Kuchnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
To, co widzicie na zdjęciu, wbrew pozorom nie jest wcale bałaganem - to idealnie ułożona kompozycja, pozwalająca właścicielce zlokalizować puszkę z ulubioną herbatą w ułamku sekundy. Po prostu puszek jest dużo, podobnie jak słoików, talerzy, sztućców i butelek... w większości nieużywanych, bo Margie rzadko miewa gości. Jedyną niezmienną rzeczą są zawsze świeże kwiaty, które właścicielka mieszkania zmienia z chorobliwą wręcz starannością, mimo że sama spędza w nim możliwie niewiele czasu.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Szara ulica zasnuta szarą mgłą i zalewana szarymi strugami deszczu z szarych chmur. Za szybą nie widziałem żadnego innego koloru prócz mieszanki bieli i czerni w różnym natężeniu. Dziwnie, jak na starej fotografii. Ruchomej, starej fotografii. Jak na fotografii cza...
Drgnąłem, kiedy cisza znienacka została (dość brutalnie zresztą) przerwana. Zmarszczyłem brwi, kiedy wraz z ciszą uleciała także ostatnia z moich myśli. Może to i lepiej? Odwróciłem się, by stanąć oko w oko z długowłosą blondynką. To znaczy "oko w oko" to za dużo powiedziane - unikałem kontaktu wzrokowego. Uśmiechała się i nawet wypowiedziała moje imię. Znałem ją? Ach, tak...
- Lea - moje wargi drgnęły i wygięły się w lekkim uśmiechu. Trochę nienaturalnym, jakbym uczył się uśmiechania na nowo, ale kiepsko mi to wychodziło. Ten uśmiech nie sięgał moich przygasłych oczu, ale może dziewczyna tego nie zauważyła, bo spuściłem wzrok przyglądając się nagle wyjątkowo interesującej podłodze.
Ach, zapytała jak się czuję, przypomniałem sobie z lekkim opóźnieniem.
- W sumie to nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą. Czułem się jak we śnie, tylko takim dziwacznym i nie niosącym ukojenia i odpoczynku. Wciąż było to jednak lepsze od prawdziwego spania. Nieważne jak bardzo zmęczony i otępiały byłem w tym momencie. Czy ten kształt na podłodze układa się w konstelację? Tylko jak ona się nazywała...?
Słowo "głodny" momentalnie wyrwało mnie z zamyślenia. Nawet podniosłem głowę i w końcu spojrzałem na Leanne zupełnie zapominając o unikaniu kontaktu wzrokowego. Ożywiłem się, bo właśnie w tym momencie uzmysłowiłem sobie, że faktycznie jestem straszliwie głodny. Nawet moje spojrzenie stało się trochę trzeźwiejsze.
Mruknąłem cicho pod nosem, że owszem, mógłbym coś zjeść, ale na pytanie "co?", zrobiłem dość zagubioną minę. W zasadzie, to było mi wszystko jedno co.
Przez chwilę przyglądałem się jak dziewczyna krząta się po kuchni, a sam wycofałem się w kąt, by jej w tym nie zawadzać. Co do pomagania zaś... nie byłem pewien czy to dobry pomysł, ale w sumie faktycznie to lepsze od gapienia się na świat za szybą, nie?
- Mhm - przytaknąłem więc, nie dodając, że słaby ze mnie kucharz. To znaczy potrafiłem przyrządzić jajka na trzydzieści trzy sposoby... ale na tym moje kulinarne zdolności się kończyły. Liczyłem jednak na to, że Leanne po prostu da mi coś konkretnego do zrobienia, z czym sobie poradzę.
- Co zrobimy? - zapytałem po chwili przyglądania się jej poszukiwaniom składników do... posiłku. W zasadzie nie byłem pewien na jaki posiłek była aktualnie pora, ale to chyba nie miało znaczenia.
Drgnąłem, kiedy cisza znienacka została (dość brutalnie zresztą) przerwana. Zmarszczyłem brwi, kiedy wraz z ciszą uleciała także ostatnia z moich myśli. Może to i lepiej? Odwróciłem się, by stanąć oko w oko z długowłosą blondynką. To znaczy "oko w oko" to za dużo powiedziane - unikałem kontaktu wzrokowego. Uśmiechała się i nawet wypowiedziała moje imię. Znałem ją? Ach, tak...
- Lea - moje wargi drgnęły i wygięły się w lekkim uśmiechu. Trochę nienaturalnym, jakbym uczył się uśmiechania na nowo, ale kiepsko mi to wychodziło. Ten uśmiech nie sięgał moich przygasłych oczu, ale może dziewczyna tego nie zauważyła, bo spuściłem wzrok przyglądając się nagle wyjątkowo interesującej podłodze.
Ach, zapytała jak się czuję, przypomniałem sobie z lekkim opóźnieniem.
- W sumie to nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą. Czułem się jak we śnie, tylko takim dziwacznym i nie niosącym ukojenia i odpoczynku. Wciąż było to jednak lepsze od prawdziwego spania. Nieważne jak bardzo zmęczony i otępiały byłem w tym momencie. Czy ten kształt na podłodze układa się w konstelację? Tylko jak ona się nazywała...?
Słowo "głodny" momentalnie wyrwało mnie z zamyślenia. Nawet podniosłem głowę i w końcu spojrzałem na Leanne zupełnie zapominając o unikaniu kontaktu wzrokowego. Ożywiłem się, bo właśnie w tym momencie uzmysłowiłem sobie, że faktycznie jestem straszliwie głodny. Nawet moje spojrzenie stało się trochę trzeźwiejsze.
Mruknąłem cicho pod nosem, że owszem, mógłbym coś zjeść, ale na pytanie "co?", zrobiłem dość zagubioną minę. W zasadzie, to było mi wszystko jedno co.
Przez chwilę przyglądałem się jak dziewczyna krząta się po kuchni, a sam wycofałem się w kąt, by jej w tym nie zawadzać. Co do pomagania zaś... nie byłem pewien czy to dobry pomysł, ale w sumie faktycznie to lepsze od gapienia się na świat za szybą, nie?
- Mhm - przytaknąłem więc, nie dodając, że słaby ze mnie kucharz. To znaczy potrafiłem przyrządzić jajka na trzydzieści trzy sposoby... ale na tym moje kulinarne zdolności się kończyły. Liczyłem jednak na to, że Leanne po prostu da mi coś konkretnego do zrobienia, z czym sobie poradzę.
- Co zrobimy? - zapytałem po chwili przyglądania się jej poszukiwaniom składników do... posiłku. W zasadzie nie byłem pewien na jaki posiłek była aktualnie pora, ale to chyba nie miało znaczenia.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Niemalże od razu wyłapuję twoje dziwne zachowanie, takie speszone, przygaszone i bardzo niepewne. Nie komentuję tego, bo wiem, że ty sam nie do końca rozumiesz co się właściwie z tobą dzieje i co się dzieje wokół ciebie - my na razie sami tego nie wiedzieliśmy. Uśmiecham się za to szerzej, gdy podejmujesz ze mną wreszcie kontakt wzrokowy. Masz ładne oczy, mimo że nie ma w nich zdrowego blasku. Osobiście wierzyłam w to, że wreszcie wszystko wróci do normy i znowu się nawet uśmiechniesz.
- Najpierw pomóż mi znaleźć coś, z czego możemy zrobić jedzenie. Nie bywam tu często, nie wiem gdzie co jest. - Proszę spokojnie odnajdując w szafkach sztućce oraz deskę do krojenia i nawet garnek. Z parapetu zgarniam pomidory i coś, co przypominało bakłażana, a przynajmniej miałam nadzieję, że nim było. - Brakuje mi cebuli i jakichś przypraw. - Informuję, spoglądając w kierunku gotującej się wody.
- Możesz zrobić nam herbatę. - Planuję wypełnić ci czas tak, żebyś chociaż na chwilę odżył i zapomniał o swoich problemach. Ot, krótki zabieg, który mógł poprawić zarówno tobie, jak i mnie humor. Sama w tym momencie mam spory mętlik w głowie, z którym nie mogę się uporać.
- Jak ci minął dzień, Lou? Nie chciałbyś może wyjść ze mną na spacer? - Spoglądam na ciebie nieco podejrzliwie, chcąc zobaczyć jak zareagujesz na moją propozycję. Szukam wszystkich możliwych elementów, które wpływają na twoje zachowanie - pomijam naturalnie różdżkę, to było dla mnie zbyt oczywiste i dziwię się w duchu, że mieszkasz tu ze świadomością, iż każda osoba pojawiająca się w mieszkaniu takową posiada przy sobie. Nie sądziłam, że o tym nie wiedziałeś, nikt nie chciał cię przecież okłamywać. - Jest chłodno, ale przyjemnie. Znam kilka ładnych miejsc. - Dzielę bakłażana na pół, wydrążam środek łyżką i całość posypuję obficie odnalezioną solą, odstawiając warzywo na bok. - Ale równie dobrze możemy zostać tutaj, możesz poopowiadać mi o astrofizyce, jak kiedyś. - Dalej jest to dla mnie absolutnie niezrozumiała dziedzina i pewnie gdybym usłyszała największe kłamstwo z nią związane - uwierzyłabym w nie. Po prostu lubiłam słuchać czyichś opowieści, szczególnie z dziedzin, do których nie miałam dostępu, a ta z pewnością się do takich zaliczała.
- Najpierw pomóż mi znaleźć coś, z czego możemy zrobić jedzenie. Nie bywam tu często, nie wiem gdzie co jest. - Proszę spokojnie odnajdując w szafkach sztućce oraz deskę do krojenia i nawet garnek. Z parapetu zgarniam pomidory i coś, co przypominało bakłażana, a przynajmniej miałam nadzieję, że nim było. - Brakuje mi cebuli i jakichś przypraw. - Informuję, spoglądając w kierunku gotującej się wody.
- Możesz zrobić nam herbatę. - Planuję wypełnić ci czas tak, żebyś chociaż na chwilę odżył i zapomniał o swoich problemach. Ot, krótki zabieg, który mógł poprawić zarówno tobie, jak i mnie humor. Sama w tym momencie mam spory mętlik w głowie, z którym nie mogę się uporać.
- Jak ci minął dzień, Lou? Nie chciałbyś może wyjść ze mną na spacer? - Spoglądam na ciebie nieco podejrzliwie, chcąc zobaczyć jak zareagujesz na moją propozycję. Szukam wszystkich możliwych elementów, które wpływają na twoje zachowanie - pomijam naturalnie różdżkę, to było dla mnie zbyt oczywiste i dziwię się w duchu, że mieszkasz tu ze świadomością, iż każda osoba pojawiająca się w mieszkaniu takową posiada przy sobie. Nie sądziłam, że o tym nie wiedziałeś, nikt nie chciał cię przecież okłamywać. - Jest chłodno, ale przyjemnie. Znam kilka ładnych miejsc. - Dzielę bakłażana na pół, wydrążam środek łyżką i całość posypuję obficie odnalezioną solą, odstawiając warzywo na bok. - Ale równie dobrze możemy zostać tutaj, możesz poopowiadać mi o astrofizyce, jak kiedyś. - Dalej jest to dla mnie absolutnie niezrozumiała dziedzina i pewnie gdybym usłyszała największe kłamstwo z nią związane - uwierzyłabym w nie. Po prostu lubiłam słuchać czyichś opowieści, szczególnie z dziedzin, do których nie miałam dostępu, a ta z pewnością się do takich zaliczała.
Miałem jej pomóc w tym buszowaniu po szafkach? Ja?
Nie ruszyłem się z miejsca wciąż tylko obserwując krzątającą się żywo po kuchni Leanne.
Szczerze mówiąc, choć mogłem, ba, czasami wręcz powinienem korzystać z kuchni Just i Margaux, to nigdy tego nie zrobiłem. Nie, żeby sobie przygotować coś do jedzenia w każdym razie. Już zaparzanie herbaty było burzeniem tego ładu i porządku, który tu panował. Czułem się wtedy jak intruz. Mimo, że starałem się wszystko ułożyć na swoje miejsce - tam, gdzie było, to jednak miałem wrażenie, że zrobiłem coś nikczemnego, że naruszyłem równowagę i za to stanie mi się coś złego. Nie wiedziałem czemu, to przeczucie po prostu siedziało mi gdzieś tam z tyłu w głowie. W każdym razie przez to wszystko, jeśli miałem znaleźć w kuchni coś konkretnego, to byłem w niej bardziej zagubiony niż Lea mogła być kiedykolwiek.
A jednak drgnąłem, kiedy wspomniała o cebuli. Wiedziałem gdzie była, ha! A przynajmniej tak mi się wydawało. Oderwałem w końcu stopy od podłogi (nie, wcale nie zdążyłem wrosnąć w ten swój kąt) i schyliłem się pod zlew, żeby wyciągnąć z czeluści szafki dwie dorodne cebule. Położyłem je sztywno i bez najmniejszych emocji na blacie tam, gdzie leżały inne warzywa znalezione przez dziewczynę.
Czego jeszcze potrzebowała? Nie mogłem sobie przypomnieć, ale szybko zaprzestałem nawet prób: herbata. Herbatę umiałem zrobić. Tak więc posłusznie wziąłem w swe łapy czajnik (teraz już bez najmniejszych oporów) i napełniłem go wodą, by już po chwili nastawić ją, żeby się zagotowała. Wbiłem wzrok w czajnik stojąc nad nim sztywno i nienaturalnie wręcz nieruchomo. Nie zareagowałem też na pierwsze z jej pytań, chyba nawet go nie usłyszałem. Dopiero drugie wyrwało mnie z tego letargu. Drgnąłem, spojrzałem na nią, a potem jakoś tęsknie przez okno. Ulewa zdążyła zamienić się w zwykły deszcz, ale i tak świat na zewnątrz wyglądał zachęcająco. Kiedyś lubiłem spacery i granie na gitarze dla przechodniów... Brakowało mi tego, to oczywiste. Brakowało mi normalności, ale to się już skończyło, prawda? Płonące kościoły, uciekanie po lasach, wybuchające przedmioty, przyjaciele tracący przytomność - taka była obecna rzeczywistość.
Odwróciłem wzrok od okna i znów skupiłem na czajniku, jakbym sądził, że jeśli skupię się odpowiednio mocno, to samą siłą woli zagotuję wodę.
- Nie powinienem wychodzić, to niebezpieczne - powiedziałem cicho, choć wyraźnie. Tak mówił Ben, a Bena trzeba słuchać, ot co. Zresztą sam i tak bałem się wyściubiać nos z mieszkania. Tamten świat stał się dla mnie zupełnie obcy, choć... choć kiedy wyglądałem przez okno zdawał się zupełnie normalny - taki, jak kiedyś. Odepchnąłem jednak od siebie te myśli. Musiałem czymś zająć głowę i to szybko.
- Ty mi coś opowiedz - wpadłem jej w słowo, trochę niegrzecznie jej przerywając, ale nagle uznałem, że to wyjątkowo istotne. Nawet spojrzałem na Leanne dla odmiany to w nią się teraz wpatrując z takim napięciem jak przed chwilą jeszcze w czajnik.
- Coś miłego - poprosiłem. Nie byłem wybredny, pewnie nawet gdyby opowiedziała o dzisiejszej pogodzie (którą przecież przestudiowałem od A do Z), to też byłoby w porządku. Brakowało mi takich normalnych rozmów o czymś miłym. O rodzinie, nauce, muzyce, czy nawet o tej nieszczęsnej pogodzie. Coś miłego chyba jeszcze zostało w tym obcym mi obecnie świecie... prawda?
Nie ruszyłem się z miejsca wciąż tylko obserwując krzątającą się żywo po kuchni Leanne.
Szczerze mówiąc, choć mogłem, ba, czasami wręcz powinienem korzystać z kuchni Just i Margaux, to nigdy tego nie zrobiłem. Nie, żeby sobie przygotować coś do jedzenia w każdym razie. Już zaparzanie herbaty było burzeniem tego ładu i porządku, który tu panował. Czułem się wtedy jak intruz. Mimo, że starałem się wszystko ułożyć na swoje miejsce - tam, gdzie było, to jednak miałem wrażenie, że zrobiłem coś nikczemnego, że naruszyłem równowagę i za to stanie mi się coś złego. Nie wiedziałem czemu, to przeczucie po prostu siedziało mi gdzieś tam z tyłu w głowie. W każdym razie przez to wszystko, jeśli miałem znaleźć w kuchni coś konkretnego, to byłem w niej bardziej zagubiony niż Lea mogła być kiedykolwiek.
A jednak drgnąłem, kiedy wspomniała o cebuli. Wiedziałem gdzie była, ha! A przynajmniej tak mi się wydawało. Oderwałem w końcu stopy od podłogi (nie, wcale nie zdążyłem wrosnąć w ten swój kąt) i schyliłem się pod zlew, żeby wyciągnąć z czeluści szafki dwie dorodne cebule. Położyłem je sztywno i bez najmniejszych emocji na blacie tam, gdzie leżały inne warzywa znalezione przez dziewczynę.
Czego jeszcze potrzebowała? Nie mogłem sobie przypomnieć, ale szybko zaprzestałem nawet prób: herbata. Herbatę umiałem zrobić. Tak więc posłusznie wziąłem w swe łapy czajnik (teraz już bez najmniejszych oporów) i napełniłem go wodą, by już po chwili nastawić ją, żeby się zagotowała. Wbiłem wzrok w czajnik stojąc nad nim sztywno i nienaturalnie wręcz nieruchomo. Nie zareagowałem też na pierwsze z jej pytań, chyba nawet go nie usłyszałem. Dopiero drugie wyrwało mnie z tego letargu. Drgnąłem, spojrzałem na nią, a potem jakoś tęsknie przez okno. Ulewa zdążyła zamienić się w zwykły deszcz, ale i tak świat na zewnątrz wyglądał zachęcająco. Kiedyś lubiłem spacery i granie na gitarze dla przechodniów... Brakowało mi tego, to oczywiste. Brakowało mi normalności, ale to się już skończyło, prawda? Płonące kościoły, uciekanie po lasach, wybuchające przedmioty, przyjaciele tracący przytomność - taka była obecna rzeczywistość.
Odwróciłem wzrok od okna i znów skupiłem na czajniku, jakbym sądził, że jeśli skupię się odpowiednio mocno, to samą siłą woli zagotuję wodę.
- Nie powinienem wychodzić, to niebezpieczne - powiedziałem cicho, choć wyraźnie. Tak mówił Ben, a Bena trzeba słuchać, ot co. Zresztą sam i tak bałem się wyściubiać nos z mieszkania. Tamten świat stał się dla mnie zupełnie obcy, choć... choć kiedy wyglądałem przez okno zdawał się zupełnie normalny - taki, jak kiedyś. Odepchnąłem jednak od siebie te myśli. Musiałem czymś zająć głowę i to szybko.
- Ty mi coś opowiedz - wpadłem jej w słowo, trochę niegrzecznie jej przerywając, ale nagle uznałem, że to wyjątkowo istotne. Nawet spojrzałem na Leanne dla odmiany to w nią się teraz wpatrując z takim napięciem jak przed chwilą jeszcze w czajnik.
- Coś miłego - poprosiłem. Nie byłem wybredny, pewnie nawet gdyby opowiedziała o dzisiejszej pogodzie (którą przecież przestudiowałem od A do Z), to też byłoby w porządku. Brakowało mi takich normalnych rozmów o czymś miłym. O rodzinie, nauce, muzyce, czy nawet o tej nieszczęsnej pogodzie. Coś miłego chyba jeszcze zostało w tym obcym mi obecnie świecie... prawda?
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Kiwam głową ze zrozumieniem, bo również nie zamierzam dyskutować ze starszymi od siebie. Skoro mieli powody, by tak twierdzić, to znaczy, że wiedzą więcej ode mnie - mimo wszystko i tak zamierzam w pewnym momencie porwać cię z mieszkania na krótki spacer, najprawdopodobniej kontrolowany przez Justine. Nie mogli trzymać cię na zawsze w zamknięciu, wystarczyło, że i tak już trzeba było podejmować próby oswajania cię jak zwierzątka. Obieram jedną z cebul, przekrawam na pół i siekam na tyle drobno, na ile mogę, później robiąc to samo z pomidorami. Całość wrzucam do wcześniej rozgrzanego garnka, dodaję znalezione przyprawy i mieszam i mieszam, coby się nie przypaliło.
Rzeczywiście, uniosłam zdziwiona brew, gdy wpadłeś mi w słowo, ale przywołało to na moje usta jeszcze szerszy niż dotychczas uśmiech. Nie odebrałam tego jako czegoś niegrzecznego i szczerze powiedziawszy nie lubiłam tego, ale przywykłam do faktu, że w moim naukowym środowisku bardzo często ktoś wpadał mi w słowo, próbując udowodnić mi moją niekompetencję. Cóż, nie udawało mu się to przeważnie, ale teraz, w twoim przypadku, cieszy mnie ta niegrzeczność. Miałam wrażenie, że w ogóle nie chcesz rozmawiać i że to ja będę cały czas mówić (a byłam do tego zdolna), przez co czułam się trochę źle.
- Coś miłego? - Odwracam się czując na sobie twoje spojrzenie, a tak wielka różnica we wzroście zbija mnie chwilowo z pantałyku. Niewątpliwie zerkasz na mnie z góry, a do tego akurat jeszcze nie przywykłam. Jestem też niemal pewna, że dostrzegasz ten dziwny rumieniec na moich jasnych policzkach. Szybko jednak odzyskuję rezon. - Wiesz, że w każdej z tych puszek znajduje się inny rodzaj herbaty? Pewnie dałoby się nawet znaleźć taki na zły i dobry humor. Zwykła czarna, zielona, owocowa, jaśminowa, miętowa, rumiankowa, ale chciałabym ci pokazać jeszcze jedną, którą chyba nawet kiedyś sama tu przyniosłam po jednej z podróży. - Nie umiem mówić na zawołanie o czymś miłym, szczególnie w obliczu ostatnich informacji. W zasadzie nie brzmię w ogóle wiarygodnie, a plan z herbatą był wymyślony na poczekaniu. Nieporadnie sięgam do jednej z puszek, prawie zrzucając ją sobie na głowę, by następnie pokazać ci jedną z malutkich kulek.
- Mogę pokazać ci coś miłego. - Wrzucam kulkę do szklanego dzbanka i kiedy wreszcie woda w czajniku sygnalizuje koniec gotowania, wlewam wrzątek w szklane naczynie. - Chodź, pochyl się i popatrz. - Przyciągam cię niemalże za rękę, wskazując na kulkę, która po chwili w bardzo powolnym tempie zaczęła się rozwijać formując kolorowy kwiat na dnie dzbanka. - Pamiętam, że gdy pierwszy raz to zobaczyłam byłam bardzo zdziwiona, bo nie wiedziałam, że można zamknąć kwiat w kulce i potem, za pomocą wody, dać mu ponownie chwilę życia. - Nie wiem jak się robi taką herbatę, chociaż dla mnie jest to zwykła sztuka. Ale z drugiej strony mam w zwyczaju zachwycanie się nic nie znaczącymi w świecie drobiazgami.
Rzeczywiście, uniosłam zdziwiona brew, gdy wpadłeś mi w słowo, ale przywołało to na moje usta jeszcze szerszy niż dotychczas uśmiech. Nie odebrałam tego jako czegoś niegrzecznego i szczerze powiedziawszy nie lubiłam tego, ale przywykłam do faktu, że w moim naukowym środowisku bardzo często ktoś wpadał mi w słowo, próbując udowodnić mi moją niekompetencję. Cóż, nie udawało mu się to przeważnie, ale teraz, w twoim przypadku, cieszy mnie ta niegrzeczność. Miałam wrażenie, że w ogóle nie chcesz rozmawiać i że to ja będę cały czas mówić (a byłam do tego zdolna), przez co czułam się trochę źle.
- Coś miłego? - Odwracam się czując na sobie twoje spojrzenie, a tak wielka różnica we wzroście zbija mnie chwilowo z pantałyku. Niewątpliwie zerkasz na mnie z góry, a do tego akurat jeszcze nie przywykłam. Jestem też niemal pewna, że dostrzegasz ten dziwny rumieniec na moich jasnych policzkach. Szybko jednak odzyskuję rezon. - Wiesz, że w każdej z tych puszek znajduje się inny rodzaj herbaty? Pewnie dałoby się nawet znaleźć taki na zły i dobry humor. Zwykła czarna, zielona, owocowa, jaśminowa, miętowa, rumiankowa, ale chciałabym ci pokazać jeszcze jedną, którą chyba nawet kiedyś sama tu przyniosłam po jednej z podróży. - Nie umiem mówić na zawołanie o czymś miłym, szczególnie w obliczu ostatnich informacji. W zasadzie nie brzmię w ogóle wiarygodnie, a plan z herbatą był wymyślony na poczekaniu. Nieporadnie sięgam do jednej z puszek, prawie zrzucając ją sobie na głowę, by następnie pokazać ci jedną z malutkich kulek.
- Mogę pokazać ci coś miłego. - Wrzucam kulkę do szklanego dzbanka i kiedy wreszcie woda w czajniku sygnalizuje koniec gotowania, wlewam wrzątek w szklane naczynie. - Chodź, pochyl się i popatrz. - Przyciągam cię niemalże za rękę, wskazując na kulkę, która po chwili w bardzo powolnym tempie zaczęła się rozwijać formując kolorowy kwiat na dnie dzbanka. - Pamiętam, że gdy pierwszy raz to zobaczyłam byłam bardzo zdziwiona, bo nie wiedziałam, że można zamknąć kwiat w kulce i potem, za pomocą wody, dać mu ponownie chwilę życia. - Nie wiem jak się robi taką herbatę, chociaż dla mnie jest to zwykła sztuka. Ale z drugiej strony mam w zwyczaju zachwycanie się nic nie znaczącymi w świecie drobiazgami.
Najwyraźniej można było mówić miłe rzeczy nawet o herbacie. Nie miałem nic przeciwko temu. Omiotłem spojrzeniem te wszystkie nagromadzone puszki z herbatami zastanawiając się do czego Leanne zmierza. Znajdzie też herbatę na ukrócenie tych wszystkich rzeczy, które dzieją się wokół mnie? Albo na pamięć? Albo koszmary? Czy zaparzy taki rumianek jak Ben, po którym poczuję się tak senny, że nie będę w stanie walczyć ze zmęczeniem i w końcu się położę?
Przyglądałem się jak dziewczyna sięga po jedną z puszek. Gdyby pokazała którą, to ściągnąłbym ją bez trudu, dla niej znajdowała się trochę wysoko. Udało jej się to jednak bez pomocy i po chwili marszczyłem brwi zdziwiony, że w puszce nie znajdowały się liście, kwiaty czy inne mniej lub bardziej rozdrobnione wysuszone części roślin. Nie, z tej puszki Lea wyciągnęła... kulkę. I wrzuciła ją do dzbanka.
- To herbata? - zapytałem nieufnie i z lekkim niedowierzaniem, bo do tej pory nie widziałem jeszcze herbaty w takiej postaci. Nie bardzo rozumiałem też o co chodzi dziewczynie z herbatą i pokazywaniem mi miłych rzeczy, ale kiedy pociągnęła mnie w stronę dzbanka, nie protestowałem, tylko posłusznie się do niego zbliżyłem i pochyliłem.
Zalana wrzątkiem kulka po chwili drgnęła, myślałem, że mi się wydawało, ale nie, bo po sekundzie znów to zrobiła, a potem... potem zaczęła się rozwijać. To jakieś czary?, przemknęło mi niespokojnie po głowie, ale przemogłem chęć cofnięcia się od dzbanka. Chciałem dobrze widzieć co się będzie działo poza tym... poza tym to nie wyglądało groźnie. Wyglądało...
- Jak supernova - wymsknęło mi się cicho, kiedy jak zahipnotyzowany wpatrywałem się jak kulka rośnie i powoli zaczyna ukazywać swoje wnętrze. - Gdyby jeszcze świeciła... Lea, to wyglądałaby jak mała supernova zamknięta w dzbanku - dodałem zaskoczony i zafascynowany jednocześnie. Moje odrętwienie na chwilę poszło w niepamięć.
Pewnie, każdemu normalnemu człowiekowi, jak Leanne, kojarzyło się to z rozkwitającym kwiatem, jak sama zresztą powiedziała. Zaskakujące, że ona widziała w tym nowe życie kwiatu, a ja śmierć gwiazdy. To ta astrofizyka tak na mnie podziałała, czy może już doszczętnie mi odbiło? Nie potrafiłem zdecydować, więc po prostu skupiłem się na gwieź... kwiatku. Ten zaś chyba powoli kończył się rozwijać, bo zwolnił, by w końcu całkiem znieruchomieć. Czekałem wstrzymując oddech aż złoży się z powrotem, zmieni w jeszcze mniejszą kulkę niż ta wrzucona do wrzątku i wybuchnie... ale nic takiego się nie stało. Wypuściłem powietrze z płuc. Chyba faktycznie mam nierówno pod sufitem.
- To jest herbata? - zapytałem z niedowierzaniem prostując się i znów spoglądając (tak, z góry) na Leanne. Jakoś nie chciało mi się pomieścić w głowie, że herbata potrafi... zakwitnąć w dzbanku. Czyli jednak czary? O to jakoś nie chciałem pytać.
Przyglądałem się jak dziewczyna sięga po jedną z puszek. Gdyby pokazała którą, to ściągnąłbym ją bez trudu, dla niej znajdowała się trochę wysoko. Udało jej się to jednak bez pomocy i po chwili marszczyłem brwi zdziwiony, że w puszce nie znajdowały się liście, kwiaty czy inne mniej lub bardziej rozdrobnione wysuszone części roślin. Nie, z tej puszki Lea wyciągnęła... kulkę. I wrzuciła ją do dzbanka.
- To herbata? - zapytałem nieufnie i z lekkim niedowierzaniem, bo do tej pory nie widziałem jeszcze herbaty w takiej postaci. Nie bardzo rozumiałem też o co chodzi dziewczynie z herbatą i pokazywaniem mi miłych rzeczy, ale kiedy pociągnęła mnie w stronę dzbanka, nie protestowałem, tylko posłusznie się do niego zbliżyłem i pochyliłem.
Zalana wrzątkiem kulka po chwili drgnęła, myślałem, że mi się wydawało, ale nie, bo po sekundzie znów to zrobiła, a potem... potem zaczęła się rozwijać. To jakieś czary?, przemknęło mi niespokojnie po głowie, ale przemogłem chęć cofnięcia się od dzbanka. Chciałem dobrze widzieć co się będzie działo poza tym... poza tym to nie wyglądało groźnie. Wyglądało...
- Jak supernova - wymsknęło mi się cicho, kiedy jak zahipnotyzowany wpatrywałem się jak kulka rośnie i powoli zaczyna ukazywać swoje wnętrze. - Gdyby jeszcze świeciła... Lea, to wyglądałaby jak mała supernova zamknięta w dzbanku - dodałem zaskoczony i zafascynowany jednocześnie. Moje odrętwienie na chwilę poszło w niepamięć.
Pewnie, każdemu normalnemu człowiekowi, jak Leanne, kojarzyło się to z rozkwitającym kwiatem, jak sama zresztą powiedziała. Zaskakujące, że ona widziała w tym nowe życie kwiatu, a ja śmierć gwiazdy. To ta astrofizyka tak na mnie podziałała, czy może już doszczętnie mi odbiło? Nie potrafiłem zdecydować, więc po prostu skupiłem się na gwieź... kwiatku. Ten zaś chyba powoli kończył się rozwijać, bo zwolnił, by w końcu całkiem znieruchomieć. Czekałem wstrzymując oddech aż złoży się z powrotem, zmieni w jeszcze mniejszą kulkę niż ta wrzucona do wrzątku i wybuchnie... ale nic takiego się nie stało. Wypuściłem powietrze z płuc. Chyba faktycznie mam nierówno pod sufitem.
- To jest herbata? - zapytałem z niedowierzaniem prostując się i znów spoglądając (tak, z góry) na Leanne. Jakoś nie chciało mi się pomieścić w głowie, że herbata potrafi... zakwitnąć w dzbanku. Czyli jednak czary? O to jakoś nie chciałem pytać.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Co to znaczy? - To słowo; nie byłam specem z astronomii i co z tego, że znałam jej podstawy? Nie przypominałam sobie zresztą, żebym o tym gdzieś czytała, a może po prostu zapomniałam w natłoku innych informacji, więc wolałam dopytać. To zawsze dodatkowa informacja w moim dorobku naukowym, a poza tym brzmiało całkiem ładnie. Może nazwę tak kiedyś swojego kota albo psa, o ile w końcu będę miała czas na zaopiekowanie się pupilem? Jestem już prawie zadowolona, że twoje myśli pomknęły w kierunku twoich dawnych zainteresowań, że dostrzegłeś w tej zwyczajnej, malutkiej kulce coś miłego (bo zakładam, że było supernova jest w jakiś sposób miłym skojarzeniem), dopóki twój ton głosu znowu staje się nieufny. No dobrze, nie przemyślałam do końca swojego działania, bo nie pomyślałam, że od razu nadasz temu zjawisku łatkę magii. Akurat w tym przypadku nie było w niej ani grama, mogłam przysiąc na życie swojej siostry, chociaż sam rozkwit suszu był czymś rzeczywiście pięknym.
- Lou... - Zaczęłam więc spokojnie, wzdychając. - To jest herbata. Herbata nie gryzie i jest niegroźna. Widzisz, nawet ma kolor jak herbata. - Swoją drogą, nie rozumiem nazywania białej herbaty białą, skoro po zaparzeniu przybiera barwę zwykłego naparu, może odrobinę jaśniejszego niż mocna, czarna angielska. - To taka sztuka z daleka, susz ręcznie zwija się w kulkę. Podobno to bardzo trudne i żmudne zadanie. - Więcej na ten temat nie wiem, bo zachwyciłam się efektem wizualnym, niż pochodzeniem owej kwitnącej herbaty. Dla podkreślenia swoich słów wyjęłam drugą kulkę z puszki wyciągając ją na otwartej, drżącej dłoni w twoim kierunku. - No nie bój się. Dotknij, powąchaj. Przecież pachnie jak herbata! - Proponuję niemal szeptem, stojąc nieruchomo, jakby w obawie, że zaraz rzucisz się albo na mnie albo do ucieczki. Drugą ręką po kilku sekundach bezruchu jakoś staram się dosięgnąć do garnka, by przemieszać farsz, z nadzieją, że się nie przypalił, a kiedy kończę swoje wygibasy zerkam na ciebie ponownie. - Widzisz, nic strasznego.
- Lou... - Zaczęłam więc spokojnie, wzdychając. - To jest herbata. Herbata nie gryzie i jest niegroźna. Widzisz, nawet ma kolor jak herbata. - Swoją drogą, nie rozumiem nazywania białej herbaty białą, skoro po zaparzeniu przybiera barwę zwykłego naparu, może odrobinę jaśniejszego niż mocna, czarna angielska. - To taka sztuka z daleka, susz ręcznie zwija się w kulkę. Podobno to bardzo trudne i żmudne zadanie. - Więcej na ten temat nie wiem, bo zachwyciłam się efektem wizualnym, niż pochodzeniem owej kwitnącej herbaty. Dla podkreślenia swoich słów wyjęłam drugą kulkę z puszki wyciągając ją na otwartej, drżącej dłoni w twoim kierunku. - No nie bój się. Dotknij, powąchaj. Przecież pachnie jak herbata! - Proponuję niemal szeptem, stojąc nieruchomo, jakby w obawie, że zaraz rzucisz się albo na mnie albo do ucieczki. Drugą ręką po kilku sekundach bezruchu jakoś staram się dosięgnąć do garnka, by przemieszać farsz, z nadzieją, że się nie przypalił, a kiedy kończę swoje wygibasy zerkam na ciebie ponownie. - Widzisz, nic strasznego.
Drgnąłem, kiedy zadała pytanie. Naprawdę nie wiedziała czym jest supernova? Zerknąłem na dziewczynę kontrolnie, żeby się upewnić, że się ze mnie nie nabija. Nie wyglądało na to, więc odchrząknąłem wracając do obserwowania kulki w dzbanku.
- Supernova to umierająca gwiazda - odpowiedziałem w końcu najprościej jak się dało. Przeczuwałem, że gdybym zaczął jej to tłumaczyć od fizyczno-chemicznej strony mogłaby niewiele z tego zrozumieć. Nie dlatego, że była głupia czy niedouczona, w żadnym razie! Po prostu zwykły śmiertelnik zazwyczaj nie wie jakie procesy chemiczno-fizyczne zachodzą na naszej planecie, a co dopiero w kosmosie. Gdybym zaś spróbował tłumaczyć to wszystko od podstaw, to pewnie zajęłoby mi to rok albo dłużej, a i tak mogłoby być nie do końca prawdziwe: badanie kosmosu wciąż trwa, wiele aspektów to tylko teorie i spekulacje, które wciąż się zmieniają, są obalane i wysnuwane nowe... dlatego to taka ciekawa dziedzina.
- Widzisz... gwiazdy umierają w różny sposób. Niektóre, szczególnie te dużo większe od naszego Słońca, choć przez wiele miliardów lat mają jednakową wielkość i jasność, u schyłku swojego życia zaczynają rosnąć, stają się gorętsze i stają się wiele, wiele razy jaśniejsze niż do tej pory - lekko przejechałem opuszkami palców po rozgrzanym szkle dzbanka, ale nie pokazałem po sobie, żeby mnie poparzyło. - Potem przychodzi kolejny etap, gwiazda wciąż rośnie, ale jej barwa się zmienia i w ten sposób staje się czerwonym olbrzymem. Jej jądro zapada się w sobie... - nie umiałem tego przełożyć na jakiś prostszy język, więc miałem nadzieję, że Leanne nie będzie dociekać szczegółów zapadania się jądra gwiazdy - a to uwalnia dodatkową energię, tak silną, że gwiazda eksploduje - rozłożyłem dłonie, żeby zademonstrować tą eksplozję. Spojrzałem też na Leanne, o dziwo, niemal zupełnie trzeźwo. Mówienie o kosmosie sprawiało, że wracał ten stary ja... a przynajmniej jego część zmęczona i blada, ale jednak.
- Ta eksplozja, ten niezwykle jasny obiekt, który się wtedy pojawia na niebie, to właśnie supernova - zakończyłem uśmiechając się lekko, choć odrobinę smutno. - Ponoć w 1006 roku na niebie pojawiła się tak jasna supernova, że przez jakiś rok była widoczna nawet w dzień, wyobrażasz sobie? - dodałem po chwili, kiedy przypomniałem sobie jak usłyszałem o tym po raz pierwszy od profesora. Wciąż budziło to we mnie nieskrywany zachwyt. Odetchnąłem, jakby ten wykład mnie zmęczył, ale po mojej twarzy wciąż błądził delikatny uśmiech, a oczy lśniły tym zdrowym, żywym blaskiem, kiedy pozwoliłem sobie uciec myślami w kosmos właśnie. Daleko, daleko od wszystkich problemów. I od tej dziwacznej herbaty.
Nie na długo jednak, bo Lea szybko mi o niej przypomniała.
- Naprawdę? - zaintrygowała mnie tym zwijaniem suszu w kulkę. Ciężko stwierdzić czy to dzięki jej tłumaczeniu czy dlatego, że wciąż byłem pod wpływem moich astrofizycznych dywagacji, ale łatwo przyszło mi uwierzyć w tą nieczarodziejską, a jednak magiczną herbatę. Wziąłem podawaną mi przez dziewczynę kulkę herbaty do ręki i z ciekawością przyjrzałem jej się z bliska. W takiej formie wyglądała zupełnie niepozornie.
- Skąd ją przywiozłaś? - zagadnąłem, przypominając sobie, że coś o tym wspomniała. I spokojnie... póki co nie zamierzałem się na nikogo rzucać, do ucieczki też się nie kwapiłem. Jeszcze.
- Supernova to umierająca gwiazda - odpowiedziałem w końcu najprościej jak się dało. Przeczuwałem, że gdybym zaczął jej to tłumaczyć od fizyczno-chemicznej strony mogłaby niewiele z tego zrozumieć. Nie dlatego, że była głupia czy niedouczona, w żadnym razie! Po prostu zwykły śmiertelnik zazwyczaj nie wie jakie procesy chemiczno-fizyczne zachodzą na naszej planecie, a co dopiero w kosmosie. Gdybym zaś spróbował tłumaczyć to wszystko od podstaw, to pewnie zajęłoby mi to rok albo dłużej, a i tak mogłoby być nie do końca prawdziwe: badanie kosmosu wciąż trwa, wiele aspektów to tylko teorie i spekulacje, które wciąż się zmieniają, są obalane i wysnuwane nowe... dlatego to taka ciekawa dziedzina.
- Widzisz... gwiazdy umierają w różny sposób. Niektóre, szczególnie te dużo większe od naszego Słońca, choć przez wiele miliardów lat mają jednakową wielkość i jasność, u schyłku swojego życia zaczynają rosnąć, stają się gorętsze i stają się wiele, wiele razy jaśniejsze niż do tej pory - lekko przejechałem opuszkami palców po rozgrzanym szkle dzbanka, ale nie pokazałem po sobie, żeby mnie poparzyło. - Potem przychodzi kolejny etap, gwiazda wciąż rośnie, ale jej barwa się zmienia i w ten sposób staje się czerwonym olbrzymem. Jej jądro zapada się w sobie... - nie umiałem tego przełożyć na jakiś prostszy język, więc miałem nadzieję, że Leanne nie będzie dociekać szczegółów zapadania się jądra gwiazdy - a to uwalnia dodatkową energię, tak silną, że gwiazda eksploduje - rozłożyłem dłonie, żeby zademonstrować tą eksplozję. Spojrzałem też na Leanne, o dziwo, niemal zupełnie trzeźwo. Mówienie o kosmosie sprawiało, że wracał ten stary ja... a przynajmniej jego część zmęczona i blada, ale jednak.
- Ta eksplozja, ten niezwykle jasny obiekt, który się wtedy pojawia na niebie, to właśnie supernova - zakończyłem uśmiechając się lekko, choć odrobinę smutno. - Ponoć w 1006 roku na niebie pojawiła się tak jasna supernova, że przez jakiś rok była widoczna nawet w dzień, wyobrażasz sobie? - dodałem po chwili, kiedy przypomniałem sobie jak usłyszałem o tym po raz pierwszy od profesora. Wciąż budziło to we mnie nieskrywany zachwyt. Odetchnąłem, jakby ten wykład mnie zmęczył, ale po mojej twarzy wciąż błądził delikatny uśmiech, a oczy lśniły tym zdrowym, żywym blaskiem, kiedy pozwoliłem sobie uciec myślami w kosmos właśnie. Daleko, daleko od wszystkich problemów. I od tej dziwacznej herbaty.
Nie na długo jednak, bo Lea szybko mi o niej przypomniała.
- Naprawdę? - zaintrygowała mnie tym zwijaniem suszu w kulkę. Ciężko stwierdzić czy to dzięki jej tłumaczeniu czy dlatego, że wciąż byłem pod wpływem moich astrofizycznych dywagacji, ale łatwo przyszło mi uwierzyć w tą nieczarodziejską, a jednak magiczną herbatę. Wziąłem podawaną mi przez dziewczynę kulkę herbaty do ręki i z ciekawością przyjrzałem jej się z bliska. W takiej formie wyglądała zupełnie niepozornie.
- Skąd ją przywiozłaś? - zagadnąłem, przypominając sobie, że coś o tym wspomniała. I spokojnie... póki co nie zamierzałem się na nikogo rzucać, do ucieczki też się nie kwapiłem. Jeszcze.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Oczywiście, że wiedziałam co to jest, ale tylko mniej więcej. Bardziej mniej, niż więcej, to też wolałam zapytać - jak widać my, ci z uzdolnieniami magicznymi wcale nie jesteśmy tacy dobrzy we wszystkim, jakby się mogło wydawać. Spodobała mi się ta mała zmiana w twoim zachowaniu; w końcu zacząłeś więcej mówić, z pasją, a na twojej twarzy zagościł chyba nawet cień uśmiechu. To zdecydowanie była dobra droga do poprawienia twojego nastawienia. Wsłuchuję się w twoje wyjaśnienia z nieukrywaną ciekawością i muszę przyznać sama przed sobą, że mogłabym cię słuchać dłużej i częściej, a nawet mogłabym udawać głupka, bylebyś mi wyjaśniał podstawowe rzeczy.
- Jak badacie takie rzeczy? - Przecież nie dało się sięgnąć gwiazd, jednak nauczano o nich. Wierzyłam, że jest to nauka poparta namacalnymi przykładami, nie teoriami, które zostały wymyślone na bazie przeczuć. - Ciekawe dlaczego akurat ta była widoczna tak długo. Te eksplozje nie są groźne? - Dla nas tutaj, na ziemi. To dziwiło mnie zdecydowanie najbardziej. Byłam chyba nawet skłonna szukać w tych wybuchach podłoża anomalii obejmujących nasz świat.
Nie dostrzegam momentu, w którym zaczęło się z tobą dziać coś dziwnego - byłam wyraźnie zajęta dalszymi przygotowaniami obiadu. Całe szczęście, że zdążyłam zdjąć garnek z kuchenki i odstawić go w bezpieczne miejsce, bo nagłe nieprzyjemne uczucie, porównywalne do oparzenia, ale nie takiego jak gorącem a po stokroć gorszego, spowodowało, że z jękiem odskoczyłam do tyłu. A więc to tak wyglądały te anomalie na niemagicznych! Nie bardzo wiem co zrobić, poza instynktownym odsuwaniem się coraz dalej od źródła i kiedy znajduję się w drugim końcu kuchni, wciśnięta całym ciałem w kąt, rzucam ci bardzo zaskoczone spojrzenie. Czyżby wszystko ustało?
- Nic ci nie jest? - Pytam, bo to, że ja czuję się w tym momencie słabo teraz się nie liczy. Jeśli jednak jesteś przyczyną tego zjawiska musiałam wiedzieć czy sam je czujesz. - Boli cię to? O czym pomyślałeś kiedy się to zaczęło? Zdenerwowałam cię, wystraszyłam? Lou, wszystko jest w porządku, naprawdę. - Są to dla mnie bardzo kluczowe informacje, żeby wiedzieć czego unikać i czego przede wszystkim szukać, a jednocześnie martwię się, że zaraz uciekniesz lub zrobisz coś głupiego.
- Jak badacie takie rzeczy? - Przecież nie dało się sięgnąć gwiazd, jednak nauczano o nich. Wierzyłam, że jest to nauka poparta namacalnymi przykładami, nie teoriami, które zostały wymyślone na bazie przeczuć. - Ciekawe dlaczego akurat ta była widoczna tak długo. Te eksplozje nie są groźne? - Dla nas tutaj, na ziemi. To dziwiło mnie zdecydowanie najbardziej. Byłam chyba nawet skłonna szukać w tych wybuchach podłoża anomalii obejmujących nasz świat.
Nie dostrzegam momentu, w którym zaczęło się z tobą dziać coś dziwnego - byłam wyraźnie zajęta dalszymi przygotowaniami obiadu. Całe szczęście, że zdążyłam zdjąć garnek z kuchenki i odstawić go w bezpieczne miejsce, bo nagłe nieprzyjemne uczucie, porównywalne do oparzenia, ale nie takiego jak gorącem a po stokroć gorszego, spowodowało, że z jękiem odskoczyłam do tyłu. A więc to tak wyglądały te anomalie na niemagicznych! Nie bardzo wiem co zrobić, poza instynktownym odsuwaniem się coraz dalej od źródła i kiedy znajduję się w drugim końcu kuchni, wciśnięta całym ciałem w kąt, rzucam ci bardzo zaskoczone spojrzenie. Czyżby wszystko ustało?
- Nic ci nie jest? - Pytam, bo to, że ja czuję się w tym momencie słabo teraz się nie liczy. Jeśli jednak jesteś przyczyną tego zjawiska musiałam wiedzieć czy sam je czujesz. - Boli cię to? O czym pomyślałeś kiedy się to zaczęło? Zdenerwowałam cię, wystraszyłam? Lou, wszystko jest w porządku, naprawdę. - Są to dla mnie bardzo kluczowe informacje, żeby wiedzieć czego unikać i czego przede wszystkim szukać, a jednocześnie martwię się, że zaraz uciekniesz lub zrobisz coś głupiego.
Znów się uśmiechnąłem, kiedy usłyszałem pytanie. To odrętwienie, które mną władało, kiedy Leanne przyszła, teraz jakby wyparowało zupełnie.
- Jest wiele metod badawczych - odparłem jakoś zupełnie przypadkiem nie przypominając dziewczynie, że właściwie to się o nich dopiero uczę. - Obrazowanie, spektroskopia, fotometria, polarymetria... Generalnie badanie tych wszystkich zjawisk sprowadza się do fizyki. Wszystkie obiekty kosmiczne emitują różne rodzaje promieniowania, między innymi promieniowanie elektromagnetyczne - wzdrygnąłem się lekko, kiedy poczułem mrowienie ciała, ale to jak się pojawiło, tak też zniknęło, więc je zignorowałem - Dzięki różnym przyrządom możemy wyłapywać to promieniowanie i poprzez jego analizę tłumaczyć zjawiska kosmiczne na przykład ewolucję gwiazd. To żmudne, ale bardzo ciekawe. Dzięki tym wszystkim analizom można też wysnuwać teorie, starać się przewidzieć to, co się dopiero ma wydarzyć w kosmosie - wyjaśniłem, a zaraz po tym wzdrygnąłem się jeszcze raz. Znów to dziwne uczucie, jakby mrowienie całego ciała. Ze zmęczenia cierpły mi już ręce i nogi? Na wszelki wypadek wyprostowałem się i lekko strzepnąłem dłonie.
- To, że była widoczna tak długo, to głównie kwestia odległości. Światło z eksplozji miało do przebycia długą drogę, dodatkowo eksplozja musiała być naprawdę silna skoro mimo odległości, supernova była tak jasna... to musiał być niezwykły widok - westchnąłem. Przy okazji przypomniałem sobie też o tym, że wciąż trzymam w dłoni herbacianą kulkę, więc czym prędzej oddałem ją Leanne. Jeszcze ją zgniotę i tyle będzie po pięknej, herbacianej supernovej.
- Przepraszam - cofnąłem szybko dłoń już bez kulki, kiedy podczas oddawania jej, i mnie i blondynkę kopnął prąd jak to czasem bywa (ot, różnica potencjałów elektrycznych akumulujących się na skórze, normalna sprawa). A czy eksplozje były groźne?
- Jeśli są daleko, to raczej nie, choć mówi się o szkodliwości emitowanego wtedy promieniowania... - pokręciłem głową trochę bezradnie. To już odbiegało od mojego zakresu zainteresowań i, szczerze mówiąc, zwyczajnie nie miałem o tym pojęcia.
- Najgroźniej byłoby, gdyby eksplodowało Słońce... - uśmiechnąłem się blado. - I tu są dwie wiadomości: dobra i zła. Dobra to taka, że Słońce jest za małe, żeby stać się supernovą, a zła... że w zasadzie to nie ma znaczenia, bo nieważne jak Słońce skończy, życie na Ziemi umrze razem z nim - wzruszyłem ramionami, jakbym właśnie mówił o pogodzie, a nie śmierci całej planety. W tym samym momencie też mrowienie powróciło i to jeszcze silniejsze. Nieprzyjemne uczucie, jakby pod skórą zaczęło mi łazić stado małych owadów. Skrzywiłem się lekko i potarłem dłońmi ramiona. I to był błąd.
Przez ułamek sekundy widziałem przeskakującą po mojej skórze iskrę. Po chwili kolejną... i jeszcze jedną. Zamarłem w bezruchu i pobladłem. Coś było bardzo nie tak. Kolejne mini-wyładowanie elektryczne dosięgło Leanne i ta odskoczyła. To spowodowało, że sam się od niej odsunąłem.
- Przepraszam, ja... nie... - wymamrotałem nieskładnie coraz bardziej przestraszony. Nie wiedziałem jak temu zaprzestać, bo tych przeskakujących beztrosko iskierek po mojej skórze stawało się coraz więcej... i to nie było normalne. To już nie zwykła różnica potencjałów, tylko... Zadrżałem cofając się do przeciwległego kąta kuchni z coraz większym strachem malującym się na twarzy. Na jej pytanie tylko potrząsnąłem głową nie będąc w stanie nic z siebie wydusić. Dobrze, że nie mogłem zobaczyć jak wzburzone w ten sposób włosy na moment zalśniły całym mrowiem tych elektrycznych iskierek, już i tak byłem wystarczająco przerażony. Nie, nic mnie nie bolało, nie byłem zdenerwowany, ani przestraszony... a przynajmniej nie byłem wcześniej - teraz miałem ochotę schować się pod swój koc w pokoju. Na nieszczęście wtedy musiałbym przejść obok Leanne, a tego nie chciałem - te wyładowania elektryczne pewnie znów by ją dosięgły.
- Ja... nie wiem... myślałem o Słońcu i badaniu gwiazd... - udało mi się jeszcze z siebie wydusić przez zaciśnięte ze strachu gardło. - To... to się samo... to nie ja... naprawdę... - wyjąkałem.
- Jest wiele metod badawczych - odparłem jakoś zupełnie przypadkiem nie przypominając dziewczynie, że właściwie to się o nich dopiero uczę. - Obrazowanie, spektroskopia, fotometria, polarymetria... Generalnie badanie tych wszystkich zjawisk sprowadza się do fizyki. Wszystkie obiekty kosmiczne emitują różne rodzaje promieniowania, między innymi promieniowanie elektromagnetyczne - wzdrygnąłem się lekko, kiedy poczułem mrowienie ciała, ale to jak się pojawiło, tak też zniknęło, więc je zignorowałem - Dzięki różnym przyrządom możemy wyłapywać to promieniowanie i poprzez jego analizę tłumaczyć zjawiska kosmiczne na przykład ewolucję gwiazd. To żmudne, ale bardzo ciekawe. Dzięki tym wszystkim analizom można też wysnuwać teorie, starać się przewidzieć to, co się dopiero ma wydarzyć w kosmosie - wyjaśniłem, a zaraz po tym wzdrygnąłem się jeszcze raz. Znów to dziwne uczucie, jakby mrowienie całego ciała. Ze zmęczenia cierpły mi już ręce i nogi? Na wszelki wypadek wyprostowałem się i lekko strzepnąłem dłonie.
- To, że była widoczna tak długo, to głównie kwestia odległości. Światło z eksplozji miało do przebycia długą drogę, dodatkowo eksplozja musiała być naprawdę silna skoro mimo odległości, supernova była tak jasna... to musiał być niezwykły widok - westchnąłem. Przy okazji przypomniałem sobie też o tym, że wciąż trzymam w dłoni herbacianą kulkę, więc czym prędzej oddałem ją Leanne. Jeszcze ją zgniotę i tyle będzie po pięknej, herbacianej supernovej.
- Przepraszam - cofnąłem szybko dłoń już bez kulki, kiedy podczas oddawania jej, i mnie i blondynkę kopnął prąd jak to czasem bywa (ot, różnica potencjałów elektrycznych akumulujących się na skórze, normalna sprawa). A czy eksplozje były groźne?
- Jeśli są daleko, to raczej nie, choć mówi się o szkodliwości emitowanego wtedy promieniowania... - pokręciłem głową trochę bezradnie. To już odbiegało od mojego zakresu zainteresowań i, szczerze mówiąc, zwyczajnie nie miałem o tym pojęcia.
- Najgroźniej byłoby, gdyby eksplodowało Słońce... - uśmiechnąłem się blado. - I tu są dwie wiadomości: dobra i zła. Dobra to taka, że Słońce jest za małe, żeby stać się supernovą, a zła... że w zasadzie to nie ma znaczenia, bo nieważne jak Słońce skończy, życie na Ziemi umrze razem z nim - wzruszyłem ramionami, jakbym właśnie mówił o pogodzie, a nie śmierci całej planety. W tym samym momencie też mrowienie powróciło i to jeszcze silniejsze. Nieprzyjemne uczucie, jakby pod skórą zaczęło mi łazić stado małych owadów. Skrzywiłem się lekko i potarłem dłońmi ramiona. I to był błąd.
Przez ułamek sekundy widziałem przeskakującą po mojej skórze iskrę. Po chwili kolejną... i jeszcze jedną. Zamarłem w bezruchu i pobladłem. Coś było bardzo nie tak. Kolejne mini-wyładowanie elektryczne dosięgło Leanne i ta odskoczyła. To spowodowało, że sam się od niej odsunąłem.
- Przepraszam, ja... nie... - wymamrotałem nieskładnie coraz bardziej przestraszony. Nie wiedziałem jak temu zaprzestać, bo tych przeskakujących beztrosko iskierek po mojej skórze stawało się coraz więcej... i to nie było normalne. To już nie zwykła różnica potencjałów, tylko... Zadrżałem cofając się do przeciwległego kąta kuchni z coraz większym strachem malującym się na twarzy. Na jej pytanie tylko potrząsnąłem głową nie będąc w stanie nic z siebie wydusić. Dobrze, że nie mogłem zobaczyć jak wzburzone w ten sposób włosy na moment zalśniły całym mrowiem tych elektrycznych iskierek, już i tak byłem wystarczająco przerażony. Nie, nic mnie nie bolało, nie byłem zdenerwowany, ani przestraszony... a przynajmniej nie byłem wcześniej - teraz miałem ochotę schować się pod swój koc w pokoju. Na nieszczęście wtedy musiałbym przejść obok Leanne, a tego nie chciałem - te wyładowania elektryczne pewnie znów by ją dosięgły.
- Ja... nie wiem... myślałem o Słońcu i badaniu gwiazd... - udało mi się jeszcze z siebie wydusić przez zaciśnięte ze strachu gardło. - To... to się samo... to nie ja... naprawdę... - wyjąkałem.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
The member 'Louis Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Otępienie przechodzi bardzo szybko, zwłaszcza gdy widzę twój strach.
- Louis, przestań. Nie przepraszaj, nic się nie dzieje. Spokojnie, to minie za chwilę. - Miałam przynajmniej taką nadzieję, nie miałam pojęcia skąd się to w ogóle wzięło i czy była szansa, że naprawdę zaraz przejdzie. - Słyszysz? Popatrz na mnie. Już wszystko w porządku. - Niepewnie robię krok do przodu, potem kolejne dwa; dzieli nas mniej więcej taka sama odległość jak przed chwilą, więc kopnięcia prądem mnie nie sięgają. Chociaż miałam ochotę podejść bliżej, po krótkiej chwili bardzo dokładnej obserwacji dostrzegłam przeskakujące po twoim ciele ładunki elektryczne. To skutecznie ostudziło moje zamiary.
Jakby nigdy nic wyciągam z szafki dwa kubki i wlewam do nich zaparzoną herbatę - jeden z nich przesuwam ostrożnie po blacie w twoim kierunku, starając się mimo wszystko stać na swoim miejscu, ale nie wychodzi mi to za bardzo, już bowiem po chwili czuję kolejne kopnięcie i następne. Postępuję jak wcześniej, próbując wziąć głębszy oddech dla złagodzenia nieprzyjemnego mrowienia. Nie mam zamiaru stać, użalać się nad tobą i wgapiać się w ciebie jak w dziwadło. Widzisz, nawet nic mi nie jest!
- Napij się herbaty, nie myśl o tym. - Mówię, starając się jakoś cię uspokoić, pocieszyć, zrobić cokolwiek, żeby znowu było dobrze. Później zabieram się za kończenie obiadu w bezpiecznej odległości; spłukuję z przekrojonych połówek bakłażana sól, nakładam do nich odpowiednią ilość farszu i cóż, z tego wszystkiego zapomniałam o nagrzaniu piekarnika. Włączam go więc teraz, odstawiając potrawę na bok. Miałam wrażenie, że głód odgrywał teraz drugoplanową - jeśli nie dalszą - rolę, więc nie śpieszyłam się wyjątkowo z przygotowaniami. Zwracam się przodem do ciebie i powracam do przerwanej rozmowy.
- Nie pamiętam skąd je przywiozłam. Te kulki herbaty. Pamiętam tylko, że zrobiło to na mnie tak duże wrażenie, że zapragnęłam pokazać wszystkim dookoła jak niesamowite rzeczy można zrobić z suszu. - Oczywiście magią też byliśmy w stanie coś takiego zrobić i pewnie nawet sprawić, by się świeciło. O tym jednak nie wspominam, oduczam się mówienia o niej w twoim towarzystwie, przynajmniej póki co. Niemniej czuję się bardzo dziwnie bez różdżki obok siebie: ta bezpiecznie spoczywała w głębokiej kieszeni płaszcza w przedpokoju. - Dlaczego zainteresowała cię fizyka? I gwiazdy? - Byłam ciekawa czy kryło się za tym coś więcej, czy ot, zwyczajny kaprys i sposób ucieczki od rzeczywistego świata. Ja uciekałam w książki, historię i papierosy, niezależnie od tego jak nudne się to wydawało.
- Nie przeraża cię to, że mógłbyś zaobserwować śmierć Słońca i jednocześnie być świadomym, że nie jesteś w stanie nic z tym zrobić? - Przesuwam palcem po rancie kubka z przestudzoną herbatą, zawieszając na dłużej spojrzenie w ciemnej otchłani naparu. Zastanawiam się czy wypada mi pytać o podobne wypadki naelektryzowania pośród zwykłych ludzi - istniało przecież racjonalne wyjaśnienie.
żywotność: 210
aktualnie: -60pż
- Louis, przestań. Nie przepraszaj, nic się nie dzieje. Spokojnie, to minie za chwilę. - Miałam przynajmniej taką nadzieję, nie miałam pojęcia skąd się to w ogóle wzięło i czy była szansa, że naprawdę zaraz przejdzie. - Słyszysz? Popatrz na mnie. Już wszystko w porządku. - Niepewnie robię krok do przodu, potem kolejne dwa; dzieli nas mniej więcej taka sama odległość jak przed chwilą, więc kopnięcia prądem mnie nie sięgają. Chociaż miałam ochotę podejść bliżej, po krótkiej chwili bardzo dokładnej obserwacji dostrzegłam przeskakujące po twoim ciele ładunki elektryczne. To skutecznie ostudziło moje zamiary.
Jakby nigdy nic wyciągam z szafki dwa kubki i wlewam do nich zaparzoną herbatę - jeden z nich przesuwam ostrożnie po blacie w twoim kierunku, starając się mimo wszystko stać na swoim miejscu, ale nie wychodzi mi to za bardzo, już bowiem po chwili czuję kolejne kopnięcie i następne. Postępuję jak wcześniej, próbując wziąć głębszy oddech dla złagodzenia nieprzyjemnego mrowienia. Nie mam zamiaru stać, użalać się nad tobą i wgapiać się w ciebie jak w dziwadło. Widzisz, nawet nic mi nie jest!
- Napij się herbaty, nie myśl o tym. - Mówię, starając się jakoś cię uspokoić, pocieszyć, zrobić cokolwiek, żeby znowu było dobrze. Później zabieram się za kończenie obiadu w bezpiecznej odległości; spłukuję z przekrojonych połówek bakłażana sól, nakładam do nich odpowiednią ilość farszu i cóż, z tego wszystkiego zapomniałam o nagrzaniu piekarnika. Włączam go więc teraz, odstawiając potrawę na bok. Miałam wrażenie, że głód odgrywał teraz drugoplanową - jeśli nie dalszą - rolę, więc nie śpieszyłam się wyjątkowo z przygotowaniami. Zwracam się przodem do ciebie i powracam do przerwanej rozmowy.
- Nie pamiętam skąd je przywiozłam. Te kulki herbaty. Pamiętam tylko, że zrobiło to na mnie tak duże wrażenie, że zapragnęłam pokazać wszystkim dookoła jak niesamowite rzeczy można zrobić z suszu. - Oczywiście magią też byliśmy w stanie coś takiego zrobić i pewnie nawet sprawić, by się świeciło. O tym jednak nie wspominam, oduczam się mówienia o niej w twoim towarzystwie, przynajmniej póki co. Niemniej czuję się bardzo dziwnie bez różdżki obok siebie: ta bezpiecznie spoczywała w głębokiej kieszeni płaszcza w przedpokoju. - Dlaczego zainteresowała cię fizyka? I gwiazdy? - Byłam ciekawa czy kryło się za tym coś więcej, czy ot, zwyczajny kaprys i sposób ucieczki od rzeczywistego świata. Ja uciekałam w książki, historię i papierosy, niezależnie od tego jak nudne się to wydawało.
- Nie przeraża cię to, że mógłbyś zaobserwować śmierć Słońca i jednocześnie być świadomym, że nie jesteś w stanie nic z tym zrobić? - Przesuwam palcem po rancie kubka z przestudzoną herbatą, zawieszając na dłużej spojrzenie w ciemnej otchłani naparu. Zastanawiam się czy wypada mi pytać o podobne wypadki naelektryzowania pośród zwykłych ludzi - istniało przecież racjonalne wyjaśnienie.
żywotność: 210
aktualnie: -60pż
Kuchnia
Szybka odpowiedź