Kuchnia
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Prawdopodobnie, kiedy wrócą do stanu rzeczywistego, to będą odczuwać emocje, które nawiązały się między nimi, a chęć pocałunku będzie jeszcze większa, niż na początku. Oby tylko potem się nie okazało, że .. no właśnie. Że jest j e g o k u z y n k ą!. On pierwotnie brał to nawet pod uwagę. Że może być jakimś krewnym, o którym on nic nie wie. Może od strony brata ojca? Albo jeszcze z poprzedniego pokolenia? To by wskazywało na chyba trzeci, jak nie dalszy stopień pokrewieństwa. I co, teraz się okazuje, że całował kuzynkę? Dobrze, że nikt tego nie widział, bo teraz słysząc jej słowa, nieco pobladł na swojej piegowatej twarzy. Dobrze poznała jego uczucia, a teraz co? Chce nimi się bawić? -Kkk...kuzynką?- powtórzył mocno zdezorientowany tymi słowami. Co zrobić teraz? Ona teraz jeszcze chwilę się bawiła jego stanem, co jemu definitywnie się nie podobało? Kłamie, czy mówi teraz prawdę? Bo w sumie nie znał jej nazwiska. Miał tylko własne przypuszczenia wobec jej persony. Dlaczego w ogóle jej zaufał? Chyba przez jej rudość, która jemu narzuciła tok myślenia, że może być Prewwetem, bądź kolejnym Weasley'em. Jego zdumienie dominowało na jego twarzy, gdy próbował znaleźć gdzieś jakieś małe kłamstewko z jej strony. Serce mówiło inaczej, a rozum idzie swoim tokiem rozumowania. - Gdyby tak było, to- nie skończył mówić, bo nie wiedział, co dodać. Puścił jej dłoń, chcąc dać sobie czas namysłu. Ale gdy spojrzał w jej oczy, które próbowała przed nim schować. Nie chciał uwierzyć w to! Nawet jak są kuzynostwem, Barry nie ma zamiaru działać racjonalnie. Z resztą, racjonalizm zostawił za sobą biorąc mieszankę narkotyków. - To- powtórzył słowo odwracając całe ciało w jej stronę. Trzyma się kurczowo tej małej nadziej myśląc, że chce jego próbować oszukać tak jak ta dziennikarka, aby tylko nie wydało się jej prawdziwe nazwisko. - bym nie zrobił ... t e g o.- powiedziawszy pochylił się nad dziewczyną chwytając w dłonie zieloną trawę. Tylko pochylił się, choć było widać, że jeszcze kawałeczek, aby ją pocałował. Ale chciał sam zobaczyć, na własne oczy, jak zareaguje. Sam działał impulsywnie i chciał ratować tę część, która jest do uratowania. A czy Nora zechce to uratować, czy może podkreślić ich idiotyczne relacje, które by zabraniały takich typu spotkań. Póki są w Norwegii, to chyba nie muszą się tym przejmować, prawda?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chyba tak naprawdę po raz pierwszy w ciągu całej ich znajomości wykorzystała fakt, iż tylko ona zna prawdziwe dane towarzysza. W prawdzie Barry był pewien, iż zna jej imię i mógł mieć pewne domyślenia co do nazwiska (może nawet przypasował sobie do niej twarze wyimaginowanych państwa Jakichśtam?) jednakże jej wyuczona przezorność jeszcze z czasów kiedy się poznawali sprawiła, iż mogła teraz podać się nawet za jego kuzynkę.
Patrzyła na niego tak wiele razy, że mogła już z pamięci odtworzyć pewne charakterystyczne dla rudowłosego chłopaka gesty, zachowania czy mimikę. Spróbowała więc teraz powtórzyć cechujący go wyraz twarzy i tak samo jak nie raz on sam, oparła się nonszalancko na przedramieniu, spróbowała odtworzyć ten sam rodzaj spojrzenia, którym on ją obdarzał tak, jakby bawili się teraz w lustro.
Jednakże nie miała tego weasleyowskiego genu dzięki któremu mogłaby sprawić wrażenie Nory Weasley (spoiler alert!), zaginionej rówieśniczej kuzynki.
Dlatego szybko wróciła do naturalnego dla siebie wyrazu twarzy który najtrafniej ocenić można jako marsową minę. Generalnie Marcelyn krzywiła się i wyglądała na znużoną/poirytowaną/wściekłą/zniesmaczoną (niepotrzebne skreślić) przez niemal cały czas. Jednak przy Barrym zdarzało jej się uśmiechać wyjątkowo często, tak jak teraz, gdy zobaczyła jak skonsternowany jest przez niepewność którą w nim zasiała. Słuchała go z rozbawieniem które szybko przerodziło się w ciekawość, gdy zaczął szukać słów. Wtem pochylił się nad nią tak, że tej drobnej, nie raz zgrywającej twardszą niż jest dziewczynie, zabiło mocniej serce. Miał ją już w garści. W tej chwili Marcelyn Carrow zapomniała już zupełnie o zdrowym rozsądku, o planowanych małżeństwach i o jakimkolwiek trzymaniu klasy. Jednym ruchem uniosła się wyżej i pocałowała go, jedną rękę wplątując w jego gęste rude włosy przyciągając tę ukochaną, piegowatą twarz bliżej.
Patrzyła na niego tak wiele razy, że mogła już z pamięci odtworzyć pewne charakterystyczne dla rudowłosego chłopaka gesty, zachowania czy mimikę. Spróbowała więc teraz powtórzyć cechujący go wyraz twarzy i tak samo jak nie raz on sam, oparła się nonszalancko na przedramieniu, spróbowała odtworzyć ten sam rodzaj spojrzenia, którym on ją obdarzał tak, jakby bawili się teraz w lustro.
Jednakże nie miała tego weasleyowskiego genu dzięki któremu mogłaby sprawić wrażenie Nory Weasley (spoiler alert!), zaginionej rówieśniczej kuzynki.
Dlatego szybko wróciła do naturalnego dla siebie wyrazu twarzy który najtrafniej ocenić można jako marsową minę. Generalnie Marcelyn krzywiła się i wyglądała na znużoną/poirytowaną/wściekłą/zniesmaczoną (niepotrzebne skreślić) przez niemal cały czas. Jednak przy Barrym zdarzało jej się uśmiechać wyjątkowo często, tak jak teraz, gdy zobaczyła jak skonsternowany jest przez niepewność którą w nim zasiała. Słuchała go z rozbawieniem które szybko przerodziło się w ciekawość, gdy zaczął szukać słów. Wtem pochylił się nad nią tak, że tej drobnej, nie raz zgrywającej twardszą niż jest dziewczynie, zabiło mocniej serce. Miał ją już w garści. W tej chwili Marcelyn Carrow zapomniała już zupełnie o zdrowym rozsądku, o planowanych małżeństwach i o jakimkolwiek trzymaniu klasy. Jednym ruchem uniosła się wyżej i pocałowała go, jedną rękę wplątując w jego gęste rude włosy przyciągając tę ukochaną, piegowatą twarz bliżej.
Gość
Gość
Widzieć mimikę, która prawdopodobnie pokazuje się z jego twarzy jest nieco dziwna. Wiadomo, pewnie rodziny mają niektóre podobne zachowania, skrzywienia, czy nawet mrugnięcia. Ale koniec końców, nie da się dosłownie papugować drugiej osoby. Chyba, że to jest brat lub siostra bliźniak, to by dosłownie wszystko wyjaśniało.
Lecz chłopakowi to nie przyszło do głowy i dostawał w głowie apopleksji. Naprawdę tak dobrze gra? Serce nie wierzy w jej gierki, ale rozum nie wiedział, co myśleć o tym. Było to jedno chyba, z najgorszych przeżyć, jakie doznał podczas brania narkotyków. Gdzie jest działanie Złotej Rybki? Gdzie te wróżone i spełnione szczęście? Na razie doznaje katuszy z jej strony, które poddają jej słowom wątpliwości. Mimo iż teraz zaryzykował, to gdzieś słyszał irytujący, mały głosik, że może jednak jest jego kuzynką. Ale ten głosik zniknął, gdy Nora podążyła ku uczuciom i pocałowała. Barry uśmiechnął się i odwzajemnił jej pocałunek. Ale ... to nie koniec jego planów. Wpierw pochylił się bardziej, aby Nora mogła spokojnie leżeć na trawie. Nie chciał kłaść całego swego ciała na biednej Norze, bo zaraz pewnie zostałaby spłaszczona niczym naleśnik na patelni. Jego nogi natomiast spokojnie nadal leżały na boku, choć chwilę po pochyleniu się, przełożył jedną nogę na drugą stronę jej ciała. Robił to spokojnie, nie śpiesząc się nigdzie.
Lecz co Cezar na to, gdy ujrzał dwie rude postaci na podłodze, którzy całują się? Z pewnością nie był zadowolony. Szczególnie z Barry'ego, któremu czasem musiał przypominać niektóre istotne rzeczy. Ale teraz chyba potrzebuje pomocy, przynajmniej tak kuguchar myśli. Chcąc przerwać tą romantyczną chwilę, wślizgnął się między usta obu rudzielców nieco drapiąc przy tym Barry'ego na nosie. Co z tego, że Barry'emu jak leci krew, to porządnie. Co z tego, że w sierpniu dostał w ten sam nos i musiał iść do Cass, by go nastawiła, bo nie dało rady pracować normalnie.
Barry nagle czując jakąś sierść między ustami, jak i nagłe nieprzyjemne ukłucie na nosie, nieco wzdrygnął się i zdezorientowany podniósł się na kolana i zaczął miotać pomieszczenie swym wzrokiem... Chwila, gdzie jest ta Norwegia? Gdzie te renifery? Gdzie oni są? Na gacie Selwyna, gdzie ich wywiało? Przyłożył swą dłoń do nosa i zaraz gdy na nią spojrzał, ujrzał krew. Kurwa
Spojrzał w dół chcąc zobaczyć czemu jest na kolanach między ... Norą. Kurwa
Zaraz wstał i podszedł do kranu. Włączył go, po czym włożył dłonie w strumień bieżącej wody i przemył nos, który przestał krwawić. Jeszcze odczuwa skutki naćpania, nie da się zaprzeczyć, ale cząstka rzeczywistości powróciła. A ona była taka bolesna.
Lecz chłopakowi to nie przyszło do głowy i dostawał w głowie apopleksji. Naprawdę tak dobrze gra? Serce nie wierzy w jej gierki, ale rozum nie wiedział, co myśleć o tym. Było to jedno chyba, z najgorszych przeżyć, jakie doznał podczas brania narkotyków. Gdzie jest działanie Złotej Rybki? Gdzie te wróżone i spełnione szczęście? Na razie doznaje katuszy z jej strony, które poddają jej słowom wątpliwości. Mimo iż teraz zaryzykował, to gdzieś słyszał irytujący, mały głosik, że może jednak jest jego kuzynką. Ale ten głosik zniknął, gdy Nora podążyła ku uczuciom i pocałowała. Barry uśmiechnął się i odwzajemnił jej pocałunek. Ale ... to nie koniec jego planów. Wpierw pochylił się bardziej, aby Nora mogła spokojnie leżeć na trawie. Nie chciał kłaść całego swego ciała na biednej Norze, bo zaraz pewnie zostałaby spłaszczona niczym naleśnik na patelni. Jego nogi natomiast spokojnie nadal leżały na boku, choć chwilę po pochyleniu się, przełożył jedną nogę na drugą stronę jej ciała. Robił to spokojnie, nie śpiesząc się nigdzie.
Lecz co Cezar na to, gdy ujrzał dwie rude postaci na podłodze, którzy całują się? Z pewnością nie był zadowolony. Szczególnie z Barry'ego, któremu czasem musiał przypominać niektóre istotne rzeczy. Ale teraz chyba potrzebuje pomocy, przynajmniej tak kuguchar myśli. Chcąc przerwać tą romantyczną chwilę, wślizgnął się między usta obu rudzielców nieco drapiąc przy tym Barry'ego na nosie. Co z tego, że Barry'emu jak leci krew, to porządnie. Co z tego, że w sierpniu dostał w ten sam nos i musiał iść do Cass, by go nastawiła, bo nie dało rady pracować normalnie.
Barry nagle czując jakąś sierść między ustami, jak i nagłe nieprzyjemne ukłucie na nosie, nieco wzdrygnął się i zdezorientowany podniósł się na kolana i zaczął miotać pomieszczenie swym wzrokiem... Chwila, gdzie jest ta Norwegia? Gdzie te renifery? Gdzie oni są? Na gacie Selwyna, gdzie ich wywiało? Przyłożył swą dłoń do nosa i zaraz gdy na nią spojrzał, ujrzał krew. Kurwa
Spojrzał w dół chcąc zobaczyć czemu jest na kolanach między ... Norą. Kurwa
Zaraz wstał i podszedł do kranu. Włączył go, po czym włożył dłonie w strumień bieżącej wody i przemył nos, który przestał krwawić. Jeszcze odczuwa skutki naćpania, nie da się zaprzeczyć, ale cząstka rzeczywistości powróciła. A ona była taka bolesna.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sama Marcelyn była zupełnie nieświadoma jak bardzo przeraziła Berrego swoim niewinnym,jak sądziła, żartem. Umysł pod wpływem płatał mu różne figle i tym razem najwidoczniej były one bliżej skrajnego strachu niż radości. Widząc jego reakcję, Marcy postanowiła nie eksperymentować już więcej z jego psychiką i nie narażać na podobne emocje. Chyba, ze kiedyś zrobi to nieświadomie...
Na szczęście wszystko odkręciła jednym pocałunkiem tak, jakby chciała wyrwać mu z pamięci groźbę ich spokrewnienia ze sobą.
Byli tak blisko, że prawdopodobnie ciężko byłoby wślizgnąć się między ich ciała nawet najmniejszej mrówce. Widziała, że troski rudowłosego rozwiały się całkowicie, więc postanowiła zrobić wszystko, by do nich nie wrócił. Choć starała się całować go spokojnie, niewiele jej z tego wyszło. Czuła się tak, jakby ktoś rozdzielił ich na całe lata, jakby była stęskniona jego ust i całej postaci. Dłońmi błądziła po mocnych plechach Barrego tak, jakby chciała poznać je na nowo.
Tego wieczoru już to przecież robili, dlaczego więc ten pocałunek odczuwała tak wyraźnie i mocno? Może działanie Złotej Rybki właśnie miało swoją najgłębszą fazę? Albo wręcz przeciwnie-schodziło z nich i zaczynali odczuwać prawdziwe emocje?
Nagle jednak te emocje brutalnie przerwano. Czuła, że coś jest nie tak. Zamiast ciepłych ust Barrego było chłodne powietrze. Czuła jakiś ciężar na klatce piersiowej, lecz nie przypuszczałaby, ze to natrętny kuguchar chcąc chronić właściciela przed nieroztropnością. Co jest do cholery!? Pomyślała, kiedy leżała z zamkniętymi oczami, bała się je otwierać, bała się tego, co może zobaczyć. Usłyszała szum, jakby wodospadu, lecz nie pamiętała by był tu jakiś kiedykolwiek. Nie czuła już Barrego na sobie, nie czuła nawet jego obecności. Prawdę mówiąc, nie czuła nic. Może poza cichą obawą przed otwarciem oczu i zobaczeniem brutalnej rzeczywistości. Jednak po chwili poczuła czyiś wzrok na sobie tak przeszywający, że nie wytrzymała-otworzyła oczy nagle i szeroko, by zobaczyć wpatrującego się w nie Cezara. Westchnęła przestraszona i w tej pozie została-podparta na łokciach, półleżąc, z szeroko otwartymi oczami którymi z wzajemnością wpatrywała się w kuguchara, z lekko rozchylonymi ustami. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ona dalej była w Norwegii. Cezar z otumanienia narkotykowego wybudził tylko chłopaka, który mógł widzieć ją jak siedzi na kuchennej podłodze i obserwuje się z jego towarzyszem. Ale ona jego nie dostrzegała. Zaczęła oddychać ciężko z przerażenia, nie wiedząc co się dzieje i dlaczego została w tym świecie. Zdawało jej się, ze wypowiada głośno jego imię w kółko i w kółko, choć w rzeczywistości ledwo poruszała wargami mamrocząc.
Na szczęście wszystko odkręciła jednym pocałunkiem tak, jakby chciała wyrwać mu z pamięci groźbę ich spokrewnienia ze sobą.
Byli tak blisko, że prawdopodobnie ciężko byłoby wślizgnąć się między ich ciała nawet najmniejszej mrówce. Widziała, że troski rudowłosego rozwiały się całkowicie, więc postanowiła zrobić wszystko, by do nich nie wrócił. Choć starała się całować go spokojnie, niewiele jej z tego wyszło. Czuła się tak, jakby ktoś rozdzielił ich na całe lata, jakby była stęskniona jego ust i całej postaci. Dłońmi błądziła po mocnych plechach Barrego tak, jakby chciała poznać je na nowo.
Tego wieczoru już to przecież robili, dlaczego więc ten pocałunek odczuwała tak wyraźnie i mocno? Może działanie Złotej Rybki właśnie miało swoją najgłębszą fazę? Albo wręcz przeciwnie-schodziło z nich i zaczynali odczuwać prawdziwe emocje?
Nagle jednak te emocje brutalnie przerwano. Czuła, że coś jest nie tak. Zamiast ciepłych ust Barrego było chłodne powietrze. Czuła jakiś ciężar na klatce piersiowej, lecz nie przypuszczałaby, ze to natrętny kuguchar chcąc chronić właściciela przed nieroztropnością. Co jest do cholery!? Pomyślała, kiedy leżała z zamkniętymi oczami, bała się je otwierać, bała się tego, co może zobaczyć. Usłyszała szum, jakby wodospadu, lecz nie pamiętała by był tu jakiś kiedykolwiek. Nie czuła już Barrego na sobie, nie czuła nawet jego obecności. Prawdę mówiąc, nie czuła nic. Może poza cichą obawą przed otwarciem oczu i zobaczeniem brutalnej rzeczywistości. Jednak po chwili poczuła czyiś wzrok na sobie tak przeszywający, że nie wytrzymała-otworzyła oczy nagle i szeroko, by zobaczyć wpatrującego się w nie Cezara. Westchnęła przestraszona i w tej pozie została-podparta na łokciach, półleżąc, z szeroko otwartymi oczami którymi z wzajemnością wpatrywała się w kuguchara, z lekko rozchylonymi ustami. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ona dalej była w Norwegii. Cezar z otumanienia narkotykowego wybudził tylko chłopaka, który mógł widzieć ją jak siedzi na kuchennej podłodze i obserwuje się z jego towarzyszem. Ale ona jego nie dostrzegała. Zaczęła oddychać ciężko z przerażenia, nie wiedząc co się dzieje i dlaczego została w tym świecie. Zdawało jej się, ze wypowiada głośno jego imię w kółko i w kółko, choć w rzeczywistości ledwo poruszała wargami mamrocząc.
Gość
Gość
Chłopak po odczuciu całego sztormu uczuć w niebiańskiej wręcz wizji Edenu, nagle ze swoją najgłupszą świadomością ląduje w swoim mieszkaniu - czyli w teraźniejszości. Czy to było spowodowane? Nie licząc wrednego kuguchara, który przeszkodził im w chwili zapomnienia. Może tym, że ta gwałtowność uczuć stawała się realna? Z każdą ich ostatnią sekundą jakby ich serca zaczęły mocniej i rytmiczniej bić. Jakby znaleźli te same karty, albo nie. Są taką samą kartą, tylko że dawniej karta została złamana, a poprzez ich krótkie pocałunki, jest zespolona. Teraz stojąc przy kranie zastanawiał się, dlaczego, CO oni właściwie robili. Czy TYLKO się całowali? Niby ich ciuchy były całe, ale gdy Barry się ocknął, to znalazł się nad Norą.
Gdy przemył sobie nos zaraz jeszcze raz namoczył dłonie i tym razem wytarł dłonie w swą twarz. Jakie to było otrzeźwiające. A raczej ocucające z jego zamyśleń. Wtedy usłyszał jej cichy głosik. Zakręcił kran i spojrzał na nią. Zachowywała się, jakby jej tutaj nie było. Mamrotała, chyba jego imię, ale nie był pewny. I ciągle zerkała na Cezara, jakby teraz miała jego na wizji. Czyli tylko jego Cezar wybudził. I coś ty najlepszego narobił, głupi kocie? mruknął niezadowolony w jego stronę, po czym powoli podszedł w kierunku Nory. Jak to się przywracało właściwą orientację? Jak to szło? Jak dawno on tego nie wykonywał. Zacisnął swe wargi chcąc się skoncentrować, ale chyba wyczuł SZMINKĘ? TAK? Kurwa, kurwa, kurwa. Jego myśli dalej nieme wykrzykiwały kolejne przekleństwa, ale no cóż, nie odwróci minionych zdarzeń.
Ale się nie wycofał teraz. Podszedł do niej i kucnął koło niej mogąc widzieć jej przerażone oczy. Biedulka. - Cii... jestem tutaj. Widzisz?- powiedział, lecz zaraz sobie pogratulował głupoty, bo przecież nie wiadomo, czy widzi chociaż jego cień w swoich wizjach. Mądry Barry. Postanowił zatem złapać za jej dłoń jednocześnie dając jej gwarancję, że na pewno jej tutaj. - Powiedz mi, co widzisz.- powiedział spokojnym tonem. Myślał nad tym, aby ją przenieść na krzesło, ale wolał się upewnić, że nagle nie zacznie histeryzować, bądź nie spróbuje czegoś innego. Bo w sumie Barry mógłby ją lekko zranić, aby mogła wrócić tutaj, lecz może uda się inną, nieco łagodniejszą od krwi i bólu wrócić do brutalnego świata rzeczywistego?
Gdy przemył sobie nos zaraz jeszcze raz namoczył dłonie i tym razem wytarł dłonie w swą twarz. Jakie to było otrzeźwiające. A raczej ocucające z jego zamyśleń. Wtedy usłyszał jej cichy głosik. Zakręcił kran i spojrzał na nią. Zachowywała się, jakby jej tutaj nie było. Mamrotała, chyba jego imię, ale nie był pewny. I ciągle zerkała na Cezara, jakby teraz miała jego na wizji. Czyli tylko jego Cezar wybudził. I coś ty najlepszego narobił, głupi kocie? mruknął niezadowolony w jego stronę, po czym powoli podszedł w kierunku Nory. Jak to się przywracało właściwą orientację? Jak to szło? Jak dawno on tego nie wykonywał. Zacisnął swe wargi chcąc się skoncentrować, ale chyba wyczuł SZMINKĘ? TAK? Kurwa, kurwa, kurwa. Jego myśli dalej nieme wykrzykiwały kolejne przekleństwa, ale no cóż, nie odwróci minionych zdarzeń.
Ale się nie wycofał teraz. Podszedł do niej i kucnął koło niej mogąc widzieć jej przerażone oczy. Biedulka. - Cii... jestem tutaj. Widzisz?- powiedział, lecz zaraz sobie pogratulował głupoty, bo przecież nie wiadomo, czy widzi chociaż jego cień w swoich wizjach. Mądry Barry. Postanowił zatem złapać za jej dłoń jednocześnie dając jej gwarancję, że na pewno jej tutaj. - Powiedz mi, co widzisz.- powiedział spokojnym tonem. Myślał nad tym, aby ją przenieść na krzesło, ale wolał się upewnić, że nagle nie zacznie histeryzować, bądź nie spróbuje czegoś innego. Bo w sumie Barry mógłby ją lekko zranić, aby mogła wrócić tutaj, lecz może uda się inną, nieco łagodniejszą od krwi i bólu wrócić do brutalnego świata rzeczywistego?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Siedząc teraz w tym dziwnym otępieniu na skraju norweskiego lasu, właściwie sama nie była pewna co się dzieje dookoła. Dlaczego zamiast j e j Barrego siedzi tu Cezar i wpatruje się w nią tak, jakby samym wzrokiem chciał przekazać coś niecierpiącego zwłoki? Dlaczego została tu bez niego, albo może-dlaczego on wrócił już do normalnego stanu świadomości? I najważniejsze-co na Merlina ma zrobić żeby wrócić do tej cholernej kuchni!?
Pogrążona w myślach niemal zupełnie zapomniała, z jakiej sytuacji ich wyrwano. Nie... nie, nie nie...Marcy, ty skończona kretynko, na co ci to było? Podwinęła nogi pod siebie i oparła na nich łokcie w niemal teatralnym geście dosłownie łapiąc się za płomienne loki. Co oni u licha zrobili!? Czy właśnie tuż po ogłoszeniu zaręczyn każdego z nich z osoba... nie, to się po prostu nie mogło stać. Poczuła Dotknęła dłonią policzka czując jak jest rozpalony, poczuła, jak mocno bije jej serce i poczuła, jak w jednej chwili zyskuje ciężar kamienia i opada długą drogą przez jej ciało, zatrzymując się gdzieś w okolicy żołądka. Wciąż nietomny umysł oczywiście zadbał, by wizja ta była najbardziej realistyczna jak się da, widziała wiec teraz własne organy skręcające się ze sobą, jakby toczyły wojnę.
Największa wojna toczyła się jednak w jej głowie. Wiedziała, jak źle postąpiła, jak namieszała w głowie nie tylko sobie ale i biednemu Barremu, który przecież też wkrótce ma stanąć na kobiercu. A jednak ten cichy głos jej podświadomości ciągle opowiadał jej, jak cudownie powinna się teraz czuć.
Wtem, po raz kolejny poczuła jego dłoń na swojej i po raz kolejny zawróciło jej to w głowie. Mówił do niej. Nie rozróżniała słów tak, jakby powtarzały je setki pogłosów w tym samym momencie. Wyłapała jedynie jedno słowo-"...widzisz". I tego się złapała.-Widzę... Kuguchara... on ma na imię Cezar, wiesz?-szeptała bardzo powoli tak, jakby opowiadała Barremu nieznany mu świat. A chciała to zrobić jak najlepiej. Zawsze chciała dla niego najlepiej. Zaczęła więc rozglądać się zimnym wzrokiem szukającym najmniejszych detali.-Widzę las, a drzewa są takie wysokie... i wodę...głęboką zimną wodę...-w tym momencie jej ciało przeszedł dreszcz, bo sama poczuła, jak mokre są dłonie Barrego. To dało jej pewną cząstkę realności. Czyżby wracała? -ale Ciebie tu nie ma, a przecież pamiętam, byłeś! Ah... widzę jeszcze łódź a obok łodzi krzesło... Barry, dlaczego tu leży krzesło, je trzeba podnieść!-wracała. Widziała pojedyncze przedmioty znajdujące się w kuchni, a co więcej, włączała się w niej Perfekcyjna Czarownica Dworku. Chodź jedną nogą wciąż była w świecie odurzenia, drugą w dość specyficzny sposób wracała. Po chwili milczenia zapytała ciekawskim tonem tak, jakby byli w trakcie jakiejś normalnej rozmowy -A jak tam u Ciebie?
Pogrążona w myślach niemal zupełnie zapomniała, z jakiej sytuacji ich wyrwano. Nie... nie, nie nie...Marcy, ty skończona kretynko, na co ci to było? Podwinęła nogi pod siebie i oparła na nich łokcie w niemal teatralnym geście dosłownie łapiąc się za płomienne loki. Co oni u licha zrobili!? Czy właśnie tuż po ogłoszeniu zaręczyn każdego z nich z osoba... nie, to się po prostu nie mogło stać. Poczuła Dotknęła dłonią policzka czując jak jest rozpalony, poczuła, jak mocno bije jej serce i poczuła, jak w jednej chwili zyskuje ciężar kamienia i opada długą drogą przez jej ciało, zatrzymując się gdzieś w okolicy żołądka. Wciąż nietomny umysł oczywiście zadbał, by wizja ta była najbardziej realistyczna jak się da, widziała wiec teraz własne organy skręcające się ze sobą, jakby toczyły wojnę.
Największa wojna toczyła się jednak w jej głowie. Wiedziała, jak źle postąpiła, jak namieszała w głowie nie tylko sobie ale i biednemu Barremu, który przecież też wkrótce ma stanąć na kobiercu. A jednak ten cichy głos jej podświadomości ciągle opowiadał jej, jak cudownie powinna się teraz czuć.
Wtem, po raz kolejny poczuła jego dłoń na swojej i po raz kolejny zawróciło jej to w głowie. Mówił do niej. Nie rozróżniała słów tak, jakby powtarzały je setki pogłosów w tym samym momencie. Wyłapała jedynie jedno słowo-"...widzisz". I tego się złapała.-Widzę... Kuguchara... on ma na imię Cezar, wiesz?-szeptała bardzo powoli tak, jakby opowiadała Barremu nieznany mu świat. A chciała to zrobić jak najlepiej. Zawsze chciała dla niego najlepiej. Zaczęła więc rozglądać się zimnym wzrokiem szukającym najmniejszych detali.-Widzę las, a drzewa są takie wysokie... i wodę...głęboką zimną wodę...-w tym momencie jej ciało przeszedł dreszcz, bo sama poczuła, jak mokre są dłonie Barrego. To dało jej pewną cząstkę realności. Czyżby wracała? -ale Ciebie tu nie ma, a przecież pamiętam, byłeś! Ah... widzę jeszcze łódź a obok łodzi krzesło... Barry, dlaczego tu leży krzesło, je trzeba podnieść!-wracała. Widziała pojedyncze przedmioty znajdujące się w kuchni, a co więcej, włączała się w niej Perfekcyjna Czarownica Dworku. Chodź jedną nogą wciąż była w świecie odurzenia, drugą w dość specyficzny sposób wracała. Po chwili milczenia zapytała ciekawskim tonem tak, jakby byli w trakcie jakiejś normalnej rozmowy -A jak tam u Ciebie?
Gość
Gość
Cezar siedział i bacznie obserwował rudą dziewczynę, aby przypadkiem nie zaczęła czegoś kombinować. Nie wiedział, że jeszcze jest w swoim świecie, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Nie mógł przerwać teraz swej warty, dopóki Nora nie opuści tego skromnego mieszkania. Jakby stał na straży ich moralności. On był chyba tą lepszą Barry'ego, który wie, jakich kłopotów i ludzi należy szczególnie unikać. Ale cóż, ktoś musi uzupełniać luki Barry'ego i to robi Cezar. To nie jest złe, ale niekiedy denerwujące, jak w tym momencie. Bo nie ważne, że obydwoje mieliby okazję, której by nie pamiętali, Cezar widzi i rozumuje po swojemu.
Może to dlatego, że Barry wtedy niezbyt mógł słyszeć kuguchara. Norwegia wchłonęła go całkowicie i niemal zapomniał o istnieniu brudnego i szarego Londynu, gdzie toczy swe podwójne, jak nie potrójne życie. Szkoda, że nie ma swego klona. Przydałby się! Na przykład teraz, gdy chłopak miał mętlik w głowie, a Nora nieobecna mentalnie. On na przykład teraz poszedłby się porządnie napić, a potem pewnie szybko poszedłby spać. A tak to był przy niej klęcząc i próbował ją uspokoić. - Taaak?- zapytał się jednocześnie spoglądając na rudego kuguchara i posłał jemu wręcz nienawistne spojrzenie. O nie, nie będzie ani tuńczyka ani wątróbki. Tylko sucha karma i mleko! Może w ten sposób się czegoś nauczy, choć w to wątpi, bo przecież jak nie tu, to gdzie indziej poprosi o jego ulubione smakołyki. Ach te koty. Myślą, że mają prawo do wszystkiego, bo mają ogon.
Zaraz jednak wrócił spojrzeniem na Norę i wysłuchał jej słów. A więc nadal widzi Norwegię, ale chyba zmienia jej się krajobraz. Albo zmienił się, gdy on ją opuścił. Nie mógł zbyt długo nad tym myśleć, bo zaraz usłyszał o krześle... Chwila, krzesło? Że co? Zaskoczony spojrzał w stronę krzesła, które wyglądało okropnie. - Zaraz podniosę. Spokojnie. Dasz radę wstać?- niech się nie zamartwia i takie drobnostki. Zaraz je podniesie, bo jednak wie, jak potrafi się czepiać o bałagan. Dla niego było ważniejsze, co widzi i czy da radę wstać tak, aby mógł ją poprowadzić do drugiego krzesła. - Ja wróciłem całkowicie.- powiedział krótko nie chcąc rozciągać swego języka. Zresztą, jak zobaczy jego twarz, to ujrzy ślady po pazurach przy jego nosie. Krew co prawda już nie leciała, ale ślady nie wyglądały zbytnio zachęcająco. Można wręcz powiedzieć, że został oszpecony na co najmniej kilka dni, jak nie na tydzień.
Może to dlatego, że Barry wtedy niezbyt mógł słyszeć kuguchara. Norwegia wchłonęła go całkowicie i niemal zapomniał o istnieniu brudnego i szarego Londynu, gdzie toczy swe podwójne, jak nie potrójne życie. Szkoda, że nie ma swego klona. Przydałby się! Na przykład teraz, gdy chłopak miał mętlik w głowie, a Nora nieobecna mentalnie. On na przykład teraz poszedłby się porządnie napić, a potem pewnie szybko poszedłby spać. A tak to był przy niej klęcząc i próbował ją uspokoić. - Taaak?- zapytał się jednocześnie spoglądając na rudego kuguchara i posłał jemu wręcz nienawistne spojrzenie. O nie, nie będzie ani tuńczyka ani wątróbki. Tylko sucha karma i mleko! Może w ten sposób się czegoś nauczy, choć w to wątpi, bo przecież jak nie tu, to gdzie indziej poprosi o jego ulubione smakołyki. Ach te koty. Myślą, że mają prawo do wszystkiego, bo mają ogon.
Zaraz jednak wrócił spojrzeniem na Norę i wysłuchał jej słów. A więc nadal widzi Norwegię, ale chyba zmienia jej się krajobraz. Albo zmienił się, gdy on ją opuścił. Nie mógł zbyt długo nad tym myśleć, bo zaraz usłyszał o krześle... Chwila, krzesło? Że co? Zaskoczony spojrzał w stronę krzesła, które wyglądało okropnie. - Zaraz podniosę. Spokojnie. Dasz radę wstać?- niech się nie zamartwia i takie drobnostki. Zaraz je podniesie, bo jednak wie, jak potrafi się czepiać o bałagan. Dla niego było ważniejsze, co widzi i czy da radę wstać tak, aby mógł ją poprowadzić do drugiego krzesła. - Ja wróciłem całkowicie.- powiedział krótko nie chcąc rozciągać swego języka. Zresztą, jak zobaczy jego twarz, to ujrzy ślady po pazurach przy jego nosie. Krew co prawda już nie leciała, ale ślady nie wyglądały zbytnio zachęcająco. Można wręcz powiedzieć, że został oszpecony na co najmniej kilka dni, jak nie na tydzień.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Właściwie ciężko stwierdzić, czy kuguchar podziałał na ich korzyść czy szkodę. W końcu nie wiadomo, jak daleko mogliby zajść gdyby im nie przerwał... Nora nie była świadoma w jakiej pozycji oboje się znajdowali, w tym momencie raczej nie kontaktowała i ledwo kojarzyła fakty, jednakże pamiętała ile mniej więcej się działo. Ta pewność jednocześnie wprawiała ją w zakłopotanie, zdenerwowanie, zażenowanie, ale i w chichą satysfakcję. Gdzieś wśród gonitwy myśli wyłapała nieustannie wracające [i]Pocałuj go znowu, przecież oboje tego chcecie![/b] Ale spławiała tę myśl jak natrętnego żebraka siedzącego zawsze na tym samym krawężniku.
Zastanawiała się tylko, dlaczego Cezar wciąż odbierał jej obecność jako zagrożenie, kiedy tylko pojawiała się przy Barrym. Mogła głaskać go przez długi czas i kuguchar mruczał w zadowoleniu, lecz jeśli tylko podeszła z nim na rękach do rudowłosego chłopaka, zeskakiwał wyraźnie oburzony.
Teraz widocznie coś musiało rozproszyć uwagę czworonoga, bowiem nagle odwrócił od niej spojrzenie i utkwił je w jakimś punkcie tuz obok niej. Prawdopodobnie w stojącym "po drugiej stronie" Barrym. To sprawiło że coś w jej głowie przeskoczyło i zaczęła nieco bardziej kontaktować. Poczuła jego dłoń wyraźnie, nawet przesadnie mocno tak, jakby to ta właśnie dłon trzymała ją teraz przy świadomości. Więc postanowiła się jej złapać. Poruszyła lekko palcami i gdy usłyszała pytanie, podciągnęła się do góry. Nie łapała jeszcze równowagi, bo też nie widziała gruntu pod stopami tak, jakby kafelki kuchenne i nierówno rosnąca trawa norweskiego lasu kłóciły się czyj to świat.
Spojrzała w jego kierunku, ale widziała tylko mglistą sylwetkę. Tak jak na samym początku ich "przygody" wyciągnęła dłoń by pogładzić go po policzku-po części by poczuć coś materialnego, a po części, by poczuć konkretnie j e g o. Ale poczuła coś jeszcze. Zupełnie nie kojarząc faktów zapytała podejrzliwie i z lekkim rozbawieniem -nie ma mnie w tym świecie parę minut a Ty już zdążyłeś się pobić?
Wszystko odzyskiwało już powoli kształty, choć wyglądało to tak, jakby ktoś postanowił wybudować kuchnie na brzegu fjordu. Ale co mu się stało? Skąd te zadrapania? Czy ona mogła mu coś zrobić i nawet o tym nie pamięta? A może to kocur-ochroniarz..?
Zastanawiała się tylko, dlaczego Cezar wciąż odbierał jej obecność jako zagrożenie, kiedy tylko pojawiała się przy Barrym. Mogła głaskać go przez długi czas i kuguchar mruczał w zadowoleniu, lecz jeśli tylko podeszła z nim na rękach do rudowłosego chłopaka, zeskakiwał wyraźnie oburzony.
Teraz widocznie coś musiało rozproszyć uwagę czworonoga, bowiem nagle odwrócił od niej spojrzenie i utkwił je w jakimś punkcie tuz obok niej. Prawdopodobnie w stojącym "po drugiej stronie" Barrym. To sprawiło że coś w jej głowie przeskoczyło i zaczęła nieco bardziej kontaktować. Poczuła jego dłoń wyraźnie, nawet przesadnie mocno tak, jakby to ta właśnie dłon trzymała ją teraz przy świadomości. Więc postanowiła się jej złapać. Poruszyła lekko palcami i gdy usłyszała pytanie, podciągnęła się do góry. Nie łapała jeszcze równowagi, bo też nie widziała gruntu pod stopami tak, jakby kafelki kuchenne i nierówno rosnąca trawa norweskiego lasu kłóciły się czyj to świat.
Spojrzała w jego kierunku, ale widziała tylko mglistą sylwetkę. Tak jak na samym początku ich "przygody" wyciągnęła dłoń by pogładzić go po policzku-po części by poczuć coś materialnego, a po części, by poczuć konkretnie j e g o. Ale poczuła coś jeszcze. Zupełnie nie kojarząc faktów zapytała podejrzliwie i z lekkim rozbawieniem -nie ma mnie w tym świecie parę minut a Ty już zdążyłeś się pobić?
Wszystko odzyskiwało już powoli kształty, choć wyglądało to tak, jakby ktoś postanowił wybudować kuchnie na brzegu fjordu. Ale co mu się stało? Skąd te zadrapania? Czy ona mogła mu coś zrobić i nawet o tym nie pamięta? A może to kocur-ochroniarz..?
Gość
Gość
Cezar wolać mieł oko na Norę, a teraz to będzie jeszcze bardziej czujny. Już sam się przekonał, że rudzielec jak przekroczy granicę, to nie kontroluje swoich poczynań. Barry'emu wtedy to nie przeszkadzało. A gdzie tam! Był w wyimaginowanym kraju i tam mógł robić, co mu się żywnie podobało. Przynajmniej tak myślał, póki nie zaczęła mówić, że może jest jego kuzynką. Wtedy nieco przesadziła, ale no już nie myśli o tamtej chwili. Bardziej to spojrzał na Norę, która zaczęła wstawać. Trzymał jej dłoń i asekurował drugą w razie gdyby straciła równowagę, ale nic takiego się nei stało. Jeszcze. Dopóki nie usiądzie na krześle, to w każdej chwili może się zachwiać.
Gdy zaczęła gładzić jego policzek, Barry uśmiechnął się, lecz też poczuł, jak jego serce nieco przyśpieszyło swój rytm pracy. Ale zaraz jego rosnące dziwne uczucia zmalały, bo zaśmiał się z jej wypowiedzi. Sam siebie pobił, niesłychane. - Taki pech.- rzucił wesoło. Ma się tłumaczyć, że został podrapany przez Cezara? I tak to ujrzy niedługo. - Ale to nie ty, spokojnie.- dodał zaraz śmiejąc się głośniej. Niech się nie martwi, że to ona mogłaby spowodować niewygodne rany na jego nosie. Zaraz wziął jej dłoń ze swego polika, choć nie miał ochoty pozbywać się jej delikatnego dotyku. - chodź, zaprowadzę Ciebie do krzesła i przyniosę Ci wody. Co ty na to?- zapytał po chwili obserwujac jej reakcję, po czym poprowadził ją po chwili do krzesła. Robił to powoli, aby ani nie potknęła się po drodze, ani przypadkiem nie straciła równowagi. W końcu mogła być jeszcze w swojej Norwegii, prawda? Weasley zostawiając ją na krześle, zaraz poszedł po szklankę, do której wlał trochę wody. Kilka chwil później był już z powrotem przy Norze i wręczył jej szklankę wody, aby mogła się napić.
Gdy zaczęła gładzić jego policzek, Barry uśmiechnął się, lecz też poczuł, jak jego serce nieco przyśpieszyło swój rytm pracy. Ale zaraz jego rosnące dziwne uczucia zmalały, bo zaśmiał się z jej wypowiedzi. Sam siebie pobił, niesłychane. - Taki pech.- rzucił wesoło. Ma się tłumaczyć, że został podrapany przez Cezara? I tak to ujrzy niedługo. - Ale to nie ty, spokojnie.- dodał zaraz śmiejąc się głośniej. Niech się nie martwi, że to ona mogłaby spowodować niewygodne rany na jego nosie. Zaraz wziął jej dłoń ze swego polika, choć nie miał ochoty pozbywać się jej delikatnego dotyku. - chodź, zaprowadzę Ciebie do krzesła i przyniosę Ci wody. Co ty na to?- zapytał po chwili obserwujac jej reakcję, po czym poprowadził ją po chwili do krzesła. Robił to powoli, aby ani nie potknęła się po drodze, ani przypadkiem nie straciła równowagi. W końcu mogła być jeszcze w swojej Norwegii, prawda? Weasley zostawiając ją na krześle, zaraz poszedł po szklankę, do której wlał trochę wody. Kilka chwil później był już z powrotem przy Norze i wręczył jej szklankę wody, aby mogła się napić.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
To dość niezwykłe, jaka relacja potrafi się wytworzyć między magicznym stworzeniem a jego właściciela. W przypadku tej dwójki Cezar był świetnie pełniącym swoją rolę ochroniarzem Barrego. Jej kot był raczej najbliższym druhem w takim stopniu, że nieraz zapraszania przyjaciół okazywało się zbędne-niczym stara panna wystarczająco dobrze bawiła się z kotem i sową.
Czuła się okropnie zawstydzona, musząc być asekurowaną i prowadzoną do krzesła tak, jakby była niepełnosprawna lub pijana w sztok. A tymczasem tak naprawdę po porostu jej s i ł ą (tak Cezar, do Ciebie mówię) nie wyciągnięto z bajkowego świata halucynacji.
W rozbawieniu pokręciła głową słysząc jego odpowiedź. Uznała jednak, ze nie będzie drążyć tematu, pewnie jak faza z niej zejdzie to sama zobaczy i okiem uzdrowicielki oceni co się stało i czy trzeba to jakoś leczyć. W końcu teraz nie wiedziała, ze to zwyczajne zadrapanie.
Pokiwała mu głową twierdząco i usiadła. Było jej dość ciężko, ale przy pomocy Barrego małymi kroczkami doszła do krzesła na którym teraz się oparła odrzucając głowę do tyłu tak, że jej rude loki rozsypały się po oparciu krzesła. Bo czuła że to krzesło. I potrafiła je sobie zwizualizować. Tak jak stojący obok stół. Dalej miała wrażenie, ze kuchnia jest wybudowana na brzegu fjordu, ale teraz przybierała już normalną postać. A co najważniejsze-widziała już Barrego. Co prawda musiała wysilić nieco wzrok przez co wyglądała jakby czegoś w jego twarzy szukała. Napiła się i zapytała -Co się właściwie stało?-zobaczyła ukośne rozcięcia na jego nosie i pokręciła głową. Czyli to jednak Cezar. Zwróciła więc wzrok ku kugucharowi rzucając mu spojrzenie wyrażające wszystkie kotłujące jej się w głowie myśli. Na Merlina, czy Ty na pewno nie jesteś spokrewniony ze sfinksem, Cezarze?
Czuła się okropnie zawstydzona, musząc być asekurowaną i prowadzoną do krzesła tak, jakby była niepełnosprawna lub pijana w sztok. A tymczasem tak naprawdę po porostu jej s i ł ą (tak Cezar, do Ciebie mówię) nie wyciągnięto z bajkowego świata halucynacji.
W rozbawieniu pokręciła głową słysząc jego odpowiedź. Uznała jednak, ze nie będzie drążyć tematu, pewnie jak faza z niej zejdzie to sama zobaczy i okiem uzdrowicielki oceni co się stało i czy trzeba to jakoś leczyć. W końcu teraz nie wiedziała, ze to zwyczajne zadrapanie.
Pokiwała mu głową twierdząco i usiadła. Było jej dość ciężko, ale przy pomocy Barrego małymi kroczkami doszła do krzesła na którym teraz się oparła odrzucając głowę do tyłu tak, że jej rude loki rozsypały się po oparciu krzesła. Bo czuła że to krzesło. I potrafiła je sobie zwizualizować. Tak jak stojący obok stół. Dalej miała wrażenie, ze kuchnia jest wybudowana na brzegu fjordu, ale teraz przybierała już normalną postać. A co najważniejsze-widziała już Barrego. Co prawda musiała wysilić nieco wzrok przez co wyglądała jakby czegoś w jego twarzy szukała. Napiła się i zapytała -Co się właściwie stało?-zobaczyła ukośne rozcięcia na jego nosie i pokręciła głową. Czyli to jednak Cezar. Zwróciła więc wzrok ku kugucharowi rzucając mu spojrzenie wyrażające wszystkie kotłujące jej się w głowie myśli. Na Merlina, czy Ty na pewno nie jesteś spokrewniony ze sfinksem, Cezarze?
Gość
Gość
Barry gdy przyniósł już jej tę szklankę z wodą, podniósł krzesło, które wcześniej Cezar zbeszcześcił. Westchnął jeszcze ponuro i zaraz usiadł tak, by widzieć twarz Nory. Lubił patrzeć na jej twarz. Merlin wie, czemu jest ruda, ale przynajmniej z tą rudością jest jej do twarzy.
- Nic takiego.- początkowo nie wiedział jak jej odpowiedzieć. Bo jemu naszły dwie odpowiedzi. Albo to o Cezarze, że podrabał jego, albo powiedzieć, że się nei rozumie tego, co się stało chwilę wcześniej. Jednak jej wzrok zaraz skierował jego tor myślenia na ten właściwy i on również skierował swe spojrzenie na kuguchara. - Wiesz że nie wiem? Ja go znalazłem na ulicy, więc go przygarnąłem, bo mój poprzedni zmarł na starość bidulek. Ale ten... chyba rzeczywiście jest pół Egipcjaninem. Takiego temperamentu ciężko jest znaleźć w tutejszych kuguharach.- powiedział z przekąsem o swym pupilu. Kocha Cezara oczywiście, ale niekiedy on wręcz przekracza pewne granice. Mądre zwierzę z temperamentem południowca. Żeby mogło czasami być spokojne, a potrafi taki nawet niekiedy być! - Ale nie przejmujmy się już nim. Zostaniesz tu na noc. Przygotuję ci kanapę.- powiedział spokojnym głosem. Czy spodziewał się protestu z jej strony? Pewnie tak. Ale czy da radę dojść do domu? Niech sobie na to pytanie odpowie, gdy w tym czasie Weasley ruszył już do salonu przygotować jej jakąś pościel. Sam zbytnio o nią nie dba i śpi bez niej, ale Norze tak nie da kanapy. Gdy przygotował je, chwilę jeszcze spędził czasu z Norą. Gdy poczuła się zmęcozna, Barry zaniósł ją na swych rękach do kanapy i ułożył zakrywajac ją po chwili cienkim kocykiem.
z/t oboje
- Nic takiego.- początkowo nie wiedział jak jej odpowiedzieć. Bo jemu naszły dwie odpowiedzi. Albo to o Cezarze, że podrabał jego, albo powiedzieć, że się nei rozumie tego, co się stało chwilę wcześniej. Jednak jej wzrok zaraz skierował jego tor myślenia na ten właściwy i on również skierował swe spojrzenie na kuguchara. - Wiesz że nie wiem? Ja go znalazłem na ulicy, więc go przygarnąłem, bo mój poprzedni zmarł na starość bidulek. Ale ten... chyba rzeczywiście jest pół Egipcjaninem. Takiego temperamentu ciężko jest znaleźć w tutejszych kuguharach.- powiedział z przekąsem o swym pupilu. Kocha Cezara oczywiście, ale niekiedy on wręcz przekracza pewne granice. Mądre zwierzę z temperamentem południowca. Żeby mogło czasami być spokojne, a potrafi taki nawet niekiedy być! - Ale nie przejmujmy się już nim. Zostaniesz tu na noc. Przygotuję ci kanapę.- powiedział spokojnym głosem. Czy spodziewał się protestu z jej strony? Pewnie tak. Ale czy da radę dojść do domu? Niech sobie na to pytanie odpowie, gdy w tym czasie Weasley ruszył już do salonu przygotować jej jakąś pościel. Sam zbytnio o nią nie dba i śpi bez niej, ale Norze tak nie da kanapy. Gdy przygotował je, chwilę jeszcze spędził czasu z Norą. Gdy poczuła się zmęcozna, Barry zaniósł ją na swych rękach do kanapy i ułożył zakrywajac ją po chwili cienkim kocykiem.
z/t oboje
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Kuchnia
Szybka odpowiedź