Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer trzy
AutorWiadomość
Sala numer trzy [odnośnik]09.12.15 17:06
First topic message reminder :

Sala numer trzy

To chyba jedna z najprzestronniejszych i najładniejszych sal nie tylko na tym piętrze, ale i całym szpitalu. Do pomieszczenia wpada duża ilość światła, przez co nie wydaje się ono tak ponure jak pozostałe części Munga. Zazwyczaj sala pęka w szwach i ciężko znaleźć tu jakiekolwiek wolne łóżko - trafiają tutaj stali bywalcy oddziału na dłuższe leczenia lub podczas kolejnych, rutynowych pobytów. Dla komfortu i prywatności pacjentów zamocowano przy każdym łóżku zwiewne, białe kotary, natomiast na końcu sali stoi duży doniczkowy kwiatek - wszak odrobina zieleniny jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer trzy [odnośnik]13.09.17 19:41
Dziwiła mnie ta nagła ulga rozbrzmiewająca w głosie Victorii. Dziwiła mnie ta troska, którą okazywała Weasleyowi, ale może taka była kobieca natura? Zbyt słabe, zbyt wrażliwe, by oddzielić dobro od zła; zbyt naiwne, by móc dopuścić do siebie myśl, że świat to zabójcza dżungla, gdzie każdy dba tylko o siebie. Z jednej strony nie wierzyłem w nagłą szarmanckość rudzielca (na pewno sam szukał pomocy uzdrowiciela, lady Parkinson była tylko niepotrzebnym, nadprogramowym bagażem), z drugiej po tym rodzie nie mogłem spodziewać się poczytalności. Świadomość, że faktycznie mógł nie mieć instynktu zachowawczego i pomóc obcej osobie, arystokratce (przecież pogardzali tym środowiskiem) budziła we mnie trudny do zrozumienia niepokój. Obawiałem się, że to mogła być gra, podstęp, cokolwiek innego. Doszukiwałem się drugiego dna nie przyjmując do wiadomości, że może go tam nie być.
Nie kontynuowałem więcej tego drażniącego moje morale tematu, dziękowałem w duchu kobiecie, że nie brnęła dalej w tę dyskusję. To nie była dobra pora na kłótnie, udowadnianie swoich racji czy zbędne emocje. Najważniejsze było zdrowie oraz życie Victorii, które z zaangażowaniem łatałem kolejnymi zaklęciami. Po zniwelowaniu oparzeń przyszedł czas na zaleczenie ran; już niedługo efekt zaklęcia przeciwbólowego minie i choć kobieta zachowa spokój, siła urazów z pewnością do niej wróci. Niestety nie znałem nawet eliksiru, który mógłby odjąć ten ból na zawsze. Musiała przejść przez proces rekonwalescencji, będąc po prostu dzielną czarownicą.
Rany się zasklepiały, lady Parkinson wyglądała już naprawdę dobrze; przynajmniej jak na to, co było z nią wcześniej. Jeszcze długa droga przed nią. Musi smarować ciało pastą na oparzenia i pić wzmacniające eliksiry. Najlepiej się też nie nadwyrężać, wtedy wszystkie urazy znikną. Na razie nadal pozostawała zaczerwieniona, z bliznami, ale wyglądająca zdrowiej.
Słuchałem uważnie relacji i nie mogłem wyjść z podziwu, że magia posiadała taką moc, by aż przenosić ludzi na takie odległości. Coraz bardziej interesowała mnie jej istota oraz to, czy możliwe było jej dalsze rozprzestrzenianie się.
- Tyle dobrze, że wyrzuciła was niedaleko szpitala. Niektórzy podobno budzili się na drugim końcu kraju. Inni w zagrodach zwierząt lub w morzu… – mruknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogłem przyczyniać się do wzrostu niepokoju w kobiecym sercu. – Na szczęście nic im poważnego nie jest – skłamałem, ale nie miałem innego wyjścia. Wolałem, by Victoria nie martwiła się niepotrzebnie.
Mogę?, wydostało się z jej ust, a ja pragnąłem zaprzeczyć. Nie mogłem. Jeszcze nie, przemknęło mi przez myśl jako drugie. Skinąłem tylko głową, nie wdając się w dłuższe dyskusje na ten temat. Najchętniej udawałbym, że żadnego Weasleya nigdy nie było.
- Nie, jeśli będziesz smarować skórę pastą na oparzenia. Regularnie – odparłem sięgając po słoiczek z maścią. Zatrzymałem się nad wyleczonym ciałem Parkinsonówny, wyraźnie się wahając. – Wolisz bym to ja cię posmarował czy stażysta? – spytałem nagle. Poziom niezręczności drastycznie wzrósł, zagęszczając atmosferę w sali.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]13.09.17 21:37
W tym momencie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje zachowanie może w jakiś sposób gorszyć Lupusa. Nie chciałam tego i na pewno, gdy wszystko już sobie przemyślę, będzie mi z tego powodu bardzo wstyd. Ale na razie, pod wpływem silnych emocji i otumaniona lekko eliksirami i zaklęciami, nie byłam w stanie dojść do takiego wniosku. Nie drążyłam jednak tematu i miałam wrażenie, że lord Black jest mi za to wdzięczny. W ciszy leżałam na łóżku pozwalając mu działać i nie wdawałam się w zbędne dyskusje. Przyznam szczerze, że nie miałam na to zbytnio siły. Opowieść o tym co mi się przytrafiła była wystarczająco wyczerpująca, by po skończeniu niemal opaść wykończona. Kiwnęłam głową, miał bowiem rację. Mogło teleportować mnie zdecydowanie dalej, w bardziej niebezpieczne miejsce, chociaż wtedy gdy obudziłam się w tym parku wcale nie czułam się bezpiecznie. Ba, bałam się tak samo mocno, jak bałabym się lądując w środku lasu, na drugim końcu kraju czy w wodzie. Wzdrygnęłam się, spoglądając na niego równocześnie wystraszonym i zdziwionym wzrokiem. Gdzieś poczułam ulgę, że to nie mnie przytrafiło się coś tak okropnego, nie byłam pewna, czy dałabym sobie radę. W sumie, to byłam pewna, że nie.
- Naprawdę? - jęknęłam. - To dobrze, że są cali. Oby nikt poważnie nie ucierpiał.
Oczywiście, podczas swojej podróży po Mungu widziałam tych wszystkich okaleczonych i wystraszonych ludzi, ale nie dotarło jednak do mnie, że gdzieś tam mogą leżeć też i martwi. Byłam kobietą i chyba automatycznie nie dopuszczałam do siebie tak okropnych myśli. Miałam ogromną nadzieję, że wszyscy porządni czarodzieje wyszli z całej tej sytuacji zdrowo oraz, że moja rodzina była cała. Powoli zaczynałam martwić się o matkę oraz ojca.
Zauważyłam jego kiwnięcie głową, zdziwiłam się powiem szczerze. Po jego reakcji na moje pierwsze słowa byłam niemal przekonana, że mi nie pozwoli. Ale jeszcze nie mógł mi niczego zabronić. Chociaż oboje wiedzieliśmy i mógł uważać, że ma już ku temu pełne prawo, a ja nie śmiałabym go nie usłuchać, to jednak trzymał się zasad. Poczeka do zaręczyn. Nie odpowiedziałam nic, nie chcąc go dodatkowo denerwować. Pan Brendan zaraz wyleciał mi głowy, słysząc kolejne słowa Lupusa. Na początku nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, maść, smarować się regularnie, nic nadzwyczajnego, ale jego pytanie zbiło mnie z tropu. Patrzyłam to na niego, to na młodego stażystę, to znowu na Lupusa, po pierwsze nie wiedząc co powiedzieć, po drugie bardzo się krępując. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu kobiety, jakiejkolwiek.
- A… jest może stażystka? - zapytałam niepewnie.
Na pewno mają stażystki, przecież kobiety również szkolą się w Mungu. Ale czy przy takiej ilości pacjentów mogłam liczyć na to, że moje widzimisię zostanie uznane i Lupus przywoła do mnie kobietę?Co jeśli akurat nie było żadnej? Co jeśli sprowadzenie jej było niemożliwe?
- Jeśli nie macie stażystki to wolałabym ciebie - odpowiedziałam cicho, z każdym słowem coraz ciszej.
Skrępowanie nie pozwoliło mi na głośną odpowiedź. Czułam na sobie spojrzenie obu mężczyzn i nie było mi z tym najlepiej, ale z dwojga złego wolałabym, aby to Lupus się mną zajął. Musiałam tylko potraktować go w tym momencie jak obcą mi osobę, zwykłego uzdrowiciela, który wykonywał tylko i wyłącznie swoją pracę. Zacisnęłam mocno oczy, bo jakoś w ogóle mi się to nie udawało i czekałam na jego decyzję.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Sala numer trzy [odnośnik]18.09.17 11:58
Ja starałem się powściągać emocje, które do niczego by nas nie zaprowadziły. Victoria była ranna, przerażona, otumaniona zaklęciami. Nie mogłem mieć jej za złe, że nie myślała trzeźwo. Była krucha, delikatna i wrażliwa, więc nie oczekiwałem od niej odwagi oraz silnej woli godnych herosa lub przynajmniej mężczyzny. Weasley uratował jej życie, jak sama stwierdziła; mogła zatem szukać w nim oparcia, nawet jeśli to oparcie miało istnieć jedynie w jej głowie. Denerwowało mnie, że nie mogła skupić się na mnie; człowieku, który też o nią dba, choć w inny sposób. Oprócz zaciśniętych szczęk nie było po mnie widać tej frustracji, która wzbierała w środku dość drastycznie. Starałem się jednak myśleć o czymś innym, uczucia nigdy nie wpływały dobrze na zaklęcia lecznicze. Musiałem wziąć parę głębszych oddechów, policzyć kilka razy do dziesięciu, oczyścić umysł ze zbędnych wniosków. Zdrowie przyszłej narzeczonej powinno leżeć mi na sercu najmocniej. I nic innego nie powinno mieć znaczenia. Dlatego właśnie odciąłem się od niewygodnych tematów, w których sylwetka rzeczonego Brendana przewijała się nieustannie, wręcz nieznośnie. Jak pasożyt, którego ciężko jest się pozbyć.
Dopiero po względnym odzyskaniu równowagi mogłem przystąpić do dalszego leczenia. Oparzenia zostały prawie zaleczone, powoli i rany na stopach znikały, ustępując zdrowej, choć zabliźnionej skórze. Organy pracowały prawidłowo, pacjentka została też uspokojona zaklęciami. I pomimo bólu, jaki za chwilę odczuje, powinna zachować się w miarę jednostajnie, bez gwałtownych ruchów. Niestety nie mogłem jej zagwarantować idealnego samopoczucia. Eliksir wzmacniający z pewnością odejmie nieco dyskomfortu, ale z większością będzie musiała zmierzyć się sama. Mogę jeszcze przed wyjściem rzucić na nią zaklęcie uśmierzające cierpienia, ale o pewnym czasie znów je niestety poczuje. Może powinienem pomyśleć nad trwałym zaklęciem?
- Z nami im to nie grozi – odpowiedziałem jedynie, z przekonaniem. Musiałem. Nie chciałem jej bardziej denerwować i tak była zlękniona. Nie dziwię się, nietypowy piorun, który w nią ugodził, musiał mieć potężną moc jak sądziłem po ilości obrażeń.
Pomimo zażegnania niekomfortowego tematu jakim był Weasley, nadszedł czas na kolejny, może nawet bardziej krępujący moment, jak właśnie smarowanie maścią. Ostatni raz podobne zadania robiłem jak sam byłem stażystą; później zwykle kazałem to robić innym: albo samym pacjentom, albo kursantom. Tutaj natomiast podświadomie czułem, że powinienem sam zabrać się za wypełnianie do końca medycznego leczenia. Spojrzałem krótko na zmieszanego stażystę, później na Victorię, również wyraźnie skonfundowaną.
- Obawiam się, że w zaistniałej sytuacji nie mamy żadnej – odparłem zgodnie z prawdą. Sam bardzo chciałbym tu jakąś zawołać, ale wiedziałem, że było ich niewiele i każda albo sama ucierpiała z powodu anomalii, albo pomagała innym paniom, które też bardzo chciały oddać się pod opiekę kobiety. – Potraktujmy to jak usługę medyczną - skwitowałem. Kiwnąłem głową stażyście, by ten opuścił pomieszczenie i chwilę później już go nie było. Sam z obojętnym wyrazem twarzy zacząłem nakładać pastę na odsłonięte części ciała Parkinsonówny.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]14.10.17 21:36
Tak bardzo obawiałam się tego, co usłysze. Ogromnie liczyłam na to, że Lupus przywoła do siebie jakąś stażystkę. O wiele bardziej wolałabym, aby to kobieta smarowała moje ciało maścią, lord Black nie powinien na mnie patrzeć przed ślubem, a już na pewno nie w takim stanie. Ale do niego, w przeciwieństwie do stojącego obok niego mężczyzny, ufałam. Liczyłam na to, że nikt się nie dowie, a już na pewno nie nasi rodzice. Żaden z naszych ojców nie byłby zadowolony i nie wiem, czy któregoś z nich, a przede wszystkim mój ojciec, przyjąłby stwierdzenie, że to była zwykła usługa medyczna. Nie odpowiedziałam nic, mocno zacisnęłam oczy, aby nie widzieć nad swoją twarzą pochyloną twarz Lupusa. Czułam za to jego dotyk, jak jego palce ślizgają się po mojej skórze. Było mi niedobrze. Czułam się okropnie, miałam wrażenie, że robię coś złego. Chociaż bardzo chciałam wyrzucić z myśli fakt, że dotyka mnie mężczyzna, nawet jeśli jego dłoń dotykała tylko mojego ramienia, to nie mogłam. Czułam skurcze w żołądku, walczyłam ze sobą aby krzyknąć, by mnie nie dotykał. Nie chciałam by mnie dotykał. Byłam tak bardzo skrępowana, zestresowana, spięta, jakby zaklęcie uspokajające już ustało, a wszystkie emocje uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Dotykał ledwo mojego ramienia, a gdzie plecy, obojczyki czy niżej? Jęknęłam rozgoryczona i odwróciłam głowę.
Nie miałam sił protestować, walczyłam sama ze sobą co jest dla mnie ważniejsze, co osiągnę tą chwilą cierpienia. Bo jego dotyk, w tym momencie, był dla mnie katorgą. Ale nie mówiłam nic, mocno zaciskałam zęby i czekałam aż skończy. Starałam się skupić na czymś innym, myśleć o rodzinie, może spróbować zasnąć, ale nie dało się. Naprawdę się nie dało.
Nie wiem ile to trwało, miałam wrażenie, że wieczność. Obracałam się tak jak kazał, gdy chciał dosięgnąć danego kawałka mojego ciała, nie patrzyłam na niego wiedząc, że i tak nie dałabym rady. Policzki miałam gorące i czerwone, gdybym dotknęła je dłonią, zapewne bym się popatrzyła. Zastanawiałam się czy i dla niego ta sytuacja była tak bardzo niekomfortowa? Był uzdrowicielem, na pewno nie raz smarował kogoś maścią. Może wcale to nie był dla niego problem? Może to ja przesadzałam? Ale naprawdę bardzo źle się z tym czułam i wcale nie chodziło o samego Lupusa, ale o zasady, które miałam wrażenie, że łamie.
Gdy skończył jeszcze przez chwilę nie miałam odwagi na to, aby na niego spojrzeć. Musiałam chwile ochłonąć, musiały zniknąć te okropne uczucia wstydu, stresu, pewnego rodzaju zniesmaczenia. Dopiero gdy ochłonęłam zdecydowałam się zwrócić w jego stronę. Najprawdopodobniej wyglądałam okropnie, zaklęcie uspokajające przestało działać, tak samo jak zaklęcie przeciwbólowe, ale zaleczone rany nie sprawiały mi aż takiego cierpienia. Byłam w stanie to wytrzymać. Ale nie byłam w stanie się uśmiechnąć. Patrzyłam na przyszłego narzeczonego z lekko rozchylonymi ustami, chciałam coś powiedzieć, ale z początku nie wiedziałam co.
- Przepraszam - szepnęłam.
Przepraszałam za swoją postawę, za spięcie, które na pewno odczuł, za moje odwrócone spojrzenie, grymas na twarzy. Na pewno nie to chciał widzieć u swojej przyszłej narzeczonej, ale ja nie potrafiłam, póki co, inaczej zareagować. Dzisiejszej nocy przeżyłam zdecydowanie zbyt dużo, wszystkie emocje się nałożyły i skumulowały. Aż dziw, że jeszcze nie wybuchłam.
- Proszę nie mów nikomu o tym, nie ojcu - jęknęłam.
Bałam się jego reakcji, nie chciałam by to się rozniosło. To co w tej sali, za parawanem, miało zostać tylko między nami. Pewnie będę ten moment pamiętać jeszcze długo, ale wstyd z biegiem czasu minie i wcale nie będzie to dla mnie tak bardzo krępujące i niewygodne. A już na pewno przestanie, gdy założy mi obrączkę na palcu.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Sala numer trzy [odnośnik]18.10.17 10:47
Nietrudno było zauważyć nienaturalne spięcie Victorii. Wyglądała jak przestraszona łania, jakbym nie był mną, a kimś zupełnie obcym. Tak jakbym miał ją co najmniej zgwałcić, nie nasmarować po prostu skórę pastą na poparzenia. Tak jak obiecałem, podszedłem do tego profesjonalnie, odkładając na bok ewentualne emocje, które się w szczątkowej ilości pojawiły. Nie robiło to na mnie wrażenia, że właśnie dotykałem przyszłej narzeczonej; jeszcze za czasów stażu, a nie było to wcale tak dawno temu, smarowanie pacjentów, w tym kobiet, było na porządku dziennym. To praca, którą uzdrowiciele zawsze chętnie oddawali kursantom wiedząc, że akurat przy tej czynności niemożliwym jest cokolwiek zepsuć, a taki delikwent nie mógł powiedzieć, że jedynie stał i nic nie robił. Być może lady Parkinson podejrzewała mnie o jakieś dewiacje, że nadmiernie spodoba mi się krążenie z kremem po jej skórze, ale naprawdę robiłem to automatycznie, bez przesadnej czułości czy skrupułów. Zgodnie z postanowieniami rzuconymi chwilę wcześniej potraktowałem to jako medyczną usługę. Przyznaję jednak, że było mi ciężko widząc tak mocno spanikowaną arystokratkę. Mimowolnie czułem pod palcami jej napięte do granic możliwości mięśnie, nie umknął mi także czerwony rumieniec policzków. Nie mówiłem nic, nie zauważając nawet, w którym momencie wyszedł stażysta.
Trwało to kilka minut nim pokryłem wszystkie zmiany skórne maścią. Zakręciłem słoiczek, następnie podszedłem do zlewu w celu umycia rąk. Nie odzywałem się, dając jej czas na oswojenie się z myślą, że przed chwilą dotykał ją mężczyzna. Prawdopodobnie to dobrze o niej świadczyło, choć i tak moim zdaniem za bardzo się zagalopowała we własnych myślach. Robiłem to przecież dla jej dobra, by nie miała żadnych blizn, co podejrzewałem, że było dla niej niezwykle istotne; w każdej innej sytuacji przysłałbym do niej stażystkę, ale dziś akurat było to niemożliwe. Sam zresztą czułbym się źle wyrywając komuś pomocnicę tylko po to, by ta nałożyła pastę na pacjentkę. To brzmiało absurdalnie. Przygasiłem w sobie wszelkie negatywne emocje, w tym zniechęcenie. Próbowałem sobie całą sytuację racjonalizować. Była pod wpływem silnych emocji, bólu, który na pewno już powrócił, skołowania. To pewnie dlatego zareagowała z przewrażliwieniem.
- Nie powiem – odparłem jedynie, nie wiedząc dlaczego miałbym o tym komukolwiek mówić. To była tajemnica uzdrowicielska, także przyjacielska. I nie był to powód do chwalenia się bądź nie wiadomo po co rozgłaszania tego. Miałem nadzieję, że na trzeźwo Victoria nie będzie posądzać mnie o podobne, bezsensowne ciągoty.
Rzuciłem jeszcze raz zaklęcie uspokajające oraz znieczulające, by chwilę dłużej mogła pocieszyć się błogim stanem nieodczuwania bólu. – Muszę już iść, kolejni pacjenci czekają. Przyjdę do ciebie później. Regeneruj siły – powiedziałem do niej, po czym podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a opuściwszy pomieszczenie, wezwałem tego samego stażystę, który przed chwilą wyszedł. I rzuciłem się w wir pracy, której było pod dostatkiem.

z/t oboje
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]07.04.18 22:00
Dotarły do Munga stosunkowo prosto, po drodze natrafiwszy na życzliwych ludzi, którzy użyczyli im kominka podłączonego do sieci Fiuu. Miały w tym dużo szczęścia, poparzenia, jakich nabawiły się na cmentarzu, nie tylko uniemożliwiły im utrzymanie różdżek niezbędnych do podtrzymania stabilnej magii - która bez wątpienia ponownie wybuchła już niekontrolowanym chaosem  - ale były niezwykle bolesne, a żadna z nich do bólu nie była przyzwyczajona. Szczęśliwie, już w lecznicy trafiły w ręce wykwalifikowanych medyków, którzy  w mig ochłodzili obolałą skórę. Musialy tylko zostać na miejscu przez kilka godzin - kontrolnie. Minerwa westchnęła, siedząc na skraju krzesła w opustoszałej sali, na szczęście tego dnia pacjentów nie było na tyle długo, by musiały spędzić w kolejce całą wieczność. Anomalie sprawiały, że szpital świętego Munga na okrągło pękał w szwach, a one nie były pacjentkami, które wymagałyby jakiegokolwiek pierwszeństwa - pomimo dokuczliwego bólu.
- Było blisko - zwróciła się do Leanne, lekko rozchylając bandaż na przedramieniu, by dostrzec zaleczoną już ranę. W jej głosie pobrzmiewała przykra nuta melancholii, po raz pierwszy podeszła tak blisko, ale wciąż nie dość blisko, żeby osiągnąć cel. W jej oczach iskrzył smutek, wciąż czuła się balastem - a naprawdę chciała dokonać czegoś więcej. Pomóc tym, którzy na co dzień narażają się bardziej. - Myślisz, że to był żmijoptak? - Wspomniała o nim, kiedy opuszczały tamto miejsce. Widziała go? - Tamten gorąc - Wciąż było jej słabo na myśl o powietrzu, w którym mogły się - dosłownie - zagotować - mógł mu zrobić krzywdę - Tamto stworzenie było tak piękne i majestatyczne, owszem, niebezpieczne, ale to one weszły do jego gniazda, nie odwrotnie. Winny były uważać nie tylko na siebie, ale również na niego. - Mam nadzieję, że zdążył uciec - nie były tam przecież niszczyć, ich powinnością było ocalić to, co jeszcze w tamtym miejscu zostało. Pokręciła z dezaprobatą głową, zwijając kosmyk pszenicznych włosów za ucho.
- Dobrze, że nie musimy zostawać tuta na noc. - Przeniosła ku niej spojrzenie, spędzenie tego dnia w szpitalnej piżamce byłby dopełnieniem goryczy porażki.


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Sala numer trzy [odnośnik]12.04.18 16:56
Leżałam na łóżku, wpatrując się w zabandażowane dłonie, przesiąknięte śmierdzącą, kleistą mazią na oparzenia. Starałam się nie myśleć o tym, że jej część znajduje się na mojej szyi i twarzy oraz przedramionach i łydkach, dopóki panującej w sali ciszy nie przerwał łagodny głos Minnie, sprowadzający mnie na ziemię. Zerknęłam na nią, obracając się na bok.
- Tamten hałas? - Upewniłam się, czy myślimy o tym samym, a przy okazji odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że nie tylko ja słyszałam dziwne szmery zaraz po wyjściu z cmentarza. - Nie sądzę, Minnie. Też tak na początku myślałam, ale żmijoptak raczej nie wydaje odgłosów przypominających ludzkie kroki i szeptanie - zmarszczyłam czoło, gdy dotknęłam palcem swojego ciepłego policzka, powstrzymując się przed stwierdzeniem o zmutowanej przez anomalie odmianie tegoż gatunku - z drugiej strony mogło mi się tylko wydawać. - Byłam ciekawa co tak naprawdę było źródłem tamtych dziwnych odgłosów, ale nie chciałam wracać w to dobijające miejsce. Nie teraz, nie w takim stanie, szczególnie kiedy upewniłam się na własnej skórze jak magia potrafiła zawieść.
- Na pewno nic mu nie jest. Nie znajdował się nawet w pobliżu tego gorąca, a my nie byłyśmy pierwszymi, które próbowały. - Dodałam pocieszająco, pamiętając, że przy ucieczce zdążyłam dwukrotnie zerknąć na odrętwiałe stworzenie. Tamto dziwne zjawisko nie dawało mi jednak spokoju.
- Nie zrobiłoby mi to różnicy, tutaj przynajmniej ktoś jest. W domu niekoniecznie. - Wprawdzie pogodziłam się z Justine, a w pokoju gościnnym czasem nocował Johnatan, ale to nie zmieniało faktu, że większość czasu spędzałam sama. Nie należało to do najmilszych uczuć, a ja nie wiedziałam co dalej. - Ale musisz przyznać, że całkiem nieźle nam szło. No, do pewnego momentu. - Zmieniłam nagle temat, uśmiechając się i próbując dostrzec chociaż najmniejszy plus dzisiejszej sytuacji, jak zwykle zresztą - moje pozytywne nastawienie do świata widać jeszcze gdzieś we mnie tkwiło.
Leanne Tonks
Leanne Tonks
Zawód : historyk
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Speak and may the world come undone.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5268-leanne-tonks#118087 https://www.morsmordre.net/t5336-cwirek#119683 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f90-manor-road-35 https://www.morsmordre.net/t5574-skrytka-bankowa-nr-1304#130127 https://www.morsmordre.net/t5338-l-tonks#119729
Re: Sala numer trzy [odnośnik]02.05.18 20:25
Skinęła głową, utwierdzając Leanne w przekonaniu, że mówiły o tym samym - dźwięki dochodzące ni stąd ni zowoąd pozostawały dla Minerwy tajemnicą, słyszała szelest, uderzenie, być może to był krok - szept do niej nie dotarł. Ale słowa wypowiedziane przez towarzyszkę nie podniosły jej na duchu; jeśli tamten dźwięk nie był żmijoptakiem - nie mogły wiedzieć, czy stworzenie w ogóle przeżyło. Westchnęła, oznaczałoby to, że narobiły tam więcej szkody niż pożytku... ale dalsze słowa Leanne dawały nadzieję - być może jej się tylko wydawało. Być może. Odpowiedź z pewnością przyniosłaby ponowna wizyta na cmentarzu, ale nie osiągnęłyby w ten sposób nic poza uzyskaniem informacji. Było za późno, żeby pomóc stworzeniu.
- To prawda - racjonalne argumenty Leanne wydawały się ją uspokajać. Nie była pewna, na ile blisko gorąca leżał ptak, ale radził sobie tam od dawna  - słyszała pogłoski o jego gnieździe na długo przed podjęciem decyzji o wizycie na cmentarzu. - Mam nadzieję, że potrafi sobie tam poradzić - zadecydowała w końcu, przyjmując wygodne wytłumaczenie. Niszcząca siła anomalii prędzej czy później, za ich sprawą czy nie, i tak naruszyłaby jego siedlisko.
Uśmiechnęła się, nieco smutno, problem samotności podzielała, choć nie na długo. Jej brat kończył szkołę - po zakończeniu edukacji planował przenieść się do Londynu, zamieszkają razem. Nie sądziła, by przesiadywał w domu całymi dniami, ale Minerwa sama wykorzystywała mieszkanie głównie jako sypialnię - zbyt mocno skupiała się na swojej podwójnej pracy badawczej.
- Do pewnego momentu - przytaknęła bez entuzjazmu. - Wcześniej najbliższej anomalii podeszłam na Pokątnej, z Benjaminem. Ale nie dotarliśmy tak blisko. W końcu się uda, Lea. Chciałabym... Chciałabym móc przebadać jedno z tych miejsc. Sprawdzić magię. Podejrzewam, że jej wiązki są w jakiś sposób zakrzywione. Ale ciągle - za mało wiem. - Dlatego muszę uczyć się więcej. Czytać więcej. Dzień po dniu. Pokręciła krótko głową, póki co były tutaj uziemione i snucie planów na przyszłość musiało zaczekać; na jej twarz wpełzł pogodny uśmiech. - Zagramy w zagadki? - Zadaj mi pytanie o wojnę goblinów, na pewno zgadnę. Mały przed sobą dużo czasu - całą wieczność utkniętą wewnątrz twardych bandaży.

/ zt x2


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Sala numer trzy [odnośnik]19.05.18 23:56

13.06?

Mdłe światło poranka wpadające przez przykurzone okna nadawało korytarzowi pewnej dozy nierealności, skąpanej w brudno szarej bieli ścian. Bezruch, jakim emanował, wydawał się czymś wręcz nienaturalnym, niezrozumiałym ciężarem osiadającym gdzieś w piersi, zmuszającym do nabrania głębszych oddechów przed wykonaniem kolejnego kroku. Zupełnie tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu — pozwolił na chwilę wytchnienia w zawierusze, jaka nawiedziła Wielką Brytanię ponad miesiąc temu i która za nic nie chciała odejść. Wybuch anomalii zdawał się zachwiać porządkiem wszechświata, jakże pewnie ustanowionym przez magiczną część społeczeństwa sprawiając, iż to, co dlań dotąd było oczywiste i instynktowne, stało się raptownie najgorszym wrogiem. Poniekąd zdradzeni przez własną naturę, pod wpływem wypadku tudzież nasilenia posiadanych chorób, jęli napływać ku szpitalowi św. Munga w zastraszającej ilości, zmuszając całą służbę zdrowia do bycia w ciągłej gotowości. Ale nie teraz. Teraz był czas na oddech.
Okrągłe czubki czarnych szpilek zderzają się ze sobą cicho, w spokojnym oraz miarowym tempie. Mięśnie rozluźniają się stopniowo, zbyt nawykłe do pozostawaniu w ciągłym napięciu, zaś długie, smoliste rzęsy trzepocą raz po raz, zupełnie tak jakby gwałtowne mruganie mogłoby odgonić precz resztki snu osiadłe w kącikach oczu. Leniwe, na wpół przytomne spojrzenie sunie niespiesznie po tym nierealnym korytarzu, być może szukając niezwykłości w najprostszej rzeczy, albo też pozwalając by myśli wciąż przesiąknięte niedawną drzemką, na nowo mogły nabrać ostrości oraz nader racjonalnego wydźwięku. Nie było istotnym, która z tych opcji była prawdziwa, liczyło się bowiem jedno — wyspała się. Może nie tak po ludzku, z marami sennymi przenikającymi umysł oraz pośród miękkiej pościeli ze stosowną ilością godzin przeznaczoną na to jakże ambitne zajęcie. Niemniej Rowan Sprout była znana z nader rzadkiej umiejętności zasypiania dosłownie wszędzie i to w najmniej wygodnej pozycji, gdzie była w stanie w dosyć krótki okres odzyskać, chociażby część energii. Tak też parapet na jednym z korytarzy oddziału pozaklęciowego był jak znalazł. Zapewne, gdyby miała więcej siły i samozaparcia — doczłapałaby się w końcu do swojego gabinetu, jednak pójście w tym przypadku po linii najmniejszego oporu wydawało się genialnym pomysłem. I nadal takim było, uznawała w duchu, zrelaksowana oraz wypoczęta w najbardziej prymitywny sposób. Przeciągnęła się wreszcie, wierzchem lewej dłoni przysłaniając usta, gdy ziewała, palce drugiej wplotła w rude kosmyki włosów — nieco je mierzwiąc, dzięki czemu upięte w wysoki kok nabrały bardziej frywolnego, dosyć niechlujnego wyrazu. W tym momencie czuła się nader idealnie, zadowolona oraz poniekąd szczęśliwa i uczucie to o dziwo nie ulotniło się w chwili, gdy w zasięgu wzroku pojawili się pielęgniarze noszący bezwładne ciało na niewidzialnych noszach.
~ To było miłe ~ uznała w myślach Red, uświadamiając sobie, iż czas na powrót ruszył ustalonym torem, a ona powinna porzucić wszelki ruch w bezruchu i zająć się pacjentem. Wygładziła jeszcze szaty, a następnie zsunęła się z parapetu by przy wtórze stukotu wysokich obcasów, mogła ruszyć do przydzielonej sali.
Poszkodowany o dziwo nie ucierpiał w wyniku anomalii, a zwyczajnie przegrał w pojedynku — zaskakująca odmiana, biorąc pod uwagę, iż ostatnio tonęła w coraz to dziwniejszych urazach pochodzących od kapryśnej magii. Potrząsnęła głową, przykładając palce do szyi mężczyzny, chcąc zbadać tętno. Zgodnie ze słowami jednego z pielęgniarzy, serce zdawało się nie ucierpieć, czego nie można było rzec o całej reszcie.
Odetchnęła, najchętniej od razu zastosowałaby zaklęcie przeciwbólowe, jednak obecnie mogłoby to jedynie zaszkodzić niźli pomóc.
Surgito — wypowiada więc zaklęcie cicho, mając nadzieję, iż modrzewiowa różdżka nie zawiedzie jej, a niejaki F. Fortescue odzyska przytomność.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout
Re: Sala numer trzy [odnośnik]19.05.18 23:56
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer trzy [odnośnik]26.05.18 0:11
Pasuje!

Nie spodziewałem się takiego wyniku pojedynku. Mój oponent wydawał się być przemiłym mężczyzną w podeszłym wieku - nie maszyną do zabijania z niesamowitymi umiejętnościami rzucania zaklęć ofensywnych i tarcz. Do tego te skarpetki! Dotychczas wydawało mi się, że każda osoba posiadająca kolorowe lub niedopasowane do siebie skarpetki, jest osobą godną zaufania. Sam codziennie nakładałem na siebie ekscentryczne tudzież kolorowe ubrania i po prostu wydawało mi się, że każda podobna osoba musi mnie przypominać. Okazało się, że moja teza nie ma odwzorowania w rzeczywistości i tym samym zniszczył się mój światopogląd. Mogłem się załamać - miałem ku temu pełne prawo; nie codziennie ludzie dowiadują się, że ich przekonania są naiwne i nieprawdziwe. Doprawdy, nigdy bym nie pomyślał, że pulchny pan ze skarpetkami w jednorożce może mi w następnej minucie wbić noże w pierś. I to dwukrotnie!
Noże były najgorsze. Obtłuczenia, odmrożenia, podpalenia - naprawdę mogłem znieść wszystkie pojedynkowe zaklęcia oprócz tych nieszczęsnych noży. Moment, w którym wbijają się w ciało, jest nie do opisania. Pomijam już fakt piekielnego bólu - ja nawet nie mogę na to patrzeć. Od razu przypominają mi się mugolskie westerny, pełne podobnej przemocy i osób z przebitymi tętnicami. Uch, okropieństwo. Nic dziwnego, że w końcu straciłem przytomność. Nie pamiętam kiedy przetransportowano mnie do szpitala. Po prostu w jednej chwili byłem na arenie, a w drugiej...
Otworzyłem oczy i wziąłem łapczywy wdech powietrza jakbym dopiero co wyszedł spod wody. Moim oczom ukazała się nieznajoma ruda kobieta, choć jej rysy twarzy z kimś mi się kojarzyły. Rozejrzałem się zdezorientowany po sali, próbując połączyć fakty. Parę chwil zajęło mi dojście do wniosku, że jestem w szpitalu - przez ten czas zapewne na mojej twarzy był wymalowany strach i niepewność. - Flo mnie zabije - wydusiłem z siebie z lekkim trudem, przymykając z powrotem oczy. To była moja pierwsza myśl - jak mogłem pozwolić, żeby pojedynek skończył się na tyle źle, że musiałem zostać przetransportowany do szpitala pod opiekę profesjonalnych uzdrowicieli? Przecież obiecałem sobie, że będę kończył walkę zanim mój stan tak poważnie się pogorszy. To było niezwykle nieodpowiedzialne z mojej strony.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 11 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Sala numer trzy [odnośnik]29.05.18 23:11
Odsuwa się o zaledwie pół kroku, nie chcąc przytłoczyć swą bliskością poszkodowanego, który w dezorientacji jął rozglądać się po pomieszczeniu. Czujne spojrzenie czarnych niczym smoła oczu zdawało się przylgnąć do niego na dobre, badawczo rejestrując każdy nawet najdelikatniejszy gest wykonywany przez mężczyznę. Lewy kącik dużych ust drgnął zaraz lekko, gdy dane jej było usłyszeć słowa przezeń wypowiadane. Przysunęła się bliżej, chcąc zacząć działać i tym samym nie narażać więcej nieszczęsnego Floreana na więcej bólu niż jest potrzeba.
Jest to wysoce prawdopodobne — zgodziła się uprzejmie, jako że znała jego siostrę wystarczająco dobrze, by nie łudzić się, iż przyjmie w sposób łagodny powiadomienie o miejscu przebywania bliźniaka — Do tego czasu postaram się jednak postawić cię na nogi. Proszę, skup się całkowicie na moim palcu — poleciła jakże grzecznie, jako że dobry nastrój powstały z niedawnej drzemki wciąż przezeń przemawiał. Palcem wskazującym przesuwała tuż przed jego twarzą, sprawdzając, czy pacjent wodzi za nim wzrokiem. Jeżeli jego odruchy były poprawne, mogła przejść do dalszych zabiegów. Uśmierzyć ból, powstrzymać krwawienie, zająć się najpilniejszymi ranami, następnie zaś tymi niezagrażającymi życiu. A potem pójść na jakieś ciastko z kremem. Tak, to był nader porządny plan, zapewniający rudowłosej dosyć satysfakcjonujący koniec. Kiwnęła do siebie samej głową ukontentowana, prostując się zaraz, jak wypadałoby doświadczonemu, dostojnemu magomedykowi, który doskonale wie cóż winien czynić. I wcale a wcale nie korciło jej zapytać, któż tak mógł urządzić brata Florence, jak silny był jego przeciwnik. W ogóle. Ni ciut, ciut. No, może trochę — ale potrafiła się powstrzymać!
W porządku, przejdę teraz do znieczulenia. Proszę wytrzymać chwilę — odezwała się, unosząc raz jeszcze modrzewiową różdżkę. Drobna dłoń zacisnęła się mocniej wokół drewna, jakaś niezrozumiała nadzieja nakazywała wierzyć, iż i tym razem zaklęcie się powiedzie — Subsisto Dolorem — wypowiedziała, obserwując reakcję Florka na czar. Czekała na syknięcie bólu, bądź też rozluźnienie mięśni w wyrazie niemej ulgi. Red mogła tylko się cieszyć, iż anomalie nie miały wstępu na teren szpitala. Z jej szczęściem, jakiś wybuch tudzież uszkodzenie czegokolwiek było murowane.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout
Re: Sala numer trzy [odnośnik]29.05.18 23:11
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 15
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer trzy [odnośnik]02.06.18 23:37
Zalewie miesiąc temu również byłem w szpitalu - ostatnio stawałem się coraz częstszym gościem tego miejsca i to chyba był najwyższy czas żeby to zmienić. Tylko nie byłem pewny czy to w ogóle jest możliwe, bo nie raz przychodziła do mnie myśl, że może właśnie takie było następstwo noszenia pierścienia Zakonu na szyi. Równało się częstszemu narażaniu na niebezpieczeństwo, ot, i może po prostu musiałem do tego przywyknąć. Tylko bardzo ciężko jest przyzwyczaić się do szpitalnego łóżka, jakkolwiek uzdrowiciele nie próbowaliby być mili i pomocni. Szpital równał się chorobie, a choroba smutkowi. Nigdy inaczej.
- Zna pani Florence? - Zdziwiłem się, próbując śledzić wzrokiem sylwetkę rudej uzdrowicielki. Cóż, znałem większość jej znajomych, bo często chodziliśmy razem w te same miejsca. Pracowaliśmy razem, mieszkaliśmy razem - ciężko było utrzymać cokolwiek w tajemnicy. A żadnej młodej uzdrowicielki nie kojarzyłem, choć jak już wcześniej wspomniałem, jej twarz cały czas wydawała mi się znajoma.
- Pokonał mnie starszy pan ze skarpetkami w jednorożce - zacząłem, chociaż powinienem zachować to w tajemnicy. Przecież to było zawstydzające! Zmęczenie, ból i wciąż krążąca gdzieś we mnie adrenalina nie pozwalały mi jednak zamknąć na dłużej ust. - Zjadł list kapusty przed pierwszym zaklęciem. Czy to nie powinno liczyć się jako oszustwo? - Kontynuowałem, próbując śledzić przy tym jej palec. Kapusta! Nigdy wcześniej nie widziałem niczego podobnego. Ba! Nigdy wcześniej nawet nie słyszałem podobnej historii. - Pani na pewno się zna. Czy kapusta ma jakieś udokumentowane zdolności? - W zasadzie na wschodzie Europy jedli dużo kapusty - może wcale nie robili tego przypadkowo, a dla większych celów.
- Do znieczulenia? A po co to znieczulenie? - Trochę się obawiałem tych wszystkich zabiegów, bo nie byłem do nich przyzwyczajony. Jeżeli miało mi tylko ulżyć w bólu - będę wdzięczny, bo te noże rozszarpały mi klatkę piersiową. Jeżeli miała w tym inny cel - musiałem wiedzieć jaki, żeby poczuć się spokojniej. Nie do końca ufałem uzdrowicielom, sam nie wiem dlaczego, bo nigdy nie przydarzyło mi się w ich towarzystwie nic przykrego. Przymknąłem więc oczy, kiedy skierowała na mnie swoją różdżkę i wypowiedziała zaklęcie.
- Mmm... Ile trzeba czekać na efekt? - Zapytałem nieśmiało, bo wciąż czułem każdą komórkę swojego potłuczonego ciała, a chyba nie tak miało to wyglądać. Ale ja się na tym nie znałem, mogłem się pomylić.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 11 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Sala numer trzy [odnośnik]16.06.18 22:35
Niebezpieczne życie — a już zwłaszcza takie trzymane w sekrecie przed światem — zwykło mścić się okrutnie, nader często posyłając śmiałków w objęcia szpitalnych łóżek, gotowych umilić im pobyt niewygodnymi materacami oraz pełnymi pretensji spojrzeniami pielęgniarzy. Zupełnie tak jakby nie słuchano ich szczegółowych zaleceń o ostrożności i siłą próbowano dostać się z powrotem do budynku, cierpiąc przy tym niesłychanie. Tego ostatniego szczęśliwie Florean mógł uniknąć, albowiem jawił się jako ofiara pojedynku nie zaś własnej głupoty, tudzież braku jakże niezbędnej w tych czasach czujności. Zresztą, nikt z pewnością nie mógłby posądzać właściciela lodziarni o żadne drastyczne zapędy, tak też personel pomocniczy mógł go tym razem oszczędzić.
A ktoś nie zna Florence? — tym razem była to kolej Rowan na zdziwienie, poparte uniesieniem jednej brwi. Lodziarnia Fortescue czasem wydawała się być wręcz centrum — czysto metaforycznie — Pokątnej, gdzie spotkać można było amatorów zimnych łakoci wszelkich kształtów, barw oraz upodobań i Red prawdopodobnie nie byłaby sobą — bo pewnie byłaby inna — gdyby i ona nie odwiedzała, z podejrzaną regularnością tegoż przybytku. Znaczy, na tyle ile jej pozwalały dyżury oraz dobry humor. Częstotliwość nawiedzania znajomej była równa odczuwanej niechęci do życia przez niziutkie dziewczę — Jestem uzdrowicielka Sprout albo też Rowan jak kto woli. Czasem odwiedzam waszą lodziarnię — przedstawiła się, duże usta wykrzywiając w uprzejmym uśmiechu, zaraz to wracając do oględzin swego pacjenta.
Oczywiście, wpływa zbawiennie na cerę i włosy — odpowiedziała, wiedząc, iż zapewne nie tego oczekiwał mężczyzna po tajemnicy zjedzonej kapusty. Żadnego mrocznego efektu, tylko zdrowe witaminy. W czarnych ślepiach zalśniło rozbawienie, lecz nie pozwoliła sobie na parsknięcie śmiechem — wszak była profesjonalistką, plus wolała nie narażać się Flo. Ta kobieta naprawdę bywała przerażająca.
Abyś nie odczuwał bólu, jednak jeśli ekhem...preferujesz, aby było inaczej, mogę zrezygnować z tego zaklęcia — zaproponowała. Wiedziała, że po ziemi stąpają tacy, którzy wręcz lubili upajać się odczuwanym bólem, jednak nie potrafiła sobie tego wręcz wyobrazić. To było po prostu dziwne. Poczekała chwilę na zapewnienie, że znieczulenie to świetny pomysł i zdecydowanie powinna go wdrożyć w życie. A potem różdżka w jej dłoni zadrgała lekko, lecz promień zaklęcia był zbyt słaby, by mógł zadziałać. Red westchnęła cicho, pocierając kciukiem i palcem wskazującym obie powieki. Sen najwyraźniej nie opuścił jej tak do końca, powinna to zdecydowanie zmienić.
Siedem lat i ośmioro wnucząt — mruknęła z kamienną twarzą, raz jeszcze unosząc swe narzędzie pracy. Tym razem skupiła się na poprawnym wykonaniu machnięcia — Subsisto Dolorem Maxima — wyszeptała z mocą, tym razem z ulgą przyjmując fakt, iż modrzewiowe drewno się jej posłuchało. Florean powinien poczuć się teraz zdecydowanie lepiej. W porządku, teraz musiała zatamować krwawienie.
Fosilio — rzuciła zaraz, kiwając głową w zadowoleniu — Przejdę do zasklepiania ran, nie odczujesz bólu, a raczej coś na kształt lekkiego pociągnięcia skóry. Specyficzne, może nawet nieprzyjemne, ale do przeżycia — uprzedziła, woląc wyjaśnić dokładnie, co zamierza. Nie wszyscy odczuwali sympatię wobec magomedyków, dlatego też Red zależało na zmniejszeniu dyskomfortu odczuwanego przez Florka.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout

Strona 11 z 15 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Next

Sala numer trzy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach