Kuchnia
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Polka, Wincent i Daniel jedzą śniadanie a Billy robi foteczkę.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Zaśmiał się z jej krótkiej opowieści o bracie. To było w jakimś sensie straszne, ale z drugiej strony kochane. Może Billy trochę za bardzo ją męczył nauką, ale pewne było to, że tak przejawiała się jego miłość i troska o małą siostrzyczkę.
- Ale chęci miał dobre! - zauważył głośno.
Pytanie Polly dotyczące jego przemiłej znajomej z Chin, także go rozśmieszyło.
- Nie mam pojęcia, co się z nią teraz dzieje... - zamyślił się przez moment. - Wolę jednak myśleć, że wiedzie szczęśliwe życie. Z pewnością wyszła za mąż i wychowała dzieci, ale niestety nie moje. - Wypowiedział to tak zwyczajnie i beznamiętnie, może z nutką nostalgii, a tak naprawdę znowu dopadł go smutek z tego powodu, że przegrał życie, goniąc za ulotnymi wartościami. Nie chodziło mu oczywiście o tę Chinkę - znajomą jedną z mnóstwa. Po prostu było mu żal, że nie ma dzieci, a już niedługo zacznie pięćdziesiąty piąty rok życia. Przegapił swoją chwilę. Nieodwracalnie.
Jednak z Polly smutek nie mógł trwać dłużej jak najwyżej dwie minuty! Może na początku ich znajomości odniósł inne wrażenie, ale szybko zmienił zdanie. Ta dziewczyna była stworzona do radości, do rozdawania pozytywnej energii. Gdy porwała go do szalonego tańca, zapomniał o wszystkich troskach, a gdy poszła otworzyć drzwi, to, co złe, wcale nie wróciło! Ta mała blondyneczka była doskonałym lekarstwem na bóle duszy. Tego z pewnością nie nauczyli jej w szpitalu!
I oto jego oczom ukazało się dwoje jej przyjaciół: przeraźliwie rudy dryblas oraz śliczny aniołeczek. To był naprawdę ciekawy widok.
- Dzień dobry - odpowiedział dziewczynie lub pierwszy powiedział chłopakowi, a może bie te rzeczy na raz. Wszystko mu się pomieszało i nie wiedział już jaką wypada zachować kolejność, ale czy to ważne? Gospodyni nie pozwoliła na żadne zakłopotania, ani niezręczną ciszę, która mogła teraz zaistnieć. Ale nie zaistniała! Po krótkiej przemowie Polly, wszyscy mniej więcej kojarzyli, kto kim jest. Nie sposób było się nie uśmiechnąć.
- Jeszcze tylko grzanki! - wtrącił.
Panna Havisham była wspaniałą strażniczką dobrej atmosfery. Vincent mógł spokojnie dokończyć zupę, a ona zajęła się zabawianiem gości, a raczej przesłuchiwaniem ich, ale to było takie urocze, że na pewno nie czuli się nieswojo. Zapowiadało się przyjemne popołudnie. Oby wszystkim zasmakowała cebulowa, jednak nie musiał się o to zbytnio martwić, bo była to NAJLEPSZA ZUPA POD SŁOŃCEM!
- Ale chęci miał dobre! - zauważył głośno.
Pytanie Polly dotyczące jego przemiłej znajomej z Chin, także go rozśmieszyło.
- Nie mam pojęcia, co się z nią teraz dzieje... - zamyślił się przez moment. - Wolę jednak myśleć, że wiedzie szczęśliwe życie. Z pewnością wyszła za mąż i wychowała dzieci, ale niestety nie moje. - Wypowiedział to tak zwyczajnie i beznamiętnie, może z nutką nostalgii, a tak naprawdę znowu dopadł go smutek z tego powodu, że przegrał życie, goniąc za ulotnymi wartościami. Nie chodziło mu oczywiście o tę Chinkę - znajomą jedną z mnóstwa. Po prostu było mu żal, że nie ma dzieci, a już niedługo zacznie pięćdziesiąty piąty rok życia. Przegapił swoją chwilę. Nieodwracalnie.
Jednak z Polly smutek nie mógł trwać dłużej jak najwyżej dwie minuty! Może na początku ich znajomości odniósł inne wrażenie, ale szybko zmienił zdanie. Ta dziewczyna była stworzona do radości, do rozdawania pozytywnej energii. Gdy porwała go do szalonego tańca, zapomniał o wszystkich troskach, a gdy poszła otworzyć drzwi, to, co złe, wcale nie wróciło! Ta mała blondyneczka była doskonałym lekarstwem na bóle duszy. Tego z pewnością nie nauczyli jej w szpitalu!
I oto jego oczom ukazało się dwoje jej przyjaciół: przeraźliwie rudy dryblas oraz śliczny aniołeczek. To był naprawdę ciekawy widok.
- Dzień dobry - odpowiedział dziewczynie lub pierwszy powiedział chłopakowi, a może bie te rzeczy na raz. Wszystko mu się pomieszało i nie wiedział już jaką wypada zachować kolejność, ale czy to ważne? Gospodyni nie pozwoliła na żadne zakłopotania, ani niezręczną ciszę, która mogła teraz zaistnieć. Ale nie zaistniała! Po krótkiej przemowie Polly, wszyscy mniej więcej kojarzyli, kto kim jest. Nie sposób było się nie uśmiechnąć.
- Jeszcze tylko grzanki! - wtrącił.
Panna Havisham była wspaniałą strażniczką dobrej atmosfery. Vincent mógł spokojnie dokończyć zupę, a ona zajęła się zabawianiem gości, a raczej przesłuchiwaniem ich, ale to było takie urocze, że na pewno nie czuli się nieswojo. Zapowiadało się przyjemne popołudnie. Oby wszystkim zasmakowała cebulowa, jednak nie musiał się o to zbytnio martwić, bo była to NAJLEPSZA ZUPA POD SŁOŃCEM!
Weasley'a zamurowało w ustach całe te przywitanie. Próbował być miły, kulturalny, jakby przyszedł do przyjaciółki ze znajomą. - No pewnie. Byś mogła mi potem wysłać kilka płyt na przesłuchanie tego, albo chociaż dała namiary, gdzie mogę dostać płyty z takimi piosenkami.- skłamał z nut uśmiechając się do Polki. Nie chciał łamać jej serca, czy robić jej przykrość, więc przecierpi, jeśli tego wieczora będzie musiał jeszcze kilka razy posłuchać tej melodii. Potem chyba pójdzie się upić, aby zapomnieć, jak ona brzmiała. Zaraz puścił dziewczynę, która niespodziewani przyległa do niego od samego początku. Nie trzeba dodawać, że poczuł się przez chwilę niezręcznie, prawda? Ale zaraz stłumił te uczucie, aby Polka nie zaczęła zadawać dziwnych pytań. Zaraz poszedł w kierunku kuchni, skąd dobiegał zapach zupy cebulowej. Przywitał się krótko z mężczyzną i zaraz obejrzał się w stronę dziewczyn. Te doszły, ale coś chyba szeptały sobie do ucha. Weasley nie przejął się tym, tylko szerzej uśmiechnął się w ich stronę chwilę swój wzrok zawieszając na Lilce. Niezbyt długo, ale tak z dwie sekundy spoglądał na nią. Zaraz jednak zganił siebie w myślach i wrócił wzrokiem w stronę Kruegera myśląc jednocześnie, czy jest może jakimś krewnym Daniela. Zaraz jednak te myśli przerwały słowa Polki, która oznajmiła, że jest j e j. Chwila, od kiedy oni są razem? I dlaczego Polka mówi, że tajniaczy. W sumie dobrze, że zbyt wiele nie powiedziała, ale żadne z jej słów niezbyt się Weasley'owi podobało. Chyba po tym spotkaniu będzie musiał jasno objaśnić Polce pewne kwestie. Ale to nie teraz, gdy panowała wręcz rodzinna atmosfera.
I co teraz powiedzieć? Co u niego? Nic nadzwyczajnego. Ciągle jest pokłócony z bratem, ciągle ma problemy z przeszłością, a narkotyki dają jemu większe uspokojenie, niż kiedyś. I jeszcze Marcelyn... Lecz czy powinienem niszczyć nastrój Polki Marcelyn? Chyba nie wypada.
- Ja słyszałem, że najciekawsze przypadki są zawsze poza granicami Munga. Chociaż nie wiem, co moja towarzyszka o tym sądzi i czy popiera moją teorię. - powiedział z uśmiechem na twarzy pozwalając kontynuować dalej Lilianie. W ten sposób chociaż na trochę wywinął się z odpowiedzi na z pozoru łatwe i banalne pytanie. Ma tylko na dzieję, że wila nie wyjawi tego, w jakim stanie zastał jego we własnym mieszkaniu. Chociaż... w sumie teraz to było wszystko jedno. Żadna z tych osób zaraz nie poleci do jego brata, czy Skamandera.
I co teraz powiedzieć? Co u niego? Nic nadzwyczajnego. Ciągle jest pokłócony z bratem, ciągle ma problemy z przeszłością, a narkotyki dają jemu większe uspokojenie, niż kiedyś. I jeszcze Marcelyn... Lecz czy powinienem niszczyć nastrój Polki Marcelyn? Chyba nie wypada.
- Ja słyszałem, że najciekawsze przypadki są zawsze poza granicami Munga. Chociaż nie wiem, co moja towarzyszka o tym sądzi i czy popiera moją teorię. - powiedział z uśmiechem na twarzy pozwalając kontynuować dalej Lilianie. W ten sposób chociaż na trochę wywinął się z odpowiedzi na z pozoru łatwe i banalne pytanie. Ma tylko na dzieję, że wila nie wyjawi tego, w jakim stanie zastał jego we własnym mieszkaniu. Chociaż... w sumie teraz to było wszystko jedno. Żadna z tych osób zaraz nie poleci do jego brata, czy Skamandera.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
To taka kolorowa karuzela. Wspólne wyjście do Polly na obiad po tym, jak Lilka próbowała poskładać swojego rudego znajomego. Dosłownie poskładać. A teraz wszyscy są już w Havishamowym domu, ściskając się, witając i tańcząc do taktów nieznanej muzyki. Yaxley ma uśmiech na twarzy, zdecydowanie wyraźniejszy, odkąd już wie, że Willa tutaj nie ma. Stara się ignorować bardzo apetyczny zapach zupy cebulowej (ciekawe, czy podawana z serem?) i skupić się wyłącznie na gadatliwej przyjaciółce, ale to w niczym nie przeszkadza, przecież ona również dużo gada. Wolałaby tylko nie tłumaczyć się z tego, dlaczego przyszła tutaj z Barrym - on chyba też powinien mieć w tym interes. I na początku wszystko idzie jak po maśle, kiedy wczuwa się w chłopca zachwyconego nieznanym utworem muzycznym, lecz później sam się podkłada. Liliana patrzy na niego zdziwiona, nie wiedząc właściwie na co powinna odpowiedzieć najpierw i co zrobić. Odgarnia długie włosy do tyłu dając sobie czas na zebranie myśli.
- Też się cieszę, że jesteśmy, umieram z głodu - powiedziała wesoło, podkreślając fakt, jak bardzo chciałaby usiąść i coś zjeść. Niestety, dziewczyńske szepty ponad wszystko, dlatego zerka niepewnie na Weasleya, ale momentalnie wraca spojrzeniem na Polly. - Dosłownie na siebie wpadliśmy, kiedy wychodziłam z Munga. I nie pytałam go o dziewczynę, ale zdecydowanie widzę, że powinnam - skomentowała cichutko, rzucając przyjaciółce znaczące spojrzenie i uśmiechając się wesoło. Dobrze, że potem mogły iść prosto do kuchni, aby poznać słynnego wuja i jego zdolności kulinarne. I przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej o sobie.
- To prawda, przyzwyczajona jestem do gotujących skrzatów raczej - stwierdziła z niewinną miną aniołka, kiedy usłyszała ciążące na niej zarzuty. Swoich genów nie zamierzała komentować; tak po prawdzie i tak niespecjalnie z nich korzystała. - Nie wiem, Weasley, może ty nam o tym opowiesz, skoro taki z ciebie znawca tematu? - spytała słodkim głosem, po czym westchnęła ciężko. - Wcale nie żałuj, że cię nie było Polly. Same nudne rzeczy, przynieś to, ponieś tamto, pozamiataj, usuń martwą skórę, ohydztwo. Nie mówmy o tym przy jedzeniu - wyjaśniła, zerkając tym razem w stronę Vincenta i jego popisów kulinarnych. Jeeeść!
- Też się cieszę, że jesteśmy, umieram z głodu - powiedziała wesoło, podkreślając fakt, jak bardzo chciałaby usiąść i coś zjeść. Niestety, dziewczyńske szepty ponad wszystko, dlatego zerka niepewnie na Weasleya, ale momentalnie wraca spojrzeniem na Polly. - Dosłownie na siebie wpadliśmy, kiedy wychodziłam z Munga. I nie pytałam go o dziewczynę, ale zdecydowanie widzę, że powinnam - skomentowała cichutko, rzucając przyjaciółce znaczące spojrzenie i uśmiechając się wesoło. Dobrze, że potem mogły iść prosto do kuchni, aby poznać słynnego wuja i jego zdolności kulinarne. I przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej o sobie.
- To prawda, przyzwyczajona jestem do gotujących skrzatów raczej - stwierdziła z niewinną miną aniołka, kiedy usłyszała ciążące na niej zarzuty. Swoich genów nie zamierzała komentować; tak po prawdzie i tak niespecjalnie z nich korzystała. - Nie wiem, Weasley, może ty nam o tym opowiesz, skoro taki z ciebie znawca tematu? - spytała słodkim głosem, po czym westchnęła ciężko. - Wcale nie żałuj, że cię nie było Polly. Same nudne rzeczy, przynieś to, ponieś tamto, pozamiataj, usuń martwą skórę, ohydztwo. Nie mówmy o tym przy jedzeniu - wyjaśniła, zerkając tym razem w stronę Vincenta i jego popisów kulinarnych. Jeeeść!
Kwiat przekwita, ciern zostaje
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- O nic innego go nie podejrzewam - zaśmiewam się, każdy wie jaki Billy jest. Kiedy temat chińskiej pani się rozwinął, nieco zasmuciła mnie wieść, że znów nie dowiedziałam się, czy Vincent ma syna. Mógłby mieć. Ale niech syn będzie do niego podobny! - Tak sobie myślę, że wspaniałe miałeś te podróże Wujciu, ale czy nie żałujesz, że nie masz dzieci?
Bo zakładałam, że nie ma. Nie wiem, jakoś tak przeczuwałam, że może ich nie mieć, bo nie radził sobie z pewnymi rzeczami, np zapominał o tym, żeby poprawiać mi poduszki. I musiałam mu przypomnieć, to zaczął zauważać i wszystko robić idealnie.
Ucieszyłam się, że Barremu spodobała się ta muzyka. Kiwam zadowolona głową obiecując mu, że na pewno zabiorę go do sklepu z płytami. Z rozmarzenia wyrwał mnie szept mej przyjaciółki.
- O jaką dziewczynę? - dziwię się, trochę się zgubiłam, ale czy Barry ma dziewczynę? Cóż, no ja myslałam, że w sumie to mółby być moim chłopakiem, tak przy mnie czuwał jak chorowałam po urodzinach. Ale z drugiej strony Wasyl mi powiedział, że to przez Barrego tak zdychałam. I naraz chcę mu to wyrzucić, ale w porę się opamiętałam. Och, lepiej, żeby wujcio Wincent nie słuchał moich narkotycznych opowieści.
- Nie możemy się doczekać - wołam w odpowiedzi na obietnicę, że już tylko grzanki i wracam zainteresowaniem w stronę Lilki i Barrego, których tajemnicze spotkanie będzie mi teraz spędzało sen z powiek. - I wcale nie żałuję, spędziłam przemiły dzień z Wincentem, gotujemy od samego rana! Ale szczerze ci nie zazroszczę. A powiedz mi, pani Vanity jeszcze o mnie pamięta? Jest mi najbardziej wstyd na świecie, że nie przychodzę, pewnie znalazła sobie nową podopieczną, ech - biadolę, to najgorsza rzecz, która mnie może spotkać: koniec miłości ze strony mojej idolki odwiecznej! W każdym razie, zastanawiam się wciąż co też połączyło obu moich gości i spogladam na rudzielca.
- No to mów Barry - zachęcam go i zabieram się za wykładanie głębokich talerzy, żeby ugościć moich gości w odpowiedni sposób. Kiedy już Barry opowiedział o wszystkim, albo nie opowiedział, wiec zmusiłam do tego Lilianę, pytam Wincenta: - Opowiesz im skąd się nauczyłeś robić cebulową? - proszę ładnie i podaję pierwszy z talerzy do napełnienia.
Bo zakładałam, że nie ma. Nie wiem, jakoś tak przeczuwałam, że może ich nie mieć, bo nie radził sobie z pewnymi rzeczami, np zapominał o tym, żeby poprawiać mi poduszki. I musiałam mu przypomnieć, to zaczął zauważać i wszystko robić idealnie.
Ucieszyłam się, że Barremu spodobała się ta muzyka. Kiwam zadowolona głową obiecując mu, że na pewno zabiorę go do sklepu z płytami. Z rozmarzenia wyrwał mnie szept mej przyjaciółki.
- O jaką dziewczynę? - dziwię się, trochę się zgubiłam, ale czy Barry ma dziewczynę? Cóż, no ja myslałam, że w sumie to mółby być moim chłopakiem, tak przy mnie czuwał jak chorowałam po urodzinach. Ale z drugiej strony Wasyl mi powiedział, że to przez Barrego tak zdychałam. I naraz chcę mu to wyrzucić, ale w porę się opamiętałam. Och, lepiej, żeby wujcio Wincent nie słuchał moich narkotycznych opowieści.
- Nie możemy się doczekać - wołam w odpowiedzi na obietnicę, że już tylko grzanki i wracam zainteresowaniem w stronę Lilki i Barrego, których tajemnicze spotkanie będzie mi teraz spędzało sen z powiek. - I wcale nie żałuję, spędziłam przemiły dzień z Wincentem, gotujemy od samego rana! Ale szczerze ci nie zazroszczę. A powiedz mi, pani Vanity jeszcze o mnie pamięta? Jest mi najbardziej wstyd na świecie, że nie przychodzę, pewnie znalazła sobie nową podopieczną, ech - biadolę, to najgorsza rzecz, która mnie może spotkać: koniec miłości ze strony mojej idolki odwiecznej! W każdym razie, zastanawiam się wciąż co też połączyło obu moich gości i spogladam na rudzielca.
- No to mów Barry - zachęcam go i zabieram się za wykładanie głębokich talerzy, żeby ugościć moich gości w odpowiedni sposób. Kiedy już Barry opowiedział o wszystkim, albo nie opowiedział, wiec zmusiłam do tego Lilianę, pytam Wincenta: - Opowiesz im skąd się nauczyłeś robić cebulową? - proszę ładnie i podaję pierwszy z talerzy do napełnienia.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Czy nie żałuję? Oczywiście, że żałuję, Polly! Bardzo! - nie mógł wymówić tego na głos. Uśmiechnął się szczerze, choć odrobinę smutno.
- Wiesz co? Cieszę się, że mam Daniela. I Ciebie! - Naprawdę to doceniał. Daniel bardzo mu pomagał, a Polly była taka kochana! Nawet zwracała się do niego wujciu. Czuł się przy niej jak wujaszek małej, słodkiej dziewczynki. Ten układ bardzo mu odpowiadał!
Potem, gdy przyszli goście, na moment zrobiło się zamieszanie przy drzwiach. Vincent miał wrażenie, że przybyszy jest dość sporo, ale w końcu okazało się, że tylko dwoje, choć początkowo miała przyjść jedynie Liliana. Ale widok kolegi dziewczyn go ucieszył. Im więcej ludzi, tym weselej! Przeważnie. Chłopak ten okazał się Barrym Weasleyem. To imię nic Vincowi nie mówiło, ale gdy usłyszał nazwisko, przypomniała mu się Lyra, poznana całkiem przypadkowo i niedawno kuzynka Daniela. Ciekawe kim dla niej jest ten Barry. Postanowił dowiedzieć się tego przy odpowiedniej okazji. Miło było słuchać przekomarzań tej zabawnej trójki pomimo nieuczestniczenia w ich rozmowie.
Grzanki były już gotowe i przykryte cienką warstwą roztopionego sera. Zupa zapowiadała się idealnie! Mężczyzna bez obaw mógł się popisać swym specjałem. Polly wyznaczyła sobie rolę kelnerki. Vincent nalewał odpowiednią ilość zupy, a ona nosiła talerze, więc poszło im szybko i sprawnie.
- Szczerze mówiąc nie ma tu za wiele do opowiadania - uśmiechnął się skromnie. - Zupa jest robiona z domowego przepisu. Podpatrywałem babkę oraz matkę. Gdy byłem małym chłopcem, to nawet chciałem im czasem pomagać, co denerwowało mojego ojca, który twierdził, że gotowanie to zajęcie dla kobiet, a ja powinienem się uczyć matematyki. - Złe wspomnienia o ojcu po latach traciły na wartości i wplatały się w zupełnie niesmutne opowieści. - A potem nastały czasy, gdy musiałem radzić sobie zupełnie sam i wtedy sekretne przepisy Kruegerów bardzo mi pomogły.
Wszystkie talerze napełnione aromatycznym wywarem stały już na swoich miejscach. Vincent przysiadł się do reszty, dumny ze swojego dzieła.
- Smacznego! - z uśmiechem na twarzy sięgnął po łyżkę. Nic tak nie potęgowało w nim apetytu jak gotowanie!
- Wiesz co? Cieszę się, że mam Daniela. I Ciebie! - Naprawdę to doceniał. Daniel bardzo mu pomagał, a Polly była taka kochana! Nawet zwracała się do niego wujciu. Czuł się przy niej jak wujaszek małej, słodkiej dziewczynki. Ten układ bardzo mu odpowiadał!
Potem, gdy przyszli goście, na moment zrobiło się zamieszanie przy drzwiach. Vincent miał wrażenie, że przybyszy jest dość sporo, ale w końcu okazało się, że tylko dwoje, choć początkowo miała przyjść jedynie Liliana. Ale widok kolegi dziewczyn go ucieszył. Im więcej ludzi, tym weselej! Przeważnie. Chłopak ten okazał się Barrym Weasleyem. To imię nic Vincowi nie mówiło, ale gdy usłyszał nazwisko, przypomniała mu się Lyra, poznana całkiem przypadkowo i niedawno kuzynka Daniela. Ciekawe kim dla niej jest ten Barry. Postanowił dowiedzieć się tego przy odpowiedniej okazji. Miło było słuchać przekomarzań tej zabawnej trójki pomimo nieuczestniczenia w ich rozmowie.
Grzanki były już gotowe i przykryte cienką warstwą roztopionego sera. Zupa zapowiadała się idealnie! Mężczyzna bez obaw mógł się popisać swym specjałem. Polly wyznaczyła sobie rolę kelnerki. Vincent nalewał odpowiednią ilość zupy, a ona nosiła talerze, więc poszło im szybko i sprawnie.
- Szczerze mówiąc nie ma tu za wiele do opowiadania - uśmiechnął się skromnie. - Zupa jest robiona z domowego przepisu. Podpatrywałem babkę oraz matkę. Gdy byłem małym chłopcem, to nawet chciałem im czasem pomagać, co denerwowało mojego ojca, który twierdził, że gotowanie to zajęcie dla kobiet, a ja powinienem się uczyć matematyki. - Złe wspomnienia o ojcu po latach traciły na wartości i wplatały się w zupełnie niesmutne opowieści. - A potem nastały czasy, gdy musiałem radzić sobie zupełnie sam i wtedy sekretne przepisy Kruegerów bardzo mi pomogły.
Wszystkie talerze napełnione aromatycznym wywarem stały już na swoich miejscach. Vincent przysiadł się do reszty, dumny ze swojego dzieła.
- Smacznego! - z uśmiechem na twarzy sięgnął po łyżkę. Nic tak nie potęgowało w nim apetytu jak gotowanie!
Barry chciał słuchać, nie mówić. Owszem, zaśmiał się cicho słysząc swe nazwisko z ust panny Yaxley, ale nie chciał się chełpić swoim brakiem doświadczenia w tej pracy. I jeszcze Polka chciała wiedzieć. Istny kabaret dla niego. No i co on miał powiedzieć? Zaczął na szybko coś kombinować, aby to było w miarę sensownie i składne. I tak, aby dodatkowo nie mieć podejrzliwego spojrzenia ze strony Kruegera.
- Moje doświadczenie nie gra tutaj roli. Chyba że to te, że pakuję się przypadkowo w różne problemy, które powinienem zostawić w spokoju. Ale nie mogłem przejść obojętnie obok rannej osoby. Głupio zrobiłem, bo nie rozejrzałem się i zamiast wezwać pomoc, to zaraz tamci chuligani zauważyli mnie, a zdążyli stamtąd ledwo co zniknąć, no i zaatakowali mnie. Trzech na jednego nie kończy się zwykle szczęśliwie, ale na szczęście panienka Yaxley- i tu kiwnął w stronę Liliany, udając przez ten cały czas, jak i kłamiąc - wracała chyba ze swej zmiany i znalazła nas. Tamta osoba niestety zmarła. Szkoda, bo była młoda i chłopak mógł coś osiągnąć. A wracając do naszego spotkania... Liliana uleczyła mnie i potem wyszło tak, że wylądowaliśmy tutaj, przy stole.- skończył swoją opowieść mówiąc to spokojnie i zerkając na wszystkich słuchaczy. Chciał wiedzieć, czy wszyscy to kupili i czy nie trzeba tego poprawiać. Dzięki Bogu nic wcześniej Liliana nie mówiła, bo miałby teraz problem z wymyśleniem czegoś. W końcu nikt nie chciałby słyszeć opowieści związanymi z narkotykami, prawda?
- Będziemy mieli dziurawe talerze pewnie i nici z tej zupy.- powiedział wesołym tonem kierując słowa do wili, choć oczywiście nie miał nic złego na myśli. Oboje byli głodni, a ten zapach tylko potęgował ten głód. Chwilę później zaraz zaczęły przychodzić talerze z aromatyczną zupą, a Weasley przysłuchiwał się słowom Kruegera. Tak z ciekawości, aby mieć czym zamęczyć mózg podczas konsumpcji.
- Pachnie wybornie, panie Krueger.- zaaprobował dostając talerz od Polki i wziął wdech z aromatem cebulowej. Dawno nie jadł zup. Zup robionych przez rodziców oczywiście, bo sam to raczej nie robi takich rzeczy. Coś na szybko, aby było. Życzył wszystkim smacznego i wziął łyżkę do ręki, by zaraz napełnić ją płynem i włożyć do ust. - I smakuje równie wybornie. Ma pan smykałkę do gotowania, Panie Krueger. - dopowiedział uśmiechając się do kucharza wieczoru i komplementując jego dzisiejsze wykonanie cebulowej. Zaraz nabrał sobie kolejną łyżkę i zaczął dalej konsumować zupę dając głos dziewczynom.
- Moje doświadczenie nie gra tutaj roli. Chyba że to te, że pakuję się przypadkowo w różne problemy, które powinienem zostawić w spokoju. Ale nie mogłem przejść obojętnie obok rannej osoby. Głupio zrobiłem, bo nie rozejrzałem się i zamiast wezwać pomoc, to zaraz tamci chuligani zauważyli mnie, a zdążyli stamtąd ledwo co zniknąć, no i zaatakowali mnie. Trzech na jednego nie kończy się zwykle szczęśliwie, ale na szczęście panienka Yaxley- i tu kiwnął w stronę Liliany, udając przez ten cały czas, jak i kłamiąc - wracała chyba ze swej zmiany i znalazła nas. Tamta osoba niestety zmarła. Szkoda, bo była młoda i chłopak mógł coś osiągnąć. A wracając do naszego spotkania... Liliana uleczyła mnie i potem wyszło tak, że wylądowaliśmy tutaj, przy stole.- skończył swoją opowieść mówiąc to spokojnie i zerkając na wszystkich słuchaczy. Chciał wiedzieć, czy wszyscy to kupili i czy nie trzeba tego poprawiać. Dzięki Bogu nic wcześniej Liliana nie mówiła, bo miałby teraz problem z wymyśleniem czegoś. W końcu nikt nie chciałby słyszeć opowieści związanymi z narkotykami, prawda?
- Będziemy mieli dziurawe talerze pewnie i nici z tej zupy.- powiedział wesołym tonem kierując słowa do wili, choć oczywiście nie miał nic złego na myśli. Oboje byli głodni, a ten zapach tylko potęgował ten głód. Chwilę później zaraz zaczęły przychodzić talerze z aromatyczną zupą, a Weasley przysłuchiwał się słowom Kruegera. Tak z ciekawości, aby mieć czym zamęczyć mózg podczas konsumpcji.
- Pachnie wybornie, panie Krueger.- zaaprobował dostając talerz od Polki i wziął wdech z aromatem cebulowej. Dawno nie jadł zup. Zup robionych przez rodziców oczywiście, bo sam to raczej nie robi takich rzeczy. Coś na szybko, aby było. Życzył wszystkim smacznego i wziął łyżkę do ręki, by zaraz napełnić ją płynem i włożyć do ust. - I smakuje równie wybornie. Ma pan smykałkę do gotowania, Panie Krueger. - dopowiedział uśmiechając się do kucharza wieczoru i komplementując jego dzisiejsze wykonanie cebulowej. Zaraz nabrał sobie kolejną łyżkę i zaczął dalej konsumować zupę dając głos dziewczynom.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Liliana powoli zaczynała się w tym wszystkim gubić. Muzyka, tańce, szepty, rozmowy, zupa cebulowa, wujek, kręcący Weasley, niewygodne pytania i masa innych rzeczy. Uśmiechała się dzielnie, usiłując skupić na jednym, konkretnym aspekcie na raz, acz było to zadaniem zgoła trudnym. Przed chwilą Polly przecież pytała o to, czy Yaxley podpytała Barrego o dziewczynę, a teraz wypytuje się zdziwiona o co chodzi. Półwila spojrzała na nią wzrokiem pełynym zaskoczenia, żeby na sam koniec westchnąć ciężko, zmrużyć oczy i przetrzeć dłońmi twarz.
- Nie wiem, nieważne, chyba się zmęczyłam - mruknęła zatem niewyraźnie. Odgarnęła włosy do tyłu i dołączyły do reszty osób. - Zjedzmy lepiej tę zupę, bo pachnie cudownie - dodała pojednawczo, zanim do konwersacji włączyli się mężczyźni. Lub to one włączyły się do ich rozmowy, już sama nie wiedziała kto mówił co najpierw, a co potem. Milczała jedynie w kwestii tego jak się dziś spotkali z tym uroczym, piegowatym rudzielcem pełnym mrocznych sekrecików. Wolała zrzucić na niego odpowiedzialność tłumaczenia się, skoro tak niemiło pogrywa.
- Też bym wolała chyba gotować. Pani Vanity? Dopytuje gdzie jesteś, niedługo skończą mi się wymówki. - Zaśmiała się, uznając to za niebywale zabawne, nie wiedzieć czemu. - Nie wiadomo mi nic natomiast na temat tego, jakoby szukała zastępstwa. Wydaje mi się, że powinnaś przyjść w końcu - dodała już neutralnie i wzruszyła ramionami. Wreszcie mieli zasiąść przy stole i posłuchać o niezwykłych przygodach Weasleya.
- Jesteś taki odważny, Barry - skwitowała, starając się dać temu zdaniu wiarygodny wydźwięk. Niestety, ale nie wierzyła w żadne słowo - szczęśliwie nie zamierzała mówić tego na głos. - Ale skoro masz własnego anioła stróża, to nic ci niestraszne - dopowiedziała. Tym razem z większym rozbawieniem. Żeby zaraz potem zamilknąć i słuchać o tajnych przepisach na wspaniałe obiady. Po głowie wciąż kołatała jej się myśl o skrzatach, acz nic więcej na ich temat nie mówiła. Wolała zająć się próbowaniem zupy.
- To prawda, jest naprawdę dobra - potwierdziła słowa chłopaka. Najchętniej zaczęłaby ją dosłownie pochłaniać, ale wychowanie jej na to nie pozwalało, nawet, jeśli wokół nie było sztywnych arystokratów.
- Nie wiem, nieważne, chyba się zmęczyłam - mruknęła zatem niewyraźnie. Odgarnęła włosy do tyłu i dołączyły do reszty osób. - Zjedzmy lepiej tę zupę, bo pachnie cudownie - dodała pojednawczo, zanim do konwersacji włączyli się mężczyźni. Lub to one włączyły się do ich rozmowy, już sama nie wiedziała kto mówił co najpierw, a co potem. Milczała jedynie w kwestii tego jak się dziś spotkali z tym uroczym, piegowatym rudzielcem pełnym mrocznych sekrecików. Wolała zrzucić na niego odpowiedzialność tłumaczenia się, skoro tak niemiło pogrywa.
- Też bym wolała chyba gotować. Pani Vanity? Dopytuje gdzie jesteś, niedługo skończą mi się wymówki. - Zaśmiała się, uznając to za niebywale zabawne, nie wiedzieć czemu. - Nie wiadomo mi nic natomiast na temat tego, jakoby szukała zastępstwa. Wydaje mi się, że powinnaś przyjść w końcu - dodała już neutralnie i wzruszyła ramionami. Wreszcie mieli zasiąść przy stole i posłuchać o niezwykłych przygodach Weasleya.
- Jesteś taki odważny, Barry - skwitowała, starając się dać temu zdaniu wiarygodny wydźwięk. Niestety, ale nie wierzyła w żadne słowo - szczęśliwie nie zamierzała mówić tego na głos. - Ale skoro masz własnego anioła stróża, to nic ci niestraszne - dopowiedziała. Tym razem z większym rozbawieniem. Żeby zaraz potem zamilknąć i słuchać o tajnych przepisach na wspaniałe obiady. Po głowie wciąż kołatała jej się myśl o skrzatach, acz nic więcej na ich temat nie mówiła. Wolała zająć się próbowaniem zupy.
- To prawda, jest naprawdę dobra - potwierdziła słowa chłopaka. Najchętniej zaczęłaby ją dosłownie pochłaniać, ale wychowanie jej na to nie pozwalało, nawet, jeśli wokół nie było sztywnych arystokratów.
Kwiat przekwita, ciern zostaje
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Och, muszę pójść do niej z wielkim ciastem przeprosinowym - wzdycham na wieść o wymówkach dla pani Vanity - Mówiłam ci Wincent, że chcę być jak pani Vanity. Ona na pewno nigdy nie zrywała się i nie kazała przyjaciółce kłamać w swoim imieniu - smutno mi się robi aż dwa razy bardziej smutno, kiedy uświadamiam sobie, że zmuszam Lilianę do kłamania. Biedna Lilia, kiedyś mnie zostawi i wyjedzie robić szachecką karierę gdzieś daleko w Anglii, będzie nosiła długie sukienki i zapraszala mnóstwo gości do swojej pięknej posiadłości. Och, wtedy odpłaci mi się i nie zaprosi mnie na żaden z bali.
Barry opowiada co robił z Lilą, ale umyka mi całość, bo skupiam się na jednej rzeczy.
- JAK TO - unoszę brwi i przestaję jeść. - JAK TO ZMARŁA - szkoda, że mnie nie było tam, na pewno bym wszystko uratowała. Chociaż kto tam wie, może wcale nie jestem aż taką dobrą pielęgniarką. Słuchamy wszyscy opowieści Wincenta, kiwam zadowolona głową. - Wujaszku, chodziłeś do Durmstrangu? Jak tam jest, opowiedz?
Układam policzek na ręce i chcę się wsłuchać w kolejną wspaniałą opowieść, której nie słyszałam. Czy w Durmstrangu trzeba umieć liczyć tabliczkę mnożenia? Apfe!
Uśmiecham się na wieść, że zarówno Barremu jak i Lilianie okropnie smakuje cebulakowa zupa.
- Widzisz, Wincent, czyli jednak jest nadzieja w narodzie - a żeby i Liliana i Barry byli w temacie to im wytłumaczam - Bo się zastanawialiśmy, czy nie będziecie wybrzydzać. Ale na całe szczęście nie jesteście najgorszymi gośćmi, a najsłodszymi. Słodcy są, prawda? - ucieszyłam się do Wincenta i mrugam do Liliany. Ona szlachetna, Barry szlachetny, dlaczego nie zostaną parą? Słodcy ludzie powinni być ze sobą na zawsze - tak uważam.
Barry opowiada co robił z Lilą, ale umyka mi całość, bo skupiam się na jednej rzeczy.
- JAK TO - unoszę brwi i przestaję jeść. - JAK TO ZMARŁA - szkoda, że mnie nie było tam, na pewno bym wszystko uratowała. Chociaż kto tam wie, może wcale nie jestem aż taką dobrą pielęgniarką. Słuchamy wszyscy opowieści Wincenta, kiwam zadowolona głową. - Wujaszku, chodziłeś do Durmstrangu? Jak tam jest, opowiedz?
Układam policzek na ręce i chcę się wsłuchać w kolejną wspaniałą opowieść, której nie słyszałam. Czy w Durmstrangu trzeba umieć liczyć tabliczkę mnożenia? Apfe!
Uśmiecham się na wieść, że zarówno Barremu jak i Lilianie okropnie smakuje cebulakowa zupa.
- Widzisz, Wincent, czyli jednak jest nadzieja w narodzie - a żeby i Liliana i Barry byli w temacie to im wytłumaczam - Bo się zastanawialiśmy, czy nie będziecie wybrzydzać. Ale na całe szczęście nie jesteście najgorszymi gośćmi, a najsłodszymi. Słodcy są, prawda? - ucieszyłam się do Wincenta i mrugam do Liliany. Ona szlachetna, Barry szlachetny, dlaczego nie zostaną parą? Słodcy ludzie powinni być ze sobą na zawsze - tak uważam.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Podobnie jak na Polly, na nim również ta wiadomość zrobiła wrażenie. Nie odezwał się jednak, a tylko otworzył szeroko oczy. Niebywałe co się działo na tym świecie i to o tak wczesnych porach. Vincent żył już bardzo długo i niejedno widział. Brał udział w takich wydarzeniach, że na samo wspomnienie włosy jeżyły mu się na plecach. Nadal jednak nie potrafił wyrobić w sobie znieczulicy, żeby zignorować podobne wieści. Ten Weasley musiał mieć nieźle mocne nerwy, skoro po takich wydarzeniach był w stanie jakby nigdy nic przyjść tu i wesoło zajadać zupę. A może on tylko stwarzał pozory wesołego? Od kiedy Vincent miał okazję poobserwować dokładnie Daniela, przekonał się, że ludzie czasem idealnie potrafią ukryć prawdziwe emocje. Nawet te bardzo bardzo silne.
Na szczęście Polly po raz kolejny wyciągnęła Kruegera ze złego stanu, zmuszając go do kolejnej opowieści.
- Durmstrang to wbrew pozorom bardzo fajna szkoła - zaczął wesoło, jak zwykle robiąc rozmarzoną minę charakterystyczną podczas opowiadania o czasach swojej młodości. - Na początku trochę się bałem, bo z tego, co wszyscy mówili, miało mi tam być gorzej niż w domu. - Niepotrzebnie go straszyli. Ich puste słowa niewiele dały. - Ale wiecie co? Wcale nie było mi tam gorzej. Było lepiej! - uśmiechnął się na wspomnienie tamtych czasów. Pierw myślał, że musi się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć, ale potem zauważył, że tak naprawdę to nie ma sensu i zmienił taktykę na uczenie się minimalnej ilości materiału. Tylko tak dla przyzwoitości, żeby nie przynieść wstydu rodzinie. - Tak naprawdę pierwszy raz w życiu miałem kolegów, bo w dzieciństwie byłem bardzo samotny. Wtedy też się zakochałem. Po raz pierwszy i najmocniej. - Puścił oko do Polly, wiedząc, że ta informacja najbardziej ją zainteresowała. Spodziewał się gradu pytań i już mu się chciało śmiać.
Najwyraźniej zupa smakowała wszystkim. Bardzo go to ucieszyło. Ach te komplementy! Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No pewnie, że słodcy! - A szczególnie gospodyni! - Ale ja się nie zastanawiałem. Nie spodziewałem się, że twoi przyjaciele są zdolni do tego, żeby sprawiać przykrość jako goście. - Tak naprawdę odrobinę się bał, że komuś może nie zasmakować. W końcu dużo ludzi kręci nosem na cebulę w daniach, a co dopiero całą zupę o tym smaku. Kto jednak pogardziłby vincentową cebulową? Nawet największa maruda stwierdziłaby, że zupa jest idealna!
Po chwili przypomniał sobie, że chciał się o coś spytać rudego kolegi Polly.
- Barry, znasz może Lyrę Weasley? - To pytanie nie brzmiało chyba nachalnie. Vincent jak zwykle nie chciał wyjść na wścibskiego.
Na szczęście Polly po raz kolejny wyciągnęła Kruegera ze złego stanu, zmuszając go do kolejnej opowieści.
- Durmstrang to wbrew pozorom bardzo fajna szkoła - zaczął wesoło, jak zwykle robiąc rozmarzoną minę charakterystyczną podczas opowiadania o czasach swojej młodości. - Na początku trochę się bałem, bo z tego, co wszyscy mówili, miało mi tam być gorzej niż w domu. - Niepotrzebnie go straszyli. Ich puste słowa niewiele dały. - Ale wiecie co? Wcale nie było mi tam gorzej. Było lepiej! - uśmiechnął się na wspomnienie tamtych czasów. Pierw myślał, że musi się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć, ale potem zauważył, że tak naprawdę to nie ma sensu i zmienił taktykę na uczenie się minimalnej ilości materiału. Tylko tak dla przyzwoitości, żeby nie przynieść wstydu rodzinie. - Tak naprawdę pierwszy raz w życiu miałem kolegów, bo w dzieciństwie byłem bardzo samotny. Wtedy też się zakochałem. Po raz pierwszy i najmocniej. - Puścił oko do Polly, wiedząc, że ta informacja najbardziej ją zainteresowała. Spodziewał się gradu pytań i już mu się chciało śmiać.
Najwyraźniej zupa smakowała wszystkim. Bardzo go to ucieszyło. Ach te komplementy! Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No pewnie, że słodcy! - A szczególnie gospodyni! - Ale ja się nie zastanawiałem. Nie spodziewałem się, że twoi przyjaciele są zdolni do tego, żeby sprawiać przykrość jako goście. - Tak naprawdę odrobinę się bał, że komuś może nie zasmakować. W końcu dużo ludzi kręci nosem na cebulę w daniach, a co dopiero całą zupę o tym smaku. Kto jednak pogardziłby vincentową cebulową? Nawet największa maruda stwierdziłaby, że zupa jest idealna!
Po chwili przypomniał sobie, że chciał się o coś spytać rudego kolegi Polly.
- Barry, znasz może Lyrę Weasley? - To pytanie nie brzmiało chyba nachalnie. Vincent jak zwykle nie chciał wyjść na wścibskiego.
I co, dalej chcesz grać w to? Spójrzmy, do czego doprowadzą Cię te kłamstwa. Może ci uwierzą. Myśli szalały jak szalone, podczas gdy on przybrał perfekcyjną maskę zatroskanego czarodzieja. Owszem, wcześniejsze słowa co do pani Vanity usłyszał, ale nie chciał ich komentować. Nie zna tej pani, ale może jak Polka pokaże jemu ową cukiernię, to się pozna z kobietą. Ale póki co w głowie miał co innego. - Niestety nie da się wszystkich uratować Polka.- powiedział ponurym głosem, jakby jemu było żal po śmierci tego chłopaka. No niestety nikt nie może żyć wiecznie, jak i nie da się każdego uratować. Nikt nie jest cudotwórcą i Polka powinna o tym pamiętać, skoro pracuje w Mungu. Zaraz spojrzał na Lilianę, do której uśmiechnął się uprzejmie i skinął głową w podzięce za fałszywe słowa. Graj i śpiewaj, niczym słowik. Idź przez nuty aż do meritum.. Tylko Vincent nic nie mówił, co zaalarmowało rudzielca, ale tego nie komentował. Może to i dobrze? Oby tylko nie domyślał się prawdy. Może ocenia, na ile wiarygodna jest ta historyjka? Na szczęście z tych myśli zabrały jego kolejne opowieści, tym razem o Durmstrangu. Słyszał o tej szkole, że naucza się Czarnej Magii i chyba nadal tak jest. Ale czy wypada o to pytać podczas tej wesołej i luźnej rozmowy? Co jeśli zestresuje Vincenta i zrobi się niewygodnie? Wolał przemilczeć te pytanie jednocześnie uśmiechając się w stronę Liliany, a potem Polki. Pierwsza miłość... Barry nadal myśli o Norze, ale smutne, że musi to zakończyć. To będzie bolesne. Szkoda, że nie może zrobić inaczej, że nie może sprzeciwić się woli nestora. - A jest coś ciekawego w rejonie Durmstrangu?- skierował swe słowa do kucharza proponując, aby może rozwinął coś na ten temat. Barry średnio tym był zainteresowany, ale dziewczyny pewnie chciałyby posłuchać nieco o innej uczelni i innych możliwościach. Może też i krajobrazach, bo Norwegia chyba nie jest taka sama, jak Londyn, prawda? Tak przynajmniej rudzielcowi się zdawało.
Barry uśmiechnął się pod nosem i wziął kolejną łyżkę zupy, gdy został zapytany o Lyrę. Wpierw pomyślał, ze znów coś się stało, bo inaczej dlaczego się Vincent o nią pyta? Nie wygląda na osobę, która fascynuje się obrazami i chciałby mieć jakiś w swoim pokoju. W co ona teraz się wpakowała. - Tak, Lyra jest moją siostrą.- odpowiedział uprzejmie ukrywając swe zdenerwowanie. - A coś się z nią stało?- dodał zaraz zerkając zaciekawiony na Vincenta, który pewnie odczytał z jego oczu, że się martwi jak diabli o swoją siostrę. Może i ją skrzywdził dając te narkotyki, ale wymazał wspomnienia. Nie będzie mocno cierpieć zarówno ona, jak i Garrett. W dodatku wróciła żywa do domu. To się liczyło. Mimo złego, starał się o dobro swego rodzeństwa, nie zważając na niektóre pokręcone pomysły.
Barry uśmiechnął się pod nosem i wziął kolejną łyżkę zupy, gdy został zapytany o Lyrę. Wpierw pomyślał, ze znów coś się stało, bo inaczej dlaczego się Vincent o nią pyta? Nie wygląda na osobę, która fascynuje się obrazami i chciałby mieć jakiś w swoim pokoju. W co ona teraz się wpakowała. - Tak, Lyra jest moją siostrą.- odpowiedział uprzejmie ukrywając swe zdenerwowanie. - A coś się z nią stało?- dodał zaraz zerkając zaciekawiony na Vincenta, który pewnie odczytał z jego oczu, że się martwi jak diabli o swoją siostrę. Może i ją skrzywdził dając te narkotyki, ale wymazał wspomnienia. Nie będzie mocno cierpieć zarówno ona, jak i Garrett. W dodatku wróciła żywa do domu. To się liczyło. Mimo złego, starał się o dobro swego rodzeństwa, nie zważając na niektóre pokręcone pomysły.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lila przytaknęła odnośnie ciasta przeprosinowego. Pani Vanity przepadała za wypiekami, pytanie jedynie brzmiało, czy Polly potrafi piec? Zawsze może zaopatrzyć się w ciasto z pobliskiej cukierni, w razie kryzysu. Niestety, Yaxleyówna nie znała się na gotowaniu wcale, dlatego nie mogła jej pomóc. Lecz Vincent wydawał się być wprawnym kucharzem, mogą zawsze zaszaleć wspólnie nad słodkościami! Ona mogłaby jedynie przyjść i je przetestować, tak w razie czego. Dzięki temu ich szefowa nie musiałaby się obawiać, że nadmiernie skoczy jej cukier w krwi - półwila byłaby doskonałym królikiem doświadczalnym i dowodem na nieszkodliwość gastronomicznego arcydzieła!
Dziwne w ogóle, że w tym kierunku popłynęły jej myśli. Prawdopodobnie to ze zmęczenia. Uśmiechnęła się lekko kiedy była już w kuchni.
- Nie przesadzaj, każdy potrzebuje czasem wypoczynku - zaprotestowała. Nie wierzyła w świętość pani Vanity, nawet, jeżeli ją szanowała. Ze względu na jej doświadczenie i wiedzę, rzecz jasna. Niestety reszta atrybutów musiała pozostać w sferze niedopowiedzeń. Na których również nie skupia się nadto, a to wszystko dlatego, że wreszcie nadszedł czas cebulowej oraz wspólnego siedzenia przy stole.
Prawdopodobnie Lilka przejęłaby się bardziej opowieścią Barrego gdyby nie to, że była ona mocno podkoloryzowana, jeżeli nie zmyślona. Acz przez chwilę siedziała z posępną miną, co by historia nabrała więcej charakteru i... prawdziwości? Dobre sobie.
- Niestety tak to jest - rzuciła jedynie, puste słowa, ponieważ nic lepszego nie przychodziło jej do głowy. Nie chciała też zrobić z tego tematu numer jeden - na rękę było im zaniechanie go i skupienie się na czymś zgoła innym. Zwłaszcza, że tyczył się Durmstrangu! Yaxley przepadała za tą szkołą, dlatego też słuchała opowieści niemal z wypiekami na twarzy.
- A to prawda, że stawiają tam na rozwój tężyzny fizycznej? Grał pan w Quidditcha? Było dużo dyscypliny? No wie pan, kar cielesnych na przykład. - Zarzuciła biednego Vincenta gradem pytań. - I... to prawda, że uczą tam... no wiecie, tej złej magii? - spytała na koniec, konspiracyjnym szeptem, jakby mówiła o czymś bardzo nielegalnym. Cóż, nikt się nie chwali znajomością tej dziedziny magii, dlatego coś musi być na rzeczy.
Zaniechała jednakże drążenia tematu, kiedy ten zmienił się na Lyrę. Liliana także zaczęła się niepokoić, wszak się przyjaźniły! A skoro Barry wyglądał na zestresowanego, to chyba pan Krueger nie pytał daremnie? Yaxley wbiła w niego wyczekujący oraz uważny wzrok - uważny na tyle, na ile pozwalało zmęczenie.
Dziwne w ogóle, że w tym kierunku popłynęły jej myśli. Prawdopodobnie to ze zmęczenia. Uśmiechnęła się lekko kiedy była już w kuchni.
- Nie przesadzaj, każdy potrzebuje czasem wypoczynku - zaprotestowała. Nie wierzyła w świętość pani Vanity, nawet, jeżeli ją szanowała. Ze względu na jej doświadczenie i wiedzę, rzecz jasna. Niestety reszta atrybutów musiała pozostać w sferze niedopowiedzeń. Na których również nie skupia się nadto, a to wszystko dlatego, że wreszcie nadszedł czas cebulowej oraz wspólnego siedzenia przy stole.
Prawdopodobnie Lilka przejęłaby się bardziej opowieścią Barrego gdyby nie to, że była ona mocno podkoloryzowana, jeżeli nie zmyślona. Acz przez chwilę siedziała z posępną miną, co by historia nabrała więcej charakteru i... prawdziwości? Dobre sobie.
- Niestety tak to jest - rzuciła jedynie, puste słowa, ponieważ nic lepszego nie przychodziło jej do głowy. Nie chciała też zrobić z tego tematu numer jeden - na rękę było im zaniechanie go i skupienie się na czymś zgoła innym. Zwłaszcza, że tyczył się Durmstrangu! Yaxley przepadała za tą szkołą, dlatego też słuchała opowieści niemal z wypiekami na twarzy.
- A to prawda, że stawiają tam na rozwój tężyzny fizycznej? Grał pan w Quidditcha? Było dużo dyscypliny? No wie pan, kar cielesnych na przykład. - Zarzuciła biednego Vincenta gradem pytań. - I... to prawda, że uczą tam... no wiecie, tej złej magii? - spytała na koniec, konspiracyjnym szeptem, jakby mówiła o czymś bardzo nielegalnym. Cóż, nikt się nie chwali znajomością tej dziedziny magii, dlatego coś musi być na rzeczy.
Zaniechała jednakże drążenia tematu, kiedy ten zmienił się na Lyrę. Liliana także zaczęła się niepokoić, wszak się przyjaźniły! A skoro Barry wyglądał na zestresowanego, to chyba pan Krueger nie pytał daremnie? Yaxley wbiła w niego wyczekujący oraz uważny wzrok - uważny na tyle, na ile pozwalało zmęczenie.
Kwiat przekwita, ciern zostaje
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
onie, nie dość, że tyle czekaliście to jeszcze zdupypost
- Lepiej niz w domu? - nie wierzę w to, przecież Wincent miał Daniela w domu. Anie, zaraz, zaraz, przecież to czasy, kiedy jeszcze Daniela nie było na świecie. Także odpuszczam spinę i kiwam głową, zachęcając aby wujaszek opowiadał. Oczy mi się zaświeciły, kiedy powiedział o pierwszym zakochaniu. Och, przecież to najsłodsze! Cały wujaszek jest najsłodszy. - Och, to musiało być piękne. Chciałeś się z nią ożenić? - przykładam piąstkę do policzka i chcę wysłuchać wspaniałej opowieści, która niesie ze sobą historia Wincenta i jego miłości. Pierwszej i najmocniejszej. O wiele milsza rozmowa, niż dywagowanie nad tym dlaczego nie było mnie w praci i że tam ludzie umierają. Ech, nie mogę za bardzo myśleć o podobnych rzeczach.
Lilianka wspomina, że tam (w Durmstrangu) się zwraca uwagę na tężyznę. - Ależ wujaszek Wincent nie wyglada na takiego bardzo grubego, Lilka - wywracam oczkami, myślę sobie CO TY LILKA, ale nie chce sie dalej kłócić z moją beefefkom, szczególnie, że zadała bardzo istotne pytanie. Wytrzeszczam oczy na pana Kreugera starszego. Orety, czy pan Wujaszek umie czarną magię? Dlatego czekam w niecierpliwości na odpowiedź. Ciekawe, ciekawe rzeczy się dzieją.
Później nie wiem dlaczego Wujcio spytał się o Lyrę Weasley. Och, lepiej jak im nie powiem, do czego ja ją namawiałam.
- Lepiej niz w domu? - nie wierzę w to, przecież Wincent miał Daniela w domu. Anie, zaraz, zaraz, przecież to czasy, kiedy jeszcze Daniela nie było na świecie. Także odpuszczam spinę i kiwam głową, zachęcając aby wujaszek opowiadał. Oczy mi się zaświeciły, kiedy powiedział o pierwszym zakochaniu. Och, przecież to najsłodsze! Cały wujaszek jest najsłodszy. - Och, to musiało być piękne. Chciałeś się z nią ożenić? - przykładam piąstkę do policzka i chcę wysłuchać wspaniałej opowieści, która niesie ze sobą historia Wincenta i jego miłości. Pierwszej i najmocniejszej. O wiele milsza rozmowa, niż dywagowanie nad tym dlaczego nie było mnie w praci i że tam ludzie umierają. Ech, nie mogę za bardzo myśleć o podobnych rzeczach.
Lilianka wspomina, że tam (w Durmstrangu) się zwraca uwagę na tężyznę. - Ależ wujaszek Wincent nie wyglada na takiego bardzo grubego, Lilka - wywracam oczkami, myślę sobie CO TY LILKA, ale nie chce sie dalej kłócić z moją beefefkom, szczególnie, że zadała bardzo istotne pytanie. Wytrzeszczam oczy na pana Kreugera starszego. Orety, czy pan Wujaszek umie czarną magię? Dlatego czekam w niecierpliwości na odpowiedź. Ciekawe, ciekawe rzeczy się dzieją.
Później nie wiem dlaczego Wujcio spytał się o Lyrę Weasley. Och, lepiej jak im nie powiem, do czego ja ją namawiałam.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Vincent czasem miał wrażenie, że zupełnie nie rozumie dzisiejszej młodzieży. Bał się wnikać w tę sprawę ze śmiercią w tle. Bał się nawet o tym myśleć. To było jakieś takie... upiorne. Coś mu tu nie pasowało, ale nie miał pojęcia co. Chyba nie chciał wiedzieć. Na chwilę atmosfera w kuchni zrobiła się nieprzyjemna. Na szczęście zaledwie na chwilę.
Słysząc pytanie dziewczyny, uśmiechnął się miło. - To było piękne. Wszystko! Ona, moje cudowne uczucie, które już nigdy się nie powtórzyło... ale jakoś nie wybiegałem w przyszłość. Chociaż może w końcu zacząłbym myśleć o jakiś oświadczynach. Niestety ktoś mnie ubiegł - to była ta niezbyt przyjemna część wspomnień o ukochanej, które nawet mimo wszystko były czymś wspaniałym.
Najwyraźniej udało mu się wzbudzić duże zainteresowanie wszystkich uczestników obiadu.
- Durmstrang znajduje się pośród lasów, jezior i gór. To wręcz idealne miejsce na wypoczynek. Szkoda tylko, że trzeba się uczyć - mrugnął do dziewczyn, a słysząc ich małą sprzeczkę, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Nie wyglądam na tak bardzo, tylko po prostu grubego, tak? - Oj, Polly, Polly... - Lilano, masz rację. Ostro nas tam trenowali, ale dzięki temu byłem bardziej atrakcyjnym młodzieńcem, niż jakbym tylko siedział w książkach. - Nie nadążał z odpowiedziami na pytania. To się dobrały! Obie tak samo niedoścignione w maratonach pytań. - Nie grałem w Quidditcha - szczerze mówiąc, nie lubi tego sportu do dziś - A na kary nie narzekam - bardziej narzekam na kary, które dostawałem w domu - byłem grzecznym dzieckiem. - Uśmiechnął się na tę myśl, bo to prawda, że nie należał do chuliganów.
Ostatnie pytanie dziewczyny o anielskiej urodzie wybiło go z rytmu. Ten ton i to spojrzenie. Atmosfera o mało nie udzieliła się Vincentowi. Mógłby się nawet przestraszyć. Spojrzenie Polly również było paraliżujące. Chyba obie pragnęły usłyszeć mrożącą krew w żyłach historię ze śmiercią w tle. Niczym historię Barry'ego?... Choć mężczyzna lubił opowiadać tak, żeby inni w napięciu go słuchali, tym razem nie miał na to ochoty. Wolał ich nieco rozluźnić.
- Oj tam! Poznałem podstawy czarnej magii. Nawet niezbyt pamiętam na czym to wszystko polega - uśmiechną się niewinnie. W rzeczywistości dobrze wszystko wiedział i gdyby hipotetycznie taka potrzeba zaistniała, mógłby tu i teraz popisać się umiejętnościami. Na szczęście nawet nie potrafił wymyślić powodu, dla którego miałby to robić.
Dlatego właśnie szybko zmienił temat na Lyrę Weasley. Nieopatrznie wywołał niepokój w sercach gości. Zapytał z czystej ciekawości, bo lubił wiedzieć kto jest kim dla kogo, jeśli chodzi o rodziny i znajomych. Poza tym to by oznaczało, że Barry jest kuzynem Daniela.
- Aha, siostrą - pokiwał głową. Czyli to jednak kuzyn mojego bratanka. - Nie! - uśmiechnął się, licząc, że to mu pomoże załagodzić podejrzliwe podejście Weasleya. To spojrzenie, ten błysk w oczach. Jakby chciał powiedzieć: Lepiej uważaj, o czym myślisz, bo nawet to może zostać użyte przeciwko tobie!. - Nic się nie stało. Po prostu - jestem ciekawski! - zastanawiałem się, kim dla niej jesteś. - Nic się w rezultacie z nie stało, ale spotkanie przebiegło tak, że Vincent cały czas miał silne obawy, czy dziewczyna je przeżyje. Pierw o mało nie zemdlała, potem nie mogła nawet wstać z chodnika... W skrócie - przysporzyła Kruegerowi nie lada emocji. Na szczęście to podobno nie było nic groźnego i to jakaś jej stała, normalna przypadłość. Nic dziwnego jednak, że brat się martwił, skoro takie coś zdarzało się częściej. - Pozdrów ją, proszę, ode mnie - dodał na koniec. Pewnie się ucieszy. Jemu by było bardzo miło, gdyby ta sympatyczna malarka przekazała pozdrowienia. W drugą stronę zapewne też to działało.
/sorka za ścianę, ale jakoś tak mnie poniosło...
Słysząc pytanie dziewczyny, uśmiechnął się miło. - To było piękne. Wszystko! Ona, moje cudowne uczucie, które już nigdy się nie powtórzyło... ale jakoś nie wybiegałem w przyszłość. Chociaż może w końcu zacząłbym myśleć o jakiś oświadczynach. Niestety ktoś mnie ubiegł - to była ta niezbyt przyjemna część wspomnień o ukochanej, które nawet mimo wszystko były czymś wspaniałym.
Najwyraźniej udało mu się wzbudzić duże zainteresowanie wszystkich uczestników obiadu.
- Durmstrang znajduje się pośród lasów, jezior i gór. To wręcz idealne miejsce na wypoczynek. Szkoda tylko, że trzeba się uczyć - mrugnął do dziewczyn, a słysząc ich małą sprzeczkę, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Nie wyglądam na tak bardzo, tylko po prostu grubego, tak? - Oj, Polly, Polly... - Lilano, masz rację. Ostro nas tam trenowali, ale dzięki temu byłem bardziej atrakcyjnym młodzieńcem, niż jakbym tylko siedział w książkach. - Nie nadążał z odpowiedziami na pytania. To się dobrały! Obie tak samo niedoścignione w maratonach pytań. - Nie grałem w Quidditcha - szczerze mówiąc, nie lubi tego sportu do dziś - A na kary nie narzekam - bardziej narzekam na kary, które dostawałem w domu - byłem grzecznym dzieckiem. - Uśmiechnął się na tę myśl, bo to prawda, że nie należał do chuliganów.
Ostatnie pytanie dziewczyny o anielskiej urodzie wybiło go z rytmu. Ten ton i to spojrzenie. Atmosfera o mało nie udzieliła się Vincentowi. Mógłby się nawet przestraszyć. Spojrzenie Polly również było paraliżujące. Chyba obie pragnęły usłyszeć mrożącą krew w żyłach historię ze śmiercią w tle. Niczym historię Barry'ego?... Choć mężczyzna lubił opowiadać tak, żeby inni w napięciu go słuchali, tym razem nie miał na to ochoty. Wolał ich nieco rozluźnić.
- Oj tam! Poznałem podstawy czarnej magii. Nawet niezbyt pamiętam na czym to wszystko polega - uśmiechną się niewinnie. W rzeczywistości dobrze wszystko wiedział i gdyby hipotetycznie taka potrzeba zaistniała, mógłby tu i teraz popisać się umiejętnościami. Na szczęście nawet nie potrafił wymyślić powodu, dla którego miałby to robić.
Dlatego właśnie szybko zmienił temat na Lyrę Weasley. Nieopatrznie wywołał niepokój w sercach gości. Zapytał z czystej ciekawości, bo lubił wiedzieć kto jest kim dla kogo, jeśli chodzi o rodziny i znajomych. Poza tym to by oznaczało, że Barry jest kuzynem Daniela.
- Aha, siostrą - pokiwał głową. Czyli to jednak kuzyn mojego bratanka. - Nie! - uśmiechnął się, licząc, że to mu pomoże załagodzić podejrzliwe podejście Weasleya. To spojrzenie, ten błysk w oczach. Jakby chciał powiedzieć: Lepiej uważaj, o czym myślisz, bo nawet to może zostać użyte przeciwko tobie!. - Nic się nie stało. Po prostu - jestem ciekawski! - zastanawiałem się, kim dla niej jesteś. - Nic się w rezultacie z nie stało, ale spotkanie przebiegło tak, że Vincent cały czas miał silne obawy, czy dziewczyna je przeżyje. Pierw o mało nie zemdlała, potem nie mogła nawet wstać z chodnika... W skrócie - przysporzyła Kruegerowi nie lada emocji. Na szczęście to podobno nie było nic groźnego i to jakaś jej stała, normalna przypadłość. Nic dziwnego jednak, że brat się martwił, skoro takie coś zdarzało się częściej. - Pozdrów ją, proszę, ode mnie - dodał na koniec. Pewnie się ucieszy. Jemu by było bardzo miło, gdyby ta sympatyczna malarka przekazała pozdrowienia. W drugą stronę zapewne też to działało.
/sorka za ścianę, ale jakoś tak mnie poniosło...
|przepraszamprzepraszamprzepraszam
Barry siedział milcząco podczas gdy dziewczyny torpedowały Vincenta pytaniami, a on jedynie przysłuchiwał się tej rozmowie i bawił swym wzrokiem. Spoglądał to na każdą osobę, która w tym czasie mówiła. Bo co on miał powiedzieć? Ani nie chodził do Durmstrangu, ani zbyt dobrze też nie zna Kruegerów. Niewiele wie o nich, mimo iż są rodziną. Zabawne, że najmniej się wie właśnie o rodzinie. Z Danielem jeszcze się czasem spotykają, ale z Vincentem? Nie jego szlacheckiego pochodzenia, więc nie było możliwości spotkać go na sabatach.
Czarna magia... tu na chwilę rudzielec przysłuchał się uważnie, lecz niestety nie dowiedział się tego, czego chciał. A powinien nauczyć się tego, jeśli ma przetrwać na Nokturnie. Może Samantha pomoże... albo Ramsey? Tak czy siak, będzie musiał poszukać nauczyciela. Szkoda, ze Vincent nie chce niczego zaprezentować, lecz z drugiej strony czy dziewczyny by nie pisnęły ze strachu? Czy by się nie przeraziły? Pozostawił to bez komentarza i dopiero odezwał się, jak rozmowa przebiegła na jego młodszą siostrę. Odetchnął z ulgą słysząc, że nic jej się nie przytrafiło. - Całe szczęście. Ostatnio ona ciągle w coś się pakuje. Myślimy z bratem, by ją odesłać do rodziców, bo i tak już nie pracuje na Pokątnej.- powiedziałem neutralnym tonem siląc się na uśmiech. Jakoś nie mógł ucieszyć się z tego, że Lyra ciągle w coś się pakuje jak i utrzymać miły ton rozmowy. Za dużo myśli, złych wspomnień... zaraz jednak uśmiechnął się przytakując na prośbę Kruegera. - Pozdrowię ją, oczywiście. A może chciałby Pan ją odwiedzić? Na pewno by się uradowała gościem.- powiedziałem już weselszym tonem. Lyra teraz zazwyczaj jest sama w mieszkaniu, więc nie zaszkodziłoby jej, gdyby ktoś od czasu do czasu w ciągu dnia wpadł.
- Wiecie może, która jest godzina? Niestety gdzieś zapodział się mój zegarek.- zapytałem całego towarzystwa o godzinę. Pewnie został w tym parku, w którym potem Liliana mnie uleczyła. Na szczęście nie należał do tych drogich, więc nie było aż tak wielkiego żalu. Ale teraz za to musiał pilnować czasu. Był umówiony z jednym klientem, a tutejsza atmosfera jest przyjazna, że aż nie chce się opuszczać uroczej kuchni. Dlatego zostanie tu tak długo, ile będzie mógł.
Barry siedział milcząco podczas gdy dziewczyny torpedowały Vincenta pytaniami, a on jedynie przysłuchiwał się tej rozmowie i bawił swym wzrokiem. Spoglądał to na każdą osobę, która w tym czasie mówiła. Bo co on miał powiedzieć? Ani nie chodził do Durmstrangu, ani zbyt dobrze też nie zna Kruegerów. Niewiele wie o nich, mimo iż są rodziną. Zabawne, że najmniej się wie właśnie o rodzinie. Z Danielem jeszcze się czasem spotykają, ale z Vincentem? Nie jego szlacheckiego pochodzenia, więc nie było możliwości spotkać go na sabatach.
Czarna magia... tu na chwilę rudzielec przysłuchał się uważnie, lecz niestety nie dowiedział się tego, czego chciał. A powinien nauczyć się tego, jeśli ma przetrwać na Nokturnie. Może Samantha pomoże... albo Ramsey? Tak czy siak, będzie musiał poszukać nauczyciela. Szkoda, ze Vincent nie chce niczego zaprezentować, lecz z drugiej strony czy dziewczyny by nie pisnęły ze strachu? Czy by się nie przeraziły? Pozostawił to bez komentarza i dopiero odezwał się, jak rozmowa przebiegła na jego młodszą siostrę. Odetchnął z ulgą słysząc, że nic jej się nie przytrafiło. - Całe szczęście. Ostatnio ona ciągle w coś się pakuje. Myślimy z bratem, by ją odesłać do rodziców, bo i tak już nie pracuje na Pokątnej.- powiedziałem neutralnym tonem siląc się na uśmiech. Jakoś nie mógł ucieszyć się z tego, że Lyra ciągle w coś się pakuje jak i utrzymać miły ton rozmowy. Za dużo myśli, złych wspomnień... zaraz jednak uśmiechnął się przytakując na prośbę Kruegera. - Pozdrowię ją, oczywiście. A może chciałby Pan ją odwiedzić? Na pewno by się uradowała gościem.- powiedziałem już weselszym tonem. Lyra teraz zazwyczaj jest sama w mieszkaniu, więc nie zaszkodziłoby jej, gdyby ktoś od czasu do czasu w ciągu dnia wpadł.
- Wiecie może, która jest godzina? Niestety gdzieś zapodział się mój zegarek.- zapytałem całego towarzystwa o godzinę. Pewnie został w tym parku, w którym potem Liliana mnie uleczyła. Na szczęście nie należał do tych drogich, więc nie było aż tak wielkiego żalu. Ale teraz za to musiał pilnować czasu. Był umówiony z jednym klientem, a tutejsza atmosfera jest przyjazna, że aż nie chce się opuszczać uroczej kuchni. Dlatego zostanie tu tak długo, ile będzie mógł.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Odpłynęła. Odpłynęła pałaszując naprawdę dobrą zupę oraz słuchając o Durmstrangu. Ile ona by dała ażeby móc się tam uczyć! Hogwart w rzeczywistości okazał się lepszy niż zdawał się być w latach dziecięcych kiedy to za żadne skarby świata nie chciała się tam kształcić, acz pomimo wszystko tęskniła do placówki, w której tak naprawdę nigdy nie była. Ot, takie dziwne marzenie młodego dziewczęcia. Wierzyła, że dzięki tej zmianie byłaby zupełnie innym człowiekiem. Może okazałaby się fanatyczną zwolenniczką czystej krwi i grała w Quidditcha, przez co zapewne zostałaby wydziedziczona? Możliwości było mnóstwo, lecz i tak nikt się o niczym nie dowie, bo nikt nie miał zmieniacza czasu. Poza tym papa Yaxley z pewnością nie pozwoliłby na naukę w Durmstrangu choćby nie wiadomo co, dlatego gdybanie tym bardziej było bezcelowe.
A jednak opowieści wydawały się być namiastką utraconych pragnień! Lilka podparła głowę na łokciu słuchając tego, co mówi Vincent. Żałowała, że nie powiedział niczego więcej; na jej twarzy odmalował się nawet pewien wyraz niezadowolenia z faktu, że panu Kruegerowi było daleko do mrocznego czarnoksiężnika. Ten scenariusz jawił jej się jako dużo bardziej fascynujący aniżeli zwykłe, uczniowskie życie.
- Oj Polly, chodzi mi o to, że dbali o kondycję, a nie czy ktoś jest gruby czy chudy - skomentowała nieco kapryśnie, no bo przecież to było takie oczywiste! Teraz wyszło na to, że ona, Liliana Yaxley twierdzi, że ktoś tu jest przy sobie, no litości!
- Naprawdę szkoda - westchnęła. Rzecz jasna odnośnie zapomnienia podstaw czarnej magii przez Vincenta. Nie zdążyła rozwinąć tego ciekawego tematu, albowiem ten w mig przeskoczył na Lyrę. Półwila ożywiła się natychmiast mając nadzieję, że nic się nie stało siostrze Barrego, to byłoby bardzo przykre.
- W co się pakuje? - spytała Lilka nie kryjąc ciekawości. W październiku wszystko wydawało się być w porządku, poza tym, że zgubiły się w lesie i zaatakowały je chochliki. Nie podejrzewała, że to jedynie kropla w morzu przygód Weasleyówny! Która w tym momencie tak ją zaabsorbowała, że zupełnie nie dotarło do niej pytanie o godzinę.
A jednak opowieści wydawały się być namiastką utraconych pragnień! Lilka podparła głowę na łokciu słuchając tego, co mówi Vincent. Żałowała, że nie powiedział niczego więcej; na jej twarzy odmalował się nawet pewien wyraz niezadowolenia z faktu, że panu Kruegerowi było daleko do mrocznego czarnoksiężnika. Ten scenariusz jawił jej się jako dużo bardziej fascynujący aniżeli zwykłe, uczniowskie życie.
- Oj Polly, chodzi mi o to, że dbali o kondycję, a nie czy ktoś jest gruby czy chudy - skomentowała nieco kapryśnie, no bo przecież to było takie oczywiste! Teraz wyszło na to, że ona, Liliana Yaxley twierdzi, że ktoś tu jest przy sobie, no litości!
- Naprawdę szkoda - westchnęła. Rzecz jasna odnośnie zapomnienia podstaw czarnej magii przez Vincenta. Nie zdążyła rozwinąć tego ciekawego tematu, albowiem ten w mig przeskoczył na Lyrę. Półwila ożywiła się natychmiast mając nadzieję, że nic się nie stało siostrze Barrego, to byłoby bardzo przykre.
- W co się pakuje? - spytała Lilka nie kryjąc ciekawości. W październiku wszystko wydawało się być w porządku, poza tym, że zgubiły się w lesie i zaatakowały je chochliki. Nie podejrzewała, że to jedynie kropla w morzu przygód Weasleyówny! Która w tym momencie tak ją zaabsorbowała, że zupełnie nie dotarło do niej pytanie o godzinę.
Kwiat przekwita, ciern zostaje
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kuchnia
Szybka odpowiedź