Salon
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiedy emocje w końcu zaczęły opadać, w jego ciało zaczęło zakradać się zmęczenie. Nie dość, że w pracy był nieziemski młyn, po ostatnich feralnych wydarzeniach, to akcje jak ta, po prostu wyciągały z niego skumulowane pokłady sił. Ciężka do opisania gorycz, po prostu wdarła się pod język i wywołała krzywy grymas na jego brodatej twarzy. Cały czas brnął do przodu, nie zastanawiając się nawet, czy aby na pewno powinien brać na siebie kolejną sprawę, by...okazywało się, że ludzie mają w dupie jego działania.
Zatrzymał się w przejściu już po pierwszych słowach rudowłosego, który raptownie zmienił pozycję, w której się znajdował. Nie odwrócił się jednak, nie drgnął nawet, gdy kolejne słowa ostro wbijały się w jego plecy. Gdyby jednak Barry miał okazję spojrzeć w twarz Samuela, zapewne nie spodobałoby mu się ognista pasja, z każdym zdaniem intensywniej barwiąca ciemniejące źrenice. Jedyną widocznym znakiem, że słuchał tego, co z tak zamaszyście wypluwał z siebie Weasley, były drgające palce na paczce papierosów, tylko siłą woli powstrzymywaną przed całkowitym zmiażdżeniem.
Kilka głębokich oddechów nie zmyły chęci wyrzucenia z sibie salwy przekleństw, zduszonych przez - znowu - zaciskane zęby. Był gryfonem w czystej postaci, ale minęły lata, nim nauczył się - brawurowo - odpierania prowokacji w czystej postaci. Będąc w Hogwarcie, zapewne w tym momencie rzucałby się na Barrego, jeśli nie z pięściami, to zaklęciem, niezgrabnie wplecionym w serię niewybrednych epitetów.
- Jesteś cholernym egoistą Weasley z wykręconym poczuciem wartości własnej..i innych, a każdemu mężczyźnie przydaje się czasem taka pięść w twarz, żeby zastanowił się nad tym co właściwie ze sobą robi.. - Skamander doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu sam co jakiś czas lądował pokiereszowany w Mungu - najlepiej, kiedy zrobi to przyjaciel...albo przynajmniej ktoś, kto zdaje sobie sprawę, w co wdepnęliśmy - i ciężko to zrzucić z buta - Gówno wiesz widzę o pracy aurorów, jeszcze mniej o mnie, ale szkoda, że tak małą masz świadomość samego siebie - ani razu się nie odwrócił, kierując swój wzrok, ciężko wbity w przestrzeń przed nim. Chciał wyjść, zapalić i najlepiej wrócić do mieszkania, by zapaść w niespokojny od gniewu sen - Powiedziałbym, żebyś robił co chciał, i że wszystko mi jedno co dalej zrobisz, ale - skłamałbym. Im głębiej wdepniesz w ten nokturnowy światek, tym więcej ciemności spadnie i na twoją rodzinę. Musisz się z tym liczyć - powoli podniósł dłoń, by wyciągnąć z paczki nieco pogiętego papierosa - Mogę ci pomóc - krótkie zdanie, które powiedział, gdy tytoniowy nałóg zaczął być zaspokajany. Odpalił szybko, mając gdzieś, że nie powinien. Dziś zbyt wielu rzeczy nie powinien robić, ani mówić, ale było za późno - ..ale najpierw musisz się zastanowić, co masz zamiar ze sobą zrobić, a Lyra...jeśli jeszcze raz coś jej się stanie podobnego, to możesz wierzyć, że dostaniesz w pysk za każdym razem jak się spotkamy. Tyle i tylko tyle - odchylił głowę nieco w lewo, tak, że rudowłosy mógł zobaczyć jego profil i przymknięte oczy - wychodzę - stwierdził fakt, niż zapytał. I nadal nie odwracając się ruszył do wyjścia. Mimo wszystko wierzył, że Barry nie będzie na tyle podły, by rzucać zaklęciem w plecy,a jeśli tak...cóż. Będzie wiedział, jak bardzo pomylił się co jego osoby i że zaufanie, to parszywa bestia.
Zatrzymał się w przejściu już po pierwszych słowach rudowłosego, który raptownie zmienił pozycję, w której się znajdował. Nie odwrócił się jednak, nie drgnął nawet, gdy kolejne słowa ostro wbijały się w jego plecy. Gdyby jednak Barry miał okazję spojrzeć w twarz Samuela, zapewne nie spodobałoby mu się ognista pasja, z każdym zdaniem intensywniej barwiąca ciemniejące źrenice. Jedyną widocznym znakiem, że słuchał tego, co z tak zamaszyście wypluwał z siebie Weasley, były drgające palce na paczce papierosów, tylko siłą woli powstrzymywaną przed całkowitym zmiażdżeniem.
Kilka głębokich oddechów nie zmyły chęci wyrzucenia z sibie salwy przekleństw, zduszonych przez - znowu - zaciskane zęby. Był gryfonem w czystej postaci, ale minęły lata, nim nauczył się - brawurowo - odpierania prowokacji w czystej postaci. Będąc w Hogwarcie, zapewne w tym momencie rzucałby się na Barrego, jeśli nie z pięściami, to zaklęciem, niezgrabnie wplecionym w serię niewybrednych epitetów.
- Jesteś cholernym egoistą Weasley z wykręconym poczuciem wartości własnej..i innych, a każdemu mężczyźnie przydaje się czasem taka pięść w twarz, żeby zastanowił się nad tym co właściwie ze sobą robi.. - Skamander doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu sam co jakiś czas lądował pokiereszowany w Mungu - najlepiej, kiedy zrobi to przyjaciel...albo przynajmniej ktoś, kto zdaje sobie sprawę, w co wdepnęliśmy - i ciężko to zrzucić z buta - Gówno wiesz widzę o pracy aurorów, jeszcze mniej o mnie, ale szkoda, że tak małą masz świadomość samego siebie - ani razu się nie odwrócił, kierując swój wzrok, ciężko wbity w przestrzeń przed nim. Chciał wyjść, zapalić i najlepiej wrócić do mieszkania, by zapaść w niespokojny od gniewu sen - Powiedziałbym, żebyś robił co chciał, i że wszystko mi jedno co dalej zrobisz, ale - skłamałbym. Im głębiej wdepniesz w ten nokturnowy światek, tym więcej ciemności spadnie i na twoją rodzinę. Musisz się z tym liczyć - powoli podniósł dłoń, by wyciągnąć z paczki nieco pogiętego papierosa - Mogę ci pomóc - krótkie zdanie, które powiedział, gdy tytoniowy nałóg zaczął być zaspokajany. Odpalił szybko, mając gdzieś, że nie powinien. Dziś zbyt wielu rzeczy nie powinien robić, ani mówić, ale było za późno - ..ale najpierw musisz się zastanowić, co masz zamiar ze sobą zrobić, a Lyra...jeśli jeszcze raz coś jej się stanie podobnego, to możesz wierzyć, że dostaniesz w pysk za każdym razem jak się spotkamy. Tyle i tylko tyle - odchylił głowę nieco w lewo, tak, że rudowłosy mógł zobaczyć jego profil i przymknięte oczy - wychodzę - stwierdził fakt, niż zapytał. I nadal nie odwracając się ruszył do wyjścia. Mimo wszystko wierzył, że Barry nie będzie na tyle podły, by rzucać zaklęciem w plecy,a jeśli tak...cóż. Będzie wiedział, jak bardzo pomylił się co jego osoby i że zaufanie, to parszywa bestia.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Nie uderzył. Ani nie wycelował w niego. Tylko mówił to, czego Barry chyba do tej pory nie słyszał od nikogo. A ile prawdy jest w jego słowach? Na pewno nie jest egoistą, jak twierdzi auror. Wszystko co robi, to zmyślą właśnie o rodzeństwu. Owszem, zatracił się może zbyt głęboko niż przypuszczał.Skamander chyba tego teraz nie pojmuje, ale może gdy znów ich ścieżki się pokrzyżują, gdy poznają się kiedykolwiek lepiej niż w jakim stopniu jest ich znajomość, może zrozumie. Też i z tego powody nie skomentował jego słów, które aż prosiły się o komentarz ze strony rudzielca. Wolał za to obserwować Skamandera, który chyba nie chciał widzieć twarzy rudzielca. Barry trzymał nadal różdżkę w dłoni, ale owa dłoń spokojnie spoczywała, nie celowała w swego napastnika.
Pomóc? On nie chciał niczyjej pomocy, a zwłaszcza Samuela. Chciał sam podołać z ciemnymi i ponurymi sprawami. W końcu myślał, że skoro sam wszedł w to bagno, to powinien sam wyjść z niego. I oczywiście Barry żył w przekonaniu, że póki utrzymuje kontakt z rodziną, tym bardziej oni są narażeni. Z tego powodu wyprowadził się na nokturn, ale czy jego teoria się sprawdza? Póki co, tak. Nie wie, co może się wydarzyć w przyszłości, a nawet jeśli by się coś złego wydarzyło, i tak by obarczył siebie. Zacisnął usta nic nie mówiąc co do jego oferty pomocy. Chciał podziękować za wyciągniętą dłoń w jego stronę, ale jakoś nie mógł zmusić się, aby przy tym nie używać słów, które nie powinny paść podczas tego spotkania. Bo miał różne, niezbyt przyjazne myśli do bruneta. Niech on najlepiej wyjdzie... właśnie. Powiedział, ze wychodzi. Weasley w ciszy obserwował jego wyjście ani myśląc o rzucaniu w niego zaklęć. Choć miał na to ochotę. Nie ważne, że raz dostał. - Idź... albo wiesz co, przekaż bratu tę paczuszkę.- rzucił słowa, gdy Skamander był przy drzwiach. Barry sięgnął po woreczek ze wsiąkiewką i chwilę musiał pogrzebać, aby z niej wyjąć woreczek z jedną porcją opium. Jeszcze raz włożył rękę do środka, by wyjąć z niej drugi narkotyk - Złota Rybkę. Tylko nie w pełni gotową - sam proszek, który kiedyś chciał dać Samuelowi. Dlaczego on to robi? Po jakie licho chce dać bratu narkotyki? Miał różne myśli, lecz w tym czasie przesypał wszystko do jednego woreczka, który następnie podał Skamanderowi. - Nie oceniaj mnie, nie teraz... możesz jemu powiedzieć, że może to dać Eilis, aby zrobiła z tego jakąś odtrutkę czy jakieś eliksiry, które wzmocnią Lyrę.- powiedział unikając przez ten czas spojrzenia Skamandera. Miał gdzieś, co auror mógł o nim powiedzieć. Weasley zrobił to, czego chyba nawet po sobie nie spodziewał, że zaryzykuje własną narkotyczną działalność, aby w jakiś sposób pomóc Lyrze z walką z narkotykami. Bo Weasley nie był głupi i wiedział, że prędzej czy później, po TAKIEJ dawce jaką jej zafundował, może spróbować kupić u kogoś narkotyki, a tego by sobie chyba nie darował. - Możesz też to zatrzymać, twój wybór. Więcej tego nie powtórzę.- dopowiedział stanowczo, jakby nie miał zamiaru przyjmować zwrotu. Chyba że zechce oddać, ale wtedy Barry drugi raz już jemu nie da tych narkotyków. Nie dość, że daje jemu za darmo i możliwość kontroli nad nim, to jeszcze ryzykuje tym, że może zostać wydany. Niech doceni ten przygłupi dla niego gest. - A teraz wyjdź stąd.- powiedział po czym chwilę później już odwrócił się od Skamandera i udał się do kuchni. Chciał pobyć teraz sam. Bez żadnych osób, które zaczną jego znów o coś oskarżać. No i przy okazji zrobi sobie zimny okład na miejsce pobicia. Usłyszał jeszcze jakieś słowa aurora, które zostały zagłuszone zimną, bieżącą wodą z kranu, a potem już był sam. I Kuguchar. Ale sam.
zt x2
Pomóc? On nie chciał niczyjej pomocy, a zwłaszcza Samuela. Chciał sam podołać z ciemnymi i ponurymi sprawami. W końcu myślał, że skoro sam wszedł w to bagno, to powinien sam wyjść z niego. I oczywiście Barry żył w przekonaniu, że póki utrzymuje kontakt z rodziną, tym bardziej oni są narażeni. Z tego powodu wyprowadził się na nokturn, ale czy jego teoria się sprawdza? Póki co, tak. Nie wie, co może się wydarzyć w przyszłości, a nawet jeśli by się coś złego wydarzyło, i tak by obarczył siebie. Zacisnął usta nic nie mówiąc co do jego oferty pomocy. Chciał podziękować za wyciągniętą dłoń w jego stronę, ale jakoś nie mógł zmusić się, aby przy tym nie używać słów, które nie powinny paść podczas tego spotkania. Bo miał różne, niezbyt przyjazne myśli do bruneta. Niech on najlepiej wyjdzie... właśnie. Powiedział, ze wychodzi. Weasley w ciszy obserwował jego wyjście ani myśląc o rzucaniu w niego zaklęć. Choć miał na to ochotę. Nie ważne, że raz dostał. - Idź... albo wiesz co, przekaż bratu tę paczuszkę.- rzucił słowa, gdy Skamander był przy drzwiach. Barry sięgnął po woreczek ze wsiąkiewką i chwilę musiał pogrzebać, aby z niej wyjąć woreczek z jedną porcją opium. Jeszcze raz włożył rękę do środka, by wyjąć z niej drugi narkotyk - Złota Rybkę. Tylko nie w pełni gotową - sam proszek, który kiedyś chciał dać Samuelowi. Dlaczego on to robi? Po jakie licho chce dać bratu narkotyki? Miał różne myśli, lecz w tym czasie przesypał wszystko do jednego woreczka, który następnie podał Skamanderowi. - Nie oceniaj mnie, nie teraz... możesz jemu powiedzieć, że może to dać Eilis, aby zrobiła z tego jakąś odtrutkę czy jakieś eliksiry, które wzmocnią Lyrę.- powiedział unikając przez ten czas spojrzenia Skamandera. Miał gdzieś, co auror mógł o nim powiedzieć. Weasley zrobił to, czego chyba nawet po sobie nie spodziewał, że zaryzykuje własną narkotyczną działalność, aby w jakiś sposób pomóc Lyrze z walką z narkotykami. Bo Weasley nie był głupi i wiedział, że prędzej czy później, po TAKIEJ dawce jaką jej zafundował, może spróbować kupić u kogoś narkotyki, a tego by sobie chyba nie darował. - Możesz też to zatrzymać, twój wybór. Więcej tego nie powtórzę.- dopowiedział stanowczo, jakby nie miał zamiaru przyjmować zwrotu. Chyba że zechce oddać, ale wtedy Barry drugi raz już jemu nie da tych narkotyków. Nie dość, że daje jemu za darmo i możliwość kontroli nad nim, to jeszcze ryzykuje tym, że może zostać wydany. Niech doceni ten przygłupi dla niego gest. - A teraz wyjdź stąd.- powiedział po czym chwilę później już odwrócił się od Skamandera i udał się do kuchni. Chciał pobyć teraz sam. Bez żadnych osób, które zaczną jego znów o coś oskarżać. No i przy okazji zrobi sobie zimny okład na miejsce pobicia. Usłyszał jeszcze jakieś słowa aurora, które zostały zagłuszone zimną, bieżącą wodą z kranu, a potem już był sam. I Kuguchar. Ale sam.
zt x2
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/Po Samuelu i końcówka października, tak?
Katya uwielbiała całą trójkę Weasley'ów i to logiczne, że martwiła się o nich, a także głęboko chciała wierzyć, że wszystko jest z nimi w porządku. Nie miała pojęcia jednak, że podczas jej nieobecności wiele rzeczy się skomplikowało, a to sprawiało, że żyła w słodkim przeświadczeniu o szczęściu i radości. Może to dlatego postanowiła iść do Barry'ego? Życie w Norwegii, a także problemy wynikające z mieszkania z dala od domu sprawiły, że musiała złapać wiatr w żagle, odetchnąć i rozejrzeć po okolicy, by wreszcie ruszyć pełną parą z tym na czym naprawdę jej zależało. Musiała skupić się na przyszłości, ale także na przyziemnych sprawach i choć wolność wisiała na włosku, tak postanowiła obrać zupełnie inną strategię i bynajmniej nie było to rzucanie talerzami, a pokazanie się od jak najlepszej strony.
Szła otulona czarnym płaszczem, w którego połach skryła w pełni swoją drobną sylwetkę, a kaptur idealnie opadał na rudawo-brązowe włosy, które okalały delikatne policzki. Nie mijała przechodniów z ciekawskim przyglądaniem się im, jak to miała w zwyczaju, bo wzrok utkwiony był ciągle w butach, których czubki wystawały z pod długiego materiału. Czuła się dobrze chroniona, ale doskonale wiedziała, że ta okolica jest niebezpieczna, toteż przyspieszyła kroku, a dłoń zacisnęła się na różdżce, gdy mijała jeden z ciemnych zaułków. Nie używała teleportacji, choć przecież nie byłoby to problematyczne? Była w Londynie od paru dni i na razie potrzebowała złapać oddech, by znowu wrócić w pełni do korzystania z magii, która w ciągu kilku tygodni zeszła na dalszy plan.
Znalazła się pod mieszkaniem Barry'ego, a mieszkanie uderzało jak szalone, bo nie wiedziała czego może się spodziewać. Przygryzła dopiero policzek, gdy drzwi otwarły się z zamachem, a jej oczom ukazała się sylwetka rudzielca, tak znajoma, a zarazem tak obca teraz.
-Weasley? Nie spodziewałam się, że mnie oczekujesz, ale to całkiem miłe... Wpuścisz mnie, czy wolisz rozmawiać ze mną w progu, co z pewnością nie jest komfortowe dla naszej dwójki, nie uważasz? - zagaiła i posłała mu subtelny uśmiech, bo głęboko wierzyła, że stan, który sobą reprezentował nie był wynikiem załamania nerwowego. Mówią, że nadzieja matką głupich, prawda?
Katya uwielbiała całą trójkę Weasley'ów i to logiczne, że martwiła się o nich, a także głęboko chciała wierzyć, że wszystko jest z nimi w porządku. Nie miała pojęcia jednak, że podczas jej nieobecności wiele rzeczy się skomplikowało, a to sprawiało, że żyła w słodkim przeświadczeniu o szczęściu i radości. Może to dlatego postanowiła iść do Barry'ego? Życie w Norwegii, a także problemy wynikające z mieszkania z dala od domu sprawiły, że musiała złapać wiatr w żagle, odetchnąć i rozejrzeć po okolicy, by wreszcie ruszyć pełną parą z tym na czym naprawdę jej zależało. Musiała skupić się na przyszłości, ale także na przyziemnych sprawach i choć wolność wisiała na włosku, tak postanowiła obrać zupełnie inną strategię i bynajmniej nie było to rzucanie talerzami, a pokazanie się od jak najlepszej strony.
Szła otulona czarnym płaszczem, w którego połach skryła w pełni swoją drobną sylwetkę, a kaptur idealnie opadał na rudawo-brązowe włosy, które okalały delikatne policzki. Nie mijała przechodniów z ciekawskim przyglądaniem się im, jak to miała w zwyczaju, bo wzrok utkwiony był ciągle w butach, których czubki wystawały z pod długiego materiału. Czuła się dobrze chroniona, ale doskonale wiedziała, że ta okolica jest niebezpieczna, toteż przyspieszyła kroku, a dłoń zacisnęła się na różdżce, gdy mijała jeden z ciemnych zaułków. Nie używała teleportacji, choć przecież nie byłoby to problematyczne? Była w Londynie od paru dni i na razie potrzebowała złapać oddech, by znowu wrócić w pełni do korzystania z magii, która w ciągu kilku tygodni zeszła na dalszy plan.
Znalazła się pod mieszkaniem Barry'ego, a mieszkanie uderzało jak szalone, bo nie wiedziała czego może się spodziewać. Przygryzła dopiero policzek, gdy drzwi otwarły się z zamachem, a jej oczom ukazała się sylwetka rudzielca, tak znajoma, a zarazem tak obca teraz.
-Weasley? Nie spodziewałam się, że mnie oczekujesz, ale to całkiem miłe... Wpuścisz mnie, czy wolisz rozmawiać ze mną w progu, co z pewnością nie jest komfortowe dla naszej dwójki, nie uważasz? - zagaiła i posłała mu subtelny uśmiech, bo głęboko wierzyła, że stan, który sobą reprezentował nie był wynikiem załamania nerwowego. Mówią, że nadzieja matką głupich, prawda?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
/jep
Kto by pomyślał, że potrafi tak mocno zranić. Tak mocno uderzyć zwykłymi słowami, które rozbijały się o jego ściany echa w myślach. Nie przepuszczał, że sumienie może tak mocno ranić. W dodatku wracając od domu rodzeństwa pogrążony w myślach natknął się na połowę Ognistej, która byłą schowana w szafce kuchennej, do której zwykł nie zaglądać. Nie zwykł sam pić, a mieszać alkohol z narkotykami - nie, nie ryzykował przynajmniej Ognistą. Aż tak głupi nie był, by narazić siebie na śmierć, choć to byłoby teraz najlepszym rozwiązaniem. Miał dość wiecznego wysłuchiwania swego sumienia, a na dodatek Lyra wpakowała się w kolejne kłopoty. Dochodził jeszcze Samuel, któremu niepotrzebnie podarował coś, co może jego wpakować do grobu. I na co to mu było? Na co pchał się do samodzielnego życia? Żeby patrzeć, jak się rujnuje? Na to się zachodziło w jego przypadku.
Tak więc nie pożałował alkoholu i sobie nalał wpierw kieliszek, a potem następny. Stwierdził ze co, popisze trochę z aurorem, który najmocniej w obecnej chwili drażni w sumieniu. W raz z jego ostatnim listem, skończył się alkohol. Weasley zarechotał jak idiota i wrzucił wszystkie odebrane listy do kominka. Wyjął różdżkę i po minucie określania, gdzie jest kominek i gdzie powinno uderzyć zaklęcie, podpalił kawałki papieru, które jeszcze bardziej jego przygnębiły. Miał dosyć, jak i chęć na jeszcze więcej alkoholu. Potarł sobie czoło butelką, którą zaraz odłożył koło kominka pozwalając, aby ogień się rozpalił i ciepło zagościło w jego ponurym mieszkaniu. Jednocześnie lewą ręką wyszukałem swój woreczek z pieniędzmi. Dobra, miał pieniądze, więc może iść. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi, które zaraz gwałtownie otworzył. Chciał zrobić krok do przodu, lecz napotkał przeszkodę. Przeszkodę, która coś mówiła do niego. Kilka razy przymrużył oczy, po czym rozpoznał gościa. Katya. Co ona tutaj robi, na gacie Merlina? Chociaż, czy może być pewny, że to o n a przyszła?
- Katja? Co ty tutaj... z resztą wchoć.- powiedział wpierw drapiąc się po głowie, a potem machnął ręką. i zaraz zrobił niezbyt zgrabnie, przejście do wejścia. Musiała wpaść akurat teraz. I nie ważne, jak bardzo chciał napić się alkoholu - nie przystoi zostawiać dam samych w pokoju. Zbyt niebezpieczne ryzyko, nawet dla Barry'ego. A pójście z nią do monopolowego chyba się nie uda.
Jak się odważyła wejść, mogła ujrzeć, że mimo jego stanu, w mieszkaniu panował nijaki porządek. Nie było źle, lecz też nie było dobrze. Jedyne przyjemne to było chyba miejsce przy kominku, które dawało ciepło.
Kto by pomyślał, że potrafi tak mocno zranić. Tak mocno uderzyć zwykłymi słowami, które rozbijały się o jego ściany echa w myślach. Nie przepuszczał, że sumienie może tak mocno ranić. W dodatku wracając od domu rodzeństwa pogrążony w myślach natknął się na połowę Ognistej, która byłą schowana w szafce kuchennej, do której zwykł nie zaglądać. Nie zwykł sam pić, a mieszać alkohol z narkotykami - nie, nie ryzykował przynajmniej Ognistą. Aż tak głupi nie był, by narazić siebie na śmierć, choć to byłoby teraz najlepszym rozwiązaniem. Miał dość wiecznego wysłuchiwania swego sumienia, a na dodatek Lyra wpakowała się w kolejne kłopoty. Dochodził jeszcze Samuel, któremu niepotrzebnie podarował coś, co może jego wpakować do grobu. I na co to mu było? Na co pchał się do samodzielnego życia? Żeby patrzeć, jak się rujnuje? Na to się zachodziło w jego przypadku.
Tak więc nie pożałował alkoholu i sobie nalał wpierw kieliszek, a potem następny. Stwierdził ze co, popisze trochę z aurorem, który najmocniej w obecnej chwili drażni w sumieniu. W raz z jego ostatnim listem, skończył się alkohol. Weasley zarechotał jak idiota i wrzucił wszystkie odebrane listy do kominka. Wyjął różdżkę i po minucie określania, gdzie jest kominek i gdzie powinno uderzyć zaklęcie, podpalił kawałki papieru, które jeszcze bardziej jego przygnębiły. Miał dosyć, jak i chęć na jeszcze więcej alkoholu. Potarł sobie czoło butelką, którą zaraz odłożył koło kominka pozwalając, aby ogień się rozpalił i ciepło zagościło w jego ponurym mieszkaniu. Jednocześnie lewą ręką wyszukałem swój woreczek z pieniędzmi. Dobra, miał pieniądze, więc może iść. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi, które zaraz gwałtownie otworzył. Chciał zrobić krok do przodu, lecz napotkał przeszkodę. Przeszkodę, która coś mówiła do niego. Kilka razy przymrużył oczy, po czym rozpoznał gościa. Katya. Co ona tutaj robi, na gacie Merlina? Chociaż, czy może być pewny, że to o n a przyszła?
- Katja? Co ty tutaj... z resztą wchoć.- powiedział wpierw drapiąc się po głowie, a potem machnął ręką. i zaraz zrobił niezbyt zgrabnie, przejście do wejścia. Musiała wpaść akurat teraz. I nie ważne, jak bardzo chciał napić się alkoholu - nie przystoi zostawiać dam samych w pokoju. Zbyt niebezpieczne ryzyko, nawet dla Barry'ego. A pójście z nią do monopolowego chyba się nie uda.
Jak się odważyła wejść, mogła ujrzeć, że mimo jego stanu, w mieszkaniu panował nijaki porządek. Nie było źle, lecz też nie było dobrze. Jedyne przyjemne to było chyba miejsce przy kominku, które dawało ciepło.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby Ollivander wiedziała o tym, że z jej przyjacielem jest tak źle, to nie ociągałaby się zbyt długo, by pomóc się ogarnąć i naprawić wszystko, co mogło się popsuć. Była typem osoby, który przekłada dobro innych nad własne, ale tylko jeżeli szczerze odczuwała poczucie lojalności i oddania, bo bez tego stawała się nieczuła i zimna, jakby litość dla kogokolwiek nie byłaby w stanie u niej uaktywnić empatycznych odruchów. Kształtowana przez wiele lat w obliczu ojca, który wymagał niestworzonych rzeczy, a posłuszeństwo w jej przypadku było jedynie dodatkiem, który nauczyła się praktykować przez lata w zamknięciu. Teraz kiedy była niezobowiązana wobec szkoły, a także sklepu w tak pełnym wymiarze, jak żądali rodzice - mogła szaleć, choć jeśli chodzi o rolę szlachcianki, to wciąż pozostawała stonowana i wycofana. Musiała się czuć dobrze i swobodnie, by przekroczyć granice, ale czy oboje z Barry'm nie byli w potrzasku problemów? Katya obawiała się ślubu, a także tego, co będzie za sobą niósł, bo jakby nie patrzeć - ktoś przejmie nad nią kontrolę, dokładnie tą, której się tak okropnie brzydziła.
Przełknęła głośniej ślinę, gdy jej spojrzenie spotkało się z Weasley'owym, a zaraz potem uniosła wymownie brew. Był pijany, a to zmuszało ją do ingerencji w życie, które prowadził, bo... Nie mieli przed sobą tajemnic, prawda? Weszła zatem do środka tak, jak ją i zaprosiła i rozglądnęła się po całym pomieszczeniu, jakby w poszukiwaniu innych używek, które mogły na niego oddziaływać. Serce zabiło mocniej w piersi dziewczyny, ale nie mogła dać po sobie znać, że jest zła. To nic by nie zmieniło.
-Nie poczęstujesz mnie? - zapytała luźno, bo choć nie piła, o czym Barry na pewno wiedział, tak teraz mogłaby zrobić wyjątek. -Sądziłam, że nasze pierwsze spotkanie po tylu tygodniach będzie lepiej przebiegało; dlaczego... - powiedziała już ledwie słyszalnym szeptem, gdy wreszcie stanęła na wprost chłopaka i zacisnęła smukłe palce na jego przegubie. Miała nadzieję, że wszystko potoczy się sprawnie, a on jej zaufa pomimo, że stan mu zapewne na to nie pozwalał. Nie spuszczała z niego wzroku, jakby rzucając mu wyzwanie, ale chciała tylko wiedzieć, co jest przyczyną stanu, w którym się znalazł. -Stało się coś w sklepie? A może z Lyrą albo Garrettem? - nie mogła w końcu wpaść na to, że chodziło o Samuela...
Przełknęła głośniej ślinę, gdy jej spojrzenie spotkało się z Weasley'owym, a zaraz potem uniosła wymownie brew. Był pijany, a to zmuszało ją do ingerencji w życie, które prowadził, bo... Nie mieli przed sobą tajemnic, prawda? Weszła zatem do środka tak, jak ją i zaprosiła i rozglądnęła się po całym pomieszczeniu, jakby w poszukiwaniu innych używek, które mogły na niego oddziaływać. Serce zabiło mocniej w piersi dziewczyny, ale nie mogła dać po sobie znać, że jest zła. To nic by nie zmieniło.
-Nie poczęstujesz mnie? - zapytała luźno, bo choć nie piła, o czym Barry na pewno wiedział, tak teraz mogłaby zrobić wyjątek. -Sądziłam, że nasze pierwsze spotkanie po tylu tygodniach będzie lepiej przebiegało; dlaczego... - powiedziała już ledwie słyszalnym szeptem, gdy wreszcie stanęła na wprost chłopaka i zacisnęła smukłe palce na jego przegubie. Miała nadzieję, że wszystko potoczy się sprawnie, a on jej zaufa pomimo, że stan mu zapewne na to nie pozwalał. Nie spuszczała z niego wzroku, jakby rzucając mu wyzwanie, ale chciała tylko wiedzieć, co jest przyczyną stanu, w którym się znalazł. -Stało się coś w sklepie? A może z Lyrą albo Garrettem? - nie mogła w końcu wpaść na to, że chodziło o Samuela...
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Chłopak zdążył nauczyć się skrywać sekrety przed wieloma osobami. Rodziną, najbliższymi, znajomymi którzy nie brali narkotyków... Sam się jeszcze nie gubi w swych kłamstwach, ale czuł, że to będzie tak jak Hereward jemu powiedział wrześniowego dnia - że wszystko się wyda. A wtedy straci wszystko. Co robić? Nie jest w stanie powiedzieć prawdy. Próbował Samuelowi, ale już i tak był zszokowany i nie chciał przyjmować jego wytłumaczeń. I co, miałby mu jeszcze dopowiedzieć parę innych rzeczy, aby potem zabrać Weasley'a na odwyk? Dlaczego, skoro rudzielec gdy bierze, to nie czuje się narkomanem? Gdy nie bierze, to wtedy to rozumie, ale ten stan zmienia się wraz z wciągnięciem słodkiego narkotyku, który wywraca równowagę we wszechświecie. Bał się to wszystko odstawić. Bał się wyznać bolesną prawdę. Bał się gniewu rodzeństwa, słusznego z resztą. Bał się ... wielu rzeczy związanych z Nokturnem, które by się zemściły za jego odejście. Był jak lew w klatce, który nie może wyjść, a próbuje zniszczyć metalowe kraty i odgryźć komuś rękę. A reszta tylko przygląda się, i śmieje wytykając jego palcami.
Czy też i tak będzie podczas tego spotkania? Będzie wytykała jemu wszystko? Przez chwilę przeszła jemu taka myśl, lecz zaraz słysząc jej pytanie, spojrzał w stronę kuchni na wystającą butelkę ze zlewu, a potem wrócił wzrokiem na dziewczynę. - Skończyło.- powiedział jednym słowem ostatecznie zamykając, czy raczej trzaskając drzwiami [lecz nie za głośno to zrobił], po czym chciał przejść do kanapy, na której by usiadł. Jednak te myśli wyprzedziła Katya, która stanęła jemu na drodze szczęścia i złapała za jego przegub. Nie skomentował jej pierwszych słów zerkając w stronę kanapy, lecz gdy usłyszał imiona rodzeństwa, nieco zacisnął pięść i potrząsnął ręką, aby zedrzeć nieprzyjemnie wbijający się dotyk. Gdy się ich pozbył, niezbyt delikatnie popchnął dziewczynę w bok, aby zeszła z jego drogi i podszedł do kanapy, na której usadowił swoje cztery litery.
- A co z nimi ma się dziać? Toś to dzielni pacałonie, którzy chadzają na sabaty. Nie ważne, że jeden szaleniec próbuje zbawić cały świat, a druga powinna mieć kartę stałego pacjenta w Mungu, bo wystarczy jedna afera, a ona ciągle pakuje się w kłopoty. - powiedział to w trakcie swego marszu do kanapy nieco poirytowany. Dlaczego normalnie kiedyś mogli sobie powierzyć największe sekrety, niczym przyjaciele od serca, a teraz nawet i na to Barry nie może się zebrać. Nie potrafił być z nią szczery wiedząc, że prawda zaboli wszystkich. Wolał wyżalić się na rodzeństwo, a szczególnie na Lyrę, która wiecznie ma jakieś kłopoty.
Czy też i tak będzie podczas tego spotkania? Będzie wytykała jemu wszystko? Przez chwilę przeszła jemu taka myśl, lecz zaraz słysząc jej pytanie, spojrzał w stronę kuchni na wystającą butelkę ze zlewu, a potem wrócił wzrokiem na dziewczynę. - Skończyło.- powiedział jednym słowem ostatecznie zamykając, czy raczej trzaskając drzwiami [lecz nie za głośno to zrobił], po czym chciał przejść do kanapy, na której by usiadł. Jednak te myśli wyprzedziła Katya, która stanęła jemu na drodze szczęścia i złapała za jego przegub. Nie skomentował jej pierwszych słów zerkając w stronę kanapy, lecz gdy usłyszał imiona rodzeństwa, nieco zacisnął pięść i potrząsnął ręką, aby zedrzeć nieprzyjemnie wbijający się dotyk. Gdy się ich pozbył, niezbyt delikatnie popchnął dziewczynę w bok, aby zeszła z jego drogi i podszedł do kanapy, na której usadowił swoje cztery litery.
- A co z nimi ma się dziać? Toś to dzielni pacałonie, którzy chadzają na sabaty. Nie ważne, że jeden szaleniec próbuje zbawić cały świat, a druga powinna mieć kartę stałego pacjenta w Mungu, bo wystarczy jedna afera, a ona ciągle pakuje się w kłopoty. - powiedział to w trakcie swego marszu do kanapy nieco poirytowany. Dlaczego normalnie kiedyś mogli sobie powierzyć największe sekrety, niczym przyjaciele od serca, a teraz nawet i na to Barry nie może się zebrać. Nie potrafił być z nią szczery wiedząc, że prawda zaboli wszystkich. Wolał wyżalić się na rodzeństwo, a szczególnie na Lyrę, która wiecznie ma jakieś kłopoty.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Katya nawet nie przypuszczała, że odsunęli się od siebie tak bardzo, a jej praca w Norwegii sprawiła, że Barry miał problem z otworzeniem się przed nią. Może to dlatego wszystko brała tak mocno do siebie w tej chwili, gdy nie wiedziała co powinna zrobić, powiedzieć, by tylko chciał z nią porozmawiać. Czuła się bezsilna, a przecież nienawidziła tego uczucia, jakby ją niesamowicie drażniło i doprowadzało do szału, a była opanowaną osobą, która potrafi trzymać emocje w ryzach, by czasem nic złego się nie wydarzyło. Doskonale znała smak porażki, bo niegdyś przecież ja poniosła, gdy zniknął jej brat, z którym do tej pory nie miała kontaktu. Minęło parę lat, a ona poszukiwała ukojenia w towarzystwie innych mężczyzna. Znalazła je w końcu i czuła się potrzebna, ale dzisiaj? Wszystko wywróciło się do góry nogami, co zaczynało ją niemiłosiernie irytować, ale... Trzy wdechy i będzie w stanie wytrzymać.
Patrzyła nieprzerwanie na Weasley'a, który ją zaskoczył. Nie spodziewała się tego, że ją odepchnie, a już z pewnością nie tego, że nie będzie chciał z nią rozmawiać, bo czy to w ogóle było możliwe? Zbywał ją i zdawała sobie z tego sprawę, bo wbrew pozorom potrafiła widzieć więcej, o ile tego chciała, a teraz wręcz pragnęła chwili, w której będzie mogła przedyskutować kłopoty przyjaciela bez cienia strachu i obawy. Nie była sędzia Wizengamotu, a jedynie Aurorem, który tak naprawdę sprawdzał się w swojej funkcji lepiej niż w relacjach damsko-męskich. Może żyła zbyt długo w błędzie?
Kiedy Barry ją odepchnął, była w szoku. Nie zrobił tego mocno, ale straciła na moment równowagę i od razu spiorunowała go wzrokiem. Oddychała ciężko, a końcówki włosów same zaczęły się zmieniać pod wpływem złości, która w nią wtargnęła gwałtownie i nie chciała opuścić.
-Ach, tak... - mruknęła pod nosem i rozsiadła się wygodnie w krześle, choć nie panowała nad tym, że pukle stawały się różnokolorowe. Dopiero kiedy znów spojrzenie jej złagodniało i złapała miarowy rytm pracy serca, pokręciła głową. Wróciła do naturalnego stanu rzeczy, ale coś nie dawało jej spokoju. -Uważasz, że Garrett jest szaleńcem, bo piastuje posadę w Ministerstwie i ugania się za czarnoksiężnikami? Czyli ja też jestem szalona, tak? - spytała z wyczuwalną nutą drwiny i wywróciła teatralnie oczami, ale kiedy wspomniał o Lyrze, mimowolnie zacisnęła smukłe palce na kolanie. Ruda była młodziutka i miała wiele do zobaczenia, a także do przeżycie i Katya zdecydowanie nie zamierzała dawać jej komukolwiek krzywdzić. -Barry, co się właściwie dzieje? Pokłóciliście się? Co się przydarzyło twojej siostrze? - pytała, bo chciała pomóc, ale co jeśli jej chęci miały pójść na marne?
Patrzyła nieprzerwanie na Weasley'a, który ją zaskoczył. Nie spodziewała się tego, że ją odepchnie, a już z pewnością nie tego, że nie będzie chciał z nią rozmawiać, bo czy to w ogóle było możliwe? Zbywał ją i zdawała sobie z tego sprawę, bo wbrew pozorom potrafiła widzieć więcej, o ile tego chciała, a teraz wręcz pragnęła chwili, w której będzie mogła przedyskutować kłopoty przyjaciela bez cienia strachu i obawy. Nie była sędzia Wizengamotu, a jedynie Aurorem, który tak naprawdę sprawdzał się w swojej funkcji lepiej niż w relacjach damsko-męskich. Może żyła zbyt długo w błędzie?
Kiedy Barry ją odepchnął, była w szoku. Nie zrobił tego mocno, ale straciła na moment równowagę i od razu spiorunowała go wzrokiem. Oddychała ciężko, a końcówki włosów same zaczęły się zmieniać pod wpływem złości, która w nią wtargnęła gwałtownie i nie chciała opuścić.
-Ach, tak... - mruknęła pod nosem i rozsiadła się wygodnie w krześle, choć nie panowała nad tym, że pukle stawały się różnokolorowe. Dopiero kiedy znów spojrzenie jej złagodniało i złapała miarowy rytm pracy serca, pokręciła głową. Wróciła do naturalnego stanu rzeczy, ale coś nie dawało jej spokoju. -Uważasz, że Garrett jest szaleńcem, bo piastuje posadę w Ministerstwie i ugania się za czarnoksiężnikami? Czyli ja też jestem szalona, tak? - spytała z wyczuwalną nutą drwiny i wywróciła teatralnie oczami, ale kiedy wspomniał o Lyrze, mimowolnie zacisnęła smukłe palce na kolanie. Ruda była młodziutka i miała wiele do zobaczenia, a także do przeżycie i Katya zdecydowanie nie zamierzała dawać jej komukolwiek krzywdzić. -Barry, co się właściwie dzieje? Pokłóciliście się? Co się przydarzyło twojej siostrze? - pytała, bo chciała pomóc, ale co jeśli jej chęci miały pójść na marne?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Ona wyjechała, a Barry wepchnął się w kocioł nokturnowskiego bagna i nie umie wyplątać się. A teraz pijany siedzi sobie na kanapie i cicho początkowo prycha zarówno widząc zmieniające się jej końcówki włosów, jak i słysząc jej pytanie. Czy jest szalona, bo walczy z czarnoksiężnikami? Trochę. Gdyby była mądrzejsza, nie podejmowałaby walki z nimi. Może i słusznie ludzie walczyli z nimi, ale gdy ich się zamknie, zjawiają się zawsze inni, podobni albo gorsi od swych poprzedników. I na co komu takie życie? Taka nieustająca walka z coraz gorszym złem? To szybciej powinno wyniszczać mózg, niż narkotyki, chociaż kto wie, czy może i na równi to wszystko działa. Nic nie było takie proste.
Zaśmiał się. Perfidnie zaśmiał się słysząc jej trzy pytania, które były tak irytujące, tak głupie, że aż nie miał ochoty na nie odpowiedzieć. Wiele Katyę minęło od jej wyjazdu, oj bardzo wiele. - To nic nie wiesz? NIC? No tak, pewnie i ty nie wiesz o cholernie durnym dekrecie Pani Minister, która zakazała czarowania na Pokątnej i Hogsmeade... A Lyra co? Wyszła sobie na spacer i zgarnęli ją za nic. Pewnie jej rude włosy są magnesem na nieustające kłopoty. Co rusz ląduje w Mungu, albo teraz w areszcie. Na miejscu Garretta odesłałbym ją do domu rodzinnego, ale ten upiera się przy swoich nikłych zdolnościach opiekuńczych.- powiedział, czy raczej wyrzucił część z siebie tego, co zwykle by jej nie powiedział. Raczej nikomu by takim tonem, jak teraz się wyraża, nie wspominał o swoim rodzeństwu. Prędzej to by powiedział kilka słów i zakończyłby ten nieprzyjemny temat, ale alkohol z taką łatwością umie rozwiązać nawet najtrudniejsze języki. - Gdzieś ty wywędrowała, hm?- rzucił chcąc zmienić nieco niezdarnie z resztą, temat rozmowy. Potarł dłońmi zerkając na kominek, po czym wrócił wzrokiem na brązowooką. Ale i tak ostatecznie wygodnie oparł głowę o tył kanapy i z tej pozycji spoglądał na rozmówcę. Albo raczej przysłuchiwał się, bo wzrokiem błądził po pokoju. Ręce wygodnie oparł o oparcie kanapy, a myślami był przy tym, aby sobie wyobrazić coś, co ona powie. Może jakiś kraj? Albo zwierzę?
Zaśmiał się. Perfidnie zaśmiał się słysząc jej trzy pytania, które były tak irytujące, tak głupie, że aż nie miał ochoty na nie odpowiedzieć. Wiele Katyę minęło od jej wyjazdu, oj bardzo wiele. - To nic nie wiesz? NIC? No tak, pewnie i ty nie wiesz o cholernie durnym dekrecie Pani Minister, która zakazała czarowania na Pokątnej i Hogsmeade... A Lyra co? Wyszła sobie na spacer i zgarnęli ją za nic. Pewnie jej rude włosy są magnesem na nieustające kłopoty. Co rusz ląduje w Mungu, albo teraz w areszcie. Na miejscu Garretta odesłałbym ją do domu rodzinnego, ale ten upiera się przy swoich nikłych zdolnościach opiekuńczych.- powiedział, czy raczej wyrzucił część z siebie tego, co zwykle by jej nie powiedział. Raczej nikomu by takim tonem, jak teraz się wyraża, nie wspominał o swoim rodzeństwu. Prędzej to by powiedział kilka słów i zakończyłby ten nieprzyjemny temat, ale alkohol z taką łatwością umie rozwiązać nawet najtrudniejsze języki. - Gdzieś ty wywędrowała, hm?- rzucił chcąc zmienić nieco niezdarnie z resztą, temat rozmowy. Potarł dłońmi zerkając na kominek, po czym wrócił wzrokiem na brązowooką. Ale i tak ostatecznie wygodnie oparł głowę o tył kanapy i z tej pozycji spoglądał na rozmówcę. Albo raczej przysłuchiwał się, bo wzrokiem błądził po pokoju. Ręce wygodnie oparł o oparcie kanapy, a myślami był przy tym, aby sobie wyobrazić coś, co ona powie. Może jakiś kraj? Albo zwierzę?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Owszem, wyjechała. Porzuciła wszystkich zaraz po kursie aurorskim, ale co miała zrobić? Pragnęła uwolnić się z pod pieczy rodziców, którzy ciągle jej przypominali o tym, że musi być grzeczna, a także, że powinna umieć się zachować, jak to szlachciankę przystało. I faktycznie. Całe życie robiła to co chcieli i jeden jedyny raz postawiła wszystko na pewną kartę, by w tej chwili spotkać się z kolejną porcją winy, która wcale nie leżała po jej stronie. Chciała wierzyć, że Barry to zrozumie; byli przecież blisko, zwierzali się sobie ze wszelkich kłopotów, a teraz? Miała wrażenie, jakby tkwiła w martwym punkcie, bo nie mogła ruszyć ani do wyjścia, ani tym bardziej przysunąć się bliżej niego, by zafundować mu prawdziwy wstrząs.
Bawiła się wykończeniem rękawów płaszcza, gdy serce uderzało rytmicznie i sprawiało, że czuła się jak po gonitwie. Nie panowała nad tym i im bardziej złość wzbierała w niej, tym stukanie stawało się intensywniejsze, a kiedy łapała oddech...
-Słucham? - zapytała kompletnie zaskoczona. Wiedziała o dekretach, ale kompletnie nie brała pod uwagę, że komukolwiek mogłoby przyjść do głowy urządzanie sobie łapanki. -Chciałabym ci przypomnieć, że też masz rude włosy, które ściągają na ciebie masę kłopotów. - rzuciła pod nosem, nieco z kpiną, ale i przecież żartem, bo paradoks tego konkretnego zdania polegał na tym, że nawet Ollivander miała odcień zakrapiany intensywnym ogniem. -Zrobili jej coś? - zmartwiony ton głosu Katyi wynikał z prawdziwej troski o tego brzdąca, którym w gruncie rzeczy już nie była. Spuściła wzrok, by nie patrzeć na Weasley'a i dopiero gdy znów się odezwał, wstała z miejsca i podeszła do okna. Czuła, że zaraz eksploduje z nerwów, które coraz bardziej zaczynały przyćmiewać trzeźwe myślenie, a grunt zapadał się pod nią, bo właściwie - co miała mu powiedzieć? -Byłam w Norwegii - wydukała zgodnie z prawdą, a tęczówki wbijały się w jakiś punkt przed nią, który nawet nie był intrygujący na tyle, by zawracać sobie nim głowę. -Przestaliście pisać, więc postanowiłam wrócić, ale widocznie za późno, prawda?
Bawiła się wykończeniem rękawów płaszcza, gdy serce uderzało rytmicznie i sprawiało, że czuła się jak po gonitwie. Nie panowała nad tym i im bardziej złość wzbierała w niej, tym stukanie stawało się intensywniejsze, a kiedy łapała oddech...
-Słucham? - zapytała kompletnie zaskoczona. Wiedziała o dekretach, ale kompletnie nie brała pod uwagę, że komukolwiek mogłoby przyjść do głowy urządzanie sobie łapanki. -Chciałabym ci przypomnieć, że też masz rude włosy, które ściągają na ciebie masę kłopotów. - rzuciła pod nosem, nieco z kpiną, ale i przecież żartem, bo paradoks tego konkretnego zdania polegał na tym, że nawet Ollivander miała odcień zakrapiany intensywnym ogniem. -Zrobili jej coś? - zmartwiony ton głosu Katyi wynikał z prawdziwej troski o tego brzdąca, którym w gruncie rzeczy już nie była. Spuściła wzrok, by nie patrzeć na Weasley'a i dopiero gdy znów się odezwał, wstała z miejsca i podeszła do okna. Czuła, że zaraz eksploduje z nerwów, które coraz bardziej zaczynały przyćmiewać trzeźwe myślenie, a grunt zapadał się pod nią, bo właściwie - co miała mu powiedzieć? -Byłam w Norwegii - wydukała zgodnie z prawdą, a tęczówki wbijały się w jakiś punkt przed nią, który nawet nie był intrygujący na tyle, by zawracać sobie nim głowę. -Przestaliście pisać, więc postanowiłam wrócić, ale widocznie za późno, prawda?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Im bardziej ona się denerwowała i zmieniała bez kontroli barwę włosów, tak on czuł się coraz bardziej rozbawiony i swobodny. Niech se mówi co chce. Niech krzyczy, on i tak jest w amoku pijackim i będzie myśleć, jak i mówić co na język popadnie. Czasem przerysuje może, czasem burknie, ale bardziej dopowie do prawdy, niż do kłamstwa. Lepsze niż Veritaresum, jak i legalne, lecz wtedy będzie trzeba rano leczyć cholernie mocnego kaca, który nie zachęci do pójścia do pracy. Wszystkie wybory są takie trudne, takie skomplikowane. Niech wrócą czasy dzieciństwa, gdzie nic nie było skomplikowane. Gdzie się martwiło o ojca, który się zapodział nie wiadomo gdzie. Kiedy on bawił się z rodzeństwem w ogrodzie, albo rozmawiał ze swoim starym jeszcze kugucharem.
- Wyrwali włosy, zakuli w kajdany i zawiesili tak na noc.- powiedział, lecz zaraz wybuchnął śmiechem. Niech tak się nie przejmuje! Przecież powiedział, że żyje, tak? I że ją tylko aresztowali. Ale co tam, widząc ją w takim stanie alkohol niczego innego jemu nie podpowiadało, jak najzwyczajniej zażartować trochę z tej przykrej sytuacji. - Wygłodzona i poturbowana z siniakami wróciła do domu. Śpi teraz.- dopowiedział przestając się śmiać. Jej zbierało się na powagę, a jemu na żarty. Dobra, czas wycofać poprzednie słowa. Alkohol niekoniecznie wywołuje prawdę, ale też i niekiedy niezbyt przyjemne żarty.
Norwegia. Słysząc te słowo, przymrużył oczy i próbował przypomnieć, od kogo jeszcze słyszał o tym kraju... Czy to była ruda znajoma z Nokturnu? Tfu znajoma... osobą, w której się zakochał? Jej imię wyleciało mu na razie z głowy, lecz próbował nanieść jakieś obrazy do swej głowy. - Opisz ten kraj. Jak tam jest? żyją tam renifery?- powiedział spokojnym tonem nie zważając na zadanie przez nią pytanie. Bo co miał powiedzieć. Że nie miał czasu? Nie miał czasu znaleźć chwili by napisać do niej jeden, głupi list? Do przyjaciółki, którą ... no w sumie w bieżącej sytuacji nie wiadomo, czy nią jest Czy Barry posiada jakiekolwiek przyjaciółki? Czy nie zatracił się zbyt głęboko?
- Wyrwali włosy, zakuli w kajdany i zawiesili tak na noc.- powiedział, lecz zaraz wybuchnął śmiechem. Niech tak się nie przejmuje! Przecież powiedział, że żyje, tak? I że ją tylko aresztowali. Ale co tam, widząc ją w takim stanie alkohol niczego innego jemu nie podpowiadało, jak najzwyczajniej zażartować trochę z tej przykrej sytuacji. - Wygłodzona i poturbowana z siniakami wróciła do domu. Śpi teraz.- dopowiedział przestając się śmiać. Jej zbierało się na powagę, a jemu na żarty. Dobra, czas wycofać poprzednie słowa. Alkohol niekoniecznie wywołuje prawdę, ale też i niekiedy niezbyt przyjemne żarty.
Norwegia. Słysząc te słowo, przymrużył oczy i próbował przypomnieć, od kogo jeszcze słyszał o tym kraju... Czy to była ruda znajoma z Nokturnu? Tfu znajoma... osobą, w której się zakochał? Jej imię wyleciało mu na razie z głowy, lecz próbował nanieść jakieś obrazy do swej głowy. - Opisz ten kraj. Jak tam jest? żyją tam renifery?- powiedział spokojnym tonem nie zważając na zadanie przez nią pytanie. Bo co miał powiedzieć. Że nie miał czasu? Nie miał czasu znaleźć chwili by napisać do niej jeden, głupi list? Do przyjaciółki, którą ... no w sumie w bieżącej sytuacji nie wiadomo, czy nią jest Czy Barry posiada jakiekolwiek przyjaciółki? Czy nie zatracił się zbyt głęboko?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie panowała nad emocjami, co było dość oczywiste. Irytowało ją niepowiedzenia, a bezsilność dodawała jedynie poziomu istnego roztargnienia. Nie miała żalu do Barry'ego, ale próbowała zrozumieć powód, dla którego był w tak kiepskim stanie. Może wcale nie powinna się tak złościć, skoro on miał rację? Nie było jej gdy wszystko zaczęło się komplikować w jego życiu i im dłużej to trwało, tym ona posiadała ogrom wyrzutów sumienia, że nie była w stanie zrobić czegokolwiek. Zaciskała smukłe palce na parapecie, jakby to był jeden z argumentów do tego, by się opanować, ale przecież Katya posiadała ogrom różnych uczuć, które kumulowane w drobnym ciele przez lata szukały teraz ujścia.
Gdy usłyszała ten pierwszy tekst na temat Małej, zmarszczył brwi i odwróciła się gwałtownie w stronę Barry'ego. Zastanawiała się przez moment, czy się zgrywa, ale nie wyglądał na takiego. Kiedy wybuchł jednak śmiechem, zmrużyła oczy i zlustrowała go z góry na dół, a zaraz potem zrobiła krok w przód.
-Jest u Garretta? - zapytała bez ogródek, jakby to było najistotniejsze. Nie spodziewała się tego, że rudzielec jest w stanie doprowadzić się do takiego stanu, choć tak naprawdę zdarzało mu się to nad wyraz ciężko i to było w tym niezwykle przykre. Niegdyś obiecała sobie, że będzie miała nad nim pełną kontrolę i może to właśnie teraz nadszedł ten moment, w którym powinna skupić się jedynie na swoich przyjaciołach, a nie problemach związanych z narzeczeństwem, o którym nie zamierzała nikomu mówić. Nie wiedziała już sama czego potrzebuje, ale wierzyła, że Percival jest w stanie jej pomóc, skoro miał świadomość losu, który ją czekał.
-Barry, co się z tobą dzieje? - mruknęła pod nosem, ignorując przy tym jego pytanie i spojrzała na drzwi, przez które marzyła wyjść, ale nie mogła go teraz zostawić. Jeszcze nie przyszedł na to czas, ale kiedy nadejdzie odpowiedni moment, to z pewnością to zrobi, bo doskonale znała swój cel. -Dlaczego się upiłeś? Przez to co się stało Lyrze? Masz jakieś kłopoty? Coś w sklepie?
Gdy usłyszała ten pierwszy tekst na temat Małej, zmarszczył brwi i odwróciła się gwałtownie w stronę Barry'ego. Zastanawiała się przez moment, czy się zgrywa, ale nie wyglądał na takiego. Kiedy wybuchł jednak śmiechem, zmrużyła oczy i zlustrowała go z góry na dół, a zaraz potem zrobiła krok w przód.
-Jest u Garretta? - zapytała bez ogródek, jakby to było najistotniejsze. Nie spodziewała się tego, że rudzielec jest w stanie doprowadzić się do takiego stanu, choć tak naprawdę zdarzało mu się to nad wyraz ciężko i to było w tym niezwykle przykre. Niegdyś obiecała sobie, że będzie miała nad nim pełną kontrolę i może to właśnie teraz nadszedł ten moment, w którym powinna skupić się jedynie na swoich przyjaciołach, a nie problemach związanych z narzeczeństwem, o którym nie zamierzała nikomu mówić. Nie wiedziała już sama czego potrzebuje, ale wierzyła, że Percival jest w stanie jej pomóc, skoro miał świadomość losu, który ją czekał.
-Barry, co się z tobą dzieje? - mruknęła pod nosem, ignorując przy tym jego pytanie i spojrzała na drzwi, przez które marzyła wyjść, ale nie mogła go teraz zostawić. Jeszcze nie przyszedł na to czas, ale kiedy nadejdzie odpowiedni moment, to z pewnością to zrobi, bo doskonale znała swój cel. -Dlaczego się upiłeś? Przez to co się stało Lyrze? Masz jakieś kłopoty? Coś w sklepie?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
On chciał dobrze, a zwykle wychodziło inaczej. A Hereward ostrzegał, że im dłużej się ukrywa, tym jest tylko coraz gorzej. Myślał, że sam wszystko ogarnie i naprawi swe błędy. Jak i to, że wyzna w końcu bratu prawdę. Ale prawda jest taka, że nie jest w stanie. Jest zbyt słaby, aby przyznać się przed bratem do karygodnych błędów. Jesteś slaby i beznadziejny, Weasley. Trafisz do Azkabanu za to wszystko, zobaczysz. Zignorował kolejne pytania Katyi będąc już gdzieś indziej myślami. Miał dosyć rozmawiania o nieporadnej Lyrze, o kłopotach, i wszystkim, co sprowadza jego w ponury nastrój. Chciał się dziś od tego uwolnić, a nie być więziony. Czy to jest takie trudne? Takie skomplikowane do zrozumienia? Czy Katya nie może tego pojąć, ze Barry nie chce o tym rozmawiać? Dlatego zadał pytania o Norwegii, by teraz być rozmarzony i jak sama nie powiedziała, to on to sobie wyobraził. Gdzieś w tle zasłyszał jej pytanie, lecz alkohol stłumił je radosnym ćwierkotem wróbla. Ten ćwierk spowodował, że westchnął spokojnie i zamrugał parę razy powiekami, by zaraz wrócić do brzydoty normalności i jak w transie, spojrzeć na Katyę z pijackim uśmiechem na twarzy, jak i rozkołysaną głową. - Taaaak?- przeciągnął samogłoskę zastanawiając się, czego ona właściwie chce. Nagle przybyła i co - uważa, że może traktować jego jak brata? Jak przyjaciela? Mogła sobie siedzieć w Norwegii i żyć w świadomości, że jemu się powodzi. Mogła sobie wyobrażać, że z powodu braku potomków u Ollivandera, został właścicielem sklepu. Mogła wyobrażać sobie cokolwiek. A tak? Cała ułuda, maska gry została zrzucona i sobie uświadamia, że nagle trzema jemu pomóc. W sumie Barry nie wiedział, jak powinien ją teraz traktować. Może wyjdzie tak samo, jak niespodziewanie przyszła? I się okaże, że to tylko kolejne wizje alkoholowe. Tak, pewnie tak się teraz dzieje.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Katya była zbyt dumna, bo przecież nie potrafiła stać bezczynnie i dawać się oskarżać o coś, czemu nie była winna. Miała powody i pomimo, że zawaliła, to chciała wszystko naprawić. Naiwnie wierzyłą także w tę całą przemianę, która powinna mieć miejsce, ale im dłużej tkwiła w mieszkaniu Wesley'a, tym trudniej był jej pojąć, że to właśnie on obarcza ją tym, co się wydarzyło. Nie chodziło o samą kwestię z Lyrą, ale przede wszystkim to nieporozumienie wynikające z jej nieobecności. Nie była typem człowieka, który chowa głowę w piasek, choć paradoksalnie uciekła w świat... Utrzymywała kontakt z rodzicami, zjawiała się na wszelkich balach i przyjęciach, ale jakie to miało teraz znaczenie, skoro Barry przyjmował do siebie tylko te argumenty, który były oczywiste, że wyjechała.
Spojrzała na niego z wysoko uniesionymi brwiami i wywróciła teatralnie oczami. Nie znosiła, gdy jej nie odpowiadano, ale jemu mogła to wybaczyć pomimo, że głośno nigdy by tego nie przyznała. Zmrużyła jeszcze bardziej oczy, gdy w ten pijacki sposób odpowiedział do niej pytaniem, a to zirytowało ją do granic, dlatego posłała mu szeroki uśmiech i powędrowała wolnym krokiem do kuchni. Liczyła, że będzie chciał by wyszła i mogła mu to dać, jak wiele innych rzeczy. Nie zamierzała być delikatna, zmysłowa i subtelna. Dosadnie chciała mu pokazać swoje niezadowolenie, bo przecież - mogła.
Katya Ollivander mogła wszystko.
Rozejrzała się małej kuchni albo miejscu, które miało za kuchnię służyć i dopiero, gdy odnalazła narzędzie zbrodni, wypełniła je po brzegi wodą. Nie spodziewał się zapewne tego, co zamierzała, ale z drugiej strony - był pijany, ledwie pojmował swoją rzeczywistość, toteż kiedy wróciła do salonu, pokręciła z rozbawieniem głową i... Chlusnęła mu zimną wodą prosto w twarz. Nie przejmowała się tym, że może być zły, bo ona także była. Wybrała fatalny moment na odwiedziny, ale zapewne nie wpadłaby na to, że człowiek, którego niegdyś uważała za przyjaciela potraktuje ją tak oschle. Nie potrafiła schować dumy w kieszeń i gdy tylko ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały, dygnęła niczym prawdziwa Lady i ruszyła wolnym krokiem do wyjścia.
-Miłego wieczoru, Weasley - powiedziała z drwiną, a zaraz potem trzasnęła drzwiami i... Już jej nie było.
/zt K.
Spojrzała na niego z wysoko uniesionymi brwiami i wywróciła teatralnie oczami. Nie znosiła, gdy jej nie odpowiadano, ale jemu mogła to wybaczyć pomimo, że głośno nigdy by tego nie przyznała. Zmrużyła jeszcze bardziej oczy, gdy w ten pijacki sposób odpowiedział do niej pytaniem, a to zirytowało ją do granic, dlatego posłała mu szeroki uśmiech i powędrowała wolnym krokiem do kuchni. Liczyła, że będzie chciał by wyszła i mogła mu to dać, jak wiele innych rzeczy. Nie zamierzała być delikatna, zmysłowa i subtelna. Dosadnie chciała mu pokazać swoje niezadowolenie, bo przecież - mogła.
Katya Ollivander mogła wszystko.
Rozejrzała się małej kuchni albo miejscu, które miało za kuchnię służyć i dopiero, gdy odnalazła narzędzie zbrodni, wypełniła je po brzegi wodą. Nie spodziewał się zapewne tego, co zamierzała, ale z drugiej strony - był pijany, ledwie pojmował swoją rzeczywistość, toteż kiedy wróciła do salonu, pokręciła z rozbawieniem głową i... Chlusnęła mu zimną wodą prosto w twarz. Nie przejmowała się tym, że może być zły, bo ona także była. Wybrała fatalny moment na odwiedziny, ale zapewne nie wpadłaby na to, że człowiek, którego niegdyś uważała za przyjaciela potraktuje ją tak oschle. Nie potrafiła schować dumy w kieszeń i gdy tylko ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały, dygnęła niczym prawdziwa Lady i ruszyła wolnym krokiem do wyjścia.
-Miłego wieczoru, Weasley - powiedziała z drwiną, a zaraz potem trzasnęła drzwiami i... Już jej nie było.
/zt K.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Chłopak dał jej szansę wypowiedzenia, lecz ona się odwróciła. Niech idzie. Niech da spokój i pozwoli mi odpocząć, zmora jedna. Przychodzi, jakby miała prawo być jego katem. Katem sumienia, który pokazuje jemu, jaki jest beznadziejny. I te głosy... Nie, niech to się skończy i zapadnie w miły sen. Chciał położyć się na kanapie i usnąć spokojnie, lecz znów przed sobą ujrzał Katyę. A chwilę później poczuł nieprzyjemny lepki chłód, który obdzierał jego koszulę, jak i twarz. - Co ty do kurwy jędzy...- rzucił wściekły słowa nie patyczkując się z tym, że przed sobą ma damę. Co to alkohol obchodzi, który rozwiązuje język? Spojrzał wpierw na koszulę, a potem na nią. Ta za o dygnęła i uciekła. Niech ucieka i więcej się nie zjawia. Niech jego więcej nie nawiedza. Bezczelna zmora. Zdjął koszulę ocierając nią potem mokrą twarz, a następnie ułożył się do snu nie bacząc na nic. Koniec wizyt, koniec drwin. Teraz czas spania.
z/t
z/t
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/ biorę salon, bo czuć tu jeszcze perfumy Kat / jakoś początek listopada
Nie byli najlepszymi przyjaciółmi pewnie dlatego, że ktoś taki jak Mulciber nie zasłużył na takich. Ale lubił tego dzieciaka, naprawdę. Pod ulizaną fryzurką grzecznego chłopca czaił się niepokorny, może nieco pogubiony w swoim życiu chłopak, który wiele stawiał na jedną kartę. Handlował słodkościami, bo tak o tym mawiał Ramsey. Był więc czymś w rodzaju Charliego w Fabryce Czekolady. Zawsze gdy wpadał do niego po coś "na ząb", rzucał czymś "spod lady", co go cholernie satysfakcjonowało. Nigdy go nie oszukał choć pewnie mógł, a jeśli kiedykolwiek to zrobił, to był cholernie dobrym oszustem i miał jeszcze większego farta, że nie został przejrzany.
To właśnie na to miał dziś ochotę. Na szczyptę dobrego towaru, który umiliłby mu resztę wieczoru, a może było w tym coś więcej? Jakaś... dziwna chęć spędzenia czasu z kimś, kto był dla niego nieszkodliwy, dzięki czemu nie musiał zachowywać nadmiernej ostrożności, za to zamierzał się odprężyć się, odpłynąć, zabawić. Weasley był do tego idealnym kompanem, toteż dlatego szybko znalazł się (zgodnie z zapowiedzią) pod drzwiami jego mieszkania. Nie raczył zapukać, wszak czuł się u jak u siebie, więc wszedł do środka, rozglądając się za burzą rudych włosów. Nigdzie nie widząc chłopaka przewrócił oczami i rozsiadł, ba!, rozwalił się na kanapie, kładąc nogi na stół, jak prawdziwy arystokrata, który ze znudzeniem czekał, aż pojawi się gospodarz. Pewnie zaczął jeszcze ostentacyjnie gwizdać tylko jemu znaną melodię i polerować paznokcie z wszechogarniającej go nudy.
— Rozgościłem się, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko— mruknął, częściowo do siebie, częściowo do Barry'ego, kiedy wyczuł jego obecność w pomieszczeniu. Po chwili zwrócił twarz w jego kierunku i wyszczerzył się bardzo wymownie. No co? Powiedzmy, że cieszył się na jego widok.
Nie byli najlepszymi przyjaciółmi pewnie dlatego, że ktoś taki jak Mulciber nie zasłużył na takich. Ale lubił tego dzieciaka, naprawdę. Pod ulizaną fryzurką grzecznego chłopca czaił się niepokorny, może nieco pogubiony w swoim życiu chłopak, który wiele stawiał na jedną kartę. Handlował słodkościami, bo tak o tym mawiał Ramsey. Był więc czymś w rodzaju Charliego w Fabryce Czekolady. Zawsze gdy wpadał do niego po coś "na ząb", rzucał czymś "spod lady", co go cholernie satysfakcjonowało. Nigdy go nie oszukał choć pewnie mógł, a jeśli kiedykolwiek to zrobił, to był cholernie dobrym oszustem i miał jeszcze większego farta, że nie został przejrzany.
To właśnie na to miał dziś ochotę. Na szczyptę dobrego towaru, który umiliłby mu resztę wieczoru, a może było w tym coś więcej? Jakaś... dziwna chęć spędzenia czasu z kimś, kto był dla niego nieszkodliwy, dzięki czemu nie musiał zachowywać nadmiernej ostrożności, za to zamierzał się odprężyć się, odpłynąć, zabawić. Weasley był do tego idealnym kompanem, toteż dlatego szybko znalazł się (zgodnie z zapowiedzią) pod drzwiami jego mieszkania. Nie raczył zapukać, wszak czuł się u jak u siebie, więc wszedł do środka, rozglądając się za burzą rudych włosów. Nigdzie nie widząc chłopaka przewrócił oczami i rozsiadł, ba!, rozwalił się na kanapie, kładąc nogi na stół, jak prawdziwy arystokrata, który ze znudzeniem czekał, aż pojawi się gospodarz. Pewnie zaczął jeszcze ostentacyjnie gwizdać tylko jemu znaną melodię i polerować paznokcie z wszechogarniającej go nudy.
— Rozgościłem się, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko— mruknął, częściowo do siebie, częściowo do Barry'ego, kiedy wyczuł jego obecność w pomieszczeniu. Po chwili zwrócił twarz w jego kierunku i wyszczerzył się bardzo wymownie. No co? Powiedzmy, że cieszył się na jego widok.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Salon
Szybka odpowiedź