniku, więc nim się obejrzałem ostry ból przeszył mój nos, a siła uderzenia zmusiła mnie do zrobienia kroku w głąb morza. Stęknąłem cicho odruchowo podnosząc rękę w kierunku twarzy, by następnie z nijakim zaskoczeniem spojrzeć na krople krwi, które pozostały na moich palcach po delikatnym zbadaniu stanu nosa.
- Zdecydowanie na to zasłużyłem… - powiedziałem cicho, ponownie ponosząc wzrok na jej oczy.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 21:27
Ulżyło jej, gdy pięścią trafiła w nos mężczyzny; na widok krwi poczuła satysfakcję i ani przez moment nie żałowała, że wybrała drogę agresji zamiast całkowitej ignorancji. Stawka była zbyt duża, by grać o nią tylko połową swych sił.
Dopiero gdy część skumulowanej w ciele rudowłosej wściekłości wyleciała wraz z uderzeniem, Jessa była w stanie zauważyć, że nie miała do czynienia ze starym Aidanem. Nie walczyła z widmem przeszłości, a chyba jakaś jego marną kopią, bowiem mężczyzna wyglądał dużo bardziej mizernie niż wtedy, gdy widziała go po raz ostatni. Zmęczony, zrezygnowany i niczym nie przypominający człowieka, który kiedyś skradł jej serce. Przybyło mu blizn i ubyło kilogramów, a iskierka ciekawości, jaka zapaliła się Diggory, szybko została zgaszona potokiem racjonalności. Musiała teraz użyć czegoś o wiele bardziej skutecznego, niż własna pięść, a nawet własna różdżką. Tę wciąż trzymała w pogotowiu, gdy patrząc z pogardą na prawie znokautowanego Bagmana, wyrzuciła z siebie naprędce:
- Nie próbuj nawet się z nami kontaktować – niemalże warczała, prawie obnażając zęby, niczym lwica broniąca swojego dziecka. Ale przecież dokładnie tak było – Jeśli będziesz nagabywał moje dziecko, spotka cię coś o wiele gorszego, niż złamany nos. Nie istniejesz dla nas i tak zostanie – zapowiedziała lodowatym tonem, wbijając nienawistne spojrzenie w skruszone oczy mężczyzny.
Wiedziała, że w końcu pożałuje tego, co zrobiła, bowiem uciekanie się do przemocy było czymś, co gardziła. Na razie jednak uspokajała swój oddech i usiłowała wziąć się w garść na tyle, by dobitnie i ostatecznie zniknąć sprzed oblicza Bagmana. Nie mogła zrobić tego od tak, musiała upewnić się, że Aidan zdaje sobie sprawę z powagi jej groźby. Zrobiłaby wszystko dla bezpieczeństwa Amosa, niezależnie od konsekwencji. Był najważniejszą osobą w jej życiu i tak miało pozostać już zawsze. Mężczyzna stojący przed być może kiedyś stał w pozycji jej narzeczonego, ale razem ze złamanym sercem wszystkie uczucia uległy transformacji z biegiem czasu. Miłość zamieniła się w nienawiść, pożądanie we wstręt.
Diggory tak bardzo pragnęła, by pozostawienie Bagmana za sobą na plaży było końcem jej problemów, ale wiedziała doskonale, że to dopiero ich początek. Nie obdarzyła go już nawet pogardliwym spojrzeniem; odwróciła się i ruszyła przed siebie, kierując się na łąkę. Po przejściu kilku kroków odrzuciła wreszcie swój zmasakrowany wianek na piasek i nawet się za nim nie obejrzała. Musiała prędko odnaleźć Jean i opowiedzieć jej całe zdarzenie, a później wrócić do domu i ostrzec dziadka, że od tej pory ich życia mogą znajdować się w jeszcze większym niebezpieczeństwie. I chociaż chciało jej się płakać, szła z wysoko uniesioną głową, a promienie słońca piekły ją w zarumienione ze wstydu policzki.

| zt


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 35 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Wybrzeże [odnośnik]14.08.18 23:07
Nos bolał coraz mocniej - byłem pewien, że nim wrócę do domu spuchnie całkiem nie dając już zapomnieć o sobie nawet na chwilę, a krew spływająca w kierunku ust łaskotała niemiłosiernie, jednakże nie robiłem niczego by zatrzymać jej ubytek. Nie potrafiłem zainteresować się bardziej moim stanem zdrowia, ponieważ stojąca przede mną kobieta pochłaniała niemal całą moją uwagę. Nie liczyło się teraz dla mnie nic innego poza palącym nienawiścią spojrzeniem Jessy, jej bladą twarzą, rozwianym włosem. I chociaż widziałem wyraźnie, że w tym momencie nie żywi ona do mnie nawet krztyny pozytywnych uczuć nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, cofnąć się, zrobić cokolwiek by ratować resztki honoru. Byłem niczym małe, zbyt często ignorowane dziecko tak bardzo spragnione uwagi rodzica, że nie przeszkadzały mi razy, które mi zadawano, liczyło się to, że chociaż przez chwilę, przez parę krótkich minut to ja znajduje się w centrum uwagi kobiety, której nie przestałem kochać do tej pory, o czym przypomniało mi mocno szamoczące się serce.
Na Merlina, jaka ona była piękna, nawet gdy wściekłość ogarniała ją całkowicie.
Ostre słowa, które wyrzuciła z siebie Jessa w końcu wyrwały mnie z lekkiego otępienia, w które zdawałem się popadać patrząc na nią. Narósł we mnie bunt, chciałem zaprotestować, powiedzieć, że przecież to również moje dziecko, że nie było mnie tyle lat, że teraz powinienem to naprawić, ale ugryzłem się w język nie wypowiadając żadnego z tych słów, zamiast tego zwiesiłem głowę i milczałem, bo doskonale wiedziałem, że zasłużyłem na takie traktowanie. Przecież porzuciłem ją, zostawiłem na pastwę losu, nie wróciłem pozwalając by żyła samotnie w świecie, w którym samotne matki nie są dobrze widziane, tym bardziej te, które nigdy nie miały męża. Świadomość tego trzymała mi język za zębami, nawet wtedy, gdy kobieta mojego życia obróciła się na pięcie i po prostu odeszła.
Patrzyłem za nią, obserwowałem każdy najdrobniejszy ruch jej ciała, każdy krok, pragnąc pobiec za nią, zatrzymać ją, błagać o litość, o chociażby odrobinę uwagi. O to by pozwoliła mi wszystko wyjaśnić, by dała szansę na naprawienie błędów. Nie zrobiłem jednak żadnej z tych rzeczy, tkwiłem w miejscu dopóki Jessa Diggory nie zniknęła mi z oczu, a potem jeszcze parę minut gapiłem się w tłum jakby licząc na to, że jednak do mnie zawróci. Gdy tak się nie stało westchnąłem ciężko, uniosłem dłoń do nosa by otrzeć zasychającą krew, a potem ruszyłem przed siebie zamierzając już tylko wrócić do domu. cztery ściany codziennego więzienia nagle stały się niesamowicie pociągające, a perspektywa samotnych paru dni niosła dziwne ukojenie.

|zt


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.08.18 1:17
Nie była przyzwyczajona do gubienia się we własnych emocjach, do uciekania przed spojrzeniami i otaczania samej siebie ochronnym murem niezręcznego dystansu. Być może dlatego, że do tej pory nigdy nie musiała tego robić; jej świat od dziecka malował się w klarownych odcieniach jasnej bieli i groźnych pasmach nieprzeniknionej czerni, a ona nie miewała problemów ani z odróżnieniem jednej od drugiej, ani z nazywaniem kontrastujących ze sobą barw po imieniu. Przez lata żyjąc w wykreowanej przez baśnie rzeczywistości, nauczyła się przyjmować szczęście z pokorą i porażki z podniesioną głową, wierząc niepodważalnie, że koniec końców dobro i tak zwycięży, czyniąc całą resztę nieistotną. Pożar Ministerstwa Magii, który pochłonął wraz ze sobą znacznie więcej niż znajome mury i nadwątlone już wcześniej poczucie bezpieczeństwa, skruszył podtrzymujące jej świat fundamenty, choć początkowo nie rozumiała właściwie, dlaczego. Znała już przecież utratę – nie minęły jeszcze nawet dwa lata, odkąd pochowała młodszego brata, powracając ze spuszczoną głową do Londynu i starając się zebrać w całość okruchy porzuconej przeszłości. Tamta śmierć była jednak inna; jej brat umierał spokojnie, mając całe miesiące i lata na pogodzenie się z nieuchronnością losu, odchodząc w otoczeniu rodziny i bliskich i pozostawiając po sobie rozdział zbyt krótki, ale właściwie zamknięty. Zniknięcie Garretta nie dało jej szansy na wypowiedzenie słów pożegnania, kojarząc się nieodzownie ze zdaniem urwanym w połowie, które mimo upływu czasu nadal czekało na dokończenie, spotykając się jedynie z przerażającą ciszą, sprawiając, że Margaux tak naprawdę nie wiedziała, co powinna była czuć. Nie wiedzieć zdawali się tego również jej przyjaciele, mimo najszczerszych chęci uciekając się do ostrożnego obchodzenia jej dookoła, zupełnie jakby była popękanym wazonem, który przy najlżejszym podmuchu mógłby roztrzaskać się na kawałki. Nie odnajdywała się w tej nagłej zamianie ról, a chociaż tak dobrze szło jej radzenie sobie z cudzymi tragediami i emocjami, to jej własne stanowiły dla niej irytującą zagadkę, której nie umiała (i chyba nie chciała) rozwiązać, czując się w tym wszystkim jak hipokrytka, niezdolna do zastosowania się do własnych rad.
Być może właśnie dlatego dłuższą chwilę zabrało jej zrozumienie, że niezidentyfikowanym uczuciem, które ogarnęło ją na widok zatrzymującego się przed nią Brena, była wdzięczność – głównie za uchronienie jej przed koniecznością spędzenia wieczoru w towarzystwie nieznajomego mężczyzny, który najprawdopodobniej miał dobre intencje, ale nie byłby w stanie zrozumieć, dlaczego nie śmiałaby się z jego żartów i nie podążała wesoło za rytmem skocznej muzyki. Obecność Brendana stawiała ją w komfortowej sytuacji, w której nie musiała z niczego się tłumaczyć – i już samo to wystarczyło, by roześmiała się krótko na jego słowa, nie zwracając uwagi na to, że w pewnym sensie stanowiły unik przed zadanym przez nią pytaniem. – Tak mówią – odpowiedziała, unosząc wyżej jasne brwi – chociaż nie jestem pewna, czy wypicie jej również wpływa dobrze na zdrowie – dodała, wiedząc jednak, że w tym przypadku nie było powodów do obaw, bo Bren zdawał poruszać się pośród fal równie swobodnie, co na lądzie.
Skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie, pochylając się lekko, żeby ułatwić mu zadanie i powstrzymując wzdrygnięcie, gdy lodowate krople z wianka spłynęły jej za kołnierzyk sukienki. – Wierz mi lub nie – odpowiedziała, nadal trzymając się tego lekkiego tonu, który tworzył krótkotrwałe wrażenie, że wszystko było w porządkuale też musiałam stoczyć o niego walkę. Z bahanką – dokończyła, wspominając bolesną wyprawę po kwiaty; ugryzienie na przedramieniu wciąż trochę swędziało.
Gdy z jej ust popłynęły kolejne słowa, nie było w nich zawahania ani sztucznej uprzejmości. – A czy możemy mimo wszystko zignorować tę część tradycji, która stawia nas przed obowiązkiem odtańczenia tańca przy ognisku? – zapytała, dopiero ostatnie sylaby barwiąc cichą niepewnością. Zdawała sobie sprawę, że pozbawienie prośby idącego za nią wytłumaczenia łamało kilka podstawowych zasad dobrego wychowania, ale nie chciała opowiadać o tym, że tańczenie do dźwięków muzyki kojarzyło jej się z noworocznym przyjęciem w Dolinie Godryka, na które zabrał ją Garry – ani że trzaskające w górę płomienie ognisk zmuszały ją do powrotu przed zadymione Ministerstwo Magii, wypełniając uszy fantomowym krzykiem rannych czarodziejów, którym nie zdążyła pomóc. Nie była to kwestia zaufania, bo tym obdarzała Brendana bezwarunkowo – ale mówienie o tym wszystkim pod beztrosko słonecznym niebem, i wśród radosnych chichotów otaczających ich ludzi, wydawało się nie na miejscu. – Niewiele mam do zaoferowania w zamian, chociaż właściwie złośliwa bahanka pozostawiła mnie z czymś więcej, niż tylko ranami bitewnymi – dodała, przypominając sobie o schowanym w kieszeni fluorycie; wyciągnęła go spomiędzy warstw jasnej tkaniny, układając na otwartej dłoni i przez moment obserwując, jak gładkie powierzchnie bez trudu chwytają słoneczne promienie. – Podobno wspomaga przepływ magii. Jeden już mam, a tobie i tak przyda się bardziej – wyjaśniła, wzruszając niezdarnie jednym ramieniem.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.08.18 18:12
To był ostatni Festiwal Lata dla członków rodziny Yaxley. Morgoth wiedział o decyzji ojca, która miała odrzucić Prewettów jako kalekich i niezdolnych do silnego jednoczenia się szlachty. Robaczywe jabłko mogło wszak zaszkodzić zdrowym i mogącym się rozwijać, dlatego jakiekolwiek stosunku miały zostać zerwane wkrótce po zakończeniu zabaw w Weymouth; wszak przemowa była jedynie wyznacznikiem stanowiska, które obejmował każdy noszący nazwisko Prewett - nie tylko zaś uzdrowiciela otwierającego uroczystość. Rozmowy na temat zerwanych sojuszy czy budujących się były konkretne, a między nestorem i jego synem nie było żadnych wątpliwości co do podejmowanych decyzji; młodszy z Yaxleyów miał również własne rozważania niewątpliwie zadowalające ojca. Zielone światło, które dał mu w stosunku do idei kręcącej się dokoła Lei było wystarczającym dowodem na to, że ich umysły były niby jedno. Obaj jednak nie wiedzieli o sobie wszystkiego - dobro rodziny było najważniejsze i niektóre rzeczy ginęły we wnętrzu dążeń do ów celu. Wszak jedynie babka znała sekret wnuka jak i formy animaga, którą przybierał. Po niej następnymi byli Śmierciożercy oraz Rycerze, z którymi brał udział na misjach. To ciało, ta postać oddzielała go od pozostałej rzeczywistości, od wszystkich innych istot, czyniła odrębnym i wyjątkowym, uwalniała od potrzeb i trosk ciała, które niegdyś go nękały, i pozwalała mu skoncentrować się całkowicie na łączności z własnymi emocjami. To było tak proste i zarazem okupione wielkim cierpieniem. Nie przeszkadzało mu jednak, że ów forma przerażała innych. Czuł wszak nawet w Azkabanie szybsze bicie serca współtowarzyszy, gdy stanął przed nimi jako ukryte w jego wnętrzu zwierzę. Posługiwał się ich strachem jako narzędziem do osiągnięcia swoich celów - czy nie tak rozszarpał gardło Barryego Weasleya? Zwolennicy mugoli mówili, że strach wiódł do nienawiści, a nienawiść sprowadzała cierpienie. Ale mylili się. Strach był narzędziem, za pomocą którego silniejsi mogli zdobyć przewagę nad słabszymi. Nienawiść nie była idealnym źródłem siły, bo omamiała i wiodła na błędne ścieżki, lecz była również i silnym motywatorem. Po części dzięki niej i logice czarodzieje postanowili postawić się napływowi złej krwi. Jeśli nie mieli ich skutecznie odeprzeć, straty dla magicznego świata miały być nie do oszacowania. Pozbycie się mugoli, odebranie im mocy wkraczania do rzeczywistości czarodziejów nie miało sprowadzić cierpienia, lecz porządek. Magia przez samo swoje istnienie ustanawiała, że to właśnie oni byli tymi, którzy mieli ją dzierżyć, udoskonalać; ustanawia ład. Mugole i ich zwolennicy nigdy tego nie zrozumieli, dlatego błędnie pojmowali ten byt i musieli zostać unicestwieni, strąceni znów we własne realia. Ale ojciec Morgotha rozumiał to i Śmierciożerca również. Jego obowiązkiem było umorzenie zapędów niepożądanych użytkowników czegoś tak potężnego. Jej istnienie w rękach kogoś pozbawionego stosownej władzy było chaotyczne, bezładne, poślednie. Ów moc - niewidzialna, lecz wszechobecna - skłaniała się ku porządkowi i była narzędziem, za pomocą którego porządek mógł i musiał zostać narzucony. Jednak nie drogą harmonijnego, pokojowego współistnienia. Taki był pogląd Zakonu Feniksa, głupi i błędny, który wywołał tylko jeszcze większy chaos. Jeśli nie po myśli, którą wspierali Yaxleyowie: poprzez podbój, zmuszenie bezładu do podporządkowania się ładowi, nagięcie słabych do woli silnych mocą. Historia wpływu mugoli na losy magicznego świata była historią chaosu i wybuchających co jakiś czas wojen sprowadzających nieład. Historia czystej krwi miała być historią wymuszenia pokoju, narzucenia porządku. Jedynego słusznego wyjścia i zrzucenia zdrajców w odmęty morza.
Patrząc teraz na Marine, zdawał sobie sprawę, że tym bardziej musiał się starać i tym bardziej uważać, by nie zginął. Zbyt szybko. Jego śmierć nie przyniosłaby nikomu pożytku ani chwały. Cyneric miał rację - mieli zwyciężyć, lecz do tego celu było jeszcze daleko, a wiele wyrzeczeń czyhało na tej drodze. Uwagę zwrócił podarunek, który wpięła w delikatny materiał koszuli - prężny smok owijał się wokół czarnego turmalinu, który lśnił niczym znajome łuski. Czerwona, krwawa plama w miejscu, gdzie stworzenie miało pysk wyglądało niczym ogień, który tak często czuł, przebywając blisko panów nieba. Gest dziewczyny był wiadomym przesłaniem i odpowiedzią. Równocześnie Yaxley odczytał z niej wiadomość o wyczekiwaniu na dalsze etapy zaczynającego się ich, wspólnego życia. Nie pozwolił, by skaleczona dłoń narzeczonej oddaliła się zbyt daleko i schował ją w swojej, początkowo nie zabierając jeszcze głosu. Dopiero gdy zbliżył się do niej jeszcze trochę, patrząc w dół na niższą czarownicę, po raz pierwszy odezwał się od wieczoru zaręczynowego. - Niech zabijają mnie po tysiąckroć, gdy mara stanie się lepsza od rzeczywistości - powiedział, podnosząc dłoń, by dotknąć palcami policzka narzeczonej. Jaki miałby wtedy powód, by się obudzić? Przyłożył czoło do jej czoła tak samo jak na tarasie na wyspie Wight, by niemo potwierdzić, że nie potrzebował już sojuszników. Uśmiechnął się pod nosem delikatnie, wiedząc, że nie mogli skradać tutaj sobie zbyt dużo czasu, gdy spojrzenia wszystkich były skierowane w stronę dwójki młodych czarodziejów. Yaxleyowie cenili sobie prywatność i chociaż Cyneric wspominał o tym, że chciałby poznać Marine, Morgoth nie chciał przeciążać narzeczonej. Już dzisiaj poznała Leię i chciał, by wdrażała się w jego bliskich w odpowiednim tempie. Kuzyni, nawet bliscy, wciąż w świetle prawa pozostawali kuzynami i czas tego zapoznania się jeszcze miał przyjść w odpowiedniej chwili. - Nie chciałabyś stąd uciec? - spytał cicho, mając na myśli tłum panien i łowiących ich wianki mężczyzn. Do tego sporo starszych ludzi zebrało się na brzegu, by podziwiać zwyczaj, w którym nie chcieli lub nie mogli brać już udziału.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 35 z 51 Previous  1 ... 19 ... 34, 35, 36 ... 43 ... 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach