Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]17.11.15 10:35
First topic message reminder :

Kuchnia

Kuchnia w całym mieszkaniu wydaje się po prostu...pusta. Może wynika to z faktu, że wszelkie posiłki właściciel jada w innych miejscach, a wszystkie konieczne przybory kurzą się w szafkach. To co można zawsze tutaj znaleźć to kawa, a jedyną sensową potrawą, jaką w ogóle potrafi tutaj przygotować - to jajecznica. Nie żeby mu się za często zdarzało.

Na to pomieszczenie nałożone jest zaklęcia Muffliato, Cave Inimicum.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 02.09.17 18:29, w całości zmieniany 1 raz
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340

Re: Kuchnia [odnośnik]14.01.18 17:21
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Kuchnia - Page 5 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]07.02.18 19:22
Od powrotu z Wieży była w domu tylko raz. Tego jednego wieczora, którego Leanne opuściła pokój gdy wyznała prawdę, gdy wyprawiała ojca w daleką podróż. Siostra nadal milczała, chyba była na nią zła. Just nie dziwiła jej się, sama czuła się winna. Czemu miałby ją dziwić fakt, że ktoś inny uważa tak samo jak ona. Bała się z nią spotkać, nie chciała widzieć wyrazu zawodu na jej twarzy, wcześniej była jej bohaterką, przyjaciółką. A teraz? Teraz sama nie była już pewna. Postanowiła milczeć i czekać. Ponoć cierpliwość i czas postanowiły rozwiązać wszystkie problemy. Gorzki smak przypomniał wrednie, że jednak nie wszystkie.
Chciała być silna, niezwyciężona, nieugięta, ale czuła jak rozpada się za każdym razem, gdy czujeś spojrzenie nie spogląda na nią czujnie sprawdzając jak się ma. Jakby właśnie tęczóki zawieszone na jej jednostce były jednocześnie sznurkiem na którym zawieszona została ona - marionetka, zepsuta, niezdolna samoistnie się poruszać. Pradoksalnie jednak bała się ludzi, unikała ich jednocześnie nie chcąc ich unikać. Nie chciała by ktoś widział jak upada. Jak rozpada się na małe kawałeczki, a potem nieudolnie próbuje postawić domek z kart, który powala lżejszy podmuch wiatru.
Nie zastanawiała się, gdy wpuszczała go do domu. Chociaż wiedziała, a może bardziej podświadomie czuła, że przybywanie w jej towarzystwie nie jest teraz proste. Brakuje jej w niej. Nie była już sobą. Może już nigdy nie miała być. Nie miałaby też mu za złe, gdyby nie wszedł. Gdyby postanowił wrócić później. Nie była towarzystwem na medal.
Nie łączyło ich wiele, a może łączyło ich wszystko. Sama nigdy nie wiedziała, czemu nie byli sobie bliżsi. Może żadne z nich nie zadało sobie dostatecznie dużo trudu? Może czas zawsze był nie ten? Może nigdy nie było im po drodze. W szkole był równie nieznośny co Skamander - na niego wtedy też kręciła nosem. Teraz zrobiłaby dla niego wszystko. Oddała mu serce. Oddała duszę. Była cała jego i dla niego.
Zajęła ręce otwierając szafkę, słysząc jak Billy szamota się jeszcze gdzieś w przedpokoju. Dwa kubki z cichym stuknięciem stanęły na ladzie. Przesunęła się kawałek otwierając kolejną, ścigając puszką z herbatą. Otworzyła ją czując jak w jej nozdrza uderza zapach. Billy działał obok, jakby harmonicznie, zgrywając się z jej działaniami. Nie odzywała się, zastanawiając się, czy to nie dziwne. Jeszcze kilka dni temu mówiłaby pewnie wiele. Wsypała herbatę do pierwszego z kubków.
Dłoń zastygła wraz z całą nią gdy z jego ust padły słowa.
Przykro mi.
Zatrzymało mnie, zacięło całkowicie na krótką chwile. Ledwie kilka sekund, jednak byłam pewna, że moje zawahanie było wyczuwalne, samo w sobie zdawało się odbić w jakiś nienaturalny sposób na otaczającej nas przestrzeni. Nie powiedziała jednak nic, wracając do przerwanej czynności. Myśli znów ją pochłonęły. Just nie potrafiła zrozumieć, a może też jednoznacznie stwierdzić czy i jej jest przykro. Może smutek gdzieś tam tańczył wokół organu pod żebrami, może i go czuła, może też było jej przykro, ale wszystko to ginęło pod rozległym morzem innych uczuć.
Czuła się bezsilna, nieprzewidywalny los nie pozwolił jej zrobić cokolwiek. Wszystko to stało się na jej warcie, na jej oczach, podczas gdy ona nie była w stanie zrobić nic. Ale, może to nie los był winny, tylko ona sama.
Czuła się więc przez to niedostateczna. Niedostatecznie dobra. Niedostatecznie silna. Niedostatecznie mądra. Pełna ubytków, wad których nie była w stanie wyplenić przez dwadzieścia siedem lat życia. Możliwe, że wad fabrycznych z którymi miała już funkcjonować do końca życia. Trudno jej było zdecydować się, czy stawać dalej do walki, czy pozwolić by świat dalej działał po swojemu. Ale wtedy budziło się w niej inne uczucie, rozpalające gdzieś w środku, gdy uświadamiała sobie, że świat nie działał sam, a za wszystko nie jest odpowiedzialny on, a ludzie.
Więc przede wszystkim była wściekła, mimo, że ta wściekłość nie wysuwała się poza jej drobne ciało. Dłonie samo ułożyły się na blacie, nie wiedząc kiedy zaciskając się w pięści. Pochyloną głowę otaczała kurtyna z krótkich włosów, oczy wpatrywały się w pięści i tak ich nie dostrzegając. Paznokcie  wbijały się w cienką skórę dłoni. Kilkukrotne stuknięcie w różdżki w czajnik wyciągnęło ją z własnych myśli.
- Ja jestem po prostu wściekła, Billy. - odpowiedziała przeraźliwie spokojnie nie spuszczając spojrzenia w dłoni. -  Wściekła. - powtórzyła cicho, spokojnie, rozprostowała palce u dłoni układając je na blacie. Miała ochotę krzyczeć - wyrzucać z siebie nic nie znaczące słowa, zwymyślać świat, powiedzieć mu wszystko. Jednak gdy próbowała się za to zabrać, czuła się jak idiotka. Więc milczała, a z żalu i złości krzyczało całe jej statyczne jak nigdy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]12.02.18 22:32
Nie przeszkadzało mu przedłużające się milczenie, nie wadziła cisza, wypełniona jedynie stukaniem naczyń o blat i miarowym szumem płonącego na kuchence ognia. Już dawno nauczył się w niej egzystować, nie czując potrzeby zapychania miękkiej przestrzeni niepotrzebnymi słowami, nie rozumiejąc, dlaczego niektórzy upierali się przy sztucznym podtrzymywaniu rozmowy, zbyt długie przerwy w konwersacji uznając za niekulturalne. On sam nie widział nic złego w myślach płynących swobodnie i bez zakłóceń, nawet jeżeli przez jakiś czas miały poruszać się własnymi torami, nie kolidując ze sobą w żaden sposób; nie czuł się wcale niezręcznie w tej werbalnej pustce, odnajdując spokój tam, gdzie większość widziała niestabilny, niepewny teren. Być może miało to związek z faktem, że bardzo wcześnie przywykł do cenienia wysoko każdego słowa, do formowania myśli w jak najkrótsze zdania, pamiętając, że każde z nich wymagało wysiłku i skupienia; choć z natury otwarty, werbalizował emocje tylko wtedy, gdy naprawdę czuł taką potrzebę, na ogół woląc przyoblekać je w czyny, nie sylaby.
Nie oczekiwał więc też uprzejmej, gościnnej gadatliwości od Justine, nawet jeżeli panująca wokół niej cisza wydawała się dziwnie obca, jak nowe nuty, które niespodziewanie pojawiły się w doskonale znajomym, skomponowanym dawno temu utworze. To właśnie one kazały mu chyba utrzymywać dyskretny dystans, powstrzymując dłonie przed przypadkowym dotknięciem jej ramienia w przyjacielskim geście; próbował sobie wyobrazić, co dokładnie czuła, jakie myśli krążyły jej po głowie, ale nie potrafił – chociaż znał utratę, to nie miał pojęcia, jak to było stracić kogoś nagle, bez ostrzeżenia, na skutek niesprawiedliwości tak paskudnej, że samo zastanawianie się nad tym odbierało mu zdolność do swobodnego oddychania. Nadal zresztą czuł się w jakiś irracjonalny sposób winny; że jemu się udało, że Zakonnicy w Kruczej Wieży zdążyli na czas, że mógł nadal irytować się błahymi drobnostkami, które serwowała mu Sally.
Wyłapał nagłą zmianę kątem oka, dostrzegając bez problemu zaciśnięte w pięści dłonie, drżące w jakimś jednocześnie obcym i znajomym wyrazie bezsilności, choć przecież Just nie należała nigdy do osób słabych; znieruchomiał, zatrzymując się w pół gestu i dając jej czas na uformowanie słów, tak samo, jak zawsze ona dawała go jemu. Przeniósł na nią spojrzenie, starając się odnaleźć jej twarz, ale profil skrył się za kurtyną z jasnych włosów; krótkich, najkrótszych, jakie u niej pamiętał, pozbawionych tak charakterystycznych dla niej kolorów. Zawsze fascynowało go to u metamorfomagów: te uczucia wychodzące na wierzch każdą komórką ciała, naginającą się pod naporem szalejącej wewnątrz burzy. Oparł się swobodnie o blat, nadal czekając; miał nieodparte wrażenie, że cała drżała, chociaż jej sylwetka pozostawała idealnie nieruchoma; być może to wibrowała ta złość, o której mówiła, i którą najwyraźniej butelkowała w środku, pozwalając, by zjadała ją kawałek po kawałku. Znał gniew; rozumiał, jak to było czuć furię tak obezwładniającą, że spopielała wszystko inne, niszcząc człowieka w masochistycznym procesie autodestrukcji. Mogło wydawać się to prostsze, łaskawsza alternatywa dla przerażającej rozpaczy, z tym, że rozpacz łagodniała z czasem; gniew był w stanie jedynie niszczyć.
Kiwnął głową, słysząc nie tylko jej słowa, ale i to, co kryło się pod nimi, chowając się za nienaturalnie spokojnymi dźwiękami. Zawahał się na sekundę – chciał jej pomóc, nie był jednak pewny, czy ona chciała tę pomoc od niego przyjąć. Być może powinien być z nią teraz ktoś, kogo uważała za przyjaciela; a może tak naprawdę właśnie tym dla siebie byli, tyle że do tej pory świat nigdy nie postawił ich przed koniecznością, żeby to pokazać? Przejechał bezwiednie opuszkiem po blacie, podejmując w myślach niemą decyzję. Może to nie miało żadnego znaczenia. – W takim razie – odezwał się, robiąc krótką pauzę i upewniając się, że go słuchała – co tu r-ro-ro-robisz? – zapytał, pozwalając, by pozbawione kontekstu pytanie wisiało przez chwilę w kuchennej przestrzeni. Dopiero później przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, przełamując falę bezruchu. Wyciągnął ręce, przesuwając kubki, które napełniała herbatą, w swoją stronę. – Just, potrzebuję, żebyś mi z-z-zaufała – stwierdził, nadal próbując odszukać jej spojrzenie. Nie miała podstaw, żeby to zrobić, nie miała też takiego obowiązku; mogła mu powiedzieć, żeby dał jej święty spokój i zapewne by jej posłuchał. Ale miał nadzieję, że takie słowa nie padną. – Idź się ubrać, h-h-herbatę zabierzemy w t-ter-m-mosie – dodał, bez problemu poruszając się wśród drewnianych szafek i błyskawicznie odnajdując odpowiednie naczynie.
Jeżeli nadal stała w miejscu, zerknął na nią przez ramię. Chociaż ani na moment nie przestawał być poważny, w kącikach jego oczu zatańczyły jaśniejsze iskry – nie rozbawione, ani łobuzerskie, ale o parę stopni cieplejsze niż cała reszta. – A, i nie z-za-zakładaj niczego, czego będzie ci ż-ż-żal. Okrutnie leje – poinformował, w następnej sekundzie rozproszony gotującą się wodą.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Kuchnia [odnośnik]17.02.18 17:01
Wpatrywała się w dłonie rozłożone na blacie, przeraźliwie blade, jednak tak bardzo znajome. Noszące nadal ślady zranień, które nabyła w wieży. Nie pozwoliła się wyleczyć całkowicie w szpitalu, za bardzo bała się zostać tam dostatecznie długo. Pozwolenie, by ponownie ją zamknięto nie wchodziło w grę - więc gdy tylko uzdrowiono ją na tyle że była w stanie chodzić zniknęła w szumie którym panował w Mugnu. Zniknęła i pozwoliła by nogi poniosły ją w pierwsze znane jej miejsce. Jedyne w którym miała nadzieję znaleźć ją. Anomalie rozdzieliły ją z kuzynką - nie wybaczyłaby sobie, gdyby i jej odebrano życie.
A potem zjawił się on.
Ostatni bastion bezpieczeństwa, gdy wydawało jej się że nigdzie już nie może się tak czuć. Jego ramiona jasno zaprzeczały temu uczuciu. Dlatego nie oponowała idąc za nim. Dlatego nadal tutaj była. Niby nie sama, a jednak przeraźliwie samotna. Wróciła do pracy, gdy Ministerstwo wyparło się wszytkiego co zrobiło. Czując się tam już nie jak u siebie. Ludzie, koledze z pracy patrzyli na nią tym spojrzeniem. A jedynej dobrej duzy - Margaux, nie potrafiła spojrzeć w oczy kompletnie nie rozumiejąc dlaczego. Zgubiła siebie więc po prostu trwała, starając się nie stracić wszystkiego.
Gdy słowa wypadły z ust Billy'ego zamarła, jej głowa - i tylko ono - zwróciła się w jego kierunku powoli. Włosy opadły odłsłaniając niebieskie źrenice, które zawisły na jego twarzy mierząc ją nieprzeniknionym spojrzeniem. Co tu robiła? Nie pytała o to siebie. Była tutaj bo tak było najwygodniej cierpiała, zamykając się przed światem - ukrywając się przed nim. Ale tu też cierpiała, gdy znajome ramiona zdawały się znikać na całe dnie, cicho odmawiać bycia blisko zwłaszcza po tym, gdy wyznała mu wszystko. Więc zatapiała się w książkach z jego półek czytając o koniungcjach między magią a różdżką, rozbierając na czynniki pierwsze samą isostę magii. Powtarzała sobie, że kształci się by być lepszą. Lecz czy naprawdę robiła to własnie po to? Czy może ukrywała się przed całym światem, niczym najgorszy z tchórzy. Brwi zmarszczyły się lekko, gdy myśli wychodziły na kolejną batalię w której zderzały się ze sobą argumenty wzajemnie się zbijając. Tak, chciała być tutaj, potrzebowała go przecież. Potrzebowała, to prawda. Ale czy on potrzebował jej? Czy może zajmował się nią z poczucia obowiązku a jej wyznanie jedynie dołożyło ciężaru na jego bark zmieniając wszystko. Nie, nie ukrywała się przecież, przecież chodziła do pracy, wychodziła na miasto. Ale czy weszła choć na raz na st. James Street? Czy nie omijała specjalnie Manor Road nie potrafiąc spojrzeć w oczy siostrze?
Kolejne słowa wyrwały ją z rozmyślań pośrodku nieskończonej bity pozostawiając ją bez odpowiedzi. Zamrugała kilka razy.
Zaufać. Brwi ściągnęły się bardziej. Przecież mu ufała. Musiała, skoro powiedziała to wszystko, choć było to tak niewiele. Nie, nie musiała - wybrała to. Był zakonnikiem, przyjacielem - choć tego nie była pewna. W czym liczyło się miarę przyjaźni? Kiedy było wiadomo, że właśnie tym poszczególne jednostki się dla siebie stawały? Czy istniał na to jakiś mechanizm, czy całość byłą względnie ruchoma i zależała tylko od dwójki ludzi?
Odepchnęła dłonie od blatu prostując się, nadal nie spuszczając z niego spojrzenie, które teraz znajdowało się na lekko przechylonej twarzy. Iść się ubrać? Zdawała się niemo pytać. Tylko po co? Pytała dalej nie znajdując odpowiedzi.
Postanowiła mu zafuać - dokładnie tak, jak o to prosił. Poprawiła za duży sweter gdy jego spojrzenie znów na nią trafiło. Widziała jak zwyczajnie, naturalnie odnajduje się w tej przestrzeni - dokładnie tak jak ona. A jednak mimo wszystko zdziwiło ją to.
- Dobrze. - skapitulowała w końcu poddając się. Nie szukając więcej odpowiedzi. Odwróciła się na pięcie ruszając w stronę szafy w której zajmowała niewielką półkę. Kilka par spodni kilka koszul, niewiele, ale nic więcej nie potrzebowała. Zlustrowała je czując jak w głowie obijają się jego słowa. Nie zakładać niczego, czego będzie jej żal. Nie, nie posiadała takich rzeczy, nie przywiązywała do nich uwagi. Chwilę to zajęło, nim zjawiła się na powrót w kuchni standardowo ubrana w zwisające z bioder jasne jeansy podwinięte u dołu - wszystkie były zawsze za długie - odsłaniające buty z brązowej skóry przeplatane jasnymi sznurowadłami z widocznymi przetarciami. Zwykła biała koszulka i jasny płaszcz sięgający za kolana w którego kieszeniach trzymała dłonie zaciskając jedną na różdżce, która się tam mieściła. Jasne włosy zebrała na górze głowy robiąc z nich dziwaczny, potargany jasny i krótki kucyk. - Dokąd idziemy? - zapytała gdy znalazła się na powrót w kuchni, jednak nie była pewna czy rzeczywiście oczekuje odpowiedzi. Billy zdawał się wyglądać jakby miał plan. Nawet gdyby miał tylko pla miałby więcej niż ona.

| pisz już tam gdzie mnie zabierasz :pwease:



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]15.05.18 23:58
Gdy jej zaklęcie błysnęło jasnym światłem, a cienie w jednej chwili zwróciły na nie swoją uwagę i rzuciły się z pazurami, straciły poczucie czasu i przestrzeni. Mrugnięcia zagwarantowały jej tylko migawki, które urywki obrazów i bodźców – poczuła piekące smagnięcie pazurów na ramieniu, gęsią skórę na karku; oczy w ostatniej chwili zdołały dojrzeć upiorną, czarną maskę pozbawioną oczu i ust, beznamiętnie, ale agresywnie rzucającą się w jej kierunku. Nie zauważyła, kiedy zdusiła w sobie oddech, żeby móc skupić się w pełni na wybiegnięciu ze sklepu. Ślepo biegła za Just, mając tylko na celu ucieczkę z tego potwornego miejsca. Kiedy obie zatrzymały się w bezpiecznym zaułku, a perspektywa bycia rozszarpaną przez obce istoty magiczne odeszła, wróciły te cholerne mdłości. Zatkała usta dłonią, czując, jak wszystko wywraca się w żołądku. Znowu kolana zrobiły miękkie, twarz blada jak papier, a ręce drżące. Sądziła, że sobie z tym poradziła, od dwóch dni nic jej nie było, wyeliminowała ze swojej diety wszystko to, na co tak alergicznie reagowała. Kawę, co ostrzejsze zioła, zbyt słodkie ciasta, zbyt tłuste dania, niektóre ryby. W końcu wyszło na to, że coraz więcej elementów umykało z jej codziennego menu i jadła coraz mniej.
Zaraz mi przejdzie – powiedziała słabo, opierając się ręką o ścianę budynku niedaleko. Zacisnęła palce, oddychając głęboko. – Chodźmy stąd – wyprostowała się, choć niepewnie.
Chciała pokierować ją na Lord Street, ale w porę przypomniała sobie, że o tej porze może być tam Hereward. Jeszcze tego jej brakowało, żeby narobić mu więcej powodów do zmartwień. To minie, tak sobie przynajmniej powtarzała, to tylko głupie mdłości, głupi ból brzucha, głupie osłabienie. Potrzebowała tylko miętowej herbaty, ona zawsze pomagała. Just obiecała zabrać ją do swojego mieszkania – sądziła, że skierują się do mieszkania jej ojca albo Margaux, ale, ku jej zdziwieniu, dotarły do mieszkania Samuela. Spojrzała tylko kontrolnie na kuzynkę, gdy ta wprowadzała ją głębiej. Nie zamierzała pytać, bo akurat w tym temacie zachowała się niemal tak samo. Postępowały wbrew zasadom, które rządziły światem kobiet w tym wieku.
Gdy usiadła na krześle, sięgnęła do swojej torby, żeby wyciągnąć z niej świeżą, bawełnianą chusteczkę. Przyłożyła ją do ran na ramieniu, krzywiąc się lekko.
Miałam wybrać się do Munga, ale wiecznie nie mam czasu – zdradziła jej cicho, szeptem, czując się pod naporem nocnej ciszy. – Zresztą, teraz ślub… wszystko mi umyka. Czasami rano nie mogę podnieść się z łóżka, bo mam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję wczorajszą kolację. Ograniczyłam wszystko, co mogło powodować u mnie takie mdłości, ale… to chyba nic nie dało. Mam tak od tygodnia, może dwóch, okropna sprawa. Mogłabyś mi pomóc? – uśmiechnęła się do niej słabo, wskazując na swoje ramię, co niezwykle marnie wypadło. – Cały czas jestem zmęczona. Sądziłam, że to, no wiesz… Złota Wieża – brwi drgnęły niespokojnie. – Czuję się jak rozregulowany zegarek. Tylko nie mów nic Herewardowi, ma wystarczająco dużo na głowie.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 5 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Kuchnia [odnośnik]22.05.18 21:53
Musiała ją wyciągnąć. Nie mogła pozwolić by Eileen coś się stało. Nie darowałaby sobie - zwłaszcza, że ostatnia z lokacji była jej pomysłem. Jednak, mimo lekkich obrażeń udało im się opuścić miejsce. Pokonane, niestety, ale nadal żywe. Zatrzymały się dopiero w jednym z zaułków, dając sobie chwilę na złapanie oddechu. Just jednak poza zerkaniem czy nikt nie nadchodzi patrzyła na kuzynkę, która uniosła dłonie do ust jakby nie chciała, by cokolwiek się z nich wydostało. Jej spojrzenie zmieniło się, niebieskie tęczówki zdawały się lustrować ją dokładniej, a prawa brew mimowolnie pomknęła ku górze. Nie powiedziała jednak nic, tym bardziej że Wilde uprzedziła ją szybkim wyjaśnieniem. Skinęła jedynie głową na propozycję. Miała rację, nie powinny tutaj zostawać dłużej, niż to było konieczne. Ich dzisiejsze próby pokonania amonali spełzły na niczym i musiały sie z tym pogodzić.
Ruszyły, a ona prowadziła. To dziwne, jak szybko mieszkanie na Harley Street zdawało się stać dla niej jej własnym. A jednak mimo że czuła się tam tak jak powinna - jak w domu, to  to co działo się między nią i Samuelem rzucało nieprzyjemny cień na całą sprawę. Nie potrafiła tego jeszcze rozgryźć, zrozumieć. Na ten moment mogła jedynie przystać na obecny stan rzeczy. Udawała że nie widzi spojrzenia które posłała jej kuzynka - nie miała chęci zagłębiać się teraz w temat, którego sama do końcu nie rozumiała. Choć mogła przypuszczać sobie jakie są jej myśli. Skrzywiła się lekko, pewnie większość z nich nie miała nic wspólnego z prawdą. Nie było to jednak ważne.
Jej tłumaczenia sprawiły że Tonks zmarszczyła lekko brwi na kilka chwil by później - znów wkładając różdżkę do ust ruszyć do szafek i wciągnąć z nich kubki, niewiele później wstawiając wodę.
- To może być zatrucie. - stwierdziła spokojnie, opierając się tyłem o blat, przekręciła lekko przyglądając się kuzynce. Rumianym policzkom. Tak, o mogło być zatrucie, ale coś nie dawało jej spokoju, to mogło być jeszcze coś, jednak nadal pozostawało jedynie strzałem. - Albo... - zawahała się chwilę. Rozumiała o czym mówiła Wilde, sama nadal nie czuła się w pełni sił, psychicznie znajdowała się na dnie i brylowała po kolana w błocie. Chęci też z niej uleciały. Jednak żołądek nie buntował się niezależnie od tego co jadała, a mdłości i wymioty znamienne też były dla innego stanu rzeczy. - ciąża? - nie wiedziała czy stwierdzała czy pytała zastanawiając się czy jej rozumowanie mogło mieć jakikolwiek sens. Zmarszczka jednak nie opuszczała jej czoła. W kocu poddała się, wzruszając lekko ramionami. - W każdym razie nie powinnaś tego zostawiać samemu sobie, samo z siebie nic nie mija. - stwierdziła prostolinijnie, zwyczajnie, łapiąc za pogwizdujący czajnik i zalewając herbatę w kubkach. Podeszła do niej gdy tylko zalała kubki, prawie od razu odciągając przyłożoną do ran chusteczkę ogniskując na nich swoje spojrzenie. Wyciągnęła różdżkę, którą wcisnęła w zęby tylko po to by zrzucić z ramion płaszcz i odłożyć je na krzesło.
- Curatio Vulnera Horribilis - mruknęła kierując narzędzie na rany.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]22.05.18 21:53
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 100

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Kuchnia - Page 5 YuYSqVm
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]24.05.18 22:57
Nieco niemrawo obserwowała krzątającą się po kuchni Just, wszystkimi siłami swojej woli próbując za wszelką cenę nie zwymiotować na samym środku pomieszczenia. Stwierdzenie, że nie powinna była narażać się na stres przy anomaliach, było absolutnie błędne, ale jednak czuła, że to był główny punkt zapalny jej aktualnego samopoczucia. Wzięła kolejny głębszy wdech, na chwilę zamknęła oczy, opierając policzek na otwartej dłoni. Będzie potrzebowała jeszcze kilku długich chwil, żeby wrócić do siebie.
Chowała to przed nim w przedziwnym odruchu obronnym, który miał nie jej, a jemu zapewnić spokój ducha. Gwardia wymagała od Herewarda znacznie więcej uwagi, niż potrzebowała jej Eileen. Zgodziła się przecież na to. Zgodziła się, że będzie stała w jego cieniu, będzie go wspierała ze wszystkich swoich sił i spychanie na jego barki swoich problemów nie powinno mieć z tym nic wspólnego. W każdym razie sądziła tak do dzisiaj. Bo przecież nie brała pod uwagę, że może być w ciąży.
Abstrakcja jeszcze nie do końca osadziła się w jej uszach.
Co? – pytanie mimowolnie wyrwało się z jej ust, zanim w ogóle pomyślała, że ono nigdy nie ma sensu. – Jak… nie, nie, to niemożliwe. Nie mogę być w ciąży, niby jak…
Uniesione w nerwowym uśmiechu kąciki ust nagle osiadły niepokojąco nisko, a skóra, gdyby nie to, że wciąż była blada, stałaby się bledsza jeszcze bardziej. Nagle przypomniało jej się, że z dniem ósmego maja ta możliwość wcale nie była już taka odległa. Nie miała krwawienia już drugi miesiąc, ale zrzucała to na stres, na wspomnienia Złotej Wieży, na zły stan fizyczny, w jakim się znalazła tuż po wyrwaniu się z niej dzięki anomaliom. Mdłości były przecież naturalną koleją rzeczy, wielokrotnie się z tym spotykała, czemu więc nie połączyła puzzli od razu?
Mimo to wszystko wciąż wydawało jej się niemożliwe. I uparcie chciała to powtarzać.
Przecież ja mu nie mogę powiedzieć, że jestem w ciąży. Ty też nic mu nie mów! W tych czasach bycie w ciąży? Może to tylko… JUSTINE! – wężowy syk przeraził ją tak bardzo, że nie tylko krzyknęła, ale i wyskoczyła z krzesła jak poparzona, wciskając się w ścianę tuż przy kuzynce. – Co ty wyprawiasz?! Co to za zaklęcie w ogóle?! – natychmiast wyjęła z kieszeni swoją różdżkę i wyciągnęła ją przed siebie, czubkiem różdżki celując w gadzi pysk. Nie zdążyła uskoczyć, ostre kły wbiły się w jej nogę. – MERLINIE! Przeciwzaklęcie! Mandragory płaczące, eeee… Vipera evanesca!
Zbyt dużo stresu na dzisiaj. Zbyt dużo.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 5 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Kuchnia [odnośnik]24.05.18 22:57
The member 'Eileen Bartius' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 14

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Kuchnia - Page 5 HZIHMKB
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]26.05.18 1:37
Obserwowała uważnie swoją kuzynkę opierając się o blat. Przestawione przez nią objawy mogły rzeczywiście by wynikiem zmęczenia, tego co obie przeżyły, osłabienia które zmuszało organizm do ponownej regeneracji, nawet zatrucia. Ale, mimo wszystko nie sądziła by jej organizm regenerował się szybciej, mogła wystąpić względna różnica w dniach, to jasne. Ale istniał jeszcze jeden powód, który zdecydowanie zdawał się również pasować. Dlatego wymieniła go jako jedną z przyczyn, przecież niezależnie od wszystkiego, Eileen powinna udać się na badania. Tutaj w domu z podstawową wiedzą nie była w stanie jej dostatecznie dobrze pomóc.
Zmęczony uśmiech lekko wpełz na wargi. Czy zareagowałaby tak samo? Prawdopodobnie tak, zważywszy uwagę na fakt, że od wielu miesięcy nie spędzała nocy z żadnym mężczyzną. Widziała jednak walkę i skrupulatne obliczenia które rozgrywały się w jej głowie - miała je wypisane na twarzy. Milczała pozwalając jej na nie. Potem podeszła. Po to, by uleczyć rany, które Eileen zyskała przez jej pomysł, też jej nieudolność. Pozwalała jej mówić, uśmiechając się lekko pod nosem. Nie zamierzała nic mówić, bo nie lubiła plotek, na ten moment wszystko o czym rozmawiały były jedynie przypuszczeniami. Rzuciła zaklęcie, ale coś poszło nie tak, okropnie nie tak. Dwa wielkie węże, podobne do tego, którego było jej już dane spotkać zmaterializowały się w kuchni Skamandera. Sama ruszyła śladem Eileen, oddalając się najbardziej jak tylko się dało od kąsających bestii, które postanowiły rozbić sobie obóz w tym pomieszczeniu. Stanęła jednak przed nią. Oddzielając ją swoim ciałem od dwóch gadów. Nie mogło jej się nic stać. Nie dzisiaj, nie nigdy więcej, nie jeśli ledwie rzucone na świat stwierdzenie mogło być prawdą. Próbowała ocenić szybko sytuację, co nie było łatwe, zwłaszcza w momencie, gdy zaklęcie Eileen zrzuciło ją z nóg. Co się działo, anomalie zmieniły się ich struktura zdawała się gęstnieć i sięgać po rzeczy czarniejsze, przez ostatni czas nie spotkała się z takimi jej odmianami.
- Wilde? - zapytała tylko chcąc sprawdzić czy z kuzynką wszystko w porządku, być może to stres nie wpływał dobrze. Obserwowała węże, przenosząc spojrzenie od jednego do drugiego, oba szykowały się do ataku, była tego pewna. Mogła zaatakować jednego z nich, pozwalając by drugi jej dosięgnął, lub spróbować rzucenia tarczy, patrous, lub maxima nie pozwoliłby im dostać się do nich. - Vipera evanesca! - rzuciła w stronę jednego z nich, unosząc lewą dłoń by obronić twarz przed drugim, jego kły wbiły się w jej przedramię, ostre ukłucie bólu rozniosło się od ręki wzdłuż ciała.

żywotność: 212/232



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]26.05.18 1:37
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 15

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Kuchnia - Page 5 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]29.05.18 22:08
| 165/205 (-10); -20 (szarpane, ramię), -20 (kąsane, kostka)

Nie powinna była się do tego przyznawać. Nie powinna przyznawać się do własnej słabości, którą niezaprzeczalnie było spędzenie z Herewardem nocy przed zaślubinami, ale jednocześnie potrzebowała tego. Potrzebowała, żeby ktoś spojrzał na tę sytuację jej oczami i powiedział, że chociaż żyjemy w takich czasach, to naprawdę mogło się stać. Nie powinno, to oczywiste, ale najzwyczajniej w świecie – mogło. Coś w niej pękło, kiedy po szczerej rozmowie doszli do wniosku, że może to jest cholernie nieodpowiedzialne, ale oboje chcą to zrobić – zostać małżeństwem. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo się o niego bała, od kiedy wróciła ze Złotej Wieży – tak, nie o siebie, o niego. Przejmował ją strach na samą myśl, że kiedykolwiek mógłby wyjść i po prostu nie wrócić; że mogliby jednego poranka wypić razem kawę, a wieczorem kolację zjadłoby już tylko jedno z nich. Właśnie ta tęsknota za jego bezpiecznym „ja”, które w końcu udało jej się uchwycić, sprawiła, że kompletnie się temu oddała. Wbrew wszystkim zasadom moralnym ustalonym przez ludzi na tym świecie.
Wbrew zasadom, które ustaliła sobie sama.
Wszystko w niej wtedy puściło. Wtedy nie bała się niczego. Wtedy był tylko on i nic poza nim. Nie powinno więc ją dziwić, że jedną z diagnoz jej stanu była ciąża.
Uśmiechnęła się lekko, widząc ten sam gest na twarzy Justine. Poczytywała sobie jako usprawiedliwienie, chociaż pewnie myliła się w swoim osądzie. Mimo to Tonks zawsze stała po jej stronie i zawsze to w niej ogromnie ceniła.
Żadna z nich nie była przygotowana na atak węży stworzonych z… zaklęcia leczniczego. Nie miała wątpliwości co do tego, że był to wynik szalejących anomalii, ale wciąż nie rozumiała ich natury. Kąsały je boleśnie i natychmiast się cofały, sycząc i za chwilę znów atakując. Wydała z siebie zduszony okrzyk, gdy długie zęby przypominające szpikulce wpięły się w jej kostkę.
N-nie wiem, czy mają jad – powiedziała, słysząc Just. Wyglądały nienaturalnie, ale nie miały na swoich ciałach jasnych pręg ostrzegających przed trucizną. Ale, cholera, jak mogła to wiedzieć, skoro zrodziła je najczarniejsza z magii? – Vipera evanesca!
Każde kąsanie okrutnie ją osłabiało, sprawiało, że nogi stawały się jak z waty.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 5 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Kuchnia [odnośnik]29.05.18 22:08
The member 'Eileen Bartius' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 86
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]29.05.18 22:08
The member 'Eileen Bartius' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Kuchnia - Page 5 2G688Kt
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]01.06.18 17:06
Nie dziwiło jej zaskoczenie Eileen. Czasy w których przyszło im żyć nie należały do najłatwiejszych. Nie miało się pewności co spotka ich następnego dnia, zwłaszcza w momencie, gdy wszystko podlegało kaprysom anomalii, która teraz postanowiła zmaterializować dwa czarno magiczne węże w kuchni Skamandera.
- Wilde! - krzyknęła, w jej głosie świeciła widoczna złość. Bowiem była zła. Zła na siebie, że nie dostatecznie dobrze stanęła na drodze węża. Zła na to, że jeden z nich zdołał ukąsić ją w kostkę. Jednak nie mogła odmówić kuzynce skuteczności. Zaklęcie pomknęło w stronę węża, jednak nie była pewna, czy trafiło. Ogłuszający pis rozszedł się po całej kuchni. Nieznośny, drażniący, wbijający się prosto w szczękę. Uniosła dłonie do głowy zasłaniając usta, padając na kolana. Nie mając chwili i nie posiadając skupienia, by obronić się przed kolejnym atakiem. Tym razem kły zatopiły się w ramieniu, by zaraz znów się wycofać.
Dokuczliwy dźwięk zniknął jak szybko się pojawił. Podniosła się wraz z nieprzyjemnym uczuciem majaczącym gdzieś z tyłu głowy. Mrugając kilka razy by zmusić się do skupienia, widziała węża, cholerne gady, płazy? cokolwiek, nieważne. Obślizgłe, długie i bez nóg.
- Nie wychodź. - poleciła jej przesuwając się ostrożnie krok do przodu, by znaleźć się bliżej stworzeń, i by one nie mogły dostrzec do niej. - Nie wychodź zza moich pleców, na mądrą Rowenę, Wilde. - zakała jej głosem nie znoszącym sprzeciwu. Jeśli Eileen rzeczywiście była w ciąży, a trapiące ją dolegliwości nie były jedynie zatruciem, nosiła odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za dziecko, które rozwijało się w jej środku. Matematyka była prosta. Nie sądziła, by można było liczyć inaczej. Ona odpowiadała tylko za siebie, kolejne blizny nie robiły jej już różnicy, jednak złe ugryzienie, czy wycieńczenie mogło zagrozić ciąży. Zdawała sobie z tego sprawę, choć nie znała się na tych sprawach całkowicie widziała dostatecznie dużo. I Eileen też musiała być tego świadoma, albo zrozumieć to, nawet jeśli miało być to teraz, nawet jeśli nie była do końca pewna, czy to rzeczywiście prawda. - Vipera evanesca! - zażądała raz jeszcze, celują w pełzające cholerstwo, mając nadzieję, że za chwile pozbędą się tego problemu.

żywotność: 192/232, -5 (kąsane: przedramię, ramię)



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach