Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Pomost
Liczne mniejsze ogniska ciągnące się wzdłuż plaży wydawały się nieco bardziej ustronne. Przy kilku serwowano ciepłe pieczone ziemniaczki z solą, odrobiną masła i kubkiem orzeźwiającej maślanki. W tej okolicy dało się również spotkać najwięcej starszych czarodziejów, którzy odpoczywali, ciesząc się widokiem bawiącej się młodzieży i wspominając własną młodość, wielu z nich opowiadało przy ogniskach interesujące historie sprzed dziesiątek lat, a najstarszy spośród nich - nawet sprzed wieku. Ciekawi dawnych zwyczajów młodzi czarodzieje wysłuchiwali tego z zapartym tchem. Pozostali odchodzili niewzruszeni, dołączając do beztroskich zabaw. Wybrzmiewała wyliczanka chodzi lisek koło drogi śpiewana w rytm prymitywnej fujarki, gdy spore grono młodych czarodziejów bawiło się w tę zabawę, chętnie witając każdego, kto zechciał do nich dołączyć.
Im dalej od głównych ognisk tym okolica wydawała się cichsza i ustronniejsza. Odpoczywający tutaj czarodzieje nie mieli na twarzach tej pogodnej radości, wydawali się zatroskani. Wiele kobiet siedziało z dziećmi, ale bez ojców, wielu mężczyzn było okaleczonych. Okryci kocami, które rozdawano przy straganach na jarmarku, szukali wytchnienia.
Na plaży rozstawiono wiklinowy kosz z białymi lampionami. Wieczorem, kiedy słońce zachodzi za horyzont, a wiatr zaczyna wiać w stronę morza, uczestnicy festiwalu mogą zapalić je prostym zaklęciem i posłać do nieba wraz ze swoimi marzeniami. Na koszu wisi szarfa z mottem Prewettów: ab imo pectore, a same lampiony mają symbolizować miłosny lot Aenghusa i Caer – bohaterów rodowej legendy, którzy w postaci łabędzi spędzili w powietrzu trzy dni i trzy noce.
Na mniej zatłoczonej plaży najłatwiej jest odnaleźć bursztyn - zwany morskim złotem - wyrzucany przez fale. Jest to znalezisko rzadkie, lecz magiastronomowie twierdzą, iż święto żniw związane jest z ruchami gwiazd, które wywołują przypływy niosące magiczną aurą ściągającą ten cenny i piękny surowiec do brzegu. Aby przeszukać piasek nad brzegiem należy rzucić kością k10, w przypadku uzyskania wyniku 1-3 można rzucać ponownie w kolejnym poście. W przypadku uzyskania wyników 1-3 trzy razy z rzędu postaci marzną dłonie i może próbować ponownie dopiero po ogrzaniu się przy ognisku.
- Bursztyny:
- 1: Nic nie znajdujesz.
2: Nic nie znajdujesz.
3: Nic nie znajdujesz.
4: Znajdujesz mały bursztyn o jasnozłotym ubarwieniu.
5: Znajdujesz mały bursztyn o miodowym ubarwieniu.
6: Znajdujesz mały bursztyn o kasztanowym ubarwieniu.
7: Znajdujesz nieco większy bursztyn z inkluzją owada.
8: Znajdujesz nieco większy bursztyn z inkluzją rośliny.
9: Znajdujesz duży ładny bursztyn z inkluzją rzadkiego pięknego kwiatu paproci.
10: Znajdujesz duży bursztyn, który nieznacznie połyskuje ciepłą aurą pomimo wyjęcia go z zimnej wody. Postać z geomancją na poziomie I rozpozna w nim świetlny bursztyn (Kwiat paproci zatopiony w bursztynie, który można oprawić w wisior albo pierścień lub rozbić na bransoletę albo naszyjnik. Legenda głosi, że podarowana od ukochanej osoby zaklina w sobie miłość i ogrzewa Bije ciepłem, działa tylko na obdarowaną osobę - chroni przed zimnem, a nawet zamarznięciem. Rzucenie zaklęć związanych z zimnem na osobę posiadającą bursztyn wymaga o 10 oczek więcej), po rozpoznaniu możesz zgłosić się po jego dopisanie do ekwipunku postaci w aktualizacjach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 1 raz
To samo podwyższenie, na którym zaledwie przed kilkoma dniami przemiał Ignatius Prewett, zostało przeniesione na plażę, wobec czego gromadzącym się czarodziejom towarzyszyła morska bryza zamiast czerwieni maków. Pomiędzy osobami krążyły elegancko ubrane hostessy, wręczające szklane fiolki z galaretowatym specyfikiem. Nad ich głowami tańczyły wesoło ogniki, rozświetlające mroki zapadającego wieczoru. Zdawało się, że tylko tutaj toczy się życie, pozostały obszar Weymouth, gdzie odbywały się różne konkurencje, wydawał się uśpiony niczym lasy podczas zimowego snu. Zapewne, gdyby zapadła całkowita cisza, można by usłyszeć tylko miarowy dźwięk szumiącego morza.
Minister Magii przemawiająca dzisiejszego wieczoru nie kazała na siebie długo czekać. Siwiejąca już, choć wciąż elegancka i pewna siebie kobieta, weszła na podwyższenie, a wraz z nią dwójka cieni – aurorów – niewidocznych, lecz gotowych do interwencji, gdyby ktokolwiek postanowi zagrozić głównej przedstawicielce magicznego świata.
- Panie i panowie! Dziękuję za przybycie na – niestety – już przedostatni dzień festiwalu. Wydarzenia takie jak to pokazują nam, że stopniowo zapominamy o wojnie, która niedawno wstrząsała naszym krajem; pokazują, że pomimo podziałów jesteśmy w stanie wspólnie funkcjonować, dążyć do nowej, wspaniałej świetności. Wobec tego z całego serca chciałam podziękować nestorowi i wszystkim członkom rodu Prewett za tak wspaniałą organizację, a przedstawicielom innych rodów za nieocenioną pomoc. Jestem pewna, że zabawa, radość i miłość podczas tego wielce magicznego tygodnia na długo pozostaną w Waszej pamięci. Gratuluję także wszystkim uczestnikom, a szczególnie zwycięzcom najróżniejszych, niezwykle trudnych zmagań postawionych przed nimi w trakcie tego tygodnia. Jestem dumna, że magiczna Wielka Brytania może poszczycić się czarodziejami i czarownicami o tak wspaniałych, różnorodnych zdolnościach. Tymczasem, zapraszam na jedną z ostatnich, niezwykłych atrakcji – jestem przekonana, że ten wieczór umilą państwu najnowsze wytwory rodu Selwynów, zachwycając i wprowadzając odrobinę większej ilości magii do naszej codzienności.
W momencie, gdy Minister Magii skończyła przemowę, dziesiątki małych salamander przemknęły pomiędzy nogami zebranych. Choć zachowywały się niczym żywe ogniki zmierzające w kierunku wybrzeża, ich zdolności do podpalania zostały ograniczone w magiczny sposób – czy to przez zaklęcie, czy eliksir. Gady dążyły zarówno do głównego ogniska, jak i wielu mniejszych, które podczas całej mowy pozostawały wygaszone, niepodobnie do poprzednich dni, gdy właśnie przy nich odbywały się zabawy i największe hulanki. Gdy salamandry wpełzły pomiędzy stosy drewna, lgnąc do żarzących się węgielków, ich ogień nabrał na sile, sprawiając, że gałęzie na nowo zapłonęły ogniem. Z kierunku plaży rozbrzmiały pierwsze nuty żywych melodii, zachęcającej do tańców. Ostatni dzień festiwalu można było uznać za otwarty.
Lecz dzisiejsza uroczystość miała opierać się nie tylko na tańcach. W głębi morza coś zalśniło, jakby wiele ogników umieszczono pod powierzchnią wody. Zaledwie po chwili z tego miejsca w powietrze wzbił się najprawdziwszy smok, lśniący nieprzeniknioną czernią na granatowym niebie. Z każdym ruchem jego skrzydeł na tłum czarodziejów swobodnie opadały lśniące drobiny – czerwone, srebrne, złote i pomarańczowe, podobne wielkiemu brokatowi. Oczy stworzenia wydawały się żywe, płonące najprawdziwszym smoczym ogniem, szczególnie, gdy z wysokości kilkudziesięciu stóp zanurkował w kierunku zgromadzonych gości. Co strachliwsi czarodzieje próbowali rzucać zaklęcia unieszkodliwiające, które zamiast trafić w cel, rozświetliły gamą kolorów nocne niebo. Smok, tak żywy i realny, był tylko ognistym tworem, specjalnie stworzonym na rzecz dzisiejszego wieczoru. Pikując w dół, rozpadł się na setki mniejszych fragmentów wielkości smoczych łusek, które jakby wiedzione jakimś tajemnym sposobem, spokojnie opadły wprost do wypełnionych różnokolorowymi cieczami szklanych pojemników, dzierżonych w rękach gości. Właśnie tam przybrały miniaturową formę najróżniejszych zwierząt, dokładnie takich jak po rzuceniu zaklęcia Expecto Patronum; w pojemniczkach osób, które nie znały form swoich obrońców stworzonych ze szczęśliwych wspomnień, znalazły się miniaturki magicznych stworzeń - smoków, kelpii, feniksów, jednorożców i innych. Można zachować je na pamiątkę lub podgrzać niewielką ilością ognia, by obudziły się ze swojej drzemki i zatańczyły wokół gości niczym ogniste, różnokolorowe zwierzęta, znikające po kilku chwilach od odpalenia.
Dla głodnych wrażeń przygotowano także inne, równie ogniste atrakcje - zespół piromanów igrał z ogniem, tworząc ogniste kształty w rytm skocznej muzyki. Na brzegu rozmieszczono kilka stoisk, podobnych tym jarmarkowym, gdzie można nabyć wyjątkowe fajerwerki przygotowane specjalnie dla drugiej połowy, przyjaciela, członka rodziny, idealne także na prywatną uroczystość.
Przedmiot | Cena |
Fajerwerki spersonalizowane | |
5 x Fajerwerki spersonalizowane |
Festiwal chylił się ku końcowi, lecz nie znaczyło to, że ostatni czynny dzień zabawy zostanie przyćmiony przez euforie towarzyszącą rozgrywce na miotłach. Dla osób szukających sposobności do spędzenia tego wieczoru w odosobnieniu lub na romantycznych uniesieniach, organizatorzy zaproponowali bliskie oglądanie specjalnego pokazu sztucznych ogni, które już za chwilę mają rozświetlić spokojne, nocne niebo. Specjalnie do tego celu przy pomoście zacumowano dziesiątki łódek, przyozdobionych zielenią i wszelkimi rodzajami kwiatów, ze słoikiem pełnym niebieskich ogników na dziobie, mającym na celu oświetlenie wody przed sunącą łódką. Wystarczy tylko wejść do jednej z nich, by z bliska zachwycić się wspaniałością fajerwerków stworzonych przez członków rodu wiodącego prym w tej dziedzinie.
| Osoby, które zechcą skorzystać z łódek proszone są na wstępie o przypisanie swojej łódce numeru od 1-20 wraz z wyszczególnieniem osób towarzyszących.
Stała na pomoście, blisko słupa, gdy z morza wyłoniło się monstrum. Nie słyszała, by faktycznie wybiło się spod morskiej piany - kilkutonowa bestia powinna wprowadzić wodę w spory szum przy takim ruchu, ale mimo to wzdrygnęła się w pierwszym momencie. Dopiero, gdy smoczysko zanurkowało i zbliżyło się na odpowiednią wysokość, sunąc tuż nad głowami zebranych, zauważyła, że to... iluzja? Jakiś przedziwny mechanizm? Rozbudowane zaklęcie? Gdy jednak w końcu smok rozbił się, obsypując zebranych łuskami, które ciągle mieniły się różnorakimi barwami.
Nie słuchała przemówienia, nie znajdując w nim niczego, co mogłoby ją zainteresować. Jego główny przekaz to: "bawcie się dobrze". Doprawdy, czy ta kobieta musiała tyle mówić? Uśmiechnęła się pod nosem na reakcje panienek, gdy między nogami przebiegły im salamandry, rozświetlając piasek. Chwilę potem zapłonęły ogniska, bijąc ciepłym blaskiem, który odbijał się na tafli morza.
Lovegood dała wiatrowi szarpać materiałem swojej sukienki, by jednocześnie opatulić się ciaśniej cienką szatą. Smok przypominał jej o pewnej osobie, której wspomnienie definitywnie nie pomoże w tym, by dzisiejszy dzień utrzymać w pogodnym charakterze. Dlatego nie patrzyła czy jej kuzyni już nadchodzą, bojąc się nieco wzroku, jaki mogłaby napotkać w przypadku Harriett.
W końcu jednak przyszli o umówionej porze, by chwilę potem zająć jedną z łódek o numerze jeden!
-Merlinie, Aaron, nie kołysz tak tą łódką.-burknęła, łapiąc się jej krawędzi, ale gdy zauważyła, że mały Seth się rozchichotał na te morskie rewelacje, sama lekko pokiwała się na boki, powodując kołysanie, szczerząc się do niego tak samo, jak on przed chwilą. Zdawała się zapomnieć o ostatnim, felernym spotkaniu z kuzynem, na nowo wracając do swojego typowego zachowania.-Nie widziałam cię na wyścigu.-zauważyła tak apropo, przypominając sobie o piekącym ramieniu, które od wczoraj nie zostało zaleczone w całości.
Nie wiedziała jak zagadnąć Harriett. Czuła się tak... Niezręcznie. Ona, Selina Lovegood, czuła się niezręcznie. No świat się walił. Ale naprawdę nie wiedziała co jej powiedzieć. "Hej, jak nos Zaima?", bez sensu!
-Jutro ciotka pokaże ci jak powinno latać się na miotle. A po meczu możemy potrenować.-zwróciła się do chłopca, uśmiechając bardzo pewnie, po czym przeniosła wzrok na jego mamę.-O ile twoja mama nie uzna, że to zbyt niebezpieczne.-szepnęła do niego, jak mały chochlik podburzając krewnej dziecko do buntu.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Wróciłam do Weymouth z rozdartym sercem, które z jednej strony nakazywało mi zostać przy Zaimie i próbować na siłę skleić nasz domek z kart, a z drugiej strony chciało się jak najszybciej wyrwać ze złotej klatki i znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tam. Fajerwerki z Lovegoodami były dobrym pretekstem, tym bardziej, gdy Seth od śniadania wypytywał tylko o to, kiedy wyjdziemy. Teraz po raz pierwszy od feralnych wianków zaśmiałam się szczerze, gdy brzdąc ruszył w pościg za ognistymi salamandrami przemykającymi pomiędzy nogami zebranych, jednak szybko upomniałam go, by nigdzie się nie zawieruszył w tłumie i po chwili zrównaliśmy się na pomoście z Seliną i Aronem, których ucałowałam w policzki na przywitanie, by następnie wbić spojrzenie przed siebie. I zobaczyć smoka. Ze wszystkich znanych mi smokologów, żaden nie kojarzy mi się z tymi zwierzętami tak bardzo, jak upadła gwiazda Quidditcha. Moje serce wykonało kilka panicznych uderzeń, gdy z odmętów pamięci wypłynęła na powierzchnię twarz, której nie mogłam teraz, ani w najbliższym czasie oglądać, ja ścisnęłam lekko rączkę Setha, by upewnić się, że nigdzie się nie wymknie, podczas obserwowania ogromnego cielska smoka. Zaśmiałam się z burknięcia Seliny, gdy usadowiliśmy się wszyscy w łódeczce numer jeden i zerknęłam na Aarona bez słowa, dając mu szansę wytłumaczyć się z nieobecności na wyścigu, na którym kibicowanie również sama sobie odpuściłam. Z oczywistych powodów. Spojrzałam przelotnie na pannę Lovegood, doskonale świadoma tego, że widmo wianków wciąż nas nie opuściło i w mojej głowie momentalnie pojawiło się pytanie co powinnam zrobić. Podziękować po raz kolejny za interwencję? Próbować mydlić oczy, że nos Zaima był jedyną rzeczą, która została złamana? Udawać, że sprawy w ogóle nie było?
- O ile nie zamierzasz nasyłać na niego tłuczków, nie widzę przeciwwskazań. - zaśmiałam się, chociaż tak naprawdę nie miałabym żadnej innej opcji na zareagowanie, gdy najmłodszy Naifeh wyjątkowo entuzjastycznie odniósł się do propozycji Seliny. - Może latanie pochłonie go do tego stopnia, że przestanie wiecznie podpalać zasłony i obrusy. - dodałam z pobłażliwym uśmiechem błąkającym się na ustach, niezdolna do denerwowania się na małego piromana przepełnionego ujawniającą się mocą magiczną. - Aaron, dołączysz do nas jutro na meczu czy Imbryk znowu pochłania cię bez reszty?
until you come back home
all bright things must burn’
Ale dobrze. Zostawmy świat Indii, bo przecież wciąż jesteśmy w Londynie.
Przywitał się ze swoimi kuzynkami i małym brzdącem, Sethem, którego zdołał jeszcze na chwilę wciąż na barana, by świat wydał mu się o wiele ciekawszy z takiej wysokości.
Tym razem, gdy magicznie wypreparowany smok majestatycznie zawisł na niebie, by w następnej chwili rozpaść się na miliony lśniących łusek, nie pożałował tego, że wyszedł ze swojej ukochanej nory. Następnie dziewczyny delikatnie zasugerowały mu, że dzisiaj to on będzie ich przewoźnikiem i nie ma raczej prawa odmowy. Żadna z nich nie sprawdziłaby się w tej roli lepiej, niż on. Wzruszył tylko ze śmiechem ramionami, wskakując do łódki i biorąc wiosła w dłonie. Wcześniej zdołał jeszcze podwinąć rękawy swojej koszuli.
- No dobrze, dobrze... ale nie wiem, co na to Seth - uśmiechnął się szeroko do chłopca, któremu najwyraźniej takie kołysanie bardzo pasowało. - Ewentualnie wpadniecie do wody, nic mi do tego.
Pogwizdywał sobie niewinnie, wiosłując mocno do przodu. Wiedział, jak to się robi. Ile to razy wybierał się na ryby z ojcem!
Spojrzał na Harriett, przypominając sobie nagle, że jutro jest ostatni dzień Festiwalu Lata, celebrowany meczem Quidditcha, w którym Selina miała brać udział.
- Wybaczcie, dziewczyny, ale jestem całkiem zabiegany... jutro mamy mieć dodatkową dostawę herbaty, przy której oczywiście muszę być. W dodatku ojciec ma mi dosłać jakieś polecenia i dokumenty. - wzruszył ramionami z miną, która wyrażała więcej niż tę pospolitą bezradność. - Ale będę o was myślał w herbaciarni. Zwłaszcza o tobie, Selino, dokop tym... tym drugim.
Quidditch wciąż stanowił dla niego zagadkę.
I do what I can
Don't put the blame on me
Cóż, pewnie Selina z chęcią wzięłaby wiosła w swoje ręce, gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego mężczyznę niż jej drogiego kuzyna. Zrobiłaby to, by pokazać, że kobieta (a konkretniej ONA) poradzi sobie z tymi narzędziami lepiej od niego lub przynajmniej równie dobrze, o! Ale tu mogła się na moment rozluźnić, wykorzystując kredyt zaufania, jaki miała do tej dwójki.
-Najwyżej?!-oburzyła się chwilę potem.-Zwariowałeś?-zniżyła głos.-Hattie pewnie całą noc trzymała wałki na głowie, chcesz to zaprzepaścić?-zażartowała, może trochę ryzykownie.
Przeniosła wzrok na wspomnianą przez siebie kobietę, trochę zagadkowo na nią patrząc. Próbowała ją wyczuć. Wydawała się być normalna.
-Ja? Harriett! Najpierw niech się nauczy celnie rzucać kaflem, a potem będziemy zwiększać stopień trudności!-oznajmiła kompletnie poważnie, biorąc sobie przygotowanie młodego do kariery gracza za najwyższą ambicję. Nawet, jeśli nie to go najbardziej fascynowało.-Och, przestań, ty też kiedyś popsułaś coś w domu.-automatycznie ruszyła w obronie Setha, mimo że nie było takiej potrzeby. Bo ona na przykład zbiła chyba multum wazonów i talerzy. A raz nawet całą zastawę wujka w Indiach. To dopiero było!
Wstrzymała westchnięcie, które chciało się wydobyć z jej płuc, gdy Aaron zaczął podawać im wymówkę.
-Poważnie powinieneś sobie kogoś zatrudnić kto ogarnie to za ciebie.-burknęła, może tylko nieco pokazując zawód i zirytowanie, które ją uszczypnęło w tym momencie.-Ramorom.-dokończyła za niego.-Nie mam innego planu na ten dzień.-zaśmiała się, bo w końcu kryło się coś więcej za tym. Szansa dokopania Morgan? Bezcenna.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
- Jakie wałki, Selino, przecież jestem naturalną pięknością! - oburzyłam się, siląc się na zachowanie powagi, jakby same insynuacje odnośnie tego, że muszę swojej niesamowitej urodzie pomagać w jakikolwiek sposób, były najbardziej uwłaczające na świecie. - Dla odrobiny zabawy w dobrym towarzystwie warto czasem zrujnować fryzurę. - dodałam, nie kryjąc już rozbawienia, po czym przechyliłam się lekko nad krawędzią łódki, by zanurzyć palce w wodzie i sprawdzić jak ciepła jest.
- Wszystkie dzieciaki będą mu zazdrościć tego, że trenuje z najbardziej znaną Osą. - ale to dobrze, niech Charlie lata na miotełce pod czujnym okiem Sel i niech zapomni chociaż na parę chwil o swojej niezdrowej fascynacji smokami. - Nie ma ludzi idealnych. - Merlin mi świadkiem, do tego grona nie należę na pewno. Wzruszyłam lekko ramionami, nie widząc jakiegokolwiek sensu w zaprzeczaniu, bo oczywistym było to, że niejednokrotnie coś zmajstrowałam w rodzinnym domu.
- Ech, powinniśmy się już chyba przyzwyczaić do tego, że z herbatą nie wygramy. - westchnęłam, nie mając jednak nawet najmniejszego zamiaru robić wyrzutów Aaronowi, sama pewnie też odpuściłabym ten mecz, gdyby nie występ Seliny na boisku. - Uważaj na siebie jutro. - zwróciłam się do kuzynki, jak chyba przed każdą jej grą. Nie byłabym przecież sobą, gdybym nie wyraziła szczerej troski o zdrowie swoich bliskich, bezsensownie narażających się na szwank!
until you come back home
all bright things must burn’
Wiosłował powoli, żeby ta podróż sprawiła im jak najwięcej przyjemności, żeby ich spotkanie przy tak pięknych okolicznościach przedłużyło się do granic możliwości.
- Zazdrościsz jej tych loków, co? - parsknął śmiechem. Dogryzanie, tak. - Będę trzymał kciuki za Setha, żeby nie odpadł po kilku pierwszych minutach twojego treningu, Selina.
No ale przecież tak się kochali! Oooo TAK, dosłownie! Aaron po prostu uwielbiał dogryzać swojej starszej kuzynce, oczywiście powodem zawsze określając jej chęci do dogryzania jemu. Miał tylko nadzieję, że tym razem za te brzydkie żarciki czubek jej buta nie wyląduje boleśnie na jego piszczelu.
- Zatrudniam kogoś innego - odparł. - Ale dziewczyny nie ogarną całego interesu same nawet, gdyby bardzo chciały. I chyba nie jestem w stanie zaufać im na tyle, by oddać w jednej chwili osiemdziesiąt procent spraw herbaciarni, które potrafię załatwić sam. No ale dobrze, zostawmy mój interes, bo się zaraz zarumienię. Opowiedzcie lepiej, co się dzieje w waszym życiu.
Patrzył na ich twarze rozjaśniane błyskami magicznych ogni. Te parę chwil nieco przypominało mu o Indiach. Może nie znajdywali się w okolicznościach, które idealnie dałoby się podpiąć pod tamten klimat, ale... byli razem. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy dziewczyny spędzały wakacje w indyjskiej posiadłości Lovegoodów. Było poranne wędkowanie na niemal przezroczystej morskiej wodzie, zrywanie liści herbaty o poranku, próby wsiadania na słonia, w którego posiadaniu był sąsiad rodziców Aarona, były gonitwy na skraju dżungli niedaleko ich domu, były próby zrywania dojrzałych mango, długie piesze wędrówki razem z Anthony'm. I mimo tego, że czuł się w tej chwili dobrze, to brakowało mu jednej rzeczy, jednego elementu układanki. Najważniejszego
Aurelii.
I do what I can
Don't put the blame on me
Uśmiechnęła się w ten nieco zadziorny sposób, gdy Hattie zaczęła się oburzać.
-Myślałam, że jesteś tradycjonalistką.-wytknęła jej, mimo że kąciki ust ciągle wyginały się do góry.-Och, od razu zazdroszczę.-obruszyła się, ściągając usta w dzióbek.-Prostota chyba bardziej do mnie pasuje, co?-na potwierdzenie swych słów obróciła się do niego nieco bokiem i złapała za kosmyki swoich włosów, wyciągając je przed siebie, jakby chcąc mu je pokazać i udowodnić, że ma rację.
-Doprawdy, Aaron.-mruknęła, przewracając oczami.-Potrafię dopasować trening do możliwości.-stwierdziła pewnym siebie tonem, spoglądając na Charlie'go i mrugnęła do niego porozumiewawczo. Słowa kuzynki przyjęła z niejaką wdzięcznością, pławiając się przez moment w tym komplemencie.-Cóż.-powiedziała, wzruszając ramionami.-Żadne z nas na pewno nie było idealnym dzieckiem. Pamiętaj o tym, jak mama będzie na ciebie krzyczeć.-nachyliła się do chłopca, zniżając głos.
Ups, chyba nie wygra konkursu na ciotkę roku!
Westchnęła tylko na komentarz drugiej blondynki, niejako jej przytakując. Bo miała rację! Nic nie wygra z herbatą!
-Za każdym razem wzrusza mnie twoja troska.-zadrwiła, uśmiechając się szeroko, niejako z satysfakcją. Zmrużyła nieco oczy, gdy zapytał o ich życie. Czy poważnie weszli już na etap poważnych rozmów? Czy miała zburzyć tą lekką, przyjemną atmosferę opowieściami o tym, jak część wieczorów spędza płacząc nad pewnymi listami, pocieszając się szklanką z rudą zawartością?
-Gazety dosyć dobrze sobie radzą ze streszczaniem najważniejszych wydarzeń w moim życiu, nie wiem czy jest sens to powtarzać.-prychnęła, nachmurzając się nieco.-Wiecie, niesłabnące flesze, siniaki po tłuczkach, powoli też rozważam kupno kota, no, takie tam.-odparła luźno, wzruszając po raz kolejny ramionami. Spojrzała po nich z uniesionymi brwiami, spodziewając się rewanżu z ich strony.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
- Musisz sobie w końcu znaleźć do pomocy kogoś na tyle zaufanego, by powierzyć mu więcej zadań niż raczenie klientów słodkimi uśmieszkami - stwierdziłam, słysząc niezmienną wersję Aarona, w której to zawsze tylko on jest w stanie odpowiednio zadbać o interesy Imbryka. Zacisnęłam usta w wąską linię, gdy nasza rozmowa popłynęła w kierunku poważniejszych tematów niż te, których się na razie imaliśmy.
- Kota trzeba czasem karmić, Selino, może zacznij od kupna kaktusa i stopniowo zwiększaj trudność utrzymania przy życiu - zaśmiałam się krótko z odpowiedzi Seliny, nawet nie chcąc wyobrażać jej sobie w roli samotnej kociej mamy. - Nie wiem czy również mogę polecić lekturę gazet. Jeśli do nich zajrzysz, dowiesz się na przykład, że tkwię w nieodpowiednich, zapętlonych relacjach z Benem i Tristanem. - stwierdziłam wielce rozbawionym głosem, zerkając przelotnie na Charliego zapatrzonego w fajerwerki, jakby ten miał nagle wyłapać sens mojej wypowiedzi i spojrzeć na mnie oceniająco. - To oczywiście nieprawda, ale to i tak nie przeszkodziło Zaimowi i Benowi w rujnowaniu wianków widowiskową i nieskończenie głupią bójką, przez którą teraz mój mąż nie ma życzenia nawet na mnie spojrzeć, ale spokojnie, ugłaszczę go. Jak zawsze - dodałam wciąż tym kompletnie niepoważnym tonem, by swoją rozbrajającą szczerością w komediowym zabarwieniu zapewne wbić moich towarzyszy w konsternację. Albo przynajmniej lekki dyskomfort. Nie było jednak sensu dłużej udawać, że sprawy nie ma, skoro wydarzenia te rozgrywały się na oczach Seliny, a do uszu Aarona wcześniej czy później dotarłaby zniekształcona przez plotki dramatyczna wersja sceny z wybrzeża, którą teraz opisywałam w lekceważący sposób, chociaż jeszcze zaledwie dwa dni temu wycisnęła ze mnie morze łez, resztki powietrza i ostatnie strzępy godności osobistej. Po tym oświadczeniu mogłam już spokojnie wbić spojrzenie w feerię rozbłyskujących na wieczornym niebie barw, jak gdyby nigdy nic.
until you come back home
all bright things must burn’
Wiosłował tak, żeby ich łódka nie gnała do przodu, ale przy tym zachowała zdrową prędkość. Dziewczyny nie musiały martwić się o to, że ich środek transportu wywróci się zaraz i cała ich czwórka skończy w wodzie.
Nie wcinał się do ich wymiany zdań między sobą. Do czasu, aż usłyszał imię, o którym zdążył zapomnieć. Ben.
- Nie czytuję tak namiętnie gazet - odezwał się, marszcząc brwi. - Co piszą o tobie i Benie, Hattie?
W następnym momencie spojrzał na Selinę. Nie, żeby go to jakoś specjalnie dziwiło, czy coś... obie jego kuzynki (albo raczej jedna kuzynka i jedna siostra, hehe) często pojawiały się na pierwszych stronach Proroka i Czarownicy. Mógł tylko kręcić głową z zawodem, kiedy czytał felietony na temat ich życia. Potem zwyczajnie porzucił ten niesmaczny zwyczaj. Wolał słuchać ludzkich rozmów w swojej herbaciarni.
- Kota? - zdziwił się. - Chociaż... pasowałby do ciebie. Tylko musiałabyś kupić jakiegoś wyjątkowo wrednego, bo z innymi byś się raczej nie dogadała.
Zachichotał chrypliwie pod nosem. Miał nadzieję, że w razie czego uniknie kopniaka. Oby nie w piszczel. Nie w ten piszczel.
- A co do herbaciarni - zastanowię się. - skwitował krótko.
Uniósł głowę, by obserwować taniec ogni na nocnym niebie. Dobre pożegnanie lata.
I do what I can
Don't put the blame on me
-No tak. Zawsze lepiej byc szarym niz pstrokatym.-lekki przekas, ktory pojawil sie w jej glowie, wcale nie mial na celu bycia zlosliwoscia.
Pokiwala tylko glowa na slowa kuzynki. Aaron moglby sobie znalezc kogos w koncu do pomocy. To tak, jakby praca zalozyla mu klapki na oczy. Nie widzial nic poza tym. I Selina wcale, a wcale sie o niego nie martwila. Aboslutnie. Przeciez nie bylo o co. Ani o kogo!
Przewrocila oczami, troche zirytowana na komentarze Harriett i drugiego Lovegooda na temat kupna kota.
-Co niby takiego skomplikowanego jest w trzymaniu kota?-prychnela lekcewazaco.-Podobno chodza swoimi drogami. Upoluje sobie mysz i nie umrze z glodu, .-powiedziala lekko, obracajac sie do blondynki bokiem, jakby obrazona na sugestie, ze nie bylaby w stanie zajac sie zadnym zwierzeciem. Phi!-Bardzo smieszne, Aaron.-mruknela, mruzac niebezpiecznie oczy. I noga naprawde ja swierzbila. Byla gotowa sprzedaz mu kopniaka, ale na jego szczescie Charlie siedzial w ich nogach, wychylajac sie nieco za lodke i nurzac dlonie w wodzie.
Prychnela na wspomnienie o gazetach.Oczywiscie, ze to byly bzdury. Musiala jednak przyznac redaktorom, ze malo co umknelo ich uwadze. Kazde najmniejsze spotkanie trafialo pod lupe, a nastepnie roslo do rangi skandalu. Typowy zabieg, ale mimo to byla pod mikro wrazeniem dla ich drobiazgowosci. A chwile potem spiela sie nieco, gdy mezczyzna zapytal o czym pisza na temat pani Naifeh i Wrighta.
-Och, Aaron, to, co budzi sensacje. To sepy!-pozwolila swojemu podejsciu do Czarownicy zmienic sie o 180 stopni. O ile na swoim przykladzie jeszcze zartowala na jej temat, tak teraz... czula glownie rozdraznienie. Nie wchodzila w szczegoly, bo mala, ciemna czupryna miedzy nimi nie powinna byc swiadkiem padania pewnych slow. Zacisnela jednak usta gdy Harriett pospieszyla z wyjasnieniem skad wziely sie te domysly i czym to zaowocowalo.
-Mezczyzni.-tylko tymi slowami podsumowala jej opowiesc, nie zdobywajac sie na wiecej. Probowala podtrzymac ten lekcewazacy stosunek do niedawnego wyskoku obu amantow, ale osobiscie ciagle trzesla sie ze zlosci na samo wspomnienie tego wydarzenia. Idioci.
Nie wiedziala, ze jej drogiego kuzyna tak bardzo bola epitety, ktorymi okresla sie jego kuzynki. Ani tym bardziej, ze tak bardzo przezywa wymyslone historie na ich temat. Moze i faktycznie slowo - prawdziwe czy nie - idzie w swiat, a zdania powtarzajace setki razy z czasem zyskuja miano faktu... ale czy to mialo jakiekolwiek znaczenie co mowili inni?
Tak.
-Probujesz nam wmowic, ze twoim zyciem rzadzi wylacznie herbata?-wziela pod wlos swego towarzysza, szykujac swego rodzaju dywersje..
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
- Niestety nie wypowiem się z doświadczenia, nigdy nie dane mi było mieć kota - ani żadnego innego zwierzęcia domowego, jeśli o to chodzi. We wczesnych latach mojego życia wszelkie dodatkowe sposoby na nadwyrężanie budżetu domowego były niepowołane, kolejne lata wypełnione były wiecznymi próbami i wyjazdami na występy gościnne lub w ramach bycia osobą towarzyszącą pewnej topowej gwiazdy sportu na meczach wyjazdowych, a teraz, gdy można mnie było kategoryzować jako stateczną domatorkę, posiadanie puszystego towarzysza zostało wykluczone przez uczulenie mojego męża na kocią sierść. Zaśmiałam się cicho, słysząc komentarz Aarona i odnotowując oburzenie Seliny. Och, jakże uroczo było oderwać się na jeden wieczór od wszystkiego i dryfować na falach przy wdzięcznym akompaniamencie rodzinnych docinek!
- Tej masy absurdu nie da się zrelacjonować - westchnęłam, niechętnie przytakując kuzynce, gdy ta nazwała dziennikarzy sępami. Ale czy na pewno wszystko było aż tak absurdalne? Podobno w każdej plotce kryje się ziarnko prawdy, nie inaczej było w przypadku tych dotyczących mojej osoby, lecz tego nie chciałam przyznać nawet sama przed sobą. Nieświadomie lub przypadkowo niejednokrotnie dawałam innym powody do plotkowania, może sama byłam sobie winna, chociaż faktycznie, skrupulatność rozbierania na czynniki pierwsze każdego, nawet niewinnego spotkania, była zadziwiająca. Uśmiechnęłam się krótko, nie chcąc wnikać głębiej w temat nieodpowiedni dla uszu Charliego i temat, który sprawiłby, że worek moich gorzkich żali po raz kolejny rozprułby się bez żadnej kontroli, a gdy tylko z moich ust padłoby pierwsze przepełnione smutkiem słowo, nie mogłabym skończyć, dopóki nie wyprałabym się z absolutnie wszystkiego, co ciążyło mi na sercu. A przecież o krok od tego byłam zaledwie parę dni temu, gdy razem z Seliną plotłyśmy wianki. Przeczesałam palcami ciemne loki Setha, który na parę chwil zaprzestał pokazów nadmiernej energii na rzecz obserwowania pokazu fajerwerków, po czym spojrzałam pytająco na Aarona, unosząc przy tym lekko brwi i zastanawiając się czy wpadnie w sidła Seliny, czy nauczony doświadczeniem sprawnie je wyminie.
until you come back home
all bright things must burn’
Zaśmiał się, kiedy starsza kuzynka pociągnęła dalej temat kota.
- Jak sobie weźmiesz ułożonego, to raczej nici z polowania. W takim wypadku musiałabyś zaopatrzyć się w zwykłego dachowca, a to już nie jest w twoim stylu. - mrugnął do niej przyjacielsko.
Może jednak nie powinien odpowiadać. Dla pewności, dyskretnie przyciągnął do siebie piszczel, który już niejednokrotnie był raniony. Nieważne, czy przez kobietę, która już niedługo miała być "tą jedyną", czy przez kuzynkę, która w przypływie wściekłości poczęstowała go czubkiem swojego buta.
Wsunął wiosła do łodzi i oparł się z tyłu o jej krawędzie. Popatrzył na Selinę, potem na Harriett. Brakowało tu jeszcze kogoś. Tylko gdzie tym razem zgubiła się druga połówka jego duszy? Posiadanie bliźniaczki chcącej zwiedzać świat nie należało do najprzyjemniejszych przywilejów.
Wziął głęboki wdech.
- Czasami zastanawiam się, dlaczego akurat wy jesteście zawsze w centrum tych rewelacji - uśmiechnął się pobłażliwie, by zaraz potem zmarszczyć brwi z dozą zmartwienia rysującą się na jego twarzy. - Po prostu... uważajcie na siebie. Proszę.
Trochę bolało go to, że nie mógł im w żaden sposób pomóc. Nie mógł pójść do redakcji "Czarownicy", trzasnąć pięścią w stół i powiedzieć, żeby w końcu odczepili się od Merlinowi ducha winnym Lovegoodom. Wyśmialiby go.
- Nie wyłącznie - odparł z przekąsem. - Ale nie chcę zawieść oczekiwań ojca, więc oddaję herbaciarni cały mój czas. A jeśli mówimy już o pomocy... może wy nie chciałybyście się przyłączyć?
Uniósł brwi, przypatrując im się na zmianę.
I do what I can
Don't put the blame on me
-Pytasz czy przygarnę pod dach jakiegoś pchlarza?-zapytała, by potem prychnąć z niezadowoleniem.-To w sumie żadna strata.-stwierdziła nagle, gdy druga blondynka wyskoczyła z tym, że nigdy nie dane jej było mieć zwierzaka w domu.-Podobno strasznie się lenią. Ostatnie, czego chcemy, to wyglądać jak Maire Poilue.-powiedziała rzeczowo, wspominając dziewczynę ze szkoły, której nie dość, że rosły ciemne, pojedyncze włosy na podbródku, to jeszcze zawsze chodziła w ciuchach oblepionych przez zwierzęcą sierść. I wzruszyła ramionami, jakby to jednak wcale nie było ważne.
Chwilę potem przeskoczyli na temat prasy, który również nie dawał wytchnienia jej poszkodowanej krewnej.
-Najwyraźniej jesteśmy fotogeniczne, Aaronie.-zażartowała, by rozluźnić nieco atmosferę. Utrzymała rozbawione iskierki w oczach, gdy wyrażał swoją troskę. Utrzymała na nim swoje spojrzenie.-Jeszcze żaden flesz aparatu nikogo nie zabił.-zauważyła, wzruszając lekceważąco ramionami.
Przewróciła oczami na tłumaczenia kuzyna, tym bardziej, że nie dał się sprowokować i nie rozwinął swej myśli. Co znaczyło "nie wyłącznie"?!
-Jesteś kompletnie beznadziejny.-zawyrokowała niedelikatnie, gdy wspomniał o oczekiwaniach jego ojca. Miała ochotę puknąć go w głowę, zapominając, że tylko ona przejawiała brak poszanowania dla swoich rodziców.-Dobrze chociaż, że lubisz swoją klatkę.-mruknęła, jakby łagodniejąc, dobrze zdając sobie sprawę z tego, z jaką pasją szatyn podchodził do spraw herbaty. Mogła mu wybaczyć podobną zależność od drugiej osoby tak długo, jak zapach naparów przynosił mu ukojenie, a nie kolejne porcje stresu.-O nie, ja jeszcze nie planuję swojej emerytury, nie ma mowy.-zaprzeczyła zdecydowanie, unosząc ręce do góry, w obronnym geście.-Harriett?-przeniosła na nią wzrok, trochę rozbawiona myślą, że mogłaby gospodarzyć u niego w herbaciarni.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset