Wydarzenia


Ekipa forum
Aleja Theodousa Traversa
AutorWiadomość
Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]26.12.15 0:07
First topic message reminder :

Aleja Theodousa Traversa

Jedna z dłuższych alei, wybrukowana szarą kostką. Pomimo lokalizacji tuż przy samej Tamizie, gdzie odbywają się załadunki i rozładunki towaru, spotkać tu można wiele osób - najczęściej amatorów długi spacerów i charakterystycznego zapachu rzecznej toni. To właśnie tutaj  cumuje Jolly Jelly II, jeden ze statków rodziny Travers. Z portu można się na niego dostać poprzez drewnianą, stabilną kładkę. Z kolei woda przy porcie najczęściej jest dosyć chłodna - chodnik oddzielają od niej ponad metrowe żeliwne słupki, połączone łańcuchem zdobionym w morskie stwory.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:32, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]19.08.20 13:35
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 9

--------------------------------

#2 'k10' : 5

--------------------------------

#3 'k100' : 79

--------------------------------

#4 'k8' : 5, 1, 5, 2, 1, 1, 4

--------------------------------

#5 'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]19.08.20 17:39
| 210/240 (-5)

Ściągnął usta w wąską kreskę, gdy magia odmówiła mu posłuszeństwa - i to w takiej chwili. Czyżby wymagał zbyt wiele? Czyżby krótkie starcie z ochroniarzami, późniejsze wyczarowanie silnej tarczy, nadwątliło jego siły...? Przelotnie zamarł w bezruchu, gdy promień zaklęcia Mulcibera mierzył się ze srebrzystą barierą Protego, po którą sięgnął zagoniony w kąt przeciwnik. Zdawało się, że czarnomagiczna klątwa bez problemu dosięgnie zarządcy portu, lecz koniec końców spowolniła, osłabiona - lecz nie zatrzymana - przez nie dość dokładny czar starszego czarodzieja. Wspaniale. Pichard, choć stawiał zacieklejszy opór niż Caelan mógł się tego spodziewać, pozwalał sobie na kolejne błędy. Ciemne, lepkie plamy zaczęły zdobić jego szatę, skapywać na drewnianą podłogę gabinetu; jeszcze chwila, dwie, i zgaszą w nim wolę walki raz na zawsze. Na słowa starego nie zareagował w żaden przesadnie wymowny sposób; nie odezwał się, nie wygiął ust w uśmiechu. Zamiast tego przekrzywił nieznacznie głowę, nie spuszczając z niego wzroku. Nie wezmą go żywcem, nie taki był plan. Już na spotkaniu zostało ustalone, że Pichard nie jest im potrzebny. Że nie mogą mu ufać, niezależnie od tego, ile włożyliby starań w przeciągnięcie go na jedyną słuszną stronę - lub podporządkowanie swej woli. Był jak chorągiewka, pozbawiony trwałych, silnych poglądów; nikomu nie dochowałby wierności. Stał tak, z wymierzoną w zbliżającą się do okna gnidę różdżką - co on kombinował, chciał wyskoczyć? - czekając na kolejne posunięcie Ramseya. Dopiero wtedy, gdy Śmierciożerca sięgnął po inkantację zaklęcia niewybaczalnego, lecz z jego różdżki nie wydobył się charakterystyczny zielony promień, Caelan kontynuował atak. Byle tylko nie dać zarządcy chwili wytchnienia; najwidoczniej ta taktyka działała, kolejny atak nie wyszedł i jemu. - Distorsio - wypowiedział stanowczo, pewnie, celując w lewą rękę przeciwnika. Przy odrobinie szczęścia to powinno wystarczyć, by wykończyć zmęczonego już walką, krwawiącego mężczyznę, nim ten dotrze do wychodzącego na ulicę okna. Nie chciał się z nim bawić w kotka i myszkę, torturować; na okaleczanie jeszcze przyjdzie pora, gdy będą wystawiać ciało na pokaz.

| 1. zaklęcie
2. k10
3. obrażenia
4. obrona Picharda (-50); gdyby nie była konieczna, to rzut na Deprimo



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]19.08.20 17:39
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 63

--------------------------------

#2 'k10' : 8

--------------------------------

#3 'k8' : 1, 6, 7, 6, 4

--------------------------------

#4 'k100' : 54
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]20.08.20 18:13
Zmrużył oczy, gdy magia go zawiodła, nie czyniąc nikomu żadnej krzywdy. Drań postanowił jeszcze zareagować, ale nie miał najmniejszych szans. Caelan w tej samej chwili posłał w jego stronę urok, który okazał się wystarczająco silny, by odebrać mu ostatnie oddechy. Coś chrupnęło. Dziwny odgłos pochodzący ze strony Picharda towarzyszył wytrąceniu stawu lewej dłoni. Różdżka upadła na ziemię, a ciało, jeszcze przez krótką chwilę, jakby zesztywniałe, lewitujące, zamarło nieruchomo. Dopiero potem osunęło się na ziemię, a oczy zalśniły bielmem. I nastała całkowita cisza, przerwana jedynie ich głośniejszymi oddechami. Truchło tkwiło na ziemi w bezruchu, leżąc w coraz większej kałuży krwi. Nagle i nieoczekiwanie nastąpiły drgawki, ale były już pośmiertne. Widział je nieraz, nie wystraszył go ten niekontrolowany pląs zwłok. Gdy ustały, wyprostował się i opuścił różdżkę, przyglądając mu wciąż z dystansu. Milczał. A potem westchnął i spojrzał na Caelana, by wpierw ocenić jego stan - wyglądał na nieco zmęczonego, walka z ochroniarzami dała mu w kość. Ale wyliże się, drobne rany dodadzą mu tylko powagi, będą dowodem na stoczoną w tym miejscu walkę.
— Wszyscy muszą się dowiedzieć — zwrócił się do towarzysza, podchodząc bliżej trupa. Dotknął go nogą, a później, przy użyciu siły, póki wciąż był wątły i jeszcze ciepły, przewrócił na plecy. Port musiał usłyszeć o tym, że Pichard, zarządca portu, nie żył. Musiał się dowiedzieć, że został zastąpiony przez kogoś innego, bardziej odpowiedniego. Ale same plotki, pogłoski to zbyt mało. Należało portowym ludziom to pokazać. Niech wiedzą, po której stronie stał, nawet jeśli to nieprawda. Do kogo należało teraz to miejsce, komu było podległe i kto sprawował nad nim pieczę. By wszyscy ci, którzy chcieli się czuć bezpiecznie wiedzieli jak i komu okazać prawdziwy szacunek i czego lub kogo należy się wystrzegać. Z torby wyciągnął dwie fiolki, sprawdził dokładnie ich opis, tak, by się nie pomylić. Nie znał się za dobrze na alchemii, nie rozpoznałby amrrtencji od trucizny, musiał mieć więc pewność. Jedną z nich odkorkował i wypił całą zawartość, pustą schował z powrotem, nigdy nie wiadomo, na kogo lub na co mógłby trafić, może się przydać. Drugą rzucił Goyle'owi.
— Powinno pójść sprawniej — z tą małą pomocą powinni znacznie szybciej załatwić sprawę. Mulciber ani posturą ani twarzą nie sprawiał wrażenia groźnego. Wsparcie pod postacią mikstury im się przyda, choć spodziewał się, że wywieszenie zwłok zarządcy załatwi większość. Skierował różdżkę w jego stronę, machnął nią, rzucając przy tym wingardium leviosa, by unieść jego nieruchome ciało. — Znajdźmy jakieś odpowiednie miejsce — zaproponował krótko i trzymając ciało w powietrzu ruszył w stronę wyjścia z budynku. Rozejrzał się dookoła, nie opuszczając martwego Picharda. Szukał w okolicy najbardziej rzucającego się w oczy punktu. Jego spojrzenie zatrzymało się na maszcie postawionym tuż obok budynku. Wisiała na nim angielska flaga. Nie był zbyt wysoki, a dodatkowo dość porządny, powinien rzucać się w oczy stamtąd. Uniósł lewą dłoń. I już wtedy czuł na sobie czyjeś spojrzenie. Ktoś przystanął by spojrzeć na to, gdzieś rozbrzmiał zduszony okrzyk. Puścił Picharda nabijając go na masztu, niczym na pal. Czubek przebił się przez ciało, zatrzymał gdzieś w połowie. Drewniany maszt spłynął krwią.
Wtedy dopiero spojrzał na Caelana i skinął mu głową.


| Obrona przeciwnika: nieudana; otrzymuje  obrażeń: 39; 51(cięte); 20(tłuczone); -10/100
[*]

piję eliksir grozy (st. 20), podaję eliksir Caelanowi (stat.40), eksponujemy zwłoki



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]21.08.20 22:44
Tym razem wszystko poszło zgodnie z jego myślą; poczuł znajome mrowienie, które spłynęło wzdłuż ramienia wprost do jakarandowego drewienka, by następnie uformować się w promień wybranego zaklęcia. Na tyle silnego, że Pichard nie zdołał się już przed nim obronić. Chrupnęło, a lewa dłoń przeciwnika wygięła się pod dziwnym, nienaturalnym kątem. Z bijącym szybciej sercem obserwował, jak oczy zarządcy gasną, jak uchodzi z niego życia – a więc dokonało się. Nie padł od zaklęcia niewybaczalnego, nie wykrwawił się z odniesionych już ran. Niezależnie jednak od tego, jak mało widowiskowym okazało się wybrany przez żeglarza czar, fakt pozostawał faktem. Kolejny punkt planu został wykonany, wtargnęli do biura dotychczasowego zarządcy portu, pozbyli się jego ochrony, pozbyli się jego samego… Lecz to nadal nie był koniec.
Skrzywił się, gdy zalegającym na deskach gabinetu ciałem wstrząsnęły dreszcze. To nie był pierwszy trup, z którym miał do czynienia, mimo to widok ten niezmiennie wzbudzał w nim dziwne, niechciane uczucie – obrzydzenie? Niechęć? A jednak przez dłuższą chwilę nie potrafił odwrócić wzroku. Dopiero wtedy, gdy towarzyszący mu Mulciber przerwał ciszę, udało mu się wyrwać spod działania tego przedziwnego uroku. Skinął krótko, oszczędnie, głową. O tym też już rozmawiali. Śmierć Picharda musiała ponieść się echem po całej dzielnicy, po całym mieście, jeszcze dalej. Londyński port przechodził w ręce tradycjonalistów, czarodziejów gotowych, by wytrwale walczyć o lepsze, spokojniejsze jutro – i wszyscy powinni o tym usłyszeć. A także przekonać się, jak kończą kolaboranci. Jednostki, które nie potrafią opowiedzieć się po właściwej stronie, zamiast tego próbują wzbogacić się poprzez przymykanie oka na prawdziwe zło.
Złapał fiolkę w locie; uniósł brwi do góry, w końcu jednak zmienił zdanie, nie poprzestał na niemym wyrażeniu swego pytania. – Eliksir grozy, tak jak rozmawialiśmy? – upewnił się; dopiero po chwili zauważył, że naczynko opatrzone jest odpowiednią etykietą. Znakomicie. Bez zwłoki odkorkował, a następnie wychylił otrzymany od Ramseya wywar, doskonale wiedząc, co powinien – powinni – w ten sposób zyskać. Może nigdy nie przyłożył się do uwielbianej przez matkę dziedziny magii, lecz inaczej sprawy miały się z Calanthe. Młodsza siostra raczyła go niekiedy krótkimi wywodami na tematy tworzonych przez siebie eliksirów, a już zwłaszcza wtedy, gdy zamierzała go nimi częstować. – Już idę – odpowiedział w reakcji na kolejne posunięcie Śmierciożercy. Ten lewitował już nieruchome, bezwładne ciało niedawnego zarządcy portu w stronę wyjścia. Caelan powiódł wzrokiem po zdemolowanym pomieszczeniu, będzie go czekać dużo pracy, by zapoznać się ze wszystkimi księgami, dokumentami, a także skrytkami, które z pewnością się gdzieś tutaj znajdowały – na to jednak przyjdzie czas później.
Z kamienną miną obserwował, jak młody Mulciber manewruje truchłem, by to nabiło się na pobliski maszt. Piękna ozdoba, z pewnością cieszyła oczy Picharda każdego dnia, gdy wyglądał przez okno, teraz jednak stała się jego przekleństwem. Żeglarz nie mógł nie zauważać przechodniów, którzy zatrzymywali się na ten koszmarny widok – lub tych, którzy przyśpieszali kroku, byle tylko uniknąć towarzystwa pobrudzonych krwią intruzów. Było to brutalne, dosadne, a przy tym potrzebne. Podchwycił spojrzenie Ramseya, odpowiedział podobnym skinieniem głowy, by zaraz później odwrócić się i, wciąż ściskając w dłoni różdżkę, ruszyć ku jednemu z tych, którzy zamarli na widok okaleczonego ciała Picharda. Młody mężczyzna, na oko dwudziestokilkuletni, Caelan nie kojarzył jednak jego twarzy, nie wiedział, czy ma do czynienia z wciąż trzeźwiejącym marynarzem, czy obdartusem, którego dotknęły trwające na ulicach miasta walki. – Ty, stój – zaczął chrapliwie, spokojnie, skracając dzielącą ich odległość, mając nadzieję, że towarzysz podąża jego śladem. – Widzisz go? – dodał, trzymając różdżkę na widoku, lecz nie celując nią w nieznajomego. Nie musieli przelewać dalej krwi, chcieli jedynie porozmawiać. Zadbać o to, by informacja dotarła do uszu całej czarodziejskiej społeczności. A kiedy ten niemrawo potwierdził, być może walcząc z grzęznącym w gardle głosem, żeglarz kontynuował. – Kolaborował z wrogiem. Pozwalał na wywożenie stąd szlam i niemagicznych, buntowników i wszystkich tych, którzy zagrażają spokojowi i bezpieczeństwu naszego miasta. Nie ma i nie będzie zgody na takie zachowanie. Wszyscy, którzy będą przykładać do tego rękę, podzielą jego los. Rozumiesz? – Caelan wyprostował się, poprawił mankiety zakrwawionej koszuli, dla podkreślenia wagi swych słów. Nie rzucał ich przecież na wiatr. – Chcę... Chcemy... Żebyś to zapamiętał. I żebyś powiedział o tym swoim bliskim, kolegom, sąsiadom. Wszystkim. Pichard już nie przewodzi portowej braci – dodał, oczekując wyraźniejszej reakcji, potwierdzenia lub, cóż, próby ucieczki. To był pierwszy krok do odebrania tego, co od dawna powinno należeć do nich, do Rycerzy Walpurgii, do Czarnego Pana.

| Piję eliksir grozy (stat.40) od Ramseya, później próbuję zastraszyć jednego z gapiów (zastraszanie I, bonus 45 z eliksiru)

Łączne ST wynosi 150.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]21.08.20 22:44
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 46
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]25.08.20 12:43
— Tak, powinien usprawnić nam zadanie — odpowiedział mu prosto i krótko; nie zamierzali spacerować po całym porcie i straszyć marynarzy, ani zgrywać groźnych, robić z siebie pajaców. Nie leżało to w naturze żadnego z nich, a do tego wszystkiego byli poważnymi czarodziejami, którym zależało na jak najlepszym wykonaniu zadania i osiągnięciu sukcesu. Dlatego to, co musieli zrobić musiało w sposób widowiskowy zakończyć czas panowania poprzedniego zarządcy. Postronni znajdujący się w porcie winni zwrócić na nich uwagę, spojrzeć na zakrwawione zwłoki. Trwała wojna, sam ich widok nie powinien nikogo aż tak zaskoczyć, ale ich stan i sposób ich wyeksponowania musiał wzbudzić strach, musiał wszystkim dobitnie pokazać, że nie mieli skrupułów, nie zamierzali się bawić z nikim kotka i myszkę. Pichard stał się ich wrogiem, powody, dla których to zrobili nie musiały być jasne. Mogli objąć portową dyktaturę z własnego kaprysu, byli na tyle potężni, by igrać z niepokornym społeczeństwem. Strach był potrzebny, by zbudować odpowiednie podwaliny dla powoli kiełkującego szacunku, iskrzącej cicho lojalności. Inaczej nie traktowaliby ich zbyt poważnie, a na to pozwolić sobie nie mogli. Kiedy więc nabity na maszt Pichard niczym nowoczesna, abstrakcyjna rzeźba zwracał uwagę znajdujących się w pobliżu ludzi, a jego krew spływała po spękanym drewnie na sam dół, uciekając na kocie łby, zapach posoki roznosił się w okolicy — to był ten moment, w którym musieli otwarcie stworzyć nowe zasady rozpoczętej przez nich gry.
Goyle zwrócił się do jednego z przechodniów. Spojrzał na niego szybko, a jego stalowe, zimne oczy błysnęły niebezpiecznie. Odczekał, skupiając na nich swoją uwagę, tym samym sugerując wszystkim, którzy byli w pobliżu, by zrobili to samo. A kiedy któryś z mężczyzn, marynarzy, przyspieszył, chcąc odejść, odezwał się:
— Nie radzę — wymierzył w jego różdżką. Zatrzymał się, obrócił przez prawe ramię. — Każdy, kto obróci się plecami do Lorda Voldemorta lub jego Rycerzy Walpurgii, podzieli los Picharda. — Wtedy też rozejrzał się po reszcie ludzi, którzy z niepewnością, może i już rosnącym lękiem, przyglądali im się. Jana z kobiet, zwykła, portowa dziwka, z niesmakiem spoglądała na ciało. — Każdy, kto uczyni coś przeciwko Czarnemu Panu i Rycerzom Walpurgii, zda sobie sprawę, że śmierć jest wybawieniem od tego, co przyjdzie mu za karę przeżyć. A zapewniam was, że to, czego tu jesteście świadkami jest niczym w porównaniu z tym, co spotyka zdrajców.— Podniósł głos, zwracając się juz do wszystkich, by wszyscy go słyszeli. Ruszył krokiem w stronę ludzi, w palcach lekko obracając różdżkę z wężowego drewna. — Każdy kto postanowi zaryzykować i wesprzeć Harolda Longbottoma i jego ludzi lub choćby będzie o to podejrzany, zostanie uznany za kolaboranta, a następnie osądzony. Przez Rycerzy Walpurgii. Uznany za winnego umrze na placu egzekucyjnym. Publicznie, dla waszej, mili ludzie, uciechy. — Bo mieli wymierzać sprawiedliwość, tępić szkodniki skuteczniej od ludzi ministerstwa. — Ten mężczyzna — wskazał na Caelana, odwracając ku niemu twarz. — To Caelan Goyle. — Wiedział, że to nazwisko musiało być ludziom portu dobrze znane. Dziś, wyszedł z cienia. — Rycerz Walpurgii, sługa Czarnego Pana. I od dziś zarządza portem w Londynie. — Rozejrzał się dookoła, by popatrzeć na twarze gromadzących się wokół ludzi. Dobrze, im było ich więcej tym szybciej rozniesie się wieść.— Bardzo gorąco zachęcam was do współpracy — dodał, uśmiechając się przy tym nieładnie. Po chwili spoważniał i dodał: — Inaczej czeka was śmierć.

| zastraszanie I, bonus +20



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]25.08.20 12:43
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]29.08.20 0:46
Fakt, że Ramseyowi udało się zdobyć potrzebne eliksiry, łagodził odczuwane napięcie i utwierdzał w przekonaniu, że portowa gawiedź ulegnie ich woli, posłuży jako narzędzie do osiągnięcia określonego dwa miesiące temu celu. Niech patrzą, niech chłoną makabryczny widok okaleczonego, spływającego krwią ciała Picharda i niech drżą przed tymi, którzy tak się z nim obeszli – w końcu zrozumieją, że to było jedyne słuszne rozwiązanie. Caelan wierzył przy tym, że wśród gapiów znajdą się i tacy, którzy nie pobledną na widok trupa, nie będą próbowali się chyłkiem wycofywać. W stolicy żyli przecież i czarodzieje rozmiłowani w tradycji, wyczekujący chwili, kiedy w końcu Ministerstwo skieruje się we właściwą stronę i zawalczy o prawa zepchniętej na margines, zmuszonej do ukrywania się społeczności. Lecz zamiast tego mieli dostać coś więcej, coś jeszcze lepszego – stojącego za tym wszystkim Czarnego Pana i jego wiernych Rycerzy Walpurgii, którzy nie wahali się przed stawaniem w szranki z buntownikami, przejednywaniem wątpiących, wymierzaniem kary zdrajcom… Zaś alchemiczne wywary miały jedynie pomóc wypaść przekonująco, uwypuklić niesiony słowami i gestami przekaz.
Najpierw poświęcił swą uwagę młodemu chłopakowi, który miał tyle szczęścia – lub pecha – że akurat znalazł się opodal budynku z biurem zarządcy portu, a także będącego w centrum uwagi masztu, kiedy Mulciber lokował na nim sztywniejące ciało pokonanego Picharda. Nie był pewien, czy widział w jego oczach strach, czy pogardę, emocja była jednak silna, nawet jeśli zmącona przez alkohol lub inne używki, którymi mógł się nie tak dawno raczyć niemrawy rozmówca – to dobrze. Niech ten sam strach lub ta sama awersja rozwiąże mu język, zachęci do zwierzeń. Niech, zgodnie z dopiero co sformułowanym rozkazem, opowie wszystkim o tym, co zobaczył i co jeszcze usłyszy. W końcu, po dłuższej wymianie spojrzeń, Goyle doczekał się oszczędnego skinięcia głową. W samą porę, wszak jeden z czarodziejów próbował przyśpieszyć, a tym samym uniknąć zamieszania, odebrać sobie szansę na bycie świadkiem tej jakże istotnej dla portu chwili. Głos zabrał Mulciber, wpierw musztrując niedoszłego uciekiniera, później – głośno przemawiając do wszystkich zebranych. Kiedy towarzysz doszedł do ogłoszenia marynarzom, kurtyzanom i znajdującym się tu całkowitym przypadkiem przechodniom – w tym jakiejś zbłąkanej, zasłaniającej trzymanemu na rękach dziecku oczy matce – kto od tej pory będzie piastował niespodziewanie zwolnione stanowisko, Goyle bezwiednie odnalazł go wzrokiem. A więc nie było już odwrotu, stało się to, co sam zaproponował na kwietniowej naradzie, a co miało stanowić ogromną zmianę nie tylko dla dzielnicy, ale i dla niego samego. Czy widział wśród zebranych twarze swej załogi? Sąsiadów? Konkurentów…? – Wielu z was może znać moją twarz, niektórzy jedynie nazwisko. To nieważne. Goyle’owie mieszkają tu od wielu długich lat, z szacunkiem pielęgnując godne prawdziwych czarodziejów tradycje, dzielnicę portową uważając za swój prawdziwy dom. Zamierzam zadbać o to, by przywrócić temu miejscu porządek. By pozbyć się tych, którzy sieją zamęt, działają na niekorzyść nie tylko tej okolicy, tego miasta, ale i całej czarodziejskiej społeczności. – Nie zwykł przemawiać do tłumów, zwykle musztrował swą załogę; to było bez znaczenia. Nie musieli go kochać. Nie musieli zgadzać się z jego słowami. Musieli jedynie zrozumieć powagę sytuacji i konsekwencje swych ewentualnych działań. Wyprostował się, trzymaną w dłoni różdżką wskazując na truchło Picharda; już krążyły przy nim pierwsze ptaki. – Nie rzucamy słów na wiatr, macie tutaj tego najlepszy dowód. Pichard musiał zginąć. Przymykał oko na zbyt wiele spraw, powalał groźnym terrorystom zastraszać porządnych mieszkańców Londynu, innym zaś – wzbogacać się na wyniszczającej miasto wojnie. Dla takich jak on nie ma litości. Pamiętajcie… - urwał, wodząc wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, spoglądając na większość z góry, nie chowając swych tatuaży, nie próbując się im przypodobać. Wprost przeciwnie. Łatwiej było zmusić ich do posłuszeństwa poprzez strach. – Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. A kto jest przeciwko nam, kończy jak ten głupiec.

| Zastraszanie I, bonus 45 z eliksiru

Łączne ST: 124/150.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]29.08.20 0:46
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 26
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]30.08.20 22:57
Kiedy Goyle znów się odezwał, dokonując swoistej autoprezentacji, tuż o po tym, jak zdradził jego personalia, zamilknął na dobre. Nie patrzył na Caelana. Ruszył wolnym, ciężkim krokiem przed siebie, po łuku, wokół masztu, na którym wisiało ciało dotychczasowego zarządcy portu. Bezceremonialnie patrzył ludziom w twarz. Choć niektórzy z nich odwracali wzrok, ukrywali lica w szalach, włosach, czy rękach; nagle, jakby niepozornie spoglądali w przeciwną stronę i ruszali przed siebie, przypomniawszy sobie o pozostawionym na ogniu kotle, chwytał ich spojrzenia, zatrzymywał na sobie. Jego oczy były zimne, przenikliwe i zdradzały brak litości. Było w nich też coś wymagającego, jakby domagał się bez słów lojalności i ogłady. Nie żartował. Taki los miał spotkać każdego, kto im się przeciwstawi. Śmierć w męczarniach, torturach mogła dotknąć tych, którzy nie ukażą się przed Czarnym Panem i postanowią tworzyć własne zasady pod czujnym okiem Rycerzy Walpurgii. Nie mogli tolerować zdrajców, rebeliantów pod nosem. Port należał już do nich, a wszystkie istotne decyzje od dziś będą należały do czarnoksiężnika, któremu tu dziś towarzyszył. Ale słowa Caelana miały też w sobie coś z obietnicy spokoju — bowiem sojusznicy będą mogli się nim cieszyć. Goyle nie musiał, a jednak przyrzekł ludziom, że zrobi tu porządek. Sam jednak wyznaczy granice, ustali zasady.
Tłum nagle zgęstniał, zebrało się więcej osób. Zwłoki przyciągały uwagę. Zatrzymywali się też nieopodal marynarze i pijaczyny, które zmierzały z lub do Parszywego. Wzrosło zainteresowanie, wzrosło też oburzenie i strach. Najpierw zaszumiało od cichych, jedno lub dwuzdaniowych reakcji, a później nastąpiła cisza.
Wyciągnął z kieszeni papierosy, pstryknięciem odpalił, zaciągnął się powoli, powracając spojrzeniem w stronę wiszącego truchła. Nie obawiał się stanąć tyłem do zgromadzonych; czuł się tu nadzwyczaj pewnie, jak zresztą wszędzie, gdzie tylko się pojawiał. Lekceważył ewentualne niebezpieczeństwo, ale zachowywał czujność. Słuch miał wciąż dobry. Gdy Goyle przestał mówić, obejrzał się na niego. Ich wzrok się spotkał, w połowie drogi. Nie był pewien, co dojrzał w oczach towarzysza. Musiał jednak znaleźć w sobie odwagę i pewność, że to, co robi jest słuszne i podoła wyzwaniu. Musiał być silny. Teraz bardziej, niż wcześniej; skupiony i gotowy do podjęcia szybkich, czasem agresywnych działań. Wyrzucił niedopałek w bok, ledwie po kilku pociągnięciach. Wyciągnął znów różdżkę, skierował ją ku górze. Morsmordre. Na niebie zebrały się ciemne chmury, a pomiędzy nimi zalśniły jadowicie zielone gwiazdy, tworzące obraz czaszki i węża. Ich znak, znak śmierciożerców, znak Lorda Voldemorta zabłysnął tego dnia na nieboskłonie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 10 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]01.09.20 16:33
Znaczenie ich wypowiedzi zostało jedynie podkreślone szmaragdowozielonym obrazem, który ozdobił niebo – czaszką i wysuwającym się spomiędzy szczęk wężem. Tylko oni byli w stanie przywołać Mroczny Znak, w ten sposób potwierdzali, komu służyli i czyje porządki miały od tej pory panować w porcie. Nie mówili już nic więcej, w milczeniu obserwując powoli i niepewnie topniejące zbiorowisko; słowa były zbędne. Nabity na maszt Pichard oraz jaśniejąca na tle ciemnych chmur konstelacja gwiazd zapewne miały zapaść w pamięć na długo, przy okazji wywołując z otchłani zapomnienia groźby i obietnice, którymi nakarmili dziś gawiedź. Wieść powinna ponieść się dalej, a jego nazwisko znaleźć się na językach wszystkich, czy to powtarzane w domowym zaciszu, czy w Parszywym, nad kuflem piwa.
Przez budynkiem wciąż znajdowali się ostatni maruderzy, Caelan nie miał jednak zamiaru czekać, aż i oni rozejdą się do domów lub ruszą w dalszą drogę, gdziekolwiek zmierzali. Odwrócił się ku drzwiom prowadzącym do wnętrza siedziby zarządcy portu, jego siedziby, podchwycił spojrzenie Mulcibera, a następnie powolnym krokiem – wciąż trzymając różdżkę w dłoni, na wypadek, gdyby ktoś postanowił mu zagrozić – przekroczył próg, w zamyśleniu rozglądając się dookoła, dłużej zatrzymując wzrok na nieruchomych ciałach ochroniarzy. Musieli tu posprzątać. A później rozmówić się z czarodziejami, którzy jeszcze do niedawna pracowali dla Picharda. Nie widział ich do tej pory, czy to znaczyło, że pochowali się po kątach, czy raczej – byli już po pracy? Godziny mieli popołudniowe, istniała szansa, że stary zdążył wszystkich posłać do domów nim rozpętała się walka.
Trudno; z nimi też musiał załatwić sprawę możliwie jak najszybciej, wymusić na nich posłuszeństwo, nim zdołaliby zacząć spiskować za jego plecami. Dlatego też – kiedy już kilkoma prostymi zaklęciami oczyścił zakrwawione deski podłogi i ściany, a także złożył trupy w jednym miejscu – nie zwlekał i zaczął wysyłać listy do wszystkich, którzy byli ujęci w księgach jako zatrudnieni. Mieli stawić się na miejscu jeszcze tego samego dnia, równo o godzinie piątej lub też nie pojawiać się nigdy więcej. W ten sposób zostaliby uznanymi za przeciwników słusznej zmiany, a przy najbliższej nadarzającej się okazji – właściwie ukarani za swą niesubordynację. We dwójkę przyjęli wszystkich podwładnych dotychczasowego zarządcy; Caelan miał radzić sobie z nimi samodzielnie, mimo to wolał przeprowadzić tę pierwszą rozmowę wspólnie. Nie przebierał w słowach, nie silił się na szczególnie zawiłe wybory, a jedynie informował – wszak w drodze do budynku musieli zobaczyć szpecącego krajobraz Picharda. Wiedzieli, z czym miała wiązać się odmowa. Wiedzieli, że muszą kontynuować pracę i działać na korzyść portu lub zginąć.
Tylko jeden z czarodziejów nie odpowiedział na wezwanie – zaś nowy zarządca odnotował sobie jego nazwisko w pamięci, planując złożyć mu wizytę.

| 2xzt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]21.09.20 14:09
| 5 lipca

Nie minęły jeszcze trzy tygodnie, odkąd wraz z młodym Mulciberem pozbył się Picharda, a tym samym – przejął jego stanowisko zarządcy londyńskiego portu. Wciąż przyzwyczajał się do nowej roli, wiążącej się z nią wygód, ale przede wszystkim obowiązków. Nie wystarczyło przecież zabić starego, a później nabić jego ciało na maszt, wystawić na pokaz. To był dopiero początek. Również spotkanie z pracownikami biura, choć niezwykle ważne, nie załatwiało całej sprawy. Mógł tytułować się zarządcą, wykrzykiwać ten tytuł przy każdej możliwej okazji, najważniejszym jednak było, by przekonać wszystkich – podwładnych, mieszkańców dzielnicy, a także załogi stale przypływających i wypływających z portu statków – że objął to stanowisko pełnoprawnie. Że nikt, rebeliant czy nie, nie powinien kwestionować jego słów, decyzji, a także wprowadzanych przez niego nowych porządków. W tym celu musiał nie tylko bacznie przyglądać się tym, których trzymał najbliżej, ale i skrupulatnie zbierać informacje na temat nastrojów, jakie panowały od połowy czerwca w dokach. Kto mu złorzeczył, a kto pochwalał zmiany, które powoli wprowadzał w życie, a które obiecał im wszystkim w trakcie przedstawienia wystawionego przez niego i przez Ramseya.
Tego dnia nie zamierzał jednak robić obchodu po swych włościach, przynajmniej nie o tej porze. Ważniejszym wydawało mu się uporządkowanie ksiąg rachunkowych, prześledzenie historii zarobków i wydatków swego następcy. Wierzył, że potrzebują częstszych, a także dokładniejszych inspekcji magazynów, pustostanów, a w końcu ładowni statków. Te buntownicze szczury wciąż znajdowały miejsca, w których potrafiły się skryć przed uważnym wzrokiem policji i Rycerzy, część kapitanów pomagała brudnokrwistym uciekać z Londynu drogą morską – zwykle za odpowiednio wysoką opłatą. Czuli się bezkarni, próbowali zwiększyć swój majątek na trwającym właśnie konflikcie, on zaś musiał uświadomić im, że nadszedł kres kombinatorstwa. Że albo dostosują się do nowych rządów, albo gorzko pożałują swej bezczelności.
Przekroczył próg budynku w milczeniu, od razu kierując się do swego gabinetu; hol wyglądał już o niebo lepiej, nie walały się w nim rozczłonkowane trupy ochroniarzy, deski nie spływały posoką przypadkowych ofiar postępu. Kiwnął głową stojącemu przy wejściu czarodziejowi, którego nie tak dawno zatrudnił, a który miał dbać o spokój i porządek. Nie był jednym z pracowników poprzedniego zarządcy, był kimś z zewnątrz, kto został mu polecony przez przychylnego sprawie Rycerzy lorda; najwidoczniej i oni lubili wysługiwać się osiłkami. – Kiedy zobaczysz pannę Hopkirk, poproś ją do mnie – zażądał, oszczędnym ruchem trzymanej w dłoni różdżki otwierając podwójne drzwi gabinetu. I on został już doprowadzony do porządku; każdy mebel był na swoim miejscu, ślady walki, którą przeprowadzili tutaj z Pichardem, zniknęły. Walające się po parkiecie papiery zostały zebrane w schludne kupki, a także odpowiednio posegregowane. Taką przynajmniej miał nadzieję, wszak prosił asystentkę, rzeczoną pannę Hopkirk, o zajęcie się tą sprawą.
Westchnął przeciągle, boleśnie; po stokroć wolałby teraz doglądać swego statku, może nawet wyruszyć w krótką wyprawę, dobrowolnie godził się jednak na wielogodzinne ślęczenie nad papierami. Wiedział, że to ważne. Że nie mogli zaprzepaścić szansy, którą zyskali wraz z pozbyciem się Picharda. Dlatego też bezzwłocznie rozsiadł się za szerokim dębowym biurkiem, poprawił rękawy koszuli – wciąż był ranek, lecz temperatura była już zaskakująco wysoka – po czym chwycił w dłoń notatkę, którą zostawił mu odpowiedzialny za inspekcje ładunków urzędnik. Wodził wzrokiem między kolejnymi linijkami tekstu, a z każdym kolejnym zdaniem, z każdą kolejną chwilą, grymas wykrzywiający jego twarz stawał się wyraźniejszy. Ewidentnie nie rozumiał, czego od niego wymagano. Że to koniec pobłażania, niedokładności i lenistwa. Musiał się go jak najszybciej pozbyć.
Wymruczał pod nosem inkantację odpowiedniego zaklęcia, a księgi rachunkowe sięgające listopada poprzedniego roku posłusznie przyleciały wprost do jego rąk. Część z nich już przejrzał, liczył jednak na to, że spisy dotyczące ostatnich miesięcy – zwłaszcza tych, które nastąpiły po bezksiężycowej nocy – okażą się najciekawsze. Czy Zakon Feniksa oferował mu łapówki? Czy te bogato zdobione zasłony, wygodny fotel i szeroki na dwa metry obraz przedstawiający wygrzewające się na kamieniach syreny kupił z samej urzędniczej pensji? A może ufundowały je uciekające z miasta szlamy? Otworzył swój kajet, chwycił w dłoń gęsie pióro, po czym zaczął notować – kwoty, które wzbudziły jego podejrzliwość, nazwiska, które przewijały się częściej niż powinny. Wszystko to traktował jako tropy warte sprawdzenia. Czy przez niego, czy przez jego chłopców, czy przez czarodziejską policję.
Po pewnym czasie z zamyślenia wyrwało go ciche pukanie do drzwi. – Proszę – odpowiedział głośno, w założeniu wyraźnie; kiedy drobna asystentka o nijakiej twarzy powoli przekraczała próg gabinetu, Goyle pocierał akurat pokrytą zarostem brodę. – Panna Hopkirk, nareszcie – przywitał ją sucho, bez zbędnych poufałości; nie ufał jej. Widział w niej coś mysiego, tchórzliwego. Pewnie przy pierwszej lepszej okazji ucieknie gdzie pieprz rośnie. Musiał ją mieć na oku, a jeszcze lepiej – szybko znaleźć kogoś na zastępstwo. Istniała szansa, że uda mu się znaleźć kogoś młodego, z jednej ze spokrewnionych rodzin, kto mógłby pomóc mu, przynajmniej przez pewien czas, z porządkowaniem bałaganu, jaki tu zastał. Krótkim ruchem różdżki przywołał stojące z boku krzesło, ustawiając je tuż przed zasłanym papierzyskami blacie biurka. Mieli do pogadania.
Odchrząknął, sięgając po wypełnioną alkoholem szklankę; nie upijał się, a jedynie delektował. Tak dla poprawienia sobie parszywego nastroju. Starał się jednak myśleć zadaniowo – miał wiele trudności do pokonania, niedopowiedzeń do rozwikłania, zaś pozbycie się ich – na chwałę Czarnego Pana – było teraz najważniejsze. Ważniejsze nawet od tęsknoty za morzem. – Była panna asystentką starego Picharda. Zgadza się? Jak długo panna dla niego pracowała? – odezwał się znowu chrypliwie, w końcu obdarzając kulącą się na krześle młódkę uważnym spojrzeniem. Pół roku, no tak. Niezbyt długo, lecz i wyglądała na taką, która dopiero co ukończyła Hogwart. – Niech mi panna opowie, jak do tej pory działało biuro. Kto zajmował się księgami, sam Pichard? Nikt inny nie miał do nich dostępu? – dopytywał, chcąc zrozumieć, czy jego podejrzenia były słuszne i czy poprzedni zarządca był zupełnie bezkarny, mógł wypisywać co i gdzie chciał. Lub tego nie robić. Spotkania za zamkniętymi drzwiami, łapówki. Ile osób o tym wiedziało? Słuchał jej rozedrganego głosu w milczeniu; wyraźnie się stresowała, nie wiedział tylko, co leżało u źródła nerwów. Lęk przed nim samym? Obawa przed poznaniem jej prawdziwej twarzy? Caelan dopuszczał do siebie myśl, że wśród pracowników Picharda mogli być i rebelianci. Dlatego też z każdym planował jeszcze raz porozmawiać.
W końcu ją odprawił, wpierw prosząc, by wezwała do niego Caradoca Edgecombe'a, niespełna czterdziestoletniego czarodzieja, który odpowiadał za kontrole towarów. Nie miał zamiaru trzymać go u koryta ani chwili dłużej. Nie tylko przynosił on stałe straty, ale i sprawiał, że liczba uciekinierów wymykała im się spod kontroli. Goyle musiał szukać sposobów na zaoszczędzenie – potrzebowali więcej rąk do pracy, jeśli chcieli wyłapywać chowające się po kątach szlamy, ale też zapobiegać takim incydentom, do jakiego doszło pod koniec czerwca. Musiał też pozbywać się słabych, niepewnych elementów wśród najbliższych współpracowników, wymieniać je na swych zaufanych ludzi, by nie dać się zaskoczyć wrogom. Odkąd został zarządcą, stał się lepiej widoczny, wzbudzał więcej emocji – i to tych negatywnych. Dlatego też spodziewał się, że atak na jego osobę – lub krewniaków – może nastąpić w każdej kolejnej chwili. Co sprowadzało go do kolejnego punktu z listy, którym musiał się zająć. Zabezpieczenie nie tylko swej posiadłości, ale i budynku, w którym znajdowało się biuro. Mógł zająć się tym na własną rękę, rozsądniej byłoby jednak zatrudnić w tym celu specjalistów. Nie mógł dopuścić, by Zakon zapuszczał się na ich teren.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]12.11.20 8:07
| 27 sierpnia

Mijały kolejne tygodnie i choć zdawać by się mogło, że sytuacja w porcie została ustabilizowana, to nowy zarządca wciąż nie mógł spać spokojnie. Ledwie kilka dni temu brał udział w egzekucji na Connaught Square, na chwałę Czarnego Pana i nowego porządku, lecz zamiast oczekiwanego pokazu siły otrzymali nieudolny zamach na świętujących. Ta podła szlama, Tonks, zdzieliła go przy tym w krocze, zostali niemalże stratowani przez zabezpieczającego plac olbrzyma, lecz nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło – za jej pochwycenie otrzymał niemałą nagrodę od Ministerstwa Magii. Nagrodę, której zdecydowaną większość postanowił przekazać na rzecz portu. Pichard, choć nie wzbudzał większych emocji, bo i otwarcie nie podejmował żadnych kontrowersyjnych działań, dbał o to, by do jego kieszeni trafiało więcej niż powinno. Księgi rachunkowe były niechlujne, nieudolnie maskowały jego przekręty. Ginęły dziesiątki galeonów, topionych w pokaźnych rozmiarów obrazach, w ręcznie tkanych, sprowadzanych z zagranicy zasłonach i kompletach masywnych, pasujących do siebie mebli. Niektórzy pluli się, że bezprawnie przejęli władzę, że bestialsko zamordowali poprzedniego zarządcę – lecz co ten zarządca robił, by zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców? Wspierać Ministerstwo? Położyć kres działaniom rebeliantów?
Wraz z Rookwood pozbyli się problemu w postaci Larsona – dawnego pracownika biura, który nie stawił się na wezwanie, a do tego śmiał podważać słuszność zachodzących w porcie zmian. Goyle wolał nie przekonywać się na własnej skórze, na ile groźny może okazać się taki głupiec, czy zdołałby on skrzyknąć więcej mu podobnych, czy szczekałby jedynie na prawo i lewo, zdzierając sobie od tego gardło. Zajęli się nim, raz na zawsze, dając kolejny pokaz siły, zastraszając przebywających wtedy w pubie marynarzy. I dobrze – nie wystarczyło przecież poprzestać na wystawieniu na pokaz ciała Picharda. Nie wystarczyłoby też, gdyby dbaniem o utrzymywanie portowej gawiedzi w ryzach dbał tylko i wyłącznie on. Nie mógł zajmować się wszystkim, nie mógł pilnować każdego wpływającego do miasta statku, każdego przebywającego w Londynie kapitana, zwyczajnie brakowało mu na to czasu. Wymienił już znaczną część swych najbliższych pracowników, starych, rozleniwionych sługusów Picharda, zastępując ich osobami o odpowiednich poglądach, poleconymi przez innych Rycerzy lub pochodzącymi z zaufanych, tradycjonalistycznych rodzin. W ten sposób pozbył się dawnej asystentki, panny Hopkirk – po pociągnięciu młódki za język, wypytaniu o to, jak do tej pory działało biuro, nie była mu już dłużej potrzebna – i zastąpił ją niewiele starszą, zaręczoną z jego dalekim kuzynem Crabbe’ówną. Lojalną, posłuszną, skrupulatną. Do tego płynnie posługującą się językiem norweskim, co było mu na rękę, gdy nie chciał, by jakaś informacja dotarła do uszu lub oczu ludzi, którym nie mógł całkowicie zaufać. Na szczęście tych miał dookoła siebie coraz mniej.
- Panno Crabbe, proszę przynieść mi dzisiejszą pocztę – przywitał ją, kierując się w stronę swego gabinetu. Nie mieli czasu do stracenia, jeszcze dziś chciał przeprowadzić kilka spotkań, w tym takie, które miało na celu sfinalizowanie rekrutacji dodatkowych strażników. Do miasta napływali nowi czarodzieje, licząc na rozpoczęcie nowego życia w świecie wolnym od mugoli. Część z nich stanowiła idealnych kandydatów do wzmocnienia rzecznej granicy Londynu. Ktoś jednak musiał z nimi rozmawiać. Pilnować, czy na pewno wszyscy zarejestrowali różdżki. A kiedy już rozsiadł się za biurkiem, zaczął wertować wręczone przez czarownicę listy, dopytał: – Czy Greyback potwierdził spotkanie? – Wzniósł spojrzenie ponad pergamin, ulokował je na twarzy młódki. – I co z Rowstonem? – Ten z kolei uprzejmie donosił mu o tym, co działo się na ulicach, kiedy nikt nie patrzył i nie spodziewał się kontroli władz. Caelan za wszelką cenę próbował powstrzymać rebeliantów przed panoszeniem się po dokach, to sprawiało, że potrzebował dodatkowych par oczu i uszu wśród mieszkańców dzielnicy – w karczmach, burdelach i innych mniej oczywistych miejscach, gdzie mogli knuć i chować się przed patrolami Ministerstwa. Była w tym pewna ironia, że nagrodę, którą otrzymał za schwytanie jednej z groźniejszych Zakonniczek, przeznaczał na wzmocnienie ochrony, stworzenie nowych stanowisk, zapełnienie ich dokładnie prześwietlonymi, sprawdzonymi pod kątem poprzedniej działalności czarodziejami. Zdawał sobie sprawę z faktu, że miał wtedy wiele szczęścia, że wiedźma wpadła wprost w jego ręce, że mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej, gdyby spotkali się sam na sam – to jednak nie było ważne. Ważnym było, że nagle stał się bogatszy o pięć tysięcy galeonów.
Po godzinie, która upłynęła mu na czytaniu dokumentów, do gabinetu przybył pierwszy z oczekiwanych mężczyzn, ten odpowiadający za uporządkowanie tematu kontroli załadunków i zwiększenia liczby zatrudnianych przez biuro zarządcy czarodziejów. Przez dłuższy czas rozmawiali o kolejnych osobach, ich referencjach i predyspozycjach, a w końcu kosztach, jakie będzie ze sobą nieść ten krok. Tym Goyle nie musiał się już martwić. Wierzył również, że rozsądne gospodarowanie nieoczekiwanym zastrzykiem gotówki – a także pozyskanymi dzięki usunięciu Picharda oszczędnościami – przyniesie jeszcze większe zyski w przyszłości, bliższej lub dalszej; ich skuteczność wykrywania nielegalności powinna być większa niż dotychczas. I nie myślał tu przecież o niegroźnym przemycie, do którego miał sentyment, a o wykrywaniu szlam, rebeliantów, może nawet wpadnięciu na trop kolejnych, wciąż przebywających na wolności Zakonników. Czyż Ministerstwo, któremu tak pomagali, nie powinno być im bardziej niż przychylne? Hojnie wspierać ich wytężonych wysiłków? Gdy Greyback wychodził, minął się w drzwiach z drugim z oczekiwanych czarodziejów, Rowstonem. Niepozorny, odziany w dobrze skrojone, nieprzesadnie eleganckie ubrania – nie sprawiał wrażenia osoby wpływowej. To nie znaczyło jednak, że był nieprzydatny. Z imponującą dokładnością relacjonował ruchy i zachowania, które mogły okazać się przejawami kolejnego spisku, kierował uwagę Caelana w stronę osób i miejsc, które zdawać by się mogły zupełnie niegroźne. On zaś przez dłuższą chwilę kiwał głową, słuchał i zapamiętywał, od czasu do czasu zadając dodatkowe pytania. Część informacji zamierzał zweryfikować z pracującym w wiedźmiej straży krewniakiem; wszak o ile nie ufał samemu Ministerstwu, nawet trzymanemu w garści przez Czarnego Pana, o tyle nie wątpił w kwalifikacje i lojalność Wilkesa, który cudem powrócił do żywych, zaangażował się również w działania Rycerzy Walpurgii. Przyjął notatki, poszlaki, dowody, po czym odpowiednio dobrze opłacił swego informatora i pozwolił mu wyruszyć w dalszą drogę.
Wiedział, że jest coraz bliżej osiągnięcia celu, umocnienia swej władzy, a także wprowadzenia w porcie porządku. Wciąż poświęcał na obowiązki więcej czasu niż by sobie tego życzył, był tym już zmęczony, brakowało mu morza – dlatego też jak najszybciej chciał dopiąć przygotowania na ostatni guzik, zaostrzyć kontrole, przygotować dodatkowe siły, by już niebawem cieszyć się tytułem zarządcy, nie zaś złorzeczyć na konieczność uprzątnięcia burdelu narobionego przez Picharda.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]21.12.20 9:00
| 20 IX

Nie wiedział, co ma o tym myśleć. W dłoniach trzymał otrzymany kilka dni temu zwitek pergaminu od podkomisarza Magicznej Policji – wciąż miał ich za niekompetentnych idiotów, nic się nie zmieniło – na mocy którego, czy raczej w związku z którym, miał zająć się wypuszczonym z Tower półolbrzymem. Dobrze, że Goshawk uznał to za na tyle istotną informację, żeby w ogóle o niej wspomnieć, doprawdy; dzięki temu mógł dziwić się wcześniej, teraz, nie dopiero na widok wysokiego jak dąb chłopa, jakiegoś Hagrida, który już niebawem miał przekroczyć próg jego gabinetu. Jak oni go w ogóle pojmali? I w jaki sposób zamierzali powstrzymać, jeśli postanowi naruszyć warunki zwolnienia…? To nie było jego zmartwienie – a przynajmniej do czasu, aż rzeczony Hagrid nie zacznie sprawiać problemów tu, w porcie, kwestionować otrzymywanych poleceń.
Westchnął cicho, boleśnie, mimowolnie zirytowany kontaktem z policją, choć jako zarządca nie miał powodów, żeby ich unikać, obawiać się kontroli towarów, bawić z nimi w kotka i myszkę. Jeszcze nie podjął decyzji, co z nim zrobi. Wpierw chciał porozmawiać, spróbować na własną rękę ustalić, do czego półolbrzym mógł mu się przydać – i czy sprawia wrażenie takiego, na którego powinien mieć stale oko. Upił kolejny łyk rumu, stukot odstawianego na blat biurka szkła zlał się z cichym, lecz stanowczym pukaniem do drzwi. – Proszę – odezwał się krótko, głośno, a kiedy zobaczył w wejściu drobną sylwetkę panny Crabbe, swej zaufanej asystentki, skinął jej tylko głową. Miała poinformować go o przybyciu gościa, nie zawracać głowy niczym więcej.
Nie wstał z zajmowanego do tej pory krzesła, gdy Hagrid – ogromny i kudłaty – wchodził do uporządkowanego, ozdobionego malarstwem marynistycznym pokoju w asyście eskortujących go policjantów. Od czasów zabójstwa swego poprzednika Goyle dopasował go już do swych potrzeb, wyrzucił zbędne, podkreślające przepych meble, bogate, sprowadzane z innych krajów zasłony, nadal jednak było widać, że gabinet należy do wysoko postawionego urzędnika – o czym przypominali również czuwający przed dwuskrzydłowymi drzwiami czarodzieje, milczący ochroniarze. – Dziękuję. Od tej pory to my zajmiemy się panem Hagridem, możecie już odejść – odprawił mundurowych, racząc ich przy tym chłodnym spojrzeniem; nie zamierzał skrywać swej niechęci. Następnie spojrzał to na półolbrzyma, który sięgał niemalże sufitu, to na krzesełko, na którym zwykle siadali goście. – Obawiam się, że będzie lepiej, jeśli pan postoi – dodał, próbując wyczytać coś z jego postawy, twarzy, zachowania. – Wierzę, że zostałeś już uprzedzony o tym, jakie ograniczają cię zasady i że w każdej chwili możesz powrócić do Tower, jeśli tylko złamiesz zasady zwolnienia – mruknął, szybko, gdy tylko zostali sami, przechodząc na ty. – Co umiesz? Czym zajmowałeś się do tej pory? – zapytał, zadzierając głowę do góry, szukając spojrzeniem wzroku rozmówcy. Nie czuł się w jego towarzystwie do końca komfortowo, wierzył jednak w swe umiejętności, wierzył też w stojących przed wejściem chłopców. A także w rozsądek dopiero co wypuszczonego na wolność przestępcy.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874

Strona 10 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12, 13  Next

Aleja Theodousa Traversa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach