Wydarzenia


Ekipa forum
Sklep jubilerski
AutorWiadomość
Sklep jubilerski [odnośnik]15.11.15 21:58
First topic message reminder :

Sklep jubilerski A. Blythe

★★★
Wytwory jubilerskie rodziny Blythe od pokoleń zachwycają kunsztem i wysoką jakością wykonania. Znajdziesz tutaj zarówno pierścionki zaręczynowe dla ukochanych dam, jak i podarunki na wszelkie okazje; od naszyjników, kolczyków i tiar pełnych szlachetnych kamieni po pierścienie z rodowymi sygnaturami.  Właściciel samodzielnie tworzy każde dzieło i na życzenie klienta wprowadza pożądane modyfikacje. Ponadto w tymże sklepie można wykupić usługę wykonania magicznego talizmanu, po dostarczeniu odpowiednich komponentów. Wszystko ma jednak swoją cenę, a zgodnie z wyznawaną zasadą, Blythe nie zwykł się targować.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:26, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sklep jubilerski [odnośnik]19.05.21 19:11
Listopad w Londynie był inny.
Nie przypominał w niczym tego, który pamiętał tak dobrze z rodzinnego Blythbourghu. Jesienią stolica przynosiła ciężkie chmury barwy ołowiu, lodowaty wiatr i kapryśny deszcz, który nie oszczędzał nikogo. Dominowała szarość; ponura, przygnębiająca szarość, która niczym dementor zdawała się wysysać z mieszkańców resztki optymizmu. Krążąca wokół wojna nie polepszała nastrojów, chociaż - jeśli stało się po właściwej stronie - nie było się czego obawiać.
Przynajmniej pozornie.
Jesień w domu - dziwne, bo mieszkał już trochę w Londynie, a nadal nie potrafił go tak nazywać - niosła ze sobą barwy złota skrzące się w opadających smętnie liściach, nasyconego pomarańczu wcześnie zachodzącego słońca i dymu unoszącego się z kominów domostw. Widok, który niegdyś był tak typowy i codzienny, dzisiaj w przegniłym sercu budził coś na kształt sentymentu; powrót jednak nie wchodził w grę. W Blythbourgu mieszkały przede wszystkim duchy - tych, którzy odeszli - i wspomnienia lepszych, lżejszych dni. Licząc już trzydzieści lat na karku, nie odnalazł w sobie odrobiny zbędnego czasu, który chciałby przeznaczyć na smutki i żale; pewne rzeczy pozostawały niezmienne.
Najbardziej ponura myśl dotyczyła oczywiście rodziny - tej, której już nie miał, i być może nigdy miał nie odzyskać.
Londyn najwidocznej gwarantował rozwinięcie interesu, spory zarobek i mnóstwo kontaktów; nie ofiarowywał jednak w darze przebaczenia.
Kąciki ust drgnęły na moment w parodii uśmiechu, gdy obserwował, jak deszcz uderzał miarowo o szybę sklepu, zasłaniając widok na precjoza ukryte w środku. Za dnia, w promieniach słońca, biżuteria wyeksponowana na wystawie, mrugała zalotnie do przechodniów i zachęcała do wejścia do środka. Dzisiejszy ruch zakrawał o smutny żart; pogoda pokrzyżowała zakupowe plany nawet tych najbardziej obojętnych na jej działanie. Atticus zerknął na zegar wiszący na ścianie, przez chwilę rozważając swoje opcje - a jako, że nie było ich zbyt wiele - postanowił wrócić do znajomej rutyny dalszej pracy.
Cichy dźwięk dzwoneczka umiejscowionego nad drzwiami zwykle objawiał nadejście nowego klienta; dziś jednak, gdy szum deszczu za oknem skutecznie wygłuszał wszystko inne, początkowo nie zwrócił uwagi na cudzą obecność. Dopiero głos - cichy, jakby odrobinę niepewny - skierował spojrzenie brązowych tęczówek na stojącą w sklepie młodą kobietę. Zbliżył się niespiesznie, odkładając ostrożnie trzymaną wcześniej w dłoniach kolię na odpowiednie miejsce, przybierając na ustach uśmiech wyrażający jedynie uprzejme zainteresowanie.
- Ciężko stwierdzić, proszę pani - w głosie dało się wyczuć ostrożną rezerwę; lekko uniesione brwi zdradziły chwilowe wahanie, gdy wzrok skupił się na owiniętym w chusteczkę zawiniątku. - Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ktokolwiek chciał coś zwrócić.
I dlaczego, na brodę Merlina, działo się to za jego kadencji?
- Mogę? - przesycone grzecznością pytanie uprzedziło dłonie, która - w przeciwieństwie do wyuczonych słów - wcale nie czekały na pozwolenie. Powoli odwinął chusteczkę, by dojrzeć skrywany w materiale skarb w postaci pierścionka. Srebrna, cienka obrączka obejmowała czule pojedynczy szafir, który - jak dostrzegł po chwili obserwacji - pasował barwą do oczu stojącej przed nim kobiety; dwa mniejsze kamienie przylegały do głównego, tworząc spójny obraz eleganckiej, choć dość skromnej biżuterii. Nagle poczuł coś na kształt niepokoju, bo chociaż drobiazg wydawał się dziwnie znajomy - z pewnością wyszedł spod rąk jego dziadka - tak miano właścicieli tkwiło za gęstą mgłą niepewności.
Milczał chwilę, w końcu skupiwszy pełną uwagę na jasnowłosej damie stojącej po drugiej stronie lady. Wydawała się dziwnie... znajoma? Jakby skądś ją kojarzył, chociaż pamięć okazała się wyjątkowo zawodna w tym momencie.
- Proszę wybaczyć śmiałość, ale tego typu praca z pewnością została wykonana na zamówienie. Nie widziałem drugiego, chociażby nieco podobnego egzemplarza. Czy wolno mi spytać o pani godność?
Ciekawość zawoalowana w słowa dotyczące wykonywanego zawodu nie mogły budzić przecież podejrzeń; im dziewczyna dłużej zwlekała z odpowiedzią, tym bardziej próbował doszukać się w jej twarzy - czego właściwie? Być może choćby małej podpowiedzi; nagle wydawała się bardziej znajoma niż ledwie chwilę temu.
Atticus Blythe
Atticus Blythe
Zawód : jubiler, twórca talizmanów
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
The desire of gold is not for gold. It is for the means of freedom and benefit.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9791-atticus-blythe#296938 https://www.morsmordre.net/t9850-jutrzenka#298336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9909-atticus-blythe
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]27.05.21 0:13
Czuła, jak krew krążąca w jej żyłach przyspiesza. Głos brzmiał tak samo, jak przed laty — jakby ktoś niespodziewanie zagrał piosenkę, którą kiedyś się bardzo lubiło, ale jednak z jakiegoś powodu zapomniało się o niej.
Nigdy się nie pokłócili, nigdy żadne z nich nie powiedziało drugim złego słowa — a przynajmniej Aurora chciała w to wierzyć. Ona bowiem, do stojącego naprzeciwko niej mężczyzny nie czuła ani krztyny żalu. Wręcz przeciwnie — była mu poniekąd wdzięczna, że właśnie zachował się z klasą i godnością, gdy w jakimś stopniu doszli do obopólnego porozumienia, że to jednak nie jest to.
A ileż łatwiej by było, gdyby się pokłócili? Gdyby doszło między nimi do wielkiej kłótni? Teraz, widząc go, mogłaby po prostu odwrócić się na pięcie i wyjść ze sklepu, udając, że nic się nie wydarzyło — nie stałaby teraz, jak łania w świetle zbliżającego się Błędnego Rycerza.
Nie chciała przecież, żeby wiedział, jak źle się jej powodzi… Wolałaby swojego niedoszłego męża spotkać w najlepszym wydaniu. A nie… proszącą o zakup pierścionka z jego własnego sklepu. Miał takich bez liku, na cóż mu stary złom jak ten?
Wtem pojawił się cień nadziei — mężczyzna nie poznał jej. Sprawa więc jeszcze nie była przesądzona! Jeszcze mogła uciec stąd bez wyłomu w honorze.
Z drugiej strony jednak… Co powie mamie, gdy wróci z pierścionkiem? Że nie kupił? Z miejsca pozna, że kłamie. Aurora nie potrafiła kłamać, a każda próba kończyła się wypiekami na jasnej twarzy.
Obserwowała nerwowo, jak odwija chusteczkę. Jej mama nigdy nie nosiła tego pierścionka przy pracach domowych, czy okołodobowych. Uważała, słusznie z resztą, że każda taka czynność zniszczy piękno biżuterii, a pan Sprout zawsze był dumny z tego, gdy żona zakładała ozdobę w święta i okolicę.
I chociaż było to w zasadzie już tylko formalnością, Aurora, skinęła głową, gdy spytał, czy może, chociaż przecież najchętniej by stąd uciekła.
Obserwowała w skupieniu podobnym do tego jego, jak on ogląda niewielki pierścionek. Ponadczasowość formy, piękno wykonania… niewielu rzemieślników, czy może lepiej powiedzieć — artystów umiało w ten sposób operować metalem, żeby uzyskać kształt. I chociaż z pewnością kamieni większych i mniejszych wyszło stąd wiele, to ich drobne zdobienia pozostały nie do podrobienia.
Pomimo tego Aurora poczuła, że mężczyzna chciał ją sprawdzić, upewnić się, że błyskotka nie jest jakąś podróbą. I chciała go zapewniać, że nie jest, że ma listy zapewniające o autentyczności, ale ostatecznie nie mogła się zdobyć na mówienie o tym. Zwłaszcza że to on zapytał o jej godność.
Jej wargi lekko się poruszyły, ale z jakiegoś powodu początkowo nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Tłumaczyła sobie w głowie, że to głupie, że przecież nie było pomiędzy nimi żadnej waśni, a tu proszę. Jak ciele w niemalowane wrota wpatrywała się w przystojną twarz. Już wtedy doceniała jego klasyczną urodę, teraz jednak zmężniał. Widać, z czego z resztą się cieszyła, że wojna mimo wszystko pozwala mu na prowadzenie biznesu.
A ona?
Ogródek Sproutów tej jesieni nie obrodził tak dobrze, jak zwykle, jakby przeczuwał swoimi korzeniami, że coś jest na rzeczy. Że coś złego wisi w powietrzu. Słabsze plony oznaczało mniej pieniędzy. Mniej pieniędzy oznaczało zaciśnięcie pasa, żeby móc skupić się na potrzebach pani Sprout, której zdrowie niedomagało.
Nie było więc wstydem, że chciała podreperować domowy budżet, prawda? Zwłaszcza na wyraźną prośbę własnej matki.
- Nazywam się Aurora Sprout. Poznaliśmy się kiedyś. Witaj Atticusie. - Powiedziała, podnosząc na niego wzrok. Wciąż nieco speszony, ale jakby w jednej chwili gotowy do podjęcia ewentualnego wyzwania.


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 5 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]01.06.21 14:27
Od bardzo dawna uważał cierpliwość za jedną ze swoich największych zalet.
Ta sama, wysoko ceniona i doszlifowana przez lata zdolność nie pozwoliła mu na ponaglenie nowoprzybyłej, zatrzymując potok niekoniecznie grzecznych słów. Rodzice wychowali go dobrze, ale wciąż tkwiło w nim ziarno niepokoju, co zważywszy na aparycję gościa powinno raczej zaskakiwać. Wystarczyło jedno, pozornie obojętne spojrzenie, by wiedział, że żyją na zupełnie innej stopie - a ona wyróżnia się z tłumu angielskich, lodowatych dam skromnością i czymś, co - być może błędnie - uznał za nieśmiałość.
Dziwne wrażenie, że gdzieś już ją widział, nie opuszczało go ani na moment. Praktycznie od chwili, gdy ujrzał dziewczynę za ladą, toczył zaciekłą, pozbawioną słów bitwę z własnym umysłem; wspomnienia zostawały jednak ukryte za mgłą milczenia. Twarz nie okazała cienia emocji ani oznak wewnętrznej bitwy; wygięte w półuśmiechu usta okazywały jedynie coś na kształt uprzejmego zainteresowania drobną blondynką i sprawą, z którą zwróciła się bezpośrednio do niego. Jedynie przez moment, napędzany fascynacją, próbował dojrzeć cos znajomego w drobnej twarzy i złotych kosmykach; coś znaczącego w błękicie tęczówek - wskazówkę, znak, cokolwiek. Drobna iskierka niepokoju przemknęła wzdłuż kręgosłupa.
Czy to możliwe, by była jedną z tych, które wypełniały samotne noce?
Jedną z tych, którym obiecywał wiele, nie zamierzając dotrzymać słowa?
Profesjonalizm zawsze wygrywał z ciekawością, i chociaż ten przypadek mógł uznać za zgoła inny, nie zmienił znajomej rutyny zachowania; palce bez zniecierpliwienia odkryły skarb otulony wcześniej prostą, haftowaną chusteczką. Nie musiał używać magii, by wiedzieć, i nie potrzebował doszukiwać się specjalnych drobiazgów, które potwierdziłyby autentyczność; jeśli coś raz wyszło spod ręki członków rodu Blythe, rozpoznałby to na końcu świata.
Ciche westchnienie mogło zostać odebrane za oznakę znużenia, lecz w rzeczywistości ciążyła świadomość, że przedmiot miał powrócić do stwórcy, zamiast zdobić palec jakiejś damy, dla której został przecież wykuty. Czujne spojrzenie chłodnych, brązowych oczu powoli powróciło na twarz dziewczyny, czekając na odpowiedź na wcześniej zadane słowa. Wydawała się dziwnie speszona, zupełnie, jakby za moment miała odwrócić się i odejść; Atticus nie doszukiwał się jednak drugiego dna w sytuacji, która zwyczajnie wymykała się spod ciasnych konwenansów zachowań.
I kiedy był już gotów ponaglić rozmówczynię - grzecznie, rzecz jasna - to ona przerwała mur naznaczonego skrępowaniem milczenia.
Wtedy wszystko stało się jasne.
- Och - krótkie westchnienie zaskoczenia wyrwało się z ust nieproszone; brzmiało niemalże jak ulga. Pełne niedowierzania spojrzenie jeszcze raz objęło sylwetkę Aurory, trochę niedowierzając, trochę jeszcze wątpiąc; ale wahanie zniknęło szybko, a Blythe równie sprawnie odzyskał rezon.
Mógłby skłamać i zrzucić zapominalstwo na ogrom pracy; zamiast tego wybrał prawdę.
- Oczywiście! Wybacz, Auroro, minęło chyba zbyt wiele czasu od ostatniego spotkania - a przynajmniej cząstkową prawdę, tą zawoalowaną i skrzętnie omijaną. - Cudownie cię widzieć, chociaż wolałbym spotkać się w nieco milszych okolicznościach. Dlaczego tak właściwie chcesz sprzedać pierścionek? - interesy miały pierwszeństwo nad całą resztą rzeczy, które mogli - i z pewnością będą - omawiać. Długie, zwinne palce obróciły błyskotkę; zdobiący pierścień szafir mrugnął zalotnie w świetle, przykuwając uwagę. - Mogę się mylić, ale chyba został wykonany na jakąś specjalną okazję, może rocznicę?
Powoli odłożył biżuterię z powrotem w miękkie objęcia chustki, podchwytując błękit spojrzenia Aurory.
- Należy do twojej mamy?
Nagła łagodność w głosie mogła zaskoczyć, ale wraz z poznaniem jej tożsamości, wspomnienia wracały powoli. Pamiętał, z jakim szacunkiem i nieukrywaną miłością panna Sprout mówiła o swojej rodzinie; pamiętał również to, że nie potrafił tego zrozumieć.


Maybe
I am more of her, but when I pray with fear, then only the thought, — that you are somewhere gives me relief.
Atticus Blythe
Atticus Blythe
Zawód : jubiler, twórca talizmanów
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
The desire of gold is not for gold. It is for the means of freedom and benefit.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9791-atticus-blythe#296938 https://www.morsmordre.net/t9850-jutrzenka#298336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9909-atticus-blythe
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]04.06.21 19:12
Och, gdyby Aurora była jedną z tych, z którą spędzał noce, z pewnością nie pojawiłaby się na progu jego sklepu. Aurora, być może nie była szlachcianką i nikt nie zabierał jej na spacery do rezerwatu jednorożców, żeby upewnić się, że dalej jest nieskalana, ale miała swoją godność. Niestety — omamiona, jak się jej wydawało uczuciem, zapomniała o swoich zasadach, ale gdy miała zostać wydana za Atticusa, naprawdę była zupełnie niewinna. Chciałoby się rzec, że tylko wtedy była również naiwna, ale niestety, to jej pozostało do dziś. Ale Atticus przed laty okazał jej jedynie życzliwość — nie oceniał, gdy oboje byli pełni wątpliwości co do tego małżeństwa. Z pewnością nie był złą partią. Mężczyzną był przystojnym i ustawionym, a Aurora miała w sobie wrodzoną potrzebę zostania żoną i matką. Pomoc w domu i pomoc innym miała we krwi. Dodatkowo ich krew nie byłaby zupełnie rozwodniona. To wszystko zdawało się przemawiać na korzyść małżeństwa, a sama Aurora z pewnością po jakimś czasie przywiązałaby się do mężczyzny. Pytanie, czy on kiedykolwiek byłby w stanie przywiązać się do niej? Jeśli nie miłością, to chociażby szacunkiem i wiernością?
To wszystko pozostawało w tym momencie w strefie gdybania, gdy oto stała przed nim, wpatrując się w niego spłoszona, zdecydowanie zawstydzona.
Dlatego tak długo milczała i potrzebowała odwagi, by zdradzić się ze swoim imieniem. Przecież w jakimś stopniu idealnie opisywało to całe życie Aurory — zbyt mało ważna, żeby porzucić ją dla tytułów. Zbyt przeciętna, by pamiętać jej twarz.
Wyszło więc na to, że mogła skłamać. Nie przyznać się do imienia. Ale to nie w jej stylu. Nie umiałaby tak wyprzeć się siebie. Nie wstydem jest przecież sprzedawać. Wstydem byłoby kraść.
Widziała, że jej się przyglądał. Analizował ją może… Ale po cóż miałaby kłamać? Po cóż miałaby się narażać na więcej wstydu, niż sama sobie przyniosła w ostatnich tygodniach?
- Nic się nie stało. - Nawet gdyby czuła w tym monecie do niego głęboką niechęć, to nie wyraziłaby tego na głos. Była zbyt łagodna w naturze. A przynajmniej do czasu. Wyprowadzona z równowagi Aurora była nie do poznania, ale też, co gorsza, nie do zatrzymania w swym gniewnie. Osobom, które nie widziały ją w szale, trudno sobie stan takowy wyobrazić, ale to dobrze. Zawsze był to rzecz jasna element zaskoczenia. Nawet Castor schodził jej wtedy z drogi. - Rzeczywiście, to już kilka lat… Nie zmieniłeś się nic, a nic. - Przyznała, pozwalając sobie wreszcie na uśmiech, chociaż wciąż w pewnym sensie niepewny. Potrzebowała chwili, by się oswoić i nie czmychnąć spod jego spojrzenia. Zwłaszcza że Atticus najwyraźniej nie planował poświęcić jej prywatnego czasu. Może jednak miał do niej żal? Och ileż by dała za możliwość czytania w myślach.
- Tak, to pierścionek mojej mamy… - Zaczęła ostrożnie, przyglądając się błyskotce w jego dłoniach. Nie wiedziała, jak powinna przedstawić tę historię, żeby nie wyjść na zupełną ofiarę losu. - I to mama uznała, że chce go sprzedać. - Dodała, bo przecież nie było to kłamstwo. - Zawsze była dumna. - Nie wiedziała, że Castor zdradzał byłemu szefowi stan zdrowia ich matki. Że Atticus był świadomy tego, że zimowe miesiące nie sprzyjały rekonwalescencji, ani tym bardziej zbiorom w Dolinie Godryka, które w tym roku były szczególnie słabe. A pani Sprout nie chciała bezczynnie siedzieć, gdy jej dzieci i mąż próbowali zarobić na utrzymanie wszystkich i jeszcze składniki na eliksiry, by Aurora mogła sporządzić lekarstwa.
Ale tak, aurora stawiała swoją rodzinę bardzo wysoko. Nawet wyżej od własnego dobrego imienia. Że muszą wyprzedawać majątek. Guzik prawda. Nie musieli. W spiżarni mieli zapasy. Ale co jeśli stan się pogorszy? Czy Aurora wtedy pozwoliłaby się odciągnąć od łóżka mamy, by wybrać się na taką wyprawę? Nie.
- To nie tak, że przestał jej się podobać. Wręcz przeciwnie. Wybrała go, bo uważała, że jest najpiękniejszy, a przez to i najwięcej warty. - Sama Aurora nie nosiła biżuterii, bo zwyczajnie w ich domu panowała tradycja, że biżuterii samemu sobie się nie kupowało. To miał być podarek. A ona takowego nigdy nie otrzymała. - Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać. Nie, żebym nie cieszyła się na twój widok. Jestem raczej nieco zaskoczona. - Przyznała z wrodzoną szczerością, która jednak mogła rozjaśnić mu nieco jej zmieszanie.


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 5 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]09.06.21 20:29
Zmęczony umysł często płatał figle w najmniej spodziewanym momencie. Atticus szczerze żałował, że nie mógł cofnąć czasu i wybrnąć z sytuacji nieco bardziej taktownie. Nie chciał urazić stojącej przed nim kobiety, która początkowo wydawała się zupełnie obca; teraz jednak, gdy jej łagodny głos przeciął chwilową ciszę, nie miał już ani cienia wątpliwości. Być może tyle wystarczyło, by wiedzieć; wsłuchać się w łagodne brzmienie i wpatrywać się w nieśmiałe, niebieskie oczy, by wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą.
Jakie były szanse, że ze wszystkich osób w Londynie, natknie się właśnie na niedoszłą narzeczoną?
Pamiętał dobrze czas, w którym się spotkali. Wola rodziców stanowiła wówczas początek dla relacji, bo obydwoje zdawali się być kierowani tymi samymi nićmi posłuszeństwa. Wystarczyło kilka schadzek i wymienionych ostrożnie słów, by nieufność powoli została między nimi zniesiona. Szybko przekonał się, że Aurora znacznie różniła się od kobiet, którymi zwykle się otaczał; nie mogąc zapomnieć o Fancourt, jakby podświadomie zawsze wybierał jej przeciwieństwo. Nie dla niego były drżące i delikatne mimozy, łagodne i czułe dziewczęta z sercem na dłoni - bo nazbyt dobrze wiedział, że prędzej czu później złamałby setki składanych obietnic i wtrącił subtelną duszę w okowy wzajemnej niechęci i nienawiści. Z Aurorą było tak samo; pragnienie prostego życia, wiernego męża i ślicznych dzieci, kochającego domu będącego bezpieczną przystanią i stabilizacji zdawały się być tym, co napędzało Sprout do działania. Nie wątpił w to, że w roli małżonki odnalazłaby się doskonale; problem polegał na tym, że nie widział siebie samego w roli męża.
Gdyby zniszczył jej niewinność i dobro, zapewne byłaby to jedna z tych rzeczy, których Blythe - zwykle obojętny na odczucia innych - nie mógłby sobie wybaczyć.
Wycofał się więc w odpowiednim momencie, z ulgą przyjmując, że Aurora postrzegała wszystko podobnie. Dzięki temu uniknęli nieporozumień wynikających z mętnych wyjaśnień - takich, których on nie chciał głosić, a ona słuchać. Ich drogi rozeszły się w pewnym punkcie, a teraz znów tutaj była; pozornie taka sama, a jednak czuł podskórnie, że wiele się zmieniło.
- To bardzo łaskawe z twojej strony, lubię starzeć się z klasą - uśmiech, który nastąpił zaraz po słowach, zdradzał historię szczerego rozbawienia; jedynie oczy pozostały nietknięte żadnym przejawem wesołości, skupione na drobnej, kobiecej sylwetce stojącej za ladą. - Ty za to wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania, jeśli wolno mi tak powiedzieć. - lekkie skłonienie głowy było przejawem szczerego komplementu, nie ukrytych intencji; swego czasu obydwoje zdawali się cenić wzajemną szczerość.
Kolejne słowa panny Sprout przywołały Atticusa z powrotem do rzeczy, które znał najlepiej - pieniędzy i interesów. Pierścionek stracił jednak na zainteresowaniu Blythe'a już po pierwszych oględzinach; spojrzenie brązowych oczu nie oderwało się od blondynki nawet na moment. Wyraz twarzy nie zdradził niczego, chociaż powoli zaczął domyślać się prawdy; wziął głębszy wdech, jakby tym prostym gestem próbował dodać sobie niezbędnej odwagi.
- Rozumiem. Odkupię go - krótka decyzja zapadła momentalnie; palce ponownie podchwyciły błyskotkę, zamykając ją w szczelnym uścisku dłoni. - Mogę zaproponować taką samą kwotę, za jaką kupiliście go poprzednio u mojego dziadka. Nie widzę żadnych śladów użytkowania, stan jest bez wątpienia idealny. Odpowiada ci taka oferta?
Z pewnością o wiele hojniejsza, niż być powinna; nawet, jeśli tak było, Blythe nie zdradził się z niczym. Profesjonalizm zdawał się płynąć w krwi każdego z jego rodziny; Atticus był z pewnością najbardziej chlubnym przykładem spuścizny rodu. Kąciki ust drgnęły lekko, gdy wyraziła swe zaskoczenie; nawet, jeśli odczuwał podobnie, nie odniósł się do tego więcej. Interesy przede wszystkim.
- Co więcej, nie wystawię go na sprzedaż - ze spokojem przesunął chusteczkę po blacie, oddając ją w drobne dłonie Aurory. - Będzie czekał na powrót do właścicielki, gdy czasy będą lepsze.
Tyle mógł jej obiecać za dawną szczerość i nieustającą dobroć; tyle ofiarować z powodu nieplanowanego spotkania i ponownego odnowienia kontaktu. Teraz cierpliwie oczekiwał na reakcję Sprout, ważąc leciuteńki ciężar pierścionka w nadal zaciśniętej dłoni.


Maybe
I am more of her, but when I pray with fear, then only the thought, — that you are somewhere gives me relief.
Atticus Blythe
Atticus Blythe
Zawód : jubiler, twórca talizmanów
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
The desire of gold is not for gold. It is for the means of freedom and benefit.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9791-atticus-blythe#296938 https://www.morsmordre.net/t9850-jutrzenka#298336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9909-atticus-blythe
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]17.06.21 0:29
Gdyby poznał ją od wejścia, gdyby pozwolił sobie na to, żeby z miejsca ją rozpoznać, najpewniej zawstydzona Aurora nie byłaby w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ostatecznie bowiem, chociaż nieznacznie udało jej się oswoić z myślą, że przez te kilka chwil stała naprzeciwko swojego niedoszłego męża. Dobrze jednak było wiedzieć, że żadne z nich nie miało żalu. A przynajmniej w tym momencie Atticus nie wyglądał się na człowieka, który mógłby chować urazę.
Już wtedy, pomimo dość różnych poglądów, co wyszło dość szybko, potrafili nawiązać nić porozumienia, która, chociaż mogła kiedyś dawno temu prowadzić do małżeństwa, tak w rzeczywistości stanowiła idealną bazę do przyjaźni. A może Aurora po prostu nie umiała inaczej patrzeć z miejsca na mężczyzn? Może bała się zaangażowania, dlatego z miejsca zakładała potencjalnie łatwiejsze rozwiązanie?
Ale przecież życzyła mu jak najlepiej! Musiało go życie dobrze traktować, skoro udało mu się w tak trudnych czasach utrzymać sklep jubilerski.
Jednak, czy Aurora była taką, jaką ją widział? W pewnym sensie tak — była oddana rodzinie do końca. Jednak nie znaczyło to, że planowała kiedykolwiek być bezwolną ozdobą, odzywającą się za pozwoleniem. Jej marzycielskie spojrzenie rozmywało się, ilekroć ktoś dokuczał Castorowi. Nieliczni znajomi mówili wtedy, że widać było, dlaczego jej domem był Gryffindor. Z dziwnej dziewczyny przywodzącej na myśl raczej mysz niż kota, w okamgnieniu potrafiła przeistoczyć się w terytorialną lwicę.
Znikało to wraz z zagrożeniem, a więc nieliczni mogli zobaczyć gniew w jej na ogół niebieskich oczach. A Atticus niczym sobie nie zasłużył na to, by tego gniewu doświadczyć. Nic więc dziwnego, że miał ją za drżącą istotę — teraz przecież nie prezentowała mu się inaczej.
Jej niewinność i naiwność w pewnym momencie stanowiły swoiste przekleństwo. Nie wszyscy mężczyźni bowiem byli równie szlachetni co on. Ale to było dość łatwe do przewidzenia — zakazany owoc smakuje ponoć najlepiej. Czy Atticus inne traktował w taki sposób, w jaki całkiem niedawno ktoś potraktował Aurorę?
Gdyby znała jego myśli, najpewniej jednak doceniłaby to, że nie chciał jej wykorzystać. Nie miała pojęcia o tym, co przeszedł na przestrzeni ostatnich lat. Mogła się jedynie domyślać, w którą stronę są skierowane jego oczy. Ale jednak potrafił wobec niej wydobyć całkiem ludzkie uczucia. A według Aurory, był to zawsze pierwszy krok. Nieważne bowiem jak przebiega nasza droga, cel powinien być wspólny — być dobrym i szczęśliwym człowiekiem, zgodnie z własnym sumieniem.
Lubiła w ich znajomości właśnie to, że mogli zrzucić maski tych, którzy idealnie pasują w rodzinne wymagania. Przy nim, z zachowaniem oczywiście wszystkich dobrych manier, mogła być sobą. Dlatego wiedziała, że gdy coś mówił, to mówił to szczerze.
- Starzeć się? Atticusie… Jesteś wciąż młody. Widzę to po oczach. - Odparła bez cienia zawahania. A przynajmniej do momentu, gdy nie zauważyła, jak intensywnie się w nią wpatruje. Powinna chyba pożałować tego, że znali się kiedyś całkiem dobrze, bo przez to miała wrażenie, że czyta z niej jak z otwartej księgi. W pierwszym momencie poczuła ulgę, gdy powiedział, że odkupi pierścionek, ale zaraz podniosła na niego niebieskie spojrzenie. Błękit letniego nieba przybrał tam barwę zbliżającej się burzy, gdy nieco ściągnęła brwi.
- Litujesz się nade mną? - Spytała ostrożnie. Dumna zawsze była. Nie w sposób pogardzający dla innych, nie. Chodziło raczej, że nigdy nie przyjmowała jałmużny. Jak wtedy gdy Ares zaproponował, że kupi jej dom obok swojego, żeby mógł ją odwiedzać, nawet po ślubie. - Proszę, nie myśl, że nie jestem ci wdzięczna za twoją propozycję, bo jestem ogromnie… Nie chcę jednak, żebyś był na tym w jakikolwiek sposób stratny. Wojna zbiera swoje żniwo wszędzie. I to nie jest tak, że głodujemy… Mama po prostu… No ona jest dumna. - Stwierdziła, jakby sama nie była.
On może i potrafił się w tym momencie zachować zupełnie profesjonalnie, ale Aurora miała te swoje momentami dzikie serce, które sprawiało, że reagowała emocjonalnie.
- Powiedz, że nie będziesz stratny Atticusie, a wtedy będę mogła się zgodzić na twoją bardzo hojną ofertę. - Chusteczkę zmięła w dłoniach. Kolejna rodzinna pamiątka, jednak tamta naprawdę zupełnie bezwartościowa dla kogoś postronnego. - Nie żartuje! - Powiedziała, tym razem ona wpatrując się w niego intensywnie. - Dosięgnę stąd twoje ucho i wytarmoszę cię jak kiedyś moja ciotka… - Podczas jednego ze spotkań, gdzieś zgubili osobę, która miała nadzorować przyzwoitość ich spotkań. Spotkana podczas spaceru daleka ciotka Sprout, niższa jeszcze od Aurory, próbowała wtedy dosięgnąć morale mężczyzny, próbując wytarmosić go za ucho.
Na samo wspomnienie sceny, której on pewnie nawet nie pamiętał, uśmiechnęła się lekko, jakby zapominając, jak poważne pytanie mu zadała.



Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 5 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]07.11.21 22:49
Atticus nieprzerwanie przyglądał się swojej klientce, nie porzucając swojego nacechowanego szczerym rozbawieniem uśmiechu, nie obejmującego w dalszym ciągu oczu mężczyzny.
Kimże jestem, by zaprzeczać twym słowom? — Wyrzekł to retoryczne pytanie, nie zaprzeczając kolejnemu przejawowi szczerości ze strony Aurory, mającej charakter nad wyraz bezpośredniego pochlebstwa.
Gdzieżbym śmiał. Za kogo mnie masz? — Zapewnił bez wahania Aurorę, najpewniej w ten sposób odpędzając burzowe chmury, które w pewnym sensie zbierały mu się nad głową. Nie oferował jej jałmużny. Zaoferował jej nad wyraz hojną cenę za ten pierścionek przez wzgląd na dawne czasy i bezgraniczną dobroć Aurory. Brał pod uwagę obraz sytuacji wynikający pośrednio ze słów klientki. Okazywanie litości czy kwestionowanie wersji osób stojących po przeciwnej strony lady było nieprofesjonalne. — Nie będę stratny — Nic nie wskazywało na to, by zamierzał wycofać się z tego postanowienia. — Jeśli tylko dosięgniesz mojego ucha... — Słowa te mogły zasugerować Aurorze, że w jakimś stopniu to pamięta.
Gdy tak Aurora rozmawiała sobie z Atticusem, z znajdującego się w głębi sklepu zaplecza wyłonił się zatrudniony przez tego mężczyznę pomocnik. Młodzian był uzbrojony w miotłę, a jego twarz była pokryta bliznami będącymi szpecącą pamiątką po przebytej smoczą ospie.
Panie Blythe! Skończyłem wszystkie powierzone mi przez pana zadania, mogę wyjść dzisiaj wcześniej? Chyba, że pan ma coś przeciwko temu. Nie wiedziałem, że pan ma klientkę... to ja poczekam na zapleczu aż pan skończy — Zwrócił się nieśmiało do przełożonego, wspierając się na trzonku miotły.
Przepraszam cię Auroro na chwilkę. Przyjąłem do pracy pomocnika — Atticus uznał to, że to zasadne w tej sytuacji, by przeprosić swoją klientkę i zająć się sprawą zdającą się nie cierpieć zwłoki. — Wróć na zaplecze, zaraz przyjdę — Polecił pomocnikowi, który się wycofał w głąb sklepu. Najpewniej pozwoli mu wyjść trochę wcześniej, o co wnosiła matka tego młodziana.
To cała kwota jaką mogę zaoferować za ten pierścień. Obowiązki wzywają — Przekazał kobiecie całą ustaloną w toku rozmowy kwotę, chowając po chwili pierścionek i ostatecznie pożegnał się z nią. Musiał pomówić z tym chłopakiem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
 Sklep jubilerski  - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]14.11.21 1:20
Aurora musiała przyznać, że jej początkowe obawy może nie zniknęły, ale zdecydowanie się zmniejszyły, jeśli chodzi o to, że właśnie jej były niedoszły narzeczony stał po drugiej stronie lady. Uważała, że minęło już wystarczająco dużo czasu, żeby można było swobodnie rozmawiać, zwłaszcza, że przecież nie rozstali się w złości, czy nieporozumieniach — wszystko ułożyło się tak, jakby po latach spotkali się jako przyjaciele. I to, co jej oferował, również podchodziło pod relację co najmniej sentymentalną, jeśli nie pozytywną.
- Dobrze… - Zgodziła się, uśmiechając się lekko, gdy powiedział o sięganiu ucha. Może takie drobne żarty pomagały w tym, żeby zupełnie mu zaufała. Ostatecznie przecież tutaj zaufanie musiało leżeć po obu stronach i Aurora nie mogła trochę uwierzyć, że miała aż takie szczęście.
Z zaplecza wyszedł pomocnik w sklepie, przerywając im rozmowę, więc Aurora musiała zakończyć swoje przemyślenia na ten temat. Bo i owszem, było miło, ale najpewniej prędko się nie spotkają. Istniała również spora szansa, że ten pierścionek zostanie u niego w sklepie na dłuższy czas, bo przecież wojna mogła się potoczyć różnie. Aurora miała jednak nadzieję, że niezależnie od wszystkiego, ta cała zawierucha oszczędzi jego sklep. Nie zasłużył, żeby ponieść jakąkolwiek karę. Patrząc na niego, nigdy by nie uwierzyła, że byłby zdolny kogoś krzywdzić. Ba, nawet nie podejrzewała go o coś podobnego.
Przyjęła więc pieniądze, chociaż w tym właśnie momencie nie umiała spojrzeć mu w oczy. Zupełnie jakby miała się czego wstydzić.
- Dziękuję. I przepraszam, że zajęłam ci tyle czasu. - Wiedziała, że nie miał jej tego za złe, ale i tak wolała się upewnić, że wszystko między nimi ok.
W każdym razie nie chciała sprawiać mu więcej kłopotów niż to konieczne.
Uśmiechnęła się jeszcze, upewniła się, że pieniądze są dobrze zabezpieczone i dopiero wtedy wyszła ze sklepu. Znów rozległ się cichy dzwoneczek, który całkiem niedawno obwieścił jej przyjście. Teraz był sygnałem pożegnania. Aurora wciąż czuła lekkie drżenie dłoni. Może życie po tej stronie nie byłoby takie złe, ale jednak niezależnie od wszystkiego najważniejsze było to, że chyba na miarę swoich wszystkich możliwości oboje byli całkiem szczęśliwi z tym, jak poukładały im się życia. Może właśnie dlatego, że były osobno.

/zt x2


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 5 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]18.08.22 17:44
20.04?

Pozbył się już wszystkiego, co mu o niej przypominało - oprócz szkatułki z biżuterią. Nie miał pojęcia, co z tym zrobić, przez długi czas nie zaglądał nawet do środka. Część rzeczy sprzedał, część wyrzucił, cieplejsze ubrania rozdał mniej zamożnym mieszkańcom w swojej walijskiej wsi i czuł się z tym całkiem dobrze, ale nie będzie przecież rozdawał srebra, złota, ani drogocennych kamieni. Szczególnie bolały go te ostatnie - gdyby były nieobrobione, część z nich mógłby wykorzystać do produkcji meridianów albo sprzedać komuś, kto tworzy talizmany. W naszyjnikach i pierścionkach zdawały się już bezużyteczne, niezdatne do ponownego tchnięcia w nie magicznej mocy. Choć może...? Może wprawny jubiler mógłby ich nie uszkodzić? A może jako część biżuterii są warte jeszcze więcej? Hector nie narzekał na własne zarobki, jeszcze nie, ale kryzys ekonomiczny w kraju i przerzedzenie wśród prywatnych pacjentów nie napawało optymizmem. Mógłby zadbać o oszczędności, tak na wszelki wypadek.
Nigdy w życiu nie sprzedałby biżuterii po matce, ale po żonie - to co innego. Mieli syna, jedynaka, w rodzinie nie było żadnej córki, która mogłaby odziedziczyć pamiątki po matce. Zero sentymentów. Może gdyby żywił do Beatrice nieco cieplejsze uczucia, przemknęłoby mu przez myśl, że pierścionki lub kolie mógłby podarować w przyszłości własnej synowej - ale gdy wreszcie otworzył to cholerne pudełeczko, zobaczył w środku naszyjniki, których na pewno nie dostała od niego. Myślał, że sześć lat zdrad zdołało go uniewrażliwić, ale i tak zrobiło mu się niedobrze. To złotą kolię ze szmaragdem postanowił wycenić jako pierwszą, a pierwszym miejsce, które przeszło mu przez myśl był sklep Blythe'ów. To tam kupował pierścionek zaręczynowy i obrączki, to oni byli ekspertami, choć od lat mijał ich sklep obojętnie. Zgodnie z umową, Beatrice kupowała sobie prezenty sama. Albo dostawała za rozkładanie nóg - pomyślał zgryźliwie, choć obiecał sobie pracować nad negatywnymi emocjami.
Jej już nie ma. Jej ubrań już nie ma, jej pościeli już nie ma, jej biżuterii też wkrótce nie będzie - choć kamienie to akurat dobra inwestycja, nie pozbędzie się ich równie pochopnie jak reszty.
Musiał udać się do Londynu na wizytę domową u pacjenta, a dzień postanowił rozpocząć od odwiedzin w sklepie. Może uda mu się sprzedać ten naszyjnik od razu (choć nie był pewien, czy Blythe'owie w ogóle oferowali takie usługi) i nie będzie musiał chodzić z tym po mieście.
-Dzień dobry. - odezwał się, przestępując próg pustego sklepu, laska stuknęła o drewniany parkiet. Było pusto, czy i tutaj sięgnął kryzys? Londyn ogółem wydawał się pusty, a choć Hector lękał się przed rokiem nieprzewidywalnych mugolskich pojazdów i nie lubił tłumów, to w wyludnionym mieście było coś jeszcze straszniejszego. Z pozoru czarodzieje mogli teraz rozkwitnąć, ale nie było ich przecież tak wielu, by miasto nie wydawało się posępne.
Poszukał wzrokiem sprzedawcy, z nadzieją wypatrując profesjonalisty, eksperta, znającego się na swoim fachu jubilera.
Ale za ladą stał młodziutki chłopak, wyglądający jakby ledwo skończył szkołę.
Uprzejmy uśmiech nieco przygasł.
-Czy zna się pan na wycenie biżuterii? - zapytał Hector z powątpiewaniem, zawieszając na blondynie uważne spojrzenie. Nigdy nie zapominał twarzy, a tą zdawał się skądś kojarzyć - ale skąd? Nie przypomniał sobie jeszcze, że z bankietu, na którym musiał pojawić się z Beą jakieś dwa lata temu - nieszczęśliwy, znudzony i podpierający ścianę, gdy żona tańczyła z kimś, kto nie musiał chodzić o lasce i z pewnością bardziej cieszył ją w sypialni. Znudzony chłopiec zmienił się bardzo od tamtego czasu, za to Hector - elegancki, chodzący z charakterystyczną laską i dziwnie smutny pod maską uprzejmego uśmiechu - nie zmienił się prawie wcale.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]18.08.22 19:20
Z ogromna ulgą i nieopisanym szczęściem, Ull odkrył, że zaplecze jubilerskiego sklepu, na którym powstawały śliczne błyskotki Blythe'ów, dalej stanowiło jego ulubione miejsce na ziemi. Zdecydowanie i bez zająknięcia mógł stwierdzić, że był najszczęśliwszy, wylewając siódme poty w tym upale, przy rozgrzanym metalu, detalicznymi narzędziami kształtując wedle konkretnego projektu. Do mistrzostwa brakowało mu kilka dekad, oczywiście, wiedział, że niektórych rzeczy przeskoczyć po prostu nie mógł, ale mimo to zwykle był chwalony za dokładność i stabilne dłonie. Przyjmował chętnie każdą krytykę, nie przestawał zadawać sporo pytań i kiedy tylko miał okazję, przyglądał się pracy ludzi z większym doświadczeniem. Mógł spędzać nad tym całe godziny i mieć wrażenie, że minęły minuty..
W sklepie nie urzędował nigdy sam. Pomijając już kwestię nadzoru jego pracy; po prostu miał się skupiać na robieniu wszystkiego za kulisami, nauczyć się tego w bardzo dobrym stopniu, zanim zostanie porządnie przemaglowany z przodu sklepu. O cenach, o negocjacji, o tym jak wyceniać pracę swoją, jak i to, co ludzie przynoszą na sprzedaż, o tym, co właściwie skupują, a co im jest zwyczajnie niepotrzebne.. Lista była długa, a Ull, zupełnie szczerze mówiąc, nie mógł się doczekać aż będzie to wszystko, po kolei, poznawał. Nawet jeśli bardziej interesowało go robienie błyskotek, niż ich sprzedawanie; skoro ludzie mądrzejsi od niego uważali, że to nieodłączna i bardzo istotna rzecz, to nie miał zamiaru się kłócić. Powiedziałby, że się nasłuchał już przez miesiąc tej obsługi, ale prawdę mówiąc, kiedy skupiał się na złotnictwie, przestawał do niego docierać świat zewnętrzny.. Chyba, że któryś z kuzynów na moment wychodził, zostawiając młodemu Borginowi sklep na głowie, wtedy specjalnie zajmował się takimi rzeczami, przy których nie tłukł się za bardzo i mógł od czasu do czasu zerknąć co się dzieje na froncie. Jeszcze nigdy właściwie nie musiał odrywać się od pracy; kuzyni mieli wyczucie, znali biznes od dawna i wyraźnie wiedzieli, kiedy spodziewać się ruchu, a kiedy mogli dostawić żółtodzioba za kasą. Tego konkretnego dnia, jeden klient postanowił wpaść o niecodziennej porze, właściwie niedługo po tym, jak otworzyli. Sprzęt nie zdążył się nawet jeszcze dobrze nagrzać, więc blondyn przyglądał się projektom do zrobienia. Układał je niespiesznie w kolejności, w której musiały zostać stworzone, oceniając pod kątem skomplikowania wzoru i obróbki kamienia, jeśli taki w ogóle się w projekcie znajdował. Na sam początek dawał wszystko, co stanowiło bazę dla zrobienia talizmanu; ot, żeby zrobić to, czym i tak zajmować się do końca nie będzie, a potem przysiąść do dłubania w zawiłych ozdóbkach. Na dźwięk dzwoneczka, oznajmiającego, że ktoś otworzył drzwi, wychylił głowę z zaplecza, tym razem z zaskoczeniem stwierdzając, że to nie jeden z kuzynów. Niespodzianka. Zostawił pospiesznie projekty, przerzucił przez głowę górny pasek od ciężkiego fartucha ochronnego tak, żeby został tylko zawiązany na biodrach. W teorii, powinien był go w ogóle ściągnąć, wychodząc do potencjalnego klienta, ale nie chciał kazać mu czekać. Chustką trzymającą włosy postanowił się nie przejmować, mimo że pasowała do koszuli jak pięść do nosa.
- Dzień dobry! - powitał gościa pogodnie, zerkając na zegar na ścianie. Chciał w ten sposób ustalić, jak długo jeszcze nie będzie rzeczywistego właściciela, człowieka który się na tym wszystkim znał i który miał nawet na nazwisko Blythe... Ale zaraz zdał sobie sprawę z tego, że ni cholery wcześniej nie zwracał uwagi na to, ile zwykle ich nie było. Fantastycznie. Uśmiechnął się, podświadomie, z wyraźnym zakłopotaniem kładąc sobie dłoń na karku. Nie miał zamiaru udawać pewności siebie w temacie, w którym w ogóle jej nie miał; to, że potrafił kłamać, nie oznaczało, że miał kłamać na każdym kroku.
- Bardzo pana przepraszam. - ukłonił się, opuszczając ramię, które przed momentem podniósł do swojego karku. - Właściciel sklepu wyszedł na moment, jestem pewny, że niedługo wróci. Jestem tylko czeladnikiem. - przez bardzo krótki moment chciał zażartować mówiąc, że tylko w tym sklepie sprząta, ale mężczyzna sprawiał wrażenie raczej poważnego, uprzejmego człowieka. Może to laska dodawała mu tej powagi? Ull nie zastanawiał się nad tym za bardzo, ale też na lasce nie zawiesił nawet dłuższego spojrzenia. Był bardziej ciekawy co też mężczyzna ze sobą przyniósł, ale stwierdził, że pytanie byłoby nieco zbyt butne, jak na nieistotnego człowieka z zaplecza sklepu.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]21.08.22 12:19
Zmierzył roboczy fartuch i fryzurę nieco zaskoczonym spojrzeniem - nie pamiętał, aby sprzedawcy pokazywali się tak klientom. Na pewno nie wtedy, gdy wybierał z ojcem pierścionek zaręczynowy. W uważnym (i poważnym) wzroku próżno było jednak szukać krytyki, czy zdegustowania. Hector ubierał podobny ubiór ochronny gdy pracował nad miksturami alchemicznymi we własnej szopie pracowni i chyba ta świadomość - oraz bardzo pogodny ton młodzieńca - nieco złagodziły odbiór jego osoby.
Ull chyba miał szczęście - zostawszy samemu w sklepie nie trafił na kręcącą nosem damę, ani zadufanego nowobogackiego, a na kogoś, kto (pomimo ubioru nieodróżniającego go od innych przedstawicieli wyższej klasy średniej) z własnego doświadczenia rozumiał pasję do rzemiosła. Ten specyficzny stan umysłu, gdy i ubiór i schludność i cały świat zewnętrzny schodziły na dalszy plan, gdy liczył się tylko szlachetny kamień na blacie, albo wrzący eliksir w kociołku. Hector zawsze lubił tworzyć i może właśnie dlatego, pomimo kariery w magipsychiatrii, nigdy nie zrezygnował z pasji do alchemii i meridianów. Długie rozmowy z pacjentami dawały mu wiele satysfakcji, ale nigdy nie przynosiły wymiernych rezultatów - w młodości sądził arogancko, że pomoże wszystkim, ale lata nauczyły go pokory. Możliwe, że nie pomoże nikomu. Możliwe, że pomoże żyć z samym sobą mężowi zdradzającemu własną żonę, ale nigdy nie uleczy depresji tejże żony. Rzemiosło było czymś innym, od razu pozwalało tworzyć rzeczy skuteczne i pomocne. Nabrać poczucia, że zrobiło się coś dobrego i przydatnego - choćby małego.
Może dlatego nie miał serca zmarszczyć brwi, powiedzieć coś chłodnym tonem własnego ojca (potrafił go naśladować, doskonale) i tak po prostu odesłać zakłopotanego chłopaka na zaplecze. Nie oczekiwał tutaj ani czeladnika ani nastolatka, ale powściągnął lekką irytację i westchnął tylko w duchu. Nie miał czasu czekać, aż właściciel sklepu wróci, za pół godziny miał wizytę u pacjenta - i doskonale wiedział (albo zakładał we własnym pesymizmie), że "na moment" rzadko oznacza krótką chwilę.
Ale może ta wizyta nie musi być całkiem zmarnowana?
-Czy jako czeladnik potrafi pan wycenić te kamienie? - przechylił lekko głowę, jak zawsze gdy był czegoś ciekawy, spoglądając na blondyna przenikliwie.
W takich chwilach bardzo rzadko mrugał, zapominając, że czasem peszy to rozmówców. Pilnował się głównie przy pacjentach lub gdy był w dobrym humorze, a sama konieczność użerania się z biżuterią po zmarłej żonie wprawiła go w dość przykry nastrój.
Laska stuknęła kilka razy, gdy zbliżył się do blatu - a potem ostrożnie wyjął z kieszeni chustkę, w którą zawinięty był jej naszyjnik. Zsunął go na blat, starając się nawet nie dotykać tego cholernego prezentu od kogoś innego. Ull mógł zauważyć, że choć brunet obchodził się z biżuterią ostrożnie, to w jego gestach była jakaś nerwowość - jakby niechęć do samego naszyjnika.
-Orientacyjnie. Albo chociaż powiedzieć mi, czy więcej będzie wart w całości, czy gdy wyjmie się te szmaragdy i sprzeda je pojedynczo. O ile w ogóle da się je wyjąć? - oczom Ulla ukazała się srebrna kolia, z trzema szmaragdami - jednym większym i dwoma mniejszymi. Prezent bez wątpienia cenny - tak cenny, że Hectora irytowała sama myśl, że ktoś podarował coś tak cennego jego żonie. Bardziej porywczy mężczyzna cisnąłby tym naszyjnikiem o ścianę, ale Vale myślał pragmatycznie - musi wycisnąć z tego cholerstwa jak najwięcej pieniędzy, choćby dla syna.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]21.08.22 13:30
Miał szczerą nadzieję, że podczas tej krótkiej rozmowy, któryś z jego kuzynów wyłoni się znikąd i będzie w stanie sprawnie obsłużyć tego mężczyznę. Ull nie był najlepszy w dobieraniu słów (dlatego często wybierał milczenie), ale był naprawdę całkiem niezły w zauważaniu rzeczy. Pierwsze co myślał, kiedy patrzył na człowieka przed sobą to to, że wydawał się niesamowicie smutny. Nie potrafiłby tego wytłumaczyć, ale każdy gest, grymas i nawet to długie, przenikliwe spojrzenie; wszystko to tworzyło mu w głowie obraz człowieka, który jest po prostu smutny. Samotny? Zraniony? Może okazywało się, że jego pasja to już nie było to, co kiedyś?.. Mógł się tylko domyślać, bo pytać nie zamierzał; on, w przeciwieństwie, z psychiatrą i terapią nie miał zupełnie nic wspólnego, oprócz tego, że sam by się pewnie mógł na jakąś sesję załapać. W tym momencie jednak, mimo że nie był w swoim elemencie, wciąż przebywał w tym swoim ulubionym, magicznym miejscu, gdzie otaczały go przyjemne wspomnienia i ślicznie błyszczące rzeczy. Stąd pogodny uśmiech i generalne otwarte podejście do klienta, nawet jeśli zwykle nie potrafił się odnaleźć wśród obcych osób, a przynajmniej tak twierdził.
Chciał mu pomóc. Chociaż trochę. Sprawiał wrażenie smutnego, tak, a przy tym był bardzo uprzejmy, wydawał się raczej łagodny i najzwyczajniej na świecie młody Borgin czuł bardzo bladą nić porozumienia między nimi. Prawdopodobnie nie mieli ze sobą nic wspólnego. Może jedyne co ich łączyło, to to, że obydwoje byli trochę smutni. Czasami to naprawdę wystarczało, żeby kogoś polubić, nawet jeśli nie znało się nawet jego imienia.
- Tak jest, proszę pana. - to wdzięczne yes, sir wyrwało się mu z gardła wdzięcznie i jak najbardziej szczerze. Chciał zobaczyć co też ślicznego przyniósł i nawet jeśli nie mógł mu podać dokładnej ceny, kolejne jego słowa utwierdziły w przekonaniu, że nie będzie z tego problemu. Poznał się już trochę na metalach, znał się całkiem nieźle na kamieniach, miał już trochę doświadczenia w pracy z nimi i był w stanie wyobrazić sobie jak dany materiał mógł się zachować przy próbie przetopienia. Uśmiechnął się nawet, w oczach zabłyszczała dziecinna ekscytacja, kiedy sięgał do małej szuflady w ladzie, wyciągając z nich delikatne rękawiczki i powiększające szkło. Rękawiczki wsunął od razu na dłonie, w tym konkretnym momencie ciesząc się, że zastał go zanim zaczął pracę i nie musiał na szybko lecieć ich myć. Powstrzymał się przed skomentowaniem tego, jak ślicznie prezentował się kawałek biżuterii przed nim, widząc wcześniej z jaką niechęcią się z nim obchodzi. Wyraźnie był to temat drażliwy. Jeśli czegoś nauczył sposób, w jaki wychował się blondyn, definitywnie było to zgrabne tańczenie wokół tematów-min, wyczuwanie ich i nie dotykanie nawet z bezpiecznej odległości.
- Nie podam dokładnej ceny, po prostu nie mam tu takiej władzy. Mogę panu natomiast powiedzieć, co z tego mógłbym użyć ponownie... - pod koniec zaczął mówić nieco wolniej, bardziej skupiając się na kolii w swoich dłoniach. Zręcznie oglądnął ją powierzchownie z każdej strony, najpierw szukając wyraźnych skaz, z którymi klienci zwykli przychodzić. - ..definitywnie jest w doskonałym stanie.. - błyskotka została w jednej dłoni, gdy druga złapała za małą lupę, pozwalającą chłopakowi przyglądnąć się szczegółom. Czasami chciałby mieć taką zdolność bez lupy; zmodyfikować swoje oczy, by były bardziej sokole, potrafiły dostrzegać drobiazgi bez sztucznej pomocy. Postanowił zacząć od samego w sobie srebra. Przesunął po każdym złączeniu, szukając głównie słabych punktów i oznaczeń; za każdym razem, kiedy dotykał takiej biżuterii, wyobrażał sobie karcące spojrzenie brata, który w swoim zboczeniu zawodowym wszystko wolał brać za potencjalne ciało noszące w sobie klątwę. - ..ktoś kto to nosił lubił twarde zapięcie. Ostatnie spoiwo jest trochę zmęczone, ale to żaden problem, wydaje się solidne.. - mruczał dalej, chyba bardziej do siebie, niż rzeczywiście do klienta. Całą swoją uwagę poświęcał w tym momencie błyskotce. Diabelnie podobał mu się sposób, w jaki była złożona i już nie mógł się doczekać, aż przejdzie do kamieni. Najlepsze na koniec! - ..jest zrobiona z dobrego stopu, mógłbym go wykorzystać jeszcze raz nawet jeśli właściciel chciałby zmienić jego formę.. - to właściwie była jedna z jego ulubionych rzeczy w złotnictwie; w większości przypadków, nawet najmniejszej i najbardziej nieistotnej rzeczy można było dać drugie życie.
Zorientował się, że gada do siebie i zachowuje jak świr, więc oderwał spojrzenie od kolii, wyprostował, by popatrzeć na mężczyznę.
- Jestem pewny, że może pan sprzedać tą kolię w całości. Nie przyglądnąłem się jeszcze kamieniom, ale nie chcę pana zatrzymywać, jeśli się pan spieszy. - bardzo chciał się im przyglądnąć.. Po prostu nie chciał wystawiać jego cierpliwości na próbę. Liczył na to, że kultura powstrzyma go od ewentualnego gniewu klienta.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]23.08.22 17:35
Wchodząc do sklepu miał szczerą nadzieję, że nie zbiegnie się nad nim kilkoro sprzedawców, prześcigając się w radach i fałszywych uprzejmościach. Zdawałoby się, że przepracował własną nieśmiałość, ale wciąż nie znosił bycia w centrum fałszywej uwagi. Właściwie ulżyło mu, że blondyn jest w sklepie sam. Liczył na fachowca, nie czeladnika, ale przynajmniej młodzieniec wydawał się szczery i nienachalny.
I uważny. Poczuł zawieszone na sobie spojrzenie, choć ktoś inny pewnie by je zignorował - Ull nauczył się pewnie obserwować ludzi w sposób dyskretny. Hector też i to pewnie dlatego wiedział, kiedy jest obserwowany. Nie przejął się tym szczególnie, wiedząc, że każdy dobry fachowiec powinien poznać swojego klienta - czy rzemieślnik, czy magipsychiatra. Pogodny uśmiech blondyna i spojrzenie, z którego nie zgasło jeszcze zadowolenie po pracy na zapleczu, złagodziły nieco smutek rozmówcy Hectora. Może Vale wyczuwał go gdzieś podskórnie, może smutne dusze się rozumieją - najlepsze przyjaciółki odnajdywał w końcu w kobietach o melancholijnych oczach, a w marcu znalazł bratnią duszę w pewnym młodzieńcu o zrozpaczonym spojrzeniu.
Dzisiaj nie był jednak równie uważny na ludzi jak zwykle - gdy żyła, Beatrice skutecznie zabijała w nim jego własną chęć życia, najwyraźniej była zdolna popsuć mu humor również po śmierci. Dzisiaj myślał zadaniowo, chcąc pozbyć się z domu zbyt cennego naszyjnika, ponurej pamiątki po którymś z jej romansów. W dodatku spaliła wszystkie listy, a Hector nie był w stanie powściągnąć krukońskiej ciekawości (choć wiedział, że powinien, dla własnego zdrowia psychicznego) i przestać analizować kto mógł wręczyć jej tą kolię. Metodą eliminacji doszedł jedynie do tego, że nie jej pierwszy kochanek, nie Oyvind Borgin - wtedy jeszcze kryła się gorzej, zauważyłby w domu tą biżuterię, a ten rudy dupek wydawał się zbyt pragmatycznie skąpy jak na taki gest (Hector też był zresztą zbyt pragmatyczny, by wręczać kobietom drogie prezenty, o to akurat nie mógł Borgina obwiniać). Potem (kiedy, kiedy, kiedy, pięć lat temu? Rok temu?) ukryła tą kolię w podwójnym denku swojej skrzynki na biżuterię, co Hector samo w sobie uznał za upokarzające.
Zwłaszcza, że nie był idiotą i znalazł to denko prawie od razu - co prawda, dopiero dziesięć miesięcy po jej śmierci, ale wcześniej po prostu nie dotykał jej biżuterii, nie rozdrapywał ran.
Humor poprawiło mu jedynie ugrzecznione yes, sir, w entuzjazmie chłopaka było coś uroczego. Choć na ulicy zwracałby się do kogoś o tyle młodszego na "ty", to teraz tym bardziej postanowił kontynuować mówienie blondynowi per "pan", może nawet z większą niż zwykle uprzejmością. Pamiętał, że takie proste gesty ze strony klientów dodawały mu pewności siebie, gdy (będąc starszym od swojego rozmówcy, ale wciąż wyglądając bardzo młodo) rozpoczynał własną karierę i chyba chciał być dziś dla kogoś bezinteresownie miły. Nie pozwolić, by wspomnienia zepsuły mu - i innym - kolejny dzień.
Zmusił nawet usta do łagodnego uśmiechu, słysząc, że kolia jest w doskonałym stanie. To doskonale, może będzie coś warta. Kąciki ust drgnęły mimowolnie, gdy usłyszał o twardym zapięciu - trudno powiedzieć, czy w grymasie nagłego rozbawienia, czy czegoś innego. Pohamował ciche parsknięcie.
-Twarde zapięcie. - powtórzył pod nosem, nawet tego nie wiedział o własnej żonie, ale pasowało. -Czyli właścicielka obchodziła się z nią pewnie mało subtelnie? - upewnił się, bo o ile znał się trochę na kamieniach, to na delikatnej biżuterii - wcale. Nie potrafił tego stwierdzić, podświadomie szukał w Beatrice wad, choć ta hipoteza kłóciłaby się ze słowami czeladnika o doskonałym stanie kolii.
Słuchał dalej, ze szczerą uwagą (być może nietypową o wszystkich klientów, ale Hector słuchał przecież ludzi zawodowo - a temat własnego zarobku na biżuterii żony żywo go interesował), smutne spojrzenie nagle pojaśniało. Zmienić formę.
-Zmienić formę? - powtórzył, przechylając lekko głowę. -Tak, by była... nie do poznania? - dodał powoli, bardziej smakując słowa dla samego siebie. Nie rozważał takiej opcji, chciał jedynie pozbyć się tego paskudztwa, ale...
...co, jeśli kolia w całości pójdzie w dalszą sprzedaż i ktoś ją kiedyś rozpozna? - przemknęło mu przez myśl, może nieco paranoicznie, ale świadomość, że ktoś mógłby prześledzić historię naszyjnika aż do niego - i dowiedzieć się w jakiś sposób o tożsamości hojnego kochanka - była upokarzająca.
Nie, nie sprzeda jej w całości.
-Ile by to kosztowało? Zmiana formy naszyjnika, albo przerobienie go na... - zawahał się, próbując sobie przypomnieć, jaką biżuterię nosi najmłodsza siostra. Raczej skromną. -...powiedzmy, kolczyki? - przecież za robociznę rzemieślnika coś się należało, a on chciał na tym zarobić, nie stracić.
-Mam jakieś dwadzieścia minut, proszę przyjrzeć się kamieniom, jeśli pan zdąży. - poprosił, myśląc gorączkowo. Nie znał się na kamieniach, ale znał się trochę na ekonomii, barterze, wymianie przysług. -Jeśli sprzedałbym największy ze szmaragdów, czy pokryłoby to koszt przerobienia reszty biżuterii? - nie określił jeszcze komu miałby go sprzedać, ale coś w jego tonie i spojrzeniu zdradzało, że chyba podjął się właśnie próby negocjacji z samym czeladnikiem. Nie sklepem Blythe'ów, a właśnie nim.
Co przypomniało mu, że musi spytać o jego imię (odruchowo i błędnie założył, że nazwisko to pewnie Blythe), ale to zaraz. Wycena była pilniejsza.





We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]23.08.22 20:07
Był spostrzegawczy, chociaż sam by sobie tego nie przyznał, był też całkiem niezły w czytaniu ludzi. Nie znosił szczerze tego stwierdzenie, uważał je za bajki i czcze pitolenie. Ludzie to nie książki, trochę bardziej złożeni od zwierząt, posiadali swoje powtarzalne zachowania, pewnie, ale nie sądził, żeby można było kogoś tak naprawdę "przeczytać" w jednej rozmowie. Sam po sobie przecież wiedział, jak w jednym momencie był zahukanym i przestraszonym małolatem, w drugim zachwycał się małym kamyczkiem bez jednej skazy, a w kolejnej czuł się tak pusto, że nie docierał do niego świat zewnętrzny. Arogant nie był zawsze arogancki. Morderca nie wszędzie splamiony krwią. Żaden święty nie był do końca święty i żaden diabeł nie ustrzegł się przed zrobieniem w swoim życiu czegoś dobrego. Nie lubił oceniać ludzi. Nie sądził, żeby miał do tego dobrą podstawę i jedyne co, to rzeczywiście, czy to dzięki jakiejś empatii, czy umiejętności podświadomego rozumienia mowy ciała, gestów i spojrzeń; potrafił rozpoznać czyjś stan. U smutnych ludzi wszystko działo się w oczach i gestach, wiedział to też po sobie. Nie raz próbował uśmiechać się na siłę do lustra, ale grymas nigdy nie dosięgał oczu. Zastanawiał się też nie raz, dlaczego czasami wykonuje niektóre gesty szybciej, bardziej nerwowo; wymyślił wtedy, że to wbrew pozorom z nerwowością nie miało nic wspólnego. Dla niego, w jego własnym, małym świecie przyciemnionym smutkiem, wszystko było bardzo wolne. Mógłby to porównać do oka cyklonu, gdzie wokół niego wszystko poruszało się z zawrotnym tempem, a on sam, jako jedyny, marny i samotny, pozostawał w bezruchu. Czasami w interakcji z innymi, po prostu chciał tą zawieruchę nadgonić, szybko mówiąc, gestykulując zamaszyście, albo bezwiednie podrzucając nogą w nerwowym rytmie. Czasami wybuchał, kiedy ciągłe napięcie spowodowane oczekiwaniem na najgorsze, stawało się nie do zniesienia, grunt wydawał się uciekać spod stóp, albo pękać, jak na lodzie w wtedy tylko mógł wybuchnąć. W dziecinnej bezradności, pogrążając się w swojej idiotycznej pochmurności, zasłaniając się łatką wariata, używając jako tarczy swojej samotności. Tak było bezpieczniej. Nie otwierać się, nie wpuszczać niczego i nikogo, nie przywiązywać się i, co najważniejsze, nie ciągnąć nikogo za sobą w dół. Wiedział, że tam zmierza. Im częściej był szczęśliwy, tym bardziej wiedział, że zbliża się jakiś koniec. Coś fatalnego, tragicznego, ale też coś co sprawi, że wszystko wskoczy na swoje miejsce. Ze smutkiem było mu do twarzy. Znał smutek i bezradność, samotność i nieuzasadnioną złość, znał porywy pasji, smak zawodzenia oczekiwań; a wszystko, czego nie znał, było mrożąco straszne.
W teorii, obsługa klientów taka była. Nie miał z nią styczności, czasami tylko wyłaniał się z zaplecza i rzucał na coś okiem, ale oprócz tego, nikt się z jego słowem nie liczył.. I taki stan rzeczy mu odpowiadał. Nie ciążyło mu wycenianie, doradzanie, aktywna sprzedaż nie odbijała mu się później czkawką; lubił swoją małą, duszną i gorącą norę, w której tworzył małe śliczności. W teorii, cała ta interakcja powinna go mrozić do szpiku, tyle że ten konkretny klient wydawał się po prostu dobry. Nie potrafiłby tego wytłumaczyć. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Nie przerażał go.
- Przepraszam. - przepraszał bardzo dużo, zdawał sobie z tego sprawę tym częściej, im częściej był w pracy, ale jeszcze nie zaczął nad tym pracować. - Miałem na myśli mocne zapięcie. Czyli bardziej, właścicielka obchodziła się mało delikatnie z własną szyją. - sprostował, z lekkim, tym razem trochę nieśmiałym uśmiechem, wiedząc, że wchodząc na temat poprzedniej właścicielki, może szarpać strunę, której w ogóle nie chciał dotykać. Zachował też dla siebie, że czasami ciężko dobierać mu odpowiednie słowa, jego mózg zwykle pracował po norwesku. Klient nie pytał, a nie była to informacja istotna dla kawałka biżuterii w dłoniach blondyna.
- Tak. - na to odpowiedział pewnie, uśmiechając się szerzej; pokiwał nawet gorliwie głową, chociaż chciał się bardzo od tego powstrzymać.
-Ludzie zwykle nie wiedzą o tym, że biżuterię można przetapiać, jeśli została stworzona z dobrego materiału. Ten metal definitywnie jest dobry. Szmaragdy są soczyście zielone, typowe dla Kolumbii. Jeśli będzie pan zlecał jakiemuś rzemieślnikowi projekt, proszę nie dać się oszukać. Są wiele warte. - rozgadał się znów, skoro mężczyzna przed nim wyraził zainteresowanie, postanowił udzielić mu wyczerpującej odpowiedzi.
- Kolczyki? Oczywiście! Szkoda by było tylko nadmiaru metalu.. Ale z metalu można by było zrobić jakiś drobny, prosty łańcuszek, bransoletkę na przykład. - kontynuował, a oczy znów rozbłysnęły mu radośnie, tą samą pasją i zaangażowaniem co wcześniej. Kochał swoją pracę. Kochał nadawać zupełnie nowego życia surowym materiałom. Odbijało się to w całej jego twarzy i nawet w postawie; kiedy pochylał się nieco bardziej w stronę klienta, wyraźnie zaintrygowany, bezwiednie przesuwając kciukami po metalu w swoich dłoniach.
Nie musiał go też przekonywać, żeby przyglądnął się kamieniom. Ich intensywny, zielony kolor nie pozwalał na zignorowanie, ale nie przegapiłby okazji, by poszukać ciekawych wzorów ukrytych pod odpowiednim kątem. Przesunął się bliżej źródła światła, zapisując w myśli, żeby opieprzył kuzynów za beznadziejne oświetlenie blatu, na którym robili interesy.
- Tak jak mówiłem, to zdecydowanie szmaragdy pochodzące z Kolumbii, nie potrzebuje pan nawet papierów, by to stwierdzić. Nie są sztucznie zabawiane, byłoby to widać pod światło; odbijałoby je w zupełnie inny, płaski sposób.. Przepraszam, pan się spieszy, a ja trajkoczę jak przekupa. - zaśmiał się nieco nerwowo, zdając sobie sprawę z tego, że mogło to być, rzeczywiście irytujące. Mężczyzna przed nim nie zapytał o to, jak oceniał kamienie, prawda? Prawda.
- Oh, jeśli pan będzie chciał go sprzedać, w zamian za przetopienie na kolczyki, jestem pewny, że musieliby panu oddać jakąś sumę. - ale jaką? Nie miał bladego pojęcia. Pieniądze i ceny rzadko go w tym wszystkim interesowały. - I proszę się też upewnić, żeby wykorzystał jak najwięcej materiału. Zważenie kolii przed przeróbką i finalnego projektu powinno powiedzieć ile było straty; to też powinno zostać wliczone w kwotę, moim zdaniem. - zmarszczył lekko brwi, dopiero w tym momencie podnosząc spojrzenie na oczy rozmówcy. Nie lubił oszustów w swoim fachu. Mógł nie zajmować się pieniędzmi, mógł nie znać się na obowiązujących cenach, ale doskonale wiedział, jak poznać błędy w swojej sztuce. Zakładał również, że uprzejmy pan zabierze kolię do kogoś, kto miałby więcej lat doświadczenia na karku; nie miałby mu tego za złe, ani trochę, na jego miejscu pewnie zrobiłby dokładnie tak samo.
Odłożył zgrabnie kolię na chusteczkę przyniesioną przez mężczyznę, pchnięty przez nagły pomysł, który wpadł mu do głowy. Ściągnął rękawiczki, mruknął coś, co brzmiało jak "et sekund", by zniknąć, dosłownie na tą sekundę na zapleczu. Wrócił z kartką, kawałkiem ołówkiem po przejściach i centymetrem. Sprawnie, nie wchodząc w szczegóły naszkicował kolię, nanosząc wszystkie najważniejsze punkty i to na nich się skupiając, a później zmierzył kamienie, dodając odpowiednią notatkę do swojego szybkiego szkicu.
- Zapytam Blythe'ów o cenę tych kamieni. - wyjaśnił, dopisując do swojego szkicu kilka notatek. "klart colombiansk" i "ingen riper" miało być tylko przypomnieniem dla niego, gdyby zdarzyło mu się zapomnieć o tym, jak te kamyki wyglądały. - Zechciałby pan przyjść, nawet dzisiaj, później, żeby porozmawiać z kimś bardziej kompetentnym w temacie pieniędzy? Ja tu tylko wykonuję projekty na razie, nie chciałbym pana oszukać. - dodał skromnie, sięgając znów do tyłu, tym razem tylko po czystą, wilgotną szmatkę, żeby oczyścić palce z węgla, lekko się kłaniając. Dobrzy ludzie nie zasługiwali, żeby ich oszukiwać, chociaż Ull wiedział, że świat tak nie działał.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]31.08.22 21:08
Hector, dla odmiany, zawsze wierzył, że ludzi da się czytać - nie całkiem, nie jak z otwartej księgi, ale na tyle by móc wychwycić to, co ukrywali przed innymi i przed samymi sobą. Nie zaczął jednak obserwować ludzi, bo był zainteresowany magipsychiatrią. Poznał swoją pasję wcześnie, już w Hogwarcie, ale spostrzegawczości nauczył się jeszcze wcześniej. Podobnie jak Ull, ostrożności nauczył się w dzieciństwie. Najpierw podświadomie, od matki - odprowadzającej ojca zalęknionym spojrzeniem i nerwowo obciągającej długie rękawy sukni. Tym dłuższe, im gorszy miał humor. Potem uważał już sam, najpierw nie chcąc przysparzać rodziców zmartwień, a potem orientując się, że tylko uważność ochroni drobnego chłopca o kulach przed złośliwościami rówieśników. Nie był na tyle zwinny, by uniknąć podstawionej nogi, musiał przewidzieć takie psikusy z wyprzedzeniem.
Może ich talent wcale nie był talentem - a jedynie jedną z wielu strategii przetrwania. Jeśli praca nauczyła czegoś Hectora to, że ludzie potrafią zrobić prawie wszystko by ochronić samych siebie, również przed samymi sobą.
Uśmiechnął się łagodnie, słysząc kolejne przeprosiny. Nie zareagował, chłopak nie był w końcu jego bliskim ani pacjentem, ale odruchowo zanotował w myślach, że za dużo przeprasza.
I że zachowuje się, jakby trochę bał się nieznajomych samych w sobie - a nie tylko odpowiedzialności związanej z ich obsługiwaniem. Nie Hectora, rzecz jasna - ludzie rzadko się go bali, a chłopak zachowywał się aż nazbyt uprzejmie, ale jakoś szczerze.
To miłe. Spodziewał się, że będzie musiał dzisiaj wysłuchać jakiegoś nachalnego sprzedawcy, mówiącego zbyt wiele i zbyt natrętnie polecającego pierścionek dla damy serca albo jakieś inne niepotrzebne rzeczy. Młodzieniec - może dlatego, że był czeladnikiem na zapleczu, a nie w obsłudze klientów - był przeciwieństwem kogoś takiego, odpowiadając tylko na zadane pytania. Prawdziwa ulga dla introwertyka z niechcianą kolią po niekochanej żonie.
-Rozumiem. - uniósł lekko brew, nie starając się specjalnie, by powstrzymać chęć wzniesienia oczu do nieba. -Tak, z szyją obchodziła się mało delikatnie. - zwykle nie pozwalał sobie na takie uwagi, ale nie przecież było wiadomo o kim teraz mówił - a poza tym maskę zrozpaczonego wdowca nosił przy teściach i znajomych. Mógł ją poluzować podczas rozmowy z młodziutkich wytwórcą biżuterii. Zamrugał, odpędzając sprzed oczu wizję jakiegoś mężczyzny, który ciągnie Beatrice za tą kolię by naznaczyć jej szyję lubieżnymi pocałunkami - takimi, które nigdy nie przychodziły Hectorowi naturalnie, a przynajmniej nie z nią. Na domiar złego, choć podejrzewał kilku mężczyzn o romans z żoną i choć wiedział, że na przestrzeni sześciu lat miała wielu kochanków - to twarz tego pierwszego (tego, który kolii podarować jej nie mógł) wyryła się najmocniej w jego nad aktywnej wyobraźni.
Aroganckie spojrzenie, rude włosy, pieprzony Oyvind Borgin. Hector długo próbował o nim nie myśleć, ale przypadkowe spotkanie na cmentarzu kilka tygodni temu obudziło starą niechęć - zwłaszcza, że tamten mężczyzna zdawał się z niego drwić dla czystej złośliwości.
Płytki wdech, nie będzie o tym myślał. Zwłaszcza, mając przed sobą tak uprzejmego rozmówcę, czyste przeciwieństwo nemezis z własnej wyobraźni i pozbywając się pamiątek o żonie. Powinien zostawić przeszłość za sobą, irytujących dupków z Durmstrangu też. Młody czeladnik, na przykład, mówił jak prawdziwy Krukon - a Hector poczuł do niego odruchową sympatię, naiwnie biorąc go za absolwenta Ravenclawu. Pasował tam, z tą pasją do kamieni. Słuchał uważnie, ale nie przerywał.
-Jak wiele? - zapytał machinalnie, usiłując nie dać po sobie poznać, że zaskoczyła go wartość tej biżuterii. Nie chciał zdradzić, że wcale jej nie kupił ani nie zamówił.
Zaimponowała mu za to uczciwość młodego - co prawda ta troska mogła być pozą gdyby okazywał ją bardziej doświadczony sprzedawca, ale wydawała się szczera. Uśmiechnął się nieco cieplej, dobry humor blondyna był trochę zaraźliwy.
-Ależ proszę mówić. To interesujące. - uspokoił czeladnika. Nie interesował się nigdy biżuterią, ale zamawiał do meridianów zwyczajne, nieobrobione kamienie - w sprawie cen dobrze będzie dowiedzieć się jak najwięcej. Poczekał cierpliwie, aż blondyn naszkicuje kolię i skończy wymiary, obserwując profesjonalizm z jakim podszedł do zadania i precyzję, z jaką odwzorował naszyjnik. Milczał chwilę - od dłuższego czasu rozważając pewien pomysł.
-A pan? Mógłbym panu zlecić projekt i wykonanie tych kolczyków? Resztę stopu mógłby pan odkupić od razu, w imieniu sklepu. - zaproponował, przechylając lekko głowę. Nie doprecyzował, czy właśnie składa zamówienie oficjalne czy całkowicie prywatne, zostawiając to chyba uczciwości samego Ulla. -Gdybym wrócił tu jutro, o kogo spytać? - spytał wreszcie młodzieńca o jego godność, nie spodziewając się, że nazwisko może zmazać z jego twarzy cały entuzjazm. W innym wypadku nie zleciłby mu czegoś tak pochopnie.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Sklep jubilerski
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach