W głębi labiryntu
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
W głębi labiryntu
Z czasem korytarze stają się coraz węższe i dłuższe, co chwilę pojawiają się rozstaje dróg. Najdziwniejszą częścią jest jednak sufit, pokryty jakby siatką kryształów, mającą imitować gwiazdy. Ktokolwiek zaprojektował tą budowlę musiał być jednocześnie szalony i niezwykle zdolny. Zagłębiając się w labirynt pewniejszym staje się to, że został on wzniesiony ludzką ręką - natura nie byłaby w stanie wytworzyć czegoś takiego. Na podłodze, pokrytej grubymi warstwami błota, leżą porozrzucane najróżniejsze przedmioty. Im głębiej tym zimniej, a ściany stają się coraz bardziej wilgotne.
Przechodząc obok wrzosowiska nie da się niezauważyć ogromnej dziury w ziemi - nie umknęła ona uwadze Vasilly'ego, który dostrzegł w niej coś błyszczącego niczym złoto. Nie mogąc oprzeć się pokusie zszedł do podziemi i ruszył jedną z dróg labiryntu. Czas płynął nieubłaganie, a on znajdował się coraz dalej od wyjścia. Zaledwie kilka kroków za nim, Alice stała na rozdrożu. Ona również uległa ciekawości i znajdowała się teraz w plątaninie podziemnych korytarzy. Wejście mogło być łatwe, ale czy odnalezienie wyjścia również takie będzie?
(Vasilly, stoisz przed wyborem, możesz pójść prosto lub w lewo! Jeżeli chcesz sprawdzić, czy po drodze napotkały Cię jakieś przygody (dobre lub złe) rzuć kostką k100;
Alice, stoisz na rozdrożach, możesz wybrać, czy chcesz iść w prawo czy w lewo. Jeżeli chcesz sprawdzić, czy po drodze natknęłaś się na coś, rzuć kostką k100;)
(Vasilly, stoisz przed wyborem, możesz pójść prosto lub w lewo! Jeżeli chcesz sprawdzić, czy po drodze napotkały Cię jakieś przygody (dobre lub złe) rzuć kostką k100;
Alice, stoisz na rozdrożach, możesz wybrać, czy chcesz iść w prawo czy w lewo. Jeżeli chcesz sprawdzić, czy po drodze natknęłaś się na coś, rzuć kostką k100;)
Alice była bardzo ciekawska.
Nic więc dziwnego, że usłyszana przypadkowo wzmianka o dziurze w ziemi na jednym z wrzosowisk, prawdopodobnie skrywająca labirynt, nie dawała jej spokoju i nieustannie podsycała w niej ciekawość, oraz chęć przeżycia niesamowitych przygód rodem z książek. Ile to razy zaczytywała się o bohaterach zagłębiających się w rozległe labirynty i przeżywających niezwykłe rzeczy, i marzyła o tym, by znaleźć się w podobnej sytuacji? Ile razy bawiła się z innymi dzieciakami w poszukiwaczy przygód, wyobrażających sobie, że szukają ukrytych skarbów?
Nie mogła tak po prostu tego zignorować. Nie była już co prawda dzieckiem ani nastolatką, ale daleko jej było do osoby statecznej i unikającej ryzyka. To było oczywiste, że musiała się tam udać i zrobić mały rekonesans. Wzorem bohaterów swoich książek, dobrze się jednak przygotowała. Założyła wygodne spodnie i koszulę, dodatkową warstwę ubrania pakując do plecaka z wygodnymi paskami, gdzie dodatkowo wylądowało trochę jedzenia, butelka wody, różdżka, zwój nici, kreda do robienia znaków na ścianach, notatnik do zapisywania ciekawych spostrzeżeń, zapałki i tego typu mugolskie graty.
Tak wyposażona, mogła pojawić się na wrzosowisku, gdzie wyjątkowo się teleportowała, wiedząc, że jazda samochodem potrwałaby zbyt długo, w dodatku zanim znalazłaby właściwe miejsce, mogłoby się tam zaroić od innych ciekawskich poszukiwaczy przygód. W końcu nie tylko ona wiedziała o istnieniu tego miejsca.
Odnalezienie dziury w ziemi zajęło jej trochę czasu, ale w końcu stanęła na jej krawędzi. Pośród kęp roślinności ziało nieregularne zagłębienie. Wydawało jej się, że w ciemności widziała nieregularne zarysy jakiejś konstrukcji. Może to rzeczywiście było wejście do starego, zapomnianego labiryntu?
Poprawiając paski plecaka pewnie tkwiącego na plecach, jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie postanowiła ostrożnie zsunąć się do dziury. Miała przecież zamiar rozejrzeć się, a potem jakoś wrócić, prawda?
Stopniowo zagłębiała się w plątaninę korytarzy, oddalając się od wejścia. Trzymaną w dłoni kredą rysowała znaki na ścianach, a im dalej szła, tym większą ekscytację czuła. Naprawdę była niczym jeden z bohaterów książek! Jakie przygody na nią czekały? Jakie skarby (albo niebezpieczeństwa?) mogły czaić się za następnym zakrętem?
Im dalej szła, tym korytarze były węższe, a także bardziej zimne, więc w którymś momencie narzuciła na siebie drugą kraciastą koszulę. O nieco dusznym powietrzu wrzosowiska mogła zapomnieć. Na wilgotnych ścianach coraz trudniej było rysować znaki, bo kreda ślizgała się po ich powierzchni. Może zamiast niej powinna jednak użyć nici? W blasku różdżki widziała połyskujący nad głową sufit; kryształy do złudzenia przypominały gwiazdy rozproszone po nocnym niebie. Nie miała wątpliwości, że labirynt nie był dziełem natury, a w jakimś celu został tu wybudowany, prawdopodobnie w jakichś dawnych czasach.
W końcu jednak dotarła do miejsca, gdzie nie można było iść prosto i miała przed sobą dwie możliwości: skręcić w prawo lub w lewo. Zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie wybrała drugą opcję, zastanawiając się, co przyniesie jej ten korytarz. W końcu książki mówiły nie tylko o wspaniałych skarbach, ale też o licznych zagrożeniach czyhających na śmiałków. Przez jej plecy mimowolnie przebiegł dreszcz, jednak mimo to kroczyła dalej, a podeszwy jej wygodnych butów rytmicznie uderzały o zabłocone podłoże.
Nic więc dziwnego, że usłyszana przypadkowo wzmianka o dziurze w ziemi na jednym z wrzosowisk, prawdopodobnie skrywająca labirynt, nie dawała jej spokoju i nieustannie podsycała w niej ciekawość, oraz chęć przeżycia niesamowitych przygód rodem z książek. Ile to razy zaczytywała się o bohaterach zagłębiających się w rozległe labirynty i przeżywających niezwykłe rzeczy, i marzyła o tym, by znaleźć się w podobnej sytuacji? Ile razy bawiła się z innymi dzieciakami w poszukiwaczy przygód, wyobrażających sobie, że szukają ukrytych skarbów?
Nie mogła tak po prostu tego zignorować. Nie była już co prawda dzieckiem ani nastolatką, ale daleko jej było do osoby statecznej i unikającej ryzyka. To było oczywiste, że musiała się tam udać i zrobić mały rekonesans. Wzorem bohaterów swoich książek, dobrze się jednak przygotowała. Założyła wygodne spodnie i koszulę, dodatkową warstwę ubrania pakując do plecaka z wygodnymi paskami, gdzie dodatkowo wylądowało trochę jedzenia, butelka wody, różdżka, zwój nici, kreda do robienia znaków na ścianach, notatnik do zapisywania ciekawych spostrzeżeń, zapałki i tego typu mugolskie graty.
Tak wyposażona, mogła pojawić się na wrzosowisku, gdzie wyjątkowo się teleportowała, wiedząc, że jazda samochodem potrwałaby zbyt długo, w dodatku zanim znalazłaby właściwe miejsce, mogłoby się tam zaroić od innych ciekawskich poszukiwaczy przygód. W końcu nie tylko ona wiedziała o istnieniu tego miejsca.
Odnalezienie dziury w ziemi zajęło jej trochę czasu, ale w końcu stanęła na jej krawędzi. Pośród kęp roślinności ziało nieregularne zagłębienie. Wydawało jej się, że w ciemności widziała nieregularne zarysy jakiejś konstrukcji. Może to rzeczywiście było wejście do starego, zapomnianego labiryntu?
Poprawiając paski plecaka pewnie tkwiącego na plecach, jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie postanowiła ostrożnie zsunąć się do dziury. Miała przecież zamiar rozejrzeć się, a potem jakoś wrócić, prawda?
Stopniowo zagłębiała się w plątaninę korytarzy, oddalając się od wejścia. Trzymaną w dłoni kredą rysowała znaki na ścianach, a im dalej szła, tym większą ekscytację czuła. Naprawdę była niczym jeden z bohaterów książek! Jakie przygody na nią czekały? Jakie skarby (albo niebezpieczeństwa?) mogły czaić się za następnym zakrętem?
Im dalej szła, tym korytarze były węższe, a także bardziej zimne, więc w którymś momencie narzuciła na siebie drugą kraciastą koszulę. O nieco dusznym powietrzu wrzosowiska mogła zapomnieć. Na wilgotnych ścianach coraz trudniej było rysować znaki, bo kreda ślizgała się po ich powierzchni. Może zamiast niej powinna jednak użyć nici? W blasku różdżki widziała połyskujący nad głową sufit; kryształy do złudzenia przypominały gwiazdy rozproszone po nocnym niebie. Nie miała wątpliwości, że labirynt nie był dziełem natury, a w jakimś celu został tu wybudowany, prawdopodobnie w jakichś dawnych czasach.
W końcu jednak dotarła do miejsca, gdzie nie można było iść prosto i miała przed sobą dwie możliwości: skręcić w prawo lub w lewo. Zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie wybrała drugą opcję, zastanawiając się, co przyniesie jej ten korytarz. W końcu książki mówiły nie tylko o wspaniałych skarbach, ale też o licznych zagrożeniach czyhających na śmiałków. Przez jej plecy mimowolnie przebiegł dreszcz, jednak mimo to kroczyła dalej, a podeszwy jej wygodnych butów rytmicznie uderzały o zabłocone podłoże.
The member 'Alice Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Wpatrywał się w ciemną otchłań w tępym milczeniu o wyrazie twarzy godnym całkiem bystrego trolla. W istocie zastanawiał się nad kolejnym błędem, bo oczywiście, że to był błąd, lecz nie wiedział, czy chciałby go znów popełniać.
Czemu nie skoczysz, przyjacielu?
Brzmi prawie jak samobójstwo, ale czy to nie jest... samobójstwo? Umrzeć na głupotę, to takie oryginalne. A myśl o tym coraz bardziej monotematyczna. I obawa – lub już tylko przyzwyczajenie – że tak się może stać. Że kolejny rok nie spędzi u Polly pod łóżkiem z miską u pyska czy u Grahama na kanapie, a w celi kilka metrów pod ziemią romansując na przemian z podłogą i ścianą, a czasem zimną, niewygodną pryczą.
Liczył na nagrodę za nieprzemyślane poświęcenie (czego nie robi się w imieniu sławy i bogactwa?). Tam gdzie zresztą tajemnica wyryta w zimnych labiryntach podziemi, tam gdzie nadzieja lub i szansa, choćby ich cień, tam i wieczny poszukiwać wrażeń, Vasilly Mulciber.
Wkroczył więc w tę kuszącą – niemal jak morderczy, misi uścisk Benjamina Wrighta, który miażdży kości na każde serdeczne powitanie – ciemność całkowicie oddając się nieprzychylnym mu tym razem (i każdym kolejnym) zrządzeniom losu. Jako doświadczony łowca przygód, rzucił Kloste i ruszył przed siebie w tej pogwizdującej wesołości, która odbijała się echem od murów i niosła wzdłuż nich. W ciszy przerywanej pojedynczymi odgłosami melodia ta brzmiała co najmniej nieprzyjemnie, jeśli nie wiesz, że po drugiej stronie znajduje się największy pechowiec dzisiejszej imprezy – Mulciber. Ruszył prosto oczywiście nie zerkając nawet w odgałęzienie uznając, że czym prościej i czym dalej, tym lepiej. Na razie.
To mogłoby być podchwytliwe.
1. rzut na zaklęcie
2. rzut na niespodzianki od mg
Czemu nie skoczysz, przyjacielu?
Brzmi prawie jak samobójstwo, ale czy to nie jest... samobójstwo? Umrzeć na głupotę, to takie oryginalne. A myśl o tym coraz bardziej monotematyczna. I obawa – lub już tylko przyzwyczajenie – że tak się może stać. Że kolejny rok nie spędzi u Polly pod łóżkiem z miską u pyska czy u Grahama na kanapie, a w celi kilka metrów pod ziemią romansując na przemian z podłogą i ścianą, a czasem zimną, niewygodną pryczą.
Liczył na nagrodę za nieprzemyślane poświęcenie (czego nie robi się w imieniu sławy i bogactwa?). Tam gdzie zresztą tajemnica wyryta w zimnych labiryntach podziemi, tam gdzie nadzieja lub i szansa, choćby ich cień, tam i wieczny poszukiwać wrażeń, Vasilly Mulciber.
Wkroczył więc w tę kuszącą – niemal jak morderczy, misi uścisk Benjamina Wrighta, który miażdży kości na każde serdeczne powitanie – ciemność całkowicie oddając się nieprzychylnym mu tym razem (i każdym kolejnym) zrządzeniom losu. Jako doświadczony łowca przygód, rzucił Kloste i ruszył przed siebie w tej pogwizdującej wesołości, która odbijała się echem od murów i niosła wzdłuż nich. W ciszy przerywanej pojedynczymi odgłosami melodia ta brzmiała co najmniej nieprzyjemnie, jeśli nie wiesz, że po drugiej stronie znajduje się największy pechowiec dzisiejszej imprezy – Mulciber. Ruszył prosto oczywiście nie zerkając nawet w odgałęzienie uznając, że czym prościej i czym dalej, tym lepiej. Na razie.
To mogłoby być podchwytliwe.
1. rzut na zaklęcie
2. rzut na niespodzianki od mg
Gość
Gość
The member 'Vasilly Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79, 9
'k100' : 79, 9
Alice, najwyraźniej czerpiąc doświadczenie z wielu książek, wyglądała na przygotowaną do wyprawy. Nie zauważyła jednak, że linie, które pozostawiała na ścianie kredą po jakimś czasie znikają. Skręciła w lewo i tuż przed sobą ujrzała obszerne pomieszczenie. Było okrągłe, lekko spłaszczone z tyłu, a ściany pokrywały wysokie na kilka metrów lustra z lśniącego kryształu. Dziewczyna podeszła bliżej, ale w środku lustra nie ujrzała własnego odbicia - spoglądała na nią inna kobieta, wyglądająca niemal jak zjawa, utkana z niebieskich płomieni. W jej oczach w kolorze lodowego błękitu nic się nie odbijało, kaskady blond włosów, tak jasnych, że niemal białych spływały po jej ramionach. Ubrana była w jasną suknię, z przewiewnej tkaniny, która ciągnęła się po podłodze. Kobieta zamrugała z przejęciem i wlepiła w Alice puste spojrzenie.
- Kim jesteś? - zapytał głos, a pomieszczenie wypełniło echo, choć Elliott nie wiedziała czy rozległ się on w rzeczywistości, czy może w jej głowie.
Był słodki i piękny, brzmiał nierealnie czysto, jak dźwięk wody kapiącej na kryształy.
- Podaj mi rękę. Pomóż mi - dodała po chwili.
(jeżeli zdecydujesz się podać jej rękę i pomóc, rzuć kostką k6, żeby dowiedzieć się co się stało;
jeżeli odmówisz pomocy lub wstrzymasz się z udzieleniem jej, rzuć kostką k100, aby dowiedzieć się jak zareagowała)
Otchłań rozbłysła, mrok rozproszył blask różdżki zwiastujący udane zaklęcie Vasilly'ego. Delikatnie nici ciągnęły się po podłodze, zostawiając za nim trwały ślad. Ruszył prosto przed siebie, a korytarz wydawał się ciągnąć i ciągnąć, niemal w nieskończoność. W pewnym momencie, mężczyzna trafił na zwężenie, tudzież przeszkodę - potężne kolce, wycięte z jakiegoś fioletowego, żyłkowatego kamienia zagradzały połowę drogi. Czy zdecyduje się przejść pomiędzy nimi? Czy może zawróci i zmieni kierunek?
(rzuć kostką k100, jeżeli zdecydujesz się przejść oceni ona Twoje zmagania z kolcami, jeżeli zdecydujesz się wrócić, to, czy po drodze napotkają Cię jakieś inne trudności)
- Kim jesteś? - zapytał głos, a pomieszczenie wypełniło echo, choć Elliott nie wiedziała czy rozległ się on w rzeczywistości, czy może w jej głowie.
Był słodki i piękny, brzmiał nierealnie czysto, jak dźwięk wody kapiącej na kryształy.
- Podaj mi rękę. Pomóż mi - dodała po chwili.
(jeżeli zdecydujesz się podać jej rękę i pomóc, rzuć kostką k6, żeby dowiedzieć się co się stało;
jeżeli odmówisz pomocy lub wstrzymasz się z udzieleniem jej, rzuć kostką k100, aby dowiedzieć się jak zareagowała)
Otchłań rozbłysła, mrok rozproszył blask różdżki zwiastujący udane zaklęcie Vasilly'ego. Delikatnie nici ciągnęły się po podłodze, zostawiając za nim trwały ślad. Ruszył prosto przed siebie, a korytarz wydawał się ciągnąć i ciągnąć, niemal w nieskończoność. W pewnym momencie, mężczyzna trafił na zwężenie, tudzież przeszkodę - potężne kolce, wycięte z jakiegoś fioletowego, żyłkowatego kamienia zagradzały połowę drogi. Czy zdecyduje się przejść pomiędzy nimi? Czy może zawróci i zmieni kierunek?
(rzuć kostką k100, jeżeli zdecydujesz się przejść oceni ona Twoje zmagania z kolcami, jeżeli zdecydujesz się wrócić, to, czy po drodze napotkają Cię jakieś inne trudności)
Mulciber nie posiadał dość kluczowej cechy, jaką szczycić by się mogli mistrzowscy łamacze klątw – cierpliwości. Dlatego też ciężka i nużąca podróż przy odbijającej się echem gwiżdżącej melodii po dość krótkim czasie zaczęła go po prostu nudzić, a dziecięca ekscytacja kolejną przygodą przerodziła się w niemałe rozczarowanie, zanim... zanim nie dostrzegł dziwacznych, fioletowych – naprawdę? - kolców. Skomentował to dość cichym westchnieniem, gdyż liczył na więcej emocji: magicznych, niebezpiecznych akromantul czy olbrzymich węży wypełzających z ciemności. A może jakichś czarnomagicznych klątw? Tak naprawdę, bo Mulciber był dosyć wygodnym złodziejem, ufał, że przy odrobinie szczęścia wyjdzie z tunelu z jakąś błyskotką w kieszeni lub kilkoma sakiewkami wypełnionymi starożytnymi monetami i żadnym urazem na ciele, bo te powoli zaczęły go już nudzić. Złamane żebra, zwichnięte kostki czy podbite oko. Może dwa lata w więzieniu. Na dzień dobry i na do widzenia.
-Glisseo – wypowiedział inkantacje mając nadzieję, że za moment nie będzie mu już groziło żadne niebezpieczeństwo, a w rzeczywistości nie wierząc, że uda mu się z tego wyjść bez szwanku. Najważniejsze to wiara w siebie. Zawsze.
-Glisseo – wypowiedział inkantacje mając nadzieję, że za moment nie będzie mu już groziło żadne niebezpieczeństwo, a w rzeczywistości nie wierząc, że uda mu się z tego wyjść bez szwanku. Najważniejsze to wiara w siebie. Zawsze.
Gość
Gość
The member 'Vasilly Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Szła przed siebie, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze wybrała drogę. Może jednak powinna zawrócić? Jednak, zaaferowana chęcią sprawdzenia, co kryło się dalej, nie zrobiła tego. Nie zauważyła również, że robione przez nią znaki zniknęły ze ścian korytarzy, którymi przesuwała się kilka minut temu. Wtedy pewnie czułaby większy niepokój.
Niedługo po skręceniu w lewo, korytarz rozszerzył się znacząco. Oczom Alice ukazały się połyskujące lustra, szczelnie pokrywające powierzchnie ścian.
Lustrzana sala w starym, opuszczonym labiryncie. Czyżby prowadził on właśnie tutaj, czy może to po prostu jedna z wielu umieszczonych w nim „atrakcji”, a prawdziwe wnętrze plątaniny korytarzy znajdowało się gdzieś zupełnie indziej?
Coś kazało jej skierować się w stronę luster. Ciekawość? Lustra w końcu musiały trafić tu z jakiegoś konkretnego powodu. Jego nieznajomość tym bardziej podsycała w niej duszę poszukiwacza przygód.
Choć spodziewała się ujrzeć w gładkiej tafli własną twarz, nieco zarumienioną po długim marszu przez korytarze, ujrzała coś, co wprawiło ją w zdumienie. Wprost ze szklanej płaszczyzny wpatrywała się w nią blada postać o długich, niezwykle jasnych włosach i intensywnie niebieskich oczach, w których jednak czaiła się dziwna pustka. Odruchowo sięgnęła dłońmi do własnych włosów, jednak wciąż były spięte w ciasną kitkę z tyłu głowy, i z pewnością nie tak białe. Obejrzała się też przez ramię, ale nikt za nią nie stał. Kobieta istniała tylko w lustrze.
To magia. Inne wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy, i już miała stuknąć końcem różdżki w ramę lustra, kiedy tajemnicza zjawa odbijająca się w jego powierzchni przemówiła, prosząc Alice o pomoc. Dziewczyna zawahała się, ale nie od razu spełniła polecenie. Czuła, że coś budziło w niej niepokój, a nie była przecież aż tak naiwna, by nie zdawać sobie sprawy, że w świecie magii istniało wiele niebezpiecznych przedmiotów. Nawet mugole w swoich książkach często kreowali niebezpieczne artefakty, a Alice nie miała żadnej pewności, jaki skutek miałoby spełnienie polecenia kobiety z lustra. Choć zwykle wyznawała zasadę „bez odrobiny ryzyka nie ma prawdziwej zabawy”, teraz zawahała się. Co, jeśli zostanie uwięziona w lustrze, gdy tylko dotknie ręki zjawy? Przecież chciała wyjść stąd w jednym kawałku. Może powinna się wycofać i poszukać innej drogi?
Choć nie odpowiedziała, zrobiła jeden powolny krok do tyłu, nie przestając obserwować luster.
Niedługo po skręceniu w lewo, korytarz rozszerzył się znacząco. Oczom Alice ukazały się połyskujące lustra, szczelnie pokrywające powierzchnie ścian.
Lustrzana sala w starym, opuszczonym labiryncie. Czyżby prowadził on właśnie tutaj, czy może to po prostu jedna z wielu umieszczonych w nim „atrakcji”, a prawdziwe wnętrze plątaniny korytarzy znajdowało się gdzieś zupełnie indziej?
Coś kazało jej skierować się w stronę luster. Ciekawość? Lustra w końcu musiały trafić tu z jakiegoś konkretnego powodu. Jego nieznajomość tym bardziej podsycała w niej duszę poszukiwacza przygód.
Choć spodziewała się ujrzeć w gładkiej tafli własną twarz, nieco zarumienioną po długim marszu przez korytarze, ujrzała coś, co wprawiło ją w zdumienie. Wprost ze szklanej płaszczyzny wpatrywała się w nią blada postać o długich, niezwykle jasnych włosach i intensywnie niebieskich oczach, w których jednak czaiła się dziwna pustka. Odruchowo sięgnęła dłońmi do własnych włosów, jednak wciąż były spięte w ciasną kitkę z tyłu głowy, i z pewnością nie tak białe. Obejrzała się też przez ramię, ale nikt za nią nie stał. Kobieta istniała tylko w lustrze.
To magia. Inne wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy, i już miała stuknąć końcem różdżki w ramę lustra, kiedy tajemnicza zjawa odbijająca się w jego powierzchni przemówiła, prosząc Alice o pomoc. Dziewczyna zawahała się, ale nie od razu spełniła polecenie. Czuła, że coś budziło w niej niepokój, a nie była przecież aż tak naiwna, by nie zdawać sobie sprawy, że w świecie magii istniało wiele niebezpiecznych przedmiotów. Nawet mugole w swoich książkach często kreowali niebezpieczne artefakty, a Alice nie miała żadnej pewności, jaki skutek miałoby spełnienie polecenia kobiety z lustra. Choć zwykle wyznawała zasadę „bez odrobiny ryzyka nie ma prawdziwej zabawy”, teraz zawahała się. Co, jeśli zostanie uwięziona w lustrze, gdy tylko dotknie ręki zjawy? Przecież chciała wyjść stąd w jednym kawałku. Może powinna się wycofać i poszukać innej drogi?
Choć nie odpowiedziała, zrobiła jeden powolny krok do tyłu, nie przestając obserwować luster.
The member 'Alice Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Dama zaśmiała się nieprzyjemnie, obrzucając Alice morderczym spojrzeniem.
- Skoro tak wolisz - rzuciła tylko, krótko i oschle, po czym zniknęła.
W tym samym czasie różdżka Vasilly'ego buchnęła jasnym snopem światła i wypadła mu z ręki. Zaklęcie nie zadziałało, jednak dziwnym trafem kolce zniknęły ukazując przed nim ścianę wypełnioną lustrami. Wyglądały jak szyby z przeźroczystego szkła, a po drugiej stronie stała dziewczyna o jasnych włosach. Z perspektywy Alice było odwrotnie - widziała ona ciemnowłosego mężczyznę. W labiryncie rozległ się huk i kryształowe powierzchnie pokryły się milionem pęknięć. Bariera roztrzaskała się o ziemię, jednak żaden z czarodziei nie widział już tego co poprzednio. Przed nim znajdowała się osoba, którą darzyli nienawiścią, a wilgotne powietrze labiryntu, zaczynało sprawiać, że mieli ochotę rzucić się sobie do gardeł.
(stoicie na przeciwko siebie, ale nie widzicie swojej prawdziwej postaci - zamiast tego możecie dostrzec znienawidzoną osobę, a powietrze w labiryncie ma dziwne właściwości, powodujące, że chcecie się wzajemnie pozabijać;
Alice, Vasilly, możecie rzucić zaklęcie lub zaatakować przeciwnika, jeżeli chcecie walczyć z urokiem, który na Was padł rzućcie kostką k100
Vasilly, jeżeli chcesz podnieść różdżkę, rzuć kostką k6)
- Skoro tak wolisz - rzuciła tylko, krótko i oschle, po czym zniknęła.
W tym samym czasie różdżka Vasilly'ego buchnęła jasnym snopem światła i wypadła mu z ręki. Zaklęcie nie zadziałało, jednak dziwnym trafem kolce zniknęły ukazując przed nim ścianę wypełnioną lustrami. Wyglądały jak szyby z przeźroczystego szkła, a po drugiej stronie stała dziewczyna o jasnych włosach. Z perspektywy Alice było odwrotnie - widziała ona ciemnowłosego mężczyznę. W labiryncie rozległ się huk i kryształowe powierzchnie pokryły się milionem pęknięć. Bariera roztrzaskała się o ziemię, jednak żaden z czarodziei nie widział już tego co poprzednio. Przed nim znajdowała się osoba, którą darzyli nienawiścią, a wilgotne powietrze labiryntu, zaczynało sprawiać, że mieli ochotę rzucić się sobie do gardeł.
(stoicie na przeciwko siebie, ale nie widzicie swojej prawdziwej postaci - zamiast tego możecie dostrzec znienawidzoną osobę, a powietrze w labiryncie ma dziwne właściwości, powodujące, że chcecie się wzajemnie pozabijać;
Alice, Vasilly, możecie rzucić zaklęcie lub zaatakować przeciwnika, jeżeli chcecie walczyć z urokiem, który na Was padł rzućcie kostką k100
Vasilly, jeżeli chcesz podnieść różdżkę, rzuć kostką k6)
Zaklął siarczyście, gdy różdżka wyślizgnęła się z jego dłoni, zanim jednak zdążył ją podnieść, jego uwagę zwróciła niezwykle zajmująca sylwetka dziewczyny majacząca przed nim z początku niewyraźnie, a potem, gdy już magiczna bariera opadła, mógł ją poznać. Była to jednak jedna myśl, niewyraźna i ginąca w fali wściekłości i nieokreślonej chęci rozbicia jej czaszki o zimne mury labiryntu. Znał ją, przez chwilę jeszcze wiedział, że to ów dziewczę z rycerza, lecz to było już nieistotne. Nie rozumiał, dlaczego tak jej nienawidził, darzył niewyrafinowaną, pozbawioną sentymentu, odrazą, pod której wpływem rzucił się na nią próbując uchwycić pukiel jasnych włosów tuż przy skórze, aby kolejno uderzyć jej głową z całej siły w kamień.
Miała przewagę. Posiadała różdżkę. On o swojej zapomniał i jej brak wcale też mu nie przeszkadzał. Liczył się przecież cel – krwawa mozaika malowana jej krwią i płynami. Tylko to się liczyło.
Miała przewagę. Posiadała różdżkę. On o swojej zapomniał i jej brak wcale też mu nie przeszkadzał. Liczył się przecież cel – krwawa mozaika malowana jej krwią i płynami. Tylko to się liczyło.
Gość
Gość
The member 'Vasilly Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
W momencie, gdy Alice odsunęła się od lustra, kobieta zniknęła. Zamiast niej pojawił się ciemnowłosy mężczyzna, który wydawał się dziwnie znajomy, jednak zanim zdążyła rozpoznać w nim irytującego kierowcę Błędnego Rycerza, lustra z hukiem pękły i roztrzaskały się o ziemię. Odskoczyła do tyłu, by uniknąć zranienia przez spadające fragmenty. W ręku wciąż kurczowo ściskała swoją różdżkę, próbując zachować równowagę i ocenić rozmiary szkód poczynionych w sali.
Mimo rozbicia szklanej bariery z luster, ciągle widziała naprzeciwko siebie męską sylwetkę. Jednak już nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę ma naprzeciwko siebie młodego mężczyznę z Błędnego Rycerza. Widziała kogoś zupełnie innego. Coś, czego nie potrafiła określić, sprawiało, że na jego widok natychmiast wypełniła ją bardzo silna, irracjonalna niechęć. Negatywne emocje, których kilka minut temu jeszcze nie odczuwała, teraz dosłownie w niej buzowały, zmuszając do silniejszego zaciśnięcia palców na różdżce.
I dobrze, że to zrobiła, bo mężczyzna, wyraźnie opętany szałem, pierwszy rzucił się w jej kierunku, wyciągając w jej stronę ręce.
- Everte Stati! – krzyknęła, zamierzając odrzucić go na ścianę i jak najszybciej uciec z pomieszczenia.
Mimo rozbicia szklanej bariery z luster, ciągle widziała naprzeciwko siebie męską sylwetkę. Jednak już nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę ma naprzeciwko siebie młodego mężczyznę z Błędnego Rycerza. Widziała kogoś zupełnie innego. Coś, czego nie potrafiła określić, sprawiało, że na jego widok natychmiast wypełniła ją bardzo silna, irracjonalna niechęć. Negatywne emocje, których kilka minut temu jeszcze nie odczuwała, teraz dosłownie w niej buzowały, zmuszając do silniejszego zaciśnięcia palców na różdżce.
I dobrze, że to zrobiła, bo mężczyzna, wyraźnie opętany szałem, pierwszy rzucił się w jej kierunku, wyciągając w jej stronę ręce.
- Everte Stati! – krzyknęła, zamierzając odrzucić go na ścianę i jak najszybciej uciec z pomieszczenia.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
W głębi labiryntu
Szybka odpowiedź