Sala numer trzy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala numer trzy
To chyba jedna z najprzestronniejszych i najładniejszych sal nie tylko na tym piętrze, ale i całym szpitalu. Do pomieszczenia wpada duża ilość światła, przez co nie wydaje się ono tak ponure jak pozostałe części Munga. Zazwyczaj sala pęka w szwach i ciężko znaleźć tu jakiekolwiek wolne łóżko - trafiają tutaj stali bywalcy oddziału na dłuższe leczenia lub podczas kolejnych, rutynowych pobytów. Dla komfortu i prywatności pacjentów zamocowano przy każdym łóżku zwiewne, białe kotary, natomiast na końcu sali stoi duży doniczkowy kwiatek - wszak odrobina zieleniny jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Do tej pory szło nam całkiem nieźle, pomijając oczywisty krwotok Marianny. Zaraz coś się zepsuło, kiedy rzuciłem zaklęcie. I nie zaobserwowałem widocznych zmian. Pokręciłem niezadowolony głową oraz zmarszczyłem czoło w zamyśleniu. Próbowałem odtworzyć co zrobiłem nie tak, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Inkantacja była poprawna, dobrze ją też wymówiłem. Ruch nadgarstkiem raczej też. Cholera. Powinniśmy iść dalej, a zamiast tego staliśmy w miejscu. Czy raczej ja stałem. Nic to, trzeba powtarzać do skutku, tak jak to sobie założyłem jeszcze przed chwilą.
- Niedobrze – mruknąłem cicho, sam do siebie, widząc nikłe efekty własnych starań. Do kolejnego ruchu musiałem przyłożyć się jeszcze mocniej, nawet jeśli pozornie nie dostrzegałem przyczyny błędu.
Pokiwałem z aprobatą głową kiedy panna Vane również zabrała się do leczenia oparzeń. Szło jej naprawdę dobrze. Nie chciałem być gorszy, choć chyba na to w tej chwili wychodziło. Pouczyłem siebie w myślach, pozostając krytycznym. Wszyscy byli skupieni na swoich przypadkach leczenia, nikt już dłużej nie wdawał się w żadne dyskusje, co na pewno sprzyjało koncentracji.
- Cauma sanavi horribilis – ponowiłem zaklęcie już nie liczę, który raz. Znów starałem się mu nadać odpowiedniego akcentu oraz wyrazistości w wymowie, tak samo jak uważałem na ruch ręką. Różdżkę oczywiście skierowałem na pacjenta łudząc się, że tym razem się powiedzie. Nawet jeśli miałem tu stać przez tydzień, w końcu wyleczę te wszystkie oparzenia. Przypadek ten był trudny, bo mężczyzna jeszcze przed chwilą wyglądał jak zwęglone drewno, ale teraz nabierał bardziej ludzkiego wyglądu, co dawało nadzieję, że droga do końca była już krótsza niż dłuższa. Chciałem w to wierzyć, dlatego ze wszystkich sił starałem się go wyleczyć. Czas uciekał, ale to nie oznaczało, że musieliśmy wszystko robić byle jak i w pośpiechu. Od zawsze wolałem staranność oraz konsekwencję od szybkich efektów. Które mogły być zbyt niedoskonałe przez niechlujność.
- Niedobrze – mruknąłem cicho, sam do siebie, widząc nikłe efekty własnych starań. Do kolejnego ruchu musiałem przyłożyć się jeszcze mocniej, nawet jeśli pozornie nie dostrzegałem przyczyny błędu.
Pokiwałem z aprobatą głową kiedy panna Vane również zabrała się do leczenia oparzeń. Szło jej naprawdę dobrze. Nie chciałem być gorszy, choć chyba na to w tej chwili wychodziło. Pouczyłem siebie w myślach, pozostając krytycznym. Wszyscy byli skupieni na swoich przypadkach leczenia, nikt już dłużej nie wdawał się w żadne dyskusje, co na pewno sprzyjało koncentracji.
- Cauma sanavi horribilis – ponowiłem zaklęcie już nie liczę, który raz. Znów starałem się mu nadać odpowiedniego akcentu oraz wyrazistości w wymowie, tak samo jak uważałem na ruch ręką. Różdżkę oczywiście skierowałem na pacjenta łudząc się, że tym razem się powiedzie. Nawet jeśli miałem tu stać przez tydzień, w końcu wyleczę te wszystkie oparzenia. Przypadek ten był trudny, bo mężczyzna jeszcze przed chwilą wyglądał jak zwęglone drewno, ale teraz nabierał bardziej ludzkiego wyglądu, co dawało nadzieję, że droga do końca była już krótsza niż dłuższa. Chciałem w to wierzyć, dlatego ze wszystkich sił starałem się go wyleczyć. Czas uciekał, ale to nie oznaczało, że musieliśmy wszystko robić byle jak i w pośpiechu. Od zawsze wolałem staranność oraz konsekwencję od szybkich efektów. Które mogły być zbyt niedoskonałe przez niechlujność.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Znakomicie rzucone zaklęcie Adriena podziałało bezbłędnie - znaczna część oparzeń Marianny wyblakła i zniknęła, znów pozostawiając po sobie wyłącznie cienką siatkę ran, które szybko się zabliźnią.
Jocelyn zdołała rzucić niezwykle silne zaklęcie uzdrawiające; zadziałało jeszcze lepiej, niż z definicji powinno. Mogło ją zdziwić, że zaleczyło ono więcej oparzeń niż uczono jej tego w trakcie kursu.
Po udanym zaklęciu Lupusa stan Raidena wydawał się już zaskakująco stabilny - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jaki był zaledwie godzinę temu. Mężczyznę można było już zbudzić, by podać mu medykamenty; nie ulega jednak wątpliwości, że poświęcenie jeszcze chwili uwagi na ostateczne zaleczenie jego ran mogłoby skrócić czas przyszłej rekonwalescencji.
| Na odpis macie 48h. Przypominam o wyraźnym pisaniu w postach, której postaci udzielacie pomocy.
Jocelyn zdołała rzucić niezwykle silne zaklęcie uzdrawiające; zadziałało jeszcze lepiej, niż z definicji powinno. Mogło ją zdziwić, że zaleczyło ono więcej oparzeń niż uczono jej tego w trakcie kursu.
Po udanym zaklęciu Lupusa stan Raidena wydawał się już zaskakująco stabilny - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jaki był zaledwie godzinę temu. Mężczyznę można było już zbudzić, by podać mu medykamenty; nie ulega jednak wątpliwości, że poświęcenie jeszcze chwili uwagi na ostateczne zaleczenie jego ran mogłoby skrócić czas przyszłej rekonwalescencji.
| Na odpis macie 48h. Przypominam o wyraźnym pisaniu w postach, której postaci udzielacie pomocy.
- obrażenia Marianny:
- punkty żywotności: [160/200]
czarnomagiczne oparzenia: -15 PŻ
osłabienie: -25 PŻ
- obrażenia Raidena:
- punkty żywotności: [219/232]
czarnomagiczne oparzenia: -13 PŻ
W sali panował względny spokój. Na pewno było lepiej niż na samym początku, kiedy znalazła się tu i pierwszy raz zobaczyła rannych i krzątających się wokół innych stażystów. Otaczający ją uzdrowiciele skutecznie leczyli poparzenia pozostałej dwójki ofiar, a Josie mogła zauważyć, że oboje wyglądali coraz lepiej. Mogła się nieco rozluźnić i nie czuć tak dużej presji jak wcześniej. Mężczyzna, którym zajmowała się z Lupusem Blackiem, był już w większości połatany. Mogła na własne oczy obserwować, jak magia lecznicza działa cuda i pozbywa się naprawdę odrażających ran po czarnomagicznym ogniu. Sama była pozytywnie zaskoczona, zauważając, jak dobry skutek odniosło jej ostatnie zaklęcie, zaleczając nawet więcej ran niż się spodziewała. W połączeniu z inkantacją Blacka spora część poparzeń zasklepiła się i wyblakła.
- Spróbuję jeszcze raz – powiedziała cicho, kierując różdżkę na Raidena; nawet ona mogła stwierdzić, że nie pozostało już wiele, że to były już końcowe etapy leczenia. Mimo to ponowiła zaklęcie, próbując pozbyć się ostatnich pozostałości widocznych jeszcze na skórze. – Cauma Sanavi Maxima – wypowiedziała, mając nadzieję, że przyniesie to równie dobry skutek jak poprzednio, i że poparzenia znikną całkowicie, tym samym kończąc ten etap leczenia.
- Spróbuję jeszcze raz – powiedziała cicho, kierując różdżkę na Raidena; nawet ona mogła stwierdzić, że nie pozostało już wiele, że to były już końcowe etapy leczenia. Mimo to ponowiła zaklęcie, próbując pozbyć się ostatnich pozostałości widocznych jeszcze na skórze. – Cauma Sanavi Maxima – wypowiedziała, mając nadzieję, że przyniesie to równie dobry skutek jak poprzednio, i że poparzenia znikną całkowicie, tym samym kończąc ten etap leczenia.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Nareszcie leczenie obrało dobrego kierunku. Rzucane zaklęcia okazywały się być skuteczne, co wywołało we mnie uczucie ulgi. Zerknąłem na Mariannę oraz uzdrowicieli, którzy przy niej stali, a sytuacja z jej krwotokiem była opanowana. Wierzyłem, że dwóch doświadczonych medyków sobie poradzi. Już bez większych wyrzutów sumienia mogłem całkowicie skupić się na leczeniu policjanta. Kość zrosła się ładnie, rana idealnie zasklepiła, a oparzenia powoli znikały. Musiałem pokiwać z uznaniem głową dla umiejętności panny Vane i nawet jeśli w trakcie leczenia zdarzały się pomyłki, to nie było to niczym ujmującym. Nawet magomedykom z długim stażem nadal zdarzało się popełniać błędy. Wiele czynników na to wpływało, na przykład stres, emocje czy chwilowe roztargnienie. Mogliśmy jedynie robić wszystko, co w naszej mocy, by te problemy zniwelować.
- Dobrze – przytaknąłem, obserwując, jak Jocelyn wykończyła zadanie dotyczące oparzeń. Musieliśmy się jedynie upewnić, że inne części ciała bądź organy nie zostały uszkodzone. Dlatego ponownie machnąłem różdżką celując w mężczyznę.
- Diagno haemo – powiedziałem, chcąc mieć pewność, że wszystko było w porządku. Chwilę później skinąłem na jednego ze stażystów, by mi pomógł. – Wybudź pacjenta, podaj mu eliksir uzupełniający krew, wiggenowy, przeciwbólowo-znieczulający, wzmacniający, wywar wzmacniający też. Połóż też pastę na oparzenia na całym ciele – zaleciłem, kiedy ten się zbliżył. Tym razem potrzeba było mniej wywarów, skoro policjant nie cierpiał na żadną chorobę genetyczną, ale nadal sporo, by przywrócić go do życia oraz jako-takiego funkcjonowania. Lepiej dać więcej niż za mało, bo to już mogłoby się odbić na jego poprawnym funkcjonowaniu. Teraz pozostało mieć nadzieję, że wszystko za chwilę ostatecznie się skończy, a pacjent będzie wracał do zdrowia. Reszta załogi raczej nie potrzebowała już raczej pomocy, ale w razie czego oczekiwałem na polecenia, pozostając skupionym.
- Dobrze – przytaknąłem, obserwując, jak Jocelyn wykończyła zadanie dotyczące oparzeń. Musieliśmy się jedynie upewnić, że inne części ciała bądź organy nie zostały uszkodzone. Dlatego ponownie machnąłem różdżką celując w mężczyznę.
- Diagno haemo – powiedziałem, chcąc mieć pewność, że wszystko było w porządku. Chwilę później skinąłem na jednego ze stażystów, by mi pomógł. – Wybudź pacjenta, podaj mu eliksir uzupełniający krew, wiggenowy, przeciwbólowo-znieczulający, wzmacniający, wywar wzmacniający też. Połóż też pastę na oparzenia na całym ciele – zaleciłem, kiedy ten się zbliżył. Tym razem potrzeba było mniej wywarów, skoro policjant nie cierpiał na żadną chorobę genetyczną, ale nadal sporo, by przywrócić go do życia oraz jako-takiego funkcjonowania. Lepiej dać więcej niż za mało, bo to już mogłoby się odbić na jego poprawnym funkcjonowaniu. Teraz pozostało mieć nadzieję, że wszystko za chwilę ostatecznie się skończy, a pacjent będzie wracał do zdrowia. Reszta załogi raczej nie potrzebowała już raczej pomocy, ale w razie czego oczekiwałem na polecenia, pozostając skupionym.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Al najwyraźniej postanowił spróbować się wyciszyć i nie podjął żadnej akcji. Adrien nie miał mu tego za złe. To była decyzja pokierowana rozsądkiem, a więc bardzo dobra. Uzdrowiciel nie skomentował więc tego nijak i skupił się na pacjentce. Wprawił różdżkę w ruch i wypowiedział zaklęcie. Te swoimi mackami ujęło spękaną czrnomagicznym ogniem skórę łagodząc obrażenia i przyśpieszając regenerację. Adrien nie śpieszył się z przerwaniem zaklęcia - podtrzymywał jego magię na tyle długo by uzyskać zadowalający go efekt, który pokrótce uzyskał. Rany nie zionęły już obrzydliwymi oparami, a jedynie przyciągały spojrzenie siatką blizn. Postanowił więc zdecydować się na wybudzenie pacjentki. Poprosił przyglądającemu się wszystkiemu stażystę do przygotowania eliksirów w tym w pierwszej kolejności wzmacniającego.
- Surgito
- Surgito
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
Jocelyn zdołała bez większego problemu zaleczyć ostatnie zwęglone fragmenty tkanek Raidena. Zaklęcie rzucone przez Lupusa nie wykazywało żadnych większych nieprawidłowości, które wymagały natychmiastowej ingerencji - Raiden był znacznie osłabiony, niemal wszystkie jego organy wewnętrzne doznały lekkich obrażeń, jednak będzie mógł być on wyprowadzony na prostą za pomocą odpowiednich eliksirów. Mężczyzna nie potrzebował już bezpośredniej pomocy medyków - teraz nadszedł czas na odpowiednio długą rekonwalescencję przy użyciu alchemicznych specyfików.
Jeden ze stażystów wykonał wszystkie polecenia Lupusa. Raiden zdołał się wybudzić, choć musiało minąć trochę czasu, zanim zyskał pełną świadomość. Rzucone na niego zaklęcie znieczulające sprawi, że jeszcze przez ponad godzinę nie będzie odczuwał dyskomfortu - ból wróci dopiero po tym czasie.
Rzucone przez Adriena zaklęcie skutecznie wybudziło Mariannę. Jako osoba jeszcze nie do końca wyleczona, wraz z odzyskiwaniem przytomności traciła siły - słabła, bladła, na jej czole skraplał się pot. Niektóre z jej oparzeń wciąż wymagały uleczenia.
W pomieszczeniu pojawił się kolejny stażysta, by przekazać Aldrichowi informację, że jest pilnie potrzebny na swoim piętrze - i zachęcił go do opuszczenia sali.
Pełnoprawni uzdrowiciele, jeżeli wyrażą taką chęć, będą mogli przekazać pacjentom, kiedy opuszczą szpital - choć w przypadku osób podejrzanych o współudział w ataku w Wywernie może być to nieco bardziej skomplikowane. Rekonwalescencja Quentina będzie trwać do 10 maja (czekał na niego jeszcze przeszczep skóry), Raiden, który jeszcze niedawno nie przypominał nawet człowieka, opuści szpital 14 maja. Dopiero koło 20 maja będzie w stanie wrócić do pełnej służby w magicznej policji. Stan Marianny nie był póki co wystarczająco stabilny, by określić czas jej dochodzenia do zdrowia.
| Raiden i Marianna są już przytomni. Jeżeli wyrazicie taką chęć, możecie dołączyć do rozgrywki.
Na odpis macie 48h.
Jeden ze stażystów wykonał wszystkie polecenia Lupusa. Raiden zdołał się wybudzić, choć musiało minąć trochę czasu, zanim zyskał pełną świadomość. Rzucone na niego zaklęcie znieczulające sprawi, że jeszcze przez ponad godzinę nie będzie odczuwał dyskomfortu - ból wróci dopiero po tym czasie.
Rzucone przez Adriena zaklęcie skutecznie wybudziło Mariannę. Jako osoba jeszcze nie do końca wyleczona, wraz z odzyskiwaniem przytomności traciła siły - słabła, bladła, na jej czole skraplał się pot. Niektóre z jej oparzeń wciąż wymagały uleczenia.
W pomieszczeniu pojawił się kolejny stażysta, by przekazać Aldrichowi informację, że jest pilnie potrzebny na swoim piętrze - i zachęcił go do opuszczenia sali.
Pełnoprawni uzdrowiciele, jeżeli wyrażą taką chęć, będą mogli przekazać pacjentom, kiedy opuszczą szpital - choć w przypadku osób podejrzanych o współudział w ataku w Wywernie może być to nieco bardziej skomplikowane. Rekonwalescencja Quentina będzie trwać do 10 maja (czekał na niego jeszcze przeszczep skóry), Raiden, który jeszcze niedawno nie przypominał nawet człowieka, opuści szpital 14 maja. Dopiero koło 20 maja będzie w stanie wrócić do pełnej służby w magicznej policji. Stan Marianny nie był póki co wystarczająco stabilny, by określić czas jej dochodzenia do zdrowia.
| Raiden i Marianna są już przytomni. Jeżeli wyrazicie taką chęć, możecie dołączyć do rozgrywki.
Na odpis macie 48h.
- obrażenia Marianny:
- punkty żywotności: [155/200]
czarnomagiczne oparzenia: -15 PŻ
osłabienie: -30 PŻ (może wzrosnąć)
Nie pamiętał nic, co działo się przed tym jak tu trafił. Nic tylko ciemność. I chyba czyjś krzyk... Krzyk przebijający się ponad nicość, która pochłonęła jego wspomnienia niczym całun martwe ciało. Był martwy? Czy martwy może słyszeć? Tak. Wydawało mu się, że coś słyszał... Głosy. Wpierw sądził, że była to tylko jedna osoba, ale nawet przytłumione dało się w końcu jakoś rozpoznać. Ten delikatniejszy należał do kobiety. Jakiejś bardzo nieśmiałej kobiety, bo nie mówiła zbyt głośno tylko delikatnie. Był tam jeszcze ktoś, kto stał początkowo bardzo blisko niego i już odzywał się o wiele dosadniej niż jego poprzedniczka. Słyszał jeszcze trzeci, czwarty i potem piąty głos, ale dwa ostatnie w pewnym momencie zniknęły i została oryginalna trójka, która wciąż wymieniała się jakimiś uwagami, ale nie mógł zrozumieć tych słów. Były jakieś urywane... Dwuczęściowe... Za krótkie na rozmowę... A potem robili coś z nim. Zajęło mu chwilę zanim to zrozumiał, że musiał przebywać w szpitalu! Tylko dlaczego tu się znalazł? I czemu ktoś rzucał na niego zaklęcia? To dość śmieszne, że gdy leżał tak w pokoju gdzie go dotykano, obserwowano, leczono na dodatek nie miano z nim kontaktu, skoro nie mógł odpowiedzieć. Coś wciąż okrywało jego głowę tak więc nie mógł ich także widzieć. Wiedział jedynie w swojej głuchej ciemności, że ci ludzie robili coś z nim próbując mu pomóc. Po prostu tam leżał, oszczędzając swoje siły. Dlaczego nie mógł wstać? Zupełnie jakby całe jego ciało nie istniało i została sama świadomość. W pewnym momencie jednak poczuł jakiś chłód w okolicach ust i zrozumiał, że podawano mu eliksir. Na co? Co on tu w ogóle robił? I w końcu otworzył oczy. Nic na nich nie leżało, po prostu wcześniej nie mógł ich otworzyć. Tylko dlaczego? Był nieprzytomny, a jednak ich słyszał? Co ty się działo? Nieco zabolała go jasność, która kontrastowała z wcześniejszą ciemnością, którą obserwował, dlatego lekko załzawiły mu oczy, pokrywając świat grubą mgłą. Kręcił lekko głową, chcąc podnieść rękę, ale chyba jeszcze to wybudzanie nie dotarło do jego całego ciała i nie mógł sobie pomóc. Chyba dostrzegł dwa zarysy ciał - bardzo rozmazane, ale rozpoznawał w nich kobietę i mężczyznę. Jedna plama była wszak mniejsza, a druga większa. To do nich należały oba głosy, które się nad nim kręciły. Próbował też się odezwać, ale głos jakby uwiązł mu w gardle i bardziej się dusił niż cokolwiek z siebie wydobył. Głos też stracił? Czemu nikt nie powie mu co się działo? I dlaczego tu trafił? Czemu nie mógł jeszcze poczuć swojego ciała?
- Co? - powiedział to czy tylko pomyślał? A może wydał jakiś charkot z gardła i sądził, że inni go zrozumieją? Leżał w łóżku i nie mógł nic powiedzieć...
- Co? - powiedział to czy tylko pomyślał? A może wydał jakiś charkot z gardła i sądził, że inni go zrozumieją? Leżał w łóżku i nie mógł nic powiedzieć...
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
- Marie, miałaś wypadek. Znajdujesz się w Mungu. Sytuacja jest pod kontrolą. Będziesz musiała zaraz wypić kilka eliksirów. One ci pomogą, rozumiesz - mówił do niej, nie wdając się w szczegóły. Chciał nieco załagodzić prawdopodobnie rodzące się w niej skołatanie. Teraz była bezpieczna i tyle powinna wiedzieć.
Coś nie do końca było tak jak powinno. Adrien najwyraźniej zbyt pochopnie ocenił stan pacjentki. Rzucone zaklęcie nie objęło całego obszaru poparzonej skóry na co zwrócił uwagę podchodzący z fiolkami stażysta (npc). Lark był młodszy stażem od Vane. Adrien mógł to dostrzec dopiero gdy stanął nieco pod innym kątem. Przyczyna malującego się na twarzy pacjentki osłabienia zdawała się więc oczywista.
- Zacznij od eliksiru wzmacniającego, potem uzupełniającego krew. Bądź delikatny. Pacjentka będzie zagubiona - poinstruował chłopaka. Adrien zwrócił jeszcze uwagę na wymierzane przez niego dawki. Skinął z aprobatą głową, a samemu poruszył różdżką. Pozostałe obrażenia nie należały do rozległych. Użył więc słabszego zaklęcia, którego siłę skupił na mniejszym obszarze działania.
- Cauma Sanavi Maxima
Coś nie do końca było tak jak powinno. Adrien najwyraźniej zbyt pochopnie ocenił stan pacjentki. Rzucone zaklęcie nie objęło całego obszaru poparzonej skóry na co zwrócił uwagę podchodzący z fiolkami stażysta (npc). Lark był młodszy stażem od Vane. Adrien mógł to dostrzec dopiero gdy stanął nieco pod innym kątem. Przyczyna malującego się na twarzy pacjentki osłabienia zdawała się więc oczywista.
- Zacznij od eliksiru wzmacniającego, potem uzupełniającego krew. Bądź delikatny. Pacjentka będzie zagubiona - poinstruował chłopaka. Adrien zwrócił jeszcze uwagę na wymierzane przez niego dawki. Skinął z aprobatą głową, a samemu poruszył różdżką. Pozostałe obrażenia nie należały do rozległych. Użył więc słabszego zaklęcia, którego siłę skupił na mniejszym obszarze działania.
- Cauma Sanavi Maxima
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Marianna zaczęła się wybudzać, docierały do niej stłumione głosy, nos zaczął wyczuwać zapachy, które kojarzyły jej się z Mungiem, miejscem gdzie pracowała, ale nim nie otworzyła oczu nie była w stanie w stu procentach stwierdzić, że się tam znajduje. Nie czuła się dobrze, było jej gorąco i zimno za razem, oblał ją zimny pot, aż czuła, jak kropelki wody spływają po jej czole. Niechętnie otworzyła oczy. Biel pomieszczenia raził, dlatego szybko je ponownie przymknęła, charcząc coś niezadowolona. Głosy, które do niej dobiegały stawały się coraz lepiej słyszane, rozpoznawała je, jednak dopiero gdy otworzyła oczy i wzrokiem ogarnęła miejsce w jakim się znajdowała, dopasowała je do poszczególnych twarzy. Adrien mówił coś do niej, że jest w Mungu, wypadek, jest bezpieczna, jakieś eliksiry, ale nie specjalnie do niej to docierało. Wystraszyła się, próbowała podnieść głowę, cokolwiek, ale gdy tylko zrobiło jej się słabo, a czarne mroczki pojawiły przed oczami, opadła na poduszkę i skrzywiła się.
Nie miała sił aby cokolwiek powiedzieć, a tyle pytań miała. Co się stało, dlaczego się tu znalazła, jakie ma obrażenia i czy z tego wyjdzie. Wydarzenia z Wywerny w tym momencie ukryte były za mgłą i na tę chwilę nie była sobie w stanie przypomnieć niczego. A nawet nie chciała, bo przez mgłę przebjał ból i zapach spalonej skóry.
Nie miała nikogo, kogo można by poinformować o jej stanie. Nikogo, kto by się nią zainteresował. Skazana sama na siebie była bardzo skołowana, nie wiedziała w końcu co się stało i jak bardzo oberwała. Nie wiedziała ile czasu ją leczyli i jak długo była nieprzytomna. Czy to były minuty, godziny czy dni? Odwróciła głowę w drugą stronę. Najchętniej ponownie zapadłaby w sen, było jej tam tak dobrze. Nie dokuczały jej zawroty głowy, pot spływający z czoła… poruszyła niespokojnie głową, próbując pozbyć się dokuczających, przylepionych do czoła włosów.
Zmusiła się do tego, aby spojrzeć na uzdrowiciela, jej wzrok padł na Carrowa. Był dobrym magomedykiem, znała go przecież z pracy. Tak samo jak Black’a, czy pannę Vane, którą kojarzyła z korytarzy. Ja tę chwilę była bezpieczna i w dobrych rękach.
- Słabo mi - poruszyła ustami, nie będąc pewną tego, czy jakikolwiek dźwięk, czy chociażby szept, wydostał się z jej gardła.
Nie miała sił aby cokolwiek powiedzieć, a tyle pytań miała. Co się stało, dlaczego się tu znalazła, jakie ma obrażenia i czy z tego wyjdzie. Wydarzenia z Wywerny w tym momencie ukryte były za mgłą i na tę chwilę nie była sobie w stanie przypomnieć niczego. A nawet nie chciała, bo przez mgłę przebjał ból i zapach spalonej skóry.
Nie miała nikogo, kogo można by poinformować o jej stanie. Nikogo, kto by się nią zainteresował. Skazana sama na siebie była bardzo skołowana, nie wiedziała w końcu co się stało i jak bardzo oberwała. Nie wiedziała ile czasu ją leczyli i jak długo była nieprzytomna. Czy to były minuty, godziny czy dni? Odwróciła głowę w drugą stronę. Najchętniej ponownie zapadłaby w sen, było jej tam tak dobrze. Nie dokuczały jej zawroty głowy, pot spływający z czoła… poruszyła niespokojnie głową, próbując pozbyć się dokuczających, przylepionych do czoła włosów.
Zmusiła się do tego, aby spojrzeć na uzdrowiciela, jej wzrok padł na Carrowa. Był dobrym magomedykiem, znała go przecież z pracy. Tak samo jak Black’a, czy pannę Vane, którą kojarzyła z korytarzy. Ja tę chwilę była bezpieczna i w dobrych rękach.
- Słabo mi - poruszyła ustami, nie będąc pewną tego, czy jakikolwiek dźwięk, czy chociażby szept, wydostał się z jej gardła.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sala numer trzy
Szybka odpowiedź